Quinlan Quin Runcorn
Nazwisko matki: Zabini
Miejsce zamieszkania: Portobello Road
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pracownik Wiedźmiej Straży
Wzrost: 178 cm
Waga: 76 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: przeszywające spojrzenie
11 cali, dość sztywna, Lipa srebrzysta, Szpon hipogryfa
Slytherin
brak
śpiewająca syrena
świeżo zmielona kawa, czekolada miętowa, kobiece perfumy z magnolią
siebie wraz z dumnym ojcem u boku
prowadzenie dziennika, poszerzanie wiedzy z zakresu legilimencji
brak
manipuluje ludźmi, spisuje doświadczenia, szuka odpowiedzialnego za śmierć ojca
klasycznej, bluesa
James Franco
Nie znał swojej matki. Nie pamiętał jej śmiechu, głosu czy zapachu. Nie miał w myślach nawet jej twarzy. Nie tęsknił za nią. Wiedział dlaczego wychowywał się bez niej. Ojciec mówił mu o tym parę razy. Nie miał matki, bo ją zabił.
Wszystko zaczęło się, gdy niebo rozświetlały gwiazdy, a mieszkańcy okolicznych domów wyszli z pochodniami i lampionami prosto pod otwarte niebo. Kobiety wcześniej przygotowywały się na obchody tego ważnego święta, przystrajając wraz z dziećmi okolicę kolorowymi tkaninami i zawieszając na prowizorycznych kijach światełka. Suto zastawiony stół był centrum ich wieczornych celebracji, a prowizoryczne instrumenty umilały rodzinne zebranie. Dookoła dochodziły tylko odgłosy uśpionego pustkowia i ożywionych nocnych zwierzęcych łowców. Żaden z nich jednak nie podchodził bliżej ze względu na ogromny słup ognia, buchający blisko kamiennego kręgu. Okolica pełna była kolorowych i miłych dla oka świateł. Sielanka trwała do północy w dźwiękach hipnotyzującej piszczałki. Noc przesilenia letniego. Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości. To miała być wspaniała noc pełna łaskawości nie tylko od losu, ale również od ziemi, która pozwalała, by czarodzieje używali magii w dobrym celu i potrafili cieszyć się tymi darami. A przynajmniej tak uważali ci, którzy świętowali. W pewnym momencie jedna z kobiet zaczęła krzyczeć, gdy bóle porodowe zwaliły ją z nóg blisko wielkiego ognia. To tam w Stonehenge przyszedł na świat syn i morderca własnej matki.
Ojciec nigdy nie traktował Quina tak jak większość rodziców dba o swoje dzieci. Małego chłopca wychowywała piastunka, którą widywał częściej niż mężczyznę znanego jako James Runcorn. Wydawało mu się, że obcy mu mieszkańcy Londynu więcej wiedzieli o jego ojcu niż on sam. Były to jednak urywki tego, kim był naprawdę rodzic Quinlana. Człowiek znany ze swoich zdolności przemiany każdego materiału w najpiękniejszą biżuterię był pożądanym rzemieślnikiem i wytwórcą wspaniałych ozdób nie tylko w średniej klasie społeczeństwa czarodziejów, ale nierzadko jego klientami byli również ci szlachetnie urodzeni. Dla czystokrwistego Jamesa bardziej liczył się biznes niż syn półkrwi, który odebrał mu piękną żonę i tylko zabierał pieniądze na wychowanie. A mimo to Quin od najmłodszych lat znajdował się pod ciągłą presją, ponieważ pragnął uzyskać akceptację ze strony surowego ojca, którego uważał za wzór człowieka. Młody Runcorn obawiał się, że nigdy nie dorówna rodzicowi i nie udowodni, że jest godny bycia jego synem. Nic dziwnego że jego marzeniem było usłyszenie z ust ojca Jestem z ciebie dumny, Quin.
Do jedenastych urodzin chłopiec żył jak sierota, chociaż niczego mu nie brakowało. Nie mógł narzekać na brak atrakcji, które przez te wszystkie lata miały zapełnić i odwrócić uwagę dziecka od ojca, który chciał mieć święty spokój. Mimo wszystko gdy przyleciała sowa, James poświęcił synowi chwilę uwagi. Nie było to za wiele i nie było to coś, co dzieci chciałyby słyszeć od swoich rodziców. Chociaż tyle padło z ust mężczyzny, który patrzył ze zmarszczonymi brwiami na stojącego przed nim chłopca z listem. Chociaż tyle i aż tyle. Na Ulicę Pokątną oczywiście wybrał się wspólnie z opiekunką, która pomogła mu kupić wszystko z przysłanej listy. Podróż do Szkoły Magii i Czarodziejstwa nie była wspaniałym przeżyciem, a kolejną obciążającą go częścią bycia synem znanego jubilera. Bał się, że powie coś nie tak, zachowa się w niewłaściwy sposób, a jego ojciec o wszystkim się dowie. Na szczęście nie dał mu powodu do kolejnego zniesmaczenia, gdy Tiara Przydziału wykrzyknęła Slytherin jako jego dom na kolejne siedem lat. James wiedział wszystko na pewno również i to do jakiego domu trafiło jego dziecko. Quinlan sądził, że jego ojciec po prostu ma niezwykłą zdolność dostrzegania detali, którą wykorzystywał przeciwko innym ludziom. Nie domyślał się, że może się za tym kryć coś większego i o wiele bardziej magicznego. W tym przypadku powiedzenie, by być ostrożnym w tym, czego się pragnie było niezwykle trafne. Quin chciał być jak ojciec, chciał poznać sposób na tę wiedzę mężczyzny. Podczas wakacji między pierwszą a drugą klasą Quinlan wybrał się na parę dni do kolegi z Hogwartu. Wiedział, że jego ojca nie będzie w domu, a samotnie spędzony tydzień nie był czymś, o czym marzą dwunastolatkowie, jeśli w perspektywie była możliwość wielogodzinnej zabawy z przyjacielem. Gdy wrócił, ojciec był w domu. Czekał na niego. Gdzie byłeś?, padło, a mały Ślizgon myślał, że powietrze stało się zimniejsze. Spanikował, nie wiedząc, co powiedzieć. I skłamał. Wtedy po raz pierwszy James Runcorn czytał w myślach synowi. Quin nigdy nie miał zapomnieć bólu, który rozszedł się w jego głowie niczym wirujący w środku gwóźdź. Uczucie dające się porównać do wpychania rozpalonego do białości dłuta prosto przez nos do samego mózgu trwało jeszcze wiele godzin po tym jak ojciec przestał wyrywać mu wspomnienia. Chłopiec kulił się i płakał z bólu, które w oczach rodzica były kolejnym dowodem na jego słabość. Dopiero wiele lat później Quinlan dowiedział się, co to było. Legilimencja brzmiała tak zagadkowo i władczo. Interesując się coraz bardziej tym tematem, opuścił się w nauce, w której i tak nie był najlepszy. Ledwo zaliczał przedmioty takie jak Zielarstwo, Astronomia czy Wróżbiarstwo. Nie przykładał się również do Ochrony Przed Czarną Magią. Z łatwością jednak przychodziło mu zdobywanie wiedzy z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami i Zaklęć. Te ostatnie okazały się niezwykle przydatne w dalszym okresie jego życia, gdy poznał człowieka, który nauczył jego ojca sztuki legilimencji - swojego dziadka.
Całe swoje dotychczasowe życie szesnastoletni Quin był przekonany, że na świecie został jedynie jego ojciec. Niechęć jaką jednak ten pokładał w swoim teściu była przeogromna. Nic dziwnego więc że mówił synowi, że wszyscy pomarli. Spotkanie jednego pokolenia z drugim zdarzyło się zupełnie przypadkowo, gdy młody Runcorn szukał informacji o książkach poświęconych tematowi sztuki czytania w myślach. Był to czysty przypadek czy zrządzenie losu, że trafił do sklepu prowadzonego akurat przez pana Zabini? Z każdym kolejnym dniem, który mijał od tego bolesnego wydarzenia z ojcem, Quinlan poszerzał swoją wiedzę o możliwości legilimencji, ale nie potrafił odnaleźć kogoś, kto mógłby pokazać mu to w praktyce. Teraz już mógł i zamierzał wykorzystać nadarzającą się okazję. Cierpienie od ojca było jednak dopiero przedsmakiem tego, co miało go czekać. Zabini nie był łagodnym nauczycielem i często męczył wnuka przez wiele godzin. Wszystko jednak na życzenie samego Runcorna. Nic nie rodziło się bez bólu i doskonale o tym wiedział. A chciał posiąść umiejętność, którą miał jego ojciec. Był gotowy umrzeć, byle tylko stać się chociaż odrobinę podobny do niego. Więc ćwiczył lub właściwie był ćwiczony pod wodzą mężczyzny, którego jednak nigdy nie nazwał dziadkiem. Quinlan był zbyt dumny, żeby powiedzieć to komuś, kogo praktycznie nie znał, a Zabini był zamkniętym w sobie dziwakiem, który jedynie tęsknił za córką. Przez kolejne pięć lat młody czarodziej dosłownie wysysał z przodka całą wiedzę, którą ten posiadał. Był wymagający nie tylko wobec siebie, ale również wobec swojego nauczyciela, wierząc, że jedynie w ten sposób zdoła osiągnąć to, co ojciec. I udało mu się. Całe swoje doświadczenie z legilimencją zapisywał w dzienniku, który od tamtego czasu nosił zawsze przy sobie. W międzyczasie zakończył naukę w Hogwarcie, składając natychmiast papiery na staż do Wiedźmiej Straży. Dlaczego właśnie tam? Być może była to długo ukrywana chęć przekonania się jak to jest móc również w pracy wykorzystywać swoje umiejętności. Nie było to jednak proste. Kurs wymagał od niego ciągłego skupienia, a treningi nie tylko fizyczne, ale również i psychiczne sprawdzały go przez trzy lata czy aby na pewno nadaje się do tej pracy. Runcorn nie chciał być jednak nic nie znaczącym pracownikiem Ministerstwa. Nauka i poświęcenie ustalonym celom nie odbyła się bez ofiar jak chociażby coraz mniejszy kontakt z ojcem. Quin jednak nie poddawał się - dążył do perfekcji zarówno w zaklęciach jak i przy wysiłku fizycznym. Był dobry do tej pracy. Dostrzegał ważne niuanse i wiązał czasami nawet początkowo ze sobą niezwiązane. Jego przełożeni to dostrzegali, dlatego nic dziwnego że posłali chłopaka na dalszy czteroletni kurs. Mógł tutaj rozszerzyć nie tylko wcześniej zdobyte umiejętności wtapiania się w tłum czy wyciągania z ludzi informacji. Podszkolił uczony za młody język francuski, a co najważniejsze - umiał rozgryźć innych. Dzięki życiu pod presją w dzieciństwie, Runcorn okazał się człowiekiem odpornym na stres. Nic dziwnego że szybko się uczył, a zwierzchnicy dostrzegli ambitnego pracownika. Musiał jeszcze poczekać kolejny rok, zanim zdecydowali się mu powierzyć ważniejsze zadanie - miał się udać do Francji i zdawać raporty z poczynań tamtejszych polityków. Dzięki płynnej znajomości francuskiego Quinlan był idealnym wyborem. Od tamtej chwili zaczął pracować na obczyźnie. W międzyczasie nie używał jeszcze legilimencji na innych nie będąc pewnym, że ujdzie mu to na sucho. Nie mógł jednak zbyt długo pozostawać w stanie spoczynku. Dlatego też zaczął trenować na samotnych mugolach, a szczególnie kobietach, które z łatwością omamiał.
Nie wspomniał ojcu o jeszcze jednym swoim sekrecie - członkostwie w szeregach Rycerzy Walpurgii. Już jako nastolatek zafascynował się teoriami snutymi przez niejakiego Toma Riddle'a. I chociaż był jedynie półkrwi, nie został potraktowany w żaden sposób, który świadczyłby o pogardzie wobec jego osoby. Potrzebował kogoś, kto wskaże mu drogę do zwiększenia swojej mocy, a przystanie praktycznie najlepszego ucznia Hogwartu mogło mu to zagwarantować. Pogarda wobec mugoli była dla Quinlana czymś normalnym. Jako czarodziej czystej krwi James Runcorn podkreślał, że szlam powinien zniknąć. Może właśnie to było powodem jego śmierci? Mężczyzna nie krył się z nienawiścią do brudnej krwi, a miłośników zakały czarodziejskiego świata nie brakowało. Quin nie zdziwiłby się, żeby jeden z tych szaleńców było zdolne do wyeliminowania swojego wroga. Nie wiedział jak dostali się do domu, ale zarżnęli ojca w jego własnym łóżku. Dwudziestoczteroletni wówczas Quinlan sam znalazł ciało. Koroner przy sekcji stwierdził, że najwidoczniej nieudane próby zaklęć powodujących ciężkie rany musiały być powtarzane, by pozbawić Jamesa Runcorna życia. Wtedy też odwrócił się od jedynego przyjaciela, z którym miał kontakt od czasów Hogwartu, gdy okazało się, że ten popiera promugolską politykę. Uznał dawnego kompana za zdrajcę i poświęcił szukaniu informacji o tym, kto odebrał mu rodzica. Wraz ze spadkiem przejął ojcowski interes, ale z racji tego że sklep podupadł po śmierci właściciela, Quin zostawił tę sprawę na później, mając nadzieję na przywrócenie kiedyś mu dawnej sławy. Poświęcał się też w międzyczasie sprawom Rycerzy Walpurgii jak i doskonaleniu w sztuce legilimencji. Podobało mu się to uczucie, gdy jego obiekt nie wiedział, co się działo. Miał wtedy nie tylko wiedzę na tym człowiekiem, ale również i władzę. Była to też umiejętność nie tylko dająca przewagę, ale też praktyczna. Nie zdarzało się to często, ale gdy trzeba było wydobyć jakieś informacje, Quin wiedział jak to zrobić. I lubił to robić.
Niektórzy sądzili, że po śmierci Jamesa Runcorn zaczął upadać i kierować się na skraj szaleństwa, zmieniając się w swój odwieczny autorytet - własnego ojca. Trudno było nie zauważyć zmiany, która nastała po tej tragedii, chociaż Quin odpychał każdego, kto w jakikolwiek kiedyś był mu bliski, dając się pochłonąć myśli o wymazaniu wszystkich szlam ze świata czarodziejów. Przez te wszystkie lata mężczyzna przebywał w rodzinnej Anglii. Dopiero na początku roku 1955 wyjechał na ponad rok, nie wyjawiając nikomu przyczyny. Wraz z kwietniem 1956 wrócił i zamierza walczyć o to w co wierzy i to w co wierzył jego ojciec.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 8 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 22 | +5 (różdżka) |
Czarna magia: | 5 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 4 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
język obcy: francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Zastraszanie | II | 10 |
Zielarstwo | I | 2 |
Kłamstwo | III | 25 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Ukrywanie się | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Silna wola | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | 0 | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
- | - | 0 |
Reszta: 2 |
Różdżka, 4PS, legilimencja
[bylobrzydkobedzieladnie]
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
Ostatnio zmieniony przez Quinlan Runcorn dnia 26.05.17 19:55, w całości zmieniany 11 razy
Witamy wśród Morsów
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +8 punktów zaklęć, +3 punkty OPCM, -640 PD
[29.08.17] Wsiąkiewka (kwiecień) +30PD, 1PB
[11.11.17] Zwrot za legilimencję, +100 PD
[29.11.17] Spotkanie Rycerzy, +5 PD