Jej matka była zawsze dla niej autorytetem. Piękna, inteligentna, zawsze wiedziała co powiedzieć, szacowała i oceniała, nigdy nie działała impulsywnie. Może i nigdy nie miała z nią dobrych relacji, ale to nie znaczyło, że nie chciała być taka jak ona. Jej matka prócz faktu, że jest wspaniałą manipulatorką, a etykietę zna lepiej od nie jednej guwernantki jest również uzdolnioną czarownicą. Prócz niezwykłej zdolności w dziedzinie zaklęć jej matka jest również oklumentką. Och, jak wiele młoda Rowan oddałaby aby matka zgodziła się na nauczanie jej tej dziedziny magii. Magia umysłu... tak odległa, tajemnicza, niczym czarna magia. Subtelna i potężna. Matka nie była zadowolona z prośby córki. Od razu nie zgodziła się argumentując to tym, że Rowan nigdy ta wiedza potrzebna do życia nie będzie. Ma się skupić ona na nauce w szkole i cały swój wysiłek włożyć w to aby w przyszłości być dobrą partią do za mąż pójścia. Rowan chciała jednak czegoś więcej. Pamięta dobrze jak serce kołatało jej w piersi gdy wkradała się do pokoju rodziców szukając czegoś przydatnego. Znalazła. Woluminy matki.Mówiły one nie tylko o oklumencji, ale również o hipnozie i legilimencji. Tak potężna i jedynie na wyciągnięcie ręki. A przynajmniej tak jej się początkowo zdawało. Samo czytanie tych woluminów prócz zgłębienia teorii nic więcej jej nie dało, a bez nauczyciela opanowanie tejże dziedziny magii graniczyło z cudem. Wiedziała o tym, bo próbowała. Ale to właśnie te woluminy pomogły jej się ukierunkować. Zdecydowała, że gdy tylko zyska ku temu okazję rozpocznie naukę legilimencji, a nie oklumencji tak jak początkowo zakładała. Ojciec nie bez powodu zawsze jej powtarzał, że najlepszą obroną jest atak. Tak oto jej skromne marzenia na pewien czas zostały odepchnięte w zapomnienie.
W czasie pobytu na obczyźnie miała okazję poznać wielu ciekawych ludzi między innymi wśród nich znalazł się Francis. Był francuzem, czarodziejem czystej krwi. Poznała go w czasie stażu, był jej pacjentem. Od słowa, do słowa znaleźli wspólny język i postanowili, że ich relacja przestąpi progi tamtejszego Munga. Minął miesiąc, a między nimi zrodziło się coś rodzaju przyjaźni. Zadziwia ją to po dziś dzień. Rowan nie jest typem osoby ufnej. Aby kogoś tolerować, zaznajomić się, a co dopiero zaprzyjaźnić ktoś musi sobie zaskarbić jej szacunek. W tym przypadku było inaczej. Dzieliła ich aż dziesięcioletnia różnica wieku, ale nie stanowiło to dla nich żadnego problemu. Mężczyzna z tego co wspominał nie miał rodziny, nie nosił obrączki na palcu, a jednak było widać od razu, że coś ukrywa. Nie pytała. Nie miała do tego prawa. On również nie pytał jej o przeszłość, choć tak naprawdę nie miała też i nic do ukrycia. W jednej z ich rozmów przypadkowo wyszło na jaw, że mężczyzna zna legilimacje oraz podstawy oklumencji. To było dla niej szansą. Szansą, której nie miała zamiaru dać wymsknąć się przez palce.
-Znając ciebie teorie masz w małym paluszku. -Stwierdził rozbawiony przyglądając się dziewczynie siedzącej naprzeciwko niego. Naburmuszyła się i wywróciła oczami dobrze wiedząc, że mężczyzna ma rację. Prócz woluminów matki korzystała jeszcze z innych źródeł skąd mogła czerpać wiedzę. Ale sama wiedza teoretyczna to za mało. Nagle rozbawienie mężczyzny uleciało gdzieś w zapomnieniu, a on zmierzył ją poważnym spojrzeniem.
-Więc dobrze wiesz jak potężna jest to magia, jakie konsekwencje za sobą niesie i nadal chcesz ją zgłębiać? - Zapytał mrużąc lekko oczy oczekując odpowiedzi. Konsekwencje nie będą jednostronne. Dosięgną również i jego. Jeśli rudowłosa opanuje tą umiejętność jego umysł zostanie w czasie lekcji odsłonięty, nagi, bezbronny. On również podejmował ryzyko. jest bezkompromisowy, nie będzie odwrotu, a ona nie miała najmniejszej ochoty na to aby się zatrzymać i zawrócić.
-Tak.- Odpowiedziała pewnie unosząc przy tym głowę do góry aby podkreślić wagę swych słów. Mężczyzna zadowolony uśmiechnął się półgębkiem, wstał i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
-Zacznijmy więc. -Chwyciła ją wpatrując się w niego ufnie. Dopiero teraz zacznie się prawdziwa praca...
Razem z mężczyzną znaleźli odpowiednie miejsce do nauki. Oczywistym faktem było to, że nikt nie mógł ich przyłapać, ani tym bardziej rozpraszać.
Na naszej pierwszej lekcji zaprezentował na mnie działanie legilimencji. Chciał abym poczuła jej działanie na własnej skórze: wdzieranie się do umysłu,
i ten brak możliwości obrony. Nie był subtelny. Robił to wszystko gwałtownie, szukał, przeglądał zupełnie tak jakby wszedł do biblioteki, przechodził między półkami znajdując odpowiedni dział i wybierając tę książkę, która na ten moment go interesowała. Po wszystkim nie była pewna, czy była na niego bardziej zła, czym może mu wdzięczna... zapewne obie te opcję były prawdziwe.
-Jest lepiej.- Stwierdził patrząc na nią z góry i krzyżując ramiona na piersi. Nienawidziła tego spojrzenia.
- Tylko nie obrośnij w piórka. To co zdążyłaś się już nauczyć jest wciąż niewystarczające aby zadowolić mnie, czy ciebie samą. - Wiedziała to i bez jego słów. Tym więcej potrafiła, tym bardziej chciała zgłębiać tą wiedzę.Przenikanie umysłu pochłaniało ją coraz bardziej i poświęcała mu cały swój wolny czas.Jej życie we Francji ograniczało się do stażu, brata zawsze czekającego na nią w domu oraz do Francisa. Zadziwiające było to jak mężczyzna potrafił się zmieniać. Jego maska była dopracowana perfekcyjnie, choć on sam nie chciał jej powiedzieć dlaczego musiał nauczyć się ukrywać swoje prawdziwe emocje. W ten oto sposób czarujący i miły blondyn w trakcie ich zajęć przemieniał się w wymagającego i surowego nauczyciela.
-Postaram się bardziej. -Odpowiedziała na co ten zmarszczył brwi i zbliżył się do niej bardziej.
-Postarasz? -zapytał patrząc prosto na nią, ale tak jakby ją tym spojrzeniem przenikając. Zupełnie tak samo jak jej umysł.
-Zrobię to. - Uniosła głowę do góry rzucając mu podobne wyzywające spojrzenie. Trwali tak przez dłuższy czas, aż w końcu odsunął się on o kilka kroków do tyłu kiwając głową.
-Udowodnij więc...- I podjęła się tego wyzwania i robiła to non stop z lepszym, bądź gorszym skutkiem. Francis wciąż ukazywał jej to co chciał aby ta zobaczyła. Był to sukces, ale znikomy. Zbyt mały jak na jej ambicje.
-Na dziś koniec. - Powiedział cicho nie patrząc się nawet na nią, a ona wyszła. Bo go szanowała, bo on tego chciał. Tego dnia niestety nie było jej dane poczuć posmaku satysfakcji.
-Dziękuję. - Powiedziała lekko się do niego uśmiechając, a następnie opierając dłoń na jego klatce piersiowej, stanęła na palcach i pocałowała go w lewy policzek szybko jednak cofając się o krok.
-Mogłabyś się lepiej postarać. -Rozbawiona uderzyła go w ramię na co ten się żartobliwie skulił.
-Jeśli ci twoi arystokraci kiedyś cię zdegradują lub znudzi ci się to całe sztywniackie życie, a mnie nie uwiedzie jakiś rudzielec to zawsze możesz wrócić. -Zaproponował, a ona nie do końca była pewna czy mówił to poważnie, czy nie. Z nim nigdy nic nie wiadomo. Była mu wdzięczna i pewnie wróci do Francji pewnego dnia, ale co najwyżej to na wakacje. Miała zamiar spełnić swoje obowiązki i przynieść dumę rodzinie.-Uwierz mi, że gdy tak się stanie z chęcią wrócę i będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. - Oby jednak ten dzień nigdy nie nastąpił. Pożegnali się, a ona wróciła do rezydencji brata. Musi się przygotować. Jutro ponownie wraca do Anglii. Nowa, odmieniona, niepewna tego co przyniesie jutro, ale pewna tego co potrafi.
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name