Wydarzenia


Ekipa forum
Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia [odnośnik]14.03.17 11:40

Jadalnia

Mieści się na parterze oraz stanowi jedno z najbardziej reprezentatywnych pomieszczeń w całym Lyme Park. Ogromna, bogato zdobiona,
jasna jadalnia jest miejscem spotkań zarówno rodziny jak i przyjaciół rodu. Podłoga wyłożona jest najdroższym drewnem, obrazy zdobiące ściany namalowane są przez najlepszych malarzy, wiszące żyrandole ozdobione są najlepszymi kamieniami szlachetnymi. W wystrój tego pokoju włożono najwięcej trudu oraz pieniędzy, chociaż kto bogatemu zabroni?


[bylobrzydkobedzieladnie]


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Jadalnia [odnośnik]01.07.17 17:24
24.04

Wczorajsza nieprzespana noc nie przyniosła Louvelowi snu, za to miłą niespodziankę w postaci towarzystwa Estelle. Kojarzył ją z rodzinnych spotkań, niewielkiego sekretu, który ich w pewien sposób połączył oraz teraz - ze wspólnej drzemki pod gołym niebem. Po obudzeniu się w leśnych ostępach nadal pozostawał zmęczony i chociaż po powrocie do Lyme Park wyjadł chyba tygodniowy zapas przepiórczych jaj, to bez trudu po ciepłej kąpieli pozwolił się pościeli utulić do ponownych odwiedzin krain Morfeusza. Rowle nie lubił nieregularności w swoim trybie życia, źle znosił wszelkie zmiany - jako konserwatywny miłośnik tradycji oraz z góry ustalonych schematów nie drzemał w dzień, który przeznaczał na pracę. Zwykle spał trochę wieczorami, kiedy akurat zbliżał się do nocnej interwencji, lecz ta miniona była równie niespodziewana co jego późniejsze decyzje. Obiado-kolacja, na którą zaprosił lady Slughorn, przygotowana została na ostatnią chwilę. To wszystko przez spontanicznie wysłany list z równie spontanicznym pomysłem, zapoczątkowany zresztą przez samego przyszłego gościa - nie mógł pozostać na tę sugestię obojętny. Dawno nie spędzali ze sobą czasu ani nie rozmawiali, skoro pękły rodzinne więzy; Lou uważał to za błąd, który - miał nadzieję - dało się jeszcze naprawić. Nadrobić utracony czas.
Prawie cały stół był zastawiony jedzeniem oraz naczyniami - jak gdyby dwór spodziewał się większej liczby gości - żyrandole świeciły delikatnie pozostawiając pomieszczenie w półmroku pozwalającym na obserwację zasiadających wokół blatu ludzi, lecz pozostałe strefy pokoju w niedopatrzeniu. Sam Louvel prezentował się na tyle dobrze, żeby go nie poznać - znacząco skrócił zarówno włosy jak i brodę - natomiast starodawna, odświętna szata dzięki zmianie wizerunku nie postarzała go jak do tej pory. Wydawało się, że istniały wszystkie elementy świadczące na perfekcyjnym przygotowaniu do spotkania, lecz Rowle nie przemyślał wielu kwestii. Takich jak chociażby obecność córki, którą kazał powiadomić o posiłku; wątpił mimo wszystko, żeby dziewczynka się zjawiła. Z pewnością zjadła obiad wcześniej, o programowej wręcz porze kiedy Lou wracał z Ministerstwa - dzisiaj przez niespodziewaną, wczorajszą drzemkę oraz kilka innych drobnych przeszkód odłożył ten moment trochę w czasie.
Kiedy Estelle zjawiła się w Lyme Park, oczywiście powitał ją zgodnie z zasadami etykiety, a lokaj odsunął jej krzesło naprzeciwko gospodarza. Ten nie wiedzieć dlaczego czuł dziwne podenerwowanie - zdecydowanie swobodniej - a co za tym idzie, lepiej - czuł się w nieformalnych okolicznościach, pozbawiony wścibskich spojrzeń oraz możliwej oceny jego zachowania. Pomimo niedogodności zachowywał się naturalnie nie chcąc spłoszyć swojej towarzyszki. Zależało mu na dialogu.
- Jak się czujesz? Wczoraj chyba nie byłaś w najlepszej formie - zaczął od ciężkiego kalibru. - Na szczęście nie sposób nie skosztować tak przepysznych specjałów, dlatego od razu nabierzesz sił. - Odważył się luźno zażartować. Najpierw do kieliszków nalano wino, a przystawki były na wyciągnięcie ręki. - Pozwoliłem sobie wprowadzić trochę kuchni francuskiej skoro uczęszczałaś do Beauxbatons. Pewnie się w niej zaznajomiłaś, może nawet rozsmakowałaś Nie popisałem się jeśli jednak mimo to wolisz kuchnię brytyjską - dodał, chociaż nieprzejęty swoją ewentualną wpadką kulinarną. Kawior, przegrzebki, żabie udka były królami wśród przystawek, lecz zwykłych sałatek też nie brakowało - tak na wszelki wypadek.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Jadalnia [odnośnik]01.07.17 20:49
Nie podejrzewała, że jej rzucona w zasadzie w żartach propozycja spotka się z tak szybką reakcją i tak wielkim przygotowaniem się do jednoosobowej wizyty. W jej odczuciu nie była ona ani zobowiązująca, ani tym bardziej oficjalna, więc nie miała nadzieję, że i ze strony Louvela nie napotka na sztywne trzymanie się zasad i etykiety podczas całego jej pobytu. Przynajmniej nie w takim stopniu, który muszą prezentować na kolacjach w większym gronie, wszak do tego wciąż było im daleko.
- Niewiele lepiej, ale dziękuję, że pytasz. - Odparła, kiedy zajęła miejsce na krześle po ówczesnym oddaniu okrycia wierzchniego i wygładzenia materiału bordowej sukni rękoma; nie miała najmniejszego zamiaru chwalić się tym, że choroba wraz z ostatnim stresem ponownie wkraczała w fazę zaostrzenia. Kierowała nią dziwna obawa przed litowaniem się i traktowaniem jej jak niepełnosprawnej, a to uczucie nie należało do przyjemnych. Wystarczyło zresztą, że w domu traktowali ją tak niemal wszyscy i zdziwiła się szczerze, że ani nie komentowali jej wczorajszego zniknięcia ani też niespecjalnie byli przeciwni dzisiejszej wizycie w Lyme Park. Mimo to i tak czuła się uważnie obserwowana, zaś parasol bezpieczeństwa wciąż w pewien sposób zaciskał się wokół niej.
- Widzę, że wziąłeś sobie do serca moje słowa. Cóż, doceniam twoje starania, Lou, ale chyba przeceniasz moje możliwości, jeśli chodzi o jedzenie. Szkoda marnować tylu smakołyków... - Uśmiechnęła się, wzrokiem przesuwając po potrawach. Przepadała za większością, choć miała pewne obiekcje przed żabimi udkami i ślimakami. Przeważnie nie jadała czegoś, co przypominało jej ingrediencje szatkowane w zaciszu pracowni alchemicznej, stosowane do wielu dziwnych eliksirów i maści na niewybredne schorzenia pacjentów szpitala.
- Chyba, że wszystko jest ukartowane i masz na celu utłuczenie mnie. - Zażartowała, chcąc nieco rozluźnić atmosferę. W takich sytuacjach znacznie lepiej odnajdowała się poza grubymi murami szlacheckich rezydencji, choć do pewnego momentu w życiu nie widziała się w innym miejscu, tylko na salonach. Odnosiła wrażenie, że matka chyba dalej była poniekąd zawiedziona jej decyzją o zmianie drogi swojej kariery, nawet jeśli ta zdołała uszanować decyzję o przedłużaniu rodowej profesji i kształceniu się.
- A gdzie jest urocza Arleen? Nie zechciałaby zjeść z nami? - Spytała, chociaż nie do końca była pewna czy powinna. Raczej omijała tematy związane z bliskimi, o ile druga strona nie chciała ich poruszać, a tutaj wynikało to z pewnych rewelacji między ich rodami. - Pewnie jest jeszcze śliczniejsza, niż ostatnim razem, kiedy ją widziałam. - A widziały się dość dawno, nawet nie była pewna czy to "dawno" mieściło się w ogóle w przedziale ostatnich sześciu miesięcy; dzieci rosły szybko, więc nawet i taka przerwa znacznie mogła wpłynąć na wygląd i charakter dziewczynki. Uniosła wreszcie wzrok na Louvela, uśmiechając się lekko, zachęcająco; tu przecież nikt ich - chyba - nie podsłuchiwał.



better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Jadalnia [odnośnik]02.07.17 23:13
Zostałam poinformowana o posiłku. I chociaż wcześniej zjadłam już obiad, to kiedy dowiedziałam się, że dzisiejszego dnia będziemy mieli gościa, zdecydowałam się jednak wziąć udział. Miałam ogromną nadzieję, że ojciec wiedząc, że już spożyłam posiłek, nie będzie się na mnie gniewał, że nie zjadłam tak dużo jak powinnam. Oczywiście specjalnie dla niego postaram się spróbować wszystkiego, ostatnie czego chciałam, to sprawić mu przykrość.
Musiałam się przygotować do dzisiejszego spotkania. Nie do końca wiedziałam kto nas odwiedza, gdzieś padło nazwisko panny Slughorn, ale jakoś wyleciało mi z głowy kimże była ta kobieta. Może to dlatego, że mój umysł zaprzątały tylko i wyłącznie myśli o wyborze sukienki, bucików, kokardki dla mojego kota oraz upięcia włosów? Tak, to na pewno dlatego.
Ojciec był w domu, gdy zaczęłam się już przygotowywać do obiadu, dlatego zrezygnowałam z wykrzykiwania brzydkich słów o głupocie i beznadziejności naszej służby, gdy ta przynosiła mi kolejne sukienki z mojej garderoby, chociaż jestem pewna, że i tak by nie usłyszał. Jego komnaty przecież znajdowały się daleko, daleko od moich. Co nie znaczy, że zrezygnowałam z krzywych spojrzeń, zniecierpliwionych westchnień, gdy wyciągali nie te rzeczy co chciałam i tupnięć nóżką, gdy przez zaciśnięte zęby wycedzałam, że mają się pośpieszyć.
- Ale z was ślamazary - warknęłam, gdy jedna ze służących zaczepiała wstążeczki o haftki, aby suknia ładnie leżała na moim drobnym ciele.
Sprawdzałam ich wytrzymałość, kiedy w końcu pękną, rezygnują przeze mnie z pracy, ale ci widocznie byli bardzo wytrzymali i uparci. Nie pamiętam, czy byli tu od początku. Czy przyszli już w momencie gdy swoje frustracje z samotności przerzucałam na nich i przyjęli to zachowanie za normalne. Pozwalali mi, a tak długo jak mi pozwalali, tak długo miałam zamiar z tego korzystać.
Gdy czesali mi włosy, ja kazałam wyczesać także i kota. Delektowałam się jego mruknięciami, machając nóżkami w powietrzu i stukając jeszcze nie zapiętymi bucikami o nogę toaletki - dobrze wiedziałam, że wszystkich to denerwuje. A gdy w końcu zapieli mi buty, ja kazałam założyć kotu kokardę, tak, aby pasował do mojego stroju. Dopiero wtedy byłam gotowa.
- Posprzątajcie tu - rzuciłam, gdy wychodziłam z pokoju. - I proszę zapowiedzieć moje przyjście do jadalni.
Wkroczyłam dopiero gdy służba poinformowała ojca oraz obecną już lady Slughorn, że zaraz przyjdę. Szłam prosto, z wysoko uniesioną brodą, uprzejmym uśmiechem, a kot szedł tuż obok mojej nogi. Wyglądałam jak aniołek, który właśnie schował swoje diabelskie różki i wcale nie było widać po nich śladu. Byłam taka podobna do matki, im bardziej rosłam, tym bardziej moje podobieństwo do niej się ujawniało.
- Ojcze, lady Slughorn - przywitałam się ładnie, oczywiście dygając nisko, tak jak uczyłam się na zajęciach z savoir-vivre’u.
Przy ojcu zawsze starałam się zachowywać idealnie, tak aby był ze mnie dumny. Starałam się zachwycać innych swoją mową, umiejętnością retoryki, czymś, czym w stu procentach wdałam się w ojca. Chciałam, by zwracał na mnie uwagę i poświęcał mu swój czas, a jego pochwały były dla mnie najlepszą nagrodą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]18.07.17 12:17
Widocznie nie wyczuł w tym żartu - nie był wesołkiem - a dość… sugestywną sugestię. Winien ją spełnić natychmiast lub przynajmniej najwcześniej jak się dało, żeby niczym nie urazić szlachetnej damy, którą przecież była. Faktycznie forma niniejszego obiadu różniła się od tych pompatycznych przyjęć arystokracji, lecz nadal pozostawała na wysokim poziomie. Jako Rowle nie mógł sobie pozwolić na tak ordynarną dyspensę - jakkolwiek mieli opinię dzikusów zaaferowanych chowem wsobnym, to nie było prawdą, że nie potrafili się zachować lub przyjąć odpowiednio gości. Być może otoczka dzisiejszego spotkania wyglądała na wymuskaną, a nawet przesadnie dopieszczoną, lecz sam Louvel odczuwał niesamowity komfort oraz swobodę. Nadal nie zapominał o dobrym wychowaniu względem kobiety, jednakże trudno było się w nim dopatrzeć wymuszonych, spiętych gestów. Łudził się, że w podobnej sytuacji jest sama Estelle - nie będzie się przesadnie krępować.
- Cieszę się. Jak by nie patrzeć, to zawsze lepiej - przytaknął z delikatnym uśmiechem kiedy już zasiedli do stołu. Jeżeli było coś, czym się denerwował, to na pewno tym czy trafił potrawami w jej gusta kulinarne. Kwestia zmarnowania bądź nie samego jedzenia w ogóle nie spędzała mu snu z powiek - mieli wystarczająco dużo pieniędzy, żeby nie kłopotać się takimi sprawami.
- Wiesz, nie byłem pewien co dokładnie lubisz. Starałem się zmaksymalizować swoje szanse na trafienie w sedno. Nie musisz się obawiać o zasób naszej kuchni, zjesz tyle, ile będziesz chciała - resztę zostaw na mojej głowie - odparł spokojnie, wręcz pocieszająco. Nawet posłał jej jednakie spojrzenie ciemnych oczu, samemu zabierając się za ułożenie serwety na kolanach. Podarował sobie z wetknięciem podobnej za kołnierz koszuli, wierząc, że był na tyle wychowany, żeby nie ubrudzić siebie całego.
- Nie jadam kobiet, możesz czuć się bezpieczna - stwierdził z zadziwiającą powagą, której brak zdradzał jedynie rozbawiony błysk w oku. Lou nie zwykł się uzewnętrzniać, tak mocno starając się emocje chować w sobie, co nie zawsze mu się udawało - nie zawsze też do tego dążył. Udzieliła mu się przyjemna atmosfera, dlatego pozbawił się wyuczonej sztywności, pozostawiając jednak dla niej odpowiednią ilość miejsca. Tak na wszelki wypadek.
Tymczasem nalano już wino, a reszta obsługi oferowała nałożenie wybranych przez siebie przystawek. Rowle kazał nałożyć sobie trochę przegrzebków ufając, że tak oryginalne smaki w ogóle trafią na podatny grunt jego podniebienia.
- Zaprosiłem ją do nas, lecz nie wiem czy zechce przyjść skoro jadła już obiad - odpowiedział spokojnie, mimowolnie odwracając wzrok w kierunku drzwi, jakby wyczekiwał nagłego wejścia córki. - Z pewnością - przytaknął jedynie, zamierzając rozpocząć jeden z tematów utkwionych w jego głowie - wtedy jak na zawołanie faktycznie w drzwiach pojawiła się Arleen. Lovuel obserwował ją uważnie, jakby w obawie, że ta powie lub zrobi coś nieodpowiedniego. Szczęśliwie jego wątpliwości pozostały nieuzasadnionymi, a mężczyzna nawet posłał dziewczynce krótki uśmiech zadowolenia, mający być jedyną formą pochwały. Odsunął sobie krzesło, wstając, po czym gestem zaprosił córkę do zajęcia miejsca. - Proszę, usiądź z nami - powiedział, a kiedy zastosowała się do jego prośby, sam znów mógł powrócić na swoje siedzisko. - Właśnie rozmawialiśmy z Estelle o tobie. Może opowiesz o swoich postępach w nauce? - zaproponował luźno. Sądząc, że skoro lady Slughorn poruszyła temat Arleen, to chciałaby wiedzieć co się u niej działo. Skinął też na służącego, żeby zajął się dodatkowym gościem i spełnił jego zachcianki.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Jadalnia [odnośnik]27.09.17 20:55
Zgodnie z poleceniem ojca zasiadłam za stołem. Nie machałam nóżkami, chociaż one nie sięgały do podłogi. Siedziałam grzecznie, wpatrując się w tatę i szeroko się uśmiechając. Wychodząc ze swojej sypialni z diabełka przemieniłam się w aniołka i po moich różkach absolutnie nie było śladu. Sprawiałam wrażenie dobrze wychowanej panienki i nikt z mojej rodziny nie miał pojęcia, że pod tą warstwą grzecznej Arleenki znajduje się osóbka, która do tych najgrzeczniejszych wcale nie należy. Wyprostowałam się jeszcze bardziej, gdy ojciec zaproponował, abym opowiedziała o swoich postępach w nauce. Uwielbiałam się chwalić, dlatego chętnie przytaknęłam na tę propozycję. Uniosłam brodę do góry.
- Wczoraj na zajęciach z rachunków zostałam pochwalona za bardzo dobre wykonaną pracę domową. Ponoć pan profesor jest bardzo zadowolony z moich postępów i już niedługo chce przejść do trudniejszego materiału - zaczęłam, chociaż miałam szeroki uśmiech na twarzy, to w głębi serca wcale się tak nie cieszyłam, bo rachunków wręcz nie cierpiałam. - Dzisiaj nauczyłam się nowych kroków w tańcu, w przyszłym tygodniu powinnam nauczyć się już całego układu i profesor od nauki gry na skrzypcach zawsze prosi, abym dygała mu na powitanie, ponieważ nigdy jeszcze nie widział tak pięknego dygnięcia u tak młodej panienki. Dokładnie tak mówi, zacytowałam.
Nie wiedziałam czym jeszcze mogłabym się pochwalić, dlatego umilkłam. Przede mną pojawiła się zastawa oraz szklanka pełna wody, dlatego sięgnęłam po nią, aby upić kilka łyków. Od tego chwalenia aż zaschłchło mi w gardle. Bez pozwolenia ojca i tak nie mogłam się więcej odezwać, dlatego utkwiłam w nim swoje spojrzenie. Liczyłam trochę na to, że zostanę pochwalona za to, że inni mnie tak chwalą. To było logiczne, prawda? Chwalić za bycie chwaloną. Dla mnie było. Rozejrzałam się po jadalni, potem na krzesło obok mnie, na które wskoczył mój kot. Pogłaskałam go po miękkiej sierści poprawiając uroczą kokardę, którą kazałam mu nałożyć. Wyglądał przepięknie, czy też może bardziej pasowało, że wyglądał bardzo przystojnie. Podczas rozmowy dwojga dorosłych nie było nic dziwnego, że bardziej interesował mnie kot, jedynie raz po raz zerkając w stronę ojca i skupiając się na nim w pełni w momencie gdy życzył sobie mojej odpowiedzi, jakiejś opowiastki czy czegoś tego rodzaju. W pozostałych momentach milczałam albo jadłam, ale nie za wiele bo nie byłam przecież głodna. Kolacja była bardzo miłą częścią dzisiejszego dnia i bardzo się cieszyłam, że mogłam pokazać się z tej lepszej strony naszemu gościowi. Ale nawet gdy panna Slughorn opuściła już mury naszego domu, nie przestałam być idealna. Siedząc wygodnie na krześle wciągnęłam na swoje kolana swojego pupila gładząc go po główce.
- Tato, czy mogę zadać ci pytanie? - zapytałam w końcu.
Jutro miałam mieć więcej wolnego czasu, więc w związku z tym faktem miałam też pewne plany i miałam szczerą nadzieję, że okaże się, że będę mogła je zrealizować. Ale będę mogła tylko wtedy, gdy mój ojciec będzie w domu. A tego nie byłam pewna.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]07.10.17 16:43
Z zadowoleniem przyjął fakt tak eleganckiego zachowania swej córki. Lubił, kiedy wszystko było na swoim miejscu, kiedy hierarchia w domu pozostawała niezmienna i kiedy nie musiał ingerować w sprawy, które go nie dotyczyły. Pozostawał Arleen wiele swobody, nie ingerując w jej poczynania. Traktował ją już jak dorosłą pannę - ofiarowywał jej ogromny kredyt zaufania. Tak było prościej. Wedle rodowych tradycji wręcz nie powinien mieszać się w jej wychowanie. Nie było tak jednakże do końca - wciąż nadzorował wszystkich profesorów oraz guwernantki, niekiedy też wtrącał się z umoralniającymi kazaniami chcąc nauczyć lady Rowle pewnych wartości, którymi jako ród się odznaczali. Nade wszystko pragnął jej usamodzielnienia się oraz zahartowania, jak na wilka przystało. Miała nie tylko być pięknym, lśniącym diamentem w koronie Cheshire, lecz również pełną wartości kobietą. Znającą swoje miejsce, zasady etykiety przy jednoczesnym zdawaniu sobie sprawy ze swoich atutów. Nie godzić się z byle czym, nie podporządkowywać się tym, którym podporządkowywać się nie trzeba było; winna pozostawać niczym silne, dorodne drzewo, mocno osadzone w ziemi przez swoje korzenie. Jedyne, najlepsze. Miała wiele szczęścia narodzić się właśnie jako Rowle, tak jak on miał to szczęście kilkadziesiąt lat temu. Nie mogła o tym zapominać, nawet jeśli kiedy przyjdzie jej przybrać inne nazwisko i barwy. Zawsze mogło być przecież tak, że wyjdzie za mąż za jednego z kuzynów. To rozwiązanie byłoby wręcz idealne w dzisiejszych czasach, kiedy co drugi arystokrata okazywał się zdrajcą lub szlamolubem. Jedynie ich własna krew stanowiła gwarant jakości jej czystości oraz przekazywania jedynych słusznych poglądów. Na szczęście Lou miał jeszcze sporo czasu na rozmyślanie o tym - chociaż z drugiej strony czas mijał nieubłaganie szybko, wolał już się nad tym zastanawiać niż później wybrać kandydata zbyt pochopnie, ponieważ nie będzie już czasu na porządne rozmyślania. Zresztą, i tak nie oddałby jej byle komu - już wolałby, żeby pozostała starą panną, za to z nieskalaną nowoczesnością duszą.
Te wszystkie myśli przebiegły galopem w jego głowie podczas gdy Arleen zdawała mu relacje ze swoich postępów. Wiele rzeczy do niego dotarło, kwitował je subtelnym uśmiechem rzucanym znad talerza. Jadł spokojnie, nie zapominając o dobrych manierach. Delektował się tym wieczorem. Tym samym dotarło do niego jak wielki ciężar samotności spoczywał na jego barkach. Dawno nie jedli posiłku w rodzinnym gronie. Zwykle jego córka jadała sama, on posiłkował się gdzieś pomiędzy pracą, a pracą i jeszcze może pracą. Brakowało mu Amaryllis, brakowało mu kobiecego ciepła. Ognisko domowe napawało go błogim spokojem.
- Bardzo mnie to wszystko cieszy. Przyznaję jednak, że niczego innego nie spodziewałem się po lady Rowle - odparł po krótkiej pauzie. Louvel nie wiedział, że robił źle - rozpieszczał ją pochwałami, umacniał w poczuciu bycia najważniejszą. Chyba wszyscy arystokraci uważali się za najlepszych, a swoją rodzinę za najwspanialszą ze wszystkich; Lou także nie był wolny od tego typu wniosków. Wydawało mu się to oczywiste, że przekazywał swoje poglądy córce.
Czas mijał prędko przy przyjemnej konwersacji, a także pysznym jedzeniu oraz wykwintnym piciu. Wstał na chwilę, kiedy lady Slughorn opuszczała ich rezydencję, lecz nie odprowadził jej, zlecając to służbie. Zasiadł ponownie będąc przekonanym, że kolacja dobiegła końca. Upił jeszcze kilka łyków wina z zamiarem zakończenia spotkania kiedy odezwała się Arleen.
- Już je zadałaś - zauważył lekko, po czym machnął ugodowo ręką. - Słucham - powiedział zatem, utkwiwszy w dziewczynce wyczekujący wzrok. Gdzieś w środku był nawet ciekaw o co chodziło.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Jadalnia [odnośnik]20.10.17 22:53
Cieszyło mnie, że mój ojciec był ze mnie zadowolony. O to mi przecież chodziło, prawda? Aby był ze mnie dumny, poświęcał mi swoją uwagę, nawet jeśli chodziło tylko o sferę nauki. W inną mój ojciec nie wkraczał zbyt często, mimo że ja starałam się zwrócić na siebie jego uwagę. Uniosłam dumnie głowę, czując przyjemne ciepło rozpływające się po moim ciele. Jego miłe słowa były dla mnie największą nagrodą i chyba nie mogłam wymagać niczego lepszego. Zadowolenie ojca było moim celem i do tego powinnam dążyć i zawsze tak bardzo się cieszyłam, gdy mi się udawało. W końcu o to w tym chodziło, prawda? Żeby córka zadowalała ojca i by on potem mnie chwalił, bym mogła go dalej zadowalać. Tak to dla mnie wyglądało, tak byłam nauczona i rzadko zdarzało się, aby było inaczej.
Tak sądziłam, że dzisiejsza kolacja zbliżała się ku końcowi, dlatego był to idealny moment, aby pociągnąć jeszcze rozmowę. Przyznam się szczerze, że nie chciałam jeszcze odchodzić od stołu. Mimo że nie miałam zamiaru więcej jeść, to był to jeden z nielicznych dni, kiedy wspólnie z ojcem usiedliśmy do posiłku. Zazwyczaj jadłam sama i śniadania i obiady i kolacje, mijaliśmy się. On jadł wtedy, gdy ja jeszcze spałam lub gdy już wieczorem byłam w łóżku, a mi bardzo brakowało jego obecności. W końcu byłam tylko dziewięcioletnią lady, miałam swoje potrzeby względem ojca.
Speszyłam się lekko, gdy tata zauważył, że już zadałam pytanie, zanim jeszcze zadałam to właściwe. To nie było zamierzone, ale nie pomyślałam o tym, by w jakiś inny sposób poprosić o zgodę na to, bym mogła go o coś zapytać. Zacisnęłam usteczka nie wiedząc, czy ją dostanę, ale widząc machnięcie ręką i słysząc potwierdzenie w jego słowach - uśmiechnęłam się lekko.
- Chciałam się zapytać, czy nie zechciałbyś poświęcić mi jutro swojego popołudnia? Nauczyłam się nowego utworu na skrzypcach i chciałabym ci pokazać, znaczy, będzie mi bardzo miło jeśli zechciałbyś, tato, posłuchać, a potem wypić ze mną herbatę - zapytałam.
Mijało chyba dwa tygodnie od naszego wspólnego, jakże krótkiego ale bardzo przyjemnego spaceru na skwerek. Od tamtego momentu nie miałam okazji, aby pobyć z ojcem trochę dłużej, opowiedzieć mu o tym, co się ostatnio u mnie wydarzyło, albo wręcz przeciwnie, posłuchać tego, co sam mi miał do przekazania. Bardzo lubiłam historie wuja Magnusa, mój ojciec potrafił opowiedzieć równie ciekawe i pouczające opowiastki, a ja z miłą chęcią chłonęłam całą wiedzę, którą miał mi do przekazania. Liczyłam na jego towarzystwo, bardzo chciałam spędzić z nim trochę czasu. Stęskniłam się i czy było w tym coś dziwnego? Byłam jego dzieckiem, jego ukochaną córeczką i jedyną córeczką i miałam prawo chcieć, aby spędzał ze mną swój czas. Czyż nie?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]28.10.17 23:08
Nie mógł nie być zadowolony, skoro wszystko szło po jego myśli. Nie musiał ingerować w wychowanie Arleen, bowiem ta już zachowywała się jak kulturalna, młoda dama. Louvel nie posiadał żadnych zmartwień czy nawet podejrzeń, że coś mogłoby być nie tak - gdyby miał chociaż minimalny pogląd na rzeczywistą sytuację we własnym domu, z pewnością nie byłby tak pewny siebie oraz swojej córki. Niepokojące sygnały nie dochodziły do jego uszu, co tylko potęgowało jego brak zainteresowania wychowaniem swej latorośli. Uważał bowiem, że powinien wkraczać dopiero widząc wyraźną potrzebę, czyli poważne zaniedbania w porządnym kształtowaniu charakteru oraz wiedzy lady Rowle. Wszystkie te czynności winny odbywać się zgodnie z tradycją, chociaż sytuacja w ich przypadku była tym trudniejsza, że Arleen nie posiadała już matki, która miała roztoczyć nad nią opiekę. Musiała jednakże być silna - niezłomność oraz opanowanie były nieodłącznymi cechami każdego potomka władców Cheshire. Lou przyświecał dokładnie taki sam cel - nauczyć swe dziecko tych wszystkich życiowych podstaw, któremu niegdyś także wpajano. Emocje były zbędne, tak jak zainteresowanie innych - on nigdy nie otrzymał ich ani od matki, ani nawet od ojca. Potrafił z tym żyć, był silny, zatem jego córka również mogła taka być. Wystarczyło tylko odpowiednio podejść do tematu jej wychowania. Arystokrata wierzył, że robi wszystko co najlepsze, żeby zapewnić jej świetlaną przyszłość. Postępy w nauce Arleen tylko utwierdzały go w tym przekonaniu - stawiał się w roli nieomylnego, idealnego rodzica.
Chętnie się chwalił rezolutną latoroślą, dzisiejsza kolacja nie była wszakże wyjątkiem. Szkoda, że lady Slughorn musiała wracać do domu, lecz Rowle to rozumiał. Zdrowie należało stawiać zawsze na pierwszym miejscu. Nie byli już rodziną, zatem Estelle nie miała wobec nich żadnych zobowiązań.
Dopijał ostatki wina oczekując na pytanie swej córki. Wyglądał na niewzruszonego w tym oczekiwaniu - wewnętrznie zaś był delikatnie zainteresowany podjętym tematem. Dopiero usłyszawszy o co tak naprawdę chodzi, nikły entuzjazm widniejący w duszy Louvela całkowicie opadł. Nie przeszkadzało mu spędzanie czasu z młodą lady, chociaż nie pokrywało się to z jego dążeniem do tradycjonalizmu. Bardziej martwił się o swoją ilość cennego skądinąd czasu. Odruchowo zerknął na zegarek, pomimo świadomości, że pytanie dotyczyło dnia jutrzejszego.
- Chętnie. Tylko ile ci to czasu zajmie? Muszę jechać do Ministerstwa - odpowiedział z lekkim zawahaniem. - Od szesnastej do osiemnastej sądzę, że wygospodaruję czas - dodał bardziej ugodowo. Ułożył dłonie na obrusie, wpatrując się w Arleen wyczekująco. Zastanawiał się czy to była jedyna sprawa, którą jego córka pragnęła dzisiejszego wieczora poruszyć.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Jadalnia [odnośnik]07.12.17 22:13
Nie jestem w stanie powiedzieć ile musiałam włożyć energii w to, aby nie pokazać ojcu, jak bardzo jego słowa mnie zabolały. W pierwszej chwili bardzo ucieszyłam się, że się zgodził, jednak gdy zaczął pytać o to ile czasu mi to zajmie, bo musi udać się do Ministerstwa i czy godzina mi starczy, zrobiło mi się naprawdę przykro. Chociaż bardzo starałam się, by moja twarz nie wyraziła smutku, to nie mogłam tego powiedzieć po oczach. Zamrugałam kilkakrotnie szybko i odwróciłam głowę, niby interesując się kotem, a tak naprawdę mocno zacisnęłam usta i wzięłam głębszy wdech, próbując opanować swoje emocje. Nie było to proste. Chwyciłam więc kota i odstawiłam na podłogę i gdy ponownie spojrzałam na ojca, to już się do niego uśmiechałam.
- Nie dużo, ojcze. Tyle by ci zagrać i byś wypił ze mną filiżankę herbaty - odpowiedziałam nienaturalnie spokojnie. - Tyle na pewno wystarczy.
Liczyłam bardzo na całe popołudnie, a dostałam tylko dwie godziny. Co to są dwie godziny? Ile można w tym czasie zrobić? Na ile tematów można porozmawiać? Miałam czasami wrażenie, że wujo potrafił poświęcić mi więcej swojego czasu i uwagi niż mój ojciec.
Odsunęłam się od stołu, nie było niczego więcej co chciałaby wraz z ojcem poruszać. Wiedziałam już na czym stoje, dostałam odpowiedź na swoje pytanie i nie powinnam już więcej zajmować czasu swojego ojca. Chociaż bardzo chciałam spędzić z nim resztę wieczoru, to wiedziałam, że moje miejsce jest już w mojej sypialni. Powinnam powoli przygotowywać się do spania. Stanęłam jeszcze przed, w końcu wypadało się z nim pożegnać. Nadal było mi przykro i było mi przykro za każdym razem, gdy słyszałam taką odpowiedź. Potrzebowałam go i jego uwagi i nie chciałam by dzielił się tą uwagą z innymi osobami, ale on wolał prace i te swoje duchy, niż mnie. Patrząc mu w oczy zastanawiałam się czy kiedyś poświęci mi więcej swojego czasu, a nie tylko pomiędzy jedną pracą a drugą.
- Pójdę już do siebie, jestem zmęczona. Dziękuje za kolację, ojcze. Będę czekać na ciebie jutro o szesnastej. Dobranoc.
Dygnęłam ładnie i posłałam mu ładny uśmiech. Tak, jak na dobrze wychowaną pannę przystało. Przywołując kota oddaliłam się z jadalni, a potem ruszyłam do swojej sypialni już nie musząc ukrywać smutku i zawodu. W końcu wyobrażałam sobie inaczej jutrzejsze popołudnie, byłam jeszcze młodą panną, więc mogłam. Upust swoim emocjom dałam u siebie w pokoju, a moja służba jak zawsze musiała to znosić.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]08.12.17 19:54
Niestety życie prezentowało się nieobiecująco. Nigdy nie wyglądało tak, jak tego wszyscy pragnęli - poza urywanymi momentami rozłożonymi w czasie. Louvel kiedyś był szczęśliwy. Teraz - zapracowany, zmartwiony. Uciekający przed własnymi rozterkami w Ministerstwo, dla którego poświęcił wszystko, nie dostając w zamian nic. Żadnych perspektyw na lepszą przyszłość, jednakże ta oprócz nakarmienia jego ego i tak nie zaofiarowałaby mu nic więcej. Tak długo, jak pozostawał częścią rodu Rowle, posiadał pieniądze, zatem awans musiał być jedynie podniesieniem jego morale. I godzin pracy, zakresu obowiązków, odpowiedzialności. Czy było to tego warte? Prawdopodobnie nie, lecz Lou od zawsze dążył do perfekcji, zjadany przez własne ambicje. Teraz, kiedyś były one chyba we władaniu Damoclesa. Zdarzało mu się nad tą sprawą zastanawiać, lecz szybko tego zaniechał - czas powoli toczył się dalej, ojciec nie żył, zaś on miał swoje własne, do znudzenia poukładane życie. I swoje pragnienia, swoje opinie; trzymając je na dnie świadomości czuł się bezpieczniej niż w kółko je rozgrzebując.
Dlatego także Arleen musiała poznać smak porażki, niezadowolenia. Była młodą lady, piękną i dobrze wychowaną, jednakże świat nigdy nie ugnie się pod jej władczym tonem. Pojedyncze jednostki owszem, lecz nie wszyscy. Nie zawsze będzie mogła dostać to, czego pragnęła - tak jak inni ludzie. I nieważne jak bardzo uważała się za wyjątkową - oraz jak mocno jej ojciec ją za taką uważał - nie była żadnym odstępstwem od panujących reguł. Mężczyźnie krajało się serce mając świadomość, że z premedytacją ją tego uczył, chociaż w tym przypadku naprawdę nie miał czasu. Może gdyby powiedziała mu wcześniej, zdołałby poprzesuwać niektórych petentów wygospodarowując im więcej wolnych chwil z dala od pracy.
Obserwował uważnie jak walczyła z samą sobą. Była idealnie opanowana, zupełnie przeciwnie do jej matki. Amaryllis zwykle bywała chłodna, zwłaszcza w miejscach publicznych, jednakże w domu pokazywała swój charakter. Diaboliczny, nieznający sprzeciwu, gwałtowny; chyba za to ją pokochał w późniejszych latach ich wspólnego życia. Po swej córce oczekiwał mimo wszystko ogłady - choćby chciała, nigdy nie zdobędzie tych samych praw co jej matka. Już zawsze będzie jego dzieckiem, które winno słuchać się rodzica. Później zostanie podległa mężowi oraz jego rodzinie. Czyli już zawsze pozostanie ptakiem w złotej klatce.
- Cieszę się - odezwał się spokojnie. Upił jeszcze kilka łyków wina, a kiedy Arleen wstała, on również - tak wymagała etykieta. - Dobranoc - odpowiedział uprzejmie i kiwnął głową. Kiedy stracił ją z zasięgu wzroku, opadł zmęczony na krzesło. Zerknął na godzinę - było już dość późno. Dzisiaj miał wolne, dlatego zamierzał się wyspać za wszystkie czasy.

zt x2


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Jadalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach