Ogród za domem
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ogród za domem
Obszerny plac za posiadłością, który po brzegi obrasta w przeróżne, egzotyczne i te bardziej rodzime kwiaty, wonne i owocowe krzewy, drobne krzewinki i wysokie drzewa, w których cieniu można odpocząć albo spędzić chwilę wolnego czasu z dziećmi. Tutaj również, na wyodrębnionym kawałku równo przyciętego trawnika, organizowane są letnie obiady rodzinne albo drobne przyjęcia z lekkimi pogaduszkami w roli głównej.
Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce
a może w ogródku na grządce
Słyszał kiedyś teorię, że magia wywodziła się z chaosu. Ta najbardziej czysta, bezpostaciowa, poza zasięgiem ludzkiego pojęcia. Dopiero umieszczony pierwiastek w człowieku, potrafił nadać jej porządek. W mocy woli kreowała rzeczywistość, jakiej potrzebował czarodziej. Z jednej strony, można byłoby się czuć dumnym. Magia była czymś wyjątkowym, odróżniającym ich od świata mugoli. Z drugiej strony - ograniczali moc. Własnymi granicami, postrzeganiem, wartościami, czy wadami. I jeśli panujący, chaotyczny stan magii, był ledwie fragmentem "możliwości" mocy w jej pierwotnej postaci, to wolałby dalej nie szukać. Wystarczył mu pokaz własnych umiejętności i nagłych zwrotów, które wykręcały pierwotny cel. Albo nieprzewidzianych, dodatkowych efektów. Jeden z nich miał przed sobą, gdy szkarłat i słabość kolejny raz atakowały jego towarzyszkę. Nawet, gdyby chciał pomóc, magia uzdrowicielska była daleko poza jego zdolnościami.
Trening w podobnych warunkach był jeszcze trudniejszy, niż kiedyś. Niebezpieczeństwo syczało z boku i czekało na niezapowiedzianą tragedię. Było wielu, którzy przez to, coraz częściej rezygnowali z używania różdżek, ograniczając ich zastosowanie do koniecznego minimum. Skamander, ani żaden auro na podobny "luksus" pozwolić sobie nie mogli. Było bowiem wielu szaleńców, którzy wręcz odwrotnie, nadużywali mocy, byleby tylko znaleźć jej ciemniejsze zastosowanie. Nie wspominając o samych anomaliach, które ogniskowały najbardziej plugawą magię. Przyciągały straceńców i cichych bohaterów. I częściej, nie kończyło się to dla nich dobrze.
Odpowiedział kobiecie lustrzanym kiwnięciem, przyjmując do wiadomości jej gest. Nie próbowała walczyć z nim, przyjmowała fakt, że posiadała braki i ograniczenia, a krytyka miała pomóc je dostrzec i w końcu przekroczyć. Zazwyczaj pierwszy etap był najtrudniejszy. Nie każdy godził się z oceną możliwości i w bezmyślnej próbie udowodnienia swojej wartości, rzucali się do walki. Na myśl przychodziło mu kilka osób, którym przypisałby to miano, ale nieznacznie pokręcił głową, wracając do teraźniejszości. Akuratnie, by usłyszeć formowaną inkantację. Uniósł brwi przez ułamek sekundy czekając na płynący ku niemu promień. I tym razem świetlista mgiełka zalśniła lekko i zgasła, jak płomyk od padających, deszczowych kropel.
Opuścił wolno wysuniętą różdżkę - Jeśli potrzebujesz czasu, powiedz - krew buchnęła obficie z nosa szlachcianki i powoli nie przypominało to drobnostki. I jeśli początkowo planował sięgnąć i po magie ofensywną, by to Julia mogła wypracować formułę tarczy, tak zrezygnował z pomysłu. Przynajmniej na dziś - Na dziś potrzebujesz jednego, poprawnie wyprowadzonego czaru, ale ten pomysł był dobry - przeszedł znowu kilka kroków i zatrzymał się przy kobiecie - Istnieją formuły, nie raz bardzo proste, które wymagają pewnej wiedzy...przykładowo, zielarstwa. Spróbuj Planta auscultatoris - z kieszeni wyciągnął ciemnego koloru chustkę, która czasem służyła mu do przysłonięcia ust. Może nie był to typowy, szlachecki jedwab, ale powinno ułatwić oddychanie i wytrzeć krzepnącą krew. Odsunął się chwilę potem, znowu tworząc odpowiedni dla pojedynku dystans. Byli w ogrodzie, niedaleko krzewów i drzew. Doskonałe miejsce dla użycia zaklęć opartych na wiedzy zielarskiej.
Trening w podobnych warunkach był jeszcze trudniejszy, niż kiedyś. Niebezpieczeństwo syczało z boku i czekało na niezapowiedzianą tragedię. Było wielu, którzy przez to, coraz częściej rezygnowali z używania różdżek, ograniczając ich zastosowanie do koniecznego minimum. Skamander, ani żaden auro na podobny "luksus" pozwolić sobie nie mogli. Było bowiem wielu szaleńców, którzy wręcz odwrotnie, nadużywali mocy, byleby tylko znaleźć jej ciemniejsze zastosowanie. Nie wspominając o samych anomaliach, które ogniskowały najbardziej plugawą magię. Przyciągały straceńców i cichych bohaterów. I częściej, nie kończyło się to dla nich dobrze.
Odpowiedział kobiecie lustrzanym kiwnięciem, przyjmując do wiadomości jej gest. Nie próbowała walczyć z nim, przyjmowała fakt, że posiadała braki i ograniczenia, a krytyka miała pomóc je dostrzec i w końcu przekroczyć. Zazwyczaj pierwszy etap był najtrudniejszy. Nie każdy godził się z oceną możliwości i w bezmyślnej próbie udowodnienia swojej wartości, rzucali się do walki. Na myśl przychodziło mu kilka osób, którym przypisałby to miano, ale nieznacznie pokręcił głową, wracając do teraźniejszości. Akuratnie, by usłyszeć formowaną inkantację. Uniósł brwi przez ułamek sekundy czekając na płynący ku niemu promień. I tym razem świetlista mgiełka zalśniła lekko i zgasła, jak płomyk od padających, deszczowych kropel.
Opuścił wolno wysuniętą różdżkę - Jeśli potrzebujesz czasu, powiedz - krew buchnęła obficie z nosa szlachcianki i powoli nie przypominało to drobnostki. I jeśli początkowo planował sięgnąć i po magie ofensywną, by to Julia mogła wypracować formułę tarczy, tak zrezygnował z pomysłu. Przynajmniej na dziś - Na dziś potrzebujesz jednego, poprawnie wyprowadzonego czaru, ale ten pomysł był dobry - przeszedł znowu kilka kroków i zatrzymał się przy kobiecie - Istnieją formuły, nie raz bardzo proste, które wymagają pewnej wiedzy...przykładowo, zielarstwa. Spróbuj Planta auscultatoris - z kieszeni wyciągnął ciemnego koloru chustkę, która czasem służyła mu do przysłonięcia ust. Może nie był to typowy, szlachecki jedwab, ale powinno ułatwić oddychanie i wytrzeć krzepnącą krew. Odsunął się chwilę potem, znowu tworząc odpowiedni dla pojedynku dystans. Byli w ogrodzie, niedaleko krzewów i drzew. Doskonałe miejsce dla użycia zaklęć opartych na wiedzy zielarskiej.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Nie była typem panienki, która uznałaby złamany paznokieć na bankiecie za dramat, czy niewielką plamkę na sukni za powód do przerwania spaceru. To także nie był bankiet, ani spacer, a pojedynek, czy raczej trening - z brudzeniem sukni i łamaniem paznokci była pogodzona, czy wręcz na to nastawiona. To jednak nie zmienia faktu, iż nauczona odpowiedniej ogłady, czy przyjętych dla najbliżej jej znanej części społeczeństwa norm nie czuła się komfortowo kiedy połowę jej twarzy zalewała krew, brudząc także suknię i jej dłonie, kiedy starała się ją ocierać. Za pierwszym razem nie przejęła się zbytnio. Wiedziała, że Skamandera nie obchodzi to czy jest utytłana krwią, błotem, czymkolwiek innym, czy stoi tutaj w najlepszej sukni, nie przyszedł tu by się jej przyglądać, prócz niego nie było tu z resztą nikogo.
Prócz krwi przyszła jednak także słabość, lekkie zawroty głowy, które odbiły się bladością na jej cerze oraz lekką niepewnością, jakby spowolnieniem ruchów. Była jakby odrobinę nieobecna, jednocześnie zła - na kolejne niepowodzenie. Te potwornie ją irytowały, zawsze. Prewett była kiepska w przegrywaniu, a dzisiaj tak ewidentnie było - bez znaczenia czy przegrywała z Samuelem, czy może raczej z samą sobą. Wiedziała jednak, jak nędzne są jej możliwości. Dlatego tutaj byli.
Przyjęła chusteczkę nie bez wdzięczności - ocierając twarz. Chwilę to trwało, krwawienie jednak znów powoli malało, słuchała więc co ma do powiedzenia trener.
- Jestem trochę słaba, ale to nic wielkiego. - nie sądziła, by kilka minut przerwy miało jej w tej chwili pomóc, lekkie szumienie w głowie które oczuwała zapowiadało się jako coś co będzie trwało najpewniej do końca dnia. Nie było to jednak jednocześnie nic aż tak uciążliwego. Chciała spróbować znów. Chyba chciała, żeby cokolwiek jej w trakcie tego treningu wyszło.
Biedne wielkie ego w poirytowanej rudej głowie.
- To może się wydać dziwne, jednak nigdy nie byłam mistrzynią zielarstwa. - kojarzyła się z lasem, z naturą i zwierzętami, czemu więc nie z zielarstwem? A jednak to było dla niej przedmiotem jak każdy inny, nie miała wykraczającej powyżej przeciętnej wiedzy w tej dziedzinie.
Nie sądziła, by miała szansę sprostać temu zaklęciu, chciała jednak spróbować skoro zostało jej podsunięte. W tym otoczeniu może okaże się łatwiejsze? Z resztą w końcu była tu po to, żeby trenować, uczyć się nowego.
- Planta auscultatoris.
Wypowiedziała, wykonując przy tym zapamiętany długie lata wstecz gest nadgarstkiem i skupiając się na roślinach dookoła w nadziei, iż te pomogą jej w odebraniu Skamanderowi różdżki. Oby dobrze wszystko zapamiętała! Z tonu jej wypowiedzi dało się odczuć lekkie zdenerwowanie, czy zirytowanie. W końcu musi się udać.
Prócz krwi przyszła jednak także słabość, lekkie zawroty głowy, które odbiły się bladością na jej cerze oraz lekką niepewnością, jakby spowolnieniem ruchów. Była jakby odrobinę nieobecna, jednocześnie zła - na kolejne niepowodzenie. Te potwornie ją irytowały, zawsze. Prewett była kiepska w przegrywaniu, a dzisiaj tak ewidentnie było - bez znaczenia czy przegrywała z Samuelem, czy może raczej z samą sobą. Wiedziała jednak, jak nędzne są jej możliwości. Dlatego tutaj byli.
Przyjęła chusteczkę nie bez wdzięczności - ocierając twarz. Chwilę to trwało, krwawienie jednak znów powoli malało, słuchała więc co ma do powiedzenia trener.
- Jestem trochę słaba, ale to nic wielkiego. - nie sądziła, by kilka minut przerwy miało jej w tej chwili pomóc, lekkie szumienie w głowie które oczuwała zapowiadało się jako coś co będzie trwało najpewniej do końca dnia. Nie było to jednak jednocześnie nic aż tak uciążliwego. Chciała spróbować znów. Chyba chciała, żeby cokolwiek jej w trakcie tego treningu wyszło.
Biedne wielkie ego w poirytowanej rudej głowie.
- To może się wydać dziwne, jednak nigdy nie byłam mistrzynią zielarstwa. - kojarzyła się z lasem, z naturą i zwierzętami, czemu więc nie z zielarstwem? A jednak to było dla niej przedmiotem jak każdy inny, nie miała wykraczającej powyżej przeciętnej wiedzy w tej dziedzinie.
Nie sądziła, by miała szansę sprostać temu zaklęciu, chciała jednak spróbować skoro zostało jej podsunięte. W tym otoczeniu może okaże się łatwiejsze? Z resztą w końcu była tu po to, żeby trenować, uczyć się nowego.
- Planta auscultatoris.
Wypowiedziała, wykonując przy tym zapamiętany długie lata wstecz gest nadgarstkiem i skupiając się na roślinach dookoła w nadziei, iż te pomogą jej w odebraniu Skamanderowi różdżki. Oby dobrze wszystko zapamiętała! Z tonu jej wypowiedzi dało się odczuć lekkie zdenerwowanie, czy zirytowanie. W końcu musi się udać.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Julia Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie mógł zaprzeczyć, że zawsze lepiej odnajdywał się w działaniu. Chaotyczna rzeczywistość, w której tonął Londyn (i nie tylko) przybierała tak rozmaite formy, że ciężko było o jakikolwiek schemat. W jednym momencie mieli do czynienie z przerośniętym jednorożcem o tęczowej grzywie, a drugiej z trująca mgłą, która pożera wszystko na swej drodze. A jednak sprowadzało się to do faktu, że trzeba było działać. W pracy ciężko było już o moment oddechu, dochodzenia i śledztwa piętrzyły się na biurkach i angażowano każdego, nawet co pewniejszych kursantów. I Skamander rzucił się w wir, więcej było go w pracy, niż gdziekolwiek. Nawet w swoim mieszkaniu bywał sporadycznie, a bywało, że po akcji i krótkich, uzdrowicielskich interwencjach, po prostu zasypiał w biurze, by zerwać się na wpółprzytomny kilka godzin później. I wiedział, że musiał działać w ten sposób, że gdy tylko pozwoli myślom zejść na inne tory - dopadała go pustka, chłodna, beznamiętna i zżerająca resztki jaśniejszych przebłysków, którymi karmiła się jego nadzieja. Nawet jeśli jej nie dostrzegał, pogrążony w niekończącej się winie i noszonym zbyt długo kłamstwie. Oszukiwał nawet ją, arystokratkę, zakonniczkę, która trenowała pod jego okiem magię defensywną. To za jego przyzwoleniem, jednogłośną decyzją otworzyli prawdziwe wrota do dantejskich piekieł. Ciemność wylała się, wybuchła, rozerwała zasłonę, która do tej pory chroniła ich świat przed panującym szaleństwem.
Widok krwi już dawno przestał go męczyć. Było coś w powiedzeniu, że gdy ktoś zbyt długo patrzył w ciemność, przyciągał ją do siebie. Ciemność patrzyła na niego. Aurorzy byli szaleńcami, bo tylko prawdziwi wariaci na własne życzenie rzucali się do walki z mrokiem, który - w końcu przeciekał w ich serca. Było w tym coś okrutnego, nieczułego. I może dlatego, tknięty myślą, podał dziewczynie chustkę, wracając po prostu do bycia mężczyzną - Ostatnia próba i na dziś kończymy - widział gdzie kończyła się granica i przekraczanie jej nie miał większego sensu. Nie tutaj. Odsunął się, czekając, aż Julia zbierze się w sobie. Krew nie robiła na niej takiego wrażenia, jak na większości szlachcianek. Nie mdlała teatralnie, zmuszając towarzystwo do natychmiastowej reakcji - Nie musisz być, podstawy wystarczą, chociaż lepsza znajomość na pewno skutkowałaby pewniejszym sukcesem - zwiększył dystans, wciąż pozostając w zasięgu głosu, bez konieczności przekrzykiwania się. Wysunął przed siebie różdżkę, czekając na rozbrzmiewająca inkantację.
Nadeszła pewni. Zgrabny, idealny wręcz ruch nadgarstka, wyważony ton i smuga światła skumulowała się, rozlewając jasną poświatą i wnikając w powierzchnię pod stopami. Moment potem ziemia zadrgała, a grube pędy i korzenie wybiły na powierzchnie tuż obok Skamandera. I gdyby tylko uderzyły w niego, oplatając ciało - skutecznie zostałby unieruchomiony. Roślinne więzy jednak nie nastąpiły, a niezbyt gibkie korzenie pozaplatały się dziwnie wokół wyciągniętej dłoni z różdżka, nie czyniąc jednak większej szkody - Uczysz się na swoich błędach - to dobrze - odchylił się i bez przeszkód przeszedł za korzenny mur - tylko znowu, jest tylko kilka zaklęć, które zadziałają na samą różdżkę. Rozkaz magiczny musi być prosty, to nie jest rozumna istota, tylko pewna potencjalność, której wolą nadajemy cel. Prosty cel - opuścił różdżkę i jeszcze raz spojrzał na powykręcane magią pędy - Możesz spróbować jeszcze raz. To samo. Na zakończenie. Po tym kończymy - nie oddalił się od magicznego narostu i kiwnięciem głosy dał znak kobiecie, że może zacząć.
Widok krwi już dawno przestał go męczyć. Było coś w powiedzeniu, że gdy ktoś zbyt długo patrzył w ciemność, przyciągał ją do siebie. Ciemność patrzyła na niego. Aurorzy byli szaleńcami, bo tylko prawdziwi wariaci na własne życzenie rzucali się do walki z mrokiem, który - w końcu przeciekał w ich serca. Było w tym coś okrutnego, nieczułego. I może dlatego, tknięty myślą, podał dziewczynie chustkę, wracając po prostu do bycia mężczyzną - Ostatnia próba i na dziś kończymy - widział gdzie kończyła się granica i przekraczanie jej nie miał większego sensu. Nie tutaj. Odsunął się, czekając, aż Julia zbierze się w sobie. Krew nie robiła na niej takiego wrażenia, jak na większości szlachcianek. Nie mdlała teatralnie, zmuszając towarzystwo do natychmiastowej reakcji - Nie musisz być, podstawy wystarczą, chociaż lepsza znajomość na pewno skutkowałaby pewniejszym sukcesem - zwiększył dystans, wciąż pozostając w zasięgu głosu, bez konieczności przekrzykiwania się. Wysunął przed siebie różdżkę, czekając na rozbrzmiewająca inkantację.
Nadeszła pewni. Zgrabny, idealny wręcz ruch nadgarstka, wyważony ton i smuga światła skumulowała się, rozlewając jasną poświatą i wnikając w powierzchnię pod stopami. Moment potem ziemia zadrgała, a grube pędy i korzenie wybiły na powierzchnie tuż obok Skamandera. I gdyby tylko uderzyły w niego, oplatając ciało - skutecznie zostałby unieruchomiony. Roślinne więzy jednak nie nastąpiły, a niezbyt gibkie korzenie pozaplatały się dziwnie wokół wyciągniętej dłoni z różdżka, nie czyniąc jednak większej szkody - Uczysz się na swoich błędach - to dobrze - odchylił się i bez przeszkód przeszedł za korzenny mur - tylko znowu, jest tylko kilka zaklęć, które zadziałają na samą różdżkę. Rozkaz magiczny musi być prosty, to nie jest rozumna istota, tylko pewna potencjalność, której wolą nadajemy cel. Prosty cel - opuścił różdżkę i jeszcze raz spojrzał na powykręcane magią pędy - Możesz spróbować jeszcze raz. To samo. Na zakończenie. Po tym kończymy - nie oddalił się od magicznego narostu i kiwnięciem głosy dał znak kobiecie, że może zacząć.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Zaklęcie okazało się silne. Dziwnie silne. Coś ją wypełniło, dziwna siła, jakby magia która przez cały czas się buntowała na chwilę postanowiła wypełnić ją w całości, zawładnąć jej ciałem. Jasna smuga ruszyła między roślinność i to chyba zdziwiło Prewett bardziej, niż samo niepowodzenie. Wysłuchała słów Samuela, uważnie obserwując przy tym ruch pnączy i skinęła głową, choć dociekliwa natura nie pozwalała jej przejść z tym co się wydarzyło tak po prostu do porządku dziennego.
- To chyba nie do końca byłam ja.
Powiedziała to cicho, jednak na tyle wyraźnie, by dało się ją zrozumieć. Spojrzała na swoje dłonie, zaraz na różdżkę i znów na Skamandera. Wiedziała, że nie będzie dane jej tego zrozumieć, jednak przez chwilę usilnie poszukiwała jakichkolwiek sensownych odpowiedzi. Przystała także na propozycję ostatniej próby. Nie mogli ciągnąć treningu w nieskończoność, jednak bez wątpienia spotkają się jeszcze na wiele kolejnych, kiedy tylko im obojgu dopisze czas.
- Może magia jest z jakiejś przyczyny silniejsza i jak kapryśny kot godzi się pozwolić opętać różdżką tylko kiedy ma na to ochotę? - teoretyzowała. Jak przystało na osobę zajmującą się w życiu przede wszystkim nauką, uważała iż każda teoria zasługuje na zbadanie. Teraz jednak mieli nędzne pole do badań, magia jeśli na prawdę się buntowała jako osobny byt, była zbyt potężna i na pewno nie należało zbytnio z nią igrać.
- To chyba nie rozważania na teraz. Nie ważne. - pokręciła głową, choć bardzo nie lubiła nie rozumieć. Zawsze ją to mierziło, irytowało, szczególnie iż na świecie było zbyt wiele rzeczy które chciała pojąć, jednak całkowicie nie była w stanie.
Ponownie uniosła różdżkę. Była osłabiona, a fizyczna słabość której nie była w stanie ukryć to jedna z rzeczy jakich szczególnie w sobie nie lubiła. Czasami czuła się jak porcelanowa lalka, którą możnaby popchnąć i stłuc, przez to w zestawieniu z nędznymi zdolnościami dotyczącymi Obrony i Zaklęć bywała zwyczajnie bezużyteczna w istotnych chwilach, pozostawała obserwatorem kiedy inni szli do boju.
Teraz jednak nie było czasu na myślenie o słabościach, teraz starała się stawać coraz silniejsza. Poruszyła lekko nadgarstkiem w nadziei, iż w końcu uda jej się wykonać dzisiejsze zadanie, rzucić poprawnie czar.
- Planta auscultatoris.
Wypowiedziała wyraźnie, tym razem skupiając się na unieruchomieniu rąk Skamandera, chcąc by rośliny je spętały i aby ona mogła spokojnie pozbawić go różdżki.
- To chyba nie do końca byłam ja.
Powiedziała to cicho, jednak na tyle wyraźnie, by dało się ją zrozumieć. Spojrzała na swoje dłonie, zaraz na różdżkę i znów na Skamandera. Wiedziała, że nie będzie dane jej tego zrozumieć, jednak przez chwilę usilnie poszukiwała jakichkolwiek sensownych odpowiedzi. Przystała także na propozycję ostatniej próby. Nie mogli ciągnąć treningu w nieskończoność, jednak bez wątpienia spotkają się jeszcze na wiele kolejnych, kiedy tylko im obojgu dopisze czas.
- Może magia jest z jakiejś przyczyny silniejsza i jak kapryśny kot godzi się pozwolić opętać różdżką tylko kiedy ma na to ochotę? - teoretyzowała. Jak przystało na osobę zajmującą się w życiu przede wszystkim nauką, uważała iż każda teoria zasługuje na zbadanie. Teraz jednak mieli nędzne pole do badań, magia jeśli na prawdę się buntowała jako osobny byt, była zbyt potężna i na pewno nie należało zbytnio z nią igrać.
- To chyba nie rozważania na teraz. Nie ważne. - pokręciła głową, choć bardzo nie lubiła nie rozumieć. Zawsze ją to mierziło, irytowało, szczególnie iż na świecie było zbyt wiele rzeczy które chciała pojąć, jednak całkowicie nie była w stanie.
Ponownie uniosła różdżkę. Była osłabiona, a fizyczna słabość której nie była w stanie ukryć to jedna z rzeczy jakich szczególnie w sobie nie lubiła. Czasami czuła się jak porcelanowa lalka, którą możnaby popchnąć i stłuc, przez to w zestawieniu z nędznymi zdolnościami dotyczącymi Obrony i Zaklęć bywała zwyczajnie bezużyteczna w istotnych chwilach, pozostawała obserwatorem kiedy inni szli do boju.
Teraz jednak nie było czasu na myślenie o słabościach, teraz starała się stawać coraz silniejsza. Poruszyła lekko nadgarstkiem w nadziei, iż w końcu uda jej się wykonać dzisiejsze zadanie, rzucić poprawnie czar.
- Planta auscultatoris.
Wypowiedziała wyraźnie, tym razem skupiając się na unieruchomieniu rąk Skamandera, chcąc by rośliny je spętały i aby ona mogła spokojnie pozbawić go różdżki.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Julia Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Ty - skwitował zaprzeczenie, nawet nie zastanawiając się dłużej nad odpowiedzią - Większość nie zdaje sobie sprawy z kryjącej się w nich mocy. Niejednokrotnie, sami tłumimy swój potencjał, który od czasu do czasu zwyczajnie ...wybucha - zatrzymał się nad ostatnim słowem, zdając sobie sprawę, że w anomaliowych okolicznościach, słowo było nieco nieadekwatne. Magia rzeczywiście wybuchała. Chaotycznie, bez ingerencji woli czarodzieja, czasem sięgając po moc zupełnie inną, niż wskazywałaby na to formuła - Magia sama z siebie należy do ...bytów kapryśnych, chaotycznych. Ale płynąc we krwi czarodziejów, ma potencjał do ujarzmienia. Wszystko zależy od woli, siły i treningu - Moc wzrastała jeśli rzeczywiście pracowało się nad jej potencjałem. Zostawiona bez ćwiczeń, stawała się bardziej kapryśna, mniej do opanowania. Samuel wiedział o tym doskonale. Pamiętał serię porażek na odsieczy i tragedię, której był przyczyną. Wina tkwiła na jego barkach, tak za niepowodzeniem wydarzeń, jak za własny brak opanowania mocy. Musiał to zmienić i jeśli tylko miał okazję, także pomóc w tym innym.
Mógł oczywiście wysuwać gotowe teorie przed kobietą. Mógł zapewnić, że było dokładnie tak, jak mówił, ale świadomość własnych niedoskonałości, nie obligowała go do prawdziwego autorytetu. Magia była dziedziną niezglebioną, nawet jeśli skatalogowaną i podzieloną. Zawsze znajdowało się coś, co wykraczało poza utarty schemat. A im przychodziło zmagać się z błędami i prawdziwym chaosem. Anomalie wybuchały niezapowiedzianie w najmniej oczekiwanych miejscach. Źródło dla całego społeczeństwa było wciąż nieodgadnione. Prawdę dzierżyła jedynie Bathilda i gwardziści. I to oni nosili winę. Wielkie zło dla wielkiego dobra. Tak to szło?
- Teraz masz na to czas. W prawdziwej walce tej szansy nie dostaniesz - odsunął się kolejnych kilka kroków i zatrzymał się przy powoli znikających pod ziemią korzeniach. Pomyśleć, że wystarczył ktoś wystarczająco potężny, by potężne pędy unieruchomiły całkiem pokaźną gromadkę intruzów. Kiedyś można będzie to wykorzystać, tym bardziej, że pamiętał o zdolnościach trasmutacyjnych lady Prewett. Sam nie miał talentu do dziedziny zmian, ale ktoś z mocą, potrafił działać cuda.
Nie powinien, nie w sytuacji, gdy grube korzenie wyrwały się z ziemi, by niemal natychmiastowo unieruchomić Skamandera. Sztywne pędy owinęły sie wokół rąk, tułowia i ramion aurora. Mógł sie bronić, ale pozwolił by moc uderzyła, i chociaż różdżką wciąż tkwiła w zaciśniętych gwałtownie palcach, nie był w stanie poruszyć nimi właściwie. O tym, że pozbawiony różdżki wciąż był niebezpieczny - nie mówił - Brawo - kiwną głową w stronę kobiety. Szybko łapała informacje i progres był widoczny z każdym kolejnym, czarowanym zaklęciem.
Mógł oczywiście wysuwać gotowe teorie przed kobietą. Mógł zapewnić, że było dokładnie tak, jak mówił, ale świadomość własnych niedoskonałości, nie obligowała go do prawdziwego autorytetu. Magia była dziedziną niezglebioną, nawet jeśli skatalogowaną i podzieloną. Zawsze znajdowało się coś, co wykraczało poza utarty schemat. A im przychodziło zmagać się z błędami i prawdziwym chaosem. Anomalie wybuchały niezapowiedzianie w najmniej oczekiwanych miejscach. Źródło dla całego społeczeństwa było wciąż nieodgadnione. Prawdę dzierżyła jedynie Bathilda i gwardziści. I to oni nosili winę. Wielkie zło dla wielkiego dobra. Tak to szło?
- Teraz masz na to czas. W prawdziwej walce tej szansy nie dostaniesz - odsunął się kolejnych kilka kroków i zatrzymał się przy powoli znikających pod ziemią korzeniach. Pomyśleć, że wystarczył ktoś wystarczająco potężny, by potężne pędy unieruchomiły całkiem pokaźną gromadkę intruzów. Kiedyś można będzie to wykorzystać, tym bardziej, że pamiętał o zdolnościach trasmutacyjnych lady Prewett. Sam nie miał talentu do dziedziny zmian, ale ktoś z mocą, potrafił działać cuda.
Nie powinien, nie w sytuacji, gdy grube korzenie wyrwały się z ziemi, by niemal natychmiastowo unieruchomić Skamandera. Sztywne pędy owinęły sie wokół rąk, tułowia i ramion aurora. Mógł sie bronić, ale pozwolił by moc uderzyła, i chociaż różdżką wciąż tkwiła w zaciśniętych gwałtownie palcach, nie był w stanie poruszyć nimi właściwie. O tym, że pozbawiony różdżki wciąż był niebezpieczny - nie mówił - Brawo - kiwną głową w stronę kobiety. Szybko łapała informacje i progres był widoczny z każdym kolejnym, czarowanym zaklęciem.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Nie zamierzała się kłócić, nie mając ku temu argumentów, jednak nie była w pełni przekonana. Nie dowierzają. Ona jednak nigdy nie miała zdolności związanych z magią skierowaną typowo na walkę, z Obroną czy Zaklęciami, bywały lepsze i gorsze dni, często jednak powodzenia bardziej wymagały tłumaczenia niż niepowodzenia. To być może jest jednak kiepski moment na dyskusję. Nie mieli zbyt wielu informacji.
A przynajmniej Julia nie miała i nie sądziła że Samuel może mieć.
Obserwowała powoli znikające skutki zaklęcia, jednocześnie odłożyła w końcu różdżkę. Jak ustalili: pora kończyć, pora odpocząć, choć bez wątpienia wrócą jeszcze do tego, lady Prewett potrzebowała treningów, potrzebowała stawać się coraz silniejsza, chciała być bardziej przydatna. I była typem osoby która dąży do celu ze wszystkich sił.
Uśmiechnęła się nieznacznie, czekając aż pędy do końca odsunął się od Skamandera, uwolnią go i wrócą na swoje miejsce. Otarła chustką twarz z resztek krwi, jakie jeszcze na niej pozostawały.
- Jak zapowiadałam, zapraszam na herbatę. Przyda ci się chyba trochę rozgrzać i zdecydowanie przyda ci się odpocząć. Czasem chwila spokoju powraca później wypełniać obowiązki pięć razy sprawniej. - stwierdziła, bo doskonale znała to z własnego doświadczenia. Nie chciała robić przerw, nie chciała odpuszczać dopóki nie czuła się przygotowana, dopóki nie skończyła tego co robiła, choć często choćby kwadrans oderwania pozwalał jej później oszczędzić znacznie więcej czasu dzięki pracy przy świeżym umyśle.
- Nie przyjmuję odmowy. - dodała, a Skamander mógł już zauważyć, że jest jedną z osób, które mają w zwyczaju zawsze stawiać na swoim. To też wyrażał wyraz jej twarzy, kiedy spojrzała na niego dość łagodnie, choć z uporem, nim ruszyła w stronę posiadłości, tam kierując się do salonu gdzie można było w spokoju ogrzać się przed trzaskającym kojąco kominkiem i poprosić Grusię o herbatę i coś słodkiego.
I na chwilę pozwolić by świat wariował gdzieś tam za oknami, oddzielony, odległy, przez kilka krótkich chwil bez ich atencji.
ztx2
A przynajmniej Julia nie miała i nie sądziła że Samuel może mieć.
Obserwowała powoli znikające skutki zaklęcia, jednocześnie odłożyła w końcu różdżkę. Jak ustalili: pora kończyć, pora odpocząć, choć bez wątpienia wrócą jeszcze do tego, lady Prewett potrzebowała treningów, potrzebowała stawać się coraz silniejsza, chciała być bardziej przydatna. I była typem osoby która dąży do celu ze wszystkich sił.
Uśmiechnęła się nieznacznie, czekając aż pędy do końca odsunął się od Skamandera, uwolnią go i wrócą na swoje miejsce. Otarła chustką twarz z resztek krwi, jakie jeszcze na niej pozostawały.
- Jak zapowiadałam, zapraszam na herbatę. Przyda ci się chyba trochę rozgrzać i zdecydowanie przyda ci się odpocząć. Czasem chwila spokoju powraca później wypełniać obowiązki pięć razy sprawniej. - stwierdziła, bo doskonale znała to z własnego doświadczenia. Nie chciała robić przerw, nie chciała odpuszczać dopóki nie czuła się przygotowana, dopóki nie skończyła tego co robiła, choć często choćby kwadrans oderwania pozwalał jej później oszczędzić znacznie więcej czasu dzięki pracy przy świeżym umyśle.
- Nie przyjmuję odmowy. - dodała, a Skamander mógł już zauważyć, że jest jedną z osób, które mają w zwyczaju zawsze stawiać na swoim. To też wyrażał wyraz jej twarzy, kiedy spojrzała na niego dość łagodnie, choć z uporem, nim ruszyła w stronę posiadłości, tam kierując się do salonu gdzie można było w spokoju ogrzać się przed trzaskającym kojąco kominkiem i poprosić Grusię o herbatę i coś słodkiego.
I na chwilę pozwolić by świat wariował gdzieś tam za oknami, oddzielony, odległy, przez kilka krótkich chwil bez ich atencji.
ztx2
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Ogród za domem
Szybka odpowiedź