Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Stonehenge
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stonehenge
Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.
Przestraszone, niewinne spojrzenie zupełnie nie pasujące do twarzy Anthonego spozierały na Abbotta. Ten był w tym momencie jedyną znaną mu osobą, której wygląd przywoływał jakieś przypływy ufności i bezpieczeństwa. Dziecięce instynkty kazały mu go obłapić. Tym bardziej, że z chwili na chwilę pogłębiała się w nim słabość. Zastygł jednak w tej myśli bo oto zaraz została wycelowana w jego stronę różdżka,która błysnęła złowrogo. Nie mógł się ochronić przed zadanym mu zaklęciem. Nie było już rąk tylko opierzone skrzydła. Jedno zwisało nieporadnie będąc uszkodzonym barkiem. Z dzioba wydało się żałosne gęgnięcie, a błoniaste stopy zachwiały się na nierównym gruncie, tak jak cała ptasia sylwetka, która wyraźnie słaniała się już ze słabości.
|skoro nie mogę się bronić to zakładam że trafiło
|skoro nie mogę się bronić to zakładam że trafiło
Find your wings
Kiedyś wyrwane z kontekstu, teraz zaś wspomnienie to było dla mnie jedynym punktem zaczepienia, gdy wszystko inne zawiodło. Obraz mężczyzny o smutnym spojrzeniu i rudych włosach był gorzko-słodki: tak oto odnalazłem sens życia, lecz jego samego już nie pamiętałem. Garrett Weasley zmienił całe moje życie po czym zniknął bezpowrotnie zarówno z mojej pamięci, jak i ze świata. Czułem narastający we mnie sprzeciw, uczucie tak silne, że zaczynało tłumić wszelkie pozostałe. To mnie napędzało, to było sensem mojego życia: bunt. Stawałem w opozycji do niesprawiedliwości, krzywd, byłem tym co dzieliło oprawców od ich ofiar.
Otworzyłem oczy i wymierzyłem różdżką w Macmillana, nad którym wisiała czarna, poszarpana sylwetka dementora. Skupiłem w jednej inkantacji wszystkie silne emocje, chcąc przekazać Anthony'emu nagromadzoną moc.
- Expecto Patronum - wymówiłem słowa zaklęcia.
| Używam patronusa z III poziomu Zakonu, chcę uleczyć nim Anthony'ego Macmillana.
Otworzyłem oczy i wymierzyłem różdżką w Macmillana, nad którym wisiała czarna, poszarpana sylwetka dementora. Skupiłem w jednej inkantacji wszystkie silne emocje, chcąc przekazać Anthony'emu nagromadzoną moc.
- Expecto Patronum - wymówiłem słowa zaklęcia.
| Używam patronusa z III poziomu Zakonu, chcę uleczyć nim Anthony'ego Macmillana.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Próbował się uwolnić z petrificusa, ale nic z tego nie wychodziło. Nie miał siły. Czuł się strasznie. Został uwięziony we własnym ciele, z którym nic nie mógł zrobić. Spodziewałby się gorszych zaklęć po tym jak podtrzymał terremotio, a jednak – okazało się, że i to może być przerażające. Jedyne, co dawało mu odrobinę światła w tej wyjątkowo straszne i czarnej sytuacji, był fakt, że na pomoc przyszedł mu zarówno Artur i Alex, ale i niedawny Nott.
Nie spodziewał się metaforycznego wyciągnięcia pomocnej dłoni właśnie po tym ostatnim czarodzieju. Myślał, że ten ucieknie, jak tylko nadarzy mu się okazja, a tak przynajmniej podpowiadała mu nienawiść rodowa jaka istniała między Nottami a Macmillanami, która teraz tym bardziej się pogłębiła. Bardzo się mylił. To, że Nott nie był dłużej Nottem (sic!) było widoczne gołym okiem. Najwyraźniej był inny niż jego rodzina.
Najgorsze w całej tej sytuacji było jednak to, że nie mógł podziękować im wszystkim ani powiedzieć, żeby zostawili go w spokoju i zwyczajnie uciekali. Jeszcze lepiej by było, gdyby pomogli Skamanderowi a nie jemu. Przecież nie był nikim ważnym. Zawsze był głupim pijaczkiem, drobną skazą w całym swoim rodzie (a szczególnie teraz tak uważał). Był zbyt lekkomyślny. Artur powinien zabrać stąd swoją żonę, która także narażała swoje zdrowie, jeżeli nie życie. Gdyby coś jej się stało – Anthony nie mógłby tego sobie przebaczyć, nawet jeżeli miałby zaraz po tym umrzeć. Jego życie nie było tyle warte ile życie wszystkich tu zebranych.
Najbardziej jednak martwił się o własnego nestora, któremu przyniósł przecież hańbę… Miał przecież dobre zamiary, ale nie pomyślał ani przez moment jakie będą konsekwencje jego sprzeciwu wobec tego, co się wydarzyło podczas szczytu. Co się z nim stało? Nie potrafił powiedzieć. Nigdzie go nie słyszał. Może zniknął w całym tym chaosie.
Z paniki, którą siał we własnej głowie wyrwała go na chwile przerażająca postać dementora, która pojawiła się przed jego oczami. Gdyby tylko mógł się ruszyć, pewnie zacząłby szarpać się, byleby tylko nie dopuścić do siebie tego przerażającego cielska. Nic na to nie potrafił poradzić, będąc spetryfikowanym. Nigdy wcześniej nie widział niczego bardziej przerażającego, a przecież był świadkiem śmierci swojej własnej ukochanej. Nawet cruciatus, pod którym niedawno się znajdował, nie był na tyle straszny jak właśnie ta przerażająca sylwetka. Chciał krzyczeć, ale nic przecież nie wydobywało się z jego ust. Zamiast tego słyszał w uszach krzyk swojej ukochanej. Zaraz za nim powróciły krzyki, które pamiętał z przeszłości, kiedy to pod jego nazwiskiem trafiały różne obelgi i oskarżenia. Czuł się okropnie nieswojo.
Jedyną pozytywną myślą, która napędzała go do działania i którą usilnie próbował z siebie wyłuskać było to, że gdzieś niedaleko Alexander próbował mu pomóc. Spóbował jeszcze raz wybudzić się z petrificusa. Nie wierzył jednak w swoje możliwości. Przecież to niemożliwe. Dementor był zbyt blisko. A on przecież nie zasługiwał na nic dobrego.
| Piękne kropeczki. Jestem złoty niczym moja sytuacja i mój ulubiony kolor! - pomyślałStirlitz Macmillan, gdy zobaczył mapkę.
| Próbuję ponownie wybudzić się z Petrificusa (marzenia ściętej głowy)
Nie spodziewał się metaforycznego wyciągnięcia pomocnej dłoni właśnie po tym ostatnim czarodzieju. Myślał, że ten ucieknie, jak tylko nadarzy mu się okazja, a tak przynajmniej podpowiadała mu nienawiść rodowa jaka istniała między Nottami a Macmillanami, która teraz tym bardziej się pogłębiła. Bardzo się mylił. To, że Nott nie był dłużej Nottem (sic!) było widoczne gołym okiem. Najwyraźniej był inny niż jego rodzina.
Najgorsze w całej tej sytuacji było jednak to, że nie mógł podziękować im wszystkim ani powiedzieć, żeby zostawili go w spokoju i zwyczajnie uciekali. Jeszcze lepiej by było, gdyby pomogli Skamanderowi a nie jemu. Przecież nie był nikim ważnym. Zawsze był głupim pijaczkiem, drobną skazą w całym swoim rodzie (a szczególnie teraz tak uważał). Był zbyt lekkomyślny. Artur powinien zabrać stąd swoją żonę, która także narażała swoje zdrowie, jeżeli nie życie. Gdyby coś jej się stało – Anthony nie mógłby tego sobie przebaczyć, nawet jeżeli miałby zaraz po tym umrzeć. Jego życie nie było tyle warte ile życie wszystkich tu zebranych.
Najbardziej jednak martwił się o własnego nestora, któremu przyniósł przecież hańbę… Miał przecież dobre zamiary, ale nie pomyślał ani przez moment jakie będą konsekwencje jego sprzeciwu wobec tego, co się wydarzyło podczas szczytu. Co się z nim stało? Nie potrafił powiedzieć. Nigdzie go nie słyszał. Może zniknął w całym tym chaosie.
Z paniki, którą siał we własnej głowie wyrwała go na chwile przerażająca postać dementora, która pojawiła się przed jego oczami. Gdyby tylko mógł się ruszyć, pewnie zacząłby szarpać się, byleby tylko nie dopuścić do siebie tego przerażającego cielska. Nic na to nie potrafił poradzić, będąc spetryfikowanym. Nigdy wcześniej nie widział niczego bardziej przerażającego, a przecież był świadkiem śmierci swojej własnej ukochanej. Nawet cruciatus, pod którym niedawno się znajdował, nie był na tyle straszny jak właśnie ta przerażająca sylwetka. Chciał krzyczeć, ale nic przecież nie wydobywało się z jego ust. Zamiast tego słyszał w uszach krzyk swojej ukochanej. Zaraz za nim powróciły krzyki, które pamiętał z przeszłości, kiedy to pod jego nazwiskiem trafiały różne obelgi i oskarżenia. Czuł się okropnie nieswojo.
Jedyną pozytywną myślą, która napędzała go do działania i którą usilnie próbował z siebie wyłuskać było to, że gdzieś niedaleko Alexander próbował mu pomóc. Spóbował jeszcze raz wybudzić się z petrificusa. Nie wierzył jednak w swoje możliwości. Przecież to niemożliwe. Dementor był zbyt blisko. A on przecież nie zasługiwał na nic dobrego.
| Piękne kropeczki. Jestem złoty niczym moja sytuacja i mój ulubiony kolor! - pomyślał
| Próbuję ponownie wybudzić się z Petrificusa (marzenia ściętej głowy)
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Magia go zawiodła, różdżka – zaciskana w palcach z całej siły – jedynie rozgrzała się niemrawo pod opuszkami, ale z jej końca nie wydobyło się żadne zaklęcie. Rozciągnięty na ziemi czarodziej nadal był spetryfikowany, a oni nadal nie mieli drogi ucieczki, otoczeni zewsząd przez coraz niżej dryfujących im nad głowami dementorów. Percival czuł ich obecność już niezwykle wyraźnie, paskudna, potworna aura zdawała się oplatać go jak obślizgłe macki, ciągnąc w kierunku ziemi i namawiając, żeby się poddał: ugiął kolana, wypuścił z dłoni różdżkę, wczołgał się w jedną z ziejących w ziemi szczelin i tam zamarzł, pozostawiony przez wszystkich i zapewne już przez nich zapomniany. Jaki był sens, by dalej walczyć, albo próbować wydostać się z tego poprzecinanego błyskawicami mroku? Dokąd miał się udać, do kogo zwrócić? Coś – cichy głos z tyłu czaszki, dopraszający się niemrawo o uwagę – mówiło mu, że kiedyś istniał powód, ale w tamtej chwili nie był w stanie go sobie przypomnieć. Wiedział jedynie, że zawiódł – i że nie zasługiwał na kolejną szansę.
Z lodowatego odrętwienia wyrwał go głos, który już dzisiaj słyszał, i który – z oczywistego powodu – zapamiętał bardzo dokładnie. Odwrócił się, zatrzymując spojrzenie na pojawiającym się tuż obok Alexandrze już-nie Selwynie, z niemym zaskoczeniem orientując się, że zwracał się wprost do niego. Zamrugał gwałtownie, ocierając wolną dłonią twarz – lejący z nieba deszcz wciąż zalewał mu oczy – chłonąc przez sekundę tę groteskową sytuację i starając się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło im się zamienić chociażby dwa zdania. Był prawie pewien, że nie.
Nie miał też pojęcia, kim był Lucan, ale gdy podążył wzrokiem za spojrzeniem czarodzieja, zdołał wyłonić ich z ciemności: niewyraźny zarys dwóch sylwetek, znajdujących się po drugiej stronie kamiennego kręgu. Daleko – zbyt daleko; dzieliły ich wyrwy, popękana ziemia, dementorzy – z których jeden właśnie niebezpiecznie się do nich zbliżył, nachylając się wprost nad nieruchomą sylwetką Macmillana. Uniósł różdżkę odruchowo, ale Alexander był szybszy; usłyszawszy znajomą inkantację, zdecydował się jej nie powielać, zamiast tego w myślach układając plan i oceniając odległości, dopiero teraz dostrzegając, że była z nimi również trójka Longbottomów: nieznany mu czarodziej, towarzysząca mu kobieta i były Minister Magii we własnej osobie. – Nie mamy czasu, musimy wyjść im naprzeciw – odezwał się głośno, starając się przekrzyczeć ulewę, grzmoty i własne demony, nadal napełniające żyły płynnym lodem, a myśli najczarniejszymi scenariuszami. Jego spojrzenie powędrowało w stronę spetryfikowanego mężczyzny, chociaż mówił głównie do Alexandra, nie do końca wiedząc, dlaczego właściwie zwracał się do niego. – Jeżeli uda nam się przetransportować Macmillana, możemy spotkać się połowie. – Wskazał palcem na nieokreślony skrawek terenu gdzieś pośrodku przestrzeni dzielącej ich od pozostałych. Wycelował różdżką w nieruchomego czarodzieja. – Mobilicorpus – wyartykułował starannie, po czym ruszył przed siebie, pilnując, by lewitujący mężczyzna znajdował się tuż obok. Przez przeskoczeniem przez wyrwę musiał wziąć lekki rozbieg, dalej pobiegł truchtem – zatrzymując się tuż obok Harolda Longbottoma i dopiero wtedy oglądając się za siebie.
| idę w prawo jak na mapce (4 kratki), jeżeli mi się uda, transportuję za sobą Antka M. (również zaznaczyłam na mapce!)
Z lodowatego odrętwienia wyrwał go głos, który już dzisiaj słyszał, i który – z oczywistego powodu – zapamiętał bardzo dokładnie. Odwrócił się, zatrzymując spojrzenie na pojawiającym się tuż obok Alexandrze już-nie Selwynie, z niemym zaskoczeniem orientując się, że zwracał się wprost do niego. Zamrugał gwałtownie, ocierając wolną dłonią twarz – lejący z nieba deszcz wciąż zalewał mu oczy – chłonąc przez sekundę tę groteskową sytuację i starając się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło im się zamienić chociażby dwa zdania. Był prawie pewien, że nie.
Nie miał też pojęcia, kim był Lucan, ale gdy podążył wzrokiem za spojrzeniem czarodzieja, zdołał wyłonić ich z ciemności: niewyraźny zarys dwóch sylwetek, znajdujących się po drugiej stronie kamiennego kręgu. Daleko – zbyt daleko; dzieliły ich wyrwy, popękana ziemia, dementorzy – z których jeden właśnie niebezpiecznie się do nich zbliżył, nachylając się wprost nad nieruchomą sylwetką Macmillana. Uniósł różdżkę odruchowo, ale Alexander był szybszy; usłyszawszy znajomą inkantację, zdecydował się jej nie powielać, zamiast tego w myślach układając plan i oceniając odległości, dopiero teraz dostrzegając, że była z nimi również trójka Longbottomów: nieznany mu czarodziej, towarzysząca mu kobieta i były Minister Magii we własnej osobie. – Nie mamy czasu, musimy wyjść im naprzeciw – odezwał się głośno, starając się przekrzyczeć ulewę, grzmoty i własne demony, nadal napełniające żyły płynnym lodem, a myśli najczarniejszymi scenariuszami. Jego spojrzenie powędrowało w stronę spetryfikowanego mężczyzny, chociaż mówił głównie do Alexandra, nie do końca wiedząc, dlaczego właściwie zwracał się do niego. – Jeżeli uda nam się przetransportować Macmillana, możemy spotkać się połowie. – Wskazał palcem na nieokreślony skrawek terenu gdzieś pośrodku przestrzeni dzielącej ich od pozostałych. Wycelował różdżką w nieruchomego czarodzieja. – Mobilicorpus – wyartykułował starannie, po czym ruszył przed siebie, pilnując, by lewitujący mężczyzna znajdował się tuż obok. Przez przeskoczeniem przez wyrwę musiał wziąć lekki rozbieg, dalej pobiegł truchtem – zatrzymując się tuż obok Harolda Longbottoma i dopiero wtedy oglądając się za siebie.
| idę w prawo jak na mapce (4 kratki), jeżeli mi się uda, transportuję za sobą Antka M. (również zaznaczyłam na mapce!)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Anthony przypominał teraz ciężką kłodę, z którą trudno byłoby uciekać. Percival spróbował poderwać go zaklęciem, ale niestety szczęście nie było po ich stronie. Artur zaklął, samemu celując różdżką w Macmillana. Oby tylko obeszło się bez złowrogiego działania anomalii, które w obecnym położeniu mogło kosztować ich życie.
- Mobilicorpus - rzucił stanowczo, jakby mając nadzieję, że zmiana tonu wpłynie jakoś na efekt.
Chwilę później spojrzał na Mare, która w każdej chwili ryzykowała życiem tak samo jak on, a przecież nie była aurorem lub członkiem Zakonu Feniksa.
- Idź do Harolda, zaraz do ciebie dołączę - powiedział, tym razem postanowiła wykonać jego polecenie.
Artur domyślał się, że Alexander ma ze sobą Świstoklik, którym wszyscy mogli uciec. Musieli się zebrać w jedną grupę. Jeśli dobrze pójdzie, to miał zamiar iść w kierunku Ministra Magii z lewitującym Anthonym.
| idę w kierunku Ministra, prowadząc przy sobie (jeśli się udało) lewitującego Anthonego M. Przepraszam za wcześniejsze niedoprecyzowanie.
- Mobilicorpus - rzucił stanowczo, jakby mając nadzieję, że zmiana tonu wpłynie jakoś na efekt.
Chwilę później spojrzał na Mare, która w każdej chwili ryzykowała życiem tak samo jak on, a przecież nie była aurorem lub członkiem Zakonu Feniksa.
- Idź do Harolda, zaraz do ciebie dołączę - powiedział, tym razem postanowiła wykonać jego polecenie.
Artur domyślał się, że Alexander ma ze sobą Świstoklik, którym wszyscy mogli uciec. Musieli się zebrać w jedną grupę. Jeśli dobrze pójdzie, to miał zamiar iść w kierunku Ministra Magii z lewitującym Anthonym.
| idę w kierunku Ministra, prowadząc przy sobie (jeśli się udało) lewitującego Anthonego M. Przepraszam za wcześniejsze niedoprecyzowanie.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Artur Longbottom' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie zadziałało, a Anthony nie miał jak się osłonić. Lucan wciąż obawiał się jednak, że gdy będą próbować przemieścić się do świstoklika, dementorzy mogą spróbować mu w tym przeszkodzić. To dlatego ponownie uniósł swoją różdżkę - próbując przypomnieć sobie jak najdokładniej dzień, w którym na świat przyszedł Logan. W chwili kiedy brał niewielkie zawiniątko w objęcia, mógł się nazwać najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Musiał odnaleźć to szczęście, tę rozpierającą pierś pozytywną energię - po to aby stworzyć materialnego patronusa, który mógłby zapewnić mu ochronę.
- Expecto Patronum!
- Expecto Patronum!
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| Podkład
Nikt nie zareagował, zaklęcie rzucone przez Lucana trafiło Skamandera w samą pierś. Po chwili ręce bezbronnego Skamandera obrosły w długie, białe pióra. Zamiast nosa i ust, na twarzy błysnął pomarańczowy dziób, a oczy zmieniły się w dwa paciorkowe koraliki. Po kilkunastu sekundach na miejscu czarodzieja leżała gęś — niestety, całkowicie nieprzytomna. Jej zakrwawione pióra wskazywały na liczne obrażenia, które doprowadziły mężczyznę do skrajnego wyczerpania. Nie ptak, a czarodziej potrzebował natychmiastowej pomocy uzdrowiciela (nie weterynarza). Abbott zgromadził w sobie pozytywną energię, przezwyciężając nieszczęście i niemoc niesione przez dementorów i posłał w ich kierunku bardzo okazałego, jaśniejącego w ciemnościach jelenia, który w towarzystwie rosłego i potężnego byka rozgramiał niebo.
Pomimo wszechogarniającego bezsensu i nieszczęścia Alexander sięgnął pamięcią do swojego najwspanialszego, najsilniejszego wspomnienia, które miało naprawdę wielką, magiczną moc. Moc przywołania świetlistego patronusa. Z jego różdżki wystrzeliło błękitne światło, błyskawicznie formujące się w pięknego kruka, który swoim blaskiem i swoją mocą rozjaśnił otaczającą ich ciemność; ciemność czarnych płaszczy, które wisiały nad nimi. Dementor, który sięgał do Anthony'ego Macmillana momentalnie odleciał, wzniósł się wyżej, unikając spotkania z jaśniejącym krukiem. Ptak obrócił głowę, w kierunku dementorów, które oddaliły się od niego i wpadł z impetem w ciało spetryfikowanego czarodzieja, napełniając go swoją mocą. Czarodziej mógł poczuć, jak powracają mu siły, jak ból, który czuł, powoli odchodził.
Anthony Macmillan, wzmocniony i silniejszy, znów spróbował przezwyciężyć silnego petryficusa. Dzięki powrotowi do zdrowia, pomimo nieustającego dyskomfortu psychicznego i obrzęków wciąż utrzymujących się po stłuczeniach, był w stanie obudzić się, przezwyciężając urok. Zaklęcie Percivala było nieskuteczne, ale udało się za to Arturowi. Promień uderzył w Macmillana i uniósł jego ciało kilka centymetrów nad ziemię. Ruszył razem z nim za Percivalem w kierunku Harolda Longbottoma, który próbował odkopać spod gruzów kamieni, przy których stali, jakieś ciało. Niestety, czarodziej, który tam leżał miał zmasakrowaną twarz i z pewnością już był martwy. Cała trójka stanęła przy nim, niedaleko pozostał już tylko Alexander i Lucan.
Dwa patronusy biegały po niebie, rozpędzając dementorów, którzy umykali przed nimi w popłochu. Niebo zaczynało się czyścić, było ich coraz mniej. Jaśniejące na ciemnym sklepieniu punkty oświetlały Stonehenge, niosły ze sobą wiarę w przetrwanie, nadzieję na powodzenie i szczęśliwy powrót do domu. Ciemne plamy znikały z granatowego, burzowego nieba, a wraz z nimi z niechęcenie i strach, ale błyskawice nieprzerwanie przecinały niebo. Jedna z nich strzeliła prosto w podniesiony kamienny podest, na którym wcześniej występował Alfred Malfoy, a następnie Lord Voldemort i sprawił, że pękł, a potem skruszył się całkowicie równając z ziemią. Deszcz lał z nieba, wszyscy byli przemoknięci i przemarznięci, krew rozrzedzała się przy kolejnych spadających kroplach, czyściła zbrudzone szaty. Burza trwała, ale jakby zelżała.
Harold Longbottom podniósł się z ziemi i spojrzał na Lucana, mrużąc oczy, do których wpadały nieustannie krople deszczu.
— Szybciej!— krzyknął do niego i skierował różdżkę w stronę nieprzytomnej gęsi, bez trudu unosząc ją bezwładną nad ziemię i ściągając ją ku sobie pomiędzy rozbitymi głazami.
| Czas na odpis mija 01.01.2019 o 23:00
Mistrz Gry życzy wszystkim Morsom Szczęśliwego Nowego Roku!
Użycie mocy Zakonu Alexandra: 1/3
ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:
Nikt nie zareagował, zaklęcie rzucone przez Lucana trafiło Skamandera w samą pierś. Po chwili ręce bezbronnego Skamandera obrosły w długie, białe pióra. Zamiast nosa i ust, na twarzy błysnął pomarańczowy dziób, a oczy zmieniły się w dwa paciorkowe koraliki. Po kilkunastu sekundach na miejscu czarodzieja leżała gęś — niestety, całkowicie nieprzytomna. Jej zakrwawione pióra wskazywały na liczne obrażenia, które doprowadziły mężczyznę do skrajnego wyczerpania. Nie ptak, a czarodziej potrzebował natychmiastowej pomocy uzdrowiciela (nie weterynarza). Abbott zgromadził w sobie pozytywną energię, przezwyciężając nieszczęście i niemoc niesione przez dementorów i posłał w ich kierunku bardzo okazałego, jaśniejącego w ciemnościach jelenia, który w towarzystwie rosłego i potężnego byka rozgramiał niebo.
Pomimo wszechogarniającego bezsensu i nieszczęścia Alexander sięgnął pamięcią do swojego najwspanialszego, najsilniejszego wspomnienia, które miało naprawdę wielką, magiczną moc. Moc przywołania świetlistego patronusa. Z jego różdżki wystrzeliło błękitne światło, błyskawicznie formujące się w pięknego kruka, który swoim blaskiem i swoją mocą rozjaśnił otaczającą ich ciemność; ciemność czarnych płaszczy, które wisiały nad nimi. Dementor, który sięgał do Anthony'ego Macmillana momentalnie odleciał, wzniósł się wyżej, unikając spotkania z jaśniejącym krukiem. Ptak obrócił głowę, w kierunku dementorów, które oddaliły się od niego i wpadł z impetem w ciało spetryfikowanego czarodzieja, napełniając go swoją mocą. Czarodziej mógł poczuć, jak powracają mu siły, jak ból, który czuł, powoli odchodził.
Anthony Macmillan, wzmocniony i silniejszy, znów spróbował przezwyciężyć silnego petryficusa. Dzięki powrotowi do zdrowia, pomimo nieustającego dyskomfortu psychicznego i obrzęków wciąż utrzymujących się po stłuczeniach, był w stanie obudzić się, przezwyciężając urok. Zaklęcie Percivala było nieskuteczne, ale udało się za to Arturowi. Promień uderzył w Macmillana i uniósł jego ciało kilka centymetrów nad ziemię. Ruszył razem z nim za Percivalem w kierunku Harolda Longbottoma, który próbował odkopać spod gruzów kamieni, przy których stali, jakieś ciało. Niestety, czarodziej, który tam leżał miał zmasakrowaną twarz i z pewnością już był martwy. Cała trójka stanęła przy nim, niedaleko pozostał już tylko Alexander i Lucan.
Dwa patronusy biegały po niebie, rozpędzając dementorów, którzy umykali przed nimi w popłochu. Niebo zaczynało się czyścić, było ich coraz mniej. Jaśniejące na ciemnym sklepieniu punkty oświetlały Stonehenge, niosły ze sobą wiarę w przetrwanie, nadzieję na powodzenie i szczęśliwy powrót do domu. Ciemne plamy znikały z granatowego, burzowego nieba, a wraz z nimi z niechęcenie i strach, ale błyskawice nieprzerwanie przecinały niebo. Jedna z nich strzeliła prosto w podniesiony kamienny podest, na którym wcześniej występował Alfred Malfoy, a następnie Lord Voldemort i sprawił, że pękł, a potem skruszył się całkowicie równając z ziemią. Deszcz lał z nieba, wszyscy byli przemoknięci i przemarznięci, krew rozrzedzała się przy kolejnych spadających kroplach, czyściła zbrudzone szaty. Burza trwała, ale jakby zelżała.
Harold Longbottom podniósł się z ziemi i spojrzał na Lucana, mrużąc oczy, do których wpadały nieustannie krople deszczu.
— Szybciej!— krzyknął do niego i skierował różdżkę w stronę nieprzytomnej gęsi, bez trudu unosząc ją bezwładną nad ziemię i ściągając ją ku sobie pomiędzy rozbitymi głazami.
| Czas na odpis mija 01.01.2019 o 23:00
Mistrz Gry życzy wszystkim Morsom Szczęśliwego Nowego Roku!
Użycie mocy Zakonu Alexandra: 1/3
- Mapka:
Anthony Macmillan
Percival Blake
Artur Longbottom
Anthony Skamander
Harold Longbottom
Alex Farley
Lucan Abbott
Kolorem szary oznaczono szczeliny wywołane trzęsieniem ziemi.
Przez wzgląd na podobną zwinność możecie poruszać się po mapie:
Lucan - 3 pola + akcja angażująca lub 4 bez akcji
Pozostali- 4 pola + akcja angażująca lub 5 bez akcji
Alex - 6 pól + akcja angażująca lub 7 bez akcji
- Żywotność:
Obrażenia: 74 (tłuczone) obejmują szereg siniaków, stłuczeń dowolnie wybranych DWÓCH elementów ciała, z uwzględnieniem, że są one na tyle wielkie, że obrzęk nastąpił od razu, podobnie jak zaczerwienienie i bardzo silny ból spowodowany dużym urazem , uniemożliwiającym normalne funkcjonowanie owej części ciała (np. jeśli jest to nadgarstek, należy uznać uraz za stłuczenie z rozerwaniem torebki stawowej;)
Anthony Skamander: 10/248 (kara: -70) [74 tłuczone, 110 psychiczne, 54 kłute]
Anthony Macmillan: 184/215 (kara: - 5) [ 31 psychiczne]
Cyneric Yaxley: 216/290 (kara: -10)
Louvel Rowle: 136/210 (kara: -15)
Rosemary Flint: 141/215 (kara: -15)
Lupus Black: 143/217 (kara: -15)
Magnus Rowle: 206/280 (kara: -10)
Salazar Travers: 126/200* (kara: -15)
Zachary Shafiq: 136/210 (kara: -15)
Percival Blake: 192/266 (kara: -10)
Elise Nott: 126/200 (kara: -15)
Amadeus Crouch: 132/206 (kara: -15)
Ulysses Ollivander: 131/200 (kara: -15)
Alphard Black: 141/220 (kara -15) [w tym 5 psychiczne]
Alexander Farley: 146/220 (kara: -15)
Lucan Abbott: 158/232 (kara: -15)
Morgoth Yaxley 102/176 (kara: -20)
Archibald Prewett 134/208 (kara: -15)
Lysander Nott 158/235 (kara: -15)
Eddard Nott 145/219 (kara: -15)
Edgar Burke 149/223 (kara: -15)
Quentin Burke 67/141 (kara: -30)
Artur Longbottom 168/242 (kara: -15)
Craig Burke 174/248 (kara: -15)
Uciekli:
- Odette Baudelaire + nestor
- Marcel Parkinson
- Elodie Parkinson
- Edgar Burke + były nestor
- Quentin Burke
- Lysander Nott
- Elise Nott
- Alphard Black
- Lupus Black + nestor + blackowie
- Eddard Nott
- Cyneric Yaxley - nestor bliscy
-Ulysses Ollivander
-Julia Ollivander
-Titus Ollivander
-Louvel Rowle
-Amadeus Crouch
_Archibald Prewett + nstor
-Zachary Shafiq
-Rosemary Flint
-Magnus Rowle
*Nieposiadający wsiąkiewki, a także tabeli z żywotnością zostali obdarowani przez MG żywotnością standardową.
ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:
- I. Sprawy ogólne:
1)Wotum nieufności wobec ministra:
ZA: 19 (Yaxley, Rowle, Avery, Shafiq, Rosier, Selwyn, Burke, Lestrange, Fawley, Crouch, Parkinson, Nott, Travers, Black, Carrow, Bulstrode, Shacklebolt, Slughorn, Flint)
Przeciw: 6 (Prewett, Greengrass, Macmillan, Longbottom, Abbott, /Percival; Alexander/, Ollivander) ZATWIERDZONE
2)Poparcie dla Morgany Selwyn jako stałego następcy nestora rodu Selwyn.
5 (Mallfoy, Travers, Nott, Rosier, Parkinson) ZATWIERDZONE
3)Ograniczenie kompetencji Ministra Magii
ZA: 1 (Flint) ODRZUCONE4)Śledztwo w sprawie śmierci nestora Fenwicka
ODRZUCONE5)Wyprowadzenie Skamandera
ODRZUCONE
6)Cronus Malfoy jako nowy Minister Magii ZATWIERDZONE
- II. Wyciszenia:
1)Wyciszenie Alexandra Selwyna.
ZA: 6 (Rosier, Selwyn, Crouch, Nott, Yaxley, Rowle, Shafiq i inni)
PRZECIW: 1 (Abbott) ZATWIERDZONE
2. Wyciszenie Percivala Notta
ZA: 1 (Nott) ODRZUCONE
3. Wyciszenie Lucana Abbotta
ZA: 2(Yaxley, Burke) ODRZUCONE
- III. Relacje rodowe:
Zmiana stosunku Fawley-Longbottom na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunku Yaxley-Ollivander na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków: Selwyn-Abbott, Greengrass, Longbottom, Macmillan, Weasley na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Selwyn-Travers na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunkków Lestrange-Prewett na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Burke na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Yaxley-Greengrass na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Flint na negatywne. WYCOFANE
Zmiana stosunków Prewett- Ollivander, Longbottom, Greengrass na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Prewett-Selwyn na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Crouch-Abbott, Macmillan, Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Crouch-Travers, Lestrange na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Yaxley na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Travers, Fawley na neutralny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Abbott, Macmillan, Ollivander na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Greengrass, Ollivander na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Travers, Parkinson na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Selwyn, Fawley na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Shafiq-Abbott na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Shafiq-Shacklebolt na pozytywne. WSTRZYMANE
Zmiana stosunków Shafiq-Parkinson na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Yaxley-SHAFIQ na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Yaxley-Travers na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Yaxley-Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Flint-Parkinson napozytywneneutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Flint-Selwyn na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Parkinson na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Carrow na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Fawley-Lestrange na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Abbott, Greengrass na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Weasley na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Parkinson-Longbottom, Abbott, Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Malfoy, Travers, Yaxley na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Avery, Rowle, Selwyn na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Greengrass, Longbottom, Macmillan na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rowle-Burke na pozytywne.
Zmiana stosunków Rowle-Travers, Lestrange, Crouch na neutralne ZATWIERDZONE Carrow ODRZUCONE
Zmiana stosunków Rowle-Macmillan, Greengrass, Longbottom na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Travers na pozytywne ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Crouch na nautralne. ZATWIERDZONE[/b][/u]
Oba zaklęcia okazały się udane - sprawiając, że z barków Lucana zniknęła niewielka część ciężaru, który przygniatał go do tej pory. Anthony stracił przytomność, ale teraz przynajmniej można go było bezpiecznie transportować - choć Abbott nie próbował nawet udawać, że ilość krwi, którą dostrzegł pomiędzy białymi piórami przemienionego Skamandera go nie przeraziła. Zamierzał podnieść ptaka i udać się z nim do reszty, wtedy jednak gęś została uniesiona zaklęciem do góry. Lucan powiódł za nią wzrokiem, odnajdując Longbottoma oraz pozostałych stłoczonych w jednym punkcie. Pozwolił sobie jeszcze tylko na krótki rzut okiem na niebo - jeleń i byk sprawowały się znakomicie, przeganiając stado dementorów, wciąż jednak okolica była diabelnie niebezpieczna. Ponadto musieli zapewnić obu Anthonym odpowiednią opiekę medyczną. Mężczyzna kątem oka dostrzegł leżące nieopodal ciała. W ustach zmełł przekleństwo, doskonale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie każdego można było uratować. Skupił się więc ponownie na Longbottomie oraz reszcie otaczających go ludzi. Postąpił przed siebie kilka kroków, po czym wycelował różdżkę w miejsce, gdzie się znajdowali.
- Ascendio!
Na mapce objaśniam swoją zmianę położenia:
Niebieska linia - kroki (3 pola)
Czerwona linia - zaklęcie (7 pól)
- Ascendio!
Na mapce objaśniam swoją zmianę położenia:
Niebieska linia - kroki (3 pola)
Czerwona linia - zaklęcie (7 pól)
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magia wciąż go zawodziła, ale na szczęście – tylko jego; jego zaklęcie okazało się nieudane, nie wystarczyło mu skupienia, rozpraszanego przez bliskość dementorów, jednak sekundę później tę samą inkantację wypowiedział drugi z czarodziejów, podrywając spetryfikowanego mężczyznę w górę. Przedostali się na drugą stronę wyrwy, do Harolda Longbottoma, który wciąż pozostawał z nimi na pobojowisku, najwidoczniej starając się uratować tyle osób, ile tylko mógł. Percival przystanął tuż obok, przyglądając się przez chwilę, jak były Minister Magii odrzuca kolejne głazy, starając się wydobyć spod nich ciało – niestety, martwe i nieruchome. Coś przewróciło mu się w żołądku, gdy patrzył na kolejne zwłoki, kolejne niepotrzebne ofiary – ale poczuł też szacunek do towarzyszącego im czarodzieja; jego następca, bezprawnie wybrany na stanowisko, zapewne już dawno znajdował się w bezpiecznych czterech ścianach rodowej rezydencji.
Nie potrafił nie odwrócić spojrzenia, gdy tuż obok zajaśniała świetlista postać kruka – silnego, bez trudu odpędzającego atakującego Macmillana dementora, a następnie zataczającego pętlę, by… wniknąć w jego ciało? Percival zdębiał na moment, nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego, gdy jednak obserwował, jak mężczyzna, do tej pory unieruchomiony zaklęciem, zaczyna się niemrawo poruszać, kilka elementów układanki wskoczyło w jego umyśle na swoje miejsce. Tylko raz słyszał do tej pory o czarodziejach, którzy potrafili władać podobnym rodzajem magii, którego przed sekundą użył Alexander; Alexander, który – kilkanaście minut wcześniej, czy to możliwe, że minęło tylko tyle czasu? – śmiało oskarżył Tristana i Morgotha o spalenie Ministerstwa Magii; zasłyszane dawno, w trakcie spotkania w La Fantasmagorie nazwisko odbiło się echem o wnętrze jego czaszki, łącząc się bez trudu z sylwetką pozostającego jeszcze po drugiej stronie wyrwy mężczyzny, mimo że przecież nie należało już wcale do niego. Podniósł na niego wzrok, zastanawiając się mimowolnie, czy kiedy zwracał się do niego minutę wcześniej, wiedział, z kim miał do czynienia; czy rezygnując z własnej ucieczki, wpadał właśnie z deszczu pod rynnę?
Nie miał czasu na zastanawianie się nad tym, w co właściwie się wpakował, wyrwany z sekundowego zawieszenia przez wykrzyczane przez Longbottoma ponaglenie. Rozejrzał się, spoglądając najpierw w dół, na wybudzającego się z odrętwienia Macmillana. Wyciągnął w jego stronę rękę, chcąc pomóc mu podnieść się z kamieni, dopiero później spoglądając w kierunku pozostałych czarodziejów. Gęś znajdowała się już obok, przywołana zaklęciem przez byłego ministra, ale mężczyzna o imieniu Lucan nie rzucił się biegiem dookoła kręgu, zamiast tego podbiegając do rozłupanego przez błyskawicę kamienia i wyciągając różdżkę w ich kierunku.
Percival zrozumiał, co mężczyzna próbuje zrobić w chwili, w której usłyszał inkantację, wydawało mu się jednak, że jego starania spełzły na niczym – podbiegł więc do przodu odruchowo, ślizgając się na mokrych od deszczu i krwi kamieniach, bezwiednie zerkając w niebo; czerń łopoczących płaszczy zdawała się przerzedzać, przepędzana przez trzy silne patronusy, budząc w sercu nadzieję – ale nie rozpraszając zupełnie poczucia zagrożenia.
Zatrzymał się, wyciągając różdżkę, celując w stronę Lucana i po raz drugi wykrzykując tę samą inkantację. – Mobilicorpus! – rzucił, chcąc – śladem gęsi – przelewitować mężczyznę na drugą stronę, by wszyscy mogli wydostać się wreszcie z tego piekła na ziemi.
| przemieszczam się zgodnie z mapką (3 kratki) i próbuję przenieść Lucana zgodnie z jego czerwoną strzałką (proszę o zignorowanie czarnej kropki po Percivalu, to wypadek przy pracy)
Nie potrafił nie odwrócić spojrzenia, gdy tuż obok zajaśniała świetlista postać kruka – silnego, bez trudu odpędzającego atakującego Macmillana dementora, a następnie zataczającego pętlę, by… wniknąć w jego ciało? Percival zdębiał na moment, nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego, gdy jednak obserwował, jak mężczyzna, do tej pory unieruchomiony zaklęciem, zaczyna się niemrawo poruszać, kilka elementów układanki wskoczyło w jego umyśle na swoje miejsce. Tylko raz słyszał do tej pory o czarodziejach, którzy potrafili władać podobnym rodzajem magii, którego przed sekundą użył Alexander; Alexander, który – kilkanaście minut wcześniej, czy to możliwe, że minęło tylko tyle czasu? – śmiało oskarżył Tristana i Morgotha o spalenie Ministerstwa Magii; zasłyszane dawno, w trakcie spotkania w La Fantasmagorie nazwisko odbiło się echem o wnętrze jego czaszki, łącząc się bez trudu z sylwetką pozostającego jeszcze po drugiej stronie wyrwy mężczyzny, mimo że przecież nie należało już wcale do niego. Podniósł na niego wzrok, zastanawiając się mimowolnie, czy kiedy zwracał się do niego minutę wcześniej, wiedział, z kim miał do czynienia; czy rezygnując z własnej ucieczki, wpadał właśnie z deszczu pod rynnę?
Nie miał czasu na zastanawianie się nad tym, w co właściwie się wpakował, wyrwany z sekundowego zawieszenia przez wykrzyczane przez Longbottoma ponaglenie. Rozejrzał się, spoglądając najpierw w dół, na wybudzającego się z odrętwienia Macmillana. Wyciągnął w jego stronę rękę, chcąc pomóc mu podnieść się z kamieni, dopiero później spoglądając w kierunku pozostałych czarodziejów. Gęś znajdowała się już obok, przywołana zaklęciem przez byłego ministra, ale mężczyzna o imieniu Lucan nie rzucił się biegiem dookoła kręgu, zamiast tego podbiegając do rozłupanego przez błyskawicę kamienia i wyciągając różdżkę w ich kierunku.
Percival zrozumiał, co mężczyzna próbuje zrobić w chwili, w której usłyszał inkantację, wydawało mu się jednak, że jego starania spełzły na niczym – podbiegł więc do przodu odruchowo, ślizgając się na mokrych od deszczu i krwi kamieniach, bezwiednie zerkając w niebo; czerń łopoczących płaszczy zdawała się przerzedzać, przepędzana przez trzy silne patronusy, budząc w sercu nadzieję – ale nie rozpraszając zupełnie poczucia zagrożenia.
Zatrzymał się, wyciągając różdżkę, celując w stronę Lucana i po raz drugi wykrzykując tę samą inkantację. – Mobilicorpus! – rzucił, chcąc – śladem gęsi – przelewitować mężczyznę na drugą stronę, by wszyscy mogli wydostać się wreszcie z tego piekła na ziemi.
| przemieszczam się zgodnie z mapką (3 kratki) i próbuję przenieść Lucana zgodnie z jego czerwoną strzałką (proszę o zignorowanie czarnej kropki po Percivalu, to wypadek przy pracy)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Stonehenge
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire