Opuszczony sklep
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
opuszczone [bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczony sklep
Przed wojną był to sklep z bibelotami. Można było tu znaleźć zarówno haczyki dla rybaków, jak i figurki z syrenami, czy srebrną, wybrakowaną zastawę. Właścicielem był stary żeglarz, który sprzedawał pamiątki ze swych wypraw. W ostatnich latach marynarze wpływający do poru odwiedzali go, by sprzedać mu mało wartościowe skarby, które on zmieniał w "intrygujące pamiątki" o niezwykłej historii. Wojna zmusiła starego żeglarza do opuszczenia sklepu, który do dziś pozostaje pusty. Złodzieje dawno już dostali się do środka, rozbili szyby i wykradli to, co wydawało się cenniejsze. Wewnątrz panuje rozgardiasz, a wszystkie meble pokrywa gruba warstwa kurzu i brudu. Dla wielu ofiar wojny wciąż jest to od czasu do czasu bezpieczne schronienie przed zimnem i deszczem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:12, w całości zmieniany 2 razy
Ludzie Findley szukali śladów zbrodni, odpowiedzi, gdzie się podział zaginiony chłopak, albo coś co doprowadziłoby na jego ślad. Jednak zamiast tego mieli pudełko motków z proszkiem na jego dnie oraz sadzonki niezwykle rzadkiej i bardzo drogiej rośliny. Czym zajmował się zaginiony? Kim był i skąd wziął te sadzonki? Dla kogo były? Sam je wyhodował czy zamówił wszystkie? Botanik spojrzał pytająco na Veronicę marszcząc lekko brwi, ale po chwili wrócił do swoich badań. Sięgnął w stronę proszku i ujął szczyptę w dłonie, po czym spróbował część na czubek języka. Skrzywił się lekko.
-Palił jakieś tanie zielsko, pewnie wmówili mu, że oregano do zioło. Często tak robią jak chcą jakiegoś naiwniaka wrobić lub… sam sprzedawał. - Grey nie zdziwiłby się gdyby poszukiwany miał sporo za uszami i nie był tym za kogo się podawał. Podniósł głowę by potoczyć wzrokiem za spojrzeniem czarownicy. Podszedł bliżej do okna.
-Sądzi pani, że warto przeszukać kamienicę obok? - Skoro mieli już rzadkie rośliny, możliwość handlu środkiem usypiającym, z którego można było zrobić bombę gazową, to gdzieś musiało być to produkowane. Na ulicy nie działo się nic podejrzanego, ot od czasu do czasu, ktoś przystanął zawiązał sznurówki albo poprawić kołnierz płaszcza. Nic co mogłoby wzbudzić niepokój. Ale czy na pewno?
Przytłumiona głosy na schodach sprawiły, że złapał szybko sadzonki i schował je do swojej torby wraz ze swoim sprzętem. Kiedy się upewnił, że wszystko ma schowane wyciągnął swoją różdżkę aby mieć ją w gotowości.
-Pytanie brzmi jak pani potrafi szybko biegać i skakać? - Zagadnął, a na schodach usłyszeli kolejne kroki, zdawało się że są one dość ciężkie, a inne bardzo szybkie. Dość dziwne połączenie. Nim zdążyli wymienić się większa ilością zdań drzwi do wnętrza zostały otworzone, a w progu stanął ciężkawy mężczyzna z łysiną oraz spoconym czołem, trzymający wiaderko, z którego wystawały brudne ścierki. Za nim zaś znajdowała się chuda kobieta, której skóra naciągnięta była chorobliwie na kości twarzy. Aż dziw brał, że jest w stanie mrugać. W sękatych palcach trzymała szczotki, które lata świetności miały za sobą, a zmieść co najwyżej można nimi było parę pajęczyn pod sufitem ale nie podłogę.
-O, najmocniej przepraszam - odezwał się mężczyzna. - Powiedziano nam, że możemy tutaj posprzątać.
Kobieta uśmiechnęła się nerwowo i zastukała palcami w kije od szczotek. Gery zerknął na Findley gdyż sam do końca nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Dwójka, która nagle się pojawiła nie wyglądała jak typowy personel sprzątający, ale kto wie kogo zatrudnia właścicielka lokalu. Być może nie wyglądali zbyt profesjonalnie ale byli dokładni w swojej robocie.
-Palił jakieś tanie zielsko, pewnie wmówili mu, że oregano do zioło. Często tak robią jak chcą jakiegoś naiwniaka wrobić lub… sam sprzedawał. - Grey nie zdziwiłby się gdyby poszukiwany miał sporo za uszami i nie był tym za kogo się podawał. Podniósł głowę by potoczyć wzrokiem za spojrzeniem czarownicy. Podszedł bliżej do okna.
-Sądzi pani, że warto przeszukać kamienicę obok? - Skoro mieli już rzadkie rośliny, możliwość handlu środkiem usypiającym, z którego można było zrobić bombę gazową, to gdzieś musiało być to produkowane. Na ulicy nie działo się nic podejrzanego, ot od czasu do czasu, ktoś przystanął zawiązał sznurówki albo poprawić kołnierz płaszcza. Nic co mogłoby wzbudzić niepokój. Ale czy na pewno?
Przytłumiona głosy na schodach sprawiły, że złapał szybko sadzonki i schował je do swojej torby wraz ze swoim sprzętem. Kiedy się upewnił, że wszystko ma schowane wyciągnął swoją różdżkę aby mieć ją w gotowości.
-Pytanie brzmi jak pani potrafi szybko biegać i skakać? - Zagadnął, a na schodach usłyszeli kolejne kroki, zdawało się że są one dość ciężkie, a inne bardzo szybkie. Dość dziwne połączenie. Nim zdążyli wymienić się większa ilością zdań drzwi do wnętrza zostały otworzone, a w progu stanął ciężkawy mężczyzna z łysiną oraz spoconym czołem, trzymający wiaderko, z którego wystawały brudne ścierki. Za nim zaś znajdowała się chuda kobieta, której skóra naciągnięta była chorobliwie na kości twarzy. Aż dziw brał, że jest w stanie mrugać. W sękatych palcach trzymała szczotki, które lata świetności miały za sobą, a zmieść co najwyżej można nimi było parę pajęczyn pod sufitem ale nie podłogę.
-O, najmocniej przepraszam - odezwał się mężczyzna. - Powiedziano nam, że możemy tutaj posprzątać.
Kobieta uśmiechnęła się nerwowo i zastukała palcami w kije od szczotek. Gery zerknął na Findley gdyż sam do końca nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Dwójka, która nagle się pojawiła nie wyglądała jak typowy personel sprzątający, ale kto wie kogo zatrudnia właścicielka lokalu. Być może nie wyglądali zbyt profesjonalnie ale byli dokładni w swojej robocie.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Perspektywa w jakieś się znalazła, oraz okoliczności, w znajomy, nieco bardziej chaotyczny - jak kiedyś - sposób, przywoływało w niej przyjemne dreszcze. Chwytanie tropu, nawet jeśli niejasnego, ślady, które drążyły nową historię - sprawiały, że minimalnie odnajdowała się znowu w roli wiedźmiego strażnika. Szarej eminencji działań, których znaczenie ukrywało się pośród rzucanych kłamstw. To, jaka była w towarzystwie Greya, było bliższe jej prawdziwej natury, niż mogłaby przyznać. Albo, pokazać innym. Być może dlatego płynniej przychodziły jej zmiany perspektywy. Jak teraz, gdy z milczącym uznaniem obserwowała poczynania mężczyzny. Sama lubiła sprawdzać rzeczy, ale wewnętrzny opór przed ewentualnym otruciem (na wielu płaszczyznach) nie pozwalał jej smakować obcych produktów. Tym bardziej, tych niewiadomego pochodzenia. Zapewne szukałaby innego sposobu, ale - miała przy sobie specjalistę. Nie musiała testować żadnych walorów smakowych ciemnego pyłu - Właściwie, to rzeczywiście zioło, chociaż nie w kontekście, jakim by może chcieli - nie uśmiechnęła się, pozostawiając jednak wyraz czystego zainteresowania na twarzy.
Na pytanie czarodzieja, niemal intuicyjnie przeniosła wzrok na rzeczoną kamienicę - nie szkodziłoby na początek dowiedzieć się, czy przypadkiem nie ma tam wolnego, niezamieszkałego pomieszczenia - magia potrafiła czynić cuda, by ukryć pewne kwestie przez cudzą obserwacją. A fakty, jakie do tej pory odkryli wyraźnie podkreślały, że zaginiony, nie był tak spokojny i niewinny, jak opis, jaki początkowo otrzymała. Ale i te myśli na moment zeszły na dalszy plan, gdy uwagę pociągnęły kroki zbliżających się nieznajomych. Zerknęła na mężczyznę obok. Iskra ulotnego rozbawienia zatliła się w zielonych źrenicach - latanie się liczy? - zażartowała na cichym wydechu. Powinna była być spięta, ale chociaż czujne spojrzenie śledziło odgłosy, była spokojna, a na języku już kiełkowały potencjalne inkantacje, które miałyby powstrzymać ewentualny atak.
Dwie sylwetki, które pojawiły się niezapowiedzianie w progu, nie należały do kadry pracowniczej, którą przedstawiła jej właścicielka. Pozory mogły mylić, a jakże, ale nie oceniała po wyglądzie. To nerwowy ton odpowiedzi i zaskoczenie na ich widok, rzucały jej wyzwanie w rozpoznaniu kłamstw, jakimi sama czasem się posługiwała. Zamiast jednak podejrzliwości, jaką drgała pod skórą, nie był winna się z nią odsłaniać. Na twarz rozlała znamiona irytacji - To źle wam powiedziano - w głosie zbrakło jakichkolwiek znaków zawahania, gdy rzuciła gładkie kłamstwo. Nawet, jeśli oni mówili prawdę - proszę nam teraz nie przeszkadzać w śledztwie i zaczekać na dole oraz wezwać właścicielkę - dodała nakazującym tonem, nagląco - chyba nie chcecie przeszkadzać służbom ministerialnym w pracy? - nie konkretyzowała, o jakie dokładnie służby mogło chodzić, ale wystarczyło, by dla potencjalnych kłopotów rozbudzić wyobraźnię. A zwykłych pracowników nieco wystraszyć, odsuwając tymczasowo z miejsca "zbrodni". Kto widział, żeby sprzątać miejsce, które było pełne śladów?
Gniewna niepewność, jaka zawitała na twarzy dwójki "sprzątaczy" podpowiadała raczej, że nie mieli do czynienia ze zwykłymi pracownikami. Tym większy nacisk kładła na własną pewność siebie. Być może nie przerażała swoim widokiem, ale potrafiła wywrzeć odpowiednią presję na otoczeniu - Mamy wam pomóc wyjść? - kontynuowała, bez skrupułów wskazując różdżką na pierś osiłka, krótko zerkając na swego towarzysza.
Na pytanie czarodzieja, niemal intuicyjnie przeniosła wzrok na rzeczoną kamienicę - nie szkodziłoby na początek dowiedzieć się, czy przypadkiem nie ma tam wolnego, niezamieszkałego pomieszczenia - magia potrafiła czynić cuda, by ukryć pewne kwestie przez cudzą obserwacją. A fakty, jakie do tej pory odkryli wyraźnie podkreślały, że zaginiony, nie był tak spokojny i niewinny, jak opis, jaki początkowo otrzymała. Ale i te myśli na moment zeszły na dalszy plan, gdy uwagę pociągnęły kroki zbliżających się nieznajomych. Zerknęła na mężczyznę obok. Iskra ulotnego rozbawienia zatliła się w zielonych źrenicach - latanie się liczy? - zażartowała na cichym wydechu. Powinna była być spięta, ale chociaż czujne spojrzenie śledziło odgłosy, była spokojna, a na języku już kiełkowały potencjalne inkantacje, które miałyby powstrzymać ewentualny atak.
Dwie sylwetki, które pojawiły się niezapowiedzianie w progu, nie należały do kadry pracowniczej, którą przedstawiła jej właścicielka. Pozory mogły mylić, a jakże, ale nie oceniała po wyglądzie. To nerwowy ton odpowiedzi i zaskoczenie na ich widok, rzucały jej wyzwanie w rozpoznaniu kłamstw, jakimi sama czasem się posługiwała. Zamiast jednak podejrzliwości, jaką drgała pod skórą, nie był winna się z nią odsłaniać. Na twarz rozlała znamiona irytacji - To źle wam powiedziano - w głosie zbrakło jakichkolwiek znaków zawahania, gdy rzuciła gładkie kłamstwo. Nawet, jeśli oni mówili prawdę - proszę nam teraz nie przeszkadzać w śledztwie i zaczekać na dole oraz wezwać właścicielkę - dodała nakazującym tonem, nagląco - chyba nie chcecie przeszkadzać służbom ministerialnym w pracy? - nie konkretyzowała, o jakie dokładnie służby mogło chodzić, ale wystarczyło, by dla potencjalnych kłopotów rozbudzić wyobraźnię. A zwykłych pracowników nieco wystraszyć, odsuwając tymczasowo z miejsca "zbrodni". Kto widział, żeby sprzątać miejsce, które było pełne śladów?
Gniewna niepewność, jaka zawitała na twarzy dwójki "sprzątaczy" podpowiadała raczej, że nie mieli do czynienia ze zwykłymi pracownikami. Tym większy nacisk kładła na własną pewność siebie. Być może nie przerażała swoim widokiem, ale potrafiła wywrzeć odpowiednią presję na otoczeniu - Mamy wam pomóc wyjść? - kontynuowała, bez skrupułów wskazując różdżką na pierś osiłka, krótko zerkając na swego towarzysza.
As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Reakcja Findley jasno dała mu do zrozumienia, że nie byli to ludzie, których zatrudniała właścicielka. Nim nastąpiła krótka wymiana zdań niespodziewanka dwójka sprzątaczy sięgnęła po swoje różdżki, a z ust łysiejącego mężczyzny wyleciały słowa zaklęcia - Expelliarmus. Herbert uchylił się szybko i rzucił w stronę okna. Czas ucieczki właśnie nadszedł i chociaż mógł walczyć to jednak chciał wynieść sadzonki, które okazały się jednak cenne, na tyle aby wysłać po nie ludzi.
Herbert poczekał aż kobieta do niego dołączy i wyskoczył na mały balkon, a następnie odnalazł szybko schody pożarowe, którymi zaczął biec w dół słysząc za sobą jak zaklęcia odbijają się od ścian oraz metalowych elementów. Parę razy musiał uchylić głowę aby uniknąć oberwania Drętwotą. Nie tego się spodziewał po zwykłej konsultacji w sprawie śledztwa. Przeskoczył parę kolejnych schodków i już byli na ulicy, którą pędzili przed siebie aby zgubić napastników.
Ktokolwiek chciał posiadać te rośliny był gotów się narażać i atakować innych. Herbert zatrzymał się przy ścianie i przylgnął do niej plecami co jakiś czas się wychylając aby sprawdzić czy nie są nadal ściagni. Zajrzał do wnętrza torby upewniając się, że posiada wszystkie sadzonki. Czekały go długie dni i wieczory z tymi roślinami, koniecznie musiał poznać ich właściwości. Musiało być w nich coś więcej niż tylko to co wiedział. Musiały posiadać inne właściwości, o których nie miał pojęcia, ale właśnie teraz bardzo chciał się dowiedzieć.
Kiedy wraz z Findley upewnili się, że są bezpieczni ruszyli w dół ulicy spokojniejszym krokiem.
-Zbadam te rośliny pod każdym możliwym kątem. - Poinformował wyciągając jedną z nich ostrożnie z wnętrza torby. -Zapewne jest w nich coś o czym jeszcze nie wiem, a za co warto wysyłać ludzi do ich zgarnięcia. Chyba, że są warte majątek na czarnym rynku…
Spojrzał na czarownicę szukając odpowiedzi na swoje teorie. Nie zmieniało to faktu, że miał zamiar skupić przez jakiś czas swoją uwagę właśnie na tych roślinach.
|zt x2
Herbert poczekał aż kobieta do niego dołączy i wyskoczył na mały balkon, a następnie odnalazł szybko schody pożarowe, którymi zaczął biec w dół słysząc za sobą jak zaklęcia odbijają się od ścian oraz metalowych elementów. Parę razy musiał uchylić głowę aby uniknąć oberwania Drętwotą. Nie tego się spodziewał po zwykłej konsultacji w sprawie śledztwa. Przeskoczył parę kolejnych schodków i już byli na ulicy, którą pędzili przed siebie aby zgubić napastników.
Ktokolwiek chciał posiadać te rośliny był gotów się narażać i atakować innych. Herbert zatrzymał się przy ścianie i przylgnął do niej plecami co jakiś czas się wychylając aby sprawdzić czy nie są nadal ściagni. Zajrzał do wnętrza torby upewniając się, że posiada wszystkie sadzonki. Czekały go długie dni i wieczory z tymi roślinami, koniecznie musiał poznać ich właściwości. Musiało być w nich coś więcej niż tylko to co wiedział. Musiały posiadać inne właściwości, o których nie miał pojęcia, ale właśnie teraz bardzo chciał się dowiedzieć.
Kiedy wraz z Findley upewnili się, że są bezpieczni ruszyli w dół ulicy spokojniejszym krokiem.
-Zbadam te rośliny pod każdym możliwym kątem. - Poinformował wyciągając jedną z nich ostrożnie z wnętrza torby. -Zapewne jest w nich coś o czym jeszcze nie wiem, a za co warto wysyłać ludzi do ich zgarnięcia. Chyba, że są warte majątek na czarnym rynku…
Spojrzał na czarownicę szukając odpowiedzi na swoje teorie. Nie zmieniało to faktu, że miał zamiar skupić przez jakiś czas swoją uwagę właśnie na tych roślinach.
|zt x2
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Opuszczony sklep
Szybka odpowiedź