Edward „Eden” Sykes
Nazwisko matki: Fawley
Miejsce zamieszkania: mieszkanie na Pokątnej
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: żeglarz, łowca magicznych stworzeń
Wzrost: 181
Waga: 76
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: brąz
Znaki szczególne: wysoki wzrost,duża blizna na prawym przedramieniu i kilka mniejszych na dłoniach
9 cali, ostrokrzew, łuska smoka, dość giętka
Gryffindor
nie dotyczy
martwa siostra
petrichor
siebie jako kapitana statku
żeglarstwem, magicznymi stworzeniami, wyścigami na miotłach
Harpie z Holyhead
biorę udział w wyścigach na miotłach, żegluję
blues, rock&roll
Francisco Lachowski
Edward Sykes, tak właśnie go nazywano, choć od kiedy tylko zaczął być bardziej tego świadomym coraz rzadziej używał swojego imienia. O wiele bardziej pasowało mu coś innego, ale o tym innym razem. Zanim jednak zacznę opowiadać o jego narodzinach, warto by było choć wspomnieć o powstaniu małżeństwa jego rodziców. To mogłoby w ogóle nie zaistnieć, gdyby nie pewne tragiczne wydarzenia, a tym samym nie byłoby o czym opowiadać w dalszej części. Otóż Phillys Sykes z domu Fawley, była najmłodszym dzieckiem lorda Fawleya. Wychowywana przez guwernantkę, praktycznie od zawsze była na uboczu. Dodatkowo jej zainteresowania nie pomagały w uzyskaniu aprobaty ojca. Miała talent do gry na fortepianie, czym zajmowała się przez większość dzieciństwa. Gdy była już w odpowiednim wieku do zamążpójścia wybrano dla niej najmłodszego z Greengrassów, który jak można się było już domyślać, był w podobnej sytuacji do Phillys. Ten zajmował się wilkołakami, co okazało się zgubne, ponieważ nie minęło zbyt wiele czasu od ślubu, a ten został przez jednego z nich zamordowany. Młoda wdowa, nie dała mu żadnego potomka, przez co po śmierci męża padła ofiarą plotek, jakoby celowo miała tego unikać. Dodatkowo wykryto u niej chorobę, co sprawiło, że jej stan psychiczny pogorszył się jeszcze bardziej. Lordowi ciężko było znaleźć kolejnego męża dla jego chorej córki, ale w końcu mu się to udało, tak w rodzinie pojawił się Harald Sykes. Był on koronerem z dobrą opinią społeczeństwa, co było jednym z powodów, dla których pozwolono na ich małżeństwo. Dzięki temu mógł pojawić się na świecie Edward Sykes.
Tak więc Ed urodził się 16 czerwca 1931 roku i był pierwszym dzieckiem Sykesów, a na dodatek synem, co prawdopodobnie spowodowało, że Harald stał się dumnym tatusiem. Prawdopodobnie, ponieważ, ten był pracoholikiem, a to ograniczało kontakty z rodziną, za to mama zapewne poczuła ulgę. Przecież ponowne narażenie się na plotki jeszcze bardziej pogorszyłoby jej stan. Sytuację jeszcze bardziej poprawiło to, że już kilka lat później pojawiło się następne dziecko, tym razem dziewczynka. Ed był jeszcze zbyt młody, aby w jakiś szczególny sposób zapatrywać się na nagłą obecność rodzeństwa. W końcu niemowlę nie wpływało na jego dotychczasowe zajęcia, a nigdy też nie wymagał, aby rodzice, czy guwernantka, uczestniczyli w jego zabawach. Z resztą jego uwagę absorbowało bardziej to, że w jego obecność zabawki miały w zwyczaju poruszać się same. Na początku myślał, że może to robić zupełnie swobodnie. Jednak pewnego dnia guwernantka, która pomagała w wychowywaniu dzieci Phillys - głównie zajmującej się swoimi zainteresowaniami, zauważyła sposób w jaki bawi się Eden. Niedługo później wytłumaczono mu, na tyle ile się dało to zrobić mówiąc o pięciolatku, że nie może tego robić poza domem.
Mijały lata, a Cece mogła coraz bardziej przeszkadzać mu w egzystowaniu, zwłaszcza, że w międzyczasie w rodzinie pojawiło się kolejne dziecko - Aurora. Z czasem obie dziewczynki zaczęły się trzymać razem, a on z uciechą przeszkadzał im trochę w ich zabawach. Idąc dalej można było wywnioskować, że w dzieciństwie nie mieli zbyt dobrych kontaktów. Szczególnie ujawniało się to przy naukach tańca i etykiety, przed którymi on sam opierał się jak tylko mógł. Niestety w jego pamięci pozostały strzępki tych, jak wtedy miał w zwyczaju mówić nieprzydatnych bzdetów.
Zbliżały się już jedenaste urodziny Edwarda, co oznaczało również rozpoczęcie nauki w Hogwarcie. Dobrze pamiętał ten dzień, ponieważ w tym momencie zapoczątkowała się jedna z jego największych pasji - żeglowanie. Właśnie wtedy dostał od rodziców model statku, który od tego momentu stał na honorowym miejscu w jego pokoju. Zdejmowany z półki dość często na dokładniejsze oględziny. Nie ważne było to, że w końcu znał już jego każdy milimetr, łącznie z nazewnictwem każdej części okrętu. W sumie nigdy nie pytał się czemu otrzymał właśnie taki prezent, ale rodziciele widząc jego rosnące zainteresowanie tą tematyką na każde kolejne urodziny kupowali mu jakąś książkę o żeglarstwie. Im był starszy tym mniej czasu miał na czytanie, pojawiły się inne zainteresowania, poza tym już podczas pierwszego roku w szkole zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Właśnie wtedy po raz pierwszy została otwarta Komnata Tajemnic, na dodatek zginęła jedna z uczennic, na co nie był obojętny. W końcu jak często ktoś umierał w szkole? Nie krył tego, że próbował dowiedzieć się czegoś więcej w tej sprawie. Niestety, a może i stety, w pewnym momencie brak dostatecznych informacji na ten temat sprawiło, że powoli zaczął zajmować się czymś innym. Jedną z tych rzeczy był Quidditch. W trzeciej klasie, w tym samym momencie, kiedy w szkole pojawiła się Céleste dołączył do Gryfońskiej drużyny jako obrońca. Musiał się też pogodzić z tym (co w tym czasie nie stanowiło dla niego problemu), że siostra została przydzielona do innego domu. Jako młody mężczyzna nie mógł sobie pozwolić na roztkliwianie się nad takimi sprawami. Dobrze radził sobie w szkole i w towarzystwie innych ludzi, przez co początkowo nie myślał jak mogła się czuć jego siostra. Bardzo szybko jednak dostrzegł patrząc na jej zachowanie, że powinien być dla niej wsparciem. Nie wybaczyłby sobie tego, gdyby to przez niego coś się jej stało, co jak co, ale byli rodziną. Takie były początkowe powody dla których to robił, gdy zaczął dorastać pojawiały się też inne. Może to i lepiej, bo w pewnym momencie musiał już dbać również o Aurorę. Chciał je chronić i robił to na tyle na ile mógł, oczywistym było to, że nie zauważał wszystkiego. Kiedy jednak dowiadywał się, że któryś z kolegów im dokucza załatwiał to w odpowiedni sposób, o czym nigdy nie wspominał w rodzinnym gronie. W takich momentach jeszcze bardziej zaczął rozumieć dlaczego przydzielono go do Gryffindoru. Jeszcze przed rozpoczęciem nauki guwernantka - opowiadając mu o świecie czarodziei, powiedziała mu o czterech domach i o cechach jakie posiadają należący do nich uczniowie. Szlachetność, odwaga, prawdomówność, właśnie te cechy coraz bardziej się uwidaczniały, chociaż z tą szlachetnością miewał jeszcze problemy. Nie opowiadał też również o wielu innych sprawach, po prostu był dość tajemniczy. Zawsze też miał na tyle zajęć, że nie oglądał się jakoś szczególnie za dziewczynami. Co nie oznacza, że w ogóle nie zwracał na nie uwagi, zdarzyło się nawet, że przez pewien czas miał dziewczynę. Jednak jego wiek jak i również ówczesny charakter miał to do tego, że nie trwało to dość długo. Sam nie bardzo pamiętał o co konkretnie poszło, nie chciał sobie też tego przypominać. Rozpamiętywanie przeszłości nie przynosiło niczego dobrego, starał się więc patrzeć w przyszłość. Oczywiście nie w sensie wróżenia, a dążenia już w czasach szkolnych do jak najlepszego startu w dorosłość. Co jakiś czas przeszkadzały mu w tym kolejne wydarzenia, jakim była na przykład śmierć Dumbledora czy Wielka Wojna Czarodziejów, co znów obudziło w nim ciekawość, lecz nie na długo. Ograniczał się jedynie co dyskusji na dany temat ze szkolnymi kolegami, wymiany zdań, choć on raczej wsłuchiwał się w opinie innych, sam nie zastanawiał się co to wszystko przyniesie. Będzie co będzie, on zwyczajnie nie miał na to wpływu. W wolnym czasie zajmował się tym na co mógł wpłynąć. Od zawsze lubił zaklęcia i opcm, nie przypominał sobie, aby kiedyś miał z tym jakieś problemy. Te przedmioty zdał bez dłuższych przesiadywań nad książkami, jednak nie znosił eliksirów i zwyczajnie nie radził sobie też z zielarstwem. Na szczęście udało mu się przebrnąć i przez to, a wtedy mógł się już całkowicie poświęcić Quidditchowi. Tak, przez dłuższy czas chciał zostać zawodowym graczem, pomimo jego wielkiego zainteresowania morzem, jednak nikt się o tym nie dowiedział. Poniekąd pokrzyżowało mu plany to co wydarzyło się później.
Nieuchronnie zbliżał się moment zakończenia nauki w szkole, w związku z czym miał mieszane uczucia. Dobrze wiedział czym zajmie się po opuszczeniu Hogwartu, jednak bał się trochę o swoje siostry. Poradzą sobie bez jego protekcji? Mówił im, że kiedy tylko będą miały jakieś problemy mają do niego pisać, wiele więcej nie mógł zrobić. Z czasem się z tym pogodził, z resztą Cece i Aurora nie były już takimi małymi dziewczynkami. Z tą myślą wkraczał w dorosłe życie, wyruszył na morze. Miał takie możliwości, ponieważ wraz z ukończeniem szkoły otrzymał od rodziców wyjątkowy prezent. Żaglówkę, która należała wcześniej do jego ojca, na dodatek co jeszcze bardziej go zaciekawiło, ta mogła być sterowana magią. Szczerze mówiąc, poprzez brak dostatecznego kontaktu z rodzicami, zupełnie nie wiedział o jej istnieniu. Na początku nie mógł się nią nacieszyć i znikał na długi czas, wypływając coraz dalej i ucząc się nowej sztuki opanowywania jej zaklęciami. Zawsze jednak wolał robić to tradycyjnym sposobem. Nie bał się pływać samotnie, w końcu miewał z tym styczność podczas wakacji, jeszcze podczas pobytu w szkole. Co prawda, wtedy zawsze towarzyszył mu ktoś bardziej obeznany w tym temacie, jednak sądził, że miał już wystarczającą wiedzę, aby poradzić sobie samemu. Poza tym jako były Gryfon cechował się odwagą, czasem nawet wybiegającą poza granice rozsądku. Co więcej, mało kto potrafił ściągnąć go na 'dobrą drogę', uparciuch, ot co. Zawsze sam musiał popełniać błędy, aby coś z tego wynieść, wysłuchiwał rad innych, a potem robił z nimi to co uważał za słuszne - czyli najczęściej ich nie słuchał. No, może czasem robił wyjątki i przez chwile je przemyślał, a może nawet wprowadzał je w życie (w różnym stopniu). Często też zbyt szczerze wypowiadał swoje opinie na różne tematy, co czasem wplątywało go w dość nieciekawe sytuacje. Przebywanie na morzu nie pozwoliło mu na bycie łagodnym jak baranek, zwłaszcza podczas krótkich pobytów w portach. Spotykał różnych ludzi, poznał się na nich, a w czasie zapoznawania się bywało różnie. Wdawał się w bójki, reagował zbyt agresywnie na zaczepki, a potem wracał do domu jak gdyby nigdy nic, odpowiadając wymijająco na pytania. Nie chciał martwić rodziny, choć dobrze wiedział, że pewnych rzeczy można się domyśleć. Z czasem wyrobił sobie również opinię na temat szlachciców, a również i tych niżej urodzonych. W zasadzie do jednych i drugich nie miał nic, dopóki ci nie pokazali, że powinien traktować ich w określony sposób. Dla niego głównie liczył się charakter, a nie czystość krwi. Tyczyło się to również mugoli, zupełnie nie przeszkadzało mu ich istnienie, nigdy nie rozumiał dlaczego miałoby być inaczej.
Pewnego dnia, będąc w domu rodzinnym, ojciec wciągnął go w rozmowę na pewien niewygodny temat, zaczynając niewinnie od wieści z Hogwartu. Otóż Grindelwald został dyrektorem szkoły, co Edward przyjął wzruszeniem ramionami, nie było go już tam. Po takiej reakcji nie musiał długo czekać na dotarcie do tematu, który został od początku zaplanowany przez Haralda. Bardzo szybko zrozumiał też o co się rozchodzi. Żył samotnie, a pewnym wieku to już nie wypadało, prawda? Z początku przyjął to jedynie głośnym westchnieniem. Do tej pory praktycznie w ogóle się nad tym nie zastanawiał, choć rzeczywiście, bywały chwile w których brakowało mu tej szczególnej osoby. Oczywiście, nie będąc zbyt często na lądzie, nie miał pojęcia kim mógłby się zainteresować, co szybko się zmieniło. Chwilę później miał już informację na temat pewnej dziewczyny o nazwisku Morgan, ale to nie było wszystko. Tatuś przeprowadził już rozmowę z ojcem tejże dziewczyny na temat zaistniałej możliwości ożenku. Eden nie przyjął tego z radością, nie znosił, kiedy coś mu się narzucało, sam wolałby kogoś sobie znaleźć. Po długich namowach zgodził się na zapoznanie, wciąż mając wątpliwości. Nie wiedział czy będzie dobrym materiałem na męża. Zwłaszcza, jeśli nie mógłby opanować swojej niechęci, którą na pewno okazywałby dość jawnie. Nie chciał skrzywdzić tej dziewczyny, myślał nawet o tym, że w takim wypadku wolałby uciec. Posiadając dwie siostry, miał już spore pojęcie o tym jak to wygląda z ich strony, lecz najpierw wypadałoby ją chociaż poznać prawda? Kto wie, może rzeczywiście coś z tego wyjdzie.
Po kilku miesiącach spotkań poznali się już na tyle, aby Ed chciał ją powoli wprowadzić w swój świat. Wypływali w wiele rejsów, a co jeszcze bardziej go cieszyło, zdawało się, że dziewczyna zaczęła podzielać jego zainteresowanie żeglarstwem. Rok później ku uciesze rodziców obojga rodzin, zaręczyli się i zdawało się, że czeka ich długie, wspólne życie jako małżeństwo. Pół roku przed jego 24 urodzinami wybrali się w kolejną podróż, tym razem w miejsce, w które jeszcze nigdy wcześniej nie wypływali, dopłynięcie tam zajęło im kilka dni. Zapowiadało się na kolejny mile spędzony czas, jednak w drodze powrotnej napotkał ich sztorm. Oboje byli na pokładzie, próbując jakoś przez niego przebrnąć. Dość szybko młody Sykes pomyślał o tym, aby przynieść im kamizelki ratunkowe, tak na wszelki wypadek. Jako, że wcześniej ich nie używali, tylko on wiedział gdzie one są, więc zostawił narzeczoną na pokładzie i sam po nie poszedł. Wierzył, że ta poradzi sobie ze sterowaniem, ponieważ nauczył ją tego wcześniej (chodź od zawsze wolała się posługiwać magią w opanowywaniu jachtu). Wracając, zobaczył coś co zapamięta już do końca życia. Kobieta zdezorientowana nasilającym się sztormem, nieuważnie wstała, narażając się na uderzenie przez bom, co sekundę później nastąpiło, sprawiając że siła uderzenia wyrzuciła ją za pokład. Edward najszybciej jak tylko mógł, ruszył jej na pomoc w międzyczasie wyciągając różdżkę. Siłą rzeczy chwilę to trwało i ta właśnie chwila kosztowała ją życie. Kiedy wychylił się za burtę już jej tam nie było. Walczył ze sobą, wyskoczyć czy nie? W końcu zrozumiał, że jest to co najmniej nierozsądne, nie w taką pogodę, próbował rzucać różnymi zaklęciami, bez skutku. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że mogła ją porwać kelpie, czy jakieś inne stworzenie. Pływał już tyle lat, a nie miał pojęcia co zrobić, nie było po niej śladu. Sztorm nadal trwał, a on stał i próbował przejrzeć każdy skrawek morza, nie mógł odpuścić. Nie obchodziło go to, że jemu też mogło się coś zaraz stać, a jego charakter nie pozwalał na załamanie się, odpłynięcie czy jakąkolwiek inną opcję dania sobie z tym spokoju. Zresztą, kto by to zrobił? Ktoś co najmniej nienormalny, tak myślał. Nigdy wcześniej nie był tak wściekły, krzyczał na morze jakby to miało przynieść jakieś skutki. Wyklinał sztorm i każde stworzenie wodne na tyle niebezpieczne, aby mogło kogoś porwać. Poszedł pod pokład i siedział tam do czasu gdy pogoda się poprawiła. Oczywistym było to, że morze wyniosło go już w zupełne inne miejsce, co denerwowało go jeszcze bardziej. Nie wiedział ile czasu minęło, ale w pewnym momencie usłyszał krzyki, wyszedł na zewnątrz i od razu spostrzegł inną żaglówkę, która do niego podpływała. Po krótkiej rozmowie, obie strony wiedziały już co zaszło. Nieznajomi wyperswadowali mu dalsze poszukiwania, zwłaszcza, że sam Sykes nie wiedział gdzie miałby popłynąć, tak więc oboje wrócili na ląd. Podczas powrotu wdał się w pogawędkę o wodnych stworzeniach z jedną z osób (nieznajomy okazał się być łowcą), która uznała jego teorię co do zniknięcia narzeczonej za prawdopodobną. To zapoczątkowało późniejsze zainteresowanie zwierzętami. Niedługo po dopłynięciu na ląd rodziny zostały poinformowane o zajściu, nie obyło się również od zrzucania winy na niego. Podłamany, znalazł zrozumienie u sióstr, do których się przeprowadził. Przez bardzo długi czas nie zbliżał się do większych zbiorników wodnych. Obwiniał siebie za to co się stało, sądził, że mógł coś zrobić inaczej. Nie chcąc się tym zadręczać pozwolił, aby pochłonęły go nowe zainteresowania. Głównie było to dowiadywanie się czego się da o magicznych stworzeniach (ponownie spotkał się z łowcą, którego spotkał jakiś czas temu, ten zaczął uczyć go fachu), no i o dziwo gotowanie. To drugie nie wychodziło jego siostrom za dobrze, więc uznał, że on musi się tym zająć. Poza tym zaczął brać udział w wyścigach na miotłach. Najwyraźniej taka była jego terapia, tak bardzo zająć sobie wolny czas, aby nie myśleć o tym konkretnym wydarzeniu. Bardzo długo lubił spędzać czas jedynie w gronie rodziny,samotnie lub na polowaniach, rzadko się uśmiechając. Na szczęście czas zaczął leczyć rany i powoli znów stawał się taki jak wcześniej. No, może nie do końca tak było. Nikomu nie mówił o tym, że ma wręcz małą obsesję na punkcie polowań na zwierzęta, zwłaszcza wodne, w ramach zemsty za wypadek. To dodatkowo motywowało go do rozpoczęcia kariery łowcy. Dotychczas miał wrażenie, że dobrze się z tym kryje, jednak siostra w końcu zaczęła coś podejrzewać. Wszystko zakończyło się wizytami u psychologa, dzięki któremu powoli zaczyna wychodzić na prostą. Pozwoliło mu to również w dalszym ciągu rozwijać swoją karierę, ponieważ jego mentor dowiedział się o jego problemach i zagroził, że jeśli nie zacznie się leczyć to nauki zostaną przerwane i straci u niego zatrudnienie. Jeśli to by się wydarzyło nie miałby z czego żyć, a nie chciał być już zależny od pieniędzy rodziców jak to było w czasach żeglowania. Nie brał również pod uwagę przyjęcia pomocy finansowej od siostry, uważał, że to on powinien jej pomagać, a nie odwrotnie. Nie znał się również, w takim stopniu aby na tym zarabiać, na czymś innym, tak więc pozostało mu poradzenie sobie ze swoją obsesją i wzięcie się w garść.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 7 | +3 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 13 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 13 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
ONMS | III | 10 |
Astronomia | II | 5 |
Kłamstwo | I | 2 |
Silna Wola | III | 10 |
Spostrzegawczość | III | 10 |
Ukrywanie się | II | 5 |
Historia Magii | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznastwo | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gotowanie | II | 7 |
Literatura(wiedza) | I | 1 |
Muzyka(wiedza) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Żeglarstwo | II | 7 |
Pływanie | II | 7 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Taniec balowy | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 1 |
sowa (50), różdżka (100), teleportacja (50), 8 punktów statystyk (480)
Witamy wśród Morsów
Przełomem w życiu młodego Skyes'a była informacja o aranżowanym małżeństwie. I chociaż wewnętrzny, tęskniący za wolnością duch ciągnął go ku przygodzie, odnalazł wspólny język z narzeczoną. Morska podróż, w którą się wybrali - nie miała szczęśliwego zakończenia. Kobieta z(a)ginęła podczas sztormu, porwana przez jedno z morskich, magicznych stworzeń. Impuls wystarczający, by młodzieniec z zapalczywością wszedł na ścieżkę wojenną. Stał się łowcą magicznych stworzeń, szukając zemsty w kolejnych, pochwyconych istotach. Czy znajdzie ukojenie w swoim zawodzie? Czy trafi na nową drogę, która wyznaczy cel?