Las
AutorWiadomość
Las
Największą i główną część przytułku stanowi gęsty lat, będący azylem dla wszystkich podopiecznych. Gatunki uchodzące za te spokojne i niekonfliktowe mogą się swobodnie po nim poruszać, aż do granic wyznaczanych przez nieprzekraczalną barierę.
W lesie znajdują się różnorodne gatunki roślin, odczuwalne są też również różne stopnie temperatury, a na części obszaru śnieg pokrywa ziemię i drzewa. Ma to na celu pomóc stworzeniom odpowiednio oswoić się z nowym miejscem, poprzez dostrzeżenie lub odczucie podobieństw między nim a ich naturalnym środowiskiem.
Osoby bez zgody lub towarzystwa osoby pracującej w przytułku nie mają zezwolenia na poruszanie się po tym obszarze.
W lesie znajdują się różnorodne gatunki roślin, odczuwalne są też również różne stopnie temperatury, a na części obszaru śnieg pokrywa ziemię i drzewa. Ma to na celu pomóc stworzeniom odpowiednio oswoić się z nowym miejscem, poprzez dostrzeżenie lub odczucie podobieństw między nim a ich naturalnym środowiskiem.
Osoby bez zgody lub towarzystwa osoby pracującej w przytułku nie mają zezwolenia na poruszanie się po tym obszarze.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:47, w całości zmieniany 2 razy
- Tylko uważaj na wystające korzenie. Wieczorami bywają szczególnie niezauważalne - powiedziała odwracając się do niego, by już po chwili ponownie przenieść wzrok na drogę przed nią. Sama również musiała się przecież do swojej rady i chociaż znała ten las o wiele lepiej niż Sprout, to i tak nie sposób było zapamiętać wszystkie zasadzki, które drzewa zastawiały na nieostrożnych.
W środku czuła ogromną radość przeplataną ze strachem, zależało jej na tym, aby móc w jak najlepszy sposób odwdzięczyć się mężczyźnie za ostatnią wizytę. Nie chciała pozostawać mu dłużna, dzięki czemu mieli szansę ponownie się spotkać. Wymyślenie wszystkiego zajęło jej trochę czasu, bo i nie łatwo było wpaść na coś, co może być równe hipogryfowi-albinosowi. Przy okazji chciała też pokazać mu coś z czym z pewnością nie spotkał się w Hogwarcie. Wszystkie te oczekiwania sprawiały, iż ogromnym wyzwaniem było zaplanowanie dzisiejszego dnia. Ostatecznie jednak udało się wymyślić coś, co w jej mniemaniu, było odpowiednie na to spotkanie. To jednak niosło ze sobą nieco przygotowań, chociaż i one były w tym wszystkim najłatwiejsze. Trudności znajdowały się w samej istocie pomysłu i tak naprawdę do samego końca Grace nie może być pewna czy wszystko się uda. Pozostawało jej tylko mieć ogromną nadzieję.
Przez to też od samego rana chodziła jak na szpilkach i pomimo tłumaczeniu sobie, iż nic złego się nie stanie jeśli jej plan zawiedzie. Łatwiej jest jednak mówić, o wiele trudniej wcielić to w życie i przestać się denerwować. Naturalnie nie udało jej się to aż do obecnej chwili, na szczęście praca co jakiś czas odciągała jej uwagę.
- Już niedaleko... Mam nadzieję, że się zbytnio nie zmęczyłeś, bo w końcu czeka nas jeszcze droga powrotna... - powiedziała, ponownie odwracając się do niego. Posłała mu lekko zadziorny uśmiech, by potem ponownie odwrócić się przed siebie. Rzeczywiście cel podróży był coraz bliżej - nie miała problemu ze zlokalizowaniem celu podróży, znała ten las jak własną kieszeń i nie miała problemu z poruszaniem się po nim. Znajome drzewa były dla niej znakiem, iż powinni zwolnić, ich krok zaś powinien być bardziej ostrożny. Naturalnie wcieliła to w życie, jednocześnie dając znać towarzyszowi by robił podobnie.
Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Aspen pojawił się o wyznaczonym czasie, a gdy Grace wspomniała o wycieczce do lasu, nie buntował się. Nie miałaby pretensji gdyby okazało się, iż ten nie jest zainteresowany podobnymi eskapadami, jednak z pewnością byłaby zawiedziona. Nie miała jednak ku temu powodów, zapowiadał się fantastyczny wieczór pod gołym niebem pełnym gwiazd i ogromną pełną tarczą księżyca, której srebrzysty blask przebijał się przez drzewa.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
-Bardziej boję się, że zawadzę w jakąś gałąź głową. -Zaśmiał się na swoje słowa pochylając lekko głowę. Niektóre drzewa puszczały swoje gałęzie dość nisko i o ile Grace miała do nich jeszcze dość spory kawałek, to Aspen wręcz o nie zahaczał.
Szczerze Grace zaintrygowała go swoją propozycją, a jej tajemniczość jedynie wzmagała jego ciekawość. Czuł się niemal jak dziecko czekające na swój upragniony prezent świąteczny. Oby tylko nie były to skarpetki...
-Moja droga aby być gliną jakąś formę muszę mieć. Zwykły spacerek po lesie nie może być dla mnie męczący. -Brzmiało to pyszałkowato, ale niby prawdą było. Choć faktycznie szli już dłuższy czas, a wystające korzenie drzew nie pomagały w chodzeniu. Jakby jednak nie patrzeć zawsze dbał on o swoją formę. Dużo ćwiczył i nawet po przebytej chorobie z niemałym trudem co prawda, ale ponownie wrócił do swojego poprzedniego wyglądu i kondycji.
Widząc jej uśmiech westchnął jedynie cierpiętniczo i zrównał się ze swoją towarzyszką maszerując teraz u jej boku.
-Przyznasz się gdzie chcesz mnie wywlec i komu dać na pożarcie, czy będę do swych ostatnich chwil życia zmuszony pozostać w niewiedzy? - Zapytał kierując na nią swój zaciekawiony wzrok. Myślał dużo o niej i ich ostatnim spotkaniu i naprawdę miał ochotę spotkać się z nią jeszcze raz, a może nawet więcej niż raz? Nie był jednak przekonany co do pójścia w nocy, do lasu, z osobą która nie chce mu nic powiedzieć o celu podróży, a przy ostatnim spotkaniu rozmawiał z nią o trupach w paczkach... mama kazałaby pewnie mu uciekać.
Może powinien tak zrobić? Jeszcze nie było za późno. Choć jakby nie patrzeć w takim towarzystwie może być nawet i rzucony jakiejś bestii na pożarcie, jakkolwiek masochistycznie by to nie brzmiało.
Grace od początku wydawała mu się z jakiegoś powodu spięta. Martwiła się czymś? Denerwowała? A może to było podekscytowanie? Znał ją za krótko by stwierdzić, ale był dzięki temu coraz bardziej ciekawy co ona dokładnie kombinuje...
Szczerze Grace zaintrygowała go swoją propozycją, a jej tajemniczość jedynie wzmagała jego ciekawość. Czuł się niemal jak dziecko czekające na swój upragniony prezent świąteczny. Oby tylko nie były to skarpetki...
-Moja droga aby być gliną jakąś formę muszę mieć. Zwykły spacerek po lesie nie może być dla mnie męczący. -Brzmiało to pyszałkowato, ale niby prawdą było. Choć faktycznie szli już dłuższy czas, a wystające korzenie drzew nie pomagały w chodzeniu. Jakby jednak nie patrzeć zawsze dbał on o swoją formę. Dużo ćwiczył i nawet po przebytej chorobie z niemałym trudem co prawda, ale ponownie wrócił do swojego poprzedniego wyglądu i kondycji.
Widząc jej uśmiech westchnął jedynie cierpiętniczo i zrównał się ze swoją towarzyszką maszerując teraz u jej boku.
-Przyznasz się gdzie chcesz mnie wywlec i komu dać na pożarcie, czy będę do swych ostatnich chwil życia zmuszony pozostać w niewiedzy? - Zapytał kierując na nią swój zaciekawiony wzrok. Myślał dużo o niej i ich ostatnim spotkaniu i naprawdę miał ochotę spotkać się z nią jeszcze raz, a może nawet więcej niż raz? Nie był jednak przekonany co do pójścia w nocy, do lasu, z osobą która nie chce mu nic powiedzieć o celu podróży, a przy ostatnim spotkaniu rozmawiał z nią o trupach w paczkach... mama kazałaby pewnie mu uciekać.
Może powinien tak zrobić? Jeszcze nie było za późno. Choć jakby nie patrzeć w takim towarzystwie może być nawet i rzucony jakiejś bestii na pożarcie, jakkolwiek masochistycznie by to nie brzmiało.
Grace od początku wydawała mu się z jakiegoś powodu spięta. Martwiła się czymś? Denerwowała? A może to było podekscytowanie? Znał ją za krótko by stwierdzić, ale był dzięki temu coraz bardziej ciekawy co ona dokładnie kombinuje...
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tak. Zdecydowanie byli już bardzo blisko celu. Świadomość ta znacznie wzmocniła jej podekscytowanie, ale i poddenerwowanie. Wszystko było bardzo niepewne do samego końca, wierzyła jednak iż szczęście będzie im sprzyjać. Wręcz miała przeczucie, że się uda. Musiało się udać.
Zachichotała cicho na jego słowa. Zatrzymała się i stanęła przodem do niego. Na jej twarzy widniał uśmiech, jednak nie był on jednym z tych, który posyłała w zwyczajnych sytuacjach. Miał on w sobie coś tajemniczego, ale równocześnie coś wręcz niewypowiedzianego.
- Nie ufasz mi? - spytała, patrząc mu prosto w oczy. Przechyliła głowę lekko w bok, obserwując jego reakcję. Nie zwykła się tak zachowywać przy ludziach, co później z pewnością będzie wspominać i analizować całe zajście. Może nie było w tym nic wielkiego, lecz zdecydowanie dla niej było to niezwykłe. Mimowolnie przypomniała sobie jaka była kiedyś - bardziej zamknięta na ludzi. Nie odpychała ich, ale też nie zabiegała o ich uwagę, czasami zdarzało się iż nie podtrzymywała rozmowy, zajęta zwierzętami i innymi sprawami. Zmieniła się od tamtego czasu - wyjazd ją zmienił, kilka lat pracy i walki o swoje. Zmieniła ją śmierć dziadków, siostra i w jakimś stopniu także i Raiden. Każdy docierający do niej bodziec, wydarzenie i spotkanie oddziaływało na nią, kształtując taką Grace, jaka właśnie stała przed Sproutem. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, iż nawet po tych kilku latach wciąż sama siebie zaskakiwała. Jak to mówią, nawet siebie nie jest się w stanie poznać w stu procentach.
Grace odwróciła się, ruszając dalej i prowadząc go przed siebie. Wyraźnie zwolniła w miejscu, w którym ilość drzew zaczynała się zmniejszać. Zbliżali się do polany, która od początku była jej celem. Złapała Aspena delikatnie za ramię, prowadząc go krok w krok za nią. Zatrzymała się w miejscu, gdzie rosły dość silne krzewy, a cień drzew skrywał ich wciąż w ciemnościach. Ukucnęła za nimi, dając mu znak by zrobił to samo.
- Nie ruszaj się i nic nie mów - szepnęła do niego cicho, czekając w napięciu na to, co niedługo się pojawi. W pewnym momencie wręcz wciągnęła powietrze, obserwując polanę. Wtem nagle dostrzegła ruch gdzieś w oddali, który mimowolnie wywołał na jej twarzy pogodny uśmiech. Jeszcze chwila i wszystko się uda!
Zachichotała cicho na jego słowa. Zatrzymała się i stanęła przodem do niego. Na jej twarzy widniał uśmiech, jednak nie był on jednym z tych, który posyłała w zwyczajnych sytuacjach. Miał on w sobie coś tajemniczego, ale równocześnie coś wręcz niewypowiedzianego.
- Nie ufasz mi? - spytała, patrząc mu prosto w oczy. Przechyliła głowę lekko w bok, obserwując jego reakcję. Nie zwykła się tak zachowywać przy ludziach, co później z pewnością będzie wspominać i analizować całe zajście. Może nie było w tym nic wielkiego, lecz zdecydowanie dla niej było to niezwykłe. Mimowolnie przypomniała sobie jaka była kiedyś - bardziej zamknięta na ludzi. Nie odpychała ich, ale też nie zabiegała o ich uwagę, czasami zdarzało się iż nie podtrzymywała rozmowy, zajęta zwierzętami i innymi sprawami. Zmieniła się od tamtego czasu - wyjazd ją zmienił, kilka lat pracy i walki o swoje. Zmieniła ją śmierć dziadków, siostra i w jakimś stopniu także i Raiden. Każdy docierający do niej bodziec, wydarzenie i spotkanie oddziaływało na nią, kształtując taką Grace, jaka właśnie stała przed Sproutem. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, iż nawet po tych kilku latach wciąż sama siebie zaskakiwała. Jak to mówią, nawet siebie nie jest się w stanie poznać w stu procentach.
Grace odwróciła się, ruszając dalej i prowadząc go przed siebie. Wyraźnie zwolniła w miejscu, w którym ilość drzew zaczynała się zmniejszać. Zbliżali się do polany, która od początku była jej celem. Złapała Aspena delikatnie za ramię, prowadząc go krok w krok za nią. Zatrzymała się w miejscu, gdzie rosły dość silne krzewy, a cień drzew skrywał ich wciąż w ciemnościach. Ukucnęła za nimi, dając mu znak by zrobił to samo.
- Nie ruszaj się i nic nie mów - szepnęła do niego cicho, czekając w napięciu na to, co niedługo się pojawi. W pewnym momencie wręcz wciągnęła powietrze, obserwując polanę. Wtem nagle dostrzegła ruch gdzieś w oddali, który mimowolnie wywołał na jej twarzy pogodny uśmiech. Jeszcze chwila i wszystko się uda!
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zdecydowanie rozbawienie kobiety mu się udzielało, choć cały czas nie miał zielonego pojęcia czym było ono wywołane. Zatrzymał się razem z Grace spoglądając na nią z lekkim zdziwieniem. Tego pytania się nie spodziewał i choć brzmiało ono niezwykle lekko, może mało znacząco, to miał wrażenie jakby odpowiadając na to pytanie brał na siebie pewnego rodzaju odpowiedzialność za swe słowa. Może nie w odniesieniu do tej chwili, ale może później, kiedyś...
-Ufam.- Bo dlaczego niby miał nie? Nie znał Grace dobrze, ale jeśli Raiden jej zaufał, a i jego samego nic przed tym nie powstrzymuje to czemu nie? Najwyżej później się na tej decyzji przejedzie, bo i tak bywa. Teraz jednak mało się tym przejmował.
Zawsze był osobą otwartą, może faktycznie zbyt ufną? Gdyby nie bliskie mu osoby pewnie nie raz z własnej głupoty wpakowałby przez kogoś w jakieś kłopoty. Zawsze go było wszędzie, a buzia mu się nigdy nie zamykała. Tak mu zresztą zostało i po dziś dzień. Nie tylko jednak Grace się zmieniła. Z pozoru może faktycznie cały czas był taki sam jak dawniej, ale jego najbliżsi zauważali znaczące różnice. Zdobywane doświadczenie, upływające lata i przede wszystkim świadomość wiszącej nad nim śmierci rzeczywiście go zmieniły. Czy na lepsze? jeszcze nie był pewien.
Najwidoczniej ta odpowiedz ją usatysfakcjonowała gdyż ta ponownie ruszyła do przodu, a on oczywiście tuż za nią. Drzewa widocznie się przerzedzały, a on już nie musiał co pół minuty pochylać głowy byleby w coś nie uderzyć. Dał się złapać Grace za ramię przestając obserwować polanę, do której nieubłaganie się zbliżali, a wbijając wzrok w tył głowy Grace zastanawiając się co się w niej dokładnie kryje.
A szczególnie w momencie, w którym ukryli się za krzakami. Naprawdę było to zastanawiające...
Słysząc jej "rozkaz" miał ochotę zaprzeczyć albo co najmniej zasypać ją milionem dręczących go pytań, ale ostatecznie ugryzł się w język i postanowił posłuchać się Grace. Cały czas zamiast patrzeć na polane spoglądał na nią i dopiero gdy złapała oddech widocznie czymś poruszona przeniósł zaciekawiony wzrok na polane. Zmarszczył brwi słysząc i widząc ruch naprzeciw nich. Wytężył wzrok próbując dostrzec co takiego tak bardzo Grace chciała mu pokazać.
-Ufam.- Bo dlaczego niby miał nie? Nie znał Grace dobrze, ale jeśli Raiden jej zaufał, a i jego samego nic przed tym nie powstrzymuje to czemu nie? Najwyżej później się na tej decyzji przejedzie, bo i tak bywa. Teraz jednak mało się tym przejmował.
Zawsze był osobą otwartą, może faktycznie zbyt ufną? Gdyby nie bliskie mu osoby pewnie nie raz z własnej głupoty wpakowałby przez kogoś w jakieś kłopoty. Zawsze go było wszędzie, a buzia mu się nigdy nie zamykała. Tak mu zresztą zostało i po dziś dzień. Nie tylko jednak Grace się zmieniła. Z pozoru może faktycznie cały czas był taki sam jak dawniej, ale jego najbliżsi zauważali znaczące różnice. Zdobywane doświadczenie, upływające lata i przede wszystkim świadomość wiszącej nad nim śmierci rzeczywiście go zmieniły. Czy na lepsze? jeszcze nie był pewien.
Najwidoczniej ta odpowiedz ją usatysfakcjonowała gdyż ta ponownie ruszyła do przodu, a on oczywiście tuż za nią. Drzewa widocznie się przerzedzały, a on już nie musiał co pół minuty pochylać głowy byleby w coś nie uderzyć. Dał się złapać Grace za ramię przestając obserwować polanę, do której nieubłaganie się zbliżali, a wbijając wzrok w tył głowy Grace zastanawiając się co się w niej dokładnie kryje.
A szczególnie w momencie, w którym ukryli się za krzakami. Naprawdę było to zastanawiające...
Słysząc jej "rozkaz" miał ochotę zaprzeczyć albo co najmniej zasypać ją milionem dręczących go pytań, ale ostatecznie ugryzł się w język i postanowił posłuchać się Grace. Cały czas zamiast patrzeć na polane spoglądał na nią i dopiero gdy złapała oddech widocznie czymś poruszona przeniósł zaciekawiony wzrok na polane. Zmarszczył brwi słysząc i widząc ruch naprzeciw nich. Wytężył wzrok próbując dostrzec co takiego tak bardzo Grace chciała mu pokazać.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trwała, oczekując kolejnych minut, sekund... Ciche, nieśmiałe dźwięki dobiegające z dalszej części polany były dość zachęcające, dawały jej wiarę na powodzenie się planu. Sekundy upływały w oczekiwaniu, ona zaś pomimo wszystko zaczynała się niecierpliwić. Dusiła jednak to uczucie, tłumacząc je w dość logiczny sposób. Zresztą to z pewnością było też powodem, dlaczego stworzenie tak długo zbierało się z ukazaniem się. W końcu jednak po pewnym czasie z krzewów zaczynało wychodzić średnich rozmiarów zwierzątko. Jego kroki były dość ostrożne, stąd z początku trudno było dokładnie dostrzec jego wygląd w pełnej krasie. To zresztą było cechą gatunkową - wszyscy jego przedstawiciele byli dość nieśmiali, nieufni.
Trudno było z początku dobrze dostrzec stworzenie - Grace widziała je już niejednokrotnie, ale zależało jej na tym aby Aspen wszystko zobaczył. Dlatego też dopiero po nieco dłuższym czasie stworzenie podeszło bliżej nich, nieświadome ich obecności. Teraz wyraźniej mógł dostrzec gładkie blado-szare ciało, wyłupiaste oczy na czubku głowy oraz cztery wrzecionowe nogi o wielkich płaskich stopach.
-Mam nadzieję, że nigdy nie miałeś okazji oglądać tańca Lunaballi - szepnęła cicho, wciąż patrząc na zwierzę, za którym wyraźnie pojawiało się kilka innych, równie nieśmiałych. Pojawienie się na polanie zajęło im trochę czasu, jednak warto było czekać - gdy zebrała się ich malutka grupka, co niektóre osobniki zaczynały wykonywać skomplikowane ruchy tylnymi nogami, co właśnie było ich tańcem. Samej Wilkes zawsze się to podobało, dlatego lubiła pojawiać się w tym miejscu, by podziwiać zachowania stworzeń. Nie zawsze się pokazywały, zdarzały się zmieniać miejsce swoich domniemanych zalotów.
- Wiem, że może się to dla ciebie nie wydawać być ciekawe, ale chciałam to pokazać. Nie zawsze ma się okazje widzieć podobne rzeczy... - mówiła szeptem, patrząc na niego. Już wcześniej przyglądała się jego twarzy, obserwując reakcję. Naprawdę zależało jej na tym, by chociaż trochę go to zaciekawiło. Dlatego też wciąż była nieco zestresowana, co zresztą przejawiało się w lekko nerwowym pocieraniu przez nią dłoni.
Trudno było z początku dobrze dostrzec stworzenie - Grace widziała je już niejednokrotnie, ale zależało jej na tym aby Aspen wszystko zobaczył. Dlatego też dopiero po nieco dłuższym czasie stworzenie podeszło bliżej nich, nieświadome ich obecności. Teraz wyraźniej mógł dostrzec gładkie blado-szare ciało, wyłupiaste oczy na czubku głowy oraz cztery wrzecionowe nogi o wielkich płaskich stopach.
-Mam nadzieję, że nigdy nie miałeś okazji oglądać tańca Lunaballi - szepnęła cicho, wciąż patrząc na zwierzę, za którym wyraźnie pojawiało się kilka innych, równie nieśmiałych. Pojawienie się na polanie zajęło im trochę czasu, jednak warto było czekać - gdy zebrała się ich malutka grupka, co niektóre osobniki zaczynały wykonywać skomplikowane ruchy tylnymi nogami, co właśnie było ich tańcem. Samej Wilkes zawsze się to podobało, dlatego lubiła pojawiać się w tym miejscu, by podziwiać zachowania stworzeń. Nie zawsze się pokazywały, zdarzały się zmieniać miejsce swoich domniemanych zalotów.
- Wiem, że może się to dla ciebie nie wydawać być ciekawe, ale chciałam to pokazać. Nie zawsze ma się okazje widzieć podobne rzeczy... - mówiła szeptem, patrząc na niego. Już wcześniej przyglądała się jego twarzy, obserwując reakcję. Naprawdę zależało jej na tym, by chociaż trochę go to zaciekawiło. Dlatego też wciąż była nieco zestresowana, co zresztą przejawiało się w lekko nerwowym pocieraniu przez nią dłoni.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Czas oczekiwania niezwykle się dłużył. Był cierpliwy, ale Grace wywołała w nim taką ciekawość, że nie potrafił w spokoju usiedzieć na miejscu. Długo jednak nie musieli czekać.
Otworzył lekko usta nie wierząc początkowo temu co widzi. Rzeczywiście dziś była pełnia, ale w życiu nie pomyślałby, że może chodzić właśnie o Lunaballe. Nie miał nawet pojęcie, że żyją one w tym lesie. Początkowo niepewnie wchodziły na polane czujnie rozglądając się po okolicy. Miał tylko nadzieję, że ich w żaden sposób nie spłoszą. Momentalnie wtedy uciekłyby ponownie w gąszcz lasu ukrywając się w nim i odbierając im możliwość oglądania ich tańca. Miały cztery nogi, a i tak robiły to sto razy lepiej od niego. Może właśnie dlatego, że miały cztery nogi?
Długo mu zeszło zanim w końcu się przemógł i oderwał wzrok ze stworzeń przenosząc go na Grace, której twarz była bardzo dobrze widoczna w ciemności przez rzucane światło księżyca.
-Nie ciekawe? To jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek widziałem. - Powiedział również szeptem i uśmiechnął się szeroko zerkając to na stworzenia to na Grace. Nie kłamał. Taniec tych stworzeń był unikatowy. Tak samo rzadki co i albinos hipogryf, więc Grace śmiało mogła stwierdzić, że niespodzianka się jej udała. Do tej pory nie miał okazji widzieć tych stworzeń wcale, a zobaczenie ich tańca... to więcej niż mógłby prosić.
-Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłaś. -Powtórzył jej słowa z ostatniego ich spotkania patrząc z wdzięcznością na kobietę. Ma bardzo ładne oczy. Ciemnobrązowe, roziskrzone, a kiedy się uśmiechała przybierały kształt półksiężyców....
Zanim zdążył to nawet zauważyć całą jego uwagę nie pochłonęły Lunaballe, a właśnie Grace. Jak to łatwo jest człowieka rozproszyć, a Grace robiła to zaskakująco skutecznie.
Otworzył lekko usta nie wierząc początkowo temu co widzi. Rzeczywiście dziś była pełnia, ale w życiu nie pomyślałby, że może chodzić właśnie o Lunaballe. Nie miał nawet pojęcie, że żyją one w tym lesie. Początkowo niepewnie wchodziły na polane czujnie rozglądając się po okolicy. Miał tylko nadzieję, że ich w żaden sposób nie spłoszą. Momentalnie wtedy uciekłyby ponownie w gąszcz lasu ukrywając się w nim i odbierając im możliwość oglądania ich tańca. Miały cztery nogi, a i tak robiły to sto razy lepiej od niego. Może właśnie dlatego, że miały cztery nogi?
Długo mu zeszło zanim w końcu się przemógł i oderwał wzrok ze stworzeń przenosząc go na Grace, której twarz była bardzo dobrze widoczna w ciemności przez rzucane światło księżyca.
-Nie ciekawe? To jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek widziałem. - Powiedział również szeptem i uśmiechnął się szeroko zerkając to na stworzenia to na Grace. Nie kłamał. Taniec tych stworzeń był unikatowy. Tak samo rzadki co i albinos hipogryf, więc Grace śmiało mogła stwierdzić, że niespodzianka się jej udała. Do tej pory nie miał okazji widzieć tych stworzeń wcale, a zobaczenie ich tańca... to więcej niż mógłby prosić.
-Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłaś. -Powtórzył jej słowa z ostatniego ich spotkania patrząc z wdzięcznością na kobietę. Ma bardzo ładne oczy. Ciemnobrązowe, roziskrzone, a kiedy się uśmiechała przybierały kształt półksiężyców....
Zanim zdążył to nawet zauważyć całą jego uwagę nie pochłonęły Lunaballe, a właśnie Grace. Jak to łatwo jest człowieka rozproszyć, a Grace robiła to zaskakująco skutecznie.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
A jednak, udało jej się. Jego słowa i uczucie jej małego zwycięstwa zaczęły nad nią górować, czyniąc ten dzień jednym z tych, które zapamięta na bardzo długo. Może nawet i na zawsze? Na jej ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, a twarz odzwierciedlała ogromną radość, przepełniającą ją całą. Nie musiała nic odpowiadać, z pewnością wszystko dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Nie potrafiła czytać skrywanych emocji z ludzkich twarzy, sama często poddając się emocjom, ukazywała wszystkie swoje uczucia. Przez to czasami wydawała się być jak małe dziecko, cieszące się z każdej pierdółki. Ale chyba taka właśnie była - potrafiła cieszyć się z małych rzeczy, drobnych gestów, niby nieznacznych słów... Tak jak jej babcia kiedyś.
- Proszę - odpowiedziała w końcu szeptem. - I zapraszam ponownie.
Nie patrzyła się na Lunaballe, jak na razie była zbyt skupiona na twarzy towarzysza. Na emocjach pojawiających się na niej, na jego oczach i uśmiechu. W końcu jednak zmuszona była odciągnąć od tego wszystkiego wzrok, z powrotem patrząc na zwierzęta. Czuła, iż patrzyła się na Aspena zbyt długo, nie chciała go w żaden sposób przestraszyć lub sprawić, że poczuje się skrępowany. Dlatego też przez najbliższe minuty wpatrywała się w niesamowity taniec stworzeń z uśmiechem wciąż tkwiącym na jej ustach. Po chwili jednak ponownie przeniosła spojrzenie na Sprouta.
- Powiedz kiedy już Ci wystarczy, bo mam jeszcze w zanadrzu ciepłe kakao - szepnęła do niego.
- Proszę - odpowiedziała w końcu szeptem. - I zapraszam ponownie.
Nie patrzyła się na Lunaballe, jak na razie była zbyt skupiona na twarzy towarzysza. Na emocjach pojawiających się na niej, na jego oczach i uśmiechu. W końcu jednak zmuszona była odciągnąć od tego wszystkiego wzrok, z powrotem patrząc na zwierzęta. Czuła, iż patrzyła się na Aspena zbyt długo, nie chciała go w żaden sposób przestraszyć lub sprawić, że poczuje się skrępowany. Dlatego też przez najbliższe minuty wpatrywała się w niesamowity taniec stworzeń z uśmiechem wciąż tkwiącym na jej ustach. Po chwili jednak ponownie przeniosła spojrzenie na Sprouta.
- Powiedz kiedy już Ci wystarczy, bo mam jeszcze w zanadrzu ciepłe kakao - szepnęła do niego.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Od Grace biła wręcz wewnętrzna satysfakcja, która była oczywiście w pełni usprawiedliwiona. Nie sądził, że zrobi mu ona aż tak dużą niespodziankę. Dla niego ten dzień również był godnym zapamiętania na dłuższy czas. kto wie, może nawet będzie o tym opowiadać wnuką?
Aspenowi w żaden sposób nie przeszkadzała jej pewnego rodzaju infantylność. Wręcz przeciwnie! Cenił to, że cieszyła się małymi rzeczami, że nie straciła tej ciekawości, dziecięcego pierwiastka.
Wraz z nią przez jeszcze chwilę oglądali tańczące stworzenia, a słysząc jej pytanie przeniósł na nią zaciekawiony wzrok.
-Kaka nigdy nie odmówię.- Odpowiedział również szeptem uśmiechając się przy tym. Był koniec kwietnia, ale noce bywały jeszcze zimne, więc kakao byłoby wręcz teraz idealne. Wstali ostrożnie aby nie narobić za dużo hałasu. Nie mieli najmniejszego zamiaru przeszkadzać Lunaballą szczególnie po tym jak mieli przyjemność oglądać ich mały "występ". Puścił kobietę przed siebie zaraz jednak wyrównując z nią kroku. Światło księżyca dość mocno oświetlało im drogę powrotną nawet przez gęste zarośla, więc nawet rzucanie Lumos okazało się niepotrzebne. Gdy oddalili się wystarczająco daleko od polany aby stworzenia nie mogły ich już usłyszeć zaśmiał się krótko wciąż patrząc przed siebie.
-Szczerze mówiąc myśląc, że chcesz w środku nocy zaciągnąć mnie do lasu wyobrażałem sobie coś znacznie innego, ale to też mi się podobało.- Zerknął na nią wyzywająco uśmiechając się od ucha do ucha. Najwyraźniej pełnia działała pozytywnie na jego pewność siebie.
Aspenowi w żaden sposób nie przeszkadzała jej pewnego rodzaju infantylność. Wręcz przeciwnie! Cenił to, że cieszyła się małymi rzeczami, że nie straciła tej ciekawości, dziecięcego pierwiastka.
Wraz z nią przez jeszcze chwilę oglądali tańczące stworzenia, a słysząc jej pytanie przeniósł na nią zaciekawiony wzrok.
-Kaka nigdy nie odmówię.- Odpowiedział również szeptem uśmiechając się przy tym. Był koniec kwietnia, ale noce bywały jeszcze zimne, więc kakao byłoby wręcz teraz idealne. Wstali ostrożnie aby nie narobić za dużo hałasu. Nie mieli najmniejszego zamiaru przeszkadzać Lunaballą szczególnie po tym jak mieli przyjemność oglądać ich mały "występ". Puścił kobietę przed siebie zaraz jednak wyrównując z nią kroku. Światło księżyca dość mocno oświetlało im drogę powrotną nawet przez gęste zarośla, więc nawet rzucanie Lumos okazało się niepotrzebne. Gdy oddalili się wystarczająco daleko od polany aby stworzenia nie mogły ich już usłyszeć zaśmiał się krótko wciąż patrząc przed siebie.
-Szczerze mówiąc myśląc, że chcesz w środku nocy zaciągnąć mnie do lasu wyobrażałem sobie coś znacznie innego, ale to też mi się podobało.- Zerknął na nią wyzywająco uśmiechając się od ucha do ucha. Najwyraźniej pełnia działała pozytywnie na jego pewność siebie.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy odchodzili od tańczących zwierząt, Grace wykorzystała tą chwilę ciszy pomiędzy nimi na rozmyślania. Zaczęła myśleć o jej towarzyszu i cieszyć się z faktu, iż dostrzegła jak wiele ich łączy. Oby dwoje lubili zwierzęta, szczególnie hipogryfy, przepadali za kakaem... Podejrzewała, że mogłaby znaleźć jeszcze więcej takich rzeczy, a zatem zapowiadała się naprawdę długa znajomość... Wilkes w przeciwieństwie do swojej dawnej siebie, lubiła trzymać przy sobie ludzi, których uważała za odpowiednich do tego. Brzmiało to dziwnie, ale czasami po prostu czuła, iż niektóre osoby powinna trzymać przy sobie jak najdłużej, bo oni są wartościowymi osobami. Czasami wzbudzała tym politowane spojrzenia bliskich, ponieważ zdarzało jej się przyciągać takich, których opinia publiczna postrzega jako osoby upadłe, nie warte uwagi. Ona jednak tym bardziej lgnęła do nich, chcąc im pomóc bo wierzyła, że jakoś może. Naturalnie Aspen nie zaliczał się do takich osób - on wzbudzał zaufanie i uśmiech u innych już przy pierwszym spotkaniu. Chyba, że jest się akurat złodziejem, bo oni raczej nie będą stać i uśmiechać się do policjanta.
- Chyba za dużo czasu spędzałeś z Raidenem... - odpowiedziała, również jednak śmiejąc się cicho.
Prowadziła go przez las z powrotem w stronę Przytułku, w myślach już wykonując wszystkie czynności które zrobi zaraz po przekroczeniu progu budynku, szczególnie jeśli chodzi o przygotowywanie napoju. Przypominała sobie, gdzie położyła wszystkie przedmioty, czy aby na pewno jest jeszcze mleko, czy kupiła kakao... Z pewnością zaraz się miała tego dowiedzieć - budynek pojawił się o wiele szybciej na ich horyzoncie niż mogli się spodziewać. Szybciej szli? Droga była dla nich pewniejsza? Nie ważne, bo właśnie Grace dotykała klamkę od tylnych drzwi wejściowych, by je otworzyć.
|ztx2
- Chyba za dużo czasu spędzałeś z Raidenem... - odpowiedziała, również jednak śmiejąc się cicho.
Prowadziła go przez las z powrotem w stronę Przytułku, w myślach już wykonując wszystkie czynności które zrobi zaraz po przekroczeniu progu budynku, szczególnie jeśli chodzi o przygotowywanie napoju. Przypominała sobie, gdzie położyła wszystkie przedmioty, czy aby na pewno jest jeszcze mleko, czy kupiła kakao... Z pewnością zaraz się miała tego dowiedzieć - budynek pojawił się o wiele szybciej na ich horyzoncie niż mogli się spodziewać. Szybciej szli? Droga była dla nich pewniejsza? Nie ważne, bo właśnie Grace dotykała klamkę od tylnych drzwi wejściowych, by je otworzyć.
|ztx2
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
18 VIII 1958
Ostatnie dni — wszystkie, bez wyjątku — zlewały się w jeden obraz. Obraz ten był uchwycony w kolorach czerni żałoby, bladej czerwieni skruszałych cegieł i ciepłym odcieniu kurzu, który powoli, nieubłaganie opadał na zniszczone ulice nie tylko Londynu, ale i całego kraju. Gdziekolwiek by wtedy nie była, czy to w okolicy pozostałości po jej rodzinnym domu, czy może jadąc na wozie z Gloucestershire do Londynu wobec własnej gorączki, czy też w samej stolicy kraju, wszędzie zdawała się widzieć ten sam obraz. Jej oczy, niezmiennie już szklane w swym wyrazie od łez, a jednocześnie suche tak, jakby cała wilgoć zdążyła z nich już ulecieć, zdawały się patrzeć, a nie widzieć. Chyba niezdolna była do zniesienia większego obrazu tragedii, uginając się pod jej ciężarem tak mocno, że dołożenie jeszcze jednego obciążenia złamać by mogło jej kręgosłup w pół, niczym suchą gałąź.
Nie patrzyła nawet, dokąd prowadzą ją nogi, gdy spacerowała bez celu pośród ruin budynków, które z każdym kolejnym krokiem wydawały się rzednięć, wypierane coraz to mocniej zniszczoną roślinnością. Widok suchych, bezlistnych krzewów wcale nie pokrzepiał tak mocno, jak mogłoby się wydawać. Zamienił tylko ludzkie cierpienie w cierpienie natury, nie wypuszczając przy tym z żelaznego uścisku bólu i straty delikatnego serca, które biło w piersi Marii już chyba wyłącznie z przyzwyczajenia. Było bowiem za późno, gdy zorientowała się, że znów szła ścieżką prowadzącą do lasu Waltham, miejsca, które dla niej, ledwie kilka dni wcześniej stało się początkiem końca. Początkiem końca świata.
Czytała kiedyś książkę, francuską, w której bohaterka powracała do miejsc, jakie na zawsze ją zmieniły. Czy tak miało być również z nią? Czy po to właśnie skręcała alejkę za alejką, z ulgą zauważając tylko, że służby zabrały już wszystkie ofiary? Nawet nie zauważyła pierwszego plakatu, który ktoś przykleił do ułamanego w pół pnia młodej brzozy. Dopiero po minięciu drugiego, na trzecim skupiła swój wzrok, z trudem odczytując wezwanie do znajdującego się niedaleko przytułku dla magicznych stworzeń. W tej jednej sekundzie odnalazła swój powód. Obute pięty wcisnęły się mocniej w jeszcze miękką ziemię, gdy zwróciła się w kierunku wcześniej wspomnianego przybytku. Może i jej życie runęło w gruzach, ale nie oznaczało to, że mogła się od razu, ot tak poddać, gdy wciąż jeszcze byli potrzebujący. Mali i więksi przyjaciele ich wszystkich, tym bardziej bezbronni wobec nagłości kataklizmu, w odróżnieniu od swych czarodziejskich braci zupełnie niewinni temu, co się im stało. Była pewna, że nie wybaczyłaby sobie bierności i obojętności względem magicznych stworzeń. Nie dzisiaj, nie w godzinie żałoby.
Krok za krokiem, wreszcie sus za susem, bo do bramy przybytku dotarła biegnąc, z czerwonymi od wysiłku polikami. Naprzeciw jej wyszedł już starszy czarodziej. Jego blada skóra nosiła żółty odcień, który uwydatniał rozległe sińce pod oczami. Włosy miał w nieładzie, ubranie i czarny fartuch zaś zupełnie pomięte — z łatwością można było założyć, że ostatnie dni nie były dla niego łaskawe, a na pewno nie miał tyle szczęścia, aby mógł wrócić do domu, do upranych i wyprasowanych ubrań roboczych.
— Panienka z ogłoszenia? — spytał, nie dając jednak przestrzeni na odpowiedź. Od razu uchylił jej bramę przytułku, prowadząc ubitą ścieżką między budynkami. — Dobrze, potrzeba nam rąk do pracy jak mało kiedy. Wiesz cokolwiek o magicznych stworzeniach? — Maria skinęła głową, ale nim zdążyła odpowiedzieć, stary czarodziej znów wszedł jej w słowo. — To dobrze, bo będzie ci potrzebna odpowiednia delikatność. Kometa uderzyła w jedno z drzew, które upodobały sobie nasze nieśmiałki. Odnaleźliśmy je już kilka, ale wciąż jeszcze umykają nam trzy. Nazywają się Osnówka, Hipokotyl i Kupula. Nie możemy sami ich szukać, nasze kuguchary ciężko przeżyły upadek komety i właśnie prowadzona jest operacja ósmego osobnika. Na dziewiątego zapisałem się sam — czarodziej przycisnął mocniej palce do wewnętrznych kącików oczu, po czym klepnął lekko dziewczynę w plecy, wskazując brodą kierunek. — Idź do lasu, tam jest już kilka osób, które szukają naszych zaginionych. Zgłoście się do mnie, jak już ich znajdziecie. — niedługo później rozległ się charakterystyczny dźwięk deportacji, a Maria została już zupełnie sama ze swoimi myślami, z misją odnalezienia trzech nieśmiałkowych uciekinierów. Może będzie w stanie poczuć z nimi jakąś dziwną jedność, w końcu oboje stracili dom. I byli chorobliwie nieśmiali. Och, oby nic złego im się nie stało...
Im dalej w las szła, tym więcej ludzkich sylwetek wyłaniało się spomiędzy drzew, każdy w ciszy, skupiony na zadaniu odnalezienia przysłowiowych igieł w stogu siana. Aby nie przeszkadzać wszystkim, podeszła do znajdującego się najbliżej chłopaka. Nie widziała jego twarzy, stał tyłem, ale żeby go nie przestraszyć, ona sama zatrzymała się dopiero przy jego lewym boku.
— Przepraszam... — szepnęła, na moment ogniskując swe spojrzenie na nieznajomym. Nie była w stanie dostrzec u niego nic szczególniejszego od pieprzyka na brodzie, ale po prawdzie wcale nie przypatrywała mu się z uwagą. — Mógłbyś... Powiedzieć mi, gdzie już szukaliście? Nie chciałabym przechodzić dwa razy przez ten sam teren...
| W następnym poście Edziu rzuć k6
Rzuty parzyste pozostaną rzutami pustymi, natomiast jeżeli wyrzucisz:
1. Kątem oka dostrzeżesz nietypowe falowanie liści tuż nad prawym ramieniem. To Kupula ostrożnie zerka na ciebie zza pnia drzewa, przy którym stoisz.
3. Wydaje ci się, że coś skapnęło ci na czubek głowy. Nie ruszaj się, to Osnówka próbująca przeskoczyć na znajdującą się niedaleko gałąź!
5. Charakterystyczny pisk dociera do twoich uszu. Hipokotyl znalazł się w tarapatach, lądując wprost w pajęczynę wygłodniałego pająka. Nieśmiałek czeka na bohatera!
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Las
Szybka odpowiedź