Masza Dolohov (Petya Bojczuk)
Nazwisko matki: Nieznane
Nazwisko ojca: Bojczuk
Miejsce zamieszkania: Londyn, Ulica Śmiertelnego Nokturnu
Czystość krwi: Półkrwi (chociaż Masza nie ma o tym pojęcia)
Status majątkowy: Uboga
Zawód: Złodziejka, handlarka i oszustka, a w międzyczasie żona oraz matka
Wzrost: 170cm
Waga: 59kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Orzechowe
Znaki szczególne: Blizny na ramionach oraz plecach spowodowane wypadkiem z przeszłości oraz pieprzyk na prawym policzku; blade, widoczne tylko w niektórych miejscach blizny po oparzeniach na tułowiu i nogach.
sztywną wykonaną z Sekwoji z włosem abraksana. 11 cali
Hufflepuff
Kot dachowiec
mojego męża i syna pod gruzami zawalonego budynku
tytoniem i powietrzem o poranku
siebie trzymającą wielki worek złotych monet
tym jak poprawnie wychować dziecko i ugotować obiad tak, aby nie przypalić
tej drużynie, której kibicuje mój mąż i syn. Kompletnie się na tym nie znam
Zajmuje się dzieckiem i martwię o pieniądze
muzyki spokojnej
Marine Deleeuw
Państwo Bojczuk nie byli bogatymi ludźmi. Z Europy zjechali do Anglii w poszukiwaniu lepszego życia i lepszej pracy. Oboje byli czarodziejami wywodzącymi się z rodzin o niezbyt czystej krwi, ale oni nie zwracali na to uwagi. Wynajęli małe mieszkanie w biedniejszej dzielnicy miasta, ale w takim miejscu, które głównie było zamieszkiwane przez czarodziei. Nie stać ich było na nic lepszego, i chociaż żyli skromnie, to obojgu udało się znaleźć pracę i wydać na świat małą Petye, która urodziła się w 1928 roku. Dziewczynka wychowywała się i dorastała w biedzie i chociaż im się nie przelewało, nie można powiedzieć, że miała źle. Rodzice zawsze dbali o to, aby jej niczego nie zabrakło i, mimo że była biednym dzieckiem, to była szczęśliwym dzieckiem. W wieku jedenastu lat, tak jak każde czarodziejskie dziecko, dostała zaproszenie do Szkoły Magii. Petya trafiła do Hogwartu, gdzie została przydzielona do Hufflepuffu. Nie była wybitnie zdolnym dzieckiem, wszystkie egzaminy przechodziła z mniejszymi bądź większymi problemami, ale zawsze udawało jej się zdać do następnej klasy. Wiedziała, że nie dane jest jej w przyszłości zająć żadnego większego stanowiska, pracować w Ministerstwie czy leczyć ludzi. Matka jej zawsze powtarzała, że w tym świecie, to ile masz pieniędzy i skąd pochodzisz warunkuje o całym swoim życiu. Nawet w szkole nie była nikim ważnym, czy popularnym; nie pełniła żadnych funkcji, nie brała udziału w klubie pojedynków, nie grała Quidditcha, nie śpiewała, nie chodziła na żadne dodatkowe zajęcia. Nic. Była po prostu Petyą. Oczywiście miała znajomych, jedną czy dwie przyjaciółki, kiedyś trafił się także chłopiec, z którym w siódmej klasie całowała się w lochach przed lekcją eliksirów. Nic jednak z tego nie wniknęło, to było tylko nastoletnie zauroczenie.
Hogwart ukończyła w 1946 roku, wróciła do domu i powoli zabierała się za to, aby znaleźć gdzieś w Czarodziejskim Londynie jakąś pracę i rozpocząć życie zwykłej czarownicy. Żyła by tak dalej, gdyby w 1947 nie brała udziału w wypadku, który całkowicie zmieniło jej świat. Zawalił się budynek, prawdopodobnie spowodowane było to dość dużym wybuchem kociołka podczas ważenia eliksiru przez mało wykwalifikowanego alchemika. Wybuch ten naruszył konstrukcję i tak już ledwo stojącego budynku, który runął na ziemię zabijając niemal wszystkich mieszkańców. Niemal, ponieważ tylko Petyi udało się przeżyć.
Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu, które nic mi nie przypominało. Ciało mnie bolało, ale mogłam ruszać każdą ze swoich kończyn. Wpatrywałam się w biały sufit mając całkowitą pustkę w głowie, nie myślałam o niczym, po prostu leżałam bezwiednie czekając aż coś się wydarzy. Nie wiem ile minęło czasu dopóki ktoś nie zauważył, że się ocknęłam. Nagle, wokół mnie, pojawiło się wielu mężczyzn w dziwnych ubraniach, którzy zaczęli wypytywać mnie czy ich słyszę, jak się czuję i czy wiem gdzie jestem. Szpital Świętego Munga. Na początku nie wiedziałam co to za miejsce. Wystraszyłam się strasznie, ponieważ po przebudzeniu wszystko co mnie otaczało było dla mnie całkowicie obce i dopiero gdy magomedycy zaczęli dokładnie tłumaczyć czym jest Mung, po jakimś czasie, zdałam sobie sprawę z tego, że wiem co to jest. Dalej zapytali mnie czy wiem jak się nazywam. Nie wiem. Łzy ciurkiem popłynęły mi po policzkach mocząc poduszkę, na której leżałam. Próbowałam sobie przypomnieć jak mam na imię, nazwisko, cokolwiek. Nie wiedziałam kim jestem, nie wiedziałam jak się nazywam ani co się stało. Powiedzieli mi, że w kamienicy, w której mieszkałam był wybuch, a cały budynek runął. Mi jedynej udało się przeżyć. Dali mi na imię Masza, ponieważ, gdy się budziłam, w zdania które nieświadomie wypowiadałam wplatałam rosyjskobrzmiące słowa. Prawdopodobnie nie było wśród tych magomedyków nikogo, kto mógłby mieć co do tego pewność, ale ja się z nimi zgodziłam, bo cóż mogłam zrobić. Tego dnia stałam się Maszą Klimlową. Stan mojego zdrowia nie wymagał hospitalizacji, ale przyjęli mnie na oddział magopsychiatrii, gdzie próbowali przywrócić mi pamięć. Bezskutecznie. Przypuszczali, że jej utrata związana była nie tyle z uderzeniem, co ogromnym stresem, który przeżyłam. Stwierdzili, że być może moja pamięć dotycząca mojej osoby kiedyś wróci, a być może już nigdy nie przypomnę sobie kim tak naprawdę byłam. Długo przygotowywali mnie do opuszczenia Munga, nie mogłam wyjść nie mając dachu nad głową. Nikt nie dał mi pieniędzy, ale w Mungu poznałam starszą panią, panią Roots, która znajdowała się na innym oddziale, a ja spotkałam ją w herbaciarni. Po usłyszeniu mojej historii zaproponowała mi, że weźmie mnie do swojego mieszkania, które znajdowało się w jednej z kamienic w dzielnicy portowej, pod warunkiem, że będę jej pomagać w sprawunkach, przynosić jakieś pieniądze. Zgodziłam się bez większego zastanowienia, przecież nie miałam nic do stracenia. Byłam w tym świecie nikim. Duchem bez wspomnień, bez własnego imienia czy nazwiska. Ta starsza pani była najlepszą rzeczą, jaka w tym momencie mogła mi się przytrafić.
Sprzątałam w "Parszywym pasażerze". Zdobycie tej pracy było śmiesznie łatwe, na szczęście do zwykłego mycia stołów nie wymagano jakiegoś doświadczenia, jednak sama praca tutaj nie była przyjemnością. Krzywe spojrzenia mężczyzn, klepanie po tyłku, próby zaciągnięcia za zaplecze, gdy mylili mnie z dziwkami krążącymi po sali - wszystko to było na porządku dziennym. Nie spotykałam tylko takich ludzi, nie raz udało mi się usłyszeć, gdy para czarodziei rozmawiała o transporcie śnieżki lub umawiali się, aby “dać nauczkę” temu, który ich oszukał i wydał magicznej policji. Włos jeżył się na głowie, nie chciałam mieć, w tamtym momencie, do czynienia z takimi ludźmi, ale potrzebowałam pieniędzy, więc znosiłam to wszystko z zaciśniętymi zębami. Odkładałam sobie z każdą wypłatą kilka knutów, aby móc spłacić dług u pani Roots, która po wyjściu z Munga pożyczyła mi pieniądze, abym mogła kupić swoją własną różdżkę. Gdy weszłam do Ollivandera od razu mnie przywitał, zwracając się do mnie tak, jakby znał mnie od dawna. Gdy zapytałam czy mnie już kiedyś widział - przytaknął, kupowałam u niego swoją pierwszą różdżkę. Nazywałam się Petya Bojczuk. Ale ani mojej matki, ani ojca nie znał, bo jak stwierdził, pamiętał każdą osobę, której sprzedał swoją różdżkę. Mimo że poznałam swoje imię i nazwisko, to miałam wrażenie, że absolutnie ono do mnie nie pasuje. Moje dawne życie się skończyło. Nie było już Petyi Bojczuk, została pogrzebana żywcem w zawalonym budynku i umarła wraz z moimi wspomnieniami z dawnego życia.
Nie pamiętam jak długo pracowałam w “Parszywym pasażerze”, miałam jednak ogromne szczęście, ponieważ ciągle udało mi się wychodzić cało ze wszystkich opresji. Ciągle udawało mi się uniknąć kontaktu z różnymi czarnoksiężnikami lub zwykłymi gwałcicielami. Do czasu. Siergiej pojawił się tam ponoć przypadkiem. Na początku nie zwróciłam na niego większej uwagi, zamówił alkohol, więc wzięłam go za kolejnego typa, który będzie próbował przyciągnąć mnie do siebie, gdy tylko przejdę obok. Na takiego przecież wyglądał. Był tylko klientem w karczmie, jego osoba absolutnie mnie nie interesowała, w końcu miałam własne problemy. Jak na przykład prawie dwumetrowy, umięśniony czarodziej, od którego czuć było Ognistą na kilometr. Czułam na sobie jego spojrzenia przez cały wieczór, dziwki w ogóle go nie interesowały, za to ja najwyraźniej tak. Zaszedł mnie od tyłu, gdy byłam na zapleczu. Właściciel tego miejsca dawał mu ciche przyzwolenie, opuszczając w tym momencie pomieszczenie - solidarność męskich narządów płciowych widocznie była silna. Pamiętam, że próbowałam krzyczeć, ale zaciskał mi dłoń na ustach. Próbowałam dosięgnąć różdżki, ale jedną dłonią skrępował mi oba nadgarstki. Wtedy wkroczył on, pijaczyna się nie spodziewał, więc najpierw został obezwładniony, a potem dotkliwie pobity. Ciągle pamiętam tę kałużę krwi wokół jego głowy. Siergiej bez słowa chwycił mnie za dłoń i wyprowadził, zabierając z przybytku. Pamiętam, że siedzieliśmy potem w Wywernie. Postawił przede mną szklankę z alkoholem, z której od razu wypiłam kilka łyków, momentalnie tego żałuję, bo piekący ból rozlał mi się po całym gardle, na co mężczyzna wybuchnął śmiechem, a ja, po chwili, razem z nim. Pamiętam, że zagrał mi tego dnia na bałałajce. To był piętnasty grudnia, data uznana, za dzień moich urodzin.
Siergiej lubił grać na bałałajce i śpiewać. Lubił też wino, popijawy i bijatyki w barach. Często wracał pijany i z sińcami pod oczami. Wściekałam się na niego zawsze, ale z nim to jak z grochem o ścianę - nie warto, bo jeszcze potrafił nieźle zlać. Kochałam go, chociaż długo zajęło mi przekonanie się do jego osoby. Codziennie do mnie przychodził, mówił, że jestem piękna i obiecywał, że kiedyś się ze mną ożeni. Niemal za każdym razem spotykał się z odmową. Uratował mnie, to fakt, a ja byłam mu bardzo wdzięczna, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić życia razem z nim. Aż w końcu zaczęłam wyglądać jego wizyt, uśmiechać się gdy prawił mi komplementy. Uległam mu.
Wprowadziłam się do niego niedługo po tym wydarzeniu, on był samotnym “królem Nokturnu”, jak to miał w zwyczaju się nazywać, a i mnie przydałoby się towarzystwo. Już niedługo na moim palcu pojawił się pierścionek zaręczynowy. Piękny i zapewne drogi, nie wiedziałam skąd go wziął, bo Siergiej nie posiadał zbyt dużej ilości pieniędzy. Był na tyle wartościowy, że bałam się nosić go poza murami naszego mieszkania. Ślub nastąpił na wakacje, gdy kwiaty pięknie pokryły polany pod Londynem. Tam też się udaliśmy, do przyjaciela Siergieja, gdzie miał odbyć się nasz ślub. Miejsce było piękne, dookoła zieleń, której tak brakowało pomiędzy starymi kamienicami na Nokturnie, można wręcz powiedzieć, że zakochałam się w tym miejscu. Całe dnie przesiadywałam w trawie ucząc się jak upleść wianek, który miał zdobić moją głowę podczas uroczystości. Może nie był idealny, ale dla mnie najpiękniejszy na świecie. Spodziewałam się raczej czegoś skromnego, tak skromnego jak moja sukienka, którą kupiłam u jednej z handlarek za parę sykli. Okazało się jednak, że uroczystość była niesamowicie huczna i odwiedziło nas mnóstwo gości. Jednakże pierwszym moim pytaniem, które zadałam mojemu narzeczonemu było “Za co my będziemy teraz żyć?” Alkohol, tańce i hulańce do białego rana, a potem noc poślubna. Bolesna, bo Siergiej, szanując moje zdanie, pozwolił mi zachować dziewictwo aż do ślubu. Nie wiem, czy to dokładnie w noc poślubną czy może później został poczęty Antonin. Ale już niedługo mieliśmy dowiedzieć się, że spodziewamy się dziecka.
W tym czasie Siergiej zaczął wprowadzać mnie w swój świat. Świat kradzieży, oszustw, przemytnictwa i handlowania nielegalnymi środkami. Przyuczał mnie do wykonywania pewnych czynności, jak wyciągnąć komuś niepostrzeżenie pieniądze, jak handlować, aby nie zostać przyłapaną. Chodziłam z nim gdy miał jakąś ciekawą robotę, która wymagała pomocy, nigdy jednak nie zabrał mnie, gdy miało być bardzo niebezpiecznie. Wszakże nosiłam pod sercem jego dziecko. A swój brzuch wykorzystywałam, aby okradać tych, którzy zechcieli mi pomóc. Mugole byli zdecydowanie najłatwiejsi, potem wystarczyło tylko wymienić ich monety w Banku Gringotta. Prosty łup.
Antonin urodził się po dziewięciu miesiącach. Takiego bólu jak przy porodzie jeszcze nigdy nie czułam, ale gdy tylko usłyszałam krzyk własnego dziecka, w dodatku chłopca i gdy pojawiła się uśmiechnięta twarz uradowanego męża, byłam bardzo szczęśliwa. W końcu miałam dom i rodzinę, w końcu już tak naprawdę nie byłam sama.
Sielanka trwała może z pół roku. Ja musiałam przestać pracować, aby zająć się opieką nad synem, a Siergiejowi nie specjalnie się powodziło. Brakowało nam jedzenia, chodziliśmy głodni, przez co mi brakowało mleka dla syna, a mój mąż każde zdobyte pieniądze najchętniej by przepijał. Wrócił pewnego wieczora całkowicie pijany, ja od poprzedniego dnia nic nie jadłam, a Antonin pół dnia darł się wniebogłosy - też był głodny. Zaczęliśmy się kłócić, krzyczałam do Siergieja, że jest kompletnie nieodpowiedzialny, znowu wrócił pijany, a my nawet na jedzenie nie mamy. Dzięki ci Merlinie, że Antonio leżał w łóżeczku. Uderzył mnie. Następnego dnia przepraszał mnie całując moje dłonie i obiecując, że to się więcej nie powtórzy. Uwierzyłam mu i wybaczyłam. Powtórzyło się, ale ja i tak za każdym razem mu wybaczałam. Przecież oprócz niego i mojego synka nie miałam nikogo innego.
Starałam się dbać o syna, myłam go dokładnie, zawsze za uszami, żeby nam wstydu w okolicy nie robił. Od buzi sobie odbierałam, aby dać jemu, by wyrósł na porządnego chłopca, a potem silnego mężczyznę i zapewnił swojej kobiecie lepszy byt, niż to, co mieliśmy teraz. Za jego wychowaniem stał Siergiej, nie wtrącałam się, gdy lał po tyłku mojego syna, chociaż serce krajało mi się słysząc jego płacz. Czasami był niezwykłym urwisem i wiedziałam, że potrzeba surowej ręki, aby go wychować. Dokładnie takiej, jaką otrzymywał mój mąż gdy był jeszcze dzieckiem. Ufałam mu i wierzyłam w to, co robi, chociaż potem pół dnia potrafiłam chodzić naburmuszona, że tak mocno go ukarał. Jednak i ja potrafiłam przełożyć go przez kolano gdy było trzeba, ale najczęściej po prostu straszyłam ojcem i wystarczyło. Gdy Antonin trochę podrósł mogłam wrócić do pracy, zajmowałam się najczęściej handlem tego, co przynosił Siergiej. Okradaliśmy mugoli i szlamy, wśród towarzystwa udawaliśmy, że jesteśmy czystokrwistymi czarodziejami. Znaczy Siergiej kłamał, ja mu tylko przytakiwałam. Robiłam w końcu to, co mi kazał. Nigdy jednak oficjalnie nie przyznałam się co do własnej krwi, nie miałam o niej żadnego pojęcia. Mogłam być nawet szlachcianką, nie robiło to na mnie większego wrażenia. Na Nokturnie twoja krew nie ma większego znaczenia.
Od mojego wypadku minęło już około dziewięć lat. Przez te dziewięć lat spotkałam na swojej drodze parę osób, które pomogły mi usystematyzować wiedzę na mój temat. Wiedziałam już, że byłam absolwentką Hogwartu, potocznie nazywana byłam Puchonem. Wiedziałam jak miałam na imię i nazwisko, które odrzuciłam przyjmując nowe. Wiedziałam, że moi rodzice pochodzili z ukrainy, ale jak się znaleźli w Anglii i dlaczego uczyłam się w Hogwarcie - do tego już nie dotarłam. Przez te dziewięć lat Siergiej nauczył mnie trochę podstaw języka rosyjskiego, moje wtrącenia, które uzdrowiciele wzięli jako rosyjski, tak naprawdę były językiem ukraińskim, co odkryłam dopiero po kilku latach. Miałam już sześcioletniego synka, męża, którego niezwykle kochałam i dbałam o niego, nawet wtedy, gdy zdarzało mu się mnie zbić. Byłam dobrą żoną. Powolutku zbliżały się też wakacje, rocznica naszych zaślubin, ale nie to zaprzątało moje myśli. Nawet nie pieniądze czy co by tu dać do jedzenia synkowi. Raczej to, że nie miałam okresu, a mój brzuch powoli się zaokrąglał. Byłam w ciąży.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 11 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 14 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 10 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 2 | Brak |
Zwinność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | ||
Język obcy: ukraiński | I | 1 |
Język obcy: rosyjski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zręczne ręce | III | 25 |
Ukrywanie się | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szczęście | I | 5 |
Mugoloznastwo | I | 5 |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (śpiew) | I | 0,5 |
Gotowanie | I | 0,5 |
Krawiectwo | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Reszta: 9,5 |
Różdżka, kot, wrzeszczące lustro, 14 pkt statystyk
[bylobrzydkobedzieladnie]
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Ostatnio zmieniony przez Masza Dolohov dnia 04.05.17 20:58, w całości zmieniany 17 razy
Witamy wśród Morsów
[02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[15.07.18] Wsiąkiewka (majoczerwiec): +2PB
[06.05.17] Zakup zaklęć ochronnych (Bubonem, Tenebris) -0 PD
[13.06.17] Aktualizacja postaci: +1 punkt OPCM, -40 PD
[10.08.17] Osiągnięcie (Ślepy los) +30PD
[03.12.17] Rozwój Postaci: Zakup psa -75PD
[03.12.17] Wsiąkiewka (kwiecień) +60PD; +2PB
[21.01.18] Odjęcie PD za listy wysłane pomimo braku sowy (do osiągnięcia Powieść epistolarna należy zgłosić 104 listy): -4 PD
[15.07.18] Wsiąkiewka (majoczerwiec): +60PD, +2PB