Sypialnia Edwina
AutorWiadomość
Sypialnia Edwina
Sypialnia należąca do małego Edwina, który bardzo lubi w niej przebywać. Znajduje się tam łóżko położone przy ścianie, obok stolik nocny, na przeciwko stoi duża szafa i komoda. Znajduje się tu również biurko, do którego mały Winni jeszcze nie sięga oraz fotel, na którym siadają rodzice gdy czytają mu bajki. Ściany pokryte są stonowaną kolorystycznie tapetą, na niej powieszone są różnego rodzaju ruszające się obrazki, a meble są jasnobrązowe. Jednak zdecydowanie więcej jest tu zabawek, misie leżące niemal wszędzie, konika na biegunach, który wydaje z siebie prawdziwe dźwięki, porozrzucane na podłodze czarodziejskie szachy. Ale największą atrakcją w pokoju chłopca są gnomy mieszkające w jego szafie, do której sam boi się zaglądać oraz Oscar, mający swój kąt pod łóżkiem.
List od lorda Edwina należał do tych, których nie mógł pod żadnym pozorem zignorować. Pomijając sam fakt, że młodzieńca uwielbiał, należało pomóc mu w starciach z gnomami - musieli uporać się z tym razem. Mając na uwadze fakt, że siódmego kwietnia wypadał ślub Nottów, wybrał neutralną datę, aby zdążyć odpocząć - nawet jeśli w zabawie nie uczestniczył zbyt aktywnie, najciekawsze punkty osiągając w ciekawej rozmowie z nieznajomą lady Parkinson oraz w zaskakująco (doprawdy, bardzo zaskakująco) udanym tańcu z lady Slughorn. Dziewiątego był już gotowy do działania, zaopatrzył się nawet w odpowiednią lekturę - musiał przyznać, ze wstydem lub nie, że gnomy nigdy nie mieściły się w kręgu jego zainteresowań. Zazwyczaj odgnamianiem zajmowały się skrzaty, pilnując by ogród pozostawał jak najdłużej wolny od szkodników, Ulysses zaś trudził się sprawami bardziej podległymi jego profesji, czas spędzając w warsztacie. Teraz zawitał w bibliotece, wyszukując książkę przydatną, z której mogli wynieść z Edwinem trochę wiedzy na temat tych małych paskud, mających czelność zagnieżdżać się w lordowskiej szafie.
Zgodnie z zapowiedzią pojawił się około południa, dostrzegając rudą burzę loków we wskazanym wcześniej oknie. Pomachał Edwinowi dyskretnie, zmierzając do wejścia, gdzie przywitała go pani Picks. Uprzejmie oznajmił jej, że wskazówki chłopca są bardzo jasne i z pewnością trafi do jego pokoju samodzielnie, co też uczynił. Zastukał zgiętymi palcami o drzwi, otwierające się niemalże natychmiast - jeszcze zanim skończył. Ukazały mu pięciolatka w całej swej okazałości i nie mógł szczędzić mu stonowanego uśmiechu. Ujął jego dłoń i potrząsnął nią lekko w geście powitania, stanowczego i pewnego - jak to powitania lordów!
- Witaj, lordzie Edwinie. Przygotowany na dzisiejsze starcie i omówienie naszych spraw? - zapytał, przy okazji wręczając mu książkę o stworzeniach - była ilustrowana w przyjemny dla oka sposób i czytelna, ale treściwa. - Książki to nieopisana pomoc przy takich kłopotach. Wyczytamy z niej, co powinniśmy zrobić - oznajmił. - Najpierw jednak musisz mi opowiedzieć, przy herbacie i ciasteczkach, jakim cudem te gnomy zdołały znaleźć się w twojej szafie. To niedopuszczalne, mój drogi - pokręcił niezadowolony głową. Niezadowolony z gnomów, rzecz jasna, nie z Edwina.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wyczekiwałem wujka od samego rana, chociaż pani Picks przeczytała w liście, że wujek pojawi się dopiero koło południa. Ja jednak nie mogłem już wytrzymać i zaraz po śniadaniu, zamiast iść się bawić do ogródka pobiegłem do swojego pokoju, przypchałem fotel do okna i stanąłem na nim wyglądając przez firanki. Co jakiś czas schodziłem z niego i biegłem, biegłem tak szybko do drzwi otwierając je z hukiem i szukając wzrokiem wujka. Ale jak zwykle nic tym wzrokiem nie mogłem znaleźć, więc wtedy wracałem z powrotem do okna i wyglądałem wujka z nowu. Aż w końcu się pojawił! I nawet pomachał mi! Też mu odmachałem! Odprowadziłem go wzrokiem… Tyle fajnych rzeczy można robić oczami! No więc odprowadziłem go wzrokiem dopóki już nie mogłem go dalej odprowadzać i pobiegłem do drzwi. Poczekałem chwilę licząc do dziesięciu.
- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, siedem, sześć… sześć… sześć… eee… dziewięć, jeszcze jedno i dziesięć! - krzyknąłem aż podskakując.
I w tym momencie otworzyłem drzwi a wujek Ulek już pod nimi stał. Chwycił moją rękę potrząsając ją mocno w geście przywitania, a ja wraz z potrząsaniem ręki potrząsnąłem także i głową, nie mogąc utrzymać jej prosto. Latała mi na wszystkie strony!
- Wujek Ulek! - krzyknąłem. - Tak, tak, tak! Mam ciastka i herbatkę, pani Picks pozwoliła zjeść wszystkie! I mam różdżkę i tarczę i miecz i misie do pomocy!
Byłem tak bardzo podekscytowany. Szybko wpuściłem wujka do środka. Pobiegłem na sam środek pokazując mu ułożony na środku koc i poduszki, dookoła misie leżały w rządku. Chyba wszystkie jakie posiadałem! Miałem też tarczę, to znaczy był to duży kawałek kory, który znalazłem w ogródku, ale to była tarcza i moja różdżka, którą wystrugał mi tata i którą zaraz zacząłem wymachiwać podskakując po całym pokoju.
- Ja wujkowi wszystko opowiem! A wujek mi wtedy poczyta, prawda? Trzeba się tych gnomów pozbyć raz na zawsze - tupnąłem nóżką.
Zaraz znowu podbiegłem do szafy, wyciągnąłem w jej kierunku rękę, w której miałem różdżkę, ustawiłem się tak, jakbym próbował rzucić zaklęcie. Tata mi pokazywał, że tak właśnie się staje. A drugą dłonią, w której trzymałem książkę, przyłożyłem sobie do czoła.
- A jak się pokonuje trolle? - zapytałem, spoglądając z zaciekawieniem na wujka.
- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, siedem, sześć… sześć… sześć… eee… dziewięć, jeszcze jedno i dziesięć! - krzyknąłem aż podskakując.
I w tym momencie otworzyłem drzwi a wujek Ulek już pod nimi stał. Chwycił moją rękę potrząsając ją mocno w geście przywitania, a ja wraz z potrząsaniem ręki potrząsnąłem także i głową, nie mogąc utrzymać jej prosto. Latała mi na wszystkie strony!
- Wujek Ulek! - krzyknąłem. - Tak, tak, tak! Mam ciastka i herbatkę, pani Picks pozwoliła zjeść wszystkie! I mam różdżkę i tarczę i miecz i misie do pomocy!
Byłem tak bardzo podekscytowany. Szybko wpuściłem wujka do środka. Pobiegłem na sam środek pokazując mu ułożony na środku koc i poduszki, dookoła misie leżały w rządku. Chyba wszystkie jakie posiadałem! Miałem też tarczę, to znaczy był to duży kawałek kory, który znalazłem w ogródku, ale to była tarcza i moja różdżka, którą wystrugał mi tata i którą zaraz zacząłem wymachiwać podskakując po całym pokoju.
- Ja wujkowi wszystko opowiem! A wujek mi wtedy poczyta, prawda? Trzeba się tych gnomów pozbyć raz na zawsze - tupnąłem nóżką.
Zaraz znowu podbiegłem do szafy, wyciągnąłem w jej kierunku rękę, w której miałem różdżkę, ustawiłem się tak, jakbym próbował rzucić zaklęcie. Tata mi pokazywał, że tak właśnie się staje. A drugą dłonią, w której trzymałem książkę, przyłożyłem sobie do czoła.
- A jak się pokonuje trolle? - zapytałem, spoglądając z zaciekawieniem na wujka.
Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Energia Edwina przywołała na twarz wujka lekki uśmiech, skinął mu głową, zamknął drzwi i rozsiadł się na wskazanym kocyku, w otoczeniu całej rady najważniejszych osobistości - tudzież maskotek. Zachowywał się zupełnie inaczej niż Miriam, ale każde z nich było pełne swojego własnego uroku.
- Masz ci los, Edwin, wygląda na to, że masz bardzo dużo rzeczy - podsumował ciastka, herbatkę, różdżkę, tarczę, miecz i misie, a przede wszystkim niezmierzony entuzjazm. Odczekał chwilę, dając chłopcu zużyć największy zasób energii, choć sam nie ruszał się z miejsca. No, lordzie Edwinie, obrady czekają!
- Poczytam - zdążył tylko wtrącić między szelestem i szumem, jaki niósł się za rudzielcem i jego bieganiną, a za chwilę zawtórował mu też krótkim śmiechem. Wyglądało na to, że musiał poczekać na swoją kolejkę w wypowiadaniu zdań, bo Edwin wyprzedzał go momentalnie, ale trudno się dziwić - żyli zupełnie innym tempem, młody Prewett musiał poznać wiele rzeczy w tak krótkim czasie!
- Trolle? A widzisz, mój drogi, trzeba być od nich sprytniejszym i mądrzejszym. I całkiem szybkim, a to wychodzi ci znakomicie - stwierdził, kręcąc głową z niemałym uznaniem, a od wujka Ulka wcale nie tak często słyszało się pochwały! - Ale - przerwał, zanim Edwin zdążył wcisnąć się w pół słowa, unosząc na chwilę palec i potrząsając dłonią - lepiej nie walczyć z trollem w pojedynkę, bo są ogromne i silne. Nie mów mi tylko, że trolla też masz w szafie albo, co gorsza, pod łóżkiem - z trollem byłby nieco większy problem niż z gnomami. Nie wiedział jeszcze o przyjacielu pod łóżkiem Edwina, więc prawdopodobnie trolla tam nie było - o ile nie zdążył się jeszcze zagnieździć!
- Pokaż mi tarczę - poprosił, wyciągając rękę, kiedy chłopiec podawał mu korę. Zapukał w nią palcami, ostukał ze wszystkich stron, wydając z siebie wcześniej krótkie ćśś, aby potok słów nie zagłuszył przypadkiem dźwięków. - Na razie wystarczy - kiwnął głową, odkładając ją na bok i klepiąc miejsce obok siebie.
- Lordzie Prewett, należy zająć miejsce - upomniał, zanim przywołał go krótkim ruchem dwóch palców, a potem wystawił dłoń. - Różdżka - na prośbę nie mogło być odmowy, bo był stanowczym wujkiem i Edwin doskonale to wiedział. - Oj. Któż to wyciosał tak toporną różdżkę, Edwin? Chyba potrzebujesz porządnej - burknął pod nosem. - Poza tym różdżką nie macha się bez celu i bez przerwy, tylko rzucając zaklęcia - upomnienie było prawdopodobnie ostatnim, co zdążył powiedzieć, już widział jak chłopak pali się do kolejnych słów!
- Masz ci los, Edwin, wygląda na to, że masz bardzo dużo rzeczy - podsumował ciastka, herbatkę, różdżkę, tarczę, miecz i misie, a przede wszystkim niezmierzony entuzjazm. Odczekał chwilę, dając chłopcu zużyć największy zasób energii, choć sam nie ruszał się z miejsca. No, lordzie Edwinie, obrady czekają!
- Poczytam - zdążył tylko wtrącić między szelestem i szumem, jaki niósł się za rudzielcem i jego bieganiną, a za chwilę zawtórował mu też krótkim śmiechem. Wyglądało na to, że musiał poczekać na swoją kolejkę w wypowiadaniu zdań, bo Edwin wyprzedzał go momentalnie, ale trudno się dziwić - żyli zupełnie innym tempem, młody Prewett musiał poznać wiele rzeczy w tak krótkim czasie!
- Trolle? A widzisz, mój drogi, trzeba być od nich sprytniejszym i mądrzejszym. I całkiem szybkim, a to wychodzi ci znakomicie - stwierdził, kręcąc głową z niemałym uznaniem, a od wujka Ulka wcale nie tak często słyszało się pochwały! - Ale - przerwał, zanim Edwin zdążył wcisnąć się w pół słowa, unosząc na chwilę palec i potrząsając dłonią - lepiej nie walczyć z trollem w pojedynkę, bo są ogromne i silne. Nie mów mi tylko, że trolla też masz w szafie albo, co gorsza, pod łóżkiem - z trollem byłby nieco większy problem niż z gnomami. Nie wiedział jeszcze o przyjacielu pod łóżkiem Edwina, więc prawdopodobnie trolla tam nie było - o ile nie zdążył się jeszcze zagnieździć!
- Pokaż mi tarczę - poprosił, wyciągając rękę, kiedy chłopiec podawał mu korę. Zapukał w nią palcami, ostukał ze wszystkich stron, wydając z siebie wcześniej krótkie ćśś, aby potok słów nie zagłuszył przypadkiem dźwięków. - Na razie wystarczy - kiwnął głową, odkładając ją na bok i klepiąc miejsce obok siebie.
- Lordzie Prewett, należy zająć miejsce - upomniał, zanim przywołał go krótkim ruchem dwóch palców, a potem wystawił dłoń. - Różdżka - na prośbę nie mogło być odmowy, bo był stanowczym wujkiem i Edwin doskonale to wiedział. - Oj. Któż to wyciosał tak toporną różdżkę, Edwin? Chyba potrzebujesz porządnej - burknął pod nosem. - Poza tym różdżką nie macha się bez celu i bez przerwy, tylko rzucając zaklęcia - upomnienie było prawdopodobnie ostatnim, co zdążył powiedzieć, już widział jak chłopak pali się do kolejnych słów!
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miałem mnóstwo energii! Bardzo cieszyłem się z wizyty wujka i z tego, że mi pomoże. Mówiłem i mówiłem tak, że mi się buzia nie zamykała. A ja po prostu miałem tyyyle do powiedzenia! I gdyby wujek się specjalnie nie wciskał pomiędzy moje słowa, to zapewne nie dałbym mu się odezwać. Ale wujek wszystko mi dokładnie opowiadał, chwaląc za dobre przygotowanie i odpowiadał na pytania. Nawet te o trollu! A przecież to nie troll był naszym dzisiejszym problemem.
- Nie, trolli jeszcze nie mam. Trolle są tam - podbiegłem do okna i przyciskając nos do szyby, wskazałem palcem to tam tam daleko.
Chwilę stałem tak przy oknie i zaraz pobiegłem z powrotem do wujka gdy tylko poprosił, abym pokazał mu swoją tarczę. Byłem z niej taki dumny! Patrzyłem z ekscytacją jak wujek w nią stukał i pukał i ucieszyłem się, że się wujkowi Ulkowi podoba. A potem tak jak kazał zająłem odpowiednie miejsce i podałem mu swoją różdżkę. Uwielbiałem ją, mój tata mi ją wystrugał i była cudowna. Ale wujkowi się nie podobała, znał się na nich i chyba coś mu w niej nie pasowało. Zmarszczyłem nosek słysząc jego słowa.
- Tata mi zrobił! Bo ja chciałem taką jak tata ma! Wziął z drzewka i wystrugał, a ja mu pomagałem, bo łapałem obierki z różdżki! - Powiedziałem, dumnie wypychając pierś. - A jak się macha różdżką? Ja nie umiem jeszcze w zaklęcia, nawet Miriam jeszcze nie umie. Mama mówiła, że jak pójdziemy do szkoły to się nauczymy. Ale kiedy to będzie?
Nie mogłem się już doczekać, aż trafię do Hogwartu! Już się chciałem uczyć czarować i zajmować się roślinkami. Bo wiedziałem, że w Hogwarcie jest zielarstwo, jeśli mieli tak piękne kwiatki jak ja w swoim ogródku, to byłbym szczęśliwy.
- Miriam pójdzie do szkoły pierwsza, prawda? Bo ona jest o tyle - pokazałem na rączce jeden paluszek - starsza ode mnie. A co ja będę wtedy robić sam?
Nadymałem policzki, chwilę zastanawiając się nad tym faktem, ale zaraz mi przeszło. Momentalnie zacząłem podskakiwać i odskoczyłem od wujka w stronę ciasteczek, które leżały ładnie ułożone na tacy. Uniosłem ją, była taaaaka ciężka, ale byłem już duzi i silny i sam sobie mogłem poradzić. I przytargałem ją do wujka, pottykając mu ją niemal pod nos. Sam nachyliłem się nad ciasteczkami i powąchałem je mocno, wciągając słodki kakaowy zapach nosem.
- Zjemy i poczytasz mi wujku o gnomach? Mam nadzieję, że nigdzie nie uciekły i nadal siedzą w tej szafie. Bo wczoraj na nie nakrzyczałem, że mają siedzieć w środku i nie wychodzić i czekać na wujka, bo wujek przyjdzie i pomoże mi je wyrzucić z szafy. Bo to moja szafa, a nie gnomów, prawda wujku? - zapytałem, nie będąc pewny odpowiedzi.
- Nie, trolli jeszcze nie mam. Trolle są tam - podbiegłem do okna i przyciskając nos do szyby, wskazałem palcem to tam tam daleko.
Chwilę stałem tak przy oknie i zaraz pobiegłem z powrotem do wujka gdy tylko poprosił, abym pokazał mu swoją tarczę. Byłem z niej taki dumny! Patrzyłem z ekscytacją jak wujek w nią stukał i pukał i ucieszyłem się, że się wujkowi Ulkowi podoba. A potem tak jak kazał zająłem odpowiednie miejsce i podałem mu swoją różdżkę. Uwielbiałem ją, mój tata mi ją wystrugał i była cudowna. Ale wujkowi się nie podobała, znał się na nich i chyba coś mu w niej nie pasowało. Zmarszczyłem nosek słysząc jego słowa.
- Tata mi zrobił! Bo ja chciałem taką jak tata ma! Wziął z drzewka i wystrugał, a ja mu pomagałem, bo łapałem obierki z różdżki! - Powiedziałem, dumnie wypychając pierś. - A jak się macha różdżką? Ja nie umiem jeszcze w zaklęcia, nawet Miriam jeszcze nie umie. Mama mówiła, że jak pójdziemy do szkoły to się nauczymy. Ale kiedy to będzie?
Nie mogłem się już doczekać, aż trafię do Hogwartu! Już się chciałem uczyć czarować i zajmować się roślinkami. Bo wiedziałem, że w Hogwarcie jest zielarstwo, jeśli mieli tak piękne kwiatki jak ja w swoim ogródku, to byłbym szczęśliwy.
- Miriam pójdzie do szkoły pierwsza, prawda? Bo ona jest o tyle - pokazałem na rączce jeden paluszek - starsza ode mnie. A co ja będę wtedy robić sam?
Nadymałem policzki, chwilę zastanawiając się nad tym faktem, ale zaraz mi przeszło. Momentalnie zacząłem podskakiwać i odskoczyłem od wujka w stronę ciasteczek, które leżały ładnie ułożone na tacy. Uniosłem ją, była taaaaka ciężka, ale byłem już duzi i silny i sam sobie mogłem poradzić. I przytargałem ją do wujka, pottykając mu ją niemal pod nos. Sam nachyliłem się nad ciasteczkami i powąchałem je mocno, wciągając słodki kakaowy zapach nosem.
- Zjemy i poczytasz mi wujku o gnomach? Mam nadzieję, że nigdzie nie uciekły i nadal siedzą w tej szafie. Bo wczoraj na nie nakrzyczałem, że mają siedzieć w środku i nie wychodzić i czekać na wujka, bo wujek przyjdzie i pomoże mi je wyrzucić z szafy. Bo to moja szafa, a nie gnomów, prawda wujku? - zapytałem, nie będąc pewny odpowiedzi.
Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Dzieci były w jakiś sposób niesamowite - ich obserwacja opierała się na zupełnie innych rzeczach niż to się miało u ludzi dorosłych. Były bardziej ekspresyjne, czasem bardziej dosłowne, czasem skrajnie zanurzone w swoim własnym, wyjątkowym świecie. Ulysses reagował na nie (choć tylko na te znajome) zaskakująco dobrze, wydawały się budzić w nim pokłady troski, wciąż nie tak bezpośredniej, ale jednak bardziej oczywistej, niż ukazywał to w innych sytuacjach. Do tego wymuszały na nim wypowiadanie dwa razy większej niż zazwyczaj ilości słów. Edwin był jeszcze bardziej ruchliwy niż Kyra.
- Całe szczęście, że tam - podsumował z poważną miną, kiwając głową. - Niechże pozostaną tam jak najdłużej - nie potrzebowali trolli bliżej niż tam, daleko. Wysłuchał cierpliwie wywodu pięciolatka, wszystkich słów o różdżkach i Hogwarcie, bez zaskoczenia wyłapując chęć wybrania się do Hogwartu - sam pamiętał radość z upragnionego listu, który w końcu przyszedł do Silverdale.
- Pomagałeś mu lepiej niż tę różdżkę zrobił - podsumował. - Tata niech się zajmie uzdrawianiem, a różdżką zajmę się ja. Przejmuję twoją różdżkę, lordzie Edwinie, zrobimy z niej dzieło, a nie ociosany badyl - zarządził poważnie, odkładając własność chłopca na bok. Wyrzeźbienie czegoś lepszego nie powinno zająć wiele czasu! - Pouczę cię, jak naprawimy różdżkę, ale czarować będziesz dopiero w Hogwarcie, tam zaś pójdziesz za sześć lat, Miriam tyle ma - wyjaśnił cierpliwie, starając się dobrać odpowiedni przykład upływu czasu.
- Tak, Miriam pójdzie pierwsza - kiwnął potwierdzająco głową. - Tak jak mówisz, dołączysz do niej jeden rok później. Nie mów mi, że nie masz pomysłów na spędzenie tego roku - żachnął się, przypatrując chłopcu. - Będziesz uczył się, jak być godnym lordem, a do tego będziesz umiał już bardzo dobrze czytać. Jeśli będziesz chciał, przed Hogwartem z ksiąg dowiesz się wielu rzeczy. Na pewno nie będziesz się nudzić, Edwin - zapewnił, bo dzieci zawsze znajdowały sobie jakieś zajęcie i nowe cele.
- Tylko twoja szafa - potwierdził krótko, za chwilę rzucając proste zaklęcie, aby taca lewitowała w powietrzu obok nich, na wysokości odpowiedniej dla Edwina - mógł sięgnąć po ciasteczko bez problemu, siedząc albo stojąc. Wziął ciastko dla spokoju i satysfakcji gospodarza, ale sprytnie odłożył je na tacę, kiedy poprosił Prewetta o podanie książki - mały lord nie zauważył tego delikatnego oszustwa. - Gnomy, gdzie tu mamy gnomy - mruknął pod nosem, przerzucając kartki książki. - Wygląda jak gnom? - zapytał, pokazując obrazek chłopcu, kiedy odnalazł odpowiedni rozdział. Mógł się teraz usadowić wygodnie obok, czekając aż wujek rozpocznie czytanie.
- Całe szczęście, że tam - podsumował z poważną miną, kiwając głową. - Niechże pozostaną tam jak najdłużej - nie potrzebowali trolli bliżej niż tam, daleko. Wysłuchał cierpliwie wywodu pięciolatka, wszystkich słów o różdżkach i Hogwarcie, bez zaskoczenia wyłapując chęć wybrania się do Hogwartu - sam pamiętał radość z upragnionego listu, który w końcu przyszedł do Silverdale.
- Pomagałeś mu lepiej niż tę różdżkę zrobił - podsumował. - Tata niech się zajmie uzdrawianiem, a różdżką zajmę się ja. Przejmuję twoją różdżkę, lordzie Edwinie, zrobimy z niej dzieło, a nie ociosany badyl - zarządził poważnie, odkładając własność chłopca na bok. Wyrzeźbienie czegoś lepszego nie powinno zająć wiele czasu! - Pouczę cię, jak naprawimy różdżkę, ale czarować będziesz dopiero w Hogwarcie, tam zaś pójdziesz za sześć lat, Miriam tyle ma - wyjaśnił cierpliwie, starając się dobrać odpowiedni przykład upływu czasu.
- Tak, Miriam pójdzie pierwsza - kiwnął potwierdzająco głową. - Tak jak mówisz, dołączysz do niej jeden rok później. Nie mów mi, że nie masz pomysłów na spędzenie tego roku - żachnął się, przypatrując chłopcu. - Będziesz uczył się, jak być godnym lordem, a do tego będziesz umiał już bardzo dobrze czytać. Jeśli będziesz chciał, przed Hogwartem z ksiąg dowiesz się wielu rzeczy. Na pewno nie będziesz się nudzić, Edwin - zapewnił, bo dzieci zawsze znajdowały sobie jakieś zajęcie i nowe cele.
- Tylko twoja szafa - potwierdził krótko, za chwilę rzucając proste zaklęcie, aby taca lewitowała w powietrzu obok nich, na wysokości odpowiedniej dla Edwina - mógł sięgnąć po ciasteczko bez problemu, siedząc albo stojąc. Wziął ciastko dla spokoju i satysfakcji gospodarza, ale sprytnie odłożył je na tacę, kiedy poprosił Prewetta o podanie książki - mały lord nie zauważył tego delikatnego oszustwa. - Gnomy, gdzie tu mamy gnomy - mruknął pod nosem, przerzucając kartki książki. - Wygląda jak gnom? - zapytał, pokazując obrazek chłopcu, kiedy odnalazł odpowiedni rozdział. Mógł się teraz usadowić wygodnie obok, czekając aż wujek rozpocznie czytanie.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiwnąłem głową. Faktycznie, nie potrzebowałem tutaj jeszcze dodatkowo trolli. Wystarczy, że gnomy robiły spustoszenie w mojej szafie, co ja bym zrobił, gdyby pod stolikiem zadomowiły się jeszcze trolle? Opanowały by mi cały pokój, a nie chcę spać z Miriam, bo Miriam się kopie. Podskoczyłem do wujka, gdy zaczął mnie chwalić za pomoc tacie. Mnie się różdżka od niego podobała, ale to wujek Ullek był specjaliśtią, więc oddałem mu różdżkę bez większych protestów, zamyśliłem się na chwilę, a potem wyłożyłem się na wujka kolanach by dosięgnąć mojej różdżki, gdy ten położył ją obok siebie na podłodze.
- A jak ja będę walczyć z gnomami bez różdżki, wujku? - zapytałem.
W żadnym wypadku nie chciało mi się wstawać, leżenie na kolanach było najlepszym zajęciem pod słońcem. Turlałem się na boki chichrając, ale oczywiście słuchając słów wujka, chociaż mogło to wyglądać tak, jakbym nie słuchał. Ale słuchałem. I przestałem się bujać dopiero na wspomnienie o Hogarcie.
- Miriam ma tyle! - Pokazałem wszystkie paluszki u prawej rączki i jeden paluszek u lewej rączki. - Miriam mnie nauczyła. To jeszcze tyle zanim pojadę do Hogwartu? Na brudne kwiatki! To przecież tak bardzo dużo!
Podniosłem się i usadowiłem u wujka na kolanach słuchając go uważnie. Nie podobało mi się to, że Miriam pójdzie pierwsza, będzie wtedy się chwalić, że ona umie już czarować, a ja nie i będzie mi pewnie psikusy robić, jak już wróci do domu. I kto mnie wtedy ochroni, skoro ja nie będę mógł machać różdżką tak jak ona? Zacisnąłem usteczka, zastanawiając się, co będę robić przez rok, jak Miriam nie będzie, aż potem uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
- Z Grusią wymalujemy w jej pokoju na ścianach rysunki, to się na pewno zachwyci, jak wróci. Ooo.. i będę miał pokój, gdzie będę mógł bawić się z żabami i ślimakami i biedronkami i mrówkami! - podekscytowałem się.
Już sobie wyobraziłem jak znoszę wszystko do Miriam pokoju i bawię się w ogródek, jak jest burza. Tylko będę musiał przynieść trochę piachu i kwiatki z ogródka, ale to da się zrobić! Wszystko da się zrobić, Grusia mi pomoże.
- Ale czytanie samemu jest nudne, wujkuu - jęknąłem. - Nie chcę się uczyć, chcę się bawić! Chcę skakać i wchodzić po drzewach i zjeżdżać po poręczy schodó… - zamknąłem szybko usta rączkami, by po chwili uśmiechnąć się szeroko do wujka. - Mam dopiero tyle lat, o, jeden palec, drugi, trzeci, czwarty i piąty, a większość czasu tylko siedzimy i się uczymy. To takie nudne, po co mi to.
Bardzo nie lubiłem się uczyć, wolałem zabawę i siedzenie w ogródku. Ale mama z tatą nam kazali. Najbardziej nie lubiłem matetyki, starałem się od niej zawsze wymigać na wszystkie możliwe sposoby. Już brakowało mi pomysłów, ale jeszcze wymyśliłem coś fajnego, co będę musiał wprowadzić w życie. Tylko będę musiał podebrać Miriam czerwoną farbkę i mały pędzelek. Czerwone kropki na ciele się same nie zrobią.
Zaraz jednak przestałem myśleć o nauce, bo wujek wrócił rozmową na moją szafę. Usiadłem wygodnie biorąc ciasteczko i z wielkim zainteresowaniem zacząłem przyglądać się księdze, którą wujek otworzył na odpowiednim rozdziale. Popatrzyłem na obrazek.
- Tak, tak, to taki gfnom! Szytaj fujku, szytaj - powiedziałem, mieląc ciasteczko w buzi.
- A jak ja będę walczyć z gnomami bez różdżki, wujku? - zapytałem.
W żadnym wypadku nie chciało mi się wstawać, leżenie na kolanach było najlepszym zajęciem pod słońcem. Turlałem się na boki chichrając, ale oczywiście słuchając słów wujka, chociaż mogło to wyglądać tak, jakbym nie słuchał. Ale słuchałem. I przestałem się bujać dopiero na wspomnienie o Hogarcie.
- Miriam ma tyle! - Pokazałem wszystkie paluszki u prawej rączki i jeden paluszek u lewej rączki. - Miriam mnie nauczyła. To jeszcze tyle zanim pojadę do Hogwartu? Na brudne kwiatki! To przecież tak bardzo dużo!
Podniosłem się i usadowiłem u wujka na kolanach słuchając go uważnie. Nie podobało mi się to, że Miriam pójdzie pierwsza, będzie wtedy się chwalić, że ona umie już czarować, a ja nie i będzie mi pewnie psikusy robić, jak już wróci do domu. I kto mnie wtedy ochroni, skoro ja nie będę mógł machać różdżką tak jak ona? Zacisnąłem usteczka, zastanawiając się, co będę robić przez rok, jak Miriam nie będzie, aż potem uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
- Z Grusią wymalujemy w jej pokoju na ścianach rysunki, to się na pewno zachwyci, jak wróci. Ooo.. i będę miał pokój, gdzie będę mógł bawić się z żabami i ślimakami i biedronkami i mrówkami! - podekscytowałem się.
Już sobie wyobraziłem jak znoszę wszystko do Miriam pokoju i bawię się w ogródek, jak jest burza. Tylko będę musiał przynieść trochę piachu i kwiatki z ogródka, ale to da się zrobić! Wszystko da się zrobić, Grusia mi pomoże.
- Ale czytanie samemu jest nudne, wujkuu - jęknąłem. - Nie chcę się uczyć, chcę się bawić! Chcę skakać i wchodzić po drzewach i zjeżdżać po poręczy schodó… - zamknąłem szybko usta rączkami, by po chwili uśmiechnąć się szeroko do wujka. - Mam dopiero tyle lat, o, jeden palec, drugi, trzeci, czwarty i piąty, a większość czasu tylko siedzimy i się uczymy. To takie nudne, po co mi to.
Bardzo nie lubiłem się uczyć, wolałem zabawę i siedzenie w ogródku. Ale mama z tatą nam kazali. Najbardziej nie lubiłem matetyki, starałem się od niej zawsze wymigać na wszystkie możliwe sposoby. Już brakowało mi pomysłów, ale jeszcze wymyśliłem coś fajnego, co będę musiał wprowadzić w życie. Tylko będę musiał podebrać Miriam czerwoną farbkę i mały pędzelek. Czerwone kropki na ciele się same nie zrobią.
Zaraz jednak przestałem myśleć o nauce, bo wujek wrócił rozmową na moją szafę. Usiadłem wygodnie biorąc ciasteczko i z wielkim zainteresowaniem zacząłem przyglądać się księdze, którą wujek otworzył na odpowiednim rozdziale. Popatrzyłem na obrazek.
- Tak, tak, to taki gfnom! Szytaj fujku, szytaj - powiedziałem, mieląc ciasteczko w buzi.
Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Nie gimnastykował się zbytnio, ale uniemożliwił Edwinowi sięgnięcie do różdżki, gdy chłopiec wykładał mu się na kolanach - przytrzymał go tylko i posłał uważne spojrzenie, na znak, że widzi wszystko i żeby nawet nie próbował go przechytrzyć. Pokręcił nawet głową i przestrzegł uniesieniem brwi, a na zadane pytanie sięgnął palcem do czoła młodego lorda, krótko i prawie niewyczuwalnie stukając w nie palcem, by wskazać, gdzie leży jego najlepsza broń.
- Pomyślunkiem, Edwinie - wyjaśnił na wszelki wypadek - z dziećmi nie było tak łatwo i nie zawsze dało się ocenić, czy zrozumiały coś, co chce im się przekazać, ale po tych słowach wszystko powinno być jasne. Turlanie po kolanach przeczekiwał cierpliwie, choć nie był z niego zbyt zadowolony, zamierzając wspomnieć chłopcu, że nie wypada. Był już w takim wieku, by potrafić panować nad własnym zachowaniem, a przynajmniej takie Ulysses miał wrażenie - niemniej, nie przerywał mówić. Jeśli Edwin nie słuchał, wszystko miało wyjść w trakcie dalszej rozmowy, ale okazało się, że poświęcał mu uwagę, gdy zatrzymał się na wzmiankę o Hogwarcie. Uśmiechnął się ledwo widocznie na brudne kwiatki, dziecięce wydanie przekleństwa, ale odpowiedział.
- Nawet nie zauważysz, kiedy ten czas minie. Lordowi nie przystoi tak się wywracać, lordzie Prewett - upomniał go krótko, z nutą nagany, choć niezbyt ostrej. Przyglądał mu się z udawaną podejrzliwością, słuchając planów na temat pokoju Miriam. Podejrzewał, że czas wybije mu z głowy podobne pomysły, bowiem czy dziesięciolatek będzie z takim entuzjazmem podchodził do pokrywania ścian siostrzanego pokoju malunkami? Nie sądził. - Od takich zabaw nie jest przypadkiem ogród? - zapytał, gdy usłyszał o różnych płazach i owadach w domu. - Wyobraź sobie, że ktoś zabiera cię z domu i przenosi w zupełnie inne miejsce, byś tam mieszkał. Zgaduję, że nie byłbyś zadowolony, nie będą też żaby, ślimaki, biedronki ani mrówki - wyjaśnił pokrótce, licząc, że wyobraźnia chłopca ogarnie to w odpowiedni sposób.
- Nie? - mruknął teatralnie zaskoczony, ale kiwnął głową, jakby zgadzając się na wizję samych zabaw i braku nauki, z wyrazem zupełnej akceptacji podobnego obrotu spraw, wciąż ze stoickim spokojem. - W porządku, ale miej na uwadze, że wtedy Miriam wyprzedzi cię we wszystkich dziedzinach. Nie mam pojęcia, jak będziecie się bawić przy takich różnicach w wiedzy - wygłosił, wzruszając zaraz ramionami - lecz to twój wybór. Pamiętaj jednak, że wiedząc więcej, zyskasz większy szacunek - był dziś wujkiem dobrą radą. Może powinien zacząć hodować brodę i znaleźć gustowne binokle, dla niepoznaki porwać rozumne dziecko i udawać, że wszystko w kwestii rodowego obowiązku jest na swoim miejscu. Może nawet doczekałby się wnuków, zanim siwizna tknęłaby czuprynę.
Odchrząknął krótko, zanim zaczął czytać tekst, odpowiednio uproszczony (może nawet aż zbytecznie, przecież mógł przy okazji nauczyć Edwina paru nowych słów) i przejrzysty. Dowiedzieli się z niego, że trzeba gnoma skołować, łapiąc go najpierw za nogi i okręcając kilka razy, a następnie rzucić jak najdalej, by nie mógł znaleźć drogi powrotnej. Wspomniano także, że gnomy lubią warzywa.
- Masz pomysł, jak wywabić gnoma z kryjówki? - profesjonalny wujek zadał pytanie, dając mu się wykazać. Mógł powiedzieć "zróbmy mu ścieżkę z warzyw aż do ogrodu" albo zwyczajnie "dajmy mu warzywo", ale mogło skończyć się też szalonym i abstrakcyjnym planem, co wcale by Ulyssesa nie zdziwiło.
- Pomyślunkiem, Edwinie - wyjaśnił na wszelki wypadek - z dziećmi nie było tak łatwo i nie zawsze dało się ocenić, czy zrozumiały coś, co chce im się przekazać, ale po tych słowach wszystko powinno być jasne. Turlanie po kolanach przeczekiwał cierpliwie, choć nie był z niego zbyt zadowolony, zamierzając wspomnieć chłopcu, że nie wypada. Był już w takim wieku, by potrafić panować nad własnym zachowaniem, a przynajmniej takie Ulysses miał wrażenie - niemniej, nie przerywał mówić. Jeśli Edwin nie słuchał, wszystko miało wyjść w trakcie dalszej rozmowy, ale okazało się, że poświęcał mu uwagę, gdy zatrzymał się na wzmiankę o Hogwarcie. Uśmiechnął się ledwo widocznie na brudne kwiatki, dziecięce wydanie przekleństwa, ale odpowiedział.
- Nawet nie zauważysz, kiedy ten czas minie. Lordowi nie przystoi tak się wywracać, lordzie Prewett - upomniał go krótko, z nutą nagany, choć niezbyt ostrej. Przyglądał mu się z udawaną podejrzliwością, słuchając planów na temat pokoju Miriam. Podejrzewał, że czas wybije mu z głowy podobne pomysły, bowiem czy dziesięciolatek będzie z takim entuzjazmem podchodził do pokrywania ścian siostrzanego pokoju malunkami? Nie sądził. - Od takich zabaw nie jest przypadkiem ogród? - zapytał, gdy usłyszał o różnych płazach i owadach w domu. - Wyobraź sobie, że ktoś zabiera cię z domu i przenosi w zupełnie inne miejsce, byś tam mieszkał. Zgaduję, że nie byłbyś zadowolony, nie będą też żaby, ślimaki, biedronki ani mrówki - wyjaśnił pokrótce, licząc, że wyobraźnia chłopca ogarnie to w odpowiedni sposób.
- Nie? - mruknął teatralnie zaskoczony, ale kiwnął głową, jakby zgadzając się na wizję samych zabaw i braku nauki, z wyrazem zupełnej akceptacji podobnego obrotu spraw, wciąż ze stoickim spokojem. - W porządku, ale miej na uwadze, że wtedy Miriam wyprzedzi cię we wszystkich dziedzinach. Nie mam pojęcia, jak będziecie się bawić przy takich różnicach w wiedzy - wygłosił, wzruszając zaraz ramionami - lecz to twój wybór. Pamiętaj jednak, że wiedząc więcej, zyskasz większy szacunek - był dziś wujkiem dobrą radą. Może powinien zacząć hodować brodę i znaleźć gustowne binokle, dla niepoznaki porwać rozumne dziecko i udawać, że wszystko w kwestii rodowego obowiązku jest na swoim miejscu. Może nawet doczekałby się wnuków, zanim siwizna tknęłaby czuprynę.
Odchrząknął krótko, zanim zaczął czytać tekst, odpowiednio uproszczony (może nawet aż zbytecznie, przecież mógł przy okazji nauczyć Edwina paru nowych słów) i przejrzysty. Dowiedzieli się z niego, że trzeba gnoma skołować, łapiąc go najpierw za nogi i okręcając kilka razy, a następnie rzucić jak najdalej, by nie mógł znaleźć drogi powrotnej. Wspomniano także, że gnomy lubią warzywa.
- Masz pomysł, jak wywabić gnoma z kryjówki? - profesjonalny wujek zadał pytanie, dając mu się wykazać. Mógł powiedzieć "zróbmy mu ścieżkę z warzyw aż do ogrodu" albo zwyczajnie "dajmy mu warzywo", ale mogło skończyć się też szalonym i abstrakcyjnym planem, co wcale by Ulyssesa nie zdziwiło.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zmarszczyłem czułko czując na nim uderzenie palca wujka. Szybko przyłożyłem do tego miejsca łapki i popatrzyłem na niego uważnie starając się zrozumieć jego słowa, co wcale nie było takie łatwe bo wujek tak mądrze mówił i ja czasem jeszcze nie rozumiałem, co wujek chciał mi przekazać.
- Pomylunkiem? - powtórzyłem za nim lekko przechylając głowę. - Ah tak! Pomylunkiem! To dobry pomysł, wujku!
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że coś przekręciłem. Ale co za różnica, to przecież jeden kwiatek i tyle. A turlać się lubiłem, mama i tata też mi pozwalali to robić, dywany były miękkie, ale kolana wujka Ulka jeszcze miększe. Dlatego wykrzywiłem usta w podkówkę niezadowolony z tego, że mu to przeszkadza. Już chciałem zapytać wujka, czy jak był mały, to on się nie turlał. Ale wtedy mi się przypomniało, że przecież wujek Ulek nigdy nie był mały, zawsze był dużym wujkiem, więc to pytanie na pewno byłoby głupie.
- Nikt mnie nie zabierze, tatuś nie pozwoli, prawda? - zapytałem.
To nie byłoby przyjemne, gdyby ktoś mnie zabrał z domku, z mojego łóżka i daleko od mamy i taty. A gdyby tam była burza? Gdzie ja bym się wtedy schował? Aż poczułem jak gęsia skórka pojawiła mi się na skórze, na wspomnienie o okropnych grzmotach. Szybko i energicznie potrząsnąłem głową i swoimi rudymi lokami i westchnąłem głęboko.
- A Miriam się ciągle ze mnie śmieje - poskarżyłem się przy okazji. - Więc co za różnica, pewnie nawet gdybym wiedział i o… ooo… o milimiony rzeczy więcej niż ona, to i tak by się ze mnie śmiała.
Założyłem ręce na piersi i zachmurzyłem się, nadymając policzki. Bardzo nie lubiłem, gdy Miriam ze mnie żartowała. Chociaż czasem potrafiła być dobrą siostrzyczką, to częściej była dla mnie niemiła niż miła.
Ale zostawiając Miriam gdzieś za plecami skupiłem się na książce czytanej przez wujka. Starałem się mu nie przeszkadzać, ale co jakiś czas z moich ust wypadały jakieś pytania. Na przykład jak mocno trzeba takiego gnoma złapać, ile razy trzeba się obrócić, a czy przy tych obrotach mi też nie zakręci się w główce, czy gnom na pewno nie znajdzie drogi powrotnej do domu, i co z tym wszystkim mają wspólnego warzywa?
- Nie mam warzyw w szafie… chyba - zacisnąłem mocno usteczka zastanawiając się, czy aby przypadkiem nie wpadła mi tam jakaś marchewka, ale nie przypomniałem sobie takiej sytuacji. - Nie, nie mam.
Zamyśliłem się mocno. Jedną rękę oparłem o kolana, o nią oparłem łokieć i zamiast podeprzeć sobie brodę, to chrupałem zawzięcie ciasteczko, które oczywście pomagało mi się skupić. Nagle aż podskoczyłam i zacząłem machać rączkami, starając się szybciej połknąć to, co miałem w buzi.
- Wbijemy w szafę miecz i będziemy nim kuć gnomy żeby same wyszły, wtedy wujek mocno je złapie za nogi, ja im wepchnę po marchewce do buzi żeby mały zajęcie i wyjdziemy do ogródka, aby je wyrzucić za płot. Ale zanim je wyrzucimy, to im tym mieczem pogrożę, że jak wrócą, to nie zawaham się go użyć! To na pewno się wystraszą, prawda? Ale jak je już wyrzucimy, to nie będzie za blisko? Nie wrócą? - zapytałem.
- Pomylunkiem? - powtórzyłem za nim lekko przechylając głowę. - Ah tak! Pomylunkiem! To dobry pomysł, wujku!
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że coś przekręciłem. Ale co za różnica, to przecież jeden kwiatek i tyle. A turlać się lubiłem, mama i tata też mi pozwalali to robić, dywany były miękkie, ale kolana wujka Ulka jeszcze miększe. Dlatego wykrzywiłem usta w podkówkę niezadowolony z tego, że mu to przeszkadza. Już chciałem zapytać wujka, czy jak był mały, to on się nie turlał. Ale wtedy mi się przypomniało, że przecież wujek Ulek nigdy nie był mały, zawsze był dużym wujkiem, więc to pytanie na pewno byłoby głupie.
- Nikt mnie nie zabierze, tatuś nie pozwoli, prawda? - zapytałem.
To nie byłoby przyjemne, gdyby ktoś mnie zabrał z domku, z mojego łóżka i daleko od mamy i taty. A gdyby tam była burza? Gdzie ja bym się wtedy schował? Aż poczułem jak gęsia skórka pojawiła mi się na skórze, na wspomnienie o okropnych grzmotach. Szybko i energicznie potrząsnąłem głową i swoimi rudymi lokami i westchnąłem głęboko.
- A Miriam się ciągle ze mnie śmieje - poskarżyłem się przy okazji. - Więc co za różnica, pewnie nawet gdybym wiedział i o… ooo… o milimiony rzeczy więcej niż ona, to i tak by się ze mnie śmiała.
Założyłem ręce na piersi i zachmurzyłem się, nadymając policzki. Bardzo nie lubiłem, gdy Miriam ze mnie żartowała. Chociaż czasem potrafiła być dobrą siostrzyczką, to częściej była dla mnie niemiła niż miła.
Ale zostawiając Miriam gdzieś za plecami skupiłem się na książce czytanej przez wujka. Starałem się mu nie przeszkadzać, ale co jakiś czas z moich ust wypadały jakieś pytania. Na przykład jak mocno trzeba takiego gnoma złapać, ile razy trzeba się obrócić, a czy przy tych obrotach mi też nie zakręci się w główce, czy gnom na pewno nie znajdzie drogi powrotnej do domu, i co z tym wszystkim mają wspólnego warzywa?
- Nie mam warzyw w szafie… chyba - zacisnąłem mocno usteczka zastanawiając się, czy aby przypadkiem nie wpadła mi tam jakaś marchewka, ale nie przypomniałem sobie takiej sytuacji. - Nie, nie mam.
Zamyśliłem się mocno. Jedną rękę oparłem o kolana, o nią oparłem łokieć i zamiast podeprzeć sobie brodę, to chrupałem zawzięcie ciasteczko, które oczywście pomagało mi się skupić. Nagle aż podskoczyłam i zacząłem machać rączkami, starając się szybciej połknąć to, co miałem w buzi.
- Wbijemy w szafę miecz i będziemy nim kuć gnomy żeby same wyszły, wtedy wujek mocno je złapie za nogi, ja im wepchnę po marchewce do buzi żeby mały zajęcie i wyjdziemy do ogródka, aby je wyrzucić za płot. Ale zanim je wyrzucimy, to im tym mieczem pogrożę, że jak wrócą, to nie zawaham się go użyć! To na pewno się wystraszą, prawda? Ale jak je już wyrzucimy, to nie będzie za blisko? Nie wrócą? - zapytałem.
Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Chrząknął cicho, znacząco na tyle wyraźnie, by nawet kawaler w wieku Edwina zrozumiał ten krótki znak. Nie odejmował sobie powagi - wyznawał zasadę, że dzieci powinno traktować się jak dorosłych. Może nie zbyt dosłownie, ale z pewnością próbując czegoś nauczyć i wychować na porządnego człowieka. Rozpieszczanie i pieszczotliwe zwroty nie przystawały nawet kobietom, jeśli chodziło o młodych lordów. Powinni wiedzieć, kiedy należy słuchać starszych i siedzieć spokojnie.
- Pomyślunkiem, Edwin - poprawił. - Nie pomylunkiem. Pomyślunek to rozum, spryt. Wymyślanie rozwiązań, aby potem wprowadzić je w życie.
Wujek Ulek zawsze był ponurakiem, co prawda ciekawym świata, ale wciąż ponurakiem, a o ten stan niezmiernie zamartwiali się jego rodzice, zaskoczeni brakiem energii życiowej i przesadnego wpychania nosa w nieswoje sprawy. Z czasem delikatnie przesunął granice własnej powagi, ale dzieckiem był zdecydowanie specyficznym. Wzruszył ramionami z miną człowieka niewiedzącego, udając zamyślenie i przezorność.
- Wszystko się może zdarzyć, lordzie Prewett - mruknął ponuro, ulegając chwilowej melancholii - w istocie. W kilku chwilach przeklęta choroba mogła zabrać mu siostrę, w jednej chwili mogła zniknąć ukochana. - Więc lepiej uważać i stosować się do zasad, bo są nie bez powodu.
- Tak mówisz? Gdybyś wiedział miliony rzeczy więcej niż Miriam, nie denerwowałbyś się jej śmiechem, więc im szybciej się dowiesz - przynajmniej dwóch albo dziesięciu rzeczy - będziesz do przodu w tym celu - wyłożył spokojnie, nieporuszony marudzeniem chłopca.
Podczas czytania odpowiadał cierpliwie i rzeczowo na pytania - krótko, aczkolwiek konkretnie podsumowując każdą z drobnych spraw. Odpowiedział też, że zdecydowanie nie powinien mieć w szafie warzyw - tak, jak gnomów - o ile sam ich tam nie umieścił, ale z jakiej strony nie patrzeć, było to średnie miejsce na trzymanie jedzenia. Ulysses uniósł lekko brwi, widząc nagłe przyspieszenie w przeżuwaniu, gotowy do ewentualnej interwencji, gdyby chłopiec się zakrztusił, ale na szczęście nic takiego się nie stało.
- Miecz to trochę… mugolska broń. Gnomy są magiczne, nie jestem pewien czy widziały kiedyś zwykły miecz i czy wezmą cię na poważnie, kiedy będziesz im groził - trzeba zdać się na wyrzucanie za płot. I warzywa. Pewnie są głodne, skoro siedzą w tej szafie już tak długo, gdyby ułożyć im ścieżkę z warzyw, uda nam się skierować je na zewnątrz, a tam wszystko powinno pójść prościej. Żeby nie było im za blisko, trzeba je mocno skołować - nie mógłby być nauczycielem, mimo spokoju, opanowania, cierpliwości i jako-takiego podejścia, upominanie i wyjaśnianie wydawało mu się nieco męczącym zajęciem.
- Pomyślunkiem, Edwin - poprawił. - Nie pomylunkiem. Pomyślunek to rozum, spryt. Wymyślanie rozwiązań, aby potem wprowadzić je w życie.
Wujek Ulek zawsze był ponurakiem, co prawda ciekawym świata, ale wciąż ponurakiem, a o ten stan niezmiernie zamartwiali się jego rodzice, zaskoczeni brakiem energii życiowej i przesadnego wpychania nosa w nieswoje sprawy. Z czasem delikatnie przesunął granice własnej powagi, ale dzieckiem był zdecydowanie specyficznym. Wzruszył ramionami z miną człowieka niewiedzącego, udając zamyślenie i przezorność.
- Wszystko się może zdarzyć, lordzie Prewett - mruknął ponuro, ulegając chwilowej melancholii - w istocie. W kilku chwilach przeklęta choroba mogła zabrać mu siostrę, w jednej chwili mogła zniknąć ukochana. - Więc lepiej uważać i stosować się do zasad, bo są nie bez powodu.
- Tak mówisz? Gdybyś wiedział miliony rzeczy więcej niż Miriam, nie denerwowałbyś się jej śmiechem, więc im szybciej się dowiesz - przynajmniej dwóch albo dziesięciu rzeczy - będziesz do przodu w tym celu - wyłożył spokojnie, nieporuszony marudzeniem chłopca.
Podczas czytania odpowiadał cierpliwie i rzeczowo na pytania - krótko, aczkolwiek konkretnie podsumowując każdą z drobnych spraw. Odpowiedział też, że zdecydowanie nie powinien mieć w szafie warzyw - tak, jak gnomów - o ile sam ich tam nie umieścił, ale z jakiej strony nie patrzeć, było to średnie miejsce na trzymanie jedzenia. Ulysses uniósł lekko brwi, widząc nagłe przyspieszenie w przeżuwaniu, gotowy do ewentualnej interwencji, gdyby chłopiec się zakrztusił, ale na szczęście nic takiego się nie stało.
- Miecz to trochę… mugolska broń. Gnomy są magiczne, nie jestem pewien czy widziały kiedyś zwykły miecz i czy wezmą cię na poważnie, kiedy będziesz im groził - trzeba zdać się na wyrzucanie za płot. I warzywa. Pewnie są głodne, skoro siedzą w tej szafie już tak długo, gdyby ułożyć im ścieżkę z warzyw, uda nam się skierować je na zewnątrz, a tam wszystko powinno pójść prościej. Żeby nie było im za blisko, trzeba je mocno skołować - nie mógłby być nauczycielem, mimo spokoju, opanowania, cierpliwości i jako-takiego podejścia, upominanie i wyjaśnianie wydawało mu się nieco męczącym zajęciem.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wujek nie wyglądał na zadowolonego, a ja przecież nic takiego nie robiłem. Patrzyłem na niego wyginając usteczka w podkówkę, bo miałem nadzieję, że będzie się ze mną lepiej bawić. A na nic mi nie pozwalał! To co to za zabawa? Miałem dopiero pięć lat, wolałem się turlać po podłodze, niż siedzieć prosto jak na lekcji. Jak tylko wujek pójdzie, to na pewno się wyturlam, o tak!
- Pomyślunkiem - powtórzyłem.
Chociaż to słowo wcale mi się nie podobało. Pomylunkiem brzmiało lepiej, ale wujek to się nie znał. Skąd mógł wiedzieć, skoro nigdy nie był małym chłopcem, jak mali chłopcy się bawili? No nie mógł. Nie wiedział, że najlepiej się ciągnie pannę Weasley za warkocze i wrzuca siostrze za kołnierzyk mrówki, i że różdżka to wcale nie badyl, a z Oscarem najlepiej robi się zawody na to, kto dalej pobiegnie. Biedny wujek! Tyle stracić!
Spojrzałem na wujka wystraszony. Naprawdę ktoś mógł mnie zabrać? Zaraz pobiegnę do mamy i się jej zapytam! Ona będzie wiedzieć najlepiej! Nawet lepiej od wujka Ulka! I nawet lepiej od Miriam! Nie podobało mi się to, że żeby Miriam się ze mnie nie śmiała to musiałbym się uczyć. Szkoda, że nie dało się to tak bez tego. Westchnąłem bardzo ciężko i bardzo głośno i opuściłem głowę zrezygnowany.
- Wiem więcej od Miriam! Wiem więcej o roślinkach! Ona się nie zna tak dobrze jak ja! - zawołałem.
Słuchałem uważnie opowieści o gnomach i z każdą chwilą coraz bardziej nie podobało mi się to, że one tam są. Co za głupie gnomy, jak one przyszły z ogródka do mojej szafy i kto je tam w ogóle wpuścił? Bo na pewno nie ja! Może Miriam zrobiła mi psikusa, albo Oscar ich zaprosił i teraz głupio mu się przyznać. Ale to ja muszę je wypędzać, oczywiście. Najlepiej zwalić całą robotę na mnie. Zacisnąłem usteczka, naprawdę się zezłościłem. Już ja z nim porozmawiam kiedy tylko pojawi się słoneczko i kiedy tylko Oscar przyjdzie się ze mną pobawić.
- Mugolska broń? - zapytałem. - To znaczy, że nie mogę straszyć ich mieczem? A to ci ciapa… Idę po warzywa!
Zerwałem się szybciutko na nogi i wybiegłem z pokoju zostawiając za sobą otwarte drzwi i już od schodów zacząłem wołać naszą opiekunkę i krzyczeć, że na teraz, już i natychmiast potrzebuję warzywa. A na jej pytania po co mi, starałem się dzielnie wytłumaczyć, że razem z wujkiem Ulkiem będziemy pozbywać się gnomów z mojej szafy. Ale ona mi nie uwierzyła, tylko zarzuciła ręce na głowę i powiedziała, że na pewno zjadłem za dużo ciastek i mam teraz jakieś głupie pomysły, że to na pewno od cukru. Nie do końca wiedziałem co ma cukier do gnomów, może one też lubią ciasteczka? Ale wujek Ulek nic nie mówił na ten temat. W każdym razie po wielominutowych prośbach o garść warzyw dostałem w końcu miseczkę z pokrojoną w kosteczkę marchewką, jakąś zieloną trawą, rzodkiewką i paroma innymi, których nazw nie pamiętam. Wróciłem do wujka dumnie wypinając pierś.
- Maaam! - zawołałem od progu.
Od razu zabrałem się do rozkładania warzyw. Nie wiedziałem w jakiej odległości mam rozkładać te warzywa, więc raz kładłem bliżej, raz dalej, raz to co miałem położyć na podłodze to zjadłem i pozostawała luka. W końcu wróciłem do wujka chrupiąc ostatnim kawałkiem marchewki w buzi. Wszystko było więc gotowe, wystarczyło otworzyć szafę i wypuścić gnomy.
- Wujku, wujku gotuj się! - powiedziałem, oczywiście mając na myśli, że ma się przygotować do ataku gnomów.
Podszedłem do szafy, spojrzałem to na wujka to na szafę, i znowu to na wujka to na szafę i w końcu ją otworzyłem. Była pusta, chociaż ja widziałem w niej gnomy, które na mnie wyskoczyły! Bardzo się wystraszyłem i z krzykiem uciekłem z pokoju schować się daleko, gdzie te gnomy mnie nie znajdą! Miałem nadzieję, że chociaż moja ścieżka z warzyw zadziała, a wujek zrobi resztę.
/zt dla Edwina
- Pomyślunkiem - powtórzyłem.
Chociaż to słowo wcale mi się nie podobało. Pomylunkiem brzmiało lepiej, ale wujek to się nie znał. Skąd mógł wiedzieć, skoro nigdy nie był małym chłopcem, jak mali chłopcy się bawili? No nie mógł. Nie wiedział, że najlepiej się ciągnie pannę Weasley za warkocze i wrzuca siostrze za kołnierzyk mrówki, i że różdżka to wcale nie badyl, a z Oscarem najlepiej robi się zawody na to, kto dalej pobiegnie. Biedny wujek! Tyle stracić!
Spojrzałem na wujka wystraszony. Naprawdę ktoś mógł mnie zabrać? Zaraz pobiegnę do mamy i się jej zapytam! Ona będzie wiedzieć najlepiej! Nawet lepiej od wujka Ulka! I nawet lepiej od Miriam! Nie podobało mi się to, że żeby Miriam się ze mnie nie śmiała to musiałbym się uczyć. Szkoda, że nie dało się to tak bez tego. Westchnąłem bardzo ciężko i bardzo głośno i opuściłem głowę zrezygnowany.
- Wiem więcej od Miriam! Wiem więcej o roślinkach! Ona się nie zna tak dobrze jak ja! - zawołałem.
Słuchałem uważnie opowieści o gnomach i z każdą chwilą coraz bardziej nie podobało mi się to, że one tam są. Co za głupie gnomy, jak one przyszły z ogródka do mojej szafy i kto je tam w ogóle wpuścił? Bo na pewno nie ja! Może Miriam zrobiła mi psikusa, albo Oscar ich zaprosił i teraz głupio mu się przyznać. Ale to ja muszę je wypędzać, oczywiście. Najlepiej zwalić całą robotę na mnie. Zacisnąłem usteczka, naprawdę się zezłościłem. Już ja z nim porozmawiam kiedy tylko pojawi się słoneczko i kiedy tylko Oscar przyjdzie się ze mną pobawić.
- Mugolska broń? - zapytałem. - To znaczy, że nie mogę straszyć ich mieczem? A to ci ciapa… Idę po warzywa!
Zerwałem się szybciutko na nogi i wybiegłem z pokoju zostawiając za sobą otwarte drzwi i już od schodów zacząłem wołać naszą opiekunkę i krzyczeć, że na teraz, już i natychmiast potrzebuję warzywa. A na jej pytania po co mi, starałem się dzielnie wytłumaczyć, że razem z wujkiem Ulkiem będziemy pozbywać się gnomów z mojej szafy. Ale ona mi nie uwierzyła, tylko zarzuciła ręce na głowę i powiedziała, że na pewno zjadłem za dużo ciastek i mam teraz jakieś głupie pomysły, że to na pewno od cukru. Nie do końca wiedziałem co ma cukier do gnomów, może one też lubią ciasteczka? Ale wujek Ulek nic nie mówił na ten temat. W każdym razie po wielominutowych prośbach o garść warzyw dostałem w końcu miseczkę z pokrojoną w kosteczkę marchewką, jakąś zieloną trawą, rzodkiewką i paroma innymi, których nazw nie pamiętam. Wróciłem do wujka dumnie wypinając pierś.
- Maaam! - zawołałem od progu.
Od razu zabrałem się do rozkładania warzyw. Nie wiedziałem w jakiej odległości mam rozkładać te warzywa, więc raz kładłem bliżej, raz dalej, raz to co miałem położyć na podłodze to zjadłem i pozostawała luka. W końcu wróciłem do wujka chrupiąc ostatnim kawałkiem marchewki w buzi. Wszystko było więc gotowe, wystarczyło otworzyć szafę i wypuścić gnomy.
- Wujku, wujku gotuj się! - powiedziałem, oczywiście mając na myśli, że ma się przygotować do ataku gnomów.
Podszedłem do szafy, spojrzałem to na wujka to na szafę, i znowu to na wujka to na szafę i w końcu ją otworzyłem. Była pusta, chociaż ja widziałem w niej gnomy, które na mnie wyskoczyły! Bardzo się wystraszyłem i z krzykiem uciekłem z pokoju schować się daleko, gdzie te gnomy mnie nie znajdą! Miałem nadzieję, że chociaż moja ścieżka z warzyw zadziała, a wujek zrobi resztę.
/zt dla Edwina
Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym
Ach, te pomylunki. Edwinowi faktycznie póki co było do nich bliżej niż do pomyślunków, ale Ulysses nawet nie pomyślał o tym, by czynić takie uwagi - nawet jeżeli miałyby się chłopcu spodobać przez sam wzgląd na lżejszy i mniej poważny wydźwięk słowa. Kiwnął tylko głową z aprobatą, gdy dzielnie poprawił wyraz, oswajając się z jego prawidłowym brzmieniem - miał nadzieję, że coś zostanie pod ryżą czupryną na przyszłość. Wujek na szczęście miał własne zabawy, które sprawdzały się w jego przypadku lepiej niż wrzucanie Miriam mrówek za kołnierz.
- O, świetnie - zareagował ze spokojem, zerkając na chłopca. - W takim razie będziesz musiał dać lekcję również mnie - stwierdził, nie do końca poważnie, choć tylko powaga kryła się w jego głosie. Pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech, gdy Edwin wybiegł z pokoju, jak strzała pędząc naprzód - obserwował go z różdżką w pogotowiu, by ewentualnie użyć zaklęcia spowalniającego. Niekoniecznie chciał oglądać, jak młodzieniec obija się na jego warcie, robiąc sobie krzywdę, zaś towarzyszący temu płacz (ech, te dzieci) także nie mieścił się w ramach zainteresowań Ollivandera. Czekał chwilę, w pierwszym momencie dostrzegając nie lorda Prewetta, a śmigającą po korytarzu marchewkę. Kilka kawałków wydostawało się z miski, gdy zbliżał się szybko do pokoju.
- Brawo, dobrze ci poszło - pochwalił krótko, nie zabraniając mu pałaszować warzyw w trakcie ich rozkładania na podłodze. Ulysses wiedział, co kryje się w szafie - a raczej wiedział, co się tam nie kryło. Gdyby gnomy wprowadziły się do pokoju Edwina, miałby tu niesamowity rozgardiasz, gdyby dobrnęły do szafy - nie utrzymywałyby takiej ciszy. Mimo tego brnął w wyobrażenia, pozwalając chłopcu na chwilę fantazji, choć zdawało mu się, że podobne wymysły nie wróżyły zbyt dobrze - może należało zacząć się tym martwić? Z drugiej strony, miał tylko pięć lat. Z poważnie zafrasowaną minął skinął głową na znak absolutnej gotowości, zezwalając na otwarcie szafy. Tak, jak się spodziewał - były tam tylko ubrania, pluszaki i inne nie-gnomo-podobne klamoty. Przegonienie ich nie zajęło mu więc dużo czasu - dyskretnie usuwał kawałki warzyw za pomocą magii, a lord Prewett mógł cieszyć się spokojem i cichą szafą.
| zt
- O, świetnie - zareagował ze spokojem, zerkając na chłopca. - W takim razie będziesz musiał dać lekcję również mnie - stwierdził, nie do końca poważnie, choć tylko powaga kryła się w jego głosie. Pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech, gdy Edwin wybiegł z pokoju, jak strzała pędząc naprzód - obserwował go z różdżką w pogotowiu, by ewentualnie użyć zaklęcia spowalniającego. Niekoniecznie chciał oglądać, jak młodzieniec obija się na jego warcie, robiąc sobie krzywdę, zaś towarzyszący temu płacz (ech, te dzieci) także nie mieścił się w ramach zainteresowań Ollivandera. Czekał chwilę, w pierwszym momencie dostrzegając nie lorda Prewetta, a śmigającą po korytarzu marchewkę. Kilka kawałków wydostawało się z miski, gdy zbliżał się szybko do pokoju.
- Brawo, dobrze ci poszło - pochwalił krótko, nie zabraniając mu pałaszować warzyw w trakcie ich rozkładania na podłodze. Ulysses wiedział, co kryje się w szafie - a raczej wiedział, co się tam nie kryło. Gdyby gnomy wprowadziły się do pokoju Edwina, miałby tu niesamowity rozgardiasz, gdyby dobrnęły do szafy - nie utrzymywałyby takiej ciszy. Mimo tego brnął w wyobrażenia, pozwalając chłopcu na chwilę fantazji, choć zdawało mu się, że podobne wymysły nie wróżyły zbyt dobrze - może należało zacząć się tym martwić? Z drugiej strony, miał tylko pięć lat. Z poważnie zafrasowaną minął skinął głową na znak absolutnej gotowości, zezwalając na otwarcie szafy. Tak, jak się spodziewał - były tam tylko ubrania, pluszaki i inne nie-gnomo-podobne klamoty. Przegonienie ich nie zajęło mu więc dużo czasu - dyskretnie usuwał kawałki warzyw za pomocą magii, a lord Prewett mógł cieszyć się spokojem i cichą szafą.
| zt
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sypialnia Edwina
Szybka odpowiedź