Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]07.01.17 19:32
salon
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]15.01.17 23:41
/4 kwietnia, popołudnie

Jej wizyty rzadko kiedy były zapowiedziane, jakby nie spodziewała się, by kiedykolwiek mogłaby być niechcianym gościem (a co gorsza, by pojawiła się nie w porę, kiedy gospodarza nie ma w domu!), bo przecież cały wszechświat musiał działać na zasadach, jakie jej odpowiadały, dostosowując swój rytm do jej własnego. Inna opcja po prostu nie wchodziła w grę i był to stan, który każdy albo akceptował albo sprowadzał na siebie ciężkie wojny, które były praktycznie nie go wygrania. Lovegood była zbyt uparta, zaciekła i pamiętliwa, by przepuścić jakąkolwiek niesubordynację.
Zjawiła się w progu kuzyna może tylko nieco bledsza niż zawsze, choć to może wina tego, że w tym roku nie spędzała ferii ani wakacji w okolicach równika, a w zimnej Anglii, gdzie słońce nie chciało dawać o sobie znać tak jak w słonecznej Hiszpanii lub na Korfu. Mimo to, oczywiście, nie miała zamiaru się przyznawać, że odcień jej skóry ma swoje źródło także w innych sprawach, a lekkie cienie pod jej oczami to owszem, powód niewyspania, ale też bierze się z czegoś, o czym kuzyn raczej nie powinien wiedzieć. Właściwie powinno to zostać w ukryciu i skrzętnie chowanej tajemnicy, zgodnie z obietnicą, jaką dała Aaronowi, ale czwartego kwietnia nie miała jeszcze pojęcia, że zaledwie tydzień później ten ciemny sekret wyjdzie na światło dzienne. I może właśnie z powodu tajemnicy, która więziona była w jej domu, nie dając jej tym samym żadnego komfortu, kiedy przebywała w jego ścianach, wypychała ją z własnych kątów, by spróbować odnaleźć spokój w innych. Było coraz więcej rzeczy, które musiała wpychać w najgłębsze odmęty strefy, którą zasłaniała opończą milczenia, że powoli jej priorytety się zmieniały, rozwiązując jej język na tematy, które wcześniej pozostawały tabu.
-Widziałeś co się dzieje?-pytanie retoryczne, oczywiście, że akurat on musiał sobie z tego świetnie zdawać sprawę - to jej jednak nie przeszkodziło w tym, by zarzucić go tonem pełnym niedowierzania i oburzenia.-Trzeba być chyba jakąś sektą by wybić tyle jednorożców na raz.-burknęła, bez jakiegokolwiek skrępowania rzucając się na jego kanapę, zajmując ją na całej długości.-Co trzeba mieć w głowie?-zapytała, przewracając oczami i dopiero teraz spojrzała na mężczyznę. Chwyciła poduszkę, która była za jej głową, by zakryć nią twarz.-Jestem padnięta.-zrelacjonowała luźno, stwierdzając, że z łatwością będzie mogła to zrzucić na karb intensywnych przygotowań do sezonu i wcale nie musi wspominać przy tym o przechowywanej przez nią książce czarnomagicznej, która wydaje z siebie szepty, doprowadza ją na skraj obłędu i sprawia, że towarzyszy jej ciągłe uczucie niepokoju, przez które nabawiła się już zaburzeń snu. Nie mogąc się zdecydować, czy bardziej potrzebuje snu, czy rozrywki, z westchnieniem oderwała jaśka od facjaty i po zlokalizowaniu pozycji Alasdaira z zabójczą dokładnością wymierzyła w niego cios tym miękkim przedmiotem, jakby wyzwała go do tego, by ją zabawił.
-Hej, myślisz, że faktycznie jesteśmy na skraju wojny, Ally?-zapytała, nie mogąc powstrzymać ziewnięcia, co kompletnie odebrało jakąkolwiek powagę temu pytaniu. Nie mogła jednak zapomnieć o słowach głupiego Weasleya, które wracały do niej i kazały jej to rozważyć.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Salon [odnośnik]18.01.17 22:25
Całe szczęście, że raczej nie zdarzało im się mijać.
Nie zdenerwował jej opalenizną, bo sam czuł się jak cień. Blada skóra na policzkach, widoczne dla wprawnego oka oznaki poddenerwowania i znużenia. Tak, doskonale wiedział, co się działo. Jak świat się zmieniał, z dnia na dzień zaskakując wiadomościami, których jeszcze kilka lat temu za nic by nie podejrzewał. Wśród gruntownych zmian w Ministerstwie Magii, balansując między światem czarodziejów a "wtyką" w Scotland Yardzie, między stosami pergaminów związanymi z restrukturyzacją a stosami papierów, które wypełniał po każdej akcji, patrolu, gdy uzbrojony w mugolską broń badał dziwaczne morderstwa i miał oko na dowody, które nie powinny się znaleźć w niewłaściwych miejscach... Tak, to było niczym podwójne życie, szczególnie że czasem było niezwykle trudno przestawić się, zacząć udawać mugolskiego glinę lub... Nie, przecież nie udawał czarodzieja, on nim był. Pochodził z rodziny Diggorych, jego matka była Trelawney, a wyciągnięta na kanapie kobieta o burzy jasnych włosów była jego kuzynką. Magia krążyła w jego żyłach niczym życiodajna krew, jasna i pulsująca pod skórą. Należał tutaj, choć nie oznaczało to, że nie mógł należeć również tam...
Przez chwilę nie wiedział, o czym mówi. Widziałeś co się dzieje? Działo się zbyt dużo. Chciał spytać, czy mówi o wyjściu z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, referendum, zmianach w Ministerstwie, a może chodziło jej po prostu o coś związanego z Quidditchem, co mu umykało z powodu szybkiego trybu życia. A jednak nie, Selina po prostu czytała prasę.
- Zapewne nic do stracenia i wszystko do zyskania - odpowiedział na jej pytanie. Jak każdy czarodziej po Hogwarcie wiedział, jak straszną zbrodnią jest zabójstwo jednorożca, jak dokonanie czegoś tak okropnego sprowadza na taką osobę na wpół mityczną klątwę, sprawiając, że czyn ten zawiera w sobie straszliwą cenę. Mógł nie być osobą przesądną, ale to nie były wierzenia, to były prawdziwe czary, pierwotna magia, z którą nikt o zdrowych zmysłach nie próbowałby zadzierać.
Faktycznie wyglądała na zmęczoną treningami... No to była ich dwójka. Sam również grał kiedyś, ale nie zawodowo, po prostu łapał kafla i go wrzucał w obręcze bramek, żadna filozofia. Zapewne dopadły go rodzinne talenta, podobały mu się również wysokie, dziewczęce piski i szata Gryffindoru, lekkość, jaką było czuć w powietrzu... Ale to był rodzaj nastoletniej rozrywki, nigdy nie przekuł tego w przyszły zawód jak kuzynka i nigdy chyba nawet o tym w ten sposób nie myślał. Quidditch był rozrywką, przyjemnym sposobem na rozgrzanie się, pośmianie z przyjaciółmi z drużyny, zwrócenie na siebie uwagi. Teraz rzadko miał w dłoniach miotłę, nie odrywał się już tak często od murawy... Podziwiał upór Seliny, którego sam nie miał, nie w tej kategorii. Nie, on był uparty w innych kwestiach.
- Po treningu? - Uśmiechnął się, łapiąc wymierzony w jego stronę zdradziecki, miękki pocisk. Przez chwilę trzymał go, rozumiejąc bez słów, że choć Sel jest zmęczona, to nadal jest jego energiczną kuzynką, która tylko czeka na kontratak... Który nastąpił z powietrza, gdy z zaskoczenia przerzucił poduchę znowu w jej stronę, tym razem niemalże niezauważenie, niczym prawdziwy ninja.
- Herbatki? - spytał, machając różdżką, by odkręcić gaz pod czajnikiem i go zapalić. Na wszelki wypadek starał się, by jego mieszkanie nie było w stanie wzbudzić zdziwienia mugoli, lecz po domu nie mógł się powstrzymać od załatwiania wszystkiego machnięciem "magicznego patyka".
To nie było pytanie do herbatki i ciasteczek, dobrze więc może, że nie zdążył jeszcze żadnych przywołać. Opadł na fotel, zagłębiając się w miękkiej tapicerce. Nie był szczególnie drobny, a mebel nie miał na sobie żadnego zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego, ale mimo to zawsze czuł się w nim oddalony od wszystkiego, chroniony przez jego miętowe oparcie.
- Tak serio? Całkiem możliwe... Choć nie jestem Sybillą Trelawney, żeby twierdzić z całą stanowczością.
Nie wiedział, czy Selinie obiło się o uszy ich pokrewieństwo, sam również nie dopytywał o to swojej lekko świrniętej matki, ale podejrzewał, że ta - według niego - choć trochę szalona czarownica jest jego kuzynką, bliższą czy dalszą. Pierdolić to.
Wolał nie rozmawiać z nią o polityce. Czasem zdarzało mu się nadepnąć na coś, na co nie powinien, a później żadne z nich nie chciało przyznać racji drugiemu. Wiedział, że jest raczej odosobniony w swoim sposobie myślenia, ale nie chciał psuć kontaktów z Sel tylko dlatego, że nie we wszystkim się zgadzali. Tylko czy wojna faktycznie była tematem wanna-be-tabu?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]23.01.17 0:39
Czarne chmury zbierały się nawet nad jej własną głową. Znała w końcu już wojnę - ta mugolska trwała w najlepsze w trakcie jej edukacji, a jednak nie zdołała jej personalnie dosięgnąć, bo stabilna pozycja świata magicznego dostarczała potrzebną ochronę. Żaden mugol nie mógł się dostać na tereny Akademii, a z lotu ptaka był to tylko pusty teren, na który nie warto było marnować bomb - te zresztą i tak powinny zostać wsiąknięte lub odbite od ochronnej tarczy rozpościerającej się nad murami zamku. Nie myślała jednak, że po pojedynku Grindewalda z Dumbledore'm raz jeszcze zawisną nad nimi gradowe nastroje. Jakkolwiek niepokojące by nie były niektóre wieści, to nic nie zdawało się zwiastować takich zmian. Oczywiście, widziała pewne plusy w tym, że zostanie zniesiony kodeks tajności, a oni sami nie będą ciemiężeni przez niewiedzę mugoli - czas najwyższy przestać się ukrywać, czyż nie? To nie był XVIII wiek, by dalej urządzano polowania na czarownice. Ale było w tym coś niewłaściwego. Nawet ją zaczynały męczyć wątpliwości. Nawet ona nerwowo przewracała stronice gazet i niemalże wyrywała prasę ze szponów sowy, zanim zdołała opaść bezpiecznie na parapet. A może miała zwyczajnie niepokojące predyspozycje do wyolbrzymiania i doszukiwania się teorii spiskowych, bo nagle zabrakło jej emocji we własnym życiu?
-Ale co?-przewróciła się na brzuch na wersalce, skubiąc przez moment obicie mebla palcami, gdy się zastanawiała.-To jacyś szaleni alchemicy? Warto im było tyle ryzykować? Handlarze spod ciemnej gwiazdy? Jaki inny motyw mogliby mieć?-błysnęła jasnymi oczami w jego kierunku, chyba poważnie rozważając ten problem.
Nie trzeba było kończyć Hogwartu by słyszeć o strasznych klątwach jakie spadały na odpowiedzialnych za taką zbrodnię. Mówiono, że zabicie najniewinniejszych stworzeń na świecie zwiastowało straszną karę nie tylko dla złoczyńców. Zapowiadano koniec wszystkiego co było dotychczas znane, jakby jednorożce były katalizatorem, który utrzymywał egzystencję w ładzie i w porządku, a bez nich miałoby się to zapaść.
Zapewne gdyby słyszała kuzyna, który się tak lekceważąco wypowiada o Quidditchu to dałaby mu popamiętać. I rzuty poduszką to nie jedyne czego miałby się obawiać.
-Mhhhm...-przytaknęła przeciągle, machając nogami w górze, kiedy z zafascynowaniem opierała brodę od podłokietnik, ciągle leżąc na brzuchu. Dopiero po rzucie przewróciła się znowu na plecy, niezwykle zadowolona z siebie, kiedy trafiła w kuzyna (nawet, jeśli złapał pocisk). Parsknęła śmiechem, kiedy nastąpił kontratak. Podmuch powietrza wywołany nadlatującą poduszką nieco rozwiał jej włosy. Złapała sprawnie przedmiot, kręcąc głową z rozbawieniem. Potrzebowała takiej prostej rozrywki. Głupiego rozluźnienia.
-Tak, o ile masz jeszcze tą dobrą.-podniosła się na łokcie, wyglądając na niego zza oparcia z napięciem. Aaron zbytnio ją rozpieścił w sprawach tego napoju, by miała pić cokolwiek.-Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ty tego używasz.-powiedziała kwaśno, prawdopodobnie się powtarzając, kiedy wskazywała na gazówkę. Nie pojmowała sympatii kuzyna do podobnych wynalazków, choć rozumiała, że jego praca niejako się opiera na kontakcie z mugolami. Przez moment przyglądała się mu w zamyśleniu.-Oni coś dostrzegają?-zapytała ciszej, jakby sama przed sobą nie przyznawała do podobnego zainteresowania ani tym bardziej nie precyzując owych "onych". Wpatrywała się tylko intensywnie w swojego rozmówcę, jakby z fali mentalistycznych miał wyczytać o co jej chodzi. Obserwowała jak zapada się w miękkim fotelu, a zrelaksowany wyraz rozlewa się po jego obliczu. Przez moment analizowała na ile ta ulga była wywołana spiętymi mięśniami przez cały dzień pracy, a na ile instynktowną reakcją na zagłębienie się w ulubionym miejscu.
Zerwała się do siadu, jakby pobudzona przez jego odpowiedź. Rozważania co do jego stopnia pokrewieństwa z szaloną jasnowidzką jej nie interesowały, jakkolwiek koligacje rodzinne nie byłyby dla niej ważne. Coś innego zwróciło jej uwagę. Niepewność? Czy ukrywanie czegoś przed nią?
Zmrużyła oczy, obejmując dłonią podłokietnik, gdy przysuwała się bliżej mężczyzny. Oczywiście, znała jeden z powodów jego ostrożności co do polityki i wypowiadania opinii na jej temat, ale liczyła na bardziej finezyjny powód, który mógł ją zainteresować.
-Całkiem możliwe?-podjęła, chcąc, by rozwinął. Oczy zabłysnęły jakoś żywiej. Nie przejmowała się ich poprzednimi animozjami i ścieraniem na te tematy. Potrzebowała innego punktu widzenia. Jakiegoś stałego punktu, jakiego mogła się złapać i choć na moment zatrzymać się, bo miała wrażenie, że to wszystko ciągnęło ją za sobą jak lawina.-Więc to tylko mrzonki?-zapytała, nie wiedząc czy oddać się uczuciu ukojenia czy też pozostać przy podejrzliwości.
Tak, naprawdę pytała o jego zdanie!




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Salon [odnośnik]27.01.17 0:42
Zaskakujące, jak cała wojna może toczyć się nie tylko o coś takiego jak władza, ale również o coś zupełnie innego, z pozoru niewartego wzmianki w zmaganiach pomiędzy potężnymi czarodziejami - mugoli. Mugoli nawet nie świadomych o dwóch stronach konfliktu, które próbują przeciążyć jedną z szali wagi na swoją stronę. Nieświadomi, że od tego może zależeć, jak dalej będzie wyglądała ich egzystencja. Nieświadomych, że w ogniu konfliktu nie są już bezpieczni, bo jeśli wygra antymugolska, radykalna prawica skupiona wokół wrogich rodów arystokratycznych... Nigdy nie lubił skrajności. Nie podobało mu się ciągłe podkreślanie swojej pozycji przez czystokrwistych, szczególnie stare rody; nie rozumiał ich nienawiści, jaką darzyli mugolaków. Na zasadzie przeciwieństwa działały uczucia tych "gorzej urodzonych; choć po części szlachta często zasługiwała na przypinane jej etykietki, na negatywne uczucia, pogardę mugolaków. Tyle że jeśli stygmatyzacja wynika jedynie z pochodzenia, to kim jesteśmy, jeśli nie bezmózgimi zwierzętami, które odróżnia od innych jedynie talent magiczny? I tak biegło to dalej, radykalizując się, zaostrzając nastroje społeczne, w końcu prowadząc ich niemalże na skraj otwartej wojny. Bo cicha wojna trwała, tego był pewien, nawet jeśli nie miała charakteru ściśle fizycznego, prowadzącego do konfrontacji. To była codzienna wojna poglądów wyrażonych ustnie, w druku gazet, w rozporządzeniach Ministra Magii i dokumentach departamentów. A gdzieś tam były jeszcze osoby, które myślały podobnie, które z pewnością nie wahały się naginać prawo. Zawsze pod powierzchnią znajduje się coś, czego nie zauważamy - w końcu zachód słońca to nie tylko odcienie oranżu, tylko kontrastujące z nimi jasne promienie zachodzącego słońca i ciemniejąca na granicach poświata wchodząca w czerń nocy, po której ukazują się gwiazdy. To cała tęcza barw w jednym, krótkim, impresjonistycznym wrażeniu. To środowisko życia milionów, wśród których toczy się gra światła, walka o dominację jednej barwy nad drugą.
- Sel, naprawdę lepiej mnie tak nie wypytywać, wiesz w końcu, jaką mam pokręconą wyobraźnię - odpowiedział z porozumiewawczym uśmiechem tańczącym na ustach. Kiedy myślał o czymś takim jak masowe morderstwa jednorożców, do głowy przychodziło mu zbyt wiele prawdopodobnych odpowiedzi... Czy właściwie to nieprawdopodobnych, no ale czy kilka miesięcy wcześniej ktokolwiek przewidziałby, że tajemniczy "ktoś" będzie mordował te magiczne stworzenia? Ty mógłbyś, przemknął mu przez myśl głos, który zazwyczaj miał rację, ale tym razem się mylił. Nie miał żadnego wpływu na swoje... wizje, nie mówiąc już o tym, że prawdopodobnie żadne badania by tej niepewności nie rozwiały. Talent jasnowidzenia nie działał w sposób logiczny, choć z doświadczenia Al wnioskował, że miały na niego wpływ jego znajomości czy emocje. Zbyt często widział, jak jego przyjaciołom dzieje się jakaś krzywda - tak już jest, gdy przyjaźnisz się z aurorami. Nawet Seliny nie dało się upilnować, była zbyt żywa, wszędzie jej było pełno. Zawsze i wszędzie. Czasem widział różne rzeczy... Ale kuzynka regularnie przyprawiała go o palpitacje, podobnie zresztą jak chociażby Garrett.
Siłą woli powstrzymał się od pokręcenia głową i wzniesienia wzroku w górę. Selina miała upodobania smakowe, których nie rozumiał - lubiła dobrą, angielską herbatę, ale nie potrafił jej przekonać do innych wariacji tego trunku, jak chociażby liściastej zielonej. Jej wizyty wymagały wcześniejszego przygotowania, trzymania w szafce w ceramicznym naczyniu jedynie tej herbaty, po której nie rzucała w niego galaretowymi nóżkami, udawania, że wcale nie przywykł aż tak do klasycznego czajnika i tęskni za kociołkiem, do którego można byłoby wrzucić liście i gotować do uzyskania wrzącego napoju. Tyle że wynalazki mugoli były... inne, ale czasem przyłapywał się na myśleniu, że bywają o wiele praktyczniejsze od tych wszystkich wytworów, które znał z domu rodzinnego. Czy jakikolwiek czarodziej wpadłby na wynalezienie kina? Szczerze w to wątpił.
- Wbrew pozorom bywają bardzo spostrzegawczy i inteligentni - odpowiedział, patrząc, jak z czajnika zaczyna się wydobywać para. Ponownie przeniósł spojrzenie na kuzynkę, z zadowoleniem przyglądając się jej bardzo dobrze znanym sobie rysom, które zmieniały się nieznacznie przez te wszystkie lata, gdy dorastali, a następnie zastygły w czasie, czekając zapewne pierwszych zmarszczek, które pojawią się za kilka lat. Dzieliło ich niewiele, byli właściwie w tym samym wieku - a chociaż mógł sobie wyobrazić, jak zmieni się Selina, nie potrafił sobie wyobrazić, jak zmienia się wraz z nią. Nie byli starzy, ale zapewne powinni się już ustatkować, tak jak chcieliby rodzice... A on czuł się wiecznie młody, choć jednocześnie jednak zmęczony. - Jeśli podetkniesz im pod nosy kociołek, na pewno zaczną coś podejrzewać, ale ci, których znam...
Urwał. Przeniósł wzrok, udając, że się zastanawia, ale wyraźnie się zagalopował. Jego rola w mugolskiej policji była tajna, by nie wpływać na wynik śledztwa. Musiał pozostać nierozpoznany, więc nawet Selina nie mogła dowiedzieć się, z jakimi mugolami pracuje - z detektywami, często piekielnie inteligentnymi.
- ... są często jeszcze inteligentniejsi - dokończył, wyciągając różdżkę w stronę kuchni, żeby zgasić ogień pod czajnikiem. Kilkoma drobnymi ruchami otworzył szafkę, z której wyleciał pojemnik z herbatą, z którego jeszcze w powietrzu sfrunęło wieczko, a drobna łyżeczka zajęła się przekopywaniem zawartości, by wrzucić ją do kubka.
Jego wzrok uleciał w jej kierunku, zaskoczony tą świadomie lub nieświadomie założoną pułapką. Mrzonki... Zanim pomyślał, słowa już uchodziły z jego ust.
- Nie, żadne mrzonki. Rody się radykalizują, podobnie jak działania Ministerstwa. A jeśli nie prowadzi to do wojny, to do sytuacji, w której znajdziemy się niebezpiecznie blisko tej możliwości.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]05.02.17 15:13
Mugole byli od zawsze traktowani przez nią z impertynencką obojętnością - była przekonana, że byli gorsi od niej, jakimś dziwnym podgatunkiem, który pozbawiony był podstawowych zdolności. Moc magiczna była wszak nieodłączną częścią rzeczywistości, znaczyła każdy najmniejszy fragment ich życia i wiele sfer byłoby upośledzonych, gdyby miało jej zabraknąć w którymkolwiek z aspektów. Ci podludzie musieli posiadać więc ułomność, która ich ograbiała w podobnych rewelacji, czyniąc ich życie uboższymi. Sama mało kiedy robiła rachunek sumienia i ustawiała priorytety w swojej głowie, odszukując wartości, które były najważniejsze i sprawiały, że dzięki nim jest osobą, którą wszyscy przed sobą widzą. Bała się podobnego walutowania, bo odkrycie, że wcale nie jest tak niezależna jak jej się wydawało, mogłoby zburzyć podstawy jej całego świata. Wartościowanie egzystencji tych drugich kazałoby jej jednak postawić jakiś numer w skali ważności kolejnych ambicji, więc ograniczała się po prostu do mglistej niechęci, która nie pozwalałaby jej ani na neutralność czy sympatię, ale też nie na czystą nienawiść. Nigdy nie wyrażała też chęci na bliższe poznanie niemagicznych czy też zacieśnianie więzi z nimi lub ich zwyczajami, z pełną ignorancją uważając je za gorsze tylko z powodu, że były kompletnie odmienne od ich własnych. Jednocześnie - z pełną hipokryzją - z niezdrową fascynacją poznawała każdy aspekt rzeczywistości poza Europą, jakby spotykała się wtedy z innym, ciekawszym gatunkiem. Ciężko jednak doszukiwać się w niej empatii, skoro nawet do społeczności czarodziejskiego świata miała iście rzeczowe podejście, z łatwością kogoś odtrącając z powodu najmniejszej pobudki.
Kapryśne odzwierciedlenie Marii Antoniny w formie Seliny Lovegood zaczęło z niepokojem metaforycznie odkrywać, że ludzie nie mający chleba nie mogą skorzystać z alternatywy kremówki. Świadomość zaczynała coraz mocniej torować sobie przejście do jej umysłu, nie pozwalając się dłużej wypychać z jego ram.
-Podobnie pokręconą mieli ludzie, którzy to zrobili.-zauważyła, utrzymując kontakt wzrokowy, gdy chciała coś uświadomić kuzynowi. Nie było złych odpowiedzi w luźnych rozważaniach i jakkolwiek w tyle głowy rozumiałaby jego brak chęci rzucenia się w podobne tematy z nią, tak w tym momencie była zbyt pochłonięta przez własne myśli, by zwracać uwagę na takie nic znaczące animozje.
Miała wypracowany gust, jeśli chodzi o herbaty. Dawała się zaskakiwać ze smakami wyłącznie Aaronowi, który - jak prawdziwy profesjonalista - poświęcił całe życie na poszukiwanie idealnych połączeń, by uzyskać wywar, który zadowoli przeznaczone mu usta swoim aromatem. Nie ufała nikomu innemu, w codziennych wyborach korzystając ze sprawdzonych opcji aniżeli ryzykowania. Nie cierpiała uczucia zawodu. Było to coś, z czym nie dało się walczyć. Nie lubiła bezczynności.
Cmoknęła językiem zniecierpliwiona na jego słowa.
-Nie to mam na myśli.-powiedziała szybko, marszcząc brwi. Uchyliła wargi, chcąc mu uciąć w połowie tego niezręcznego wywodu, podczas którego musiał dojść do jakiś przemyśleń, których sens pozostawał nieistotny dla niej. Była przekonana, że nawet najlepszy z mugoli jest ciągle gorszy od najgorszego z czarodziejów.-Doprawdy, wzruszają mnie twoje znajomości.-przewróciła oczami lekceważąco.-Co to za chora fascynacja?-dopytała jeszcze, ale nie poświęcała temu zbyt wiele uwagi, bo ciągle chciała uzyskać odpowiedź na swoje pytanie, więc postanowiła je zadać precyzyjniej.-Dostrzegają, że coś nadchodzi? Widzą ciemne chmury, które zbierają się nad głowami? Czują, że jest coś, czego nie mogą uchwycić? Czy pozostają bezlitośnie nieświadomi?-utkwiła w nim czujny wzrok, za którym kryło się jednak przejęcie. Była ujęta tym aspektem brutalnej niewiedzy. I być może niemagiczni mieli w sobie jednak coś prymitywnego, co pozwalało im, obdarzonym mocą, patrzeć na nich z góry, skoro zostali zupełnie pozbawieni wpływu na własną przyszłość, pozostając zaledwie zwykłymi marionetkami. Nie mieli pojęcia co ich czeka ani że właśnie waży się ich los.
Było coś ujmującego w tych jej rozważaniach. Drżała pod ostatecznością nadchodzącego werdyktu, czuła chaotyczną siłę, która stawiała ją po tej uprzywilejowanej stronie, która miała wybór. Była jednak zafascynowana jak działał umysł - czy instynkty naprawdę nie ostrzegały przed nadchodzącym zagrożeniem? Może czuli strach, nie mogąc go jednak zlokalizować? Nawet owce wpadały w panikę, kiedy nadchodziła sfora wilków. Doprawdy, straciłaby jakikolwiek szacunek do mugoli, gdyby byli pozbawieni podobnych umiejętności przetrwania.
...ale czy na pewno? Czy jej serce nie trwożyło się zbyt mocno jak na możliwość przybrania szat bezlitosnej obojętności?
Obserwowała jego ruchy, nieobecna. Właściwie ledwie rejestrowała co właściwie robi w tej kuchni.
Zamrugała, kiedy wypalił z impulsywną ripostą. Nie mogła nic poradzić na to, że uśmiechnęła się na tą jego emocjonalność. Zawsze podziwiała jego pasję, ale była to w sumie cecha, którą dzielili.
-Ty nie jesteś taki radykalny w swojej pewności.-zauważyła, mrużąc nieco oczy. Próbowała sobie ułożyć tą układankę w głowie, ale potrzebowała więcej zmiennych. Musiała wiedzieć na podstawie jakiej wiedzy dokonują oceny sytuacji. Każdy z jej rozmówców skoligacony jakkolwiek ze sprawami politycznymi zdawał się zdawać sprawę z nieuchronności dramatycznych następstw wydarzeń. Nie miała żadnych powodów, by im nie wierzyć. Robiła z tego przerażającą grę, bo tak łatwiej jej było usprawiedliwić własne zainteresowanie.
-Właściwie... to ilu znasz tych mugoli, co?-zapytała, przekręcając nieco głowę.-Mogłabym z którymś porozmawiać?-oczy błysnęły jej podekscytowane, kiedy w głowie tworzyła szaleńczy plan.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Salon [odnośnik]18.02.17 23:08
Może to właśnie był powód wszelkiego zła - pewne rzeczy były dla nich zbyt oczywiste. Myśleli, że są panami świata, podczas gdy było tak wiele niezbadanych, głębokich tajemnic, do których poznania nawet się nie zbliżyli. Wielokrotnie zdarzało mu się przejeżdżać windą, która zatrzymywała się na chwilę na piętrze dziewiątym, gdzie znajdował się Departament Tajemnic. Zgrzyt rozsuwającej się kraty i ludzie wysiadający lub wsiadający do tej ciasnej klatki za każdym razem uświadamiały mu, jak niewiele wie, i że z pewnością nie może oceniać czegoś, o czym nic nie wie. Podobnie było z wizjami - mogły oznaczać tak wiele, zawierać w sobie przyszłość, teraźniejszość i przyszłość, przepowiadać przyszłe wydarzenia i możliwości. Było tyle różnic, nigdy nie było wiadomo, czy widzi coś, co faktycznie się przydarzy, czy może jest to tylko jedna z wielu gałęzi w drzewie nieskończonego Wszechświata... Zaszufladkowali mugoli, przyporządkowali im etykietki i nawet nie wpadło im do głów, że mogło być zupełnie inaczej. Że założenia, którymi się kierują, mogą być co najmniej niepewne, nawet jeśli nie wadliwe. Dzieci czarodziejów pierwsze kilka lat życia spędziły, nie przejawiając magicznych mocy, podobnie było z czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Były osoby czystej krwi czarodziejskiej, które nie potrafiły wykorzystać mocy, jakby nie posiadały ich tak samo jak zwykli mugole. Czy to oznaczało, że ich krew była gorsza, że byli mniej inteligentni, że można ich było traktować gorzej? Niestety szlachcice i czystokrwiści często uważali, że tak właśnie jest z mugolami, nawet nie zauważając owego instynktownego okrucieństwa, owego zaślepienia.
Uważał, że Selina potrafiłaby pojąć to, o czym rozmyślał. Mógłby z nią o tym debatować, może nawet przyznałaby mu rację? Ale nie chciała tego zrobić. Nie oceniał jej, ale było to zachowanie stanowczo wygodne. Nie mógł nią za to gardzić - kochał ją, a poza tym była lepszą osobą niż większość ludzi, których znał. Magicznych czy niemagicznych. Nawet jeśli nie zawsze to okazywała, jak marudny kot, który pozwala się głaskać, by innym razem pokazać pazury.
Tak, otwarcie umysłu na otaczające go cuda i akceptacja własnej niedoskonałości były niezwykle trudne. Wymagały odpowiedzi na pytanie, czy chcemy żyć, spijając z ust innych piękne kłamstwa i działając w myśl mirażowych idei, czy dojrzeć brzydotę prawdy. Czasem nie było jednak innej możliwości - nasze umysły są jak myślące pułapki, którym wystarczy jedno podejrzenie, jedna informacja, by wprawić w ruch skomplikowany mechanizm podejrzeń, domysłów, analiz oraz pewności. I ten mechanizm działał, jak się okazywało, w obie strony.
- Może nie przyrównujmy mnie od razu do morderców magicznych zwierząt. Oni na pewno nie zaparzyliby ci herbaty w przypadku wizyty - zażartował, powstrzymując się od przewrócenia oczami. Chodziło mu o wybujałą wyobraźnię, w końcu nie planował właśnie w myślach, jak zamordować kuzynkę, a jej zwłoki wykorzystać do czarnomagicznych rytuałów, jak na przykład stworzenie inferiusa. Nie demonizujmy!
Powstrzymał się od rzucenia w Selinę którymś z ostatnich wydań Proroka, które akurat znajdowały się w zasięgu jego ręki. Po pierwsze, gazeta nie nadawała się do tego - zatrzymywałby ją opór powietrza, zmniejszając siłę i prędkość, przez co nawet pewnie nie dotarłaby do celu. Po drugie, gdyby łapał za pierwszą z brzegu rzecz, gdy mówiła coś, co działało na niego w sposób denerwujący, to nie miałby już w mieszkaniu nic mniejszego i lżejszego od fotela.
- Twoje też z pewnością są bardzo ciekawe - mruknął, trochę naburmuszony. Wiedział, że kobietę ciągnie do wszystkiego, co nie do końca legalne. Zachowywała się niczym niuchacz, który wyczuł złoto, a wtedy spróbuj człowieku złapać takiego czy trzymać z dala od dramatów, niebezpieczeństwa i fanatyków czarnej magii... A nie, teraz już mówił o kuzynce, porównania się skończyły.
Zamiast rzucać i tak nieużytecznym Prorokiem, wziął go do ręki i zaczął miąć w pięści.
- Czyli uważasz, że jestem na granicy zdrowia psychicznego...? Och, Sel, serio zależy. Nie wchodzę im do głów, ale na pewno czują, że czasy są ciężkie.
Nie lubił, gdy ludzie insynuowali, że jest z nim coś nie tak. Bo nie uważał, że jest lepszy od mugolaków, bo nie kłaniał się szlachcie. Wpadał właściwie w każde możliwe tarapaty, a oni pytali, czy na pewno dobrze się czuje, bo przecież pracuje wśród mugoli i mógł być wystawiony na działanie niemagicznych urządzeń. Jak pracujesz z takimi idiotami, Al? To musi być strasznie trudne - słyszał zamiast słów, które w istocie wypowiadali. Bo o to im chodziło, choć było dobrze zawoalowane w piękne słówka.
Jednym ruchem różdżki zdjął z ognia czajnik, który przechylił się, nalewając wrzątku do kubków. Następnym ruchem różdżki przywołał je, a one popłynęły w powietrzu, lądując na ławie przed nim i kuzynką.
- Bo nie próbuję udawać, że wiem, jak wygląda przyszłość. - Niemalże się roześmiał, wykazując się bądź co bądź czarnym humorem. Już dawno odkrył, że nie można niczego powiedzieć z całą pewnością, ale to, co widział powalało mu stwierdzić, że wizje zaogniają się niczym zainfekowana rana, mnożą się i mroczą. A to oznaczało, że wszystko zmierza w jednym kierunku - co było zresztą widoczne gołym okiem.
Sięgał właśnie po herbatę, gdy podniósł na nią wzrok, autentycznie zdziwiony. Selina zawsze była ciekawska i zadawała dużo pytań, ale jeszcze nigdy nie pytała... no, o coś takiego.
- Hm, trochę, ale oni tak jakby... hm, nie wiedzą, że jestem czarodziejem. Więc jeśli chcesz z jakimś pogadać, to ani mru mru, bo mnie zdemaskujesz, dobra?
Być może właśnie zgadzał się na koniec swojej kariery, bo Lovegood sprawi, że ludzie zaczną zadawać kłopotliwe pytania i coś podejrzewać, ale jeśli ktoś był na tyle sprytny, by nic nie zdradzić, to właśnie ona.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]22.02.17 20:13
Od zawsze porażała swoją kapryśną wybiórczością - była niezwykle lekceważąca, jej ego nakazywało jej arogancko zakładać, że we wszystkim ma rację, nie widząc potrzeby, by specjalnie zgłębiać dany temat, by z łatwością wydawać opinie; była krytyczna, surowa i nie przebierała w słowach, dosyć bystro dostrzegając wzorce, mechanizmy i wady. Jednocześnie - z tak ograniczonym pryzmatem - pozostawała w niektórych sprawach dziecinnie naiwna. Nie miała najmniejszego pojęcia co właściwie dzieje się na świecie ani jak żyje ten drugi gatunek ludzi, radząc sobie z niemalże tą samą codziennością co czarodzieje - ale bez magii. Impertynencko trwała w przekonaniu, że jej ta wiedza nie jest do niczego potrzebna - studiowanie egzystencji roju mrówek może być hobby, nie oznacza jednak zmianę życiowej ścieżki obserwatora, właściwie nie zmuszając go do niczego spirytualnego poza zwyczajnym dostrzeżeniem schematów i opisaniem ich. I istniała mała szansa na to, że Lovegood mogłaby się tym zainteresować. Jako jedną z setek zachcianek - jeszcze nie ingerowała w istnienie mugola ani nawet nie angażowała się w rozmowę, nie próbując poznać. Zaczęło ją frustrować pytanie: jak bardzo by się zdziwiła tym spotkaniem?
-Myślę, że upiekliby nawet babeczki.-odpowiedziała całkiem gładko. Miała jakieś dziwne, piekielnie pewne przekonanie, że zabójcy jednorożców i inni zwyrodnialcy mieli niezwykłe zamiłowanie do posiedzeń przy filiżance herbaty, choć oczywiście nie miała pojęcia o okolicznościach śmierci Charlusa i Dorei Potter (ani tym bardziej ich nie znała), ani tego, że uczestniczyli w obu wydarzeniach ludzie z tej samej parafii. Intuicja była jednak bardzo silnym, a jednocześnie zupełnie przypadkowym i zdradliwym zmysłem. Dałaby sobie jednak obciąć palca wskazującego, zakładając się, że ludzie z tak bogatą wyobraźnią musieli mieć równie wyrafinowany gust - Selina była pewna, że podzielaliby jej preferencję picia wyłącznie lokalnych suszów.
Leżała przewrócona na brzuch, wymachując beztrosko zgiętymi w kolanach nogami, pozwalając odgłosowi bulgoczącej wody i cichemu gwizdowi na moment wypełniać ciszę, nie mówiąc nic - pozostawała jednak w pogodnym humorze, nie wpadając w nagłe refleksje. Czekała posłusznie na kubek aromatycznego naparu, najwyraźniej uważając, że konwersacja wymagała odpowiedniej oprawy.
Uśmiechnęła się w sposób, który wcale nie koił niepokoju - złośliwie zdawał się go wzmagać, bez słów potwierdzając wszelkie obawy, jakie można było zagnieździć w głowie.-Chciałbyś poznać kogoś konkretnego z grona moich znajomych?-uniosła brwi do góry, nie kwapiąc nawet, by choć spróbować ukryć, jak dobrze się w tym momencie bawi jego kosztem, rozszerzając tylko bezlitośnie kąciki ust.
Ciągnęło ją do wszystkiego, co było interesujące i wołało ją swoimi obietnicami - jej zachowawczość i nieprzystępność niemalże szła w zapomnienie, jeżeli udało się komuś (lub czemuś) wzbudzić jej ciekawość. Przecież nie znała granic. Zachowywała się jedynie naturalnie dla siebie, rozkoszując się bolesnym zaciśnięciem żołądka i ekscytacją, kiedy czuła pod stopami pękający lód i ten przeraźliwy odgłos, ale posuwała się dalej, bo pod jego taflą skrywała się tajemnica. Strach był naturalną sensacją - wrzenie adrenaliny było stanem blisko euforycznego i nie potrafiła zrozumieć jak ktokolwiek mógłby wybierać rzeczywistość bez tego odczucia. Alasdair musiał ją zresztą doskonale rozumieć, skoro sam na co dzień nadstawiał karku, ryzykując wykryciem, swoim zdrowiem, a nawet życiem, stawiając na szali wszystko w imię... ideałów. Wcale nie różnili się tak bardzo. To samo popychało ich do przodu - zwyczajnie nie potrafili stać w miejscu. Świat był zbyt żywym miejscem.
Jego nerwowe gesty utrzymywały wyraz zadowolenia na jej twarzy i - gdyby mogła, to pewnie mruczałaby jak ukontentowany kot.-Cóż, co prawda nie jesteś Lovegoodem, ale całkiem możliwe, że przesiąknąłeś już pewnymi aspektami należenia do tej rodziny.-odezwała się rzeczowo, wzruszając ramionami.-Szaleństwo płynie nam we krwi. Ale podobno wiele rzeczy można nabyć.-spojrzała na niego porozumiewawczo, czerpiąc nieprzyzwoitą zabawę z drażnienia jej cudownego kuzyna. Nie miała pojęcia, który konkretnie fragment jej wypowiedzi go tak irytował, toteż z błyszczącymi oczyma przyglądała mu się, próbując raz jeszcze wyczuć, którą strunę pociągnęła tamtym razem.
-Nie mówią o tym? Nie wyglądają na przestraszonych? Po czym wnioskujesz, skoro używasz słowa na pewno, a potem czują, skoro nie wchodzisz im do głów i nie powinieneś mieć podobnej pewności? Co się dzieje? Co robią?-ton typowo rutyniczny szybko przemieniła na żywszy, rozpędzając się z każdym zadanym pytaniem, powstrzymując się przed lawiną kolejnych tylko dlatego, że ktoś musiał jej na nie odpowiedzieć i samo wygłoszenie milionów znaków zapytania nie satysfakcjonowało jej tak, jak odpowiedzi. Przynajmniej nie tym razem.
Przymknęła oczy, dając się rozproszyć na chwilę, kiedy przyjemny zapach herbaty uderzył ją w nozdrza. Wyłapała kubek zanim zdołał opaść na ladę, by niemalże zatopić w nim nos, gdy wdychała woń i otulała ceramikę dłońmi.
-Dlaczego nie?-uniosła na niego prowokujący wzrok znak szklanki z uchem, robiąc sobie kolejną przyjemność, móc nieco poprzeciągać strunę. Porzuciła na ten czas rozważania między różnicami w pewności co przyszłych wydarzeń i ich morderczego widma, a także przekrojem osób, z którymi rozmawiała na ten temat.
Odłożyła szkło z brzękiem i klasnęła w dłonie, zrywając się do siadu. Przysunęła się szybko ku końcowi kanapy, chcąc być jak najbliżej mężczyzny. Jej spojrzenie było tak żywe, że prawdopodobnie tańczyły w nich ogniki.-To najpierw mam kilka pytań.-wypowiedziała obcym, aksamitnym głosem, nie odrywając od niego jasnych tęczówek.-Jaki oni mają tryb życia? Bo wiesz, doba się dla nich wcale nie wydłuża. Są trochę... opóźnieni, prawda?-wydała z siebie, opierając łokcie o uda, by oprzeć brodę o nadgarstki.-Jak oni się teleportują?-zmrużyła oczy, dając akcent na ostatnie słowo.-I na Merlina, Alasdair, jak oni siebie nawzajem nazywają, jeśli nie znają określenia mugol?!-ekscytacja zmieszała się z paniką, kiedy zdała sobie sprawę, jak nieprzystosowana może być do rozmowy z kimś niemagicznym!
Olaboga, Merlinie!




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Salon [odnośnik]01.03.17 14:32
To chyba była największa bolączka magicznej społeczności, która doprowadziła do powstania silnej niechęci względem mugoli. Czarodzieje nawet odrobinę ich nie znali! Opierali się na przekonaniach, które apriorycznie przyjmowali już w ciągu najmłodszych lat życia, a które czasem były całkowicie przestarzałe - zapewne dlatego, że pochodziły jeszcze z czasów średniowiecza. Wydawało im się, że brak magii w życiu skazywał mugoli na jakąś ułomność, i może tak rzeczywiście było z ich punktu widzenia, biorąc pod uwagę, że dla Ala magia była niczym krew krążąca w żyłach, zresztą dla czystokrwistych była faktycznie tak oczywista jak oddychanie. A jednak niemagiczni radzili sobie całkiem nieźle, doskonale przystosowując się do stale zmieniającej się rzeczywistości. Było to coś, czego oni nie potrafili zrobić... Być może zbyt przywiązani do tradycji, nie widząc potrzeby ich zmiany. Mugole dzięki swojej inteligencji i kreatywności tworzyli coraz to nowe wynalazki, które ułatwiały im adaptację. Gdy widział nowe modele aparatów telefonicznych i telewizorów, był w szoku. Nie, to za mało powiedziane; był oczarowany. I w takich momentach zastanawiał się, jak bezrefleksyjni są ludzie obdarzeni magią - wszak czy pewne moce czy zaklęcia nie sprawiały, że utknęli w umysłowej stagnacji, z której wyłamywały się pojedyncze jednostki, tworząc nowe eliksiry?
Uniósł jedną brew, patrząc na nią znad krawędzi kubka z herbatą. To było spojrzenie dramowe, które zdawało się pytać: Och, naprawdę? Przegrałem z zabójcami najbardziej niewinnych zwierząt świata?
- Babeczki z krwią jednorożców - mruknął, wlewając w siebie bursztynowy płyn i czując w ustach znajomy smak wzbogacony kapką mleka.
Ale nie było co się obrażać. Dobrze wiedział, jak bardzo kuzynka lubi się z nim droczyć - wystawiać na próbę, testować jego cierpliwość, sprawdzać, czy zaraz nie będzie miał ochoty załaskotać jej na śmierć. A chociaż już od dawna nie byli dziećmi, nadal udawało jej się skutecznie doprowadzać go do szewskiej pasji. To się po prostu zdarzało, być może dlatego, że znała go zbyt dobrze i doskonale wiedziała, co zaszczypie najmocniej. Były to jednak czysto przyjacielskie przepychanki, z których nawet udawało mu się czasem wyjść obronną ręką.
- Sugerujesz, że to w ogóle legalne? - zażartował. Jeszcze okazałoby się, że przez przypadek jej znajomi wciągnęliby go w kolejne kłopoty, a on miał jak na razie na głowie o wiele za dużo własnych problemów. Względem tego bywał czasem zbyt nadopiekuńczy względem Seliny, która w końcu najwidoczniej stopniowała swoje zainteresowanie względem poziomu niebezpieczeństwa, które niosła ze sobą znajomość, ale koniec końców to było jej życie i nie mógł na to nic poradzić (poza okresowym składaniem wizyt i upewnianiem się, czy pod kanapą w salonie nie ma przypadkiem przedmiotów czarnomagicznych).
Och tak, rozumiał ją aż za dobrze. W końcu to nie było tak, że wylądował w Wiedźmiej Straży za karę. Od zawsze chciał chronić ludzi, czasem działając nawet na pograniczu prawa, bo to sprawiało, że czuł, że jego życie naprawdę ma sens. Chyba dokonałby rytualnego seppuku, gdyby nie mógł zrobić niczego ze swoim "talentem" do bycia odbiornikiem eteru, gdyby nie mógł przynajmniej próbować zapobiegać rzeczom, które nachodziły go w wizjach. Nie miałby wtedy do siebie szacunku - ba, nienawidziłby samego siebie. Względem tego praca w Ministerstwie była wpisana w jego jestestwo niczym determinanta przynależna z racji urodzenia.
- Gdyby szaleństwo dotyczyło jedynie Lovegoodów, świat byłby wspaniałym i bardzo logicznym miejscem, nie sądzisz? - spytał przekornie. Nigdy nie traktował rodowych historii z większą uwagą niż baśni, które czarodziejskie matki opowiadały czarodziejskim dzieciom. Podobnie jak o szaleństwie u Lovegoodów opowiadało się o przepowiadaniu przyszłości wśród Trelawney, więc może nie powinien być taki sceptyczny, ale głęboko wierzył, że samemu można wpływać na swój los, nawet pomimo pewnych przyrodzonych wartości.
Na ustach Seliny wciąż tańczył ten uśmiech, który oznaczał, że drażnienie go sprawia jej niesłychaną radość. Przyzwyczaił się do tego już dawno temu.
Nie spodziewał się za to, że zostanie zalany takim gradem pytań. Na jego czole pojawiła się drobna zmarszczka, gdy próbował zacząć od początku.
- Zestawiam to, co wiem, z ich zachowaniem. Widzą pewne rzeczy, rozmawiają o nich, ale łączą z fatalną pogodą, zamieszaniem na giełdzie czy podobnymi rzeczami. Chyba ich to martwi, ale próbują to wytłumaczyć "logicznie" i w końcu odpuszczają, zaprzątając myśli czym innym. Tak myślę.
Miała rację, użył być może nieodpowiednich słów. Nie miał żadnej pewności, ale widział pewne oznaki i nie potrafił myśleć o mugolach jak o nieświadomych niczego dzieciach. To zwyczajnie nie pasowało do jego układanki, w której poznał już ich inteligencję i wyczucie, niemalże szósty zmysł.
- Bo przyszłość jest zbyt mętna.
Odpowiedź była zbyt zdawkowa, ale chyba najlepiej oddawała to, co sądził. Nie mógł w końcu odpowiedzieć jej czegoś w stylu: Bo nie jestem jasnowidzem. Z drugiej strony Selina pewnie zasypałaby go pytaniami, gdyby wiedziała, że od czasu do czasu Pani Przyszłość dzwoni dzwonkiem do drzwi jego umysłu, a ponieważ wizje były często zbyt niezrozumiałe i wyrwane z kontekstu, nie mógłby odpowiedzieć na owe pytania.
Niemalże parsknął śmiechem.
- Hm, podobnie jak my - wstają rano, śniadanie, praca, obiad, czas wolny, kolacja, sen. Tylko na transport schodzi im trochę więcej, bo nie potrafią się teleportować. Wychodzą z domu, wsiadają do samochodów albo autobusów czy pociągów i one zabierają ich do miejsca docelowego. No i... mówią o sobie po prostu jako o ludziach.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]14.03.17 20:48
Atmosfera się zmieniła - z trwogi i ostrożnego zainteresowania ponownie dryfowali w nikłym komizmie, brylując w złośliwościach płynących z wzajemnej sympatii. Od zawsze wyglądało w ten sam sposób, jakby w swoim towarzystwie oboje wybudzali w sobie jakieś karykatury błaznów, przeciągając linę w zawodach docinek na każdym polu. Nawet z tak tragicznych wypadków w tak nietaktowny sposób obracali je w żart. Może zwyczajnie zbyt dobrze czuli się ze sobą? Albo po prostu oboje byli tak samo zepsuci - ten młodszy przez wpływ starszej krwi, która już dawno zapomniała o tym, co powinno się robić, stawiając krzyżyk przy własnych normach i naginając każdego do zaakceptowania takiego trybu.
-Z galaretką ze szpiku mugoli.-dodała, uśmiechając się zaraz w ten anielsko-diabelski sposób, nie mówiąc już ani słowa więcej, bo jej werbalny taniec tryumfu był już wystarczającą profanacją obyczajów i przyzwoitości.
Nie wzruszyła ją jego mina - nie byli dziećmi, by boczyć się na siebie o takie drobnostki, wszak dorosłymi ludźmi, którzy zdołali już doświadczyć gorszych okropieństw w życiu. A mimo wszystko kłuła namiętnie, nie odpuszczając tego drobnego doświadczenia bólu kuzynowi.
Wywróciła oczami.
-Zapewniam cię, że gracze Quidditcha nie kryją po domach czarnomagicznych przedmiotów.-zażartowała, nawet nie mrugając, kiedy przez myśl jej przeszło: poza tobą. Sama może nie pod kanapą, ale we własnej sypialni przechowywała księgę zawierającą najokropniejsze klątwy, którą zresztą przekazał jej członek rodziny z tej drugiej gałęzi, której nazwisko sama nosiła - a jego akurat nie wybierała, urodzenie samo zadziałało!
Ograniczyła krąg swoich znajomych do drużyny, ignorując pozostały przekrój - szlachciców z wątpliwymi motywami, szalone stare panny z demonami na ramieniu, podstępnych drapieżców czy natchnionych prawie-samobójców.
Uśmiechnęła się, pełna rozbawienia, na jego kolejną, jakże filozoficzną myśl. Pokręciła głową, nie wypowiadając słowa, gdy dusiła śmiech na jego absurdalny wniosek.-Szaleństwo ma wiele odmian.-zauważyła w końcu spokojnie.-Poza tym skąd wniosek, że nie jest zaraźliwe?-podjęła, unosząc prowokacyjnie brwi.-Może roznosimy je z każdym krokiem, powodując zbiorowy obłęd?-podsunęła mu, przygryzając wargę, gdy po raz kolejny rozszerzała kąciki ust.
Sama Selina nie należała do typowych przedstawicieli swojego rodu - szybko odrzuciła sztuki piękne, nie znała się na leczeniu i definitywnie nie podzielała opinii, że powinna trzymać się neutralnego gruntu, który leżał gdzieś z boku społeczeństwa, a najlepiej jak najdalej od niego - bez wątpienia jednak na salonach była uważana za wariatkę i mimo otoczenia tłumem, była sama, zbyt wielkim kontrastem oddzielając się od reszty. Losu nie dało się oszukać.
-Brzmi jakby brodzili przez mgłę.-wydała z siebie zamyślona, wyłączając się na dłuższy moment i prawie dała zapomnieć o swojej obecności, gdy słuchała jego tłumaczeń. Bruzda przecięła jej czoło. Straciła kontakt wzrokowy z rozmówcą, ślepo patrząc na wzór jego dywanu.-Ale... czują? Instynktownie?-podjęła ponownie, by się upewnić, a dreszcz przeszedł po jej kręgosłupie, kiedy uświadomiła sobie niepokój, jaki musieli odczuwać. Wydawało jej się to takie... nieprawdopodobne! Naprawdę mogli doświadczać podobnych emocji jak ona? To... było wręcz nie do uwierzenia. Nie przypisywała im nigdy takich zdolności, a tym bardziej intuicji, choć ta mogła odwoływać się bardziej do prymitywnych instynktów, a strach był uczuciem, które czuły nawet stworzenia... Być może dodawała im zbyt wiele przywar w podnieceniu?
Wpatrywała się ze wzmożoną powagą w jego twarz, oceniając przez chwilę jego odpowiedź, jakby konfrontowała z całą jego postawą i mimiką, zastanawiając się czy powinna dowiedzieć się czegoś więcej. Wyglądało na to, że jej drogi Alasdair jako jedyny z jej towarzystwa nie posiadał jakichś brudnych tajemnic, których nie mógł zdradzić. Poczucie ulgi prawdopodobnie nigdy nie było jej równie bliskie co teraz.
-Rozczula mnie twoje wyważenie i ostrożność.-wypowiedziała wreszcie, cmokając ze śmiechem ustami, jakby zdmuchiwała napiętą ciszę nagłą lekkością. Rozbawienie mężczyzny jednak uderzyło w nią momentalnie, więc przywdziała na ostry, surowy wyraz, dla dodatkowego efektu mrużąc oczy, by nie śmiał nawet jej się teraz zaśmiać! Zadawała niezwykle istotne pytania i nie było w tym nic zabawnego!
-Jak to podobnie jak my?!-oburzyła się niesamowicie, by jednak zacisnąć usta i słuchać uważnie, co miał jej dalej do powiedzenia, bo zbytnio frapowały ją te kwestie, by miała przegadać jego słowotok.-Do czego?-zapytała, unosząc brwi.-Co to jest samochodów?-podjęła, rozchylając wargi w zdziwieniu, kiedy podnosiła się na łokciach i niemalże na czworaka wychyliła się do przodu nad oparciem, jakby zmniejszenie odległości między nimi miało jej pomóc lepiej zrozumieć jego wytłumaczenie.
Zetknęła ze sobą ponownie zęby, kiedy wytłumaczył jej jak na siebie wołają, jakby choć jedna kwestia się nieco rozjaśniła.
-To kiedy możemy zobaczyć tych twoich ludzi?-nie odpuszczała tematu, by oprzeć podbródek na dłoniach i zamrugać przyjemnie oczami, jakby to miało go przekonać do zaaranżowania spotkania.
I to, co wykreowało się w głowie Lovegood, nie pozwoliło konwersacji skoczyć już na inne tory. Uparcie wypytywała o więcej i więcej, z sukcesem opróżniając kolejne filiżanki herbaty.

/zt




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach