Jadalnia (parter)
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Jadalnia
Wspólna jadalnia na parterze, do której prowadzi prosty korytarz. Można ją już zobaczyć od progu kamienicy. Ściany utrzymane są w granatowej barwie, natomiast wszystkie meble są wykonane z najciemniejszego drewna. Przez całe pomieszczenie ciągnie się ogromny, długi stół przykryty zawsze granatowym obrusem. Nie brakuje w niej obrazów, luster oraz gramofonu stojącego w rogu pokoju. Na co dzień stołuje się tutaj cała rodzina, ale przyjmowani są tutaj też goście.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
9 IX
Początek września przyniósł ze sobą tak wiele zmian, że gotów był zapomnieć o swych własnych zaręczynach, choć te miejsce miały jeszcze w sierpniu. Nie upłynęło od nich zbyt wiele czasu, uczucia zatem w innych okolicznościach pozostawałyby nad wyraz żywe. Jednak stały się echem; w obliczu rewelacyjnych wieści, które budziły równie wielkie emocje, jeśli nie większe, zmuszając przy tym do głębokich refleksji. Wyjawione mu prawdy przesłoniły zdarzenia z wcześniejszego miesiąca. Te mocno impulsywne oświadczyny bez pierścionka w wodzie. Te już bardziej przemyślane oświadczyny z pierścionkiem w niewielkim ogrodzie. Przecież tak bardzo dziwił się, że dwukrotnie został przyjęty, jakby rzeczywiście nie było lepszych od niego kandydatów. Lecz podobne rozterki serca uciszone zostały dylematami stawianymi przez niespokojny umysł.
Czuł się tak, jakby stale błądził we śnie. Nie potrafił jeszcze dobrze uporządkować wszystkich dręczących go myśli. Trudno było mu się skupić na czymkolwiek. Obowiązki zawodowe nie potrafiły być tak zajmujące jak niegdyś, również domowe zacisze nijak nie ściągało na siebie jego uwagi. Snuł się niczym milczący cień. Częściej jednak zastygał w bezruchu, przeobrażając się w tym samym w kamienny posąg, nieczuły na otoczenie.
Ledwo przestąpił próg swego domostwa, a już stanęła przed nim matka. Jej zirytowane oblicze wcale nie było tak częstym widokiem, przynajmniej nie w ostatnim czasie. Ale w tej chwili wpatrywała się w Alpharda krytycznie, nawet nie maskując swojej złości. I naprawdę nie był pewien jak mógłby zareagować na dwa poczynione ku niemu kroki przez lady Black. Gotów był przeprosić za wszystkie występki z przeszłości, choć z pewnością chodzić musiało o jakiś niedawny.
– O coś cię prosiłam – syknęła kobieta i wyciągnęła ku niemu ręce, aby z pozorną czułością wygładzić materiał marynarki, gdy tak naprawdę dłońmi mocno napierała na jego ramiona. – Ten jeden raz miałeś być wcześniej. Ten jeden raz mógłbyś zachowywać się dokładnie tak, jak powinieneś.
Jeszcze przez chwilę nie rozumiał zachowania matki. Dopiero widok lady Carrow, gdy ta dumnie wyprostowana zjawiła się na korytarzu, aby posłać mu oceniające spojrzenie, uświadomił mu, że pretensje matki mogły być zasadne. Od kilku dni nie wsłuchiwał się w wypowiadane przez nie słowa, co najwyżej przytakiwał im posłusznie, łudząc się, że dzięki takiej postawie szybciej odzyska ciszę i spokój, atrybuty jakże potrzebna do rozstrzygania wewnętrznych konfliktów. Ale przecież coś pobekiwała o spotkaniu z Aurelią. Nagle wszyscy wokoło mówić zaczęli o ślubie, terminie ceremonii.
– Najmocniej przepraszam – rzekł wyraźnie, aby i druga kobieta oddalona o te kilka metrów go usłyszała. – Gdyby to ode mnie zależało, zjawiłby się wcześniej, jednak zatrzymały mnie sprawy zawodowe. Przez wprowadzenie stanu wojennego Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów nieustannie otrzymuje oficjalne zapytania, których zignorować nie można – wyjaśnił spokojnie, pozostając nad wyraz poważnym. – Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo mi przykro.
– Aurelia czeka w jadalni.
Energicznym krokiem ruszył prostym korytarzem w stronę wspomnianego pomieszczenia, nawet nie mając czasu zastanowić się, dlaczego młodej lady nie przyjęto w salonie. Dopiero wkroczenie do jadalni uświadomiło mu przyczynę takiego niedopatrzenia. Na długim stole ułożone były torty wszelkiego rodzaju. Małe, duże, proste, ozdobne, w jednym kolorze i nad wyraz barwne. Widział festiwal tortów. Tortów ślubnych. Przygotowania do ich ślubu były aż tak posunięte do przodu? Jakim cudem? Dlaczego? Oszołomiony zastanym widokiem, spojrzał w stronę Aurelii odrobinę nieprzytomnie. W końcu postąpił dwa kroki do przodu.
– Nie mogłem zjawić się wcześniej – wyrzucił z siebie w końcu, chcąc przerwać między nimi ciszę. Z pewnością mógł powiedzieć coś zdecydowanie lepszego, ale jego umysł wydawał się dziwnie pusty.
Początek września przyniósł ze sobą tak wiele zmian, że gotów był zapomnieć o swych własnych zaręczynach, choć te miejsce miały jeszcze w sierpniu. Nie upłynęło od nich zbyt wiele czasu, uczucia zatem w innych okolicznościach pozostawałyby nad wyraz żywe. Jednak stały się echem; w obliczu rewelacyjnych wieści, które budziły równie wielkie emocje, jeśli nie większe, zmuszając przy tym do głębokich refleksji. Wyjawione mu prawdy przesłoniły zdarzenia z wcześniejszego miesiąca. Te mocno impulsywne oświadczyny bez pierścionka w wodzie. Te już bardziej przemyślane oświadczyny z pierścionkiem w niewielkim ogrodzie. Przecież tak bardzo dziwił się, że dwukrotnie został przyjęty, jakby rzeczywiście nie było lepszych od niego kandydatów. Lecz podobne rozterki serca uciszone zostały dylematami stawianymi przez niespokojny umysł.
Czuł się tak, jakby stale błądził we śnie. Nie potrafił jeszcze dobrze uporządkować wszystkich dręczących go myśli. Trudno było mu się skupić na czymkolwiek. Obowiązki zawodowe nie potrafiły być tak zajmujące jak niegdyś, również domowe zacisze nijak nie ściągało na siebie jego uwagi. Snuł się niczym milczący cień. Częściej jednak zastygał w bezruchu, przeobrażając się w tym samym w kamienny posąg, nieczuły na otoczenie.
Ledwo przestąpił próg swego domostwa, a już stanęła przed nim matka. Jej zirytowane oblicze wcale nie było tak częstym widokiem, przynajmniej nie w ostatnim czasie. Ale w tej chwili wpatrywała się w Alpharda krytycznie, nawet nie maskując swojej złości. I naprawdę nie był pewien jak mógłby zareagować na dwa poczynione ku niemu kroki przez lady Black. Gotów był przeprosić za wszystkie występki z przeszłości, choć z pewnością chodzić musiało o jakiś niedawny.
– O coś cię prosiłam – syknęła kobieta i wyciągnęła ku niemu ręce, aby z pozorną czułością wygładzić materiał marynarki, gdy tak naprawdę dłońmi mocno napierała na jego ramiona. – Ten jeden raz miałeś być wcześniej. Ten jeden raz mógłbyś zachowywać się dokładnie tak, jak powinieneś.
Jeszcze przez chwilę nie rozumiał zachowania matki. Dopiero widok lady Carrow, gdy ta dumnie wyprostowana zjawiła się na korytarzu, aby posłać mu oceniające spojrzenie, uświadomił mu, że pretensje matki mogły być zasadne. Od kilku dni nie wsłuchiwał się w wypowiadane przez nie słowa, co najwyżej przytakiwał im posłusznie, łudząc się, że dzięki takiej postawie szybciej odzyska ciszę i spokój, atrybuty jakże potrzebna do rozstrzygania wewnętrznych konfliktów. Ale przecież coś pobekiwała o spotkaniu z Aurelią. Nagle wszyscy wokoło mówić zaczęli o ślubie, terminie ceremonii.
– Najmocniej przepraszam – rzekł wyraźnie, aby i druga kobieta oddalona o te kilka metrów go usłyszała. – Gdyby to ode mnie zależało, zjawiłby się wcześniej, jednak zatrzymały mnie sprawy zawodowe. Przez wprowadzenie stanu wojennego Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów nieustannie otrzymuje oficjalne zapytania, których zignorować nie można – wyjaśnił spokojnie, pozostając nad wyraz poważnym. – Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo mi przykro.
– Aurelia czeka w jadalni.
Energicznym krokiem ruszył prostym korytarzem w stronę wspomnianego pomieszczenia, nawet nie mając czasu zastanowić się, dlaczego młodej lady nie przyjęto w salonie. Dopiero wkroczenie do jadalni uświadomiło mu przyczynę takiego niedopatrzenia. Na długim stole ułożone były torty wszelkiego rodzaju. Małe, duże, proste, ozdobne, w jednym kolorze i nad wyraz barwne. Widział festiwal tortów. Tortów ślubnych. Przygotowania do ich ślubu były aż tak posunięte do przodu? Jakim cudem? Dlaczego? Oszołomiony zastanym widokiem, spojrzał w stronę Aurelii odrobinę nieprzytomnie. W końcu postąpił dwa kroki do przodu.
– Nie mogłem zjawić się wcześniej – wyrzucił z siebie w końcu, chcąc przerwać między nimi ciszę. Z pewnością mógł powiedzieć coś zdecydowanie lepszego, ale jego umysł wydawał się dziwnie pusty.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przygotowania do ślubu stanowiły zagadkę nie tylko dla Alpharda, ale i dla Aurelii, która – po raz kolejny – była od nich odsunięta. Obie matki porozumiewały się zaskakująco dobrze, rzucając od czasu do czasu ogólnymi informacjami na temat postępów. Nie wiedziała właściwie nic, gdzie i kiedy, znała jedynie daty poszczególnych spotkań.
Nie rozumiała jednak dziwnej kolejności spotkań organizacyjnych, rozpoczętej od rzeczy raczej najmniej istotnej, ale nie zamierzała mieszać się w plany obu lady i tym bardziej im się sprzeciwiać; wystarczyło, że w ostatnich dniach znowu targały nią spore wątpliwości, a rozmowa z Rosierem – częściowo wyjaśniona z narzeczonym – ponownie zaprzątała jej myśli. Część z nich poświęcona była też Lupusowi i jego zachowaniu, które było dla niej wprost nie do przyjęcia. Traktował ją jak wroga, ale to nie dziwiło jej tak jak to, że był w ogóle skłonny do podobnego zachowania. Zawsze był stonowany, z pozoru obojętny, ale znała go i wiedziała, kiedy nie potrafił przybrać dobrej miny to złej gry – i to prezentował w ostatnim czasie aż za bardzo, dając jej pokrętnej, kobiecej logice do zrozumienia, że najwidoczniej wcale nie była mu tak obojętna, jak próbował udowodnić.
Czekała w wypełnionej słodkościami i aromatem herbaty jadalni, obracając filiżankę z ciepłym napojem w zmarzniętych dłoniach, gdy wzrokiem błądziła po każdym kawałku ciasta z osobna. Czy oni naprawdę mieli tego wszystkiego spróbować? Nie mogli po prostu wybrać smaku z listy listownie?
– Nic się nie stało – odparła krótko, wyrwana wreszcie z chwilowego zamyślenia, kiedy tylko Black wpadł z impetem do środka – jak ci minął dzień? – spytała, odstawiając porcelanowe naczynie na stolik, by następnie podejść powolnym krokiem do Alpharda. – Dosięgnął nas zaszczyt wybrania tortu i ustalenia ewentualnych przekąsek – poinformowała, chociaż wiedziała, że prawdopodobnie ich wstępne ustalenia ulegną co najmniej kilku zmianom i nie wiedziała, czy była potrzeba samodzielnego wyboru – w związku z ogromem zbliżających się ślubów i odrobiną szczęścia udało się ustalić to spotkanie na dzisiaj, nie mogliśmy odmówić – nie wiedziała jednak, gdzie podział się niski cukiernik z zabawnie wykręconymi wąsami, który powinien towarzyszyć im od początku w pierwszej podróży poprzez całą paletę smaków, kształtów i kolorów, ale nie przeszkadzało jej to; zapewne zabawiał obie damy rozmową odciągając ich uwagę od tego, co działo się w jadalni.
– Spokojnie, to najprzyjemniejsza część przygotowań – dodała konspiracyjnie, uśmiechając się jednostronnie, bo lewym kącikiem ust. Sama nie była zwolenniczką mierzenia sukien, ściskania gorsetem, spinania ciasno szpilkami krawieckimi, ani dobieraniem dodatków, czy wyborem wzorów na zaproszenia ślubne. Wciąż marzyła o w miarę skromnym ślubie wśród bliskich – w razie gdyby po raz kolejny miała zmierzyć się ze złośliwością losu.
Nie rozumiała jednak dziwnej kolejności spotkań organizacyjnych, rozpoczętej od rzeczy raczej najmniej istotnej, ale nie zamierzała mieszać się w plany obu lady i tym bardziej im się sprzeciwiać; wystarczyło, że w ostatnich dniach znowu targały nią spore wątpliwości, a rozmowa z Rosierem – częściowo wyjaśniona z narzeczonym – ponownie zaprzątała jej myśli. Część z nich poświęcona była też Lupusowi i jego zachowaniu, które było dla niej wprost nie do przyjęcia. Traktował ją jak wroga, ale to nie dziwiło jej tak jak to, że był w ogóle skłonny do podobnego zachowania. Zawsze był stonowany, z pozoru obojętny, ale znała go i wiedziała, kiedy nie potrafił przybrać dobrej miny to złej gry – i to prezentował w ostatnim czasie aż za bardzo, dając jej pokrętnej, kobiecej logice do zrozumienia, że najwidoczniej wcale nie była mu tak obojętna, jak próbował udowodnić.
Czekała w wypełnionej słodkościami i aromatem herbaty jadalni, obracając filiżankę z ciepłym napojem w zmarzniętych dłoniach, gdy wzrokiem błądziła po każdym kawałku ciasta z osobna. Czy oni naprawdę mieli tego wszystkiego spróbować? Nie mogli po prostu wybrać smaku z listy listownie?
– Nic się nie stało – odparła krótko, wyrwana wreszcie z chwilowego zamyślenia, kiedy tylko Black wpadł z impetem do środka – jak ci minął dzień? – spytała, odstawiając porcelanowe naczynie na stolik, by następnie podejść powolnym krokiem do Alpharda. – Dosięgnął nas zaszczyt wybrania tortu i ustalenia ewentualnych przekąsek – poinformowała, chociaż wiedziała, że prawdopodobnie ich wstępne ustalenia ulegną co najmniej kilku zmianom i nie wiedziała, czy była potrzeba samodzielnego wyboru – w związku z ogromem zbliżających się ślubów i odrobiną szczęścia udało się ustalić to spotkanie na dzisiaj, nie mogliśmy odmówić – nie wiedziała jednak, gdzie podział się niski cukiernik z zabawnie wykręconymi wąsami, który powinien towarzyszyć im od początku w pierwszej podróży poprzez całą paletę smaków, kształtów i kolorów, ale nie przeszkadzało jej to; zapewne zabawiał obie damy rozmową odciągając ich uwagę od tego, co działo się w jadalni.
– Spokojnie, to najprzyjemniejsza część przygotowań – dodała konspiracyjnie, uśmiechając się jednostronnie, bo lewym kącikiem ust. Sama nie była zwolenniczką mierzenia sukien, ściskania gorsetem, spinania ciasno szpilkami krawieckimi, ani dobieraniem dodatków, czy wyborem wzorów na zaproszenia ślubne. Wciąż marzyła o w miarę skromnym ślubie wśród bliskich – w razie gdyby po raz kolejny miała zmierzyć się ze złośliwością losu.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Żałował, że zburzył jej spokój swoim przybyciem. Mógł chociaż chwilę zwlekać z wypowiedzeniem pierwszych słów, wówczas miałby okazję podziwiać ją w ciszy i z boku, mając pewność, że spokój widniejący na jej twarzy pozostaje szczery. Ale na samym początku tylko te przeklęte torty rzuciły mu się w oczy, całkowicie go oszałamiając. Planowanie własnego ślubu było właściwie ostatnią rzeczą, jaką chciał się obecnie zajmować. Tyle trosk pojawiło się w jego życiu, tak bardzo zatrważających, przez co wszystkie inne sprawy odsunięte zostały na dalszy plan. Jeszcze w sierpniu najbardziej zamartwiał się wizją ożenku, a we wrześniu już rozmyślał o poleceniach Czarnego Pana.
W tej jednej krótkiej chwili powinności odeszły w zapomnienie. Nie interesowały go mocno złożone problemy zawodowe, nawet sprawy Rycerzy straciły na znaczeniu. Spoglądał na Aurelię z lekkim ukłuciem w sercu, ponieważ nie zdążył dobrze jej się przypatrzeć, gdy pełna w sobie jakiejś nostalgii zajmowała miejsce przy stole i błądziła wzrokiem po ścianie. W jego mniemaniu i w takim wydaniu prezentowała się nieskazitelnie – pełna godności młoda lady, której przyjdzie zostać jego żoną. Nie miał już sposobności poddać wnikliwej analizie jej zamyślonego wyrazu twarzy, jak i ruchu smukłych palców obracających ostrożnie porcelanową filiżankę. Ale dama powstała i ruszyła ku niemu, wykazując się przy okazji zainteresowaniem jego osobą. Może i uczyniła to z samej uprzejmości, lecz Alphard przywołał na twarz blady uśmiech. Jeszcze we wrześniu nie miał okazji uśmiechnąć się tak po prostu, szczerze, niczego nie udając.
– Pracowicie, ale nie narzekam – odpowiedział z pewną wdzięcznością w głosie, choć zmęczenie było dobrze widoczne na jego twarzy, gdy mimowolnie wspomniał o Włochu gderającym mu przez trzy godziny o nieodpowiednim opodatkowaniu jego towarów ściągniętych do Wielkiej Brytanii statkiem. Wytłumaczenie zawiłości międzynarodowego prawa upartemu i zrzędliwemu czarodziejowi traktował jako zmarnowanie cennego czasu. – Obowiązków ciąg dalszy – dodał po chwili żartobliwie, jednak po zerknięciu z powrotem na torty zmarszczył brwi. Nie przepadał zbytnio za słodkościami, zaś wygląd tortów sugerował, że mogą być tak słodkie, że aż mdłe. Ale nie mógł uniknąć ich próbowania. – Wielu rzeczy nie możemy odmówić naszym drogim matkom.
Ostrożnie przysunął się do Aurelii, całkowicie niszcząc dystans pomiędzy nimi, aby ostrożnie musnąć palcami jej policzek. Wiedział, że bliskość przed ślubem była źle widziana, a ich wcześniejsze pocałunki nie powinny mieć nawet miejsca, jednak w jej obecności konwenanse były strasznym ograniczeniem. Zerwali z nimi kwietniowego wieczora i Black wcale tego nie żałował.
– O czym rozmyślałaś przed moim przybyciem? – spytał naprawdę ciekaw, kciukiem sunąc ku jej ustom, lecz zatrzymując się w połowie drogi. – Mam nadzieję, że nie o żadnym innym kawalerze – chciał zażartować, jednak jego wypowiedź zabrzmiała niezręcznie i w jednej chwili stała się czymś ciężkim, co zawisło pomiędzy nimi. Gdyby tylko wiedział, jak bliski był prawdy, przenigdy nie zdecydowałby się na podobne słowa. – Torty prezentują się całkiem ciekawie – próbował poruszyć na szybko inny temat, aby odwrócić uwagę od wcześniejszej niemądrej wypowiedzi. Zaraz odsunął się od Aurelii i ruszył do stołu, przystając przy nim, aby ponownie obrzucić spojrzeniem przygotowane dla nich wypieki.
W tej jednej krótkiej chwili powinności odeszły w zapomnienie. Nie interesowały go mocno złożone problemy zawodowe, nawet sprawy Rycerzy straciły na znaczeniu. Spoglądał na Aurelię z lekkim ukłuciem w sercu, ponieważ nie zdążył dobrze jej się przypatrzeć, gdy pełna w sobie jakiejś nostalgii zajmowała miejsce przy stole i błądziła wzrokiem po ścianie. W jego mniemaniu i w takim wydaniu prezentowała się nieskazitelnie – pełna godności młoda lady, której przyjdzie zostać jego żoną. Nie miał już sposobności poddać wnikliwej analizie jej zamyślonego wyrazu twarzy, jak i ruchu smukłych palców obracających ostrożnie porcelanową filiżankę. Ale dama powstała i ruszyła ku niemu, wykazując się przy okazji zainteresowaniem jego osobą. Może i uczyniła to z samej uprzejmości, lecz Alphard przywołał na twarz blady uśmiech. Jeszcze we wrześniu nie miał okazji uśmiechnąć się tak po prostu, szczerze, niczego nie udając.
– Pracowicie, ale nie narzekam – odpowiedział z pewną wdzięcznością w głosie, choć zmęczenie było dobrze widoczne na jego twarzy, gdy mimowolnie wspomniał o Włochu gderającym mu przez trzy godziny o nieodpowiednim opodatkowaniu jego towarów ściągniętych do Wielkiej Brytanii statkiem. Wytłumaczenie zawiłości międzynarodowego prawa upartemu i zrzędliwemu czarodziejowi traktował jako zmarnowanie cennego czasu. – Obowiązków ciąg dalszy – dodał po chwili żartobliwie, jednak po zerknięciu z powrotem na torty zmarszczył brwi. Nie przepadał zbytnio za słodkościami, zaś wygląd tortów sugerował, że mogą być tak słodkie, że aż mdłe. Ale nie mógł uniknąć ich próbowania. – Wielu rzeczy nie możemy odmówić naszym drogim matkom.
Ostrożnie przysunął się do Aurelii, całkowicie niszcząc dystans pomiędzy nimi, aby ostrożnie musnąć palcami jej policzek. Wiedział, że bliskość przed ślubem była źle widziana, a ich wcześniejsze pocałunki nie powinny mieć nawet miejsca, jednak w jej obecności konwenanse były strasznym ograniczeniem. Zerwali z nimi kwietniowego wieczora i Black wcale tego nie żałował.
– O czym rozmyślałaś przed moim przybyciem? – spytał naprawdę ciekaw, kciukiem sunąc ku jej ustom, lecz zatrzymując się w połowie drogi. – Mam nadzieję, że nie o żadnym innym kawalerze – chciał zażartować, jednak jego wypowiedź zabrzmiała niezręcznie i w jednej chwili stała się czymś ciężkim, co zawisło pomiędzy nimi. Gdyby tylko wiedział, jak bliski był prawdy, przenigdy nie zdecydowałby się na podobne słowa. – Torty prezentują się całkiem ciekawie – próbował poruszyć na szybko inny temat, aby odwrócić uwagę od wcześniejszej niemądrej wypowiedzi. Zaraz odsunął się od Aurelii i ruszył do stołu, przystając przy nim, aby ponownie obrzucić spojrzeniem przygotowane dla nich wypieki.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie była pewna o czym myślała. W jednej chwili z wspominania spotkania z Lupusem przeskoczyła do spotkania z lordem Rosierem w fantasmagorii a potem cofnęła się w czasie, do festiwalu, próbując odnaleźć jakiekolwiek znaki na niebie i ziemi, wskazujące, że ktoś kpił z niej tuż pod jej nosem. A potem nie myślała już o niczym, skupiając wzrok na kolorowych ciastach, pozwalając, by Alphard zaburzył jej chwilę spokoju – choć w gruncie rzeczy słyszała jego kroki już chwilę wcześniej, nim otworzył drzwi jadalni. Uśmiechnęła się lekko, mając przeczucie, że jej dawne uczucia do młodszego Blacka wciąż pozostawały sprawą pomiędzy nimi i jej narzeczony nie miał o nich pojęcia, i wcale nie czuła się z tym źle; w pewien sposób przecież go chroniła, nie chciała, żeby kiełkujące uczucie zostało zdeptane tak, jak stało się to z nią w połowie sierpnia, bo chociaż sama umiała sobie z tym poradzić, wątpiła, by Black pokierował się w pierwszej chwili rozumiem, niż emocjami.
– Zastanawiałam się, czy nasz gust jest podobny – skłamała więc gładko, nie ruszając się nawet o milimetr, kiedy Alphard przyłożył dłoń do bladego policzka; jego bliskość nie była jej ani obca ani niemiła, nawet jeśli wspomnienie rzekomo rozdartych ubrań podczas festiwalu pojawiło się przed jej oczami. Gdy się odsunął, odetchnęła głębiej, stając po przeciwnej stronie stołu.
– Preferuję minimalizm – zakomunikowała. Czy nie to prezentowała od początku swojego debiutu na salonach? Minimalna ilość kolorów, dodatków lub całkowity ich brak, jeden określony rodzaj trunku, którym się raczyła, minimalne grono bliskich znajomych... nawet w potrawach doszukiwała się minimum, które mogło konkurować z podniosłymi smakami, dostępnymi w najlepszych restauracjach na świecie. I chociaż mało kto rozumiał jej podejście, nie przejmowała się tym; robiła to, co do niej należało, zdaniem innych się nie przejmowała, gdy zwyczajnie nie miała na nie wpływu. – I nie przepadam za czekoladą w dużych ilościach – podała Alphardowi widelczyk, wskazując na jedno z ciast: najmniej kolorowe, zapewne niemniej słodkie, od reszty ze względu na dużą ilość lukru pokrywającego biszkopt – czy myślałeś już nad listą gości? – Spytała nagle, ze zwykłej, kobiecej ciekawości, zupełnie niepodszytej nutą zazdrości i nie sugerującą, że chodzi jej o drogą przyjaciółkę mężczyzny, Deirdre. Zresztą, po ostatnim artykule ubolewającym nad coraz częściej lekkomyślnym traktowaniem osób spoza arystokracji, czuła, że to idealna wymówka do poruszenia tego tematu.
– Zastanawiałam się, czy nasz gust jest podobny – skłamała więc gładko, nie ruszając się nawet o milimetr, kiedy Alphard przyłożył dłoń do bladego policzka; jego bliskość nie była jej ani obca ani niemiła, nawet jeśli wspomnienie rzekomo rozdartych ubrań podczas festiwalu pojawiło się przed jej oczami. Gdy się odsunął, odetchnęła głębiej, stając po przeciwnej stronie stołu.
– Preferuję minimalizm – zakomunikowała. Czy nie to prezentowała od początku swojego debiutu na salonach? Minimalna ilość kolorów, dodatków lub całkowity ich brak, jeden określony rodzaj trunku, którym się raczyła, minimalne grono bliskich znajomych... nawet w potrawach doszukiwała się minimum, które mogło konkurować z podniosłymi smakami, dostępnymi w najlepszych restauracjach na świecie. I chociaż mało kto rozumiał jej podejście, nie przejmowała się tym; robiła to, co do niej należało, zdaniem innych się nie przejmowała, gdy zwyczajnie nie miała na nie wpływu. – I nie przepadam za czekoladą w dużych ilościach – podała Alphardowi widelczyk, wskazując na jedno z ciast: najmniej kolorowe, zapewne niemniej słodkie, od reszty ze względu na dużą ilość lukru pokrywającego biszkopt – czy myślałeś już nad listą gości? – Spytała nagle, ze zwykłej, kobiecej ciekawości, zupełnie niepodszytej nutą zazdrości i nie sugerującą, że chodzi jej o drogą przyjaciółkę mężczyzny, Deirdre. Zresztą, po ostatnim artykule ubolewającym nad coraz częściej lekkomyślnym traktowaniem osób spoza arystokracji, czuła, że to idealna wymówka do poruszenia tego tematu.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wcale nie liczył na to, że będzie lgnęła do jego dłoni, a jednak poczuł się zawiedziony jej reakcją, a raczej jej brakiem, gdy nie dostrzegł w szarych oczach ekscytacji. Musiał się od niej odsunąć, nie chcąc jej do niczego przymuszać. Powinien być bardziej opanowany, cierpliwy, wyrozumiały. Ale w żaden sposób nie spodobało mu się to, że stanęła po drugiej stronie stołu, odcinając się od niego z pomocą tego przeklętego mebla. Sam budował między nimi dystans, więc dlaczego za złe miał jej tę samą postawę?
– Ponoć minimalizm to przejaw skromności – odrzekł po chwili, niezbyt wiedząc, co powiedzieć. Dywagacje o zastanych pod własnym dachem tortach wcale go nie ekscytowały, przeciwnie, odbierały mu chęci do życia. Czy jego ojciec zajmował się podobnymi sprawami przed własnym ślubem? Może lordów przymuszano do takich rzeczy, aby nieco lepiej poznali swoje narzeczone. I chyba fakt o nieprzepadaniu za zbyt dużą ilością czekolady wart był mimo wszystko odnotowania. Krótko przytaknął, tylko w taki sposób ukazując zaangażowanie, gdy ostrożnie odbierał widelczyk, aby zaraz wbić się nim w tort wybrany w pierwszej kolejności przez Aurelię. Ale nie zdążył go spróbować, gdy podjęła się kolejnego wątku.
– Właściwie to nie – odpowiedział szczerze, bo nawet nie był świadom tego, jak spieszono się z ich ślubem, wręcz poganiano ich do tego, aby stali się małżeństwem. Sam cały czas sprawę tę spychał na drugi plan, łudząc się, że tak naprawdę mają jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby uporządkować sobie wszystkie myśli, zaś ich rodziny łaskawie pozwolą im lepiej się poznać przed całą ceremonią. Zdecydowanie się przeliczył i dostrzegł to zbyt późno, kiedy w rodowej jadalni Blacków ujrzał jakiś festiwal cukierniczy. Zmarszczył brwi zdradzając tym swoje zagubienie w jednym z najważniejszych aspektów ich ślubu. Lista gości – niosło się echem gdzieś po jego umyśle. – Szczerze powiedziawszy zamierzałem zdać się w pełni na osąd nestorów naszych rodów – dodał nad wyraz poważnie, prostując się przy tym dumnie. Przewidywał, że dobór gości będzie bardzo przemyślany. Ostatnie wydarzenia z pewnością sprawią, że swoista selekcja stanie się jeszcze bardziej rygorystyczna. Nie liczył więc na to, że na ślubie ujrzy inne twarze niż te znane z salonów. Tylko osoby wywodzące się z arystokracji mogły liczyć na zaproszenie. Nie był więc pewien, czy nawet świeżo upieczony mąż od Parkinsonów będzie miał okazję gościć na ich ślubie, nawet jeśli znakomita część ich towarzystwa rozumiała to jak łatwo ulec urokowi wili, nawet jeśli tylko czystej krwi. – Czy masz specjalne życzenia co do tej listy? – rzucił niby uprzejmie, jednak na końcu wypowiedzi zawisła ciężka nuta, nad którą nie potrafił zapanować. Wspominała niegdyś, że pragnie uroczystości w wąskim gronie, niezbyt wystawnej. Nawet wolał nie robić szumu wokół ich związku.
– Ponoć minimalizm to przejaw skromności – odrzekł po chwili, niezbyt wiedząc, co powiedzieć. Dywagacje o zastanych pod własnym dachem tortach wcale go nie ekscytowały, przeciwnie, odbierały mu chęci do życia. Czy jego ojciec zajmował się podobnymi sprawami przed własnym ślubem? Może lordów przymuszano do takich rzeczy, aby nieco lepiej poznali swoje narzeczone. I chyba fakt o nieprzepadaniu za zbyt dużą ilością czekolady wart był mimo wszystko odnotowania. Krótko przytaknął, tylko w taki sposób ukazując zaangażowanie, gdy ostrożnie odbierał widelczyk, aby zaraz wbić się nim w tort wybrany w pierwszej kolejności przez Aurelię. Ale nie zdążył go spróbować, gdy podjęła się kolejnego wątku.
– Właściwie to nie – odpowiedział szczerze, bo nawet nie był świadom tego, jak spieszono się z ich ślubem, wręcz poganiano ich do tego, aby stali się małżeństwem. Sam cały czas sprawę tę spychał na drugi plan, łudząc się, że tak naprawdę mają jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby uporządkować sobie wszystkie myśli, zaś ich rodziny łaskawie pozwolą im lepiej się poznać przed całą ceremonią. Zdecydowanie się przeliczył i dostrzegł to zbyt późno, kiedy w rodowej jadalni Blacków ujrzał jakiś festiwal cukierniczy. Zmarszczył brwi zdradzając tym swoje zagubienie w jednym z najważniejszych aspektów ich ślubu. Lista gości – niosło się echem gdzieś po jego umyśle. – Szczerze powiedziawszy zamierzałem zdać się w pełni na osąd nestorów naszych rodów – dodał nad wyraz poważnie, prostując się przy tym dumnie. Przewidywał, że dobór gości będzie bardzo przemyślany. Ostatnie wydarzenia z pewnością sprawią, że swoista selekcja stanie się jeszcze bardziej rygorystyczna. Nie liczył więc na to, że na ślubie ujrzy inne twarze niż te znane z salonów. Tylko osoby wywodzące się z arystokracji mogły liczyć na zaproszenie. Nie był więc pewien, czy nawet świeżo upieczony mąż od Parkinsonów będzie miał okazję gościć na ich ślubie, nawet jeśli znakomita część ich towarzystwa rozumiała to jak łatwo ulec urokowi wili, nawet jeśli tylko czystej krwi. – Czy masz specjalne życzenia co do tej listy? – rzucił niby uprzejmie, jednak na końcu wypowiedzi zawisła ciężka nuta, nad którą nie potrafił zapanować. Wspominała niegdyś, że pragnie uroczystości w wąskim gronie, niezbyt wystawnej. Nawet wolał nie robić szumu wokół ich związku.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Od początku przeczuwała, że gdy tylko plan złączenia ich węzłem i kontraktem małżeńskim wejdzie w życie, nie dane im będzie się lepiej poznać. Zresztą, czy którakolwiek para złączona decyzją rodzin, nie swoją, poznawała się przed ślubem? Osobiście takich nie znała, wierząc w to, że poznawali się po ceremonii i wspólnym zamieszkaniu. Jak na razie jednak nie zastanawiała się nad tym, jak ich relacja będzie wyglądać po nałożeniu sobie na palce obrączek ślubnych, nawet jeśli od festiwalu zdążyła zauważyć lekkie ochłodzenie relacji między nimi – miała w tym momencie inne problemy na głowie, głównie związane z rodową hodowlą skrzydlatych stworzeń, które – szczęściem w nieszczęściu – pozwalały zająć jej myśli czymś innym, niż tym, co czekało ją w najbliższej przyszłości.
Dalej preferowała skromną uroczystość, patrząc jednak na zaangażowanie matek w organizację ceremonii, miała pewne wątpliwości, czy to życzenie się spełni; zastanawiała się zresztą, czy Alphard zdołał poruszyć ów temat ze swoją matką. W końcu obiecał jej, że zrobi wszystko pójdzie po ich myśli a jego intencje wydały się jej wtedy szczere. Ale czy nie wydawały się jej takie niemal zawsze i niewiele potem działo się coś, przez co poddawała je w wątpliwość? Odetchnęła głęboko, zakładając pojedyncze pasma ciemnych włosów za uszy. Nie przemyślała tej rozmowy, ani tamtej, podczas kolacji z rodzicami, z niechęcią uznając, że Tristan miał rację uznając jej założenia za nieco nieprawdopodobne.
– Właściwie to tak – odparła spokojnie, unosząc wzrok znad tortów na twarz swojego narzeczonego; nie była niemiła, jej ton był spokojny, może nieco oschły, tak jak na co dzień, choć dzisiaj ciężko było jej nad nim zapanować – uważam, że powinniśmy przyjrzeć się twoim bliskim przyjaciółkom – próbowała nie dolewać oliwy do ognia, lecz myśli kłębiły się w głowie i nie wiedziała już, czy wpadła w sieć intryg Rosiera, czy w swoją własną. – Wolałabym przeżyć ten dzień bez większego stresu, niż ten, który i tak nas czeka – dodała i skosztowała ciasta, czując nieprzyjemne kłucie niepewności – nie wiedziała bowiem jak Black zareaguje na podobną uwagę, jakże śmiałą. Wiedziała, że był człowiekiem inteligentnym, czytającym między wierszami jak nikt inny a między jej wierszami dość dobrze, więc sądziła, że już zdołał zrozumieć o co konkretnie chodziło.
Dalej preferowała skromną uroczystość, patrząc jednak na zaangażowanie matek w organizację ceremonii, miała pewne wątpliwości, czy to życzenie się spełni; zastanawiała się zresztą, czy Alphard zdołał poruszyć ów temat ze swoją matką. W końcu obiecał jej, że zrobi wszystko pójdzie po ich myśli a jego intencje wydały się jej wtedy szczere. Ale czy nie wydawały się jej takie niemal zawsze i niewiele potem działo się coś, przez co poddawała je w wątpliwość? Odetchnęła głęboko, zakładając pojedyncze pasma ciemnych włosów za uszy. Nie przemyślała tej rozmowy, ani tamtej, podczas kolacji z rodzicami, z niechęcią uznając, że Tristan miał rację uznając jej założenia za nieco nieprawdopodobne.
– Właściwie to tak – odparła spokojnie, unosząc wzrok znad tortów na twarz swojego narzeczonego; nie była niemiła, jej ton był spokojny, może nieco oschły, tak jak na co dzień, choć dzisiaj ciężko było jej nad nim zapanować – uważam, że powinniśmy przyjrzeć się twoim bliskim przyjaciółkom – próbowała nie dolewać oliwy do ognia, lecz myśli kłębiły się w głowie i nie wiedziała już, czy wpadła w sieć intryg Rosiera, czy w swoją własną. – Wolałabym przeżyć ten dzień bez większego stresu, niż ten, który i tak nas czeka – dodała i skosztowała ciasta, czując nieprzyjemne kłucie niepewności – nie wiedziała bowiem jak Black zareaguje na podobną uwagę, jakże śmiałą. Wiedziała, że był człowiekiem inteligentnym, czytającym między wierszami jak nikt inny a między jej wierszami dość dobrze, więc sądziła, że już zdołał zrozumieć o co konkretnie chodziło.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Srebrny widelczyk z nabitym na niego kawałkiem tortu ciążył mu w dłoni niemiłosiernie. Nie miał ochoty zasmakować wypieku, ale przede wszystkim zabrakło mu sposobności, aby zwyczajnie się do tego przymusić, kiedy zaczęły wreszcie padać między nimi słowa. I to słowa nieprzypadkowe, bo w pełni świadomie dobrane tak, żeby pozornie neutralne stały się wyraźną insynuacją. Ileż razy Alphard sam chwytał się podobnej sztuczki chcąc wybadać reakcję rozmówcy? Jak wiele razy słyszał podobne figury retoryczne na salonach i w ministerialnych korytarzach, gdzie więcej zwojować można kilkoma wypowiedziami niż serią zaklęć? W jednej chwili zaczął żałować własnego pytania, choć o wiele bardziej niewygodnie mu było z odpowiedzią, jaką otrzymał. Spokojny wstęp zbyt łatwo uśpił jego czujność, przez co wcale nie był przygotowany na celnie wyprowadzony cios.
– Bliskim przyjaciółkom? – powtórzył po niej bezmyślnie, wyraźnie zaskoczony, jakby jeszcze nie był w stanie uwierzyć, że właśnie takie słowa mu zaserwowała. Jednak dopiero wzmianka o tym całym większym stresie ubodła go najbardziej. To była insynuacja, która dla niego była jedną z najbardziej upokarzających, ponieważ była zarazem sugestią, iż mógłby przynieść jej wstyd. Nawet jeśli zarzut ten pojawił się nie z powodu samej jego osoby, lecz przez jego znajomości, a właściwie jedną przyjaźń, poczuł się dotknięty. Drgnął niespokojnie, aby zaraz spojrzeć na Aurelię zupełnie inaczej – ostro i surowo, ze złością i żalem. Z uwagą przyglądał się temu, jak smakuje tortu i najzwyczajniej w świecie czuł zawód. Dotarło do niego, że nie uwierzyła jego zapewnieniom i miała go za człowieka kłamliwego, niehonorowego. Widziała w nim mężczyznę spragnionego bliskości innej kobiety. Nie był taki. Nie kierował się wręcz prymitywnym pożądaniem. – Myślałem, że już wyjaśniliśmy sobie tę sprawę – dodał po chwili stanowczo, nie pozwalając sobie nawet na chwilę zawahania, kiedy czuł rosnącą w nim złość, której chciał dać upust. – Skoro na myśli masz tylko jedną pannę, której personalia przecież ci zdradziłem, mów o niej śmiało albo wcale.
Z irytacji odrzucił srebrny sztuciec na jeden z porcelanowych talerzy, nie przejmując się metalicznym odgłosem uderzenia, co rozszedł się po pomieszczeniu. Odwrócił się gwałtownie od swej narzeczonej i spojrzał gniewnie w drzwi, chcąc po prostu wyjść. Potem jednak poczuł inną potrzebę. Momentalnie obszedł stół i znalazł się przy Aurelii z chęcią spojrzenia prosto w jej szare oczy.
– Ja zaś mam pewne wymagania do dnia dzisiejszego. Jeśli chcesz czynić mi jakiekolwiek wyrzuty, to przynajmniej miej odwagę artykułować je precyzyjnie i bez ogródek. Wyrzuć z siebie wszystko póki masz ku temu okazję.
Postawił jej warunki. Zażądał od niej bezwzględnej szczerości, może nawet chamskiej bezpośredniości, ale tego najwidoczniej potrzebowali, skoro lady Carrow miała wątpliwości większe niż wybór idealnego tortu.
– Bliskim przyjaciółkom? – powtórzył po niej bezmyślnie, wyraźnie zaskoczony, jakby jeszcze nie był w stanie uwierzyć, że właśnie takie słowa mu zaserwowała. Jednak dopiero wzmianka o tym całym większym stresie ubodła go najbardziej. To była insynuacja, która dla niego była jedną z najbardziej upokarzających, ponieważ była zarazem sugestią, iż mógłby przynieść jej wstyd. Nawet jeśli zarzut ten pojawił się nie z powodu samej jego osoby, lecz przez jego znajomości, a właściwie jedną przyjaźń, poczuł się dotknięty. Drgnął niespokojnie, aby zaraz spojrzeć na Aurelię zupełnie inaczej – ostro i surowo, ze złością i żalem. Z uwagą przyglądał się temu, jak smakuje tortu i najzwyczajniej w świecie czuł zawód. Dotarło do niego, że nie uwierzyła jego zapewnieniom i miała go za człowieka kłamliwego, niehonorowego. Widziała w nim mężczyznę spragnionego bliskości innej kobiety. Nie był taki. Nie kierował się wręcz prymitywnym pożądaniem. – Myślałem, że już wyjaśniliśmy sobie tę sprawę – dodał po chwili stanowczo, nie pozwalając sobie nawet na chwilę zawahania, kiedy czuł rosnącą w nim złość, której chciał dać upust. – Skoro na myśli masz tylko jedną pannę, której personalia przecież ci zdradziłem, mów o niej śmiało albo wcale.
Z irytacji odrzucił srebrny sztuciec na jeden z porcelanowych talerzy, nie przejmując się metalicznym odgłosem uderzenia, co rozszedł się po pomieszczeniu. Odwrócił się gwałtownie od swej narzeczonej i spojrzał gniewnie w drzwi, chcąc po prostu wyjść. Potem jednak poczuł inną potrzebę. Momentalnie obszedł stół i znalazł się przy Aurelii z chęcią spojrzenia prosto w jej szare oczy.
– Ja zaś mam pewne wymagania do dnia dzisiejszego. Jeśli chcesz czynić mi jakiekolwiek wyrzuty, to przynajmniej miej odwagę artykułować je precyzyjnie i bez ogródek. Wyrzuć z siebie wszystko póki masz ku temu okazję.
Postawił jej warunki. Zażądał od niej bezwzględnej szczerości, może nawet chamskiej bezpośredniości, ale tego najwidoczniej potrzebowali, skoro lady Carrow miała wątpliwości większe niż wybór idealnego tortu.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Brzdęk rzuconego widelca rozszedł się donośnym hukiem po jadalni, jednak Aurelia wcale nie zamierzała spuścić z tonu i uciąć tego tematu, który w ostatnim czasie znowu ją nawiedzał i ściągał na ścieżkę niepewności. Wyprostowała się odruchowo, nie zwracając uwagi na skrytą pod rękawami bordowej sukni gęsią skórkę i dreszcz sunący od karku wzdłuż kręgosłupa a potem nieśpiesznie przetarła usta serwetką, odkładając spokojnie, w przeciwieństwie do narzeczonego, sztuciec na stół. Nawet nie spostrzegła, gdy Alphard znalazł się obok niej, czego nie mogła powiedzieć o jego tonie głosu, który drażnił ją już od dłuższej chwili – tonie, którym uraczył ją już nie raz i który z jednej strony był dla niej fascynujący, a z drugiej niezwykle nieprzyjemny, wszak podobnie zwracał się do niej tylko lord Carrow. Tym razem odrzuciła jednak powroty do wspomnień z dzieciństwa, musztry i wszelkich pouczeń ze strony ojca, unosząc wzrok na twarz mężczyzny; pewnie, bo przecież nic nie mógł jej zrobić.
– W porządku – odparła, zbierając słowa w całość, choć miała wrażenie, że te lepiej brzmiały w jej głowie i na spisanym późnym wieczorem pergaminie. Miała zamiar ów list wysłać, ale w końcu uznała, że wskazywałoby to na jej tchórzostwo względem konfrontacji twarzą w twarz – widzisz, Alphardzie, myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, myślałam, że przymknę na to oko, kiedy jednak jedna, druga a potem kolejna osoba przychodzi do mnie i potwierdza tę samą plotkę, to raczej nie mogę puścić tego płazem. W każdej plotce jest ziarno prawdy, tu zdaje się ich być o wiele więcej – na początku wprawdzie przymknęła oko na słowa Tristana, który jako pierwszy zasiał w niej ziarno niepewności, uznając, że najwidoczniej miał ku tej relacji pewne obiekcje, zaś wyjaśnienia Alpharda zaledwie kilka dni później brzmiały sensownie i szczerze, że nie widziała sensu w poruszaniu tej kwestii, gdy jednak później wersja lorda Rosiera zdawała się być bliższa prawdy, poczuła się oszukana. I głupio, niechętnie przyznając Tristanowi rację – czego wcale nie zamierzała zrobić naprawdę, lecz w myślach.
– Jestem daleka od słuchania opinii innych, ale teraz, mój drogi, niechętnie przyznaję, że rozchełstane i pomięte ubrania zaledwie dzień po naszych zaręczynach to obraza i lekceważenie – kontynuowała bez chwili zawahania, jak na ironię w tej niezręcznej sytuacji czując się lepiej po wyrzuceniu tego z siebie. Zauważyła jednak, że z pozoru przemyślany plan, w którym przypiera sprawcę do ściany z zaskoczenia, zaczynał przemieniać się w zwykłą improwizację; zdążyła zapomnieć o wielu wątkach swojej niezwykłej, dyplomatycznej przemowy – podobnie zresztą ukrywanie artykułu w gazecie wspominającego o tamtym zdarzeniu, choć to już nie twój problem – być może jej matka, mądra kobieta, wiedziała co robi, ukrywając poranną prasę przed nią; być może spodziewała się, że jej córka potraktuje to jak dobry powód do zerwania zaręczyn i słusznie – ciemnowłosa obróciła pierścień zaręczynowy na palcu a potem opuściła zaciśniętą w pięść dłoń wzdłuż ciała. – W każdym razie, podczas swoich wyjaśnień pominąłeś tę kwestię. Nie rozumiem dlaczego, skoro nic przed nikim się nie ukryje a towarzystwo tylko czeka na kolejny powód do plotkowania. Ale teraz, wróćmy do naszych obowiązków, wybór tortu to przecież sprawa niecierpiąca zwłoki. – zakończyła ostrzej, surowiej, odwracając wzrok na stół. Wiedziała, że od teraz w życiu nie skosztuje już żadnego ciasta.
– W porządku – odparła, zbierając słowa w całość, choć miała wrażenie, że te lepiej brzmiały w jej głowie i na spisanym późnym wieczorem pergaminie. Miała zamiar ów list wysłać, ale w końcu uznała, że wskazywałoby to na jej tchórzostwo względem konfrontacji twarzą w twarz – widzisz, Alphardzie, myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, myślałam, że przymknę na to oko, kiedy jednak jedna, druga a potem kolejna osoba przychodzi do mnie i potwierdza tę samą plotkę, to raczej nie mogę puścić tego płazem. W każdej plotce jest ziarno prawdy, tu zdaje się ich być o wiele więcej – na początku wprawdzie przymknęła oko na słowa Tristana, który jako pierwszy zasiał w niej ziarno niepewności, uznając, że najwidoczniej miał ku tej relacji pewne obiekcje, zaś wyjaśnienia Alpharda zaledwie kilka dni później brzmiały sensownie i szczerze, że nie widziała sensu w poruszaniu tej kwestii, gdy jednak później wersja lorda Rosiera zdawała się być bliższa prawdy, poczuła się oszukana. I głupio, niechętnie przyznając Tristanowi rację – czego wcale nie zamierzała zrobić naprawdę, lecz w myślach.
– Jestem daleka od słuchania opinii innych, ale teraz, mój drogi, niechętnie przyznaję, że rozchełstane i pomięte ubrania zaledwie dzień po naszych zaręczynach to obraza i lekceważenie – kontynuowała bez chwili zawahania, jak na ironię w tej niezręcznej sytuacji czując się lepiej po wyrzuceniu tego z siebie. Zauważyła jednak, że z pozoru przemyślany plan, w którym przypiera sprawcę do ściany z zaskoczenia, zaczynał przemieniać się w zwykłą improwizację; zdążyła zapomnieć o wielu wątkach swojej niezwykłej, dyplomatycznej przemowy – podobnie zresztą ukrywanie artykułu w gazecie wspominającego o tamtym zdarzeniu, choć to już nie twój problem – być może jej matka, mądra kobieta, wiedziała co robi, ukrywając poranną prasę przed nią; być może spodziewała się, że jej córka potraktuje to jak dobry powód do zerwania zaręczyn i słusznie – ciemnowłosa obróciła pierścień zaręczynowy na palcu a potem opuściła zaciśniętą w pięść dłoń wzdłuż ciała. – W każdym razie, podczas swoich wyjaśnień pominąłeś tę kwestię. Nie rozumiem dlaczego, skoro nic przed nikim się nie ukryje a towarzystwo tylko czeka na kolejny powód do plotkowania. Ale teraz, wróćmy do naszych obowiązków, wybór tortu to przecież sprawa niecierpiąca zwłoki. – zakończyła ostrzej, surowiej, odwracając wzrok na stół. Wiedziała, że od teraz w życiu nie skosztuje już żadnego ciasta.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jej spokój wydawał się wręczy wystudiowany, gdy tak beznamiętnie ignorowała jego złość. Sama widelczyk do ciasta odłożyła nad wyraz ostrożnie, a resztę słodyczy z ust starła serwetą z wielkim opanowaniem. Nie mógł tego znieść. Kiedy on szalał od rosnących w nim emocji, ona słała mu przenikliwe spojrzenie i krok po kroku wypunktowywała wszystkie niecne uczynki jakich to się ponoć dopuścił.
– Nie słyszałaś nigdy, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy w końcu staje się prawdą? – spytał zuchwale, dumnie prostując się, aby obdarzyć niby pobłażliwym spojrzeniem swoją narzeczoną, gdy w rzeczywistości szukał jedynie sposobu, aby nad nią górować, bezczelnie wykorzystując swoją lepszą pozycję jako mężczyzny, a nawet różnicę wzrostu pomiędzy nimi. – Przypominam sobie jedynie zdjętą dla wygody marynarkę, jak i później poluzowany krawat, ale z pewnością wszyscy już widzieli w tym oznaki nieokrzesania – choć próbował wyprostować pogląd Aurelii, czynił to nieudolnie, zbyt mocno urażony jej pretensjami, których nie rozumiał. Tamtej ostatniej festiwalowej nocy rzeczywiście pozwolił sobie na dużo swobody, jednak w żaden sposób nie obłapiał swojej towarzyszki, zatem nikogo zgorszyć nie mógł. Ale najwidoczniej był osamotniony w tej opinii. Jednak przede wszystkim nie zdradzał całej prawdy, bo nie wspomniał o tanim winie zmieszanym z krwią płynącą w jego żyłach i szumiącym mu w głowie. Słówka nie pisnął o zdjętych spontanicznie butach na skraju lasu, z którego wyszedł w towarzystwie równie upojonej Deirdre. I nie zamierzał raz jeszcze wspominać o postaci Rosiera, którego miał szczerze dość. – A najbardziej oburzeni świadkowie tego zdarzenia chętnie podnieśliby okrzyki o mej nieobyczajności, gdyby tylko podniosło to sprzedaż goniącego za skandalami pisemka – rzucił ironicznie, nie kryjąc się ze swą niechęcią do wszelkich plotek, według których zawsze wypadał niekorzystnie. – Gdyby nie ma droga siostra, sam zapewne nie wiedziałbym o tym, że redakcja Czarownicy poświęciła mojej osobie tak wiele uwagi – dobrze pamiętał jak Walburga podsunęła mu artykuł pod sam nos z ogromna satysfakcją, próbując wyłapać na jego twarzy jakąkolwiek żywszą reakcję. Na całe szczęście zaparł się w sobie i nie powiedział nic, słuchał za to jedynie niezadowolonych komentarzy swej matki nad uchem.
– Nie, Aurelio – zaprzeczył jej słowom natychmiast, nie chcąc dać jej nagle uciec od niewygodnego tematu, kiedy uparcie trzymała się swego błędnego stanowiska. Odwróciła od niego wzroku, czego nie mógł ścierpieć. Natychmiast ujął jej podbródek i skierował jej twarz raz jeszcze ku sobie, aby spojrzała mu prosto w oczy tak śmiało, jak czyniła to jeszcze przed chwilą. – Nie wybierzemy tortu dopóki nie wyjaśnimy sobie tej sprawy raz na zawsze. Masz mi dokładnie powiedzieć, co też mi zarzucasz. Złe prowadzenie się? Zdradę tuż po zaręczynach? Czy tylko zakłamanie za to, że nie wyjawiłem ci wszystkich szczegółów, które zostały rozdmuchane przez ludzi boleśnie nudnych i zawistnych? – wpatrywał się w nią intensywnie, wciąż pełen irytacji. – Bywam nieokrzesany, to prawda, ale nigdy nie uczyniłby ci tak wielkiego dyshonoru, o co właśnie mnie podejrzewasz.
Całe towarzystwo uznawało zdrady lordów za coś naturalnego, jeśli tylko przelotne romanse nie wychodziły na światło dzienne. Alphard nigdy jednak nie zamierzał Aurelii zdradzić. Nie potrzebował żyć w dużej mierze uciechami cielesnymi, nigdy specjalnie nich nie szukał, od dziecka już godząc się z faktem, że u jego boku stanąć przyjdzie jakiejś damie. Zdawało mu się, że natrafił na rozsądną lady, co zechce uwierzyć w pierwszej kolejności w niego. Niestety, opinie wystawiane na jego temat przez towarzystwo okazały się ważniejsze.
– Nie słyszałaś nigdy, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy w końcu staje się prawdą? – spytał zuchwale, dumnie prostując się, aby obdarzyć niby pobłażliwym spojrzeniem swoją narzeczoną, gdy w rzeczywistości szukał jedynie sposobu, aby nad nią górować, bezczelnie wykorzystując swoją lepszą pozycję jako mężczyzny, a nawet różnicę wzrostu pomiędzy nimi. – Przypominam sobie jedynie zdjętą dla wygody marynarkę, jak i później poluzowany krawat, ale z pewnością wszyscy już widzieli w tym oznaki nieokrzesania – choć próbował wyprostować pogląd Aurelii, czynił to nieudolnie, zbyt mocno urażony jej pretensjami, których nie rozumiał. Tamtej ostatniej festiwalowej nocy rzeczywiście pozwolił sobie na dużo swobody, jednak w żaden sposób nie obłapiał swojej towarzyszki, zatem nikogo zgorszyć nie mógł. Ale najwidoczniej był osamotniony w tej opinii. Jednak przede wszystkim nie zdradzał całej prawdy, bo nie wspomniał o tanim winie zmieszanym z krwią płynącą w jego żyłach i szumiącym mu w głowie. Słówka nie pisnął o zdjętych spontanicznie butach na skraju lasu, z którego wyszedł w towarzystwie równie upojonej Deirdre. I nie zamierzał raz jeszcze wspominać o postaci Rosiera, którego miał szczerze dość. – A najbardziej oburzeni świadkowie tego zdarzenia chętnie podnieśliby okrzyki o mej nieobyczajności, gdyby tylko podniosło to sprzedaż goniącego za skandalami pisemka – rzucił ironicznie, nie kryjąc się ze swą niechęcią do wszelkich plotek, według których zawsze wypadał niekorzystnie. – Gdyby nie ma droga siostra, sam zapewne nie wiedziałbym o tym, że redakcja Czarownicy poświęciła mojej osobie tak wiele uwagi – dobrze pamiętał jak Walburga podsunęła mu artykuł pod sam nos z ogromna satysfakcją, próbując wyłapać na jego twarzy jakąkolwiek żywszą reakcję. Na całe szczęście zaparł się w sobie i nie powiedział nic, słuchał za to jedynie niezadowolonych komentarzy swej matki nad uchem.
– Nie, Aurelio – zaprzeczył jej słowom natychmiast, nie chcąc dać jej nagle uciec od niewygodnego tematu, kiedy uparcie trzymała się swego błędnego stanowiska. Odwróciła od niego wzroku, czego nie mógł ścierpieć. Natychmiast ujął jej podbródek i skierował jej twarz raz jeszcze ku sobie, aby spojrzała mu prosto w oczy tak śmiało, jak czyniła to jeszcze przed chwilą. – Nie wybierzemy tortu dopóki nie wyjaśnimy sobie tej sprawy raz na zawsze. Masz mi dokładnie powiedzieć, co też mi zarzucasz. Złe prowadzenie się? Zdradę tuż po zaręczynach? Czy tylko zakłamanie za to, że nie wyjawiłem ci wszystkich szczegółów, które zostały rozdmuchane przez ludzi boleśnie nudnych i zawistnych? – wpatrywał się w nią intensywnie, wciąż pełen irytacji. – Bywam nieokrzesany, to prawda, ale nigdy nie uczyniłby ci tak wielkiego dyshonoru, o co właśnie mnie podejrzewasz.
Całe towarzystwo uznawało zdrady lordów za coś naturalnego, jeśli tylko przelotne romanse nie wychodziły na światło dzienne. Alphard nigdy jednak nie zamierzał Aurelii zdradzić. Nie potrzebował żyć w dużej mierze uciechami cielesnymi, nigdy specjalnie nich nie szukał, od dziecka już godząc się z faktem, że u jego boku stanąć przyjdzie jakiejś damie. Zdawało mu się, że natrafił na rozsądną lady, co zechce uwierzyć w pierwszej kolejności w niego. Niestety, opinie wystawiane na jego temat przez towarzystwo okazały się ważniejsze.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słuchała uważnie wszystkich padających słów, wspominając również słowa Tristana o tym, że Alphard na pewno znajdzie wyjątkowo przekonujące argumenty, by wyjść z sytuacji z twarzą i ponownie musiała przyznać mu rację. Może wstawienie się tamtego wieczoru za narzeczonym i jawne urażenie lorda było ogromnym błędem? Chociaż wcześniej nie czuła się z tym źle, popełniony nietakt i zawstydzenie teraz wyśmiewało ją w myślach prosto w twarz. Skłaniała się również ku słowom rodziców, że dyplomatka była z niej dość marna; z pozoru wyuczona odpowiednich reakcji i mimiki, zdradzała się wieloma szczegółami, zwłaszcza wtedy, kiedy w grę wchodziły uczucia.
– Może poniosła cię miłosna atmosfera festiwalu? – skwitowała z przekąsem, przewracając oczami mniej więcej w tej samej chwili, gdy dłoń Alpharda sięgnęła jej podbródka. Niechętnie nakierowała spojrzenie z powrotem na jego twarz, nie próbując jej nawet wyrwać. Uścisk był stanowczy, wiedziała, że nic z tym nie może zrobić.
– Okłamałeś mnie i obraziłeś publicznie – odparła krótko, podsumowując wszystkie trzy wymienione przez niego zarzuty – może alkohol zamazał wspomnienie roztarganej spódnicy i czułych objęć, w których trzymałeś Deirdre – dodała, dopowiadając za niego to, co chciał ukryć. Wiedziała bowiem, że oboje byli pijani, dość mocno, i chociaż nie powinna właściwie w ogóle zwracać mu na to uwagi, czuła się oszukana – a może twoje uczucia jednak nie są takie szczere, gdy nie ma mnie w pobliżu? – Była zmęczona. Zauważyła już dawno, że od pewnego czasu każde ich spotkanie zaczyna się kłótnią, co nie wróżyło szczególnie dobrze ich relacji. I chociaż przeważnie wszystko się wyjaśniało i kończyło polubownie, tym razem wysunięte zarzuty były zbyt poważne, by puścić je w zapomnienie. Podejrzewała, że będzie odchorowywać dzisiejszy dzień jeszcze długo po opuszczeniu progu Grimmauld Place.
– Ta rozmowa nie ma sensu. Na każde moje słowo odpowiesz kolejnych dziesięć, możemy tak bez końca i nie dojdziemy do porozumienia. Nie chcę jej kontynuować – miała wrażenie, jakby jego dłoń zaczęła ją parzyć, więc podjęła próbę wysunięcia podbródka. Kiedy jednak to się nie powiodło, z wyraźnym w oczach zacięciem chwyciła w dłoń kawałek ciasta i rozsmarowała na twarzy Alpharda sięgając doń bez żadnego problemu. Potem zrobiła krok do tyłu nieco zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że posunęła się do czegoś takiego – podobne zachowanie nie przytrafiło się jej nigdy.
– Może poniosła cię miłosna atmosfera festiwalu? – skwitowała z przekąsem, przewracając oczami mniej więcej w tej samej chwili, gdy dłoń Alpharda sięgnęła jej podbródka. Niechętnie nakierowała spojrzenie z powrotem na jego twarz, nie próbując jej nawet wyrwać. Uścisk był stanowczy, wiedziała, że nic z tym nie może zrobić.
– Okłamałeś mnie i obraziłeś publicznie – odparła krótko, podsumowując wszystkie trzy wymienione przez niego zarzuty – może alkohol zamazał wspomnienie roztarganej spódnicy i czułych objęć, w których trzymałeś Deirdre – dodała, dopowiadając za niego to, co chciał ukryć. Wiedziała bowiem, że oboje byli pijani, dość mocno, i chociaż nie powinna właściwie w ogóle zwracać mu na to uwagi, czuła się oszukana – a może twoje uczucia jednak nie są takie szczere, gdy nie ma mnie w pobliżu? – Była zmęczona. Zauważyła już dawno, że od pewnego czasu każde ich spotkanie zaczyna się kłótnią, co nie wróżyło szczególnie dobrze ich relacji. I chociaż przeważnie wszystko się wyjaśniało i kończyło polubownie, tym razem wysunięte zarzuty były zbyt poważne, by puścić je w zapomnienie. Podejrzewała, że będzie odchorowywać dzisiejszy dzień jeszcze długo po opuszczeniu progu Grimmauld Place.
– Ta rozmowa nie ma sensu. Na każde moje słowo odpowiesz kolejnych dziesięć, możemy tak bez końca i nie dojdziemy do porozumienia. Nie chcę jej kontynuować – miała wrażenie, jakby jego dłoń zaczęła ją parzyć, więc podjęła próbę wysunięcia podbródka. Kiedy jednak to się nie powiodło, z wyraźnym w oczach zacięciem chwyciła w dłoń kawałek ciasta i rozsmarowała na twarzy Alpharda sięgając doń bez żadnego problemu. Potem zrobiła krok do tyłu nieco zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że posunęła się do czegoś takiego – podobne zachowanie nie przytrafiło się jej nigdy.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W jej oczach widział złość, w jej głosie słyszał irytację, mimo to nie przestawał jej męczyć, nadal zmuszając do kontaktu wzrokowego i dyskusji coraz bardziej złoszczącej obie strony. Coraz śmielej wytykał mu jego niestałość w uczuciach, kiedy w rzeczywistości od tamtych tańców z Deirdre długo bił się z myślami, czy czuje coś do Aurelii. Chyba właśnie dlatego jego złość tak szybko dała o sobie znać.
– Czyżby to właśnie te rzekomo czułe objęcia najbardziej cię ubodły? – kolejne śmiałe pytanie zadał jej prosto w twarz, nie mając dla niej ani odrobiny współczucia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby to ona pozwoliła sobie na tyle swobody co on tamtej nocy, konsekwencje byłby dla niej znacznie bardziej dotkliwe. Przez wzgląd na swą płeć i pochodzenie, była tylko i aż młodą damą ze szlachetnego rodu, nie mogła nawet zerwać zaręczyn, choć tak wiele obiekcji zaczynała mieć wobec jego osoby. W tej chwili tak perfidnie wykorzystywał jej niemoc, jednak uparcie nie myślał o swym zachowaniu jako podłym. – Może zwyczajnie jesteś zazdrosna i dlatego nie dajesz dojść do głosu rozsądkowi, co?
Znów próbowała zakończyć ich słowne starcie, jednak to do niczego nie prowadziło. Ale nie potrafili też uspokoić emocji, to Alphard je dalej podgrzewał, do całej sprawy podchodząc zbyt żywiołowo. Nieświadomie dążył jedynie do eskalacji konfliktu, zbyt mocno przekonany o własnej racji.
– Dla mnie dalsza dyskusja ma sens – odparł z mocą, jeszcze bardziej natarczywie przytrzymując podbródek, aby tylko Aurelia nie ośmieliła się mu uciec. Jej pierwsze próba wyswobodzenia się nie mogła się udać, ale kolejna okazała się nad wyraz skuteczna. Oszołomiony Black zamarł całkowicie, gdy poczuł słodką masę rozsmarowywaną na swojej twarzy. Momentalnie puścił Aurelię, cofając swoją rękę, którą zaraz przyłożył do policzka, ściągając z niego palcami biszkopt. Wpatrywał się kilka sekund w swą dłoń, a potem spojrzał na Aurelię, która zamilkła całkowicie, wpatrując się w niego chyba z jeszcze większym zdumieniem.
– Szalona – rzucił jeszcze pod nosem, zanim coś w nim pękło.
To był impuls. W przypływie złości wyłączył myślenie i zareagował instynktownie. Sam sięgnął po naruszony już tort, w którym zatopił swą dłoń, po czym bez ostrzeżenia rzucił wypiekiem w Aurelię. Biszkopt pokryty lukrem przełożony czekoladową masą wylądował na dekolcie eleganckiej w swej prostocie sukni. Na materiale szybko zaczęły powstawać plamy po zsuwającym się leniwie cieście, które ostatecznie wylądowało na podłodze. Ale to wciąż nie była wystarczająco rekompensata za te wszystkie insynuacje, za upokorzenie i podejrzliwość. Jeszcze raz po omacku sięgnął ręką po tort, po czym jednym dużym krokiem zbliżył się do niej i przytknął słodką masę do jej policzka, aby i jej twarz wybrudzić w odpowiedzi na swoją krzywdę. Czekoladową smugę pociągnął do jej ust z jawną satysfakcją. Nic nie obchodziło go to, że przy okazji brudzi też jej włosy, tych kilka kosmyków, co weszły mu w drogę przypadkiem. Zwyczajnie nie mógł jej odpuścić, tak po prostu. Odezwała się w nim wręcz infantylna mściwość wyznająca tylko zasadę oko za oko.
– Czyżby to właśnie te rzekomo czułe objęcia najbardziej cię ubodły? – kolejne śmiałe pytanie zadał jej prosto w twarz, nie mając dla niej ani odrobiny współczucia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby to ona pozwoliła sobie na tyle swobody co on tamtej nocy, konsekwencje byłby dla niej znacznie bardziej dotkliwe. Przez wzgląd na swą płeć i pochodzenie, była tylko i aż młodą damą ze szlachetnego rodu, nie mogła nawet zerwać zaręczyn, choć tak wiele obiekcji zaczynała mieć wobec jego osoby. W tej chwili tak perfidnie wykorzystywał jej niemoc, jednak uparcie nie myślał o swym zachowaniu jako podłym. – Może zwyczajnie jesteś zazdrosna i dlatego nie dajesz dojść do głosu rozsądkowi, co?
Znów próbowała zakończyć ich słowne starcie, jednak to do niczego nie prowadziło. Ale nie potrafili też uspokoić emocji, to Alphard je dalej podgrzewał, do całej sprawy podchodząc zbyt żywiołowo. Nieświadomie dążył jedynie do eskalacji konfliktu, zbyt mocno przekonany o własnej racji.
– Dla mnie dalsza dyskusja ma sens – odparł z mocą, jeszcze bardziej natarczywie przytrzymując podbródek, aby tylko Aurelia nie ośmieliła się mu uciec. Jej pierwsze próba wyswobodzenia się nie mogła się udać, ale kolejna okazała się nad wyraz skuteczna. Oszołomiony Black zamarł całkowicie, gdy poczuł słodką masę rozsmarowywaną na swojej twarzy. Momentalnie puścił Aurelię, cofając swoją rękę, którą zaraz przyłożył do policzka, ściągając z niego palcami biszkopt. Wpatrywał się kilka sekund w swą dłoń, a potem spojrzał na Aurelię, która zamilkła całkowicie, wpatrując się w niego chyba z jeszcze większym zdumieniem.
– Szalona – rzucił jeszcze pod nosem, zanim coś w nim pękło.
To był impuls. W przypływie złości wyłączył myślenie i zareagował instynktownie. Sam sięgnął po naruszony już tort, w którym zatopił swą dłoń, po czym bez ostrzeżenia rzucił wypiekiem w Aurelię. Biszkopt pokryty lukrem przełożony czekoladową masą wylądował na dekolcie eleganckiej w swej prostocie sukni. Na materiale szybko zaczęły powstawać plamy po zsuwającym się leniwie cieście, które ostatecznie wylądowało na podłodze. Ale to wciąż nie była wystarczająco rekompensata za te wszystkie insynuacje, za upokorzenie i podejrzliwość. Jeszcze raz po omacku sięgnął ręką po tort, po czym jednym dużym krokiem zbliżył się do niej i przytknął słodką masę do jej policzka, aby i jej twarz wybrudzić w odpowiedzi na swoją krzywdę. Czekoladową smugę pociągnął do jej ust z jawną satysfakcją. Nic nie obchodziło go to, że przy okazji brudzi też jej włosy, tych kilka kosmyków, co weszły mu w drogę przypadkiem. Zwyczajnie nie mógł jej odpuścić, tak po prostu. Odezwała się w nim wręcz infantylna mściwość wyznająca tylko zasadę oko za oko.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zapowietrzyła się ze złości, jednocześnie czując jak blade policzki pieką od środka, na zewnątrz zapewne przybierając już dostrzegalną różową barwę. W c a l e nie była zazdrosna. Nie wiedziała nawet skąd przyszło mu coś podobnego do głowy: nie znali się prawie wcale, złączeni przeciwieństwem losu i wyraźną niechęcią wobec ich stanu cywilnego rodziców, właściwie nawet nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu, by mogła poczuć coś więcej wobec jego osoby. Fakt, że coś rzeczywiście w niej kiełkowało i zagłuszało rozsądek oraz zdolność do prowadzenia normalnej konwersacji na poziomie uparcie od siebie odpychała, chociaż miała dziwne przeczucie, że Alphard już to dostrzegł. Czytał między wierszami aż zbyt dobrze, co nagle przestało się jej podobać – chciała, żeby zamilknął, lecz gdy on uparcie kontynuował temat, przestawała trzymać swoją złość pod pozorną maską obojętności. Nie wiedziała, że do tego dążył; do pokazania prawdziwych emocji i dania im upustu, i o ile do tej pory po prostu mu to nie wychodziło: dziś przeszedł samego siebie, bez dużego wkładu wymuszając na ciemnowłosej reakcje, o których nigdy nawet by nie pomyślała.
Zamilkła na dłuższą chwilę, nie wiedząc czy powinna się odezwać – o przeprosinach nawet nie pomyślała, wszak nie żałowała tego, co zrobiła, nawet jeśli było to dość dziecinne z jej strony i mogło rzucić jeszcze większy cień na zbliżający się ślub – czy najlepiej by było, gdyby opuściła to pomieszczenie wykręcając się napadem migreny, gdy jednak Black obrzucił ją ciastem, podskoczyła w miejscu ze zdumieniem otwierając usta.
– Nawet nie próbuj... – wysyczała, widząc co zamierzał i jednocześnie ścierając wierzchem dłoni resztki zsuwającego się po dekolcie i szyi ciasta, ale jej prośby poszły na marne. W pierwszym odruchu cofnęła się gotowa do ucieczki, gdy jednak rząd krzeseł odciął jej jedyną drogę. Ciasto czekoladowe już po chwili zdobiło całą twarz arystokratki, włosy i suknię a dobór tortu uznała za niezwykle złośliwy.
– Mówiłam, że nie lubię czekolady – podniosła głos, wycierając niedbale twarz, z kolei resztki trzymanego biszkoptu szybko wycelowała w stronę Alpharda, trafiając w tors i bark. – Jesteś okropny, jak mogłabym być o ciebie zazdrosna?! – krzyknęła wreszcie, łapiąc co popadnie i rzucając prosto w niego. Konsekwencjami dzisiejszego wyczynu się nie przejmowała, właściwie wątpiła, że jakiekolwiek się pojawią, skoro równie dobrze mogli uznać, że przecież dobry humor i wspólna zabawa była częścią, podstawą dobrej relacji. Gdyby tylko mieli lepsze nastawienie. Gdy reszta amunicji skończyła się, przerwała machanie rękoma na oślep, oddychając ciężko. Miała wrażenie, że się dusi.
– Zejdź mi z oczu – szybko uświadomiła sobie, że właściwie to ona była jego gościem, dlatego nie komentując już swojego polecenia, wyminęła zwinnie mężczyznę i skierowała się do drzwi. Na poczekaniu zaś wymyślała wyjaśnienie swojego wyglądu przypominającego bitwę na jedzenie, niż kulturalne kosztowanie słodkości na równie poważną ceremonię.
Zamilkła na dłuższą chwilę, nie wiedząc czy powinna się odezwać – o przeprosinach nawet nie pomyślała, wszak nie żałowała tego, co zrobiła, nawet jeśli było to dość dziecinne z jej strony i mogło rzucić jeszcze większy cień na zbliżający się ślub – czy najlepiej by było, gdyby opuściła to pomieszczenie wykręcając się napadem migreny, gdy jednak Black obrzucił ją ciastem, podskoczyła w miejscu ze zdumieniem otwierając usta.
– Nawet nie próbuj... – wysyczała, widząc co zamierzał i jednocześnie ścierając wierzchem dłoni resztki zsuwającego się po dekolcie i szyi ciasta, ale jej prośby poszły na marne. W pierwszym odruchu cofnęła się gotowa do ucieczki, gdy jednak rząd krzeseł odciął jej jedyną drogę. Ciasto czekoladowe już po chwili zdobiło całą twarz arystokratki, włosy i suknię a dobór tortu uznała za niezwykle złośliwy.
– Mówiłam, że nie lubię czekolady – podniosła głos, wycierając niedbale twarz, z kolei resztki trzymanego biszkoptu szybko wycelowała w stronę Alpharda, trafiając w tors i bark. – Jesteś okropny, jak mogłabym być o ciebie zazdrosna?! – krzyknęła wreszcie, łapiąc co popadnie i rzucając prosto w niego. Konsekwencjami dzisiejszego wyczynu się nie przejmowała, właściwie wątpiła, że jakiekolwiek się pojawią, skoro równie dobrze mogli uznać, że przecież dobry humor i wspólna zabawa była częścią, podstawą dobrej relacji. Gdyby tylko mieli lepsze nastawienie. Gdy reszta amunicji skończyła się, przerwała machanie rękoma na oślep, oddychając ciężko. Miała wrażenie, że się dusi.
– Zejdź mi z oczu – szybko uświadomiła sobie, że właściwie to ona była jego gościem, dlatego nie komentując już swojego polecenia, wyminęła zwinnie mężczyznę i skierowała się do drzwi. Na poczekaniu zaś wymyślała wyjaśnienie swojego wyglądu przypominającego bitwę na jedzenie, niż kulturalne kosztowanie słodkości na równie poważną ceremonię.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wcale nie był pewien czy czerwień pokrywająca jej policzki jest efektem zawstydzenia czy może złości, jednak mimo własnej urazy momentalnie uznał jej rumieniec za nad wyraz uroczy. Ogromną satysfakcję dawało mu to, jak ledwo brała wdechy, ewidentnie będąc w kompletnej rozsypce po jego słowach. Przyglądał się jej z uwagą, pragnąc wytrącić ją tym jeszcze bardziej z równowagi, i szczerze wierzył w to, że nie tylko nie potrafiła przez długą chwilę czegokolwiek powiedzieć, ale przede wszystkim nie mogła z powrotem poukładać własnych myśli. A potem z powodu tej bezradności dała przejaw swojej złości. Był na nią tak niewyobrażalnie wściekły, zarazem nadal dostrzegał jej urok. Lecz wciąż najchętniej odzywała się w nim złość i chęć zemsty.
Napięcie pomiędzy nimi rosło od początku, gdy tylko podjęli się omówienia zbliżającego się wielkimi krokami ślubu, więc w końcu to musiało eskalować. Do głosu dali dojść uczuciom, co musiało być zgubne w skutkach. Być może jeszcze udałoby im się porozumieć, gdyby Black wspaniałomyślnie wybaczył narzeczonej nagły atak na jego osobę. Na to był jednak zbyt dumny i odpowiedział na jej naganne zachowanie podobnym brakiem manier i rozsądku. Znienawidzona czekolada dosięgła Aurelię i nastąpił wybuch. Rzuciła w niego ciastem i wykrzyczała kolejne słowa. W powietrzu zaczęły latać nie tylko części większe lub mniejsze masy garści różnych tortów, ale także sztućce, co mknęły tylko w stronę Alpharda. Ten bronił się w większej mierze, ale niekiedy sam chwytał dłonią za pierwszy lepszy tort i rzucał kolejną garścią cukierniczego wyrobu w Aurelię, ze złości to wręcz na oślep i jakimś cudem trafiał. I choć asortyment wcale im się nie skończył, to jednak zdyszana lady Carrow przerwała swój zmasowany atak i nakazała mu odejść. Jednak musiała w nią uderzyć świadomość niestosowności tej komendy, ponieważ po chwili sama ruszyła do drzwi. Kilka jej kroków wystarczyło, aby gospodarz otrzeźwiał. Nerwowo ruszył za nią i chwycił jej ramię, po czym władczo odwrócił ku sobie.
– Nie puszczę cię – zakomunikował jej krótko, nie odrywając od niej uważnego spojrzenia ciemnych oczu. Szybko jednak się opamiętał i ostrożnie poluźnił uścisk na jej ramieniu. Z pełną determinacją spoglądał tylko na nią, aby nie widzieć tych wszystkich zabrudzeń na ścianach, stole i podłodze. – Nie wypuszczę cię w takim stanie – dodał z mniejszym już naciskiem, jednak na wszelki wypadek delikatnie odciągnął ją od drzwi. Starał się przemówić do jej rozsądku, żeby ten znów wziął górę. Gdyby ich matki ujrzały to pobojowisko. Gdyby zobaczyły własne dzieci wybrudzone tortami. Zresztą, domyślą się co zaszło, nawet jeśli skrzat domowy jakimś cudem uprzątnie wszystko w mgnieniu oka; wystarczy, że zerkną na same torty.
– To ty zaczęłaś – przypomniał jej na wszelki wypadek, gdyby z tej złości o tym zapomniała. – Potrafiłabyś się tak wściec, gdybyś naprawdę nie była zazdrosna? – dopytał jeszcze z chytrym uśmieszkiem, nie mogą się powstrzymać przed dalszym podrażnieniem jej, stale przytrzymując jej ramię, tak na wszelki wypadek, gdyby mimo wszystko zamierzała dalej uciekać.
Napięcie pomiędzy nimi rosło od początku, gdy tylko podjęli się omówienia zbliżającego się wielkimi krokami ślubu, więc w końcu to musiało eskalować. Do głosu dali dojść uczuciom, co musiało być zgubne w skutkach. Być może jeszcze udałoby im się porozumieć, gdyby Black wspaniałomyślnie wybaczył narzeczonej nagły atak na jego osobę. Na to był jednak zbyt dumny i odpowiedział na jej naganne zachowanie podobnym brakiem manier i rozsądku. Znienawidzona czekolada dosięgła Aurelię i nastąpił wybuch. Rzuciła w niego ciastem i wykrzyczała kolejne słowa. W powietrzu zaczęły latać nie tylko części większe lub mniejsze masy garści różnych tortów, ale także sztućce, co mknęły tylko w stronę Alpharda. Ten bronił się w większej mierze, ale niekiedy sam chwytał dłonią za pierwszy lepszy tort i rzucał kolejną garścią cukierniczego wyrobu w Aurelię, ze złości to wręcz na oślep i jakimś cudem trafiał. I choć asortyment wcale im się nie skończył, to jednak zdyszana lady Carrow przerwała swój zmasowany atak i nakazała mu odejść. Jednak musiała w nią uderzyć świadomość niestosowności tej komendy, ponieważ po chwili sama ruszyła do drzwi. Kilka jej kroków wystarczyło, aby gospodarz otrzeźwiał. Nerwowo ruszył za nią i chwycił jej ramię, po czym władczo odwrócił ku sobie.
– Nie puszczę cię – zakomunikował jej krótko, nie odrywając od niej uważnego spojrzenia ciemnych oczu. Szybko jednak się opamiętał i ostrożnie poluźnił uścisk na jej ramieniu. Z pełną determinacją spoglądał tylko na nią, aby nie widzieć tych wszystkich zabrudzeń na ścianach, stole i podłodze. – Nie wypuszczę cię w takim stanie – dodał z mniejszym już naciskiem, jednak na wszelki wypadek delikatnie odciągnął ją od drzwi. Starał się przemówić do jej rozsądku, żeby ten znów wziął górę. Gdyby ich matki ujrzały to pobojowisko. Gdyby zobaczyły własne dzieci wybrudzone tortami. Zresztą, domyślą się co zaszło, nawet jeśli skrzat domowy jakimś cudem uprzątnie wszystko w mgnieniu oka; wystarczy, że zerkną na same torty.
– To ty zaczęłaś – przypomniał jej na wszelki wypadek, gdyby z tej złości o tym zapomniała. – Potrafiłabyś się tak wściec, gdybyś naprawdę nie była zazdrosna? – dopytał jeszcze z chytrym uśmieszkiem, nie mogą się powstrzymać przed dalszym podrażnieniem jej, stale przytrzymując jej ramię, tak na wszelki wypadek, gdyby mimo wszystko zamierzała dalej uciekać.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z każdym kolejnym krokiem zbliżającym ją do drzwi dostrzegała pobojowisko do jakiego dopuścili. Wszystkie kolorowe i mniej barwne, słodkie i neutralne torty zdobiły sufit i ściany, a także podłogę, o czym uświadomiła sobie, gdy stopa natrafiła na większy kawałek biszkoptu z kremem odjeżdżając niebezpiecznie do tyłu. Niemal straciła równowagę, przez znienawidzoną czekoladę upadając na kamienną posadzkę; niemal, gdy w porę z ratunkiem nadszedł jej Black, podtrzymując wątłe ramię. Zmęczona całym zajściem, rozmową, dniem i ślubem, który dopiero był w powijakach a zdawał się niebezpiecznie nabierać rangi sprawy życia i śmierci, zatrzymała się posłusznie i uniosła głowę.
– Powinniśmy coś z tym zrobić – stwierdziła wymijająco, ruchem dłoni robiąc przed sobą półkole. Chociaż nie była zwolenniczką wykorzystywania skrzatów, szczególnie, że tym razem pandemonium w jadalni zapanowało z ich winy, nieobecność domowego pomocnika zaczęła ją razić – gdzie był, gdy go potrzebowali? Gdzie była jej przyzwoitka, opiekunka spacerów po mieście, gdy jej potrzebowała? Czy ich nieobecność była kolejną częścią mizernego planu? Nie mogąc być tego w stu procentach pewną, podejrzewała, że cała reszta obecnych w domu osób świetnie bawiła się w salonie. Kolejne pytanie przecinające ciążącą pomiędzy nimi ciszę, skwitowała westchnieniem i wysunięciem ręki z uścisku. Powoli podeszła do krzesła i usiadła wygodnie, czując, że tak nieprzemyślane wykorzystywanie energii zmęczyło ją dwukrotnie bardziej, niż cały dzień opieki nad aetonanami, czy wyścigi.
– Nie wiem – wzrokiem odszukała karafkę z wodą; w tej jednak zamiast owoców czy samego przejrzystego płynu znajdowały się okruszki biszkoptu. Wybitny pech – to nie ma nic do rzeczy – skłamała, lecz mniej pewnie, niż dotychczas. Może faktycznie zazdrość miała większy udział w ich relacji, niż sądziła? Może musiała wybrać się na samotną przejażdżkę po okolicznych lasach i przemyśleć wszystko od początku? Widziała wiele rozwiązań, wyjść z sytuacji, nie chciała jednak odpowiadać konkretnie na to pytanie. Już dawno nauczyła się, że nie powinna zdradzać swoich uczuć pierwsza: to z marszu stawiało ją na przegranej pozycji, w dodatku doskonałej do manipulowania, gdy odsłaniała wszystkie karty na własne życzenie.
– Proszę, przestań mnie męczyć – niedbale oparła łokieć o krawędź stołu a dłoń o czoło, spierając się na niej ciężko – jestem zła, że dzień po zaręczynach spędzałeś u boku innej kobiety, gdy wszyscy o nas mówili, ale nie nazwałabym tego zazdrością – prędzej obawą, niepewnością, czy podkopaniem pewnego gruntu, na którym stała zaledwie kilkanaście godzin wcześniej. Cóż, koniec końców wszystko dało się wrzucić do jednego worka zazdrości – w dodatku mnie okłamałeś, zatajenie prawdy nie jest białym kłamstwem, które można wybaczyć czy wykorzystać jako usprawiedliwienie – obróciła twarz, spierając policzek na ręce i wyłaniając się zza kaskady włosów. – Zresztą, rób co uważasz za słuszne. Małżeństwo to obowiązek, w którym każdy ma swoją rolę – i niesprawiedliwe prawa, dodała w myślach, uśmiechając się z rezygnacją.
– Powinniśmy coś z tym zrobić – stwierdziła wymijająco, ruchem dłoni robiąc przed sobą półkole. Chociaż nie była zwolenniczką wykorzystywania skrzatów, szczególnie, że tym razem pandemonium w jadalni zapanowało z ich winy, nieobecność domowego pomocnika zaczęła ją razić – gdzie był, gdy go potrzebowali? Gdzie była jej przyzwoitka, opiekunka spacerów po mieście, gdy jej potrzebowała? Czy ich nieobecność była kolejną częścią mizernego planu? Nie mogąc być tego w stu procentach pewną, podejrzewała, że cała reszta obecnych w domu osób świetnie bawiła się w salonie. Kolejne pytanie przecinające ciążącą pomiędzy nimi ciszę, skwitowała westchnieniem i wysunięciem ręki z uścisku. Powoli podeszła do krzesła i usiadła wygodnie, czując, że tak nieprzemyślane wykorzystywanie energii zmęczyło ją dwukrotnie bardziej, niż cały dzień opieki nad aetonanami, czy wyścigi.
– Nie wiem – wzrokiem odszukała karafkę z wodą; w tej jednak zamiast owoców czy samego przejrzystego płynu znajdowały się okruszki biszkoptu. Wybitny pech – to nie ma nic do rzeczy – skłamała, lecz mniej pewnie, niż dotychczas. Może faktycznie zazdrość miała większy udział w ich relacji, niż sądziła? Może musiała wybrać się na samotną przejażdżkę po okolicznych lasach i przemyśleć wszystko od początku? Widziała wiele rozwiązań, wyjść z sytuacji, nie chciała jednak odpowiadać konkretnie na to pytanie. Już dawno nauczyła się, że nie powinna zdradzać swoich uczuć pierwsza: to z marszu stawiało ją na przegranej pozycji, w dodatku doskonałej do manipulowania, gdy odsłaniała wszystkie karty na własne życzenie.
– Proszę, przestań mnie męczyć – niedbale oparła łokieć o krawędź stołu a dłoń o czoło, spierając się na niej ciężko – jestem zła, że dzień po zaręczynach spędzałeś u boku innej kobiety, gdy wszyscy o nas mówili, ale nie nazwałabym tego zazdrością – prędzej obawą, niepewnością, czy podkopaniem pewnego gruntu, na którym stała zaledwie kilkanaście godzin wcześniej. Cóż, koniec końców wszystko dało się wrzucić do jednego worka zazdrości – w dodatku mnie okłamałeś, zatajenie prawdy nie jest białym kłamstwem, które można wybaczyć czy wykorzystać jako usprawiedliwienie – obróciła twarz, spierając policzek na ręce i wyłaniając się zza kaskady włosów. – Zresztą, rób co uważasz za słuszne. Małżeństwo to obowiązek, w którym każdy ma swoją rolę – i niesprawiedliwe prawa, dodała w myślach, uśmiechając się z rezygnacją.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Jadalnia (parter)
Szybka odpowiedź