Arleen Laureen Rowle
Nazwisko matki: Malfoy
Miejsce zamieszkania: Lyme Park w Cheshire
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Wzrost: 127 cm
Waga: 26 kg
Kolor włosów: Brązowy, taki jak u ojca
Kolor oczu: Szary, czyli ponoć taki, jaki miała matka
Znaki szczególne: Wysoko uniesiona broda, ładnie ułożone włosy, wygładzona sukienka. Od razu widać, że nie jestem zwykłą panną
która póki co znajduje się jeszcze na półkach sklepowych u Ollivanderów
Mój ojciec
-
leżącego na ziemi martwego ojca, któremu nie można już pomóc
lasem późnym wieczorem, starym drewnem i maciejkami uprawianymi w przydomowym ogrodzie
siebie, jako osobę, na którą wszyscy patrzą z zachwytem i uwielbieniem
grą na skrzypcach, jeździectwem
ojcu i nikomu więcej
Uczę się jak się dobrze zachowywać, uczę się historii magii i spędzam czas z kuzynkami pod czujnym okiem opiekunów. Poświęcam też czas swoim pasjom
tego co ojciec
Diana Pentovic
Szlachcianki powinny być wzorem do naśladowania. Młode szlachcianki, które uczą się, jak być dobrze wychowanymi pannami, powinny umieć się zachować niezależnie od sytuacji, a ich zachcianki, miały zostać stłumione przez reguły, jakie zostały im narzucone. Tym bardziej, jeżeli wychowywane były w tak konserwatywnym rodzie, jak Rowle. Nie wszystko jednak szło zawsze po myśli rodziców, czy też ojca, który samotnie wychowywał dorastającą córkę.
Arleen na pierwszy rzut oka była nienaganna. Zawsze odpowiednio ułożone włosy, wygładzona sukienka, wysoko uniesiona broda, wyprostowane plecy. Potrafiła odezwać się wtedy, kiedy powinna i milczała, gdy nie wymagano od niej odpowiedzi. Odkąd stała się na tyle duża, by jak dorosły człowiek uczestniczyć w rodzinnych posiłkach, siadała przy stole i spędzała ten czas z rodzicami. Chociaż jej obecność ograniczała się tylko do wpatrywanie w piękną, blondwłosą matkę. Podziwiała jej osobę, to jak cicho i spokojnie siedziała, jej dostojne ruchy, wsłuchiwała się w jej głos, gdy już się odezwała. A potem znikała i mała Arleen nie widziała jej do kolejnego posiłku. Nie było to dla niej niczym dziwnym, nie wiedziała, że w innych szlacheckich rodzinach, rola matki jest większa niż w jej. I nie czuła smutku, że jej nie ma, chociaż momentami zdawało jej się, że w jej sercu panuje dziwna pustka, której jednak nie potrafiła nazwać. Za to ojciec traktował ją jako swoją małą królewnę, grzeczną, dobrze ułożoną, wystarczyło jej jedno słowo, a miała wszystko, czego zapragnęła. Sprawiała idealne pozory, potrafiła oszukać najbliższą sobie osobę, że jest idealna, chociaż idealna nigdy nie była.
Niektóre dzieci są niegrzeczne, aby zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Czasami z nudów i chęci złośliwości. Nikt tak właściwie nigdy nie stwierdził, dlaczego Arleen bywa niegrzeczna i co ją motywuje, do takiego zachowania. Może w ten sposób próbowała odzyskać wolność, którą ojciec ograniczał jej, próbując narzucić surową dyscyplinę, stanowczo określając reguły jakimi miała być wychowywana przez guwernantki? Od najmłodszych lat, gdy była pod opieką guwernantek i opiekunów lubiła robić wszystko, co tylko sprawiłoby, że zajęliby się nią bardziej niż zazwyczaj. A gdy zyskała już ich uwagę, to potrafiła wykrzyczeć im prosto w twarz, że nie chce się z nimi bawić i mają sobie iść. Z biegiem czasu jej zachowanie ewoluowało, potrafiła wykłócać się podczas kąpieli, że ona nie idzie spać, tylko będzie się jeszcze bawić i zamiast grzecznie leżeć w łóżku zaczynała grasować po całym pokoju zmuszając opiekunów, aby co rusz do niej przychodzili. A ona tylko śmiała się i robiła dalej swoje, gdy tylko opuszczali jej pokój. Stawiała na swoim, czy ktoś tego chciał, czy nie. Nie stało się jej ulubionym słowem. Nie chcę kokardek. Nie chcę tej pudrowej sukienki. Nie ciągnij mi włosów! Nie dotykaj mnie! Nie mów tak, bo powiem ojcu, że mnie źle traktujesz i stracisz pracę! Dalej, najważniejszym słowem było Ja i Moje. Wszystko to, co dotyczyło jej osoby, było dla niej najważniejsze. To moje skrzypce, nie dotykaj ich. Nie wolno ci ruszać moich włosów. Tylko ja mogę się bawić z moim kotem. Ja nie będę tego robić. Będę biegać tyle ile będę chciała i nikt mi nie będzie niczego zabraniać! Tylko ona. Tylko to, co ona chce i nic więcej. Miała w głębokim poważaniu, czy jej opiekunka miała już dość jej zachowania i ganiania za nią po całej rezydencji; nie interesowało ją, czy swoimi słowami nie sprawia komuś przykrości. O ile ona się dobrze bawiła i miała wszystko co chciała, to uważała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zawsze lubiła mówić o sobie i zajmować się tylko sobą, oczywiście gdy była sama lub w obecności opiekunów, aby nie utracić opinii idealnie wychowanej panienki wśród rodziny i przyjaciół. Uważała się za pępek świata, sądziła, że wszystko jej się należy i jest idealna. Nigdy nie interesowało ją to, jak jej zachowanie jest odbierane oraz czego od niej oczekują. Póki nie było to polecenie prosto od jej ojca, nawet nie zawracała sobie głowy tym, aby je wykonać. Nigdy jednak do ojca nie dotarły skargi guwernantek, w końcu jeżeli nie potrafiły sobie poradzić z kaprysami dorastającej dziewczynki, to nie miały tyle doświadczenia by się nią opiekować. Bały się więc przekazać informacje na temat zachowania jego córki. Mała Arleen pozwalała więc sobie na wszystko będąc dodatkowo rozpieszczaną przez nieuświadomionego ojca i nigdy nie ukaraną przez opiekunów.
Sprawiała pozory. Gdy tylko ojciec pojawiał się na horyzoncie zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni i z krnąbrnej i upartej panienki, nagle stawała się aniołkiem. Podchodziła do ojca, bo przecież dobrze wychowanej panience nie wypadało biegać, swoimi szarymi oczami wpatrywała się w niego i z czułością pytała go, jak minął mu dzień w pracy i czy chce posłuchać o tym, czego się dzisiaj nauczyła. Rzadko go wydawała, nie był on częścią jej codzienności i jedynie przez kilka krótkich chwil w ciągu dnia mogła spędzić z nim trochę czasu, dlatego uwielbiała jego towarzystwo, uwielbiała, gdy traktował ją jak swoje oczko w głowie, uwielbiała być dla niego najważniejsza i zawsze chciała go mieć tylko i wyłącznie dla siebie i nie dzielić się nim z nikim. Dlatego była też bardzo rozzłoszczona, gdy ponownie zostawiał ją pod opieką opiekunów, których ona tak bardzo nie cierpiała. W końcu miała tylko ojca, a matka była dodatkiem do posiłków. Niemym dodatkiem, powodującym uczucie pustki z sercu małej dziewczynki. Aż w końcu kobieta zmarła, zostawiając swoją córkę i męża. To wtedy zrozumiała czego tak bardzo brakowało jej przez całe życie. Gdy wieść o śmierci matki do niej dotarła nie potrafiła zrozumieć swoich uczuć. Uroniła nawet kilka łez, zamykając się w swojej sypialni. Ukrywając twarz w poduszce zdała sobie sprawę, że to jej brakowało i chociaż nie potrafiła wyjaśnić ani zrozumieć dlaczego, przecież nigdy nie były ze sobą blisko. Ale to w nią się wpatrywała podczas posiłku, to jej piękne blond włosy podziwiała, to jej głosu uwielbiała słuchać. A teraz jej nie było i już nigdy nie będzie. Wzięła udział w pogrzebie, ubrana w czarną sukienkę stała obok ojca i wpatrując się w nagrobek zdając sobie sprawy, że nic już nigdy nie zapełni tej pustki w sercu, którą zostawiła jej matka.
Arleen rosła, a wraz z jej wiekiem rosły też wymagania co do jej umiejętności. Pilnie uczyła się wszystkich nauk, które nakazał przyswoić jej ojciec. Od historii magii, przez język norweski, który musiała opanować jeśli chciała pojechać do Durmstrangu, przez różnego rodzaju aktywności fizyczne. Ogromną przyjemność sprawiała jej nauka gry na skrzypcach, którą pewnego wieczoru wyprosiła u ojca, ale równie mocno, jak nie mocniej, musiała starać się na zajęciach z tańca czy jeździectwa. Nawet, jako dziewczyna, poznała podstawy walki szermierczej, aby orientować się, w którym momencie pojedynek został wygrany i w którym momencie zacząć klaskać. Była czarodziejką, swoje umiejętności magiczne odkryła dość przypadkowo. Ona sama absolutnie tego nie pamiętała, ale gdy jedna z guwernantek chciała postawić na swoim i nie dać jej tego, czego chciała (to znaczy nie podnieść po raz setny misia z podłogi, gdy ona specjalnie wyrzuciła go za swoje łóżeczko), w przypływie złości rozwaliła szyby w gablocie, stojącej niedaleko jej łóżka. Cudem ostre kawałki nie poleciały w jej stronę i nie skaleczyły jej delikatnej skóry.
Nikt w całym Lyme Park, czy też nawet w całym Cheshire, nie licząc jej najbliższej rodziny, jej nie lubił. Cała służba plotkowała o nieodpowiednim zachowaniu młodej panienki, milcząc jednak przy jej ojcu, dlatego ani ona ani on nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wielkim brakiem szacunku cieszy się młoda lady Rowle. Nie dogadywała się nawet z zamieszkującym okoliczne tereny kugucharem, z którym niegdyś jej ojciec miał takie dobre relacje. Od zawsze uważała, że jest z nim coś nie tak i na pewno ma niecne zamiary. I wcale nie było to spowodowane faktem, że owy poltergeist nigdy nie był nią zainteresowany na tyle, na ile ona by tego chciała. Gdy tylko chciała rozmawiać z nim o sobie, ten zmieniał temat lub uciekał, zostawiając ją w lesie samą.
Często przesadzała ze swoim zachowaniem, a opiekuni znaleźli idealny, według nich, sposób, aby ją uspokoić. Potrafili jej prosto w twarz powiedzieć do czego została stworzona. Mówili jej wtedy, że już za kilka lat będzie miała stanąć u boku mężczyzny, którego nigdy nie kochała i być może nawet nigdy nie znała, z którym będzie miała stworzyć rodzinę i stać się jego żoną, a wtedy żadne jej chcę nie będzie brane pod uwagę. Powtarzali jej także, że jej ojciec skupia się na niej, rozpieszcza, dogadza tylko dlatego, że Arleen nie miała brata. Guwernanci, gdy byli na nią źli z powodu jej zachowania, straszyli ją, że gdy tylko jej ojciec znajdzie dla niej macochę i doczeka się z nią dziedzica, ona przestanie dla niego istnieć, zostanie zepchnięta na dalszy plan i przestanie ją interesować. Arleen tyle razy słyszała te okrutne słowa, że uwierzyła w nie, bojąc się zapytać ojca o prawdę. Bojąc się ją poznać. Żyła więc w strachu, z niepokojem czekając na dzień, kiedy jej ojciec przyprowadzi do domu obcą kobietę, przez co jeszcze bardziej popadała w niezdrową niechęć dzielenia się nim z kimkolwiek innym.
W końcu to ona była tu najważniejsza i to do niej miał należeć cały świat.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Norweski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka etykieta | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (skrzypce) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 1 |
Taniec klasyczny (balet) | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Łyżwiarstwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (brak) | - | 0 |
Reszta: 1,5 |
Biały kot perski, sowa
Ostatnio zmieniony przez Arleen Rowle dnia 21.04.17 20:54, w całości zmieniany 6 razy
Witamy wśród Morsów
Gdy ojcowskie spojrzenie oddalało się od swej latorośli, księżniczka zmieniała swoje zachowanie, pokazując innym jak bardzo nieznośna potrafiła być. Kreowanie pozorów było tym, czym żyła dziewczynka, racząc otoczenie swoją złością i humorami. W ideał zmieniała się na nowo, gdy tylko pojawiał się w pobliżu ukochany rodziciel.
W głębi serca Arleen cierpiała na samotność, zazdrość i niezrozumienie. Pozbawiona prawdziwie matczynej miłości, otaczana tylko ojcowską opieką nie odnajdowała radości. Żyła według narzuconych z góry zasad, sztywno wykreowanych, w których dziewczynka musiała trwać. Brzemię, które niosła ze sobą błękitna krew. A rodzina, była ponad wszystko. Zawsze.
-
[29.06.17] Tworzenie postaci - aktualizacja, -100 PD