Komnaty Marine
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Komnaty Marine
Znajdują się w północnym skrzydle i urządzone są w błękitach oraz odcieniach rodowych barw. Sypialnia jest pomieszczeniem przestronnym o wysokim sklepieniu; z okien rozciąga się widok na zatokę. Wygodne łoże z baldachimem, fotele i pufy zapewniają niezbędny komfort, sekretarzyk i toaletka skrywają swoje tajemnice, a sporych rozmiarów lustro na szczęście jest wyłącznie ozdobą.
O porządek i ogień w kominku dbają oczywiście skrzaty, a wstęp do komnat ma jedynie Marine oraz osoby przez nią upoważnione.
Do łazienki prowadzi bezpośrednie przejście jedynie z sypialni. Na środku pomieszczenia znajduje się sporych rozmiarów wanna; duże okno i białe płytki sprawiają, że wnętrze wygląda na niezwykle jasne. Jedną ze ścian zdobi obraz przedstawiający syreny w ich naturalnym środowisku,
O porządek i ogień w kominku dbają oczywiście skrzaty, a wstęp do komnat ma jedynie Marine oraz osoby przez nią upoważnione.
Do łazienki prowadzi bezpośrednie przejście jedynie z sypialni. Na środku pomieszczenia znajduje się sporych rozmiarów wanna; duże okno i białe płytki sprawiają, że wnętrze wygląda na niezwykle jasne. Jedną ze ścian zdobi obraz przedstawiający syreny w ich naturalnym środowisku,
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Raz za razem łamali swoje własne zasady, naginając przyzwolenia związane z wychowaniem w arystokratycznym domostwie, jednak nie czuli żadnych wyrzutów sumienia. Pozwolili, by instynkty przejęły kontrolę, chociaż zawsze chwalono ich za idealne odwzorowywanie oczekiwań, które mieli w wobec nich rodzice oraz opiekunowie rodzin. Chyba jednak na tym polegało wyjście spod opieki nestora, a przejście ku własnemu życiu i decydowaniu o nim samodzielnie - z drugą osobą obok, lecz nie będąc uwiązanym. Morgoth zdawał sobie doskonale sprawę, że większości małżeństw daleko było do zgody, którą im udało się uzyskać między sobą bez większego problemu. Czy wokół nich nie było zarówno rozpaczy i konfliktów, o których nie mówiło się, by nie urazić? On miał żenić się z rozsądku, chociaż w tym jednym momencie wcale go nie posiadał i o żadnym rozumie nie było mowy, gdy liczyło się tylko to, by być najbliżej przy Marine. Jego leśna żona wcale nie miała odmawiać mu przyjemności wodzenia jej w miejsca, do których się zapuszczał - wręcz przeciwnie. Sama wtórowała mu, gdy z równym zaangażowaniem odpowiadała na gesty, które między sobą wymieniali. Wychodziła mu naprzeciw, chociaż powinna go odepchnąć i zakończyć tę dziką farsę. Żadna logika nie była jednak w stanie przebić się przez głośną muzykę pragnień i wybuchów raz po raz. W pościeli wcale nie znajdowały się dzieci znamienitych nazwisk, a młode wilki, których energia była zbyt potężna, by trzymały ją w sobie. Morgoth nie odkrył jeszcze całej osobowości Lestrange, lecz podświadomie wiedział, że jej partnerstwo miało go wzmocnić, a nie osłabić. Zdawał sobie doskonale sprawę, że rodzina była zarówno siłą jak i wielkim zagrożeniem i jeśli ktokolwiek zagroziłby jego bliskim, zrobiłby wszystko, by polowanie zakończyło się pomyślnie. Marine miała mu pomóc chronić ognisko, które powoli budowali, a już wkrótce mieli rozniecić jego płomienie. Mogliby to zrobić już teraz, poddając się zrywom ciał, jednak wyspa pilnowała swojej córki i nie pozwoliła na to, by Yaxley posunął się za daleko. Musnęła jego policzek i oczy światłem, zmuszając go do odwrotu i powrotu ku rzeczywistości. By opanował własne żądze i znów podjął właściwą decyzję za ich dwoje. Czy właśnie tak miało to wyglądać? Że porzucali to, czego pragnęli najmocniej dla większego dobra. I trzeba było im oddać fakt, że pomimo pokus, wychodzili z tego obronną ręką. Jeszcze.
Morgoth po raz ostatni przejechał twarzą po brzuchu Marine, zanim oderwał się od niej i odetchnął głęboko, odchylając głowę. Przeczesał równocześnie dłonią włosy, nie próbując nawet zrozumieć tego, co miało miejsce wśród terenów należących do rodziny Lestrange. Czy nie był to ród słynący z szaleństwa? Sama ta myśl sprawiła, że Morgoth uśmiechnął się na krótko, jednak czy mogło nie być w tym jakiejś prawdy? Zjawił się tutaj i sam oszalał. Poddał się temu ochoczo i bez wyrzutów sumienia, które zapewne miały się pojawić później. Lecz absolutnie nie miały besztać go za to, co się wydarzyło. Miały mu wyrzygiwać to, co się nie zdarzyło. Usiadł na krawędzi łóżka, pozwalając, by Marine obdarzyła go ostatnimi z czułości. Słysząc jej słowa, obrócił twarz w jej stronę. - Nie pisz - poprosił, chociaż oboje doskonale wiedzieli, że nie było w tym pokładu wyrzutów czy niechęci. Potrzebowali czasu osobno, a każde przypomnienie mogło zaburzyć postrzeganie właściwej rzeczywistości, w której nie byli nikim więcej niż narzeczonymi, a jakiekolwiek głębsze insynuacje były całkowicie nie w tonie. Musieli wytrwać i spotkać się dopiero za ponad miesiąc. Czy miała go posłuchać, było oddzielną sprawą. - Zobaczymy się za ogniskami - powiedział, by złożyć delikatny pocałunek na jej policzku i wstał, zabierając płaszcz. Wpatrywał się przez chwilę w krajobraz za oknem i chociaż był piękny, wcale nie żałował, że odbierze wyspie Marine. Następnym razem, gdy miał ją zobaczyć, miało to być już podczas Samhainu, który zapowiedziano wcześniej na datę ślubu. Podejrzewał, że bez względu na wszystko ten pewnik nie miał ulec zmianie. Odwrócił się ku Lestrange, podchodząc do niej ostatni raz i ujął jej twarz w dłonie, podciągając do góry - rozkazując jej, by uklękła na pościeli. - Si þin nama gehalgod - powiedział, by znów trafić ustami w jej brodę. Dopiero wtedy się odsunął, by opuścić wyspę już na dobre. - Zapomniałbym. - Zatrzymał się jeszcze w połowie drogi na balkon, sięgając dłonią do kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej drobny przedmiot. - To dla ciebie - powiedział i rzucił smoczy ząb dziewczynie. Podczas gdy Marine skupiła się na podarunku, wykorzystał ten moment, by przywołać do siebie magię czarnej mgły i nie pozostawić po sobie w Thorness Manor najmniejszego śladu. Prócz znaku, o którym wiedzieli tylko oni.
|zt x2
Morgoth po raz ostatni przejechał twarzą po brzuchu Marine, zanim oderwał się od niej i odetchnął głęboko, odchylając głowę. Przeczesał równocześnie dłonią włosy, nie próbując nawet zrozumieć tego, co miało miejsce wśród terenów należących do rodziny Lestrange. Czy nie był to ród słynący z szaleństwa? Sama ta myśl sprawiła, że Morgoth uśmiechnął się na krótko, jednak czy mogło nie być w tym jakiejś prawdy? Zjawił się tutaj i sam oszalał. Poddał się temu ochoczo i bez wyrzutów sumienia, które zapewne miały się pojawić później. Lecz absolutnie nie miały besztać go za to, co się wydarzyło. Miały mu wyrzygiwać to, co się nie zdarzyło. Usiadł na krawędzi łóżka, pozwalając, by Marine obdarzyła go ostatnimi z czułości. Słysząc jej słowa, obrócił twarz w jej stronę. - Nie pisz - poprosił, chociaż oboje doskonale wiedzieli, że nie było w tym pokładu wyrzutów czy niechęci. Potrzebowali czasu osobno, a każde przypomnienie mogło zaburzyć postrzeganie właściwej rzeczywistości, w której nie byli nikim więcej niż narzeczonymi, a jakiekolwiek głębsze insynuacje były całkowicie nie w tonie. Musieli wytrwać i spotkać się dopiero za ponad miesiąc. Czy miała go posłuchać, było oddzielną sprawą. - Zobaczymy się za ogniskami - powiedział, by złożyć delikatny pocałunek na jej policzku i wstał, zabierając płaszcz. Wpatrywał się przez chwilę w krajobraz za oknem i chociaż był piękny, wcale nie żałował, że odbierze wyspie Marine. Następnym razem, gdy miał ją zobaczyć, miało to być już podczas Samhainu, który zapowiedziano wcześniej na datę ślubu. Podejrzewał, że bez względu na wszystko ten pewnik nie miał ulec zmianie. Odwrócił się ku Lestrange, podchodząc do niej ostatni raz i ujął jej twarz w dłonie, podciągając do góry - rozkazując jej, by uklękła na pościeli. - Si þin nama gehalgod - powiedział, by znów trafić ustami w jej brodę. Dopiero wtedy się odsunął, by opuścić wyspę już na dobre. - Zapomniałbym. - Zatrzymał się jeszcze w połowie drogi na balkon, sięgając dłonią do kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej drobny przedmiot. - To dla ciebie - powiedział i rzucił smoczy ząb dziewczynie. Podczas gdy Marine skupiła się na podarunku, wykorzystał ten moment, by przywołać do siebie magię czarnej mgły i nie pozostawić po sobie w Thorness Manor najmniejszego śladu. Prócz znaku, o którym wiedzieli tylko oni.
|zt x2
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Komnaty Marine
Szybka odpowiedź