Allison Borgin
AutorWiadomość
Allison Diana Borgin
Data urodzenia: 31 marca 1921
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: łowca magicznych artefaktów, pomaga dziadkowi w sklepie i kolekcjonuje użyteczne informacjeskrycie marzy o karierze naukowej
Wzrost: 162 centymetry
Waga: 48 kilogramów
Kolor włosów: brązowe o ciepłych, orzechowych refleksach
Kolor oczu: ciemnobrązowe
Znaki szczególne: pasmo włóknistej blizny, ciągnącej się szpetnym szlakiem przez lewe przedramię; bystre spojrzenie, które osiada z niemałą uwaga; aura tytoniu krążąca wokół sylwetki
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: łowca magicznych artefaktów, pomaga dziadkowi w sklepie i kolekcjonuje użyteczne informacje
Wzrost: 162 centymetry
Waga: 48 kilogramów
Kolor włosów: brązowe o ciepłych, orzechowych refleksach
Kolor oczu: ciemnobrązowe
Znaki szczególne: pasmo włóknistej blizny, ciągnącej się szpetnym szlakiem przez lewe przedramię; bystre spojrzenie, które osiada z niemałą uwaga; aura tytoniu krążąca wokół sylwetki
jedenastocalowa, z drewna tarniny, mająca za rdzeń włókno mandragory; sztywna
Ravenclaw
kukułka
głosy, twarze, wspomnienia. Ułamek chaosu; spomiędzy niego wypełza obraz martwego brata (kąpie się w ciemnym bajorze posoki)
woń żywicy, intensywnie gnieżdżąca się w nozdrzach, rześkie powietrze po burzy, zioła
grube, skórzane tomiszcze jej własnego autorstwa. Wewnątrz niezbite, przełomowe odkrycia, spisane na delikatnych pergaminowych stronach
bogactwo książek - literackiej fikcji oraz naukowych teorii, czarna magia
Jastrzębie z Falmouth
trenuje umysł, gra w szachy czarodziejów, przemyka cienistym labiryntem Nokturnu
szelest przewracanych sprawnymi palcami kartek
Alicia Vikander
To wszystko?
Krawędzie warg (wyblakła czerwień znaczona wąwozem spierzchnięcia) rozchodzą się ociężale – wysiłek paradoksalnie nadludzki w niezwykle banalnym ruchu, ruchu codziennym, nieopieranym nigdy na fundamencie myślenia; strumień wydychanego powietrza aparat mowy obarcza dwoma słowami, których widmo, równie paradoksalnie, lekkim dotykiem odciska się niczym rozżarzone żelazo.
(Pobladła twarz, sine cienie, wypełzłe na dolne powieki.)
Tkwi w tym amalgamat określeń, mnogość wymieszanych emocji: złość, smutek, ironia, z a w ó d. Żal nad własnym, odrywającym się życiem, które niechybnie wymyka się z objęć palców.
To wszystko?
Nienawidzi tego pytania.
Porusza się cicho, sunąc wśród rozrzuconej szarości, dławionej wyłącznie tańczącym płomieniem świecy. Stawia kroki ostrożnie, miękko lądując stopami na wysłużonej, drewnianej powierzchni – krok jeden i krok następny, wgłębiają przeżarty gdzieniegdzie parkiet, komentujący skrzypieniem każde z powstałych ugięć. Kładzie opasłe tomiszcze na blacie biurka, a serce kurczy się żywiej razem z momentem otwarcia.
Jak kiedyś – podobna wizja, prawda? łudząco podobna – drobne, dziecięce dłonie taszczą pokaźną lekturę, do resztek skąpaną w drobinach kurzu. Siada naprzeciw regału, przejeżdża opuszką palców po wypukłym tytule, pochłania wzrokiem stronice – czyta, na głos, wyraźnie, by inne księgi słyszały, by się nie obraziły, aby nie czuły samotne, dziś nie ich kolej, lecz ona przyjdzie – zapewnia po kilka razy. Brat, dostrzegając w końcu codzienny rytuał, podchodzi i z jego gardła wybiega głośny dźwięk śmiechu, na co w gwałtownym zdenerwowaniu paliczki zaciskają się w pięści i bledną kłykcie – a kilka najbliższych tomów omal nie spada z półki prosto na jego głowę (w porę dał radę uskoczyć, tłumiąc swój rechot z szybkością równą inicjowania). Wszystko wypiera kiełkujące uczucie dumy.
Ona, starszy brat – wzór mimo wszystko, stawiany przy celach działań, ojciec – surowy, pozbawiony współczucia nabytych otarć (palących nieustannym pieczeniem) tudzież mozaik siniaków, prawiący (w swojej opinii) przydatne sformułowania pouczeń i matka – kontrastująco ciepła, lecz przy tym równie wymagająca. Nie rozumiała z początku, co połączyło ich losy – bliskich znajomych z Hogwartu (literatura równie pasjonowała ojca jak rodzicielkę), relacji, dla której sprzeciwiła się woli rodu. Później jednak zaczynała dostrzegać, tę nietypową więź zrozumienia i akceptacji, przy jakiej zbędne stawały się nawet słowa. Owa siła, okazywała się trwałym spoiwem, trzymającym ich razem mimo upływu czasu – żłobiącego bezwzględnym biegiem siateczki zmarszczek w ich twarzach. Dobre dzieciństwo, nieprzygniecione pretensją.
Ale już nie jest dzieckiem.
Uśmiech był niczym promienie światła, rozjaśniające przybraną formę ekspresji; subtelne uniesienie kącików, usta w kształcie łagodnie zatoczonego łuku – przebijały dotychczas szczelną kopułę myśli, odgradzającą od codziennego świata. Uśmiech w połączeniu ze wzrokiem posyłanym zza stronic, w niewzruszenie otulających ich warstwach bibliotecznego myślenia.
We wzorzec Krukonki wpasowała się idealnie – czując się w nim nadzwyczaj swobodnie i lekko. Większość czasu poświęcała nauce, wolne chwile spędzając w skromnym gronie przyjaciół, o których nigdy nie zabiegała z przesadą. Początkowo neutralny stosunek do pochodzenia z rodzin mugolskich, był wypierany przez lata pielęgnowaną pogardą, nad jaką pieczę sprawował brat-Ślizgon. Odsuwała się od nich, powoli, lecz nie widziała potrzeby jawnie prawionych szykan. Z uwagą przyglądała się rywalizacjom Quidditcha, na trzecim i czwartym roku nawet znajdując miejsce w reprezentacji, na pozycji jednego ze ścigających.
Wspaniała pamięć, mówiła matka – podobno odziedziczona po niej, sprawiała, że wszelka wiedza, tłoczona w obręb umysłu, przychodziła jej teoretycznie z łatwością; jedynie teoretycznie, gdyż nadmiar niepotrzebnie wchłanianych, składających się na monument pamięci faktów, twarzy widzianych ludzi, zdań czytanych dla przyjemności lektur, tworzyły w jej głowie chaos utrudniający zesłanie skupienia. Potrafiła – oraz potrafi pamiętać wiele, lecz są to jedynie oschłe obrazy, niechcące naginać się elastycznie pod wpływem dalszych, myślowych procesów. Pilność, niemniej jednak oraz systematyczność, którym nie w sposób zaprzeczyć, doprowadziły ją do zdobycia wysokich ocen; także wzrastała w niej fascynacja wobec teorii magii i zaklęć, jakich to listę pragnęła swoim wkładem poszerzyć.
Pomiędzy spleceniem poświęcanego nauce czasu, można dostrzec wtrącenie dość wyjątkowe – wtrącenie osoby odrobinę starszego chłopca, który chociaż – z początku, wydawał się natarczywy, z nieznanych przyczyn dążący do prowadzenia rozmów, później – zaskarbił dla siebie ciepłe zabarwienie sympatii. Chłopiec stał się mężczyzną, pracującym w biurze aurorów.
Ona zaś coraz częściej narzuca złudzenie kłamstwa.
Śmiertelny Nokturn nie pozostał w jej oczach długo okrytą chałatem nieświadomości abstrakcją – ojciec wprowadzał wpierw brata, który po ukończeniu szkoły pomagał w sklepie, by później mogła dołączyć i ona, dowiadując się więcej o zarządzaniu oraz technikach rozmów z klientem.
Łączyła ich z bratem silna, nieustępliwa mimo zdarzających się incydentów konfliktów; oboje potrafili docenić zdolności drugiego, wspólnie stwarzając zgrany, dwuosobowy zespół. Więź ta zacieśniła się silniej razem z odbywanymi eskapadami poza granice Londynu – zgodnie ze słyszalnymi wzmiankami bądź też pewnymi ustaleniami miejsca transakcji. Nie tylko wznosząca się nad Tamizą stolica, co również opuszczany był teren państwa, wszystko celem zasilenia artefaktami sklepu. Wtapiała się w ten schemat posłusznie, nie okraszając go nawet szczyptą zastanowienia; po prostu, rodzinna tradycja, czujny wzrok dziadka czuwający bez przerwy nad interesem – prowadzonym wraz z rodem Burke. Pewnego razu niewiele zabrakło, by oboje, wraz z bratem, stoczyli się ku sczerniałej przepaści śmierci, pułapki bez wyjścia, snu oblepiającego bezdusznym i zimnym końcem. Podczas nabywania w jednej z brudnych, podejrzanych – tak zwanych – karczm, o próchniejącej już boazerii oraz skrawkach wymienianego światła przez drobne, nieliczne szyby, ktoś – nie wiadomo do teraz dokładniej, rozniecił formułą zaklęcia ogień. Ledwie udało im się ujść z życiem; wie, skąd ogień okazał się trudny w walce. Czarnomagiczny, jednym ze swych pióropuszy musnął skórę pamiętnym zetknięciem, do dziś widoczną wyraźnie blizną po oparzeniu.
Przed trzema latami brat – który zagłębiał ją w czarną magię (powodowała równą, o ile nie większą ciekawość, zwiększaną systematycznie wspólnie z drążeniem poznania), przybliżył jej temat organizacji, w której szeregach znajdował się jeszcze od szkolnych czasów. Rycerze Walpurgii, gdzie dołączyła i ona, bez potrzeb długiej perswazji; w dużej mierze motywowana doskonaleniem własnych zdolności, lecz również przez wzgląd na konieczność krycia się z magią, nieprzepadania za mugolami i ich magicznym potomstwem (przestała wątpiąco pytać; nawet, jeżeli któraś z części zastanawiała się nad tym poważnie – kwestionując prawdziwość, zdławiła w końcu te głosy).
Ojciec tymczasem powoli gasnął, zmieniając się – niczym usychająca powoli roślina, której liście pożera sukcesywnie żółknienie. Odziedziczona po babce z rodu Slughorn klątwa Ondyny, nasilała się atakami – na które przyjmowane mikstury odnosiły coraz to mniejszą skuteczność. Musiała spoglądać na to z bolesną biernością; ciągle ma przed oczami chwilę ostatniej rozmowy, silnego paroksyzmu choroby targającego wyniszczonym ciałem o jasnej, stającej się pergaminową skórze.
Zmarł nocą.
Pociągnęło to za sobą sznur konsekwencji – również trudności matki w zaadaptowaniu się do nowych warunków; już nigdy nie potrafiła się w nich odnaleźć. Postępujące zmęczenie i przekonanie o (wielokrotnie hiperbolizowanych) problemach, ogarniające ją zaniki pamięci, wreszcie – nieopuszczanie własnej sypialni. Opinia magipsychiatry stwierdzała jasno, oparta na argumencie zwiększenia intensywności objawów, potrzebę przeniesienia jej do szpitala. Odwiedza ją tak często, jak może.
Właściwie - na chwilę obecną - została sama (brat wyruszył jakiś czas temu w podróż, aby wzbogacić ich o kolejne czarnomagiczne przedmioty).
Dostrzegasz więc, Allison – marzenia osnute mgłą tego, co nieuchronnie odeszło, stawiane przez ciebie cele, ciągle trawiący głód braku wiedzy, którą pragnęłaś i którą pragniesz posiadać. Gdzie znajdują się planowane, pierwsze sukcesy, kiedy twój cień rzutuje na brudny, powykrzywiany szlak ulicznego bruku?, gdy siedzisz oraz wpatrujesz się z zamyśleniem, jak pająk zjeżdża po lichej nici i macha gałązkami odnóży w powietrzu – przędąc kolejną, lepką pułapkę? Gdzie podziały się twoje marzenia, gdzie jest twój dalszy rozwój?
Wrażenie tli się pod skórą, jest jeszcze, gdzieś, lecz n i e może.
To wszystko?
Czy odpowiedź pojawi się
dziś
jutro
pojawi się kiedykolwiek?
(zamyka oczy; światło przedzielone zasłoną powiek mieni się rozlewaną czerwienią)
milczy
milczy
Patronus: zatrzepotała skrzydłami, odnajdując swój dom poza gniazdem (nastroszyła pasiaste pióra, przedrzeźniając jastrzębia). Kukułka. Odmienna od reszty ptaków.
Przywoływana myślami na temat brata, skupiona na wspólnie spędzonych chwilach.
Przywoływana myślami na temat brata, skupiona na wspólnie spędzonych chwilach.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 22 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 5 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 1 | +1 (różdżka) |
Sprawność: | 0 | Brak |
Biegłość | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Kłamstwo | III | 10 |
Retoryka | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Spostrzegawczość | V | 35 |
Ukrywanie się | III | 10 |
Zręczne ręce | III | 10 |
Zarządzanie | I | 5 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Reszta: 0 |
różdżka, teleportacja
Gość
Gość
Allison Borgin
Szybka odpowiedź