Antonia Borgin
AutorWiadomość
Antonia Borgin
Data urodzenia: 14 października 1930 roku
Nazwisko matki: Rookwood
Miejsce zamieszkania: Durham, posiada również mieszkanie na Nokturnie
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wzrost: 169 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: kasztanowe
Kolor oczu: ciemne, piwne
Znaki szczególne: mała blizna przy skroni, nieobecne spojrzenie
Nazwisko matki: Rookwood
Miejsce zamieszkania: Durham, posiada również mieszkanie na Nokturnie
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wzrost: 169 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: kasztanowe
Kolor oczu: ciemne, piwne
Znaki szczególne: mała blizna przy skroni, nieobecne spojrzenie
sztywna, 13 cali, ostrokrzew i strzęp całunu śmierciotuli
Instytut Magii Durmstrang
kruk
martwe ciało brata
mokrą ziemią, różami i spróchniałym drzewem
świat czysty od szlam i szlamozdrajców
zaklinaniem przedmiotów, wróżkowym pyłem, jeździectwem, starożytnymi runami
nie interesuje mnie
rozmyślam jak dostać się do departamentu tajemnic, zgłębiam tajniki czarnej magii, wsłuchuje się w nuty fortepianu, ulegam własnym demonom
tylko fortepian i skrzypce
blanca padilla
Mówi się, że prawdziwe szaleństwo jest w stanie przebić pięścią mur. Więzi nasze zmysły i uwalnia emocje. Ponoć w szaleństwie jest najwięcej logiki chociaż nigdy nad nią się nie zastanawiałam. Dla mnie działanie z logiką przypomina zniewolenie. To szaleństwo; okrzesane, lekkie, znajome, jest tym czemu mogę zaufać.
stadium pierwsze - wyparcie
Antonia Borgin.
Ojciec zawsze powtarzał, że jesteśmy zmienni, chłodni, przeszywający jak wiatr w jesienny wieczór, w który się urodziliśmy. Nie znać siebie było mi łatwo. Czasami tęskniłam do czasów, gdy nie wiedziałam tego wszystkiego co wiem teraz. Bliźniacy ze związku czystokrwistego czarodzieja z półkrwi czarownicą. Nasz dom w Durham był chłodnym miejscem. Prowadziliśmy chłodne życie. Czarodziej skazujący własną rodzinę na szlamowatą krew i szlamowatą tradycję. Naszego ojca to nie obchodziło. Kochał kobietę, którą poślubił, a w dodatku w jego planie nigdy nie było dzieci. Traktował nas jak zagrożenie własnego szczęścia. Choć zwykle słyszałam, że bycie Borginem wychodzi poza krew to nigdy nie przestało mnie to prześladować. Fakt, że musiałam wstydzić się własnego pochodzenia.
Wychowywaliśmy się zgodnie z nordycką tradycją. Twarda ręka ojca nadająca naszemu dzieciństwu odpowiedni kierunek. Legendy opowiadane nam do poduszki, zimne spojrzenia far i ciepły niedoceniający przez nikogo uśmiech matki. Wychowywał nas tak jak sam został wychowany przez swojego ojca, a ten przez swojego. Jesteśmy rodziną z tradycjami i od zawsze znaliśmy swoje miejsce w świecie korzystając z dobrodziejstw, które nam dawał. Zmuszani do studiowania ksiąg, uczenia się run, chłonięcia wiedzy o literaturze, malarstwie, muzyce, magii dającej prawdziwą władzę i odpowiedniego zachowywania się w towarzystwie - to wszystko miało zatrzeć krew i jednocześnie oddać hołd przodkom, którzy prawdopodobnie przewracali się w grobie. Największy wpływ na nasze wychowanie miał dziadek, który widząc niegodną opieszałość ojca chciał przekazać nam wszystkie potrzebne umiejętności. Dziwne, że łatwiej było mu wychować wnuki, niżeli syna. To za jego sprawą sięgałam po książki, bowiem pobudzał w nas ducha rywalizacji. Kto szybciej przeczyta, kto nauczy się więcej. Pokazywał nam, że wiedza daje przewagę, a tę należy dobrze wykorzystać. Jedno z moich najprzyjemniejszych wspomnień dotyczyło talentu malarskiego babci. Ta spełnienie i ucieczkę odnajdywała w płótnie i farbie. Jako dziecko tego nie rozumiałam, ale chłonęłam każdą lekcję czując, że to wszystko zdoła przykryć mój wstyd, wyprzeć brudną krew. Przy tym wyciągając lekcje życia.
Wzmacniałam w sobie perfekcjonizm widząc jak w oczach dziadka czai się zawód. Całe dnie spędzałam jedynie na zadowalaniu innych, bo tylko wtedy sama czułam się zadowolona. Pożyteczna. Już wtedy lubiłam wiedzieć więcej niż inni. Więcej niż moi rówieśnicy. Chłonęłam każde słowo w obawie, że to co najciekawsze umknie mi wraz z pojedynczym mrugnięciem. Muzyka na zawsze zajęła skrawek mojego serca. Byłam w tym dużo wolniejsza od brata, bo gdy on sprawnie poruszał palcami, bo klawiszach fortepianu, ja dopiero przyswajałam wiedzę. Połączenie jednej ręki z drugą stanowiło dla mnie wyzwanie, którego nie przyjmowałam ze spokojem. W duchu krzyczałam i choć nauka obarczona była łzami znalazłam w tym własną odskocznie. Gdy grała muzyka wszelkie rozmowy milkły, a ja od zawsze wolałam ciszę.
Szukaliśmy sposobu na rekompensatę. Nie chcieliśmy nadstawiać drugiego policzka, a dumnie unosić głowę. Uczyliśmy się wszystkiego co tylko mógł nam przekazać Borgin wierząc, że to nasza jedyna szansa by znaleźć jakiekolwiek uznanie. Nauka latania na miotle nie była dla mnie przyjemnością. Dzieciom ponoć łatwiej przełamywać lęki, ale ja wysokości bałam się od zawsze. Dziadek naciskał, namawiał, manipulował i wyśmiewał. Za każdym razem, gdy nie potrafiłam wzbić się w górę w obawie przed upadkiem, ten podkreślał moje braki. W końcu przełamałam swój lęk, ale ten wracał za każdym razem, gdy musiałam sięgnąć po miotłę. Nie był to mój ulubiony środek transportu. Sprawa miała się całkowicie inaczej, kiedy przyszło mi nauczyć się jeździectwa. Czułam, że wszystko zależy od mojej więzi ze zwierzęciem, a nie od sztywnych zasad czy magii tak jak to było w przypadku latania. Podchodziłam do tego ostrożnie, a nauka zajęła mi o wiele dłużej niżeli mojemu bratu i o wiele dłużej niż zakładał dziadek. Wiedziałam jednak, że tu są konieczne przede wszystkim małe kroki, a efekt końcowy był tego warty.
Magia przyszła do mnie, kiedy miałam dziewięć lat. Podczas nauki run byłam już tak bardzo zmęczona studiowaniem ksiąg, że zasnęłam. Nie były to miłe sny, a majaki zmęczonego umysłu. Kiedy otworzyłam oczy przestraszona uniosłam dłonie, a księga przede mną buchnęła płomieniem. Dziadek ostrzegał, że to stanie się niespodziewanie, ale ja nie rozumiałam dlaczego. Od tamtego momentu nie miałam wątpliwości co do własnego pochodzenia. Ojciec niezadowolony z własnych dzieci wyczekiwał tylko momentu, w którym w końcu pozbędzie się nas z myśli i z domu. To co dostawałam od ojca oddawałam matce, do której nie czułam nic prócz nienawiści. Nie zasługiwała na miłość. Była przecież winna wszystkiemu.
W świecie czarodziejów wybuchła wojna. Liczyła się tylko czystość krwi i władza. Jeszcze jako małe dziecko wsłuchiwałam się w opowieści o świecie, który upadał, ale nie czułam z tego powodu żalu. Wyznaje zasadę, że wszystko co zepsute ostatecznie należy naprawić, powołać do życia lub raz na zawsze porzucić. Zimne mury Durmstrangu przypominały mi chłód naszego domu. Wiszące na ścianach obrazy zdawały się dzielić ze mną charakter i twardość spojrzenia. Czułam, że pasujemy tam idealnie choć tworzyliśmy wokół siebie mury. O naszej krwi rozmawiało się otwarcie, bo pomimo przynależnego nam nazwiska ciągnęła się za nami historia. Mało przychylna, niezrozumiała dla każdego komu czystość krwi była bliska. Nie pozwoliłam jednak by to ona mnie określała. Szybko odnalazłam się w kręgach wytykających mnie na początku ludzi. Wychowana w tradycji Borginów próbowałam sobie radzić z każdym zagrażającym mi oraz moim poglądom. Może dla innych byłam tylko dzieckiem, ale nigdy tak się nie czułam. Od zawsze miałam wrażenie jakby w moim ciele zaklęta była stara dusza. Dodatkowo nikt mierzący się z twardą dyscypliną nie jest do końca dzieckiem.
W szkole mało się odzywałam. Nawet teraz częściej wybiorę działanie niżeli słowa. Zwykle to wzrok stawał się odzwierciedleniem tego co chciałam przekazać. W młodym wieku było we mnie dużo pogardy, wiele gniewu - nie potrafiłam żyć inaczej. Istnienie przypominało wyścig. O lepszą pozycję w szkole, o większą wiedzę, o władzę choć ta istniała jedynie w chłodnych murach Instytutu. Od dziecka słyszałam, że wybór naszej szkoły nie jest przypadkowy. Nasza rodzina była mocno powiązana z nordycką tradycją i norweską historią. Dobrze wiedziałam, że Hogwarckie mury równały się brakowi dyscypliny, frywolnemu wychowaniu i ograniczeniom, których nie potrafiła zrozumieć. W Instytucie choć nikt o tym otwarcie nie mówił to każdy uczył się magii, której potrzebował i często równało się to ciemnej i mrocznej magii, która dla mnie była ucieczką jakiej wtedy potrzebowałam. Studiowałam księgi wykorzystując swoją bezsenność by wydobyć z nich jak najwięcej. Jednocześnie nie ignorowałam swoich korzeni poświęcając się także nauce run, które wbrew wszystkiemu były dla mnie przyjemnością. Przyjemnością jakiej nie zdarzało mi się odczuwać. Problemy ze snem towarzyszyły mi już od dziecka. Potrzebowałam go mniej niż inni, często przez długie godziny leżałam wpatrując się w sufit nie będąc w stanie zmrużyć oka. Nauczyłam się ten czas wykorzystywać na naukę. Wraz z biegiem lat zrozumiałam, że Instytut daje mi potrzebne możliwość. Uczył sprytu, ignorancji, egoizmu, ale i potrzebnej elokwencji. Poświęciłam się pojedynkom, do których w szkole było przypisywane wielkie znaczenie. Wdawałam się w słowne potyczki i często nie tylko na słowach się one kończyły. Byłam i jestem temperamentną osobą. Szybko chęć posiadania zawładnęła mną całą. Władzy, ludzi, czystości świata. Już wtedy w pełni znienawidziłam brudzących nasz świat mugoli. Nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że jest w moich żyłach krew któregokolwiek z nich. Podczas przerw świątecznych unikałam jak najbardziej kontaktu z matką jak i z jej rodziną. Sklep pradziada nigdy nie był dla mnie miejscem, w którym czułam się bezpiecznie, ale właśnie niepokój sprawiał, że czułam, że żyje. Sprzeczności. Podczas powrotów do domu spędzałam tam dużo czasu. Ucząc się o czarnomagicznych przedmiotach i klątwach, których nakładanie tylko pozornie wydawało się proste. Ignorowałam wszelkie słowa dotyczące mojej krwi chociaż wewnątrz prawdziwie umierałam. Ojciec nie rozumiał naszej niechęci. Nie wiedział, dlaczego tak wiele negatywnych emocji przelewałam właśnie na kobietę, która w bólach wydała mnie na świat. Zazdrościłam jej. Uwagi ojca, miłości, bycia tą pierwszą.
stadium drugie - gniew
Byłam młoda i naiwna. Wierzyłam, że mój gniew to początek, że mogę przenieść go na coś cenniejszego. Po skończeniu szkoły wróciłam do Londynu. Powrót do domu rodzinnego był dla mnie poniżeniem, ale nauczyłam się zagryzać zęby, gdy zyski miały okazać się satysfakcjonujące. Przez pewien czas oddałam się kontaktom z innymi ludźmi. Zwykle zimna i odsunięta od świata zaczęłam wykorzystywać swoje wychowanie i urok dla własnych korzyści. Tak poznałam uzdrowiciela czystej krwi, który pomógł mi zgłębić tajniki magii leczniczej tak bardzo pociągającej mnie w tamtym okresie. Nigdy nie planowałam połączyć swojego losu z tym kierunkiem, ale nauczona w Instytucie dążenia do perfekcji chciałam spróbować każdego rodzaju magii. Chłonęłam wszystko wiedząc, że nie krew daje władzę, a właśnie wiedza i dobre jej ukierunkowanie. Nie trwało to jednak długo. Opanowałam średnią wiedzę sycąc się tym co mógł mi przekazać. Wtedy też ojciec wspomniał mi o możliwości odbycia stażu w Ministerstwie. Wszak nie była to prośba, a kolejne polecenie, które należało zrealizować bez mrugnięcia okiem. Czułam się zagubiona, a przez to sfrustrowana. Nie podobała mi się myśl podjęcia pracy w Ministerstwie, ale był to kolejny kierunek, który mogłam obrać w życiu. Rozpoczęłam staż chcąc finalnie trafić do Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. W tym samym roku moją rodzinę dotknęła tragedia. Rodzice podczas poszukiwaniu artefaktów w Rumunii trafili na niewykrytą mugolską bombę. Śmierć niegodna czarodzieja, a już w szczególności Borgina. To co się stało ze mną później już na zawsze odcisnęło piętno na życiu jakie wiodłam. Śmierć poniesiona z ręki mugola była hańbą, a ja nie potrafiłam poradzić sobie z kolejną. Chciałam zemsty i prawdziwie mściłam się na każdym mugolu, który był świadkiem wybuchu mojej furii. Praktyczne użycie zaklęć czarnomagicznych na mugolach i czarodziejach o mugolskim pochodzeniu nie stanowiło dla mnie problemu. Niesiona złością nie byłam jednak naiwna i ślepa. Nie byli to ani miejsca, ani ludzie, którzy mogli w jakikolwiek sposób zdemaskować moje poczynania. To były epizody, do których nie potrzebuje się przyznawać. Chociaż nienawidziłam swojej matki i często gardziłam ojcem to jednak byli częścią mojej krwi, dali mi życie.
Moja bezsenność w tamtym czasie nasiliła się jeszcze bardziej. Do moich myśli docierała rodząca się nuta szaleństwa. Nie zachowywałam się w żadnym stopniu racjonalnie tłumacząc sobie, że właśnie tak zachowuje się osoba walcząca o własną rodzinę. Rodzinę, której przecież nie chciałam. Nie było osoby, która mogłaby na mnie wpłynąć. Popadałam w obłęd, ulegałam własnym demonom. Wiedziałam, że moja praca w Ministerstwie była nienaganna. Bez słowa wykonywałam wszystkie polecenia chcąc piąć się na szczyt. Właściwie nie wiem, dlaczego mi na tym zależało. Jeśli coś robiłam to angażowałam się w to w pełni. Męczyła mnie ta perfekcja, ale za każdy błąd chciałam się ukarać. Nie umiałam inaczej.
Umiejętność odczytywania runów przydawała się w rodzinnym sklepie. Postanowiłam nauczyć się zaklinania przedmiotów czując, że to kolejna rzecz, która mogłaby znaleźć miejsce w moim ciągle zmieniającym się świecie. Zimne korytarze naszego domu tylko potęgowały we mnie gniew więc chcąc dać mu upust postanowiłam się go pozbyć. Brat nie podzielał mojego zdania. Za zarobione w Ministerstwie pieniądze kupiłam klitkę na Nokturnie chcąc mieć miejsce, do którego będę mogła uciec. Niewiele osób wiedziało, że je mam. Niewiele osób musiało wiedzieć.
Z czasem całą swoją energię ukierunkowałam na naukę starożytnych run i przekleństw. Nie było to tak proste jak mogło się wydawać. Dużo nauczyła mnie kuzynka, z którą dzieliłam poglądy i zamiłowanie do czarnej magii. Spędzałyśmy długie godziny na studiowaniu ksiąg i manuskryptów, a w końcu na samej praktyce. Chciałam się tym zająć, ale nie tylko przez wzgląd na rodzinę. Owszem było to u nas dość popularne. Prowadzenie sklepu z przeklętymi przedmiotami budziło ciekawość i chęć zaistnienia w tym kierunku. Wierzę jednak, że zrobiłam to dla siebie. Przez długi czas nie byłam w stanie rozwinąć tej umiejętności do takiego stopnia jakiego bym chciała, ale szybko uczyłam się na błędach. Błąd w końcu równał się karze. Potrafiłam sobie radzić z trudnościami. W tym czasie poznałam też korzyści płynące z wróżkowego pyłu. Dające mi energię, rozszerzające zmysły, tworzącego pozorność przyjemnego świata, który nie istniał. W końcu pozwolił mi usnąć, gdy padałam z wycieńczenia. Gniew, który wtedy mną zawładną nie opuścił mnie ani na chwile. Furia jaką czuje każdego dnia. Szaleństwo, któremu się oddaje sprawia, że istnieje.
stadium trzecie - akceptacja
Po pięciu latach stażu w Ministerstwie zostałam pracownicą w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów choć przez te lata zdałam sobie sprawę, że to nie jest miejsce, w którym chce wzrastać. W moich myślach pojawił się plan dojścia do Departamentu Tajemnic, poznania wszystkiego co się z tym miejscem wiązało. Zawsze byłam osobą, dla której nie istniały tajemnice nie do odkrycia i samo postrzeganie czegoś jako niedostępnego dla mnie było trudne do pominięcia. Czy wtedy czułabym się spełniona? Wątpię. Drążyłabym dalej, szukałabym dalej.
Wszystko zaczęło się od szeptu. Cichego szeptu przypadkowego czarodzieja na Nokturnie, potem kilka słów od sprzedającego jej wróżkowy pył, aż w końcu otwarciej od znanego jej sprzed wielu lat uzdrowiciela, którego praktyki porzuciła dla pracy w Ministerstwie. Otwarcie na tyle by dowiedzieć się o Czarnoksiężniku chcącym oczyścić świat czarodziei z szlam i zdrajców ich świata. Pragnęłam znaleźć się w szeregach jego popleczników odkąd tylko dowiedziałam się do czego dąży. Potrzebowałam wodza, mistrza, przewodnika, a wszystko co o nim słyszałam utwierdzało mnie w przekonaniu, że właśnie dzięki jego mocy i wielkości ich świat stanie się czysty i godny. Na początku nie miałam śmiałości. W końcu byłam tylko czarownicą półkrwi, która z pogardą spogląda na własną, płynącą w jej żyłach krew. Tutaj nie liczyły się pragnienia i idee, a to co jesteś w stanie zrobić i co jesteś w stanie zagwarantować. Zaczęłam zastanawiać się nad tym co naprawdę ma znaczenie. Czy moja nienawiść do siebie samej sprawia, że mogłabym być godnym i zaufanym poplecznikiem czarnoksiężnika? Czy nienawiść do każdego chodzącego naszą ziemią mugola i sprzymierzającego się z nimi czarodzieja była wystarczająca? Zatracając się we własnej furii i przekonaniach znalazłam w tym oparcie. Poświęciłam się temu w pełni wchodząc w szeregi Czarnego Pana i walcząc dla niego ukierunkowując własne szaleństwo większej sprawie. W tym wszystkim poczuła oparcie ze strony znanych jej ludzi, którzy tak jak ona w tamtym czasie poświęcili wszystko by znaleźć się w tym jednym miejscu. Oparcie ze strony brata, połówki jej własnej duszy. Cokolwiek miało mnie tam spotkać wierzyłam, że robię słusznie. Nie miałam co do tego wątpliwości. Zabrałam ze sobą najważniejszą dla mnie osobę wierząc, że tak jak ja pragnie świata tak pięknie wyklarowanego w naszych umysłach. Poświęciłam się tej sprawie w całości godnie pnąc się ku własnemu marzeniu. Wielkości świata czarodziejów. Prawdziwej idei wartej każdej walki. Istniała tylko jedna strona, po której warto było stanąć, a każdy kto się tej stronie sprzeciwiał zasługiwał na czekający go los.
stadium czwarte – dysocjacja
Droga, którą obrałam zdawała się być stworzona dla mnie. Przyświecała nam misja, cel, którego osiągnięcie było wszystkim. Zatraciłam się w tym. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze Mroczne Znaki, a świat diametralnie się zmieniał i czułam dumę, że mogę być tego częścią. Coś jednak się we mnie zmieniło. Cieszyłam się z bezsenności, a nadmiar napięcia regulowałam tak dobrze znanym mi narkotykiem. Furia, którą tak długo w sobie pielęgnowałam przejęła nade mną kontrolę. W dniu spłonięcia Ministerstwa pierwszy raz poczułam do samej siebie obrzydzenie. Musiałam się zregenerować. Stałam się ciężarem a nie wsparciem, a to uderzało w mój perfekcjonizm. Byłam wybrakowana. Musiałam stanąć na nogi. Wyjechałam porzucając dom, brata, Londyn, ale nie sprawę. Nawet za granicami kraju dążyłam do ucieleśnienia planu Czarnego Pana. Bacznie kontrolowałam to co działo się na Wyspach: anomalie, zmiana Ministra Magii, szczyt w Stonehenge. Chciałam wrócić za każdym razem, gdy mój wzrok przebiegał po zapisanych w listach słowach. Dałam sobie jednak czas by wrócić silniejsza. Perfekcyjna.
Poczułam się tak dopiero na początku 1957 roku. Nie mogłam już znieść ilości zmian, w których nie dane było mi uczestniczyć. Wizja stała się rzeczywistością. Wróciłam do domu; pewniejsza siebie, mądrzejsza. Czułam się tak aż do marca tego roku, kiedy podczas misji z jednym ze swoich sojuszników zostaliśmy ogłuszeni i uprowadzeni przez grupę kilkunastu mugolskich strażników. Walczyłam samotnie, kiedy jeden z nich zakradł się za moimi plecami i mnie ogłuszył. Obudziłam się kilka godzin później w jakimś pomieszczeniu. Nie wiem, gdzie byłam, a na dłoniach miałam zaciśnięte kajdany. Dni mijały, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Odebrali mi różdżkę, bili, wyzwali, a ja wiłam się z furii i bezradności nad własnym losem. Czułam, że to mój koniec i tym bardziej próbowałam z tym walczyć, bo nie zależało mi na gromadzeniu energii. Jeżeli chcieli mnie uwięzić, odebrać mi istnienie, to nie bez walki. Do tej nie miałam przestrzeni, ale wewnętrznie czułam satysfakcje nie dając im spokoju dopóki miałam jakąkolwiek siłę by to robić. Pewnego dnia przyszli, ale nie po to by mnie bić czy obrażać, ale po to by mnie zabrać. Wsadzili mnie siłą do pojazdu wraz z innymi czarodziejami, wraz z moim sojusznikiem. Zmęczona, pobita, obca. Pokonana przez krew, której tak bardzo się wstydziłam. Wybawienie przyszło, gdy otworzyły się drzwi pojazdu. Uderzona najpierw bronią, a później kopana czułam, że już jestem na finiszu własnej drogi. Czułam, że koniec jest bliski. Wtedy zobaczyłam znajomą twarz, usłyszałam znajomy głos i wiedziałam, że muszę zrobić wszystko by uciec, bo takie dostałam polecenie. Bo tego życzył sobie Czarny Pan. Uciekłam wraz z innymi więźniami dzięki Śmierciożercom i innym poplecznikom. Przekroczyłam bramę zamku w Warwick ledwo stojąc na nogach, ale biegłam dalej. Biegliśmy wszyscy. Nie wiedziałam jak długo to trwało, ogniem palił mnie każdy mięsień w ciele. Znajdowałam się daleko od niebezpieczeństwa, ale spokój poczułam dopiero, gdy na horyzoncie ujrzałam twarz brata i jego brygadę. Przez cały ten koszmar dziękowałam sobie w duchu za bransoletkę z klątwą tropiciela na swym nadgarstku, która dla mugoli była zwykłą błyskotką.
Rekonwalescencja trwała długo. Moja psychika krzyczała by działać i szukać zemsty, ale ciało potrzebowało odpoczynku. Wyłączona przez kilkanaście tygodni szukałam sposobu na uzdrowienie własnej duszy. I znalazłam. Odwet.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 7 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 10 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 15 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 5 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 5 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
norweski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | II | 10 |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Kokieteria | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Starożytne Runy | III | 25 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Zręczne Ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | I | 7 |
Rozpoznawalność | I | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (fortepian) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jeździectwo | I | 0,5 |
Latanie na miotle | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
brak | - | 0 |
Reszta: 9 |
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Ostatnio zmieniony przez Antonia Borgin dnia 04.05.17 11:56, w całości zmieniany 11 razy
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Witamy wśród Morsów
twoja karta została zaakceptowana- znajdź towarzystwo •
- wylosuj komponenty •
- załóż domek
- mapa forum •
- pogotowie graficzne i kody •
- ekipa forum
Kartę sprawdzał: Eileen Wilde
[29.08.17] Losowanie (maj): żądło mantykory, jaja widłowęża
[24.09.17] Przekazanie (Valerijowi): żądło mantykory, jaja widłowęża
[01.11.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[11.11.18] Przekazano na spotkaniu Rycerzy: kora drzewa Wiggen, strączki wnykopieńki, walerianę i popiół feniksa
[26.03.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[13.05.19] Przekazano Valerijowi: jaja widłowęża, włókno z ludzkiego serca i włosie akromantuli
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[15.05.18] Wsiąkiewka (majoczerwiec) +1 PB
[16.10.18] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień) +0,5 PB
[03.02.19] Wsiąkiewka (wrzesień/październik): +0,5 PB
[22.04.17] Aktualizacja postaci: +4 do CM, +3 do zaklęć: -400 PD
[11.08.17] Rozwój postaci: Jasny Umysł I (2PB z puli)
[30.08.17] Wsiąkiewka (kwiecień): +30PD, +1PB
[05.09.17] Zdobycie osiągnięcia (Ślepy los), +30 PD
[10.02.18] Udział w misji organizacji (Nie kraty tworzą więzienie): +130 PD
[26.04.18] +300 PD; zwrot za usuniętą biegłość nakładania klątw
[15.05.18] Wsiąkiewka (majoczerwiec) +30 PD, +1 PB
[06.06.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +5 PD
[19.06.18] Zdobycie osiągnięć: Mroczny Znak I, Weteran, +130PD
[16.10.18] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień), +30 PD, +0,5 PB
[19.10.18] Wykonywanie zawodu (lipiec/sierpień), +50 PD
[05.11.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[05.11.18] Zdobycie osiągnięcia: Ostrożny Sprzymierzeniec, +30PD
[03.02.19] Wsiąkiewka (wrzesień/październik): +30 PD, +0,5 PB
[12.02.19] Zakup statystyk: +5 opcm, +2 cm, -560 PD
[24.03.19] Wykonywanie zawodu (listopad/grudzień): +50 PD
[26.03.19] Zakup (peleryna niewidka), -50 PD
[10.05.19] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[12.05.24] Zakupy: wróżkowy pył (5 sztuk); -25 PD
[18.11.24] Spokojnie jak na wojnie: +50 PD
[20.11.24] Podsumowanie wydarzenia: Spokojnie jak na wojnie: +50 PD
Antonia Borgin
Szybka odpowiedź