[bylobrzydkobedzieladnie]

❍ 1 lutego, 1957 r. ❍

– Hej, czekaj, stój! Gdzie lecisz?!
Prawda. Zabieranie gołębia do ptaszarni i puszczanie go przodem było złym pomysłem. Ale Clementine nie przypuszczała, że Truman wleci na ten teren na oślep. Zwłaszcza że nie domagał. A czy ptaki, które nie domagają, nie powinny przypadkiem obijać się o ściany, a nie latać jak nowonarodzone?
Westchnęła ciężko. Powinien się oszczędzać w takich chwilach. Lubiła go, ale czasem przesadzał.
Wszedłszy do pomieszczenia, zauważyła sporą liczbę ptaków poupychanych w gniazdach lub na podwyższeniach. Roiło się tu niemal od piór, które fruwały tak swobodnie, jakby ktoś potraktował je leviosą. Całkiem ładny widok dla artystów, musiała przyznać.
Przyszła tutaj jednak w innym celu: miała spotkać się z mężczyzną zajmującym się chorymi zwierzakami. Jej chorym zwierzakiem oczywiście był Truman – nie miała żadnych zwierząt prócz niego. Od jakiegoś czasu prócz brudzenia wszystkiego, co popadnie, wydawał się… smutny? Ciężko było jej zdiagnozować, co mu jest nawet po objawach. Do tego niemal nie latał, a gdy już się tego podejmował, dobijał do ściany. Możliwe że walnął się czymś w głowę albo coś w ten deseń? Jak na gołębia był naturalnie dosyć otwarty, ale i niezdarny, nie zdziwiłaby się, jeśli zderzyłby się z pędzącym na miotle zawodnikiem quidditcha i jej o tym nie powiedział. Nie żeby gołębie w ogóle mogły mówić, bywały – chociaż empatyczne – dość małomówne dla czarodziejów.
Miała nadzieję, że magiwet uzdrowi jej biedną ptaszynkę, niezależnie od tego na co stworzonko choruje. Słyszała, że ten konkretny to nawet potrafi czynić cuda, wyciągał zwierzęta z przeróżnych tarapatów! Oby te plotki okazały się słuszne. Gdyby przyszła tu na darmo, chyba sama spróbowałaby wyleczyć tego gołębia. Nie wydawało się to niczym trudnym, ale… Lepiej, żeby obejrzał to specjalista, co nie?
Stanęła przy jednym z drzew, uważając, by czasem nie ulokować się tuż pod którymś ptakiem. Wiedziała doskonale, czym to grozi – Truman dał jej odczuć to na własnej skórze już zbyt wiele razy.