Korytarz na IV piętrze
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Korytarz na IV piętrze
Ogromny, wyłożony drewnem korytarz jest najwyższym w kamienicy. Można z niego patrzeć wyłącznie w dół na niższe piętra. Posiada różnej wielkości okna oraz samozapalające się światła latarni wiszących na ścianach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kolejne chwile oczekiwania na efekt lub jego brak. Napięcie, kolejne wstrzymywanie oddechu, przyspieszona praca serca. Możliwość narażenia się na nieprzewidywalne skutki rozchwianej magii skutecznie pobudzał poziom adrenaliny we krwi. Byłem naprawdę nabuzowany emocjami, choć zwykle nie dopuszczam samego siebie do znalezienia się w podobnym stanie. Nie spotkałoby się to z niczyją aprobatą, a już na pewno nie mojego ojca. Musiałem się wyciszyć, nerwowe sprawdzanie zarówno siebie jak i pacjenta nie było dobrą do tego metodą. Starałem się więc oddychać miarowo, skupiać całkowicie na powinności, jaką miałem do odegrania.
I wreszcie nadeszły efekty. Oparzenia całkowicie zostały zaleczone, a ja odetchnąłem z ulgą po raz już nie wiedziałem który. Obserwowałem jak tkanki ładnie się regenerowały i zamierzałem zaliczyć kolejny z punktów własnego planu. Tym razem musiałem podejść do sprawy uważniej, by nie narażać nas na zbędne nieprawidłowości. Przez wydłużanie procesu uzdrawiania zwiększałem ryzyko wystąpienia anomalii.
- Episkey Maxima – powiedziałem w związku z tym. Włożyłem w to zaklęcie dużo skupienia oraz dokładności wierząc, że to właśnie był klucz do sukcesu. Znajdowaliśmy się już bliżej końca, ale jeszcze kilka czarów było przede mną, by pacjenci mogli zostać uznani za zdrowych oraz zdatnych do pójścia każdy w swoją stronę.
I wreszcie nadeszły efekty. Oparzenia całkowicie zostały zaleczone, a ja odetchnąłem z ulgą po raz już nie wiedziałem który. Obserwowałem jak tkanki ładnie się regenerowały i zamierzałem zaliczyć kolejny z punktów własnego planu. Tym razem musiałem podejść do sprawy uważniej, by nie narażać nas na zbędne nieprawidłowości. Przez wydłużanie procesu uzdrawiania zwiększałem ryzyko wystąpienia anomalii.
- Episkey Maxima – powiedziałem w związku z tym. Włożyłem w to zaklęcie dużo skupienia oraz dokładności wierząc, że to właśnie był klucz do sukcesu. Znajdowaliśmy się już bliżej końca, ale jeszcze kilka czarów było przede mną, by pacjenci mogli zostać uznani za zdrowych oraz zdatnych do pójścia każdy w swoją stronę.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Większe ryzyko nie podobało mi się ani trochę, ale musiałem przyjąć je na klatę i leczyć pomimo trudności. Niestety zabranie ich do Świętego Munga nie wchodziło w grę, ale starałem się jak mogłem, by w zaistniałych warunkach spróbować im pomóc. Jak dotąd nie popełniałem zbyt wielkich błędów, choć wolałem nie popełniać ich wcale. Szło mi przeciętnie, a mogło iść wspaniale. Nie chciałem jednak kusić losu, bo ten mógłby w mgnieniu oka zacząć kaprysić, a lepiej było tego uniknąć. Z pokorą więc przyjmowałem wszystko, co mi dawał. A tak naprawdę dawał mi więcej niż mogłem prosić.
Kolejne zaklęcie się udało. Już po krótkiej chwili obserwowałem blady promień zaklęcia z końca różdżki, który trafił w Cynerica. Większość jego stłuczeń i otarć ładnie się zagoiło i nie było po nich śladu. Jednak nie wszystkie tkanki zostały zregenerowane, ale liczyłem się z tym. Uszkodzeń było zbyt wiele na siłę zaklęcia, choć użyłem najsilniejszego, jakie było dostępne.
- Episkey – powiedziałem nie poddając się. Tylko tyle mogłem zrobić, po prostu poprawić kolejnym zaklęciem. Tym razem słabszym, ale upewniwszy się dokładnie, że tyle mi wystarczy, zdecydowałem się użyć właśnie niego. Wystarczy na to, by dokończyć dzieło naprawiania siniaków i innych bolesnych dolegliwości.
Kolejne zaklęcie się udało. Już po krótkiej chwili obserwowałem blady promień zaklęcia z końca różdżki, który trafił w Cynerica. Większość jego stłuczeń i otarć ładnie się zagoiło i nie było po nich śladu. Jednak nie wszystkie tkanki zostały zregenerowane, ale liczyłem się z tym. Uszkodzeń było zbyt wiele na siłę zaklęcia, choć użyłem najsilniejszego, jakie było dostępne.
- Episkey – powiedziałem nie poddając się. Tylko tyle mogłem zrobić, po prostu poprawić kolejnym zaklęciem. Tym razem słabszym, ale upewniwszy się dokładnie, że tyle mi wystarczy, zdecydowałem się użyć właśnie niego. Wystarczy na to, by dokończyć dzieło naprawiania siniaków i innych bolesnych dolegliwości.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Tym razem stresowałem się mniej, po prostu oczekując efektów. Uważnie obserwowałem skórę mężczyzny, ale sam już tak bardzo nie skupiałem się na sobie oraz badaniu reakcji własnego organizmu. Byłem gotów zmierzyć się z ewentualnymi skutkami ubocznymi szafowania magią, ale na razie nie było to potrzebne. Minęły kolejne sekundy, a ja się upewniłem, że wszystko przebiegło jak należy. Ostatnie stłuczenia na ciele lorda Yaxleya zniknęły, z pewnością przynosząc ulgę. Byliśmy już u schyłku całego procesu uzdrawiającego i było mi z tą świadomością coraz lżej. Żałowałem, że miałem tak mało eliksirów, one na pewno załatwiłyby sprawę jeśli chodzi o niewdawanie się w ryzyko anomalii. Jednak już nic nie mogłem z tym zrobić, musiałem zwyczajnie próbować doprowadzić sprawę do końca.
- Paxo – rzuciłem jeszcze na Cynerica, by zakończyć jego leczenie. Jeśliby się udało, pozostałoby ostatnie zaklęcie dla Valerija i to naprawdę byłby już koniec. Dlatego mocno się skoncentrowałem, zarówno na woli jak i wymowie oraz ruchu nadgarstkiem, by aby na pewno wszystko poszło zgodnie z planem i rekonwalescencja pacjenta dobiegła do momentu, w którym był całkowicie poskładany.
- Paxo – rzuciłem jeszcze na Cynerica, by zakończyć jego leczenie. Jeśliby się udało, pozostałoby ostatnie zaklęcie dla Valerija i to naprawdę byłby już koniec. Dlatego mocno się skoncentrowałem, zarówno na woli jak i wymowie oraz ruchu nadgarstkiem, by aby na pewno wszystko poszło zgodnie z planem i rekonwalescencja pacjenta dobiegła do momentu, w którym był całkowicie poskładany.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kolejne sekundy upływały, wskazówki rodowego zegara przesuwały się leniwie z cichym brzdękiem po tarczy. Nie miałem pojęcia ile czasu minęło od przybycia gości na Grimmauld Place, ale nie mogło być to długo. Nie zerknąłem na odmierzacz czasu, nie spuszczałem uważnego wzroku z Cynerica, chcąc się upewnić, że wszystko szło po mojej myśli. Niestety skutki tego zaklęcia były trudne do zdiagnozowania w pojedynkę, dlatego spytałem mężczyzny czy poczuł ulgę. Po potwierdzeniu własnych przypuszczeń skinąłem mu głową. Byłem zadowolony. Jeden z nich został uratowany, zatem wystarczyło zająć się już jedynie Valerijem, któremu przeszkadzał ból głowy. Nie dziwiłem mu się. Kiedy dosięgnęła mnie anomalia, ja również poczułem przeszywający ucisk w głowie i nie życzyłem tego nikomu. Dobra, szlamom mogłyby łby eksplodować, to musiałem przyznać.
- Decephalgo – wypowiedziałem, kierując się tym razem na alchemika. Ostatnie zaklęcie, mocno liczyłem na to, że okaże się udane. Byłby to koniec kuracji uzdrowicielskiej i każde z nas mogłoby zająć się już swoimi sprawami. Choć dziś zamierzałem pozostać czujnym przez całą noc, bo aktualna wizyta uświadomiła mnie, że dzisiejszej nocy miały zakończyć się misje Rycerzy i nie wiadomo czy nie będę później potrzebny. Jak się później okazało, byłem bardzo potrzebny.
- Decephalgo – wypowiedziałem, kierując się tym razem na alchemika. Ostatnie zaklęcie, mocno liczyłem na to, że okaże się udane. Byłby to koniec kuracji uzdrowicielskiej i każde z nas mogłoby zająć się już swoimi sprawami. Choć dziś zamierzałem pozostać czujnym przez całą noc, bo aktualna wizyta uświadomiła mnie, że dzisiejszej nocy miały zakończyć się misje Rycerzy i nie wiadomo czy nie będę później potrzebny. Jak się później okazało, byłem bardzo potrzebny.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kolejno wywoływane zaklęcia iskrzyły w powietrzu. Tak, magia lecznicza zdecydowanie miała w sobie coś ciepłego i całe szczęście bo Dolohov zaczynał odczuwać nieprzyjemny chłód. Trudno powiedzieć, czy była to konsekwencja kąpieli w lodowatej rzece, czy też jedynie uczucie wywoływane przez krążącą w krwi truciznę.
- Pod tym całym mugolskim budynkiem do którego nas wysłano, elektrownią, znajdowało się zapieczętowana przestrzeń. Bardzo obszerna, pełna korytarzy układających się w labirynty. Z pułapkami. Ja jebu... dobrze żeśmy chociaż mieli mapę, jak dobrze... - westchnął z ulgą pozwalając sobie na rodzime wtrącenie. Nikt tak pięknie bowiem nie obrazowało sytuacji, jak rodzime przekleństwa. Nie zamierzał się też nigdzie z tej podłogi ruszać. Przynajmniej nie teraz. Było mu bardzo wygodnie - Znasz legendę o Krakenie pod Tamizą, lordzie Black? Ja nie znałem i poznałem. Tam, w tym labiryncie spętany był własnie ten stwór. A właściwie to nie - był wolny, ruchliwy, wielki, jadowity. W życiu czegoś takiego nie widziałem - i tak na nigdy nie czuł potrzeby by ten stan kiedykolwiek ulegał zmianie. Niebezpieczeństwo kryjące się poza murami jego pracowni nigdy go nie pociągało. Nie wiedział co mu właściwie strzeliło do głowy by zgłosić się do misji. Być może chciał zaimponować Czarnemu Panu. Niewielu było wśród jego popleczników mu podobnych - biednych, bez szlachetnego nazwiska, chowających się pod brukiem Nokturnu. Było mu wstyd i to właśnie to uczucie pchnęło go do podjęcia tak irracjonalnej decyzji, jaką było uczestnictwo w misji której efekt utwierdził go w przekonaniu, że nie powinno go tam być, że nie miał czego zaoferować, że był obciążeniem, które koniec końców w tym momencie umierałoby, gdyby nie podana odtrutka i lecznicze umiejętności Blacka - Stworzenie to było jednak upierdliwym dodatkiem. Znajdująca się tam anomalia zakrzywiała grawitację samą swoją aurą. Udało nam się mimo tego wszystkiego do niej zbliżyć. Postępowaliśmy zgodnie z instrukcjami i... właściwie nie mam pojęcia czy nam się udało, czy nie. W jednej chwili byłem tam celując w anomalię, a w drugiej topiłem się w porcie. Nie wiem czy ta nagła deportacja została wywołana emisją czarnomagicznej mocy którą wywołaliśmy przekierowując moc anomalii, czy też rozproszyło nas nim w ogóle ją wywołaliśmy tak samo przez się, jak podczas tych pierwszomajowych rewelacji - westchną - Nie mam pojęcia gdzie może znajdować się reszta. Mogą być wszędzie. - martwił się i niepokoił tym bardziej, że on wraz z Cynerikiem by utonęli
- Może lepiej by lord Yaxley został tutaj - zwrócił się do Blacka widząc w jakim stanie jest czarodziej. Pomimo nałożonych na niego zaklęć leczniczych miał najwyraźniej nieco mniej szczęścia co Dolohov, który w tym momencie choć był również nieco skołowany to był w stanie stać na własnych nogach. Trudno jednak powiedzieć, czy na nich nie trzymała go prozaiczna potrzeba dotarcia do domu w którym oczekiwała go Hesper.
- Pod tym całym mugolskim budynkiem do którego nas wysłano, elektrownią, znajdowało się zapieczętowana przestrzeń. Bardzo obszerna, pełna korytarzy układających się w labirynty. Z pułapkami. Ja jebu... dobrze żeśmy chociaż mieli mapę, jak dobrze... - westchnął z ulgą pozwalając sobie na rodzime wtrącenie. Nikt tak pięknie bowiem nie obrazowało sytuacji, jak rodzime przekleństwa. Nie zamierzał się też nigdzie z tej podłogi ruszać. Przynajmniej nie teraz. Było mu bardzo wygodnie - Znasz legendę o Krakenie pod Tamizą, lordzie Black? Ja nie znałem i poznałem. Tam, w tym labiryncie spętany był własnie ten stwór. A właściwie to nie - był wolny, ruchliwy, wielki, jadowity. W życiu czegoś takiego nie widziałem - i tak na nigdy nie czuł potrzeby by ten stan kiedykolwiek ulegał zmianie. Niebezpieczeństwo kryjące się poza murami jego pracowni nigdy go nie pociągało. Nie wiedział co mu właściwie strzeliło do głowy by zgłosić się do misji. Być może chciał zaimponować Czarnemu Panu. Niewielu było wśród jego popleczników mu podobnych - biednych, bez szlachetnego nazwiska, chowających się pod brukiem Nokturnu. Było mu wstyd i to właśnie to uczucie pchnęło go do podjęcia tak irracjonalnej decyzji, jaką było uczestnictwo w misji której efekt utwierdził go w przekonaniu, że nie powinno go tam być, że nie miał czego zaoferować, że był obciążeniem, które koniec końców w tym momencie umierałoby, gdyby nie podana odtrutka i lecznicze umiejętności Blacka - Stworzenie to było jednak upierdliwym dodatkiem. Znajdująca się tam anomalia zakrzywiała grawitację samą swoją aurą. Udało nam się mimo tego wszystkiego do niej zbliżyć. Postępowaliśmy zgodnie z instrukcjami i... właściwie nie mam pojęcia czy nam się udało, czy nie. W jednej chwili byłem tam celując w anomalię, a w drugiej topiłem się w porcie. Nie wiem czy ta nagła deportacja została wywołana emisją czarnomagicznej mocy którą wywołaliśmy przekierowując moc anomalii, czy też rozproszyło nas nim w ogóle ją wywołaliśmy tak samo przez się, jak podczas tych pierwszomajowych rewelacji - westchną - Nie mam pojęcia gdzie może znajdować się reszta. Mogą być wszędzie. - martwił się i niepokoił tym bardziej, że on wraz z Cynerikiem by utonęli
- Może lepiej by lord Yaxley został tutaj - zwrócił się do Blacka widząc w jakim stanie jest czarodziej. Pomimo nałożonych na niego zaklęć leczniczych miał najwyraźniej nieco mniej szczęścia co Dolohov, który w tym momencie choć był również nieco skołowany to był w stanie stać na własnych nogach. Trudno jednak powiedzieć, czy na nich nie trzymała go prozaiczna potrzeba dotarcia do domu w którym oczekiwała go Hesper.
Proces leczenia został zakończony. W dodatku pomyślnie. Oprócz bólu głowy, z którym szybko sobie poradziłem, nabawiłem się jeszcze krwotoku z nosa, ale ten na szczęście nie był groźny. Minął nim zdążyłem się obejrzeć. Najważniejsze, że pacjentom nic się nie stało, przez co mógłbym mieć jeszcze więcej pracy, całkowicie bez sensu. I przysporzyć im więcej bólu niż było to konieczne. Fortuna stała jednak po mojej stronie, oszczędzając nam dodatkowego kłopotu.
Do tej pory obaj mężczyźni byli raczej milczący, ale Dolohov w przypływie sił rozgadał się. Słuchałem go uważnie, składając różdżkę w kieszeń szaty. Słowa, które wypowiadał, były jednocześnie interesujące i przerażające. Przerażająco interesujące. Spoglądałem to na niego, to na Yaxleya i usiadłem wreszcie niedaleko nich. Pogrążyłem się w myślach dotyczących wszystkich rewelacji, którymi się ze mną podzielili.
- Znam, choć na pewno nie w szczegółach – odparłem na pytanie Valerija, wtrącając się pomiędzy jego kolejne słowa. Coś musiałem słyszeć, historię magii mój ród pielęgnuje zachłannie, ja także musiałem poddać się jej sekretom. Jednak nie wgłębiałem się w sprawy krakenów, bo morze nigdy mnie nie fascynowało. Mimo to wspomnienie o jadowitości stworzenia roznieciło we mnie ducha naukowca. Czy mieli ze sobą ten jad? Och, z pewnością nie, wielka szkoda. Eksperymenty na jego bazie mogłyby być nadzwyczaj interesujące. A może nawet okazałby się pełnić funkcje w pewien sposób lecznicze? Ciekawe.
- Niestety możliwe są obie opcje i trudno stwierdzić, która jest tą prawdziwą – przyznałem ze smutkiem, by podsumować rozważania alchemika. – Przynieś ciepłej herbaty, jedzenie i koce dla gości – zwróciłem się do wciąż stojącego skrzata. Ten bez szemrania zniknął nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. – Nabierzecie sił i wtedy możesz iść panie Dolohov. Twoje obrażenia były niewielkie, zresztą już je uleczyłem. Trucizna została zneutralizowana przez antidotum – dodałem wtedy. Należeli do Rycerzy, a moim zadaniem była pomoc poplecznikom Czarnego Pana i tak zamierzałem zrobić.
Po rozgrzaniu się oraz nasyceniu pragnienia oraz głodu, kazałem przygotować nocleg dla Cynerica, zaś Valerij udał się w swoją stronę. Do mnie z kolei dotarła wiadomość od Lorda Voldemorta. Czekało na mnie kolejne leczenie poszkodowanych w misji.
z/t wszyscy
Do tej pory obaj mężczyźni byli raczej milczący, ale Dolohov w przypływie sił rozgadał się. Słuchałem go uważnie, składając różdżkę w kieszeń szaty. Słowa, które wypowiadał, były jednocześnie interesujące i przerażające. Przerażająco interesujące. Spoglądałem to na niego, to na Yaxleya i usiadłem wreszcie niedaleko nich. Pogrążyłem się w myślach dotyczących wszystkich rewelacji, którymi się ze mną podzielili.
- Znam, choć na pewno nie w szczegółach – odparłem na pytanie Valerija, wtrącając się pomiędzy jego kolejne słowa. Coś musiałem słyszeć, historię magii mój ród pielęgnuje zachłannie, ja także musiałem poddać się jej sekretom. Jednak nie wgłębiałem się w sprawy krakenów, bo morze nigdy mnie nie fascynowało. Mimo to wspomnienie o jadowitości stworzenia roznieciło we mnie ducha naukowca. Czy mieli ze sobą ten jad? Och, z pewnością nie, wielka szkoda. Eksperymenty na jego bazie mogłyby być nadzwyczaj interesujące. A może nawet okazałby się pełnić funkcje w pewien sposób lecznicze? Ciekawe.
- Niestety możliwe są obie opcje i trudno stwierdzić, która jest tą prawdziwą – przyznałem ze smutkiem, by podsumować rozważania alchemika. – Przynieś ciepłej herbaty, jedzenie i koce dla gości – zwróciłem się do wciąż stojącego skrzata. Ten bez szemrania zniknął nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. – Nabierzecie sił i wtedy możesz iść panie Dolohov. Twoje obrażenia były niewielkie, zresztą już je uleczyłem. Trucizna została zneutralizowana przez antidotum – dodałem wtedy. Należeli do Rycerzy, a moim zadaniem była pomoc poplecznikom Czarnego Pana i tak zamierzałem zrobić.
Po rozgrzaniu się oraz nasyceniu pragnienia oraz głodu, kazałem przygotować nocleg dla Cynerica, zaś Valerij udał się w swoją stronę. Do mnie z kolei dotarła wiadomość od Lorda Voldemorta. Czekało na mnie kolejne leczenie poszkodowanych w misji.
z/t wszyscy
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
10.10.1957 – popołudniu
Po spotkaniu Aquilą i Evandrą była przepełniona energią, która wręcz rozsadzała ją od środka. Od dawna potrzebowała zastrzyku energii, gdyż sama była osobą czynu. Nie lubiła siedzieć bezczynnie i obserwować jedynie tego co się dzieje. Nie chciała być obserwatorem historii, chciała ją tworzyć. Być może zbyt pyszne założenie, ale była młoda i pełna zapału, od zawsze uczona, że to działanie zmienia świat. Angażowała się w biznes rodzinny, starała się również udzielać w towarzystwie choć z tym bywało trudniej gdyż nie przepadała za tłumami i proszonymi obiadami. Za to oddawała się swoim badaniom oraz pracy, rozwijała swoje umiejętności wiedzą, że pewnego dnia będą bardzo przydatne. Nigdy nie wiadomo co się może przydać. Cieszyła się, że Aquila postanowiła również się zaangażować i stworzyła wiele planów i pomysłów, a Primrose była gotowa pomóc je zrealizować. Wszystkie trzy czuły się dzięki temu potrzebne i były spragnione działania. Miała jedynie nadzieję, że Rigel daje sobie radę i nie robi czegoś wybitnie głupiego, on to potrafił. Weszła na schody trzymając w dłoni kapelusz z bażancim piórem, a przez ramię przewieszoną czarną pelerynę, jedną z jej ulubionych. W głowie układała plan na dalszą część dnia. Zbliżała się pora obiadu w Durham, a bratowa chciała z Prim pilnie porozmawiać po posiłku, z tego co Prim pamiętała dzisiaj mieli na stoły lordów Burke podać kotlety jagnięce w sosie cytrynowym. Adeline mówiła też coś o desce serów. Lady Burke zmarszczyła lekko brwi kiedy się nad tym zastanawiała. Przed chwilą mówiły o tym, że brakuje zasobów, ludzie nie mają co jeść, a on myśli o tym, że będzie mieć pieczoną jagnięcinę. To właśnie dlatego musiały się zaangażować, opróżnić trochę własne spiżarnie i nakarmić tych, którzy cierpią przez rebeliantów i ich dążenia do spełnienia swojego utopijnego świata. Pewnie najchętniej odebrali by im majątki i skazali na banicję nie mając świadomości, ze to właśnie majątki szlachty dają wiele miejsc pracy, dzięki nim inni mają co do garnka włożyć. Rebelianci byli krótkowzroczni i chcieli aby mugole w pełni poznali ich świat. Ci ludzie palili ich przodków na stosach i teraz zrobili by z chęcią to samo! Topili niewinne kobiety, mordowali je z zimną krwią, oszpecali tylko dlatego, że nie rozumieli magii, ba! Oskarżali o to inne mugolskie kobiety. Pamiętała jak Aquila podarowała jej parę książek dotyczących polowań na czarownice, to było zatrważające i Prim jako nastolatka realnie się bała o swoje życie. Rozmyślając zapomniała podać schodom hasło gdzie mają się przesunąć i nagle wylądowała na IV piętrze stając naprzeciwko jednego ze starszych braci Aquili i nie był nim Rigel.
-Cygnus! – Wypaliła zaskoczona jego widokiem, ale zaraz się poprawiła. – Lordzie Black, przepraszam zamyśliłam się i zwracałam uwagi gdzie schody mnie wywiozły.
Powiedziała na swoje usprawiedliwienie i uśmiechnęła się przepraszająco. Starszy brat Aquili był lekko onieśmielający i nie miała okazji nigdy lepiej go poznać. Z racji różnicy wieku ich drogi szły w całkowicie innym kierunku.
Po spotkaniu Aquilą i Evandrą była przepełniona energią, która wręcz rozsadzała ją od środka. Od dawna potrzebowała zastrzyku energii, gdyż sama była osobą czynu. Nie lubiła siedzieć bezczynnie i obserwować jedynie tego co się dzieje. Nie chciała być obserwatorem historii, chciała ją tworzyć. Być może zbyt pyszne założenie, ale była młoda i pełna zapału, od zawsze uczona, że to działanie zmienia świat. Angażowała się w biznes rodzinny, starała się również udzielać w towarzystwie choć z tym bywało trudniej gdyż nie przepadała za tłumami i proszonymi obiadami. Za to oddawała się swoim badaniom oraz pracy, rozwijała swoje umiejętności wiedzą, że pewnego dnia będą bardzo przydatne. Nigdy nie wiadomo co się może przydać. Cieszyła się, że Aquila postanowiła również się zaangażować i stworzyła wiele planów i pomysłów, a Primrose była gotowa pomóc je zrealizować. Wszystkie trzy czuły się dzięki temu potrzebne i były spragnione działania. Miała jedynie nadzieję, że Rigel daje sobie radę i nie robi czegoś wybitnie głupiego, on to potrafił. Weszła na schody trzymając w dłoni kapelusz z bażancim piórem, a przez ramię przewieszoną czarną pelerynę, jedną z jej ulubionych. W głowie układała plan na dalszą część dnia. Zbliżała się pora obiadu w Durham, a bratowa chciała z Prim pilnie porozmawiać po posiłku, z tego co Prim pamiętała dzisiaj mieli na stoły lordów Burke podać kotlety jagnięce w sosie cytrynowym. Adeline mówiła też coś o desce serów. Lady Burke zmarszczyła lekko brwi kiedy się nad tym zastanawiała. Przed chwilą mówiły o tym, że brakuje zasobów, ludzie nie mają co jeść, a on myśli o tym, że będzie mieć pieczoną jagnięcinę. To właśnie dlatego musiały się zaangażować, opróżnić trochę własne spiżarnie i nakarmić tych, którzy cierpią przez rebeliantów i ich dążenia do spełnienia swojego utopijnego świata. Pewnie najchętniej odebrali by im majątki i skazali na banicję nie mając świadomości, ze to właśnie majątki szlachty dają wiele miejsc pracy, dzięki nim inni mają co do garnka włożyć. Rebelianci byli krótkowzroczni i chcieli aby mugole w pełni poznali ich świat. Ci ludzie palili ich przodków na stosach i teraz zrobili by z chęcią to samo! Topili niewinne kobiety, mordowali je z zimną krwią, oszpecali tylko dlatego, że nie rozumieli magii, ba! Oskarżali o to inne mugolskie kobiety. Pamiętała jak Aquila podarowała jej parę książek dotyczących polowań na czarownice, to było zatrważające i Prim jako nastolatka realnie się bała o swoje życie. Rozmyślając zapomniała podać schodom hasło gdzie mają się przesunąć i nagle wylądowała na IV piętrze stając naprzeciwko jednego ze starszych braci Aquili i nie był nim Rigel.
-Cygnus! – Wypaliła zaskoczona jego widokiem, ale zaraz się poprawiła. – Lordzie Black, przepraszam zamyśliłam się i zwracałam uwagi gdzie schody mnie wywiozły.
Powiedziała na swoje usprawiedliwienie i uśmiechnęła się przepraszająco. Starszy brat Aquili był lekko onieśmielający i nie miała okazji nigdy lepiej go poznać. Z racji różnicy wieku ich drogi szły w całkowicie innym kierunku.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Praca nie dawała mu ani chwili wytchnienia. Cieszył się z faktu, że dużą jej część jest w stanie wykonywać w domu, lecz ta zaleta też ma swoje wady. Gdy pracę przynosi się do domu, to tak naprawdę nigdy się z pracy nie wychodzi. Siedział całe dnie i noce po uszy w dokumentach. Transfer pomiędzy krajami był strasznie pracochłonny. Dopóki go nie zakończy nie będzie w stanie uwolnić się z całej masy obowiązków. Oczywiście na czas pogrzebu i żałoby dostał wolne, co tylko powiększyło górę papierów, którą musiał zająć się później. Na szczęście był przyzwyczajony do takiej roboty. Nawet w dni wolne starał się pracować, aby trochę rozładować obłożenie. Leniwym nie można było go nazwać, co to to nie.
Wyszedł ze swojego gabinetu i planował udać się do kuchni po jakieś picie. Oczywiście, mógł skorzystać ze służby, ale chciał rozprostować nogi. Ciągłe siedzenie mu nie służyło, ostatnio zaniedbał formę i musi do niej jak najszybciej wrócić. Zanim jednak wszedł na schody spotkał kogoś na swojej drodze.
- Właśnie zauważyłem Lady Burke. Mogę spytać gdzie docelowo chciałaś się udać? - zadał pytanie pewnym i dumnym tonem. Jego twarz przyozdabiał delikatny i miły uśmiech. Był elegancko ubrany. Miał spodnie od garnituru, na górze sama koszulka, na niej szelki, które były schowane pod kamizelką. Nie miał na sobie marynarki, bo w domu nie musiał w niej chodzić. W kieszeni kamizelki wystawała magiczna, czarna kalia, która na swoich posiadała świecącą konstelacje Hydry, a najjaśniejszą gwiazdą był Alphard. Był to żałobny symbol Blacków. Gest oddający hołd poległemu, a także symbol pamięci. Cygnus bardzo poważnie traktował tradycje rodzinne i zwyczaje, dlatego przestrzegał ich bardzo skrupulatnie. Był prawdziwym szlachcicem z krwi i kości. Nigdy nie robił tego czego nie powinien, zawsze trzymał się własnych zasad, które w większości pokrywały się z ogólną etykietą arystokracji. Nawet zdarzało mu się do starych, szlachetnie urodzinach znajomych zwracał się per lord czy lady.
Wyszedł ze swojego gabinetu i planował udać się do kuchni po jakieś picie. Oczywiście, mógł skorzystać ze służby, ale chciał rozprostować nogi. Ciągłe siedzenie mu nie służyło, ostatnio zaniedbał formę i musi do niej jak najszybciej wrócić. Zanim jednak wszedł na schody spotkał kogoś na swojej drodze.
- Właśnie zauważyłem Lady Burke. Mogę spytać gdzie docelowo chciałaś się udać? - zadał pytanie pewnym i dumnym tonem. Jego twarz przyozdabiał delikatny i miły uśmiech. Był elegancko ubrany. Miał spodnie od garnituru, na górze sama koszulka, na niej szelki, które były schowane pod kamizelką. Nie miał na sobie marynarki, bo w domu nie musiał w niej chodzić. W kieszeni kamizelki wystawała magiczna, czarna kalia, która na swoich posiadała świecącą konstelacje Hydry, a najjaśniejszą gwiazdą był Alphard. Był to żałobny symbol Blacków. Gest oddający hołd poległemu, a także symbol pamięci. Cygnus bardzo poważnie traktował tradycje rodzinne i zwyczaje, dlatego przestrzegał ich bardzo skrupulatnie. Był prawdziwym szlachcicem z krwi i kości. Nigdy nie robił tego czego nie powinien, zawsze trzymał się własnych zasad, które w większości pokrywały się z ogólną etykietą arystokracji. Nawet zdarzało mu się do starych, szlachetnie urodzinach znajomych zwracał się per lord czy lady.
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cygnus Black był postacią z opowieści Aquili i Rigela, nigdy nie miała okazji lepiej go poznać, gdyż większość swojego czasu spędzał w USA i zobaczyła go pierwszy raz od lat na pogrzebie parę dni temu. Wciąż zapominała, że teraz siedzi w Londynie wraz z rodziną wobec tego jego nagłe pojawienie się na schodach mocno ją zaskoczyło. Pomimo luzu na jaki sobie pozwolił we własnym domu nadal prezentował się nienagannie i elegancko. Ulżyło jej, że nie jest poirytowany jej obecnością, gdyż niczego by nie chciała jak drażnić starszego brata Aquili. Blackowie mieli opinię wytrwanych polityków i osób z dojściami, a takim nie należało się narażać.
-Właśnie wychodziłam, byłam zobaczyć się z Aquilą, ogromnie mnie cieszy to, że pomimo ostatnich wydarzeń nadal pozostaje pełną energii oraz zapału osobą – odpowiedziała Cygnusowi na zadane pytanie. – Najzwyczajniej zapomniałam wydać polecenie.
Wskazała na schody, który niezmiennie kojarzyły się jej z czasami spędzonymi w Hogwarcie. Przesunęła się na bok aby zrobić miejsce lordowi Black, który najwyraźniej postanowił również gdzieś się udać.
-Proszę wybaczyć moją śmiałość, ale na jak długo lord wrócił do Londynu? – Zagadnęła, a była również ciekawa czy będę teraz częściej widywać czarodzieja w stolicy. Ogromnie też fascynowała ją sama Ameryka, w której ten spędził wiele czasu. Nie wypadało jednak napastować go od razu pytaniami, a nie chciała też uchodzić za wścibską. Było wiele tych „nie wypada”, „nie uchodzi” ale z drugiej strony znacznie ułatwiało to prowadzenie konwersacji kiedy wiadomo jak mniej więcej powinna zachować się druga strona.
-Rozmawiałyśmy o tym jak możemy się zaangażować by pomóc poszkodowanym przez wojnę i rebeliantów. Wiele osób cierpi tylko dlatego, że pewna grupa nie potrafi lub nie chce zaakceptować powszechnie panujących zasad. – Wyjaśniła jeszcze powód swojej wizyty poza czysto towarzyską, a w jej głosie rozbrzmiała pasja oraz ogień osoby gotowej do działania i wzięła sprawy w swoje ręce, nawet jeżeli była tylko kobietą i nie mogła wyjść i otwarcie walczyć, to mogła działać na innych frontach. Odczuwała potrzebę działania, a Aquila dała jej wreszcie tą możliwość, podsunęła parę pomysłów i rozwiązań.
-Właśnie wychodziłam, byłam zobaczyć się z Aquilą, ogromnie mnie cieszy to, że pomimo ostatnich wydarzeń nadal pozostaje pełną energii oraz zapału osobą – odpowiedziała Cygnusowi na zadane pytanie. – Najzwyczajniej zapomniałam wydać polecenie.
Wskazała na schody, który niezmiennie kojarzyły się jej z czasami spędzonymi w Hogwarcie. Przesunęła się na bok aby zrobić miejsce lordowi Black, który najwyraźniej postanowił również gdzieś się udać.
-Proszę wybaczyć moją śmiałość, ale na jak długo lord wrócił do Londynu? – Zagadnęła, a była również ciekawa czy będę teraz częściej widywać czarodzieja w stolicy. Ogromnie też fascynowała ją sama Ameryka, w której ten spędził wiele czasu. Nie wypadało jednak napastować go od razu pytaniami, a nie chciała też uchodzić za wścibską. Było wiele tych „nie wypada”, „nie uchodzi” ale z drugiej strony znacznie ułatwiało to prowadzenie konwersacji kiedy wiadomo jak mniej więcej powinna zachować się druga strona.
-Rozmawiałyśmy o tym jak możemy się zaangażować by pomóc poszkodowanym przez wojnę i rebeliantów. Wiele osób cierpi tylko dlatego, że pewna grupa nie potrafi lub nie chce zaakceptować powszechnie panujących zasad. – Wyjaśniła jeszcze powód swojej wizyty poza czysto towarzyską, a w jej głosie rozbrzmiała pasja oraz ogień osoby gotowej do działania i wzięła sprawy w swoje ręce, nawet jeżeli była tylko kobietą i nie mogła wyjść i otwarcie walczyć, to mogła działać na innych frontach. Odczuwała potrzebę działania, a Aquila dała jej wreszcie tą możliwość, podsunęła parę pomysłów i rozwiązań.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
To prawda, że wielu arystokratów, zwłaszcza tych młodszych zna go tylko z opowieści, ponieważ rzadko bywał w Londynie. Był zagranicznym delegatem i skłamałby jakby powiedział że nie kochał tamtej pracy. Pod wieloma względami dyplomacja przypominała wojnę, tylko bez wymachiwania różdżkami, za to więcej było werbalizmów. Niestety... musiał zrezygnować z tej pracy, aby być przy rodzinie w tych trudnych czasach, a także wesprzeć rodaków w słusznej walce. Jeżeli dojdzie do zakończenia wojny Cygnus będzie potrzebny, aby postawić Brytyjskie społeczeństwo magiczne na nogi, zwłaszcza pod względem gospodarczym.
- Aquilia jest silna. Bardzo mnie to cieszy, że pomimo takiej tragedii potrafiła przekuć cierpienie w siłę. - naprawdę go to cieszyło, zwłaszcza że niedawno była przygnębiona, ale go to nie dziwiło. Straciła w końcu brata, z którym wiele ich łączyło. Cygnus na pewno go nie zastąpi, ale przynajmniej postara się być oparciem dla reszty rodzeństwa.
- Może się czegoś Lady napijesz? - zapytał, a także wszedł na schody. - Kuchnia. - powiedział poważnym, ale spokojnym tonem w stronę schodów, które po otrzymaniu komendy zaczęły się momentalnie obracać. Czasami słyszał plotki że schody w ich domu lubiły płatać figle i nawet po otrzymaniu polecenia frunęły gdzie indziej. On nigdy nie miał takich problemów. Zawsze wykonywały to co im kazał.
- Na jak długo zostanę? Najprawdopodobniej na stałe. Ciężko jest to stwierdzić, gdy otacza nas wojna. - nie miał pewności czy jeszcze kiedyś pojedzie w delegacje. Od tego zależało wiele czynników. Po pierwsze, czy wygrają wojnę. Jak przegrają zapewne trafi do więzienia na dożywocie, albo zostanie poddany egzekucji. Jednak jeżeli wygrają w stolicy będą potrzebni politycy. To będzie niepowtarzająca szansa na wzbicie się na wyższe szczeble kariery.
- To rozmawiałyście na bardzo ciekawy temat. Wymyśliłyście jakiś sposób aby wspomóc społeczeństwo w tak trudnych czasach? - cieszył się że siostra w coś się angażuje, a nawet ciekawiło go co damy z rodów szlacheckich wymyśliły. Był zdania, że każdy pomysł warto przemyśleć, a także przenalizować bo może wydać się rewolucyjny.
- Aquilia jest silna. Bardzo mnie to cieszy, że pomimo takiej tragedii potrafiła przekuć cierpienie w siłę. - naprawdę go to cieszyło, zwłaszcza że niedawno była przygnębiona, ale go to nie dziwiło. Straciła w końcu brata, z którym wiele ich łączyło. Cygnus na pewno go nie zastąpi, ale przynajmniej postara się być oparciem dla reszty rodzeństwa.
- Może się czegoś Lady napijesz? - zapytał, a także wszedł na schody. - Kuchnia. - powiedział poważnym, ale spokojnym tonem w stronę schodów, które po otrzymaniu komendy zaczęły się momentalnie obracać. Czasami słyszał plotki że schody w ich domu lubiły płatać figle i nawet po otrzymaniu polecenia frunęły gdzie indziej. On nigdy nie miał takich problemów. Zawsze wykonywały to co im kazał.
- Na jak długo zostanę? Najprawdopodobniej na stałe. Ciężko jest to stwierdzić, gdy otacza nas wojna. - nie miał pewności czy jeszcze kiedyś pojedzie w delegacje. Od tego zależało wiele czynników. Po pierwsze, czy wygrają wojnę. Jak przegrają zapewne trafi do więzienia na dożywocie, albo zostanie poddany egzekucji. Jednak jeżeli wygrają w stolicy będą potrzebni politycy. To będzie niepowtarzająca szansa na wzbicie się na wyższe szczeble kariery.
- To rozmawiałyście na bardzo ciekawy temat. Wymyśliłyście jakiś sposób aby wspomóc społeczeństwo w tak trudnych czasach? - cieszył się że siostra w coś się angażuje, a nawet ciekawiło go co damy z rodów szlacheckich wymyśliły. Był zdania, że każdy pomysł warto przemyśleć, a także przenalizować bo może wydać się rewolucyjny.
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Korytarz na IV piętrze
Szybka odpowiedź