Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Opuszczone magazyny
Wyrwa w murze
Umiejscowiona tutaj stara ławeczka, schowana w cieniu jednego z hangarów wydaje się być miejscem bardzo bezpiecznym, niemalże idealnym do odetchnięcia choć przez chwilę, pozornie z dala od miasta, z dala od zgiełku i stresu. Mało kto ma o niej bowiem pojęcie - z jednej strony osłania ją porośnięty gęsto bluszczem mur, z drugiej zaś ściany magazynów i wysokie trawy, przez lata niestrzyżone, teraz niesforne, dzikie, nieprzeniknione. W powietrzu czuć przyjemny, balsamiczny zapach dziko rosnącego tutaj dyptamu, doskonale izolującego woń rozkładających się nieopodal górek śmieci, a niekiedy między kamieniami dostrzec można przemykające tędy myszy lub żaby. I choć niewiele osób ma pojęcie o istnieniu tegoż miejsca, jeszcze mniej słyszało o tutejszym tajemnym przejściu - gdy stuknąć różdżką w odpowiednią śrubę w metalowej konstrukcji magazynu, wymawiając prawidłowe zaklęcie, oczom ukazuje się kamienny kominek niespisany w żadnym z rejestrów Ministerstwa Magii i podłączony do Sieci Fiuu. Wystarczy tylko mieć przy sobie odrobinę czarodziejskiego proszku.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
- Mam nadzieję, Alfardzie, że przemyślałeś już dogłębnie swoje poglądy - odezwał się nie za głośno, lecz doskonale słyszalnie. - A może potrzebujesz jeszcze odrobiny zachęty? - Zbliżył się nieco, czekając aż ich rozmówca zaczerpnie oddechu i doprowadzi się do stanu względnie komunikatywnego, pomimo wysoce niedogodnego położenia na zimnym bruku usianym drobnymi kałużami po popołudniowym deszczu. Obrócił różdżkę w palcach w geście wyczekiwania, jakby brak akcji zaczynał go już nużyć. Może tak właśnie było, ale jeśli tak, nie wróżyło to niczego dobrego dla Hopkirka. - Marianno… mogę? - zapytał, dopiero teraz łapiąc się na tym, że gdzieś w trakcie ich wieczornej wyprawy odrzucił decorum i tytułowanie kobiety panną Goshawk. Czy to nie najwyższa pora? - Jak się miewa twoja nauka czarnej magii? - kontynuował zapytanie, zatrzymując się tuż nieopodal leżącego na podłożu czarodzieja i stojącej nad nim kobiety. Żywy obiekt ćwiczeń i cel motywujących zaklęć rzucanych w słusznym celu, czyż to nie było połączenie idealne?
let not light see my black and deep desires.
Lub po prostu ludzi; Alfard nie rozumiał, co kieruje osobami, które są zdolne do takiego okrucieństwa, by...podzielić ludzi na klasy jeszcze bardziej? I tak arystokracja posiadała niesamowite przywileje, i tak brytyjskie społeczeństwo rozszarpała hierarchia szacunku i wpływów: dlaczego pragnęli stworzyć kolejną podrasę, uznając niemagicznych za zagrożenie? Chętnie podzieliłby się tymi spostrzeżeniami z nowymi znajomymi, ale nie potrafił wykrztusić z siebie żadnego słowa. I chociaż klątwa przestała działać i mężczyzna mógł nabrać spazmatycznego oddechu, to poza nim nie był zdolny do żadnego działania. Leżał bez sił na bruku, z policzkiem przyklejonym do kałuży własnych łez i śliny, wyciekającej z ust w trakcie krzyku, marząc jedynie o tym, by to wszystko się skończyło. Cruciatus; to musiał być mityczny Cruciatus, zaklęcie podłe, okrutne, obrzydliwe, bolesne tak, że Alfard miał wrażenie, jakby wraz z wrzaskiem cierpienia z jego płuc uleciało także coś więcej. Część jego osobowości, chęć do życia, do kłótni, do walki o swoje przekonania. Kiwnął tylko nerwowo głową a czoło uderzyło o zimne podłoże, z którego ciągle się nie ruszał, nie mogąc odnaleźć się w nowej czasoprzestrzeni, wypełnionej panicznym lękiem o powrót tego najgorszego bólu.
Nawet nie zauważyła gdy Perseus podszedł do niej bliżej. Ocknął ją dopiero jego głos, gdy zwrócił się do niej po imieniu. Zerknęła na niego delikatnie kiwając głową, bo przy każdym ruchu pojawiał się ból w środkowej części jej twarzy. Złamanie nosa nigdy nie było zbyt przyjemne.
Pomaga mi odpowiednia osoba - powiedziała tylko.
Nie chciała od razu zdradzać kto i dlaczego, ale nadal pamiętała swoje spotkanie z nim, to jak została potraktowana, to co się tam wydarzyło i czego się nauczyła. A nauczyła się czegoś na pewno, ale tylko czas miał pokazać, czy wystarczająco dużo. Czas i jej działania.
- Alfardzie - zwróciła się do niego. - Musimy cię ukarać. Za przystawanie z mugolami, za uznawanie ich równości… równości z czarodziejami. Słyszysz to, Alfardzie? Czy to nie brzmi idiotycznie? Jak ktoś, kto nie posiada magicznych umiejętności może być nam równy? Chcę byś za mną powtórzył i zapamiętał. Tylko czystokrwiści czarodzieje mają prawo do panowania nad światem, a mugole to istoty niegodne życia na ziemi.
Skierowała swoją różdżkę w jego stronę. Powinna dać mu się wypowiedzieć, liczyła na to, że jednak jest mądrym człowiekiem i zdecyduje się z nimi współpracować, jednakże… możliwość ćwiczenia czarnomagicznych zaklęć była kusząca. Mogła mu trochę pomóc podjąć decyzję, trochę go przekonać do odpowiedniego myślenia.
- Crucio - powiedziała, wykonując odpowiedni ruch ręką.
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Ostatnio zmieniony przez Marianna Goshawk dnia 02.03.17 19:27, w całości zmieniany 1 raz
'k100' : 99
Avery skinął głową nieznacznie, przyjmując odpowiedź odnośnie pobieranych nauk. Nie zadawał żadnych pytań, nie było to ani odpowiednie miejsce, ani czas, a tak naprawdę chwilowo w kwestii samorozwoju panny Goshawk nie interesowało go nic oprócz efektów. Usta szlachcica wygięły się w łagodnym uśmiechu, gdy słuchał krótkiego kazania zaadresowanego do Hopkirka, którego uszy z pewnością były już podatniejsze na słowa, a myśli bardziej skłonne przyswoić i zakorzenić nowe idee.
- No no - mruknął w oszczędnym wyrazie uznania, gdy okrutna klątwa bezbłędnie opanowała ciało mężczyzny, by rozrywać je bólem, jakiego najprawdopodobniej nigdy aż do dzisiejszego dnia nie był w stanie nawet sobie wyobrazić. Widział, jak wszystkie mięśnie Alfarda tężeją bez kontroli, jak jego twarz na przemian sinieje i blednie, jak ścięgna na jego szyi odrysowują się pod skórą razem z pulsującą spazmatycznie żyłą. Korzystając z chwili niewymagającej zaangażowania z jego strony rozrywki, Perseus sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, by dobyć z niej elegancką, jedwabną chustkę i bez słowa podać ją Mariannie. Krew płynąca ciepłym strumyczkiem z jej rozbitego nosa musiała być dla niej sporą niedogodnością.
- Znaleźliśmy cię raz, znajdziemy cię więc i drugi, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wtedy jednak nie będziemy już równie mili, dlatego gorąco zalecam zmianę postępowania - dodał jeszcze, pochylając się nieco nad czarodziejem i tym samym nieuchronnie prowadząc ich uroczą rozmowę do końca. Wszystko, co miało zostać powiedziane, powiedziane zostało. A ciąg dalszy? Był zależny od Alfarda Hopkirka.
let not light see my black and deep desires.
Wtulił się jeszcze mocniej w bruk, zerkając w górę, z jakąś straceńczą nadzieją na ujrzenie czegoś poza podbródkami tej morderczej dwójki i mgłą, spowijającą dachy kamienic. Liczył na patrol czarodziejskiej policji albo na zabłąkaną grupę aurorów, postanawiających posłuchać instynktu i właśnie tego wieczora skierować swoje ciężko podbite buty w ten rejon, by uratować niewinnego człowieka z opałów. Kłopotów. Problemów. Dość groteskowe nazwanie tej pijackiej przygody, w czasie której zwijał się z bólu, ponownie potraktowany Cruciatusem.
Klątwa wymazała jakiekolwiek naiwne myśli o ratunku, znów zamieniając mężczyznę w krzyczący i wijący się kłębek nieszczęścia i strachu. Rozrywano go, cięto, podpalano, łamano kości; wszystko na raz, wszystko ciągnące się w nieskończoność, tak, że pomiędzy wrzaskami bełkotliwie błagał o łaskę śmierci. Usta zawodziły i z jego gardła wyrywały się jedynie żałosne jęki, zakończone wraz z momentem cofnięcia klątwy.
Już nie był tak pewny swoich przekonań. Już nie był odważnym obrońcom ludzi każdego pochodzenia. Już nie czuł w sercu gorącego ognia, podsycanego alkoholem, gotowego zalać przeciwników świętym gniewem. Był tylko strzępkiem dawnego siebie, przerażonego tym, co może stać się za chwilę. Nie tylko jemu samemu, ale i rodzinie. Łkał cicho, bezgłośnie, nie dlatego, że wstydził się swej słabości, ale po prostu nie miał sił, by zalać się łzami. Dlaczego tak łatwo można było pogrążyć swoje ideały?
- Ja...ja...przepraszam - wychrypiał prawie niesłyszalnie, nawet nie próbując podnosić się z pozycji leżącej. - Musiałem być chory, mówiąc te brednie, ja...sądzę, że...mug...szlamy powinny zginąć, są ohydne, jak szczury - mówił z wyraźnym trudem, świszcząco, nie dowierzając, że usta bez problemu układają się w tak okropne słowa. - Zagrażają nam i...powinny sczeznąć - wychrypiał słabo, oddychając ciężko i głęboko, z czołem ciągle przyciśniętym do brudnego bruku.
Czarodziej zdecydował się zmienić swoje poglądy, co ją ucieszyło. Jednak Ramsey miał zdecydowanie rację, ból potrafił nauczyć bardzo wielu rzeczy i chociaż Marianna na początku uważała to za kompletne brednie, teraz zauważyła, że było w tym sporo racji. Przytrzymując obolały nos również pochyliła się nad mężczyzną.
- Nie moimi słowami, ale może być - dodała od siebie lekko zachrypnięta. Krew spływająca do gardła nie była najprzyjemniejsza, ale już powoli przestawała krwawić. - A teraz się ogarnij, wróć do domu i prowadź życie prawdziwego czarodzieja, przedstawiające odpowiednie poglądy. Jeśli okaże się, że nauka była niewystarczająca, to wrócimy po ciebie. Ciebie i twoich najbliższych. Uwierz, nie zależy nam na cierpieniu prawdziwych czarodziejów.
Wyprostowała się wzdychając cicho. Obróciła się w stronę lorda Avery’ego i spojrzała na niego przysłaniając puchnący nos chusteczką. Wyminęła go bez słowa wiedząc, że i tak z nią odejdzie. Teleportacja była mało… widowiskowa. Lepiej wyglądały dwie czarne peleryny zgrabnie poruszające się pod wpływem ich ruchu i oddalające się sylwetki obserwowane przez obolałego mężczyznę leżącego na ziemi. W każdym razie gdy tylko się oddalili Marianna obiecała Perseusowi, że zwróci mu chustę, bo absolutnie nie chciała jej sobie zatrzymywać, obserwowała jak odchodzi, a następnie teleportowała się do swojego mieszkania, aby tam w swoich czterech ścianach móc spokojnie krzyczeć z bólu podczas nastawiania sobie nosa.
zt oboje
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Patrol Egzekucyjny. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Stare magazyny, mieszczące się w dokach, nigdy nie przyciągały wielu przypadkowych przechodniów - być może dlatego to miejsce anomalii tak długo wymykało się Służbom Kontroli Magicznej. Gdy jednak wiadomości o rosnącej liczbie tajemniczych zaginięć w tym rejonie dotarły do Ministerstwa, otoczono teren magazynów szczególną opieką, orientując się, że na środku placu wyładowczego, tuż za wyrwą w murze, znajduje się epicentrum skupiska czarnej magii. Wysoki, ceglany mur porósł diabelskimi pnączami, tak gęstymi, że uniemożliwiały one przejście i opierały się każdemu działaniu magii. Cała ceglana ściana wręcz tętniła roślinnym życiem - by dostać się do serca anomalii, musieliście przejść przez wyrwę w murze, zarośniętą tym niebezpiecznym rodzajem pnączy.
Wymaganie: Poprawne rzucenie zaklęcia Diffindo przez obydwu czarodziejów.
Niepowodzenie skutkuje niemożliwością dostania się do serca anomalii. Pnącza zagęszczają się, narastają w zastraszającym tempie. Część z nich zdołała dosięgnąć do waszych kostek i boleśnie smaga je swymi odnogami. Tracicie po 20 PŻ.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 130, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Gdy już udało się wam pokonać pnącza oraz przejść przez wyrwę w murze, znaleźliście się na środku wąskiego placu wyładowczego tuż za magazynami - jednak to miejsce w niczym nie przypominało siebie sprzed kilku miesięcy. Każdą powierzchnię porastały rośliny: pękate, wielkie, o imponująco dużych pąkach. Intensywna zieleń wręcz raziła oczy, była jaskrawa, intensywnie wiosenna, a gałązki, listki i pędy tych dziwnych, niespotykanych roślin poruszały się i tętniły. Musieliście znaleźć sposób na uspokojenie tej anomalii flory, inaczej nie będziecie w stanie podtrzymać naprawy anomalii.
Wymaganie: ST zapanowania nad porastającymi wnętrze placu magazynowego roślinami wynosi 40, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości zielarstwo.
W przypadku niepowodzenia pąki roślin pękają, wyrzucając z siebie trującą chmurę nasionek, tak małych, że przy każdym wdechu dostają się do waszych ust i nosów. Od razu czujecie zawroty głowy, później trudności w oddychaniu. Macie wrażenie, że z ziarenek zaczęły wyrastać pędy, rozrastające się po waszych płucach i oskrzelach. W końcu, z trudem, łapiecie oddech, ale otrzymujecie po 80 obrażeń (podduszenie) i wymagacie natychmiastowego spotkania z uzdrowicielem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.03.19 19:24, w całości zmieniany 1 raz
Czekał na nią pod lecznicą, nie wchodząc do środka. Był już wieczór, ale dzięki porze roku ciemno jak w nocy. Ten czas sprzyjał im w podobnych wędrówkach, mieli szansę nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Dopalił papierosa akurat wtedy, kiedy wyszła — zmierzył ją wzrokiem szybko, zatrzymując się na najistotniejszych punktach - oczach, ustach, dłoniach. Chciał mieć pewność, że ma ze sobą pierścień, który jej ofiarował, że go nosiła przy sobie, że mógł ją chronić. Przekręcił swój, z malachitowym oczkiem w zamyśleniu. Miał ze sobą tylko różdżkę i pas z czarną perłą. Biały kryształ ukryty był pod warstwą ciemnych, jak zawsze ubrań, które nieszczególnie rzucały się w oczy.
— W razie kłopotów nie zostawaj — nie proponował; dosadnie zalecił. Ostatnio obyło się bez komplikacji, udało jej się — praktycznie bez jego pomocy, ustabilizować magię w pobliżu wejścia do Munga, lecz gdyby ktokolwiek postanowił im przeszkodzić, jak wtedy, w prosektorium, nie mogła ryzykować. — Źródło nie jest silne, nie powinno być z nim problemów. W najgorszym wypadku będziesz miała kolejny obiekt do eksperymentów z sinicą — powiedział, kiedy opuścili Nokturn i zbliżyli się do doków. W pobliżu magazynów nie było żywej duszy — to był dobry znak. Mieli szansę zostać zupełnie niezauważeni. Wysoki ceglany mur, od którego biła silnie czarna magia pokryty był jakimiś cholernymi, żywymi roślinami. Ruszały się, przypominając macki ośmiornicy, zakrywając tym samym wyrwę w murze, przez którą musieli się przedostać. — To tam, za tym — wskazał na nią, zatrzymując się w średnim dystansie do pnączy. Zmarszczył brwi; rozróżniał dobrze zapachy roślin, które Cassandra suszyła w lecznicy, ale znał się na nich tyle co nic. Wyciągnął rękę przed siebie i machnął lekko różdżką, zamierzając rozciąć je na tyle, by mogli swobodnie przejść na drugą stronę.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Porośnięta pnączami, choć złowieszczymi, ściana, miała w sobie jakąś dziką siłę, energię, potęgę, z którą należało się liczyć; czarodzieje zwykli niesłusznie i lekkomyślnie lekceważyć naturę, była pewna, że ta tutaj miała w sobie dość siły, by sobie się z nimi rozprawić. Przeciągając spojrzeniem po szmaragdowych pnączach odczuła szacunek do tej rośliny - choć wypaczona anomalią, wciąż się broniła. I było w tym coś przykrego, że anomalie potrafiły przejąć kontrolę nad roślinnością należącą do matki natury. Trudno było pojąć ich naturę, choć stawały się jej coraz bliższe, była przekonana, że badania zwieńczy podejście do anomalii znajdującej się w Azkabanie, śmierciożercy wszak otoczyli ją opieką, przez którą nic miało się nie przedrzeć. Podeszła bliżej, przyglądając się tętniącej roślinie - z fascynacją skrzącą w odbijających jej szmaragd tęczówkach. Nie wybrałaby się tutaj sama, już nie, ale nie sądziła, by w towarzystwie Mulcibera groziło jej cokolwiek - potrafił sobie radzić. Na jej dłoni błyszczał pierścień z kamieniem księżycowym, czarna szeroka szata ukrywała zaokrąglony brzuch - prócz różdżki nie wzięła ze sobą niczego, nie sądziła, by było jej potrzebne.
- Jaki ty troskliwy - zauważyła z udawaną czułością; wiedział, że nie zamierzała tutaj zostawać, gdyby sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Nie była jak Mia, którą z brawurą ciągnęło do niebezpieczeństwa, by pokazać innym siłę, której nie miała. Pod sercem nosiła dziecko, które zamierzała chronić w pierwszej kolejności. Potrafiła też już zniknąć nie mniej skutecznie, jak on, nie sądziła, by miała mieć z tym kłopot. - To blisko miejsca, przy którym byliśmy, prawda? - Obejrzała się na niego przez ramię, przeciągając spojrzeniem po jego twarzy. Coś już wiedzieli o anomalii w dokach, tym lepiej: to pozwoli lepiej poznać jej naturę. Ale najpierw - musieli się do niej zbliżyć. - Lubi zarażać - dodała, podnosząc słowa Ramseya. Bez przekonania, choć Ramsey był doskonałym kandydatem na obiekt jej badań, nie wiedział, że ona również nosiła objawy sinicy. Zbyt silna ekspozycja mogła wywołać pełen rozkwit choroby również u niej. Informacje o przebiegu sinicy podczas ciąży i jej wpływu na nienarodzone dziecko byłyby bezcenne, ale jej naukowy pociąg nie był aż tak silny, by z radością spoglądać na ewentualne eksperymenty na sobie samej. - Myślisz, ze to zwykłe diabelskie pnącza? - zapytała, powoli unosząc dłoń - kusiło ją, by ich dotknąć, przebadać, sprawdzić, choć wiedziała, że to lekkomyślne - cofnęła się, pochwyciwszy swoją różdżkę, by wspomóc Mulcibera:
- Diffindo - zawtórowała mu, zamierzając przeciąć rośliny.
prządką
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
— Będę miał to na uwadze — odpowiedział. Wizja zarażenia się sinicą wydawała mu się nieprawdopodobna. Nieprawdopodobnie wielką szkodę by sobie wyrządził w ten sposób. — Nie wiem, czy diabelskie, ale na pewno nie są zwykłe — dodał, słysząc jej pytanie. Spojrzał w kierunku muru, przyglądając się roślinie. Jego zaklęcie zadziałało, przecięło zielone, wijące się żywe pędy. Roślinie się to nie spodobało, poruszyła się gwałtowniej, energiczniej. Nie mogli tak stać bezczynnie i analizować. — Chodź — popędził ją i przeszedł przez wyrwę pierwszy, zatrzymując się zaraz za nią, krótko czekając na Cassandrę. Tylko po to, by w razie czego zareagować. Nie umknęło mu, że gabarytowo obszerniejsza musiała być ostrożna, mogła mieć trudność w przekroczeniu dziury. Nawet przy czymś tak prostym, upadek mógłby go wiele kosztować. Ale zaraz za murem było to, na co czekał. Źródło anomalii. Magia tętniła od niego, w wysokiej trawie, wśród starych magazynów. To miejsce wydawało się całkiem dzikie, przez nikogo nieodwiedzane, a w powietrzu unosił intensywny zapach jakiejś rośliny.
Uniósł lewą dłoń, w której dzierżył różdżkę i rozpoczął proces stabilizowania magii, w najkorzystniejszy dla Rycerzy Walpurgii sposób.
| Metodą Rycerzy, oczywiście
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
'k100' : 20
- Jak zamierzacie ich złapać? - Gówniarzy. Skierowała ku niemu spojrzenie kątem oka, zabrnęli w ślepą uliczkę, dali im odpowiedzi, które wymagały natychmiastowego rozwiązania, jednak te utknęły w martwym punkcie. Dzieci rozpłynęły się w powietrzu, zupełnie jakby ktoś bardzo chciał ukryć je przed obcym okiem. Nie dziwiło ją to, były wiele warte - martwiło ją jednak, że najwyraźniej ten, kto je ukrył, doskonale sobie z tej wartości zdawał sprawę. Wyczuwała pulsującą wokół niej czarną magię, czuła ją całym swoim ciałem. Rozumiała - przenikała ją na wskroś, zupełnie tak, jak wszystkie inne. Wciąż liczyła, że podchodząc bliżej dostrzeże coś, co dla jej oka wcześniej nie było dostrzegalne. Lysandra przechodziła ciężkie miesiące, ale dla niemowlęcia podobny okres będzie horrorem: miała nadzieję, że u dziecka, u którego nie wystąpiły jeszcze pierwsze objawy magii, anomalie nie okażą się tak dotkliwe. Jej podejrzenia wsparte były jednak jedynie krótkotrwałą obserwacją Eir.
- Chciałabym je zabrać - oświadczyła, odnosząc się do pnączów, szerokim krokiem mijając wyrwę w murze w ślad za Ramseyem; szła ostrożnie, kładąc dłoń na krawędzi muru - nie straciła swojej sprężystości. - Kiedy skończymy - Teraz nie było na to czasu, ale później będzie musiał na nią poczekać. - Zmodyfikowane anomalią mogą mieć inne właściwości, niż przeciętne pnącza. Chciałabym się nad tym pochylić. - Raczej nie byłaby w stanie tego rozpoznać, ale mogła spróbować spreparować z nich maść i eksperymentalnie sprawdzić jej właściwości. Brzmiało kusząco. Teraz jednak mieli na głowie inne zmartwienia - musieli podjąć moc, która wprowadzała tutaj chaos.
- Nie utrudniaj mi tego - poprosiła, odnosząc się już do rycerskiej metodologii, zdając sobie sprawę z tego, o ile większą mocą władał w tym względzie Mulciber; ustabilizowanie mocy wymagało mocy dwóch skoordynowanych ze sobą różdżek - musiała przeniknąć w wyrwę magii epatującej od Ramseya, przeniknąć w nią i pomóc mu przywrócić magiczną równowagę. To jego moc tutaj dominowała - ale do pełnego sukcesu potrzebowała jej pomocy.
prządką
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Opuszczone magazyny