Ulysses Francis Ollivander
Nazwisko matki: Greengrass
Miejsce zamieszkania: siedziba rodu w Lancaster, Lancashire
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wzrost: 182cm
Waga: 81kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: błękitne
Znaki szczególne: podłużna blizna pod prawym okiem; ledwo widoczne ślady zadrapań na szyi i przy szczęce, których nabawił się podczas jednego z epizodów Klątwy Ondyny; drobne sine znamię przy lewym obojczyku
tabebuja, dość giętka, 14 cali, rdzeń z pióra memortka
Ravenclaw
jastrząb
chmara memortków, umierająca kolejno - wydają z siebie upiorne odgłosy, przypominające agonię, krzyki bliskich
kopcąca świeca, deszcz, pergamin, sosna, pomarańcza
siebie z rodziną - żoną, dziećmi, rodzeństwem oraz rodzicami
różdżkarstwem, numerologią, literaturą
grającym przyjaciołom
podróżuję, wędruję, ćwiczę jazdę konną i rozmyślam
szumu drzew i odgłosów lasu; jazzu, muzyki klasycznej
Cillian Murphy
Wynijdź z legowiska
Zaczajony rozkwitów,
zieloną drzemotą
Wpartych w ziemię
po ciemku zapatrzoną w znój!
Leśne ścieżki wyznaczał szept, roznoszący się zwiewnie w labiryncie drzew. Nie każdy potrafił go słuchać - należało robić to z zapartym tchem, łaknąc każdej nuty, najsubtelniejszej i gwałtownie uderzającej w ton, choć z pozoru wszystkie wydawały się jednolite. Niedostatek uważności pozwalał zmysłom rozproszyć się trzaskiem gałęzi miażdżonych pod stopami lub śpiewnym świergotem, wznoszącym się w ślepym zaułku. Świat nie potrafił skupić się i zawirować w szumie drzew. Nie pozwalał duszy skakać po drobnych wypustkach pnia ani otulić go subtelnym zrozumieniem. Pod opuszkami palców czuł tylko korę - zewnętrzną warstwę, która chroniła życie, tlące się głębiej.
Może na tym polegała jego wyjątkowość? Pierwsze kroki, stawiane na leśnym podszyciu, były okropione fascynacją. Nieśmiałe, w miejsce szaleńczego biegu. Poznawał powoli - chłonąc szczegóły otoczenia. Szacunek dla drzew był pierwszym szacunkiem, jaki dane mu było poznać. Wyczuł w nich życie odruchowo, jakby ich duch unosił się nad północno-zachodnim Lancashire. Wiele lat później uczucie to odbijało się echem, łącząc pierwsze wrażenie z dogłębną znajomością. Geny Ollivanderów odezwały się chórem, wskazując drogę do poznania wielu tajemnic. Ojciec mógł uśmiechnąć się z dumą i zadowoleniem, kiedy drobne palce przesuwały się nieporadnie po topolach, brzozach, lipach, bukach... już wtedy nie było odwrotu. Przepadł niespodziewane. One żyją - powiedział, zaskakując tym małą część świata państwa Ollivanderów, po czym wrócił do dziecięcej beztroski, przyjmując leśne szepty, jak coś naturalnego i niezbywalnego. Dwa lata później pięcioletni Ulysses protestował zawzięcie, widząc jak bestialsko wykorzystuje się życie, aby tchnąć je w przedłużenie nerwu czarodzieja. Szlachetne drzewo padło pod dyktandem zaklęć, a on czuł, jak resztki ducha drżą w powietrzu. Trzeba było wykorzystać je szybko. W innym wypadku mogło nadawać się najwyżej na opał, puste drewno, skorupa. I choć płakał wtedy całą noc, zasypiając w ramionach matki, później nie uronił już więcej łez. Ubzdurał sobie, że drzewa mają intencje i chcą dzielić się swoim bogactwem, ale nie chcą umierać. Musiał istnieć jakiś sposób.
Pokochał las i drzewa, jak członków własnej rodziny. Cichy śmiech matki zlewał się ze słodkimi westchnieniami mocnego dębu, a spokojny ton ojca z odpornym wiązem. Gdzieś pomiędzy nimi przenikał ptasi szczebiot, uzupełniający całą gamę o wyjątkowe nuty. W wieku siedmiu lat usłyszał milczenie. Cicha obecność wibrowała tajemniczo w przestrzeni, balansując na krawędzi realizmu. Zaciekawiony rozglądał się, jakby przeczuwając późniejszą burzę - śmierć memortka spłynęła na niego jak istny grzmot, podsuwając znajome szepty, nieznajome głosy i niepokojące tony. Lęk ogarnął go, paraliżując i uniemożliwiając ruch. Dopiero przy ostatnich tchnieniach błękitnej ptaszyny, Ulysses odnalazł źródło. Stworzenie spadło z gałęzi topoli, kończąc żywot w swoim leśnym domu, a chłopiec zaalarmowany szumem, złapał je w swoje dłonie. Delikatne powłoczki życia trzymały się jeszcze stygnącego ciała. Zachowali kilka piór, na prośbę młodego Ollivandera przygotowując ptaszkowi niewielką mogiłę pod smutną topolą.
Dziecięce harce szybko zostały w tyle, ustępując aurze spokoju. Ulysses nie sprawiał wielu problemów, z żywą ciekawością przyjmował przedstawiany mu świat. Z biegiem czasu wyciszał się jeszcze bardziej, koncentrując uwagę na otoczeniu i własnym wnętrzu. Absorbował więcej niż wypuszczał. Zachłannie i egoistycznie, z niebywałym perfekcjonizmem, nieraz stanowiącym przekleństwo - nie dając sobie odetchnąć. Ciężka praca wpisywała się w jego sposób bycia. Pochłonięty przez aktualne zadanie tracił poczucie czasu. Bywał zadufany, nieprzystępny i nadzwyczaj często ignorował dobre rady napływające od starszych i doświadczonych krewnych. Wszystko musiał sprawdzić na własnej skórze, ufając tylko własnej intuicji, nierzadko błędnie traktując ją jako nieomylną. Wiele razy sparzył się na tym, jednak sytuacja rodzinna pozwalała mu na takie błędy. Państwo Ollivander skrupulatnie podburzali w dziecku tę cechę, widząc potencjał w jego własnych interpretacjach - nic nie stało na przeszkodzie, gdyż szlacheckie zasady i nawyki przyjmował w naturalny sposób. Występowały obok szczerej rodzinnej miłości, stanowiącej istotną podstawę ludzkich wartości. I choć upływający czas zakorzenił w nim dystans oraz pozorną obojętność, często dla bliskich dotkliwą, każdy skrawek zachowywał w sobie, kolekcjonując zaciekle.
Rozbrajająca szczerość oraz lekkość wyrażania emocji, typowe dla dzieci, tonęły niepokojąco szybko, alarmując rodziców - bywały dni, że stawał się zupełnie nieodgadniony, nieprzenikniony i nikt nie potrafił dociec do źródła ponurego wyrazu twarzy. Na nic zdawały się podchody i sprawdzone sposoby, ani guwernantka, ani matka, ani ojciec, nie mogli przekonać Ulyssesa do odzewu. W te dni stawał się milczący, obcy i nad wyraz posępny. Nie dało się zmusić go do nieporadnych ćwiczeń tanecznych, dziecięca miotełka nudziła. Nad czym tak zaciekle rozmyślał pięciolatek? Ollivanderowie szepcząc w zaciszu własnej posiadłości starali się być cierpliwi, wymieniając niespokojnie obawy, szorstko odganiając panikę. Przed pojawieniem się tych epizodycznych zmian nastroju nie martwili się o uśpioną jeszcze moc dziecka. Cztery lata? Lady Ollivander potrzebowała czterech i pół, aby zmusić ogrodowe róże do przedwczesnego rozkwitnięcia, ale nigdy później nie zakwitły już tak pięknie. Uspokajała męża, powątpiewającego w swoje pierwotne założenia, jakoby więź z duchem drzew wykluczała możliwość charłactwa. Pięć lat i trzy miesiące, kołatało mu się po głowie. Czasu nie dało się udobruchać, tak jak nie sposób było udobruchać Ulyssesa. Lord Ollivander zaczynał myśleć, że chłopiec przechodzi przez prawdziwą konsternację, choć nie potrafił ocenić, na ile pięcioletnie dziecko powinno czuć w sobie magię.
Incydent z ukazaniem zdolności spadł więc na nich, jak to miał w zwyczaju, niespodziewanie. Błyszczące ostrza cieniutkich igieł bezszelestnie sunęły przez spowity słonecznym światłem salon, aby ostatecznie ozdobić duży portret Brandona Ollivandera, jednego z chwalebnych przodków, wybitnego w swym fachu różdżkarza. Mężczyzna pół dnia krytykował niewzruszonego chłopca, zaczynając na fałszywych nutach, wkradających się między drobne palce a klawisze fortepianu, kończąc na koślawych literach, pojawiających się na pergaminie. Nie takie tempo. Nie taka kropka. To nie ta nuta. Patrz pod nogi! Lorette, guwernantka, zachowywała się, jakby uwagi rzucane w przestrzeń nie miały miejsca i była przekonana, że Ulysses również puszcza je mimo uszu. Gwałtowny odskok od fortepianu i grymas na twarzy zaskoczyły kobietę, a igła, zaciekle pracująca nad nową wyjściową suknią pani Ollivander, porzuciła swoją powinność, z resztą wspólniczek atakując zmarłego lorda. Zniknął z portretu, zdobionym teraz przez dziesięć srebrzystych, metalowych włókien. Odette i Marcus byli zachwyceni. Ulga, którą odczuł tego dnia, wyryła się grubo w jednych z najwcześniejszych wspomnień. Igły zostały w tym miejscu - pierwsze próby pozbycia się ich z płótna nie odniosły skutku, a bardziej zaawansowanych operacji nie podjęto. Pech chciał, że po uldze przyszedł pierwszy atak Klątwy Ondyny, zapamiętany w takim samym stopniu. Oddech uwiązł w gardle, towarzysząc duszącemu przerażeniu.
Klątwa okazała się bardzo zawzięta, nie zatrzymując się wyłącznie na najstarszym dziecku. Najwidoczniej pragnęła dopiec gromadzie Ollivanderów, których przybywało - pięć lat po narodzinach Ulyssesa na świat przyszła młodsza siostra, sześć lat po niej - brat, Constantine, a po kolejnych pięciu, życie rozjaśniła im najmłodsza pociecha, Ophelia. Na warunki do rozwoju, ze względu na swoją pozycję społeczną, nie mogli narzekać. Choć wiele rodów potępiało mugoli, uważając ich za zagrożenie, Odetta i Marcus nie wpajali dzieciom nienawistnych poglądów, pozwalając im wyciągać własne wnioski - matka, hołdująca rozumowi, własnemu zdaniu i rozsądkowi, oraz ojciec - dający dobry przykład neutralności, będącej najbezpieczniejszym wyjściem, niezależnie od czasów, w jakich przychodziło im żyć. Byli ciepli, oddani i szczerzy. W oczach Ulyssesa malowali się majestatycznie, ale i prawdziwie. Mimo możliwości przekazania całej czwórki pod opiekę guwernantek, nie mieszania się przesadnie w zdobywane doświadczenia, umiejętności, zasady i ogólnie pojęte dorastanie, poświęcali dzieciom czas, dając im dostrzec faktyczny obraz siebie. Niewątpliwie było to źródłem rodzinnych relacji i zaufania, jakie budowali sobie stopniowo. Znali swoje upodobania literackie, wiedzieli, kto ma problemy z poruszaniem się w rytm walca, a kto pod żadnym pozorem nie wejdzie na lód, aby spędzić czas na łyżwach.
Styczność z przedstawicielami innych szlachetnych rodów miał, rzecz jasna, przed pierwszą podróżą do Hogwartu, dlatego ich sposób bycia wydawał mu się normalny i nie widział w nim rażącej ułudy, wystudiowania. Z rzeczywistością mniej wyidealizowaną zetknął się na tle szkolnym - wśród mieszanki elit z półkrwistymi, mugolakami, dziećmi zdrajców krwi. Poznane wcześniej szlachetne dzieci wyróżniały się na tle gorszych szkolnym wyposażeniem, nadąsaną miną i dystyngowanymi gestami. Dało się je rozpoznać w bibliotece i Wielkiej Sali. Dni mijały, a Ulysses dostrzegał w wielu z nich zakłamanie. Nie potrafił stwierdzić, co widziano w nim, ale wyuczone odruchy i kultura osobista chłopca nie były sztuczne w podobny sposób - nie czuł potrzeby udawania kogokolwiek. Nazwisko broniło się samo, w szczerości gestów, które nie zniknęły, pomimo stopniowo wzrastającego introwertyzmu. W istocie, wpisywał się w obraz szlachty - szarmancki, kulturalny, dążący do ideału. Nie zdradzał emocji i miewał skłonności do ucieczki przed nimi, potrafiąc odciąć, kiedy zachodziła taka potrzeba. Samodyscyplina grała pierwsze nuty. Było mu to na rękę, przesadne nerwy mogły skończyć się atakiem duszności. Nie odrzucał ludzi, bez względu na krew. Większym problemem było faktyczne zdobycie kruchego zaufania, udawało się to nielicznym, ale przewagę mieli ludzie szczerzy. Z góry straceni byli ci, którzy oceniali go przez pryzmat pochodzenia. Jeśli ktoś wiedział lepiej niż on sam, w jakim worku wyląduje, tracił szansę.
Pasował do domu Roweny Ravenclaw, przydział nie był dla nikogo zaskoczeniem. W pierwszych latach nauki jego charakter nie był wyznaczony tak ostrą linią. Ludzie, których wtedy do siebie dopuścił, pomogli mu utrzymać wewnętrzną wrażliwość, dzięki czemu nie zniknęła bezpowrotnie pod warstwą obojętności. Pomagał innym w zadaniach domowych, szybko uczył się zaklęć i przodował w obronie przed czarną magią, z umiarkowanym zainteresowaniem podchodząc do transmutacji, w której prezentował się zupełnie przeciętnie. Poznał podstawy astronomii, dzięki nim świadomiej patrząc w niebo i wykorzystując je do orientacji w terenie. Z większą ciekawością studiował magię zapisaną w liczbach. Zajęcia z numerologii były stworzone dla Ulyssesa i dawały naprawdę szerokie spojrzenie na otaczający świat. Zamknięcie fascynujących zjawisk w cyfrach i obliczeniach wymagało potężnego nakładu pracy i czasu, lecz nigdy nie odniósł wrażenia, że owe godziny poszły na marne. Powodowany ciekawością przemierzał błonia, zapoznając się z każdym magicznym okazem rośliny, czy zwierzęcia. Doszukiwał się w nich różnic, nie tylko międzygatunkowych - również porównując pozornie podobne elementy, dostrzegając najsubtelniejsze różnice. Niekiedy pojawiał się także w okolicach Zakazanego Lasu, mimo wzmożonej wtedy ostrożności, przypłacając to kilkoma szlabanami - co ostatecznie nie przeszkodziło w otrzymaniu odznaki prefekta, wprawiając go w zaskoczenie pomieszane z rozbawieniem, ale rodzice byli zachwyceni. Nie zapuszczał się zbyt głęboko między drzewa, poruszając się głównie na obrzeżach i niedalekich polanach, ale czas spędzony w tym środowisku zaowocował wyjątkową wiedzą. W stworzeniach doszukiwał się tego, co wyczuwał u drzew, bardziej radząc sobie z ich aurą niż pielęgnacją. Trzymając w ręce pióro, włos, potrafił stwierdzić, na jakie dziedziny magii wpływa, skąd pochodzi. Wyczucie to było jak dodatkowy zmysł i być może uzupełniało braki w innym - powonieniu. Zapachy docierały do niego słabiej. Wyjątkiem była tylko amortencja, ale nigdy nie potrafił stwierdzić, dlaczego. Jej składowe wyczuwał wyjątkowo wyraźnie, nie przez mgłę - to też uświadomiło mu, że węch nie rozwinął się prawidłowo, wcześniej bowiem nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
Podejrzewał życie o najgorsze, bo wydawało mu się zbyt łaskawe. Poza drobnymi problemami, atakującymi każdego człowieka, nie stykał się z dramatami. Widział to jako absurd, bo naokoło dramaty rozwijały się prężnie. Nieufne oczekiwanie zderzyło się z grzmotem, którego stłumiony huk przetaczał się po Hogwarcie w ostatnim roku nauki. Komnata Tajemnic budziła oczywistą grozę, sięgającą nawet w zakamarki umysłu Ulyssesa. Był w gronie wybrańców, oszczędzonych od zagrożenia, rozbrzmiewającego jednak tak wyraźnie między murami, że nie potrafił go pominąć w swoich obserwacjach. Na zmianę czuł żal i fascynację, niezdrowo wplatającą się w zainteresowania. Nie pragnął czarnej magii używać, ale chciał ją poznać, zgłębić jej zakamarki. Niewiedza była ignorancją, lekceważeniem zagrożenia. Uśpił niezdrowe pragnienia, sztucznie symulując sobie, że nie odniesie się do nich w przyszłości. Wiedział podświadomie, że odezwą się same. Kilka lat później faktycznie przeglądał paskudne księgi, zgłębiając potworne podstawy. Ciekawość wzięła górę. Biblioteczka Ollivanderów była zaskakująco bogata, szczególnie część trzymana pod kluczem, w tajemnicy. Nie każdy miał do niej dostęp, jednak ci, którzy rodzinne tradycje pieczołowicie kontynuowali, mogli liczyć na pewne względy w tej kwestii. Bądź co bądź, decydując się na tworzenie różdżek skłonnych do magii mrocznej i niebezpiecznej, trzeba było posiąść odpowiednią wiedzę. Nie każdy twórca sięgał w tym kierunku, lecz wciąż młody Ollivander cenił sobie wyzwania, poprzeczkę zawsze stawiając wysoko.
Ukończenie szkoły zwiastowało okres zdobywania praktycznego doświadczenia. Już wcześniej rzeźbił z zapałem różdżki, zaczynając od kształtów prostych, powoli wprowadzając ozdobniki. Nie liczył, ile drew przyszło mu zmarnować. Każde kolejne było cegiełką, wnoszącą jego własną budowlę coraz wyżej. Potrafił dogadać się z potencjalnymi sprzedawcami rdzeni, mając dryg do negocjacji i przekonywania. Czarujący uśmiech, nigdy zbyt szeroki, dla dobra sprawy wyzbywał się typowej ironii, drwiny i zaczepności. Sarkazm i cynizm rozpływały się uprzejmie, ale opanowanie pozostawało niezmienne. Chciał być nieprzenikniony. Zgubne pragnienie ciągnęło do oklumencji, dlatego pochylał się nad księgami, w których niejednokrotnie trafiał tylko na pobieżne wzmianki. Gdybał i porównywał, zdobywał informacje, subtelnie aranżując spotkania i docierając w coraz dalsze zakątki. Ambicja nie pozwalała mu przerwać i ćwiczył latami, rozpracowując własny umysł. Wiele na tym zyskał i wiele stracił, ukrywając głęboko swoją prawdziwą wrażliwość. Równie wytrwale kontynuował rozwój w dziedzinie numerologii, przeplatając naukową dziedzinę z różdżkarstwem, by wynieść jak najwięcej z obydwu - pragnął zapisać się na kartach rodzinnej historii, dotrzeć do przełomowego odkrycia, zrewolucjonizować znane od lat rozwiązania, nie chciał pozostawać tylko wytwórcą. Powoli i stopniowo wypracował własne sposoby, konsekwentnie zatrzymując je w notatkach. Pochylał się też nad zaklęciami, z zainteresowaniem rozkładając je na czynniki pierwsze i próbował tworzyć nowe. Początkowo korzystał tylko z wiedzy własnej, wyniesionej z Hogwartu oraz szeregu podręczników, lecz nie stronił od kontaktu z doświadczonymi numerologami, świadom, że bez ich pomocy zaplącze się we własnych błędach, które przecież zdarzały się każdemu. Liczby stały się niemalże nawykiem, wypełniającym niejednokrotnie także czas wolny.
Zderzenia z trudnymi emocjami, w swej gwałtowności niepokojące Ulyssesa, stanowiły nieuniknioną część jego życia. Miewał niewytłumaczalne, spontaniczne zrywy - na przykład do dorocznego wyścigu na miotłach, w którym niemalże stracił oko, przelatując nad smoczym rezerwatem. Milimetry pozwoliły mu wyjść z opresji cało, ale milimetry te podsunęło najwyraźniej szczęście, nie rozum. To samo szczęście pozwoliło mu ukończyć wyścig ze zranieniem, opłaconym później nie tylko blizną, ale i potwornym atakiem Klątwy Ondyny, pozostawiającym na szyi ślady po paznokciach, rozpaczliwie żłobiących skórę. Pierwszy i ostatni wyścig przedstawiał się we wspomnieniach bardzo żywymi barwami. Podobną fanaberią był samotny pobyt w górach. Potrzebował odmiany. Nauki pobierane od ojca często męczyły obydwu - Ulysses był dosyć oporny i miał swoją wizję na różdżkarstwo, z trudem godził się na przyjęte standardy i utarte ścieżki, których uczył się, bo musiał. Nie mogły przepaść, skoro zrodzono je przed wiekami, w tajemnicy przekazując dalej, z konsekwencją i wymaganiami. Znał je. Potrafił wyrecytować znudzonym głosem w środku nocy. Odetta miała podejście przeciwne i delikatnie popychała syna do podążania dzikimi szlakami, głęboko wierząc, że rewolucja w jego wykonaniu będzie prawdziwym powiewem świeżości. Dostrzegała wybijające się cechy swojego rodu, jakby nadanie mu imienia Ulysses było tego konsekwencją. Czas spędzony w górach przyniósł przeróżne doświadczenia, zaś pomiędzy wędrówkami i notatnikami, wzbogacającymi się o coraz bogatsze zapiski, miał okazję pomieszkiwać w dworku Greengrassów, nie wadząc nikomu. Czasami zachowywał się, jak gdyby go nie było.
Wywierana przez otoczenie presja zderzała się z ignorancją. Początkowo wysłuchiwał tylko drobnych sugestii, zbywając je milczeniem, a Odetta i Marcus musieli wykazywać się nie lada cierpliwością. W teorii to szlachcianki należało wydać za mąż jak najprędzej – szanse z wiekiem malały, ale praktyka, przynajmniej w przypadku Ulyssesa, miała też swoje wymagania u mężczyzn. Matka, nie tracąc zapału, przekonywała go do zawarcia związku, niby od niechcenia wspominając o godnych kandydatkach. On jednak pozostawał niewzruszony na wzmianki i prośby, drwiąc z nich coraz bardziej otwarcie, dopóki nie dano mu spokoju. Na pewien czas, kiedy wymówka z wdzięcznym tytułem praca i badania naukowe była wystarczająca.
Liczył na nagły poryw emocji. Działanie wbrew sobie było zbyt sprzeczne, dlatego sztuczna produkcja uczuć do drugiej osoby wprawiała go w obrzydzenie, zaprzepaszczając równocześnie szanse na poznanie kogoś naprawdę wartościowego, a przecież nikt nie mówił, że wszystkie szlachetne damy nie wyróżniają się niczym poza urodą i wyuczonym szykiem. W głębi serca wiedział, że niewiele w tym prawdy, ale coś ciągnęło go w nieznane. Potrzebował innego świata, którym mógłby się zachłysnąć – czystokrwiści często byli łatwi do określenia, mimo gry pozorów, a może dokładnie przez nią. Niechęć, jaką zdarzało mu się mimowolnie okazywać, bywała krzywdząca dla panien, zafascynowanych jego specyficzną aurą. Pierwszą burzliwą miłość miał już za sobą, jeszcze za czasów Hogwartu udało mu się ulec zaciekawieniu czarującą dziewczyną, ale w miarę postępu wzajemnego poznawania, uwidaczniały się przeciwne kierunki, dlatego pod koniec siódmej klasy rozeszli się, zostawiając relację w pozytywnym wydźwięku, póki było to jeszcze możliwe.
Znudzenie z lubością zaciskało pętlę na jego szyi. Ze zrezygnowaniem zaczął rozważać podsuwane kandydatki, szukając przynajmniej bratniej duszy, zdolnej do wywołania minimalnego drgnięcia serca. Prześladował go potworny pech, każda kolejna kobieta, którą poznawał powoli i nieco na siłę, odpływała w zapomnienie. Na swojej drodze miał trzy obciążone chorobami genetycznymi, co z oczywistych względów wykluczało związek. Kolejna, z którą złączyła go szczera przyjaźń, zmarła tuż przed zaręczynami - uwikłana w skomplikowane relacje (nikt rzekomo o nich nie wiedział, ale po tym wydarzeniu wszyscy przypuszczali, że rodzina kobiety trzymała tę niedogodność w tajemnicy, licząc na cud), swój finisz mające w zjawiskowym morderstwie. Ostatnia, jaką miał okazję do siebie dopuścić, była damą zupełnie przeciętną, spokojną, ułożoną, nie wyróżniającą się - Ulysses, gdyby tylko mógł swoje zdanie wyrazić, śmiałby stwierdzić, że nudną. Dla własnego spokoju, ku ogólnemu zaskoczeniu, wyrzucił z siebie w końcu „dobrze, matko”, przystając na niewybredną sugestię zaręczyn. Fakt, że zrobił się wtedy jeszcze bardziej zamknięty, subtelnie pominięto. W tym samym roku, tuż przed świętami, oświadczyny zostały przyjęte. Szczęście w nieszczęściu - parę miesięcy później na światło dzienne wypłynął skandal z jego narzeczoną w roli głównej, po którym błyszczący pierścionek zniknął z jej palca, ponownie wciskając w ręce Ollivandera kawalerstwo i myśl, że został przeklęty nie tylko za sprawą Ondyny.
Niepomyślność nie odpuszczała, ciągnąc się szerokim pasmem poza horyzont. Serce drgnęło po długim czasie wyczekiwania, istotnie, lecz ulokowało uczucia w fatalny sposób, rozbijając się z impetem o kolejną granicę. Początkowo próbował kryć się przed samym sobą i odniósł w tej dziedzinie niemały sukces, może z przyzwyczajenia po wielu nieudanych związkach, może z czystej świadomości i rozwagi - wiedział przecież, że sprawa nie może potoczyć się zbyt daleko - mimo tego, nie potrafił odpuścić rozmów, po których życie zdawało się wracać w podskokach prosto w jego ramiona, jak nigdy wcześniej. Z trudem odciągał spojrzenie od roziskrzonych oczu, nabierającego barw przy każdym uśmiechu; nie posiadał mocy zdolnej do wydarcia z pamięci dźwięcznego śmiechu i energicznego postukiwania obcasem w rytm ostatnio zasłyszanego utworu. Praktyka emocjonalnego masochizmu miała się w wypadku Ollivandera nadzwyczaj dobrze - nim się obejrzał, kobieta zniknęła, prowadzona wolą rodziny, pozostawiając po sobie pustkę niemożliwą do zapełnienia.
Pustkę tak wielką, jak po utracie Ophelii, najmłodszej z rodzeństwa. Tuż przed śmiercią Ulysses spędzał z nią mnóstwo czasu, trwając dniami i nocami przy dziewczynce, męczonej przez okropne bezdechy, wydzierające powoli życie z jej drobnej piersi. W lutym nie można było zostawić jej bez opieki, a mieszanką ziół pachniał cały dom. Mały promyczek gasł powoli i nawet ściągnięty uzdrowiciel nie mógł poradzić sobie z powikłaniami. Niespodziewana marcowa poprawa orzeźwiła wszystkich, podnosząc na duchu, aby móc w nagłym napływie wyrwać resztki nadziei. W kwietniu miała znów przemierzać korytarze Hogwartu, towarzysząc młodszemu z braci na błoniach, w stertach notatek do owutemów wyszukując te, których potrzebował. Zmarła, pogrążając rodzinę w głębokim smutku, krążącym do dziś po pokojach posiadłości.
Śmierć Puchonki była początkiem spirali, niosąc za sobą szereg następstw. Komplikacje napiętrzały się, nasilając chorobę również u obciążonych nią potomków. Nikt nie chciał wierzyć, że Ophelia nie zaśpiewa im więcej w ukochanym domu, a słodki głos nie poniesie się echem po pobliskim lesie, wraz z ptasim trelem. Wiele dni przepłynęło Ulyssesowi na pieczołowitym rzeźbieniu w drewnie, gdy starał się oddać małą postać, ostatecznie ustawioną nad sadzawką w centralnej części ogrodu. Na podołku umieścił trzy drobne ptaki, każdy kojarzący się z rodzeństwem. Każdej kolejnej wiosny zaplatali jej wianki, nawet mimo śmierci kontynuując zwyczaj, rozpoczęty parę lat wcześniej. Upływający czas zabliźnił rany, lecz tęsknota nie ustępowała, wędrując z Ulyssesem ramię w ramię, dzień po dniu.
bez gwiazd
Że trzeba mi tworzyć Twój głos
nad wiatr
Biała magia formuje się w patronusa pod wpływem dosyć świeżych wspomnień powiązanych z rodziną oraz najbliższymi, zwłaszcza odwołujących się do ich bezpieczeństwa, zrozumienia oraz poczucia dumy. Kluczowym momentem okazały się święta pod koniec 1956 roku, zmuszające Ulyssesa do solidnych przemyśleń i wniosków, dlatego ten czas okazuje się skutecznym impulsem do zmaterializowania strażnika.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 16 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 15 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 1 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 10 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Geomancja | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Numerologia | IV | 40 |
Kłamstwo | II | 10 |
Perswazja | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | II | 0 |
Odporność magiczna | I | 5 (+52,5) |
Wytrzymałość psychiczna | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | - | 2 |
Rozpoznawalność (arystokrata) | III | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Różdżkarstwo | III | 25 |
Rzeźbiarstwo (tworzenie) | I | 0,5 |
Muzyka (fortepian/pianino) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Lot na miotle | I | 0,5 |
Taniec balowy | I | 0,5 |
Łyżwiarstwo | I | 0,5 |
Jeździectwo | I | 0,5 |
Pływanie | I | 0,5 |
Wspinaczka | I | 0,5 |
Pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Szachy czarodziejów | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 0 |
the sound of rustling leaves or wind in the trees
and somehow
the solitude just found me there
Kwiecień '56 - Czerwiec '57
Ścieżka kariery: Praca w rodzinnym fachu doprowadziła do awansu na mistrza różdżkarstwa, mężczyzna nie ustaje w zgłębianiu tajników numerologii, sięgając po nowe wyzwania. Z woli zmarłego lorda Weylona, Ulysses został mianowany nestorem.
Rozwój: Ollivander niezmiennie stawia na intensywny rozwój intelektualny, dużym przełomem było opanowanie ćwiczonej od lat oklumencji. Koncentruje się na różdżkarstwie oraz numerologii, powraca do transmutacji. Szlifuje umiejętności obronne, znacznie sprawniej posługuje się zaklęciem Patronusa, którego postać przybiera teraz jastrzębia; nie wzbrania się przed zaklęciami ofensywnymi, ćwiczonymi w klubie pojedynków oraz poza nim.
Więzy krwi: Pojął za żonę Julię Prewett, jednak zaaranżowany przez rodziny związek został unieważniony, kobieta wróciła do Dorset za porozumieniem stron, po licznych działaniach nieprzystających szlachetnej damie. Niepewna sytuacja jeszcze bardziej zbliża Ulyssesa do rodziny. Do kraju wraca też jego dawna miłość, los zdaje się być przychylniejszy.
Zyskane znamiona: brak
Kwiecień był momentem ostatniego spokojnego oddechu, choć żałoba po małej Ophelii wciąż trawiła Ollivanderów, ciężko znoszących tę trudną rocznicę. Czas deptał mężczyźnie po piętach, nie dając zapomnieć o rodowych zobowiązaniach - po nagłym zniknięciu kobiety, wreszcie poruszającej jego serce, pogrzebał wszelkie nadzieje na związek z wyboru. Niechętnie i wbrew sobie oddał decyzję rodzinie, która prędko skłoniła się ku Prewettom, widząc w mariażu z Procellą Julią szansę na sojusz.
Różnili się, a on sprawnie udawał, że wcale nie dostrzega tej przeszkody. Malowała się przed nimi wyraźnie, lecz oboje postanowili ją zignorować. Ulysses wmawiał sobie nadzieję na lepszy czas dla ich związku, postanowił spróbować, nawet gdy wewnętrznie widział to jako kapitulację. Ponoć tragedie i dramaty łączyły ludzi, czyżby byli zbyt oporni? Majowy wybuch wstrząsnął krajem, oddalając wszystko od normalności. Nie zbliżyło ich to wcale.
Nie było łatwo - po ukochanym domu, przepięknym Silverdale, zostały gruzy. Dzięki rodzinnej przepowiedni udało się uniknąć najgorszego, wraz z dobytkiem mieszkańcy zdołali na czas przenieść się do zamku w Lancaster, lecz nic nie mogło równać się z domem, w którym Ulysses dorastał i mimo ulgi - wyszli z tego żywi - ciężko przyjął zniszczenie dworku. Kolejne spotkania z Julią przyniosły nieco nadziei, a raczej sprawiły, że wymusił ją w sobie, usiłując wykrzesać coś dobrego z beznadziejnej sytuacji.
Zaręczyli się we wrześniu, w zimowej scenerii. Wątpliwości kipiały, z ostrzegawczym niepokojem przeszywając całe ciało Ollivandera, za co winę zrzucił na... mróz. Nie było lepszego krajobrazu do oddania chłodu, ostrym szronem kładącym się na ich relacji - bardzo intensywnej i krótkiej, pełnej niezrozumienia. Nie zwlekali ze ślubem, choć prędko okazało się, że powinni - związek został oficjalnie zakończony, gdy Julia trafiła do Tower of London po wyprawie z ramienia Zakonu Feniksa, do którego niewiele wcześniej został wcielony przez najlepszego przyjaciela. Odesłał ją do domu, do którego tak pragnęła wrócić. Oboje musieli mierzyć się z plotkami, które szybko rozeszły się po arystokratycznym światku, zwłaszcza że uległ - zupełnie niepotrzebnie - lady Prewett i zgodził się na zorganizowanie wesela w towarzystwie niższych społecznie czarodziejów. Ślub był ciężkim przeżyciem emocjonalnym i ani przez chwilę nie wydawał mu się dobrym kierunkiem, rozstanie przyjmował więc z ulgą, tak, jak i Procella.
Jesień pozostawiła po sobie gorzki niesmak. W jej poczet wliczał się nie tylko ślub oraz rozstanie, październik został wyciosany w kamieniu - szczyt w Stonehenge był momentem zwrotnym, utwierdzającym Ulyssesa w poglądach. Na zebraniu rodów przemówił w imieniu rodziny, dostrzegł też postać, którą inni zdawali się ignorować, a która okazywała się bezpośrednim sprawcą wojny. Od tego czasu, bardzo powoli i stopniowo, oddalał się od swojej neutralności.
Zaostrzające się konsekwencje anomalii, których źródło wyszło na jaw podczas pierwszego spotkania organizacji, w jakim uczestniczył, coraz bardziej utrudniały życie. Dał się namówić na wyprawę Lisowi, podchodząc do przywrócenia ładu także pod kątem naukowym, ciekawość wygrała z niepokojem o własne zdrowie. Miał też okazję usprawnić proces wzmacniania różdżek Zakonników, którzy wcześniej ugasili ogniska czarnej magii, był świadkiem stworzenia portalu do Oazy Harolda, gdy biały deszcz obijał głowy kryształami.
Nowy rok zaczął zaskoczeniem i ulgą (nie tylko przez zażegnanie niestabilności magicznych), gdy podczas sylwestra w Dolinie Godryka trafił na Eunice, jak gdyby nigdy nic krążącą po angielskich ulicach. Dawne rany nie zdołały się zabliźnić, rozmowa nie przebiegła w najcieplejszych emocjach, lecz czas uciekający przez palce oraz niepewna sytuacja rzucały zupełnie inne światło na pewne sprawy - mimo urażonej dumy i nieporozumień, postanowił pielęgnować relację i oczyścić ją z niedopowiedzeń.
Rozwój zawsze stawiał na pierwszym miejscu - eksperymenty, udział w badaniach, a nawet rozpoczęcie własnego projektu dla Zakonu Feniksa, bariery mającej chronić przejście do Oazy - pracował ciężko, odnajdując w tym wiele satysfakcji. Wcześniejsze, oficjalne podsumowanie wybitnych umiejętności różdżkarskich pozwoliło mu na pełen rozwój w numerologii.
Wiosna przyniosła kolejne komplikacje, gdy zdecydował się uczestniczyć w misji pobocznej. Śmierć Tonksa z ręki nieznanego Rycerza Walpurgii pozostawiła trwały ślad, tym większy, gdy okazało się, że Zakon był w stanie przywrócić mężczyznę do życia. Nie wychodził przed szereg ze swoim kontrowersyjnym zdaniem na temat tego działania, choć przerażało go do głębi. Na szczęście razem z Lucanem wyprowadzili z ciężkiej sytuacji trójkę mugoli.
Wieści nadchodzące z początkiem lata na pewien czas wykluczyły Ollivandera z aktywnego życia - śmierć nestora oraz przejęcie jego obowiązków okazały się prawdziwym ciosem. Niechętnie przyjmował rolę, nigdy nie pragnął władzy i odpowiedzialności, co oczywiście wyczuła Klątwa Ondyny, wieńcząc pierwszy miesiąc rządów atakiem. Został zachowany w tajemnicy, różdżkarz dochodził do siebie w spokoju, nie przestając korespondować, choć to jego ojciec był odpowiedzialny za większość decyzji podczas rekonwalescencji lorda. Sir Weylon wybrał sobie najgorszy czas na śmierć, za co był cicho przeklinany przez młodego nestora.
A lasy wciąż brzmiały tak samo, choć w tle grała im wojna.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.01.21 13:50, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Hereward Bartius
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.01.21 13:50, w całości zmieniany 1 raz
figa abisyńska, korzeń ciemiernika x2, ropa czyrakobulwy, skrzeloziele, strączki wnykopieńki;
odłamek spadającej gwiazdy x3, proszek Fiuu x4, srebrny gwiezdny pył x10, sproszkowany meteoryt x5, cynk, ołów
[08.08.17] Ingrediencje (maj)
[29.05.18] Ingrediencje (lipiec/sierpień)
[05.11.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[05.04.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[03.08.19] Ingrediencje (styczeń-marzec)
[28.02.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[11.01.21] Komponenty (lipiec/wrzesień)
[25.07.17] Wsiąkiewka +2 PB
[12.08.17] Rozwój: +2 PB do biegłości jasny umysł (poziom I)
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[11.06.18] Wsiąkiewka maj/czerwiec: +2 PB do reszty
[19.10.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec II): +2 PB do reszty
[08.11.18] Rozwój postaci: odporność psychiczna (5 PB), kłamstwo na II poziom (8 PB) (punkty wydane z reszty)
[10.03.19] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień): +2 PB do reszty
[14.03.19] Zakup 4 PB do reszty
[14.03.19] Rozwój postaci: nauka Numerologii na I poziom, -2PB z reszty
[03.04.19] Wsiąkiewka wrześniopaździernik, +2PB
[31.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +2 PB
[02.08.19] Zakup biegłości; +12 PB do reszty
[03.08.19] Wydano 25 PB - III poziom numerologii, I poziom astronomii - karta zmiany
[28.02.20] Wsiąkiewka (sty-mar): +2 PB
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +1 PB
[16.01.21] Rozwój biegłości (Numerologia III -> IV); -15 PB z reszty
[19.01.21] Minął fabularny rok...; +1 PB
[08.01.17] Zaakceptowane propozycje +5 PD
[11.01.17] Zawód (marzec) +50PD
[29.01.17] Zwrot PD; -40 PD, +1 pkt zaklęć, +1 pkt OPCM
[02.02.17] Sowa i memortek -60 PD
[02.04.17] zwrot pd (teleportacja) - 1 do OPCM
[03.04.17] Wsiąkiewka (kwiecień) +90 PD, +2 punkty biegłości
[02.06.17] Dodatkowe punkty statystyk (+5 sprawność)
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +1 OPCM, -40 PD
[25.07.17] Wsiąkiewka (kwiecień) #2, +90 PD, +2 PB
[29.07.17] Zwrot (Gringotta) - memortek; +10PD;
[01.08.17] Zdobycie osiągnięcia: Złoty myśliciel; +30PD;
[21.09.17] Klub pojedynków (maj) +20PD
[20.01.18] Zwrot (pierścień z kamieniem księżycowym), +50 PD
[26.01.18] Zdobycie osiągnięć (Obieżyświat, Do wyboru, do koloru, Masakrator, Babysitter, Ślepy los, Weteran), +250 PD
[01.02.18] Wykupienie umiejętności: oklumencja, -500 PD
[04.02.18] Wykonywanie zawodu (majoczerwiec), +50 PD
[28.02.18] Konkurs na parszywki, +8 PD
[05.03.18] Lusterko, +3 PD
[26.05.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: odłamki spadającej gwiazdy (3 kawałki)
[11.06.18] Wsiąkiewka maj/czerwiec: +90 PD, +2 PB
[28.08.18] Zdobycie osiągnięć: Zakochany Mors, Samouk, Na głowie kwietny ma wianek +65 PD
[05.10.18] Zakupy: fluoryt (+1 do OPCM), pazur gryfa w bursztynie (+1 do zaklęć), -130 PD
[19.10.18]Wykonywanie zawodu (lipiec/sierpień), +50 PD
[19.10.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec II): +90 PD
[02.11.18] Oddano Julii Prewett: pierścień z kamieniem księżycowym
[02.11.18] Rozwój postaci: +2 uroki, +3 opcm, -400 PD
[23.12.18] Klub pojedynków (wrzesień), +10 PD
[06.01.18] Spotkanie na szczycie +10 PD
[09.01.19] Klub pojedynków (październik), +10 PD
[10.03.19] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień): +90 PD, +2 PB
[14.03.19] Rozwój postaci: zakup 4 punktów biegłości, - 200 PD
[15.03.19] Rozwój postaci: +2 uroki, +2 opcm, -320 PD
[28.03.19] Wykonywanie zawodu (wrzesień/październik): +50 PD
[03.04.19] Wsiąkiewka wrześniopaździernik, +2PB, +90PD
[07.04.19] Osiągnięcia: Weteran (II), W pocie czoła, Po szczeblach kariery, Zaobrączkowany, Wodzirej I, Nieugięty, Mały pędzibimber, Ty druha we mnie masz; +410 PD
[10.04.19] Klub pojedynków (listopad), +30 PD
[19.04.19] Spotkanie Zakonu Feniksa, +10 PD
[16.07.19] Podsumowanie napraw anomalii (listopad/grudzień): +30 PD, +1 PB organizacji
[31.07.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +90 PD
[31.07.19] Wykonywanie zawodu (listopad/grudzień), +50 PD
[02.08.19] Rozwój postaci: zakup karty zmiany, -200 PD
[02.08.19] Rozwój postaci: zakup 12 PB, - 600 PD
[02.08.19] [G] zakup peleryny niewidki, -100 PM
[03.08.19] Przeiesiono 1 punkt z czarnej magii do transmutacji - karta zmiany
[24.09.19] Klub pojedynków (styczeń), +10 PD
[13.11.19] Wykorzystano: peleryna niewidka
[27.02.20] Wykonywanie zawodu (styczeń/marzec), +50 PD
[28.02.20] Wsiąkiewka (sty-mar): +90 PD
[03.03.20] Osiągnięcia: Pracoholik, Mam tę moc, Maratończyk, Weteran (III), Złote dziecko; +360 PD
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec): +60 PD
[16.01.21] Rozwój: +11 PB; -550 PD
[29.01.21] Wykonywanie zawodu (lipiec-wrzesień): +20 PD
[13.05.23] Przywrócenie rangi po nieobecności, aktualizacja postaci: -255 PD
[30.05.23] Zdobycie osiągnięć: Dojrzały Mors I, Dojrzały Mors II, Dojrzały Mors III, Zlot Czarownic; +210 PD