Pomieszczenie zwierząt domowych
AutorWiadomość
Pomieszczenie zwierząt domowych
Pomieszczenie przeznaczone dla zwierząt popularnie nazywanych domowymi. Znajdujące się tutaj pupile chociaż wizualnie mogą być takie same jak te prosto ze sklepu, to mają one o wiele bogatszą historię. Przez to też jednak dostrzec można w nich odmienną reakcję na obcych - od łaszenia się przez dozę dystansu po otwartą wrogość.
Sam pokój z pozoru wydaje się być zwykłym pokojem dla gości ze zbyt dużą ilością kanap, poduszkami rozrzuconymi po podłodze i malutkimi zabawkami. Szybko jednak dostrzec można chociażby śpiące na meblach koty, stanowiące też wyraźną większość wśród znajdujących się tutaj stworzeń.
Sam pokój z pozoru wydaje się być zwykłym pokojem dla gości ze zbyt dużą ilością kanap, poduszkami rozrzuconymi po podłodze i malutkimi zabawkami. Szybko jednak dostrzec można chociażby śpiące na meblach koty, stanowiące też wyraźną większość wśród znajdujących się tutaj stworzeń.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:46, w całości zmieniany 1 raz
/1 kwietnia
Pierwszy kwietnia jak łatwo jest się domyślić jest dość wyjątkowym dniem. W końcu to dzień błaznów, żartownisiów, kawalarzy i tych bujających ciągle w obłokach marzycieli. Jest to także dzień imienin Hugona, Makary, Miłości i Tomisława. Kto by pomyślał, że np.; 1 kwietnia 1545 roku założono miasto Potosi w Boliwii, a w 1793 roku wybuchł wulkan Unzen. I choć wszystkie te dni pewnie miały jakieś znaczenie dla porządku świata i życia wielu ludzi to go to mało obchodziło. Tak jak większość rzeczy na tym świecie. On ten dzień przeżywał tylko z jednej perspektywy; urodziny jego byłej żony. Chociaż sam nie miał zamiaru tego dnia w żaden sposób rozpamiętywać to wiedział, że dla jego córki będzie to dość szczególny i dość przykry dzień. Jako że nigdy nie był zbyt dobrym ojcem i nie potrafił wejść w umysł córki by wiedzieć czego tak naprawdę potrzebuje. Nie wiedzieć czemu pomyślał, że kupienie jej kota czy psa będzie pewnym… spełnieniem oczekiwań. W końcu każdy chciałby mieć jakiegoś zwierzaka, którym mógłby się opiekować, a też dobrze wiedział, że córka nigdy nie pozwoli mu się zbliżyć na tyle by dowiedzieć się czego tak naprawdę potrzebuje. Charles po prostu nie robił tego dobrze. Dlatego postanowił zrobić chociaż jedną dobrą rzecz i przyszedł do przytułku. Żeby nie było… nie żałował pieniędzy by kupić córce zwierzaka, ale dużo ostatnio się nasłuchał o tych wszystkich domowych pupilach wyrzucanych w środku zimy i jakoś się z nimi utożsamiał chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. Ten miesiąc nie miał mu przynieść nic dobrego, ale już się do tego w pewien sposób przyzwyczaił. Nie czekał na lepsze czasy… co to to nie. Jakaś kobieta poprowadziła go wzdłuż klatek w skrócie tłumacząc konstrukcję budynku (nie do końca wiedział co miało to związanego z poszukiwanymi przez niego zwierzakami, ale słuchał w spokoju). - Proszę poczekać tutaj zaraz ktoś do Pana przyjdzie. - usłyszał i skinął tylko głową jak zwykle małomówny. Podszedł do jednej z klatek widząc w niej rudego kota. Wyciągnął do niego rękę, a kiedy ten prychnął na niego jak to koty mają w zwyczaju spojrzał na niego z pogardą. - Co się gapisz, kocurze? - mruknął do niego.
Pierwszy kwietnia jak łatwo jest się domyślić jest dość wyjątkowym dniem. W końcu to dzień błaznów, żartownisiów, kawalarzy i tych bujających ciągle w obłokach marzycieli. Jest to także dzień imienin Hugona, Makary, Miłości i Tomisława. Kto by pomyślał, że np.; 1 kwietnia 1545 roku założono miasto Potosi w Boliwii, a w 1793 roku wybuchł wulkan Unzen. I choć wszystkie te dni pewnie miały jakieś znaczenie dla porządku świata i życia wielu ludzi to go to mało obchodziło. Tak jak większość rzeczy na tym świecie. On ten dzień przeżywał tylko z jednej perspektywy; urodziny jego byłej żony. Chociaż sam nie miał zamiaru tego dnia w żaden sposób rozpamiętywać to wiedział, że dla jego córki będzie to dość szczególny i dość przykry dzień. Jako że nigdy nie był zbyt dobrym ojcem i nie potrafił wejść w umysł córki by wiedzieć czego tak naprawdę potrzebuje. Nie wiedzieć czemu pomyślał, że kupienie jej kota czy psa będzie pewnym… spełnieniem oczekiwań. W końcu każdy chciałby mieć jakiegoś zwierzaka, którym mógłby się opiekować, a też dobrze wiedział, że córka nigdy nie pozwoli mu się zbliżyć na tyle by dowiedzieć się czego tak naprawdę potrzebuje. Charles po prostu nie robił tego dobrze. Dlatego postanowił zrobić chociaż jedną dobrą rzecz i przyszedł do przytułku. Żeby nie było… nie żałował pieniędzy by kupić córce zwierzaka, ale dużo ostatnio się nasłuchał o tych wszystkich domowych pupilach wyrzucanych w środku zimy i jakoś się z nimi utożsamiał chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. Ten miesiąc nie miał mu przynieść nic dobrego, ale już się do tego w pewien sposób przyzwyczaił. Nie czekał na lepsze czasy… co to to nie. Jakaś kobieta poprowadziła go wzdłuż klatek w skrócie tłumacząc konstrukcję budynku (nie do końca wiedział co miało to związanego z poszukiwanymi przez niego zwierzakami, ale słuchał w spokoju). - Proszę poczekać tutaj zaraz ktoś do Pana przyjdzie. - usłyszał i skinął tylko głową jak zwykle małomówny. Podszedł do jednej z klatek widząc w niej rudego kota. Wyciągnął do niego rękę, a kiedy ten prychnął na niego jak to koty mają w zwyczaju spojrzał na niego z pogardą. - Co się gapisz, kocurze? - mruknął do niego.
Gość
Gość
Dla Grace ten dzień nie był jakimś szczególnym dniem. Może dlatego, iż nigdy nie czuła potrzeby na celebrowanie dnia żartownisiów? Nie dlatego, iż takowych nie znosiła - jeśli dowcip mieścił się w granicach zdrowego rozsądku i rzeczywiście był śmieszny, to nie miała nic przeciwko takowym. Sama jednak uważała, że nie ma sensu celebrowania podobnych dni, podobnie zresztą jak walentynek. Po prostu miłość i śmiech jak dla niej nie potrzebowały specjalnej daty do celebrowania - zakochani powinni wyznawać sobie miłość nie tylko 14 lutego, kawalarze zaś nie powinni się nimi stawać tylko i wyłącznie 1 kwietnia. Naturalnie to było jej zdanie, szanowała kiedy ktoś miał inne i chciał w jakiś sposób uczcić specjalne dni. Na szczęście zajęta pracą nie miała czasu ani szansy na bycie ofiarą kawału innego niż ten, który z pewnością sprawi jej siostra.
Wilkes wiedziała, że ktoś nowy wszedł do Przytułku. Nie biegła jednak na spotkanie wiedząc, że starsza Wilkes, która jej dzisiaj pomagała, załatwi sprawę. A gdy będzie potrzebna Grace, zawoła ją. W spokoju więc zajmowała się nowymi okazami sów, kiedy nagle usłyszała krzyk i ktoś gwałtownie złapał ją od tyłu. Pisnęła cicho, płosząc tym samym niektóre ze zwierząt, siedzące na najbliższej gałęzi. Nie musiała zgadywać, kto stał za nią, śmiejąc się do rozpuku.
- Jakiś mężczyzna czeka w pomieszczeniu dla domowników. Idź, a ja zajmę się tą sową. - usłyszała melodyjny, delikatny głos siostry, która już po chwili delikatnie gładziła stworzenie po piórkach, cicho do niego przemawiając. Grace zaś wyszła, kierując się w odpowiednim kierunku. Jej kroki były szybkie, a ona już po chwili z uśmiechem weszła do pokoju. I wtedy uśmiech dosłownie zamarł jej na ustach, a ona stanęła, patrząc się na osobę przed nią. Szczerze zaskoczona patrzyła na mężczyznę, nie wiedząc co powiedzieć. Obserwując jego twarz szukała jakiegokolwiek znaku, że ten ją pamięta.
- W czym mogę służyć? - wydusiła w końcu, chcąc tym samym otrząsnąć się z lekkiego szoku. Może dla osób postronnych jej reakcja była zbyt przesadna, jednak ona sama była prawdziwie i szczerze zaskoczona.
Wilkes wiedziała, że ktoś nowy wszedł do Przytułku. Nie biegła jednak na spotkanie wiedząc, że starsza Wilkes, która jej dzisiaj pomagała, załatwi sprawę. A gdy będzie potrzebna Grace, zawoła ją. W spokoju więc zajmowała się nowymi okazami sów, kiedy nagle usłyszała krzyk i ktoś gwałtownie złapał ją od tyłu. Pisnęła cicho, płosząc tym samym niektóre ze zwierząt, siedzące na najbliższej gałęzi. Nie musiała zgadywać, kto stał za nią, śmiejąc się do rozpuku.
- Jakiś mężczyzna czeka w pomieszczeniu dla domowników. Idź, a ja zajmę się tą sową. - usłyszała melodyjny, delikatny głos siostry, która już po chwili delikatnie gładziła stworzenie po piórkach, cicho do niego przemawiając. Grace zaś wyszła, kierując się w odpowiednim kierunku. Jej kroki były szybkie, a ona już po chwili z uśmiechem weszła do pokoju. I wtedy uśmiech dosłownie zamarł jej na ustach, a ona stanęła, patrząc się na osobę przed nią. Szczerze zaskoczona patrzyła na mężczyznę, nie wiedząc co powiedzieć. Obserwując jego twarz szukała jakiegokolwiek znaku, że ten ją pamięta.
- W czym mogę służyć? - wydusiła w końcu, chcąc tym samym otrząsnąć się z lekkiego szoku. Może dla osób postronnych jej reakcja była zbyt przesadna, jednak ona sama była prawdziwie i szczerze zaskoczona.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zwierzęta nigdy go nie lubiły. Jeszcze w Hogwarcie podczas zajęć o magicznych stworzeniach był zmuszony uciekać jak najdalej od wszelkich zwierząt bo te reagowały na niego zirytowaniem i dobrze widocznym gniewem. Nawet teraz jego sowa nie dostarcza listów na czas tylko szybuje najdłużej jak może by tylko go nie spotkać. Na szczęście działało to w obie strony. Charles za zwierzętami też nie przepadał więc nie miał pojęcia skąd u niego pomysł by sprezentować córce właśnie zwierzę. Może chodziło o to, że zwyczajnie wiedział iż stworzą sobie jakąś kontrabandę przeciwko niemu? Kot będzie na nich parskał i prychał, a Ann będzie na niego krzyczeć. Ponoć z wiekiem to się miało zmienić, a przynajmniej on liczył, że wiek ma tutaj coś do rzeczy. Kiedy drzwi się otworzyły i usłyszał głos kobiety przeniósł na nią spojrzenie. Na początku jednak jego pamięć w żaden sposób nie połączyła wspomnień. - Potrzebuje… kota. - powiedział jakby to był sklep z pamiątkami, a on przyszedł kupić masło. - Znaczy chciałbym zabrać takiego kociaczka do domu. - odparł jeszcze szybko znowu wyciągając dłoń w stronę rudego kocura, który znowu, jak na zawołanie prychnął na niego prężąc ogon. - Może niekoniecznie tego. - dodał szybko znowu wracając do niej spojrzeniem. Kiedy spojrzał na nią drugi raz, kiedy dokładniej przyjrzał się jej twarzy, kiedy utkwił wzrok w jej oczach, a potem zlustrował ją całą… coś mu się przypomniało. Gdzieś w pamięci miał obraz podobnej kobiety tylko, że policjantki. Tylko z drugiej strony skąd miałby znać taką policjantkę? Przecież zwykle przydzielają mu funkcjonariuszy a nie funkcjonariuszki. - Znamy się? -zapytał w końcu. Po co miał rozmyślać nad tym jak wyglądała prawda skoro mógł po prostu zapytać? Mogła uznać to za podryw, ale on przecież był po prostu ciekawy, a co jest złego w byciu ciekawym oprócz tego, że prawdopodobnie trafi się przez to do piekła?
Gość
Gość
Po odprowadzeniu mężczyzny do domu, zastanawiała się z obawą czy aby na pewno dotarł do domu. Żałowała, iż nie uparła się na odprowadzenie go pod same drzwi, byleby zapewnić sobie spokój na nadchodzącą noc. Ogólnie jednak stan myślenia ze zgrozą o losach mężczyzny trwał jeszcze niemal dwa dni, potem Grace rzuciwszy się w wir pracy i nie znajdując nekrologu żadnego Rogersa, zapomniała o spotkaniu. Naturalnie co jakiś czas przypominała sobie o całym zajściu, jednak powoli podchodziła do tego ze spokojem i nastawieniem, że jakkolwiek skończyła się ta noc dla nieznajomego, ona i tak już prawdopodobnie go nie spotka. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Los okazał się mieć jednak zupełnie inne plany, a efekty tej misternej intrygi Wilkes właśnie oglądała przed sobą.
Obserwowała jego twarz, wciąż szukając jakichkolwiek oznak, że ją kojarzy. Słuchała równie uważnie, lecz nie usłyszała ani nie spostrzegła niczego, co mogłoby odpowiedzieć na jej wątpliwości. Pozostawało jednak pytanie - dopytywać się i pokazywać, iż się znajdą czy wręcz przeciwnie? Jak na razie nie odpowiedziała sobie na nie.
- Rozumiem - powiedziała powoli. Spojrzała na rudego kota, wyraźnie nieprzepadającego za mężczyzną. Z początku znaczenie jego słów nie docierało do niej, była zbyt pochłonięta przez własne myśli. W końcu postanowiła jednak się opamiętać, chcąc zająć się samą sprawą mężczyzny, potem zaś chciała zastanawiać się nad pozostałymi rzeczami. Taki był jej plan, jednak pytanie Rogersa zburzyło go.
- Nie jestem pewna czy można to nazwać znajomością, ale ... spotkaliśmy się raz... w Dziurawym Kotle. - odpowiedziała powoli ważąc przy tym słowa. Grace nie lubiła kłamać ani pomijać prawdy, a jeśli ten nie pamięta tamtej nocy, to chyba lepiej byłoby mu przedstawić sytuację. Kto wie, może to da mu do myślenia? Prawdopodobnie były to nadzieje dość płonne, ale spróbować zawsze warto. - Jak mniemam nie pamiętasz, co robiłeś 17 marca w nocy... A przynajmniej nie szczegóły, bo z pewnością możesz się domyślić tego i owego.
Zagryzła na chwilę wargę, patrząc na jego reakcję. Miała nadzieję, iż jej słowa nie zabrzmiały w żaden negatywny sposób. Chociaż była szczera, to jednak były rzeczy o których nie mówiło się z łatwością. Nie chciała go urazić, mogła równie dobrze przestać jeżeli tylko będzie chciał i przejść do sprawy, po którą ten przyszedł.
Obserwowała jego twarz, wciąż szukając jakichkolwiek oznak, że ją kojarzy. Słuchała równie uważnie, lecz nie usłyszała ani nie spostrzegła niczego, co mogłoby odpowiedzieć na jej wątpliwości. Pozostawało jednak pytanie - dopytywać się i pokazywać, iż się znajdą czy wręcz przeciwnie? Jak na razie nie odpowiedziała sobie na nie.
- Rozumiem - powiedziała powoli. Spojrzała na rudego kota, wyraźnie nieprzepadającego za mężczyzną. Z początku znaczenie jego słów nie docierało do niej, była zbyt pochłonięta przez własne myśli. W końcu postanowiła jednak się opamiętać, chcąc zająć się samą sprawą mężczyzny, potem zaś chciała zastanawiać się nad pozostałymi rzeczami. Taki był jej plan, jednak pytanie Rogersa zburzyło go.
- Nie jestem pewna czy można to nazwać znajomością, ale ... spotkaliśmy się raz... w Dziurawym Kotle. - odpowiedziała powoli ważąc przy tym słowa. Grace nie lubiła kłamać ani pomijać prawdy, a jeśli ten nie pamięta tamtej nocy, to chyba lepiej byłoby mu przedstawić sytuację. Kto wie, może to da mu do myślenia? Prawdopodobnie były to nadzieje dość płonne, ale spróbować zawsze warto. - Jak mniemam nie pamiętasz, co robiłeś 17 marca w nocy... A przynajmniej nie szczegóły, bo z pewnością możesz się domyślić tego i owego.
Zagryzła na chwilę wargę, patrząc na jego reakcję. Miała nadzieję, iż jej słowa nie zabrzmiały w żaden negatywny sposób. Chociaż była szczera, to jednak były rzeczy o których nie mówiło się z łatwością. Nie chciała go urazić, mogła równie dobrze przestać jeżeli tylko będzie chciał i przejść do sprawy, po którą ten przyszedł.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Kiedy po ich pierwszym spotkaniu wrócił do domu i padł niczym trup na łóżku nawet się nie łudził, że następnego dnia będzie pamiętał cokolwiek z poprzedniej nocy. Tak też się stało i kiedy mężczyzna obudził się z wielkim bólem głowy nie zastanawiał się nad konsekwencjami tej nocy. Właściwie nigdy się nad nimi nie zastanawiał. Skoro nic nie pamiętał to po co miał się nad tym rozwodzić? Z drugiej strony ludzie których poznawał zwykle nic sobie z tego nie robili. Był tylko kolejnym przyklejonym do butelki i mu to pasowało. To nie była maska wbrew wszystkiemu co inni mogliby mu wmawiać. Nie udawał. Taki po prostu już był. Teraz jego podświadomość chciałaby mu o czymś przypomnieć. O wspomnieniu do którego nie miał dostępu. Zrobił krok w stronę kobiety by lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Wiedział, że takie pytanie jak „znamy się?” nie powinno paść z jego ust. Był amnezjatorem. Było mnóstwo ludzi, którym przez ten czas odebrał pamięć i których później spotykał na swojej drodze. Takie pytanie mogło być niepotrzebny ziarenkiem niepokoju. Tym, że ów osoba mogłaby sobie uświadomić iż coś jest nie tak. Że powinna pamiętać, a przecież nie powinna. Teraz jednak czuł, że to wszystko ma jakieś głębsze znaczenie. Bez sensu. Czemu miałby chcieć sobie cokolwiek przypomnieć? Liczył na zniżkę? Przecież za nic nie płacił… właśnie… pieniądze. Czemu kojarzyła mu się z pieniędzmi? Bo z pewnością możesz domyślić się tego i owego. Co to w ogóle miało znaczyć? Zmarszczył brwi i zainteresowany i lekko zdezorientowany. - Hm… - mruknął przechodząc z nogi na nogę. - Domyślić? - uniósł brew. Skoro wiedziała, że może tego nie pamiętać to czemu nie powie mu wprost skąd się znają? Przespali się ze sobą? A może najnormalniej w świecie postawił jej drinka? A może wpadł na nią wychodząc pijany z baru? To wszystko było do niego bardzo podobne i bardzo prawdopodobne. Trochę się zirytował, ale nie na nią. Na to, że tego nie pamięta. A powinien. A chciał. Może to przez to, że trafiła na jego dzień dobroci, ale naprawdę wydawało mi się, że powinien to wiedzieć. - Czemu mam wrażenie, że uratowałaś moje zapite cztery litery? - zapytał.
Gość
Gość
Grace oparła się o ścianę, wciąż patrząc na mężczyznę. Nie wiedziała, jak cały tamten wieczór ująć w słowach i jednocześnie nie sprawić wrażenie, że ma do niego o to żal albo że go potępia za całe zachowanie. Nie było tak - po jej nietrafionym pomyśle o wspomnieniu żony, nie miała wątpliwości, że ma przed sobą człowieka raczej dobrego, ale niezwykle przez los skrzywdzonego. Nie chciała też jednak mu mówić wprost, iż mu współczuje - nie wiadomo jakby na to zareagował, ludzie raczej nie lubią, gdy głośno wyraża się wobec nich podobne odczucia. Sama z pewnością też nie byłaby zadowolona.
- "Uratowałam" to zbyt duże słowo - odpowiedziała, odgarniając za ucho jeden z niesfornych kosmyków włosów. - Szczerze powiedziawszy mogę pokusić się o stwierdzenie, że nic nie zrobiłam.
Mówiąc to wciąż myślała o ich pierwszym spotkaniu, starając się zdefiniować swoją rolę w tym wszystkim. Znajdowała jakieś drobniejsze elementy, lecz były tak nieznaczne... Podeszła, usiadła, porozmawiała, zapłaciła za niego, sprawiła mu przykrość wspominając jego żonę, co jednak skłoniło go do pójścia do domu, śledziła go, pożegnała się... Cóż, naprawdę trudno było mówić o jakiejkolwiek formie ratunku. Gdyby jeszcze udało jej się go przekonać do wyjścia bez przykrych wspomnień, to mogłaby to wspomnieć.
Nagle jednak otrzeźwiała, zwracając na niego o wiele większą uwagę. Gdzie ona miała głowę?
- Przepraszam, że tak niewiele mówię - powiedziała.- Ty pewnie chcesz się dowiedzieć czegokolwiek o tamtej nocy, a ja wypowiadam się w takich ogólnikach... Cóż jeśli chcesz, mogę ci to wszystko opowiedzieć, nie jest to dla mnie problemem... A potem wybierzemy dla ciebie zwierzaka.
Uśmiechnęła się w jego stronę, wyczekując jego reakcji. Teraz poczuła, że w jakimś stopniu cieszy się, że go widzi. Że nic mu się nie stało, że może będzie miała okazję chociaż w niewielkim stopniu poznać jego bardziej trzeźwą wersję. A wszystko to przez jej ogromne pokłady empatii, które czasami budziły u niej mieszane uczucia. Miała wrażenie, że gdyby mogła, to chodziłaby po wszystkich ludziach, pomagając im rozwiązywać życiowe problemy. Gdyby jednak tak robiła z pewnością sama utopiła by się w swojej własnej codzienności, nie umiałaby sobie z nią poradzić... Ale jak na razie chciała w jakiś sposób, o ile będzie miała taką możliwość, pomóc tylko nielicznym. Rogers powolutku dołączał do tej listy.
- "Uratowałam" to zbyt duże słowo - odpowiedziała, odgarniając za ucho jeden z niesfornych kosmyków włosów. - Szczerze powiedziawszy mogę pokusić się o stwierdzenie, że nic nie zrobiłam.
Mówiąc to wciąż myślała o ich pierwszym spotkaniu, starając się zdefiniować swoją rolę w tym wszystkim. Znajdowała jakieś drobniejsze elementy, lecz były tak nieznaczne... Podeszła, usiadła, porozmawiała, zapłaciła za niego, sprawiła mu przykrość wspominając jego żonę, co jednak skłoniło go do pójścia do domu, śledziła go, pożegnała się... Cóż, naprawdę trudno było mówić o jakiejkolwiek formie ratunku. Gdyby jeszcze udało jej się go przekonać do wyjścia bez przykrych wspomnień, to mogłaby to wspomnieć.
Nagle jednak otrzeźwiała, zwracając na niego o wiele większą uwagę. Gdzie ona miała głowę?
- Przepraszam, że tak niewiele mówię - powiedziała.- Ty pewnie chcesz się dowiedzieć czegokolwiek o tamtej nocy, a ja wypowiadam się w takich ogólnikach... Cóż jeśli chcesz, mogę ci to wszystko opowiedzieć, nie jest to dla mnie problemem... A potem wybierzemy dla ciebie zwierzaka.
Uśmiechnęła się w jego stronę, wyczekując jego reakcji. Teraz poczuła, że w jakimś stopniu cieszy się, że go widzi. Że nic mu się nie stało, że może będzie miała okazję chociaż w niewielkim stopniu poznać jego bardziej trzeźwą wersję. A wszystko to przez jej ogromne pokłady empatii, które czasami budziły u niej mieszane uczucia. Miała wrażenie, że gdyby mogła, to chodziłaby po wszystkich ludziach, pomagając im rozwiązywać życiowe problemy. Gdyby jednak tak robiła z pewnością sama utopiła by się w swojej własnej codzienności, nie umiałaby sobie z nią poradzić... Ale jak na razie chciała w jakiś sposób, o ile będzie miała taką możliwość, pomóc tylko nielicznym. Rogers powolutku dołączał do tej listy.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie był pewny czy chce wiedzieć cokolwiek o nocy, której nadzwyczaj w świecie nie pamięta. Mogłoby to być rozsądne dla ludzi, którym powinęła się noga jednorazowo i nie mają zamiaru znowu znaleźć się w takim stanie. Chociaż Charles też tego nie planował to było dość duże prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie tak właśnie się to skończy. Parodia, że czuł się tak jak ludzie, którym usuwał wspomnienia. Przez eliksiry nie odczuwał bólu jaki mógł mu przynieść wypity alkohol więc było to równoznaczne z wycięciem wspomnienia. Przestał już dawno mieć kaca moralnego. Wychodził z założenia, że jeśli ktoś do niego podchodził kiedy był zalany to działał na własną odpowiedzialność. Przypatrzył się kobiecie dokładnie chcąc skojarzyć wszystko o czym mówiła. Nie wiedział czemu tak bardzo zależało mu na tym by się tego dowiedzieć. W końcu nie mogło się wydarzyć nic co miałoby mieć aż takie znaczenie. Może nadzwyczaj czuł, że jest mu wstyd? W takim sensie kiedy był tutaj… całkiem trzeźwy wybierając kota. Musiała myśleć, że jest wariatem i nie był do końca pewny czy aż tak bardzo się myliła. - Niemożliwe. - zaczął. - Pamiętam, że mnie ratowałaś. Nie mogłem się pomylić. - dodał przekonany. Sam nie wiedział czemu tak dużo gadał. Zwykle się nie odzywał. Mijał wszystko obojętnie. Teraz też miał taki plan. Dlatego też skinął szybko głową. - Dobrze. W takim razie proszę mi opowiedzieć jak bardzo źle się zaprezentowałem. - mruknął wiedząc, że zbyt dobrego wrażenia nie mógł zrobić. - Właściwie nie oszczędzaj mnie. Za wszystkie straty, które mogłabyś ponieść z mojej ręki zapłacę. - dodał jeszcze szybko utrzymując na niej spojrzenie. Była ładna i ona na pewno to zauważył. Tamtej nocy kiedy się poznali i jej nie pamiętał. Nie mógł wiedzieć, że tutaj pracowała. W końcu jego podświadomość nie podsunęłaby mu pomysłu wzięcia kota z przytułku tylko dlatego, że dowiedziałby się o tym, że ona tu będzie. To był czysty przypadek, ale przecież on w przypadki nie wierzył. Nie wierzył nawet w los i jego przekorność. Więc o co w tym chodziło tak naprawdę?
Gość
Gość
Słysząc jego prośbę, kiwnęła głową. Wzrokiem poszukała jakiegoś dogodnego miejsca do siedzenia - dzięki temu ona nie będzie czuła się zbytnio skrępowana, a i była szansa że i on w jakimś stopniu poczuje się dobrze. Chociaż sama Grace z pewnością miałaby mieszane uczucia, słuchając o swoich pijackich wybrykach.
Ostatecznie usiadła na jednej z niższych aczkolwiek masywnych szafek, służących zazwyczaj kotom, jednocześnie i jemu dając znak aby znalazł dla siebie jakieś miejsce jeżeli tylko ma takie życzenie. Od razu niemalże na jej kolanach pojawiło się białe stworzenie, wyglądem przypominające resztę plątających się po pomieszczeniu kotów. Był jednak nieco większy, na końcach jego uszu znajdowały się małe pędzelki, ogon zaś bardziej puchaty. Oczy zwierzęcia wyrażały ogromną inteligencję, która charakteryzowała i jednocześnie w dużym stopniu odróżniała kuguchary od normalnych przedstawicieli kotowatych. Obecność Luny w jakimś stopniu pozwoliła jej zrzucić jakieś obawy co do tej rozmowy - kobieta postanowiła postawić na szczerość, jednocześnie jednak starając się słowom nadawać neutralny charakter. Rogers z pewnością nie potrzebował wyrzutów ze strony obcej kobiety, zresztą ona sama żadnych nie żywiła.
- Nie wiem, o której dotarłeś do baru. Kiedy pojawiłam się w Dziurawym Kotle już tam byłeś i to dość mocno wstawiony... - takimi słowami rozpoczęła swoją opowieść, potem już tylko mówiąc to, co jej pamięć podsuwała. A że Grace bardzo dobrze pamiętała tamten wieczór, to umiała go przedstawić w dokładny sposób. Powalała sobie na zabawny śmiech w momentach, w których tamten nazywał ją wtedy policjantką, ukazując też w miarę luźne podejście do tamtych wydarzeń. A przynajmniej do tych fragmentów, chociaż wciąż pamiętała swoje zmieszanie (o którym naturalnie nie wspomniała). Pominęła też moment, w którym płaci za jego alkohol, a nawet pominęła ten moment, w którym się pojawił. Jedynie wspomniała coś o tym, że ten go wziął. Na chwilę jedynie zatrzymała się przy fragmencie, w którym używa leglimencji - chociaż z początku myślała o powiedzeniu mu o tym, ostatecznie pominęła ten fragment, obiecując sobie jednak wspomnienie o nim później. Jak na razie interesowała ją jego reakcja na fakty, toteż gdy skończyła mówić, kończąc na rozstaniu na ulicy, zamilkła, dając mu tym samym szanse na przełknięcie wszystkiego i wypowiedzenie się. Sama delikatnie gładziła swojego kuguchara po grzbiecie, patrząc na niego.
Ostatecznie usiadła na jednej z niższych aczkolwiek masywnych szafek, służących zazwyczaj kotom, jednocześnie i jemu dając znak aby znalazł dla siebie jakieś miejsce jeżeli tylko ma takie życzenie. Od razu niemalże na jej kolanach pojawiło się białe stworzenie, wyglądem przypominające resztę plątających się po pomieszczeniu kotów. Był jednak nieco większy, na końcach jego uszu znajdowały się małe pędzelki, ogon zaś bardziej puchaty. Oczy zwierzęcia wyrażały ogromną inteligencję, która charakteryzowała i jednocześnie w dużym stopniu odróżniała kuguchary od normalnych przedstawicieli kotowatych. Obecność Luny w jakimś stopniu pozwoliła jej zrzucić jakieś obawy co do tej rozmowy - kobieta postanowiła postawić na szczerość, jednocześnie jednak starając się słowom nadawać neutralny charakter. Rogers z pewnością nie potrzebował wyrzutów ze strony obcej kobiety, zresztą ona sama żadnych nie żywiła.
- Nie wiem, o której dotarłeś do baru. Kiedy pojawiłam się w Dziurawym Kotle już tam byłeś i to dość mocno wstawiony... - takimi słowami rozpoczęła swoją opowieść, potem już tylko mówiąc to, co jej pamięć podsuwała. A że Grace bardzo dobrze pamiętała tamten wieczór, to umiała go przedstawić w dokładny sposób. Powalała sobie na zabawny śmiech w momentach, w których tamten nazywał ją wtedy policjantką, ukazując też w miarę luźne podejście do tamtych wydarzeń. A przynajmniej do tych fragmentów, chociaż wciąż pamiętała swoje zmieszanie (o którym naturalnie nie wspomniała). Pominęła też moment, w którym płaci za jego alkohol, a nawet pominęła ten moment, w którym się pojawił. Jedynie wspomniała coś o tym, że ten go wziął. Na chwilę jedynie zatrzymała się przy fragmencie, w którym używa leglimencji - chociaż z początku myślała o powiedzeniu mu o tym, ostatecznie pominęła ten fragment, obiecując sobie jednak wspomnienie o nim później. Jak na razie interesowała ją jego reakcja na fakty, toteż gdy skończyła mówić, kończąc na rozstaniu na ulicy, zamilkła, dając mu tym samym szanse na przełknięcie wszystkiego i wypowiedzenie się. Sama delikatnie gładziła swojego kuguchara po grzbiecie, patrząc na niego.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Kiedy Grace usiadła Charles zrobił krok w jej stronę i oparł się ramieniem o ścianę. Przez całą opowieść milczał próbując sobie cokolwiek z tego co powiedziała przypomnieć. Od czasu do czasu przebłyski pojawiające się w jego głowie dawały mu dowód na to, że to nie abstrakcja, a prawdziwa sytuacja. Nie, żeby myślał, że kobieta kłamie, albo, że nie jest zdolny do zrobienia takich rzeczy. Znał swoje możliwości i kiedy skończyła był nawet zaskoczony, że wydarzyło się tylko tyle. Dla niego to było tylko tyle… zdarzało mu się kończyć gorzej. Dla niej? Tego nie wiedział. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Trochę łobuzerski, trochę pokorny. Oczami porwanych wspomnień zobaczył ich stojących w zaułku. Jego obijającego się od mury budynków, ją z zamyśleniem i… zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Jednak musiał sobie to wyobrazić. Nikt nie martwiłby się przypadkowym pijakiem spotkanym w Dziurawym Kotle. On na pewno przeszedłby obok takiego obojętnie. Mam na imię… - Grace – wypowiedział jej imię tak jakby właśnie znalazł odpowiedź, która nurtowała go przez najbliższe dni. - Masz na imię Grace. - trochę to trwało zanim przypomniał sobie tę empatyczną osóbkę. - Wiesz, że nie powinnaś była… - pokręcił głową odpychając się od ściany. - Nie powinnaś była za mną iść. W ogóle następnym razem kiedy zobaczysz mnie, albo innego gościa, którego największym osiągnięciem będzie zrobienie kroku w stronę wyjścia… trzymaj się z daleka. - nie chciał jej mówić co powinna robią, ale nawet jej empatia nie miała szans w starciu z jakimś gnojem, a takich w Dziurawym Kotle nie brakuje. Właściwie to nigdzie takich nie brakuje. Jeżeli liczyła na to, że go tym zaskoczy to się rozczarowała. Nie mogło wstrząsnąć to kogoś kto nie przywiązywał żadnej wagi do tego jak był postrzegany. Chociaż teraz gdy wrócił już do pracy musiał trochę przystopować ze swoim szalonym życiem. A jednak… nadal nie docierało do niego to jak bardzo się staczał. Lubił to. Poczucie, że ma swoje życie we własnych rękach nawet jeżeli prowadził się do autodestrukcji. Powinien jej podziękować? A może zostawić temat i wrócić do wyboru kota? Jedno było pewna… ruszyła jego myśli na tyle by czuł, że jest jej coś winien. A nie lubił być komuś winnym. Miał zamiar spłacić ten dług. Jeszcze nie wiedział jak, ale miał zamiar. Rozejrzał się po pomieszczeniu. - To chyba ostatnie miejsce, w którym mógłbym spotkać kogoś znajomego… dalej jest już tylko piekło. - dodał wzruszając ramionami.
Gość
Gość
Obserwowała jego reakcję. Nie wiedziała czego powinna się spodziewać - zaskoczenia, skruchy, dumy? Ostatecznie nie dostrzegła żadnej z tych emocji, chociaż nie mogła być tego pewna, bowiem nie potrafiła odpowiednio rozczytywać ludzi z ich gestów czy twarzy. Może dlatego między innymi postanowiła opanować leglimencję, którą swoją drogą w kierunku mężczyzny użyła w dość nieodpowiedni sposób. To jej wciąż nieco ciążyło, z drugiej strony jednak wspomnienie żony chyba przekonało go wtedy do wyjścia. Może więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?
Kiwnęła głową potakująco, gdy ten wypowiedział prawidłowo jej imię. A zatem coś tam pamiętał, może udało się mu przebić przez ścianę zapomnienia dzięki jej dość długiemu wywodowi?
- Umiem rozpoznać złych ludzi od dobrych - odpowiedziała, patrząc prosto w jego oczy. - I obawiam się że teraz trudno mi będzie trzymać się z daleka od twojej osoby. Jednak w jakiś sposób już udało mi się Ciebie poznać i nie potrafiłabym przejść obojętnie wobec osoby, którą znam.
Postanowiła mówić szczerze co myśli, tym samym mając nadzieję w jakiś sposób głębiej dotrzeć do niego. I na pewno bez używania swojej umiejętności czytania w myślach, a dzięki zwykłej ludzkiej, a wręcz mugolskiej konwersacji. Wierzyła, że w jakiś sposób będzie umiała tego dokonać nawet, jeśli z początku jej empatia będzie uciążliwa dla niego.
- Cóż, przyznam że sama też nie spodziewałam się Cię tutaj spotkać. W ogóle nie spodziewałam się Ciebie spotkać. Najwyraźniej jednak myliłam się, co wcale nie jest złe. Teraz mogę być już całkowicie pewna, że wtedy wróciłeś do domu w całości.
I rzeczywiście tak teraz mogło być, chociaż brak zaskoczenia z jego strony na opowiadaną historię sugerowało, iż taki nie był jego pierwszym razem. Zresztą podświadomie to czuła, przez co powroty późną nocą czy wczesnym rankiem to nie jego jednokrotne przygody.
- Ale mówiłeś że szukasz zwierzątka. Masz jakieś konkretne na myśli?
Kiwnęła głową potakująco, gdy ten wypowiedział prawidłowo jej imię. A zatem coś tam pamiętał, może udało się mu przebić przez ścianę zapomnienia dzięki jej dość długiemu wywodowi?
- Umiem rozpoznać złych ludzi od dobrych - odpowiedziała, patrząc prosto w jego oczy. - I obawiam się że teraz trudno mi będzie trzymać się z daleka od twojej osoby. Jednak w jakiś sposób już udało mi się Ciebie poznać i nie potrafiłabym przejść obojętnie wobec osoby, którą znam.
Postanowiła mówić szczerze co myśli, tym samym mając nadzieję w jakiś sposób głębiej dotrzeć do niego. I na pewno bez używania swojej umiejętności czytania w myślach, a dzięki zwykłej ludzkiej, a wręcz mugolskiej konwersacji. Wierzyła, że w jakiś sposób będzie umiała tego dokonać nawet, jeśli z początku jej empatia będzie uciążliwa dla niego.
- Cóż, przyznam że sama też nie spodziewałam się Cię tutaj spotkać. W ogóle nie spodziewałam się Ciebie spotkać. Najwyraźniej jednak myliłam się, co wcale nie jest złe. Teraz mogę być już całkowicie pewna, że wtedy wróciłeś do domu w całości.
I rzeczywiście tak teraz mogło być, chociaż brak zaskoczenia z jego strony na opowiadaną historię sugerowało, iż taki nie był jego pierwszym razem. Zresztą podświadomie to czuła, przez co powroty późną nocą czy wczesnym rankiem to nie jego jednokrotne przygody.
- Ale mówiłeś że szukasz zwierzątka. Masz jakieś konkretne na myśli?
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Umiem rozpoznawać złych ludzi od dobrych. Musiała wiedzieć, że nie ma w nim nic dobrego. Może kiedyś, w innym życiu, kiedy był innym człowiekiem. Może wtedy potrafiłby znaleźć w sobie coś co zasługiwałoby na miano „dobrego”. Teraz jednak nie należał do dobrych ludzi. Nie interesował się nikim, nawet jego własna córka obwiniała go o wszystko co złe w jej życiu, a on nie miał zamiaru temu zaprzeczać. Był wrakiem człowieka i staczał się z dnia na dzień. Musiała widzieć, że nie nadaje się do niczego i musiała wiedzieć, że jemu właśnie takie życie pasowało. Jedyne czego żałował to to, że musiał na swojej drodze spotkać właśnie kogoś takiego jak ona. Pokręcił głową na jej słowa. - Szukasz kłopotów. - mruknął, ale w jego głosie brzmiało rozbawienie. - Prędzej czy później je znajdziesz, Grace. Albo… one znajdą ciebie. - dodał wzruszając ramionami. Był tego żywym przykładem. Bo jakie było prawdopodobieństwo, że trafi do miejsca, w którym pracuje? W poszukiwaniu zwierzaka, którego wcale nie potrzebuje? Nawet nie wiedział czy Annie spodoba się kot. Najwyżej zostanie sam na sam z kotem, który prawdopodobnie nie będzie najlepszym przyjacielem. One coś robią prócz mruczenia albo miauczenia? Parsknął śmiechem na jej słowa. - Martwiłaś się czy wróciłem do domu? Spokojnie… wbrew prezencji naszego ostatniego spotkania jestem już całkiem dużym chłopcem. Zresztą gdybym padł trupem w jakiejś alejce to na pewno przeczytałabyś o tym dzień później w Proroku, albo innej Czarownicy. - odparł wracając spojrzeniem do odpoczywających po z pewnością ciężkim dniu kotów. Sam nie wiedział już jaki miał cel przychodząc tutaj. Nie wierzył w przekorność losu, nie wierzył w przeznaczenie, ale przecież… jakby ktoś go jeszcze kilka dni wcześniej zapytał o to czy chciałby kupić, albo przygarnąć kota najszczerzej zaśmiałby mu się w twarz nie wierząc, że takie pytanie w ogóle padło. A dzisiaj sam postanowił zrobić coś od siebie. Dla córki, która go nienawidzi. W dzień, którego on sam powinien nienawidzić. - Tak… zwierzątko. - zaczął klaskając w dłonie jakby właśnie nabrał nowego zapału do pracy. - Dla mojej córki Anny. Ma czternaście lat i jak każda nastolatka… nienawidzi świata. Koty są zawistne. Na pewno jej się spodoba. - odparł wzruszając ramionami. Tak, jego myślenie miało sens. A przynajmniej dopóki nie wypowiedział tego na głos.
Gość
Gość
Wciąż nieustępliwie przyglądała się mu, uważnie słuchając jego słów. Nie wiedziała, czy to było jego celem, ale w pewnym momencie poczuła się dość dziecinnie, nieodpowiedzialnie, lekkomyślnie... Jakby znowu była małą dziewczynką, która bezgranicznie ufała każdemu bezdomnemu psu, gotowa pomóc. Nawet kiedy ten warczał bądź szczekał ona wierzyła, że jest z natury dobry, że stwarza jedynie pozory, a w rzeczywistości nie uczyni jej żadnej krzywdy. Wiara ta pozostawała po dziś dzień, a jedynie zwiększyła ostrożność, bogatsza o doświadczenie i większą wiedzę na temat zwierząt. To też w jakiś sposób prezentowało jej istotę - dorosłość mieszała się w niej z dziecinnością, czyniąc ją tym kim jest. I nie przeszkadzało jej to ani opinie innych na ten temat. Nie miała zamiaru rezygnować ze swojej wiary, nawet jeśli miała by raz zostać ugryziona. A wszystko to przekładało się też w jakiś sposób na ludzi, chociaż nie w takim samym stopniu. W przypadku jednak samego Rogersa Grace dostrzegała w nim podobieństwo do wszystkich tych bezpańskich, skrzywdzonych psów. A wobec tego nie mogła przejść obojętnie. Wzruszyła więc ramionami na jego słowa, na twarzy jej jednak nie było uśmiechu. Miała neutralny wyraz, chociaż gdzieś pomiędzy tym dostrzec można było powagę.
- Nie czytam takich gazet - odpowiedziała dość poważnie. - Jak dla mnie nie znajdzie się w nich ani nic ciekawego ani prawdziwego.
Polityka i aktualne wydarzenia świata nigdy nie leżały w kręgu jej zainteresowań. Kiedy dorosła starała się mieć jakiekolwiek pojęcie na podobne tematy, jednakże szybko zrezygnowała, wysnuwając dość negatywne wnioski z tej krótkiej próby dokształcenia się. I mogli ją nazywać ignorantką, gdy nie umiała wdawać się w polityczne dyskusje - ona zbywała to wszystko uśmiechem.
Wszystkie te myśli jednak powróciły do osoby stojącej przed nią i do celu jego przybycia. Słysząc jego słowa jej prawa brew powędrowała do góry, a twarz przyjęła wyraz zaskoczenia. Jeszcze nigdy nie spotkała się z podobnym umotywowaniem zakupu zwierzęcia. Szybko jednak otrząsnęła się, a na twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Cieszyła się, że ktoś chciał przygarnąć jedno z jej zwierząt. Każdemu z nich starała się dawać najwięcej ciepła i miłości ile mogła, jednakże musiała to dzielić pomiędzy ogromną grupę. Czyż nie lepiej zatem będzie im w ich własnym domu, gdzie prawdopodobnie będzie tylko jeden zwierzak, mogący mieć tyle pieszczot, ile tylko zechce? A przynajmniej miała taką nadzieję. Zdawała sobie jednak sprawę, iż nie zawsze psy czy koty czeka idylla. Pozostawało jej wierzyć, iż Rogers podchodzi do tego w sposób odpowiedzialny.
- Skoro patrzysz na to w ten sposób... Ale powiedz mi. Jesteś pewny? Wiesz, kot czy pies... jakiekolwiek żywe stworzenie, które chcesz przygarnąć to odpowiedzialność - mówiąc to przybrała na chwilę dość poważny wyraz twarzy. Nie mogła sobie jednak darować podobnych kazań - odpowiadała za swoich podopiecznych, a myśl że oddała go w ręce dręczyciela prześladowałaby ją przez bardzo długi czas. Po wszystkim tym jednak wrócił uśmiech. - Skoro jesteś pewien, iż chcesz przygarnąć zwierzę, to w takim razie do dzieła! Znajdźmy twojej córce odpowiedniego przyjaciela!
|ztx2
- Nie czytam takich gazet - odpowiedziała dość poważnie. - Jak dla mnie nie znajdzie się w nich ani nic ciekawego ani prawdziwego.
Polityka i aktualne wydarzenia świata nigdy nie leżały w kręgu jej zainteresowań. Kiedy dorosła starała się mieć jakiekolwiek pojęcie na podobne tematy, jednakże szybko zrezygnowała, wysnuwając dość negatywne wnioski z tej krótkiej próby dokształcenia się. I mogli ją nazywać ignorantką, gdy nie umiała wdawać się w polityczne dyskusje - ona zbywała to wszystko uśmiechem.
Wszystkie te myśli jednak powróciły do osoby stojącej przed nią i do celu jego przybycia. Słysząc jego słowa jej prawa brew powędrowała do góry, a twarz przyjęła wyraz zaskoczenia. Jeszcze nigdy nie spotkała się z podobnym umotywowaniem zakupu zwierzęcia. Szybko jednak otrząsnęła się, a na twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Cieszyła się, że ktoś chciał przygarnąć jedno z jej zwierząt. Każdemu z nich starała się dawać najwięcej ciepła i miłości ile mogła, jednakże musiała to dzielić pomiędzy ogromną grupę. Czyż nie lepiej zatem będzie im w ich własnym domu, gdzie prawdopodobnie będzie tylko jeden zwierzak, mogący mieć tyle pieszczot, ile tylko zechce? A przynajmniej miała taką nadzieję. Zdawała sobie jednak sprawę, iż nie zawsze psy czy koty czeka idylla. Pozostawało jej wierzyć, iż Rogers podchodzi do tego w sposób odpowiedzialny.
- Skoro patrzysz na to w ten sposób... Ale powiedz mi. Jesteś pewny? Wiesz, kot czy pies... jakiekolwiek żywe stworzenie, które chcesz przygarnąć to odpowiedzialność - mówiąc to przybrała na chwilę dość poważny wyraz twarzy. Nie mogła sobie jednak darować podobnych kazań - odpowiadała za swoich podopiecznych, a myśl że oddała go w ręce dręczyciela prześladowałaby ją przez bardzo długi czas. Po wszystkim tym jednak wrócił uśmiech. - Skoro jesteś pewien, iż chcesz przygarnąć zwierzę, to w takim razie do dzieła! Znajdźmy twojej córce odpowiedniego przyjaciela!
|ztx2
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pomieszczenie zwierząt domowych
Szybka odpowiedź