Daisy Buchanan
Nazwisko matki: Cattermole
Miejsce zamieszkania: już Londyn!
Czystość krwi: Mugolska
Wzrost: 131
Waga: 25
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: jasny błękit
Znaki szczególne: czarna plamka w lewej źrenicy
Nie mam jeszcze!
Nie byłam jeszcze!
Nie umiem jeszcze
Martwy tato
Mokre pióra, atrament i cytrusy
Moje dwa nieba (mama i tato) znowu razem
Rozmawianie z ptakami, śpiewanie i wymyślanie historyjek
Jeszcze nie kibicuję
latanie na miotle
Kołysanki mamy
photo by Esperanza Moya
Idzie niebo ciemna nocą...
Niebo wcale nie musi być niebieskie, wiecie? Niebem może być ten fragment najbardziej ukochany w kolorze różu policzków, błękitu oczu i czerni włosów. I to było moim niebem – tak pamiętam. Razy dwa. Dwa nieba wystarczały mi, bym mogła czuć się ciepło, chociaż nigdy nie było to związane z kocykami, które miękko mnie otulały. Wolałam ramiona – bezpieczne i pachnące atramentem, miętą i...czymś jeszcze. Dopiero potem dowiedziałam się, że szorstkie dłonie jednego nieba pachniały pastą Fleetwood i To było to "coś", którego nie rozpoznawałam. Wiedziałam o tym, bo całą zawartość, jaka dziwnym trafem znalazła się w moich niepewnych jeszcze dłoniach, rozsmarowałam na podłodze. A widok pięknie komponował się z rozlanym atramentem. Nie pamiętam, kto śmiał się bardziej, ja...czy moje dwa nieba.
I to mi wystarczało.
Noc przyszła nagle. Dwa, do tej pory tak bliskie sobie nieba – rozdzieliły się, rozrywając błękity burzową chmurą. I dlatego nie lubiłam deszczu. Kojarzyły się z łzami i cichym płaczem, który słyszałam z daleka. I wtedy patrzyłam na nieba, ale tak jak przez szybę, o którą uderzały ciężkie, deszczowe krople. A brzydkie kłęby chmur ścieliły ciepłe kiedyś przestrzenie. Mama i tato. Nathaniel i Maggie. Czarodziej półkrwi i mugolaczka, jak ktoś z obcych mógłby powiedzieć.
Dla niej nie były ważne kim byli i czym się zajmowali. Kochała ojca, który przychodził z nowymi miotłami i tym ukochanym zapachem pasty. Uwielbiała łaskotanie piór, które wyrabiała mama. I kochała Anglię w te mgliste poranki, gdy zaglądała przez szklistą powierzchnię okna.
Gwiazdki nie są do zabawy,
bo by nocka była zła.
Noc musiała się kiedyś na mnie zdenerwować, tak jak tato, który przyniósł ze sobą dziwny i nieprzyjemny zapach złości. Wpatrywałam się w jego twarz i zmarszczki, które tak śmiesznie kiedyś rysowały się na czole. Teraz przypominały blizny. Nie rozumiałam co mówił (chociaż już mówiłam dużo i dreptałam w kółko za rodzicami), a na pytania o mamę – jeszcze bardziej marszczył ciemne brwi i kręcił gniewnie głową. I może było to dziecięce przeczucie, ale drobne stópki skierowałam do pokoju, w którym pracowała mama. Uderzył mnie zapach atramentu. A paluszki drżały, gdy chwyciłam jedno puszyste pióro w kolorze żółci. Odłożone na bok i zakroplone granatem. Schowane w kieszonce sukieneczki nie zostało odkryte, nawet gdy za plecami niknęło znajome i ukochane miejsce. I mama.
Jedno niebo zniknęło.
Płakałam dopiero wtedy, gdy wsiadaliśmy do kolejnych pociągów, a milczenie Nathaniela potęgowało strach i dziecięcą pustkę, która otuliła mnie niczym kula mydlanej bańki. I wtedy też po raz pierwszy dowiedziałam się o istnieniu magii. Nieczęsto bowiem widywało się, by dziecięcy płacz przyciągnął do siebie ptasią chmarę, wirującą nad głową dwójka uciekinierów, niby małe tornado. Wszystko rozsypało się z chwilą, gdy mężczyzna otulił mnie ramionami mrucząc uspokajająco. Zasnęłam wtedy, ale w głowie wciąż słyszałam łkanie, które wcale nie należały do mojego głosu. Płakały wcześniej wirujące nad głową ptaki. Miałam wtedy trzy latka i...powinnam była zapamiętać na zawsze.
Podróży było wiele. Z czasem nie tylko pociągami, mijając kolejne miasta, zatrzymując się w obcych krajach - nie raz tak zimnych, że musiałam chować nos w grubym kapturze, którym tato nasuwał mi na czoło. Ja za to uczyłam się nie przywiązywać do miejsc, ani tym bardziej spotykanych wokół ludzi. Tato dbał o to wyjątkowo mocno, wciąż powtarzając, że to zabawa w chowanego, że chowają się przed złym czarodziejem. Czy to nie trochę jak z bajek? Tylko...czemu nie było w nim miejsca dla mamy? Czy ona miała walczyć?
Bez nich?
Uczyłam się dwóch światów. Żyłam w tym niemagicznym, ale tato nie szczędził opowieści o mocy. Miał w sobie jej wiele i chociaż nie rozróżniałam podziałów na czystość krwi, uczyłam się o jej wadze. Tym bardziej, że w każdej z tych rzeczywistości trzeba było umieć dobrze patrzeć, by móc w odpowiedniej chwili umknąć czujnym oczom. Najbardziej mnie śmieszyło, że tato czasem przedstawiał i siebie i mnie całkiem inaczej. Ja byłam Laurą, Amelią, Sophią, czy Amy, ale zawsze wolałam swoje prawdziwe imię. W takich zabawach musiałam się starać! Powtarzałam wymieniane nazwy z pamięci, a spojrzenie tatowych oczu sprawiało, że nie chciałam się sprzeciwiać. Wymyślanie było nawet proste. Lubiłam słuchać toczonych opowieści, rysowałam w ofiarowanym zeszyciku swoje pomysły, a ojciec gorąco zachęcał do ich tworzenia. Tak nauczyłam się kłamać, chociaż termin ten słyszałam i rozumiałam dopiero później.
Nigdzie nie zagrzewaliśmy długo miejsca, ale zazwyczaj wystarczająco, bym nauczyła się właściwego wymawiania obcych słów i składania ich w proste zdania - angielski, francuski, niemiecki i nawet ten miękko brzmiący rosyjski. Nathaniel nie odpuszczał i powtarzał z nią nowe frazy nawet jako senne kołysanki. I tylko język ptaków był uniwersalny – ten szlifowałam po cichu, wieczorami, gdy otwierałam okna i wpuszczałam do środka zwabionego okruchami przyjaciela.
Długo nie mówiłam tacie, że słyszałam więcej niż przeciętne dziecko? Zdradziłam się dopiero, gdy znaleźliśmy rannego jastrzębia pośród gęstej sieci drzew w ponurej Rosji. Bardzo młody ptak, zapewne wcześniej potraktowany zwierzęcymi pazurami leżał na ziemi, szamocząc się bezsilnie. Wyczuwałam jego strach i nieufność, ale z pomocą ojca udało się go uratować. I tu musiałam się nauczyć, że rozmowa nie wystarczy, by zadbać o kogoś bliskiego. chłonęłam wiedzę pilnie przyglądając się, jak sprawnie opiekowała się zranionym jastrzębiem jedna z „ciotek”, które od czasu do czasu odwiedzały tatę. Wtedy też wieczorem opowiedziałam o głosach i rozmowach z ptakami. Właściwie, rozmawialiśmy naprawdę. Prawdziwie. Pierwszy raz od kilku lat. A gdy popijał swój sok malinowy z trzymanej w dłoniach piersiówki, powiedział, że mama jest najpiękniejsza i żadna nie może się jej równać. Zasnął bardzo szybko, ale ja zapamiętałam słowa wyraźnie, nucąc je w takt znajomej melodii.
Nigdy nie zapomniałam....zaginionego nieba, ale gdy przypadkiem dostrzegłam fotografię w rzeczach taty, gdy kolejny raz pakowaliśmy się do drogi – po prostu nie umiałam zatrzymać dłoni. Wyblakłe zdjęcie zniknęło pod palcami, potem chowając się w rękawie.
Pierwszy raz się bałam gniewu taty, gdy krzyczał rozrzucając rzeczy w nowym, wynajętym pokoju. A ja zapierałam się, jak nigdy dotąd, że niczego nie widziałam. Czemu to zrobiłam? Czemu tak bardzo walczyłam o niedużą fotografię kobiecej twarzy? Nigdy się nie przyznałam, chociaż bez ustanku czułam niemiłe wiercenie w żołądku. Potem, w nocy, gdy Nathaniel zasnął nad swoją butelką, ja płakałam, znacząc wyblakłe zdjęcie kilkoma mokrymi kroplami. Zasnęłam ukołysana tonami kołysanki, którą sama nuciłam. Nigdy nie pamiętałam skąd ją znałam, ale zawsze działała na mnie kojąco. Tę samą piosenkę śpiewałam Urielowi – jastrzębiowi, który mimo prób wypuszczenia – zawsze mnie odnajdował. Mówił, że jest moim opiekunem i pewnego razu chyba dzięki niemu nie utopiłam się nad jeziorem, gdy wezwał mojego tatę. Pływać i tak się nauczyłam.
W ciągu dnia zazwyczaj byłam sama. Tato wychodził, wracając późno, czasem zostawiając mi do towarzystwa jedną z ciotek. Chyba dlatego nauczyłam być samodzielna, wiedziałam, jak ugotować zupę, a w nagrodę - moje jedyne niebo podarowało mi dziecięcą miotełkę. Pierwszy raz od bardzo dawna dostrzegałam dumę w jasnych źrenicach ojca, gdy z taką łatwością radziłam sobie z pierwszymi i kolejnymi lotami. W końcu – mogłam, tak jak ptaki – czuć powietrze pod sobą i ścigać się z Urielem. I przez chwilę, przez krótką chwilę wierzyłam, że mogę się śmiać, tak, jak we wspomnieniach i sennych wizjach, nawiedzających mnie każdej nocy.
Ale i tym razem odebrano mi mój błękit. I wszystko pośród Paryskich świateł i rozmów beztroskich Francuzów.
Ostatniej nocy, gdy widziałam tatę – był niespokojny, a zanim wyszedł z mieszkania kazał mi spakować swoje rzeczy. Rankiem mieliśmy znowu wyjechać. Przyzwyczaiłam się, a jednak i ja wierciłam się z przestrachem, czekając na jego powrót. Nie wrócił.
Do drzwi za to zapukała starsza kobieta i dwaj panowie, którzy przeszukali wszystkie rzeczy i w milczeniu wyszli. Jasnowłosa matrona została i opowiedziała mi o śmierci. I co powinno mnie zdziwić - posługiwała się językiem angielskim bez charakterystycznego akcentu obcych. Mówiła o tym, że tatę zabrali źli ludzie, że mam być dzielna, ale mogę płakać, bo tak trzeba. Próbowała mnie przytulać, ale odpychałam ją za każdym razem, gdy zbyt blisko zatrzymywała swoje ręce. Nie wierzyłam jej. Nikomu już nie wierzyłam, a rozpłakałam się dopiero w sierocińcu, do którego tymczasowo mnie zabrali. Po tacie została mi tylko jego piersiówka i odrobina soku, który miał w zwyczaju wieczorami popijać.
Francuski dom pełen opuszczonych dzieci - wcale mi się nie podobał. Wciąż miałam problem, gdy zaczepiano mnie świergoląc w języku, którego nie znałam przecież biegle. Chowałam się i kłamała - tak jak mnie uczył tato z cicha nadzieję, że wszyscy mnie oszukiwali.
Oczywiście próbowałam uciekać. Dwa razy, które kończyły się fiaskiem. Nie miałam zamiaru przestać tym bardziej, że nie lubiłam dzieci, które były ze mną w wielkim domu. Mówiły, że mój tato był złym człowiekiem, że słyszały to od opiekunek. A jeśli umarł - mówił najstarszy z dzieci, kalecząc brytyjski akcent twardymi słowami - to kiedyś wróci po mnie i zabierze ze sobą, chowając w ziemi. Do grobu. Pobiłam tego chłopca, a sama postanowiłam, że trzecia ucieczka musiała się udać. Uriel obiecał mi pomóc, ale realizacja utknęła, gdy oznajmiono mi, że zabierają mnie do Londynu. Do mamy.
Znowu ruszam w drogę.
Kochasz mnie jeszcze Niebo?
Kochasz mnie jeszcze mamusiu?
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język francuski | I | 1 |
Język rosyjski | I | 1 |
Język niemiecki | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Spostrzegawczość | II | 5 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Anatomia | I | 2 |
Kłamstwo | II | 5 |
ONMS | II | 5 |
Historia magii | I | 2 |
Ukrywanie się | II | 5 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznastwo | II | darmowe |
Nazwa biegłości | zależne | zależne |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
(Muzyka) Śpiew | I | 1 |
Gotowanie | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Pływanie | I | 1 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka: zwierzusta | - | 0 |
Reszta: 3 |
Jastrząb, miotełka dziecięca, piersiówka "Bezdna"
Ostatnio zmieniony przez Daisy Buchanan dnia 10.04.17 20:15, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
-
[29.06.17] Tworzenie postaci - aktualizacja, -100 PD