Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Stonehenge
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stonehenge
Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Myślał, że to koniec, ale tak się nie stało. Miał wrażenie, że jeszcze długo przed sobą widział dementora. Nigdy nie czuł tak wielkiego strachu jak w momencie, gdy ten niebezpiecznie blisko się do niego zbliżył. Ten jednak, być może na szczęście, odleciał. Nie chciałby, żeby taka sytuacja się powtórzyła. To był najgorszy moment w jego życiu, gorszy niż bycie świadkiem śmierci biednej i niewinnej, a drogocennej dla niego istoty. Mógł jedynie dziękować Selwynowi za pomoc, szczególnie wtedy kiedy świetlisty kruk wleciał w jego pierś.
Momentalnie poczuł jak po jego ciele rozchodzi się dziwna, choć przyjemna moc. Ból odchodził. W tym samym momencie przebudził się z rzuconego wcześniej w jego stronę Petrificusa. Nie znajdował się w tym samym miejscu. Znalazł się w pobliżu Percivala i to dzięki rzuconemu przez niego zaklęciu. Po przebudzeniu natychmiast nabrał głośno powietrza. Dopiero teraz mógł oddychać pełną piersią. Lejący się z nieba deszcz przeszkadzał mu wcześniej niemiłosiernie i sprawiał wrażenie, jak gdyby topił się co najmniej w jeziorze. Nadal czuł przerażające zimno, był przemoczony. Włosy przykleiły się do jego czoła. Szata niezmiernie mocno mu ciążyła.
Zdecydował rozejrzeć się dookoła, dopiero gdy tylko uspokoił swój oddech. To był jednak błąd, którego i tak nie mógłby ominąć. Natychmiast w żołądku zrobiło mu się niedobrze. Przymknął na chwilę oczy, mając nadzieję, że obraz, który zobaczył za chwilę zniknie. Ten jednak nie zniknął. Oddychał głęboko, ale zdawało się, że i niekontrolowanie. Ponownie usłyszał w swojej głowie krzyki ukochanej, ale i wspomnienia związane z dawnymi oskarżeniami. Jaka ironia losu, że teraz naprawdę stał się mordercą.
W głowie pojawiły się żale pod adresem samego siebie. Może lepiej by było, gdyby Alexander mu nie pomógł i po prostu zostawił go dementorom. Patrzył tępo w ciało, które odsłaniał lord Harold, żeby zrozumieć, że i ten czarodziej był martwy. Oddech mu się uspokajał, choć w głowie pozostawały wciąż pytania skierowane do samego siebie. Bał się spojrzeć komukolwiek w oczy. Najchętniej zapadłby się pod ziemię.
Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy zauważył dłoń wyciągniętą przez Notta. Długo się wahał czy ją chwycić. Nie zasługiwał na pomoc. Nawet od niego. A jednak, chwycił dłoń i podniósł się. Kiwnął głową w podziękowaniu. Nie potrafił zmusić się do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Miał wrażenie, że coś utknęło mu w gardle, a tym czymś był widok krwi i ciał. Bał się usłyszeć własny głos. Schował swoją różdżkę, którą dotychczas, w skurczu, trzymał w prawej dłoni. Rękawem otarł twarz. Nieudolnie próbował oswoić się ze swoimi myślami i sumieniem. W ciszy zbliżył się do lorda Longbottoma.
Nagłe uderzenie groma wpierw go przeraziło. Zdawało się, że i cofnął się o pół kroku. Dzięki temu jednak trochę otrzeźwiał i otrząsnął się z własnych, przygniatających go myśli. Rozejrzał się Alexandrem, mając nadzieję, że ten zraz podejdzie do nich. Zbliżył się natomiast do ciała nieszczęśnika, którego wcześniej odsłonił Harald. Wyciągnął rękę, jak gdyby chciał dotknąć zmasakrowanej twarzy, ale słysząc krzyk lorda Longbottoma w stronę Lucana natychmiast ją cofnął. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś złapał go na gorącym uczynku a nie pośpieszał drugą osobę. Wstał i wbił swoje puste spojrzenie w stronę Abbotta, którego próbował przyciągnąć były Nott.
– Powinni zostać pochowani – odezwał się cicho, jak gdyby nie chciał, żeby ktokolwiek go usłyszał. Nie poznawał własnego głosu. Czuł się winnym całej tej sytuacji i tego, że trupy ludzi po prostu tak leżały przygniecione kamieniami. Swoje dziwnie spokojne, ale jednocześnie i puste spojrzenie ponownie skierował w stronę nieszczęśliwca, któremu przypadek bycia w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie odebrał twarz. Wiedział, że i tak każdy powiedziałby mu, że na to nie ma czasu.
| Zmieniam położenie. Staję za Haroldem i Anthony’m S. (to chyba to pole, które na mapie wygląda jak kamień, zaraz za nimi, ale nie jestem pewna czy to tutaj leżał ten czarodziej ze zmasakrowaną twarzą; w każdym razie, gdzieś w pobliżu tego trupa)
| Wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku!
Momentalnie poczuł jak po jego ciele rozchodzi się dziwna, choć przyjemna moc. Ból odchodził. W tym samym momencie przebudził się z rzuconego wcześniej w jego stronę Petrificusa. Nie znajdował się w tym samym miejscu. Znalazł się w pobliżu Percivala i to dzięki rzuconemu przez niego zaklęciu. Po przebudzeniu natychmiast nabrał głośno powietrza. Dopiero teraz mógł oddychać pełną piersią. Lejący się z nieba deszcz przeszkadzał mu wcześniej niemiłosiernie i sprawiał wrażenie, jak gdyby topił się co najmniej w jeziorze. Nadal czuł przerażające zimno, był przemoczony. Włosy przykleiły się do jego czoła. Szata niezmiernie mocno mu ciążyła.
Zdecydował rozejrzeć się dookoła, dopiero gdy tylko uspokoił swój oddech. To był jednak błąd, którego i tak nie mógłby ominąć. Natychmiast w żołądku zrobiło mu się niedobrze. Przymknął na chwilę oczy, mając nadzieję, że obraz, który zobaczył za chwilę zniknie. Ten jednak nie zniknął. Oddychał głęboko, ale zdawało się, że i niekontrolowanie. Ponownie usłyszał w swojej głowie krzyki ukochanej, ale i wspomnienia związane z dawnymi oskarżeniami. Jaka ironia losu, że teraz naprawdę stał się mordercą.
W głowie pojawiły się żale pod adresem samego siebie. Może lepiej by było, gdyby Alexander mu nie pomógł i po prostu zostawił go dementorom. Patrzył tępo w ciało, które odsłaniał lord Harold, żeby zrozumieć, że i ten czarodziej był martwy. Oddech mu się uspokajał, choć w głowie pozostawały wciąż pytania skierowane do samego siebie. Bał się spojrzeć komukolwiek w oczy. Najchętniej zapadłby się pod ziemię.
Otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy zauważył dłoń wyciągniętą przez Notta. Długo się wahał czy ją chwycić. Nie zasługiwał na pomoc. Nawet od niego. A jednak, chwycił dłoń i podniósł się. Kiwnął głową w podziękowaniu. Nie potrafił zmusić się do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Miał wrażenie, że coś utknęło mu w gardle, a tym czymś był widok krwi i ciał. Bał się usłyszeć własny głos. Schował swoją różdżkę, którą dotychczas, w skurczu, trzymał w prawej dłoni. Rękawem otarł twarz. Nieudolnie próbował oswoić się ze swoimi myślami i sumieniem. W ciszy zbliżył się do lorda Longbottoma.
Nagłe uderzenie groma wpierw go przeraziło. Zdawało się, że i cofnął się o pół kroku. Dzięki temu jednak trochę otrzeźwiał i otrząsnął się z własnych, przygniatających go myśli. Rozejrzał się Alexandrem, mając nadzieję, że ten zraz podejdzie do nich. Zbliżył się natomiast do ciała nieszczęśnika, którego wcześniej odsłonił Harald. Wyciągnął rękę, jak gdyby chciał dotknąć zmasakrowanej twarzy, ale słysząc krzyk lorda Longbottoma w stronę Lucana natychmiast ją cofnął. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś złapał go na gorącym uczynku a nie pośpieszał drugą osobę. Wstał i wbił swoje puste spojrzenie w stronę Abbotta, którego próbował przyciągnąć były Nott.
– Powinni zostać pochowani – odezwał się cicho, jak gdyby nie chciał, żeby ktokolwiek go usłyszał. Nie poznawał własnego głosu. Czuł się winnym całej tej sytuacji i tego, że trupy ludzi po prostu tak leżały przygniecione kamieniami. Swoje dziwnie spokojne, ale jednocześnie i puste spojrzenie ponownie skierował w stronę nieszczęśliwca, któremu przypadek bycia w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie odebrał twarz. Wiedział, że i tak każdy powiedziałby mu, że na to nie ma czasu.
| Zmieniam położenie. Staję za Haroldem i Anthony’m S. (to chyba to pole, które na mapie wygląda jak kamień, zaraz za nimi, ale nie jestem pewna czy to tutaj leżał ten czarodziej ze zmasakrowaną twarzą; w każdym razie, gdzieś w pobliżu tego trupa)
| Wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku!
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czuł że upada. Wyciągnięte przed siebie ręce nie były jednak w stanie podeprzeć się o popękaną powierzchnię podłoża, która w dalszym ciągu drgała, a samo zapadlisko z chwili na chwilę się pogłębiało. Nie było w końcu dłoni - a skrzydła, których okrwawione lotki ugięły się pod gęsim ciężarem i już po chwili Skamander leżał bezwładnie na tejże. Choć przebłysk jego własnej świadomości zdawał się powracać wraz z mijającym wpływem regressio, tak jednak ciało odmówiło jakiejkolwiek współpracy odpychając go na nowo w odmęty ciemności. Jeszcze przez chwilę dochodziły do niego dźwięki, których nie był wstanie przypisać do czegokolwiek lub kogokolwiek - zniekształcone, wszędobylskie otumaniały aż do nastania ciszy. Nie czekał na nią długo. Ostatnie co zapamiętał przed utratą przytomności to uczucie nieważkości i przemieszczania.
|nie wiem czy miałam coś pisać ale napisałam I:
|nie wiem czy miałam coś pisać ale napisałam I:
Find your wings
Czułem, jak moc przelewa się ze mnie na różdżkę, zaczerwienione od zimna koniuszki palców charakterystycznie zamrowiły gdy wśród spadającego z grafitowego nieba deszczu rozbłysnęła świetlista łuna, szybko przybierająca kształt kruka. Nie zwlekałem ani chwili - opuściłem rękę i ruszyłem z miejsca, czując szarpiący ból w potłuczonym ciele, promieniujący z łokcia i żeber przy każdym najmniejszym ruchu. Stłumiłem cichy jęk; stawiałem długie kroki, starając się jak najszybciej dopaść do zbierających się w grupę czarodziejów. Nie rozglądałem się na boki, wzrok fiksując kolejno na każdej z sylwetek, aby na koniec zawiesić spojrzenie na nieprzytomnej, pokiereszowanej gęsi. Odbiłem się od mokrej ziemi, w myślach zaklinając świętego Munga, żeby tylko przypadkiem się nie poślizgnąć. W myślach w kółko przeżywałem to samo wspomnienie, najwyraźniejsze ze wszystkich, jakie posiadałem. Prawie że czułem zapach dymu; przeszył mnie dreszcz, gdy przyklejająca się do lewego przedramienia zimna, morka szata zdała się na moment chłodnym ostrzem przystawionym do skóry. Myślałem o wszystkim innym niż to, że jestem otoczony przez setki dementorów. Skupiłem się na tym, co czułem ciałem, nie umysłem: bólu z rozległych krwiaków i połamanych żeber, nieprzyjemnego tarcia przemoczonego materiału o zabliźnioną skórę lewego, pokiereszowanego ramienia.
Z soczystym plaśnięciem błota pod stopami wylądowałem po drugiej stronie ziejącej wyrwy w ziemi. Moje spojrzenie pomknęło momentalnie ku gęsi - jej mizerny stan sprawił, że momentalnie wyciągnąłem przed siebie różdżkę. Przymknąłem na moment oczy i krzywiąc się z bólu nabrałem powietrza czerwonym od chłodu nosem, wstrzymując na krótki moment oddech: na tyle tylko, aby przywołać w myślach obraz pokrytego śniegiem spękanego lodu, pomiędzy którym w moją stronę spoglądała przerażona twarz młodego chłopaka.
- Expecto Patronum - powstrzymując szczękanie zębami z pewnością wyrzuciłem z siebie inkantację, celując różdżką w przemienionego w gęś Skamandera, myślami ukierunkowując moc tak, aby przywróciła mu siły.
| Przemieszczam się i dodatkowo używam patronusa z III poziomu Zakonu abu uleczyć Anthony'ego Skamandera.
Z soczystym plaśnięciem błota pod stopami wylądowałem po drugiej stronie ziejącej wyrwy w ziemi. Moje spojrzenie pomknęło momentalnie ku gęsi - jej mizerny stan sprawił, że momentalnie wyciągnąłem przed siebie różdżkę. Przymknąłem na moment oczy i krzywiąc się z bólu nabrałem powietrza czerwonym od chłodu nosem, wstrzymując na krótki moment oddech: na tyle tylko, aby przywołać w myślach obraz pokrytego śniegiem spękanego lodu, pomiędzy którym w moją stronę spoglądała przerażona twarz młodego chłopaka.
- Expecto Patronum - powstrzymując szczękanie zębami z pewnością wyrzuciłem z siebie inkantację, celując różdżką w przemienionego w gęś Skamandera, myślami ukierunkowując moc tak, aby przywróciła mu siły.
| Przemieszczam się i dodatkowo używam patronusa z III poziomu Zakonu abu uleczyć Anthony'ego Skamandera.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Lucan, wypuściwszy z dłoni gęś, która dotarła w ręce Harolda, ruszył przed siebie i wycelował różdżką w kierunku grupy osób, ale jego próba rzucenia zaklęcia, które pociągnęłoby go do pozostałych czarodziejów spełzła na niczym. Magia płynąca w jego rękach była zbyt słaba, nie pociągnęła go za sobą przez szczelinę. Z pomocą mu nadszedł Percival, który skierował w jego stronę rękę dzierżącą różdżkę z palisandrowego drewna i wypowiedział inkantację, dzięki której Abbott uniósł się kilka cali nad ziemię i przepłynął przez powietrze, bezpiecznie, nad pękniętą ziemią, z której buchała para.
Anthony Macmillan, który chwilę wcześniej prawie został zaatakowany przez dementora zrezygnował z próby sprawdzenia ciała — było już anonimowe, cudze, pozbawione twarzy. Przystanął na pękniętym kamieniu, jednym z tych, które jeszcze niedawno tworzyły starożytny kamienny krąg, miejsce zgromadzeń. Dziś to zgromadzenie doprowadziły do ruiny, po dawnej wielkości tego miejsca niewiele zostało.
Anthony Skamander pod postacią gęsi pozostawał nieprzytomny w rękach byłego Ministra Magii, który kolejnymi machnięciami różdżki rozgramiał niebo. Jego patronus — byk, biegł po niebie i przepędzał ostatnich dementorów, których czarne płaszcze trzepotały gniewnie na wietrze.
Alexander bez trudu przebiegł przez gruzowisko i przeskoczył przez powstałą w wyniku trzęsienia ziemi szczelinę, wpadając tym samym w grupkę osób, które już zgromadziły się przy sobie. Wszyscy byli w komplecie. Wszyscy żywi. Skierował swoją różdżkę w stronę bezwładnej gęsi trzymanej przez Longbottoma, a jego świetlisty kruk znów rozjaśnił ciemność. Zatoczył koło nad nimi, a następnie wpadł w ciało zakrwawionego, przetransmutowanego czarodzieja. Choć jego pióra wciąż pozostały splamione krwią, w paciorkowych oczach znów pojawiło się życie. Odzyskawszy przytomność, choć wciąż słaby, Skamander odzyskał też świadomość.
Deszcz padał coraz mocniej, a zimno, które roztaczali wokół siebie dementorzy sprawiło, że mokre ubrania zaczęły sztywnieć. Zagięcia zamarzały, wpijały się w skórę, która stawała się zaczerwieniona i swędząca. Zimno przenikało do szpiku, włosy zastygały w kryształkach lodu przytwierdzone do ubrań, które kurczyły się coraz bardziej. Dementorów było coraz mniej, wznosiły się ku niebu coraz wyżej, uciekając przed dwoma okazałymi patronusami, które strzegły ocalałych przed ich atakiem. Czarne szaty, jak plamy, pojawiały się nad ich głowami tylko wtedy, gdy piorun rozjaśniał okolicę.
| Czas na odpis mija 04.01.2019 o 21:00
Użycie mocy Zakonu Alexandra: 2/3
ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:
Anthony Macmillan, który chwilę wcześniej prawie został zaatakowany przez dementora zrezygnował z próby sprawdzenia ciała — było już anonimowe, cudze, pozbawione twarzy. Przystanął na pękniętym kamieniu, jednym z tych, które jeszcze niedawno tworzyły starożytny kamienny krąg, miejsce zgromadzeń. Dziś to zgromadzenie doprowadziły do ruiny, po dawnej wielkości tego miejsca niewiele zostało.
Anthony Skamander pod postacią gęsi pozostawał nieprzytomny w rękach byłego Ministra Magii, który kolejnymi machnięciami różdżki rozgramiał niebo. Jego patronus — byk, biegł po niebie i przepędzał ostatnich dementorów, których czarne płaszcze trzepotały gniewnie na wietrze.
Alexander bez trudu przebiegł przez gruzowisko i przeskoczył przez powstałą w wyniku trzęsienia ziemi szczelinę, wpadając tym samym w grupkę osób, które już zgromadziły się przy sobie. Wszyscy byli w komplecie. Wszyscy żywi. Skierował swoją różdżkę w stronę bezwładnej gęsi trzymanej przez Longbottoma, a jego świetlisty kruk znów rozjaśnił ciemność. Zatoczył koło nad nimi, a następnie wpadł w ciało zakrwawionego, przetransmutowanego czarodzieja. Choć jego pióra wciąż pozostały splamione krwią, w paciorkowych oczach znów pojawiło się życie. Odzyskawszy przytomność, choć wciąż słaby, Skamander odzyskał też świadomość.
Deszcz padał coraz mocniej, a zimno, które roztaczali wokół siebie dementorzy sprawiło, że mokre ubrania zaczęły sztywnieć. Zagięcia zamarzały, wpijały się w skórę, która stawała się zaczerwieniona i swędząca. Zimno przenikało do szpiku, włosy zastygały w kryształkach lodu przytwierdzone do ubrań, które kurczyły się coraz bardziej. Dementorów było coraz mniej, wznosiły się ku niebu coraz wyżej, uciekając przed dwoma okazałymi patronusami, które strzegły ocalałych przed ich atakiem. Czarne szaty, jak plamy, pojawiały się nad ich głowami tylko wtedy, gdy piorun rozjaśniał okolicę.
| Czas na odpis mija 04.01.2019 o 21:00
Użycie mocy Zakonu Alexandra: 2/3
- Mapka:
Anthony Macmillan
Percival Blake
Artur Longbottom
Anthony Skamander
Harold Longbottom
Alex Farley
Lucan Abbott
Kolorem szary oznaczono szczeliny wywołane trzęsieniem ziemi.
Przez wzgląd na podobną zwinność możecie poruszać się po mapie:
Lucan - 3 pola + akcja angażująca lub 4 bez akcji
Pozostali- 4 pola + akcja angażująca lub 5 bez akcji
Alex - 6 pól + akcja angażująca lub 7 bez akcji
- Żywotność:
Obrażenia: 74 (tłuczone) obejmują szereg siniaków, stłuczeń dowolnie wybranych DWÓCH elementów ciała, z uwzględnieniem, że są one na tyle wielkie, że obrzęk nastąpił od razu, podobnie jak zaczerwienienie i bardzo silny ból spowodowany dużym urazem , uniemożliwiającym normalne funkcjonowanie owej części ciała (np. jeśli jest to nadgarstek, należy uznać uraz za stłuczenie z rozerwaniem torebki stawowej;)
Anthony Skamander: 162/248 (kara: -15) [34 tłuczone, 30 psychiczne, 22 kłute]
Anthony Macmillan: 184/215 (kara: - 5) [ 31 psychiczne]
Cyneric Yaxley: 216/290 (kara: -10)
Louvel Rowle: 136/210 (kara: -15)
Rosemary Flint: 141/215 (kara: -15)
Lupus Black: 143/217 (kara: -15)
Magnus Rowle: 206/280 (kara: -10)
Salazar Travers: 126/200* (kara: -15)
Zachary Shafiq: 136/210 (kara: -15)
Percival Blake: 192/266 (kara: -10)
Elise Nott: 126/200 (kara: -15)
Amadeus Crouch: 132/206 (kara: -15)
Ulysses Ollivander: 131/200 (kara: -15)
Alphard Black: 141/220 (kara -15) [w tym 5 psychiczne]
Alexander Farley: 146/220 (kara: -15)
Lucan Abbott: 158/232 (kara: -15)
Morgoth Yaxley 102/176 (kara: -20)
Archibald Prewett 134/208 (kara: -15)
Lysander Nott 158/235 (kara: -15)
Eddard Nott 145/219 (kara: -15)
Edgar Burke 149/223 (kara: -15)
Quentin Burke 67/141 (kara: -30)
Artur Longbottom 168/242 (kara: -15)
Craig Burke 174/248 (kara: -15)
Uciekli:
- Odette Baudelaire + nestor
- Marcel Parkinson
- Elodie Parkinson
- Edgar Burke + były nestor
- Quentin Burke
- Lysander Nott
- Elise Nott
- Alphard Black
- Lupus Black + nestor + blackowie
- Eddard Nott
- Cyneric Yaxley - nestor bliscy
-Ulysses Ollivander
-Julia Ollivander
-Titus Ollivander
-Louvel Rowle
-Amadeus Crouch
_Archibald Prewett + nstor
-Zachary Shafiq
-Rosemary Flint
-Magnus Rowle
*Nieposiadający wsiąkiewki, a także tabeli z żywotnością zostali obdarowani przez MG żywotnością standardową.
ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:
- I. Sprawy ogólne:
1)Wotum nieufności wobec ministra:
ZA: 19 (Yaxley, Rowle, Avery, Shafiq, Rosier, Selwyn, Burke, Lestrange, Fawley, Crouch, Parkinson, Nott, Travers, Black, Carrow, Bulstrode, Shacklebolt, Slughorn, Flint)
Przeciw: 6 (Prewett, Greengrass, Macmillan, Longbottom, Abbott, /Percival; Alexander/, Ollivander) ZATWIERDZONE
2)Poparcie dla Morgany Selwyn jako stałego następcy nestora rodu Selwyn.
5 (Mallfoy, Travers, Nott, Rosier, Parkinson) ZATWIERDZONE
3)Ograniczenie kompetencji Ministra Magii
ZA: 1 (Flint) ODRZUCONE4)Śledztwo w sprawie śmierci nestora Fenwicka
ODRZUCONE5)Wyprowadzenie Skamandera
ODRZUCONE
6)Cronus Malfoy jako nowy Minister Magii ZATWIERDZONE
- II. Wyciszenia:
1)Wyciszenie Alexandra Selwyna.
ZA: 6 (Rosier, Selwyn, Crouch, Nott, Yaxley, Rowle, Shafiq i inni)
PRZECIW: 1 (Abbott) ZATWIERDZONE
2. Wyciszenie Percivala Notta
ZA: 1 (Nott) ODRZUCONE
3. Wyciszenie Lucana Abbotta
ZA: 2(Yaxley, Burke) ODRZUCONE
- III. Relacje rodowe:
Zmiana stosunku Fawley-Longbottom na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunku Yaxley-Ollivander na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków: Selwyn-Abbott, Greengrass, Longbottom, Macmillan, Weasley na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Selwyn-Travers na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunkków Lestrange-Prewett na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Burke na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Yaxley-Greengrass na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Flint na negatywne. WYCOFANE
Zmiana stosunków Prewett- Ollivander, Longbottom, Greengrass na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Prewett-Selwyn na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Crouch-Abbott, Macmillan, Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Crouch-Travers, Lestrange na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Yaxley na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Travers, Fawley na neutralny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Abbott, Macmillan, Ollivander na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Greengrass, Ollivander na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Travers, Parkinson na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Selwyn, Fawley na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Shafiq-Abbott na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Shafiq-Shacklebolt na pozytywne. WSTRZYMANE
Zmiana stosunków Shafiq-Parkinson na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Yaxley-SHAFIQ na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Yaxley-Travers na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Yaxley-Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Flint-Parkinson napozytywneneutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Flint-Selwyn na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Parkinson na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Carrow na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Fawley-Lestrange na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Abbott, Greengrass na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Weasley na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Parkinson-Longbottom, Abbott, Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Malfoy, Travers, Yaxley na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Avery, Rowle, Selwyn na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Greengrass, Longbottom, Macmillan na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rowle-Burke na pozytywne.
Zmiana stosunków Rowle-Travers, Lestrange, Crouch na neutralne ZATWIERDZONE Carrow ODRZUCONE
Zmiana stosunków Rowle-Macmillan, Greengrass, Longbottom na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Travers na pozytywne ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Crouch na nautralne. ZATWIERDZONE[/b][/u]
Byliśmy w komplecie - aż trudno było mi w to uwierzyć. Atmosfera, która panowała dookoła sprawiała bowiem, że nawet w stuprocentowo pewne zdarzenia zaczynało się powątpiewać. Nie chciałem nawet zaczynać się zastanawiać, jak bardzo odmrożone przeze mnie na próbie części ciała się teraz czerwienią, pozostawało mi mieć nadzieję, że w mniejszym stopniu niż ten, który prezentuje dorodny burak.
- Pppprzepraszam pppppanie minininistrze, ale zamimmieńmy się mimejscami - powiedziałem do Harolda, walcząc ze szczękającymi zębami. Kiedy znalazłem się już na środku grupy wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni zesztywniałej od mrozu szaty srebrny dzwonek - taki, jakim dzwoniło się po służbę - i wyciągnąłem go w kierunku pozostałych. - Zzzzłapcie śśśię - wydukałem jeszcze, nim nie wziąłem głębokiego wdechu. - Hobbit, czyli tam i z powrotem - kiedy wszyscy się złapali wymówiłem na jednym wydechu zdanie aktywujące świstoklik; zdanie pożyczone z tytułu pewnej książki, którą znalazłem w trakcie przeprowadzki, a które wydało mi się niezwykle adekwatne do tego zadania kiedy przyszło mi już jakieś wybrać.
- Pppprzepraszam pppppanie minininistrze, ale zamimmieńmy się mimejscami - powiedziałem do Harolda, walcząc ze szczękającymi zębami. Kiedy znalazłem się już na środku grupy wyciągnąłem z wewnętrznej kieszeni zesztywniałej od mrozu szaty srebrny dzwonek - taki, jakim dzwoniło się po służbę - i wyciągnąłem go w kierunku pozostałych. - Zzzzłapcie śśśię - wydukałem jeszcze, nim nie wziąłem głębokiego wdechu. - Hobbit, czyli tam i z powrotem - kiedy wszyscy się złapali wymówiłem na jednym wydechu zdanie aktywujące świstoklik; zdanie pożyczone z tytułu pewnej książki, którą znalazłem w trakcie przeprowadzki, a które wydało mi się niezwykle adekwatne do tego zadania kiedy przyszło mi już jakieś wybrać.
Czuł przerażające zimno, które przechodziło przez jego przemoczoną szatę. Nadal bał się spojrzeć komukolwiek w oczy. Trząsł się, czując jak przeszywa go chłód, choć starał się to ukryć. Przyglądał się jedynie kolejnemu patronusowi, który tym razem wniknął prosto w gęś trzymaną przez Harolda. Rozejrzał się wokół. Stonehenge straciło swój urok i to przez niego, głupiego, impulsywnego Macmillana. Przeklął samego siebie w myślach, a potem także i każdego, kto poparł tajemniczego czarnoksiężnika i lorda Malfoya. Ciemne, nieprzyjemne myśli przeszły przez jego głowę. Wojna to wojna. Żal mu było jedynie niepotrzebnych ofiar. Zmasakrowana twarz jednego z czarodziejów nie mogła opuścić jego myśli.
Na polecenie Alexandra przez chwilę się zawahał. Nie lubił świstoklików. Bał się też tego, co po tym wszystkim mogło go czekać. Wiedział jak to jest być oskarżanym o morderstwo, teraz jednak wiedział jak to jest być mordercą. Niebyło to przyjemne uczucie. Wyraźnie ciążyło mu na duszy i myślach. W końcu postanowił chwycić za srebrny dzwonek i to zanim Selwyn postanowił aktywować świstoklik. Dopiero teraz odważył się spojrzeć wszystkim w oczy. Jego spojrzenie było ni to spokojne, ni to puste. Najdłuższe zatrzymało się na Lucanie. Anthony oczekiwał od niego oskarżeń i nieprzyjemności. Czekał na nie. W myślach domagał się, żeby Abbott jakkolwiek go przeklął.
Na polecenie Alexandra przez chwilę się zawahał. Nie lubił świstoklików. Bał się też tego, co po tym wszystkim mogło go czekać. Wiedział jak to jest być oskarżanym o morderstwo, teraz jednak wiedział jak to jest być mordercą. Niebyło to przyjemne uczucie. Wyraźnie ciążyło mu na duszy i myślach. W końcu postanowił chwycić za srebrny dzwonek i to zanim Selwyn postanowił aktywować świstoklik. Dopiero teraz odważył się spojrzeć wszystkim w oczy. Jego spojrzenie było ni to spokojne, ni to puste. Najdłuższe zatrzymało się na Lucanie. Anthony oczekiwał od niego oskarżeń i nieprzyjemności. Czekał na nie. W myślach domagał się, żeby Abbott jakkolwiek go przeklął.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W myślach już przeklinał kapryśną magię, która postanowiła akurat w tej chwili odmówić mu posłuszeństwa. Zamierzał już rzucić się biegiem do grupy zebranej wokół ministra, nie chcąc już powierzać swojego losu zaklęciom, które i tak mogły nie zadziałać. Wtedy jednak dostrzegł, że jego wysiłki zostały dostrzeżone i ktoś ruszył mu z pomocą. Bezwładne uniesienie się w powietrze, podczas gdy to nie on kontrolował to, w którą stronę zmierza, nie należało do najprzyjemniejszych odczuć. Nie rzucał się jednak i pozwolił Percivalowi przelewitować się nad wszystkimi rozpadlinami. Kiedy znów mógł stanąć na równych nogach, skinął mężczyźnie głową w szybkim akcie podziękowań. Na wylewniejsze przyjdzie czas. Teraz musieli się skupić na tym, aby się stąd wydostać.
Lucan odszukał wzrokiem ministra i delikatnie przejął od niego gęś, która zaczęła odzyskiwać przytomność. Na słowa Alexandra niemal od razu chwycił za dzwonek, pozwalając sobie jeszcze na krótkie zerknięcie na każdego z zebranych. Odwzajemnił także nieco dłuższe spojrzenie, które posłał mu Macmillan. Jednak wbrew obawom a może i pragnieniom lorda z Kornwalii, Abbott nie odezwał się ani słowem. Jego ustaw pozostały zamknięte, a w oczach zatlił się cień winy - poniekąd również czuł się odpowiedzialny za to, co się tu wydarzyło. Nawet jeśli to Skamander, a nie on sam, zainicjował zaklęcie, które finalnie obróciło całe zgromadzenie oraz kamienny krąg Stonehenge w pył.
Lucan odszukał wzrokiem ministra i delikatnie przejął od niego gęś, która zaczęła odzyskiwać przytomność. Na słowa Alexandra niemal od razu chwycił za dzwonek, pozwalając sobie jeszcze na krótkie zerknięcie na każdego z zebranych. Odwzajemnił także nieco dłuższe spojrzenie, które posłał mu Macmillan. Jednak wbrew obawom a może i pragnieniom lorda z Kornwalii, Abbott nie odezwał się ani słowem. Jego ustaw pozostały zamknięte, a w oczach zatlił się cień winy - poniekąd również czuł się odpowiedzialny za to, co się tu wydarzyło. Nawet jeśli to Skamander, a nie on sam, zainicjował zaklęcie, które finalnie obróciło całe zgromadzenie oraz kamienny krąg Stonehenge w pył.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dementorzy są najstraszniejszymi istotami znanymi czarodziejom. Nie można ich zabić, a jedynie przegnać patronusem, którego przecież nie jest tak łatwo wyczarować, o czym dzisiaj się przekonał. Te upiory łamią wolę, pozbawiając determinacji, przez co jeszcze trudniej z nimi walczyć. Tak, to najstraszniejsze istoty... oczywiście zaraz po ludziach.
Ludzie ludziom zgotowali ten los.
Z wdzięcznością spojrzał na Alexandra, który ratował ich z tego piekła. Czuł, że przegrali, ale przeżyli, mogli dalej walczyć. Wielu nie miało tyle szczęścia.
Nie myślał o niczym, miał tylko nadzieję, że bez przeszkód stąd uciekną, razem z Mare złapał za świstoklik. Mimowolnie się uśmiechnął, słysząc jak brzmi aktywujące go zdanie.
Ludzie ludziom zgotowali ten los.
Z wdzięcznością spojrzał na Alexandra, który ratował ich z tego piekła. Czuł, że przegrali, ale przeżyli, mogli dalej walczyć. Wielu nie miało tyle szczęścia.
Nie myślał o niczym, miał tylko nadzieję, że bez przeszkód stąd uciekną, razem z Mare złapał za świstoklik. Mimowolnie się uśmiechnął, słysząc jak brzmi aktywujące go zdanie.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie miał pojęcia, jakim cudem wciąż jeszcze udawało mu się działać, przemieszczać, rzucać zaklęcia; jego świat, chwilę temu względnie poukładany, rozsypał się w metaforyczne gruzy; ten prawdziwy, rozciągający się dookoła niego, zamienił się z kolei w gruzy całkiem dosłowne. Było jednak coś – adrenalina, determinacja, ślepa wiara? – co zmuszało go do stawiania kolejnych kroków oraz pozwalało na skupienie myśli, gdy ostrożnie lewitował nieznanego mu czarodzieja ponad buchającymi parą wyrwami, doskonale zdając sobie sprawę, że jeżeli popełni błąd, będzie miał na rękach jeszcze więcej niemożliwej do zmycia krwi.
Gdy tylko stopy Lucana znalazły się na stabilnym gruncie, odpowiedział krótko na jego skinienie, nie czekając jednak na żadne słowa. Nie potrzebował podziękowań – nie zrobił nic nadzwyczajnego, w jego geście nie było wspaniałomyślności; starali się przetrwać, wszyscy, zbitek przypadkowych (na pewno?) czarodziejów, którzy pomagali sobie wzajemnie, żeby wydostać się wreszcie z tego rozpaczliwego, zamarzającego powoli pobojowiska – chociaż Percival prawie nie wierzył już, że kiedykolwiek uda im się uciec, nawet kiedy tuż obok rozległy się słowa Alexandra.
Spojrzał na srebrny dzwoneczek, obserwując kolejne zaciskające się na nim palce i przez moment zastanawiając się, czy na pewno oczekiwano od niego tego samego. Macmillan, Selwyn, Abbott, Longbottom, Skamander – nie musiał nawet wypowiadać tych nazwisk, wiedział, że nie był jednym z nich – tak samo, jak nie był już jednym z Nottów, pozostawiających go za sobą na pastwę krążących na niebie dementorów. Spojrzał w ich kierunku raz jeszcze, nie starając się nawet opanować gwałtownego szczękania zębów, nieświadomy, że jego szczęka w ogóle się poruszała, całkowicie znieczulony i otumaniony przez spadającą coraz bardziej temperaturę. Będącą szczęściem w nieszczęściu – miał wrażenie, że w miarę, jak lodowaty ból wspinał się po jego palcach u stóp i rąk, malał ten ostrzejszy, promieniujący od złamanych żeber i wybitego barku.
Odetchnął, wypuszczając spomiędzy warg kłąb jasnej pary, i jakby z oddali słysząc dźwięk słów aktywujących świstoklik; zadziałał instynktownie, wyciągając dłoń i również zaciskając palce na dzwonku, bezwiednie zastanawiając się jeszcze, czym było pozornie pozbawione sensu wyrażenie – po czym odruchowo zamknął oczy, przygotowując się na nagłe szarpnięcie i pęd powietrza. To, co miało stać się później, wciąż było dla niego niewiadomą – ale teraz nie pozostawało mu już nic innego, jak tylko się z tym zmierzyć.
Po raz pierwszy w całym swoim życiu, naprawdę był zdany jedynie na siebie.
Gdy tylko stopy Lucana znalazły się na stabilnym gruncie, odpowiedział krótko na jego skinienie, nie czekając jednak na żadne słowa. Nie potrzebował podziękowań – nie zrobił nic nadzwyczajnego, w jego geście nie było wspaniałomyślności; starali się przetrwać, wszyscy, zbitek przypadkowych (na pewno?) czarodziejów, którzy pomagali sobie wzajemnie, żeby wydostać się wreszcie z tego rozpaczliwego, zamarzającego powoli pobojowiska – chociaż Percival prawie nie wierzył już, że kiedykolwiek uda im się uciec, nawet kiedy tuż obok rozległy się słowa Alexandra.
Spojrzał na srebrny dzwoneczek, obserwując kolejne zaciskające się na nim palce i przez moment zastanawiając się, czy na pewno oczekiwano od niego tego samego. Macmillan, Selwyn, Abbott, Longbottom, Skamander – nie musiał nawet wypowiadać tych nazwisk, wiedział, że nie był jednym z nich – tak samo, jak nie był już jednym z Nottów, pozostawiających go za sobą na pastwę krążących na niebie dementorów. Spojrzał w ich kierunku raz jeszcze, nie starając się nawet opanować gwałtownego szczękania zębów, nieświadomy, że jego szczęka w ogóle się poruszała, całkowicie znieczulony i otumaniony przez spadającą coraz bardziej temperaturę. Będącą szczęściem w nieszczęściu – miał wrażenie, że w miarę, jak lodowaty ból wspinał się po jego palcach u stóp i rąk, malał ten ostrzejszy, promieniujący od złamanych żeber i wybitego barku.
Odetchnął, wypuszczając spomiędzy warg kłąb jasnej pary, i jakby z oddali słysząc dźwięk słów aktywujących świstoklik; zadziałał instynktownie, wyciągając dłoń i również zaciskając palce na dzwonku, bezwiednie zastanawiając się jeszcze, czym było pozornie pozbawione sensu wyrażenie – po czym odruchowo zamknął oczy, przygotowując się na nagłe szarpnięcie i pęd powietrza. To, co miało stać się później, wciąż było dla niego niewiadomą – ale teraz nie pozostawało mu już nic innego, jak tylko się z tym zmierzyć.
Po raz pierwszy w całym swoim życiu, naprawdę był zdany jedynie na siebie.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Brak świadomości nie był czymś złym. Nie kiedy doświadczenia z przed chwili tak jaskrawo i dotkliwie nękały umysł. Ponure, cierpiętnicze obrazy mieszały się z chaosem wywołanej tragedii, którą pogłębił Czarny Pan. Pustka nie była czymś złym, a przynajmniej nie dla duszy. Ciało jednak słabło z każdą chwilą coraz mocniej. Tchnięty w stronę aurora patronus wzmocnił je na tyle, że paciorkowe, gęsie oczy roztworzyły się. Skamander nie był jednak wstanie rozeznać się w sytuacji należycie. Wciąż był skołowany, a do tego wciąż był ptakiem. Zwilgotniałe pióra przymarzły do siebie uniemożliwiając poruszanie skrzydłami. Nawet gdyby było inaczej te i tak były przetrzymywane przez trzymającego go Longbottoma. Nie miał wpływu na to co się z nim stanie. Niemalże w bezwładzie czekał na kolejny ruch byłego ministra do którego w tym momencie był ewidentnie przywiązany. Łeb na długiej, gęsiej szyi zaś wyginał się niemrawo starając się zrozumieć co się dzieje. Coraz grubsza warstwa zmarzliny usztywniała ją z chwili na chwilę. Zdarzył jednak zrozumieć, że chyba uciekali. I chyba byli blisko osiągnięcia celu chociaż czarne mary ujawniające się na tle błyskawic odejmowały tą nadzieje.
Find your wings
Alexander bez trudu zamienił się miejscem z byłym ministrem, który wciąż trzymał pod pachą gęś. Harold Longbottom schował różdżkę i rozejrzał się jeszcze po ruinach Stonehenge nim chwycił ramienia wydziedziczonego arystokraty i zgodnie z wyrażoną niemo prośbą, oddał Abbottowi ptaka. Anthony, Lucan, Artur i Percival chwycili się lub świstoklika, którym był dzwonek dla służby w całkowitym milczeniu. Ciszę przerywały jednak grzmoty, roznoszące się po granatowym niebie, dźwięk kropli deszczu uderzających o rozbite kamienie i szelest mokrych peleryn dementorów, którzy uciekali w popłochu przed błękitnymi zwierzętami. Patronusy zniknęły i znów na moment nastała całkowita ciemność. Szarpnięcie w okolicy brzucha, nieprzyjemny skurcz w trzewiach i krótkotrwałe mdłości. A potem cichy trzask i wszyscy zniknęli.
Skutecznie dotarli w docelowe miejsce. Mokrzy, przemarznięci i zmęczeni. Ale byli już bezpieczni. I żywi.
Burza trwała jeszcze długo, ale dementorzy szybko opuścili Stonehenge. Dokąd się udali — nie wiedział nikt. Zniknęli, podobnie jak wszyscy niedawno tu zgromadzeni. Ci, którzy spotkali się aby debatować nad losami głowy Ministerstwa Magii. Dotychczasowy minister został obalony przez zamach stanu. Większość arystokratycznych rodów opowiedziała się przeciwko niemu, popierając wysunięte przez nestora Yaxleya wotum nieufności. Padały ostre słowa, niektórym odebrano dziedzictwo, nazwisko, karząc za zdradę najsurowiej, jak tylko w szlacheckim świecie się dało. Konserwatywny świat po raz pierwszy musiał zmierzyć się z nestorem kobietą, a samozwańczy lord w końcu pokazał wszystkim swoją twarz — i potęgę. Miał za sobą wiernych i bardzo wpływowych popleczników i armię dementorów. Nie ugiął się przed wyszkolonym Haroldem Longbottomem i nie pokonał go, ale trzęsienie ziemi wywołane przez śmiałków szybko i dramatycznie zmieniło przebieg spotkania. Kamienny kromlech był doszczętnie zniszczony. Częściowo przez trzęsienie ziemi, przez wywołany popłoch, przez burzę, którą sprowadził sam Lord Voldemort. Krew już wsiąkła w ziemię, ale pomiędzy rozsypanymi głazami leżały ciała. Bezimienne, zapomniane, pozostawione przez krewnych i bliskich uciekających w popłochu.
O wydarzeniach z Salisbury świat miał dowiedzieć się bardzo szybko.
| Tym, którym udało się bezpiecznie wydostać ze Stonehenge przez wiele dni będzie towarzyszyło uczucie strachu i niepewności spowodowanego przez obecność dementorów. Przez tydzień każdemu z Was będą doskwierać koszmary, których obrazy będą przywoływać wszystko, co najstraszniejsze. Zły sen przełoży się na samopoczucie i wygląd. To wszystko jednak w końcu minie, zostawiając po sobie nieprzyjemne wspomnienie. Przeszywające zimno w połączeniu z deszczem, pomimo wielkiej adrenaliny, która sprawiała, że krew w żyłach wrzała, sprawiło, że Anthony Macmillan, Lucan Abbott, Artur Longbottom, Anthony Skamander, Alexander Farley i Percival Blake nabawili się przeziębienia, które nieleczone będzie ich męczyć przez wiele dni.
Craig, podróżowałeś w chmurze czarnej mgły, bardzo szybko i bardzo gwałtownie, aż poczułeś coś twardego. Uderzyłeś o kamienny bruk przy studni na Nokturnie. Kiedy otworzyłeś oczy ujrzałeś brudną szatę Czarnego Pana. Nie usłyszałeś jego kroków, choć z pewnością poruszył się, oddalając od ciebie. Sunął jakby kilka cali nad ziemią, aż w końcu zniknął w smolistej chmurze zostawiając cię samego.
Wielu z obecnych podczas zgromadzenia w Stonehenge ucierpiało w wyniku trzęsienia ziemi. Niestety, otrzymane obrażenia dalekie były od lekkich otarć i niewielkich siniaków. Pojawiły się stłuczenia, zwichnięcia, skręcenia, obrzęki, zmniejszona ruchomość i towarzyszący temu ciągły ból. Ktoś musiał się tym zająć. Ze względu na skalę wydarzenia wyleczenie obrażeń nie wymaga wątku z uzdrowicielem, ale każdy, kto ucierpiał podczas zdarzeń w Stonehenge, ma obowiązek odnieść się do skutków fabularnie. Może to uczynić na jeden z dwóch sposobów: rozegrać z dowolną postacią wątek, którego głównym tematem będzie powracanie do zdrowia w dowolny sposób, lub napisać posta liczącego 1500 słów na ten temat.
Wyleczenie skutków zdarzenia nie wymazuje całkowicie poniesionych urazów. Stłuczenia doskwierają długo, dlatego do końca grudnia postaciom będą doskwierać powstałe uszczerbki na zdrowiu - będą odczuwały lekki ból, szczególnie na zmianę pogody.
Anthony Skamander, potrzebujesz prawdziwej pomocy uzdrowiciela. Możesz rozegrać wątek z dowolną osobą znającą magię leczniczą, która Ci pomoże. Prócz stłuczeń, to, czego padłeś ofiarą pomieszało ci w głowie. Pomieszało Ci wspomnienia, których prawdziwości nie jesteś w stanie zweryfikować samodzielnie. Czujesz się winny rzeczom, których nie popełniłeś i nie jesteś w stanie trwale zmodyfikowanych wspomnień zmienić. Możesz się ich pozbawić lub pomóc sobie z nimi uporać. Aż do końca października będzie Ci towarzyszyć niepokój, a blizny, których się nabawiłeś, nawet po wyleczeniu zostaną na zawsze. Po odbytym wątku z leczeniem należy je zgłosić w aktualizacjach w celu wpisania do znaków szczególnych.
Anthony Macmillan, potrzebujesz prawdziwej pomocy uzdrowiciela. Możesz rozegrać wątek z dowolną osobą znającą magię leczniczą, która Ci pomoże. Prócz stłuczeń spowodowanych trzęsieniem ziemi, padłeś ofiarą bardzo potężnej klątwy niewybaczalnej, która prawie doprowadziła cię na skraj obłędu. Przez pierwszy tydzień po wydarzeniach ze Stonehenge często nie będziesz odróżniać rzeczywistości od wymysłów, będą towarzyszyć ci obawy, lęki i będziesz czuć wyimaginowany ból, a twarz Voldemorta będzie pojawiać się w najmniej spodziewanych miejscach. Powrót do normalności będzie możliwy, ale do końca grudnia musisz przyjmować eliksiry uspokajające - powinieneś zużyć 4 porcje w bieżącym okresie fabularnym i 6 porcji w kolejnym okresie fabularnym.
Przypominam, że za ignorowanie objawów choroby, na którą postać cierpi, bagatelizowanie schorzenia, fabularnych obrażeń, niepodjęcie leczenia grozi kara w postaci 30PD.
Informacje o nagrodzie za udział znajdują się w wątku z wydarzeniem.
Możecie, ale nie musicie pisać postów końcowych. Możecie też wszyscy kontynuować swoje rozgrywki gdzie indziej, w dowolnym, wybranym przez siebie miejscu, do którego przeniósł was świstoklik. Wydarzenie zakończyło się! Mistrz Gry bardzo dziękuje wszystkim za aktywność i wyjątkowe zaangażowanie!
ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:
Skutecznie dotarli w docelowe miejsce. Mokrzy, przemarznięci i zmęczeni. Ale byli już bezpieczni. I żywi.
Burza trwała jeszcze długo, ale dementorzy szybko opuścili Stonehenge. Dokąd się udali — nie wiedział nikt. Zniknęli, podobnie jak wszyscy niedawno tu zgromadzeni. Ci, którzy spotkali się aby debatować nad losami głowy Ministerstwa Magii. Dotychczasowy minister został obalony przez zamach stanu. Większość arystokratycznych rodów opowiedziała się przeciwko niemu, popierając wysunięte przez nestora Yaxleya wotum nieufności. Padały ostre słowa, niektórym odebrano dziedzictwo, nazwisko, karząc za zdradę najsurowiej, jak tylko w szlacheckim świecie się dało. Konserwatywny świat po raz pierwszy musiał zmierzyć się z nestorem kobietą, a samozwańczy lord w końcu pokazał wszystkim swoją twarz — i potęgę. Miał za sobą wiernych i bardzo wpływowych popleczników i armię dementorów. Nie ugiął się przed wyszkolonym Haroldem Longbottomem i nie pokonał go, ale trzęsienie ziemi wywołane przez śmiałków szybko i dramatycznie zmieniło przebieg spotkania. Kamienny kromlech był doszczętnie zniszczony. Częściowo przez trzęsienie ziemi, przez wywołany popłoch, przez burzę, którą sprowadził sam Lord Voldemort. Krew już wsiąkła w ziemię, ale pomiędzy rozsypanymi głazami leżały ciała. Bezimienne, zapomniane, pozostawione przez krewnych i bliskich uciekających w popłochu.
O wydarzeniach z Salisbury świat miał dowiedzieć się bardzo szybko.
| Tym, którym udało się bezpiecznie wydostać ze Stonehenge przez wiele dni będzie towarzyszyło uczucie strachu i niepewności spowodowanego przez obecność dementorów. Przez tydzień każdemu z Was będą doskwierać koszmary, których obrazy będą przywoływać wszystko, co najstraszniejsze. Zły sen przełoży się na samopoczucie i wygląd. To wszystko jednak w końcu minie, zostawiając po sobie nieprzyjemne wspomnienie. Przeszywające zimno w połączeniu z deszczem, pomimo wielkiej adrenaliny, która sprawiała, że krew w żyłach wrzała, sprawiło, że Anthony Macmillan, Lucan Abbott, Artur Longbottom, Anthony Skamander, Alexander Farley i Percival Blake nabawili się przeziębienia, które nieleczone będzie ich męczyć przez wiele dni.
Craig, podróżowałeś w chmurze czarnej mgły, bardzo szybko i bardzo gwałtownie, aż poczułeś coś twardego. Uderzyłeś o kamienny bruk przy studni na Nokturnie. Kiedy otworzyłeś oczy ujrzałeś brudną szatę Czarnego Pana. Nie usłyszałeś jego kroków, choć z pewnością poruszył się, oddalając od ciebie. Sunął jakby kilka cali nad ziemią, aż w końcu zniknął w smolistej chmurze zostawiając cię samego.
Wielu z obecnych podczas zgromadzenia w Stonehenge ucierpiało w wyniku trzęsienia ziemi. Niestety, otrzymane obrażenia dalekie były od lekkich otarć i niewielkich siniaków. Pojawiły się stłuczenia, zwichnięcia, skręcenia, obrzęki, zmniejszona ruchomość i towarzyszący temu ciągły ból. Ktoś musiał się tym zająć. Ze względu na skalę wydarzenia wyleczenie obrażeń nie wymaga wątku z uzdrowicielem, ale każdy, kto ucierpiał podczas zdarzeń w Stonehenge, ma obowiązek odnieść się do skutków fabularnie. Może to uczynić na jeden z dwóch sposobów: rozegrać z dowolną postacią wątek, którego głównym tematem będzie powracanie do zdrowia w dowolny sposób, lub napisać posta liczącego 1500 słów na ten temat.
Wyleczenie skutków zdarzenia nie wymazuje całkowicie poniesionych urazów. Stłuczenia doskwierają długo, dlatego do końca grudnia postaciom będą doskwierać powstałe uszczerbki na zdrowiu - będą odczuwały lekki ból, szczególnie na zmianę pogody.
Anthony Skamander, potrzebujesz prawdziwej pomocy uzdrowiciela. Możesz rozegrać wątek z dowolną osobą znającą magię leczniczą, która Ci pomoże. Prócz stłuczeń, to, czego padłeś ofiarą pomieszało ci w głowie. Pomieszało Ci wspomnienia, których prawdziwości nie jesteś w stanie zweryfikować samodzielnie. Czujesz się winny rzeczom, których nie popełniłeś i nie jesteś w stanie trwale zmodyfikowanych wspomnień zmienić. Możesz się ich pozbawić lub pomóc sobie z nimi uporać. Aż do końca października będzie Ci towarzyszyć niepokój, a blizny, których się nabawiłeś, nawet po wyleczeniu zostaną na zawsze. Po odbytym wątku z leczeniem należy je zgłosić w aktualizacjach w celu wpisania do znaków szczególnych.
Anthony Macmillan, potrzebujesz prawdziwej pomocy uzdrowiciela. Możesz rozegrać wątek z dowolną osobą znającą magię leczniczą, która Ci pomoże. Prócz stłuczeń spowodowanych trzęsieniem ziemi, padłeś ofiarą bardzo potężnej klątwy niewybaczalnej, która prawie doprowadziła cię na skraj obłędu. Przez pierwszy tydzień po wydarzeniach ze Stonehenge często nie będziesz odróżniać rzeczywistości od wymysłów, będą towarzyszyć ci obawy, lęki i będziesz czuć wyimaginowany ból, a twarz Voldemorta będzie pojawiać się w najmniej spodziewanych miejscach. Powrót do normalności będzie możliwy, ale do końca grudnia musisz przyjmować eliksiry uspokajające - powinieneś zużyć 4 porcje w bieżącym okresie fabularnym i 6 porcji w kolejnym okresie fabularnym.
Przypominam, że za ignorowanie objawów choroby, na którą postać cierpi, bagatelizowanie schorzenia, fabularnych obrażeń, niepodjęcie leczenia grozi kara w postaci 30PD.
Informacje o nagrodzie za udział znajdują się w wątku z wydarzeniem.
Możecie, ale nie musicie pisać postów końcowych. Możecie też wszyscy kontynuować swoje rozgrywki gdzie indziej, w dowolnym, wybranym przez siebie miejscu, do którego przeniósł was świstoklik. Wydarzenie zakończyło się! Mistrz Gry bardzo dziękuje wszystkim za aktywność i wyjątkowe zaangażowanie!
- Obrażenia:
Obrażenia: 74 (tłuczone) obejmują szereg siniaków, stłuczeń dowolnie wybranych DWÓCH elementów ciała, z uwzględnieniem, że są one na tyle wielkie, że obrzęk nastąpił od razu, podobnie jak zaczerwienienie i bardzo silny ból spowodowany dużym urazem , uniemożliwiającym normalne funkcjonowanie owej części ciała (np. jeśli jest to nadgarstek, należy uznać uraz za stłuczenie z rozerwaniem torebki stawowej;)
Anthony Skamander: 162/248 (kara: -15) [34 tłuczone, 30 psychiczne, 22 kłute]
Anthony Macmillan: 184/215 (kara: - 5) [ 31 psychiczne]
Cyneric Yaxley: 216/290 (kara: -10)
Louvel Rowle: 136/210 (kara: -15)
Rosemary Flint: 141/215 (kara: -15)
Lupus Black: 143/217 (kara: -15)
Magnus Rowle: 206/280 (kara: -10)
Salazar Travers: 126/200* (kara: -15)
Zachary Shafiq: 136/210 (kara: -15)
Percival Blake: 192/266 (kara: -10)
Elise Nott: 126/200 (kara: -15)
Amadeus Crouch: 132/206 (kara: -15)
Ulysses Ollivander: 131/200 (kara: -15)
Alphard Black: 141/220 (kara -15) [w tym 5 psychiczne]
Alexander Farley: 146/220 (kara: -15)
Lucan Abbott: 158/232 (kara: -15)
Morgoth Yaxley 102/176 (kara: -20)
Archibald Prewett 134/208 (kara: -15)
Lysander Nott 158/235 (kara: -15)
Eddard Nott 145/219 (kara: -15)
Edgar Burke 149/223 (kara: -15)
Quentin Burke 67/141 (kara: -30)
Artur Longbottom 168/242 (kara: -15)
Craig Burke 174/248 (kara: -15)
ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:
- I. Sprawy ogólne:
1)Wotum nieufności wobec ministra:
ZA: 19 (Yaxley, Rowle, Avery, Shafiq, Rosier, Selwyn, Burke, Lestrange, Fawley, Crouch, Parkinson, Nott, Travers, Black, Carrow, Bulstrode, Shacklebolt, Slughorn, Flint)
Przeciw: 6 (Prewett, Greengrass, Macmillan, Longbottom, Abbott, /Percival; Alexander/, Ollivander) ZATWIERDZONE
2)Poparcie dla Morgany Selwyn jako stałego następcy nestora rodu Selwyn.
5 (Mallfoy, Travers, Nott, Rosier, Parkinson) ZATWIERDZONE
3)Ograniczenie kompetencji Ministra Magii
ZA: 1 (Flint) ODRZUCONE4)Śledztwo w sprawie śmierci nestora Fenwicka
ODRZUCONE5)Wyprowadzenie Skamandera
ODRZUCONE
6)Cronus Malfoy jako nowy Minister Magii ZATWIERDZONE
- II. Wyciszenia:
1)Wyciszenie Alexandra Selwyna.
ZA: 6 (Rosier, Selwyn, Crouch, Nott, Yaxley, Rowle, Shafiq i inni)
PRZECIW: 1 (Abbott) ZATWIERDZONE
2. Wyciszenie Percivala Notta
ZA: 1 (Nott) ODRZUCONE
3. Wyciszenie Lucana Abbotta
ZA: 2(Yaxley, Burke) ODRZUCONE
- III. Relacje rodowe:
Zmiana stosunku Fawley-Longbottom na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunku Yaxley-Ollivander na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków: Selwyn-Abbott, Greengrass, Longbottom, Macmillan, Weasley na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Selwyn-Travers na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunkków Lestrange-Prewett na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Burke na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Yaxley-Greengrass na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Flint na negatywne. WYCOFANE
Zmiana stosunków Prewett- Ollivander, Longbottom, Greengrass na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Prewett-Selwyn na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Crouch-Abbott, Macmillan, Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Crouch-Travers, Lestrange na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Yaxley na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Travers, Fawley na neutralny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Black-Abbott, Macmillan, Ollivander na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Greengrass, Ollivander na negatywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Travers, Parkinson na pozytywny. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Burke-Selwyn, Fawley na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Shafiq-Abbott na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Shafiq-Shacklebolt na pozytywne. WSTRZYMANE
Zmiana stosunków Shafiq-Parkinson na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Yaxley-SHAFIQ na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Yaxley-Travers na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Yaxley-Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Flint-Parkinson napozytywneneutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Flint-Selwyn na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Parkinson na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Carrow na pozytywne. ODRZUCONE
Zmiana stosunków Fawley-Lestrange na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Abbott, Greengrass na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Fawley-Weasley na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Parkinson-Longbottom, Abbott, Prewett na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Malfoy, Travers, Yaxley na pozytywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Avery, Rowle, Selwyn na neutralne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Lestrange-Greengrass, Longbottom, Macmillan na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rowle-Burke na pozytywne.
Zmiana stosunków Rowle-Travers, Lestrange, Crouch na neutralne ZATWIERDZONE Carrow ODRZUCONE
Zmiana stosunków Rowle-Macmillan, Greengrass, Longbottom na negatywne. ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Travers na pozytywne ZATWIERDZONE
Zmiana stosunków Rosier-Crouch na nautralne. ZATWIERDZONE[/b][/u]
Bolały go mięśnie i czuł zmęczenie w pulsującym ciele, ale nie zwalniał. Parł naprzód, nie zwalniając kroku, lecz zmuszając się do przyspieszenia i niezostawania w tyle. Nie, gdy wizja końcowego etapu polowania czaiła się tuż przed nim, a wzrastająca chęć zwieńczenia wysiłków opanowała jego umysł. Pasja, z jaką oddawał się łowom, mogła być brana wręcz za chorą fascynację i uzależnienie, a ów założenia nie byłyby wcale pozbawione merytorycznego punktu. Lyall musiał pędzić przed siebie i nie chciał się zatrzymywać, bo tylko w ten sposób wciąż jeszcze żył. Daleko było mu do tego rodzaju ludzi, którzy wieczory spędzali w gronie najbliższej rodziny i wpatrywali się w ognie skaczące w kominku. Nie przypominał sobie zresztą nocy, którą przespałby w całości, gdy jego egzystencja zamykała się właśnie ku nocnym pościgom i czuwaniu. Nie potrzebował odpoczynku, nie chciał odpoczynku zmuszając się do przekraczania granic delirium, które hartowało nie tylko jego psychikę, lecz również i fizyczność. Jako brygadzista nauczył się przezwyciężać fizyczne niedogonienia, a ignorowanie ów oznak wychodziło mu wprost perfekcyjnie. Zupełnie jakby czerpał ukrywaną przyjemność z masochistycznej męczarni trwającej nieprzerwanie wiele nocy i mającej swoje początki jeszcze na wiele czasu przed końcowym wynikiem jego ewolucji. Nie był figurą odpowiadającą aktualnym standardom nie tylko mężczyzny, ale również i człowieka, bo całkowicie dał się pochłonąć instynktom. Przyuczany od początków stażu w brygadzie wiedział, że praca, pomimo trudności oraz cierpienia, miała stać się jego codziennością i nie było mowy o wycofaniu się. Chciał tego i chociaż Randall nie dostał się wraz z nim na kurs, nie oglądał się za siebie, stawiając na maksymalizację swoich możliwości, by w przyszłości stać się jak najlepszym ze wszystkich. Nie rozumiał do końca współzawodnictwa, jednak mając już zupełnie inny bagaż doświadczeń niż wcześniej, tylko ono mu pozostało. Prześciganie się z samym sobą i tymi, których tropił.
Jak teraz. Jak w momencie, w którym Blishwick popełnił błąd i dał się złapać. Mógł uciekać, jednak sprawa była już przegrana i skoro na ogonie siedział mu brygadzista, nie był w stanie się już wymknąć. Do całkowitego zajścia słońca zostało jeszcze trochę czasu, lecz Lupin nie martwił się nawet przemianą wilkołaka w wilczą formę. Był na to przygotowany, a i tak najważniejszym celem było schwytanie bestii, która powinna być już dawno opanowana i zamknięta za nieprzestrzeganie zasad rejestru. Trop prowadził brygadzistę wciąż naprzód, a chaotyczne ślady uciekiniera potwierdzały, że był na dobrym tropie. Że był blisko, podczas gdy potykające się non stop ludzkie wcielenie wilkołaka jedynie się stresowało. Mogło to przyspieszyć przemianę, ale zarówno Lyall jak i Blishwick wiedzieli, że sam etap zmiany oznaczał bezbronność. Mogli się więc ścigać — kto pierwszy kogo dopadnie. Czarodziej czuł jak krew przyspieszyła po raz kolejny przepływu w jego żyłach, a adrenalina dosłownie wystrzeliła, pobudzając jego percepcję i wyostrzając zmysły do maksimum. Eliksiry wzmacniające słuch, wzrok oraz węch umożliwiły mu osiągnięcie pułapu, którego normalnie nie byłby w stanie przezwyciężyć i chociaż chwilowo zdawało się to niezbyt potrzebne, już wkrótce po zmroku wszystko miało się zmienić. Nie wiedział, gdzie się znajdował i mógł tylko bardzo ogólnie sądzić, że wciąż znajdowali się na terenie Wiltshire. Gdzie dokładnie — nie miał pojęcia. Zbliżając się do jednego z płaskowyżów, wyczuwał szybkie uderzenia serca majaczące przed nim, ale przebijało się tam coś jeszcze. Zapach końskiej sierści i delikatnych perfum, których zdecydowanie nie można było nazwać męskimi. Nie byli sami, a to nie wróżyło niczego dobrego. Ani dla nieznajomej, ani dla Lyalla.
i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
MY HEART.
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miała już dosyć sytuacji, od której dusiła się każdego dnia. Przypominała otrzymanego na zabawie sylwestrowej słowika - o pięknym, kojącym skołatane nerwy śpiewie, o śnieżnobiałych, przyciągających wzrok piórkach, lecz stale trzymanego za złotymi prętami wygodnej, lecz jakże ograniczającej klatki. Sprowadzili ją do kraju z zamiarem wydania za mąż, jednak na jej palcu nadal nie pojawił się pierścionek zaręczynowy, nadal nie została nikomu przyrzeczona i nie wyglądało na to, by w najbliższej przyszłości stan ten mógł ulec zmianie. O ile z początku zachęcano ją do bywania na herbatkach, pokazywaniu się w operach i teatrach, o tyle teraz - odkąd za sprawą wujka Cronosa Londyn spłynął krwią, choć przecież była to jedynie odpowiedź na zabójstwo dwóch z nich, lordów Yaxleya i Avery'ego - nie pozwalano jej ruszać się z rodowej posiadłości choćby na dłuższą przejażdżkę konną, trzymając ją z dala od miejsc, gdzie mogłaby zostać rozpoznana, a gdzie znajdowali się również czarodzieje klas niższych. Krok w krok podążały za nią służki, podobno w celu upewnienia się, że panience Malfoy niczego nie brakuje, wiedziała jednak, że to tylko pretekst do stałej obserwacji; niebawem do delikatnych, szczebiotających o rzeczach błahych i nijak nie związanych z czystką kobiet dołączył uparcie milczący, rosły czarodziej, podobno mający dotrzymywać im towarzystwa, choć przecież nie znał się na literaturze, nie miał pojęcia o sztuce. I on miał jej pilnować, wypatrując choćby najmniejszego, najbardziej abstrakcyjnego zagrożenia... Lecz czy potrafiłby je dostrzec?
Rozumiała, że troska ta powodowana jest niepokojami, które nękały ich niejednomyślną społeczność, a za które wielu zwykło obwiniać ród Malfoyów; wielu złorzeczyło obecnemu Ministrowi, mogąc chcieć zaszkodzić mu poprzez najbliższych. Nie śmiała otwarcie sprzeciwiać się woli pana ojca czy popierającego go w pełnej rozciągłości nestora, nie mogła jednak zignorować rosnącego z każdym dniem żalu. Nim jeszcze nadszedł kwiecień, a wraz z nim nowy dekret, prosiła ich, by zabrali ją do Stonehenge, by pokazali, co stało się z ich starożytnym, skupiającym środowisko naukowe kręgiem - chciała skonfrontować wytwory wyobraźni ze stanem faktycznym, zapamiętać ten widok na długie lata. Wciąż jednak słyszała, że nie jest to odpowiednia pora.
Tego dnia - nie mogąc już dłużej podziwiać budzącej się do życia wiosny ze swych komnat - zastawiła sidła, bez problemu wabiąc w nie zarówno służki, jak i postawnego milczka; tak długo wzdychała, narzekała i raczyła ich zawoalowanymi groźbami, że aż w końcu zgodzili się na popołudniową przejażdżkę konną, by panienka nie uschła w zamknięciu rodowej posiadłości. Zarówno Eavan, jak i Armand nie mieli dla niej czasu, nie obawiała się więc, że nagle nakryją ją w drodze do stajni. Dopiero kiedy wyruszyli i poczuła wiatr we włosach, znajome kołysanie wierzchowca, przeszła do drugiego etapu planu; w pięknych, wciąż wymawianych z francuskim akcentem słowach koiła ich nerwy, odganiała ewentualne obawy, przypominając, że byli u siebie. Że nikt nie śmiałby zakłócić spokoju Wiltshire. A gdy już zarówno niezbyt dobrze utrzymujące się w siodle panienki, jak i burkliwy obrońca zdawali się zapomnieć o przykazaniach starszych Malfoyów, przyśpieszyła, wymawiając się chęcią rozruszania zastałych kości, sprawdzenia wybranego na tę okazję rumaka.
Nie wiedziała, ile czasu zajęło jej dotarcie w znajome okolice Stonehenge. Nie wiedziała też, czy świta zgubiła drogę w lesie, czy wytrwale podąża jej śladem. Miała za to świadomość rozmowy, którą będzie musiała odbyć z ojcem, lecz lęk przed rozczarowaniem stawianego za wzór Armanda bladł tym razem w obliczu historii, która rozgrywała się na ich oczach. Gdy tylko wyjechała spomiędzy drzew, ściągnęła cugle, bez zawahania zatrzymała karego wierzchowca w miejscu, wodząc wzrokiem po gruzowisku, które niegdyś było chlubą ich rodu. Dojmujący smutek mieszał się z przybierającym na sile gniewem, gdy próbowała odtworzyć wydarzenia tamtego feralnego dnia; ilu czarodziejów zginęło w wyniku działań tych dopuszczonych do kręgu jedynie przez niedopatrzenie głupców? Powoli pokierowała Marco bliżej pobojowiska, wyraźnie poruszona tym, co widzi - a może raczej obrazami podsuwanymi przez wybujałą wyobraźnię.
Wtedy jednak stało się coś, czego się nie spodziewała. Rumak szarpnął się, wyraźnie zaniepokojony... czym? Szmerem, który zignorowała, zapachem, którego nie potrafiła odróżnić? Wtedy nie bała się jeszcze, wszak umiała jeździć, obcować z końmi, te zresztą mieli najlepsze; pochyliła się więc w stronę łba wierzchowca, zaczęła uspokajać go nie tylko gestami, ale i słownie. Ten jednak niewiele robił sobie ze starań dosiadającej go Cynthii, z każdą chwilą zdawał się coraz bardziej zlękniony, aż w końcu poderwał się, zatańczył na dwóch nogach i cwałem ruszył prosto przed siebie, byle dalej od kręgu - tyle, że już bez jeźdźca.
Krzyknęła cicho, gdy upadła na ziemię i choć nie przywykła do takich wypadków, nie miała już dziewięciu lat, to nie towarzyszący spotkaniu z gruntem ból okazał się najgorszy; jej serce zamarło na widok oddalającego się Marco. Wciąż leżąc na trawie skrzywiła się, próbując powstrzymać przed płaczem, choć przecież w ten sposób mogłaby dać upust kłębiącym się w piersi emocjom, przynieść sobie ulgę.
Rozumiała, że troska ta powodowana jest niepokojami, które nękały ich niejednomyślną społeczność, a za które wielu zwykło obwiniać ród Malfoyów; wielu złorzeczyło obecnemu Ministrowi, mogąc chcieć zaszkodzić mu poprzez najbliższych. Nie śmiała otwarcie sprzeciwiać się woli pana ojca czy popierającego go w pełnej rozciągłości nestora, nie mogła jednak zignorować rosnącego z każdym dniem żalu. Nim jeszcze nadszedł kwiecień, a wraz z nim nowy dekret, prosiła ich, by zabrali ją do Stonehenge, by pokazali, co stało się z ich starożytnym, skupiającym środowisko naukowe kręgiem - chciała skonfrontować wytwory wyobraźni ze stanem faktycznym, zapamiętać ten widok na długie lata. Wciąż jednak słyszała, że nie jest to odpowiednia pora.
Tego dnia - nie mogąc już dłużej podziwiać budzącej się do życia wiosny ze swych komnat - zastawiła sidła, bez problemu wabiąc w nie zarówno służki, jak i postawnego milczka; tak długo wzdychała, narzekała i raczyła ich zawoalowanymi groźbami, że aż w końcu zgodzili się na popołudniową przejażdżkę konną, by panienka nie uschła w zamknięciu rodowej posiadłości. Zarówno Eavan, jak i Armand nie mieli dla niej czasu, nie obawiała się więc, że nagle nakryją ją w drodze do stajni. Dopiero kiedy wyruszyli i poczuła wiatr we włosach, znajome kołysanie wierzchowca, przeszła do drugiego etapu planu; w pięknych, wciąż wymawianych z francuskim akcentem słowach koiła ich nerwy, odganiała ewentualne obawy, przypominając, że byli u siebie. Że nikt nie śmiałby zakłócić spokoju Wiltshire. A gdy już zarówno niezbyt dobrze utrzymujące się w siodle panienki, jak i burkliwy obrońca zdawali się zapomnieć o przykazaniach starszych Malfoyów, przyśpieszyła, wymawiając się chęcią rozruszania zastałych kości, sprawdzenia wybranego na tę okazję rumaka.
Nie wiedziała, ile czasu zajęło jej dotarcie w znajome okolice Stonehenge. Nie wiedziała też, czy świta zgubiła drogę w lesie, czy wytrwale podąża jej śladem. Miała za to świadomość rozmowy, którą będzie musiała odbyć z ojcem, lecz lęk przed rozczarowaniem stawianego za wzór Armanda bladł tym razem w obliczu historii, która rozgrywała się na ich oczach. Gdy tylko wyjechała spomiędzy drzew, ściągnęła cugle, bez zawahania zatrzymała karego wierzchowca w miejscu, wodząc wzrokiem po gruzowisku, które niegdyś było chlubą ich rodu. Dojmujący smutek mieszał się z przybierającym na sile gniewem, gdy próbowała odtworzyć wydarzenia tamtego feralnego dnia; ilu czarodziejów zginęło w wyniku działań tych dopuszczonych do kręgu jedynie przez niedopatrzenie głupców? Powoli pokierowała Marco bliżej pobojowiska, wyraźnie poruszona tym, co widzi - a może raczej obrazami podsuwanymi przez wybujałą wyobraźnię.
Wtedy jednak stało się coś, czego się nie spodziewała. Rumak szarpnął się, wyraźnie zaniepokojony... czym? Szmerem, który zignorowała, zapachem, którego nie potrafiła odróżnić? Wtedy nie bała się jeszcze, wszak umiała jeździć, obcować z końmi, te zresztą mieli najlepsze; pochyliła się więc w stronę łba wierzchowca, zaczęła uspokajać go nie tylko gestami, ale i słownie. Ten jednak niewiele robił sobie ze starań dosiadającej go Cynthii, z każdą chwilą zdawał się coraz bardziej zlękniony, aż w końcu poderwał się, zatańczył na dwóch nogach i cwałem ruszył prosto przed siebie, byle dalej od kręgu - tyle, że już bez jeźdźca.
Krzyknęła cicho, gdy upadła na ziemię i choć nie przywykła do takich wypadków, nie miała już dziewięciu lat, to nie towarzyszący spotkaniu z gruntem ból okazał się najgorszy; jej serce zamarło na widok oddalającego się Marco. Wciąż leżąc na trawie skrzywiła się, próbując powstrzymać przed płaczem, choć przecież w ten sposób mogłaby dać upust kłębiącym się w piersi emocjom, przynieść sobie ulgę.
Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.
even in a cage,
even dressed in silk.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stonehenge
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire