Wydarzenia


Ekipa forum
Prywatny salonik
AutorWiadomość
Prywatny salonik [odnośnik]10.01.17 17:46

Prywatny salonik

Nieco mniejszy od reprezentacyjnego salonu, w którym Avery podejmuje większość gości, zlokalizowany na parterze posiadłości, w jej wschodnim skrzydle. Urządzony w stonowanym odcieniu szarości wpadającym w błękit; duże okna wychodzą na znajdujący się za dworem dziki ogród. Wyposażenie składa się z wygodnych foteli, kanap oraz podnóżków, na ścianach wiszą obrazy autorstwa Laidan, a barki zawsze są pełne butelek najlepszych alkoholi. Samael przyjmuje tu wyłącznie swoich najbliższych przyjaciół lub partnerów w interesach.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.


Ostatnio zmieniony przez Samael Avery dnia 11.01.17 22:40, w całości zmieniany 1 raz
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Prywatny salonik [odnośnik]11.01.17 12:51
16 kwietnia?

Pozostał nienaruszony oraz czysty, chociaż jedwabny woreczek z cennym narkotykiem nosił w kieszeni na piersiach - sprawdzał własną wytrzymałość, silną wolę? - szczując się fantomowym ciężarem, już zawczasu utrudniającym mu oddech. Nie wyolbrzymiał, wyjątkowo spoglądając na obraz sytuacji trzeźwym wzrokiem; przekrwione oczy i trzęsące się dłonie nie dodawały mu ani powagi, ani wiarygodności. Musiał ponownie nauczyć się nad sobą panować albo przynajmniej lepiej ukrywać nową miłość, którą usiłował zastąpić sobie Laidan. Ganiał jak szaleniec po kafkowskim labiryncie, w głębi duszy wiedząc o bezcelowości swych starań, które jednak koiły pokiereszowane serce. Jednocześnie boleśnie je rozdzierając. Nie wiedział, czy przechodził tortury czy rekonwalescencję, ale i tak czuł się lepiej (może po prostu stabilniej?) niż przed miesiącem, kiedy Ludlow jeszcze przesycał zapach jej skóry. Godził się właściwie bez najmniejszego słowa sprzeciwu na to cierpienie, uśmierzane krwistym eliksirem w nieograniczonych ilościach, podejmował też wysiłek iście tytaniczny, za każdym razem, gdy niemal siłą rozwierał gardło i przełykał ciężkie krople wina, pozostawiające na jego wargach gorzki posmak. Niegdyś smakował je wyłącznie z jej ust, obecnie zagryzał zęby na szyjce od butelki, raniąc się ostrym szkłem, samotnością i niezrozumieniem. Zapomniał jak być ojcem, jak być Averym, jak być sobą, pod tą pulsującą i wciąż rozrastającą się warstwą żałości, skrywając dychawicznego, dogorywającego starca. Życiodajna siła stała się pasożytniczą rośliną, wyduszającą z Samaela wszystkie soki, całą energię, jego świadomość, czyniąc z mężczyzny wrak. Nie potrafił pogodzić się z jej odejściem, nie mógł walczyć, więc został skazany na tkwienie w impasie i powolne umieranie. Szukał nowych bodźców, doświadczeń, jakie wzburzyłyby krew w żyłach i przyprawiły o szaleńczy łomot martwego serca, lecz każda chwilowa radość i rozrywka nie równała się zupełnie z tym, co stracił. Patrzył na ludzi już nie z pogardą, a ze wstrętem, marząc o ścięciu ich wszystkich, w ramach zbiorowej, bardzo niesprawiedliwej zemsty za jego własną porażkę. Był nieprzewidywalny, a tego co gorzało w znerwicowanym umyśle nie dało się ugasić byle czym. Krew spływająca ze skroni sługi wywoływała tylko znużenie, kiedy stał przed nim na baczność, nie ważąc się nawet otrzeć kropli tańczących powoli na policzku - Avery chciał zburzyć świat, a nie oglądać trwożną uniżoność. Tej pragnął dopiero po tym, jak już zdobędzie szczyty - wtedy też będzie mógł znaleźć Laidan i spróbować uzyskać jej przebaczenie.
Śnieżka miała utkać mu wzorzysty kobierzec z jego pragnień, otulić, szeptać, że może dokonać wszystkiego - a Samael wiedział, że wówczas uwierzy. I choć obraz zostanie rozmyty, starty przez ponure tu i teraz, mężczyzna i tak pragnął osiągnięcia tej chwilowej, wyimaginowanej wielkości. Nie mógł już stoczyć się niżej, chyba że i na samym dnie zostałby zmuszony do padnięcia na kolana; wyciszał jednak głosy rozsądku, posyłając je do diabła. Nie musiał być w pełni zrównoważony, nie musiał tryskać zdrowiem, nie musiał nic. Chciał tylko pozostać nieuchwytny i dlatego witał Percivala zgrabnym skinieniem głowy i prowadził go do swych prywatnych komnat, gdzie na pewno nikt nie odważy się ich niepokoić. Wyglądał źle i wyjątkowo nieporządnie, wyszedł Nottowi na przeciw nieogolony, w pogniecionym ubraniu, paląc magicznego papierosa, niespecjalnie przejmując się dymem, wywołującym zatory w płucach, ani nieprzyjemnym zapachem wsiąkającym w dłonie. Nie palił nigdy tytoniu, więc rozkaszlał się gwałtownie, kiedy proponował go Nottowi, a gdy już zdołał opanować oddech, zerknął na Percivala z dziwnym uśmiechem.
-Wiesz, co mamy zrobić, prawda? - spytał, nieco rozbawiony tym faktem. Na stoliku przed nimi stał imbryk z herbatą i talerzyk z czekoladowymi ciasteczkami, idealny akompaniament do planowania morderstwa(?)


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Prywatny salonik [odnośnik]14.01.17 21:40
| 16 brzmi okej c:

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak wewnętrznie spokojny; uczucie, które towarzyszyło mu mniej więcej od dwóch tygodni, wciąż jeszcze smakowało nowością i nie do końca potrafił zlokalizować jego źródło, ale też specjalnie tego nie dociekał, powoli ucząc się, jak nie spoglądać w najbliższą przyszłość z przestrachem. Czy może – nie spoglądać tam wcale. Po co miał to robić, skoro tu i teraz wreszcie wyglądało tak, jak wyglądać powinno?
Nie, nie zapominał o niefortunnym styczniu ani przepełnionym bólem lutym, ale fantomowa rana, która jeszcze kilka miesięcy temu nie pozwalała mu swobodnie oddychać, zasklepiła się już dawno, pozostawiając po sobie jedynie ledwie widoczną bliznę. Taką, którą studiował z ciekawością i pewną fascynacją, tak samo jak w trakcie marcowego wyjazdu studiował własne myśli, analizując, przesiewając i formułując wnioski. Pośród milczącej samotności europejskich pustkowi godził się z rzeczami utraconymi na zawsze, robiąc miejsce dla tych, które dopiero miały zagościć w jego życiu na stałe. I chyba mu się udało, bo gdy przygnany obowiązkami wrócił wreszcie do Londynu, zrobił to bez uwierającego, emocjonalnego bagażu. Nie tonął już w wewnętrznym chaosie, nie zachowywał się irracjonalnie i czasami tylko zastanawiał się przelotnie, czym tak właściwie za ten nowy spokój ducha zapłacił; była to jednak kwestia, którą (póki co) bez problemu od siebie odsuwał, wchodząc coraz głębiej w rolę człowieka… zadowolonego z własnego życia?
Nie czuł więc alarmujących szturchnięć niepokoju, gdy podążał za Averym w głąb jego posiadłości, choć okoliczności w jakich miał okazję widzieć go ostatnio z całą pewnością nie należały do przyjemnych. Nie widział jednak sensu w rozpamiętywaniu przeszłości, nie planował dopytywać swojego gospodarza o samopoczucie, nawet jeżeli oczywiste niedociągnięcia w nienagannej niegdyś aparycji odrobinę go intrygowały. Tak jak i to, w jaki sposób los postanowił ponownie spleść ich ścieżki; nigdy nie spodziewałby się, że z Samaelem będzie łączyć go cokolwiek poza chłodnym szacunkiem i bardzo wątłą, utkaną przed laty nicią zrozumienia.
Przyjął od niego magicznego papierosa, kiwając mężczyźnie głową w geście podziękowania i z zadowoleniem zaciągając się dymem; smakował inaczej niż to, co zwykł palić, ale może zmiana upodobań również stanowiła kolejny stopień na nowej ścieżce, na jakiej się znalazł, początkowo zwyczajnie podążając ostatnimi śladami Juliusa, a obecnie… Nie był pewien, nie wyrobił sobie jeszcze na temat Rycerzy ostatecznego zdania, wiedząc jedynie, że w którymś momencie przestało chodzić tu jedynie o rozwikłanie starych spraw. Coś ciągnęło go w tym kierunku, coś, czego nie potrafił jednoznacznie określić, oprócz tego, że był to ten sam rodzaj ciekawości, który od zawsze popychał go w stronę szukania ryzyka na smoczych wyprawach. Może dlatego nie wahał się ani chwili, odpowiadając na wezwanie i zjawiając się w Shropshire.
W odpowiedzi na pytanie Avery’ego kiwnął krótko głową, starając się rozwikłać, skąd brało się widoczne na jego twarzy rozbawienie. Wiedział; może nie do końca, pełna wizja jeszcze nie ukształtowała się w jego głowie, ale nie miał zamiaru robić teraz kroku do tyłu. – Znasz go? – zapytał; on sam nie kojarzył nawet nazwiska, choć przez ostatnie dni próbował przywołać jakiekolwiek, choćby najbardziej mgliste wspomnienie. Wypuścił z płuc papierosowy dym, przelotnie przemykając spojrzeniem po gustownie urządzonym saloniku i nieco wyżej unosząc brwi na widok herbaty i czekoladowych ciasteczek, które – paradoksalnie? – wpasowywały się w swobodną konwersację niemal idealnie.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Prywatny salonik [odnośnik]20.01.17 0:15
Zawsze działał sam. Tylko on i ofiara. Wspaniała symbioza, kiedy podczas aktu ostatecznej destrukcji niemalże spajali się ze sobą na drodze przeciwieństw: na malała, on rósł w siłę. Podobał mu się ten prosty schemat, w którym polegał wyłącznie na własnych umiejętnościach i nigdy się nie zawodził. Nie musiał dbać o swoje plecy, nie musiał bezustannie pilnować bezpieczeństwa kamrata, nie musiał martwić się o jego ewentualne błędy.
Jedyną godną kompanką w obmyślaniu morderczych strategii była oczywiście Laidan - współautorka żniwa śmierci, zebranego tuż po narodzinach Julienne. Niemalże łza się w oku kręciła na samo wspomnienie, zarówno idealnego planu i perfekcyjnego wykonania, jak i tamtych radosnych chwil tuż [/i]po[/i]. Wówczas przekonał się naprawdę, że śmierć może tworzyć życie, jeśli tylko odpowiednio się nią posłużyć. I ten mityczny koniec mógł zostać ujarzmiony i wykorzystany, wystarczyło mieć odpowiednie umiejętności oraz argumenty, zdolne zasugerować mu postępowanie zgodne z wytycznymi.
Nie dostał jednak możliwości wyboru, zostając postawiony przed aktem dokonanym i narzuceniem mu wspólnika. Całe szczęście, że padło na rozgarniętego Notta, jakby Czarny Pan doskonale wiedział, iż próba zacieśnienia więzów przyjaźni z Caesarem prawdopodobnie skończyłaby się na dwóch zimnych trupach. Po ich stronie. Co przecież było zupełnie zbędne, zwłaszcza, że potrzebowali wsparcia, jeśli mieli nie tylko rozgromić Zakon, ale i zetrzeć z powierzchni świata Grindelwalda wraz ze szlamami. Co stanowiło priorytet?
Od niechcenia zaciągał się papierosem, wciąż czując dyskomfort po nabraniu ostrego, nikotynowego dymu wprost do płuc. Pomagało to jednak odciągnąć myśli o bólu innym, tym nabierającym realnego wrażenia i kłującego niemiłosiernie. Obrzydliwe; skrzywił się z lekkim zdegustowaniem i ze wstrętem spojrzał na dzierżonego nonszalancko papierosa, po czym do połowy wypalonego wrzucił go do kryształowej popielniczki. Może jednak powinien podać wino: krytycznie ocenił herbatę podaną w najlepszej zastawie. Rozbawiło go, że nawet wygląd zdobionych filiżanek tak mocno kontrastuje z jego własną prezencją; sądząc po niej nie nadawałby się nawet do roznoszenia tac w szlacheckim zamku. Krew nie mogła za to kłamać, podobnie jak twarde, rzeczowe informacje, pojawiające się w głowie Samaela krótko po zadanym pytaniu. Banalnym, prostym, właściwie: nieważnym. Wprawdzie dużo łatwiej było pozbawić życia kogoś obcego, lecz konsekwentnie zabierało to pewnej dozy przyjemności. Bartius zaś przypuszczalnie stanowił tylko jeden z licznych celów, ledwie początek ich świetlanej kariery. Chociaż może... wcale nie musieli z nim kończyć?
-Uczy w Hogwarcie. Leczę jego siostrę - podzielił się najistotniejszymi faktami, jakie posiadał na temat Herewarda. Nikłe poszlaki, nie dokumentujące ani możliwych opcji zastania go w domu z kobietą, ani przyłapaniu na trenowania nieznanych, wschodnich sztuk walki. Obie możliwości zaś pozostawały paradoksalnie sporym zagrożeniem.
-Julius to twój brat, prawda? - spytał nagle, nieoczekiwanie, jakby przypominając sobie skomplikowane koligacje rodzinne równocześnie z wydarzeniami sprzed kilku miesięcy. Przykra sprawa, za którą winę ponownie ponosił Lestrange. Aż zadrżał z ledwo tłumionego gniewu, nadal pałając do Caesara urazą zbyt wielką, by mu to wybaczyć lub zapomnieć. Percival powinien przynajmniej wiedzieć, w jakich okolicznościach nastąpiło zniknięcie Juliusa. Kto nie próbował nawet go szukać.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Prywatny salonik [odnośnik]24.01.17 21:31
Zachowywał się swobodnie, choć ostrożnie, dyskretnie obserwując swojego przyszłego towarzysza zbrodni i mimowolnie starając się rozpracować drugie dno, kryjące się za jego mimiką i oszczędnymi słowami. Dosyć nieudolnie; zdawał sobie sprawę, że Avery musiał znać się na ludzkich emocjach (i ukrywaniu tychże) znacznie lepiej od niego i gdyby tylko chciał schować przed jego spojrzeniem jakieś osobiste motywy, zrobiłby to bez problemu. Nie chciał jednak postępować lekkomyślnie; mimo że postawione przed nim zadanie nie budziło paraliżującego strachu, to wciąż miał swoje obawy. Nie przywykł do współpracowania w sprawach życia (i śmierci?) z ludźmi, których nie darzył dobrze uzasadnionym zaufaniem, a stojący przed nim czarodziej póki co stanowił dla niego zbyt dużą zagadkę, żeby mógł zaliczyć go chociażby do grupy osób przewidywalnych. Być może przesadzał, ta nowa czujność była do niego dosyć niepodobna, ale miał teraz zbyt wiele do stracenia, żeby pozwolić sobie na oczywiste pomyłki.
Jak na razie skupiał się jednak głównie na faktach, podawanych mu przez Avery’ego  w sposób jasny i zwięzły; nie było ich wiele, choć pewne wnioski może dałoby i się z tych szczątkowych informacji wysnuć. Zaciągnął się papierosem, układając je milcząco w myślach; chciał jeszcze o coś zapytać, pytanie uformowało się już nawet na jego ustach, ale zostało wyprzedzone przez inne, pozornie przypadkowe i z całą pewnością niespodziewane, biorąc pod uwagę ciszę, jaka po nim zapadła. Bo Percival nie odpowiedział od razu; imię jego brata, rozlegające się w eleganckim salonie, odbijające się od drogiej zastawy, jasnych obić i kryształowego żyrandola, wywołało w jego umyśle przeciągły zgrzyt, przypominający trochę drapanie paznokciami po suchej tablicy. Nie chciał wracać się już na tę kartę zamkniętej przeszłości, rysująca się na niej pustka już i tak zabrała ze sobą wystarczająco dużo jego czasu i nerwów, ale jednocześnie nie mógł nie wykorzystać okazji do zapełnienia luk, pustych miejsc i niechlujnych skreśleń.
A Avery coś wiedział; wyczytał to między wierszami, wyczuł bardziej niż usłyszał. Nie, nie spodziewał się dobrych wieści, mimo że mężczyzna nie użył czasu przeszłego, to już od dawna rozumiał, że Julius nie miał szans odnaleźć się żywy. Najprawdopodobniej nie miał szans odnaleźć się wcale, jednak może poznanie okoliczności jego śmierci przybliżyłoby w jakiś sposób jego i jego rodzinę do ostatecznego zamknięcia? – Tak – odpowiedział sucho, spychając wszystkie emocje gdzieś głęboko; nie potrzebował, żeby w tej chwili zaciemniały mu obraz i wprawiały w niepotrzebny sentymentalizm, nie przyszedł tutaj na luźną pogawędkę z przyjacielem przy ognistej. – Dlaczego? – dodał po chwili, być może niepotrzebnie. Zaciągnął się po raz ostatni, zanim przycisnął niedopałek do przezroczystej ścianki popielniczki. Nie patrzył na Avery’ego, celowo zatrzymując spojrzenie dłużej na dogasającym papierosie, mentalnie znajdując się gdzieś między chęcią szybkiego powrócenia do tematu ich wspólnego przedsięwzięcia, a ochotą do popędzenia czarodzieja do szybszego udzielenia mu wyjaśnień. Finalnie nie zdecydował się na żadną z tych opcji, zwyczajnie czekając, z wyrazem twarzy odrobinę zbyt obojętnym, żeby mógł być prawdziwy.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Prywatny salonik [odnośnik]25.01.17 13:44
Dzielenie się zawsze wzbudzało w Averym instynktowną niechęć. Nieważne, czy chodziło o dziecięce zabawki, pożyczenie pióra szkolnemu koledze na zajęciach, kobietę, czy odsłonięcie niesamowicie ważnych informacji. Odczuwał naturalny opór także przed współdziałaniem, które polegało przecież na podobnych zasadach. Otaczająca go aura stepowego wilka musiała jednak odrobinę przygasnąć, a Samael powinien nieco odpuścić i obdarzyć Notta cząstką zaufania. Jeszcze wymuszonego, aczkolwiek podstawy padły na całkiem żyzny grunt, toteż mężczyzna przełamał się bez większej przykrości. Postanowił dać Percivalowi swoistego rodzaju kredyt, samemu zaciągając również wiązaną pożyczkę. Nie prezentował się raczej jako ktoś, komu można by powierzyć swoje życie, a również i do tego sprowadzała się ich misja.
Suche konkrety nie pozostawały domniemywań, oczywiście mogli pogdybać i wysunąć kilka oczywistych wniosków - Bartius był biegły w transmutacji, jego nieoczekiwane zniknięcie nie pozostałoby niezauważone, dość ciężko będzie do niego dotrzeć, zwłaszcza, że rok szkolny trwał w najlepsze, a profesorowie w jego trakcie mieszkali na zamku. Prócz zaklęciami ochronnymi i murami Hogwartu, otoczeni także i w pewnym sensie protekcją Grindelwalda. Wiedział, że czeka ich trudna akcja i przypuszczał, że Nott samodzielnie dopowiedział sobie te szczegóły. Cenił ich wspólny czas, więc nie należało źle nim dysponować, opowiadając coś, czego przecież Percival powinien się z łatwością domyślić.
Może dlatego zagadnął o Juliusa, zaintrygowany zarówno tym, jak wiele Nott wie o zaginięciu brata, ale i z ciekawości, czy jest świadom ryzyka. W tym momencie znacznie większego - na mokradła wybrali się w szóstkę, powróciło ich pięcioro, teraz zaś mieli zmagać się z zadaniem we dwójkę. Czy i tym razem, ktoś zostanie wyeliminowany?
Ciężka cisza, jaka zapadał między nimi jasno dawała do zrozumienia, że utrafił w czuły punkt. Nie miał pojęcia, czy bracia pałali do siebie miłością, czy wręcz przeciwnie, aczkolwiek wiedza zawsze była pożądana. Dawała władzę. Nieśpiesznie odpalił kolejnego papierosa, paląc go leniwie, lecz nie zaciągając się wcale. Czuł, że lada moment może zacząć kaszleć krwią, czego nie chciał demonstrować przy Percivalu.
Było parno, a rozlewający się żal (nie interpretował, zbytnio bolała go głowa) znaczył powietrze gęstym zaciekiem, osiadającym w płucach na równi z nikotynowym dymem. Krążyły między nimi niedopowiedzenia zaklęte w krótkich słowach, jakimi raczyli się wzajemnie, doskonale odnajdując pasujący rytm i dobierając argumenty (a może raczej oręż?) podług swego partnera. Avery nie musiał być psychiatrą, by wiedzieć, że Nott będzie dociekać. Nie musiał być psychiatrą, by wiedzieć, że zrobi to ostrożnie, z dystansem. Nie musiał być psychiatrą, by zauważyć sztuczny wyraz twarzy i dziwne spięcie, sięgające nagle ciała Percivala.
Potraktowałby go niewątpliwie jak medyczny przypadek, ale gdyby nie pamiętał o tym, że jest już tylko wrakiem.
-Widziałem go prawdopodobnie jako jeden z ostatnich - podzielił się z nim zwięzłym faktem, nie tając swego udziału w tej drobnej sprawie - zanim zniknął, był z Lestrange'em - dodał już nieco żywiej, prawie parskając nienawiścią. Ożywiał się wyłącznie w ten sposób, trzy osoby, przedziwnie mu zbieżne. Laidan i Julienne, dla których gotów był umrzeć i Caesar, którego nienawidził... i również mógłby za niego umrzeć. Za niego, zabijając go i łamiąc tym samym Przysięgę Wieczystą, jaką złożył swemu Panu.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Prywatny salonik [odnośnik]25.01.17 15:44
Nienawiść bywa motywacją do działania, jednak czy przez nią warto jest ginąć? Niejedni stwierdziliby, że tak. Czyżby do takiej grupy należał także Samael? Przysięga wieczysta złożona Czarnemu Panu wymagała posłuszeństwa, którego brak wiązał się z jasnymi konsekwencjami. W chwilę po tym, gdy lord Avery zadeklarował w myślach gotowość do złamania przyrzeczenia, jego przedramię przeszył niemożliwy do zniesienia ból. Mroczny Znak niespodziewanie rozpalił się równie dotkliwie jak rozgrzane żeliwo przyłożone do skóry; apogeum ból trwało zaledwie kilka sekund zanim dojmujące pieczenie zaczęło stopniowo słabnąć. Jeśli Samael sprawdzi stan swojego przedramienia, w miejscu Znaku nie znajdzie żadnego uszkodzenia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prywatny salonik Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Prywatny salonik [odnośnik]29.01.17 0:04
Nie podobała mu się ta nagła zmiana dynamiki między nimi. Miał wrażenie, być może mylne, że wspomnienie o Juliusie niebezpiecznie przesunęło środek ciężkości rozmowy na jego niekorzyść, zapewniając Avery’emu pewną nad nim przewagę. Chwilową, ale niekwestionowaną, której nie musiał wykorzystywać, choć mógł – i to budziło w Percivalu mimowolną potrzebę zwiększenia dystansu. Oczywiste było, że temat nie był mu obojętny i chociaż nie planował rozklejać się na środku eleganckiego salonu, ani wypłakiwać żali w ramię uzdrowiciela, to i tak w jakiś sposób odsłaniał się za bardzo. Charakter jego relacji z bratem nie robił tu żadnej różnicy; owszem, jeszcze za jego życia ścierali się ze sobą okrutnie, rywalizując o każdą najmniejszą kwestię jedynie dla zasady, ale w przypadku Notta, wszelkie wewnętrzne konflikty blakły, gdy pojawiało się zagrożenie atakiem nadchodzącym z zewnątrz. Rodzina od zawsze była jego słabym punktem, a pokrewieństwo w dziwny sposób go oślepiało, sprawiając, że każdą zniewagę względem osób, z którymi dzielił nazwisko, odbierał bardzo osobiście.
A przecież nie chodziło tylko o to; nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, dlaczego, ale nie bez znaczenia pozostawał dla niego fakt, że to właśnie Julius popchnął go na tę ścieżkę, która finalnie doprowadziła zarówno do piwnicy w Wywernie, jak i do dworku w Shropshire. Chciał wiedzieć dlaczego; jakie miejsce zajmował w szeregach Rycerzy, są łączyło go z tymi ludźmi? Przyglądał się Avery’emu uważnie, zastanawiając się nie tylko nad jego słowami, ale też nad tym, co skłoniło arystokratę do poczynienia osobistej wycieczki oraz wspominania starej wyprawy, od której – koniec końców – upłynęło już sporo czasu. Być może zbytnio podejrzliwie, może dopatrywał się ukrytych motywów tam, gdzie ich nie było, ale jednocześnie nie był idiotą; zdawał sobie sprawę z tego, że pojawił się na ostatnim spotkaniu w sposób co najmniej osobliwy (choć nie mógł być pewien, czy jego towarzysz zapamiętał z owego wydarzenia cokolwiek, ze względu na mocno ograniczoną percepcję), i że póki co spoglądano na niego raczej z rezerwą, oceniając i wyciągając wnioski. Powinien więc zachowywać się ostrożnie; tymczasem miotał się bezsensownie, milcząc zbyt długo i zastanawiając się nad właściwymi słowami zbyt dokładnie. – Lestrangem? – powtórzył, doskonale wiedząc, że Samael miał na myśli Caesara; jego głos zabrzmiał ostrzej niż zamierzał, ale nie spodziewał się usłyszenia akurat tego nazwiska i, prawdę mówiąc, wolałby nie słyszeć go już nigdy. Mało było osób, które budziły w nim niechęć tak dużą, jak Lestrange, i z którymi zatargi sięgały jeszcze czasów szkolnych.
Pożałował nagle, że zgasił papierosa, orientując się, że nie bardzo ma co zrobić z rękami; nie chciało mu się jednak zawracać głowy zapalaniem kolejnego, zresztą – nie miał nawet na to specjalnej ochoty, dlatego ostatecznie skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. – Miał coś z tym wspólnego? – zapytał, orientując się, że z jakiegoś irracjonalnego powodu chciałby, żeby odpowiedź brzmiała tak; wiedział już, że gniew zazwyczaj działał na niego destrukcyjnie, ale i tak wolałby mieć kogoś, na kogo mógłby zrzucić winę, niż przyjąć do wiadomości, że w grę wchodził nieszczęśliwy wypadek albo nieudolność Juliusa.
Był zbyt zajęty własnymi myślami, żeby zauważyć, że coś było nie tak. Po krótkiej debacie z samym sobą doszedł do wniosku, że szukanie dziury w całym póki co mu się nie opłaca i na moment przeniósł spojrzenie za okno, opuszczając nieco obronne barykady; może powinien wreszcie przyjąć, że (tymczasowo?) stoją z Averym po tej samej stronie, jakkolwiek dziwne i nietypowe mogłoby się to wydawać.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Prywatny salonik [odnośnik]29.01.17 9:10
Padające ciosy były zgrabne, doskonale wyważone, a oni poruszali się z gracją po wyznaczonym polu, zgrabnie omijając nadpalone, wciąż cuchnące śmiercią tereny. Trujące; ani Percival, ani Avery nie zamierzali widać wystawiać swej cierpliwości (oraz dobrego gestu) na próbę, więc bezpiecznie brylowali dookoła tego, co ich łączyło. Dzielących przymiotów zapewne znalazłoby się więcej, lecz Samael nie roztrząsał takowej kwestii, nieśpiesznie i niezauważalnie poddając się złej furii. Rozpuszczała się w jego krwiobiegu niczym najdroższy narkotyk, błyskawicznie otumaniając i przejmując kontrolę nad wszystkimi odruchami. Czy było w nim cokolwiek z człowieka, kiedy podnosił (nagle niezwykle bystre) oczy, by spojrzeć Nottowi wprost w twarz, ze specyficznym wyzwaniem. Rzuconą rękawicą, by dociekał, ponieważ Avery marzył o pozbyciu się tego balastu ze swych ramion. Zbyt długo dźwigał go samodzielnie i czuł się nieco osamotniony (w jak najbardziej negatywny sposób) - jeśli nie pozytywna więź miała uczynić z nich dobrych towarzyszy, to czemu nie pójść za ciosem i nie wykorzystać nienawiści? Praktycznie bliźniacze odczucie, różne ledwie w kilku detalach. Avery ryzykowałby jednak stwierdzeniem, że znacznie silniejsze. Opiewana w maksymie jego rodu; odpowiednio wykorzystana mogła zadziałać niczym broń obuchowa, od razu skutecznie nokautując przeciwnika. Przekucie prymitywnej niechęci (cóż za ślicznym eufemizm) na rozsądny atak było oczywiście trudne, lecz nie niemożliwe. Istniał niestety pewien szkopuł: Samael mógł rozkoszować się wizją wyłupywania Caesarowi oczu i wyszarpywania z niego jelit wyłącznie w wyobraźni. Ot, dziecięce marzenie, z gatunku tych ponawianych rokrocznie i nigdy nie spełnionych. Złożona Przysięga bolała dokładnie w tym punkcie, inne ograniczenia już zaakceptował. Także i własną, służebną rolę, przed którą wcześniej wzdragał się i ostro zapierał - krwi Lestrange'a pragnął jednak tak bardzo, że z trudem panował nad sobą, zaś myśli nie kiełznał wcale. Za co przyszło mu zapłacić.
Ból przyszedł nagle, zupełnie nieoczekiwanie przeszywając jego lewe przedramię. Wiedział, że to mroczny znak pulsuje i piecze, że jego Pan przywołuje go do porządku, udziela ostrzeżenia. Machinalnie powiódł dłonią w podrażnione miejsce i przesunął po nim nieznacznie, jakby spodziewając się cieknącej krwi, ziejącej dziury po kawale wyrwanego z ręki ciała. Nie było jednak nic takiego i wyłącznie ten nikły gest i zaskoczone syknięcie dobywające się z ust Avery'ego mogło poświadczyć, że coś się stało.
-Zostawił go. Nie szukał - odparł konkretnie i rzeczowo, już bez wylewającego się z każdego słowa gniewu. Został wyprostowany do pionu, a kontrolna uwaga przypomniała mu, że może zginąć. Nie takiej śmierci sobie życzył, nie śmierci za myśli, więc pohamował rodzącą się nieśpiesznie chęć zemsty, zadowalając się poinformowaniem Percivala o jakże honorowym postępku Lestrange'a. Skrzywił się, przypomniawszy, co było dalej, z jaką radością potraktował Caesara niewybaczalną klątwą. Przebłysk tamtej męki wywołał na twarzy Avery'ego pożądliwy uśmiech - całe szczęście, że zdołał to zrobić, obecnie Lestrange miał zapewniony najwyższy immunitet, ale Samael tylko czekał na jego potknięcie, aż wypadnie z łask Czarnego Pana, a wówczas może to jemu przypadnie w udziale odprawienie go ze służby.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Prywatny salonik [odnośnik]01.02.17 18:32
Zawsze wydawało mu się, że po spędzonych na starannym, salonowym wychowaniu latach, mógł pochwalić się co najmniej znośnymi umiejętnościami w rozpracowywaniu otaczających go ludzi, jednak wraz z każdą przetaczającą się przez kremowy salonik chwilą, coraz bardziej był gotów przyznać, że w kwestii Avery’ego popełnił pomyłkę. Przekonany, że on i jego gospodarz niewiele mieli ze sobą wspólnego, nie spodziewał się nawiązania rozmowy o charakterze tak osobliwym, jak ta, którą toczyli obecnie; milczącej, schowanej między krótkimi zdaniami, stanowiącymi jedynie zarys dla całej reszty, odgrywającej się w zupełnej ciszy. Gesty i spojrzenia mówiły tu znacznie więcej niż słowa, a werbalizacja przepływających swobodnie myśli okazywała się niekonieczna; może nie powinien był skreślać ewentualnych wspólników tak pochopnie?
Bezpośrednio rzucone mu spojrzenie skutecznie przyciągnęło jego uwagę, jednak ani ono, ani wydobywające się z ust mężczyzny ciche syknięcie, nie pomogły mu zbytnio w uzupełnieniu ziejących w obrazie luk. Wypełnił tylko niektóre, o resztę nie pytał, póki co zadowalając się lustrzanym odbiciem własnych emocji, przez ułamek sekundy obecnych w ciemnoniebieskich tęczówkach. Nie potrzebował więcej, cienka nić porozumienia została z powodzeniem utkana, sama w sobie mało wiążąca, ale mogąca w przyszłości stanowić całkiem solidną podstawę do zaufania. Lekkomyślnie? Możliwe; jego myśli wciąż przeplatały się przecież z urywanymi szeptami, odległym echem przedstawienia, na które nieopacznie się spóźnił, ale nie przywiązywał do nich żadnej znaczącej wagi. – Nie wiedziałem – odpowiedział, jedynie w ramach podziękowania, bo fakt, że uzyskana informacja stanowiła dla niego nowość, był raczej oczywisty. Opuścił luźno ramiona, porzucając zamkniętą, promieniującą niepotrzebnym dystansem pozycję. – Być może powinienem rozmówić się z kuzynem osobiście – dodał, choć od dawna już nie uważał Caesara za swoją rodzinę. Chłodna pogarda, jaką w jego stosunku odczuwał, być może zionęła hipokryzją, ale nawet jeżeli nie miał ku niej solidnych podstaw wcześniej, to z całą pewnością miał je teraz. Był naprawdę ciekaw, co na temat całej sytuacji powiedziałby mu Lestrange; czy potwierdziłby ubogą w szczegóły, ale mimo to wystarczającą wersję Avery’ego, czy starym zwyczajem nakarmiłby go ułagodzoną, zniekształconą wersją rzeczywistości?
Odetchnął nieco swobodniej, zupełnie bezwiednie łącząc na moment pozbawione zajęcia ręce i poprawiając tkwiącą na serdecznym palcu obrączkę. Utracona krótkotrwale równowaga już do niego wracała, krystalizując wyciągnięte na wierzch emocje w formie bardziej przystępnej i mogącej stanowić użytek. Jego myśli, uspokojone i z jakiegoś powodu zabarwione satysfakcją, płynnie wróciły do pierwotnego tematu rozmowy, koncentrując się na bliższym problemie, jakim było planowane spotkanie z Bartiusem. Póki co majaczące na horyzoncie niewyraźnie, ale nieuchronnie. – Kiedy chcesz to zrobić? – zapytał po chwili milczenia, nie precyzując, o co właściwie mu chodziło, ale podejrzewał, ze wcale nie musiał. Przeniósł spojrzenie na mężczyznę; nie spodziewał się ustalenia żelaznej daty ani miejsca, najprawdopodobniej powinni zresztą wcześniej poobserwować swój cel przez kilka dni i wysnuć wnioski o przyzwyczajeniach – głupio byłoby natknąć się przy okazji na jego zakonowych znajomych, którzy bez problemu przewyższyliby ich liczebnie – ale jakieś ramy czasowe byłyby pomocne. Ostateczną decyzję w tym punkcie pozostawiał jemu, w jakiś naturalny sposób uznając Avery’ego za niepisanego dowódcę całego przedsięwzięcia.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Prywatny salonik [odnośnik]01.02.17 20:04
Podszyte wieloznacznymi informacjami milczenie kryło w sobie zalążki dobrze rokującej współpracy. Skoro nie potrzebowali słów, by wyłuszczyć sobie nieco krępujące fakty, mieli szansę stworzyć niezwykle zgrany duet. Bardzo konkretny, na czym zależało Avery'emu, który nie lubił rozwodzić się zbyt długo nad kwestią, wymagającą natychmiastowo ostatecznego rozwiązania. Może był po prostu próżny, ale nadal kołatało się w nim przeświadczenie, że jest najlepszy i potrafi działać tak, by spełnić swoje wymagania (zawsze wysokie) i doprowadzić rzecz do końca. Stawiał zazwyczaj dzieło na jedną kartę, szanując wyłącznie takie ryzyko - wprost nie znosił wybierania najmniejszej linii oporu, więc jeśli miał szansę wycisnąć z brawurowego postępku coś więcej, nie wahał się. Może postępował egocentrycznie, szczując Percivala i kąsając tymi ochłapami wiedzy, jakie mu rzucał, umiejętnie podsycając zaognioną niechęć. I tak podzielił się z nim wszystkim, co miał do zaoferowania; chociaż stawiał Caesara w najgorszym świetle, nie mijał się z prawdą. Nie koloryzował, nie taił, a wręcz chętnie snuł tę opowieść, mając do Lestrange'a ogromny żal za słowa, które padły podczas tego niefortunnego dnia. Odkrył to dopiero teraz, wracając myślami pełnymi nienawiści do mokradeł Salisbury, do wędrówki z tym okropnym człowiekiem, do satysfakcji przepalającej umysł Avery'ego w momencie, kiedy Caesar wił się i wrzeszczał z bólu, usiłując nie odgryźć sobie języka. Czuł żal, skoncentrowany na krzywdzie malutkiej Julienne, niewinnej swej ułomności, a mimo tego padającej ofiarą obelżywych wyzwisk Lestrange'a. Oblicze skrzywiło mu się straszliwie, wykrzywione gniewem i bezbrzeżnym smutkiem, czyniącym go niespodziewanie na powrót załamanym i skrzywdzonym mężczyzną. Słabym. Żałosnym. Zagryzł suche, spierzchnięte usta, podnosząc nieco zamglony wzrok na Percivala. Na pewno słyszał o jego konflikcie z Caesarem, lecz spokojnie, mógł mu wierzyć. Nie mógł przekonywać go inaczej, nie chciał, nie miał siły na wniknięcie w jego umysł i pokazanie mu wspomnień, którymi się brzydził.
-Powodzenia w tej... rozmowie - rzekł odrobinę odległym tonem, jasno dowodząc, że żałuje, iż nie może brać w tym udziału. Wymierzyć sprawiedliwości. Za te niebaczne słowa, kpiące, szkalujące niewinną dziewczynkę Caesara powinien umrzeć i to Samaelowi należało się ostatnie pociągnięcie katowskiego miecza. Śmierć hańbiąca, publiczna, krwawa i brzydka.
-ale uważaj, O n nie toleruje marnotrawstwa - ostrzegł Percivala, na jedną chwilę znowu bystry, logiczny, chłodny i konkretny. Nie zwerbalizował myśli, że właśnie za to nieposłuszeństwo zapłacił tak słoną cenę, że za gotowość posłania Lestrange'a w trzy diabły został okrutnie skatowany, a jego największe sekrety stały się tajemnicą Poliszynela. Zabierając mu Laidan. Skoro stali się partnerami, radził mu dobrze. Nie miał powodów, by życzyć Nottowi marnego końca.
-Z końcem kwietnia - odparł bez namysłu, właściwie podejmując decyzję spontanicznie. Brakowało im zorganizowania, nie mieli pojęcia o nawykach Bartiusa, o jego życiu osobistym, a Avery nie zamierzał konfrontować się z Herewardem nieprzygotowany. Przypadkowe natknięcie się na jeszcze kilku Zakonników nie kusiło perspektywą, podobnie jak trafienie na resztę życia do Azkabanu. Póki co nie szafował z domysłami, skupiając się na danych, jakie już posiadał. I ścisłym planie, formułującym się w głowie.
-Jeśli się powiedzie... weźmiemy go żywego - rzekł twardo, jakby jeszcze zastanawiał się nad innymi opcjami. Nazwiska, zamiary, tak zadowoliliby Czarnego Pana. Martwy Bartius również by go ucieszył, ale jeszcze ciepły, wciąż oddychający - niewątpliwie był dużo cenniejszy.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Prywatny salonik [odnośnik]02.02.17 20:54
Wewnętrzny spokój, zachwiany na chwilę niespodziewaną wyprawą do pogrzebanej przeszłości, powracał do niego płynnie i nadzwyczaj szybko, w miarę, jak konkretny cel coraz wyraźniej zaczynał majaczyć mu na nie tak znowu odległym horyzoncie. Jasny, klarowny, z całą pewnością stanowiący wyzwanie, ale przecież przed tymi nigdy do tej pory nie uciekał, nie miał więc zamiaru zrobić tego teraz. Stał zresztą na nogach pewniej i stabilniej niż zdarzyło mu się to od miesięcy, może nawet lat; w niczym nie przypominał pogrążonego w bezsilności człowieka, jakim był w styczniu, choć tamten okres nadal jawił się w jego pamięci dosyć mrocznie. Nie zapomniał jeszcze uczucia obezwładniającego strachu, życia przemykającego między palcami, zniszczonych przekonań, które miały być solidne i niepodważalne, a płonęły tak samo łatwo, jak wysuszony na wiór pergamin. Szamocząc się w tym dziwnym amoku, upojony nie tylko litrami ognistej, ale głównie własnym cierpieniem, podjął wiele głupich decyzji, z których co najmniej połowa mogła ostatecznie podciąć mu nogi. To, że znajdował obecnie w eleganckim salonie, zamiast gnić w samotnym rynsztoku gdzieś na Nokturnie, zawdzięczał tylko i wyłącznie łutowi szczęścia i łasce nieznajomej; ta świadomość paliła go nieprzyjemnie do tej pory, przypominając o sobie uparcie i uciążliwie, jak drzazga głęboko wbita w opuszek palca. Przysiągł sobie, że nigdy więcej i od tamtego czasu mozolnie, ale systematycznie odzyskiwał utraconą kontrolę, niedaleką przeszłość traktując jako przestrogę, choć odcinając się zupełnie od tarmoszących nim wtedy emocji.
Być może właśnie ta przestroga wracała do niego teraz, gdy raz na jakiś czas przypadkowo zatrzymywał spojrzenie na zmęczonej, nieogolonej twarzy Avery’ego, zastanawiając się przelotnie, co takiego zepchnęło go do tego stanu. Nie tyle troszcząc się o jego dobre samopoczucie, co rozważając, czy mogło zaszkodzić jemu. Chociaż doceniał doświadczenie i umiejętności swojego towarzysza, nie chciał i nie miał zamiaru znaleźć się znów na łasce i niełasce kapryśnego losu, a tym właśnie groziło pokładanie zaufania w osobie, która mogła okazać się nieprzewidywalna. Nie wiedział jeszcze, czy jego obawy miały solidne podstawy, czy może popadał w lekką paranoję – póki co Samael nie dał mu żadnych innych powodów do niepokoju – ale zanotował w umyśle, żeby w trakcie nadchodzących przygotowań obserwować go nieco uważniej. Nie można było być zbyt ostrożnym, a za lekkomyślność płaciło się drogo, o czym sam Percival wiedział najlepiej, przypominając sobie o tym za każdym razem, gdy podwijał rękawy szaty.
Będę uważał – odpowiedział Avery’emu, w mig pojmując, co chciał mu przekazać, przyjmując ostrzeżenie z wdzięcznością oraz automatycznie nadając mu odpowiednią wagę. Całkiem sporą; nie potrzebował dużo czasu, żeby zrozumieć, z czym w strukturach Rycerzy wiązało się nieposłuszeństwo. O dziwo, nie była to cena, której nie byłby gotów zapłacić, czym właściwie zaskoczył samego siebie, ale znów – zmienił się, w środku i na zewnątrz, a marcowy wyjazd szczególnie pomógł mu na nowo poukładać priorytety. Strach i szacunek też miały tu swój udział, choć nie potrzebował zastraszania, żeby zmusić samego siebie do zachowania swojego miejsca w szeregu.
Kiwnął głową; koniec kwietnia wydawał się sensowny, tak samo jak przyjęte z góry założenie o pozostawieniu pechowego Zakonnika przy życiu. Z trupów raczej ciężko wydobywało się informacje, poza tym… Nie, tę myśl uciszył, zanim zdążyła do końca wyklarować się w jego umyśle, zamykając niebezpieczne zalążki wątpliwości za szczelnymi drzwiami; nie potrzebował buntu przeprowadzonego przez jego własne zahamowania. – Rozejrzę się trochę na własną rękę – powiedział, zastanawiając się, czy były jakieś sznurki w ministerstwie, za które mógłby pociągnąć lub jakieś informacje, które leżały wprost pod jego nosem. – Jeśli chodzi o resztę, czekam na twój sygnał? – rzucił, umieszczając to zdanie gdzieś między stwierdzeniem, a pytaniem, znów kierując spojrzenie na Avery’ego, autentycznie ciekawy, z jakim skutkiem rozegra się ta nowo nawiązana współpraca.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Prywatny salonik [odnośnik]04.02.17 16:27
Motywy Notta były mu obce, lecz szczerze chciał wierzyć w jego zaangażowanie. Mogli wymienić poglądy, podzielić się spostrzeżeniami, wspólnie zaszydzić z nieudolnych kroków podejmowanych przez ministerstwo, wyklinać szlamy i mugoli, co jednak sprowadziłoby się wyłącznie do werbalnie okazanej zapalczywości, bez żadnego pokrycia. Może powinien obawiać się, że został związany z kimś świeżym, nowym, ale Avery'emu było to w gruncie obojętne, a Percival dostawał znakomitą szansę, aby się wykazać. Kto wie - Czarny Pan potrafił okazywać łaskę równie szczodrze, jak okrucieństwo, więc to właśnie Nottowi mógł później przypaść w udziale zaszczy wydarcia z Bartiusa ostatniego tchnienia. Samael myślał o Herewardzie jako o przyzwoitym człowieku - prawie żałował, że jego niedorzeczne i niegodne czarodzieja wybory postawiły ich po dwóch stronach zrujnowanego muru; miał pewne opory. Przeczuwał, że znikną w kulminacyjnym momencie, zdążył już rozsmakować się w śmierci, która nie uznawała głupich sentymentów. Nie było przed nią żadnych wymówek, a nic nie działało tak ożywczo, jak krew. Urojona władza nad życiem, na kilka bajecznych sekund spoczywająca w jego własnych dłoniach. Już tylko w ten sposób mógł triumfować, inne doświadczenia nagle straciły swój cały urok, stając się nudne i nieznaczące, jak powieść pisana przez idiotę. A to nie miała być autobiografia, zamknięta w ostrym opisie całkowitego upadku i upodlenia, przed jakim jeszcze kurczowo się chronił. Nie wiedział, jak długo będzie walczyć, ale nie potrafił panować nad odruchami, więc i w stanie dziwacznej katatonii pozostawał chorobliwie nienasyconym mężczyzną. Nie zaznawał już uciech ekstremalnych, więc musiał to sobie wetować, z uporem poszukując godnych substytutów. Odnalazł je na razie wyłącznie w ogromnych dawkach adrenaliny, kiedy to świst różdżki czynił ciało sztywnym, a ostrze noża zatapiało się w ciało, piłowało kości, oddzielało skórę od mięsa. Wiele zależało od jego fantazji, bo czasami bywał prymitywny do bólu. A ludzie potrafili krzyczeć głośno i długo, więc po mistrzowsku zaczął wiązać kneble - efektywniejsze od prostego silencio, bo w fizyczny sposób realnie groźniejsze.
Sprawę Bartiusa chciałby rozwiązać podobnie - najpierw niemalże pedantyczne dokonanie pracy inicjacyjnej, by później zachłysnąć się obrazową brutalnością, przełamującą zasadę nieukazywania krwi i przemocy na scenie. Jak najbardziej cielesna groźba, rozciągnięta w czasie wywoływała dreszcze skuteczniej niż obietnica szybkiego uciszenia. Na jakie mógłby liczyć chyba wyłącznie dzięki niezwykle udanej kooperacji, chociaż wówczas Avery srodze by się zawiódł.
-Skontaktuję się z tobą - przytaknął, już nieco mechanicznie i jakby martwo. Skóra została zdarta i zostały już tylko brzydkie, gnijące płaty, na powrót ledwo oddychające i krztuszące się ciężkim powietrzem. Niemoc łapała Samaela za gardło, kiedy krztusił się papierosowym dymem, odprowadzając Percivala do drzwi rezydencji - czy ten żenujący pokaz słabości nadszarpnie szczątkowe zaufanie, budowane chwilową konwersacją?

|zt


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Prywatny salonik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach