Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia zegarmistrzowska
AutorWiadomość
Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]05.03.17 21:31

Pracownia

Pomieszczenie jest średniej wielkości, ma osobne wejście z zewnątrz i przejście do dalszej części domu. Ściany wyłożone są tapetą, ale na próżno doszukać się jej wzoru, bowiem na ścianach wiszą różnej wielkości zegary pochodzące jakby z różnych epok i wzorowane na wszystkich stylach jakie znał świat. Wyjątkiem była jedna ściana, wzdłuż której stała meblościanka, wypełniona papierami, księgami, pergaminami i częściami niezbędnymi do stworzenia mechanizmu zegara.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]05.03.17 22:16
| 3 kwietnia

Tykanie zegara wyznaczało kolejne sekundy, które w tym momencie były niczym boleśnie wkuwane szpilki w ciało Harolda. Jedna sekunda. Tik. Jedna szpileczka. Od samego rana ekscytacja, z jaką czekał na swojego drogiego kuzyna przerastała najśmielsze oczekiwania. Domowy skrzat dostał wyraźne polecenie wysprzątania całego domu na błysk. Sam lord Abbott ubrany był w raczej roboczy strój, gdyż już nie mógł doczekać się pracy. Można powiedzieć, że od czasu tego okropnego wypadku jaki mu się przydarzył miał pewną obsesję na punkcie zegarków i samego pojęcia czasu. Niektórzy sądzili, że porywał się na coś niemożliwego, kiedy rozpoczął badania nad samą istotą czasu. Nie mniej jednak Harold uparcie trzymając się swego, piął się ku górze w swoich osiągnięciach, a rezultaty jego pracy widoczne były w jego pracowni. Następnie udał się właśnie do pracowni i polecił skrzatowi, aby tutaj od razu przyprowadził jego gościa. W tym czasie zdążył wyciągnąć już wszystko co było potrzebne. Różdżka dosyć niebezpiecznie spoczywała w tylnej kieszeni jego spodni, a sam z pieczołowitością szukał niezbędnych części, do stworzenia mechanizmu i scalenia tego wszystkiego w jedną, fenomenalną całość. Najbardziej, z całego procesu tworzenia zegara uwielbiał efekt końcowy, kiedy zegar był gotowy i z jego wnętrza wydobywało się cichutkie tykanie. Tik tak, tik tak. Zupełnie jak bicie ludzkiego serca. Rytmiczne, wydaje się być nieprzerwane, ale w pewnym momencie staje. Psuje się i szwankuje. Czasem jest to tylko choroba czasem już definitywny zgon. Ach! Czas!
Ocknął się dopiero, kiedy w pracowni pojawił się skrzat i zakomunikował mu, że lord Ollivander za chwilkę lub dwie się pojawi. Skinął jedynie głową, wsuwając niesforne pasemka kręconych włosów, za ucho. Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł nie kto inny jak jego drogi kuzyn, Ulysses. Szeroki uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Witaj, kuzynie - powitał go nader radośnie, ściskając jego dłoń. Niezmiernie cieszył się z odwiedzić lorda. W końcu tutaj, w Dolinie były takie momenty, w których samotność stawała się bardzo dokuczliwa i nawet pieczołowita praca nad zegarami nie dawała ukojenia. - Usiądź proszę - powiedział, wskazując na jedno z dwóch krzeseł stojących w pracowni. W pomieszczeniu, ku zdziwieniu wszystkim odwiedzającym, panował względny porządek. Oczywiście jak na pracownie kogoś takiego jak Harold. - Zanim zajmiemy się zegarem, napiłbyś się czegoś?- zagadnął z wcale nie sztuczną grzecznością w głosie. Wszak trzeba było zadbać o należytą oprawę całego spotkania, nawet jeżeli miało mieć ono na celu tylko i wyłącznie stworzenie zegarka dla przyszłych państwa Nott. Wesela były takie ekscytujące, ale jednocześnie uczestniczenie w takich ceremoniach było dla Harolda naprawdę bolesnym przeżyciem. Zupełnie jakby na nowo musiał rozdrapywać stare rany.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]06.03.17 21:35
Plan miał dosyć jasny, choć do głowy wpadł czystym przypadkiem, zaskakując z miejsca klarownością. Wydawał się oczywisty - kto bowiem nie pragnąłby zatrzymać dobrych momentów w miejscu, pozwolić im trwać bez kruchego udziału czynnika zwanym powszechnie przemijaniem? Przyjemności nie powinny odchodzić w niepamięć, znikać z osi czasu znaczonej krótkim słowem "życie". Na kształt patronusa, którego przecież były zdolne wywołać, wypadało im lśnić jasno i dumnie na tle porażek i niepowodzeń, trudzących serca. Pierwszy odruch był przykrym zrywem, wyobrażeniem własnego zegara - ten nie miał prawa istnieć. Fala dobrych wspomnień zalała Ollivandera, ale nie była to fala ciepła; odnosił wrażenie że skórę muska jedynie piana, nie dając dotrzeć do istoty i siły - wody. Bez obecności, bezpośredniej i jawnej, nie mógł wyobrazić sobie szczęścia.
Dlatego uparcie przebił się przez fale skleconą własnoręcznie łódką, forsując wspomnienia i uśmiech Valerie - bezwzględnie i szybko, nie dając jej zagnieździć się w kolejnych wyobrażeniach. Postanowił podarować swój pomysł temu, kto skorzystałby na nim realniej. Z listem do Harolda ociągał się dosyć długo, przez kilka marcowych dni walcząc ze sobą, szukając innego pomysłu, chcąc wyprzeć ten zaistniały w wyobrażeniach albo zatopić go na dnie najgłębszego oceanu. Starania nie odniosły skutku. Szczęście, że Percivalowi i Inarze taki podarunek mógł służyć dobrze.
Nie bywał często w Dolinie Godryka, dlatego przed zawitaniem w progi kuzyna wybrał się na krótki spacer po okolicy, w jego trakcie odnotowując przykrą wiadomość, zdającą się zasnuwać całą miejscowość smutkiem. Pogrzeb Potterów miał odbyć się nazajutrz. Ulysses kojarzył ich jedynie ze szkoły, byli całe cztery lata młodsi, a dostrzeżone klepsydry nie powiedziały mu zbyt wiele. Zaciekawił go fakt, że zmarli razem, w jednym czasie - w nocy, kiedy marzec przechodził cicho w kwiecień. Najwiarygodniejszym, o zgrozo, źródłem informacji mógł być kuzyn. Nie miał pojęcia, jak blisko prawdy mógł zawędrować tym stwierdzeniem, żyjąc poza kręgiem Zakonu Feniksa i jego zawiłości, do którego Charlus i Dorea niewątpliwie należeli.  
- Dzień dobry - Harold zapewne zdołał już przywyknąć do chłodnego tonu, jakim Ulysses traktował większość ludzi, z czasem przeplatając go wątłymi zalążkami emocji. Zajął jedno ze wskazanych miejsc, luźno opierając łokieć o stół i rozglądając uważnie po pracowni mężczyzny. Wyglądała inaczej niż jego warsztat różdżkarski, ale wyłapał kilka podobieństw. Nie był tu wcześniej.
- Dziękuję. Herbaty, jeśli byłbyś łaskaw, Haroldzie - poprosił krótko, skinąwszy głową na pytanie. Odczekał chwilę, aż Abbott oddeleguje skrzata do przygotowania naparu, zastanawiając się, czy powinien zapytać o nurtującą go wcześniej sprawę. Kwiecień malował się dosyć niepokojąco, a przeczucie mówiło Ulyssesowi, że spokój odchodzi powoli w niepamięć, kiedy nadchodzące zmiany miały się ku coraz gorszym.
- Znałeś Potterów? - zapytał bezpośrednio. Dzieliły ich dwa lata, które stanowiły mniejszą różnicę niż cztery, zaś w kontakty Harolda w Hogwarcie nie wnikał zbyt mocno. - Na klepsydrach nie widnieje przyczyna śmierci. Wiesz coś o tym? - byli młodymi aurorami, o czym nie wiedział, ale sam ich wiek i wspólna śmierć zwracały uwagę. Nie zamierzał nastawać i dowiadywać się na siłę, chciał jedynie ulżyć nieco ciekawości.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia zegarmistrzowska Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]09.03.17 15:58
Czas uciekał nam przez palce, zabierając nam kolejne dni, miesiące i lata, a także wspomnienia. I marzenia. Wydaje się, że można uciec przed każdym problemem. Otóż nie, chociażbyśmy zaszyli się na bezludnej wyspie, gdzie przeszłość nas nie dopadnie to jest coś, co zawsze zbierze swoje żniwo. Znajdzie nas na krańcu świata w najbardziej odludnym miejscu. Czas. Wypatrzy nas pomiędzy setkami innych osób. Nawet peleryna niewidka nas nie schroni.
Gdy Ulysses zwrócił się z prośbą o pomoc przy tworzeniu zegara dla swoich przyjaciół jako prezent weselny uśmiechnął się sam do siebie. I podobnie jak w przypadku lorda zalały go wspomnienia. Na początku przyjemne. Widział piękne, głębokie oczy Constance. Słyszał jej melodyjny śmiech. Przez chwilę nawet wydawało mu się, że na swojej skórze poczuł jej delikatny dotyk. Niestety, wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Jej tu nie było. Zniknęła. Wypierał to naprawdę bardzo długo, ale przyszedł taki dzień, w którym musiał pogodzić się z tym, że Constance została jedynie wspomnieniem i niczym więcej. Ciągle, jakaś cząstka Harolda wierzyła, że może we śnie pojawi się dobrze znana mu kobieta i okaże się, że wróci do niego cała i zdrowa. Nadzieja umiera ostatnia, mówią i może rzeczywiście mają rację?
-Swądek, przygotuj herbaty dla mnie i lorda Ollivandera - polecił skrzatowi, a ten ukłonił się przed obliczem dwóch lordów i zniknął za drzwiami. Nigdy nie teleportował się w obecności Harolda. Z niewiadomych nikomu przyczyn doprowadzało go to do szewskiej pasji. Gdy szanowny kuzyn spytał o Potterów westchnął ciężko, a jego wzrok stał się jakby nieobecny. - Niezbyt dobrze, ale tak znałem - odparł ze smutkiem. Niewyobrażalna strata dla świata. Dwoje młodych ludzi, pełnych energii i wiary aurorów. Rodzice przeuroczego Jamesa. Odeszli. Byli już zdecydowanie lepszym świecie. Ich walka dobiegła końca, zostawili ją żyjącym. Podobnie jak pozostawili małe, bezbronne niemowlę. - Wiem i nie wiem. Plotki krążą po Dolinie, wieści szybko się rozchodzą. Byli młodymi ludźmi, aurorami. Podobno zmarli w pożarze - zawiesił na chwilę głos. Jego wzrok stał się jakby nieobecny. Harold zawsze przeżywał wszystko skrajnie. Jeżeli śmiał się, to najgłośniej, jeżeli płakał to najrzewniej ze wszystkich. - Biedni Potterowie, zostawili na świecie małego synka, podobno uroczy brzdąc. Ojciec znał ojca zmarłego Charlusa, też był aurorem - powiedział tyle ile powiedzieć mógł. Śmierć zaczęła zbierać swoje plony, brutalnie wyrywając z naszych objęć bliskich. Harold znał Potterów bardziej niż się do tego przyznawał. Ciszę przerwało pojawienie się skrzata, który na stoliku postawił tacę z dzbanem i dwiema napełnionymi już filiżankami. Znajdowała się tam także cukiernica. Abbott skinął w jego stronę głową, a stworzenie po raz kolejny zniknęło za drzwiami pracowni.
- A co słychać w Silverdale? - zagadnął, upijając łyk gorącej herbaty.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]10.03.17 22:39
Czas pojawiał się również w rozmyślaniach Ulyssesa, nawet jeśli nie absorbował go w tak wielkim stopniu, jak Harolda. Swoim zaskakującym przepływał trudził mężczyznę szczególnie w momentach zwątpienia lub przy listach od nestora - otrzymywanych w miarę regularnie. Wkradał się do myśli w skrajnych sytuacjach lub zwyczajnie w maju, gdy liczba przeżytych dni wybijała kolejny pełen rok. Kiedy przychodziła świadomość, jak długo przyszło mu już żyć bez wyjątkowych osób. Potęga czasu niewątpliwie zachwycała i budziła respekt. On jednak nauczył się, że zdrowiej jest nie poświęcać jej zbyt dużo własnej uwagi. Wtedy zatrzymanie czystego, przejrzystego umysłu było o wiele prostsze. Czas bywał tak okrutny jak nadzieja i rozczarowania, gdy wyobrażenia przerosły rzeczywistość, zderzając brutalnie z faktami. Wpływał na większość aspektów, tym ogromem przytłaczając. Był na równi ze śmiercią, współpracując z nią po cichu. W ten sposób czas zabrał Potterów, przenosząc ich w zupełnie inny wymiar. Nieznany żyjącym, może mniej odległy niż mogłoby się wydawać.
Kiwnął krótko głową, zwilżając lekko dolną wargę językiem i przygryzając ją na moment w zastanowieniu. Zlustrował kuzyna uważnym spojrzeniem, słuchając jego słów i przyjmując je najobiektywniej, jak potrafił. Pożar. Jak paskudny musiał być to pożar, skoro dwójka aurorów nie mogła sobie z nim poradzić? Powstrzymał się jednak przed większą ciekawością, nie chcąc trudzić Abbotta przesadnym akcentowaniem świeżego wydarzenia.
- Rozumiem - odpowiedział tylko mrukliwie, niezbyt głośno, pozwalając ciszy na krótkie przejęcie sytuacji. Nie mówił przykro mi, nieczęsto podobne słowa padały z jego ust. Zazwyczaj szczędził języka. Nie rozmyślał nad tym, zostawiając swoje wątpliwości na później. Wiedział jedynie, że wszystko zmierzało w nieodpowiednim kierunku, nieco innym torem niż zwykle. Przypadki bywały ostatnio zbyt częste, aby potrafił wciąż patrzeć na nie przez pryzmat tego słowa. Odebrał filiżankę, przed odpowiedzią zdmuchując trochę pary z gorącego napoju, ale nie upił łyku, zamiast tego z delikatnym stuknięciem odstawiając porcelanę na spodek, trzymany w drugiej dłoni.
- W porządku. Bez większych zmian - kolejny kwiecień jawił się barwami wspomnień małej Ophelii. Cała ich rodzina wspominała dziewczynkę. Nawet służba stawała się bardziej ponura. - Kwitną kwiaty - dodał spokojnie. Rzeźba jego siostry nosiła już na głowie wianek. Odstawił filiżankę, sięgając do torby, jaką ze sobą przyniósł. W typowy dla siebie sposób przeszedł do sprawy bez wprowadzania w temat, zwyczajnie go podejmując.
- Zrobiłem tylko jedną wskazówkę. To bardziej jej zarys, wstępna wersja, z pewnością popracuję nad rzeźbieniami, nie wydają mi się satysfakcjonujące, ale do prób powinna wystarczyć - powiedział, wreszcie dokopując się do niedużej, płaskiej, drewnianej wskazówki. Obejrzał ją jeszcze raz, obracając w palcach, po czym podał Haroldowi. - Jest na niej data ślubu. Chciałbym żeby kolejne można było dodawać - mają symbolizować najważniejsze wydarzenia w życiu. Myślałem też nad dodaniem miejsca na niewielkie fotografie. Co o tym myślisz? - zapytał, nie wiedząc nawet, czy byłoby to możliwe.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia zegarmistrzowska Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]22.03.17 20:45
Czas łapał w swoje sidła nie tylko tych, z których piersi wydobywało się ostatnie tchnienie. Czasem cierpliwie prowadził za rękę do śmierci, pozwalając aby ból i cierpienie drążyły w nas smutek jak kropla wody żłobiła dziurę w skale. Jedni mieli szczęście, czas obchodził się z nimi łagodnie. Z innymi? Wystarczyło spojrzeń na obłęd w oczach Harolda, który czasem mniej lub bardziej dawał o sobie znać. Czas go nie oszczędził. Specjalnie wydłużał sekundy, aby coraz głębiej i głębiej zatapiał się w swoim żalu i stracie. Aż w końcu zniewolił go kompletnie, poprzez szaleństwo. Czy tego chciał? Oczywiście, że nie. Miał zostać głową rodziny, dziedzicem Abbottów, a teraz? Mimo iż rodzina pogodziła się ze stanem Harolda i byli z niego dumni, to bardziej odpowiadała im wizja nienagannego lorda z jedną ze szlachcianek przy swoim boku. A teraz? Biada tej, która w razie potrzeby będzie musiała stać się małżonką lorda Abbotta. Niestety, ale mężczyzna powinien już w najbliższym czasie spodziewać się listu zarówno od swego ojca jak i od nestora rodu. Owszem, rozumiano jego tragedię, rozumiano stan zdrowia, ale czy jeżeli w grę wchodziły układy między rodami, wygoda zaręczonych nie miała znaczenia. Harold jednak był nazbyt pogrążony w swoim szaleństwie, miłości do zegarów i badaniu istoty czasu, że takimi błahostkami jak przymusowy ożenek.
Nie zastanawiał się nad reakcją kuzyna, na te jakże straszne wieści. Byli aurorami, przecież ryzyko jest wpisane w ten zawód, więc nie powinno to nikogo dziwić. Przynajmniej takiego zdania był lord Abbott. Sęk w tym, że to nie były przypadki, o czym doskonale wiedział. Niestety musiał pozostawić swego kuzyna w błogiej nieświadomości, wierząc, że tak będzie dla niego lepiej. Bezpieczniej. W tych czasach rozpaczliwie każdy próbował chronić swoich najbliższych. To właśnie robił, starał się zapewnić bezpieczeństwo najbliższym.
Z ponurą miną skinął głową na jego słowa. Śmierć małej Ophelii rozniosła się echem po rodzinie. Odejście dziecka zawsze sprawiało, że człowiek z posępnym wyrazem twarzy patrzył się w dal i zastanawiał się dlaczego? Przecież było jeszcze takie niewinne, takie czyste. Okrutny los postanowił jednak pozostawić po niej jedynie wspomnienia i pustkę, której nie dało się wypełnić. Nie chciał nawet zastanawiać się co by czuł na miejscu któregokolwiek z najbliższych członków rodziny. Mógł jedynie współczuć i liczyć, że kiedyś i nad Silverdale, kwietniową porą wzejdzie słońce. Otrząsnął się, gdy usłyszał jak zwykle rzeczowy głos swego drogiego kuzyna. Uśmiechnął się delikatnie, jakby podekscytowany całym przedsięwzięciem i z należytą ostrożnością wziął do ręki wskazówkę. Chociaż chłonął każde słowo, to zdawało się, że był tak pochłonięty oglądaniem wskazówek iż w ogóle nie zwraca uwagi na to co mówił.
- Tak, tak, tak, wyśmienicie, wybornie! - spod nosa Harolda dało się usłyszeć bełkot. Odłożył ostrożnie wskazówkę, a jego palce zaczęły wystukiwać nerwowy rytm, jakby czegoś szukał. - Znakomity pomysł! Widziałbyś ten zegar jako wiszący na stanie, czy raczej majestatyczny zegar stojący z dębowego drewna? - zagadnął, wlepiając w niego wyczekujące spojrzenie prawie nieskazitelnie niebieskich oczu! To było naprawdę istotne! No bo oczywiście, że jego życzenia były wykonalne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]04.04.17 11:17
Znajdowali się w dosyć podobnej sytuacji, choć ta Ulyssesa już od samego początku była wyraźnie spisana na straty - pod wszystkimi porywami i uczuciami czuł niesprawiedliwość losu i absurdalność tego przypadku, który ściągnął go wiosennym popołudniem do Esów i Floresów, szczycąc go późniejszym zauroczeniem, szybko przeradzającym się w szczerą i prawdziwą emocję. Już samo przyznanie się przed sobą, że ktoś zdołał zmusić go do zakochania było nie lada wyczynem i zajęło sporo czasu - z początku miał to za zwykłą słabość, nieokreślony pociąg, małą fascynację, ale z kolejnymi dniami i miesiącami prawda chwytała go coraz bardziej. Sam był sobie winien - mógł uciąć znajomość od razu, z miejsca oszczędzając sobie późniejszych niedogodności, a Merlin mu świadkiem, że odczuwał je wyraźnie do dziś, jednak nieświadomość była wtedy wygodniejsza. Może uległ jej celowo, zakrywając dłonią jedno oko, widząc tylko część prawdy. To nigdy nie miało prawa bytu. A teraz, jakkolwiek niesprzyjające były wizje przyszłości, z wybranką rodu u boku, nie miał praw, by się przed nimi bronić. Nie nachodziły go - wyobrażeń nie było, to miejsce ziało okrutną pustką, jakby nie mógł przyjąć żadnej opcji do wiadomości. Wiedział tylko, że to już czas na rodzinę i przestawał, bardzo powoli, bardzo opornie, bronić się przed tym, lecz w tej chwili podświadomie - w myślach uparcie drążył swoje podejście, że nie, wyboru dokona sam. Miał w kim wybierać, znał samotne panny w odpowiednim wieku, ale zastał się w tym odosobnionym stanie i nie uśmiechało mu się go zmieniać.
Silverdale podnosiło swoje serca stopniowo, ale wydawało się, że nic nie będzie w stanie zastąpić tej jednej, najboleśniejszej straty. Domownicy pogodzili się z nią, minęło bowiem wystarczająco wiele czasu, ale pamięć pozostawała żywa i nikt nie wątpił, że duch Ophelii kiedykolwiek za ich życia opuści tereny posiadłości. Jej mały kącik w oranżerii wciąż mienił się kolorami, kiedy promienie słoneczne decydowały się na skąpanie swoją jasnością, plamkami znacząc rośliny i ulubioną zastawę dziewczynki, ustawioną na niewielkim stoliku, zawsze gotowa na popołudniową herbatkę.
Ollivander obserwował Harolda uważnie, przyjmując bez wzruszenia słowa wymruczane pod nosem, układające się w charakterystyczne dla kuzyna reakcje. Byli jak ogień i woda - ekscytacja i niewzruszenie, nawet w samym tempie wyraźnie rysowały się różnice - mówili zupełnie inaczej, innymi emocjami znaczyli wypowiedzi.
- Stojący, zdecydowanie - uznał, mając już dosyć konkretne wyobrażenie całego dzieła. Odstawił filiżankę na stół i dłońmi wskazał wysokość, jaka wydawała mu się zadowalająca - około pięćdziesięciu centymetrów. - Nie za duży, zdecydowanie nie toporny, raczej do postawienia na komódce. Konstrukcją zajmiemy się razem, ale naturalnie nie będę w stanie stworzyć samego mechanizmu.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia zegarmistrzowska Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]09.04.17 18:24
Harold miał nadzieję na swój happy end. Chciał zostać dziedzicem, którego oczekiwał ojciec. Tęsknił za czasem, w którym lord Abbott był z niego dumny. Teraz? Też był, ale już w inny sposób. Tęsknił za czasami kiedy wszystko było dobrze. Niestety, nie mógł tego zrobić. Naginanie czasu było na tę chwilę niemożliwe. Strach pomyśleć co mogłoby się stać, gdyby nieostrożny Harold wpadł z impetem w przeszłość i zaczął naginać ją według własnego widzimisię. Obaj panowie przeżywali swoją stratę na swój własny sposób. Nie wiem co gorsze. Świadomość tego, że okrutny los odebrał szansę na szczęśliwe zakończenie, czy może fakt iż los postawił na drodze kobietę, która była zarówno tak blisko i tak daleko. Z pewnością Harold ani teraz, ani wcześniej nie potępiałby miłości Ulyssesa. Ale cóż z tego skoro nie jemu decydować o tym co wolno, a co nie? Rody miały swoje prawa, które określały zachowanie szlachcica, czy szlachcianki w niemalże każdej dziedzinie życia. Abbott czuł się spętany w swoim szaleństwie przez konwenanse. Patrzył się na wskazówki zegara, w głowie tworzył obraz zegara i zastanawiał się czego mógłby życzyć nowożeńcom. Szczęścia? Wytrwałości? Miał nadzieję, że przynajmniej tym razem jakimś cudem nestorowie rodów pomogli prawdziwej miłości. Owszem, był beznadziejnym romantykiem, ale czy to coś złego? Tak, jeżeli jesteś szlachcicem.
Harold bał się momentu, w którym zobaczy w swoim oknie sowę nestora rodu, albo ojca z decyzją odnośnie wyboru przyszłej żony. Można powiedzieć, że panicznie bał się tego momentu. Powodów było tak wiele, aby wyodrębnić jeden. Ale czy ktoś się dziwił? Nie bez przyczyny zarówno w Dolinie Godryka jak i na salonach uchodził za szaleńca. Nie przejmował się tym. Być może ich słowa nie docierały do jego świadomości. Nie zdawał sobie sprawy z ich wagi? A może nie obchodziła go już opinia publiczna? Z przykrością trzeba stwierdzić, że chociaż każda sekunda oddalała go od momentu, w którym zaginęła Constance, to każda sekunda wyciągała a z niego szaleńca. Samotność mu nie służyła. Siedząc w samotności, sam na sam ze swoimi myślami pogrążał się jeszcze bardziej. Przecież to było naturalne, prawda?
Nader podekscytowany projektem zegara w głowie odnotowywał już listę potrzebnych mu elementów. Raz, dwa, trzy. Trzy machnięcia różdżką, a części niezbędne do mechanizmu lądowały na długim stole, przy którym stał lord Abbott. - Tak, tak, naturalnie. Liczę, że wykonasz cudne żłobienia, wzory! Tak, będzie cudnie! - stwierdził, uśmiechając się przy tym. - Najpierw jednak muszę złożyć mechanizm, abyśmy wiedzieli jak zaprojektować obudowę zgodnie z wielkością mechanizmu oczywiście - poinformował, sięgając po filiżankę herbaty.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]11.04.17 18:23
Ollivander był wystarczająco niezależny i uparty, by nie ulec tak skrajnym emocjom jak Harold - ich przeżycia, choć sytuacje były podobne, różniły się znacznie i podkreślały różnice między nimi samymi. Ulysses do samotności w pewnym sensie przywykł, egzekwując ją sobie nadzwyczaj często już od młodości. Nie stronił od towarzystwa swoich najbliższych przyjaciół i najdroższej sercu rodzinie, ale dosyć wyraźnie stawiał granice, nie szczędząc częstych znaków, że chce być w danej chwili zupełnie sam. Strata godziła w niego boleśnie i niełatwo było się po niej podnieść, niełatwo było się także pogodzić z takim rozwojem wydarzeń, lecz mimo wszystko pozostał sobą, nie zmieniając się diametralnie po zniknięciu Valerie. Była dla niego światem odrębnym, wyjątkowym i skrywanym przed innymi, zachowywał się przy niej swobodniej i nie ukrywał emocji tak skrajnie i konsekwentnie, pozwalając na chwile zapomnienia. Myśli mogły wtedy odpocząć. Dlatego też, z powodu odcięcia od codziennego świata, nie wpłynęła na ten świat aż tak znacząco - jakby inni ludzie i inne dziedziny prawie nie zostały ruszone. To on miał wgląd w zmiany, jakie w nim zaszły.
Obserwował kolejne elementy, lądujące posłusznie na stole rozciągającym się przed nimi. Zastukał krótko i cicho w jego blat, machinalnie, w zamyśleniu przysłuchując się dźwiękom jakie wydawały w zetknięciu z drewnem - chwilę poźniej uwagę skupił na głosie Harolda.
- Cieszę się z twojego entuzjazmu - powiedział, choć w tonie próżno było owej radości szukać, jedynie chłodna uprzejmość zagrała kilka nut. W istocie zaangażowanie Abbotta było mu na rękę, ale ekspresja emocjonalna w słowach Ollivandera nieczęsto rozciągała się na pełne spektrum, raczej lokując się gdzieś w neutralnych barwach. - Mogę ci w jakikolwiek sposób pomóc przy mechanizmie? - zapytał, niewiele mając do roboty przed wykonaniem tego istotnego elementu, nie chciał zaś siedzieć bezczynnie, a niestety nie orientował się w fachu kuzyna. - Może nie zdziałam zbyt wiele, ale czasem dodatkowa para rąk jest nieocenioną pomocą.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia zegarmistrzowska Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]15.04.17 7:38
W przypadku Harolda jego miłość była tak realna, związana z codziennością, że wyrwanie jej całkowicie odmieniło jego światopogląd. Jednak po burzy zawsze przychodzi dzień, tak też było w przypadku lorda Abbotta, który w końcu wyrywając się rozpaczy pojawił się na ślubie, aby swoim nędznym wyglądem psuć piękną otoczkę ślubnego obrzędu. Owszem, było trudno, ale pojawił się tam dla swojej siostry. Nie wybaczyłby sobie, gdyby w tak ważnym dniu zabrakło go u boku młodszej siostrzyczki. Tamtego dnia z komnat wyszedł kompletnie inny Harold. Chociaż w oczach rodziny zawsze był trochę nadpobudliwy i gadatliwy, to nigdy nie było z nim źle. Zdawało się jednak, że przyjęto nowego Harolda do rodziny, patrząc na niego trochę łaskawszym okiem.
Sam lord Abbott nie raz nie dwa wykorzystywał swój problem, aby uniknąć niektórych zobowiązań, jak na przykład ponowne zaręczyny. Wierzył w to, że żaden nestor, nie będzie chciał związać swego rodu poprzez małżeństwo z mężczyzną niespełna rozumu. To było w nim intrygujące. Jego umysł był przyćmiony widmami przeszłości i światły zarazem. Dowodem na to były badania i poszukiwania, które z oślim uporem prowadził. - Oczywiście - odparł, trochę chichocząc pod nosem, jakby podawał w wątpienie słowa kuzyna. Naturalnie próbował powstrzymać śmiech, dlatego ten wydawał się być jakby gardłowy. Tak czy inaczej, tego typu zachowanie nie było niczym dziwnym, jeżeli chodziło o panicza Abbotta. Energicznie odwrócił głowę w stronę Ulyssesa, kiedy ten zwrócił się do zegarmistrza z pytaniem. - Tak, przydałaby mi się dodatkowa para rąk - stwierdził. Entuzjazm nie opuszczał mężczyzny. Sam zabrał się do składania drobnych elementów mechanizmu zegara, a gdy kuzyn pojawił się przy dużym, prostym i masywnym stole, co jakiś czas rzucał poleceniami typu : przytrzymaj tutaj, skręć to . - Nie mówiłeś co dzieje się u ciebie - zauważył, unosząc jedną brew. Zgrabnie ominął swoją osobę, gdy spytał co słychać w rodzinnej siedzinie rodu Ollivanderów. - Nestor dopadł także i ciebie? - zagadnął niby to lekkim tonem, unosząc na wysokości oczu jeden z elementów, sprawdzając go sprawnym okiem pod światło. Sam w sumie nie pamiętał, czy on dostał już list od nestora odnośnie swego ożenku, czy ma go dopiero dostać. W każdym razie wielkimi krokami zbliżało się coś, przed czym bronił się i tak wystarczająco długo. Nie chciał, paraliżował go paniczny strach i ogarniała dzika frustracja na samą myśl o ożenku z kobietą, której nigdy nie pokocha tak jak Constance. Kiedyś może by to zrozumiał, jednak w tym momencie? Nie chciał nawet słyszeć o jakimkolwiek ślubie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]18.04.17 23:00
Jedynym, co wykorzystywał w swojej sytuacji było zaufanie rodziny - wierzyli w jego (zdrowy) rozsądek i dawali mu czas na podjęcie własnej decyzji, dokonanie odpowiednich wyborów i znalezienie partnerki na resztę życia. Zwlekał, dlatego powoli dochodził do momentu, w którym nie zamierzał sprzeciwiać się woli nestora i rodziców - nie wierzył, że znajdzie kogoś bardziej odpowiedniego, niż podsuniętego przez nich, skoro przez tyle czasu nie odniósł w tym sukcesu.
Nie zwrócił większej uwagi na zachowanie Harolda, przyzwyczajony do jego specyficznego sposobu bycia - zamiast tego zajął się pomocą w składaniu mechanizmu zegara, działając zgodnie z poleceniami kuzyna. Przywoływał kolejne elementy, gdy Harold miał zajęte ręce, przytrzymywał i podawał, ale i nie wtrącał się, kiedy nie był potrzebny. Zmierzył mężczyznę chłodnym spojrzeniem, niezbyt zadowolony z pytania - nie lubił mówić ani o sobie, ani o swojej aktualnej sytuacji, tym bardziej, że musiał wysłuchiwać rad i pospieszających głosów, naciskających na jak najszybszy ożenek. Zdecydował się na lakoniczną odpowiedź, choć początkowo chciał zupełnie zignorować pytanie kuzyna i odciągnąć jego uwagę na inne tory. Jakby nie patrzeć, te podsunięte przez niego były najprostsze, więc nie mógł odpuścić choćby najkrótszej odpowiedzi, chcąc odbić piłeczkę.
- Nie, ale nie sądzę, by zwlekał zbyt długo - cała odpowiedź, nie mówiąca wiele, zanim pociągnął słówko, na którym złapał Harolda. Z ich dwójki to właśnie Abbott był bardziej rozmowny. - Także? Masz wieści od nestora? - dopytał z umiarkowaną ciekawością, zerkając na mężczyznę przelotnie znad mechanizmu, w którym właśnie dopasowywał do siebie elementy wskazane przez zegarmistrza. Trybiki ruszyły się lekko, gdy zakręcił jednym z nich, ale coś wciąż nie grało, dlatego zaczął rozglądać się za innymi, by pasowały do siebie nienagannie. - Kogo takiego podsuwa ci lord Abbott, Haroldzie? - zapytał, odkładając różdżkę na bok i próbując rozprawić się z metalowymi płytkami ręcznie, mając w ten sposób większe pole do popisu - precyzyjniej układały się w wyznaczonych miejscach.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia zegarmistrzowska Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]04.05.17 16:51
Jeżeli nestor lub jakikolwiek inny członek rodziny uważał iż Harold posiada coś takiego jak rozsądek (a tym bardziej zdrowy) to jego także trzeba by było ogłosić szaleńcem. Pozornie jedynie nadawano mu wybór, a tak naprawdę nestor głowił się nad tym jakby tu zrobić użytek z tego panicza. Jak się niestety okazuje lord Abbott już znalazł dla niego odpowiednią narzeczoną. A Haroldowi nie pozostało nic innego jak tylko pogodzić się z podjętą decyzją. Nie był to łatwy proces i z pewnością jeszcze nie dobiegł końca.
Na razie jednak skupiał się na prawidłowym złożeniu mechanizmu, aby nikt nie mógł zarzucić mu fuszerki. Zawsze wykonywał swoją pracę bardzo rzetelnie, nawet jeżeli musiał to być prezent dla Percivala Notta, z którym łączyły go niezbyt pozytywne stosunki. Ich relację można by było nazwać ciągłą rywalizacją. Zapewne zdawał sobie sprawę z niechęci do opowiadania o swoim życiu Ulyssesa, jednakże Harold nie miał zamiaru zawracać sobie tym głowy, gdyż w jego przypadku ciekawość zdecydowanie brała górę nad rozsądkiem. Nie przejął się również odbiciem piłeczki w jego stronę. Raczej westchnął ciężko, aby już na samym wstępie pokazać, jak bardzo nie nie odpowiada mu decyzja podjęta przez nestora. - Na brodę Merlina, niestety dostałem - odparł niezbyt zadowolony, biorąc do ręki szkło powiększające dzięki któremu mógł wykonać precyzyjnie operację połączenia dwóch elementów. - Och, mam udać się na dwór Fawleyów i prosić o rękę niejaką lady Saoirse, na pewno kojarzysz. To córka tego lorda, którego żona zmarła, a on ożenił się po raz drugi - wyjaśnił kuzynowi dosyć rzeczowym jak na niego głosem. Jak na osobę uznaną za szaleńca i odcięta od świata dobrze orientował się co dzieje się na innych dworach. Cóż, po prostu lubił wiedzieć z kim ma do czynienia, poza tym drugie małżeństwo mężczyzny, który z świętej pamięci pierwszą małżonką miał dwie córki na pewno nie przeszło bez echa. Zapewne panowie pieczołowicie pracowali nad skończeniem zegara. Jak zwykle Harold narzucał się ze swoją rozmową, a raczej bardziej monologiem Ulyssesowi przez cały czas trwania prac.

| zt, nie męczę cię już dłużej <3
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pracownia zegarmistrzowska [odnośnik]24.07.17 10:16
Czasy beztroski niewątpliwie miały się już ku końcowi - nie tylko Harold był wikłany w ożenek, mający nastąpić niedługo. Właściwie jak najszybciej, bo do obowiązków rodowych wliczał się jeszcze szereg innych spraw ogromnej wagi, których przecież nie sposób było zignorować w ogólnym rozrachunku. Ulysses nie interesował się plotkami ani pogłoskami, niekoniecznie wnikał, co dzieje się na innych dworach - mimo wrodzonej ciekawości nie stanowiło to dla niego tematu w żaden sposób atrakcyjnego. Wiedział naturalnie o niektórych sprawach, ale bardzo wyraźnie filtrował wiedzę, wszelkie romanse i zawirowania traktując jako tematy niższej wagi. Szczerze powiedziawszy, bardziej kojarzył lady Saoirse Fawley niż jej szanownego ojca - pewnie przez wzgląd na to, że kobieta zajmowała się w szczególności klątwą Ondyny, ten temat był zaś dla Ulyssesa naturalnie istotny. Każde, nawet najmniejsze odkrycie uzdrowicielki mogło mieć wpływ na chorobę, która dręczyła jego oraz jego rodzinę.  Mimo wszystko, nie znał jej zbyt dobrze, jedynie kojarzył z korytarzy szpitala św. Munga oraz z informacji przekazywanych mimochodem.
- Mogłeś trafić gorzej, Haroldzie - uznał, w ten sposób komentując niezadowolenie kuzyna oraz wybór nestora. Lady Fawley sprawiała wrażenie osoby kompetentnej i godnej zaufania, czego więc chcieć więcej? Wiedział jednak, że Harold był człowiekiem dosyć... specyficznym. - Mam nadzieje, że przypadniecie sobie do gustu - dodał jeszcze uprzejmie, nie pytając o więcej - nie musiał, Abbott nie miał problemu ze snuciem opowieści, dlatego milczenie nie było im straszne. Nawet jeśli Ulysses absolutnie nie obawiał się milczenia - było dla niego wręcz naturalne. Przyglądał się jeszcze pracy zegarmistrza, służąc swoją pomocą, gdy tylko była Haroldowi potrzebna - patrzył uważnie, starając się wynieść z owych oględzin wnioski i logiczny porządek, tryb pracy, szczegóły oraz ciekawostki, równocześnie mając jeszcze wystarczająco wiele uwagi, by słuchać mężczyzny. Czas, o dziwo, minął mu całkiem szybko, lecz kiedy opuszczał warsztat, zegar nie był jeszcze ukończony - Harold zapewniał go jednak, że wszystko wykona na czas. Nie pozostało mu nic innego jak wierzyć oraz wykonać swoją część pracy, równie czasochłonną.

| zt


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia zegarmistrzowska Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Pracownia zegarmistrzowska
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach