Salon
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Jak większość domu jasny, najbardziej dopieszczony ze wszystkich pomieszczeń. Każdy wie, że nie może zostawiać tu swoich rzeczy - szczególnie ze względu na klientów ojca, przyjmowanych w salonie. Utrzymany w pedantycznej czystości, za sprawą Yvette wypełniony pięknym zapachem oraz urokliwymi kwiatami. Można z niego wyjść do ogrodu, stąd też ma się najlepszy widok na kwitnące w nim róże.
Na gabinet nałożone jest zaklęcie Muffliato.
you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
Pierwsze dni maja zdawały się nie obchodzić łagodnie z nikim, jednak dla Percivala okazały się wyjątkowo nieprzyjemne; przerwany nagle pobyt w Świętym Mungu oraz niespodziewane spotkanie z Deirdre, pozostawiły go w stanie dalekim od ideału i właściwie powinien był nadal przebywać na szpitalnej sali, ale (z oczywistych powodów) nie ufał już ani rzekomemu bezpieczeństwu tego miejsca, ani umiejętnościom uzdrowicieli. Nie tam był zresztą potrzebny; przeklęte anomalie nie dotknęły jedynie jego – kapryśna magia ośmieliła się zagrozić dwóm osobom, o które troszczył się najbardziej, i których otoczenie opieką traktował jako swój święty obowiązek. Nic więc dziwnego, że od rychło tygodnia gdzieś wewnątrz jego klatki piersiowej tlił się lodowaty gniew, skierowany w stronę jednostek odpowiedzialnych za panujący dookoła zamęt; gniew (póki co) ciskany w pustkę, bo kogokolwiek należało nim obarczyć, znajdował się niestety daleko poza percivalowym zasięgiem.
To właśnie blade rysy Ulli i Inary migały mu pod powiekami, gdy zapinał srebrne, grawerowane guziki ciemnoszarego płaszcza, kiwając potakująco w stronę Cassiusa i obserwując, jak kuzyn znika w chmurze szmaragdowozielonych płomieni. Cieszył się, że miał go dzisiaj za towarzysza – tak samo jak z niejaką ulgą i niecierpliwością przywitał wiadomość o czekającym ich spotkaniu, przyniesioną przez sowę zaledwie dzień wcześniej. Jego przynależność do Rycerzy Walpurgii nie została być może zapoczątkowana w sposób typowy – na pierwszym spotkaniu zjawił się prawie przypadkiem, ślepo podążając śladami pozostawionymi przez martwego brata – jednak ani przez moment nie uznawał tego zrządzenia losu za zrządzenie niefortunne. Wprost przeciwnie; ostatnie wydarzenia pokazały jasno, że jeżeli chciał przetrwać, jeżeli chciał być zdolny do ochronienia ludzi mu najbliższych, potrzebował sojuszników; a czy mógłby wyobrazić sobie grupę bardziej potężną, niż tę, która podążała ścieżką wyznaczoną przez Czarnego Pana?
Percival może i w niewiele rzeczy wierzył, jednak słuszność sprawy, której się podjęli, była jednym z tych nielicznych wyjątków.
Znalazłszy się z powrotem u boku Cassiusa, otrzepał popiół przyprószający materiał płaszcza, po czym podążył za mężczyzną, przyglądając się mijanym budynkom z umiarkowanym zainteresowaniem. – W porządku – przytaknął jedynie, chowając dłonie do kieszeni i niby przypadkowo muskając palcami drewno różdżki. Nauczony niedawnymi doświadczeniami, wolał się z nią nie rozstawać – choć oczywiście nigdy nie przyznałby na głos, że nie do końca ufał pozostałym członkom ich osobliwie pozszywanej grupy, nie tyle podając w wątpliwość sens takiego połączenia, co zwyczajnie zachowując typową dla siebie czujność. O kobietach, z którymi mieli pracować, wiedział niewiele; odbijające się echem nazwiska, rozmyte we wspomnieniach twarze.
Lodowaty deszcz spływał mu po karku nieprzyjemnymi strugami, gdy wreszcie znalazł się w środku gustownie (choć odrobinę zbyt kobieco) urządzonego salonu, stale przypominając o wiszącym nad czarodziejskim światem widmie katastrofy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, nieco sztywno i oficjalnie kiwając głową na powitanie. Atmosfera wydawała się ciężka, a złowrogie grzmoty przetaczające się po okolicy tylko ją podkreślały; niepotrzebne słowa uznał więc za zbędne, pragnąc właściwie już tylko przejść do prawdziwego celu spotkania. Ich zadanie było jasne, należało jedynie ustalić plan działania. Tknięty tą myślą, utkwił chłodne spojrzenie w ciemnowłosej czarownicy; był ciekawy, dlaczego to właśnie jej przypadło w udziale dowództwo nad grupą oraz jak miała zamiar się z tej roli wywiązać. Wydawała mu się zbyt młoda, zbyt niepozorna i zbyt delikatna – wiedział jednak, że pierwsze wrażenie potrafiło mylić.
To właśnie blade rysy Ulli i Inary migały mu pod powiekami, gdy zapinał srebrne, grawerowane guziki ciemnoszarego płaszcza, kiwając potakująco w stronę Cassiusa i obserwując, jak kuzyn znika w chmurze szmaragdowozielonych płomieni. Cieszył się, że miał go dzisiaj za towarzysza – tak samo jak z niejaką ulgą i niecierpliwością przywitał wiadomość o czekającym ich spotkaniu, przyniesioną przez sowę zaledwie dzień wcześniej. Jego przynależność do Rycerzy Walpurgii nie została być może zapoczątkowana w sposób typowy – na pierwszym spotkaniu zjawił się prawie przypadkiem, ślepo podążając śladami pozostawionymi przez martwego brata – jednak ani przez moment nie uznawał tego zrządzenia losu za zrządzenie niefortunne. Wprost przeciwnie; ostatnie wydarzenia pokazały jasno, że jeżeli chciał przetrwać, jeżeli chciał być zdolny do ochronienia ludzi mu najbliższych, potrzebował sojuszników; a czy mógłby wyobrazić sobie grupę bardziej potężną, niż tę, która podążała ścieżką wyznaczoną przez Czarnego Pana?
Percival może i w niewiele rzeczy wierzył, jednak słuszność sprawy, której się podjęli, była jednym z tych nielicznych wyjątków.
Znalazłszy się z powrotem u boku Cassiusa, otrzepał popiół przyprószający materiał płaszcza, po czym podążył za mężczyzną, przyglądając się mijanym budynkom z umiarkowanym zainteresowaniem. – W porządku – przytaknął jedynie, chowając dłonie do kieszeni i niby przypadkowo muskając palcami drewno różdżki. Nauczony niedawnymi doświadczeniami, wolał się z nią nie rozstawać – choć oczywiście nigdy nie przyznałby na głos, że nie do końca ufał pozostałym członkom ich osobliwie pozszywanej grupy, nie tyle podając w wątpliwość sens takiego połączenia, co zwyczajnie zachowując typową dla siebie czujność. O kobietach, z którymi mieli pracować, wiedział niewiele; odbijające się echem nazwiska, rozmyte we wspomnieniach twarze.
Lodowaty deszcz spływał mu po karku nieprzyjemnymi strugami, gdy wreszcie znalazł się w środku gustownie (choć odrobinę zbyt kobieco) urządzonego salonu, stale przypominając o wiszącym nad czarodziejskim światem widmie katastrofy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, nieco sztywno i oficjalnie kiwając głową na powitanie. Atmosfera wydawała się ciężka, a złowrogie grzmoty przetaczające się po okolicy tylko ją podkreślały; niepotrzebne słowa uznał więc za zbędne, pragnąc właściwie już tylko przejść do prawdziwego celu spotkania. Ich zadanie było jasne, należało jedynie ustalić plan działania. Tknięty tą myślą, utkwił chłodne spojrzenie w ciemnowłosej czarownicy; był ciekawy, dlaczego to właśnie jej przypadło w udziale dowództwo nad grupą oraz jak miała zamiar się z tej roli wywiązać. Wydawała mu się zbyt młoda, zbyt niepozorna i zbyt delikatna – wiedział jednak, że pierwsze wrażenie potrafiło mylić.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Kto by pomyślał, iż maj okaże się być tak zaskakującym i przewrotnym miesiącem? Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkała. Z tak niewyobrażalną siłą. Była niezwykle ciekawa cóż stoi za jego źródłem... miała jednak teraz dużo ważniejszą sprawę na głowie. Anomalie jak się miało okazać miały działać im na rękę w sprawie uwolnienia Craiga. Nie powiedziałaby, że się ze sobą przyjaźnili, raczej łączyła ich po prostu nić sympatii. Nie zmienia to faktu, że w pewien sposób myśl o jego aktualnym pobycie w Azkabanie napawała ją niepokojem. Oczywiście, nie można też zapomnieć kim jest Craig. Nie, chodzi tu o jego bycie Lordem, a o jego byciem sługą Czarnego Pana. Był potrzebny. W takim też razie ich obowiązkiem było uwolnienie go.
Choć zna już raczej wszystkie twarze Rycerzy, to poza misjami i spotkaniami z większością z nich nie utrzymuje żadnego kontaktu. Nie widzi takowej potrzeby. Zresztą, zbyt zażyłe znajomości między członkami grupy przynosiłyby na misjach niezbyt miłe konsekwencje. Aktualnie każdo z nich może stracić życie. Nie było sensu zbytnio się przywiązywać, zresztą i tak nie jest z tego typu osób, więc nie powinno to jej sprawić większego problemu.
Gdy już znalazła się na miejscu rozglądnęła się po okolicy szukając czegoś podejrzanego. Ostrożności nigdy za wiele. Gdy jednak niczego takiego nie dostrzega wolnym krokiem zbliżyła się do drzwi wejściowych, które otwarła jej pani domu. Przywitała się z nią, a ta zaprowadziła ją do dość sporego salonu. To zdecydowanie nie był jej styl. Widać było tu definitywnie kobiecą rękę, może nawet zbyt kobiecą. Poza tym na jej gust było tu zbyt... wytwornie. Zignorowała wystrój wnętrza na rzecz wsłuchania się w otaczającą ich, błogą ciszę.
- Będziemy tak stać i łypać na siebie spojrzeniami? - Zapytała jakby nigdy nic rozglądając się po towarzystwie z uniesioną do góry jedną brwią. Na chwilę utkwiła wzrok w butelkach wina stojących na stole. Chyba naprawdę przydadzą się one dziś im wszystkim.
Choć zna już raczej wszystkie twarze Rycerzy, to poza misjami i spotkaniami z większością z nich nie utrzymuje żadnego kontaktu. Nie widzi takowej potrzeby. Zresztą, zbyt zażyłe znajomości między członkami grupy przynosiłyby na misjach niezbyt miłe konsekwencje. Aktualnie każdo z nich może stracić życie. Nie było sensu zbytnio się przywiązywać, zresztą i tak nie jest z tego typu osób, więc nie powinno to jej sprawić większego problemu.
Gdy już znalazła się na miejscu rozglądnęła się po okolicy szukając czegoś podejrzanego. Ostrożności nigdy za wiele. Gdy jednak niczego takiego nie dostrzega wolnym krokiem zbliżyła się do drzwi wejściowych, które otwarła jej pani domu. Przywitała się z nią, a ta zaprowadziła ją do dość sporego salonu. To zdecydowanie nie był jej styl. Widać było tu definitywnie kobiecą rękę, może nawet zbyt kobiecą. Poza tym na jej gust było tu zbyt... wytwornie. Zignorowała wystrój wnętrza na rzecz wsłuchania się w otaczającą ich, błogą ciszę.
- Będziemy tak stać i łypać na siebie spojrzeniami? - Zapytała jakby nigdy nic rozglądając się po towarzystwie z uniesioną do góry jedną brwią. Na chwilę utkwiła wzrok w butelkach wina stojących na stole. Chyba naprawdę przydadzą się one dziś im wszystkim.
Gość
Gość
Razem z książką, wciąż doczytując ostatnie zdania, ruszyła z kanapy do korytarza i otworzyła drzwi przed pierwszym gościem. Skinęła Mariannie głową, odsuwając się nieco, by mogła wejść swobodnie do środka, ale zamykając drzwi jasnowłosa rozejrzała się, kontrolując niebo - burza robiła się naprawdę niepokojąca. Znały się z Goshawk jeszcze z Hogwartu, lecz więzi nie zacisnęły się wystarczająco dobrze, by mówić o czymś więcej niż zwyczajnej, prostej znajomości - z pewnością zamieniły ze sobą kilka słów. Teraz zaś mogły stanowić całkiem użyteczny duet, magomedyczne zdolności Marianny idealnie zgrywały się z alchemią, którą parała się Yvette. Teraz nie próbowała szukać tematu na siłę. Przysiadła tylko na skraju fotelowego podłokietnika, oczekiwała na resztę i przeglądała dalej książkę, notując co ważniejsze rzeczy - nie lubiła trwonić czasu. Czujnym, lekko zaciekawionym spojrzeniem opłynęła sylwetkę Brynhild, wyłaniającą się w korytarzu. Jej nie znała, postarała się o bezwzględny spokój i zignorowanie kpiącego spojrzenia. Wierzyła, że czas na zatarcie stereotypów i pozorów nadejdzie. Kiwnęła znów głową, witając ją bez niepotrzebnych słów. Pozwalała kobietom analizować pomieszczenie, tak odległe klimatem od Nokturnowych uliczek i planów, jakie miały być tego dnia omawiane. Niekoniecznie interesowała się ich opinią na temat domu, miały mnóstwo ważniejszych spraw. Przybycie lordów z rodu Nott skwitowała krótkim uśmiechem, niezbyt wylewnym, aczkolwiek lekko uniosła brwi na widok Cassiusa, z którym nie tak dawno miała okazję stoczyć niezbyt wymagający i niezbyt udany pojedynek. Przynajmniej jego znała ciut lepiej niż resztę - niewątpliwie pojawienie się mężczyzny dodało jej otuchy - na pewno był bardziej doświadczony i obeznany w temacie niż ona. Percivala przywitała krótkim spojrzeniem, odłożyła astronomiczny tomik na stół i wybrała się do korytarza, by zerknąć, czy ostatnia osoba już się zbliża. Wpuściła Islę do środka, wciąż niezbyt rozmowna, i zamknęła drzwi, upewniając się jeszcze przez moment, że wszystko jest w porządku - byli bezpieczni. Zignorowała słowa kobiety - wszyscy przybyli tu w jednym celu.
- Chronią nas podstawowe zaklęcia. Najprostsze Muffliato powinno zapobiec ewentualnym ciekawskim, choć już pogoda robi nam przysługę - zerknęła na chmury, ciemne, złowrogie. Grzmoty nieustannie robiły za tło. Kilka świec zapłonęło na komendę, a wino szybko znalazło się w kieliszkach. Nie namawiała innych do zajęcia miejsc, mogli zrobić to swobodnie, jeśli tego chcieli. Jeśli nie - proszę bardzo, mogli równie dobrze podpierać ściany. Blythe oparła się biodrem o oparcie fotela, z kieliszkiem w dłoni. - Nie spodziewam się jednak, by ktokolwiek postanowił kręcić się wokół - uzupełniła spokojnie, pozwalając sobie na łyk alkoholu.
- Marianno - odezwała się, dając znać, że prawdopodobnie mogą zaczynać.
- Chronią nas podstawowe zaklęcia. Najprostsze Muffliato powinno zapobiec ewentualnym ciekawskim, choć już pogoda robi nam przysługę - zerknęła na chmury, ciemne, złowrogie. Grzmoty nieustannie robiły za tło. Kilka świec zapłonęło na komendę, a wino szybko znalazło się w kieliszkach. Nie namawiała innych do zajęcia miejsc, mogli zrobić to swobodnie, jeśli tego chcieli. Jeśli nie - proszę bardzo, mogli równie dobrze podpierać ściany. Blythe oparła się biodrem o oparcie fotela, z kieliszkiem w dłoni. - Nie spodziewam się jednak, by ktokolwiek postanowił kręcić się wokół - uzupełniła spokojnie, pozwalając sobie na łyk alkoholu.
- Marianno - odezwała się, dając znać, że prawdopodobnie mogą zaczynać.
you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love
strangeness and charm
Przyglądała się wszystkim tym, którzy pojawiali się w pomieszczeniu. Starała się zachować powagę i nie pokazywać jak bardzo się denerwowała. W organizacji, mimo obecności lordów, to ona była na najwyższej pozycji dlatego Czarny Pan polecił jej organizację. Tak wielki ciężar miała na swoich barkach, nie była pewna, czy reszta zdaje sobie z tego sprawę. Nie byli jednak głupi, więc powinni. Oczekiwała od nich rozsądku i pełnego poświęcenia, ale gdyby nie byli do tego zdolni, nie byłoby ich w Rycerzach, nie służyliby Czarnemu Panu. Lekkim skinieniem głowy witała każdego, Brynhildę, następnie dwóch lordów Nott i na końcu Islę, której słowa, nie jedyna, całkowicie zignorowała. Po co się tak rzucać przed szereg? Zwróciła się w stronę gospodarza, panna Blythe zapewniła ich o odpowiednich zabezpieczeniach tego miejsca, na co Marianna jedynie kiwnęła głową. Bardzo dobrze zrobiła dbając o to, aby mieli pewność, że mogą tu swobodnie rozmawiać. Będą omawiać sprawy, które nie powinny trafić do niepowołanych osób. Na dźwięk swojego imienia wyprostowała się.
- Tak - zaczęła spoglądając na wszystkich. - Nie wiem czy wiecie, ale w murach Azkabanu znajdują się dwie osoby, które Czarny Pan chce, aby zostały uwolnione. Jak wiecie, mamy do wykonania zadanie, dzięki anomaliom zakłócić działanie sieci Fiuu. Poprosiłam was o spotkanie, ponieważ uważam, że mamy parę kwestii do przedyskutowania.
Zaczęła od krótkiego przypomnienia, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś zapomniał po co się tu pojawili i żeby powtórzyć jak ważne jest to zadanie. Z pewnością miało w jakiś sposób pomóc Śmierciożercom będącym wtedy w Azkabanie, trzeba było więc zrobić wszystko, aby im ułatwić ich arcytrudne zadanie.
- Dzięki wskazówkom od Czarnego Pana wiemy, że anomalia, którą mamy wykorzystać znajduje się Albury, na terenie opuszczonej Manufaktury Kominków. Nie wiemy kilku rzeczy - po pierwsze gdzie dokładnie na terenie miasteczka znajduje się ta Manufaktura, po drugie jak wygląda ona wewnątrz oraz, po trzecie, jakie ma zabezpieczenia - kontynuowała, może mówiąc oczywistości, może nie, ale wszystko należało jeszcze raz wyjaśnić, aby nie było żadnych niedomówień. - Musimy ustalić skąd wziąć informacje, których nam brakuję, oraz to, jak w jaki sposób je wyciągnąć. Chciałabym wiedzieć w czym się specjalizujecie, bo przyznam szczerze, że nie znamy się zbyt dobrze. Będziemy wtedy mogli określić plan działania i dopasować się do poszczególnych zadań.
Spojrzała na każdego po kolei starając się wyczytać z ich twarzy co o tym wszystkim sądzą. Marianna nie była osobą, która by narzuciła im swoje zdanie i nie chciała wysłuchać ich opinii. Tyle było to głów, tyle osób, każdy z nich mógł spojrzeć na tą sytuację inaczej i rzucić pomysłem, na który Marianna mogłaby nie wpaść. Dlatego uśmiechnęła się, bardzo delikatnie, lekko przechylając głowę.
- Oczywiście, jeśli macie jakieś propozycje czy spostrzeżenia, to bardzo chętnie posłucham i wspólnie się nad tym zastanowimy - oświadczyła.
Pozostało jej teraz tylko poczekać na ich wypowiedzi, aby mogła się za chwilę do nich odnieść.
- Tak - zaczęła spoglądając na wszystkich. - Nie wiem czy wiecie, ale w murach Azkabanu znajdują się dwie osoby, które Czarny Pan chce, aby zostały uwolnione. Jak wiecie, mamy do wykonania zadanie, dzięki anomaliom zakłócić działanie sieci Fiuu. Poprosiłam was o spotkanie, ponieważ uważam, że mamy parę kwestii do przedyskutowania.
Zaczęła od krótkiego przypomnienia, tak na wszelki wypadek, jakby ktoś zapomniał po co się tu pojawili i żeby powtórzyć jak ważne jest to zadanie. Z pewnością miało w jakiś sposób pomóc Śmierciożercom będącym wtedy w Azkabanie, trzeba było więc zrobić wszystko, aby im ułatwić ich arcytrudne zadanie.
- Dzięki wskazówkom od Czarnego Pana wiemy, że anomalia, którą mamy wykorzystać znajduje się Albury, na terenie opuszczonej Manufaktury Kominków. Nie wiemy kilku rzeczy - po pierwsze gdzie dokładnie na terenie miasteczka znajduje się ta Manufaktura, po drugie jak wygląda ona wewnątrz oraz, po trzecie, jakie ma zabezpieczenia - kontynuowała, może mówiąc oczywistości, może nie, ale wszystko należało jeszcze raz wyjaśnić, aby nie było żadnych niedomówień. - Musimy ustalić skąd wziąć informacje, których nam brakuję, oraz to, jak w jaki sposób je wyciągnąć. Chciałabym wiedzieć w czym się specjalizujecie, bo przyznam szczerze, że nie znamy się zbyt dobrze. Będziemy wtedy mogli określić plan działania i dopasować się do poszczególnych zadań.
Spojrzała na każdego po kolei starając się wyczytać z ich twarzy co o tym wszystkim sądzą. Marianna nie była osobą, która by narzuciła im swoje zdanie i nie chciała wysłuchać ich opinii. Tyle było to głów, tyle osób, każdy z nich mógł spojrzeć na tą sytuację inaczej i rzucić pomysłem, na który Marianna mogłaby nie wpaść. Dlatego uśmiechnęła się, bardzo delikatnie, lekko przechylając głowę.
- Oczywiście, jeśli macie jakieś propozycje czy spostrzeżenia, to bardzo chętnie posłucham i wspólnie się nad tym zastanowimy - oświadczyła.
Pozostało jej teraz tylko poczekać na ich wypowiedzi, aby mogła się za chwilę do nich odnieść.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Był w pewien sposób skonsternowany grupą, w której mieli razem działać. Tylko dwoje z nich znał lepiej niż inni mogli sądzić. Jedynie do Percivala i Yvette miał zaufanie. Wiedział, że ani jego kuzyn, ani jego była uczennica nie wbiją mu noża w plecy przy pierwszej lepszej okazji. Tylko tego mógł być pewien. Patrząc na całą resztę, nieco uważniej obserwując organizatorkę tego spotkania, obawiał się, że podjęte przez nich próby nie będą zbyt owocne – nie w taki sposób, w jaki on sam tego oczekiwał, bowiem nadziei i planów wobec szczątkowych informacji od Ignotusa, jak i tych, które poznał z listu Marianne miał naprawdę wiele. Zamierzał na nich jedynie zyskać. Żadna strata, półśrodki ani inne niepełne osiągnięcia go nie interesowały. Nie sądził jednak, żeby przyszło jemu, jego kuzynowi, Yvette czy całej reszcie stanąć w blasku chwały. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na ostatniego uczestnika spotkania, by wiedzieć, że czyjaś cierpliwość mieściła się w łyżeczce do herbaty. Z drugiej strony czuł, że coś musiało kryć się za butą w jej głosie, próbie przyspieszenia spotkania. Tylko cierpliwość i dobry, solidnie opracowany plan mógł im pomóc wykonać zadanie.
Gdy tylko Marianne zaczęła mówić o celu spotkania, Cassius postawił pierwsze kroki po kobiecym salonie Blythe’ów. Widział w tym rękę Yvette, choć nigdy nie fascynował się tworzeniem wystroju wnętrz. Nie w taki sposób, by wszystko lśniło, z każdego kąta wystawały kwiaty, a w powietrzu unosił się przyjemny, z wolna otumaniający zapach. Czuł, jak zapachowe nuty wdzierały się w jego świadomość, pragnąc wyprzeć istotne informacje, o których mówiła Goshawk. Opierał im się, stawiając ciche kroki ku oknu, ignorując skażoną perfekcję i nieskazitelność swojego ubioru. Zatrzymał się przy kotarze, ostrożnym ruchem sięgnął ku niej, po czym wyjrzał na zewnątrz, starając dostrzec się jakikolwiek ruch w strugach rzęsistego deszczu. W tej samej chwili dłoń mimowolnie znalazła się na rączce różdżki. Cassius wyciągnął ją, rzucając ukradkowe spojrzenie na wyrzeźbiony w drewnie rodowy herb. Chwycił mocniej różdżkę, prostując sylwetkę i stając obok okna. Nie zamierzał stać na widoku. Ufał Muffliato rzuconemu przez Yvette, lecz to proste zaklęcie nie ochroni ich przed atakiem. Spodziewał się tego i dla niego samego nie było to nic dziwnego. Od momentu nastania pierwszych anomalii pogrążał się w nieustannym poszukiwaniu zagrożenia; także tutaj, choć wszyscy broniliby się.
— Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów — mruknął jakby sam do siebie, podchwytując na moment spojrzenie Marianne. — Coś powinno dać się znaleźć w Ministerstwie, jeśli anomalia została już przez kogoś zgłoszona i zarejestrowana. — Dodał już głośniej, wciąż zastanawiając się nad tym, jakie inne kroki powinny zostać podjęte prócz tego, co właśnie zaproponował. Było to poniekąd idiotyczne, bowiem Ministerstwo nie funkcjonowało sprawnie, a przeszukiwanie stert dokumentów, czy samo grzebanie w archiwum było czymś, czego nie zamierzał robić.
— Gdyby udało się nam dotrzeć do byłego dyrektora Manufaktury albo kogoś zarządzającego terenem, wspólnie z Percivalem moglibyśmy nakłonić go do współpracy — rzekł po chwili, z ledwie uniesionymi kącikami ust spoglądając na Percivala. W tej sprawie nie potrafił pomyśleć o kimś innym. Nie podjąłby się tego zadania w towarzystwie kogoś innego, choć myślami wędrował ku Yvette i jej urokowi, którym potrafiła zjednywać sobie męskie względy. Wątpił jednak, by miała czas, skoro najwyraźniej zdążyła zaoferować się do warzenia eliksirów.
Gdy tylko Marianne zaczęła mówić o celu spotkania, Cassius postawił pierwsze kroki po kobiecym salonie Blythe’ów. Widział w tym rękę Yvette, choć nigdy nie fascynował się tworzeniem wystroju wnętrz. Nie w taki sposób, by wszystko lśniło, z każdego kąta wystawały kwiaty, a w powietrzu unosił się przyjemny, z wolna otumaniający zapach. Czuł, jak zapachowe nuty wdzierały się w jego świadomość, pragnąc wyprzeć istotne informacje, o których mówiła Goshawk. Opierał im się, stawiając ciche kroki ku oknu, ignorując skażoną perfekcję i nieskazitelność swojego ubioru. Zatrzymał się przy kotarze, ostrożnym ruchem sięgnął ku niej, po czym wyjrzał na zewnątrz, starając dostrzec się jakikolwiek ruch w strugach rzęsistego deszczu. W tej samej chwili dłoń mimowolnie znalazła się na rączce różdżki. Cassius wyciągnął ją, rzucając ukradkowe spojrzenie na wyrzeźbiony w drewnie rodowy herb. Chwycił mocniej różdżkę, prostując sylwetkę i stając obok okna. Nie zamierzał stać na widoku. Ufał Muffliato rzuconemu przez Yvette, lecz to proste zaklęcie nie ochroni ich przed atakiem. Spodziewał się tego i dla niego samego nie było to nic dziwnego. Od momentu nastania pierwszych anomalii pogrążał się w nieustannym poszukiwaniu zagrożenia; także tutaj, choć wszyscy broniliby się.
— Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów — mruknął jakby sam do siebie, podchwytując na moment spojrzenie Marianne. — Coś powinno dać się znaleźć w Ministerstwie, jeśli anomalia została już przez kogoś zgłoszona i zarejestrowana. — Dodał już głośniej, wciąż zastanawiając się nad tym, jakie inne kroki powinny zostać podjęte prócz tego, co właśnie zaproponował. Było to poniekąd idiotyczne, bowiem Ministerstwo nie funkcjonowało sprawnie, a przeszukiwanie stert dokumentów, czy samo grzebanie w archiwum było czymś, czego nie zamierzał robić.
— Gdyby udało się nam dotrzeć do byłego dyrektora Manufaktury albo kogoś zarządzającego terenem, wspólnie z Percivalem moglibyśmy nakłonić go do współpracy — rzekł po chwili, z ledwie uniesionymi kącikami ust spoglądając na Percivala. W tej sprawie nie potrafił pomyśleć o kimś innym. Nie podjąłby się tego zadania w towarzystwie kogoś innego, choć myślami wędrował ku Yvette i jej urokowi, którym potrafiła zjednywać sobie męskie względy. Wątpił jednak, by miała czas, skoro najwyraźniej zdążyła zaoferować się do warzenia eliksirów.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kolejne minuty upływały we względnej ciszy, dając mu aż za dużo czasu na prowadzenie spokojnych obserwacji – nie oceniał jednak ani nie wyciągał pochopnych wniosków, bardziej gromadząc informacje niż robiąc z nich realny użytek. Chuda, milcząca kobieta o ziemistej cerze wyglądała na kogoś, z kim lepiej było nie zadzierać; piękna blondynka wydawała się nadawać bardziej do pudrowego otoczenia salonu, niż niebezpiecznej misji; spóźniona czarownica o płomiennych kosmykach promieniowała przesadną wręcz pewnością siebie, nie był jednak pewien, czy była to cecha prawdziwa, czy może maskowała w ten sposób prawdziwe uczucia; z kolei ich ciemnowłosa przywódczyni nie wyróżniała się dla niego niczym szczególnym, co – paradoksalnie – sprawiało, że zatrzymał na niej spojrzenie o sekundę dłużej; koniec końców, Czarny Pan musiał coś w niej dostrzec, skoro powierzył jej zwierzchnictwo nad przygotowaniami. Gdy się odezwała, skinął więc z szacunkiem głową w jej stronę, wysłuchując uważnie każdego słowa.
Ich zadanie wydawało się dosyć jasne i klarowne, choć niepozbawione pułapek; sprawa była dosyć delikatna, jak zawsze, gdy chodziło o zdobywanie informacji, bo oprócz samego ich pozyskania musieli uważać, by nie zaalarmować niepowołanych jednostek. Nie zależało im w końcu na zdradzeniu tkanych w czterech ścianach planów przedwcześnie, a nagłe zainteresowanie okazane zamkniętą od lat manufakturą nie miało szans przejść bez echa. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przenosząc spojrzenie z jednej twarzy na drugą i po raz pierwszy czując ciężar odpowiedzialności, jaka spoczęła na nich wszystkich. Nie znali się prawie wcale, a jednak musieli sobie w jakiś sposób zaufać, skoro potknięcie jednego z nich mogło pociągnąć w dół całą resztę.
Nie podobały mu się te spostrzeżenia.
Zanim się odezwał, zaczekał, aż słowa Cassiusa wybrzmią, wsiąkając w miękkie tkaniny i jasne obicia. – Biuro Wyszukiwania i Kontroli Smoków – powiedział powoli i cicho, nie widząc powodu do podnoszenia głosu. – Przy organizacji wypraw badawczych współpracujemy dosyć blisko z Departamentem Transportu Magicznego i osobiście zacząłbym tam. Znam człowieka, który zajmuje się usprawnianiem i rozbudową sieci Fiuu. Co prawda wątpię, żeby pamiętał czasy świetności fabryki w Albury, ale jeżeli gdzieś w archiwach kurzy się jej dokumentacja, będzie w stanie do niej dotrzeć. Mogę wykorzystać kilka starych długów wdzięczności – ciągnął, w myślach układając już wiarygodne kłamstwa i trudne do podważenia argumenty. Czarodziej, o którym mówił, był – niestety – typowym urzędnikiem, niespecjalnie skorym do naginania reguł czy wychodzenia przed szereg. Na szczęście był też tylko człowiekiem, co oznaczało, że dało się go albo przekupić, albo zmanipulować, albo zastraszyć.
– Oprócz tego – odezwał się po chwili milczenia, opuszczając ramiona i prostując się lekko – udało mi się zdobyć kilka rzeczy, które mogą okazać się pomocne. – Sięgnął dłonią do kieszeni płaszcza, którego mimo panującego w pomieszczeniu ciepła nadal nie ściągał, natrafiając palcami na dwie fiolki ze starannie odmierzoną uncją srebrzystej substancji. Wyciągnął je ostrożnie, obejrzał pod światłem, po czym postawił na stoliku pośrodku pomieszczenia. – Łzy nimfy – wyjaśnił, ponownie robiąc krok do tyłu – tylko dwie porcje, proponuję więc, żebyśmy podzielili je pomiędzy tych, którzy będą potrzebować dodatkowej siły argumentów najbardziej* – dodał, znów zatrzymując spojrzenie na Mariannie; nie wątpił, że ostateczna decyzja będzie należała tutaj do niej – nie miał zamiaru też tego kwestionować.
Wolną dłonią sięgnął do drugiej kieszeni, tym razem wyciągając z niej niewielki, skórzany woreczek oraz sakiewkę, i obie te rzeczy również kładąc na blacie, tuż obok fiolek. Znajdujące się w sakiewce monety zagrzechotały cicho. Przeniósł wzrok w kierunku Yvette. – Jaja widłowęża i żądło mantykory. Mam nadzieję, że się przydadzą – powiedział jeszcze, po czym wycofał się z powrotem na swoje poprzednie miejsce, schodząc ze sceny metaforycznie i dosłownie, i czekając, aż głos zabiorą kolejne osoby.
*ustaliłyśmy, że dodatkowe punkty najbardziej przydadzą się Yvette i Mariannie, więc tak też proponuję podzielić łzy <3
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ich zadanie wydawało się dosyć jasne i klarowne, choć niepozbawione pułapek; sprawa była dosyć delikatna, jak zawsze, gdy chodziło o zdobywanie informacji, bo oprócz samego ich pozyskania musieli uważać, by nie zaalarmować niepowołanych jednostek. Nie zależało im w końcu na zdradzeniu tkanych w czterech ścianach planów przedwcześnie, a nagłe zainteresowanie okazane zamkniętą od lat manufakturą nie miało szans przejść bez echa. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przenosząc spojrzenie z jednej twarzy na drugą i po raz pierwszy czując ciężar odpowiedzialności, jaka spoczęła na nich wszystkich. Nie znali się prawie wcale, a jednak musieli sobie w jakiś sposób zaufać, skoro potknięcie jednego z nich mogło pociągnąć w dół całą resztę.
Nie podobały mu się te spostrzeżenia.
Zanim się odezwał, zaczekał, aż słowa Cassiusa wybrzmią, wsiąkając w miękkie tkaniny i jasne obicia. – Biuro Wyszukiwania i Kontroli Smoków – powiedział powoli i cicho, nie widząc powodu do podnoszenia głosu. – Przy organizacji wypraw badawczych współpracujemy dosyć blisko z Departamentem Transportu Magicznego i osobiście zacząłbym tam. Znam człowieka, który zajmuje się usprawnianiem i rozbudową sieci Fiuu. Co prawda wątpię, żeby pamiętał czasy świetności fabryki w Albury, ale jeżeli gdzieś w archiwach kurzy się jej dokumentacja, będzie w stanie do niej dotrzeć. Mogę wykorzystać kilka starych długów wdzięczności – ciągnął, w myślach układając już wiarygodne kłamstwa i trudne do podważenia argumenty. Czarodziej, o którym mówił, był – niestety – typowym urzędnikiem, niespecjalnie skorym do naginania reguł czy wychodzenia przed szereg. Na szczęście był też tylko człowiekiem, co oznaczało, że dało się go albo przekupić, albo zmanipulować, albo zastraszyć.
– Oprócz tego – odezwał się po chwili milczenia, opuszczając ramiona i prostując się lekko – udało mi się zdobyć kilka rzeczy, które mogą okazać się pomocne. – Sięgnął dłonią do kieszeni płaszcza, którego mimo panującego w pomieszczeniu ciepła nadal nie ściągał, natrafiając palcami na dwie fiolki ze starannie odmierzoną uncją srebrzystej substancji. Wyciągnął je ostrożnie, obejrzał pod światłem, po czym postawił na stoliku pośrodku pomieszczenia. – Łzy nimfy – wyjaśnił, ponownie robiąc krok do tyłu – tylko dwie porcje, proponuję więc, żebyśmy podzielili je pomiędzy tych, którzy będą potrzebować dodatkowej siły argumentów najbardziej* – dodał, znów zatrzymując spojrzenie na Mariannie; nie wątpił, że ostateczna decyzja będzie należała tutaj do niej – nie miał zamiaru też tego kwestionować.
Wolną dłonią sięgnął do drugiej kieszeni, tym razem wyciągając z niej niewielki, skórzany woreczek oraz sakiewkę, i obie te rzeczy również kładąc na blacie, tuż obok fiolek. Znajdujące się w sakiewce monety zagrzechotały cicho. Przeniósł wzrok w kierunku Yvette. – Jaja widłowęża i żądło mantykory. Mam nadzieję, że się przydadzą – powiedział jeszcze, po czym wycofał się z powrotem na swoje poprzednie miejsce, schodząc ze sceny metaforycznie i dosłownie, i czekając, aż głos zabiorą kolejne osoby.
*ustaliłyśmy, że dodatkowe punkty najbardziej przydadzą się Yvette i Mariannie, więc tak też proponuję podzielić łzy <3
[bylobrzydkobedzieladnie]
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Ostatnio zmieniony przez Percival Nott dnia 26.09.17 23:50, w całości zmieniany 2 razy
Pochłonięty we własnych myślach ledwie zwrócił uwagę na słowa swojego kuzyna. Słyszał je niczym przez mgłę, zastanawiając się nad krokami, jakie mogli podjąć razem, a jakie powinien poczynić sam, stanowiąc jednostkę. Bez najmniejszego cienia wątpliwości był przekonany, że posiadał dary oraz możliwości, które tylko on mógł w odpowiedni sposób wykorzystać. Czy kierował się przy tym nadmierną pychą i nieskalaną pewnością siebie? Prawdopodobnie tak, lecz w swych słowach, kłamstwach, intrygach i manipulacjach zabrnął już tak daleko. Zdawał się nie widzieć możliwości innej niż ta, którą sam oferował. Jej prawdziwości nie chciał jednak dowodzić. Dywagacje, kolejne rozmyślania jedynie opóźniały jego dalsze knowania. Czyniły go bezradnym, gdy musiał stać w miejscu i obserwować, choć dzisiaj właśnie to czynił – słuchał, stojąc przy okiennej zasłonie, rzucał spojrzenia w stronę każdego z obecnych, nieco dłużej zerkając jedynie na trzy osoby: swojego kuzyna, Goshawk oraz Yvette. W tej sytuacji to oni stanowili oś zdarzeń, których zamierzał się podjąć. Oni byli przestrzenią, na której rozpościerał swą sieć manipulacji z nie do końca znanych mu powodów; o tych jednak nie chciał myśleć, wszak niepotrzebnie spowalniały to, co miał za zadanie uczynić przed dniem sądu.
— Jeśli tylko wie, co znaczy zadzierać z Percivalem Nottem — skomentował cicho, uśmiechając się do kuzyna, resztę wypowiedzi czyniąc jednym wielkim niedopowiedzeniem. W gestii pozostałych było stworzenie rzeczywistości, która powinna istnieć za tym stwierdzeniem i nie jemu przypadało sądzić, co naprawdę miał na myśli. W ten lub inny sposób insynuował, tworzył podteksty, samemu sobie dając możliwości poczynienia działań istotnych dla sprawy. Nie dbał, by wszyscy go zrozumieli. Sam ze sobą toczył własną walkę, wodząc wzrokiem za kuzynem podejmującym zdecydowane kroki, krótko po nim wyjmując z fałd szat podobny skórzany worek, by ostrożnie odłożyć go na stole.
— Włosie akromantuli i róg buchorożca — rzucił niemal bezosobowo, spojrzenie kierując ku Yvette, bowiem to ona miała zająć się przyrządzeniem potrzebnych im eliksirów. Wierzył tym samym, że plotki, które dotarły do jego uszu, rzeczywiście były faktem istotnym w swej fundamentalnej strukturze. Nie zamierzał umniejszać zdolnościom swojej uczennicy – jej fach pozostawał jedynie krótką przygodą w jego wspomnieniach, lecz pozostałe atrybuty były mu prawdziwą historią, którą nie powinno chwalić się przed byle kim. Ostatnie spojrzenie skierowane w jej stronę miało świadczyć o milczeniu, które winni zachować przed całym światem.
— Idąc tym tropem — podjął głos, gdy tylko Percival wycofał się w cień — pozostali pracownicy Manufaktury powinni przebywać na terenie Londynu. Mogę z łatwością poruszyć temat pośród moich przyjaciół i dowiedzieć się więcej o samym wnętrzu manufaktury. Jeśli ta anomalia nie naruszyła żadnych z istniejących zabezpieczeń, dowiem się o ich istnieniu. — Obdarzył jeszcze wszystkich znacznym spojrzeniem, po czym wycofał się od stołu, by z powrotem zająć swoje miejsce przy okiennej zasłonie, zza której wypatrywał wrogów czyhających na ich życie. Nie przyjmował do świadomości, że byli całkowicie bezpieczni, choć jakimś cudem udało mu się przetransportować kominkiem jeden z bardziej wybuchowych składników. Jeśli ktoś o tym wiedział, mógł wykorzystać tę wiedzę i zaatakować w każdej chwili. Oby nie.
— Jeśli tylko wie, co znaczy zadzierać z Percivalem Nottem — skomentował cicho, uśmiechając się do kuzyna, resztę wypowiedzi czyniąc jednym wielkim niedopowiedzeniem. W gestii pozostałych było stworzenie rzeczywistości, która powinna istnieć za tym stwierdzeniem i nie jemu przypadało sądzić, co naprawdę miał na myśli. W ten lub inny sposób insynuował, tworzył podteksty, samemu sobie dając możliwości poczynienia działań istotnych dla sprawy. Nie dbał, by wszyscy go zrozumieli. Sam ze sobą toczył własną walkę, wodząc wzrokiem za kuzynem podejmującym zdecydowane kroki, krótko po nim wyjmując z fałd szat podobny skórzany worek, by ostrożnie odłożyć go na stole.
— Włosie akromantuli i róg buchorożca — rzucił niemal bezosobowo, spojrzenie kierując ku Yvette, bowiem to ona miała zająć się przyrządzeniem potrzebnych im eliksirów. Wierzył tym samym, że plotki, które dotarły do jego uszu, rzeczywiście były faktem istotnym w swej fundamentalnej strukturze. Nie zamierzał umniejszać zdolnościom swojej uczennicy – jej fach pozostawał jedynie krótką przygodą w jego wspomnieniach, lecz pozostałe atrybuty były mu prawdziwą historią, którą nie powinno chwalić się przed byle kim. Ostatnie spojrzenie skierowane w jej stronę miało świadczyć o milczeniu, które winni zachować przed całym światem.
— Idąc tym tropem — podjął głos, gdy tylko Percival wycofał się w cień — pozostali pracownicy Manufaktury powinni przebywać na terenie Londynu. Mogę z łatwością poruszyć temat pośród moich przyjaciół i dowiedzieć się więcej o samym wnętrzu manufaktury. Jeśli ta anomalia nie naruszyła żadnych z istniejących zabezpieczeń, dowiem się o ich istnieniu. — Obdarzył jeszcze wszystkich znacznym spojrzeniem, po czym wycofał się od stołu, by z powrotem zająć swoje miejsce przy okiennej zasłonie, zza której wypatrywał wrogów czyhających na ich życie. Nie przyjmował do świadomości, że byli całkowicie bezpieczni, choć jakimś cudem udało mu się przetransportować kominkiem jeden z bardziej wybuchowych składników. Jeśli ktoś o tym wiedział, mógł wykorzystać tę wiedzę i zaatakować w każdej chwili. Oby nie.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Marianna również zdawała sobie sprawę, że to zadanie, z pozoru łatwe, wcale może takie nie być. Niby nic, zdobycie parę informacji, opanowanie anomalii, a jednak chyba wszyscy mieli dziwne wrażenie, że wcale tak łatwo nie będzie. Goshawk próbowała podejść do zadania profesjonalnie, nie nastawiać się zbytnio na sukces, utrzymać grupę w ryzach i nie dopuścić do tego, aby zawalili. Jak miała o to zadbać, gdy sama nie była pewna czy podoła? Ale musiała odłożyć na bok wszystkie niepewności i skupić się na zadaniu, a nie na rozmyślaniach. Mówiąc, obserwowała wszystkich, miała nadzieję, że każdy z nich zrozumiał cel zadania. Prawdę mówiąc niepowodzenie nie wchodziło w grę, mogło to kosztować życie nie tylko ich. Marianna niedawno otarła się o śmierć i ostatnie czego pragnęła, to znowu znaleźć się w tym piekle. To Nott’y zdecydowały się zabrać swój głos. Najpierw Cassius, który od razu rzucił propozycję gdzie powinni zacząć, Mari również na chwilę uktwiła w nim swoje spojrzenie. Jego pomysł czym mógłby zająć się wraz ze swoim… kuzynem? Bratem? Nie wiedziała. Zignorowała to w każdym razie, bo w głowie miała już inny plan. Nie odpowiedziała jednak nic, ponieważ kolejny głos zabrał Percival. Delikatnie kiwnęła głową.
- Dobrze jest wykorzystać stare długi w takim momencie - przytaknęła.
Jeżeli mogło im to w jakiś sposób pomóc, jeśli mogli wykorzystać swoje zdolności, swoje kontakty i zasięgi, to nie było powodu, aby tego nie robić. Ba! Było to wręcz wskazane. Dalsza jego wypowiedź zainteresowała ją jednak bardziej. Łzy nimfy były cennym nabytkiem, które mogły im bardzo mocno pomóc. Zbliżyła się do stołu i przyjrzała im się dokładnie, czuła na sobie odpowiedzialność rozdzielenia tych dwóch porcji. Pierw jednak miała do powiedzenia coś innego. Wyciągnęła z sakiewki swoje ingrediencje i przekazała je Yvette.
- Tak jak się umawiałyśmy, oddaje ci składniki - zwróciła się do blondwłosej kobiety, a róg buchorożca i włosie akromantuli w pakunku odłożyła na stół.
Cofnęła się kilka kroków i ponownie spojrzała po wszystkich. Musiała teraz rozdzielić powierzone im zadania i nie czuła się z tym zbyt komfortowo. Nie była pewna, czy trafi odpowiednio, wszakże prawie się nie znali. Ale Marianna musiała zadać sobie odrobinę trudu i chociaż paru rzeczy się o nich dowiedzieć. Chociaż to czym się zajmują i z jakiego środowiska pochodzą. Westchnęła cicho.
- Myślałam nad zadaniami, które mamy. Ze względu na to czym się zajmujecie zdecydowałam się je przyporządkować. Oczywiście, jeśli ktoś uzna, że jest to zły podział, to lepiej zmienić to teraz, niż później zawalić - powiedziała zdecydowanym tonem. - Panno Podmore, znajdziesz dla nas informacje na temat tego miasteczka, w którym znajduje się manufaktura. Brinhildo, zajmiesz się byłym szefem manufaktury. Yvette, zdobędziesz dla nas plany miasteczka. Ja i Percival zajmiemy się zdobyciem planów manufaktury. Będziemy musieli współpracować. Cassiusu, tak jak wspomniałeś, zdobycie informacji o zabezpieczeniach będzie dla nas bardzo ważną kwestią. Co do Łez Nimfy, najmądrzej będzie, jeśli jedną uncję wezmę ja, a drugą Yvette. Czy ktoś uważa inaczej?
Zamilkła czekając teraz na ich opinie i wyrażenie swoich poglądów. Niby tu rządziła, niby to ona stała na ich szczycie małej hierarchii, ale to nie oznaczało, że chciała być dyktatorem. Jeśli mają wykonać powierzone im zadania w sposób odpowiedni, to musieli ze sobą współpracować.
- Dobrze jest wykorzystać stare długi w takim momencie - przytaknęła.
Jeżeli mogło im to w jakiś sposób pomóc, jeśli mogli wykorzystać swoje zdolności, swoje kontakty i zasięgi, to nie było powodu, aby tego nie robić. Ba! Było to wręcz wskazane. Dalsza jego wypowiedź zainteresowała ją jednak bardziej. Łzy nimfy były cennym nabytkiem, które mogły im bardzo mocno pomóc. Zbliżyła się do stołu i przyjrzała im się dokładnie, czuła na sobie odpowiedzialność rozdzielenia tych dwóch porcji. Pierw jednak miała do powiedzenia coś innego. Wyciągnęła z sakiewki swoje ingrediencje i przekazała je Yvette.
- Tak jak się umawiałyśmy, oddaje ci składniki - zwróciła się do blondwłosej kobiety, a róg buchorożca i włosie akromantuli w pakunku odłożyła na stół.
Cofnęła się kilka kroków i ponownie spojrzała po wszystkich. Musiała teraz rozdzielić powierzone im zadania i nie czuła się z tym zbyt komfortowo. Nie była pewna, czy trafi odpowiednio, wszakże prawie się nie znali. Ale Marianna musiała zadać sobie odrobinę trudu i chociaż paru rzeczy się o nich dowiedzieć. Chociaż to czym się zajmują i z jakiego środowiska pochodzą. Westchnęła cicho.
- Myślałam nad zadaniami, które mamy. Ze względu na to czym się zajmujecie zdecydowałam się je przyporządkować. Oczywiście, jeśli ktoś uzna, że jest to zły podział, to lepiej zmienić to teraz, niż później zawalić - powiedziała zdecydowanym tonem. - Panno Podmore, znajdziesz dla nas informacje na temat tego miasteczka, w którym znajduje się manufaktura. Brinhildo, zajmiesz się byłym szefem manufaktury. Yvette, zdobędziesz dla nas plany miasteczka. Ja i Percival zajmiemy się zdobyciem planów manufaktury. Będziemy musieli współpracować. Cassiusu, tak jak wspomniałeś, zdobycie informacji o zabezpieczeniach będzie dla nas bardzo ważną kwestią. Co do Łez Nimfy, najmądrzej będzie, jeśli jedną uncję wezmę ja, a drugą Yvette. Czy ktoś uważa inaczej?
Zamilkła czekając teraz na ich opinie i wyrażenie swoich poglądów. Niby tu rządziła, niby to ona stała na ich szczycie małej hierarchii, ale to nie oznaczało, że chciała być dyktatorem. Jeśli mają wykonać powierzone im zadania w sposób odpowiedni, to musieli ze sobą współpracować.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Salon
Szybka odpowiedź