Wydarzenia


Ekipa forum
Hol główny
AutorWiadomość
Hol główny [odnośnik]05.05.17 10:17
First topic message reminder :

Hol główny

Nadchodząc od strony dziedzińca i przekraczając próg ogromnych, drewnianych drzwi, znajdziemy się w głównym holu posiadłości - stąd rozchodzą się schody do wszystkich części rezydencji. Pomieszczenie nie zostało urządzone z przesadnym przepychem, choć znajdują się tu popiersia oraz obrazy przodków rodziny Lestrange, jest za to doskonale oświetlone; słońce wpada przez ogromne okna, a wieczorem płonie niewielki żyrandol i kandelabry.
Pod schodami znajduje się niewielki pokój z jedynym w zamku kominkiem podłączonym do Sieci Fiuu.

Na to pomiesczenie nałożone są zaklęcia: Cave imicum, Bubonem, Tenebris.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Hol główny - Page 2 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064

Re: Hol główny [odnośnik]30.07.19 12:50
| 28.12

Po świętach spędzonych w gronie rodziny w Ashfield Manor wraz z matką udały się też na parę dni do jej rodziny. Przybyły na wyspę Wight dwudziestego siódmego grudnia w akompaniamencie przetaczającej się nad wyspą burzy i szumu fal rozbijających się o jej brzegi. Morze było ciemnoszare i wzburzone, zupełnie inne niż w te dawne letnie dni, kiedy z kuzynostwem spacerowała po plaży, uczyła się pływać i wpatrywała się ze skał w pluskające się w oddali syreny, które wdzięczyły się i śpiewały, ale nie krzywdziły potomków rodu Lestrange i ich gości. Teraz z okiem widać było jedynie spienione grzywy fal oraz ołowianoszare, depresyjne niebo.
Święta u Nottów były w tym roku naznaczone niewypowiedzianym żalem i zawodem. Elise usilnie omijała wzrokiem kolejne puste krzesło przy stole, które stało się puste nie przez nagłą śmierć, jak to miało miejsce w przypadku Juliusa czy Rosalind, a przez zdradę, która wciąż stanowiła bolesną zadrę w sercu wszystkich Nottów, choć nikt nie wspominał już głośno jego imienia. Na pewno nie podczas rodzinnych uroczystości, kiedy udawano że ktoś taki jak Percival nie istniał, choć nikt też nie miał śmiałości zasiąść na jego miejscu, zupełnie jakby się bano, że zarażą się czymś paskudnym.
Powitała z ulgą wieść, że pani matka chciała odpocząć parę dni na wyspie Wight i natychmiast oznajmiła, że chce tam wyjechać razem z nią, by spędzić trochę czasu z kuzynostwem Lestrange. Do Ashfield miały powrócić pod koniec grudnia, by dobrze przygotować się do sylwestrowego sabatu w londyńskiej posiadłości lady Adelaide. Elise z niecierpliwością wyczekiwała tego wydarzenia i kiedy nie grała na fortepianie w pokoju muzycznym Lestrange’ów, na którym za młodu uczyła się grać jej matka, plotkowała z kuzynkami i zastanawiały się wszystkie, jakie kreacje założą w ten wyjątkowy dzień.
Noc spędzała w pokoju gościnnym, tym samym, w którym sypiała zawsze podczas dłuższych niż jednodniowe pobytów w Thorness Manor. Za ścianą spała jej matka, ale Elise miała problem z zaśnięciem, choć tym razem nie przez koszmary o Stonehenge. Tej nocy nie spadała w skalną szczelinę ani nie patrzyła na sięgające po nią lodowate, zgniłe ręce dementora, a jednak nie potrafiła spokojnie zmrużyć oka i ciągle budziła się, aż w końcu zdecydowała się wstać. Może nocna przechadzka pomoże jej się zmęczyć na tyle, by w końcu usnąć? Dawniej, kiedy była młodsza, nocami często wymykała się do komnat Marine lub którejś z innych kuzynek. Udawała że śpi, kiedy matka lub ktoś z mieszkańców dworu sprawdzał, a potem chyłkiem wymykała się i zakradała do komnaty najlepszej przyjaciółki i kuzynki w jednym.
Teraz już jej tu nie było, spędzała tę noc daleko stąd, w posiadłości swego męża. Elise tęskniła za nią, ale taka była kolej rzeczy. Mogłaby więc zakraść się do Alix lub którejś z innych dziewcząt, jednak czuła, że to nie to samo. Nałożyła na siebie długi do ziemi szlafrok, by nie paradować tak w samej koszuli nocnej, zresztą ziąb by na to nie pozwolił. Po Stonehenge naprawdę nie lubiła uczucia kąsającego skórę chłodu, dlatego z ulgą otuliła się dodatkowym materiałem, wsunęła stopy w miękkie kapcie i dopiero wtedy opuściła gościnną komnatę, wychodząc na pogrążone w ciszy i mroku korytarze. Mimo szlafroka i tak zadrżała z zimna, ale przechodząc obok okien na piętrze dostrzegła coś dziwnego. Niebo było jaśniejsze bardziej niż kiedykolwiek w ostatnich dniach, kiedy to wszystkie świty oraz zmierzchy były ukryte za chmurami i nie można było rozkoszować się pięknem słońca o żadnej porze dnia, bo i wtedy nie było dużo widniej niż w nocy. Nie widziała też błyskawic ani nie słyszała grzmotów. Było... po prostu cicho, jeśli nie liczyć szmeru deszczu zmieszanego z gradem uderzającego o parapety.
Coś kazało jej podejść bliżej i spojrzeć na to niezwykłe zjawisko. Wpatrywała się w nie przez szybę, zastanawiając się, co się działo. Czy to możliwe, że straszliwa, trwająca niemal dwa miesiące burza nagle się skończyła? Czy może to zwiastun nowych anomalii? Z duszą na ramieniu uchyliła okno i zerknęła na padający deszcz, między którym było widać większe, tajemniczo połyskujące odłamki. Jeden z nich odbił się od parapetu i wpadł do środka, a Elise, zaintrygowana, sięgnęła po niego dłonią i podniosła go z zamiarem obejrzenia.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Hol główny [odnośnik]07.08.19 10:28
Święta w Thorness Manor nie okazały się wytchnieniem, jakie powinno zstąpić na wszystkich jego mieszkańców po wyczerpującym roku. Nic nie równało się poprzednim latom, choć i tak wszelkie specjalne okazje wywoływały mieszane uczucia. Ogrom straconych członków rodziny był przytłaczający; jednych żegnano lżej, innych ciężej. Każdego roku szukałem spojrzeniem dorastającej Edith, zawsze natrafiając przy tym na gorzką prawdę jej nieobecności. To przykre, że z każdym mijającym rokiem ta pigułka była coraz łatwiejsza do przełknięcia. Choć nie zapomniałem, to smutek mieszał się z wydychanym powietrzem, ubywając z każdą mijającą chwilą. Aż zostawił w klatce piersiowej pustkę. Do tego w końcu dążyłem, prawda? Do destrukcji emocji, do braku tęsknoty za kimkolwiek. Tak samo ignorowałem nieobecność Marine, matki, której nawet nie poznałem i wszystkich innych, którzy opuścili mury posiadłości. Musiałem. Dlatego beznamiętnie siedziałem przy stole, odzywając się niewiele; inni i tak mówili za dużo. O muzyce, czasem o innych gałęziach sztuki. Nikt nie zawracał sobie głowy polityką, dramatycznymi wydarzeniami z października. O zdradzie już nie Notta dowiedziałem się z drugiej ręki, dość przypadkowo. Nie zrobiła ona na mnie takiego wrażenia, jak powinna. Nie umiałem już wczuwać się w skórę innych, domyślać się ich emocji. Nie znajdowałem słów na pocieszenie Elise czy Elodie, a także innych krewnych lub przyjaciół. Milczałem więc, w bezsilności, z przeświadczeniem, że nic nie mogę z tym zrobić. Kiedy zacząłem się poddawać? Nie pamiętałem tego dnia. Za to ojciec wydawał się być zadowolony. Chciał stworzyć ze mnie pustą skorupę, niegdyś należącą do człowieka? Dziwiłem się jego pobudkom, poglądom i pragnieniom, ale bez cienia krytycyzmu podążałem jego utartą ścieżką. Trochę jak bezwolna owieczka pokładająca nadzieję, że pasterz się nią zaopiekuje. To brzmiało tak bezsensownie.
Ukojenia szukałem w muzyce, ale tylko w jej słuchaniu. Brak talentu nie pozwalał na wyrzucenie z siebie wszelkich frustracji oraz niemocy, uwolnienia ciężaru osiadającego twardą powierzchnią na udręczonej duszy. Może jednak miałem w sobie coś z artysty; ten przesyt, rozmach, dramaturgię, choć wszystkie moje demony więziłem krótko w klatce obwarowanego umysłu. A może dążyłem do szaleństwa? Biegłem w kierunku rodowej spuścizny nawet o tym nie wiedząc? Może tak właśnie zaczynał się prawdziwy obłęd? Czy ojciec cokolwiek zauważył? Na pewno, nigdy nic nie umykało jego uwadze. Nie czułem się przez to ani odrobinę bezpieczniej.
Nie wiem, która to z kolei nieprzespana, pusta noc bez wyrazu, za to z całym mnóstwem niepokojów uśpionych w sercu. Ubrałem prostą, wygodną szatę, rezygnując z pompatycznego przepychu, gdy korytarze powinny świecić pustkami. Szedłem nerwowo, nie starając się być cicho; dlatego być może nie wystraszyłem stojącej pod oknem Elise. Widzieliśmy się niedawno, ale i zdziwiła mnie jej obecność w tym miejscu. O tej porze. Podszedłem bliżej, ignorując nerwowe bicie pompy pod żebrami, razem z czarownicą oglądając ciekawe zjawisko za szybą. Ten spokój… był jak wybawienie duszy. – Niezwykłe – skomentowałem cicho, gdy Nottówna podniosła tajemniczy kryształ. Wkrótce i na mojej dłoni znalazł się jeden z nich. Epatował przyjemną energią, nieskończonym ciepłem. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, jak bardzo mnie wszystko bolało. Jakby te minione lata uderzyły we mnie wartkim strumieniem, dotąd zatrzymywanym przez wewnętrznie założone blokady. Poczułem się tak potwornie zmęczony. Oparłem się bokiem o najbliższą ścianę, wpatrując się w oświetloną twarz kuzynki, szukając słów, które mógłbym z siebie wyrzucić, ale z ust wydobyło się tylko ciężkie westchnienie. Moje zachowanie nie miało sensu, ale czy sprawiało, że dzięki tej świadomości czułem się lepiej? Nie. – Co tu robisz o tej porze? – Wreszcie zmusiłem się do interakcji.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Hol główny [odnośnik]07.08.19 13:00
Trudno było pogodzić się ze stratami, których doświadczyli. Elise także pamiętała Edith i bardzo za nią tęskniła, zwłaszcza przez pierwsze lata, bo później zaczęła się przyzwyczajać do jej braku. Do tego, że dawna trójka przyjaciółek i kuzynek dzielących razem dormitorium w Slytherinie zmieniła się w dwójkę, kiedy Edith jeszcze w początkach nauki zmarła na serpentynę. Elise zawsze obwiniała za to Hogwart i brak specjalnego traktowania i opieki dla szlachetnie urodzonych, zwłaszcza tych obciążonych chorobami. To miłujący równość Hogwart i zaniedbanie stanu Edith były winne temu, że umarła, bo gdyby jej chorobą zajęto się jak należy, gdyby traktowano ją odpowiednio, a nie jak jedną z wielu uczennic, być może wciąż byłaby z nimi. Winą za śmierć Rosalind obarczała natomiast jej nową rodzinę i męża, który nie zapewnił jej dostatecznej opieki, oraz uzdrowicieli którzy nie zdążyli na czas ocalić jej życia, kiedy wykrwawiała się po wydaniu na świat jedynego dziecka. Percival? W jego przypadku nie wiedziała, kto ponosił winę za wsączenie w jego umysł szkodliwych poglądów sprzecznych z ideami rodowymi. Czy uległ tej demoralizacji w Hogwarcie, czy może już później, podczas swoich wyjazdów, kiedy to odrywał się od dworskiego życia, a przebywał bliżej plebsu? Znajdowanie winnych było w pewien sposób kojące, bo mogła ukierunkować swoją złość na konkretne osoby lub instytucje. Niestety w przypadku Percivala nie wiedziała, kto sprowadził go na złą drogę i przez kogo przestali być rodziną, przez kogo stał się martwy dla niej i reszty Nottów. Nie wiedziała, w czyją stronę kierować gniew, żal i nienawiść za odebranie jej kogoś, kto do dnia dziesiątego października był jej prawie jak brat. Kto „zabił” tego dawnego Percivala i zastąpił go zdrajcą krwi.
Od momentu, kiedy z matką po świętach przyjechały na wyspę Wight, miała wrażenie że i tu panuje cięższa atmosfera. Może była to kwestia tego, że odczuwała boleśnie brak Marine, z którą mogłaby spędzać czas jak za dawnych lat; po śmierci Edith były już tylko dwie, wiec zbliżyły się do siebie i Thorness Manor bez niej wydawało się miejscem znacznie bardziej pustym. Jej spojrzenie regularnie umykało ku Flavienowi, ilekroć znajdowali się w jednym pomieszczeniu, ale i on wydawał się o wiele bardziej wycofany i odległy. Mogła tylko się zastanawiać, jakie myśli kryły się za tą przystojną twarzą, a jakich nie wypowiadał swoim zachwycającym głosem. Czy i on tęsknił za Marine? Czy może trapiło go coś poważniejszego? Mogła tylko się zastanawiać.
Nie spodziewała się, że spotka go szybciej niż rano, podczas śniadania lub później, w pokoju muzycznym lub innym miejscu w którym mogłaby spróbować go szukać. Gdy dręczona bezsennością wyszła z gościnnej komnaty nie spodziewała się zastania kogokolwiek, ani nikogo konkretnego nie szukała, wiedząc że ta, do której normalnie by poszła, nocowała paręset kilometrów stąd, w posiadłości swego męża.
Dziwne zjawisko odwróciło jednak jej uwagę od tęsknoty za najdroższą przyjaciółką, i sprawiło że podeszła do okna, ze zdumieniem, ale i lękiem patrząc na pojaśniałe niebo, jaśniejsze niż w minionych tygodniach, gdzie normalnie o tej porze jeszcze było całkowicie ciemno i tylko błyski wyładowań sprawiały, że było widać cokolwiek. Teraz wyładowań nie było, choć to akurat ją cieszyło. Czy ta burza naprawdę mogła się wreszcie skończyć? Czy wreszcie miały nadejść normalne dni wolne od tej paskudnej, wstrętnej pogody, która zamknęła ją w murach dworu i praktycznie uniemożliwiła nawet spacery po ogrodach?
Otworzyła okno, a jeden odłamek wpadł przez nie. Elise złapała go i zaczęła oglądać ze wszystkich stron, szybko wyczuwając, że biła od niego jakaś dziwna, nieznana, ale ciepła i dobra moc. A chwilę później nagle usłyszała znajomy męski głos. Odwróciła się w tamtą stronę, zauważając Flaviena. Jej nastoletnie bożyszcze, ulubionego kuzyna Lestrange, którego towarzystwo zawsze tak ceniła. Nigdy nie wyrzuciła żadnej muszli, którą jej podarował, a wspomnienia wspólnie spędzanego czasu starannie pielęgnowała w pamięci, choć przez lata stworzyli ich wiele; ona zaś już jako dziecko była w niego wpatrzona jak w obrazek i podążała za nim podczas każdej wizyty na wyspie Wight, chłonąc jego słowa i radując się, gdy zwracał na nią uwagę. Jednocześnie zawsze traktowała go odrobinę zaborczo, będąc zazdrosną o wszystkie dziewczęta spoza najbliższej rodziny, które się w pobliżu niego kręciły, a było ich sporo. Uwielbiała bowiem, gdy to jej poświęcał uwagę i nie lubiła, gdy musiał ją dzielić na zbyt wiele niewiast spragnionych jego towarzystwa.
- Och, Flavienie – odezwała się, a gdyby miała bardziej nieśmiałą osobowość, z pewnością by się zarumieniła. Jej serce jednak i tak zaczęło bić odrobinę szybciej z tej ekscytacji, że spośród wszystkich mieszkańców dworku rodu matki napotkała właśnie jego. – Też nie mogłeś spać? – spytała. – Nie mogłam zasnąć, więc wyszłam z komnaty, by się przejść po korytarzach... Kiedy przez okno zobaczyłam coś dziwnego. – Spojrzała w tamtym kierunku; niebo wciąż było jasne, i pośród deszczy i śniegu wciąż spadały z niego te bryłki. – Jak myślisz, co to może być? Nigdy nie widziałam czegoś podobnego – zapytała nagle, pokazując mu to, co trzymała w dłoni. Może gdyby w Hogwarcie przykładała się do nauki i podczas lekcji nie rozmyślała głównie o balach, sukienkach i salonowych ploteczkach, to by wiedziała, ale nie wiedziała, uważając większość lekcji za nudne i nieprzydatne salonowej damie. Niemniej jednak dziwne zjawisko ją zaintrygowało. – Może... to kolejne anomalie? – zastanowiła się nagle, i mimo igrającego gdzieś z tyłu głowy lęku znów zbliżyła się do okna i zgarnęła z zewnętrznego parapetu kolejną połyskującą bryłkę, zamierzając jej się przyjrzeć. Jednocześnie spojrzała na Flaviena, ciekawa czy może jej idealny starszy kuzyn będzie znał odpowiedzi na dręczące ją w tej chwili pytania.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Hol główny [odnośnik]19.09.19 10:24
Koleje losu splatały się w różny sposób, nierzadko tworząc plątaninę zdarzeń, których nie szło w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Przestałem szukać winnych śmierci Edith dawno temu, z góry przyjmując jej ciężar na swoje barki. Powinienem mocniej pilnować najmłodszej z sióstr, najdelikatniejszej z syren; nikt tak nie potrafił mnie rozśmieszyć jak ona, nikt nie potrafił tak doskonale poruszyć zmęczonego serca jak jej palce gładko obejmujące skrzypce. Była wyjątkowa, tak jak wszyscy noszący dumnie nazwisko Lestrange, więc jej utrata bolała tym bardziej. Na całą resztę tragedii dookoła zamknąłem się, pogrążając w smutku tylko po tej jednej, najważniejszej dla mnie osobie. Może to niesprawiedliwe bagatelizować dramaty innych krewnych, którzy przecież nigdy nie byli mi obojętni, ale nie wszystko dało się wytłumaczyć zdrowym rozsądkiem. Pewne emocje po prostu pojawiały się, inne zanikały, aż nie było ich wcale. Tak jak w moim przypadku. Nawet brak Edith wśród żywych stał się jedynie widmem przeszłości. Nie pochylałem się już nad nią tak bardzo, nie tylko dlatego, że minęło już kilka lat; po prostu nie umiałem odczuwać palącego cierpienia. Może czasem pojawiła się nuta tęsknoty, nostalgii, gdy umysł gubił się w gąszczu wspomnień, ale nic więcej. Zasługiwała na więcej, ale nie mogłem jej tego dać. To z kolei budziło frustracje, których nie potrafiłem się pozbyć. Ostatnio wszystko takie było. Nerwowe, niepełne, budzące nowe pokłady niepokoju. Cały świat oszalał, byłem tego pewien. Napięte nastroje docierały nawet do grubych murów Thorness Manor, wywracając neutralnym życie do góry nogami. Bo czy kiedykolwiek ktokolwiek z nas zastanawiał się nad przyszłością, bojąc się o nią i rozmyślając nad jej niepewnością? Nad tym, czy w ogóle zaistniejemy w jej spektrum? Z pewnością nie. Rozpieszczeni arystokraci brali wszystko za pewnik, włącznie ze swoją egzystencją. W końcu mieliśmy wszystko, czym więc się przejmować? Ale ściany były kruche, a kości jeszcze kruchsze, więc pesymizm ogarnął mnie całego.
Elise była najbliższą kuzynką, kolejną kruszyną, którą należało chronić przed złem świata na zewnątrz. Nie widziałem jej w innych kategoriach, nie pomyślałbym nawet o tym, by uznać ją za kandydatkę na żonę. To brzmiało abstrakcyjnie, tak, jakbym miał ożenić się z własną siostrą, w dodatku sporo młodszą. Na szczęście podobne myśli nie zaprzątały mi głowy, a już na pewno nie nad ranem podczas włóczenia się przez korytarze rezydencji. Z obłędem w umyśle, chaosem w sercu, egzaltacją, jakiej rzadko się dopuszczałem. Zachowywałem się jak ktoś, kto nie spał od dawna i tak poniekąd się czułem. Czułem. Naprawdę coś czułem. Czyżby pękały więzy, kruszały stalowe kraty, rozsypywały się skały? To wszystko, co miało tworzyć więzienie złożone z pozorów? Nie podobało mi się to ani trochę.
- Nie mogłem – potwierdziłem bez wyrazu. – To chyba taka noc. Dziwna – dodałem, sprytnie omijając istotny fakt, że dla mnie ta noc nie była jedyną bez snu. Ostatnio było ich zdecydowanie zbyt wiele. Wciąż nie wiedziałem dlaczego. – Co sprawiło, że nie mogłaś zasnąć? – spytałem, czując powinność otoczenia troską na swoich barkach. W tym samym czasie obserwowałem kolejne drobiny kryształów, mój chowając do kieszeni szaty. Niezwykle ciepły, dodający mocy i energii. Spojrzenie stało się więc klarowniejsze, przytomniejsze, gdy spoczęło na sylwetce Elise. – Anomalie wzbudzały zło oraz całą gamę negatywnych emocji. To jest… inne. Ale nie wiem czym może być. Białą magią? Ratunkiem? – Myślałem na głos, wzrok przesunął się na horyzont za szybą. – Nie jest ci zimno? Może powinniśmy poprosić skrzata o coś ciepłego do picia? – zaproponowałem, podejrzewając, że ciężko będzie nam oderwać się od tego niezwykłego zjawiska.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Hol główny [odnośnik]21.09.19 23:15
Tęskniła za Edith, tak jak i za Rosalind. Chciała, żeby nadal były wśród żywych, ale czasu nie dało się cofnąć, odeszły i nie wrócą. Czasem zastanawiała się, co się z nimi działo, co było w świecie dalej, bo nie chciała przyjąć do wiadomości, że ukochane osoby zniknęły całkowicie i nie istnieją w żadnej formie ani żadnym wymiarze. Niektórzy wracali jako duchy, Rose i Edith nie wróciły, ale gdzieś mogły istnieć, a ona czasem wciąż złościła się na los że jej je zabrał, choć już mniej niż kiedyś. Lata mijały, więc emocje się wypalały, a ona sama stawała się coraz bardziej egocentryczna, stawiająca na pierwszym miejscu swoje potrzeby, uczucia i marzenia. Im bliżej było do debiutu tym więcej jej myśli pochłaniało wymarzone salonowe życie, którym potem mogła się zachłysnąć, choć ledwie parę miesięcy później ugodziła w nią kolejna tragedia, zdrada Percivala. Po niej na pewien czas się wycofała, co dodatkowo wymuszone było anomalną burzą. Rodzice nieczęsto wypuszczali ją z posiadłości w trosce o jej bezpieczeństwo, a podczas wszelkich wyjść zawsze musiała mieć towarzystwo.
Oczywiście, że lękała się tego wszystkiego. Mimo że starała się skupiać na swoim salonowym życiu, i że nie była świadoma tego, że w kraju ścierały się dwie przeciwstawne siły z anomaliami w tle, bała się tego, że świat który znała i kochała może zmienić się na gorsze. A przecież stała dopiero u progu swojego życia. Nie chciała zmian, w końcu zawsze funkcjonowało jej się wspaniale jako damie urodzonej u szczytu społecznej hierarchii. Nie musiała stykać się z tym brudnym, niskim światem pełnym niebezpieczeństw i brzydoty. Trzymano ją pod kloszem, ale poza jego kryształowymi ściankami zbierały się ciemne chmury.
Co jeśli klosz okaże się zbyt kruchy, by ją osłonić? Taka obawa przeszyła trwogą jej młodziutkie serce, kiedy przebudziła się i przez okna dostrzegła dziwne zjawisko. W ostatnich miesiącach anomalie dawały się we znaki i jej, było coraz gorzej, ale bała się, że może być jeszcze gorzej. Bo zawsze gdy myślała że gorzej nie będzie, okazywało się, że jednak mogło. I ona zawsze brała wszystko za pewnik, przekonana że te wspaniałości są dane im raz na zawsze, skoro rody przetrwały setki, a niektóre i ponad tysiąc lat. Nottowie istnieli na świecie od wieków, budując swoją pozycję i pielęgnując czystość krwi oraz wartości przodków.
A potem pojawił się Flavien, który wyrwał ją z tych gorzkich myśli. Cudowny Flavien, do którego pałała nie do końca jasnymi uczuciami. Z jednej strony był jej bliski jak brat, ale z drugiej nie potrafiła się powstrzymać od idealizacji go i porównywania innych kawalerów właśnie do niego. Była zazdrosna o krążące wokół niego dziewczęta, zwłaszcza o Fantine i Elodie. Ich obecność w pobliżu zawsze najbardziej ją drażniła i w głębi duszy złośliwie cieszyło ją, że Parkinsonówna wkrótce poślubi lorda Burke i jako mężatce już nie będzie jej uchodziło kręcić się blisko innego mężczyzny. Wiedziała, że sama nigdy nie poślubi Flaviena (i z pewnością byłoby jej z tym bardzo dziwnie, gdyby nestorzy jakimś cudem tak zdecydowali), ale nie przeszkadzało jej to darzyć go wielką sympatią, podziwem i nastoletnią fascynacją w czysto platoniczny i całkowicie niegroźny sposób. Nie miała braci, a z ojcem nigdy nie była blisko, więc jedyny męski wzorzec miała w sylwetkach swoich kuzynów. Chciała, by jej przyszły narzeczony był właśnie taki jak Flavien i zastanawiała się, czy zdoła kiedyś polubić jakąś narzeczoną ukochanego kuzyna. Cóż, w ich szlacheckim świecie uczucia były sprawą dość skomplikowaną, skoro z tak wieloma osobami byli bliżej lub dalej spokrewnieni, a o związkach decydowali ojcowie i nestorzy.
- Bardzo dziwna – przytaknęła mu cicho, patrząc to na niego, to w okno. Zaiste dziwna noc. Niepokojąca. – Sama nie wiem, co mnie obudziło. Może to tylko kwestia spania w innym miejscu, ale przecież już nie raz spędzałam noce w waszej posiadłości. A może... to to tak na mnie zadziałało? Od... tamtego dnia w październiku czasem dręczą mnie koszmary, ale dzisiaj to nie one. Więc może... ta pogoda?
Miała już w ręku dwie dziwne bryłki, które wciąż padały z nieba i uderzały w zewnętrzny parapet. Ale nie emanowały tak negatywną energią jak dotychczasowe anomalie. Czuła, że ma w ręku coś co jest dobre, jakkolwiek dziwnie i irracjonalnie to brzmiało.
- Boję się, że... że to kolejne anomalie, wstęp do czegoś jeszcze mroczniejszego niż ta burza – szepnęła z trwogą, ale jednocześnie miała nadzieję, że jej obawy się nie sprawdzą. Burza była wystarczająco nieprzyjemnym i strasznym doświadczeniem, na wskroś złym. To co trzymała w ręku wydawało się mieć przeciwny charakter, jednak Nottówna nie miała nigdy zapędów naukowych ani nie była typem intelektualistki, więc nie wiedziała, co to może być. I to był pewnie jeden z nielicznych razów, gdy żałowała że na lekcjach więcej myślała o balach i sukniach niż o nauce, bo może kiedyś ktoś mówił o czymś takim?
Po jego słowach zdała sobie sprawę, że rzeczywiście jej zimno. Korytarz był zimny, a ona w dodatku stała przy uchylonym oknie. Był koniec grudnia, więc na zewnątrz panował dokuczliwy ziąb.
- Tak... zimno – przytaknęła mu, drżąc mimo materiału szlafroka, który nie należał do najcieplejszych okryć. A ona nie lubiła zimna. – Myślę że dobrze mi zrobi gorąca herbata. Albo czekolada. Cokolwiek, byle tylko było ciepłe. Przywołaj skrzata i napijmy się razem, Flavienie. Proszę. – Rzadko o coś prosiła, zwykle roszczeniowo domagała się różnych rzeczy, jednak dzisiejsza noc była dziwna i pod tym względem, a Elise była wystraszona, rozbita i bała się zostać zupełnie sama ze swoimi myślami. A skrzaty nawet w środku nocy pozostawały do dyspozycji mieszkańców dworu, a także ich gości.
Zanim zamknęła okno i odeszła od niego, porwała z parapetu jeszcze jedną bryłkę, która przez szczelinę wpadła do wnętrza. Miała ich trzy, trzy bardzo dziwne twory. Może jej mądrzejsza siostra będzie wiedziała, co to? Ophelia miała swoje dziwactwa, może któreś z nich się przyda.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Hol główny [odnośnik]16.11.19 16:22
Po śmierci pozostaje pustka. Byłem tego więcej niż pewien, gdy tak obserwowałem kolejne tragedie przewijające się w życiu moim oraz najbliższych. Zdołałem zaobserwować łzy, złość, modły, ale żadne z nich nie wskrzeszało zmarłych. Duchy stąpające po materialnej ziemi były jedynie przypadkiem, niezwykle rzadkim. Cała reszta ukochanych osób znikała bezpowrotnie pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia. Część z nich się zacierała, część żyła w sercach już do końca świata, ale to nie zmieniało istotnego faktu, że nic więcej nie dało się zrobić. Odratować, porozmawiać ten ostatni raz. Nie wracali do nas, więc to oczywiste, że musieli tak po prostu przestać istnieć. Nie wierzyłem, że byli po prostu gdzieś indziej; na pewno w świecie magii istniałby sposób, by jedna lub druga strona mogła podjąć inicjatywę. Dotrzeć tam, gdzie znajdowali się ci obleczeni w tęsknotę. Bo to jeszcze czasem udawało mi się czuć. Potrzebę kontaktu, ale nagrobki na cmentarzach były jedynie przykrą atrapą. Niczym, co zdołałoby ukołysać nadwyrężone serce. Uśpić pragnienie powrotu do przeszłości. Więc nie, nie sądziłem, by coś miało z nas pozostać po śmierci. Wierzyłem jedynie w bezkresną ciemność pochłaniającą świadomość. Bałem się tego, choć ostatnio czułem się jak nieżywy zdecydowanie zbyt często. Pozbawiony dostępu do większości emocji po prostu egzystowałem, czekając przy tym na jakikolwiek znak od losu. Jakąś zmianę. Naiwnie, bo przecież mogłem sam wziąć sprawy w swoje ręce i przebudzić się wreszcie. Otrząsnąć z zbędnego letargu, ale wtedy przyłapywałem się na zdecydowanie zbyt intensywnym myśleniu. O wszystkim, nie tylko o zakończeniu żywota, o nostalgii przeżytych niegdyś chwil. Dywagowałem we własnej głowie na wiele tematów, ale żaden z nich nie nadawał się na potrzebę uspokojenia się. Denerwowałem się coraz mocniej, każda struna nerwów zostawała nadszarpnięta, więc… więc po prostu udawałem, że to nie moja egzystencja. To przecież normalne, że zamiast spać poddawałem się irracjonalnemu lękowi, którego podłoża nawet nie byłem w stanie określić.
Mogłem zrzucić winę na dosłownie wszystko. Na anomalie, zaburzenia w działaniu magii, na zgryzotę dotyczącą wydarzeń ze Stonehenge, smutkiem ogarniającym rodzinę. Jednak wiedziałem, że żaden z tych powodów nie był prawdziwy. Cóż, nie całkowicie w każdym razie. Stanowiły może ułamek prawdziwej furii, ale zdenerwowanie miało swoje sedno gdzie indziej. Nie wiedziałem gdzie, choć mogłem się domyślać, że to nic przyjemnego. Co konkretnie było powodem takiego zachowania. To jednocześnie podsycało ogień frustracji oraz niepokoju, przez co tkwiłem w zamkniętym kole. Prawdopodobnie nigdy nie miało się ono skończyć, nijak. Cierpiałem więc w samotności, nie wiedząc czy to dobrze. Znów coś odczuwać. Początkowo tak, byłem tym zachwycony, w końcu nieczęsto mi się to zdarzało. Potem okazało się, że to tylko pobożne życzenia. Takie, które szkodzą zamiast pomagać, bo wyniszczały mnie od wewnątrz. Tylko i wyłącznie w ten sposób, gdy na zewnątrz zawsze dbałem o pozory, choćby wymuszeniem lekkiego uśmiechu. Nieznikającego nawet w asyście przykrych słów wypływających z ust kuzynki. Spowodowały one raczej krótkie zamyślenie. – Może jesteś po prostu zmęczona rozmyślaniem nad tym wszystkim? Zmartwianiem się o magię oraz minione wydarzenia? Powinnaś odpocząć – zaproponowałem, choć nie miałem pojęcia czy moja diagnoza była trafna. Zamiast tego szybko skupiłem się na spadających kryształach; ten jeden należący do mnie wydzielał niezwykłe ciepło. Schowałem go do kieszeni szaty w nadziei, że nie wypali dziury w materiale. Mimo wszystko byłoby szkoda. – Nie wydaje mi się. Powinniśmy zachować spokój i nie martwić się na zapas – dodałem, chcąc jakoś pocieszyć Elise. Ale to wciąż były tylko słowa. Niepoparte żadnymi dowodami ani pewnością, więc mogły nie zadziałać. Za to ciepła czekolada… tak, to brzmiało jak ukojenie nerwów. Dlatego bez ociągania wezwałem skrzata, by spełnił naszą zachciankę. – Ale chyba nie będziemy pić na korytarzu, co? Może przejdziemy się do północnego saloniku? – rzuciłem kolejnym pomysłem. Oczywiście, że spadające kryształy robiły wrażenie, ale nie widziałem potrzeby dłuższego wystawania pod oknem, gdy zimno uderzało w nas z wielką mocą. Lepiej było wreszcie odetchnąć, a najlepiej byłoby to zrobić przed kominkiem na wygodnej kanapie. W pokoju w miarę neutralnym, nieposiadającym żadnych konkretnych wspomnień, a przynajmniej w to wierzyłem.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Hol główny [odnośnik]16.11.19 17:55
Nie chciała przyjmować do wiadomości, że później nie było niczego. Nie tylko przez wzgląd na drogie sercu osoby, ale też siebie samą. Nie chciała tak po prostu przestać istnieć, zniknąć całkowicie i nie być obecną na świecie w żadnej formie. Skoro istniały duchy, to może dla tych, którzy zdecydowali się pójść dalej też coś istniało. Dowiedzą się dopiero po śmierci, ale póki co Elise wolała myśleć, że Rosalind i Edith gdzieś trwają bezpieczne i szczęśliwe, i że zobaczy je ponownie, kiedy i na nią przyjdzie czas. Podobno duchami zostawali tylko ludzie, którzy za życia nie byli zbyt szczęśliwi lub mieli na ziemi niedokończone sprawy – ale Rosalind i Edith na pewno były szczęśliwe. Może dlatego nie wróciły, mimo że ich odejście było tak przedwczesne.
Tak czy inaczej – Elise nie chciała przestać istnieć. Kochała życie i jego uroki, i miała nadzieję, że dane jej będzie jeszcze wiele pięknych lat. Snuła marzenia o młodym zamążpójściu, o spełnianiu się w rolach przewidzianych dla każdej przykładnej lady. Nie wiedziała też, że jej nastoletnie bożyszcze wewnątrz skrywało aż tak ponure myśli. Dobrze, że Flavien się nimi nie dzielił, bo na pewno tylko przygnębiłby Elise, gdyby odsłonił przed nią te wszystkie pesymistyczne rozważania. Wolała żyć w swoim świecie złudzeń, idealizując rzeczywistość i ludzi wokół niej, przynajmniej tych, którzy na idealizowanie zasługiwali. Dobrze myślało jej się o Flavienie jako o uprzejmym, męskim i poukładanym lordzie o duszy artysty, za sprawą której czasem odrywał się od rzeczywistości i zamykał się w swoim własnym świecie, niedostępnym dla nikogo poza nim. Nie wiedziała o tym, że miał tak chorą, udręczoną duszę; była zbyt powierzchowną i płytką osobą, by wejrzeć tak głęboko.
Jak pokazywał przykład Percivala, wielu rzeczy nie dostrzegała, nawet u ludzi których, jak jej się wydawało, znała od urodzenia. Okazało się że Percivala wcale nie znała, nie takiego, jakim był naprawdę, i przegapiła oznaki mówiące o tym, że ich poglądy były całkowicie odmienne. Czy więc mogła jeszcze kiedykolwiek zawierzyć temu, co myślała o każdym ze swoich bliskich i przyjaciół?
Anomalie zachwiały także jej poczuciem bezpieczeństwa i dziś, tego wieczora, w obliczu kolejnego dziwnego i niezrozumiałego zjawiska czuła się niepewna i rozchwiana. Flavien nie zastał jej jako dumnej, pewnej siebie lwicy salonowej, a wystraszoną, zaniepokojoną nastolatkę wałęsającą się samotnie po dworze, w którym dorastała przed laty jej matka, i próbującą pojąć to, co się działo.
- Może. Masz pewnie rację, za dużo rozmyślam i się zamartwiam od... od wiadomego dnia – przyznała w końcu, a Flavien na pewno wiedział, jaki dzień miała na myśli, jaki do tej pory nieraz dręczył ją w koszmarach. Stonehenge doświadczyło ją nader traumatycznie, bo nie tylko przeżyła bardzo przykre zdarzenie z udziałem dementorów i trzęsienia ziemi, ale też została zdradzona przez kogoś, kogo uważała za jedną z najbliższych sobie osób i zrozumiała, że nikomu nie można całkowicie ufać. Że nawet bliscy potrafili zdradzać, podstępnie wbijać nóż w plecy. Że dla niektórych nie istniały żadne świętości. Jednocześnie czasem, zwłaszcza na początku, za nim tęskniła i złościła się na siebie za tak niegodne słabości, więc próbowała całkowicie wyprzeć się wszelkich uczuć niegdyś żywionych do zdrajcy. Ale i to nie zmieniało faktu, że bała się tego, jak anomalie wpłyną na jej dalsze życie i czy upragniona dorosłość będzie mogła być tak bajkowa, jak sobie wymarzyła? Przecież tak właśnie miało być, jak w bajce pełnej pięknych bali i przyjęć. Jej nastoletnie marzenia nie przewidziały w tym dorosłym życiu miejsca na anomalie, zdrady bliskich ani na strach o swoją przyszłość. Strach miał być domeną szlam, nie ich, nie elity czarodziejskiego społeczeństwa. Ona miała być szczęśliwa.
Schowała kryształy do kieszeni szlafroka i zacisnęła drobne dłonie w piąstki, po czym lekko wydęła usteczka.
- Chciałabym już niczym się nie martwić – przyznała. – Już za parę dni sabat, powinnam teraz myśleć tylko o nim i o tym, jak dostosuję się do wytycznych drogiej ciotki Adelaide. Pragnę olśnić wszystkich swą kreacją, tym bardziej że to mój pierwszy sylwestrowy bal. – Bo myśli Elise zazwyczaj krążyły wokół tego typu spraw. I tak powinno być, gdyby wszystko działało jak należy. – Mam nadzieję, że i ty się tam pojawisz? – spytała, ale mimo ciekawości nie zadała pytania o jego strój. Tego dowiedzą się właściwego dnia, a Elise na pewno będzie wypatrywać Flaviena, pewna że jeśli przyjdzie im się spotkać, to na pewno go rozpozna. Swojego przebrania też nikomu zdradzać nie zamierzała, niech Flavien ma niespodziankę. W głębi duszy liczyła na to, że i on będzie jej wypatrywał i zastanawiał się, za którą maską znajdowała się jej twarz. – Oczywiście, że nie na korytarzu – rzekła. – Północny salonik to bardzo dobre miejsce.
Wiedziała, jak tam dotrzeć, więc od razu ruszyła w tamtą stronę, otulając się ciaśniej materiałem sięgającego ziemi szlafroka. Była przecież w Thorness Manor tak wiele razy, i tak często bawiła się w różnych jego zakamarkach z kuzynostwem, że dobrze poznała rozkład pomieszczeń.
- Ostatni raz byłam tam, kiedy jeszcze mieszkała tu Marine. Bardzo za nią tęsknię odkąd wyjechała, a ty? – odezwała się nagle. Na pewno każdemu brakowało obecności Marine, która wyszła już za mąż i opuściła rodzinne gniazdo. Każdą kobietę to czekało, ale Flavien jako mężczyzna był w dużo lepszym położeniu, nie musiał zmieniać znajomych sobie scenerii ani uczyć się nazywania obcych ludzi rodziną. Jego rodziną zawsze będą Lestrange’owie, zaś domem miejsce, w którym się narodził. Elise nadal nie wiedziała, kogo będzie musiała nazywać w przyszłości rodziną, jaki mężczyzna zostanie jej mężem i jak będzie ją traktował. Pozostawało jej czekać na to, co przyniesie przyszłość i doceniać każdy dzień który mogła spędzić wśród bliskich. To pomagało jej odpędzić zazdrość, którą początkowo czuła wobec Marine, gdy ta zaręczyła się jako pierwsza. Nottówna uczyła się być wdzięczna za to, że mogła pobyć z własną rodziną trochę dłużej i nadal mieszkać w Ashfield Manor.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Hol główny [odnośnik]10.01.20 12:52
Tak byłoby prościej. Wierzyć, że śmierć ukochanych osób nie poszła na marne, że jest jakaś egzystencja po śmierci; miejsce, w którym faktycznie można odnaleźć namiastkę szczęścia. Jednak czy to nie byłby po prostu kolejny etap dotychczasowego istnienia? Nie widzielibyśmy przecież końca życia jako coś ostatecznego lub przerażającego, po prostu uznalibyśmy to za następny przystanek w wiecznej tułaczce. Niestety, logika przeczy podobnym teoriom, ja sam uznałem już dawno temu, że te piękne historie o bliskich czekających na nas po drugiej stronie to tylko wymysły pogrążonego w żałobie człowieka. W celu ułatwienia sobie doczesności byliśmy w stanie posunąć się naprawdę daleko. W końcu kto chciałby oszaleć z rozpaczy, wiedząc, że utrata ukochanych osób oznacza odebranie ich przez los już na zawsze? Och, wyglądało na to, że to właśnie ja byłem ów wariatem, który świadomie odrzucał piękne zakończenia opowiadanych przez pokolenia bajek. Powinienem raczej hołubić temu pomysłowi, odnajdywać w nim radość, artystyczną inspirację; zamiast tego umartwiałem się wewnętrznie. Może podświadomie nie chciałem spotykać chorej matki, przez co lęk był silniejszy niż miłość do siostry czy kuzynki, z którymi przecież mógłbym zjednoczyć się po śmierci. Mógłbym być wtedy szczęśliwy. Dlaczego odmawiam go sobie tak skrupulatnie? W dodatku tu i teraz, rozmyślając nad tym, jak mocno tęskniłem i jak bardzo nie chciałem sobie tego uświadomić. Uczucia to słabość, ojciec doskonale wiedział co mówił, co tłumaczył mi tyle lat, co wymuszał na mnie podczas niby terapeutycznych sesji w jego gabinecie. Zacząłem to dostrzegać, gdy tak jak teraz traciłem nad sobą kontrolę. Nie pozwalałem, by demony odeszły w niepamięć, zamiast tego oddając im władzę nad sobą. Nad snem, który powinien spaść na moją świadomość.
Nie powinienem błąkać się po korytarzach rezydencji, nie powinienem pozwolić myślom na buzowanie z taką intensywnością. Gdy odezwał się umysł, odpowiedziało także serce, co samo w sobie było irytujące. Jeszcze coraz częściej zastanawiałem się nad polityką, Stonehenge i nad tym czy faktycznie mogliśmy tego wszystkiego uniknąć. Czy nowa siła wprowadzona do magicznego świata, ponoć potężna i mroczna, czy w ogóle mogliśmy jej zaufać. Zwykle nie interesowały mnie podobne sprawy, ale anomalie, ich wpływ na zwykłą codzienność nie pozostał niezauważony. Bałem się więc coraz bardziej. Nie rozumiejąc, nie wiedząc. Nienawidziłem takiego stanu. Nie wyobrażałem sobie co musiała przechodzić Elise; skoro minione wydarzenia wstrząsnęły kimś, kto nie mógł być bardziej oddalony od świata politycznych intryg to znaczy, że coś poszło bardzo nie tak.
Mogłem to zauważyć, gdy pusty, spowity ciemnością korytarz okazał się okupowany przez tą konkretną osobę. Równie zmartwioną, bezsenną. Nie przypominała dumnej lwicy zaskarbiającą uwagę otoczenia. Stała przede mną zaniepokojona, bezsilna kobieta o zmęczonej twarzy. Oboje nie byliśmy dziś w najlepszej formie. Zupełnie jakby dzień wyssał z nas energię, a noc… noc nie była ani odrobinę łaskawsza.
- Chciałbym powiedzieć, że niepotrzebnie, ale ja też dużo się ostatnio martwię – przyznałem cicho, po czym westchnąłem dość ciężko. Jakby ten bagaż myśli miał zsunąć się z płuc, które przygniatał. Jednak nic z tego, wciąż uciskał na klatkę piersiową. – Powinniśmy przynajmniej spróbować zająć się czymś innym – napomknąłem, choć może bez szczególnego entuzjazmu. Przejechałem dłonią po karku, będąc niejako wdzięcznym za zmianę tematu. Już dość ogólnej trwogi. – Na pewno przyćmisz większość kobiet i rozkochasz w sobie niejednego lorda – odpowiedziałem niemal z lekkością w głosie, bo tak, chyba tego potrzebowałem. Nieistotnych rozmów, komplementów. – Oczywiście. Nie byłbym sobą, gdybym nie zjawił się na arystokratycznej uroczystości – zapewniłem z uśmiechem. Zmęczonym, ale szczerym. Pod tym kątem nie różniliśmy się od siebie za wiele, nadal uwielbiałem salonowe życie. Nawet kosztem balowego stroju, który nie przypadł mi do gustu, ale nadal zamierzałem go nosić z dumą.
Po zawezwaniu skrzata oraz udzieleniu mu konkretnych instrukcji zaczęliśmy powoli iść do saloniku, a choć z każdym krokiem było mi cieplej, to nie mogłem zdobyć się na więcej niż upojenie milczeniem. Dopiero uwaga kuzynki wyrwała mnie z letargu; zerknąłem na nią kątem oka i kolejne westchnięcie opuściło moje usta. – Ja również – przyznałem niechętnie. Nie lubiłem uwydatniać swej wrażliwości, na którą nie było w moim życiu miejsca. Usiłowałem ją wyplenić, ale z marnym jak dotąd skutkiem. – Czasem nacinam się na tym, że szukam jej sylwetki podczas wspólnego śniadania albo że spotkam ją w pokoju muzycznym. Dziwne uczucie – dodałem cicho, w zamyśleniu. Czy tak już zawsze będzie? Każda droga memu sercu krewna będzie opuszczać Wyspę i naprawdę zostanę tutaj sam? Brzmiało to katastroficznie.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Hol główny [odnośnik]10.01.20 17:35
Z Elise nikt nie próbował wydrzeć słabości, uważano bowiem, że kobiety mogą, a nawet powinny być słabe, zaś siła jest domeną mężczyzn. Że wiara w bajki i szczęście, przywiązanie do rzeczy pięknych a także unikanie tego co złe było właśnie dla kobiet. Żyli w patriarchalnym świecie, w którym panował wyraźny podział na to, co stosowne dla każdej z płci. Elise od zawsze była bardzo dziewczęca. Kochała piękno i wygody, robiła tragedię z rzeczy pokroju plamy na sukience lub złamanego paznokcia, a także pragnęła wierzyć, że czekało ją piękne zakończenie, długie, szczęśliwe i wygodne życie u boku wysoko postawionego męża, dla którego ona sama będzie znakomitą ozdobą na salonach. Tym pragnęła być – ozdobą, która nie musi troskać swej ślicznej główki niczym przykrym i poważnym. Miała jedynie być ładna i uzdolniona, to wszystko. Odpowiadało jej to, że nie wymagano od niej niczego więcej niż bycia ozdobą rodu i wyjścia za mąż za wyznaczoną przez nestora osobę. Nie miała ambicji sięgających innych sfer niż te przypisane damom. Pozwalano jej karmić się złudzeniami, także tymi dotyczącymi zmarłych bliskich, za którymi tęskniła. Pozwolono jej opłakać Rose, a potem wierzyć, że istniało jakieś „dalej”. Jedyne złudzenie, które już dawno brutalnie zostało rozwiane to to dotyczące ślubu z miłości. „To nie miłość jest najważniejsza, a obowiązek wobec rodu”, powiedziała jej lata temu matka, przygotowując ją na to, że w ich świecie nie ma miejsca na miłość i wybieranie, z kim się chce spędzić życie. To ojciec i nestor wybiorą jej męża tak, by było to opłacalne politycznie dla Nottów. Zaczęła więc gardzić kobietami, które myślały inaczej, które próbowały się buntować i miały męskie aspiracje (takie jak na przykład praca), albo zakochiwały się w mężczyznach niegodnych. Miłość to słabość, tak często sobie powtarzała. Miłość odzierała z rozsądku i odciągała od obowiązków, dlatego nie chciała jej doświadczyć, nawet jeśli Flavien budził w niej pewne skomplikowane uczucia, takie jak zaborczość i pragnienie, by poświęcał najwięcej uwagi właśnie jej, a nie innym licznie kręcącym się wokół niego damom. Ale to też trudno byłoby nazwać romantycznym uczuciem, skoro zasadniczo byli rodziną i raczej nie byłoby zbyt prawdopodobne, by ktokolwiek planował zaaranżować ich związek. Może to, że była tak spragniona jego towarzystwa i nie lubiła dzielić się nim z innymi dziewczętami było po prostu kwestią tego, że był jej ukochanym kuzynem?
Niemniej jednak, ilekroć wyobrażała sobie przyszłego męża, chciała by miał w sobie coś z Flaviena.
Przejmowała się tym wszystkim, bo bała się nieznanego. A działo się na tyle dużo złego, że docierało to nawet do niej, salonowej ozdoby żyjącej blichtrem, ploteczkami i pięknymi rzeczami. Niczego nie bała się równie mocno jak tego, że mogłaby zostać odarta z przywilejów i wygód. Wolałaby umrzeć niż skończyć w nędzy, zrównana z gminem, którym gardziła od dziecka, karmiona rodowymi ideami stawiającymi czystość krwi na piedestale. Lubiła czuć się lepszą i czerpać z przywilejów, i nie rozumiała tych, którzy odrzucali to wszystko, by żyć jak plebs.
Nie przejmowała się cierpieniem niższych stanów społecznych, a tylko tym, żeby sama nie ucierpiała na tym, co się działo. Jej wygody były dla niej najważniejsze na świecie i byłaby gotowa wyrzec się nawet rodzonej siostry, byle tylko nie utracić tego życia, które tak sobie ukochała. Pozostawało jej mieć nadzieję, że czysta krew i słuszne wartości nie upadną, nie zostaną zaduszone przez szlam i ich zwolenników. Właśnie tam upatrywała zagrożenia – w szlamach i zwolennikach równości. A także, oczywiście, w anomaliach, które budziły w niej niepokój odkąd zaległy nad krajem. Elise mimo tęsknoty za zmarłą siostrą wcale nie spieszyło się do tego, by do niej dołączyć.
- Masz rację, Flavienie. Może zajęcie się czymś konkretnym odegna nasze troski? Rano w końcu wstanie nowy dzień, a gdy wrócę do domu, to rzucę się w wir przygotowań do sabatu – pokiwała głową, wiedząc, że przygotowywanie sukni miało szansę stać się tym, co zaabsorbuje ją na tyle, że przestanie tyle myśleć o swoich lękach i koszmarach. – Och, już postaram się o to, żeby tak było. Od miesięcy czekałam na ten dzień – zapewniła. Pragnęła olśnić wszystkich, wzbudzić zazdrość w damach i zaintrygować kawalerów. Chciała, by ustawiały się kolejki chętnych do tańca z nią, i żeby ciotka Adelaide po wszystkim była dumna z najmłodszej lwicy Nottów. Musiała stanąć na wysokości zadania i myśl o tym, że sabat dosłownie za pasem, poprawiała jej humor. Żadne anomalie, cokolwiek działo się teraz za oknem, nie mogły jej tego odebrać. Nie zamierzała pozwolić na to, by cokolwiek odebrało jej radość z wydarzenia, na które czekała tak długo.
- Mam nadzieję, że uda nam się spotkać gdzieś w Hampton Court. Możesz wypatrywać mnie na sali balowej, gdzie będę przyćmiewać inne damy swą suknią – dodała, a na jej twarzy, jeszcze chwilę temu zatroskanej i zlęknionej, zaigrała pewność siebie granicząca z butą. Znów przez chwilę przypominała tą normalną siebie, która odpychała od świadomości rzeczy niewygodne i złe, i skupiała się na dobrych stronach życia. Wiedziała też, że i Flavien lubił salony, na których brylował kilka lat dłużej od niej. Ona mogła być pełnoprawną częścią socjety dopiero od czerwca, kiedy to zaproszono ją na pierwszy sabat.
Ruszyli w stronę saloniku.
- Dziwnie jest bez niej, ale cóż... najwyraźniej taka już kolej rzeczy. Moja matka też kiedyś opuściła to miejsce. A ja pewnego dnia opuszczę Ashfield Manor i też zamieszkam z inną rodziną. Choć nigdy nie zapomnę o tym, kto mnie wychował i w jakich wartościach dorastałam – powiedziała. Choć pragnęła się zaręczyć i móc chełpić się w towarzystwie faktem posiadania pierścionka zaręczynowego, opuszczenie Ashfield Manor nie było czymś, na co wyczekiwała z tęsknotą. Miało jej brakować znajomych przestrzeni, w których dorastała, a także krewnych, z którymi była zżyta ale na to też przygotowywano ją od dawna. To mężczyźni mieli nieść dalej ich wspaniałe nazwisko, kobiety miały poślubiać członków innych rodów i przyczyniać się do podtrzymywania sojuszy. Poza tym ślub nie oznaczał przecież zerwania relacji z rodziną. Zmieni nazwisko i miejsce zamieszkania, ale nadal będzie mogła utrzymywać kontakt z bliskimi.
Porozmawiali w saloniku jeszcze trochę, racząc się tym, co przyniósł im skrzat. Humor Elise pod wpływem przebywania z drogim kuzynem znacząco się poprawił, i gdy później wracała do swojej gościnnej komnaty, w której spała, czuła się na sercu trochę lżej.
A rano okazało się... że burza i anomalie zniknęły.

| zt.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Hol główny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach