Biblioteka Hogwartu (1944)
AutorWiadomość
Bo to zima tak to ona
Zamieniła serce jej w lodowaty głaz
Bo to zima tak to ona
Rozłączyła nas nie pierwszy i nie ostatni raz
Zamieniła serce jej w lodowaty głaz
Bo to zima tak to ona
Rozłączyła nas nie pierwszy i nie ostatni raz
***
Nagle, pewnego dnia jesieni, zmieniło się wszystko. Zeschnięte trawy Błoni zrobiły się zupełnie białe. Każda choinka była tak piękna, że spojrzenia od niej nie można było oderwać. Na zamarzniętym jeziorze, cieniutkim lodem przykrytym, leżały kocie łapki. Z brzóz zwisały leciusieńkie długie girlandy, a wierzby stanęły w szronie jak olbrzymie kryształowe bukiety. Łodygi róż okryły się niezliczonymi jakby szklanymi kolcami.
Gruba warstwa śniegu niczym pierzyna okrywała błonia, dachy zamku i mury. Zima była tak piękna jak można było sobie tylko wymarzyć. Oszronione okna zdawały się być teraz piękniejsze od dzieł sztuki, a stokroć piękniejsza była każda, unikalna śnieżynka, którą można było złapać opuszkiem palca - cieszyło jednak oko zaledwie jedno uderzenie serca.
Pierwszo i drugoroczniaki w ten wolny dzień urządziły bitwę na śnieżki, starsi uczniowie zaś wybrali się do Hogsmeade. Dzień był tak piękny jak można było sobie tylko wymarzyć zimowy dzień - słońce wzeszło nad Hogwartem, a zimne powietrze szczypało w policzki tylko odrobinkę.
Dwójka Ślizgonów umknęła jednak tej euforii i zachwytowi zimą. Świadomie zrezygnowali z Hogsmeade, a propozycję bitwy na śnieżki oboje skwitowali pogardliwym spojrzeniem. Mieli ważniejsze, a co najważniejsze ciekawsze rzeczy do roboty.
Hogwarcka biblioteka była niemal pusta. Panowała tutaj idealna cisza, mącona jedynie przez skrobanie piór oraz trzask ognia w kominku. Ostre, dzienne światło wpadało przez wysoką okiennicę i padało na profil białowłosej dziewczyny z piątego roku, siedzącej przy stoliku w kącie. Towarzyszył jej młodzieniec, pochylony nad wypracowaniem na jakże ważny i istotny temat, jakim był eliksir wzmacniający.
Szesnastoletnia Daphne zwróciła twarz ku słońcu, mrużąc oczy i przerywając na chwilę pisanie. Była wysoka jak na swój wiek, wciąż niższa od Quentina, lecz zdawała się jeszcze mniejsza przez swą wątłą budowę - była chuda i filigranowa. Miała srebrne, długie włosy, teraz splecione w gruby warkocz i wielkie, błękitne oczy - jeszcze nie tak zimne, wciąż nie tak obojętne.
Spojrzała w drugą stronę i dostrzegła własne odbicie w szklanej gablocie. Była tak młoda, młodziutka i zielona jak kłos wiosennej trawy - myśli panienki Rowle natycmiast odbiegły od tematu eliksirów, a skupiły się na istotniejszym problemie.
Czy mój nos nie jest zbyt zadarty? Moje usta... są okropne.
Na bladej twarzy o łagodnych rysach pojawił się wyraz zmartwienia, gdy pomyślała o górnej wardze, która była większa od dolnej. Spojrzała na Quentina.
Wzrok miał utkwiony w wypracowaniu.
Chwilę obracała pióro w palcach, aż plamka atramentu oszpeciła jej wypracowanie. W końcu odłożyła je, wzdychając ciężko, jakby miała na barkach ciężar zbawienia świata od mugoli.
-Quentin - wyrzekła w końcu. -Myślisz, że... Myślisz, że jestem ładna?
Ślizgonka z rzadka owijała swe słowa w bawełnę, więc jej towarzysz musiał już do tego przywyknąć. Choć mógł być nieco zaskoczony - nigdy dotąd nie poruszała przy nim tematu... własnej urody, czy też jej braku.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Ostatnio zmieniony przez Daphne Rowle dnia 30.04.17 15:59, w całości zmieniany 2 razy
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zima jest straszna - jest wtedy jeszcze zimniej niż w Durham, niż w moim ciele. Od zawsze chłodne, skostniałe, dokładnie takie jak ich właściciel. Inni uczniowie często patrzą na mnie spode łba - zdystansowany, surowy, milczący, o aurze bardziej ponurej od samego ponuraka, kolejny Burke, kolejny pretendent do zabijania wokół czarną magią, o czym naturalnie się głośno nie mówi. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, a że wśród nich znajduje się kobieta stanowi już ewenement na skalę światową. Widzicie, Daphne jest po prostu kumplem - pomimo jasnych, długich włosów, ciemnych rzęs okalających błękitne tęczówki, pomimo dojrzewania nadal pozostaje przyjacielem, nie przyjaciółką. To znacząco ułatwia wszystkie sprawy dotyczące mojej niepewności wśród kobiet, które przysięgam, są istotami przedziwnymi. Chichoczą, rzucają rozbiegane spojrzenia, wachlując oczami co najmniej jak gdyby było trzydzieści stopni w cieniu (na plusie), rzucają zdaniami, których nie potrafię zrozumieć. Stronię zatem od nich, a one ode mnie. Co ty tu robisz Rowle? Nie wydajesz się być emocjonalnie upośledzona równie co ja, dlatego każdego dnia dziwię się jak przysiadasz się do wspólnej nauki lub ławki w trakcie zajęć. Może wierzysz w zbawienie świata, a może wiesz już, że kiedyś staniemy na ślubnym kobiercu, gdyż tak właśnie postanowią nasze rody? Kobiety zawsze przesadnie wybiegają w przyszłość, kiedy ja nie potrafię się wyplątać w przeszłości. Historia magii. Zwykła pamięciówka, a i tak trudno jest mi przyswoić coś poza dziejami arystokratycznych rodów. Na szczęście dzisiejszego popołudnia mamy randkę. Randkę z alchemią. Czujesz ten dreszcz emocji biegnący wzdłuż kręgosłupa, Daphne? Ja tak.
Nie jestem zwyczajnym nastolatkiem. Nie interesują mnie wygłupy na śniegu, wypady do Hogsmeade, szczebiotanie o sytuacji towarzyskiej Hogwartu. Interesują mnie eliksiry oraz ogólnie nauka, która ma się okazać kluczem do potęgi - tak zawsze mówił ojciec, a ja nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć. Zabieram kilka bardziej interesujących książek niż spadające na parapet płatki śniegu, rzucam je z głośnym hukiem na biurko. Jesteśmy prawie sami. Z korytarza dobiegają stłumione okrzyki innych uczniów. Ignoruję je zaczytując się w kolejnych stronach Eliksirów dla zaawansowanych z bólem stwierdzając, że większość z informacji jest zwyczajnie nudna. Naprawdę ktoś mógłby tego nie wiedzieć?
Skoncentrowany na treści księgi oraz myślach dotyczących formy referatu na sześć rolek, nie zauważam, że jesteś tu ciałem, ale nie duchem. Prawdopodobnie nie dostrzegłbym tego nawet po kilku godzinach, ale twoje pytanie jest tak niecodzienne, że aż unoszę wzrok znad okładki spoglądając właśnie w ciebie. Mrugam gwałtownie oczami przetwarzając wszystkie dane. Gdybym kiedykolwiek wiedział coś o kobietach więcej ponad to, co wiem o siostrach czy matce, w umyśle zapaliłaby mi się czerwona świeca nakazująca natychmiastową ucieczkę. Nie mając pojęcia, że to pytanie jest pułapką i tak naprawdę nie istnieje odpowiedź prawidłowa, z której kobieta byłaby zadowolona, lepiej ratować się właśnie szybkim oddaleniem.
- Masz głowę, ręce, nogi - dlaczego miałabyś być nieładna? - odpowiadam zatem tonem znawcy, posiadając dokładnie jednakie, badawcze spojrzenie. Jak gdybym obejrzał w moim życiu całe tysiące dziewcząt oraz zdobył cenne doświadczenie w ich komplementowaniu. Na chwilę nawet unoszę dumnie podbródek. - Włos jednorożca, płatki róży, jaśmin, kamień księżycowy - dodaję neutralnie, uznając, że Daphne po prostu chce się upiększyć, skoro zadaje tak dziwaczne pytanie. Znów wściubiam nos między kartki.
Nie jestem zwyczajnym nastolatkiem. Nie interesują mnie wygłupy na śniegu, wypady do Hogsmeade, szczebiotanie o sytuacji towarzyskiej Hogwartu. Interesują mnie eliksiry oraz ogólnie nauka, która ma się okazać kluczem do potęgi - tak zawsze mówił ojciec, a ja nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć. Zabieram kilka bardziej interesujących książek niż spadające na parapet płatki śniegu, rzucam je z głośnym hukiem na biurko. Jesteśmy prawie sami. Z korytarza dobiegają stłumione okrzyki innych uczniów. Ignoruję je zaczytując się w kolejnych stronach Eliksirów dla zaawansowanych z bólem stwierdzając, że większość z informacji jest zwyczajnie nudna. Naprawdę ktoś mógłby tego nie wiedzieć?
Skoncentrowany na treści księgi oraz myślach dotyczących formy referatu na sześć rolek, nie zauważam, że jesteś tu ciałem, ale nie duchem. Prawdopodobnie nie dostrzegłbym tego nawet po kilku godzinach, ale twoje pytanie jest tak niecodzienne, że aż unoszę wzrok znad okładki spoglądając właśnie w ciebie. Mrugam gwałtownie oczami przetwarzając wszystkie dane. Gdybym kiedykolwiek wiedział coś o kobietach więcej ponad to, co wiem o siostrach czy matce, w umyśle zapaliłaby mi się czerwona świeca nakazująca natychmiastową ucieczkę. Nie mając pojęcia, że to pytanie jest pułapką i tak naprawdę nie istnieje odpowiedź prawidłowa, z której kobieta byłaby zadowolona, lepiej ratować się właśnie szybkim oddaleniem.
- Masz głowę, ręce, nogi - dlaczego miałabyś być nieładna? - odpowiadam zatem tonem znawcy, posiadając dokładnie jednakie, badawcze spojrzenie. Jak gdybym obejrzał w moim życiu całe tysiące dziewcząt oraz zdobył cenne doświadczenie w ich komplementowaniu. Na chwilę nawet unoszę dumnie podbródek. - Włos jednorożca, płatki róży, jaśmin, kamień księżycowy - dodaję neutralnie, uznając, że Daphne po prostu chce się upiększyć, skoro zadaje tak dziwaczne pytanie. Znów wściubiam nos między kartki.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Daphne lubiła tę porę roku, choć nade wszystko preferowała długie, jesienne dni.
Wysokie temperatury nie doskwierały, żar nie lał się z nieba, a zmrok zapadał prędko i pozwalał Daphne na studiowanie czarnomagicznej księgi, którą ukrywała zaklęciami w swoim kufrze. Nie znosiła upałów, a od silnej, słodkiej woni kwiatów robiło się jej słabo. Zimowa pora cechowała się ciszą i spokojem - tym, co Daphne lubiła najbardziej. Mogła bez wyrzutów sumienia zaszyć się w bibliotece, tak jak dziś, bądź kącie pokoju wspólnego, mając za towarzystwo jedynie księgę i naukę.
Wszystko było martwe i zimne, tak jak ona w środku, czuła się więc swobodnie: a ponadto uwielbiała swoje piękne, długie futro, które podarował jej ojciec. Prezentowała się w nim nadzwyczaj godnie i dzisiaj zaczęła się zastanawiać, czy Burke zwrócił na to uwagę.
Najpewniej nie, gdyż zdawał się traktować ją bezpłciowo i nie zauważać kobiecych zalet panny Rowle. W pewnym sensie niezwykle ją to radowało: przyszły lord Burke nie kwestionował jej intelektu oraz umiejętności, nie dyskryminował w żaden sposób i czuła przy nim niesłychaną swobodę, gdy uczyli się razem, bądź pracowali nad kolejnym eliksirem.
Oboje wywodzili się z rodzin bardzo konserwatywnych i hołdujących tradycjom, jednakże Daphne dostawała szału, gdy inni Ślizgoni choćby próbowali umniejszyć jej talentom ze względu na to, że urodziła się kobietą.
Dojrzewała jednak i stawała się nią, więc obudziła się w Daphne kobieca próżność: pragnęła czuć się nie tylko mądra, lecz i piękna. Potrafiła dostrzec spojrzenia innych i wiedziała, że nie urodziła się brzydulą, lecz pragnęła to usłyszeć: a ze względu na jej chłodne zachowanie niektórzy... po prostu się Daphne bali.
-Nie żartuj, Quentin - odparła Daphne, marszcząc przy tym nos oburzona. - Eloise McLaggen też ma głowę, ręce i nogi, a z całą pewnością rzec można, że jest nieładna.
W towarzystwie Quentina wiedziała, że może powiedzieć prawdę, nie zważając na konwenanse: damie nie wypadało mówić tak o nieobecnych, lecz była to przecież prawda. Na samo wspomnienie tych krzywych zębów i nosa, przywodzącego na myśl dorodnego ziemniaka, uśmiechała się krzywo.
-Uważasz, że potrzebuję Eliksiru Upiękniajszącego, Quentinie? Brakuje mi czegoś? - dociekała, nachylając się nad stolikiem i spoglądając Burkowi głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, gdy wyciągnęła dłoń i opuszkiem palca musnęła jego dłoń, tak delikatnie że można byłoby pomylić to dotknięciem skrzydła motyla.
Wysokie temperatury nie doskwierały, żar nie lał się z nieba, a zmrok zapadał prędko i pozwalał Daphne na studiowanie czarnomagicznej księgi, którą ukrywała zaklęciami w swoim kufrze. Nie znosiła upałów, a od silnej, słodkiej woni kwiatów robiło się jej słabo. Zimowa pora cechowała się ciszą i spokojem - tym, co Daphne lubiła najbardziej. Mogła bez wyrzutów sumienia zaszyć się w bibliotece, tak jak dziś, bądź kącie pokoju wspólnego, mając za towarzystwo jedynie księgę i naukę.
Wszystko było martwe i zimne, tak jak ona w środku, czuła się więc swobodnie: a ponadto uwielbiała swoje piękne, długie futro, które podarował jej ojciec. Prezentowała się w nim nadzwyczaj godnie i dzisiaj zaczęła się zastanawiać, czy Burke zwrócił na to uwagę.
Najpewniej nie, gdyż zdawał się traktować ją bezpłciowo i nie zauważać kobiecych zalet panny Rowle. W pewnym sensie niezwykle ją to radowało: przyszły lord Burke nie kwestionował jej intelektu oraz umiejętności, nie dyskryminował w żaden sposób i czuła przy nim niesłychaną swobodę, gdy uczyli się razem, bądź pracowali nad kolejnym eliksirem.
Oboje wywodzili się z rodzin bardzo konserwatywnych i hołdujących tradycjom, jednakże Daphne dostawała szału, gdy inni Ślizgoni choćby próbowali umniejszyć jej talentom ze względu na to, że urodziła się kobietą.
Dojrzewała jednak i stawała się nią, więc obudziła się w Daphne kobieca próżność: pragnęła czuć się nie tylko mądra, lecz i piękna. Potrafiła dostrzec spojrzenia innych i wiedziała, że nie urodziła się brzydulą, lecz pragnęła to usłyszeć: a ze względu na jej chłodne zachowanie niektórzy... po prostu się Daphne bali.
-Nie żartuj, Quentin - odparła Daphne, marszcząc przy tym nos oburzona. - Eloise McLaggen też ma głowę, ręce i nogi, a z całą pewnością rzec można, że jest nieładna.
W towarzystwie Quentina wiedziała, że może powiedzieć prawdę, nie zważając na konwenanse: damie nie wypadało mówić tak o nieobecnych, lecz była to przecież prawda. Na samo wspomnienie tych krzywych zębów i nosa, przywodzącego na myśl dorodnego ziemniaka, uśmiechała się krzywo.
-Uważasz, że potrzebuję Eliksiru Upiękniajszącego, Quentinie? Brakuje mi czegoś? - dociekała, nachylając się nad stolikiem i spoglądając Burkowi głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, gdy wyciągnęła dłoń i opuszkiem palca musnęła jego dłoń, tak delikatnie że można byłoby pomylić to dotknięciem skrzydła motyla.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zima jest najpiękniejsza - równie zimna co moje ciało. Nie odczuwam zatem znaczących różnic temperatur, w dodatku nie trzeba było wychodzić przesadnie z domu, tudzież z Hogwartu. Przypomina mi on trochę Durham - też ponure zamczysko. Lubię w nim przebywać, pomimo tłumów oraz szlam oddychających tym samym powietrzem co nasze arystokratyczne płuca. Ponoć nie można mieć wszystkiego, nawet jak należy się do wyższych sfer. Za to wierzę, że z czasem obejmiemy władzę nad światem. Po to uczymy się tych wszystkich trucizn oraz czarnej magii kiedy nikt nie patrzy. Oczyścimy świat ze zbędnego brudu oraz śmieci tarzających się w tym syfie, odzyskamy kontrolę. Snuję już wielkie, polityczne plany - otwarcie Komnaty Tajemnic oraz śmierć uczennicy to dopiero początek. Tom Riddle zostaje prefektem naczelnym, wszystko zmierza w dobrym kierunku. Tak sądzę. Chwilowo jednak plany opanowania świata muszą zejść na bok. Najpierw edukacja, wyśmienite oceny, dopiero później dominacja. Kiwam głową nie wiedząc nawet, że przecież nikt nie zna moich myśli, dlatego Daphne nie wie w jakim celu zdobywam się na ten oszczędny gest. Zaraz zresztą o tym zapominam pochłonięty w zaczytywaniu się o kolejnym eliksirze. Tak naprawdę to potrafię go uwarzyć, ale muszę przypomnieć sobie trochę teorii. Lada moment i będą SUM-y, trzeba mocno przysiąść do zdobywania wiedzy.
A tej się zachciewa rozprawiać o urodzie. Tak jakby mnie to coś obchodziło bądź interesowało. Czy wyglądam na amanta, znawcę niewieścich lic? Mogłaby się o to spytać Alastaira, skoro tak bardzo pragnie rzeczowej opinii! Patrzę znów na nią znad książki, spojrzeniem przeszywającym oraz może nieco zdeterminowanym z powodu frustracji. Zaciskam mocniej palce na skórzanej okładce, na co ta odzywa się zachrypniętym głosem, żebym jej tak mocno nie ściskał. Luzuję więc uchwyt nabierając powietrza w płuca. Naprawdę Daphne? Naprawdę przypominam ci żartownisia?
- Nie? - pytam zaskoczony, szuram nogami po podłodze, wzrokiem uciekam w górę, a na czole pojawiają się zmarszczki typowe dla intensywnego myślenia. Zawsze wiedziałem, że z Eloise jest coś nie tak, tylko nie wiedziałem co. Zagadka wszechświata zostaje rozwiązana przez Rowle - brak jej po prostu urody, stąd moje odczucia. - No może - kwituję sucho, bez przekonania. Nie powiem jej przecież, że odkryła kamień filozoficzny, jeszcze zachłyśnie się swoim ego.
Kolejne pytanie wydaje się bić na alarm - Edgar czasem mówił mi o kobietach, co przypomina mi się dopiero teraz. O pytaniach-pułapkach. To brzmi jak jedno z nich. Jednak kiedy próbuję wysupłać z odmętów pamięci pożądaną odpowiedź na nie, napotykam na pustkę. Zapomniałem - nieczęsto w końcu poruszamy tak bezsensowne tematy jak kobiety. Układam usta w wąską linię, znów patrząc na Daphne.
- Nie znam twoich zapasów, Rowle - ucinam temat dotyczący potrzeb. Skąd mam wiedzieć, jakie fiolki ma w swoim kuferku! – Skoro poruszasz ten temat… - zaczynam, ale nie kończę. Twoja za bliska bliskość działa na mnie paraliżująco. Dotyk na dłoni sprawia, że oczy otwierają mi się szerzej, a książka z łoskotem upada na blat. Patrzę wpierw na rękę, potem na ciebie, zadając niewerbalnie pytania. - Chcesz, żebym załatwił ci ingrediencje? Jako Burke załatwię ci od ręki - mówię z dumą, ale trochę drżącym głosem oraz delikatnie zaczerwienionymi policzkami. Taki ja niedomyślny.
A tej się zachciewa rozprawiać o urodzie. Tak jakby mnie to coś obchodziło bądź interesowało. Czy wyglądam na amanta, znawcę niewieścich lic? Mogłaby się o to spytać Alastaira, skoro tak bardzo pragnie rzeczowej opinii! Patrzę znów na nią znad książki, spojrzeniem przeszywającym oraz może nieco zdeterminowanym z powodu frustracji. Zaciskam mocniej palce na skórzanej okładce, na co ta odzywa się zachrypniętym głosem, żebym jej tak mocno nie ściskał. Luzuję więc uchwyt nabierając powietrza w płuca. Naprawdę Daphne? Naprawdę przypominam ci żartownisia?
- Nie? - pytam zaskoczony, szuram nogami po podłodze, wzrokiem uciekam w górę, a na czole pojawiają się zmarszczki typowe dla intensywnego myślenia. Zawsze wiedziałem, że z Eloise jest coś nie tak, tylko nie wiedziałem co. Zagadka wszechświata zostaje rozwiązana przez Rowle - brak jej po prostu urody, stąd moje odczucia. - No może - kwituję sucho, bez przekonania. Nie powiem jej przecież, że odkryła kamień filozoficzny, jeszcze zachłyśnie się swoim ego.
Kolejne pytanie wydaje się bić na alarm - Edgar czasem mówił mi o kobietach, co przypomina mi się dopiero teraz. O pytaniach-pułapkach. To brzmi jak jedno z nich. Jednak kiedy próbuję wysupłać z odmętów pamięci pożądaną odpowiedź na nie, napotykam na pustkę. Zapomniałem - nieczęsto w końcu poruszamy tak bezsensowne tematy jak kobiety. Układam usta w wąską linię, znów patrząc na Daphne.
- Nie znam twoich zapasów, Rowle - ucinam temat dotyczący potrzeb. Skąd mam wiedzieć, jakie fiolki ma w swoim kuferku! – Skoro poruszasz ten temat… - zaczynam, ale nie kończę. Twoja za bliska bliskość działa na mnie paraliżująco. Dotyk na dłoni sprawia, że oczy otwierają mi się szerzej, a książka z łoskotem upada na blat. Patrzę wpierw na rękę, potem na ciebie, zadając niewerbalnie pytania. - Chcesz, żebym załatwił ci ingrediencje? Jako Burke załatwię ci od ręki - mówię z dumą, ale trochę drżącym głosem oraz delikatnie zaczerwienionymi policzkami. Taki ja niedomyślny.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mieli ze sobą wiele wspólnego. Oboje utkani byli z lodu, tyle że ich nic nie było w stanie roztopić. Niezależnie od okoliczności pozostawali tak samo zdystansowani, ponurzy i milczący. Tak on, jak i ona pochodzili z ponurych, mrocznych miejsc –Beeston miał chyba nawet przewagę w tym względzie. Tak jak i Hogwart, był to zamek, te dwa miejsca nie miały jednak ze sobą wiele wspólnego – siedziba rodu Rowle była mroczna i przygnębiająca. Beeston wzniesione było z ciemnych kamieni, w wielu miejcach jego mury okalał trujący bluszcz, a z racji swego położenia na północy Anglii często tonął we mgle. Otaczał go ponadto Nawiedzony Las.
Las, przez który tak wiele lat żyli w izolacji. Las pełen duchów, zjaw i – zdawałoby się – demonów, które długo były nie do pokonania.
Rowlowie nauczyli się jednak zmuszać owe duchy do posłuszeństwa, lecz nasiąkli atmosferą tego ponurego miejsca – młoda lady Daphne również, w niczym dotąd nie odstawała od swej rodziny. Może od matki, dawniej lady Malfoy, szlachcianki doskonałej – ona pragnęłaby widzieć swą najstarszą córkę w takiej samej roli. Żony, matki, arystokratki idealnej.
Daphne miała jednak już teraz zgoła inne plany.
Z odrazą reagowała na wszelkie wspominki o jej planowanym małżeństwie. Jej rówieśnice niejednokrotnie już teraz wiedziały z kim przyjdzie im spędzić życie. Z tego co było Rowlównie wiadomo, to pan ojciec nie wybrał jeszcze konkretnego kandydata – a jej na samą myśl kością stawało w gardle powietrze.
Przerażona była wizją mariażu, jednakże… Buzowały w niej hormony. Była w tym szalonym, nieodpowiednim wieku, którego lękają się ojcowie córek. Nie zachowywała się dotychczas nieodpowiednio, od chłopców trzymała się zdala. Zwłaszcza tych, którzy czynili wobec niej niestosowne uwagi, bo i tacy się zdarzali.
Była jednak ogromnie ciekawa. Miała duszę badacza i naukowca, pragnęła wiedzieć o co jest to wielkie halo. Czym tak zachwycają się inne dziewczęta w Hogwarcie, gdy wracają z tajemnych spotkań z chłopcami.
-Nie jesteś chyba ślepy, prawda Quentinie? - zapytała retorycznie, unosząc jasne brwi. Nie poruszała dotychczas tematu plotek, jednakże niektóre rzeczy rozumiały się przez samo się, a Burke był przecież chłopcem.
Zaśmiała się. Głośno, perliście, szczerze. W błękitnych, jasnych oczach pojawiły się iskierka rozbawienia. Burke zdawał się teraz niemal rozkosznie niedomyślny – nie z nią jednak te numery.
-Dałbyś mi wszystko, czego bym zapragnęła, skoroś Burke? – spytała niewinnie, jak nie ona, przesuwając krzesło bliżej niego, tak że teraz siedziała niemal obok.
Spojrzała mu w oczy. Był bardzo przystojnym młodzieńcem, nawet ona potrafiła to dostrzec. Trochę się bała. Drżały jej dłonie. Nie sądziła, że będzie to takie stresujące, bała się jednak, że Burke zestresuje się jeszcze bardziej i ucieknie, więc nie myśląc wiele nachyliła się ku niemu i…
I pocałowała go.
Las, przez który tak wiele lat żyli w izolacji. Las pełen duchów, zjaw i – zdawałoby się – demonów, które długo były nie do pokonania.
Rowlowie nauczyli się jednak zmuszać owe duchy do posłuszeństwa, lecz nasiąkli atmosferą tego ponurego miejsca – młoda lady Daphne również, w niczym dotąd nie odstawała od swej rodziny. Może od matki, dawniej lady Malfoy, szlachcianki doskonałej – ona pragnęłaby widzieć swą najstarszą córkę w takiej samej roli. Żony, matki, arystokratki idealnej.
Daphne miała jednak już teraz zgoła inne plany.
Z odrazą reagowała na wszelkie wspominki o jej planowanym małżeństwie. Jej rówieśnice niejednokrotnie już teraz wiedziały z kim przyjdzie im spędzić życie. Z tego co było Rowlównie wiadomo, to pan ojciec nie wybrał jeszcze konkretnego kandydata – a jej na samą myśl kością stawało w gardle powietrze.
Przerażona była wizją mariażu, jednakże… Buzowały w niej hormony. Była w tym szalonym, nieodpowiednim wieku, którego lękają się ojcowie córek. Nie zachowywała się dotychczas nieodpowiednio, od chłopców trzymała się zdala. Zwłaszcza tych, którzy czynili wobec niej niestosowne uwagi, bo i tacy się zdarzali.
Była jednak ogromnie ciekawa. Miała duszę badacza i naukowca, pragnęła wiedzieć o co jest to wielkie halo. Czym tak zachwycają się inne dziewczęta w Hogwarcie, gdy wracają z tajemnych spotkań z chłopcami.
-Nie jesteś chyba ślepy, prawda Quentinie? - zapytała retorycznie, unosząc jasne brwi. Nie poruszała dotychczas tematu plotek, jednakże niektóre rzeczy rozumiały się przez samo się, a Burke był przecież chłopcem.
Zaśmiała się. Głośno, perliście, szczerze. W błękitnych, jasnych oczach pojawiły się iskierka rozbawienia. Burke zdawał się teraz niemal rozkosznie niedomyślny – nie z nią jednak te numery.
-Dałbyś mi wszystko, czego bym zapragnęła, skoroś Burke? – spytała niewinnie, jak nie ona, przesuwając krzesło bliżej niego, tak że teraz siedziała niemal obok.
Spojrzała mu w oczy. Był bardzo przystojnym młodzieńcem, nawet ona potrafiła to dostrzec. Trochę się bała. Drżały jej dłonie. Nie sądziła, że będzie to takie stresujące, bała się jednak, że Burke zestresuje się jeszcze bardziej i ucieknie, więc nie myśląc wiele nachyliła się ku niemu i…
I pocałowała go.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Duchów w Durham nie ma, ale też jest zajebiście daleko mu do przyjemnego hrabstwa. Wszędzie unosi się mgła, szarość zasłania większość promiennego słońca, a w magicznych miejscach drzewa prawie wcale nie mają liści. Jest posępnie tak bardzo jak my jesteśmy posępni. Co prawda część rodziny wyłamuje się z tego schematu, ale nie mam na to wpływu. Że Craig to gaduła, Rowan jest właściwie kobietą, Edgar też mówi więcej niż ja czy Wynonna. Nie wiem z czego to wynika, ale to dość niecodzienne zjawisko. To nam, jako młodszym powinno się więcej pozwalać, ale widocznie jest zupełnie inaczej. Nie myślę teraz jednak o rodzinie, w mojej głowie przewija się stały temat nauki oraz zbliżających się egzaminów. Biblioteka wraz z czytelnią wydają się być ostoją kiedy na zewnątrz uczniowie szaleją korzystając z ostatnich dni wolności lub po prostu mając testy za sobą albo daleko przed sobą. Nie zazdroszczę im tego, lubię się uczyć. Chcę się uczyć. Nauka jest potęgą. Uważam, że nie tylko czystość krwi oraz bogactwo wyróżnia nas od szlam - ale również inteligencja oraz zasób wiedzy. Na każdym polu chcę być lepszy. Niestety marnie mi się to udaje - ostatnio na Obronie Przed Czarną Magią zamiast sprawić, żeby ogień mnie łaskotał, to roznieciłem go jeszcze mocniej niemal upodabniając go do Szatańskiej Pożogi. Albo na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami chciałem pogłaskać zwykłego kuguchara, to ten mi rozorał całą dłoń po czym czmychnął jak najdalej. Do pewnych rzeczy nie ma się po prostu talentu.
Eliksiry to zupełnie inna bajka. Urodziłem się z predyspozycjami do nich, wszak moja matka była utalentowaną Slughornówną! Jestem pewien, że wyssałem to z jej mlekiem. Informacje na temat wywarów też wsiąkają w mój umysł niczym woda w gąbkę, tylko za każdym razem, kiedy odczytuję ważne informacje, żeby je sobie odświeżyć, Daphne podejmuje temat tej nieszczęsnej urody. Która nie leży nawet obok mojego kręgu zainteresowań. Tak jak zwykle ignoruję bezsensowne tematy, tak teraz ewidentnie nie mogę ukrócić podekscytowania przyjaciela. Tak właśnie - ona się nawet nie mieści w moim wąskim kanonie postrzegania dziewcząt, a co dopiero dywagowanie na temat jej urodziwości.
- Nie, nawet okularów nie muszę nosić - odpowiadam z dumą, nie wiedząc do czego pije. Nie domyślam się, jestem tylko mężczyzną. Nie można po mnie oczekiwać zbyt wiele. W dodatku nie znam się kompletnie na temacie damsko-męskim, bo zwyczajnie mnie to nie interesuje. Chce się dodać jeszcze, ale to wcale nie takie pewne.
Niestety moja strefa komfortu zostaje naruszona, a ja denerwuję się coraz bardziej. Gdyby nie choroba, miałbym już twarz w kolorze rosierowych róż, ale tak to widać jedynie delikatne zaróżowienie. Nie wiem dlaczego zbliżasz się tak bardzo, że aż brakuje mi oddechu, a pole manewru ucieczki w tył jest mocno ograniczone. Nie odpowiadam na pytanie zupełnie zbity z tropu. Dotyk twoich ust na moich jest ta dziwny, oszałamiający oraz niewłaściwy, że aż siedzę w bezruchu chyba całą wieczność. - Lady Rowle! - mówię z oburzeniem akurat kiedy zaczynam spadać. W pewnym momencie wraz z krzesłem padamy na chłodną ziemię. Auć. - Daphne! - dodaję już bardziej zdenerwowany. Łapię się za obolałą głowę wykrzywiając twarz w grymasie. - Co cię napadło? Ugryzł cię Langustnik Ladaco? - pytam rozzłoszczony. I cały romantyzm prysł.
Eliksiry to zupełnie inna bajka. Urodziłem się z predyspozycjami do nich, wszak moja matka była utalentowaną Slughornówną! Jestem pewien, że wyssałem to z jej mlekiem. Informacje na temat wywarów też wsiąkają w mój umysł niczym woda w gąbkę, tylko za każdym razem, kiedy odczytuję ważne informacje, żeby je sobie odświeżyć, Daphne podejmuje temat tej nieszczęsnej urody. Która nie leży nawet obok mojego kręgu zainteresowań. Tak jak zwykle ignoruję bezsensowne tematy, tak teraz ewidentnie nie mogę ukrócić podekscytowania przyjaciela. Tak właśnie - ona się nawet nie mieści w moim wąskim kanonie postrzegania dziewcząt, a co dopiero dywagowanie na temat jej urodziwości.
- Nie, nawet okularów nie muszę nosić - odpowiadam z dumą, nie wiedząc do czego pije. Nie domyślam się, jestem tylko mężczyzną. Nie można po mnie oczekiwać zbyt wiele. W dodatku nie znam się kompletnie na temacie damsko-męskim, bo zwyczajnie mnie to nie interesuje. Chce się dodać jeszcze, ale to wcale nie takie pewne.
Niestety moja strefa komfortu zostaje naruszona, a ja denerwuję się coraz bardziej. Gdyby nie choroba, miałbym już twarz w kolorze rosierowych róż, ale tak to widać jedynie delikatne zaróżowienie. Nie wiem dlaczego zbliżasz się tak bardzo, że aż brakuje mi oddechu, a pole manewru ucieczki w tył jest mocno ograniczone. Nie odpowiadam na pytanie zupełnie zbity z tropu. Dotyk twoich ust na moich jest ta dziwny, oszałamiający oraz niewłaściwy, że aż siedzę w bezruchu chyba całą wieczność. - Lady Rowle! - mówię z oburzeniem akurat kiedy zaczynam spadać. W pewnym momencie wraz z krzesłem padamy na chłodną ziemię. Auć. - Daphne! - dodaję już bardziej zdenerwowany. Łapię się za obolałą głowę wykrzywiając twarz w grymasie. - Co cię napadło? Ugryzł cię Langustnik Ladaco? - pytam rozzłoszczony. I cały romantyzm prysł.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lady Rowle nie miała wśród najbliższych przodków żadnego Slughorna: jej matka wywodziła się z rodu Malfoy, babka ze strony ojca z rodu Flint, a prababka pochodziła z rodu Rosier. Zdawałoby się więc, że nie ma po kim odziedziczyć talentu do alchemii, Rowlowie zazwyczaj zajmowali się innymi dziedzinami magii, jednakże Daphne już od pierwszego roku wykazywała nadzwyczajne zainteresowanie sztuką eliksirowarstwa i talent w tym kierunku. Tworzenia magicznych mikstur było dlań subtelną i tajemniczą sztuką, w której pragnęła być absolutnie najlepsza. Nauka tego przedmiotu nie była więc dla Daphne katorgą, lecz najczystszą przyjemnością. Najlepiej czuła się w lochu, nad własnym kociołkiem, lecz równie dobrze w zaciszu biblioteki, kiedy pochylała się nad księgami traktującymi o alchemii właśnie. Nie samą nauką jednak człek żyje, nawet taki prymus jak Daphne, zwłaszcza gdy wkroczył w wiek nastoletni i hormony są powodem burzy w głowie i ciele. Nie okazywała tego zbytnio, rodzina więc nie widziała w niej większych zmian, nie buntowała się i wciąż była tak samo spokojna, opanowana i zimna jak wcześniej (była dziwacznym dzieckiem, trzeba to przyznać), gdyż panienka Rowle ukrywała przed wszystkimi swe prawdziwe odczucia i myśli, aż do teraz.
Była po prostu ciekawa jak to jest całować się. Słyszała już wielokrotnie z ust szkolnych koleżanek, zarówno starszych, jak i młodszych, o tym jakie jest to przyjemne i ekscytujące. Córki szlachetnych rodów, jak i te bez odpowiedniego nazwiska, były tą czynnością na równi przejęte. Panna Rowle miała naturę badacza, więc chciała na własnej skórze... a raczej własnych ustach przekonać się jak to jest. Quentin Burke doskonale pasował na obiekt eksperymentu: mogła mu zaufać, to raz. Dwa - znał ją i gdyby wygadałby o tym całej szkole, na pewno wiedział, że nie odpuściłaby mu tego, dopóki nie zemściłaby się jakąś paskudną, niewykrywalną trutką, albo złośliwym urokiem. A po trzecie - był przystojnym i inteligentnym młodzieńcem. Nawet bardzo przystojnym, przyznać musiała, więc pocałowała go, czując tę osławioną ekscytację gdzieś w piersi.
Nie było jednak tak jak się spodziewała.
Ani ona nie umiała się całować, ani on - było więc po prostu nad wyraz dziwacznie. Właściwie to ona go całowała i miała wrażenie, że robi to z zimnym posągiem, a chyba nie o to chodziło.
Jej koleżanki w opowieściach nie runęły również za swym wybrankiem na ziemię, a Daphne tak. Quentin, nie wiedząc czemu, zachwiał się na krześle i pociągnął ją za sobą, więc oboje boleśnie wylądowali na ziemi. Rowlówna na nim, z nogą pomiędzy jego i natychmiast zarumieniła się jak piwonia, gdy uświadomiła sobie że leży na jego piersi. Patrzyła mu w oczy zszokowana przez jedno uderzenie serca, po czym natychmiast stoczyła się w bok z nietęgą miną.
-Na Merlina, aleś Ty niemądry! - warknęła urażona, rozmasowując nadgarstek. Zaczął ją bardzo boleć. Natychmiast jednak oprzytomniała i poprawiła długą spódnicę szaty, by zasłoniła łydki -Nic mnie nie ugryzło, gumochłonie jeden - lady Rowle zdawała się być śmiertelnie obrażona i prawdę mówiąc to była: doznał zaszczytu i to jego pocałowała po raz pierwszy w życiu, a on zachowuje się jakby co najmniej zrzuciła szatę przed wszystkimi w pokoju wspólnym - Nigdy się nie całowałeś, że nie wiesz jak to się robi? - syknęła wyniośle.
Była po prostu ciekawa jak to jest całować się. Słyszała już wielokrotnie z ust szkolnych koleżanek, zarówno starszych, jak i młodszych, o tym jakie jest to przyjemne i ekscytujące. Córki szlachetnych rodów, jak i te bez odpowiedniego nazwiska, były tą czynnością na równi przejęte. Panna Rowle miała naturę badacza, więc chciała na własnej skórze... a raczej własnych ustach przekonać się jak to jest. Quentin Burke doskonale pasował na obiekt eksperymentu: mogła mu zaufać, to raz. Dwa - znał ją i gdyby wygadałby o tym całej szkole, na pewno wiedział, że nie odpuściłaby mu tego, dopóki nie zemściłaby się jakąś paskudną, niewykrywalną trutką, albo złośliwym urokiem. A po trzecie - był przystojnym i inteligentnym młodzieńcem. Nawet bardzo przystojnym, przyznać musiała, więc pocałowała go, czując tę osławioną ekscytację gdzieś w piersi.
Nie było jednak tak jak się spodziewała.
Ani ona nie umiała się całować, ani on - było więc po prostu nad wyraz dziwacznie. Właściwie to ona go całowała i miała wrażenie, że robi to z zimnym posągiem, a chyba nie o to chodziło.
Jej koleżanki w opowieściach nie runęły również za swym wybrankiem na ziemię, a Daphne tak. Quentin, nie wiedząc czemu, zachwiał się na krześle i pociągnął ją za sobą, więc oboje boleśnie wylądowali na ziemi. Rowlówna na nim, z nogą pomiędzy jego i natychmiast zarumieniła się jak piwonia, gdy uświadomiła sobie że leży na jego piersi. Patrzyła mu w oczy zszokowana przez jedno uderzenie serca, po czym natychmiast stoczyła się w bok z nietęgą miną.
-Na Merlina, aleś Ty niemądry! - warknęła urażona, rozmasowując nadgarstek. Zaczął ją bardzo boleć. Natychmiast jednak oprzytomniała i poprawiła długą spódnicę szaty, by zasłoniła łydki -Nic mnie nie ugryzło, gumochłonie jeden - lady Rowle zdawała się być śmiertelnie obrażona i prawdę mówiąc to była: doznał zaszczytu i to jego pocałowała po raz pierwszy w życiu, a on zachowuje się jakby co najmniej zrzuciła szatę przed wszystkimi w pokoju wspólnym - Nigdy się nie całowałeś, że nie wiesz jak to się robi? - syknęła wyniośle.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie mam (jeszcze?) w sobie buzujących hormonów oraz pociągu do całowania dziewczyn. Dla sprostowania - chłopców tym bardziej. Nie wiem czy w ogóle kiedyś będę miał zajmować się takimi głupotami jak flirt, pocałunki oraz oczarowywanie dziewcząt. W tej chwili wydaje mi się to niedorzeczną stratą cennego czasu, który mógłbym poświęcić na naukę. Oraz dokonania godne prawdziwego Burke’a. Kobiety jedynie przeszkadzają oraz dekoncentrują, tak jak właśnie teraz Daphne. Zamiast wziąć się do roboty to buja w obłokach nie wiadomo po co oraz dlaczego. Czy napisze kiedyś pracę z technik całowania? Lub rozprawę na temat urody dziewcząt? Może zainteresowałaby się tym co najwyżej Czarownica i kilka niespełnionych gospodyń domowych, ale czy na pewno to jest twoją ambicją na życie, Rowle? Jednak do tej pory spodziewałem się po tobie czegoś więcej - ta sytuacja jednak zbija mnie z tropu powodując bardzo nieprzyjemne myśli prowadzące do równie niekorzystnych wniosków.
Na razie jednak jestem opanowany oraz całkowicie skoncentrowany na celu, w jakim przyszliśmy do biblioteki. Wszystko się kończy w momencie, gdy twoja twarz zbyt mocno przybliża się do mojej. Na ustach czuję niezidentyfikowane coś, czego nigdy wcześniej nie czułem, ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Nie wypada nam być tak blisko siebie, a co dopiero robić takie rzeczy! To musiało się tak skończyć - malowniczym upadkiem na ziemię. Brudną, twardą ziemię. Czuję, jak boli mnie głowa, a w płucach zaczyna brakować powietrza. No tak, spadłem razem z tobą. To twoja wina! Wszystko!
- Ja jestem niemądry? A kto zajmuje się głupotami zamiast przygotowywać się do SUM-ów? - komentuję twoją wypowiedź, nadal wykrzywiając twarz z powodu odczuwanego dyskomfortu. - I nie przezywaj mnie - syczę teraz już rozzłoszczony. Nie dość, że człowiek nie ma chwili spokoju, że zadają mu trudne pytania, całują go wbrew jego woli, przewracają boleśnie na podłogę, to jeszcze tak się do niego odnoszą! - Jestem lordem, trochę szacunku - dodaję dumnie oraz butnie. Nie widzę tego, jak mocno groteskowe się to wydaje, szczególnie w tym momencie. To nie jest istotne, życie nastolatka wydaje się być dużo prostsze niż dorosłego osobnika.
Jak tak leżę sobie na tym krześle, to trochę zaczynam się uspokajać. Więc zbieram się do tego żeby wstać oraz podać ci pomocną dłoń, uznając, że musimy to puścić w niepamięć, ale zadajesz mi takie pytanie, że prawie bym spąsowiał na twarzy!
- No pewnie, że się całowałem! - protestuję od razu, niezgodnie zresztą z prawdą. Niestety odzywa się we mnie chęć rywalizacji lub zwyczajnie czuję potrzebę obrony mojej męskiej dumy. Tylko problem polega na tym, że muszę wymyślić dziewczynę, z którą rzekomo mógłbym to robić - w celu uwiarygodnienia własnego kłamstewka. Najlepiej młodszą oraz nie ze Slytherinu, żebyś od razu nie wiedziała, że to nieprawda. Żadna też Gryfonka czy Puchonka, fuj. Zostaje więc Ravenclaw, w dodatku ktoś, kogo możesz nie znać. - Z eeee - zaczynam mało elokwentnie, próbując wynaleźć jakieś nazwisko z odmętów pamięci. Najgorsze, że przecież nie znam żadnych dziewcząt, bo po co mi ta durna wiedza zaśmiecająca umysł! - Z taką jedną Krukonką z trzeciej klasy, nie znasz! - rzucam więc w przypływie desperacji, chcąc zbyć temat. I postanawiam wreszcie wstać.
Na razie jednak jestem opanowany oraz całkowicie skoncentrowany na celu, w jakim przyszliśmy do biblioteki. Wszystko się kończy w momencie, gdy twoja twarz zbyt mocno przybliża się do mojej. Na ustach czuję niezidentyfikowane coś, czego nigdy wcześniej nie czułem, ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Nie wypada nam być tak blisko siebie, a co dopiero robić takie rzeczy! To musiało się tak skończyć - malowniczym upadkiem na ziemię. Brudną, twardą ziemię. Czuję, jak boli mnie głowa, a w płucach zaczyna brakować powietrza. No tak, spadłem razem z tobą. To twoja wina! Wszystko!
- Ja jestem niemądry? A kto zajmuje się głupotami zamiast przygotowywać się do SUM-ów? - komentuję twoją wypowiedź, nadal wykrzywiając twarz z powodu odczuwanego dyskomfortu. - I nie przezywaj mnie - syczę teraz już rozzłoszczony. Nie dość, że człowiek nie ma chwili spokoju, że zadają mu trudne pytania, całują go wbrew jego woli, przewracają boleśnie na podłogę, to jeszcze tak się do niego odnoszą! - Jestem lordem, trochę szacunku - dodaję dumnie oraz butnie. Nie widzę tego, jak mocno groteskowe się to wydaje, szczególnie w tym momencie. To nie jest istotne, życie nastolatka wydaje się być dużo prostsze niż dorosłego osobnika.
Jak tak leżę sobie na tym krześle, to trochę zaczynam się uspokajać. Więc zbieram się do tego żeby wstać oraz podać ci pomocną dłoń, uznając, że musimy to puścić w niepamięć, ale zadajesz mi takie pytanie, że prawie bym spąsowiał na twarzy!
- No pewnie, że się całowałem! - protestuję od razu, niezgodnie zresztą z prawdą. Niestety odzywa się we mnie chęć rywalizacji lub zwyczajnie czuję potrzebę obrony mojej męskiej dumy. Tylko problem polega na tym, że muszę wymyślić dziewczynę, z którą rzekomo mógłbym to robić - w celu uwiarygodnienia własnego kłamstewka. Najlepiej młodszą oraz nie ze Slytherinu, żebyś od razu nie wiedziała, że to nieprawda. Żadna też Gryfonka czy Puchonka, fuj. Zostaje więc Ravenclaw, w dodatku ktoś, kogo możesz nie znać. - Z eeee - zaczynam mało elokwentnie, próbując wynaleźć jakieś nazwisko z odmętów pamięci. Najgorsze, że przecież nie znam żadnych dziewcząt, bo po co mi ta durna wiedza zaśmiecająca umysł! - Z taką jedną Krukonką z trzeciej klasy, nie znasz! - rzucam więc w przypływie desperacji, chcąc zbyć temat. I postanawiam wreszcie wstać.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie było nic w tym dziwnego, powszechnie znanym faktem było to, iż dziewczęta szybciej osiągają dojrzałość niźli chłopcy. W pewnym wieku nawet przewyższały ich wzrostem, doskonale pamiętała jak jeszcze przed trzema laty nieco górowała nad Quentinem, gdy wystrzeliła w górę niczym sosenka, lecz teraz oczywiście zdążył nie tylko ją dogonić, lecz i przegonić. Niestety pod względem emocjonalnym wciąż zostawał w tyle, lecz Daphne wcale się temu nie dziwiła - najwidoczniej wszyscy chłopcy tak mieli. Oboje mieli po szesnaście lat, lady Rowle ukończyła ten wiek zaledwie przed tygodniem, lecz każde z nich było na różnym etapie. Daphne wkroczyła w ten buntowniczy wiek, kiedy emocje w człeku buzują, choć i tak wciąż pozostawała cichą, milczącą i wycofaną dziewczyną. Niedawno zaczęła o tym rozmyślać, dotychczas traktowała Quentina niemal bezpłciowo - był jej przyjacielem, towarzyszem, jedynym, który rozumie pilną potrzebę nauki, odrobienia pracy domowej natychmiast oraz nieustannego samodoskonalenia. Oboje byli ze wszech miar ambitni i niespecjalnie towarzyscy.
Panienka Rowle niezwykle ceniła w Burku to, że można z nim po prostu... milczeć.
Ta cisza pomiędzy nimi nie była niezręczna, nic dotąd nie było; funkcjonowali obok siebie w dobrej symbiozie, nie wchodząc sobie w drogę, lecz wspierając się w drodze na szczyt. Ciężko było o wdzięczność Daphne, lecz naprawdę cieszyła się, że Burke trwa u jej boku. Czasami, w nielicznych przypadkach, kiedy zapominała własnych zapasów na lekcje eliksirów, podrzucał jej część własnych, a ona później rozwiązywała jego zadania na numerologię.
Niejednokrotnie znajome córki szlachetnych rodów próbowały podpytać Daphne, czy ich rodziny planują ich zaręczyny, skoro tak wiele ze sobą czasu spędzają. Rowlówna kręciła głową, nie wyobrażała sobie wówczas małżeństwa z Quentinem, był dla niej niczym brat.
Może dlatego poczuła nieodpartą chęć, wtedy w bibliotece, by to właśnie jego pocałować po raz pierwszy?
Czuła się zażenowana odrzuceniem, dlatego powiedziała kilka przykrych słów, lecz wcale nie uważała, by był niemądry.
-Przecież się przygotowuję, to był po prostu eksperyment... eee... naukowy! To wszystko w ramach badań - odparła enigmatycznie, udając że wcale nie zrobiła tego, bo chciała.
Wstała sama, bez jego pomocy, a kiedy wreszcie się wyprostowała z godnością, otrzepała z kurzu spódnicę i z powrotem siadła na krześle, poprawiając włosy.
-Och, tak? A jak się nazywała? Nazwisko, albo wcale się nie całowałeś! - syknęła cicho, czując nagły przypływ zazdrości, że Quentin już to robił, a ona nie.
Panienka Rowle niezwykle ceniła w Burku to, że można z nim po prostu... milczeć.
Ta cisza pomiędzy nimi nie była niezręczna, nic dotąd nie było; funkcjonowali obok siebie w dobrej symbiozie, nie wchodząc sobie w drogę, lecz wspierając się w drodze na szczyt. Ciężko było o wdzięczność Daphne, lecz naprawdę cieszyła się, że Burke trwa u jej boku. Czasami, w nielicznych przypadkach, kiedy zapominała własnych zapasów na lekcje eliksirów, podrzucał jej część własnych, a ona później rozwiązywała jego zadania na numerologię.
Niejednokrotnie znajome córki szlachetnych rodów próbowały podpytać Daphne, czy ich rodziny planują ich zaręczyny, skoro tak wiele ze sobą czasu spędzają. Rowlówna kręciła głową, nie wyobrażała sobie wówczas małżeństwa z Quentinem, był dla niej niczym brat.
Może dlatego poczuła nieodpartą chęć, wtedy w bibliotece, by to właśnie jego pocałować po raz pierwszy?
Czuła się zażenowana odrzuceniem, dlatego powiedziała kilka przykrych słów, lecz wcale nie uważała, by był niemądry.
-Przecież się przygotowuję, to był po prostu eksperyment... eee... naukowy! To wszystko w ramach badań - odparła enigmatycznie, udając że wcale nie zrobiła tego, bo chciała.
Wstała sama, bez jego pomocy, a kiedy wreszcie się wyprostowała z godnością, otrzepała z kurzu spódnicę i z powrotem siadła na krześle, poprawiając włosy.
-Och, tak? A jak się nazywała? Nazwisko, albo wcale się nie całowałeś! - syknęła cicho, czując nagły przypływ zazdrości, że Quentin już to robił, a ona nie.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Też lubiłem nasze milczenie. Cichy sojusz kiedy mogliśmy na siebie liczyć w trudnych sytuacjach takich jak zapomnienie składników czy praca domowa. W dorosłym życiu będzie mi tego brakować, zwłaszcza, że wszystko obróci się w pył - ale teraz uznaję to za coś fundamentalnego. Znamy się tyle czasu, że wiemy o sobie naprawdę wiele. Wszystkiego nie, bo każde z nas ma w sobie tajemnice swojego rodu, ale niewiele nam brakuje do tego absolutu. Zresztą, napędza nas też coś w rodzaju rywalizacji - skoro jedno się intensywnie uczy, to drugie też powinno, żeby nie zostać w tyle. I tak to się kręci. Lub kręciło, sam już nie wiem co myśleć o tym wszystkim. Czuję się zagubiony między tym, co o tobie sądziłem, a tym, co teraz zrobiłaś. I powiedziałaś. Jestem nieco urażony tak obcesowym potraktowaniem mojej osoby chociaż wiem, że w niczym nie zawiniłem. Nie rozumiem romantycznego porywu serca oraz konstrukcji dziewczęcości. Nie pojmuję, że jesteście delikatne niczym kwiat (i męskie ego), który silnie przeżywa odrzucenie. W moim rozumieniu świata to nawet nie posiada miana odrzucenia, wszak to tylko jakiś głupi całus, w dodatku niczym niepoparty, więc nie wiem w czym problem. Jesteśmy przyjaciółmi, nie parą - a bezpłciowość naszej relacji tylko to podkreśla.
Tak sądzę. Teraz jestem skołowany do spółki z byciem rozgniewanym. Ściągam brwi z frustracji, po czym sam się podnoszę z pozycji leżącej. Skoro nie chcesz mojej pomocy to nie! Otrzepuję szatę ze zbędnego brudu, a zaraz potem jeszcze rozmasowuję tył głowy. Spoglądam na ciebie z niedowierzaniem czającym się w ciemnych oczach - co ty bredzisz?
- Co to za badania niby? Zamierzasz zostać reporterką Czarownicy? - prycham z wyższością nie potrafiąc tego zrozumieć. Twoje tłumaczenie jest po prostu niedorzeczne. Za to moje… moje wcale takie nie jest! Jest konkretne, rzeczowe i och, zupełnie nie pojmuję dlaczego mi nie wierzysz. Stoję oddalony od stolika, zaciskam dłonie w pięść obserwując twoje ruchy. Powinnaś z marszu uznać moje słowa za nieomylne oraz oczywiste, a zamiast tego poddajesz w wątpliwość coś, co wymyśliłem na poczekaniu. Bardzo nieładnie. I jeszcze to domaganie się dowodów!
- Jak ona się nazywała… - rzucam udając zamyślenie, coraz bardziej gorączkowo starając się zmyślić jakieś nazwisko. - Bulstrode! - wykrzykuję nagle w szaleńczym tryumfie. Nie mam najmniejszego pojęcia czy istnieje Bulstrode Krukonka z trzeciej klasy, ale co tam, wierzę, że trafiłem. Moja twarz przybiera wyrazu ha, łyso ci teraz?! - Ech, wiesz co Daphne? Jesteś beznadziejnym przyjacielem. Nie dość, że mi nie wierzysz, to jeszcze odciągasz mnie od poważnych spraw. Wróćmy do nauki, co? - burczę pod nosem, zasiadając z powrotem do stołu. I czytając twardo kolejne stronice książki o eliksirach dla zaawansowanych.
Tak sądzę. Teraz jestem skołowany do spółki z byciem rozgniewanym. Ściągam brwi z frustracji, po czym sam się podnoszę z pozycji leżącej. Skoro nie chcesz mojej pomocy to nie! Otrzepuję szatę ze zbędnego brudu, a zaraz potem jeszcze rozmasowuję tył głowy. Spoglądam na ciebie z niedowierzaniem czającym się w ciemnych oczach - co ty bredzisz?
- Co to za badania niby? Zamierzasz zostać reporterką Czarownicy? - prycham z wyższością nie potrafiąc tego zrozumieć. Twoje tłumaczenie jest po prostu niedorzeczne. Za to moje… moje wcale takie nie jest! Jest konkretne, rzeczowe i och, zupełnie nie pojmuję dlaczego mi nie wierzysz. Stoję oddalony od stolika, zaciskam dłonie w pięść obserwując twoje ruchy. Powinnaś z marszu uznać moje słowa za nieomylne oraz oczywiste, a zamiast tego poddajesz w wątpliwość coś, co wymyśliłem na poczekaniu. Bardzo nieładnie. I jeszcze to domaganie się dowodów!
- Jak ona się nazywała… - rzucam udając zamyślenie, coraz bardziej gorączkowo starając się zmyślić jakieś nazwisko. - Bulstrode! - wykrzykuję nagle w szaleńczym tryumfie. Nie mam najmniejszego pojęcia czy istnieje Bulstrode Krukonka z trzeciej klasy, ale co tam, wierzę, że trafiłem. Moja twarz przybiera wyrazu ha, łyso ci teraz?! - Ech, wiesz co Daphne? Jesteś beznadziejnym przyjacielem. Nie dość, że mi nie wierzysz, to jeszcze odciągasz mnie od poważnych spraw. Wróćmy do nauki, co? - burczę pod nosem, zasiadając z powrotem do stołu. I czytając twardo kolejne stronice książki o eliksirach dla zaawansowanych.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trudno było to nazwać romantycznym porywem serca. Daphne Rowle nie była wszak w Quentinie zakochana. Nie obdarzyła go uczuciem, jakie dziewczę darzy młodzieńca. Nie trzymała pod poduszką ani jego fotografii, ani miniatury portretu. Nie tęskniła za jego zapachem, bądź dotykiem. Nie odczuwała dotkliwie jego braku. To były, jak sądziła, objawy zauroczenia. Takie właśnie zaobserwowała u swych rówieśnic oraz starszych dziewcząt. Nie czuła osławionych motyli w brzuchu, ani fascynacji w obecności Quentina.
Owszem, był przystojny, Daphne wzrok miała dobry. Słuch także, wiedziała więc, ze nie jest także głupi. Miał do eliksirów wielki talent, tak jak i ona sama, co szczerze w nim podziwiała. Miał także odpowiednio uporządkowane w życiu priorytety i odpowiednie wartości. Najpierw nauka, szlacheckie obowiązki, dopiero później szlacheckie przyjemności, na które zazwyczaj brakowało im czasu. Prac domowych i nauki wcale im nie ubywało, a wręcz mnożyły jak zaklęte. Pragnęli być najlepsi, musieli więc włożyć w to odpowiednio dużo czasu i pracy. Nawet, gdy Daphne uporała się z eliksirami i numerologią, nie potrafiła przyłączyć się do Ślizgonów trwoniących czas bez konkretnego celu - wolała dołączyć do Riddle'a.
Dzięki wszystkim tym cechom - przyjemnej dla oka aparycji oraz bystremu umysłowi - Quentin Burke wygrał los na loterii jakim był pierwszy pocałunek Daphne Rowle.
Spodziewała się, że to doceni.
W końcu to ona. Lady Rowle już w latach szkolnych miała o sobie nad wyraz wysokie mniemanie. Była zdania, że żadna szóstoklasistka nie dorównuje jej zarówno urodą, jak i intelektem; już wtedy była wyjątkowo nadęta. Miała więc wyjątkowo silne przekonanie, że Quentin poczuje się zaszczycony, że to właśnie jego obdarzyła tym pierwszym pocałunkiem.
Cóż, nie uczynił tego.
Co więcej - wydawał się tym faktem wręcz oburzony.
Wzburzona była więc i Daphne, wielce obrażona i urażona. Jakże śmiał tak się do niej odzywać, tak ją odrzucić, zamiast paść na kolana i wyznawać jej miłość - tego nie potrafiła zrozumieć. Ogromne ego Daphne Rowle przyćmiło jej zdrowy rozsądek.
-Och, a co? Czytałbyś, lordzie Burke? Pewnie zamówiłeś prenumeratę, nieprawdaż? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Sięgnęła po różdżkę, która leżała na stole i jęła usuwać plamy atramentu z wypracowania. Przez całe to zamieszanie kałamarz przewrócił się na jej pracę.
Jednako w myślach przysięgła sobie sprawdzić, czy w rzeczywistości w Ravenclawie uczy się trzynastoletnia lady Bulstrode. Z drugiej strony - dlaczego Quentin całuje się z tak młodymi pannami? Obdarzyła go podejrzliwym spojrzeniem zmrużonych oczu.
-To takie smutne, chyba się wzruszę. Nie łkaj mi tutaj tylko - rzekła opryskliwie, ponownie dobywając pióra, gotowa, by kontynuować pisanie - Współczuję Twojej przyszłej małżonce, jeśli tak będziesz się całował.
Owszem, był przystojny, Daphne wzrok miała dobry. Słuch także, wiedziała więc, ze nie jest także głupi. Miał do eliksirów wielki talent, tak jak i ona sama, co szczerze w nim podziwiała. Miał także odpowiednio uporządkowane w życiu priorytety i odpowiednie wartości. Najpierw nauka, szlacheckie obowiązki, dopiero później szlacheckie przyjemności, na które zazwyczaj brakowało im czasu. Prac domowych i nauki wcale im nie ubywało, a wręcz mnożyły jak zaklęte. Pragnęli być najlepsi, musieli więc włożyć w to odpowiednio dużo czasu i pracy. Nawet, gdy Daphne uporała się z eliksirami i numerologią, nie potrafiła przyłączyć się do Ślizgonów trwoniących czas bez konkretnego celu - wolała dołączyć do Riddle'a.
Dzięki wszystkim tym cechom - przyjemnej dla oka aparycji oraz bystremu umysłowi - Quentin Burke wygrał los na loterii jakim był pierwszy pocałunek Daphne Rowle.
Spodziewała się, że to doceni.
W końcu to ona. Lady Rowle już w latach szkolnych miała o sobie nad wyraz wysokie mniemanie. Była zdania, że żadna szóstoklasistka nie dorównuje jej zarówno urodą, jak i intelektem; już wtedy była wyjątkowo nadęta. Miała więc wyjątkowo silne przekonanie, że Quentin poczuje się zaszczycony, że to właśnie jego obdarzyła tym pierwszym pocałunkiem.
Cóż, nie uczynił tego.
Co więcej - wydawał się tym faktem wręcz oburzony.
Wzburzona była więc i Daphne, wielce obrażona i urażona. Jakże śmiał tak się do niej odzywać, tak ją odrzucić, zamiast paść na kolana i wyznawać jej miłość - tego nie potrafiła zrozumieć. Ogromne ego Daphne Rowle przyćmiło jej zdrowy rozsądek.
-Och, a co? Czytałbyś, lordzie Burke? Pewnie zamówiłeś prenumeratę, nieprawdaż? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Sięgnęła po różdżkę, która leżała na stole i jęła usuwać plamy atramentu z wypracowania. Przez całe to zamieszanie kałamarz przewrócił się na jej pracę.
Jednako w myślach przysięgła sobie sprawdzić, czy w rzeczywistości w Ravenclawie uczy się trzynastoletnia lady Bulstrode. Z drugiej strony - dlaczego Quentin całuje się z tak młodymi pannami? Obdarzyła go podejrzliwym spojrzeniem zmrużonych oczu.
-To takie smutne, chyba się wzruszę. Nie łkaj mi tutaj tylko - rzekła opryskliwie, ponownie dobywając pióra, gotowa, by kontynuować pisanie - Współczuję Twojej przyszłej małżonce, jeśli tak będziesz się całował.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie wiem jak to jest się zakochać. Zakocham się dopiero później, podczas wyprawy statkiem po artefakty do sklepu. Jako nastolatek nie przeżywam żadnych porywów serca, całkowicie oddając je nauce, głównie eliksirów. Nie jestem ani towarzyski, ani nie jestem też amantem. Nawiązywanie kontaktów wcale nie przychodzi mi z łatwością. Muszę więc improwizować - co jak widać wychodzi mi beznadziejnie. Nigdy się nie całowałem, a już na pewno nie z przyjacielem. Nie mam najmniejszego pojęcia co się robi w takich chwilach. Do głowy mi nie przychodzi myśl, że jesteś urażona z powodu braku odwzajemnienia uczuć, których nie ma! To brzmi tak mocno absurdalnie. Naprawdę nie wiem co sobie myślałaś Daphne. Że nagle wyznam ci miłość, porwę cię jak księżniczkę z wieży do zamku Durham, gdzie będziemy żyć długo i szczęśliwie? Przecież to bajki, wierzysz w nie, Rowle? Jakoś nie chce mi się wierzyć w ten twój cały eksperyment naukowy. Całowanie się nie ma w sobie ani krzty nauki. To tylko głupie buziaki mające przypieczętować coś, co nie istnieje - miłość. Między nami jej nie ma i nie ma co udawać, że jest inaczej. Źle ci w tej przyjaźni? Po co to wszystko psuć takimi bzdurami? Och, no tak. Jesteś dziewczyną, a dziewczyny mają pstro w głowie. Prędzej czy później poddają się porywom serca, chociaż miałem po cichu nadzieję, że ciebie to ominie. Tak mocno się myliłem.
Nie czuję zaszczytów. Jestem uwięziony w klatce braku zrozumienia. I złości, że boli mnie głowa. I plecy. I że marnujemy czas na niepotrzebne głupoty. W tej samej chwili mogliśmy mieć już powtórzone kolejne pięć eliksirów. Zamiast tego oboje na siebie warczymy. Czy o to ci chodziło, Daphne? Taki był twój zamiar, niemądra?
Aż nadymam lekko czerwone policzki - z powodu złości, że zarzucasz mi coś tak okropnego jak czytanie Czarownicy! Oprócz noszenia sukni kobiecych chyba nie ma nic bardziej niemęskiego niż chociażby spoglądanie na ten wstrętny szmatławiec.
- Nie pozwalaj sobie, ostrzegam cię Daphne Rowle! - mówię głośno. - I zamknij się wreszcie - syczę tym razem już ciszej. To dlatego, że widzę bibliotekarkę zmierzającą w naszym kierunku. Narobiliśmy niemałego rabanu, zwracając na siebie jej uwagę. Powinniśmy trzymać buzię na kłódkę. - O nią się nie martw, na pewno nie będzie takim zimnym posągiem jak ty! - szepcę z oburzeniem. Tak naprawdę to wcale tak nie myślę, ale gniew uderza mi do głowy. Mówisz niemiłe rzeczy! - Ja współczuję twojemu przyszłemu mężowi. Wyda fortunę na drewno do kominka, żeby cię ogrzać i nie musieć całować się z trupem - dodaję złośliwie. Bo przecież to oczywiste, że kobietę ogrzewa się ogniem z kominka, no przecież!
- Jeżeli w tej chwili się nie uspokoicie, to zarobicie szlaban. Oboje. - Słyszę nad sobą głos bibliotekarki. Wyciszony, ale doskonale stanowczy. Kiwam niechętnie głową, ta patrzy na nas ostrzegawczo, a potem oddala się w stronę swojego biurka. Mruczę coś jeszcze pod nosem, a potem oboje ślęczymy nad książkami. W ciszy oraz gęstej atmosferze urazy.
zt.x2!
Nie czuję zaszczytów. Jestem uwięziony w klatce braku zrozumienia. I złości, że boli mnie głowa. I plecy. I że marnujemy czas na niepotrzebne głupoty. W tej samej chwili mogliśmy mieć już powtórzone kolejne pięć eliksirów. Zamiast tego oboje na siebie warczymy. Czy o to ci chodziło, Daphne? Taki był twój zamiar, niemądra?
Aż nadymam lekko czerwone policzki - z powodu złości, że zarzucasz mi coś tak okropnego jak czytanie Czarownicy! Oprócz noszenia sukni kobiecych chyba nie ma nic bardziej niemęskiego niż chociażby spoglądanie na ten wstrętny szmatławiec.
- Nie pozwalaj sobie, ostrzegam cię Daphne Rowle! - mówię głośno. - I zamknij się wreszcie - syczę tym razem już ciszej. To dlatego, że widzę bibliotekarkę zmierzającą w naszym kierunku. Narobiliśmy niemałego rabanu, zwracając na siebie jej uwagę. Powinniśmy trzymać buzię na kłódkę. - O nią się nie martw, na pewno nie będzie takim zimnym posągiem jak ty! - szepcę z oburzeniem. Tak naprawdę to wcale tak nie myślę, ale gniew uderza mi do głowy. Mówisz niemiłe rzeczy! - Ja współczuję twojemu przyszłemu mężowi. Wyda fortunę na drewno do kominka, żeby cię ogrzać i nie musieć całować się z trupem - dodaję złośliwie. Bo przecież to oczywiste, że kobietę ogrzewa się ogniem z kominka, no przecież!
- Jeżeli w tej chwili się nie uspokoicie, to zarobicie szlaban. Oboje. - Słyszę nad sobą głos bibliotekarki. Wyciszony, ale doskonale stanowczy. Kiwam niechętnie głową, ta patrzy na nas ostrzegawczo, a potem oddala się w stronę swojego biurka. Mruczę coś jeszcze pod nosem, a potem oboje ślęczymy nad książkami. W ciszy oraz gęstej atmosferze urazy.
zt.x2!
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Biblioteka Hogwartu (1944)
Szybka odpowiedź