Wydarzenia


Ekipa forum
Taras
AutorWiadomość
Taras [odnośnik]27.03.17 16:08

Weranda

Weranda znajduje się z tyłu domu, niewidoczna dla oka przechodniów! W końcu kto chciałby, aby każdy sąsiad patrzył ci się na ręce. Piękna, drewniana weranda, na której znajduje się stolik i dwa krzesła. Kiedy przejdziemy przez drzwi znajdziemy się w kuchni, a z kolei siedząc na werandzie mamy widok na cudowny ogród.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]27.03.17 17:46
/ 17 kwietnia

Dolina Godryka była jej domem. Tutaj się urodziła, tutaj dorastała, tutaj stęskniona wracała w przerwach świątecznych z Akademii i tutaj stawała się damą. Znała wszystkie uliczki, mieszkających tutaj ludzi i najpiękniejsze zakątki tego miejsca. Odkąd wyszła za mąż nie miała jednak już tak wielu sposobności by tu wracać. Obowiązki jakie na nią spadły były większe niż mogła przepuszczać przed ślubem i chociaż przyjmowała je ze spokojem i rozwagą to i tak było jej ciężko pogodzić bycie lady Abbott z byciem lady Prewett. Wbrew wszystkiemu nie łączyły się tak ze sobą jakby tego chciała. Jednak była zawsze jedna sprawa, która przyciągała ją tutaj niczym zaklęcie. Jej druga, rodzinna połówka. Ukochany brat, któremu czasami trzeba było przypomnieć, że życie toczy się nie tylko w Dolinie, nie tylko w jego posiadłości i nie tylko nad jego zegarami. Kochała go całym sercem. Kiedyś byli do siebie bardzo podobni, ale po tym co stało się z narzeczoną Harolda widziała, że się zmienił bezpowrotnie. Nie uważała, że zmienił się na złe. Po prostu była to zmiana, która wpływała na jego postrzeganie życia. Zawsze była mu wdzięczna za to, że nawet w najciemniejszym czasie nie odtrącił jej od siebie. Nie poradziłaby sobie z tym. Lorraine uśmiechnęła się delikatnie przechodząc obok sprzedającej warzywa kobiety. Miała wrażenie, że ta niezmiennie dbała o to by wszyscy mieszkańcy Doliny mieli swój dostęp do świeżych warzyw. Ciepłe słońce łaskotało jej skórę. Westchnęła stając przed posiadłością brata. Ruszyła szybszym krokiem po cementowych schodach nie kłopocząc się pukaniem. Jeżeli jej brat jest w domu to szybko go znajdzie, a mogłaby się nie doczekać otwarcia drzwi. Najpierw ruszyła w stronę pracowni, a następnie kuchni i salonu. Dopiero po chwili tknęło ją by sprawdzić także na tarasie. Otworzyła drzwi i widząc swojego brata siedzącego do niej tyłem. Westchnęła wyrzucając dłonie w górę i podeszła do niego przytulając go do siebie i składając na jego szorstkim policzku pocałunek. - Haroldzie. Jesteś chory? Masz gorączkę? Ktoś rzucił na ciebie zaklęcie blokujące ruchy, albo co gorsza takie, które zabrania ci pisania listów do siostry? - zapytała spoglądając na brata z wyczekiwaniem.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Taras [odnośnik]05.04.17 22:07
/17 kwietnia

Ach jak przyjemnie!
To właśnie pomyślał Harold, kiedy dzisiejszego poranka wyjrzał przez okno. Nie miał zamiaru wychodzić dzisiaj ze swojego królestwa. Zadowolony, uśmiechnięty większość czasu spędził na dworze, towarzysząc swojemu hipogryfowi, Żołtodziobowi. O dziwo tego dnia zarówno zwierzęciu, jak i jego panu dopisywał humor. Siedział sobie na werandzie, spijając herbatkę, którą miał w filiżance z jakiejś starej zastawy. Matka uważała, że jest ona bardzo cenna. Sam Harold nie rozumiał tego jej przywiązania do rzeczy materialnych i wyceniania dosłownie wszystkiego. Kochał ją oczywiście, bo była dla niego bardzo łaskawa. Szczególnie w trakcie bardzo trudnego dla niego okresu. Przywoływanie wspomnień o Connie było bolesne. Connie, tylko on ją tak nazywał. Często śmiała się z tej wersji swojego imienia, zupełnie jakby słodkie zdrobnienie nie pasowało do poważnej szlachcianki. Potrząsnął głową dosyć energicznie, jakby to miało mu pomóc w pozbyciu się niechcianych wspomnień. Dużo przyjemniejsze wydawało mu się skupienie na promieniach słońca, które zabawnie tańczyły na piórach hipogryfa. Zwierzę wyjątkowo nie wzbiło się w powietrze, ale leniwie wylegiwało się na trawie. Zapatrzony w majestatyczne zwierzę Harold nawet nie zorientował się, że do domostwa wtargnęła jego najdroższa siostrzyczka, nosząca teraz nazwisko tego pożal się Merlinie Prewetta.
Niemalże zachłysnął się powietrzem, kiedy drobne, szczupłe ramiona zamknęły go w szczelnym uścisku. Na jego twarzy pojawił się niezwykle szczery uśmiech. - Lorraine! - wykrzyknął radośnie. Aż Żółtodziób wstał z trawy. Poderwał się z fotela niemalże od razu i obejmując siostrę w pasie uniósł ją ku górze. Okręcił się z nią nawet wokół własnej osi, zupełnie jakby właśnie tańczyli jeden z balowych tańców i doszli do punktu kulminacyjnego układu. Dopiero po tym przepełnionym euforią powitaniu postawił Lorraine na deskach tarasu. - Nie pisałem? Bzdury pleciesz droga siostro! Przecież napisałem list! A może dopiero go napiszę? Albo napiszę, ale zanieść mam wczoraj?- zadumał się chwilę, bełkocząc pod nosem. Często mu się to zdarzało. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, zlewały mu się w jedną całość. Szczególnie wydarzenia w niedużym odstępie czasowym. Czasem nie wiedział, czy odwiedziny Bertiego miały miejsce, czy dopiero miały się wydarzyć? Napisał list, a może miał to zrobić dnia następnego? - Nie musiałaś się specjalnie dla mnie odrywać się od obowiązków i zostawiać dzieci z guwernantką - odparł, chociaż szeroki uśmiech nadal nie znikał z jego twarzy. - Napijesz się czegoś? - zagadnął, jak na dobrego gospodarza przystało!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]09.04.17 22:41
Lorraine znała swojego brata jak własną kieszeń. Kiedy byli młodsi nie mieli przed sobą prawie żadnych tajemnic. Potrafili się dogadać niemalże w każdej kwestii, a ona wiedziała, że nic w jej życiu tego nie zmieni. Jednak to co znała zostało wystawione na próbę, którą niekoniecznie byli w stanie pojąć w pełni rozumem. To co zaszło w jej bracie po stracie ukochanej sprawiło, że zniknął niemal w całości blask ich posiadłości. Lorraine nie potrafiła znieść tej gasnącej z każdym dniem chęci życia. Nie mogła być bardziej szczęśliwa gdy drzwi jego sypialni w końcu się otworzyły, a on znowu zaczął wracać do życia. Chociaż wszyscy patrzyli na niego ze szczęściem ignorując wszystko co niecodzienne to ona widziała, że jej brat jest inny. Bardzo starała się znaleźć w nim tą inność. Patrzyła na niego przypisując każde niecodzienne zachowanie jego nowemu sposobu życia, który łatwo było zaakceptować. Lorra z miłości potrafiła zaakceptować wszystko, a on był jednym z najbliższych jej sercu. Dlatego wcale nie zdziwił ją fakt, że do niej nie pisał. Nie zaskoczył ją fakt, że potrzebowała dobrych kilku minut by go znaleźć w tej wielkiej posiadłości i że nie słyszał jej wołania. Znała go jak własną kieszeń i wiedziała jak bardzo normalne to wszystko było. Uśmiechnęła się szeroko słysząc jego podniesiony głos przy wypowiadaniu jej imienia. Z rozbawieniem przytuliła się do brata gdy ten okręcał ją niczym w jednym z ich ulubionych tak dobrze znanych jej tańców. Przymknęła oczy dobrze pamiętając jak jego szybkie ruchy przyprawiały ją o zawrót głowy. Kiedy ją puścił nadal jej dźwięczny śmiech odbijał się od drewnianych desek tarasu. Słysząc wyjaśnienie brata co do braku korespondencji przewróciła oczami. - Gdybyś więcej czasu poświęcał teraźniejszości, a mniej przyszłości to byś doskonale wiedział, że nadal na niego czekam. - powiedziała i chociaż w jej głosie brzmiała reprymenda to i tak na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Dobrze wiedział, że jej słowa to tylko oznaka troski. Mieli inne postrzeganie daru, który posiadali. Blondynka nie lubiła go używać, przyszłość powinna zostać niewiadomą, bo niewłaściwie użyta wiedza mogła być całkowicie destrukcyjna. Nigdy nie chciała swojego daru i nigdy nie był on dla niej czymś dobrym. Wręcz przeciwnie. Wszystko co widziała to minusy jego użytkowania. Strach przed zobaczeniem czegoś czego zobaczyć nie powinna lub tego, że jej dar uaktywni się w najgorszym momencie z możliwych. Zamiast ją wzmacniać sprawiał, że czuła się słaba. Machnęła dłonią w stronę brata. - Spokojnie. Dla kogo innego mam się odrywać? Jesteś moim bratem. - powiedziała i delikatnie wzruszyła ramionami bo przecież to doskonale tłumaczyło wszystko. Usiadła na krześle zostawiają na stole kapelusz i pozwalając włosom delikatnie spłynąć po ramionach. - Coś ziołowego. Ostatnio pije za dużo kofeiny i robię przez to trochę niespokojna. - mruknęła spoglądając na stojącego nieopodal tarasu hipogryfa. - Jest jakiś grubszy. Nie powinieneś go przekarmiać wiesz o tym, prawda? W końcu nie poleci. - mruknęła spoglądając na brata z uśmiechem ściskając jego dłoń. Zawsze widziała w nim podobieństwo do matki. Krew Ollivanderów była w nim jak najbardziej widoczna.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Taras [odnośnik]15.04.17 0:08
Okropnie winił się za to ile cierpienia przysporzył rodzinie, swoim własnym. Szczególnie jeżeli chodziło o Lorraine. Chociaż dzielił ich rok różnicy, matka zwykła nazywać ich bliźniętami. Jako dzieci wszędzie chodzili razem. Harold bronił jej honoru przed innymi chłopcami, odsuwał krzesło kiedy siadała przy stole i oferował swoje ramię, gdy dumnie kroczyli ścieżką prowadzącą do dworu jednego z zaprzyjaźnionych rodów. Być może to właśnie ta silna więź z siostrą i wiadomość o jej ślubie sprawiła, że wziął się w garść i opuścił swoją komnatę, karząc przygotować dla siebie najlepszą wyjściową szatę, co było nie lada wyczynem. Żadna z szat, którą miał w szafie nie pasowała na jego wychudzoną sylwetkę. I chociaż czuł rosnącą w nim niechęć, kiedy patrzył na rudowłosego mężczyznę u jej boku to cieszył się, bo widział, że w końcu była szczęśliwa. A tylko to się dla niego liczyło. Aby była szczęśliwa i bezpieczna. A jego uprzedzenia co do męża? Czający się z każdej strony obłęd? Śmiem twierdzić, że w obliczu uśmiechu na twarzy Lorry nie miały najmniejszego znaczenia. Zamiatał to wszystko pod dywan.
Na słowa młodszej siostry wywrócił jedynie oczami. Jak on mógł poświęcać więcej czasu teraźniejszości, kiedy przyszłość pukała natrętnie do jego drzwi, a przeszłość widocznie zasiedziała się zbyt długo, nie chcąc cały czas ustąpić teraźniejszości miejsca w najwygodniejszym fotelu. - Cóż, w takim razie już nie musisz na niego czekać - stwierdził beztrosko, wzruszając przy tym ramionami. Skoro przyszła to wysyłanie sowy nie miało już najmniejszego sensu. Przecież tu była i wszystko co napisał w liście spokojnie mógł przekazać jej osobiście, a w najgorszym wypadku wręczy jej list, gdyby ostatecznie zapomniał o tym co tam napisał, albo zapomniał jej o tym powiedzieć. Czasem sam zastanawiał się gdzie też podziewała się jego głowa. Pamięć ludzka bywa jednak ulotna. Smucił go fakt, że siostra w taki pesymistyczny sposób postrzegała swój dar. Harold był zdanie, że skoro Merlin obdarzył ich właśnie tak rzadką umiejętnością zaglądania w to co się stanie, to trzeba z niej korzystać. Owszem, chociaż on swoim obsesyjnymi próbami odnalezienia Constance doprowadził się na skraj całkowitego szaleństwa to nie znaczyło, że Lorry miała skończyć tak samo. - Ach, muszę was niebawem odwiedzić, jak tam nasza biedroneczka? I oczywiście mały, zacny lord?- zagadnął z żywą ciekawością w oczach. Kochał Miriam i Edwina jak własne dzieci. Dla nich byłby gotów zrobić wszystko. Już nie mówiąc o tym, że świetnie bawił się w ich towarzystwie. Na słowa siostry pokręcił głową, ciężko wzdychając. - Mówiłem ci ostatnim razem coś na temat picia kofeiny! To niezdrowe dla twojego żołądka - odparł tonem starszego, nadopiekuńczego brata. Bo opiekował się nią. Na swój własny i dziwaczny sposób, ale nadal dbał oto, aby jego młodsza siostrzyczka była bezpieczna i aby ani jeden blond włosek nie spadł z jej ślicznej główki co doprawdy będzie trudne zważywszy na to, że była w Zakonie. Harold zniknął na chwilę w kuchni. Dwa machnięcia różdżką i herbata sama zaczęła się robić, a on po chwili mógł wrócić z tacką, dwiema filiżankami i dzbanuszkiem ziołowej herbaty. - Żółtodziób? To łakomczuch, rozbestwił się! I to wszystko za sprawą jego oczu, zobacz jak on na mnie patrzy - odparł, wlepiając gniewne spojrzenie w Hipogryfa, który jakby zdając sobie sprawę z tego, że to o nim jest mowa, rozprostował leniwie skrzydła, wystawiając je na działanie promieni słonecznych. -Patrz, leniwca - westchnął. - Usiądź - zwrócił się już do siostry, wskazując jej jedno z krzeseł stojących na tarasie. - Opowiadaj co u ciebie siostrzyczko.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]18.04.17 19:17
Lorraine wcale nie postrzegała tego jako cierpienie, które zadał. Owszem światło nad Doliną Godryka na chwile zgasło zostawiając im jedynie nadzieję na polepszenie się jego stanu. Nikt nie mógł przewidzieć tego co stało się z narzeczoną Harrego. Nikt nie spodziewał się, że dziewczyna nagle wyparuje i ślad po niej zaginie. Nie dawał im cierpienia własnym zachowaniem bo oni cierpieli razem z nim. Abbottowie zawsze byli rodzinni i  chociaż ich ojciec nigdy tego nie okazywał to i tak wszyscy wiedzieli, że w ich rodzinie rodzinę ceniło się ponad wszystko. Była równie ważna co sprawiedliwość, o którą tak dbali przez te wszystkie wieki. Harry był najlepszym bratem i Lorra wiedziała, że może mu powiedzieć o wszystkim i nawet jeśli jej brat nie był w całości na ziemi, nawet jeśli część jego tkwiła w przyszłości i przeszłości potrafiła to zrozumieć. Jeśli tylko nie tracił czasu na spoglądanie w jej przyszłość potrafiła to wszystko zrozumieć. Lorraine uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu. No tak. W końcu to ona była tą, która miała tendencje do rozpamiętywania. Zastanawiania się nad tym co by by było gdyby. Nie mogła nic na to poradzić. Chociaż zwykle była chodzącą optymistką tak czasami zdarzało jej się drążyć niepotrzebnie niektóre sprawy. Czasami jednak dziwiła się, że jej bratu tak łatwo przychodzi oderwanie się od rzeczywistości. Podchodzenie do wszystkiego z taką prostotą. Wiedziała, że nie jest to tylko kwestia jego szaleństwa, które w jakimś stopniu ciągle ingerowało w jego życie, ale także kwestii samego charakteru jej brata. - Biedroneczka znalazła ostatnio w naszym ogrodzie gniazdo pliszki żółtej. Tylko się nie wygadaj wujku, że wiesz bo to nasza tajemnica. Teraz się nią opiekuje i dba o to by nic jej się złego nie przytrafiło. Ani jej ani jej małym, które właśnie wysiaduje. - opowiedziała z uśmiechem. Rozczulała się niemalże na każde wspomnienie o swoich dzieciach. Nie dało się inaczej. Byli jedyni i niepowtarzalni. - Za to mały lord… ah… Winnie. Nadal twierdzi, że wszystkie dziewczyny są fe i ble. Oczywiście wszystkie prócz jego mamy. - zaśmiała się. - Koniecznie. Wydaje mi się, że nie widzieliśmy się wieki. Ah… ostatnio czas tak szybko leci, Harry. - mruknęła z westchnięciem. Nie wiedziała kiedy jej te dni uciekały. Znikały przez palce. Pokręciła głową i zaraz uśmiechnęła się szeroko. Miał racje. To nie było dobre dla żołądka, ale co ona mogła? Wszystko co było złe i niedobre sprawiało, że ludzie tego pragnęli. Małe grzechy potrafiła sobie wybaczyć. Wpatrywała się w zwierze gdy jej brat zniknął by zrobić im herbatę. Drgnęła gdy po chwili wrócił. - Eh… nie jesteśmy asertywni. To jest w naszej krwi. - mruknęła kręcąc głową i uśmiechając się szeroko. Usiadła biorąc w dłonie gorący kubek ziół. Wzruszyła ramionami. - Ostatnio dużo czasu spędzam czasu w domu za to Archie… no on ostatnio pracuje jeszcze więcej. - machnęła dłonią. - Czyli po staremu. - uśmiechnęła się szeroko. - Bardziej mnie interesuje co u ciebie. Masz dla mnie jakieś nowiki? - zapytała unosząc brew i upijając łyk herbaty. Dziwne, że się nie poparzyła.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Taras [odnośnik]04.05.17 16:22
Paradoksalnie po tym co przeżył przyjmował wszystko inne z łatwością. Chociaż emocjonalnie reagował na każdą tragedię, jak i chwilę radości. Stał się człowiekiem pełnym paradoksów. Zmiennym. Dla niego wszystko było czarne albo białe, dobre albo złe. A sam był złożony z różnych odcieni szarości. Mimo metamorfozy jaką przeszedł naprawdę starał się ze wszystkich sił być przydatnym dla rodziny. Problem polegał jednak na tym, że nie mógł się zbytnio skupić na konkretnych czynnościach, które go nie interesowały. Niegdyś potrafił z zaangażowaniem wysłuchiwać nieco nudnawych historii cioteczki Arvellii, teraz? Z trudem powstrzymywałby się od tego, żeby ostentacyjne nie ziewnąć jej prosto w twarz. Taki już był.
Niestety nie był w stanie wypełnić prośby swojej siostry, chociażby chciał. Stracił już jedną bliską osobę. Teraz? Obserwował przyszłość swojej siostry, aby mieć pewność, że nic jej się nie stanie. Żeby być przygotowanym. Naturalnie odgrywając najbardziej wymagającą rolę udawał, że dotrzymał słowa i od czasu tej wizji z Archibaldem w roli głównej nie patrzy w przyszłość Lorraine. - Zawsze wiedziałem, że to dziecko o wielkim i dobrym sercu. Wyrośnie z niej cudowna osoba i nie muszę być jasnowidzem, żeby o tym wiedzieć - odparł, pewien każdego swojego słowa. Oczywiście, że wiedział iż mała Miriam to osóbka, która już teraz zbawiłaby cały świat i zaopiekowała się każdym chorym zwierzątkiem. Ze strachem w oczach odliczał czas do momentu, w którym mała będzie musiała iść do szkoły. Miał głęboką nadzieję, że Lorraine i Fluvius pójdą po rozum do głowy i nie wyślą swej córki do Hogwartu. Harold nawet w najmniejszym stopniu nie wierzył w to, jakoby szkoła była jeszcze bezpiecznym miejscem. Zresztą wierzył, że jako członkowie Zakonu Prewettowie poślą swe dzieci do szkoły we Francji. Przecież Lorry też się tam uczyła. - Mądry chłopiec! Niech się wystrzega kobiet póki może. Później będzie za późno! - powiedział z rozbawieniem. Naturalnie, wierzył w miłość jaką Lorraine i Archie darzyli swoje dzieci. Jednakże to nie zmieniało faktu iż szlachta nadal pozostaje szlachtą i przymusowe śluby są nieodłączną częścią bycia arystokratą. - Czas leci moja droga, bezczelnie wyszarpując nam każdą sekundę. A szkoda, wiesz ile miałbym takich sekund i ile mógł je przeznaczyć na odwiedziny na twoim dworze? - pierwszą część wypowiedzi wypowiedział bardzo poważnym tonem, jakby trochę nawet zamyślony. Później jednak ożywił się niemalże od razu, a na jego twarzy znowu zagościł szeroki uśmiech.
Westchnął lekko. - Już myślałem, że nie zapytasz! - powiedział ożywiony klasnąwszy w ręce z entuzjazmem. - Niech no ja pomyślę - zaczął, pukając się palcem wskazującym w brodę. -Wyobrażasz sobie, że musiałem temu nieszczęsnemu Percivalowi robić zegar? Znaczy jako prezent ślubny od Ulyssesa. Ale to nie jest w sumie najciekawsze. Kojarzysz Jaydena Vane'a, prawda? Ten astronom, uczy astronomii w Hogwarcie - zagadnął, unosząc jedną brew ku górze, ale nie czekając nawet na potwierdzenie ze strony siostry mówił dalej. - Wyobrażasz sobie, że spotkałem go na wyspie Wight w Zatoce Syren. Miał biedaczyna szczęście! Gdyby nie ja padłby ofiarą syren. I to dwukrotnie. A mówią, że to ja jestem lekkomyślnym szaleńcem - prychnął na koniec, zupełnie zdegustowany opinią miejscowych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]09.05.17 11:09
Lorraine miała świadomość tego, że jej prośby raczej na nic się zdawały. Może to przez to, że ich dary chociaż z pozoru podobne wcale podobne nie były. Lorraine nie uznawała jasnowidzenia jako daru, który dostała. Uznawała go za zbędny bagaż, za coś przez co w pewien sposób patrzyła tylko z niepokojem na świat jaki ją otaczał. Nie dlatego, że zdarzało jej się zobaczyć coś co będzie w przyszłości, ale dlatego, że nie miała na to żadnego wpływu. Wierzyła, że czasami lepiej wiedzieć po prostu mniej. Nie chciała się złościć na Harrego, ale podejmowała często decyzje, które najpierw stawiały na piedestale całą sytuacje i jej bliskich, a dopiero później ją. Czasami za swoje decyzje przychodziło jej płacić i nie chciała o nich wiedzieć zanim nie musiała stanąć z nimi twarzą w twarz. Był dla niej idealnym bratem. Kiedy byli młodsi trzymali się ciągle razem, a ludzie myśleli, że są bliźniakami. Mieli specyficzną więź i Lorraine była za to wdzięczna. Nie wyobrażała sobie życia bez brata w tle i on doskonale musiał zdawać sobie z tego sprawę. Na wspomnienie córki uśmiechnęła się promiennie. Bycie matką było dla niej najważniejsze. To rola, która zawsze będzie w niej ponad wszystko inne. Wspomnienie każdego wspólnego dnia. Nie istniało chyba nic piękniejszego niż to co czuła widząc dwie rude czuprynki biegnące w jej stronę i zarzucające jej dłonie na ramiona. - Za szybko dorastają, wiesz? - uniosła brew i westchnęła przeciągle. Martwiła się. Zawsze się martwiła. O dzieci, o męża, o brata, o przyjaciół i bliskich. Zajmowali całą powierzchnie jej serca. - Nie da się tego zatrzymać. Z każdym dniem widzę w nich zmianę. Jeszcze chwile temu byłam w ciąży. Jeszcze chwile temu my byliśmy tacy drobni, Harry. - to była chwila. Czas biegł ja szalony nie pytają nikogo go zgodę. Biegł chcąc dotrzeć do mety nie zdając sobie sprawy z tego, że nie wszyscy mogliby chcieć tego. Ona by chciała teraz go zatrzymać. Dla siebie i dla swoich bliskich. Czasem brakowało im tylko kilku sekund, tylko kilku minut. Zaśmiała się. - Kobieto! Puchu marny! - przez pracę jaką wykonywała łatwo jej było zapamiętywać to co czyta chociaż rzadko zdarzało jej się czytać coś wychodzącego spod ręki mugola. To jednak utknęło jej w głowie na tyle by móc to teraz z łatwością przytoczyć. - Dziedzic ma jeszcze na to czas. - dodała z pewnością w głosie. Nie chciała nawet jeszcze myśleć o szlachetnych obowiązkach. Chciała by rosło to w nich w inny sposób. Naturalnie. Nie wiedziała jednak jak to będzie wyglądać w przyszłości i znowu… wcale nie chciała jeszcze tego wiedzieć. Uniosła kącik ust i pokręciła głową. - Marna wymówka. Marna. - mruknęła zanurzając usta w gorącym płynie. Na wspomnienie Perciego uśmiechnęła się szeroko. Nie rozumiała ciągłej wojny między Nottem a Abbottem, ale to na pewno było coś co razem z Archiem mogli dzielić. Ona była rodzinna. Kochała wszystkich swoich bliskich i była w stanie zrobić dla nich wszystko. Dlatego tym bardziej nie potrafiła czasem patrzeć jak ci wylewają na siebie negatywne emocje. Chociaż nauczyła się już nie wchodzić w konflikty innych. Niektórych po prostu nie dało się naprostować. - To na pewno był piękny zegar. - odparła bo to wydawało jej się najlepsze w tym momencie. Zresztą co jak co, ale do zegarów Harold miał niesamowity talent. - Oczywiście, że kojarzę. - odparła czekając na ciąg dalszy opowieści. Pokręciła głową. - Dobrze, że oboje nie padliście ofiarą syren. Są straszne i ludzie dają się im łatwo zmanipulować. Trzeba być ostrożnym. - dodała z całkowitą powagą. O stworzeniach wiedzę miała dość sporą, ale zwykle była ona podparta doświadczeniem jakie miała. Westchnęła. - Obiecaj mi, Harry. Obiecaj, że będziesz.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Taras [odnośnik]23.06.17 22:58
Obudził się razem z przysłowiowym pianiem koguta. Zawsze budził się z samego rana, nie chcąc marnować ani chwili na sen skoro mógł zająć się zabawą. Chociaż rodzice nie lubili, kiedy cały czas biegał wokół domu i wywijał patykami, dlatego często zajmowali jego czas pracą. Najbardziej nie lubił pielić ogródka, bo zawsze mylił chwasty z kwiatkami i dostawało mu się za to po uszach. Wolał biegać od domu do domu i zwoływać przyjaciół do wspólnej zabawy. Do gry w berka, w pijanego gnoma i przede wszystkim w chowanego. Uwielbiał bawić się w chowanego i, szczerze mówiąc, był w tym naprawdę dobry. Znał niemalże każdy zakamarek Doliny Godryka, dlatego tak bardzo pragnął udać się do Hogwartu. Tam czekało na niego tyle tajemnic, tyle nieodkrytych miejsc! Zostały mu jeszcze cztery miesiące - każdego dnia odliczał dni.
Tego dnia się nudził. Krzątał się z kąta w kąt, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wtedy matka wezwała go do siebie i powiedziała, że idzie do pana Harolda. John od razu zaoferował swoją pomoc. Pan Harold był dziwnym człowiekiem i czasami trochę się go bał, ale i tak był ciekawy jego historii. Wyjął zabawkową różdżkę zza pasa, uważając, że jest już na nią za duży i trochę wstyd chodzić z nią publicznie. W końcu niedługo miał dostać swoją własną, prawdziwą! Tego dnia nie mógł się doczekać równie mocno co pójścia do szkoły. Jaki będzie miał rdzeń? Jakie drewno? Jaka będzie długa? Obstawił już się z kolegami, że będzie miała dwanaście i pół cala. Czuł, że właśnie tyle będzie mieć.
Mama wygładziła mu włosy przed wejściem, co tylko przywołało niezadowolony grymas na jego twarzy. Kiedy tylko się odwróciła, podrapał się energicznie po głowie, przywracając fryzurę do poprzedniego stanu. Wszedł za nią do środka i jak zwykle z podziwem rozejrzał się po wnętrzu. - Dzień dobry - przywitał się grzecznie, bo mama obiecała mu taką sowę jaką sobie tylko zażyczy, więc starał się być posłuszny. Mama poszła rozmawiać o czymś z panem Haroldem, a John stał dalej w progu, co i rusz nieśmiało spoglądając w kierunku nieznajomej. Zastanawiał się czy przypadkiem nie jest półwilą: tata niedawno mu o nich opowiadał i jej wygląd jakoś tak dobrze wpisywał się w tą opowieść.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Taras  3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]28.06.17 7:51
Rozmyślenia przerwał im dźwięk kołatki. Zaniepokojona Lorraine spojrzała na brata szukając wyjaśnienia dla tej niespodziewanej wizyty. Nie powinna się jednak temu dziwić. Harry był osobą, która zwykle nie dzieliła się swoimi planami i zamierzeniami z innymi, a blondynka była niemalże przekonana, że szlachcic po prostu o umówionym spotkaniu zapomniał. Jednak żyli w niebezpiecznych czasach chociaż wątpiła, że było coś co mogłoby jej brata zaskoczyć. Jego dar był przydatny niemalże każdego dnia. Lorraine o swój musiała albo błagać albo od niego uciekać. Kiedy Abbott udał się do gabinetu razem z nieznaną jej mieszkanką Doliny Godryka zostawiając w holu wpatrującego się w blondynkę chłopca ta uśmiechnęła się delikatnie. - Dzień dobry – odpowiedziała odstawiając filiżankę na blat drewnianego stołu. Przywołała chłopca gestem ręki. Kto wie co jej brat trzymał w swojej posiadłości? Chociaż kochała go całym sercem i wiedziała, że oboje zrobiliby dla siebie wszystko to jednak coś jej podpowiadało, że nie wszystkie działania jej brata były całkowicie racjonalne i dziecko nie powinno krążyć między przedmiotami wątpliwego pochodzenia. - Młody paniczu… przyszedł pan załatwiać sprawy Doliny Godryka? - zapytała unosząc brew zainteresowana. Małe dzieci zawsze chciały czuć się potrzebne. Wiedziała to po przykładzie samej siebie i wiedziała to po przykładzie swoich dzieci. Kiedyś marzyła o dorosłości. O byciu piękną, szlachetną damą, o której mówiłby cały Londyn. Miała całkowicie inne pojęcie rzeczywistości niż ma teraz, ale doskonale pamiętała jak ważne to dla niej było. By coś robić. Lorraine spojrzała kątem oka na wylegującego się nadal w słońcu hipogryfa. - Znasz Żółtodzioba? - zapytała bo choć Harry zwykle się z nim nie rozstawał to podejrzewała, że nie wszyscy mogą mieć przyjemność obcowania z tym niezwykłym stworzeniem. Mogła sobie wyobrazić co powiedziałby jej mąż o tej niezwykłości. Nie miała pojęcia skąd brała się w nim ta cała niechęć to wszystkich zwierząt. To przecież było aż zadziwiające jak bardzo od nich stronił zważając na to czym ona się znajdowała. Ech… życie.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Taras [odnośnik]14.07.17 0:56
Chłopiec spoglądał ukradkiem na Lorraine, będąc przekonanym, że ma do czynienia z wilą. Jej jasna cera, błękitne oczy i blond włosy były dla niego czymś niezwykłym. Przyzwyczaił się do swoich kruczoczarnych loków, które odziedziczył po rodzicach. Nikt w jego domu nie był tak jasny i blady, nikt też nie ubierał się w takie suknie. Zerknął na swoją matkę, którą też uważał za ładną, ale był to całkiem inny rodzaj piękna. Podszedł nieśmiało, kiedy go przywołała, nie będąc w stanie się sprzeciwić. Dłonie splótł za plecami, wzrok wbił w buty. Podobno mężczyźni tracą głowę przy wilach, John obawiał się, że to spotka i jego. Nie chciał sobie narobić wstydu przy mamie ani panu Haroldzie. - Nie, to tylko mama... Właściwie nie wiem po co przyszliśmy - przyznał się bez bicia, spoglądając na swoją rodzicielkę, wciąż żywo dyskutującą z sąsiadem. Zmarkotniał nieco, bo faktycznie chciałby załatwiać teraz sprawy ważne dla całej Doliny Godryka, robić coś wielkiego! Najbardziej jednak chciałby zostać gwiazdą Quidditcha. Każdego dnia starał się latać dookoła domu na swojej miotełce, która zresztą zaczynała być dla niego za mała. Wciąż czekał na nową, prawdziwą, na przykład najnowszego Zmiatacza! - Trochę - przyznał, a w jego oczach zapaliły się niewielkie ogniki zafascynowania. Zawsze chciał się na nim przelecieć, ale nie miał odwagi teraz się do tego przyznać. Zamiast tego spłonął rumieńcem i nie unosząc wzroku na piękną panią, wybąknął - Jest pani wilą? - Za bardzo go ta kwestia intrygowała, dlatego musiał zadać to pytanie, inaczej głowiłby się nad tym za każdym razem, kiedy zobaczyłby pana Harolda. Choć on był jej bratem, a nie wyglądał na wila. Wil, jest w ogóle coś takiego? Będzie musiał się zapytać swojego taty. On dużo wiedział, mimo że mama wciąż powtarzała jaki jest głupi. W ogóle często się kłócili, ale John nigdy się tym nie przejmował, bo potem zawsze się przytulali. Miał tylko nadzieję, że jego wścibskie pytanie nie zostanie uznane za niegrzeczność, bo nie dostanie swojej sowy. Aż zerknął ponownie na mamę, upewniając się, że wciąż zajęta jest rozmową z panem Haroldem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Taras  3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]16.07.17 21:33
Lorraine nigdy nie miała podejścia do dzieci chociaż wszyscy od zawsze jej powtarzali, że dzieci ją uwielbiają. Dopóki sama nie została matką naprawdę nie przepadała za dziećmi. Wydawały jej się być… zbyt skomplikowane. Kiedy przyszło jej zabawiać swoich kuzynów podczas rodzinnych spotkań zawsze uważała na ich każdy ruch bojąc się, że zrobią sobie krzywdę. Najchętniej przez cały ten czas grałaby z nimi w króla ciszy, albo cokolwiek nie wymagającego w ogóle poruszania się. Jednak jej kuzyni zawsze widzieli więcej rozrywki w bieganiu wokół jej sukienki niż w spokojnym spacerze. Później kiedy została matką była przerażona. To nie była zgraja kuzynów, których po godzinie miała oddać rodzicom. To ona była rodzicem i ona musiała się zająć jak najlepiej potrafiła własnym dzieckiem. To było trudne i Archie jej świadkiem jak siedziała przy łóżeczku sprawdzając co minutę czy mała Mircia oddycha. Przy Winniem wcale nie było jej łatwiej chociaż już tak bardzo się nie bała. Wiedziała co może, czego nie może robić nawet jeśli każdego dziecko jest inne. Ktoś kiedyś jej powiedział, że jeżeli przejdzie się przez pierwsze lata własnych dzieci to przejdzie się już przez wszystko. Było w tym duże ziarno prawdy, bo wychowanie dzieci dało jej odwagę, której wcześniej nie miała. Prawdopodobnie nie było teraz rzeczy na świecie, której by się bała bardziej niż wtedy gdy pierwszy raz wzięła swoje dzieci na ręce. Patrząc na chłopca o ciemnych lokach zatrzymała się myślami przy jego matce. Czy ona też to czuła? Czy też jest kobietą, której teraz już nic nie złamie? Uśmiechnęła się do chłopca. - Mama na pewno potrzebowała twojego wsparcia tutaj. - odparła spoglądając na podchodzącego do nich majestatycznym krokiem Żółtodzioba. Naprawdę wyglądał tak jakby Harold nie robił z nim nic innego prócz karmienia. Był wielki i nawet jego duma nie mogła tego przyćmić. - Niedługo jak pójdziesz do szkoły nauczysz się o hipogryfach i wtedy poprosimy lorda Abbotta by cię zabrał na przejażdżkę. - mrugnęła do chłopca okiem zgadując, że ten jeszcze nie skończył jedenastu lat chociaż skąd tak naprawdę mogła to wiedzieć? Na pytanie chłopca zaśmiała się. - Nie, nie jestem wilą. Dlaczego tak uważasz? - zapytała ciekawa dlaczego wiele osób dostrzega w niej urodę wilii.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Taras [odnośnik]21.07.17 0:09
John wzruszył ramionami, wcale nie będąc pewnym, czy jego mama aż tak potrzebowała jego pomocy. Nawet mu nie powiedziała po co dokładnie odwiedzają pana Harolda; matka kazała mu się do niego zwracać szanowny lordzie Abbott albo krócej lodzie Abbott, ale pan Harold powiedział mu, żeby mówić Harold. Zwracanie się samym imieniem było jednak dla Johna stresujące, więc dla własnej wygody postawił przed nim krótkie pan i wszyscy oprócz rodzicielki byli zadowoleni. Tak więc przy niej starał się zwracać do sąsiada bezosobowo lub nie zwracać się do niego w ogóle, co w zasadzie również wywoływało jej złość. Cóż, chyba każde rozwiązanie, oprócz jej własnego, było złe. Tak już jego mama miała i z historii opowiadanych przez kolegów wynosił, że miała tak każda mama. W sensie każda mama miała rację, o. Nawet jak jej nie miała, ale wtedy strach było się odezwać i skrytykować.
Oczy zaświeciły mu się jak dwie mugolskie żarówki, kiedy usłyszał o przejażdżce na hipogryfie. Spojrzał na dostojne zwierzę, które podeszło w ich kierunku, i tak bardzo chciał na nie wsiąść już teraz zaraz! Powstrzymał się jednak przed wybuchem nadmiernej ekscytacji, przynajmniej słownej, bo z jego twarzy dało wyczytać się wszystko. Jego wuj mawiał, że ma twarz jak otwarta księga. - Już trochę wiem o hipogryfach - wybąknął odważnie, bo w środku tliła się w nim nadzieja, że da radę przelecieć się już za moment. Znał się trochę na magicznych stworzeniach, bardzo je lubił i dlatego tak pragnął swojej własnej sowy i dlatego starał się być taki grzeczny i ułożony jak jeszcze nigdy wcześniej. - Ma przód orła i tył konia - powiedział niepewnie, nie chcąc się wymądrzać przed ładną panią. Pragnął jedynie pochwalić się swoją wiedzą, bo rodzice to się tylko zakładali z ilu przedmiotów dostanie nędzny na SUMach. - I łatwo je obrazić - dodał, spoglądając z lekkim przestrachem na dostojne stworzenie, ale chyba jeszcze mu nie podpadł. Chciał jeszcze czymś się pochwalić, ale pytanie ładnej pani zwaliło go z nóg. Na jego policzki wypłynął płonący rumieniec. - Bo... yyy... tata mi mówił, że wile są blondynkami i mają niebieskie oczy - powiedział cicho, nie będąc nawet pewnym czy wypada mu o tym opowiadać. A potem (och, jakie to szczęście!) zawołała go mama i dała mu do trzymania kilka flakoników z dziwną cieczą, kilkukrotnie upominając jakie one są ważne i jak bardzo nic nie może im się stać. John pokiwał głową ze zrozumieniem, jednak wywrócił oczami, kiedy tylko jego mama się odwróciła. Ruszył grzecznie za nią, spoglądając jeszcze przelotnie na pana Harolda i zatrzymując się dłużej przy Ładnej Pani. - Do widzenia - powiedział, postanawiając, że jednak pochwali ojcu, że spotkał wilę. Najprawdziwszą! Tu, w Dolinie! Ciekawe czy będzie zazdrosny.

|zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Taras  3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Taras
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach