leśna ścieżka
AutorWiadomość
leśna ścieżka
Trudna do dostrzeżenia ścieżka wije się od polany znajdującej się za drewnianym dworkiem - meandruje pomiędzy drzewami o pniach tak szerokich, jakby rosły w tym miejscu już całą wieczność; zdaje się nie mieć końca - niczym główna aorta zmierza bowiem do samego serca lasu Charnwood, gdzie nawet potomkowie Blodeuwedd nie zawsze są mile widziani. Ponoć kapryśna dróżka nie jeden raz poprowadziła śmiałka, który odważył się na nią wstąpić, tak, by wędrowiec błąkał się bez celu - ścieżka zmienia swoje położenie, gdyż zachowuje się niczym stażnik tajemnic kniei - utrudnia ciekawskim odkrycie, gdzie znajdują się najcenniejsze okazy flory oraz fauny. Jeśli natomiast ktoś przybył tutaj po to, by zabić bądź zniszczyć cokolwiek, co tworzy tkankę lasu, może liczyć się z tym, że spotka go kara. To miejsce żyje - obserwuje cię; słyszysz szepty i melodię tworzoną przez mnogość istnień. To właśnie tutaj można spotkać królów magicznych stworzeń - dumne centaury, albowiem ścieżka niejednokrotnie przecina ich terytorium. Warto również wspomnieć o niezwykle rzadkich roślinach, które skrywają się w mozaice runa leśnego.
| połowa kwietnia?
Aportowała się we wskazanym miejscu, niemal od razu czując przyjemny, balsamiczny zapach napływający od pobliskiego lasu. Była to znajoma woń, ostatecznie na przestrzeni lat wiele razy miała okazję gościć na ziemiach zaprzyjaźnionego rodu Flintów. Rozejrzała się, niemal od razu zauważając posąg centaura wskazany jej przez Mortimera i uśmiechnęła się lekko pod nosem, ciesząc się na spotkanie z przyjacielem. W czasach nauki w Beauxbatons każda znajomość z innymi członkami brytyjskich rodów była cenna. Siłą rzeczy trzymali się razem i nawet standardowe relacje międzyrodowe niejednokrotnie odchodziły na bok wśród dzieciaków, które nagle trafiały do zagranicznej szkoły i zderzały się z innymi realiami. Evelyn została jednak przygotowana na to przez swoją matkę z rodu Rosier, która była zdecydowanie przeciwna posłaniu swoich dzieci do Hogwartu, zwłaszcza biorąc pod uwagę dawne zawirowania. Tym sposobem czwórka rodzeństwa Slughorn dołączyła do swoich kuzynów ze strony matki oraz gromadki innych szlacheckich dzieci, które zasiliły szeregi francuskiej akademii magii. Evelyn nie mogłaby jednak powiedzieć, że tego żałowała, gdyż pobyt we Francji wiele jej dał i wspominała ten czas z pewnym sentymentem.
Dzisiaj jednak, oprócz czysto towarzyskich potrzeb, zawiodła ją tu także chęć dokonania tradycyjnej już wymiany. Mortimer, jako członek rodu Flintów, często wyposażał zbiory Slughornów w rzadkie i dobrej jakości zioła, które trudno byłoby im nabyć normalnymi drogami. Evelyn często odwdzięczała mu się robieniem eliksirów na zamówienie; jeszcze w szkole często pomagała mu w zakresie alchemii.
Musiała przyznać, że Charnwood wiosną wyglądało naprawdę pięknie, chociaż zapewne nie odważyłaby się zapuszczać głębiej w jego odmęty bez towarzystwa kogoś z rodu Flint. Z pewnością znali te tereny równie dobrze, jak ona znała lasy Westmorland otaczające jej rodzinny dworek, gdzie w dzieciństwie spędzała mnóstwo czasu bawiąc się i ucząc wraz z rodzeństwem, co było dużo ciekawsze niż bywanie na salonach i przybieranie wystudiowanych póz. Wiedziała jednak, że w tym lesie żyły centaury; te dumne stworzenia z reguły wolały trzymać się z dala od ludzi, choć z jakiegoś powodu utrzymywały względnie pokojowe stosunki z Flintami.
- Miło cię znowu widzieć, Mortimerze – powitała grzecznie młodego Flinta, gdy tylko ujrzała jego sylwetkę. – Ten dzień wydaje się wprost idealny na naszą małą wyprawę. Myślisz, że znajdziemy to, czego szukamy?
O tak, to miejsce wydawało się prawdziwą gratką dla miłośników alchemii i zielarstwa, dlatego z ochotą pozwoliła się poprowadzić wzdłuż ścieżki w kierunku lasu.
Aportowała się we wskazanym miejscu, niemal od razu czując przyjemny, balsamiczny zapach napływający od pobliskiego lasu. Była to znajoma woń, ostatecznie na przestrzeni lat wiele razy miała okazję gościć na ziemiach zaprzyjaźnionego rodu Flintów. Rozejrzała się, niemal od razu zauważając posąg centaura wskazany jej przez Mortimera i uśmiechnęła się lekko pod nosem, ciesząc się na spotkanie z przyjacielem. W czasach nauki w Beauxbatons każda znajomość z innymi członkami brytyjskich rodów była cenna. Siłą rzeczy trzymali się razem i nawet standardowe relacje międzyrodowe niejednokrotnie odchodziły na bok wśród dzieciaków, które nagle trafiały do zagranicznej szkoły i zderzały się z innymi realiami. Evelyn została jednak przygotowana na to przez swoją matkę z rodu Rosier, która była zdecydowanie przeciwna posłaniu swoich dzieci do Hogwartu, zwłaszcza biorąc pod uwagę dawne zawirowania. Tym sposobem czwórka rodzeństwa Slughorn dołączyła do swoich kuzynów ze strony matki oraz gromadki innych szlacheckich dzieci, które zasiliły szeregi francuskiej akademii magii. Evelyn nie mogłaby jednak powiedzieć, że tego żałowała, gdyż pobyt we Francji wiele jej dał i wspominała ten czas z pewnym sentymentem.
Dzisiaj jednak, oprócz czysto towarzyskich potrzeb, zawiodła ją tu także chęć dokonania tradycyjnej już wymiany. Mortimer, jako członek rodu Flintów, często wyposażał zbiory Slughornów w rzadkie i dobrej jakości zioła, które trudno byłoby im nabyć normalnymi drogami. Evelyn często odwdzięczała mu się robieniem eliksirów na zamówienie; jeszcze w szkole często pomagała mu w zakresie alchemii.
Musiała przyznać, że Charnwood wiosną wyglądało naprawdę pięknie, chociaż zapewne nie odważyłaby się zapuszczać głębiej w jego odmęty bez towarzystwa kogoś z rodu Flint. Z pewnością znali te tereny równie dobrze, jak ona znała lasy Westmorland otaczające jej rodzinny dworek, gdzie w dzieciństwie spędzała mnóstwo czasu bawiąc się i ucząc wraz z rodzeństwem, co było dużo ciekawsze niż bywanie na salonach i przybieranie wystudiowanych póz. Wiedziała jednak, że w tym lesie żyły centaury; te dumne stworzenia z reguły wolały trzymać się z dala od ludzi, choć z jakiegoś powodu utrzymywały względnie pokojowe stosunki z Flintami.
- Miło cię znowu widzieć, Mortimerze – powitała grzecznie młodego Flinta, gdy tylko ujrzała jego sylwetkę. – Ten dzień wydaje się wprost idealny na naszą małą wyprawę. Myślisz, że znajdziemy to, czego szukamy?
O tak, to miejsce wydawało się prawdziwą gratką dla miłośników alchemii i zielarstwa, dlatego z ochotą pozwoliła się poprowadzić wzdłuż ścieżki w kierunku lasu.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
może osiemnastego?
Śmiertelna bladość przypomniała sobie o nim w najgorszym z możliwych momentów i zamknęła go w klatce - klatce niepokojąco pustej nawet jak na standardy Flintów, bowiem odkąd Eurydice opuściła dworek, a na początku tego roku wyprowadzili się z niego również Risteard oraz Lavinia, Mortimer został jego jedynym mieszkańcem (nie licząc służby, oczywiście, ale przecież trudno ich uwzględniać w ogólnym rozrachunku). Dopiero teraz - po powrocie z Egiptu - miał możliwość zaadaptować się do tej zmiany; przez ponad tydzień cisza dźwięczała mu w uszach, a on sam nie wyściubiał nosa poza próg własnego pokoju tak długo, że gdy tylko dostał list od Evelyn, zamiast najzwyczajniej w świecie - jak to miał w zwyczaju - zorganizować dla niej przesyłkę... cóż, wysłał jej epistolarny elaborat, w którym zachęcił ją do odwiedzin w Charnwood.
Przywdział luźny, sięgający niemalże łydek płaszcz, który o wiele bardziej nadawał się na spacer po lesie niż powłócząca po ziemi szata; na wszelki wypadek różdżkę włożył do prawej kieszeni, by w razie czego mógł po nią szybko sięgnąć - w lewej, natomiast, znalazł się kawałek pergaminu, na którym Mortimer zanotował kilka istotnych informacji dotyczących rośliny poszukiwanej przez młodziutką lady (z tego, co się dowiedział, potrzebowała ich do alchemicznych eksperymentów, ale nie dopytywał o szczegóły).
O czasie stawił się tuż przy pomniku centaurów, który był swoistego rodzaju punktem odniesienia dla teleportujących się gości - tam też, zaledwie chwilę później, pojawiła się zaproszona kobieta. - Witaj, Evelyn - skinął jej głową, nie poskąpiwszy również uśmiechu. - Cieszę się, że skorzystałaś z zaproszenia... - znalazł się tuż przy niej, oferując przyjaciółce ze szkolnych lat swoje ramię. - Nie jestem pewien, czy wyjaśniłem to w liście wystarczająco dobrze - w końcu tworzył go jeszcze wtedy, gdy dopiero dochodził do siebie po etapie zaostrzenia się choroby i jeden Merlin raczy wiedzieć, co on tam w ogóle nawypisywał - ale przewertowałem kilka ksiąg w naszej biblioteczce, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o trzepotce. W jednym z woluminów natknąłem się na informację, że zaleca się, aby jej kwiat zerwała osoba, która chce wykorzystać ją jako ingrediencję... Chodzi chyba o przepływ mocy. Nie mam pojęcia, na ile wiarygodne jest to źródło, ale wydaje mi się, że w każdym z takich zabobonów tkwi zawsze choć małe ziarenko prawdy... - i był skłonny uwierzyć w to, że w tym przypadku to akurat nie jest jedynie wymysł twórcy herbarium. Nawet w tak bliskiej sercu Evelyn alchemii można się było doszukiwać analogii - podobnie bowiem miała się sprawa chociażby z eliksirem Kameleon - jego również powinno się uwarzyć samemu. Zresztą, nie mają przecież nic do stracenia - za to zyskają możliwość spędzenia choć chwili w swoim towarzystwie. - Liczę na to, że uda nam się ją zerwać, ale lepiej miejmy nadzieję, że ścieżka jest dzisiaj w dobrym humorze - zażartował, nie dopowiadając zbędnego wyjaśnienia, bo przecież Evelyn bywała już u Flintów i z całą pewnością słyszała niejedną opowieść o kaprysach leśnej dróżki, na której właśnie się znaleźli.
Śmiertelna bladość przypomniała sobie o nim w najgorszym z możliwych momentów i zamknęła go w klatce - klatce niepokojąco pustej nawet jak na standardy Flintów, bowiem odkąd Eurydice opuściła dworek, a na początku tego roku wyprowadzili się z niego również Risteard oraz Lavinia, Mortimer został jego jedynym mieszkańcem (nie licząc służby, oczywiście, ale przecież trudno ich uwzględniać w ogólnym rozrachunku). Dopiero teraz - po powrocie z Egiptu - miał możliwość zaadaptować się do tej zmiany; przez ponad tydzień cisza dźwięczała mu w uszach, a on sam nie wyściubiał nosa poza próg własnego pokoju tak długo, że gdy tylko dostał list od Evelyn, zamiast najzwyczajniej w świecie - jak to miał w zwyczaju - zorganizować dla niej przesyłkę... cóż, wysłał jej epistolarny elaborat, w którym zachęcił ją do odwiedzin w Charnwood.
Przywdział luźny, sięgający niemalże łydek płaszcz, który o wiele bardziej nadawał się na spacer po lesie niż powłócząca po ziemi szata; na wszelki wypadek różdżkę włożył do prawej kieszeni, by w razie czego mógł po nią szybko sięgnąć - w lewej, natomiast, znalazł się kawałek pergaminu, na którym Mortimer zanotował kilka istotnych informacji dotyczących rośliny poszukiwanej przez młodziutką lady (z tego, co się dowiedział, potrzebowała ich do alchemicznych eksperymentów, ale nie dopytywał o szczegóły).
O czasie stawił się tuż przy pomniku centaurów, który był swoistego rodzaju punktem odniesienia dla teleportujących się gości - tam też, zaledwie chwilę później, pojawiła się zaproszona kobieta. - Witaj, Evelyn - skinął jej głową, nie poskąpiwszy również uśmiechu. - Cieszę się, że skorzystałaś z zaproszenia... - znalazł się tuż przy niej, oferując przyjaciółce ze szkolnych lat swoje ramię. - Nie jestem pewien, czy wyjaśniłem to w liście wystarczająco dobrze - w końcu tworzył go jeszcze wtedy, gdy dopiero dochodził do siebie po etapie zaostrzenia się choroby i jeden Merlin raczy wiedzieć, co on tam w ogóle nawypisywał - ale przewertowałem kilka ksiąg w naszej biblioteczce, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o trzepotce. W jednym z woluminów natknąłem się na informację, że zaleca się, aby jej kwiat zerwała osoba, która chce wykorzystać ją jako ingrediencję... Chodzi chyba o przepływ mocy. Nie mam pojęcia, na ile wiarygodne jest to źródło, ale wydaje mi się, że w każdym z takich zabobonów tkwi zawsze choć małe ziarenko prawdy... - i był skłonny uwierzyć w to, że w tym przypadku to akurat nie jest jedynie wymysł twórcy herbarium. Nawet w tak bliskiej sercu Evelyn alchemii można się było doszukiwać analogii - podobnie bowiem miała się sprawa chociażby z eliksirem Kameleon - jego również powinno się uwarzyć samemu. Zresztą, nie mają przecież nic do stracenia - za to zyskają możliwość spędzenia choć chwili w swoim towarzystwie. - Liczę na to, że uda nam się ją zerwać, ale lepiej miejmy nadzieję, że ścieżka jest dzisiaj w dobrym humorze - zażartował, nie dopowiadając zbędnego wyjaśnienia, bo przecież Evelyn bywała już u Flintów i z całą pewnością słyszała niejedną opowieść o kaprysach leśnej dróżki, na której właśnie się znaleźli.
Evelyn pewnie trudno byłoby się przyzwyczaić do samotnego życia. Odkąd pamiętała, otaczali ją najbliżsi: rodzice, rodzeństwo oraz dalsza rodzina. Nawet jeśli ojciec większość czasu spędzał w pracowni alchemicznej, a matka na salonach oraz spotkaniach towarzyskich, nigdy nie odczuła prawdziwej samotności i nie chciałaby jej odczuć. Chociaż zaręczyny i małżeństwo nadal były dopiero przed nią, nie poznała jeszcze nawet kandydata do swojej ręki, miała nadzieję, że jej życie nie ulegnie znaczącym zmianom na gorsze.
Ucieszyła się, kiedy Mortimer postanowił ją zaprosić. W końcu dawno się nie widzieli; o ile dobrze pamiętała, ostatnie miesiące spędził w dalekim Egipcie. Ich kontakt nie był już tak częsty jak w czasach szkolnych, kiedy widywali się prawie codziennie, przynajmniej do momentu, póki młody Flint nie opuścił murów akademii. Dorosłość miała swoje prawa i nawet jej własne rodzeństwo w natłoku licznych obowiązków nie zawsze miało tyle czasu, co dawniej. Skoro jednak nadarzyła się okazja do spotkania, warto było ją wykorzystać.
Kiedy do niej dołączył, posłała mu ciepły uśmiech i podała mu swoje ramię.
- To ja się cieszę, że zdecydowałeś się mnie zaprosić – powiedziała, zadowolona z okazji do spotkania oraz do własnoręcznego zebrania ziół. To zawsze dawało jej większą satysfakcję niż kupienie gotowych składników w aptece na Pokątnej. – Nawet, jeśli autor tego dopisku się mylił, warto brać takie rzeczy pod uwagę, zwłaszcza jeśli chodzi o tak subtelną sztukę, jak alchemia. Zresztą, z najwyższą przyjemnością obejrzę wasze okazy trzepotek – dodała. O jakości warzonych mikstur często decydowały drobiazgi. Ślaz działał najlepiej, jeśli został zerwany przy pełni księżyca, większość ingrediencji roślinnych najlepiej spełniała swoją rolę, kiedy była świeża. Stare, zasuszone i niekiedy leżące kilka lat w pudełku liście, chociaż zwykle jeszcze nie przesądzały o nieudaniu się eliksiru, często traciły już na jakości. Ojciec uczył Evelyn, żeby zapamiętywać takie szczegóły. Byli przecież alchemikami najlepszymi z najlepszych, należeli do rodu, który z warzenia eliksirów uczynił rodowe dziedzictwo.
- O tak, pamiętam waszą ścieżkę – uśmiechnęła się nieznacznie na myśl o tym. Towarzyszyła Mortimerowi w wyprawach do tego lasu już kilka razy i pamiętała, że tutejsze ścieżki lubiły zmieniać swój bieg i nagle wyprowadzać idących nimi czarodziejów w zupełnie innym miejscu niż wyprowadziły ich poprzednim razem. To miejsce żyło w dosłownym tego słowa znaczeniu. – Mam jednak nadzieję, że znajdziemy choć jeden krzew trzepotki, a nawet jeśli nie, liczę na przyjemny spacer na łonie natury.
O tej porze roku pojawiało się coraz więcej ziół, więc niewykluczone, że może znajdą inne okazy, które zainteresują Evelyn.
Minęli już dworek i dotarli do krawędzi lasu, gdzie zaczynała się także dróżka, o której wspomniał Mortimer.
- Wspominałeś w liście, że ostatnio spędziłeś trochę czasu w Egipcie. Jak tam było? Czy pobyt w tym egzotycznym kraju był udany? – zapytała go z czystą ciekawością. Interesowała się historią magii, więc swego czasu czytała i o tamtejszych czarodziejach i ich rozwiniętej wiedzy. Nigdy jednak nie miała okazji osobiście odwiedzić tego kraju, całe swoje życie spędzając w Anglii bądź we Francji, gdzie odebrała edukację.
Ucieszyła się, kiedy Mortimer postanowił ją zaprosić. W końcu dawno się nie widzieli; o ile dobrze pamiętała, ostatnie miesiące spędził w dalekim Egipcie. Ich kontakt nie był już tak częsty jak w czasach szkolnych, kiedy widywali się prawie codziennie, przynajmniej do momentu, póki młody Flint nie opuścił murów akademii. Dorosłość miała swoje prawa i nawet jej własne rodzeństwo w natłoku licznych obowiązków nie zawsze miało tyle czasu, co dawniej. Skoro jednak nadarzyła się okazja do spotkania, warto było ją wykorzystać.
Kiedy do niej dołączył, posłała mu ciepły uśmiech i podała mu swoje ramię.
- To ja się cieszę, że zdecydowałeś się mnie zaprosić – powiedziała, zadowolona z okazji do spotkania oraz do własnoręcznego zebrania ziół. To zawsze dawało jej większą satysfakcję niż kupienie gotowych składników w aptece na Pokątnej. – Nawet, jeśli autor tego dopisku się mylił, warto brać takie rzeczy pod uwagę, zwłaszcza jeśli chodzi o tak subtelną sztukę, jak alchemia. Zresztą, z najwyższą przyjemnością obejrzę wasze okazy trzepotek – dodała. O jakości warzonych mikstur często decydowały drobiazgi. Ślaz działał najlepiej, jeśli został zerwany przy pełni księżyca, większość ingrediencji roślinnych najlepiej spełniała swoją rolę, kiedy była świeża. Stare, zasuszone i niekiedy leżące kilka lat w pudełku liście, chociaż zwykle jeszcze nie przesądzały o nieudaniu się eliksiru, często traciły już na jakości. Ojciec uczył Evelyn, żeby zapamiętywać takie szczegóły. Byli przecież alchemikami najlepszymi z najlepszych, należeli do rodu, który z warzenia eliksirów uczynił rodowe dziedzictwo.
- O tak, pamiętam waszą ścieżkę – uśmiechnęła się nieznacznie na myśl o tym. Towarzyszyła Mortimerowi w wyprawach do tego lasu już kilka razy i pamiętała, że tutejsze ścieżki lubiły zmieniać swój bieg i nagle wyprowadzać idących nimi czarodziejów w zupełnie innym miejscu niż wyprowadziły ich poprzednim razem. To miejsce żyło w dosłownym tego słowa znaczeniu. – Mam jednak nadzieję, że znajdziemy choć jeden krzew trzepotki, a nawet jeśli nie, liczę na przyjemny spacer na łonie natury.
O tej porze roku pojawiało się coraz więcej ziół, więc niewykluczone, że może znajdą inne okazy, które zainteresują Evelyn.
Minęli już dworek i dotarli do krawędzi lasu, gdzie zaczynała się także dróżka, o której wspomniał Mortimer.
- Wspominałeś w liście, że ostatnio spędziłeś trochę czasu w Egipcie. Jak tam było? Czy pobyt w tym egzotycznym kraju był udany? – zapytała go z czystą ciekawością. Interesowała się historią magii, więc swego czasu czytała i o tamtejszych czarodziejach i ich rozwiniętej wiedzy. Nigdy jednak nie miała okazji osobiście odwiedzić tego kraju, całe swoje życie spędzając w Anglii bądź we Francji, gdzie odebrała edukację.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
leśna ścieżka
Szybka odpowiedź