Sypialnia
AutorWiadomość
Pokój dzienny
Pokój ten mieści się na piętrze, a na poddaszu sypia Antonin. Sypialnia jego rodziców jest wyłożona obdrapaną, starą tapetą, na ścianach wiszą stare zdjęcia jego rodziny, w kilku zaś kredensach, które do siebie nie pasują, schowane są rzeczy Dolohovów. Małżeńskie łoże stoi pod oknem.
I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone
That I'm bad to the bone
Jego matka była bardzo przesądną kobietą, wciąż pamiętał to niezwykle dobrze. Cały czas pilnowała, czy jej torebka - jedyna skórzana torebka, którą ojciec zwinął pewnej bogatej damulce, Żanna traktowała ją jak artefakt - nie stoi na podłodze, bo podobno pieniądze wówczas z sakiewki uciekają. Jako dziecko wraz z braćmi ciągle strącał ją z wieszaka i leżała na podłodze dopóki nie zauważyła tego matka - a ponieważ wciąż brakowało im pieniędzy, winiła za to synów. Kiedy jej drogę przebiegł czarny kot, to szukała białego, aby odczynił zły urok. Jeśli dostała już kilka monet, zawsze na nie chuchała, co miało przyczynić się do ich rozmnożenia - nie mogło tego uczynić żadne zaklęcie, lecz w mniemaniu jakaś niewytłumaczalna siła, zwana fortuną, to już owszem. Wpadała w w ogromną wściekłość, gdy któryś synów rozsypał sól - nie dość, że w Związku Radzieckim w tamtych czasach sól była niezwykle drogą przyprawą, to ponadto rozsypana na podłogę podobnież zwiastowała w rodzinie niezgodę. Za wszelkie kłótnie i awantury, które wybuchały w ich domu winiła oczywiście tę sól, a nie butelkę wódki, którą umiłował sobie jej małżonek. Nie wracała się do domu, nawet gdy zapomniała różdżki. Nikomu nie pozwalała witać się, czy czegokolwiek podawać przez próg. Trzynastego dnia miesiąca wolała nie wychodzić z domu.
Siergiej zwykł sądzić, że przesądy i zabobony to domena kobiet, nie wierzył w większość, choć czasami tchnięty przeczuciem - postępował wobec ich zasad, został wszak wychowany na ruskiej wsi. Na swoich warunkach. Raz nawet kopnął czarnego kota. Był jednak mężczyzną przekonanym, że jest panem własnego losu, dlatego nie ukrywał się trzynastego dnia miesiąca i nie załamywał się przez rozsypaną na podłogę sól.
Trzynasty maja był wręcz cudownym dniem - żonie udało się nie przypalić jajecznicy o poranku, a ponadto, nie dość, że zwinął pękatą sakiewkę grubemu czarodziejowi na Pokątnej, to dobił pewnego targu, na którym wyjątkowo mu zależało. Mijał ruiny Wywerny pogwizdując i paląc papierosa. Przemierzał uliczki Nokturnu jak pan tego miejsca, z wysoko uniesioną brodą i uśmiechem na ustach - dziś był zadowolonym człowiekiem. Dobiegał zmierzch, doskonała więc pora na kieliszek pysznej wódeczki. Jego najmłodszy brat nie odmówi sobie tej przyjemności, nigdy tego nie robił - w tym względzie byli podobni jak dwie krople wody.
Uśmiech prędko jednak zrzedł mu z ust. Cofnął się o krok i skrył za rogiem najbliższego sklepu - obdrapanego i obskurnego jak cały Nokturn - obserwując uważnie scenę, która rozgrywała się nieopodal.
Jego żona, jego własna, osobista żona spacerowała z obcym mężczyzną - młodym i obiektywnie przystojnym mężczyzną, bez towarzystwa innej z kobiet. On uniósł dłoń do jej twarzy, co Dolohov natychmiast odebrał jako gest romantyczny - i natychmiast poczuł gniew. Gniew ogromny. Nikt nie miał prawa jej dotykać.
Miał ochotę ruszyć do przodu, wyciągnąć zza pazuchy różdżkę, zacisnąć dłoń w pięść i rozkwasić mu ten jego orli nos, lecz oprzytomniał - był to rzadki przypadek, lecz wciąż był trzeźwy. Czasami zemsta lepiej smakuje na zimno. Poza tym - pora była zbyt wczesna, a wokół za dużo ludzi. Nokturn Nokturnem, lecz lepiej było nie mieć świadków.
Zgasił papierosa butem. Naciągnął kaptur na głowę i przemknął szybko, niezauważalnie, znikając w kolejnej uliczce, która prowadziła do ich kamienicy, po drodze jeszcze zaopatrując się w butelkę wódki. Kroczył ciężko, oddychał szybko jak wściekły byk, idąc stratował jakąś staruchę, przewracając ją jednym ruchem ręki.
On jej jeszcze pokaże gdzie jej miejsce.
Nad Nokturnem zapadał zmierzch, jego śmierdzące uliczki otulała ciemność - w ich domu panowała cisza. Valerij gdzieś zniknął, Antonin spał u siebie, wykończony całodziennymi harcami. Ona powinna tu być. Powinna się zjawić zaraz po nim. Czyżby poszła z owym mężczyzną? Lepiej dla niej, by nie. Lepiej, by miała dobre wytłumaczenie.
Czekał na nią w zaciszu ich małżeńskiej sypialni, siedząc w wysłużonym, miękkim fotelu. Na nocnym stoliku stała opróżniona do połowy flaszka wódki, a on palił papierosa. Koszulę miał brudną i rozchełstaną, a przydługawe włosy związane rzemieniem - w innych okolicznościach mógłby się jej nawet teraz spodobać, lecz nie z tym gniewnym wyrazem, który spowijał jego twarz. Był wkurwiony. Mocno.
I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone
That I'm bad to the bone
Byłam z siebie naprawdę zadowolona. Spotkany mężczyzna okazał się podróżnikiem, który miał wielką wiedzę, miły wyraz twarzy i pełną sakiewkę przy boku. Poprosił mnie o pomoc, chciał trafić do pewnego miejsca na Nokturnie, a moja kobieca intuicja nie zawiodła mnie w ogóle - wpadłam mu w oko. Może myślał, że uda mu się mnie wyrwać, zabawimy się w pokoju w pubie, rozerwie się trochę. Nie wyprowadziłam go z błędu i grając prowadziłam o tam gdzie chciał, mówiłam co chciał i zachowywałam się tak, jak chciał, chociaż nie pozwoliłam mu na zbyt dużo. Ryzykowałam, oczywiście, ale pełna sakiewka sprawiała, że to ryzyko schodziło gdzieś na dalszy plan, a zysk i galeony widziałam przed oczami. Nie spodziewałam się, że Siergiej nas zauważy dlatego też nie przejmowałam się tym co robiłam. A szłam obok tego mężczyzny, blisko niego, zajmowałam jego uwagę, a ten moment który dostrzegł, gdy dotykałam jego twarzy był też momentem, gdy jego pieniądze opuściły właściciela i znalazły się w moim rękawie. Gdyby Siergiej poczekał chwile dłużej zauważyłby, że się odsunęłam i oddaliłam. Dotarliśmy bowiem na miejsce, do którego miałam tego podróżnika zaprowadzić, miałam na niego poczekać, tak mu obiecałam, a tak naprawdę zwiałam gdy tylko drzwi się za nim zamknęły. Śmiałam się w duchu widząc oczami wyobraźni jego zdziwioną twarz, gdy będzie chciał zapłacić.
Wróciłam do domu obładowana zakupami, za to co ukradłam udało mi się kupić zakupy chyba na cały tydzień, a jeszcze pół sakiewki zostało. Miało trafić w ręce mego męża, chciałam odnieść je do sypialni, by tam na niego czekały i nie trafiły w niepowołane miejsce. Otworzyłam drzwi wchodząc całkiem radosnym krokiem i przystanęłam w progu widząc Siergieja. Serce zabiło mi mocniej, siedział taki jakby nerwowy, miał związane włosy, pogniecioną i brudną koszulę, a obok niego stała wódka. W pokoju unosił się zapach papierosów. Nie lubiłam gdy palił w sypialni, jednak nie odważyłam się powiedzieć nic na ten temat. Zacisnęłam dłoń na woreczku, w którym znajdowały się złote, srebrne i miedziane monety, miałam wrażenie, że stało się coś niedobrego i nawet nie powiązałam tego ze swoją dzisiejszą zdobyczą i swoim zachowaniem.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwionym głosem.
Podeszłam bliżej, odkładając pieniądze na komodę w tak mało znaczącym geście, że mój mąż mógł nawet nie zwrócić uwagi na to, że cokolwiek przyniosłam. Serce miałam niemal w gardle bojąc się, że wydarzyło się coś strasznego. Coś z Antoninem?
- Coś z naszym synem? Coś mu się stało? - zapytałam zdenerwowana.
Im dłużej milczał, tym ja bardziej się denerwowałam. Moje szczęście związane ze zdobyczą, z dzisiejszym fartem i pełną lodówką zaraz gdzieś prysnęło. W tym momencie nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że ta jego złość skierowana będzie w moją osobę i spowodowana jest moim zachowaniem. Wydawało mi się to tak oczywiste, że jeśli robię coś takiego, to tylko dla jakiegoś zysku, że nie sądziłam, że Siergiej mógłby pomyśleć inaczej. Przecież go kochałam, nigdy nie zrobiłabym niczego przeciwko niemu. Dlatego też nie wpadłam na to, może być zły przeze mnie.
Wróciłam do domu obładowana zakupami, za to co ukradłam udało mi się kupić zakupy chyba na cały tydzień, a jeszcze pół sakiewki zostało. Miało trafić w ręce mego męża, chciałam odnieść je do sypialni, by tam na niego czekały i nie trafiły w niepowołane miejsce. Otworzyłam drzwi wchodząc całkiem radosnym krokiem i przystanęłam w progu widząc Siergieja. Serce zabiło mi mocniej, siedział taki jakby nerwowy, miał związane włosy, pogniecioną i brudną koszulę, a obok niego stała wódka. W pokoju unosił się zapach papierosów. Nie lubiłam gdy palił w sypialni, jednak nie odważyłam się powiedzieć nic na ten temat. Zacisnęłam dłoń na woreczku, w którym znajdowały się złote, srebrne i miedziane monety, miałam wrażenie, że stało się coś niedobrego i nawet nie powiązałam tego ze swoją dzisiejszą zdobyczą i swoim zachowaniem.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwionym głosem.
Podeszłam bliżej, odkładając pieniądze na komodę w tak mało znaczącym geście, że mój mąż mógł nawet nie zwrócić uwagi na to, że cokolwiek przyniosłam. Serce miałam niemal w gardle bojąc się, że wydarzyło się coś strasznego. Coś z Antoninem?
- Coś z naszym synem? Coś mu się stało? - zapytałam zdenerwowana.
Im dłużej milczał, tym ja bardziej się denerwowałam. Moje szczęście związane ze zdobyczą, z dzisiejszym fartem i pełną lodówką zaraz gdzieś prysnęło. W tym momencie nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że ta jego złość skierowana będzie w moją osobę i spowodowana jest moim zachowaniem. Wydawało mi się to tak oczywiste, że jeśli robię coś takiego, to tylko dla jakiegoś zysku, że nie sądziłam, że Siergiej mógłby pomyśleć inaczej. Przecież go kochałam, nigdy nie zrobiłabym niczego przeciwko niemu. Dlatego też nie wpadłam na to, może być zły przeze mnie.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zaczęło się od kilku kieliszków wódki, lecz to było dla niego za mało. Pił ją w tak dużych ilościach i na tyle często, by przestać nawet krzywić się, gdy płukał nią zęby. Wódka była jego drugą żoną i towarzyszyła mu w znoszeniu trudu i znoju dnia codziennego, lecz w chwilach takich jak ta - czyli mocnego wkurwienia i rozsierdzenia - musiał sięgać po znacznie cięższy arsenał. Życie go do tego zmuszało po prostu. Siergiej miał na tyle szczęścia w życiu, by być bratem alchemika, alchemika wybitnego, który także nie zapomniał o miejscu, skąd pochodzi i swym nazwisku. Dolohovowie mają krew w alkoholu, a nie alkohol we krwi. Valerij pędził alkohol tak mocny, że palił gardło żywym ogniem - i tego właśnie jego starszy brat tego wieczoru potrzebował.
Trwał w swym ulubionym fotelu, na którym niegdyś siadał ojciec, z fajką w ustach, rozważając wiele opcji kolejnego napadu, czy biznesu, wybierając z nich najkorzystniejszą. Pamiętał jak jako dziecko siadał obok tego fotela, przy ojcu i chciał, by mu opowiadał - o swoich interesach, o Durmstrangu, o niedźwiedziach, o tajemnicach, które kryła w sobie syberyjska tajga. Dolohov opróżnił kilka kieliszków bimbru, kilka kropli z ostatniego pociekło mu po brodzie, otarł ją wierzchem dłoni. Nie zamierzał się upić, a jedynie uspokoić skołatane nerwy.
Naprawdę nie lubił kłótni małżeńskich. Nie lubił podnosić na nią ręki, czynił to znacznie rzadziej, niż jego ojciec na matkę, czy jego kamraci z bandy, z prostej przyczyny - szczerze ją kochał. Na swój własny, niezwykle popieprzony sposób, ale kochał. Może była to jedynie karykatura uczucia, może on nie potrafił obdarzyć drugiej osoby uczuciem prawdziwym, lecz czym to było jeśli nie miłością? Pragnął Maszy jak żadnej innej kobiety na ziemi. Chciał widzieć na jej ustach czuły uśmiech, w spojrzeniu spokój o przyszłość swoją i Antonina, pragnął widzieć ją szczęśliwą. Minęło siedem lat ich małżeństwa, a pożądanie do niej wciąż nie gasło, nadal płonęło jak płomień pod gołym niebem letniej, bezwietrznej nocy.
Nie chciał jej karać, lecz czasami po prostu musiał. Zwłaszcza, gdy go do tego zmuszała. Rzadko, bo rzadko, była posłuszną i przykładną żoną, lecz nie mógł tolerować występków i krnąbrności, by nie pozwalała sobie na zbyt wiele i się nie rozbestwiła. Wychowany został nader staromodnie. A nie dość, że był szowinistą, to okrutnym zazdrośnikiem. Pragnął jej jak żadnej innej, a myśl o niej z innym wprawiała Dolohova w szał. Nie pozwoliłby na to. Nie pozwoliłby nikomu Maszy tknąć - ona należała wyłącznie do niego. Wsunął na jej palec obrączkę, przysięgła mu wierność i miłość małżeńską, zamierzał więc dopilnować, by słowa dotrzymała.
Był więc zły nie tylko dlatego, że pozwoliła na zbyt wielką poufałość w stosunku do innego mężczyzny, lecz także o to, że zmusiła go do tego, co miało za chwilę się stać.
-Nie masz mi nic do powiedzenia?
Lepiej sama się przyznaj.
Odstawił pusty kieliszek z hukiem na nocny stolik, wwiercając się w nią oskarżycielskim spojrzeniem. Nie zamierzał odpowiadać na pytanie o syna. Nie zasłużyła na ukojenie. Jeszcze nie.
Trwał w swym ulubionym fotelu, na którym niegdyś siadał ojciec, z fajką w ustach, rozważając wiele opcji kolejnego napadu, czy biznesu, wybierając z nich najkorzystniejszą. Pamiętał jak jako dziecko siadał obok tego fotela, przy ojcu i chciał, by mu opowiadał - o swoich interesach, o Durmstrangu, o niedźwiedziach, o tajemnicach, które kryła w sobie syberyjska tajga. Dolohov opróżnił kilka kieliszków bimbru, kilka kropli z ostatniego pociekło mu po brodzie, otarł ją wierzchem dłoni. Nie zamierzał się upić, a jedynie uspokoić skołatane nerwy.
Naprawdę nie lubił kłótni małżeńskich. Nie lubił podnosić na nią ręki, czynił to znacznie rzadziej, niż jego ojciec na matkę, czy jego kamraci z bandy, z prostej przyczyny - szczerze ją kochał. Na swój własny, niezwykle popieprzony sposób, ale kochał. Może była to jedynie karykatura uczucia, może on nie potrafił obdarzyć drugiej osoby uczuciem prawdziwym, lecz czym to było jeśli nie miłością? Pragnął Maszy jak żadnej innej kobiety na ziemi. Chciał widzieć na jej ustach czuły uśmiech, w spojrzeniu spokój o przyszłość swoją i Antonina, pragnął widzieć ją szczęśliwą. Minęło siedem lat ich małżeństwa, a pożądanie do niej wciąż nie gasło, nadal płonęło jak płomień pod gołym niebem letniej, bezwietrznej nocy.
Nie chciał jej karać, lecz czasami po prostu musiał. Zwłaszcza, gdy go do tego zmuszała. Rzadko, bo rzadko, była posłuszną i przykładną żoną, lecz nie mógł tolerować występków i krnąbrności, by nie pozwalała sobie na zbyt wiele i się nie rozbestwiła. Wychowany został nader staromodnie. A nie dość, że był szowinistą, to okrutnym zazdrośnikiem. Pragnął jej jak żadnej innej, a myśl o niej z innym wprawiała Dolohova w szał. Nie pozwoliłby na to. Nie pozwoliłby nikomu Maszy tknąć - ona należała wyłącznie do niego. Wsunął na jej palec obrączkę, przysięgła mu wierność i miłość małżeńską, zamierzał więc dopilnować, by słowa dotrzymała.
Był więc zły nie tylko dlatego, że pozwoliła na zbyt wielką poufałość w stosunku do innego mężczyzny, lecz także o to, że zmusiła go do tego, co miało za chwilę się stać.
-Nie masz mi nic do powiedzenia?
Lepiej sama się przyznaj.
Odstawił pusty kieliszek z hukiem na nocny stolik, wwiercając się w nią oskarżycielskim spojrzeniem. Nie zamierzał odpowiadać na pytanie o syna. Nie zasłużyła na ukojenie. Jeszcze nie.
I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone
That I'm bad to the bone
Zawsze starałam się być dobrą żoną odkąd tylko Siergiej wsunął na mój palec obrączkę. Prałam jego skarpetki, podawałam jedzenie, urodziłam mu syna. Nie narzekałam na nasze życie, że mieszkamy na Nokturnie, że pieniędzy często brakuje. Czasami zdarzało się nam pokłócić, wtedy gdy nie szło nam najlepiej, ale nigdy nie suszyłam mu głowy o byle co. Nie lubiłam gdy przepijał pieniądze i to nie raz już mu wygarnęłam, ale byłam posłuszna, pokorna i nigdy nie spojrzałam na żadnego mężczyznę tak, jak patrzyłam na niego. Kochałam go, był moim wybawcą i zawdzięczałam mu wszystko. Jakże mogłabym go zdradzić? Nie pomyślałam nawet, że mógłby pomyśleć o czymś tak okropnym. Dlatego też nie wpadłam na to, że może chodzić o moje dzisiejsze zachowanie, które podyktowane było tylko i wyłącznie zdobyciem pieniędzy. Obserwowałam go uważnie z widocznym strachem w oczach. Przenosiłam wzrok to na alkohol, który spoczywał na stoliku, to na kieliszek w jego ręce, to aż na niego samego i drżałam ze strachu, że coś się stało. Nie zachowywał się tak, jakby coś stało się naszemu synowi, co było moją pierwszą myślą. Nic zresztą dziwnego, ponieważ Antonin był dla mnie najważniejszy. Powiedziałabym nawet, że ważniejszy od Siergieja i mając do wyboru męża a syna, to matczyny instynkt nie pozwoliłby mi wybrać inaczej niż Antonina. Rozchyliłam lekko usta, dolna warga poruszała się niespokojnie a ja czułam, jak moje dłonie zaczynają się pocić. Zdenerwowałam się bardzo nie samym tym, że Siergiej jest zły. Był zły nie raz, czasami w dużo gorszym stanie. Ale nie znałam przyczyny jego złości i to bardzo mnie stresowało.
Cała podskoczyłam gdy z hukiem uderzył kieliszkiem o stolik. Łzy stanęły mi w oczach, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czując na sobie jego spojrzenie, mimo że nie poruszył się nawet o milimetr w moją stronę, to ja cofnęłam się o krok. Wpatrywałam w niego przez dłuższą chwilę milcząc, wiedziałam jednak, że im dłużej będę milczeć tym będzie gorzej. Przełknęłam ślinę. Zaczęłam intensywnie myśleć co mu powiedzieć. Jakiej informacji ode mnie oczekuje? Przecież dzisiejszego dnia nie robiłam nic, co mogłoby doprowadzić go do takiego stanu. Pracowałam, ale tym zajmowałam się przy każdej okazji, gdy tylko ją zwietrzyłam, byłam na zakupach, kupiłam mięso na obiad, powinien być przecież zadowolony.
- B-byłam w sklepie - jęknęłam z początku, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że z nerwów moje gardło nie chciało przepuścić żadnego dźwięku. - Byłam w sklepie, zrobiłam zakupy, bo pustki w kuchni. Antek chciał trochę słodyczy, kupiłam mu więc coś słodkiego. I trochę wełny, trzeba skarpetki pozszywać, przy tych anomaliach wszystko ręcznie muszę robić…
Nie wiem czy tego oczekiwał. Czy tymi słowami tylko go dodatkowo nie zdenerwowałam. Nie wytrzymałam jego spojrzenia, uciekłam wzrokiem w bok i gdybym mogła, to schowałabym się gdzieś. Uciekła do kuchni, jak najdalej, przyrządziła mu coś dobrego do jedzenia, by tylko udobruchać. Cokolwiek złego zrobiłam. Bo nie wiedziałam co.
- Siergiej - zaczęłam.
Głos mi zadrżał. Nie odważyłam się ponownie na niego spojrzeć. Utkwiłam wzrok w jego nogach, będę wiedzieć dzięki temu, czy wstaje i idzie w moją stronę czy nadal zachowuje bezpieczną odległość. Gdyby nie pił, to pewnie nie byłabym tak zestresowana. Dolohov mieli mocną głowę, potrzebowali sporo alkoholu, aby ich ścięło. Ale zdecydowanie mniej, aby emocje które w nich siedziały dodatkowo spotęgować. I sama nie raz się już o tym nie raz przekonałam.
- Siergiej, ja naprawdę nie rozumiem - kontynuowałam. - Przepraszam… ale ja nie wiem... Co się stało?
Powiedziałam prawdę i na potwierdzenie swoich słów nieśmiało uniosłam wzrok. Patrzyłam mu w oczy mówiąc te słowa, przecież nie skłamałabym mu prosto w twarz. Nie miałam tyle odwagi i za bardzo go kochałam, by tak go skrzywdzić.
Cała podskoczyłam gdy z hukiem uderzył kieliszkiem o stolik. Łzy stanęły mi w oczach, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czując na sobie jego spojrzenie, mimo że nie poruszył się nawet o milimetr w moją stronę, to ja cofnęłam się o krok. Wpatrywałam w niego przez dłuższą chwilę milcząc, wiedziałam jednak, że im dłużej będę milczeć tym będzie gorzej. Przełknęłam ślinę. Zaczęłam intensywnie myśleć co mu powiedzieć. Jakiej informacji ode mnie oczekuje? Przecież dzisiejszego dnia nie robiłam nic, co mogłoby doprowadzić go do takiego stanu. Pracowałam, ale tym zajmowałam się przy każdej okazji, gdy tylko ją zwietrzyłam, byłam na zakupach, kupiłam mięso na obiad, powinien być przecież zadowolony.
- B-byłam w sklepie - jęknęłam z początku, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że z nerwów moje gardło nie chciało przepuścić żadnego dźwięku. - Byłam w sklepie, zrobiłam zakupy, bo pustki w kuchni. Antek chciał trochę słodyczy, kupiłam mu więc coś słodkiego. I trochę wełny, trzeba skarpetki pozszywać, przy tych anomaliach wszystko ręcznie muszę robić…
Nie wiem czy tego oczekiwał. Czy tymi słowami tylko go dodatkowo nie zdenerwowałam. Nie wytrzymałam jego spojrzenia, uciekłam wzrokiem w bok i gdybym mogła, to schowałabym się gdzieś. Uciekła do kuchni, jak najdalej, przyrządziła mu coś dobrego do jedzenia, by tylko udobruchać. Cokolwiek złego zrobiłam. Bo nie wiedziałam co.
- Siergiej - zaczęłam.
Głos mi zadrżał. Nie odważyłam się ponownie na niego spojrzeć. Utkwiłam wzrok w jego nogach, będę wiedzieć dzięki temu, czy wstaje i idzie w moją stronę czy nadal zachowuje bezpieczną odległość. Gdyby nie pił, to pewnie nie byłabym tak zestresowana. Dolohov mieli mocną głowę, potrzebowali sporo alkoholu, aby ich ścięło. Ale zdecydowanie mniej, aby emocje które w nich siedziały dodatkowo spotęgować. I sama nie raz się już o tym nie raz przekonałam.
- Siergiej, ja naprawdę nie rozumiem - kontynuowałam. - Przepraszam… ale ja nie wiem... Co się stało?
Powiedziałam prawdę i na potwierdzenie swoich słów nieśmiało uniosłam wzrok. Patrzyłam mu w oczy mówiąc te słowa, przecież nie skłamałabym mu prosto w twarz. Nie miałam tyle odwagi i za bardzo go kochałam, by tak go skrzywdzić.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Najpewniej nie zdawała sobie z tego sprawy, bo przecież zdarzało mu się zapomnieć o urodzinach jej, Antonina, rocznicy ślubu, nawet rocznicy śmierci własnych rodziców, czasami szedł do sklepu po jedną rzecz i wracał z dziesięcioma oprócz tej jednej, bo wypadła mu z głowy, zapominał co jadł wczoraj na śniadanie, lecz wciąż doskonale pamiętał wieczór, w który się poznali. Był wtedy na cholernym kacu i chciał zaleczyć to klinem, byłby to uczynić bardzo prędko, gdyby nie ona. Od razu przyciągnęła jego spojrzenie, niczym magnes, nie pozwalając go od siebie oderwać - była taka piękna, tak niewinna, tak czysta. Nie przypuszczał wtedy, że mogłaby być dziewicą, spotkali się w spelunie, gdzie takich kobiet brakowało, lecz oto była - niczym śnieżny gołąb wśród brudnych kawek. Nie tylko Dolohov zwrócił tamtego wieczoru wówczas nań swą uwagę, pewien dżentelmen był zdecydowanie mniej subtelny w swych zalotach niż Siergiej - uratował ją od gwałtu. Niemalże zabił tamtego oblecha, aby nie pozwolić mu jej skrzywdzić. To, że zrobił to dlatego, że chciał jej dla siebie było zupełnie inną kwestią. Uratował ją i to się liczyło. Uratował nie tylko wtedy. Kiedy go poznała nie miała nic. Nazwiska, tożsamości, pieniędzy, dachu nad głową - wszystko jej to dał. Swoją miłość, nazwisko Dolohov, obrączkę, to kim była, dom i syna; wszystko, co teraz miała, zawdzięczała właśnie jemu. Nigdy tego nie wypominał, nie miał zwyczaju, nie chciał wzbudzać w niej niepotrzebnych wyrzutów sumienia, został nauczony, że mąż i żona to jedna dusza, jedno ciało, jednakże oczekiwał, by o tym pamiętała. By była wdzięczna, by była dla niego dobrą żoną i matką dla Antonina. Zazwyczaj się kamratom nie skarżył. No, może czasami, na jakość przyrządzanych przez nią potraw i kiedy za bardzo ględziła mu nad uchem, że za dużo pije, za długo spał, albo znowu nic nie robi. Nic wielkiego, ot zwykłe sprzeczki małżeństwie. W gruncie rzeczy był z nią szczęśliwy: dbała o niego i ich syna, poświęcała się rodzinie, zazwyczaj okazywała posłuszeństwo. A ponadto: minęło tyle lat, a ona wciąż była tak piękna. Ani jedna zmarszczka nie kalała oblicza, delikatnie muśniętego promieniami słonecznymi, sylwetkę wciąz miała smukłą, zgrabną, zachwycającą; ach i te sarnie spojrzenie! Tak łagodne, tak ciepłe, takie jakie winna mieć kobieta. Cieszył się, że Maszę ma. Bardzo.
Dlatego chciał ją miec wyłącznie dla siebie, a na mężczyzn innych niż jego bracia i przyjaciele, którym ufał, reagował nerwowo, przekonany, że jego ślubna jest po prostu kusząca. Któż nie chciałby takiej żony jak ona? Głupiec tylko.
Wstał z miejsca, nieśpiesznie się do niej zbliżając. Szczekę miał mocno zaściętą, rysy twarzy wyostrzyły się znacznie, świdrujące spojrzenie zmrużych oczu było utkwione w jej twarzy. Słuchał, choć w istocie wcale nie intereswało go, co miala do powiedzenia. Liczyło się tylko to, co widział. Musiał to odreagowac, nawet jeśli się mylił.
-Byłaś w sk;lepie. Sama? - spytał natarczywie, z mocą, wciąż zbliżając się do niej powoli, irytująco powli, świadomie i celowo wprawiając ją w większy strach; niech się boi, zasłużyła na to. Dzisiaj zasłużyła -Przepraszasz, ale nie wiesz za co, tak? - wycedził przez zaciśnięte zęby; nagle skoczył do niej jak drapieżnik, w jednym susie znalazł się przy Maszy, zaciskając silne dłonie na jej drobnych ramionach. Rzucił ją na ścianę, przygwoździł do niej, nie dbając, czy robi jej krzywdę; po nacisku palców na skórze z pewnością zostaną siniaki.
-Nie byłaś sama, kłamczucho, widziałem Cię - warczał dalej, a z ust pachnęło mu wódką i papierosami. [i]Och, Masza, czemu mi to robisz? Czemu mnie do tego zmuszasz? -Kim był ten facet? To Twój fagas? Masz kogoś na boku, kurwa? Odpowiadaj.
Dlatego chciał ją miec wyłącznie dla siebie, a na mężczyzn innych niż jego bracia i przyjaciele, którym ufał, reagował nerwowo, przekonany, że jego ślubna jest po prostu kusząca. Któż nie chciałby takiej żony jak ona? Głupiec tylko.
Wstał z miejsca, nieśpiesznie się do niej zbliżając. Szczekę miał mocno zaściętą, rysy twarzy wyostrzyły się znacznie, świdrujące spojrzenie zmrużych oczu było utkwione w jej twarzy. Słuchał, choć w istocie wcale nie intereswało go, co miala do powiedzenia. Liczyło się tylko to, co widział. Musiał to odreagowac, nawet jeśli się mylił.
-Byłaś w sk;lepie. Sama? - spytał natarczywie, z mocą, wciąż zbliżając się do niej powoli, irytująco powli, świadomie i celowo wprawiając ją w większy strach; niech się boi, zasłużyła na to. Dzisiaj zasłużyła -Przepraszasz, ale nie wiesz za co, tak? - wycedził przez zaciśnięte zęby; nagle skoczył do niej jak drapieżnik, w jednym susie znalazł się przy Maszy, zaciskając silne dłonie na jej drobnych ramionach. Rzucił ją na ścianę, przygwoździł do niej, nie dbając, czy robi jej krzywdę; po nacisku palców na skórze z pewnością zostaną siniaki.
-Nie byłaś sama, kłamczucho, widziałem Cię - warczał dalej, a z ust pachnęło mu wódką i papierosami. [i]Och, Masza, czemu mi to robisz? Czemu mnie do tego zmuszasz? -Kim był ten facet? To Twój fagas? Masz kogoś na boku, kurwa? Odpowiadaj.
I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone
That I'm bad to the bone
Zawsze byłam mu wdzięczna. Za nazwisko, za obrączkę, pieniądze, dach nad głową, za jego miłość, za naszego wspólnego syna i swoim zachowaniem chciałam tego dowieść. Robiłam co żądał, przynosiłam do domu pieniądze, prałam, sprzątałam, gotowałam, chociaż to ostatnie nie wychodziło mi najlepiej. Wychowałam nasze dziecko, urodziłam mu silnego syna, pierworodnego, to na czym mu bardzo zależało. Byłam posłuszna, marudziłam tylko wtedy gdy mu się należało, a gdy należało się mnie, to dzielnie znosiłam kary, zawsze przyjmując przeprosiny i zawsze mu wybaczając. Nigdy go nie zdradziłam, nigdy nie dałam mu powodu by tak myślał i naprawdę nie rozumiałam dlaczego jest tak bardzo zaborczy. Miał mnie zawsze i wszędzie, mógł mnie wziąć kiedy mu się podobało, byłam jego i nigdzie się nie wybierałam. Kochałam go. Dlaczego więc oskarżał mnie o to, że mam kogoś na boku? Byłam wystraszona gdy tak wstał i zaczął do mnie podchodzić. Ta zaciśnięta szczęka, napięte mięśnie i gniew w oczach, a ja nie zdawałam sobie sprawy z tego o co chodzi. Jaka byłam głupia! Mogłam od razu połączyć fakty, ale taka zadowolona z zarobionych pieniędzy kompletnie nie pomyślałam, że właśnie o to może chodzić. Mówiłam drżącym głosem nie świadoma tego, że tylko się pogrążam, a jego głos i pytanie które mi zadał, miałam wrażenie jakbym właśnie dotknęła plecami ściany i nie miała gdzie uciec. Chociaż tak naprawdę stałam w miejscu, to moja strefa komfortu z każdym krokiem mojego męża się zmniejszała, a ja czułam jakby coraz bardziej brakło powietrza w pomieszczeniu. Tak bardzo się bałam.
- Tak - jęknęłam. - Byłam sama w sklepie.
Nie mogłam mu przecież nie odpowiedzieć. Twardo stałam przy swojej wersji, mówiłam prawdę, nie powinnam się bać, a jednak drżałam, pobladłam i ręce miałam całe mokre ze stresu. Wzięłam głębszy wdech w tym samym momencie, w którym Siergiej do mnie podskoczył. Nawet nie byłam w stanie zareagować. Poczułam silny uścisk, mocno zacisnęłam oczy gdy uderzyłam plecami o ścianę i nie mogłam się ruszyć, mój mąż mocno dociskał mnie do ściany. Z mojego gardła wydobyło się tylko jedno krzyknięcie, połączenie bólu i zdziwienia.
- Nie! Nie mam! To boli - jęknęłam próbując wyswobodzić ramiona, po chwili jednak dałam spokój i przestałam się rzucać wiedząc, że mogę tylko pogorszyć sprawę. - To był podróżnik jakiś. Poprosił bym zaprowadziła go w jedno miejsce, mówił o jakiś interesach. Chciał bym na niego zaczekała, ale uciekam. Na Merlina, Siergiej, prawdę ci mówię!
Tym razem to ja uniosłam głos nie bacząc na to czy powinnam na niego w tym momencie krzyczeć, czy nie. Alkohol był wyczuwalny aż nadto, gdyby się tak nie upił, to nie zareagowałby tak ostro. Drżałam dalej, ale gdy wszystko już mi się rozjaśniło, to przynajmniej nie musiałam bać się o to, że to Antonin był powodem jego zachowania.
- Dlaczego nie podszedłeś do mnie od razu? Wszystko bym ci wyjaśniła, przez to, że tyle wypiłeś… to ten alkohol ci wszystko w głowie pomieszał!
Wiedziałam, że mówiłam prawdę i wiedziałam, że gdy tylko Siergiej wytrzeźwieje to sam zda sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie zrobił mi awanturę. Że niepotrzebnie uderzył mną o ścianę i tak mocno trzymał, siniaki będzie musiał oglądać jeszcze przez kilka dni.
- Na komodzie masz sakiewkę, myślisz, że skąd miałam dzisiaj na zakupy? Zwinęłam mu pieniądze, gdy odwracałam jego uwagę. Siergiej, przecież wiesz, że nigdy bym nie poszła do innego mężczyzny, to twoją kobietą jestem - dodałam już spokojniej.
Próbowałam go udobruchać. Uspokoić. Nie wiem ile widział, czy ten moment gdy zabierałam mu pieniądze? Czy tylko jak żegnaliśmy się i obiecałam, że na niego poczekam? Czy może sam początek, jak tylko szliśmy obok siebie i rozmawialiśmy? Rozmawiać z obcymi też mi nie wolno? Nawet jeśli, niech tylko powie słowo, to się więcej nie powtórzy. Przecież byłam posłuszną żoną, posłuchałabym go.
- Tak - jęknęłam. - Byłam sama w sklepie.
Nie mogłam mu przecież nie odpowiedzieć. Twardo stałam przy swojej wersji, mówiłam prawdę, nie powinnam się bać, a jednak drżałam, pobladłam i ręce miałam całe mokre ze stresu. Wzięłam głębszy wdech w tym samym momencie, w którym Siergiej do mnie podskoczył. Nawet nie byłam w stanie zareagować. Poczułam silny uścisk, mocno zacisnęłam oczy gdy uderzyłam plecami o ścianę i nie mogłam się ruszyć, mój mąż mocno dociskał mnie do ściany. Z mojego gardła wydobyło się tylko jedno krzyknięcie, połączenie bólu i zdziwienia.
- Nie! Nie mam! To boli - jęknęłam próbując wyswobodzić ramiona, po chwili jednak dałam spokój i przestałam się rzucać wiedząc, że mogę tylko pogorszyć sprawę. - To był podróżnik jakiś. Poprosił bym zaprowadziła go w jedno miejsce, mówił o jakiś interesach. Chciał bym na niego zaczekała, ale uciekam. Na Merlina, Siergiej, prawdę ci mówię!
Tym razem to ja uniosłam głos nie bacząc na to czy powinnam na niego w tym momencie krzyczeć, czy nie. Alkohol był wyczuwalny aż nadto, gdyby się tak nie upił, to nie zareagowałby tak ostro. Drżałam dalej, ale gdy wszystko już mi się rozjaśniło, to przynajmniej nie musiałam bać się o to, że to Antonin był powodem jego zachowania.
- Dlaczego nie podszedłeś do mnie od razu? Wszystko bym ci wyjaśniła, przez to, że tyle wypiłeś… to ten alkohol ci wszystko w głowie pomieszał!
Wiedziałam, że mówiłam prawdę i wiedziałam, że gdy tylko Siergiej wytrzeźwieje to sam zda sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie zrobił mi awanturę. Że niepotrzebnie uderzył mną o ścianę i tak mocno trzymał, siniaki będzie musiał oglądać jeszcze przez kilka dni.
- Na komodzie masz sakiewkę, myślisz, że skąd miałam dzisiaj na zakupy? Zwinęłam mu pieniądze, gdy odwracałam jego uwagę. Siergiej, przecież wiesz, że nigdy bym nie poszła do innego mężczyzny, to twoją kobietą jestem - dodałam już spokojniej.
Próbowałam go udobruchać. Uspokoić. Nie wiem ile widział, czy ten moment gdy zabierałam mu pieniądze? Czy tylko jak żegnaliśmy się i obiecałam, że na niego poczekam? Czy może sam początek, jak tylko szliśmy obok siebie i rozmawialiśmy? Rozmawiać z obcymi też mi nie wolno? Nawet jeśli, niech tylko powie słowo, to się więcej nie powtórzy. Przecież byłam posłuszną żoną, posłuchałabym go.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jego zaborcza zazdrość często kładła się cieniem na ich małżeństwie, była przyczyną najpoważniejszych sporów, częściej nawet niż alkohol, czy brak pieniędzy. Nie potrafil nad nią zapanować, nie potrafi jej poskromić. Niczym pasożyt wierciła mu w brzuchu dziurę, kiedy tylko myślał o Maszy w ramionach innego mężcyzny krew burzyła mu się w żyłach. A jej widok z innym, nawet pogrążonej w zwyczajnej rozmowie, działal nań niczym płachta na byka. Nic nie potrafił na to poradzić - kochał ją mocno, kochał jak wariat, być może dlatego ta zazdrosć była aż tak silna i jadowita, a że człowiekiem był nader gwałtownym, emocjonalnym i wybuchowym - nie ptrafił nad sobą panować w chwili gniewu. Pragnął Maszy wyłącznie dla siebie i czasami po prostu wpadał w paranoję. Zwyczajnie mu odbijało, tak jak tego popołudnia.
Alkohol w niczym mu nie pomagał, choć tak mu się zdawało. Pił, by ukoić nerwy, ignorując fakt, ze po wódce wcale spokojniejszy się nie robi. Nigdy prawie. Procenty wyzwalały w nim kolejne pokłady agresji, były niczym zły duch na jego ramieniu, skłaniający do czynów złych i jeszcze gorszych, zmuszał do podnoszenia ręki na tych, których kochał i krzywdzenia ich. Nie potrafił jednak nie pić, bo jak to tak - Rosjanin bez wódki, to jak czarodziej bez różdżki. Flaszka była mu niczym druga żona. Niestety.
Krzyknęła, najpewniej z bólu, a zaraz utwierdziła go w przekonaniu, że sprawia jej ból i choć przez kilka pierwszych sekund jeszcze mocniej wzmocnił uścisk, wciąż mocno zaciskając zęby, poluźnił go zaraz - była przecież taka delikatna, tak krucha, tak chuda i drobna. Mógłby ją połamać, jeśli by zechciał - ale przecież tak naprawdę tego nie pragnął. Chciał dla niej dobrze, jedynie czasami nie potrafił tego okazać jak człowiek.
-Nie krzycz na mnie - warknął, choć nie puścił jej ramion, nie pozwolił odejść, nie odsunął się ani na milimetr. Sam na nią krzyczał, lecz niczym rasowy hipokryta i żonobijca nie miał zamiaru pozwolić, by to samo robiła ona. To do niego należała w tym domu władza.
-Nie chciałem przeszkadzać Ci w romantycznej schadzce - syknął jadowicie, świdrując ją wściekłym spojrzeniem.
Masza mówiła spokojnie i do rzeczy, jej historia nie miała luk i każdy normalny mąż dałby jej wiarę - lecz Siergiej mężem normalnym nie był, a w dodatku wypił dużo. Bardzo dużo. W końcu puścił ramiona Maszy, pod wpływem zapewnienia, że należy do niego, jednakże wyraz twarzy wciąż nie złagodniał. Szczęki pozostały zaciśnięte, bo on widział jedną lukę. Jeden szczegół.
-Za długo Cię po tej rozmowie nie było - warknął znów, domagając się wyjaśnień, czemu tyle jej zeszło z tym podróżnikiem.
Alkohol w niczym mu nie pomagał, choć tak mu się zdawało. Pił, by ukoić nerwy, ignorując fakt, ze po wódce wcale spokojniejszy się nie robi. Nigdy prawie. Procenty wyzwalały w nim kolejne pokłady agresji, były niczym zły duch na jego ramieniu, skłaniający do czynów złych i jeszcze gorszych, zmuszał do podnoszenia ręki na tych, których kochał i krzywdzenia ich. Nie potrafił jednak nie pić, bo jak to tak - Rosjanin bez wódki, to jak czarodziej bez różdżki. Flaszka była mu niczym druga żona. Niestety.
Krzyknęła, najpewniej z bólu, a zaraz utwierdziła go w przekonaniu, że sprawia jej ból i choć przez kilka pierwszych sekund jeszcze mocniej wzmocnił uścisk, wciąż mocno zaciskając zęby, poluźnił go zaraz - była przecież taka delikatna, tak krucha, tak chuda i drobna. Mógłby ją połamać, jeśli by zechciał - ale przecież tak naprawdę tego nie pragnął. Chciał dla niej dobrze, jedynie czasami nie potrafił tego okazać jak człowiek.
-Nie krzycz na mnie - warknął, choć nie puścił jej ramion, nie pozwolił odejść, nie odsunął się ani na milimetr. Sam na nią krzyczał, lecz niczym rasowy hipokryta i żonobijca nie miał zamiaru pozwolić, by to samo robiła ona. To do niego należała w tym domu władza.
-Nie chciałem przeszkadzać Ci w romantycznej schadzce - syknął jadowicie, świdrując ją wściekłym spojrzeniem.
Masza mówiła spokojnie i do rzeczy, jej historia nie miała luk i każdy normalny mąż dałby jej wiarę - lecz Siergiej mężem normalnym nie był, a w dodatku wypił dużo. Bardzo dużo. W końcu puścił ramiona Maszy, pod wpływem zapewnienia, że należy do niego, jednakże wyraz twarzy wciąż nie złagodniał. Szczęki pozostały zaciśnięte, bo on widział jedną lukę. Jeden szczegół.
-Za długo Cię po tej rozmowie nie było - warknął znów, domagając się wyjaśnień, czemu tyle jej zeszło z tym podróżnikiem.
I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone
That I'm bad to the bone
Gdybym powiedziała, że się nie bałam, to skłamałabym. W takich momentach czułam strach, bałam się, że na krzykach i oskarżeniach się nie skończy, mimo że Siergiej nie często dawał mi powód do takich obaw. Nie pamiętałam kiedy uderzył mnie po raz ostatni, ale nawet silnie zaciśnięte palce na moich wątłych ramionach sprawiały mi ogromny ból. Wiedziałam do kogo należy władza, zawsze byłam mu podporządkowana i musiał naprawdę mnie zdenerwować, abym próbowała wejść w jego kompetencje. Ale także i wtedy nigdy przecież nie nadwyrężyłam jego cierpliwości oddając mu jego władzę gdy tylko się o nią upomniał. Także i teraz słysząc warknięcie, a w nim ostrzeżenie, potulnie spuściłam wzrok. Nie przeprosiłam jednak, bo sam prosił się o to gdy oskarżał mnie o coś, czego nie zrobiłam. Moje słowa musiały się jednak przebić przez gruby alkoholowy mur, bo po chwili uścisk na ramionach zelżał. Gdybym mogła roztarła bym obolałą skórę, ale nadal mnie trzymał i najwyraźniej nie spieszyło mu się do tego, aby mnie puścić. Odpowiadałam na wszystkie jego pytania spokojne, z sensem starałam się mu wyjaśnić całą sytuację i wierzyłam w jego rozum, że zaraz zrozumie i się opanuje. Przecież nie zrobiłam nic złego, nie zasłużyłam sobie na takie traktowane ani na żadną karę, która mogłaby mnie spotkać gdybym naprawdę zawiniła. Wiedziałam jak bardzo Siergiej mnie kocha, wiedziałam dlaczego to robi i, wbrew pozorom, nie miałam do niego żalu. Ja również go kochałam i nie wyobrażałam sobie, że miałabym umyślnie zrobić coś przeciwko niemu.
- Romantycznej schadzce? Co ty za głupoty pleciesz - jęknęłam zrezygnowana.
Już się bałam, że utkwiło mu to tak w głowie, że nie będzie w stanie zmienić swojego wyobrażenia o tym co zaszło. Ale czy go kiedykolwiek okłamałam, czy miał powody aby mi nie wierzyć? Z tego co ja wiedziałam, to nie. I to zdecydowanie nie. Byłam więc cierpliwa czekając, aż zrozumie. Aż to wszystko w końcu wyda mu się logiczne. To przez ten alkohol tak wolno przetwarzał moje słowa, jestem pewna, że gdyby tyle nie wypił, to już dawno zrozumiałby, że nic przed nim nie ukrywam. Na kolejne oskarżycielskie stwierdzenie westchnęłam jedynie starając się zebrać siły, aby ponownie, w miarę spokojnym głosem, wyjaśnić mu to, co było dla niego wątpliwe.
- Mówiłam ci, że byłam zrobić zakupy. Jeśli moje słowo ci nie wystarczy, to w kuchni są pakunki, a ja komodzie masz sakiewkę z monetami - to powinno mu wystarczyć, chwila myślenia i zda sobie sprawę, że faktycznie takich zakupów nie da się zrobić w parę minut. - Obeszłam kilka sklepów, kupiłam więcej jedzenia, kupiłam coś słodkiego dla naszego syna. Idź i zobacz, jeśli mi nie wierzysz.
Wiedziałam jednak, że się nie ruszy. Nie pójdzie sprawdzić, bo jeśli by to zrobił, to pokazałby jak bardzo mi nie ufa. A dla mnie byłoby to jak najsilniejsze uderzenie w policzek jakie mógłby mi wymierzyć. I nie wiem czy byłabym w stanie się po tym podnieść. Spojrzałam na niego zmartwiona tą całą sytuacją, było mi naprawdę przykro, że do czegoś takiego doszło.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam dać ci nawet najmniejszego powodu, byś mógł pomyśleć o takim okropieństwie - dodałam z pokorą w głowie. - Tak bardzo cię kocham, przecież wiesz.
Teraz już tylko chciałam, aby mnie pocałował i przytulił i abyśmy oboje mogli zapomnieć o tej przykrej sytuacji. To znaczy Siergiej miał zapomnieć, mi jeszcze przez parę dni miały przypominać siniaki na ramionach. Jego silne dłonie bez większego wysiłku mogły uszkodzić moje słabe ciało, nie chciałam sobie nawet nigdy wyobrażać co by było, gdyby naprawdę chciał mnie skrzywdzić.
- Przytulisz mnie? - zapytałam jeszcze cicho licząc na to, że to już całkowicie zażegna nasz mały dzisiejszy spór.
- Romantycznej schadzce? Co ty za głupoty pleciesz - jęknęłam zrezygnowana.
Już się bałam, że utkwiło mu to tak w głowie, że nie będzie w stanie zmienić swojego wyobrażenia o tym co zaszło. Ale czy go kiedykolwiek okłamałam, czy miał powody aby mi nie wierzyć? Z tego co ja wiedziałam, to nie. I to zdecydowanie nie. Byłam więc cierpliwa czekając, aż zrozumie. Aż to wszystko w końcu wyda mu się logiczne. To przez ten alkohol tak wolno przetwarzał moje słowa, jestem pewna, że gdyby tyle nie wypił, to już dawno zrozumiałby, że nic przed nim nie ukrywam. Na kolejne oskarżycielskie stwierdzenie westchnęłam jedynie starając się zebrać siły, aby ponownie, w miarę spokojnym głosem, wyjaśnić mu to, co było dla niego wątpliwe.
- Mówiłam ci, że byłam zrobić zakupy. Jeśli moje słowo ci nie wystarczy, to w kuchni są pakunki, a ja komodzie masz sakiewkę z monetami - to powinno mu wystarczyć, chwila myślenia i zda sobie sprawę, że faktycznie takich zakupów nie da się zrobić w parę minut. - Obeszłam kilka sklepów, kupiłam więcej jedzenia, kupiłam coś słodkiego dla naszego syna. Idź i zobacz, jeśli mi nie wierzysz.
Wiedziałam jednak, że się nie ruszy. Nie pójdzie sprawdzić, bo jeśli by to zrobił, to pokazałby jak bardzo mi nie ufa. A dla mnie byłoby to jak najsilniejsze uderzenie w policzek jakie mógłby mi wymierzyć. I nie wiem czy byłabym w stanie się po tym podnieść. Spojrzałam na niego zmartwiona tą całą sytuacją, było mi naprawdę przykro, że do czegoś takiego doszło.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam dać ci nawet najmniejszego powodu, byś mógł pomyśleć o takim okropieństwie - dodałam z pokorą w głowie. - Tak bardzo cię kocham, przecież wiesz.
Teraz już tylko chciałam, aby mnie pocałował i przytulił i abyśmy oboje mogli zapomnieć o tej przykrej sytuacji. To znaczy Siergiej miał zapomnieć, mi jeszcze przez parę dni miały przypominać siniaki na ramionach. Jego silne dłonie bez większego wysiłku mogły uszkodzić moje słabe ciało, nie chciałam sobie nawet nigdy wyobrażać co by było, gdyby naprawdę chciał mnie skrzywdzić.
- Przytulisz mnie? - zapytałam jeszcze cicho licząc na to, że to już całkowicie zażegna nasz mały dzisiejszy spór.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gwałtowność i skłonność do wybuchów były nieodłączną częścią jego charakteru. Gniew wpisano w jego charakter odkąd tylko się narodził. Najpewniej miał to po swoim ojcu, on po dziadku, dziadek po swoim ojcu... I tak wkoło. Na przestrzeni dziesiątek lat wśród Dolohovów rodziło się mnóstwo awanturników, takich jak Siergiej. Tacy już byli - wściekli, skłonni do bitki, impulsywni. Osądzali za szybko. Nie analizowali argumentów za i przeciw. Coś im się ubzdurało i wstępowała w nich furia. Tak jak dzisiaj, kiedy kilka sekund zdołało wyprowadzić go z równowagi aż tak.
Bywał głupi, niewątpliwie.
Wyrwał z kontekstu scenę, sam błędnie dopowiedział sobie resztę, a raczej - zrobiła to niego chora z zazdrości wyobraźnia. Rozsądny człowiek podszedłby wtedy do nich i wyjaśnił sytuację. Racjonalny rozum podpowiedziałby zabranie żony do domu, wtedy byłoby po kłopocie. Siergiej Dolohov nie miał jednak kropli oleju w tym swoim włochatym łbie, odrobiny rozumu nie miał za grosz, zrobił więc wszystko nie tak. Wściekł się, osądził, upił, wybuchł. Alkohol jedynie wszystko pogorszył.
Słuchał jej uważnie, świdrując Maszę przenikliwym, choć wyraźnie nietrzeźwym, spojrzeniem. Długo milczał, analizując te wytłumaczenia, lecz cóż - wszystko układało się w zgodną całość. Twarz Dolohova złagodniała, mięśnie przestały być tak napięte, odetchnął w końcu głęboko. Nie wyszedł, by sprawdzić, czy słowa żony były prawdą. Widział to w jej oczach. Nie potrafiłaby go przecież okłamać. Wierzył w jej uczucie. W ich uczucie, miłość, która wbrew wszystkiemu ich połączyła. Zaufanie w małżeństwie to przecież podstawa, czyż nie?
-Dobrze, już dobrze - burknął, z zadowoleniem przyjmując jej pełen pokory ton.
Za to również Maszę kochał - potrafiła go ugłaskać, udobruchać, uspokoić. Wiedziała, co powinna powiedzieć, kiedy spuścić pokornie spojrzenie, kiedy i jak go dotknąć.
Była po prostu doskonała.
Zbliżył się znów do żony, bez zawahania oparł się swoim czołem o jej czoło, nie dbając, że najpewniej czuje doskonale teraz smród wódki z jego ust.
-Po prostu tak bardzo Cię kocham - powtórzył jej słowa, lecz były przecież prawdą -że szaleję na samą myśl, że... szaleję z zazdrości o Ciebie - dokończył cicho. W końcu wyciągnął ramiona, pewnym gestem zamknął w nich drobne ciało Maszy, przygarniając ją do siebie i składając na bladym czole pełen czułości, przelotny pocałunek.
Bywał głupi, niewątpliwie.
Wyrwał z kontekstu scenę, sam błędnie dopowiedział sobie resztę, a raczej - zrobiła to niego chora z zazdrości wyobraźnia. Rozsądny człowiek podszedłby wtedy do nich i wyjaśnił sytuację. Racjonalny rozum podpowiedziałby zabranie żony do domu, wtedy byłoby po kłopocie. Siergiej Dolohov nie miał jednak kropli oleju w tym swoim włochatym łbie, odrobiny rozumu nie miał za grosz, zrobił więc wszystko nie tak. Wściekł się, osądził, upił, wybuchł. Alkohol jedynie wszystko pogorszył.
Słuchał jej uważnie, świdrując Maszę przenikliwym, choć wyraźnie nietrzeźwym, spojrzeniem. Długo milczał, analizując te wytłumaczenia, lecz cóż - wszystko układało się w zgodną całość. Twarz Dolohova złagodniała, mięśnie przestały być tak napięte, odetchnął w końcu głęboko. Nie wyszedł, by sprawdzić, czy słowa żony były prawdą. Widział to w jej oczach. Nie potrafiłaby go przecież okłamać. Wierzył w jej uczucie. W ich uczucie, miłość, która wbrew wszystkiemu ich połączyła. Zaufanie w małżeństwie to przecież podstawa, czyż nie?
-Dobrze, już dobrze - burknął, z zadowoleniem przyjmując jej pełen pokory ton.
Za to również Maszę kochał - potrafiła go ugłaskać, udobruchać, uspokoić. Wiedziała, co powinna powiedzieć, kiedy spuścić pokornie spojrzenie, kiedy i jak go dotknąć.
Była po prostu doskonała.
Zbliżył się znów do żony, bez zawahania oparł się swoim czołem o jej czoło, nie dbając, że najpewniej czuje doskonale teraz smród wódki z jego ust.
-Po prostu tak bardzo Cię kocham - powtórzył jej słowa, lecz były przecież prawdą -że szaleję na samą myśl, że... szaleję z zazdrości o Ciebie - dokończył cicho. W końcu wyciągnął ramiona, pewnym gestem zamknął w nich drobne ciało Maszy, przygarniając ją do siebie i składając na bladym czole pełen czułości, przelotny pocałunek.
I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone
That I'm bad to the bone
Przy Siergieju należało pochylić głowę, pokornie przeprosić i była spora szansa na to, że jego zły nastrój spowodowany nieodpowiednią sceną zniknie jak pęknięta bańka mydlana. To nie tak, że nie widziałam w swoim zachowaniu żadnej swojej winy. Widząc jego gniew, nawet jeśli był bezpodstawny, to często miałam wrażenie, że ma w tym swoją rację. Na szczęście na groźbach, uniesionym głosie i zaczerwienionych ramionach się skończyło. Po tylu latach z moim mężem potrafiłam podejść go tak, że przestawał się na mnie gniewać. Nigdy nie chciałam by się na mnie złościł, kochałam go przecież i nie robiłam nic, aby go zdenerwować. Nawet w momencie, gdy przylegając do jego ciała czułam odór papierosów, alkoholu i spoconego ciała. Kochałam go takim jakim był i nie potrafiłabym zamienić go na nikogo innego. Połączyła nas ogromna miłość, zobowiązywała mnie także wdzięczność za wszystko co posiadałam i troska o naszego synka - bez Siergieja nie potrafiłabym sobie z jego wychowaniem. Zakładając, że odchodząc mogłabym zabrać go ze sobą. Bo i ta kwestia była bardzo ważna.
Nie tylko Siergiej szalał z zazdrości za mną. Ja również nie potrafiłam znieść myśli, że on mógłby iść do obcej kobiety, dotykać ją, całować jak mnie i szeptać komplementy do ucha. Dlatego chciałam żyć w błogiej nadziei, że nic takiego się nie dzieje, a mój mąż jest mi wierny, chociaż realia tego świata były mi znane i patrząc na to jak mężczyły się inne czarodziejki ze swoimi mężami mogłam mieć pewne wątpliwości. Wierzyłam jednak w Siergieja, ufałam mu, kochałam go i byłam w stanie dużo, naprawdę dużo mu wybaczyć. Zdecydowanie więcej niż on byłby w stanie wybaczyć mi.
- Ja ciebie też bardzo kocham - odparłam na jego słowa.
Wiedziałam o jego zaborczości, o tym jak bardzo był o mnie zazdrosny i niestety nie mogłam nic na to poradzić. Jedynie się temu podporządkować, zaakceptować co przecież i tak zrobiłam już wiele lat temu. Jednak mimo tego wszystkiego i tak, gdy dochodziło do takiej sytuacji, to bolało. Nie to, jak przyciskał mnie do ściany, ale fakt jak mało miał do mnie w niektórych kwestiach zaufania. Bo gdyby mnie nim darzył, to czy byłby aż tak zazdrosny? Nie wiem.
Gdy mnie puścił uśmiechnęłam się do niego. Było już wszystko dobrze. Uniosłam dłoń, pogłaskałam go po policzku czule, tak jakby nic się nie stało. Należało przejść teraz do porządku dziennego z tą całą sytuacją i zapomnieć, bo nie było sensu tego znowu poruszać. Sięgnęłam w stronę komody gdzie zostawiłam sakiewkę z resztą pieniędzy i podałam ją mężowi. Należały do niego. Tak jak wszystko i wszyscy w tym domu. Chociaż miałam dziwne wrażenie, że już więcej tych monet nie zobaczę, to byłam póki co spokojna wiedząc, że zapasy w kuchni zostały uzupełnione i chociaż na jakiś czas bez problemu będzie nam starczyć.
- Na pewno jesteś głodny - zauważyłam.
Chociaż powinien się teraz położyć i przeczekać aż alkohol wyparuje z jego organizmu tak wiedziałam, że jeszcze lepiej zadziała na niego kawałek dobrze przygotowanego mięsa. Mięso zawsze działało na mężczyzn uspokajająco, nie wiem co w tym było, ale nie wnikałam do momentu, kiedy się sprawdzało. Stanęłam na palcach by jeszcze raz pocałować Siergieja w usta i odsunęłam się w stronę drzwi.
- Przygotuję ci obiad, powiedz mi tylko na co masz ochotę - zaproponowałam kierując się w stronę wyjścia.
Od Siergieja zależało czy pójdzie za mną i poczeka na dobry, miałam nadzieję, obiad w kuchni, wróci do picia czy pójdzie spać. Wiedziałam jednak, że dzisiejszego dnia już nasz naszymi głowami nie wisi żadna ciemna chmura i za rogiem nie czeka na nas kolejna awantura.
zt oboje
Nie tylko Siergiej szalał z zazdrości za mną. Ja również nie potrafiłam znieść myśli, że on mógłby iść do obcej kobiety, dotykać ją, całować jak mnie i szeptać komplementy do ucha. Dlatego chciałam żyć w błogiej nadziei, że nic takiego się nie dzieje, a mój mąż jest mi wierny, chociaż realia tego świata były mi znane i patrząc na to jak mężczyły się inne czarodziejki ze swoimi mężami mogłam mieć pewne wątpliwości. Wierzyłam jednak w Siergieja, ufałam mu, kochałam go i byłam w stanie dużo, naprawdę dużo mu wybaczyć. Zdecydowanie więcej niż on byłby w stanie wybaczyć mi.
- Ja ciebie też bardzo kocham - odparłam na jego słowa.
Wiedziałam o jego zaborczości, o tym jak bardzo był o mnie zazdrosny i niestety nie mogłam nic na to poradzić. Jedynie się temu podporządkować, zaakceptować co przecież i tak zrobiłam już wiele lat temu. Jednak mimo tego wszystkiego i tak, gdy dochodziło do takiej sytuacji, to bolało. Nie to, jak przyciskał mnie do ściany, ale fakt jak mało miał do mnie w niektórych kwestiach zaufania. Bo gdyby mnie nim darzył, to czy byłby aż tak zazdrosny? Nie wiem.
Gdy mnie puścił uśmiechnęłam się do niego. Było już wszystko dobrze. Uniosłam dłoń, pogłaskałam go po policzku czule, tak jakby nic się nie stało. Należało przejść teraz do porządku dziennego z tą całą sytuacją i zapomnieć, bo nie było sensu tego znowu poruszać. Sięgnęłam w stronę komody gdzie zostawiłam sakiewkę z resztą pieniędzy i podałam ją mężowi. Należały do niego. Tak jak wszystko i wszyscy w tym domu. Chociaż miałam dziwne wrażenie, że już więcej tych monet nie zobaczę, to byłam póki co spokojna wiedząc, że zapasy w kuchni zostały uzupełnione i chociaż na jakiś czas bez problemu będzie nam starczyć.
- Na pewno jesteś głodny - zauważyłam.
Chociaż powinien się teraz położyć i przeczekać aż alkohol wyparuje z jego organizmu tak wiedziałam, że jeszcze lepiej zadziała na niego kawałek dobrze przygotowanego mięsa. Mięso zawsze działało na mężczyzn uspokajająco, nie wiem co w tym było, ale nie wnikałam do momentu, kiedy się sprawdzało. Stanęłam na palcach by jeszcze raz pocałować Siergieja w usta i odsunęłam się w stronę drzwi.
- Przygotuję ci obiad, powiedz mi tylko na co masz ochotę - zaproponowałam kierując się w stronę wyjścia.
Od Siergieja zależało czy pójdzie za mną i poczeka na dobry, miałam nadzieję, obiad w kuchni, wróci do picia czy pójdzie spać. Wiedziałam jednak, że dzisiejszego dnia już nasz naszymi głowami nie wisi żadna ciemna chmura i za rogiem nie czeka na nas kolejna awantura.
zt oboje
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Sypialnia
Szybka odpowiedź