Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Stonehenge
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stonehenge
Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.
Płomienie wybuchły wokół niego, zamykając się w okrąg, więżąc go w środku – w pułapce, której zazwyczaj używał do unieruchomienia i osłabienia wroga. Dzisiaj miała stać się jego tarczą, na jak długo: nie był pewien, strugi ulewnego deszczu wciąż wlewały mu się za kołnierz, zapewne było kwestią czasu, nim ogień zacznie przygasać – ale przecież to właśnie o czas tu chodziło. Nie musiał odpierać ataków cieni przez całą noc, nie musiał nawet przed wszystkimi się obronić; jego celem było teraz wyłącznie osłonienie płonącej błękitem świecy. Harold Longbottom nie wysłałby ich tutaj, gdyby zwycięstwo nie było możliwe, górujący nad nimi potwór nie był niezniszczalny – choć z całą pewnością taki właśnie się wydawał, gdy po raz kolejny wyciągał w górę łapy, osłaniając się przed przecinającymi niebo grzmotami. Wstrząsającymi również kromlechem; silniejszy tremor zaskoczył Percivala, zachwiał się, tracąc równowagę. Szczęśliwie wciąż kucał nisko przy ziemi, upadł więc jedynie na kolana, zanurzając je w błocie; podparł się rękami, dźwigając się chwiejnie z powrotem do pozycji pionowej; musiał balansować na stopach, żeby znowu się nie przewrócić, podniósł spojrzenie – dostrzegając, że czarne czerwie wciąż mknęły z nieludzką prędkością w jego stronę. – Deprimo! – rzucił, celując w sam środek szarży, poprzez płomienie; chciał, żeby podmuch wiatru pociągnął za sobą ogień, uderzając gorącym całunem w utkane z mroku plugastwo. Nie czekał jednak, żeby sprawdzić, czy faktycznie tak się stanie; uniósł dłoń z różdżką w górę, w stronę rozświetlonej błyskawicami nocy. – Fulgoro! – krzyknął, szarpiąc nadgarstkiem w dół, próbując ściągnąć jeden z piorunów na atakujące go nekrofagi; największa z kreatur zdawała się upatrywać w błyskawicach zagrożenia, zadziałał więc instynktownie, zakładając, że i cieniste pomioty nie pozostają na grzmoty obojętne.
| 2. deprimo + 8k8 obrażenia
3. fulgoro + 8k8 obrażenia
| 2. deprimo + 8k8 obrażenia
3. fulgoro + 8k8 obrażenia
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 2, 7, 7, 8, 5, 7, 7
--------------------------------
#3 'k100' : 89
--------------------------------
#4 'k8' : 1, 3, 6, 5, 5, 5, 5, 1
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 2, 7, 7, 8, 5, 7, 7
--------------------------------
#3 'k100' : 89
--------------------------------
#4 'k8' : 1, 3, 6, 5, 5, 5, 5, 1
Wstrząs ziemi który rozszedł się wokół był na tyle silny, że nie zauważyła kiedy powalił ją wprost na ziemię. Opadła, opierając się kolanem o podłoże, przytrzymując lewą ręką. Zbierając z ziemi sprawnie i szybko. Unosząc różdżkę, rzucając zaklęcie, które znała dokładnie i dobrze. Poczuła jak różdżką rozgrzewa się magią pod jej palcami, ale wiedziała - była pewna - że nie mogła na tym tylko poprzestać. Nie mieli pewności ani co zadziała ani jak walczyć dokładnie z tym, co znajdowało się przed nimi. Wykorzystała jednak chwilę, by skierować różdżkę w pobliże siebie i świecy i rzucić. - Praecido impeta. - wybrała zataczając różdżką. Następnie znów skierowała swoją uwagę na potwora z cienia. Jednego była pewna. Świece nie mogły zgasnąć. Musiały się palić. To przeświadczenie było w niej mocne i silne. Uniosła różdżkę wskazując nią potwora. - Circo igni! - wybrała celując w poczwarę, jeśli nie zatrzyma jej w miejscu, to może chociaż zajmie się czerwiami nim te rozpełzną się wokół.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 63
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 63
Zapelenie świec okazało się zaledwie iskrą do następnych wydarzeń, które działy się jednocześnie zbyt wolno i zbyt szybko, czas nie miał już tutaj swoich praw. Jednocześnie ten pierwszy krok rozpalił w ciele Jackie ogień podobny temu, który właśnie rósł jak prostujący swoje skrzydła feniks, jak nagle wystrzeliwuje w górę i spada na czarnomagiczną plazmę, która jeśli żyła już wcześniej, teraz o to życie musiała walczyć. Dopiero po przedłużającej się w nieskończoność chwili mogła otworzyć oczy, co od razu zrobiła.
Tylko na krótkie mignięcie chwili poczuła rodzącą się pod szalejącymi z wiatrem krótkimi, czarnymi włosami myśl - żałowała, że powieki pomknęły ku górze niemal nieproszone.
Przez chwilę zapomniała, jak się oddycha, z mieszającymi się strachem i dziwem patrząc na to, co właśnie miotało się przy nich. Gdyby ktoś jej to opowiedział, nie uwierzyłaby. Do tego, na co właśnie patrzyli, racjonalizm nie sięgał. Nie od razu zrodziła się w niej wola walki; pierwsza pojawiła się pustka i niechęć, ale zupełnie inna od tej, która powodowana była wcześniejszym zaklęciem, zaraz za nią szła pamięć ran, których doznała z rąk Hokesa, miała wrażenie, że blizny się otwierają i wszelkie drobiny czarnej magii, jakie mogły w nich zostać, wyciągały ją w stronę potwora. Ale serce znów zabiło mocniej, mur postawiony w jej umyśle rozkazał jej ojcowskim głosem, żeby wzięła się w garść, uniosła różdżkę w dłoni i stanęła do walki z czymkolwiek, czym to było. Niegdyś uczono ją jak z walczyć z czarnoskiężnikami, ale jak walczyć z najczystszą formą śmiercionośnej mocy - dziś nauczy się sama.
- Commotio! - rzuciła pierwsze, co pojawiło się w jej umyśle, zaciskając palce nie tylko mocniej na różdżce, ale i na świecy, która w tej chwili stała się jedynym, co miała, jedynym, co warte było ochrony. - Lancea! - rzuciła znów, nadając swojej magii cechy żywiołu ognia, sądząc, że to właśnie on zrani kreaturę najmocniej.
| 1. Commotio, 2. Lancea (st 65, bo wzrasta o 5), 3. k10
Tylko na krótkie mignięcie chwili poczuła rodzącą się pod szalejącymi z wiatrem krótkimi, czarnymi włosami myśl - żałowała, że powieki pomknęły ku górze niemal nieproszone.
Przez chwilę zapomniała, jak się oddycha, z mieszającymi się strachem i dziwem patrząc na to, co właśnie miotało się przy nich. Gdyby ktoś jej to opowiedział, nie uwierzyłaby. Do tego, na co właśnie patrzyli, racjonalizm nie sięgał. Nie od razu zrodziła się w niej wola walki; pierwsza pojawiła się pustka i niechęć, ale zupełnie inna od tej, która powodowana była wcześniejszym zaklęciem, zaraz za nią szła pamięć ran, których doznała z rąk Hokesa, miała wrażenie, że blizny się otwierają i wszelkie drobiny czarnej magii, jakie mogły w nich zostać, wyciągały ją w stronę potwora. Ale serce znów zabiło mocniej, mur postawiony w jej umyśle rozkazał jej ojcowskim głosem, żeby wzięła się w garść, uniosła różdżkę w dłoni i stanęła do walki z czymkolwiek, czym to było. Niegdyś uczono ją jak z walczyć z czarnoskiężnikami, ale jak walczyć z najczystszą formą śmiercionośnej mocy - dziś nauczy się sama.
- Commotio! - rzuciła pierwsze, co pojawiło się w jej umyśle, zaciskając palce nie tylko mocniej na różdżce, ale i na świecy, która w tej chwili stała się jedynym, co miała, jedynym, co warte było ochrony. - Lancea! - rzuciła znów, nadając swojej magii cechy żywiołu ognia, sądząc, że to właśnie on zrani kreaturę najmocniej.
| 1. Commotio, 2. Lancea (st 65, bo wzrasta o 5), 3. k10
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 51
--------------------------------
#3 'k10' : 2
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 51
--------------------------------
#3 'k10' : 2
Odrzut mocy, jaki poczuła, znów zamknął oddech w jej płucach, ale dodało jej to tylko motywacji - natychmiast wstała, odrzucając pelerynę niewidkę, która zupełnie nie była jej już potrzebna, odnajdując palcami w tej samej chwili świecę i zaciskając na niej lewą dłoń.
- Commotio! - rzuciła raz jeszcze, celując w maszkarę, głosem próbując nadać zaklęciu moc, jakiej potrzebowali.
- Commotio! - rzuciła raz jeszcze, celując w maszkarę, głosem próbując nadać zaklęciu moc, jakiej potrzebowali.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Wokół Percivala zerwały się płomienie, zamykając go - wraz ze świecą - w kręgu tańczących płomieni. Szalejący wiatr targał jego językami a blask światła wywołał skowyt cienistych czerwi - które jednak nie zwolniły, okrągłe ssące paszcze wsunęły się w świetliste płomienie i naparły na Percivala, zderzając się z tarczą smoczej łzy - jeden z czerwi osunął się na bok, i choć zdawał się kurczyć i rzednąć w blasku rozpalonej promieniującej dobrą energią świecy, to z samobójczą determinacją wpadł w jej światło i najpewniej przetoczyłby się przez nią opasłym cielskiem, gdyby nie refleks czarodzieja: uderzenie deprimo odepchnęło cienie, a piorun, który świsnął w ich kierunku z nieba, dopełnił dzieła. Połączone z światłem świec błyskawice zdawały się lśnić jasnym błękitem. Dwa z czerwi w jednej chwili rozpierzchły się pod wpływem uderzenia, by w drugiej ich szczątki zatańczyły nagle w powietrzu jak fragmenty spopielonego papieru, czarne, lekkie, ulotne jak bardzo zły sen. Gdy tylko się to stało - zapadła gęsta ciemność, zbyt długa, by uznać ją za naturalną, potężne zaklęcie karmiło swoją mocą otaczające Zakonników cienie - wysysało z dzielnych wojowników siły, rozbudzało głód, znużenie, senność, przypominając o niedoskonałościach szlachetnego ludzkiego ciała - o czymś, z czym ani śmierć, ani plugawa magia, mierzyć się nie musiały.
Justine przywołała swojego patronusa: wiązka silnej jasnej mocy uformowała się w kształt feniksa, który niby jedna z błyskawic przeciął blaskiem nocne niebo - jego jasność zdawała się jaśniejsza niż kiedykolwiek i tak jak cień chłonął ciemność, tak feniks Justine zdawał się chłonąc nieskończone światło, jakie blaskiem rozlało się od czterech rozpalonych świec: z tą mocą jak strzała świsnął w kierunku cienistej maszkary i wleciał prosto w nią, wywołując potężny oślepiający rozbłysk mocy. Justine walczyła dalej - choć zaklęcie ochronne nie odniosło oczekiwanego efektu, natarła na maszkarę ogniem, zamykając ją w ognistym kręgu. Płomienie uniosły się wysoko, świetlisty feniks szamotał się między długimi sękatymi ramionami ponad ich iskrami, zamaszyście trzepocząc ciężkimi lejącymi się białym ogniem skrzydłami. Epatował od niej blask - blask oślepiający, jasny, biały, blask tysiąca świateł, zdawał się ogniskować w sobie potęgę świec i skupiać ją przeciwko wrogiej istocie. Istota zaś wyła wściekle, krzyczała: a krzyk ten układał się w słowa, których żaden pośród Zakonników zrozumieć nie potrafił, a których akcent przypominał zapomnianą celtycką mowę. Do ataku dołączyła Jackie - zmęczenie dawało o sobie znać, utrudniając gromadzenie siły, lecz ognista lanca pomknęła prosto w gęste płomienie, wywołując wściekły krzyk istoty.
Gdy pozostali stanęli naprzeciw cieni, Kieran zajął się zagrożeniem, które łatwo było w tej szalejącej burzy zlekceważyć, a które mogłoby okazać się nie mniej zdradliwe, gdy opadłyby okowy pętającego ich zaklęcia - choć pierwsze zaklęcie nie sięgnęło celu, gdy żywioł wytrącił Rinehearta ze skupienia, to już kolejne bardzo potężnie rzucone lamino glacio, przebiło ostrymi jak brzytwa soplami ciało czarodzieja na wylot; nie był w stanie się bronić, nie zdążył ocknąć się spod paraliżu; Kieran nie był w stanie dostrzec przez szalejącą nawałnicę dokładnych efektów swojego zaklęcia, ale był pewien, że McCulloch nie miał żadnej szansy na przeżycie - nikt nie przeżyłby czegoś tak drastycznego. Między jednym błyskiem a drugim dostrzegał jego zawieszone nad ziemią ciało, przebite grubymi kruchymi soplami. Auror nie tracił czasu - ściągnięty z szalejącego nieba grom trafił w jeden kamieni, zamiast w tajemniczą istotę i wsiąknął w ziemię, nasycając ją swoją energią. Potężna magia Kierana pozostawiła jednak w przestrzeni cienkie jak nici przetarcia, które chłonęły ciemność, które musiały odgradzać ich świat od świata ponurej śmierci: z tych przetarć wyłoniły się dwie olbrzymie cieniste lwice, które rozwarły paszcze w trwożącym serce ryku: ale ryk ten nie wydawał się dobiegać z ich ciał, a z otaczającego Zakonników krajobrazu, od nieba, od ziemi, od zagadkowego kromlechu, od najstraszliwszej istoty, przestrzeń zadrżała mocniej - nim oba olbrzymie koty dały sprężystego susa w kierunku aurora.
Dwa ostałe pośród odepchniętych przez Percivala czerwi odpełzło na bok, prosto ku świecy Jackie, najwyraźniej zamierzając wspólnie naprzeć na nią - szarża przesuwała się coraz szybciej i najpewniej miała w zamiarze przyćmienie tlącego się przy nim światła.
Istota wydała z siebie krzyk głośniejszy - brzmiał jak rozkaz, zapomniana inkantacja zaklęcia - a ziemia znów zadrżała, a z jej najczarniejszych czeluści znów coś zaczęło się wyłaniać - mrok rozpełzł się od dna dołu wybitego wcześniej przez siłę orcumiano i rozlał na powierzchnię, najpewniej pochłaniając ciała, które zostały w nim pogrzebane. Nad powierzchnią jął formować się w mięsiste grube maski, ociekające złą magią jak smołą. Wszystkie pięć naparło na Justine - w chwili, w której blask jej patronusa rozżarzył się jeszcze silniejszym światłem. Macki owinęły się wokół przegubów jej dłoni, nóg i szyi, każda ciągnąc w inną stronę - a Tonks czuła, że tu i teraz władne były - dosłownie - rozerwać ją. Coś w jej ciele pękło, chyba żebro, ale być może, jeśli zaciśnie zęby, zdoła sięgnąć po swoją magię...
Wiatr nie przestawał dąć, ciężki deszcz smagał twarze Zakonników bezlitośnie, czyniąc tę walkę jeszcze trudniejszą. Jasne błyskawice rozświetlające mroki pozwoliły dostrzec czarodziejom, że barwa siąpiącej z nieba wody zaczyna ciemnieć, zamieniając się w złowrogą czarną smołę.
Termin na odpis mija we wtorek o godzinie 20. Mistrz gry może nie czekać na spóźnionych. Możecie w tej turze wykonać do 3 akcji i napisać do 3 postów.
Każda postać wykonuje w pierwszym poście rzut kością k10, w przypadku wyrzucenia 1 oczekuje posta uzupełniającego, 2-6 oznacza niegroźną utratę równowagi wywołaną żywiołem, z którą postać może poradzić sobie w dowolny sposób (nie jest to akcją).
Eliksiry:
Percival: Czuwający Strażnik +26 3/5, Smocza łza 2/2
Zaklęcia:
Justine - zaklęcie kameleona 5/5 (ST przejrzenia 42)
Percival +27 - magicus extremos 4/4
Jackie +27 - magicus extremos 4/4, peleryna niewidka
Kieran +27 - magicus extremos 4/4
Żywotność:
Justine: 135/220 (45 - psychiczne, 20 - tłuczone, złamane dwa dolne żebra, 20 - osłabienie); -15 do rzutu
Percival: 225/290 (45 - psychiczne, 20 - osłabienie); -10 do rzutu
Jackie: 165/240 (55 - psychiczne, 20 - osłabienie); -15 do rzutu
Kieran: 235/290 (35 - psychiczne, 20 - osłabienie) + fortuno 2/3 - 10 do rzutu
Energia magiczna:
Justine: 32/50
Percival: 26/50
Jackie: 34/50
Kieran: 22/50
satiso 3/3
Świeca Justine - praescripta
Świeca Percivala, świeca Kierana - praecido impeta
Jackie - lamino scutio
Justine przywołała swojego patronusa: wiązka silnej jasnej mocy uformowała się w kształt feniksa, który niby jedna z błyskawic przeciął blaskiem nocne niebo - jego jasność zdawała się jaśniejsza niż kiedykolwiek i tak jak cień chłonął ciemność, tak feniks Justine zdawał się chłonąc nieskończone światło, jakie blaskiem rozlało się od czterech rozpalonych świec: z tą mocą jak strzała świsnął w kierunku cienistej maszkary i wleciał prosto w nią, wywołując potężny oślepiający rozbłysk mocy. Justine walczyła dalej - choć zaklęcie ochronne nie odniosło oczekiwanego efektu, natarła na maszkarę ogniem, zamykając ją w ognistym kręgu. Płomienie uniosły się wysoko, świetlisty feniks szamotał się między długimi sękatymi ramionami ponad ich iskrami, zamaszyście trzepocząc ciężkimi lejącymi się białym ogniem skrzydłami. Epatował od niej blask - blask oślepiający, jasny, biały, blask tysiąca świateł, zdawał się ogniskować w sobie potęgę świec i skupiać ją przeciwko wrogiej istocie. Istota zaś wyła wściekle, krzyczała: a krzyk ten układał się w słowa, których żaden pośród Zakonników zrozumieć nie potrafił, a których akcent przypominał zapomnianą celtycką mowę. Do ataku dołączyła Jackie - zmęczenie dawało o sobie znać, utrudniając gromadzenie siły, lecz ognista lanca pomknęła prosto w gęste płomienie, wywołując wściekły krzyk istoty.
Gdy pozostali stanęli naprzeciw cieni, Kieran zajął się zagrożeniem, które łatwo było w tej szalejącej burzy zlekceważyć, a które mogłoby okazać się nie mniej zdradliwe, gdy opadłyby okowy pętającego ich zaklęcia - choć pierwsze zaklęcie nie sięgnęło celu, gdy żywioł wytrącił Rinehearta ze skupienia, to już kolejne bardzo potężnie rzucone lamino glacio, przebiło ostrymi jak brzytwa soplami ciało czarodzieja na wylot; nie był w stanie się bronić, nie zdążył ocknąć się spod paraliżu; Kieran nie był w stanie dostrzec przez szalejącą nawałnicę dokładnych efektów swojego zaklęcia, ale był pewien, że McCulloch nie miał żadnej szansy na przeżycie - nikt nie przeżyłby czegoś tak drastycznego. Między jednym błyskiem a drugim dostrzegał jego zawieszone nad ziemią ciało, przebite grubymi kruchymi soplami. Auror nie tracił czasu - ściągnięty z szalejącego nieba grom trafił w jeden kamieni, zamiast w tajemniczą istotę i wsiąknął w ziemię, nasycając ją swoją energią. Potężna magia Kierana pozostawiła jednak w przestrzeni cienkie jak nici przetarcia, które chłonęły ciemność, które musiały odgradzać ich świat od świata ponurej śmierci: z tych przetarć wyłoniły się dwie olbrzymie cieniste lwice, które rozwarły paszcze w trwożącym serce ryku: ale ryk ten nie wydawał się dobiegać z ich ciał, a z otaczającego Zakonników krajobrazu, od nieba, od ziemi, od zagadkowego kromlechu, od najstraszliwszej istoty, przestrzeń zadrżała mocniej - nim oba olbrzymie koty dały sprężystego susa w kierunku aurora.
Dwa ostałe pośród odepchniętych przez Percivala czerwi odpełzło na bok, prosto ku świecy Jackie, najwyraźniej zamierzając wspólnie naprzeć na nią - szarża przesuwała się coraz szybciej i najpewniej miała w zamiarze przyćmienie tlącego się przy nim światła.
Istota wydała z siebie krzyk głośniejszy - brzmiał jak rozkaz, zapomniana inkantacja zaklęcia - a ziemia znów zadrżała, a z jej najczarniejszych czeluści znów coś zaczęło się wyłaniać - mrok rozpełzł się od dna dołu wybitego wcześniej przez siłę orcumiano i rozlał na powierzchnię, najpewniej pochłaniając ciała, które zostały w nim pogrzebane. Nad powierzchnią jął formować się w mięsiste grube maski, ociekające złą magią jak smołą. Wszystkie pięć naparło na Justine - w chwili, w której blask jej patronusa rozżarzył się jeszcze silniejszym światłem. Macki owinęły się wokół przegubów jej dłoni, nóg i szyi, każda ciągnąc w inną stronę - a Tonks czuła, że tu i teraz władne były - dosłownie - rozerwać ją. Coś w jej ciele pękło, chyba żebro, ale być może, jeśli zaciśnie zęby, zdoła sięgnąć po swoją magię...
Wiatr nie przestawał dąć, ciężki deszcz smagał twarze Zakonników bezlitośnie, czyniąc tę walkę jeszcze trudniejszą. Jasne błyskawice rozświetlające mroki pozwoliły dostrzec czarodziejom, że barwa siąpiącej z nieba wody zaczyna ciemnieć, zamieniając się w złowrogą czarną smołę.
Każda postać wykonuje w pierwszym poście rzut kością k10, w przypadku wyrzucenia 1 oczekuje posta uzupełniającego, 2-6 oznacza niegroźną utratę równowagi wywołaną żywiołem, z którą postać może poradzić sobie w dowolny sposób (nie jest to akcją).
Eliksiry:
Percival: Czuwający Strażnik +26 3/5, Smocza łza 2/2
Zaklęcia:
Justine - zaklęcie kameleona 5/5 (ST przejrzenia 42)
Percival +27 - magicus extremos 4/4
Jackie +27 - magicus extremos 4/4, peleryna niewidka
Kieran +27 - magicus extremos 4/4
Żywotność:
Justine: 135/220 (45 - psychiczne, 20 - tłuczone, złamane dwa dolne żebra, 20 - osłabienie); -15 do rzutu
Percival: 225/290 (45 - psychiczne, 20 - osłabienie); -10 do rzutu
Jackie: 165/240 (55 - psychiczne, 20 - osłabienie); -15 do rzutu
Kieran: 235/290 (35 - psychiczne, 20 - osłabienie) + fortuno 2/3
Energia magiczna:
Justine: 32/50
Percival: 26/50
Jackie: 34/50
Kieran: 22/50
satiso 3/3
Świeca Justine - praescripta
Świeca Percivala, świeca Kierana - praecido impeta
Jackie - lamino scutio
Zadziałało? Na to wyglądało kiedy patronus uformował się w znajomy kształt Feniksa i pomknął ku ciemnej kreaturze. Obserwowała go tylko chwilę sięgając po kolejne zaklęcia, pierwsze zawiodło. Błędy - te nadal, niezmiennie zdażały jej się, ale to było najmniej ważne. Nie, może nie najmniej. Bezpieczeństwo świec było priorytetem, ale potrzebowali też pokonać stojącego przed nimi potwora. Kolejny z uroków się udał, ogień pomknął ku istocie. Dobrze. Działało. Musiało - tak brzemiał wściekły ryk, który wydał. Zdawał się zły, czy osłabili go? Byli w stanie? Musieli.
Obiecała.
Jej opiekun, protektor, dawał z siebie co mógł stworzony z jej mocy i jej myśli, ona nie mogła zaprzestać - żadne z nich nie mogło. Walka już teraz była wykańczająca, czuła jej ciężar, pogoda wcale nie ułatwiała sprawy.
Głośniejszy krzyk wmorzył czujność Justine, coś w jej brzmieniu - choć niezrozumiałym w żaden sposób na myśl przynosił rozkaz, a może zaklęcie. Ziemia zadrżała. Mrok ruszył, zdążyła ledwie mrugnąć nim zorientowała się co się dzieje, ale było za późno. Macki utkane z ciemnej mocy owinęły się wokół jej dłońi, nóg, szyi. Zacisnęła mocniej dłoń na różdżce. A potem poczuła to, pękającą w ciele kość. Z jej warg potoczył się okrzyk bólu, kolejne było ciężkie sapnięcie. Głowa opadła na chwilę. Zacisnęła zęby. Żebro? Jedno? Co dalej? Musiała walczyć, to nie mógł być jeszcze koniec. Nie teraz, nie tutaj, nie póki tamto coś żyło. Musiała doprowadzić sprawę do końca. W co wierzyła? W to, że Zakon da radę wygrać - mimo niesprzyjającej przewagi sił ciemności, mniejszych zasobów, słabszego zaplecza. Dźwignęła głowę. Prowadził ich feniks, inny niż ten na którego patrzyła, ale znała jego melodię, hymn, kształt. Znała siłę, którą dysponował magię, nadzieję, którą ich prowadził. Którą podążała sama, za nim, wiernie od lat. Musiała spróbować.
- Expecto patronum! Do mnie! - krzyknęła próbując się szarpnąć, oswobodzić, przywołać swojego towarzysza, wiedziała, że powinien walczyć dalej z maszkarą, ale by mógł tu pozostać, nie mogła umrzeć, musiała żyć - choćby ostatkiem sił. Potrzebowała go na chwilę przy sobie by własną mocą, siłą ochronił ją przed tym co właśnie próbowało pozbawić ją życia.
| próbuję przywołać feniksa/rzucić patronusa(?) żeby spopielił ładnie te macki oślizgłe
Obiecała.
Jej opiekun, protektor, dawał z siebie co mógł stworzony z jej mocy i jej myśli, ona nie mogła zaprzestać - żadne z nich nie mogło. Walka już teraz była wykańczająca, czuła jej ciężar, pogoda wcale nie ułatwiała sprawy.
Głośniejszy krzyk wmorzył czujność Justine, coś w jej brzmieniu - choć niezrozumiałym w żaden sposób na myśl przynosił rozkaz, a może zaklęcie. Ziemia zadrżała. Mrok ruszył, zdążyła ledwie mrugnąć nim zorientowała się co się dzieje, ale było za późno. Macki utkane z ciemnej mocy owinęły się wokół jej dłońi, nóg, szyi. Zacisnęła mocniej dłoń na różdżce. A potem poczuła to, pękającą w ciele kość. Z jej warg potoczył się okrzyk bólu, kolejne było ciężkie sapnięcie. Głowa opadła na chwilę. Zacisnęła zęby. Żebro? Jedno? Co dalej? Musiała walczyć, to nie mógł być jeszcze koniec. Nie teraz, nie tutaj, nie póki tamto coś żyło. Musiała doprowadzić sprawę do końca. W co wierzyła? W to, że Zakon da radę wygrać - mimo niesprzyjającej przewagi sił ciemności, mniejszych zasobów, słabszego zaplecza. Dźwignęła głowę. Prowadził ich feniks, inny niż ten na którego patrzyła, ale znała jego melodię, hymn, kształt. Znała siłę, którą dysponował magię, nadzieję, którą ich prowadził. Którą podążała sama, za nim, wiernie od lat. Musiała spróbować.
- Expecto patronum! Do mnie! - krzyknęła próbując się szarpnąć, oswobodzić, przywołać swojego towarzysza, wiedziała, że powinien walczyć dalej z maszkarą, ale by mógł tu pozostać, nie mogła umrzeć, musiała żyć - choćby ostatkiem sił. Potrzebowała go na chwilę przy sobie by własną mocą, siłą ochronił ją przed tym co właśnie próbowało pozbawić ją życia.
| próbuję przywołać feniksa/rzucić patronusa(?) żeby spopielił ładnie te macki oślizgłe
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 78
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 78
Nad maszkarą błysnęło oślepiające światło: blask ognistego ptaka wzniósł się w powietrze na rozkaz Justine, oswabadzając straszliwą istotę ze swoich szponów - i wycofując się od ataku; istota krzyknęła ze złością raz jeszcze - tym razem tryumfalnie - i znów zaczęła wypowiadać pradawne inkantacje zaklęć, zupełnie niezrozumiałe dla Zakonników. Świetliste ptaszę rozerwało dziobem macki ściskające krtań Justine, pozostałe cztery stanęły w płomieniach, a wkrótce pozostały po nich tylko tańczące na wietrze popioły. Justine opadła na rozmokniętą ziemię, wolna od cienia - przynajmniej na razie.
To nie była łatwa decyzja - wiedziała, widziała przecież, że patronus swoją mocą powstrzymuje kreaturę przed tym, czego próbowała. Ale jeśli nie zawołałaby swojego towarzysza ku sobie, mogłaby zginąć sama - a wraz z nią, zginąłby i on. Upadła na kolana, kiedy macki strawił ogień kaszląc, łapczywie biorąc hausty powietrza, sekundę, drugą trzecią. Nie było czasu, nie więcej. Ból był nieprzyjemny, czuła wyraźnie złamane żebra, zaciskała wargi, podnosząc się na nogi. Wzięła wdech, po raz kolejny czując ukucie bólu.
- Atakuj dalej. - poleciła po raz kolejny skupiając się na melodii i kształcie, który znała, wywijając różdżką. - Expecto Patronum. - chcciała natchnąć patronusa własną mocą, tak by powrócił do ataku, który przerwała. Powinna się uleczyć? Przez chwilę ta myśl pojawiła się w jej głowie, ale nie czuła jeszcze skrajnego wycieńczenia, była jeszcze w stanie czarować i poruszać się. Musiała znaleźć się bliżej - tej kreatury, niebezpieczeństwa - a może nie ona sama a świeca. Może gdy znajdzie się bliżej mocniej wspomoże patronusa i dotkliwiej zadziała na cienistą istotę. Z trudem schyliła się, sięgając po palącą się świecę łapiąc ją w lewą rękę w zamiarze mając zbliżyć się w stronę kreatury. Kroki stawiała powoli i ostrożnie, tak by się nie potknąć i przypadkiem nie zgasić płomienia.
| 2. spopielenie na cień - jeśli mogę
3. i próbuję podejść ze świecą bliżej - też jeśli mogę
- Atakuj dalej. - poleciła po raz kolejny skupiając się na melodii i kształcie, który znała, wywijając różdżką. - Expecto Patronum. - chcciała natchnąć patronusa własną mocą, tak by powrócił do ataku, który przerwała. Powinna się uleczyć? Przez chwilę ta myśl pojawiła się w jej głowie, ale nie czuła jeszcze skrajnego wycieńczenia, była jeszcze w stanie czarować i poruszać się. Musiała znaleźć się bliżej - tej kreatury, niebezpieczeństwa - a może nie ona sama a świeca. Może gdy znajdzie się bliżej mocniej wspomoże patronusa i dotkliwiej zadziała na cienistą istotę. Z trudem schyliła się, sięgając po palącą się świecę łapiąc ją w lewą rękę w zamiarze mając zbliżyć się w stronę kreatury. Kroki stawiała powoli i ostrożnie, tak by się nie potknąć i przypadkiem nie zgasić płomienia.
| 2. spopielenie na cień - jeśli mogę
3. i próbuję podejść ze świecą bliżej - też jeśli mogę
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 6, 8, 7, 1, 7, 4, 8, 3, 2, 4, 5
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 6, 8, 7, 1, 7, 4, 8, 3, 2, 4, 5
Powietrze tężało od ścierających się dwóch przeciwstawnych sił, choć to mrok momentami zdawał się dominować, osłabiając walczących z nim na każdym kroku. Coś się zmieniło, kiedy świetlisty feniks poszybował ku poczwarze, wywołując ryk i ciąg inkantacji w obcej mowie. Dynamiczna sytuacja na polu walki była konsekwencją wszystkich podjętych działań. Magię ciągnie do magii, dlatego sięganie po zaawansowane czary niosło z sobą duże ryzyko, lecz nie mogli z tego powodu zaprzestać prób potężniejszych ataków. Wcześniejszy grom, co minął monstrum i uderzył w kamień, rozwarł przestrzeń, stał się wyrwą dla kolejnych istot z cienia. Istoty o kształcie dwóch lwic już pędziły w stronę Kierana, w momencie szczególnie alarmującym, gdy z nieba zaczęły spadać nie krople deszczu, lecz gęsta maź. Auror szybko skierował różdżkę ku szarżującym stworom, celując w jedno. Jeśli przybrały bardziej fizyczną formę, być może będzie możliwość powstrzymać ich ruchy. – Ventum rota!
1. k10
2. Ventum rota k100
1. k10
2. Ventum rota k100
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Stonehenge
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire