Pokój muzyczny
AutorWiadomość
Pokój muzyczny
Pokój muzyczny posiada idealną akustykę: tutaj najczęściej odbywają się krótkie,
zaimprowizowane koncerty małych panienek Rowle ku uciesze ich rodziców oraz inncyh krewnych i tam też Magnus oddaje się grze na wiolonczeli, co jednak czyni coraz rzadziej, ze względu na bolesne wspomnienia.
zaimprowizowane koncerty małych panienek Rowle ku uciesze ich rodziców oraz inncyh krewnych i tam też Magnus oddaje się grze na wiolonczeli, co jednak czyni coraz rzadziej, ze względu na bolesne wspomnienia.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|5 kwietnia?
Chociaż już od dawna nie malowała portretów na zlecenie, spotkanie z cudowną księżniczką Helene nie mogło czekać, ba, nie mogła przecież odmówić tego zaszczytu! Dlatego też od kilku minut znajdowały się w pokoju muzycznym - Solene na spokojnie zajmowała się swoim zadaniem, zaś Helene dzielnie grała na skrzypcach, pozując jej i pokazując przy okazji czego się nauczyła od ich ostatniego spotkania. Lubiła słuchać, kiedy grała, wszak sama poświęciła się krawiectwu i tańcowi, aniżeli gry na instrumencie, czego w gruncie rzeczy teraz trochę żałowała. Nie sądziła jednak, by znalazła w życiu czas na lekcje gry na pianinie, skoro prawie i tak w ogóle nie opuszczała swojej pracowni, pochłonięta szkicowaniem, wyszywaniem i poprawianiem.
- Helene? A co z twoim francuskim? Nie chciałabyś poćwiczyć? - Spytała, uśmiechając się zachęcająco, kiedy powoli kończyła wstępny szkic dziewczynki. Był to dopiero początek drogi do pięknego portretu, uwieczniającego trudny nauki gry na skrzypcach, choć miała nadzieję, że mała lady Rowle uśmiechnie się - nie chciała, by za kilka lat widziała na swojej twarzy samą powagę, na którą kolej powinna przyjść dużo później.
- Nie chciałabym cię zmuszać, jednak byłoby ci znacznie łatwiej ze mną, niż samej, czy z nauczycielką. - Wychyliła się zza płótna, by móc porównać szkic z rzeczywistym obrazem; wydawał się zadowalający, więc po krótkiej chwili przerwy postanowiła przejść do poprawiania go kolorami. Pamiętała z lekcji, by skupiać się na swoim zajęciu, zamiast na zagadywaniu modela, jednak kłóciło się to z jej naturą - nie przepadała za niezręczną ciszą i milczeniem, zwłaszcza w towarzystwie dzieci. Uważała, że te nie powinny milczeć, tylko zarażać swoim głosem i śmiechem świat dookoła.
Chociaż już od dawna nie malowała portretów na zlecenie, spotkanie z cudowną księżniczką Helene nie mogło czekać, ba, nie mogła przecież odmówić tego zaszczytu! Dlatego też od kilku minut znajdowały się w pokoju muzycznym - Solene na spokojnie zajmowała się swoim zadaniem, zaś Helene dzielnie grała na skrzypcach, pozując jej i pokazując przy okazji czego się nauczyła od ich ostatniego spotkania. Lubiła słuchać, kiedy grała, wszak sama poświęciła się krawiectwu i tańcowi, aniżeli gry na instrumencie, czego w gruncie rzeczy teraz trochę żałowała. Nie sądziła jednak, by znalazła w życiu czas na lekcje gry na pianinie, skoro prawie i tak w ogóle nie opuszczała swojej pracowni, pochłonięta szkicowaniem, wyszywaniem i poprawianiem.
- Helene? A co z twoim francuskim? Nie chciałabyś poćwiczyć? - Spytała, uśmiechając się zachęcająco, kiedy powoli kończyła wstępny szkic dziewczynki. Był to dopiero początek drogi do pięknego portretu, uwieczniającego trudny nauki gry na skrzypcach, choć miała nadzieję, że mała lady Rowle uśmiechnie się - nie chciała, by za kilka lat widziała na swojej twarzy samą powagę, na którą kolej powinna przyjść dużo później.
- Nie chciałabym cię zmuszać, jednak byłoby ci znacznie łatwiej ze mną, niż samej, czy z nauczycielką. - Wychyliła się zza płótna, by móc porównać szkic z rzeczywistym obrazem; wydawał się zadowalający, więc po krótkiej chwili przerwy postanowiła przejść do poprawiania go kolorami. Pamiętała z lekcji, by skupiać się na swoim zajęciu, zamiast na zagadywaniu modela, jednak kłóciło się to z jej naturą - nie przepadała za niezręczną ciszą i milczeniem, zwłaszcza w towarzystwie dzieci. Uważała, że te nie powinny milczeć, tylko zarażać swoim głosem i śmiechem świat dookoła.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Recital. Jak każdego jednego wieczoru - nie jest to jednak w żaden sposób przymus. Uwielbiam grać na skrzypcach, a jeszcze bardziej lubię, kiedy rodzina tego słucha, a później zachwyca się moimi umiejętnościami. Naturalnie, że Melyonne jest młodsza, więc na nią spada większy grad wszystkich czułości, ale to nic. Staram się walczyć ze swoją zazdrością, chociaż czasem nie wytrzymuję robiąc jej trochę na złość. Nie szkodzi, kiedyś mi za to podziękuje, wszak szkolę jej charakter. Jeśli już teraz będzie niezłomna oraz twarda, to w przyszłości to tylko i wyłącznie zaprocentuje. Nie zdepcze jej świat ani nic innego - można powiedzieć, że wyświadczam jej przysługę chowając niektóre rzeczy lub wyrzucając je przez okno. To takie zabawne!
Dzisiaj nie tylko gram na skrzypcach, ale też pozuję Solene do jej obrazów. Nie przeszkadza mi to, i tak się zbytnio nie ruszam wpatrzona w nuty. Poruszam raptem dłońmi, smyczek przesuwając po kolejnych strunach, pochylam głowę - nic gwałtownego. Jestem skoncentrowana, chcę zagrać jak najlepiej. Na sobie mam suknię idealną do prób przed właściwym występem - różową, prostą, dzięki czemu nie krępuje ruchów. Na nogach wygodne pantofle w kolorze czerni, w upiętych ciasno włosach purpurową różę. Całość nabierze dużo bardziej wykwintnej oprawy podczas wieczornego popisu - wtedy liczy się nie tylko muzyka sama w sobie, ale też jej oprawa. Robię krótką pauzę unosząc wzrok znad skrzypiec.
- Chciałabym - odpowiadam po francusku, chociaż brakuje mi akcentu. W końcu znam podstawy języka, nie jestem w nim biegła. Chcę to jednak zmienić - to piękna mowa. Typowa dla artystów, osób o bogatym wnętrzu. My arystokratki musimy przede wszystkim popisywać się talentami w dziedzinie sztuki, gdyż naszym zadaniem jest umilać czas otoczeniu. Chociaż przyznaję, że nie mogę się doczekać jazdy konnej! - Czy to długo trwać? - pytam kontynuując, brodą wskazując na obraz. Tak w razie gdybym powiedziała coś zupełnie niezrozumiałego, bo i to się czasem zdarza.
- Mam pomysł na sukienkę. Widziałam ją ostatnio u lady Malfoy, chciałabym ubrać coś podobnego - rzucam nagle, już po angielsku. Kolejne partie melodii opuszczają struny skrzypiec. - Jak będzie tiul po francusku? - zadaję kolejne pytanie, jednak tym razem nie przerywając gry, nie wiem czy jestem stąd słyszana.
Dzisiaj nie tylko gram na skrzypcach, ale też pozuję Solene do jej obrazów. Nie przeszkadza mi to, i tak się zbytnio nie ruszam wpatrzona w nuty. Poruszam raptem dłońmi, smyczek przesuwając po kolejnych strunach, pochylam głowę - nic gwałtownego. Jestem skoncentrowana, chcę zagrać jak najlepiej. Na sobie mam suknię idealną do prób przed właściwym występem - różową, prostą, dzięki czemu nie krępuje ruchów. Na nogach wygodne pantofle w kolorze czerni, w upiętych ciasno włosach purpurową różę. Całość nabierze dużo bardziej wykwintnej oprawy podczas wieczornego popisu - wtedy liczy się nie tylko muzyka sama w sobie, ale też jej oprawa. Robię krótką pauzę unosząc wzrok znad skrzypiec.
- Chciałabym - odpowiadam po francusku, chociaż brakuje mi akcentu. W końcu znam podstawy języka, nie jestem w nim biegła. Chcę to jednak zmienić - to piękna mowa. Typowa dla artystów, osób o bogatym wnętrzu. My arystokratki musimy przede wszystkim popisywać się talentami w dziedzinie sztuki, gdyż naszym zadaniem jest umilać czas otoczeniu. Chociaż przyznaję, że nie mogę się doczekać jazdy konnej! - Czy to długo trwać? - pytam kontynuując, brodą wskazując na obraz. Tak w razie gdybym powiedziała coś zupełnie niezrozumiałego, bo i to się czasem zdarza.
- Mam pomysł na sukienkę. Widziałam ją ostatnio u lady Malfoy, chciałabym ubrać coś podobnego - rzucam nagle, już po angielsku. Kolejne partie melodii opuszczają struny skrzypiec. - Jak będzie tiul po francusku? - zadaję kolejne pytanie, jednak tym razem nie przerywając gry, nie wiem czy jestem stąd słyszana.
Gość
Gość
Malowanie portretów nie zajmowało jej dużo czasu, patrząc na to ile takich już namalowała w swoim życiu - i w tym przypadku nie miało być inaczej. Pokręciła więc głową w odpowiedzi, zajmując się poprawianiem konturu farbą. Szybko przeszła do jednej z technik malarskich, polegającej na łagodnych przejściach z partii ciemnych do jasnych, dających miękkie efekty kolorystyczne.
- Tulle. - Odparła w odpowiedzi, zaprzestając na moment swojego zajęcia. Zastanawiała się skąd wzięła się nagła fascynacja tiulem, choć w przypadku małych dziewczynek była nawet wskazana. Wychodziła z prostego założenia, że dzieci - niewinne na pierwszy rzut oka istotki - mogły więcej i nie wolno było im odbierać dzieciństwa, tej chwili pozornej wolności, kiedy każdy błąd był zrzucany na karb braku życiowego doświadczenia. Zresztą, czasami sama nosiła tiul i polecała go wielu kobietom - może sam materiał nie był wybitnie szlachetny, ale za to nadawał zarówno wyglądowi, jak i noszącej go kobiecie, dużo finezji, polotu, zwyczajnej radości. Wszystko było kwestią przyzwyczajenia: Solane była przyzwyczajona, ze względu na dawną karierę primabaleriny, której zaniechała, a podczas prób i lekcji strój wykonany był w znacznej części z tiulu. Przez jej twarz przemknął tęskny grymas za tamtymi latami i myśl "co by było gdyby" jednak poszła w stronę tańca. Czy byłaby tak sławna jak jej siostra, Odette? Czy odnosiłaby sukcesy i adoratorzy rzucaliby jej kwiaty pod nogi po każdym występnie? Przede wszystkim - czy umiałaby pogodzić się z odrzuceniem projektowania i szycia?
Nie rozwodząc się długo nad tymi pytaniami, odłożyła farby, chwytając mały szkicownik i ołówek. Podeszła do Helene, siadając tuż obok niej.
- Spróbujemy naszkicować tę sukienkę? - Polubiła małą Helene już podczas pierwszego spotkania, dlatego też postanowiła trochę wykroczyć poza powierzone jej zadanie. Chciała, by lady Rowle uśmiechnęła się i dobrze bawiła, podczas projektowania własnej, wymarzonej sukienki. - Jeśli chcesz, możesz spróbować sama. A jeśli nie, powiedz mi jak wygląda, a ja zrobię szybki projekt. - Zerknęła na dziewczynkę z zachęcającym uśmiechem.
- Tulle. - Odparła w odpowiedzi, zaprzestając na moment swojego zajęcia. Zastanawiała się skąd wzięła się nagła fascynacja tiulem, choć w przypadku małych dziewczynek była nawet wskazana. Wychodziła z prostego założenia, że dzieci - niewinne na pierwszy rzut oka istotki - mogły więcej i nie wolno było im odbierać dzieciństwa, tej chwili pozornej wolności, kiedy każdy błąd był zrzucany na karb braku życiowego doświadczenia. Zresztą, czasami sama nosiła tiul i polecała go wielu kobietom - może sam materiał nie był wybitnie szlachetny, ale za to nadawał zarówno wyglądowi, jak i noszącej go kobiecie, dużo finezji, polotu, zwyczajnej radości. Wszystko było kwestią przyzwyczajenia: Solane była przyzwyczajona, ze względu na dawną karierę primabaleriny, której zaniechała, a podczas prób i lekcji strój wykonany był w znacznej części z tiulu. Przez jej twarz przemknął tęskny grymas za tamtymi latami i myśl "co by było gdyby" jednak poszła w stronę tańca. Czy byłaby tak sławna jak jej siostra, Odette? Czy odnosiłaby sukcesy i adoratorzy rzucaliby jej kwiaty pod nogi po każdym występnie? Przede wszystkim - czy umiałaby pogodzić się z odrzuceniem projektowania i szycia?
Nie rozwodząc się długo nad tymi pytaniami, odłożyła farby, chwytając mały szkicownik i ołówek. Podeszła do Helene, siadając tuż obok niej.
- Spróbujemy naszkicować tę sukienkę? - Polubiła małą Helene już podczas pierwszego spotkania, dlatego też postanowiła trochę wykroczyć poza powierzone jej zadanie. Chciała, by lady Rowle uśmiechnęła się i dobrze bawiła, podczas projektowania własnej, wymarzonej sukienki. - Jeśli chcesz, możesz spróbować sama. A jeśli nie, powiedz mi jak wygląda, a ja zrobię szybki projekt. - Zerknęła na dziewczynkę z zachęcającym uśmiechem.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Kolejne nuty melodii ballady znanego muzyka rozbrzmiewają w pomieszczeniu. Skoncentrowana na wielozadaniowości polegającej na nienagannej grze, nauce francuskiego oraz rozmowie o sukniach powoli zaczynam się gubić we własnej teraźniejszości. Uśmiecham się lekko, staram się myślami trzeźwo oceniać każdą z tych sytuacji, aż w końcu wzdycham z nadmiaru wysiłku. To dobrze, że malowanie nie zajmuje tak wiele czasu - możemy resztę spożytkować na coś innego. Na przykład na dwie pozostałe rzeczy. Równie ważne co portret oraz gra na skrzypcach. Ostatni raz unoszę smyczek smagając nim wymagające struny, po czym z całą delikatnością odkładam instrument na specjalny stojak.
- A jedwab? - dopytuję, bo to nie ma być taki zwykły tiul. Ostatnio wyczytałam w jednej książce, że tiul może być też jedwabny. Może kiedy po francusku złączę te dwa słowa wyjdzie mi coś, do czego zmierzam. Nie mogę się wręcz doczekać aż projekt stanie się rzeczą, którą będę mogła przymierzyć i ubrać. Takie chwile napawają mnie wręcz nieokiełznaną radością, kiedy wiem, że dzięki kreacji wyglądam perfekcyjnie. Nie tylko wiedza czy zachowanie muszą odzwierciedlać ideał rodu, wygląd tym bardziej jest istotny w przypadku dam. Już na pierwszy rzut oka nie mogę pozostawić wątpliwości o swoim pochodzeniu.
- Tak - dodaję uśmiechając się szerzej. Rozglądam się czy przypadkiem nie zjawił się tu jakiś skrzat czy ktokolwiek inny, niepożądany, a kiedy droga wydaje się być wolna, biegnę szybko na kanapę, na której z rozmachem siadam. Chwilę przyglądam się farbie na płótnie, ale trwa to dosłownie ułamki sekund. - Sama sobie też projektujesz i szyjesz sukienki? - Wplatam w to spotkanie trochę francuskiego. - Chcę, żeby przy dekolcie się odznaczała, ale wyżej miała koronkową siateczkę ciągnącą się do łokci, od łokci do nadgarstków miała znów taki materiał jak sukienka. Dopasowana w talii, dalej swobodnie puszczona aż na sam dół. W kolorze purpury, a koronka czarna - instruuję. Nie do końca wiedząc, że taki krój na pewno sprawdzi się na dorosłej kobiecie, ale na mnie może wyglądać trochę zbyt dorośle. - Co myślisz? Och, taką kreacją na pewno zachwyciłabym wszystkich! - stwierdzam z rozmarzeniem. - Lady Malfoy miała bardzo podobną, tylko zielono czarną. Wyglądała przepięknie! - zachwycam się dalej. - Umiesz taką uszyć? - zadaję kolejne pytanie, zielone oczy kierując na twarz Solene.
- A jedwab? - dopytuję, bo to nie ma być taki zwykły tiul. Ostatnio wyczytałam w jednej książce, że tiul może być też jedwabny. Może kiedy po francusku złączę te dwa słowa wyjdzie mi coś, do czego zmierzam. Nie mogę się wręcz doczekać aż projekt stanie się rzeczą, którą będę mogła przymierzyć i ubrać. Takie chwile napawają mnie wręcz nieokiełznaną radością, kiedy wiem, że dzięki kreacji wyglądam perfekcyjnie. Nie tylko wiedza czy zachowanie muszą odzwierciedlać ideał rodu, wygląd tym bardziej jest istotny w przypadku dam. Już na pierwszy rzut oka nie mogę pozostawić wątpliwości o swoim pochodzeniu.
- Tak - dodaję uśmiechając się szerzej. Rozglądam się czy przypadkiem nie zjawił się tu jakiś skrzat czy ktokolwiek inny, niepożądany, a kiedy droga wydaje się być wolna, biegnę szybko na kanapę, na której z rozmachem siadam. Chwilę przyglądam się farbie na płótnie, ale trwa to dosłownie ułamki sekund. - Sama sobie też projektujesz i szyjesz sukienki? - Wplatam w to spotkanie trochę francuskiego. - Chcę, żeby przy dekolcie się odznaczała, ale wyżej miała koronkową siateczkę ciągnącą się do łokci, od łokci do nadgarstków miała znów taki materiał jak sukienka. Dopasowana w talii, dalej swobodnie puszczona aż na sam dół. W kolorze purpury, a koronka czarna - instruuję. Nie do końca wiedząc, że taki krój na pewno sprawdzi się na dorosłej kobiecie, ale na mnie może wyglądać trochę zbyt dorośle. - Co myślisz? Och, taką kreacją na pewno zachwyciłabym wszystkich! - stwierdzam z rozmarzeniem. - Lady Malfoy miała bardzo podobną, tylko zielono czarną. Wyglądała przepięknie! - zachwycam się dalej. - Umiesz taką uszyć? - zadaję kolejne pytanie, zielone oczy kierując na twarz Solene.
Gość
Gość
- Soie. - Zrozumiała dopiero po chwili o co dokładnie chodziło. Faktycznie, tiul miał kilka odmian i być może poszukiwana była jedna z nich. - Jeśli lady Malfoy miała suknię z materiałem, który sprawiał wrażenie lejącego się to miała najpewniej tiul jedwabny. Czy nie o to ci chodziło? Tulle de soie, chyba tego szukałaś. - Zrobiła miejsce obok siebie, podobnie jak lady Rowle rozglądając się dookoła; w końcu przyszła tu w konkretnym celu, ale zadanie jednej i drugiej było właściwie już ukończone. Na zadane pytanie zwróciła wzrok na drobną twarzyczkę dziewczynki.
- Tak kochanie, ale tylko wtedy, kiedy mam na to czas. Przeważnie skupiam się na projektach dla dam tak uroczych jak ty. - Uśmiechnęła się, przesuwając dłonią po pustej, gładkiej kartce. Później w wielkim skupieniu zaczęła szkicować to, o czym mówiła Helene, choć miała pewne wątpliwości czy tego typu sukienka nie odbierze jej dziecięcego blasku. - Bardzo elegancka, ale nie sądzisz, że odrobinę zbyt poważna? - Zerknęła na siedzącą obok dziewczynkę, ukazując jej projekt. - Jesteś śliczną damą, Helene, jednak takie kolory pasują starszym dziewczynkom. Oczywiście nie będę ingerować w twój projekt, jeśli taki sobie właśnie wymarzyłaś. Mam rozumieć, że ten tiul jest przeznaczony do tego? - Nie miała zamiaru "wybijać" jej z głowy wymarzonego projektu i sukienki, którą starannie przemyślała, chociaż dalej była przeciwniczką ubierania młodych dziewcząt w ciemne, grobowe kolory. Zresztą, mogły ubierać jakikolwiek chciały kolor i byłoby to bardziej akceptowalne, niż ujrzenie dojrzałej damy po czterdziestce w jasnoróżowej tiulowej sukience.
- Jeśli twój tata się zgodzi możemy nad nią popracować wspólnie. Wybierzesz taki materiał, jaki ci się spodoba. - Zaproponowała, robiąc kilka drobnych poprawek na rysunku. - W alternatywnej wersji możemy zrobić koronkę o tutaj, rękawy pozostawiając całe albo na odwrót, robiąc na rękawach koronkowe wstawki. - Wskazała na niewielkie zmiany.
- Tak kochanie, ale tylko wtedy, kiedy mam na to czas. Przeważnie skupiam się na projektach dla dam tak uroczych jak ty. - Uśmiechnęła się, przesuwając dłonią po pustej, gładkiej kartce. Później w wielkim skupieniu zaczęła szkicować to, o czym mówiła Helene, choć miała pewne wątpliwości czy tego typu sukienka nie odbierze jej dziecięcego blasku. - Bardzo elegancka, ale nie sądzisz, że odrobinę zbyt poważna? - Zerknęła na siedzącą obok dziewczynkę, ukazując jej projekt. - Jesteś śliczną damą, Helene, jednak takie kolory pasują starszym dziewczynkom. Oczywiście nie będę ingerować w twój projekt, jeśli taki sobie właśnie wymarzyłaś. Mam rozumieć, że ten tiul jest przeznaczony do tego? - Nie miała zamiaru "wybijać" jej z głowy wymarzonego projektu i sukienki, którą starannie przemyślała, chociaż dalej była przeciwniczką ubierania młodych dziewcząt w ciemne, grobowe kolory. Zresztą, mogły ubierać jakikolwiek chciały kolor i byłoby to bardziej akceptowalne, niż ujrzenie dojrzałej damy po czterdziestce w jasnoróżowej tiulowej sukience.
- Jeśli twój tata się zgodzi możemy nad nią popracować wspólnie. Wybierzesz taki materiał, jaki ci się spodoba. - Zaproponowała, robiąc kilka drobnych poprawek na rysunku. - W alternatywnej wersji możemy zrobić koronkę o tutaj, rękawy pozostawiając całe albo na odwrót, robiąc na rękawach koronkowe wstawki. - Wskazała na niewielkie zmiany.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Siedzę już wygodniej, bardziej zainteresowana suknią oraz jej projektem niż samym portretem - bez sensu oglądać jest coś, co nie jest skończone. Można się zrazić albo zachwycić, a końcowy efekt może przecież zaprezentować się zupełnie inaczej. Nauka francuskiego połączona z zacięciem modowym jest na tę chwilę ciekawsza. Szczególnie, że mam w głowie konkretny projekt mojej sukni. Którą już ktoś wcześniej wymyślił zważając na dostrzeżenie jej u lady Malfoy, ale to nieistotne. Uważam, że z dobrych wzorców wręcz należy brać inspirację. Czy istniały inne, lepsze wzory do naśladowania niż idealne, szlachetne damy? Nie wydaje mi się.
- Tulle de soie - powtarzam zasłyszane słowa, żeby lepiej je zapamiętać. Przytykam dłoń do ust, z których wydobywa się cichy chichot. - Zabawnie brzmi, nie? Jak soja - komentuję to wyrażenie, ale zaraz na powrót staję się poważna. Wszak zajmujemy się tutaj bardzo ważnymi sprawami jak uszycie odpowiedniej sukni. - I na pewno chodziło o tiul jedwabny! Rzeczywiście jej strój był taki lejący się, ale jednocześnie odpowiednio sztywny. Trudno go tak naprawdę opisać słowami - komentuję zastanawiając się przez krótką chwilę. - A tiul muślinowy? Różnią się czymś od siebie? - dopytuję, gdyż o czymś takim też czytałam w matczynej książce o modzie. Niestety teoria w tej materii nigdy nie zastąpi praktyki.
Spoglądam na ciebie trochę zaskoczona. Co to znaczy zbyt poważna? Czy ja jestem niepoważna? Jestem Rowle, nie mogę być wesolutką trzpiotką (nie wiem do końca co znaczy to słowo, ale kiedyś matka o kimś tak mówiła, nie brzmiało to dobrze), mam swoje obowiązki. Oraz wizerunek, o który muszę dbać. W przeciwnym razie zostanę spisana na straty, a tego bardzo bym nie chciała.
- A nie jestem już duża? Za siedem lat dostanę zaproszenie na Sabat! - odpowiadam więc trochę urażona, trochę oburzona, a trochę zaskoczona. Naturalnie zastanawiam się chwilę nad propozycją panny Baudelaire traktującą o modyfikacji mojego wymarzonego stroju. Przykładam palec do brody jakbym analizowała najważniejsza zagadnienia magicznego świata. - Tak, to ma być tiul jedwabny. I dlaczego to złe kolory? Są one w herbie mojego rodu, uważasz, że jest on zły? - Mogę brzmieć trochę za ostro, ale rodzina zawsze będzie na pierwszym miejscu. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś ją obrażał. Marszczę więc brwi oraz czoło, starając się mimo wszystko powściągnąć emocje.
- Całe rękawy brzmią lepiej - odpowiadam zatem, starając się brzmieć ugodowo.
- Tulle de soie - powtarzam zasłyszane słowa, żeby lepiej je zapamiętać. Przytykam dłoń do ust, z których wydobywa się cichy chichot. - Zabawnie brzmi, nie? Jak soja - komentuję to wyrażenie, ale zaraz na powrót staję się poważna. Wszak zajmujemy się tutaj bardzo ważnymi sprawami jak uszycie odpowiedniej sukni. - I na pewno chodziło o tiul jedwabny! Rzeczywiście jej strój był taki lejący się, ale jednocześnie odpowiednio sztywny. Trudno go tak naprawdę opisać słowami - komentuję zastanawiając się przez krótką chwilę. - A tiul muślinowy? Różnią się czymś od siebie? - dopytuję, gdyż o czymś takim też czytałam w matczynej książce o modzie. Niestety teoria w tej materii nigdy nie zastąpi praktyki.
Spoglądam na ciebie trochę zaskoczona. Co to znaczy zbyt poważna? Czy ja jestem niepoważna? Jestem Rowle, nie mogę być wesolutką trzpiotką (nie wiem do końca co znaczy to słowo, ale kiedyś matka o kimś tak mówiła, nie brzmiało to dobrze), mam swoje obowiązki. Oraz wizerunek, o który muszę dbać. W przeciwnym razie zostanę spisana na straty, a tego bardzo bym nie chciała.
- A nie jestem już duża? Za siedem lat dostanę zaproszenie na Sabat! - odpowiadam więc trochę urażona, trochę oburzona, a trochę zaskoczona. Naturalnie zastanawiam się chwilę nad propozycją panny Baudelaire traktującą o modyfikacji mojego wymarzonego stroju. Przykładam palec do brody jakbym analizowała najważniejsza zagadnienia magicznego świata. - Tak, to ma być tiul jedwabny. I dlaczego to złe kolory? Są one w herbie mojego rodu, uważasz, że jest on zły? - Mogę brzmieć trochę za ostro, ale rodzina zawsze będzie na pierwszym miejscu. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś ją obrażał. Marszczę więc brwi oraz czoło, starając się mimo wszystko powściągnąć emocje.
- Całe rękawy brzmią lepiej - odpowiadam zatem, starając się brzmieć ugodowo.
Gość
Gość
Czy brzmiało zabawnie, czy nie - nie jej było to oceniać. Jako osoba posługująca się od maleńkości językiem francuskim nie widziała nic dziwnego w takim połączeniu słów, które dla niej brzmiały naturalnie, zwyczajnie i bynajmniej nieśmiesznie. Ale rozumiała, że lady Rowle miała w tej kwestii inne zdanie: czuła się podobnie, gdy uczyła się języka angielskiego, zaś niektóre słowa brzmiały dla niej jak z innej galaktyki. Nie wspominając oczywiście o tym, że ona sama brzmiała na początku nauki jak pokraka posługując się angielskim z miękkim, nie do pozbycia się francuskim akcentem. Pokiwała głową na znak, że rozumie, a potem zamilkła na chwilę.
- Czy ja wiem? Tiul muślinowy również jest miękki, delikatny i zwiewny. Myślę, że cała różnica polega w cenie, bo muślinowy raczej jest droższy. Używają go zazwyczaj panie do ślubu, ciągnąc za sobą długi welon. - Nie była aż takim ekspertem w kwestii tiulu, używając przeważnie dwóch rodzajów. Zdziwienie wymalowane na twarzy dziewczynki zastanowiło ją - czy powiedziała coś złego? Powoli zaczynała rozumieć czemu ludzie niechętnie rozmawiali z arystokracją: słowo za dużo powodowało nagłe zagęszczenie atmosfery.
- Nie, Helene, nie uważam, że są złe. - Odparła natychmiastowo, słysząc bojowy ton dziewczynki. Wiedziała, że wkracza powoli na grząski grunt, z którego należało się szybko wycofać lub załagodzić sytuację, by nie wylecieć z hukiem z rezydencji na wyłożoną kostką ulicę. - Jeśli chcesz takich kolorów - nie ma najmniejszego problemu. Zrobimy tak, żeby było dobrze, w porządku? - Przecież nie będzie wnikać w to jak purpura i czerń postarzy dziesięcioletnie dziecko, oj nie nie. Nie leżało to w jej gestii, bo od przekonywana innych do swojej racji bardziej ceniła sobie święty spokój i życie bez niespodzianek oraz kłótni. Poprawiła szkic, naniosła kilka zmian i wreszcie pokazała mniej więcej gotowy projekt dziewczynce. - Czy tak wygląda suknia z twoich snów, mademoiselle? - Uśmiechnęła się lekko, zachęcająco i grzecznie, kątem oka spoglądając na niedokończony portret.
- Czy ja wiem? Tiul muślinowy również jest miękki, delikatny i zwiewny. Myślę, że cała różnica polega w cenie, bo muślinowy raczej jest droższy. Używają go zazwyczaj panie do ślubu, ciągnąc za sobą długi welon. - Nie była aż takim ekspertem w kwestii tiulu, używając przeważnie dwóch rodzajów. Zdziwienie wymalowane na twarzy dziewczynki zastanowiło ją - czy powiedziała coś złego? Powoli zaczynała rozumieć czemu ludzie niechętnie rozmawiali z arystokracją: słowo za dużo powodowało nagłe zagęszczenie atmosfery.
- Nie, Helene, nie uważam, że są złe. - Odparła natychmiastowo, słysząc bojowy ton dziewczynki. Wiedziała, że wkracza powoli na grząski grunt, z którego należało się szybko wycofać lub załagodzić sytuację, by nie wylecieć z hukiem z rezydencji na wyłożoną kostką ulicę. - Jeśli chcesz takich kolorów - nie ma najmniejszego problemu. Zrobimy tak, żeby było dobrze, w porządku? - Przecież nie będzie wnikać w to jak purpura i czerń postarzy dziesięcioletnie dziecko, oj nie nie. Nie leżało to w jej gestii, bo od przekonywana innych do swojej racji bardziej ceniła sobie święty spokój i życie bez niespodzianek oraz kłótni. Poprawiła szkic, naniosła kilka zmian i wreszcie pokazała mniej więcej gotowy projekt dziewczynce. - Czy tak wygląda suknia z twoich snów, mademoiselle? - Uśmiechnęła się lekko, zachęcająco i grzecznie, kątem oka spoglądając na niedokończony portret.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Poważnieję widząc, że dla panny Baudelaire słowa nie są w żadnym razie śmieszne - potrafię to zrozumieć. Milkę zatem, nie mówiąc już nic o tym, że francuski bywa zabawny. Może gdybym była bardziej empatyczna zrozumiałabym nie tyle, co potrzebę niekontynuowania tematu, ale też brak powodu do śmiechu - niestety nie jestem. Dlatego mogę wydawać się trochę nadąsana kiedy tak siedzę w całkowitej ciszy, nie komentując absolutnie niczego. Jednak słucham uważnie informacji o tiulu, nie znam się przecież na tym. Owszem, o niektórych rzeczach posiadam wiedzę, w końcu interesuję się modą, ale nie o wszystkim. To wręcz kropla w morzu potrzeb; na szczęście moja towarzyszka dzisiejszego dnia jest w tej sprawie ekspertem. Mogę zatem zaufać jej opinii, nawet jeśli w niektórych sprawach się nie zgadzamy ze sobą.
- Do ślubu… - powtarzam za nią w zamyśleniu, przytykam palec do podbródka oraz unoszę wzrok na sufit nad czymś się intensywnie zastanawiając. - A jaki materiał poleciłabyś na ślub właśnie? Tiul muślinowy czy jednak coś innego? Wiesz, żeby był drogi i sprawiał wrażenie dworskiego przepychu. Jedwab? - dopytuję niezwykle ciekawa. Do mojego zamążpójścia jest jeszcze dużo czasu (tak jak do Sabatu, niestety!), ale chciałabym wiedzieć. Powinnam z wyprzedzeniem zacząć wyobrażać sobie własną kreację ślubną, żeby później była gotowa na ten wielki dzień. I przyćmiła wyglądem wszystkich w zasięgu wzroku - chociaż wiem, że to ja będę zapierać dech w piersiach, nie byle ciuch.
Zrobiłoby się nieprzyjemne gdyby panna Baudelaire zaczęła podważać barwy mojego rodu - dobrze, że akurat o to nie musiałam się martwić. Patrzę na nią spod półprzymkniętych powiek oraz rozchylonych lekko ustach, jakbym oczekiwała na te kilka słów za dużo. Usłyszawszy pojednawczy ton i niezgorszą propozycję rozluźniam się. Tak naprawdę mogłabym znieść wiele, ale obrażanie mojej rodziny będzie przeze mnie piętnowane aż do końca mego istnienia.
- W porządku - odpowiadam spokojniej, jestem już rozluźniona. Poprawiam się na kanapie obserwując kolejne poprawki na pergaminie. Oglądam go chwilę z każdej strony, aż wreszcie na twarzy wykwita uśmiech. - Dokładnie tak! - wykrzykuję zadowolona. - Nie mogę się już doczekać aż ją założę - dodaję trochę rozmarzona. - Jak powiedzieć po francusku, że to moja wymarzona suknia? - pytam, skoro miałyśmy się przy okazji uczyć języka.
- Do ślubu… - powtarzam za nią w zamyśleniu, przytykam palec do podbródka oraz unoszę wzrok na sufit nad czymś się intensywnie zastanawiając. - A jaki materiał poleciłabyś na ślub właśnie? Tiul muślinowy czy jednak coś innego? Wiesz, żeby był drogi i sprawiał wrażenie dworskiego przepychu. Jedwab? - dopytuję niezwykle ciekawa. Do mojego zamążpójścia jest jeszcze dużo czasu (tak jak do Sabatu, niestety!), ale chciałabym wiedzieć. Powinnam z wyprzedzeniem zacząć wyobrażać sobie własną kreację ślubną, żeby później była gotowa na ten wielki dzień. I przyćmiła wyglądem wszystkich w zasięgu wzroku - chociaż wiem, że to ja będę zapierać dech w piersiach, nie byle ciuch.
Zrobiłoby się nieprzyjemne gdyby panna Baudelaire zaczęła podważać barwy mojego rodu - dobrze, że akurat o to nie musiałam się martwić. Patrzę na nią spod półprzymkniętych powiek oraz rozchylonych lekko ustach, jakbym oczekiwała na te kilka słów za dużo. Usłyszawszy pojednawczy ton i niezgorszą propozycję rozluźniam się. Tak naprawdę mogłabym znieść wiele, ale obrażanie mojej rodziny będzie przeze mnie piętnowane aż do końca mego istnienia.
- W porządku - odpowiadam spokojniej, jestem już rozluźniona. Poprawiam się na kanapie obserwując kolejne poprawki na pergaminie. Oglądam go chwilę z każdej strony, aż wreszcie na twarzy wykwita uśmiech. - Dokładnie tak! - wykrzykuję zadowolona. - Nie mogę się już doczekać aż ją założę - dodaję trochę rozmarzona. - Jak powiedzieć po francusku, że to moja wymarzona suknia? - pytam, skoro miałyśmy się przy okazji uczyć języka.
Gość
Gość
Zdziwiła się pytaniem o ślub. Z jednej strony mogła to być zwyczajna dziecięca ciekawość, łapanie jej za słówka, z drugiej zaś - ona na przykład nie interesowała się takimi rzeczami w dzieciństwie. W tym wieku nie przechodziło jej przez gardło ani myśl słowo "ślub" i pochodne, związane z nim rzeczy, bo znacznie większą uciechę pokładała w tańcu, szkicowaniu oraz dziecięcych przyjemnościach; beztrosce dnia codziennego.
- Nigdy nie sugeruję pannie pierwszego wyboru. Pokazuję jej próbki materiału a ona wybiera, analizuje. Zazwyczaj od razu wie, który wybrać. - Odparła lakonicznie, choć uśmiechnęła się przy tym. To lubiła w swojej pracy, przez to też miała wrażenie, że jest dobra w tym co robi: potrafiła przecież zachęcić nawet zgorzkniałą, starszą damę do zmiany materiału, koloru, stroju, niczego dobitnie jej nie sugerując.
Widząc zachwyt na twarzy Helene i ona odrobinę się rozluźniła, sięgając wnet z powrotem do obrazu. Po to docelowo tu przyszła, by namalować obraz i nie chciała nie wywiązać się z powierzonego zadania. Nanosząc spokojnie poprawki, odpowiadała lady Rowle na zadawane pytania, przeplatając w odpowiedzi zarówno francuski, jak i angielski, a kilka minut później skończyła swoje dzieło.
- Mam nadzieję, że się spodoba. - Portret wyglądał bardzo dobrze, jak na przerwę, którą sobie urządziły. Wiedziała jednak, że dziewczynka znacznie bardziej wolałaby zobaczyć na jego miejscu gotową suknię. - A suknią zajmę się niedługo. Powinnaś mnie odwiedzić, żeby wybrać sobie materiał i kolor. - Wszak każdy kolor miał różne odcienie, choć znała doskonale barwy rodowe. Wreszcie zebrała swoje rzeczy, pożegnała Helene i powróciła do swojego domu.
zt
- Nigdy nie sugeruję pannie pierwszego wyboru. Pokazuję jej próbki materiału a ona wybiera, analizuje. Zazwyczaj od razu wie, który wybrać. - Odparła lakonicznie, choć uśmiechnęła się przy tym. To lubiła w swojej pracy, przez to też miała wrażenie, że jest dobra w tym co robi: potrafiła przecież zachęcić nawet zgorzkniałą, starszą damę do zmiany materiału, koloru, stroju, niczego dobitnie jej nie sugerując.
Widząc zachwyt na twarzy Helene i ona odrobinę się rozluźniła, sięgając wnet z powrotem do obrazu. Po to docelowo tu przyszła, by namalować obraz i nie chciała nie wywiązać się z powierzonego zadania. Nanosząc spokojnie poprawki, odpowiadała lady Rowle na zadawane pytania, przeplatając w odpowiedzi zarówno francuski, jak i angielski, a kilka minut później skończyła swoje dzieło.
- Mam nadzieję, że się spodoba. - Portret wyglądał bardzo dobrze, jak na przerwę, którą sobie urządziły. Wiedziała jednak, że dziewczynka znacznie bardziej wolałaby zobaczyć na jego miejscu gotową suknię. - A suknią zajmę się niedługo. Powinnaś mnie odwiedzić, żeby wybrać sobie materiał i kolor. - Wszak każdy kolor miał różne odcienie, choć znała doskonale barwy rodowe. Wreszcie zebrała swoje rzeczy, pożegnała Helene i powróciła do swojego domu.
zt
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Ślub jest naturalną koleją rzeczy każdej odpowiedniej panny. O znamienitej reputacji - te będące solą w oku swej rodziny naturalnie nie mogą liczyć na żadne zamążpójście. Nikt nie chciałby mieć żony wątpliwej jakości. Wiem to, gdyż guwernantka nam to mówiła. Mnie i Mely. Od zawsze wiem, że w końcu nadejdzie taki dzień, w którym zostanę czyjąś żoną. To absolutnie normalne. Nic skandalicznego bądź szokującego. Jestem na to gotowa od dawna - nawet jeśli nie wiem kogo konkretnie wybierze mi tato na męża. Wiem jednak, że będzie to ktoś najlepszy, najwłaściwszy - chociaż boję się, że mimo wszystko będzie to drugi mężczyzna w kolejności, bo pierwszego odda mojej wstrętnej siostrze. Naprawdę nie wiem z jakiej racji jest ona tak faworyzowana, skoro to ja ciężko pracuję na dobre imię rodu, nie ona. To ja olśniewam wspaniałymi manierami i inteligencją. To ja jestem chłodno opanowana nie przynosząc wstydu nazwisku. I za to jestem karana, spychana na dalszy plan - ale jeśli nie otrzymam kawalera perfekcyjnego, przewyższającego tego przeznaczonego dla Mely, to słowo daję, że się zbuntuję. Nie powinnam zadowalać się byle czym! Jestem lady Rowle, dumą tej familii.
Mrugam gwałtownie trochę niedowierzając. Nie uzyskuję odpowiedzi na moje pytanie. Nadal nie wiem, który materiał nadawałby się do tego celu. Zaciskam usta w wąską linię i kręcę noskiem, ale powstrzymuję się przed kolejną surową reprymendą. Wzdycham trochę ociężale, jakbym przeżywała niesamowite katusze. Ciekawość nie zostanie zaspokojona.
- Aha - komentuję równie lakonicznie, a może nawet bardziej. Sięgam do szafki po jedwabną chusteczkę, którą to drapię swędzący nos. Spokojnie obserwuję, jak panna Baudelaire powraca do malowanego obrazu. Jest naprawdę ładny. I całe szczęście, że nie muszę więcej pozować! Bardzo tego nie lubię. I chociaż potrafię stać bez ruchu, to później jestem jeszcze bardziej zmęczona niż jakbym biegała cały dzień po ogrodzie.
Rozmawiamy trochę po angielsku i francusku, aż wygląda na to, że praca zakończona.
- Naprawdę piękny - przytakuję, intensywnie mu się przyglądając. Wyglądam bardzo dostojnie. Tato będzie ucieszony! Przynajmniej mam taką nadzieję. - Na pewno, do zobaczenia! - mówię na odchodne. Szybko wstaję, dygam z gracją, a potem szybko przebierając nóżkami odprowadzam kobietę do drzwi. Po rozejrzeniu się, że nikogo nie ma, czmycham czym prędzej na górę. Muszę opowiedzieć lordowi Chesterowi o tym wszystkim.
zt.
Mrugam gwałtownie trochę niedowierzając. Nie uzyskuję odpowiedzi na moje pytanie. Nadal nie wiem, który materiał nadawałby się do tego celu. Zaciskam usta w wąską linię i kręcę noskiem, ale powstrzymuję się przed kolejną surową reprymendą. Wzdycham trochę ociężale, jakbym przeżywała niesamowite katusze. Ciekawość nie zostanie zaspokojona.
- Aha - komentuję równie lakonicznie, a może nawet bardziej. Sięgam do szafki po jedwabną chusteczkę, którą to drapię swędzący nos. Spokojnie obserwuję, jak panna Baudelaire powraca do malowanego obrazu. Jest naprawdę ładny. I całe szczęście, że nie muszę więcej pozować! Bardzo tego nie lubię. I chociaż potrafię stać bez ruchu, to później jestem jeszcze bardziej zmęczona niż jakbym biegała cały dzień po ogrodzie.
Rozmawiamy trochę po angielsku i francusku, aż wygląda na to, że praca zakończona.
- Naprawdę piękny - przytakuję, intensywnie mu się przyglądając. Wyglądam bardzo dostojnie. Tato będzie ucieszony! Przynajmniej mam taką nadzieję. - Na pewno, do zobaczenia! - mówię na odchodne. Szybko wstaję, dygam z gracją, a potem szybko przebierając nóżkami odprowadzam kobietę do drzwi. Po rozejrzeniu się, że nikogo nie ma, czmycham czym prędzej na górę. Muszę opowiedzieć lordowi Chesterowi o tym wszystkim.
zt.
Gość
Gość
Pokój muzyczny
Szybka odpowiedź