Wydarzenia


Ekipa forum
Isla Podmore
AutorWiadomość
Isla Podmore [odnośnik]01.03.17 22:30

Isla Megan Podmore

Data urodzenia: 02. XI. 1926r.
Nazwisko matki: McLaggen
Miejsce zamieszkania: Salisbury
Czystość krwi: Półkrwi 
Status majątkowy: Średniozamożna
Zawód: Łamacz klątw, poszukiwaczka Insygniów Śmierci i artefaktów
Wzrost: 165 cm
Waga: 62 kg
Kolor włosów: Rudy
Kolor oczu: Piwne
Znaki szczególne: Szeroki uśmiech, który odwraca uwagę od badawczego i przenikliwego spojrzenia, często zbyt frywolne zachowanie i zbyt śmiały ubiór.
 

"Ten, który wal­czy z pot­wo­rami po­winien zad­bać, by sam nie stał się pot­wo­rem. Gdy długo spogląda­my w ot­chłań, ot­chłań spogląda również w nas."



Ciekawe jest to jak człowiek nie docenia życia - daru podarowanego przez los. Moje od początku było mało ważne. Córka jakiejś ulicznej ladacznicy i dość majętnego, nieznanego mężczyzny, który wykupił sobie u niej godzinkę, bądź dwie. Gdybym znała "matkę" podziękowałabym jej za to, że postanowiła mnie jednak urodzić, że pozostawiła mnie w domu swojej znajomej i po prostu odeszła. Nie wróciła i wrócić nie miała. Zniknęła z tego świata, mojego świata, tak szybko, jak i ja się na nim pojawiłam.


To dzieciństwo nas kreuje. To, ono wpływa na to jakimi staniemy się ludźmi, którymi ścieżkami podążymy. Moje było raczej szczęśliwe. Od kiedy zaczęłam tylko rozumieć otaczający mnie świat, Emily Podmore - kobieta która mnie wychowywała, moja najdroższa matka wyjaśniła mi, że tak naprawdę nią nie jest. Myliła się. To właśnie ona dużo bardziej zasługiwała na ten przydomek, aniżeli Megan McLaggen - kobieta, dla której byłam balastem, który porzuciła. Nie chciałam mieć z nią nic wspólnego, ale Emily dopilnowała, aby było inaczej. Pokazała mi zdjęcia "matki", które kazała mi zachować. Dopiero z biegiem lat zauważyłam niemal brak różnic w wyglądzie między nami. Prócz tego matka na drugie imię dała mi właśnie: Megan. Zawsze powtarzała, że lepiej jest zwalczać swoje demony, aniżeli udawać, że ich nie ma... wierzę tym słowom. Ona chyba najwięcej mogła wiedzieć o dręczących demonach. Emily miała dar. Widziała przyszłość, a swe przepowiednie wywoływała za pomocą dotyku. Nigdy nie udało jej się jednak zobaczyć moich przyszłych losów. Może i nawet lepiej?
Matka była czystokrwistą czarownicą, nieugiętą i konserwatywną. Nienawidziła mugoli i mugolaków i właśnie w duchu tych przekonań mnie wychowywała. Nie miała dzieci, żaden mężczyzna również nie skradł jej serca, miała za to mnie.
Nie wyobrażam sobie lepszej matki niż Emily. Była surowa i wymagająca, ale okazywała również mi wiele troski i ciepła. Moje zdolności magiczne dość szybko się objawiły, co niezwykle ją uszczęśliwiło. Wiele trudu poświęciła również mojej nauce. Była zdania, że nie mogę iść do Hogwartu nie znając choćby podstaw, dlatego też o kilka lat za wcześnie zakupiła mi wszystkie potrzebne do szkoły podręczniki, które miałam za zadanie przestudiować. Prócz tego już wtedy próbowała mnie zaznajomić z runami, które były jej tak bliskie.
Matka uwielbiała legendy. Znała miliony opowiadań, a książek, bądź woluminów na ich temat nigdy w naszym domu nie brakowało. Zakiełkowała i ona w moim sercu zamiłowanie do tych historii, które nie wszystkie były jednak wyłącznie czczą gadaniną. Jedna z legend szczególnie mnie zaintrygowała. Była to opowieść o trzech braciach, którzy napotkali na swej drodze Śmierć. Ta podarowała każdemu z nich dar: czarną różdżkę, kamień wskrzeszenia i pelerynę niewidkę.
Ile bym dała, aby samej je wszystkie posiąść.


Hogwart był czasem prób, sprawdzenia i doskonalenia swoich umiejętności. Dopóki nie przyszedł czas mojego przydziału, nie zastanawiałam się, do jakiego domu trafię. Każdy z nich miał swoje plusy i minusy, każdy z nich miał godnego i potężnego założyciela, więc nie stanowiło to dla mnie większej różnicy. Wybór tiary padł na Ravenclaw co wcale mnie nie zdziwiło. Nauka szła mi bardzo dobrze, a przynajmniej z rzeczy, które mnie interesowały. Już w pierwszej klasie przeprowadziłam małą selekcję w przedmiotach: Historia Magii i OPCM - to właśnie im poświęcałam najwięcej czasu, uznając resztę przedmiotów za mało przydatne.
Wiele osób z mojego otoczenia posiadało jakiś wzór do naśladowania -autorytet. Każde dziecko powinno posiadać taką osobę, na której przykładzie budowałoby również swoją przyszłą osobowość. Najczęściej byli to rodzice, bądź jakieś sławne osobowości. W moim przypadku było jednak inaczej. Zaczytana w historie i legendy wybrałam sobie kogoś znacznie poza mym zasięgiem, ale z tego też powodu dużo bardziej fascynującego. Morgana le Fay - niesamowita kobieta, potężna i niezwykle sprytna. Niestety w dzisiejszych czasach ukazywana w raczej negatywnym świetle. Jednak nie dla mnie. Nie wiem, czy zainteresował mnie w niej bardziej fakt, że potrafiła udowodnić, że kobieta może być również potężną czarownicą, czy jej same domniemane umiejętności? Zapewne jedno i drugie.
Hogwart jednak nie był miejscem przeznaczonym wyłącznie do nauki. Szkoła przede wszystkim to życie towarzyskie, a ja na jego brak nigdy narzekać nie mogłam. Zawsze i wszędzie było mnie pełno. Dla mnie nie było czegoś takiego jak podział na domy, choć sami uczniowie już w jakiś sposób zostali przeze mnie podzieleni: na tych mniej i bardziej interesujących. Tych pierwszych niestety nie brakowało, ale Hogwart to również, na szczęście te bardziej interesujące jednostki. W szkole udało mi się poznać dwa lata starszego ślizgona - Anthonego. Zawsze cichy i wyniosły, pochodził z czystokrwistej rodziny z zasadami i dość... mrocznymi doświadczeniami. Zapałałam do niego szczerą sympatią. Ja znałam jego sekrety, a on moje. Można powiedzieć, że byliśmy swego rodzaju własnymi powiernikami. Z biegiem lat zrozumiałam jak wielki miał on na mnie wpływ. Do dziś obijają mi się w głowie jego słowa: "Dobrze, że ta szlama nareszcie zdechła" wypowiedziane gdy moja rówieśniczka z Ravenclaw - Marta zginęła. To nie tak, że się z nim nie zgadzałam, ale takie słowa, na dodatek tak szczere, usłyszane z ust młodego człowieka, tak jeszcze niewiele wiedzącego o życiu miały prawo szokować.
Była też jedna osoba... zbyt jednak mnie onieśmielała, abym choćby zdobyła się na zaczepienie jej. Tom Marvolo Riddle. Sama nie wiem co tak bardzo zaintrygowało mnie w tym chłopaku. Przystojna twarz? Umiejętności? Aura, którą wokół siebie roztaczał? Trapiło mnie to jednakże nie na tyle, abym poświęciła tej sprawie więcej uwagi. Miałam inne priorytety.


Salisbury od początku działało na mnie niczym magnes. Było to rodzinne miasteczko mojej "matki". Kierowana dzwinym przeczuciem na ostatnich moich wakacjach wybrałam się tam w poszukiwaniu odpowiedzi. Przechadzałam się alejką ze stłoczonymi przy drodze domami. Możliwe, że w którymś z tych budynków mieszkała moja rodzina, ale oni byli mało istotni. Nie chciałam nigdy ich poznać. Pragnęłam całkowicie odciąć się od swych korzeni, od "matki", od na mój gust niezbyt chwalebnego statusu krwi.
Pchnięta nieokreślonym uczuciem skierowałam swe kroki na cmentarz. Szukałam grobów McLaggenów, "matki". Chciałam mieć pewność, że ta odeszła naprawdę, na zawsze. Chciałam pozbyć się tego uczucia: Może wróci? Może będzie mi dane ją zobaczyć? Dostałam jednak szybko swą odpowiedź. Nagrobek mówił o Megan McLaggen zmarłej w 1931 roku. Ulżyło mi. Nie spodziewałam się, że ta kobieta aż tak ciążyła mi na sercu. Dobrze, że nie żyje, choć śmierci nigdy jej nie życzyłam. Po prostu dobrze, że już jej nie ma.
Gdybym jednak mogła z chęcią zadałabym jej kilka pytań, zobaczyłbym ją na własne oczy. Nie dostajemy w życiu jednak zawsze tego co byśmy chcieli, albo i nie chcieli.


Zakończenie mojej edukacji w Hogwarcie przyniosło wiele zmian, a już szczególnie jedną. Emy Podmore - kobieta, która mnie przygarnęła, dbała o mnie i wychowywana została zamordowana. Długo nie musiałam szukać sprawcy. Matka wykorzystywała swoją zdolność jasnowidzenia do zarabiania pieniędzy. Co ciekawe nigdy nikogo nie okłamywała. Jeśli nie widziała czyjejś przyszłości nie brała od tej osoby nawet pieniędzy. Swych wizji również nigdy nie koloryzowała opowiadając z najmniejszymi szczegółami co zobaczyła. Matka nie odebrała mnie z Hogwartu, więc zmartwiona tym sama wróciłam do domu. Znalazłam tam ją. Leżała na podłodze wyglądając jakby spała jednakże charakterystyczny zapach, zasinienia na jej skórze, oraz krew z tyłu głowy świadczyły o czymś innym. Na poręczy krzesła, na którym przeważnie zasiadali klienci matki zawieszona była parasolka. Dobrze ją znałam gdyż jej posiadaczem był mężczyzna mieszkający od nas w niedalekim sąsiedztwie. Przychodził do matki bardzo często. Nie było tygodnia, w którym nie zawitałby do naszego domu. Matka niestety nigdy nie miała dla niego dobrych nowin. Przepowiedziała śmierć jego żony, później jedynej córki, wyrzucenie z pracy, popadnięcie w długi, a na końcu śmierć. I faktycznie ta do niego przyszła. Nie panowałam w tamtej chwili nad sobą. Zabrałam parasol i poszłam do jego domu rzucając mu go pod nogi. Od początku wiedział co miało nastąpić dalej. Po wszystkim najwyraźniej dość skutecznie zatuszowałam swoje małe dzieło, a śmierć matki zgłosiłam na policję. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. W jednej chwili byłam u tego mężczyzny w domu, w drugiej zaś znów u siebie myśląc jedynie o tym, że chciałabym ją pochować, móc się z nią pożegnać. Wszczęto śledztwo odnośnie jej zabójstwa, które z powodu braków dowodów po jakimś czasie umorzono, a o "niewinnym" hazardziście słuch zaginął. Sprawiedliwość została wymierzona. Po tych wszystkich wydarzeniach sprzedałam dom, a wszelkie oszczędności zabrałam ze sobą. Wyjechałam, jak najdalej byleby od tego wszystkiego uciec. Gdziekolwiek bym jednak nie trafiła takich rzeczy niełatwo się zapominało. O ile w ogóle było to możliwe...


Nie miałam pomysłu na siebie. Jaką drogą powinnam podążyć? Jaki zawód obrać? Jak wykorzystać me ocalone życie, aby nie poszło ono na marne? Nie było czasu na zastanawianie się nad tym. Za oszczędności matki kupiłam mieszkanie, wystarczyły one również na kilka miesięcy życia, ale niestety im więcej czasu mijało, tym więcej pieniędzy ubywało. Musiałam z czegoś żyć. Załapałam się na pracę kelnerki, a jeszcze później zajęłam cieplutką posadkę w bibliotece. Może to usatysfakcjonowało kogoś innego, ale nie mnie. Ja pragnęłam czegoś więcej. Samorealizacji, rozwoju, pogłębiania wiedzy. Chciałam do czegoś dojść, być kimś. Patrzeć w lustro i nie widzieć obojętnej dla mnie osoby, szarej masy, którą mija się codziennie na ulicy, a kogoś o wiele bardziej interesującego. Ten czas jednak nie był straconym. Miałam wiele okazji do przemyśleń na temat samej siebie, bądź mojej przyszłości. Chciałam rozwijać swoje pasję i zamiłowanie do historii magii i legend, ale w żadnym ciekawym zawodzie nie mogły one znaleźć godnego, według mnie odzwierciedlenia.
Biblioteka stała się mym drugim domem. Spędzałam tam całe dnie nie tylko na pracy, ale również  studiowaniu tamtejszych ksiąg. Szczególnie upodobałam sobie Dział Ksiąg Zakazanych. Jako pracownik miałam do niego dostęp, więc oczywistym było to, że musiałam skorzystać z nadarzającej się okazji. Czarna magia, łamanie klątw, tak bliskie mi runy. Większą część wiedzy jaką posiadam na temat tych właśnie biegłości uzyskałam właśnie w tamtym miejscu.
Żałuję trochę, że nie już nie spędzam całych dni otoczoną przez wieczną ciszę Biblioteki Londyńskiej, ale przecież chciałam czegoś więcej, czyż nie?


"Is wiem, że minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz się do ciebie odzywałem, że zniknąłem bez słowa wyjaśnienia, ale musisz mi uwierzyć, że miałem ważny powód. Spotkajmy się proszę, a wszystko ci wyjaśnię.
Tam gdzie zawsze.

List nie musiał być podpisany. Dobrze wiedziałam kto jest jego nadawcą. Od kiedy ostatnio widziałam mojego znajomego ślizgona minęły cztery lata. Nie to żebym za nim tęskniła, ale dobrze było go zobaczyć ponownie.  
Spotkanie to nie miało na celu jedynie odnowić naszą znajomość, ale miało ono również drugie dno. Dowiedziałam się wtedy, że jeszcze przed ukończeniem Hogwartu dołączył on do Gellerta Grindelwalda - czarnoksiężnika siejącego wszędobylski zamęt, tego samego, który niemal kilka miesięcy temu zgładził Albusa Dumbledora. Anthony chciał walczyć za "wspólną sprawę wszystkich czarodziejów", tak samo jak i reszta popleczników Gellerta. Z pozoru była to naiwna wizja, ale słysząc wszystkie te opowieści na temat tajemniczego czarnoksiężnika oraz mocy jaką dzierży całkowicie zbiły mnie z tropu. Nie potrzebowałam słów Anthonego by wiedzieć do jak wielu rzeczy ten mężczyzna jest zdolny. Siał on postrach w całej Europie, nie było czarodzieja, który nie zadrżałby na dźwięk jego nazwiska. Mnie jednak ciekawiło jakim cudem udało mu się odnieść taki sukces? Pokonał Dumbledora, który również znany był ze swych potężnych umiejętności magicznych, ale skąd miałby się one konkretnie brać? Wrodzony talent? A może jednak byli czymś wspomagani. Przekaźnikiem mocy dla każdego czarodzieja jest różdżka. Co jeśli posiadali oni niezwykle silny przekaźnik? Była to oczywiście tylko teoria, ale na tyle interesująca, że odrzucenie jej byłoby równe głupocie. Co jeśli takich przedmiotów jest więcej? Niezliczone legendy, bajki, przedmioty w nich występujące… może one naprawdę istnieją? Może obecnie również są przez kogoś wytwarzane - przedmioty zdolne ulepszyć, wydobyć naszą prawdziwą magię. Nikt jednak o tym nie wie i prawdopodobnie dowie się dopiero za kilkanaście lat z przeczytanej baśni, bądź opowiastek jakiegoś starca. Może legendy, bajeczki opowiadane dzieciom do poduszki miały okazać się prawdziwe? W takim razie może i Insygnia istnieją? Co jeśli ktoś aktualnie jest ich posiadaczem? Ile bym dała, aby móc poznać osobę, która posiadła zapewne ogromną moc, którą oferują te przedmioty. Ile bym dała, aby móc sama je posiąść.
Anthony, jak się okazało nie spotkał się ze mną bez większego powodu. Uważając mnie za "utalentowaną czarownicę" chciał abym i ja stanęła po stronie Gellerta. Miałam powód, aby odmówić? Posiadam antymugolskie poglądy, osobą dla której miałabym "pracować" był potężny czarnoksiężnik. Poza tym to właśnie dzięki staniu się jego poplecznikiem zdobyłam okazję do nauki czarnej magii oraz doskonalenia się w dziedzinie OPCM, czego owocem było zostanie przeze mnie łamaczem klątw.
Chcę wierzyć, że opowiastka o Insygniach jest prawdziwa Może nawet i na tyle, że zaczęłam sobie to wmawiać? To tylko teoria, zresztą jak jedna z wielu. W tej kwestii od początku nie kierował mną rozsądek, czy logiczna dedukcja. Od samego początku było to dziecięce marzenie, którego kurczowo się złapałam, nie chcąc go za żadną cenę puścić. Nie miałam i zresztą nie mam do tej pory żadnych dowodów na ich istnienie. Nie mam jednak zamiaru odrzucać tej hipotezy. Nie liczę się z konsekwencjami wywoływanymi moją decyzją. Nie jest to może i zdrowa fascynacja, ale czy ma to jakieś znaczenie?
W pewnym momencie z tyłu mej głowy pojawiło się pytanie: Dlaczego by ich nie znaleźć? Przedmioty podarowane przez samą Śmierć czarodziejom musiały być niezwykle potężne, wyjątkowe. Kto nie chciałby posiąść takich przedmiotów? W ten otóż sposób rozpoczęłam ich poszukiwania wzbogacone przez służbę potężnemu czarnoksiężnikowi. Znalezienie Insygniów nie miało być łatwym zadaniem, ale myśl o odnalezieniu ich była zbyt kusząca.
Przeglądnęłam nie jedno archiwum, czy dział ksiąg zakazanych w poszukiwaniu informacji. Spotkałam się z co najmniej setką ludzi, którzy mogliby wiedzieć cokolwiek na temat Insygniów, zwiedziłam chyba wszystkie miejsca w jakikolwiek możliwy sposób powiązane z nimi, bądź baśnią. Cały mój wysiłek jednak był daremny. A może nawet i nigdy się nie opłaci? Dziwne przeczucie i chora fascynacja są jednak dużo potężniejsze od zdrowego rozsądku. Szukam dalej.
Grindelwald jest ewidentnie symbolem chaosu, śmierci, nowej ery. Pozostaje jednak pytanie: czy zmiany, które miałaby przynieść jego władza wyjdą czarodziejom na dobre? Wierzyłam w to całym sercem. Poplecznicy Gellerta zajmowali się przede wszystkim szerzeniem terroru. Rajdą na mugoli i mugolaków nie było końca i ja również brałam w nich udział. Raz już zabiłam, więc czemu nie miałabym spróbować jeszcze raz? Jeśli śmierć  tych wszystkich osób miałaby przynieść jakiekolwiek efekty, zmiany, wybić nas przed szereg, sprawić, aby czarodzieje mogli swobodnie żyć: nie gorzej od mugoli, nie na równi z nimi, a ponad nich, to cała ta śmierć jest tego wszystkiego warta.
Z biegiem lat zaczęłam zauważać dość spore wady w postępowaniu i w samym Gellercie. Na początku onieśmielona jego osobą nie byłam w stanie dostrzec wielu istotnych szczegółów. Nie wątpiłam w jego ogromną moc, ale patrząc na jego poczynania w mych oczach marnował jedynie potencjał różdżki, oraz swoich wpływów. Głupca zaślepiła władza odbierając mu zdrowy rozsądek. Coraz bardziej ta cała sytuacja przestawała mi się podobać. Może jednak i jest głupcem, ale niesamowicie ostrożnym. Trwałam jednak u jego boku mając nadzieję, że ten zmieni swe postępowanie. Za to ja w tym samym czasie szukałam Insygniów, oraz jakichkolwiek przydatnych artefaktów.


Najwidoczniej posiadam dość sporą słabość do wszelkiego rodzaju czarnoksiężników. Ewentualnie do pakowania się w kłopoty. Można powiedzieć, że jak do tej pory moje życie było dość krótkie, ale zdecydowanie intensywne, a jeszcze bardziej urozmaicić miał je pewien mężczyzna z przeszłości obecnie znany pod pseudonimem Czarny Pan. Wśród popleczników Gellerta pojawiło się wiele plotek na temat jego osoby. Wiele sprzecznych informacji na jego temat, pogłoski i plotki były na tyle interesujące, że i mnie zaciekawiła jego osoba. Zrządzeniem losu natrafiłam na, jak się okazało jednego z członków Rycerzy Walpurgii. Staram go się nie porównywać w żaden sposób do Anthonego, ale chyba okoliczności poznania, ich charaktery, czy to co wydarzyło się potem miały ze sobą za wiele wspólnego, aby tego nie robić. Urzeczona opowieściami i domniemanymi poczynaniami Czarnego Pana zjawiłam się na jednym ze spotkań wiedząc dobrze, że nie będzie już odwrotu.
Zupełnie różni się on od Grindelwalda. Ich sposoby myślenia znacznie od siebie odbiegają, nawet poglądy, tak z początku wydające się być podobne różnią się od siebie, a ich plany... one jak zawsze pozostaną tajemnicą.
Tego dnia przysięgłam mu swą wierność i oddanie jemu oraz jego sprawie. Nie miałam zamiaru nigdy zdradzić go w podobny sposób co Gellerta. Nie ośmieliłabym się. Nie chciałam i nie chcę tego do tej pory. Zostawiłam całą swą przeszłość za sobą. Matkę, Anthonego, Grindelwalda wybierając tym samym, mym zdaniem słuszną stronę. Stronę mojego Pana.
Dlaczego postanowiłam odwrócić się od Grindelwalda i stanąć po stronie Czarnego Pana? Bo miałam taki kaprys? Bo czułam do niego respekt? A może chodzi o coś zupełnie innego? Wtedy sama nie byłam pewna odpowiedzi.
Czarny Pan i ta niezmieniona sprzed lat aura jaką wokół siebie roztacza niemal urzeka. Nie trzeba go znać, aby wiedzieć, że ten jest potężnym czarodziejem. Czarodziejem, który może zrewolucjonizować świat czarodziejów. Uwolnić ich, wybawić, przywrócić im ich dawny blask i chwałę.


Na jakiś czas odpuściłam sobie dłuższe podróże. Poszukiwanie Insygniów niestety nie przyniosło, jak na razie zbyt wielu efektów, choć oczywiście nie był to też powód, abym odpuściła je sobie całkiem. Tak łatwo się nie poddaję.
Swobodnie mogłabym stwierdzić, że z biegiem tych wszystkich lat stały się one moją małą obsesją. A zaczęło się tak niewinnie… zresztą, jak wszystko.
Przeprowadziłam się do Salisbury. Najwidoczniej nigdy nie przestanę czuć więzi z tym miejscem, czego potwierdzeniem jest to, że i tak zawsze tu wracam. Odwrócenie się od Gellerta mogło nieść ze sobą poważne konsekwencje, ale jestem na nie gotowa. Służba Czarnemu Panu warta jest każdego poświęcenia.
Niekiedy odwiedzają mnie pewne osoby, którym szepnięto słówko, bądź dwa na mój temat. Przynoszą szkatułki, pierścienie, naszyjniki, proszą mnie o udanie się z nimi do miejsc gdzie znajdują się skrytki, grobowce i tym podobne, abym zdjęła z nich klątwy. Zgadzam się... oczywiście za odpowiednią cenę.


Moja szczęśliwa passa w końcu kiedyś się skończy. Aż tak naiwna nie jestem. Aktualnie jednak mam zamiar wykorzystać ją w pełni, biorąc z życia pełnymi garściami i nie oglądając się za siebie. Bo jaki był sens szukania przyszłości w przeszłości?



"Kiedy człowiek widzi swój ko­niec, chce wie­dzieć, że je­go życie nie poszło na marne."


Patronus: Nie potrafi go wyczarować.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 13 Brak
Zaklęcia i uroki: 3 +3 (różdżka)
Czarna magia: 13 +2 (różdżka)
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 1 +1 (waga)
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiIV20
Starożytnie runyIV20
KłamstwoIII10
SpostrzegawczośćII5
Silna wolaII5
RetorykaI2
Ukrywanie sięI2
AnatomiaI2
ONMSI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Brak-0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii-0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)II7
AktywnośćWartośćWydane punkty
Brak-0
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak)-0
Reszta: 0

Wyposażenie

Łamanie klątw, 9 punktów statystyk, różdżka


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Isla Podmore dnia 19.03.17 17:06, w całości zmieniany 54 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Isla Podmore [odnośnik]04.09.17 14:28

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Podobno dzieciństwo świadczy o człowieku, jak poranek o dniu. Wydarzenia, które dotykają wieku najmłodszego niezwykle silnie kształtują przyszłą, dorosłą już osobowość. Isla nie była wyjątkiem i chociaż życie nie było łaskawe jej dziecięctwu - ukształtowało w niej wolę przeżycia i świadomość własnej siły.
Porzucona przez biologiczną matkę, nie znająca ojca - trafiła w ręce kobiety jasnowidzącej, która prawdziwie stała się dla niej matką. I za jej życie miała później szukać sprawiedliwości.
Zmiany niosły się za młodą Podmore, jak burzowy płaszcz. Przez rzeczywistość szkolną, przez poznawanie samej siebie, przez pomszczoną śmierć życiowej opiekunki, w końcu przez poszukiwania, które stały się obsesją - Insygnia Śmierci.
Fascynacja mocą, ideami, które dostrzegła u Grindewalda też uległa przemianie. I to, co wydawało się nadawać sens rzeczywistości, stało się przeszkodą. Wizję prawdziwej przyszłości dostrzegła dopiero w szeregach Czarnego Pana. Ilsa - poszukiwaczka, łamaczka klątw i zdeterminowana kobieta, gotowa stawić czoła odrzuconej przeszłości. Czy aby na pewno?

OSIĄGNIĘCIA
Wędrująca przez tajemnice
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Łamanie klątw
Kartę sprawdzał: Samuel Skamander

[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Isla Podmore Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Isla Podmore [odnośnik]04.09.17 14:29
WYPOSAŻENIE
Różdżka

ELIKSIRYBrak

INGREDIENCJEposiadane: Brak

BIEGŁOŚCIBrak

HISTORIA ROZWOJU[20.03.17] Karta Postaci; -860PD
[24.06.17] Aktualizacja postaci: -340Pd, +2 OPCM, +4CM
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Isla Podmore Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Isla Podmore
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach