Salon I
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Salon
Reprezentacyjne pomieszczenie służące przyjmowaniu ważnych gości przez członków rodziny Lestrange. Urządzone w rodowych barwach i udekorowane odpowiednimi symbolami, a także portretami co bardziej znamienitych przodków. Goście odnajdą komfort na wygodnych kanapach, fotelach lub szezlongach; będą mogli wsłuchać się w koncert zaczarowanej harfy lub rozegrać partyjkę dowolnej gry karcianej.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 15.08
Wraz z matką postanowiły pozostać na wyspie Wight kilka dni, jak za dawnych, dobrych czasów. W czasach dzieciństwa Elise, a i później w letnie wakacje matka często zabierała ją na swoją rodzinną wyspę, zdając sobie sprawę, że jej najmłodsza córka, pozbawiona towarzystwa rówieśników w Ashfield Manor, potrzebowała kontaktu z krewnymi z jej strony rodziny. Ponadto wyspa była bardzo ważnym miejscem dla Cassiopei Nott, która nigdy nie wyzbyła się sentymentów do swoich rodzinnych stron oraz rodziny i nawet po dwudziestu sześciu latach od swojego ślubu wciąż chętnie tam powracała, i nie mogły jej od tego odwieść nawet niedawne komplikacje w świecie magii oraz problemy z transportem. Na wyspie Wight matka wyraźnie odżywała, Elise mogła to z łatwością zauważyć za każdym razem. Zastanawiała się też, czy sama będzie się czuć podobnie, kiedy wyjdzie za mąż i we własnym domu będzie już tylko gościem, tak jak jej matka w zamku, w którym spędziła osiemnaście lat życia, zanim jej ojciec oddał ją Perseusowi Nottowi? Czy sama także będzie z nostalgią przechadzać się po korytarzach i komnatach Ashfield Manor, tęskniąc za czasami, kiedy nosiła nazwisko Nott? Czy będzie tam zabierać swoje dzieci, by mogły zaprzyjaźnić się z dziećmi jej kuzynów, którzy jako mężczyźni nie opuszczą dworu i nie będą zmuszeni do całkowitej zmiany swojego życia? Nie wiedziała przecież, jaka będzie jej nowa rodzina i czy będzie w niej szczęśliwa, i czy może nie okaże się, że wyczekiwane przez nią zaręczyny będą dla niej życiową tragedią, nie początkiem własnej bajki.
Odkąd jej najstarsza siostra wyszła za mąż Elise zaczynała snuć swoje wyobrażenia bajkowych zaręczyn i ślubu, uparcie nie chcąc ich zatracić nawet po tym, kiedy Rosalind zmarła. Zarówno debiutancki sabat, jak i zaręczyny czy ślub nieodłącznie kojarzyły jej się z dorosłością damy i były obiektem nastoletnich fantazji i snutych wyobrażeń. Nigdy nie marzyła o pracy i karierze (chyba że muzycznej), a właśnie o bogatym, salonowym życiu i dobrym zamążpójściu. A kiedy dowiedziała się o zaręczynach Marine, te wyobrażenia powróciły, wraz z tlącą się w duszy zazdrością, że kuzynka była pierwsza i wyprzedziła ją w tej ich niepisanej rywalizacji, w której każda chciała lśnić jaśniej od drugiej. Choć może tak naprawdę bardziej zabolał ją fakt milczenia Marine, który narodził w jej myślach przekonanie, że kuzynka z jakiegoś powodu jej nie ufa. Nie na tyle, by opowiedzieć o swoim wyjątkowym dniu, choć zawsze wyobrażała sobie, że kiedy się pozaręczają, opowiedzą sobie o wszystkim ze szczegółami, plotkując przy dobrym winie i zaśmiewając się z przywar swoich narzeczonych oraz snując wyobrażenia, jak będą wyglądać ich suknie ślubne.
Ale wyobrażenia okazały się odbiegać od rzeczywistości, w której zderzyła się ze ścianą milczenia i mogła tylko się zastanawiać nad powodami takiego stanu rzeczy, oraz martwić o to, czy Marine będzie chciała się z nią nadal przyjaźnić, kiedy opuści wyspę Wight i zostanie lady Yaxley. Czy nowa rodzina bardzo ją zmieni? Może już zaczynała zmieniać? To miejsce pewnie już nigdy nie będzie takie samo, kiedy zabraknie tu Marine i Alix. Wyspa była dla niej ważna z racji więzi z kuzynostwem, ale czy bez nich nie stanie się tylko pięknym miejscem, pozbawionym większości tych, którzy byli dla niej ważni, dla niej, niegdyś samotnej dziewczynki pragnącej przyjaciół w bliskim sobie wieku, i dzięki matce znajdującej ich tutaj? Dobrze, że chociaż Flavien tu pozostanie. Cudowny Flavien, na myśl o którym aż się zarumieniła, ale i jego kwestia budziła w niej niepokój, kiedy przypomniała sobie o lady Rosier.
Podczas gdy matka plotkowała z paroma kobietami z rodu Lestrange, Elise wyruszyła na przechadzkę po posiadłości, czując się inaczej niż wtedy, kiedy przemierzała te korytarze jako młoda, niepełnoletnia czarownica odwiedzająca rodzinę ukochanej matki. Przez te wszystkie wizyty na przestrzeni lat znała tu praktycznie każdy kąt, ale teraz miała wrażenie, jakby coś zaczynało się zmieniać po tym, kiedy skończyła szkołę i miała świadomość, że wkrótce wiele się zmieni w życiu jej krewnych, a pewnie za jakiś czas i w jej własnym, kiedy nadejdzie ten dzień, w którym ojciec oznajmi, że znalazł jej narzeczonego. Nie była jednak pewna, kogo bardziej szukała teraz. Flaviena, czy może jednak Marine? Chciała z nią porozmawiać, skonfrontować swoje obawy i wyobrażenia z rzeczywistością.
I w końcu znalazła ją w salonie. O dziwo, nie było tu nikogo innego.
- Marine? – zapytała cicho. Wczoraj widziały się przelotnie, ale nie miały sposobności porozmawiać dłużej sam na sam, bez obecności innych członków rodziny w pobliżu, ale może teraz nadarzyła się okazja?
Wraz z matką postanowiły pozostać na wyspie Wight kilka dni, jak za dawnych, dobrych czasów. W czasach dzieciństwa Elise, a i później w letnie wakacje matka często zabierała ją na swoją rodzinną wyspę, zdając sobie sprawę, że jej najmłodsza córka, pozbawiona towarzystwa rówieśników w Ashfield Manor, potrzebowała kontaktu z krewnymi z jej strony rodziny. Ponadto wyspa była bardzo ważnym miejscem dla Cassiopei Nott, która nigdy nie wyzbyła się sentymentów do swoich rodzinnych stron oraz rodziny i nawet po dwudziestu sześciu latach od swojego ślubu wciąż chętnie tam powracała, i nie mogły jej od tego odwieść nawet niedawne komplikacje w świecie magii oraz problemy z transportem. Na wyspie Wight matka wyraźnie odżywała, Elise mogła to z łatwością zauważyć za każdym razem. Zastanawiała się też, czy sama będzie się czuć podobnie, kiedy wyjdzie za mąż i we własnym domu będzie już tylko gościem, tak jak jej matka w zamku, w którym spędziła osiemnaście lat życia, zanim jej ojciec oddał ją Perseusowi Nottowi? Czy sama także będzie z nostalgią przechadzać się po korytarzach i komnatach Ashfield Manor, tęskniąc za czasami, kiedy nosiła nazwisko Nott? Czy będzie tam zabierać swoje dzieci, by mogły zaprzyjaźnić się z dziećmi jej kuzynów, którzy jako mężczyźni nie opuszczą dworu i nie będą zmuszeni do całkowitej zmiany swojego życia? Nie wiedziała przecież, jaka będzie jej nowa rodzina i czy będzie w niej szczęśliwa, i czy może nie okaże się, że wyczekiwane przez nią zaręczyny będą dla niej życiową tragedią, nie początkiem własnej bajki.
Odkąd jej najstarsza siostra wyszła za mąż Elise zaczynała snuć swoje wyobrażenia bajkowych zaręczyn i ślubu, uparcie nie chcąc ich zatracić nawet po tym, kiedy Rosalind zmarła. Zarówno debiutancki sabat, jak i zaręczyny czy ślub nieodłącznie kojarzyły jej się z dorosłością damy i były obiektem nastoletnich fantazji i snutych wyobrażeń. Nigdy nie marzyła o pracy i karierze (chyba że muzycznej), a właśnie o bogatym, salonowym życiu i dobrym zamążpójściu. A kiedy dowiedziała się o zaręczynach Marine, te wyobrażenia powróciły, wraz z tlącą się w duszy zazdrością, że kuzynka była pierwsza i wyprzedziła ją w tej ich niepisanej rywalizacji, w której każda chciała lśnić jaśniej od drugiej. Choć może tak naprawdę bardziej zabolał ją fakt milczenia Marine, który narodził w jej myślach przekonanie, że kuzynka z jakiegoś powodu jej nie ufa. Nie na tyle, by opowiedzieć o swoim wyjątkowym dniu, choć zawsze wyobrażała sobie, że kiedy się pozaręczają, opowiedzą sobie o wszystkim ze szczegółami, plotkując przy dobrym winie i zaśmiewając się z przywar swoich narzeczonych oraz snując wyobrażenia, jak będą wyglądać ich suknie ślubne.
Ale wyobrażenia okazały się odbiegać od rzeczywistości, w której zderzyła się ze ścianą milczenia i mogła tylko się zastanawiać nad powodami takiego stanu rzeczy, oraz martwić o to, czy Marine będzie chciała się z nią nadal przyjaźnić, kiedy opuści wyspę Wight i zostanie lady Yaxley. Czy nowa rodzina bardzo ją zmieni? Może już zaczynała zmieniać? To miejsce pewnie już nigdy nie będzie takie samo, kiedy zabraknie tu Marine i Alix. Wyspa była dla niej ważna z racji więzi z kuzynostwem, ale czy bez nich nie stanie się tylko pięknym miejscem, pozbawionym większości tych, którzy byli dla niej ważni, dla niej, niegdyś samotnej dziewczynki pragnącej przyjaciół w bliskim sobie wieku, i dzięki matce znajdującej ich tutaj? Dobrze, że chociaż Flavien tu pozostanie. Cudowny Flavien, na myśl o którym aż się zarumieniła, ale i jego kwestia budziła w niej niepokój, kiedy przypomniała sobie o lady Rosier.
Podczas gdy matka plotkowała z paroma kobietami z rodu Lestrange, Elise wyruszyła na przechadzkę po posiadłości, czując się inaczej niż wtedy, kiedy przemierzała te korytarze jako młoda, niepełnoletnia czarownica odwiedzająca rodzinę ukochanej matki. Przez te wszystkie wizyty na przestrzeni lat znała tu praktycznie każdy kąt, ale teraz miała wrażenie, jakby coś zaczynało się zmieniać po tym, kiedy skończyła szkołę i miała świadomość, że wkrótce wiele się zmieni w życiu jej krewnych, a pewnie za jakiś czas i w jej własnym, kiedy nadejdzie ten dzień, w którym ojciec oznajmi, że znalazł jej narzeczonego. Nie była jednak pewna, kogo bardziej szukała teraz. Flaviena, czy może jednak Marine? Chciała z nią porozmawiać, skonfrontować swoje obawy i wyobrażenia z rzeczywistością.
I w końcu znalazła ją w salonie. O dziwo, nie było tu nikogo innego.
- Marine? – zapytała cicho. Wczoraj widziały się przelotnie, ale nie miały sposobności porozmawiać dłużej sam na sam, bez obecności innych członków rodziny w pobliżu, ale może teraz nadarzyła się okazja?
Zdążyła już zapomnieć o Festiwalu Lata i nie cierpiała zbytecznie przez fakt, że był on jej ostatnim. Zakończenie wydarzenia oznaczało początek nowych, zupełnie innych wyzwań, które zaczęły piętrzyć się przed panną Lestrange, a stawienie im czoła wymagało ciężkiej pracy, zwłaszcza nad sobą. Musiała mieć siłę, by odpowiadać na wszystko, co zgotował jej los; tylko odporność psychiczna miała pozwolić jej odnieść sukces w nowej roli. Na nic przyjdzie jej noszenie masek, czarowanie wszystkich dookoła swoim głosem czy uśmiechem, jeśli wewnątrz będzie płonąć z frustracji.
Powodem tych negatywnych uczuć, tlących się w niej od jakiegoś czasu, była bezsilność. Marine nie mogła przeboleć, że w sprawie umysłowego połączenia z Morgothem po raz kolejny okazywała się tylko pionkiem, tylko środkiem do celu. Ktoś umyślił sobie, by ubarwić okoliczności jej zaręczyn i w tym celu postanowił wtargnąć do jej umysłu. Czuła się słaba i bezwolna, a niczego na świecie tak nie znosiła, jak utraty kontroli nad tą garstką rzeczy, nad którą w ogóle kiedykolwiek ją miała. Szukanie odpowiedzi na własną rękę pochłonęło sierpniowe dni, a przecież wciąż musiała ćwiczyć śpiew i emisję głosu, szlifować kroki w tańcu, zapamiętywać coraz więcej włoskich i niemieckich słówek, nie wyjść z wprawy podczas fortepianowych koncertów i jeszcze wybrać kilka kreacji na nadchodzący sezon. Do każdej czynności starała się podchodzić z jasnym umysłem, lecz nie zawsze jej się to udawało. Podświadomie czuła, że czegoś jej brakuje i tym czymś okazywało się zamknięcie kwestii wspólnej jawy – cóż z tego, że pierścionek zaręczynowy lśnił już na jej palcu, skoro wciąż nie mogła uwolnić się od irytującego poczucia własnej słabości? Musiała doprowadzić tą sprawę do końca i wydawało jej się, że już niebawem będzie w stanie to zrobić.
Zanim jednak miało to nastąpić, zupełnie inny rodzaj wyzwania stanął przed panną Lestrange, gdy w saloniku, w którym czytała historię Niemieckiej Opery Czarodziejskiej, pojawiła się Elise. Kuzynki nie miały okazji porozmawiać ze sobą w cztery oczy od momentu spotkania na Festiwalu Lata, a Marine miała wrażenie, że panna Nott jest nieco obrażona za brak szczegółowych informacji na temat zaręczyn. To prawda, śpiewaczka poskąpiła jej wtedy wiadomości, lecz czuła się całkowicie usprawiedliwiona, gdyż towarzyszyła im przecież siostra Morgotha. Nie wyobrażała sobie zdradzać informacji o narzeczonym nie tylko z powodu fałszywej przyzwoitości, lecz głównie dlatego, że wszystko było jeszcze zdecydowanie zbyt świeże, by rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Nie pożałowała swojego zachowania, gdy tylko dowiedziała się, że Elise nie potrafiła zachować swojego żalu dla siebie.
- Elise, wejdź – powitała ją uśmiechem, zapraszając do środka.
Kolorową wstążką założyła stronę i zamknęła księgę, odkładając ją na stoliczek nieopodal. Zgrabnym ruchem różdżki przebudziła zaczarowaną harfę, która zaczęła wygrywać cichą, przyjemną dla ucha melodię.
- Jak się czuje Twoja mama? Klimat rodzinnych stron chyba dobrze jej robi, widziałam ją wczoraj spacerujące z babcią po wydmach. To już zapewne ostatnie wasze dni tutaj? – zapytała pozornie spokojnie, tak naprawdę pragnąc się dowiedzieć, jak długo jeszcze będzie narażona na szeptanie za plecami. I pomyśleć, że wszystko to wprawiała w ruch osoba, którą uważała za przyjaciółkę.
Powodem tych negatywnych uczuć, tlących się w niej od jakiegoś czasu, była bezsilność. Marine nie mogła przeboleć, że w sprawie umysłowego połączenia z Morgothem po raz kolejny okazywała się tylko pionkiem, tylko środkiem do celu. Ktoś umyślił sobie, by ubarwić okoliczności jej zaręczyn i w tym celu postanowił wtargnąć do jej umysłu. Czuła się słaba i bezwolna, a niczego na świecie tak nie znosiła, jak utraty kontroli nad tą garstką rzeczy, nad którą w ogóle kiedykolwiek ją miała. Szukanie odpowiedzi na własną rękę pochłonęło sierpniowe dni, a przecież wciąż musiała ćwiczyć śpiew i emisję głosu, szlifować kroki w tańcu, zapamiętywać coraz więcej włoskich i niemieckich słówek, nie wyjść z wprawy podczas fortepianowych koncertów i jeszcze wybrać kilka kreacji na nadchodzący sezon. Do każdej czynności starała się podchodzić z jasnym umysłem, lecz nie zawsze jej się to udawało. Podświadomie czuła, że czegoś jej brakuje i tym czymś okazywało się zamknięcie kwestii wspólnej jawy – cóż z tego, że pierścionek zaręczynowy lśnił już na jej palcu, skoro wciąż nie mogła uwolnić się od irytującego poczucia własnej słabości? Musiała doprowadzić tą sprawę do końca i wydawało jej się, że już niebawem będzie w stanie to zrobić.
Zanim jednak miało to nastąpić, zupełnie inny rodzaj wyzwania stanął przed panną Lestrange, gdy w saloniku, w którym czytała historię Niemieckiej Opery Czarodziejskiej, pojawiła się Elise. Kuzynki nie miały okazji porozmawiać ze sobą w cztery oczy od momentu spotkania na Festiwalu Lata, a Marine miała wrażenie, że panna Nott jest nieco obrażona za brak szczegółowych informacji na temat zaręczyn. To prawda, śpiewaczka poskąpiła jej wtedy wiadomości, lecz czuła się całkowicie usprawiedliwiona, gdyż towarzyszyła im przecież siostra Morgotha. Nie wyobrażała sobie zdradzać informacji o narzeczonym nie tylko z powodu fałszywej przyzwoitości, lecz głównie dlatego, że wszystko było jeszcze zdecydowanie zbyt świeże, by rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Nie pożałowała swojego zachowania, gdy tylko dowiedziała się, że Elise nie potrafiła zachować swojego żalu dla siebie.
- Elise, wejdź – powitała ją uśmiechem, zapraszając do środka.
Kolorową wstążką założyła stronę i zamknęła księgę, odkładając ją na stoliczek nieopodal. Zgrabnym ruchem różdżki przebudziła zaczarowaną harfę, która zaczęła wygrywać cichą, przyjemną dla ucha melodię.
- Jak się czuje Twoja mama? Klimat rodzinnych stron chyba dobrze jej robi, widziałam ją wczoraj spacerujące z babcią po wydmach. To już zapewne ostatnie wasze dni tutaj? – zapytała pozornie spokojnie, tak naprawdę pragnąc się dowiedzieć, jak długo jeszcze będzie narażona na szeptanie za plecami. I pomyśleć, że wszystko to wprawiała w ruch osoba, którą uważała za przyjaciółkę.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W myślach Elise wspomnienia Festiwalu wciąż żyły, jednak póki co nie miała na głowie poważniejszych problemów i mogła w pełni sycić się swoimi towarzyskimi debiutami. Zarówno tym sabatowym, jak i festiwalowym. Mniej ważnym, ale nadal istotnym z punktu widzenia młodej damy, której główną treścią życia był świat salonów.
Prawdopodobnie między dziewczętami doszło do zwykłego nieporozumienia i niedopowiedzeń, a także nawarstwienia się różnych spraw, które złożyły się na to, że Elise zupełnie opacznie zrozumiała intencje Marine oraz powody jej milczenia. Nie była jednak przyzwyczajona do tego, że ktoś jej czegoś odmawia i ją od siebie odsuwa, więc poczuła się bardzo urażona, kiedy Marine nie dopuściła jej do siebie i zbyła ją zagadkowymi, lakonicznymi wzmiankami, jedynie podsycając głód wiedzy. Elise niestety była osobą dość płytką i miała przykre zapędy do plotkowania, choć w Hogwarcie nigdy nie kopała dołków pod rodziną i krzywdzące plotki tworzyła tylko na temat ludzi, których nie lubiła, o krewniaczkach woląc mówić dobrze, bo rodzina musiała stać za sobą murem. Nawet w przypadku ewentualnych konfliktów obcy musieli postrzegać rodziny jako jedność. I teraz w żadnym momencie nie przyświecały jej złe intencje względem Marine, nigdy nie życzyła jej źle. Oprócz zwykłego rozczarowania jej milczeniem (bo przecież była pewna, że się przyjaźnią, a jako kuzynka i przyjaciółka przecież zasługiwała na szczegółową relację, prawda?) odczuwała też zmartwienie o jej dalsze losy, bo wiedziała, że życie jej kuzynki się znacząco zmieni. Nie mogła też nikomu zdradzić szczegółów zaręczyn Marine skoro ich nie znała, ale trudno było pominąć temat samej kwestii zaręczyn w rozmowie z Alix, skoro tak bardzo ją to nurtowało i zastanawiało – dlatego kwestia ta w ich wczorajszej rozmowie się przewinęła przy okazji pogawędki o Festiwalu Lata. Ciężko jej było zachować ten żal dla siebie, skoro dotyczyło to osoby, co do której była przekonana, że sobie ufają – a tu nagle okazało się, że jednak nie do końca. Dla Elise zaręczyny były jedną z najbardziej interesujących spraw, zwłaszcza zaręczyny w gronie krewnych i przyjaciół. I nie miała pojęcia, że Marine mogła się poczuć tym faktem urażona, skoro nie rozmawiała o niej z obcą osobą, a z najbliższą rodziną, dzieląc się niepokojami z kimś, kto mógł je znać i rozumieć, ale także nie chcieć puścić potencjalnych plotek dalej, do obcych ludzi. Tego przecież nie chciała. Nie chciała, żeby Marine została w jakikolwiek sposób pokrzywdzona jej ciekawskością. Poszukiwała też rozwiązania swojego problemu i upewnienia się, czy Marine z jakiegoś powodu nie postanowiła się od niej odsunąć, skoro miała teraz wyjść za mąż za Yaxleya. Ostatecznie niektóre kobiety po ślubie zrywały stare relacje – bała się więc, że i jej kuzynki mogły skupić się na nowych rodzinach i nie chcieć już kontynuować dotychczasowych przyjaźni.
A kim byłaby Elise bez swojego grona krewniaczek i przyjaciółek? Nie była stworzona do samotności, potrzebowała otaczać się ludźmi i zależało jej na utrzymaniu relacji z rodziną nawet kiedy zarówno ona, jak i jej kuzynki będą już żonami.
Tak czy inaczej nie wiedziała, co działo się w umyśle Marine. W Hogwarcie spędziły razem siedem długich lat, ale kiedy skończyły szkołę, każda powróciła na łono swojego rodu i miała własne problemy, przez co komunikacja między nimi zaczęła szwankować i Elise zdała sobie sprawę, że już nie może być całkowicie pewna swojej relacji z kuzynką, która wkrótce zmieni nazwisko, stając się mężatką, żoną swego męża. I również czuła żal, bo wiedziała, że to oznaczało koniec pewnego etapu i że już nic nie będzie takie samo. Na ten moment trochę trudno było jej znieść nieuchronność tego, że wszystko się zmieniało, mimo że tak czekała na dorosłość, koniec szkoły, debiut, a w końcu i zaręczyny, przekonana że zaręczyny to niezwykle istotny moment życia każdej kobiety, a stare panny były kobietami niepełnowartościowymi, ze skazą. Ale teraz zaczęła też dostrzegać jej pierwsze cienie, choćby w kwestii relacji z Marine i tego, że między nimi także coś zaczynało się zmieniać, skoro jak myślała, kuzynka przestała jej ufać.
Od czasu Festiwalu nie rozmawiały w cztery oczy, a i między czerwcowym debiutem a festiwalem nie miały ku temu zbyt wielu okazji. Elise zdała sobie sprawę, że nawet nie była pewna, jak zacząć rozmowę, więc po wejściu do salonu i znalezieniu tam samotnej Marine nagle poczuła w głowie pustkę, choć zdarzało jej się to rzadko. Ale też na rzadko której relacji zależało jej tak, jak na relacji z Marine.
Weszła do środka, przysiadając gdzieś w pobliżu kuzynki. Zlustrowała ją wzrokiem, doszukując się zaręczynowego pierścionka. Ciekawe, jak czuła się w tej nowej roli? Elise jeszcze nie miała okazji się przekonać, mogła jedynie polegać na wyidealizowanych wyobrażeniach. Kiedy i ona doczeka dnia zaręczyn być może przekona się, że to wcale nie jest tak różowo. I może wtedy jednak uzna, że nie jest to coś, o czym chciałaby opowiadać na prawo i lewo.
- Dziękuję, czuje się bardzo dobrze. Powroty do dawnego domu dobrze jej robią – powiedziała, na moment zwracając wzrok w stronę okna, na piękne, nadmorskie krajobrazy wyspy. – Nie wiem, to zależy od decyzji matki – dodała, nawet nie podejrzewając, że Marine mogła chcieć się jej stąd pozbyć. Bo przecież w swoim przekonaniu nie zrobiła nic złego i nawet nie wiedziała, że kuzynka może mieć do niej żal. – Przez to zamieszanie z teleportacją nie może was odwiedzać tak często, jak by chciała, więc teraz zdecydowała się pozostać tutaj na kilka dni, a przybyłyśmy wczoraj. – Nie wiadomo przecież, kiedy znów uda im się tu wyrwać. A jej matka nigdy nie zapomniała o korzeniach i o swoich rodzinnych powiązaniach nawet po wyjściu za mąż. Marine wkrótce czekał podobny los. – Sama też czuję się zmęczona zbyt długim utkwieniem w Ashfield Manor z powodu tych wszystkich anomalii i ograniczeń. Nie do końca tak wyobrażałam sobie początek dorosłości, choć Festiwal stanowił miłą odmianę – mówiła dalej, beztrosko paplając w nieświadomości myśli Marine. I póki co odwlekała poruszenie drażliwego tematu, kontynuując płytką rozmowę o niczym, ubolewając nad anomaliami i innymi komplikacjami, które uniemożliwiały częstsze wyjścia towarzyskie oraz samotne opuszczanie dworu dalej niż do ogrodów wokół posiadłości. Wszędzie, zarówno na festiwal, jak i w inne miejsca musiała mieć towarzystwo, anomalie były niebezpieczne, a nastroje w świecie magii niczego nie ułatwiały i będąc młodą dziewczyną strach było gdziekolwiek zapuszczać się samej. – A ty jak się miewasz? Mam nadzieję, że dobrze. Zbyt rzadko się widujemy odkąd skończyłyśmy szkołę i zdążyłam się stęsknić, bo przecież listy nigdy nie zastąpią spotkania i rozmowy. – To w tym upatrywała przyczyn nagłego odsunięcia się kuzynki. – A teraz pewnie będziemy się widywać jeszcze rzadziej, bo twoje życie wkrótce bardzo się zmieni – westchnęła znów, powoli zbliżając się do grząskiego gruntu, jakim był temat zaręczyn i przyszłych zmian w życiu młodej panny Lestrange, która za jakiś czas będzie mogła tylko odwiedzać wyspę tak, jak robiła to matka Elise. Cassiopeia Nott dwadzieścia sześć lat temu też była taką młodziutką, zaręczoną osiemnastolatką, na którą spadła konieczność wyrzeczenia się miłości w imię wypełnienia woli rodu.
Prawdopodobnie między dziewczętami doszło do zwykłego nieporozumienia i niedopowiedzeń, a także nawarstwienia się różnych spraw, które złożyły się na to, że Elise zupełnie opacznie zrozumiała intencje Marine oraz powody jej milczenia. Nie była jednak przyzwyczajona do tego, że ktoś jej czegoś odmawia i ją od siebie odsuwa, więc poczuła się bardzo urażona, kiedy Marine nie dopuściła jej do siebie i zbyła ją zagadkowymi, lakonicznymi wzmiankami, jedynie podsycając głód wiedzy. Elise niestety była osobą dość płytką i miała przykre zapędy do plotkowania, choć w Hogwarcie nigdy nie kopała dołków pod rodziną i krzywdzące plotki tworzyła tylko na temat ludzi, których nie lubiła, o krewniaczkach woląc mówić dobrze, bo rodzina musiała stać za sobą murem. Nawet w przypadku ewentualnych konfliktów obcy musieli postrzegać rodziny jako jedność. I teraz w żadnym momencie nie przyświecały jej złe intencje względem Marine, nigdy nie życzyła jej źle. Oprócz zwykłego rozczarowania jej milczeniem (bo przecież była pewna, że się przyjaźnią, a jako kuzynka i przyjaciółka przecież zasługiwała na szczegółową relację, prawda?) odczuwała też zmartwienie o jej dalsze losy, bo wiedziała, że życie jej kuzynki się znacząco zmieni. Nie mogła też nikomu zdradzić szczegółów zaręczyn Marine skoro ich nie znała, ale trudno było pominąć temat samej kwestii zaręczyn w rozmowie z Alix, skoro tak bardzo ją to nurtowało i zastanawiało – dlatego kwestia ta w ich wczorajszej rozmowie się przewinęła przy okazji pogawędki o Festiwalu Lata. Ciężko jej było zachować ten żal dla siebie, skoro dotyczyło to osoby, co do której była przekonana, że sobie ufają – a tu nagle okazało się, że jednak nie do końca. Dla Elise zaręczyny były jedną z najbardziej interesujących spraw, zwłaszcza zaręczyny w gronie krewnych i przyjaciół. I nie miała pojęcia, że Marine mogła się poczuć tym faktem urażona, skoro nie rozmawiała o niej z obcą osobą, a z najbliższą rodziną, dzieląc się niepokojami z kimś, kto mógł je znać i rozumieć, ale także nie chcieć puścić potencjalnych plotek dalej, do obcych ludzi. Tego przecież nie chciała. Nie chciała, żeby Marine została w jakikolwiek sposób pokrzywdzona jej ciekawskością. Poszukiwała też rozwiązania swojego problemu i upewnienia się, czy Marine z jakiegoś powodu nie postanowiła się od niej odsunąć, skoro miała teraz wyjść za mąż za Yaxleya. Ostatecznie niektóre kobiety po ślubie zrywały stare relacje – bała się więc, że i jej kuzynki mogły skupić się na nowych rodzinach i nie chcieć już kontynuować dotychczasowych przyjaźni.
A kim byłaby Elise bez swojego grona krewniaczek i przyjaciółek? Nie była stworzona do samotności, potrzebowała otaczać się ludźmi i zależało jej na utrzymaniu relacji z rodziną nawet kiedy zarówno ona, jak i jej kuzynki będą już żonami.
Tak czy inaczej nie wiedziała, co działo się w umyśle Marine. W Hogwarcie spędziły razem siedem długich lat, ale kiedy skończyły szkołę, każda powróciła na łono swojego rodu i miała własne problemy, przez co komunikacja między nimi zaczęła szwankować i Elise zdała sobie sprawę, że już nie może być całkowicie pewna swojej relacji z kuzynką, która wkrótce zmieni nazwisko, stając się mężatką, żoną swego męża. I również czuła żal, bo wiedziała, że to oznaczało koniec pewnego etapu i że już nic nie będzie takie samo. Na ten moment trochę trudno było jej znieść nieuchronność tego, że wszystko się zmieniało, mimo że tak czekała na dorosłość, koniec szkoły, debiut, a w końcu i zaręczyny, przekonana że zaręczyny to niezwykle istotny moment życia każdej kobiety, a stare panny były kobietami niepełnowartościowymi, ze skazą. Ale teraz zaczęła też dostrzegać jej pierwsze cienie, choćby w kwestii relacji z Marine i tego, że między nimi także coś zaczynało się zmieniać, skoro jak myślała, kuzynka przestała jej ufać.
Od czasu Festiwalu nie rozmawiały w cztery oczy, a i między czerwcowym debiutem a festiwalem nie miały ku temu zbyt wielu okazji. Elise zdała sobie sprawę, że nawet nie była pewna, jak zacząć rozmowę, więc po wejściu do salonu i znalezieniu tam samotnej Marine nagle poczuła w głowie pustkę, choć zdarzało jej się to rzadko. Ale też na rzadko której relacji zależało jej tak, jak na relacji z Marine.
Weszła do środka, przysiadając gdzieś w pobliżu kuzynki. Zlustrowała ją wzrokiem, doszukując się zaręczynowego pierścionka. Ciekawe, jak czuła się w tej nowej roli? Elise jeszcze nie miała okazji się przekonać, mogła jedynie polegać na wyidealizowanych wyobrażeniach. Kiedy i ona doczeka dnia zaręczyn być może przekona się, że to wcale nie jest tak różowo. I może wtedy jednak uzna, że nie jest to coś, o czym chciałaby opowiadać na prawo i lewo.
- Dziękuję, czuje się bardzo dobrze. Powroty do dawnego domu dobrze jej robią – powiedziała, na moment zwracając wzrok w stronę okna, na piękne, nadmorskie krajobrazy wyspy. – Nie wiem, to zależy od decyzji matki – dodała, nawet nie podejrzewając, że Marine mogła chcieć się jej stąd pozbyć. Bo przecież w swoim przekonaniu nie zrobiła nic złego i nawet nie wiedziała, że kuzynka może mieć do niej żal. – Przez to zamieszanie z teleportacją nie może was odwiedzać tak często, jak by chciała, więc teraz zdecydowała się pozostać tutaj na kilka dni, a przybyłyśmy wczoraj. – Nie wiadomo przecież, kiedy znów uda im się tu wyrwać. A jej matka nigdy nie zapomniała o korzeniach i o swoich rodzinnych powiązaniach nawet po wyjściu za mąż. Marine wkrótce czekał podobny los. – Sama też czuję się zmęczona zbyt długim utkwieniem w Ashfield Manor z powodu tych wszystkich anomalii i ograniczeń. Nie do końca tak wyobrażałam sobie początek dorosłości, choć Festiwal stanowił miłą odmianę – mówiła dalej, beztrosko paplając w nieświadomości myśli Marine. I póki co odwlekała poruszenie drażliwego tematu, kontynuując płytką rozmowę o niczym, ubolewając nad anomaliami i innymi komplikacjami, które uniemożliwiały częstsze wyjścia towarzyskie oraz samotne opuszczanie dworu dalej niż do ogrodów wokół posiadłości. Wszędzie, zarówno na festiwal, jak i w inne miejsca musiała mieć towarzystwo, anomalie były niebezpieczne, a nastroje w świecie magii niczego nie ułatwiały i będąc młodą dziewczyną strach było gdziekolwiek zapuszczać się samej. – A ty jak się miewasz? Mam nadzieję, że dobrze. Zbyt rzadko się widujemy odkąd skończyłyśmy szkołę i zdążyłam się stęsknić, bo przecież listy nigdy nie zastąpią spotkania i rozmowy. – To w tym upatrywała przyczyn nagłego odsunięcia się kuzynki. – A teraz pewnie będziemy się widywać jeszcze rzadziej, bo twoje życie wkrótce bardzo się zmieni – westchnęła znów, powoli zbliżając się do grząskiego gruntu, jakim był temat zaręczyn i przyszłych zmian w życiu młodej panny Lestrange, która za jakiś czas będzie mogła tylko odwiedzać wyspę tak, jak robiła to matka Elise. Cassiopeia Nott dwadzieścia sześć lat temu też była taką młodziutką, zaręczoną osiemnastolatką, na którą spadła konieczność wyrzeczenia się miłości w imię wypełnienia woli rodu.
Wierzyła, że może polegać na własnej rodzinie, że zawsze może zaufać jej członkom, a oni nigdy tego zaufania nie zdradzą, że będzie mogła udać się do nich w najczarniejszego godzinie swojego życia - jakkolwiek dramatycznie by to nie brzmiało – a oni udzielą jej natychmiastowego, bezwarunkowego wsparcia. Wiara ta dawała jej poczucie bezpieczeństwa, solidne i stabilne, niemożliwe do zachwiania od momentu, w którym wyrwała się ze szponów Plagi Koszmarów. Pozycja, wypływy i pieniądze schodziły na dalszy plan, a choć nie dawało się ukryć, że były nierozerwalnym czynnikiem, to o emocje powinno się dbać przecież tak samo mocno. Marine dawno już przestała upewniać się odnośnie intencji najbliższych, lecz teraz mogło okazać się, że była po prostu naiwną nastolatką. Nieporozumienie pomiędzy nią a Elise nie spędzało jej snu z powiek, choć nie skłamałaby, gdyby stwierdziła, że poczuła się urażona postępowaniem kuzynki. Nie był to jednak wielki, nieodrwacalny grzech, dlatego panna Lestrange nie zamierzała długo nosić w sobie urazy. Rozmowa w salonie mogła okazać się zbawienna, a oczyszczenie atmosfery leżało w interesie obu młodych dam. Miały teraz nieco inne priorytety, ale przecież tak wiele długich lat spędziły razem w szkole, nazywając się przyjaciółkami, że nie byłyby nimi, gdyby jedna kłótnia mogła poróżnić je na dobre.
Wysłuchując panny Nott, Marine przyłapała się na tym, że niewiele uwagi poświęcała zrozumieniu słów wypowiadanych przez rozmówczynię. Wizyta, goście, anomalie, festiwal, powinności i niebezpieczeństwa… od kiedy to musiały stosować zasłony dymne przed ważnymi dyskusjami? Lestrange nieznacznie zmarszczyła brwi, pozwalając by wszystko trwało dalej w takim tempie, jak wyznaczała to Elise. W końcu to ona znajdowała się na nieswoim terenie, dlatego Marine nie chciała sprawiać jej większego dyskomfortu niż ten, który na pewno już musiała czuć.
- Elise – westchnęła cicho, gdy słowa kuzynki przebrzmiały wreszcie, a one spoglądały sobie uważnie w oczy – Dlaczego nie powiesz wprost o co dokładnie ci chodzi? Nie miałaś oporu przed żaleniem się innym ludziom, a czy ja nie zasługuję na prawdę, nawet bolesną?
Nie chciała sprawić jej przykrości, lecz markowanie ciosów nadałoby jedynie fałszywy wydźwięk całej tej rozmowie. Panna Nott musiała wiedzieć, że może rozmawiać z Marine całkowicie szczerze, bez najmniejszej cenzury własnych myśli. Tego właśnie od niej oczekiwała i to sama zamierzała jej dać.
- Mam wrażenie, że jesteś na mnie obrażona i chociaż przychodzi mi na myśl jeden powód, wolałabym usłyszeć wszystko od ciebie, zamiast gubić się w domysłach.
Wysłuchując panny Nott, Marine przyłapała się na tym, że niewiele uwagi poświęcała zrozumieniu słów wypowiadanych przez rozmówczynię. Wizyta, goście, anomalie, festiwal, powinności i niebezpieczeństwa… od kiedy to musiały stosować zasłony dymne przed ważnymi dyskusjami? Lestrange nieznacznie zmarszczyła brwi, pozwalając by wszystko trwało dalej w takim tempie, jak wyznaczała to Elise. W końcu to ona znajdowała się na nieswoim terenie, dlatego Marine nie chciała sprawiać jej większego dyskomfortu niż ten, który na pewno już musiała czuć.
- Elise – westchnęła cicho, gdy słowa kuzynki przebrzmiały wreszcie, a one spoglądały sobie uważnie w oczy – Dlaczego nie powiesz wprost o co dokładnie ci chodzi? Nie miałaś oporu przed żaleniem się innym ludziom, a czy ja nie zasługuję na prawdę, nawet bolesną?
Nie chciała sprawić jej przykrości, lecz markowanie ciosów nadałoby jedynie fałszywy wydźwięk całej tej rozmowie. Panna Nott musiała wiedzieć, że może rozmawiać z Marine całkowicie szczerze, bez najmniejszej cenzury własnych myśli. Tego właśnie od niej oczekiwała i to sama zamierzała jej dać.
- Mam wrażenie, że jesteś na mnie obrażona i chociaż przychodzi mi na myśl jeden powód, wolałabym usłyszeć wszystko od ciebie, zamiast gubić się w domysłach.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Elise miała podobne wyobrażenia. Może dlatego tak zabolała ją myśl, że Marine z jakiegoś powodu nie ufała jej na tyle, by opowiedzieć o zaręczynach. W Hogwarcie to ona była dla Elise najbliższą osobą, zwłaszcza odkąd umarła Edith i zostały we dwie. Ledwie parę lat później zmarła też starsza siostra Elise. Przyjaźń z Marine sprawiała, że myślała o Hogwarcie z mniejszym wstrętem, bo jej obecność osładzała kolejne dni spędzone z dala od rodziny. Miała w końcu jej cząstkę tuż obok, w tym samym dormitorium. Miała z kim porozmawiać, z kimś z rodziny i z podobnego środowiska, nie była zdana wyłącznie na obcych.
Może dlatego przejęła się tym wszystkim, bo nie znała jej motywacji i powodów milczenia, a umysł zaczął już tworzyć scenariusze, według których Marine po zaręczynach zaczęła odsuwać się od dotychczasowych krewnych i przyjaciół – może z własnego wyboru, a może z powodu presji narzeczonego? Nie znała Morgotha, ale słyszała o Yaxleyach różne rzeczy, nie zawsze pochlebne. Czy mógłby zmuszać narzeczoną do rezygnacji z dotychczasowych relacji? Tego nie wiedziała; był w jej umyśle czystą kartą, którą dopiero miała wypełnić, a na razie jedynie snuła domysły i nadstawiała uszu na wszelkie plotki mogące zarysować jej wyraźniej sylwetkę narzeczonego kuzynki.
Chciała z nią porozmawiać. Z nią bezpośrednio, bo kto lepiej mógłby jej powiedzieć o tym wszystkim niż sama Marine? Nie chciała się z nią kłócić ani też trwać w niepewności co do ich relacji. Sama wierzyła w ich przyjaźń, ale potrzebowała potwierdzenia, że i dla Marine nic się nie zmieniło, że nic, nawet jej zaręczyny, nie zerwie ich relacji. Była to sytuacja nowa, bo jeszcze niedawno obie były uczennicami Hogwartu wypatrującymi majaczącej na horyzoncie dorosłości, a tymczasem teraz jedna z nich nosiła już na dłoni pierścień i miała wkrótce zmienić rodowe barwy i nazwisko. Te zmiany nadeszły tak nagle, mimo że przecież Elise od tak dawna czekała na koniec szkoły. Niemniej jednak życie i tak było pełne zaskoczeń.
Może trochę kluczyła, zamiast od razu przejść do rzeczy. Paplała o błahostkach, o rzeczach oczywistych, jeszcze unikając głównego tematu, który najbardziej chciała poruszyć. Zerkała na nią ukradkiem i próbowała przygotować sobie grunt do rozmowy, ale najwyraźniej i Marine wiedziała, o czym Elise chce z nią pomówić, bo bardzo szybko przeszła do rzeczy, nie kontynuując tej gry pozorów, trywialnej przyjacielskiej rozmowy. Rzeczywiście znały się na tyle dobrze, że nie musiały się w to bawić, zwłaszcza kiedy były same i mogły być ze sobą szczere.
Niemniej jednak na samym początku to nagłe przejście do konkretów lekko zbiło ją z pantałyku. Urwała, podchwytując spojrzenie Marine i przez chwilę obie patrzyły sobie prosto w oczy. Była nieco zdziwiona, przecież była pewna, że to Marine jest zła – a to sprawiało, że sama czuła się urażona i nie rozumiała powodów takiego stanu rzeczy.
- Myślałam, że to ty z jakiegoś powodu jesteś na mnie zła i zaczęłaś się ode mnie odsuwać. Wtedy, na Festiwalu – zaczęła, decydując się kontynuować stąpanie po ścieżce, którą wytyczyła Marine. – Miałam wrażenie, że nagle przestałaś mi ufać, a ja nawet nie wiedziałam, dlaczego. Czy to przez fakt, że się zaręczyłaś i kuzynka będąca panną nie była już odpowiednim towarzystwem? Czy może... coś innego? – mogła tylko się zastanawiać. Czy to było spowodowane tylko zaręczynami, czy może wejście w dorosłość i te wszystkie zmiany również się na to nałożyły? Lestrange’owie byli dla niej bliską rodziną, ale nie mieszkała tutaj, więc nie miała wglądu we wszystko, co działo się w ich dworze. – Przyznaję, że też byłam na ciebie trochę zła, bo nie rozumiałam powodów twojego milczenia, choć dawniej, w Hogwarcie, rozmawiałyśmy ze sobą praktycznie o wszystkim. Nie wiem, co działo się w twojej głowie, ale od czasu naszego spotkania na wiankach dużo się nad tym wszystkim zastanawiałam... Nad naszymi relacjami i tym, że coś się nieuchronnie zmienia. – Zdecydowała się na szczerość, tak, jak tego chciała Marine. Sama pragnęła szczerości ze strony kuzynki, więc dała jej to samo, tym samym obnażając część swoich myśli, formułując je na głos. Przecież się przyjaźniły. Miała nadzieję, że nawet zmiany w życiu Marine tego nie zburzą. Że ich relacja przetrwa, nawet kiedy Marine opuści wyspę. Nie zamierzała się też wypierać tego, że w istocie rozmawiała o niej z Alix, bo pewnie to miała na myśli, mówiąc o żaleniu się innym ludziom. – To prawda, rozmawiałam wczoraj z Alix. Myślałam, że może pomoże mi zrozumieć, co się z tobą dzieje, pewnie rozumie to lepiej niż ja, lepiej wie, jak to jest być zaręczoną. Przypuszczam, że wiele na ciebie teraz spadło, ale mogę tylko się zastanawiać, co teraz czujesz i jak zapatrujesz się na dotychczasowe znajomości z tej nowej perspektywy – dodała, spoglądając w stronę jej pierścionka. To fakt, była trochę zazdrosna, że Marine ją wyprzedziła i została wypatrzona jako atrakcyjna partia jako pierwsza, bo zawsze ze sobą rywalizowały, każda chciała być troszkę lepsza od tej drugiej. Nie tak zawistnie, ale normalnie, jak dwie krewniaczki i przyjaciółki będące w tym samym wieku i w podobnym czasie przechodzące kolejne etapy życia. Było to tak naturalne, że Elise nie pamiętała innego stanu rzeczy. Teraz jednak coś się zmieniało. Marine niedługo będzie (prawdopodobnie) dumną żoną, podczas gdy Elise wciąż nie wiedziała, kiedy pozna swojego przyszłego narzeczonego.
Może dlatego przejęła się tym wszystkim, bo nie znała jej motywacji i powodów milczenia, a umysł zaczął już tworzyć scenariusze, według których Marine po zaręczynach zaczęła odsuwać się od dotychczasowych krewnych i przyjaciół – może z własnego wyboru, a może z powodu presji narzeczonego? Nie znała Morgotha, ale słyszała o Yaxleyach różne rzeczy, nie zawsze pochlebne. Czy mógłby zmuszać narzeczoną do rezygnacji z dotychczasowych relacji? Tego nie wiedziała; był w jej umyśle czystą kartą, którą dopiero miała wypełnić, a na razie jedynie snuła domysły i nadstawiała uszu na wszelkie plotki mogące zarysować jej wyraźniej sylwetkę narzeczonego kuzynki.
Chciała z nią porozmawiać. Z nią bezpośrednio, bo kto lepiej mógłby jej powiedzieć o tym wszystkim niż sama Marine? Nie chciała się z nią kłócić ani też trwać w niepewności co do ich relacji. Sama wierzyła w ich przyjaźń, ale potrzebowała potwierdzenia, że i dla Marine nic się nie zmieniło, że nic, nawet jej zaręczyny, nie zerwie ich relacji. Była to sytuacja nowa, bo jeszcze niedawno obie były uczennicami Hogwartu wypatrującymi majaczącej na horyzoncie dorosłości, a tymczasem teraz jedna z nich nosiła już na dłoni pierścień i miała wkrótce zmienić rodowe barwy i nazwisko. Te zmiany nadeszły tak nagle, mimo że przecież Elise od tak dawna czekała na koniec szkoły. Niemniej jednak życie i tak było pełne zaskoczeń.
Może trochę kluczyła, zamiast od razu przejść do rzeczy. Paplała o błahostkach, o rzeczach oczywistych, jeszcze unikając głównego tematu, który najbardziej chciała poruszyć. Zerkała na nią ukradkiem i próbowała przygotować sobie grunt do rozmowy, ale najwyraźniej i Marine wiedziała, o czym Elise chce z nią pomówić, bo bardzo szybko przeszła do rzeczy, nie kontynuując tej gry pozorów, trywialnej przyjacielskiej rozmowy. Rzeczywiście znały się na tyle dobrze, że nie musiały się w to bawić, zwłaszcza kiedy były same i mogły być ze sobą szczere.
Niemniej jednak na samym początku to nagłe przejście do konkretów lekko zbiło ją z pantałyku. Urwała, podchwytując spojrzenie Marine i przez chwilę obie patrzyły sobie prosto w oczy. Była nieco zdziwiona, przecież była pewna, że to Marine jest zła – a to sprawiało, że sama czuła się urażona i nie rozumiała powodów takiego stanu rzeczy.
- Myślałam, że to ty z jakiegoś powodu jesteś na mnie zła i zaczęłaś się ode mnie odsuwać. Wtedy, na Festiwalu – zaczęła, decydując się kontynuować stąpanie po ścieżce, którą wytyczyła Marine. – Miałam wrażenie, że nagle przestałaś mi ufać, a ja nawet nie wiedziałam, dlaczego. Czy to przez fakt, że się zaręczyłaś i kuzynka będąca panną nie była już odpowiednim towarzystwem? Czy może... coś innego? – mogła tylko się zastanawiać. Czy to było spowodowane tylko zaręczynami, czy może wejście w dorosłość i te wszystkie zmiany również się na to nałożyły? Lestrange’owie byli dla niej bliską rodziną, ale nie mieszkała tutaj, więc nie miała wglądu we wszystko, co działo się w ich dworze. – Przyznaję, że też byłam na ciebie trochę zła, bo nie rozumiałam powodów twojego milczenia, choć dawniej, w Hogwarcie, rozmawiałyśmy ze sobą praktycznie o wszystkim. Nie wiem, co działo się w twojej głowie, ale od czasu naszego spotkania na wiankach dużo się nad tym wszystkim zastanawiałam... Nad naszymi relacjami i tym, że coś się nieuchronnie zmienia. – Zdecydowała się na szczerość, tak, jak tego chciała Marine. Sama pragnęła szczerości ze strony kuzynki, więc dała jej to samo, tym samym obnażając część swoich myśli, formułując je na głos. Przecież się przyjaźniły. Miała nadzieję, że nawet zmiany w życiu Marine tego nie zburzą. Że ich relacja przetrwa, nawet kiedy Marine opuści wyspę. Nie zamierzała się też wypierać tego, że w istocie rozmawiała o niej z Alix, bo pewnie to miała na myśli, mówiąc o żaleniu się innym ludziom. – To prawda, rozmawiałam wczoraj z Alix. Myślałam, że może pomoże mi zrozumieć, co się z tobą dzieje, pewnie rozumie to lepiej niż ja, lepiej wie, jak to jest być zaręczoną. Przypuszczam, że wiele na ciebie teraz spadło, ale mogę tylko się zastanawiać, co teraz czujesz i jak zapatrujesz się na dotychczasowe znajomości z tej nowej perspektywy – dodała, spoglądając w stronę jej pierścionka. To fakt, była trochę zazdrosna, że Marine ją wyprzedziła i została wypatrzona jako atrakcyjna partia jako pierwsza, bo zawsze ze sobą rywalizowały, każda chciała być troszkę lepsza od tej drugiej. Nie tak zawistnie, ale normalnie, jak dwie krewniaczki i przyjaciółki będące w tym samym wieku i w podobnym czasie przechodzące kolejne etapy życia. Było to tak naturalne, że Elise nie pamiętała innego stanu rzeczy. Teraz jednak coś się zmieniało. Marine niedługo będzie (prawdopodobnie) dumną żoną, podczas gdy Elise wciąż nie wiedziała, kiedy pozna swojego przyszłego narzeczonego.
Wszczynanie kłótni nie leżało w jej naturze, lecz była lekko zirytowana dziwnymi podchodami, jakie czyniła Elise. Nie chciała złościć się na kuzynkę ani w żaden sposób sprawiać jej przykrości, starała się więc spojrzeć na sytuację z dystansu i przekonać samą siebie, że być może rozmowa przy okazji plecenia wianków faktycznie mogła zranić pannę Nott. Nie znajdowała jednak swojej winy w tej sytuacji, a jedynie racjonalne argumenty przemawiające za tym, że zachowała się bardzo zapobiegawczo i z klasą. Gdy Festiwal Lata już przebrzmiał, dawno zapomniała o tym zdarzeniu, lecz ono wciąż gryzło Elise, doprowadzając do niemiłych sytuacji, w których Marine od innych bliskich dowiadywała się, że kuzynka wypytuje o jej sprawy. Lestrange cieszyła się więc, że będą miały dla siebie jeszcze kilka chwil na wyjaśnienie wszystkiego, zanim przyjaciółka opuści Wyspę Wight.
Spędziły ze sobą siedem długich lat, dzieliły wspólnie dormitorium i poświęcały sobie wiele uwagi oraz czasu, a dodatkowo łączyła je krew – nic wiec dziwnego, że zdołały się zaprzyjaźnić. Śmierć Edith tylko je do siebie zbliżyła, utwierdziła w przekonaniu, że rodzina musi trzymać się razem. Dwie młode szlachcianki, równolatki, wychowywane na prawdziwe damy… łączyło je wtedy tak wiele i ostatnio niewiele wskazywało na to, że ich drogi mogą rozejść się po szkole. Wciąż miały wspólne zainteresowania i podobnie jak Elise, Marine także tęskniła za bratnią duszą, choć na Wyspie na szczęście miała także swoje bliskie kuzynostwa. Dorosłość dość szybko zweryfikowała ich życiowe ścieżki i panna Lestrange przez moment zastanawiała się, czy to aby nie zazdrość o zaręczyny sprawiła, że Elise zachowywała się tak, a nie inaczej, lecz nie mogła do końca przekonać się o słuszności tego argumentu. Przecież były przyjaciółkami, etap zawiści dawno miały już za sobą, a jedna powinna cieszyć się szczęściem drugiej. Pierścionek zaręczynowy nie sprawiał dotąd Marine żadnych problemów ani dyskomfortu, lecz czy teraz miało stać się inaczej?
Zaczarowana harfa wygrywała w tlę znajomą melodię, gdy panna Nott zaczęła tłumaczyć swoją wersję wydarzeń i odczucia związane ze zdarzeniem na Festiwalu. Marine nie przerywała jej, słuchając uważnie; na moment zrobiło jej się przykro, że ktokolwiek mógł pomyśleć, że narzeczeństwo odmieni ją nagle całkowicie i sprawi, że zatraci samą siebie.
- Nie przestałam ci ufać i absolutnie nie planowałam cię od siebie odsuwać – wytłumaczyła zaraz, gdy tylko nadeszła jej kolej na wyjaśnienie wszystkiego – Przypomnij sobie tę sytuację, nie byłyśmy same. Towarzyszyła nam siostra mojego narzeczonego, nie wyobrażałam sobie byśmy przy niej rozmawiały na jego temat i piszczały z podniecenia nad pierścionkiem – oceniła, trwając przy swoim.
Miała nadzieję, że nie będzie musiała tłumaczyć się dwa razy swojej towarzyszce, a sytuacja z Festiwalu Lata nie będzie rozkładana na części pierwsze wciąż i wciąż.
- Zaręczyny wciąż są dla mnie pewnego rodzaju nowością – wyznała, spoglądając w oczy kuzynki – Musisz zrozumieć, że najpierw chciałam pojąć wszystko sama. Zrozumieć jak się z tym czuję, ułożyć myśli, pogodzić się z całą sytuacją. Nikomu nie zdradziłam szczegółów, a już na pewno nie stałam się inną osobą tylko dlatego, że na moim palcu pojawił się pierścionek.
Choć panna Lestrange chciała zatrzymać szczegóły relacji z Morgothem dla siebie, rozumiała doskonale ciekawość przyjaciółki; na jej miejscu także chciałaby się upewnić, że bliska jej osoba jest szczęśliwa lub przynajmniej zadowolona. Dlatego postanowiła uchylić rąbka tajemnicy, gdyby Elise zdecydowała się ponowić swoje pytania.
Spędziły ze sobą siedem długich lat, dzieliły wspólnie dormitorium i poświęcały sobie wiele uwagi oraz czasu, a dodatkowo łączyła je krew – nic wiec dziwnego, że zdołały się zaprzyjaźnić. Śmierć Edith tylko je do siebie zbliżyła, utwierdziła w przekonaniu, że rodzina musi trzymać się razem. Dwie młode szlachcianki, równolatki, wychowywane na prawdziwe damy… łączyło je wtedy tak wiele i ostatnio niewiele wskazywało na to, że ich drogi mogą rozejść się po szkole. Wciąż miały wspólne zainteresowania i podobnie jak Elise, Marine także tęskniła za bratnią duszą, choć na Wyspie na szczęście miała także swoje bliskie kuzynostwa. Dorosłość dość szybko zweryfikowała ich życiowe ścieżki i panna Lestrange przez moment zastanawiała się, czy to aby nie zazdrość o zaręczyny sprawiła, że Elise zachowywała się tak, a nie inaczej, lecz nie mogła do końca przekonać się o słuszności tego argumentu. Przecież były przyjaciółkami, etap zawiści dawno miały już za sobą, a jedna powinna cieszyć się szczęściem drugiej. Pierścionek zaręczynowy nie sprawiał dotąd Marine żadnych problemów ani dyskomfortu, lecz czy teraz miało stać się inaczej?
Zaczarowana harfa wygrywała w tlę znajomą melodię, gdy panna Nott zaczęła tłumaczyć swoją wersję wydarzeń i odczucia związane ze zdarzeniem na Festiwalu. Marine nie przerywała jej, słuchając uważnie; na moment zrobiło jej się przykro, że ktokolwiek mógł pomyśleć, że narzeczeństwo odmieni ją nagle całkowicie i sprawi, że zatraci samą siebie.
- Nie przestałam ci ufać i absolutnie nie planowałam cię od siebie odsuwać – wytłumaczyła zaraz, gdy tylko nadeszła jej kolej na wyjaśnienie wszystkiego – Przypomnij sobie tę sytuację, nie byłyśmy same. Towarzyszyła nam siostra mojego narzeczonego, nie wyobrażałam sobie byśmy przy niej rozmawiały na jego temat i piszczały z podniecenia nad pierścionkiem – oceniła, trwając przy swoim.
Miała nadzieję, że nie będzie musiała tłumaczyć się dwa razy swojej towarzyszce, a sytuacja z Festiwalu Lata nie będzie rozkładana na części pierwsze wciąż i wciąż.
- Zaręczyny wciąż są dla mnie pewnego rodzaju nowością – wyznała, spoglądając w oczy kuzynki – Musisz zrozumieć, że najpierw chciałam pojąć wszystko sama. Zrozumieć jak się z tym czuję, ułożyć myśli, pogodzić się z całą sytuacją. Nikomu nie zdradziłam szczegółów, a już na pewno nie stałam się inną osobą tylko dlatego, że na moim palcu pojawił się pierścionek.
Choć panna Lestrange chciała zatrzymać szczegóły relacji z Morgothem dla siebie, rozumiała doskonale ciekawość przyjaciółki; na jej miejscu także chciałaby się upewnić, że bliska jej osoba jest szczęśliwa lub przynajmniej zadowolona. Dlatego postanowiła uchylić rąbka tajemnicy, gdyby Elise zdecydowała się ponowić swoje pytania.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Chociaż nie lubiła Hogwartu, wówczas wszystko wydawało się jakby prostsze, tym bardziej, że wtedy życie sprowadzało się głównie do czekania na kolejne letnie wakacje i w końcu na ukończenie szkoły, i do prześlizgiwania się przez nudną szkolną rutynę. Teraz wrażenia początków dorosłego życia i wieści o zaręczynach kolejnych kuzynek sprawiały, że Elise gubiła się w tym wszystkim, a także nagle zdała sobie sprawę, że wiele się zmieni, kiedy przestaną być pannami, a staną się żonami swoich mężów, i że dotychczasowe relacje również mogą ulec zmianie. Elise co prawda uparcie twierdziła, że żaden ślub nie zmieni jej stosunku do rodziny i dotychczasowych relacji, ale co, jeśli dla niej krewniaczek i przyjaciółek to nie będzie wyglądać właśnie tak?
Być może przejęła się tamtą rozmową na wiankach zbyt mocno. Wówczas buzowała w niej zwykła zazdrość, podsycona przez tajemniczość Marine – w tamtym momencie wydawało jej się, że kuzynka dystansuje się, może nawet odrobinę wywyższa nad niezaręczoną krewniaczką, a to tylko nakręciło spiralę późniejszych rozważań Elise, zastanawiającej się nad tym, jak będą się kształtować ich relacje poza murami Hogwartu. Tam miały siebie i razem stawiały czoła szkolnej rzeczywistości, ale świat poza szkołą działał na innych zasadach. Nie przebywały już ze sobą każdego dnia, chodząc na w większości te same lekcje i śpiąc w tej samej komnacie w ślizgońskich podziemiach. Wróciły w pełni do bycia lady Nott i lady Lestrange, choć łącząca je krew pozostawała silna, nadal były rodziną i będą nią bez względu na to, jakie nazwiska przybiorą. Różniły się, ale także wiele je ze sobą łączyło i była to bez wątpienia jedna z cenniejszych relacji w życiu Elise, dlatego tak trudno byłoby jej się pogodzić z myślą, że Marine po ślubie mogłaby się odsunąć. Choć była blisko z większością swojego najbliższego kuzynostwa, to Marine była jej równolatką i towarzyszyła jej w Hogwarcie, podczas gdy w dworze Nottów często doskwierał jej brak towarzystwa w tym samym wieku.
Może właśnie dlatego poświęcała jej tyle miejsca w swoich rozmyślaniach, bo nie była tylko jedną z wielu twarzy z salonów, a jej krewną i przyjaciółką. Kiedy skończyła mówić, znów zabrała głos Marine, a Elise umilkła, słuchając jej wyjaśnień.
- To wiele wyjaśnia – zaczęła; tak naprawdę nie znała szczegółów relacji Marine i Lei, dla niej Yaxleyówna była świeżą znajomością, ale wywarła całkiem pozytywne wrażenie. – Gdyby Lei tam nie było, opowiedziałabyś mi coś więcej? Wybacz mi tę ciekawskość, ale byłam wtedy zszokowana, że... że to już, że ledwo skończyłyśmy szkołę, a ty już nosisz na palcu pierścień, choć wcześniej wydawało mi się, że dla nas obu zaręczyny to bliżej nieokreślona przyszłość – mówiła. – Może nawet byłam zwyczajnie zazdrosna, że byłaś pierwsza – dodała zgodnie z prawdą; była tamtego dnia zazdrosna, i to dlatego poszła wtedy tak głęboko w las i wpadła w tarapaty, bo do przodu pchała ją zazdrość oraz chęć spróbowania przyćmienia Marine. Było to bardzo głupie i niedojrzałe, ale pozostawało faktem, że Elise miała naturę zazdrośnicy. Pragnęła być adorowana, czuć się pożądaną partią, a tymczasem to Marine się zaręczyła i przygotowywała do ślubu, a ona nie. – Ale to dobrze, że się myliłam i źle zinterpretowałam twoje zachowanie. – Po tylu latach znania Marine w sumie powinna być mądrzejsza i bardziej świadoma jej postępowania. – Morgoth Yaxley niewątpliwie zyskał piękną i utalentowaną narzeczoną. Mam nadzieję, że dobrze cię traktuje? – zapytała; próbowała wczoraj podpytać o niego Alix, która miała szansę go kojarzyć lepiej, ale nadal nie wiedziała o Yaxleyu zbyt wiele. Czy był podobny do większości członków swego rodu, nieokrzesanym mężczyzną z bagien? Czy może zajmie się młodą lady Lestrange należycie, nie tłumiąc jej blasku? Zastanawiało ją, jak to jest być czyjąś narzeczoną. Czy to było tak piękne, jak sobie wyobrażała, czy może nie do końca? Wszystkie zaręczające się krewne musiały być przygotowane na podobne pytania ze strony Elise, choć niekiedy mogło się wydawać, że to ona ekscytowała się bardziej niż one same. Alix wydawała się mało entuzjastyczna i podekscytowana, kiedy rozmowa zeszła na jej zaręczyny. – I liczę na to, że nic się między nami nie zmieni, kiedy już zostaniesz lady Yaxley.
Spojrzała na nią uważnie, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Chciała wierzyć, że słowa Marine pozostaną aktualne również za kilka miesięcy, kiedy wyjdzie za mąż.
Być może przejęła się tamtą rozmową na wiankach zbyt mocno. Wówczas buzowała w niej zwykła zazdrość, podsycona przez tajemniczość Marine – w tamtym momencie wydawało jej się, że kuzynka dystansuje się, może nawet odrobinę wywyższa nad niezaręczoną krewniaczką, a to tylko nakręciło spiralę późniejszych rozważań Elise, zastanawiającej się nad tym, jak będą się kształtować ich relacje poza murami Hogwartu. Tam miały siebie i razem stawiały czoła szkolnej rzeczywistości, ale świat poza szkołą działał na innych zasadach. Nie przebywały już ze sobą każdego dnia, chodząc na w większości te same lekcje i śpiąc w tej samej komnacie w ślizgońskich podziemiach. Wróciły w pełni do bycia lady Nott i lady Lestrange, choć łącząca je krew pozostawała silna, nadal były rodziną i będą nią bez względu na to, jakie nazwiska przybiorą. Różniły się, ale także wiele je ze sobą łączyło i była to bez wątpienia jedna z cenniejszych relacji w życiu Elise, dlatego tak trudno byłoby jej się pogodzić z myślą, że Marine po ślubie mogłaby się odsunąć. Choć była blisko z większością swojego najbliższego kuzynostwa, to Marine była jej równolatką i towarzyszyła jej w Hogwarcie, podczas gdy w dworze Nottów często doskwierał jej brak towarzystwa w tym samym wieku.
Może właśnie dlatego poświęcała jej tyle miejsca w swoich rozmyślaniach, bo nie była tylko jedną z wielu twarzy z salonów, a jej krewną i przyjaciółką. Kiedy skończyła mówić, znów zabrała głos Marine, a Elise umilkła, słuchając jej wyjaśnień.
- To wiele wyjaśnia – zaczęła; tak naprawdę nie znała szczegółów relacji Marine i Lei, dla niej Yaxleyówna była świeżą znajomością, ale wywarła całkiem pozytywne wrażenie. – Gdyby Lei tam nie było, opowiedziałabyś mi coś więcej? Wybacz mi tę ciekawskość, ale byłam wtedy zszokowana, że... że to już, że ledwo skończyłyśmy szkołę, a ty już nosisz na palcu pierścień, choć wcześniej wydawało mi się, że dla nas obu zaręczyny to bliżej nieokreślona przyszłość – mówiła. – Może nawet byłam zwyczajnie zazdrosna, że byłaś pierwsza – dodała zgodnie z prawdą; była tamtego dnia zazdrosna, i to dlatego poszła wtedy tak głęboko w las i wpadła w tarapaty, bo do przodu pchała ją zazdrość oraz chęć spróbowania przyćmienia Marine. Było to bardzo głupie i niedojrzałe, ale pozostawało faktem, że Elise miała naturę zazdrośnicy. Pragnęła być adorowana, czuć się pożądaną partią, a tymczasem to Marine się zaręczyła i przygotowywała do ślubu, a ona nie. – Ale to dobrze, że się myliłam i źle zinterpretowałam twoje zachowanie. – Po tylu latach znania Marine w sumie powinna być mądrzejsza i bardziej świadoma jej postępowania. – Morgoth Yaxley niewątpliwie zyskał piękną i utalentowaną narzeczoną. Mam nadzieję, że dobrze cię traktuje? – zapytała; próbowała wczoraj podpytać o niego Alix, która miała szansę go kojarzyć lepiej, ale nadal nie wiedziała o Yaxleyu zbyt wiele. Czy był podobny do większości członków swego rodu, nieokrzesanym mężczyzną z bagien? Czy może zajmie się młodą lady Lestrange należycie, nie tłumiąc jej blasku? Zastanawiało ją, jak to jest być czyjąś narzeczoną. Czy to było tak piękne, jak sobie wyobrażała, czy może nie do końca? Wszystkie zaręczające się krewne musiały być przygotowane na podobne pytania ze strony Elise, choć niekiedy mogło się wydawać, że to ona ekscytowała się bardziej niż one same. Alix wydawała się mało entuzjastyczna i podekscytowana, kiedy rozmowa zeszła na jej zaręczyny. – I liczę na to, że nic się między nami nie zmieni, kiedy już zostaniesz lady Yaxley.
Spojrzała na nią uważnie, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Chciała wierzyć, że słowa Marine pozostaną aktualne również za kilka miesięcy, kiedy wyjdzie za mąż.
Gdyby w dniu ślubu musiała wyrzec się rodziny i przyjaciół, byłby najnieszczęśliwszą panną młodą na świecie. Na całe szczęście nic takiego nie miało nastąpić, sojusze zacieśniane przez rodzinę zmierzały w dobrym, konserwatywnym kierunku. Ród Lestrange dawał innym jasno do zrozumienia, po której stronie stawał i choć Marine nie podejrzewała, by krewni chcieli nagle zaangażować się w wielką politykę, doceniała ich subtelne kroki i podejmowane decyzje. Mariaże z Nottami, Rosierami i Yaxleyami były niezwykle korzystne i nie trzeba było być salonowym analitykiem, by to wiedzieć. Młoda szlachcianka cieszyła się, że jest spoiwem tych zmian, że jej rola – choć pozornie tylko formalna – wciąż nie przejdzie niezauważona, bez względu na to, co będą o tym sądzić niektórzy. Śpiewaczka wiedziała doskonale, że Elise także jest świadoma rodowych zawiłości, a jak przystało na osiemnastolatkę zapewne marzyła już o spełnieniu swojej powinności i ujrzeniu pierścionka zaręczynowego na palcu serdecznym swej smukłej dłoni. Panna Lestrange nie chciała wyrokować, kiedy dla jej kuzynki nastąpi ta wielka chwila, lecz nadchodzące czasy mogły popchnąć nestorów do szybkich, konkretnych decyzji.
Westchnęła cicho, słysząc pytanie panienki Nott. Pomiędzy tym, co chciała jej powiedzieć a tym, co Elise pragnęła usłyszeć, były pewne różnice. Dlatego Marine wybrała dyplomatyczne wyjście z sytuacji i złożyła swojej towarzyszce pewną propozycję.
- Mogę opowiedzieć ci teraz – uśmiechnęła się uprzejmie, nawet zachęcająco.
Kto wie, może wypowiedzenie wszystkiego na głos pozwoli jej spojrzeć na swoje zaręczyny z zupełnie innej perspektywy? Analizowała jej już z tak wieloma osobami, że nie zaszkodziłoby chyba spojrzenie równolatki, rzekomo najbardziej podobne do jej własnego?
- Nie bądź zazdrosna – poprosiła cicho – To wszystko nie jest tak kolorowe, jak się wydaje.
Odwróciła głowę w bok, na moment zawieszając spojrzenie na zaczarowanej harfie, która po chwili zmieniła wygrywaną melodię na nieco bardziej melodramatyczną. Marine powróciła wspomnieniami do rozmowy z Amadeusem, który bezpośrednio wyłożył jej powinności, jakie będą od niej oczekiwane. Była ich świadoma odkąd tylko pojęła istotę aranżowanych małżeństw oraz małżeństw w ogóle, lecz dopiero gdy ktoś bliski powiedział na głos to, co sama wypierała, narzeczeństwo stało się cięższe do uniesienia, niż mogło się to wydawać. Wolała nie myśleć o kwestii macierzyństwa, by nie rozpłakać się rzewnie przed kuzynką, dlatego czym prędzej powróciła do rzeczywistości i wyciągnęła ku Elise swoją dłoń, prezentując jej pierścionek.
- Wiesz, co jest zatopione w turmalinie? – dawała właśnie swojej rozmówczyni odpowiedź na pytanie o to, czy Morgoth dobrze ją traktował – Łuska tej Wyspiarki.
Elise znała zainteresowania Marine, zwłaszcza jej fascynację smokami, dlatego musiała w mig pojąć symbolikę pierścionka. Panna Lestrange nie kryła dumy, gdy o nim wspomniała.
Westchnęła cicho, słysząc pytanie panienki Nott. Pomiędzy tym, co chciała jej powiedzieć a tym, co Elise pragnęła usłyszeć, były pewne różnice. Dlatego Marine wybrała dyplomatyczne wyjście z sytuacji i złożyła swojej towarzyszce pewną propozycję.
- Mogę opowiedzieć ci teraz – uśmiechnęła się uprzejmie, nawet zachęcająco.
Kto wie, może wypowiedzenie wszystkiego na głos pozwoli jej spojrzeć na swoje zaręczyny z zupełnie innej perspektywy? Analizowała jej już z tak wieloma osobami, że nie zaszkodziłoby chyba spojrzenie równolatki, rzekomo najbardziej podobne do jej własnego?
- Nie bądź zazdrosna – poprosiła cicho – To wszystko nie jest tak kolorowe, jak się wydaje.
Odwróciła głowę w bok, na moment zawieszając spojrzenie na zaczarowanej harfie, która po chwili zmieniła wygrywaną melodię na nieco bardziej melodramatyczną. Marine powróciła wspomnieniami do rozmowy z Amadeusem, który bezpośrednio wyłożył jej powinności, jakie będą od niej oczekiwane. Była ich świadoma odkąd tylko pojęła istotę aranżowanych małżeństw oraz małżeństw w ogóle, lecz dopiero gdy ktoś bliski powiedział na głos to, co sama wypierała, narzeczeństwo stało się cięższe do uniesienia, niż mogło się to wydawać. Wolała nie myśleć o kwestii macierzyństwa, by nie rozpłakać się rzewnie przed kuzynką, dlatego czym prędzej powróciła do rzeczywistości i wyciągnęła ku Elise swoją dłoń, prezentując jej pierścionek.
- Wiesz, co jest zatopione w turmalinie? – dawała właśnie swojej rozmówczyni odpowiedź na pytanie o to, czy Morgoth dobrze ją traktował – Łuska tej Wyspiarki.
Elise znała zainteresowania Marine, zwłaszcza jej fascynację smokami, dlatego musiała w mig pojąć symbolikę pierścionka. Panna Lestrange nie kryła dumy, gdy o nim wspomniała.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Elise podejrzewała, że jej zaręczyny również nadejdą szybciej niż później – to dobrze, biorąc pod uwagę, że staropanieństwo stanowiłoby dla niej ogromną skazę na wizerunku, i wolałaby zostać mężatką zanim skończy dwadzieścia trzy lata, o dwudziestu pięciu nie wspominając, bo był to już wiek skandaliczny i sama chętnie uczestniczyła w ocenianiu takich kobiet, których nikt nie zechciał, lub które same wolały poświęcić się absurdalnej, męskiej drodze kariery zamiast zrobić to co do kobiety należało. Elise miała do starych panien stosunek dość lekceważący i pogardliwy (z wyjątkiem swojej szacownej krewnej Adelaide), dlatego tak bardzo nie chciałaby samej się nią stać. Kochała swoją rodzinę i smuciła ją wizja rozstania, ale nie mogła być skazą na reputacji swojej rodziny, musiała więc młodo wyjść za mąż.
Ta czy inaczej, jak to określiła wczoraj Alix, była asem w rękawie swego ojca, atutem którego mógł użyć gdy nadejdzie odpowiedni czas. Była młoda, atrakcyjna, znakomicie wychowana i pozbawiona niestosownych ciągotek do niezależności, które przejawiało tak wiele panien. Nie łudziła się, że wyjdzie za mąż z miłości, tych złudzeń lata temu pozbawiła ją już matka. Prawdopodobnie tak jak i Marine zostanie użyta do jakiegoś politycznego mariażu dla wzmocnienia rodowych sojuszy lub zawarcia nowego. Miała tylko nadzieję, że wybór padnie na ród światopoglądowo bliski Nottom i nie będzie musiała wyrzec się ani więzi rodzinnych, ani salonowego życia. Czułaby się głęboko nieszczęśliwa bez bliskich, bez życia towarzyskiego i bez salonowego blichtru. Jeszcze tego nie wiedziała, ale ojciec mógł już za plecami córek wraz z nestorem rozważać odpowiednich kandydatów, którym mógł oddać ręce młodych Nottówn.
Była młoda i wciąż nieskalana trudnymi doświadczeniami, dlatego właśnie zaręczyny wydawały jej się czymś niesamowitym i trochę je w swoich myślach idealizowała, pragnąc wierzyć, że jej aranżowany związek będzie szczęśliwszy i niepozbawiony odrobiny romantyzmu. Miała w pamięci swoją matkę – wydaną za mąż w wieku zaledwie osiemnastu lat za mężczyznę, którego nie kochała i który później winił ją za to, że urodziła mu tylko córki, ale z którym mimo wszystko żyła w zgodzie i mogła kontynuować życie, do jakiego przywykła jako lady Lestrange, bo nikt nie zabraniał jej wizyt na salonach czy rozwijania muzycznych pasji. Poza tym Elise zawsze wychowywano w duchu tradycyjnych wartości, już jako dziecko wiedziała, że któregoś dnia zostanie zaręczona z kimś kogo nie wybierze sama i wyjdzie za mąż – tyle że wtedy jeszcze nie rozumiała wagi tych słów, były puste i dopiero z czasem zaczęły nabierać znaczenia, kiedy dorastała i kiedy patrzyła, jak jej najstarsza siostra jako pierwsza z ich trójki staje na ślubnym kobiercu, by później opuścić dwór i zamieszkać u boku męża. Miała wtedy trzynaście lat i ten ślub wydawał się niebywale bajkowy i romantyczny, choć koniec bajki nadszedł ledwie rok później wraz z wieścią o śmierci siostry. Zawsze starała się też wypierać myśli o cieniach, woląc myśleć o blaskach narzeczeństwa i małżeństwa, o byciu elegancką, podziwianą damą u boku przystojnego mężczyzny z dobrej rodziny. O macierzyństwie jeszcze nie myślała, przecież najpierw miały być zaręczyny, pierścionek i ślub niczym z bajki, jak ten Rosalind. Dopiero wtedy w umyśle poważniej zaigra strach przed zostaniem matką.
Oczywiście zastanawiało ją też, jak wyglądały zaręczyny Marine czy Alix, odkąd tylko dowiedziała się o tym że zostały zaręczone. Kiedy więc Marine powiedziała, że może jej odpowiedzieć, wyprostowała się lekko i nastawiła uszu, z niecierpliwością i ciekawością czekając na odpowiedź.
- Chętnie wysłucham twojej opowieści – rzekła. – Jestem ciekawa twojej perspektywy. To na pewno był dla ciebie wielki i ważny dzień. Wiedziałaś już wcześniej, czy... postawiono cię już przed faktem dokonanym? – zastanowiła się. Zadawała te pytania by lepiej zrozumieć, ale też przygotować się na to, co miało czekać ją. Dobrze chociaż, że narzeczony Marine był młody i prawdopodobnie przystojny, nie oddano jej jakiemuś wdowcowi w wieku jej ojca. Dlatego też na początku odrzuciła ewentualność że Marine nie opowiadała o nim, bo się go wstydziła. Musiało chodzić o coś innego. – Ja mogę tylko się zastanawiać, jaki los mnie czeka, czyją żoną zostanę i kiedy to nastąpi. Moje losy są w rękach ojca i nestora, więc póki co mogę tylko patrzeć, jak wszyscy wokół się zaręczają i przyglądać się mijanym na salonach mężczyznom, zastanawiając się, który wsunie pierścionek na mój palec – westchnęła. Zaręczyła się Marine, Alix, Lysander i nawet Elodie, o czym dowiedziała się z Czarownicy. Percival zdążył w tym roku się ożenić. Flaviena także zapewne czekały wkrótce zaręczyny. Tylko ona w swoim najbliższym otoczeniu jeszcze nie wiedziała, dlatego tamtego dnia zazdrościła Marine. A jeszcze bardziej pewnie będzie zazdrościć narzeczonej Flaviena, której przypadnie mężczyzna idealny, do którego Elise mogła tylko wzdychać i platonicznie się nim zachwycać, snując poważne obawy, że kimkolwiek będzie jej narzeczony, nie będzie dorastał jej kuzynowi do pięt. Ideał był tylko jeden. Przy nim mężczyźni, z którymi przyszło jej tańczyć na sabacie, wydawali się nudni i nijacy. A ona naprawdę chciała czuć się pożądana i cenna, uważała że zasługuje na wszystko, co najlepsze. Tylko czy ojciec jej to da? Wybredne gusta Elise niezwykle trudno było zadowolić i w każdym mężczyźnie potrafiła dopatrzeć się mankamentów.
Kiedy Marine wyciągnęła w jej stronę dłoń z pierścionkiem, Elise spojrzała na niego z ciekawością i uwagą. Lekko musnęła palcami kamień, zachwycając się detalami.
- Naprawdę piękny – pochwaliła natychmiast. – Ooooch, naprawdę? – podekscytowała się na wzmiankę o łusce wyspiarki. – Percival trochę mi o niej opowiedział. To naprawdę niesamowite, że znaleziono smoczycę wymarłego gatunku. – Elise za sprawą Percivala także miała za sobą epizod fascynacji smokami; w letnie wakacje jak wracała z Hogwartu zawsze wypytywała kuzyna o jego wyprawy. Sama z pewnością by się smoków bała, gdyby miała znaleźć się blisko jakiegoś, ale lubiła o nich słuchać, a Percy zawsze przynosił fascynujące historie, choć zapewne sprytnie pomijał sprawy nieodpowiednie dla uszu wrażliwej damy. Wiedziała też o jeszcze silniejszej pasji Marine, którą na pewno musiała ucieszyć tak wyjątkowa łuska. – A ten pierścionek na pewno jest tym cenniejszy. To piękny gest ze strony twojego narzeczonego! – Elise zaczęła rozpływać się z zachwytu, to ze strony Yaxleya naprawdę niezwykłe, że podarował narzeczonej podarek zawierający element jedynego w swoim rodzaju smoka. Tego też mogła jej pozazdrościć, bo czy jej narzeczony byłby w stanie ofiarować jej coś równie niezwykłego i niepowtarzalnego? Poważnie wątpiła.
Ta czy inaczej, jak to określiła wczoraj Alix, była asem w rękawie swego ojca, atutem którego mógł użyć gdy nadejdzie odpowiedni czas. Była młoda, atrakcyjna, znakomicie wychowana i pozbawiona niestosownych ciągotek do niezależności, które przejawiało tak wiele panien. Nie łudziła się, że wyjdzie za mąż z miłości, tych złudzeń lata temu pozbawiła ją już matka. Prawdopodobnie tak jak i Marine zostanie użyta do jakiegoś politycznego mariażu dla wzmocnienia rodowych sojuszy lub zawarcia nowego. Miała tylko nadzieję, że wybór padnie na ród światopoglądowo bliski Nottom i nie będzie musiała wyrzec się ani więzi rodzinnych, ani salonowego życia. Czułaby się głęboko nieszczęśliwa bez bliskich, bez życia towarzyskiego i bez salonowego blichtru. Jeszcze tego nie wiedziała, ale ojciec mógł już za plecami córek wraz z nestorem rozważać odpowiednich kandydatów, którym mógł oddać ręce młodych Nottówn.
Była młoda i wciąż nieskalana trudnymi doświadczeniami, dlatego właśnie zaręczyny wydawały jej się czymś niesamowitym i trochę je w swoich myślach idealizowała, pragnąc wierzyć, że jej aranżowany związek będzie szczęśliwszy i niepozbawiony odrobiny romantyzmu. Miała w pamięci swoją matkę – wydaną za mąż w wieku zaledwie osiemnastu lat za mężczyznę, którego nie kochała i który później winił ją za to, że urodziła mu tylko córki, ale z którym mimo wszystko żyła w zgodzie i mogła kontynuować życie, do jakiego przywykła jako lady Lestrange, bo nikt nie zabraniał jej wizyt na salonach czy rozwijania muzycznych pasji. Poza tym Elise zawsze wychowywano w duchu tradycyjnych wartości, już jako dziecko wiedziała, że któregoś dnia zostanie zaręczona z kimś kogo nie wybierze sama i wyjdzie za mąż – tyle że wtedy jeszcze nie rozumiała wagi tych słów, były puste i dopiero z czasem zaczęły nabierać znaczenia, kiedy dorastała i kiedy patrzyła, jak jej najstarsza siostra jako pierwsza z ich trójki staje na ślubnym kobiercu, by później opuścić dwór i zamieszkać u boku męża. Miała wtedy trzynaście lat i ten ślub wydawał się niebywale bajkowy i romantyczny, choć koniec bajki nadszedł ledwie rok później wraz z wieścią o śmierci siostry. Zawsze starała się też wypierać myśli o cieniach, woląc myśleć o blaskach narzeczeństwa i małżeństwa, o byciu elegancką, podziwianą damą u boku przystojnego mężczyzny z dobrej rodziny. O macierzyństwie jeszcze nie myślała, przecież najpierw miały być zaręczyny, pierścionek i ślub niczym z bajki, jak ten Rosalind. Dopiero wtedy w umyśle poważniej zaigra strach przed zostaniem matką.
Oczywiście zastanawiało ją też, jak wyglądały zaręczyny Marine czy Alix, odkąd tylko dowiedziała się o tym że zostały zaręczone. Kiedy więc Marine powiedziała, że może jej odpowiedzieć, wyprostowała się lekko i nastawiła uszu, z niecierpliwością i ciekawością czekając na odpowiedź.
- Chętnie wysłucham twojej opowieści – rzekła. – Jestem ciekawa twojej perspektywy. To na pewno był dla ciebie wielki i ważny dzień. Wiedziałaś już wcześniej, czy... postawiono cię już przed faktem dokonanym? – zastanowiła się. Zadawała te pytania by lepiej zrozumieć, ale też przygotować się na to, co miało czekać ją. Dobrze chociaż, że narzeczony Marine był młody i prawdopodobnie przystojny, nie oddano jej jakiemuś wdowcowi w wieku jej ojca. Dlatego też na początku odrzuciła ewentualność że Marine nie opowiadała o nim, bo się go wstydziła. Musiało chodzić o coś innego. – Ja mogę tylko się zastanawiać, jaki los mnie czeka, czyją żoną zostanę i kiedy to nastąpi. Moje losy są w rękach ojca i nestora, więc póki co mogę tylko patrzeć, jak wszyscy wokół się zaręczają i przyglądać się mijanym na salonach mężczyznom, zastanawiając się, który wsunie pierścionek na mój palec – westchnęła. Zaręczyła się Marine, Alix, Lysander i nawet Elodie, o czym dowiedziała się z Czarownicy. Percival zdążył w tym roku się ożenić. Flaviena także zapewne czekały wkrótce zaręczyny. Tylko ona w swoim najbliższym otoczeniu jeszcze nie wiedziała, dlatego tamtego dnia zazdrościła Marine. A jeszcze bardziej pewnie będzie zazdrościć narzeczonej Flaviena, której przypadnie mężczyzna idealny, do którego Elise mogła tylko wzdychać i platonicznie się nim zachwycać, snując poważne obawy, że kimkolwiek będzie jej narzeczony, nie będzie dorastał jej kuzynowi do pięt. Ideał był tylko jeden. Przy nim mężczyźni, z którymi przyszło jej tańczyć na sabacie, wydawali się nudni i nijacy. A ona naprawdę chciała czuć się pożądana i cenna, uważała że zasługuje na wszystko, co najlepsze. Tylko czy ojciec jej to da? Wybredne gusta Elise niezwykle trudno było zadowolić i w każdym mężczyźnie potrafiła dopatrzeć się mankamentów.
Kiedy Marine wyciągnęła w jej stronę dłoń z pierścionkiem, Elise spojrzała na niego z ciekawością i uwagą. Lekko musnęła palcami kamień, zachwycając się detalami.
- Naprawdę piękny – pochwaliła natychmiast. – Ooooch, naprawdę? – podekscytowała się na wzmiankę o łusce wyspiarki. – Percival trochę mi o niej opowiedział. To naprawdę niesamowite, że znaleziono smoczycę wymarłego gatunku. – Elise za sprawą Percivala także miała za sobą epizod fascynacji smokami; w letnie wakacje jak wracała z Hogwartu zawsze wypytywała kuzyna o jego wyprawy. Sama z pewnością by się smoków bała, gdyby miała znaleźć się blisko jakiegoś, ale lubiła o nich słuchać, a Percy zawsze przynosił fascynujące historie, choć zapewne sprytnie pomijał sprawy nieodpowiednie dla uszu wrażliwej damy. Wiedziała też o jeszcze silniejszej pasji Marine, którą na pewno musiała ucieszyć tak wyjątkowa łuska. – A ten pierścionek na pewno jest tym cenniejszy. To piękny gest ze strony twojego narzeczonego! – Elise zaczęła rozpływać się z zachwytu, to ze strony Yaxleya naprawdę niezwykłe, że podarował narzeczonej podarek zawierający element jedynego w swoim rodzaju smoka. Tego też mogła jej pozazdrościć, bo czy jej narzeczony byłby w stanie ofiarować jej coś równie niezwykłego i niepowtarzalnego? Poważnie wątpiła.
W zaciszu ślizgońskiego dormitorium Marine i Elise niejeden raz snuły marzenia o swojej przyszłości, rozmawiając na temat zaręczyn tak często, jakby cała sprawa była już z góry przez nie zaplanowana. Choć faktycznie nie miały żadnego wpływu na decyzje nestorów, lubiły gdybać o tym, co może się stać, opisywać szczegóły wydarzeń majaczących w dalekich planach, wybierać piękne suknie z katalogów modowych i żartobliwie licytować się czyj mąż będzie bardziej wpływowy. Nastoletnie, niegroźne rozmówki wydawały się teraz pannie Lestrange tak dalekie, jak błogi czas spędzony w szkole. Dorosłość dogoniła ją, nim zdążyła się obejrzeć, a czarownica zamierzała szybko dostosować się do zaistniałej sytuacji, byle tylko nie pozostać w tyle. Wolała mieć kontrolę nad tymi aspektami swojego życia, jakie w ogóle mogła jeszcze nadzorować.
Pochyliła się ku kuzynce, jakby zamierzała podzielić się z nią największą z tajemnic; wiedziała, że jeśli doda tej rozmowie znamion współdzielonego sekretu, Elise szybciej wybaczy jej zaniedbanie z Festiwalu Lata. Schlebiało jej to, że kuzynka jest aż tak bardzo zainteresowana jej życiem, a jednocześnie podświadomie obawiała się trochę plotek, jakie ta mogłaby wygenerować. Miała nadzieję, że może liczyć na poufność panny Nott i nie będzie musiała jej o tym przypominać.
- Dowiedziałam się rano, pierwszego sierpnia. Ojciec oznajmił mi, że będziemy mieć gości i czeka mnie ważna kolacja, więc możesz wyobrazić sobie, że maliny na Festiwalu zbierałam z głową w chmurach – wspomnienie tej aktywności rozmyło się niemal całkowicie, przysłonięte obrazami, które nastąpiły później – Przyznam Ci się, że po Sabacie odrobinę obawiałam się decyzji nestora, nie wiedziałam kogo mogę się spodziewać. Lord Yaxley pojawił się wcześniej, przyjęłam go na naszym tarasie – z zaskoczeniem dla samej siebie odkryła, że opowiadanie tej części historii sprawia jej pewnego rodzaju przyjemność i satysfakcję, kontynuowała więc tonem spokojnym, lecz niepozbawionym dumnego zacięcia – Zapytał mnie, czy naprawdę tego chce, wziął pod uwagę moje zdanie i odczucia. Nawet jeśli wszystko było z góry ustalone, wolał upewnić się jaki mam do tego stosunek. Zdradzę Ci, że żadne wyobrażenie o tym dniu nie mogło się równać z tym, jak dobrze poczułam się wtedy w jego towarzystwie.
Czuła, że Morgoth ją szanuje i bez namysłu odpowiadała mu tym samym. Mogła tylko szczerze życzyć Elise, by i jej narzeczony okazywał podobne odczucia względem panny Nott. Wiedziała, że kuzynka nie liczy na wielką miłość w tym względzie, ale nie stałoby się chyba nic złego, gdyby takową odnalazła.
- Nie oglądaj się na innych, Elise. Bądź sobą, to da ci o wiele więcej radości – przypomniała jej.
Od teraz z bliskiego rodzinnego grona to właśnie ona miała pozostać jedną z niewielu panien na wydaniu, dlatego mogła i powinna zagarnąć dla siebie cały blask i blichtr, jaki tylko mogła otrzymać w związku ze szlachetnym urodzeniem.
Pochyliła się ku kuzynce, jakby zamierzała podzielić się z nią największą z tajemnic; wiedziała, że jeśli doda tej rozmowie znamion współdzielonego sekretu, Elise szybciej wybaczy jej zaniedbanie z Festiwalu Lata. Schlebiało jej to, że kuzynka jest aż tak bardzo zainteresowana jej życiem, a jednocześnie podświadomie obawiała się trochę plotek, jakie ta mogłaby wygenerować. Miała nadzieję, że może liczyć na poufność panny Nott i nie będzie musiała jej o tym przypominać.
- Dowiedziałam się rano, pierwszego sierpnia. Ojciec oznajmił mi, że będziemy mieć gości i czeka mnie ważna kolacja, więc możesz wyobrazić sobie, że maliny na Festiwalu zbierałam z głową w chmurach – wspomnienie tej aktywności rozmyło się niemal całkowicie, przysłonięte obrazami, które nastąpiły później – Przyznam Ci się, że po Sabacie odrobinę obawiałam się decyzji nestora, nie wiedziałam kogo mogę się spodziewać. Lord Yaxley pojawił się wcześniej, przyjęłam go na naszym tarasie – z zaskoczeniem dla samej siebie odkryła, że opowiadanie tej części historii sprawia jej pewnego rodzaju przyjemność i satysfakcję, kontynuowała więc tonem spokojnym, lecz niepozbawionym dumnego zacięcia – Zapytał mnie, czy naprawdę tego chce, wziął pod uwagę moje zdanie i odczucia. Nawet jeśli wszystko było z góry ustalone, wolał upewnić się jaki mam do tego stosunek. Zdradzę Ci, że żadne wyobrażenie o tym dniu nie mogło się równać z tym, jak dobrze poczułam się wtedy w jego towarzystwie.
Czuła, że Morgoth ją szanuje i bez namysłu odpowiadała mu tym samym. Mogła tylko szczerze życzyć Elise, by i jej narzeczony okazywał podobne odczucia względem panny Nott. Wiedziała, że kuzynka nie liczy na wielką miłość w tym względzie, ale nie stałoby się chyba nic złego, gdyby takową odnalazła.
- Nie oglądaj się na innych, Elise. Bądź sobą, to da ci o wiele więcej radości – przypomniała jej.
Od teraz z bliskiego rodzinnego grona to właśnie ona miała pozostać jedną z niewielu panien na wydaniu, dlatego mogła i powinna zagarnąć dla siebie cały blask i blichtr, jaki tylko mogła otrzymać w związku ze szlachetnym urodzeniem.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Również pamiętała te czasy. Czasem, pod nieobecność innych dziewcząt, siadały razem na łóżku jednej z nich i rozprawiały o wizjach przyszłości. Debiutanckim sabacie, balach, sukniach i oczywiście zaręczynach. Elise szczególnie zaczęła się tymi kwestiami interesować po ślubie siostry. Po tym, jak Rosalind wyszła za mąż i przeniosła się do dworu rodu męża, najmłodsza Nottówna praktycznie nieustannie zachwycała się jej piękną suknią oraz ceremonią, i zaczęła zastanawiać się, jak to będzie wyglądać w jej przypadku. Marzyła o bajkowym ślubie, długo to idealizując.
Rzeczywiście posunięcie Marine odniosło dobre rezultaty. Świadomość że Marine jej ufa i jest gotowa się zwierzyć ulżyła jej i poprawiła humor popsuty wcześniej paranoicznymi obawami, że może utracić jej względy, skoro ta ma wkrótce zacząć nowe życie w środowisku tak odmiennym od tego, które obie znały. Yaxleyowie nie byli jak Lestrange’owie czy Nottowie – ale najważniejsze by to Marine znalazła tam szczęście i czuła się dobrze jako lady Yaxley.
Interesowała się jej życiem, bo były bliską rodziną i przyjaciółkami, ponadto nie miała na głowie własnych zaręczyn – więc pozostawało interesować się cudzymi, przygotowując się psychicznie na moment, kiedy i ją ojciec postawi przed faktem dokonanym i przedstawi jej narzeczonego.
Wysłuchała jej opowieści z wyraźną ciekawością, próbując wyobrazić sobie to wszystko, co przeżywała Marine w tamten wielki dzień.
- Pewnie byłaś pełna ciekawości, ale i niepokoju, co cię czeka? Czy się domyślałaś, o co chodzi? – zastanowiła się. – Dobrze, że to nie ten okropny Ollivander, z którym jakimś dziwnym zrządzeniem losu kazano ci tańczyć, moja krewna zapewne liczyła, że może tobie uda się wywrzeć na niego pozytywny wpływ... – Choć to były daremne nadzieje, pomyślała w duchu. – Ja wolałabym jednak zostać starą panną niż wyjść za to promugolskie indywiduum – skrzywiła się. – Wiesz, że niedawno stroił sobie ze mnie żarty, że chcą nas ze sobą zaręczyć? Oczywiście ani przez chwilę mu nie uwierzyłam. – To byłoby dla jej ojca niczym trafienie się klątwą w stopę, kompletnie błędne i bezsensowne posunięcie, na którym mógłby wyłącznie stracić, a nie zyskać. Titus miał fatalną reputację, a Ollivanderowie również podjęli błędną decyzję, popierając sprawę mugolską. Perseus Nott nie oddałby żadnej z córek do rodu wykazującego się niestosowną sympatią do mugoli.
- To cudownie, że był wobec ciebie tak miły i liczył się z twoim zdaniem – ucieszyła się; miała nadzieję, że po ślubie również tak pozostanie, że Yaxley nie zmieni się nagle, kiedy już małżeństwo zostanie zawarte i nie trzeba będzie tworzyć pięknych pozorów. Elise nie znała go, ale oby był dokładnie taki, jakim przedstawiała go Marine – uprzejmym mężczyzną liczącym się ze zdaniem żony i obdarowującym ją niezwykłymi podarkami, jak ten pierścionek z łuską wyspiarki. – Musisz mnie koniecznie zaprosić na ślub – poprosiła. Była ciekawa, na kiedy rody planują uroczystość. Czy odbędzie się ona jeszcze w tym roku, czy może już w przyszłym? – Chciałabym być szczęśliwa i jednocześnie przynieść mojej rodzinie zaszczyt. Naprawdę nie chciałabym zostać starą panną, nie jestem jak te kobiety, które marzą o bzdurnej niezależności i uciekają od zobowiązań zamiast przyjąć je z godnością. Ja pragnę wyjść im naprzeciw i zrobić wszystko, by bliscy mogli być ze mnie dumni.
Dla Elise to było ważne – spełnić oczekiwania rodu. Nie chciałaby zostać ustawiona w jednym rzędzie z tymi głupimi, pogardzanymi przez nią pannami, które uciekały od obowiązków, mieniąc się szumnie kobietami niezależnymi. Rodziny powinny bardziej stanowczo temperować podobne zachowania. Elise była natomiast tak głęboko urobiona przez rodową ideologię, że pragnęła wyjść młodo za mąż i nie wyobrażała sobie, że może być inaczej. Opinia otoczenia również miała dla niej duże znaczenie.
Uśmiechnęła się jednak ciepło; jej humor był dużo lepszy. Kiedy szczerze sobie porozmawiały atmosfera między nimi mogła się oczyścić. Poplotkowały więc razem jeszcze trochę, spędzając razem miły czas dopóki nie przeszkodziło im nagłe pojawienie się matki Elise.
| zt. x 2
Rzeczywiście posunięcie Marine odniosło dobre rezultaty. Świadomość że Marine jej ufa i jest gotowa się zwierzyć ulżyła jej i poprawiła humor popsuty wcześniej paranoicznymi obawami, że może utracić jej względy, skoro ta ma wkrótce zacząć nowe życie w środowisku tak odmiennym od tego, które obie znały. Yaxleyowie nie byli jak Lestrange’owie czy Nottowie – ale najważniejsze by to Marine znalazła tam szczęście i czuła się dobrze jako lady Yaxley.
Interesowała się jej życiem, bo były bliską rodziną i przyjaciółkami, ponadto nie miała na głowie własnych zaręczyn – więc pozostawało interesować się cudzymi, przygotowując się psychicznie na moment, kiedy i ją ojciec postawi przed faktem dokonanym i przedstawi jej narzeczonego.
Wysłuchała jej opowieści z wyraźną ciekawością, próbując wyobrazić sobie to wszystko, co przeżywała Marine w tamten wielki dzień.
- Pewnie byłaś pełna ciekawości, ale i niepokoju, co cię czeka? Czy się domyślałaś, o co chodzi? – zastanowiła się. – Dobrze, że to nie ten okropny Ollivander, z którym jakimś dziwnym zrządzeniem losu kazano ci tańczyć, moja krewna zapewne liczyła, że może tobie uda się wywrzeć na niego pozytywny wpływ... – Choć to były daremne nadzieje, pomyślała w duchu. – Ja wolałabym jednak zostać starą panną niż wyjść za to promugolskie indywiduum – skrzywiła się. – Wiesz, że niedawno stroił sobie ze mnie żarty, że chcą nas ze sobą zaręczyć? Oczywiście ani przez chwilę mu nie uwierzyłam. – To byłoby dla jej ojca niczym trafienie się klątwą w stopę, kompletnie błędne i bezsensowne posunięcie, na którym mógłby wyłącznie stracić, a nie zyskać. Titus miał fatalną reputację, a Ollivanderowie również podjęli błędną decyzję, popierając sprawę mugolską. Perseus Nott nie oddałby żadnej z córek do rodu wykazującego się niestosowną sympatią do mugoli.
- To cudownie, że był wobec ciebie tak miły i liczył się z twoim zdaniem – ucieszyła się; miała nadzieję, że po ślubie również tak pozostanie, że Yaxley nie zmieni się nagle, kiedy już małżeństwo zostanie zawarte i nie trzeba będzie tworzyć pięknych pozorów. Elise nie znała go, ale oby był dokładnie taki, jakim przedstawiała go Marine – uprzejmym mężczyzną liczącym się ze zdaniem żony i obdarowującym ją niezwykłymi podarkami, jak ten pierścionek z łuską wyspiarki. – Musisz mnie koniecznie zaprosić na ślub – poprosiła. Była ciekawa, na kiedy rody planują uroczystość. Czy odbędzie się ona jeszcze w tym roku, czy może już w przyszłym? – Chciałabym być szczęśliwa i jednocześnie przynieść mojej rodzinie zaszczyt. Naprawdę nie chciałabym zostać starą panną, nie jestem jak te kobiety, które marzą o bzdurnej niezależności i uciekają od zobowiązań zamiast przyjąć je z godnością. Ja pragnę wyjść im naprzeciw i zrobić wszystko, by bliscy mogli być ze mnie dumni.
Dla Elise to było ważne – spełnić oczekiwania rodu. Nie chciałaby zostać ustawiona w jednym rzędzie z tymi głupimi, pogardzanymi przez nią pannami, które uciekały od obowiązków, mieniąc się szumnie kobietami niezależnymi. Rodziny powinny bardziej stanowczo temperować podobne zachowania. Elise była natomiast tak głęboko urobiona przez rodową ideologię, że pragnęła wyjść młodo za mąż i nie wyobrażała sobie, że może być inaczej. Opinia otoczenia również miała dla niej duże znaczenie.
Uśmiechnęła się jednak ciepło; jej humor był dużo lepszy. Kiedy szczerze sobie porozmawiały atmosfera między nimi mogła się oczyścić. Poplotkowały więc razem jeszcze trochę, spędzając razem miły czas dopóki nie przeszkodziło im nagłe pojawienie się matki Elise.
| zt. x 2
Pierwsi goście zaczęli pojawiać się już o godzinie szesnastej; bramy Thorness Manor stanęły otworem dla każdej z zaproszonych dam niezależnie od tego, jakim sposobem dostała się na Wyspę Wight. Przyjmowane przez służbę, kierowane były do reprezentacyjnego salonu, w którym już za chwilę przywitać miała je Marine. Od szlachcianek odbierano bagaże, w których znajdowały się między innymi nocne stroje i kosmetyki, lecz pytania o plany na ten wieczór zbywane były enigmatycznymi uśmiechami. Do ostatniej chwili wszystko miało pozostać niespodzianką, którą zdradzić miała dopiero panna Lestrange.
Arystokratki mogły podejrzewać, że wszystko rozpocznie się od uczty, bowiem z sąsiedniej salonowi jadalni dało się już wyczuć wspaniałe zapachy. Jednak póki co uraczone zostały najlepszym francuskim szampanem - srebrne tace z pełnymi kieliszkami lewitowały pomiędzy kobietami, które w oczekiwaniu na gospodynię wieczoru mogły zająć miejsce na jednej z wielu wygodnych kanap. Zaczarowana harfa wygrywała znaną, przyjemną melodię, a przez sporych rozmiarów okna wpadały promienie jesiennego słońca. Pogoda dopisywała, zupełnie jakby Fortuna uśmiechnęła się do przyszłej panny młodej i celowo obdarowała ją wspaniałą aurą z okazji wieczoru panieńskiego.
Żadna z zaproszonych czarownic nie mogła być pewna, jakie dokładnie atrakcje przygotowała dla nich Marine, lecz znając jej upodobania i przywiązanie do Wyspy Wight, mogły oczekiwać wydarzenia, które wykroczy poza mury posiadłości. Część służby i skrzatów domowych rzeczywiście została oddelegowana na plażę oraz wybrzeże, co przez szyby mogły dostrzec bardziej spostrzegawcze szlachcianki. Z daleka widziały, jak starano się rozpalić światła i oświetlić nimi drogę do miejsca, którego z okien salonu niestety nie było widać.
W salonie znajdowały się wyłącznie prawdziwe damy, dlatego organizatorka była pewna, że nie dojdzie między nimi do żadnych niesnasek, a wszelkie rodowe nieporozumienia zostaną na dzień dzisiejszy oraz jutrzejszy poranek zawieszone. Nic nie psuło przyjęcia bardziej, niż spory zawoalowane w słodkie słówka.
Wymieniając się spostrzeżeniami, opiniami oraz podejrzeniami, co do dzisiejszych atrakcji, szlachcianki oczekiwały nadejścia panny Lestrange.
Pierwsza kolejka potrwa 72h, a to oznacza, że następny post (Marine) pojawi się we wtorek (15.01) wieczorem (jeśli jedenaście postów pojawi się szybciej, ja oczywiście także postaram się odpisać wcześniej). Do tego czasu możecie przybywać, dokonywać pierwszych interakcji, opisywać i linkować swoje piękne suknie oraz raczyć się szampanem. Umownie przyjmujemy, że Wasze pojawienie się w zamku przypada pomiędzy 16:00 a 16:30.
Szampan jest pierwszym ważnym elementem wydarzenia - bardzo proszę, byście w każdym poście wyraźnie zaznaczały ile kieliszków wypiła Wasza postać w danej kolejce. Może być to podkreślenie, może być dopisek pod tekstem. W perspektywie dalszych wydarzeń będzie to istotna informacja. Nie bójcie się, stan upojenia będzie miał również swoje dobre strony, gwarantuję!
W razie jakichkolwiek pytań lub próśb, moja skrzynka (Marine Lestrange, duh) stoi dla Was otworem.
Przypominam, że wydarzenie nie zagraża życiu ani zdrowiu Waszych postaci.
Życzę Wam wspaniałej zabawy i powodzenia w nadchodzących atrakcjach!
I show not your face but your heart's desire
W normalnych warunkach Leia miałaby neutralny stosunek do spędzenia wieczoru w towarzystwie innych dam, bawiąc się i pijąc szampana. Nigdy nie była szczególnie rozmownym typem osoby, ale biorąc pod uwagę inne wydarzenia, które miały miejsce w ciągu ostatniego miesiąca, właściwie cieszyła się, że będzie mogła przebywać w tak żywym i radosnym gronie przez te kilka godzin. Miała nadzieję, że mimo wszelkich niesnasek, wieczór ten upłynie w przyjemnej atmosferze, chociażby ze względu na Marine, która była przecież główną bohaterką dzisiejszego spotkania. Mimo że Leia wciąż nie zdążyła poznać jej tak dobrze, jakby sobie tego życzyła, miała nadzieję, iż dzień ten będzie dla niej pozytywnym wspomnieniem i będzie wracała do niego z ochotą. W końcu kto wie, co czekało ją w późniejszym, małżeńskim życiu? Nawet ona, siostra pana młodego, wiedziała, że nie będzie to przyszłość usłana samymi różami, chociaż życzyła tego im obu. Od samego początku pragnęła, aby Morgoth był szczęśliwy i szczerze mówiąc, Marine rzeczywiście zdawała się być osobą, która byłaby w stanie sprawić, iż ciężar na jego barkach stałby się chociaż trochę mniejszy. W związku z tym Leia czuła, że oddaje brata w dobre ręce i chociaż zawsze będzie się o niego troszczyć, to przy tej dziewczynie jej zmartwienie przynajmniej trochę malało. A skoro tak, młoda Yaxley nie mogła odwdzięczyć jej się lepiej niż swoją obecnością podczas tego wieczoru, gdy wraz z innymi zaproszonymi damami miała bawić się, jak nigdy dotąd.
Wydarzenie to przypominało jej o własnym pierścionku, który od ponad miesiąca nosiła na palcu. Mimo że od dnia zaręczyn minęło tak wiele czasu, wciąż nie była przyzwyczajona do jego ciężaru. Nigdy nie sądziła, że coś tak niewielkiego może tak często i skutecznie przypominać o swej obecności, ale w przypadku tego przedmiotu tak właśnie było. Podczas pierwszych dni po zaręczynach była w stanie spojrzeć na swoją dłoń i zapytać siebie samej, co właściwie ten pierścionek robił na jej palcu, zupełnie jakby tamten pamiętny dzień w ogóle nie miał miejsca. Dopiero po dłuższej chwili przypominała sobie, że nie była już panną na wydaniu, tylko narzeczoną Lupusa Blacka i musiała zacząć o tym pamiętać. O dziwo, fakt ten nie wzbudzał w niej tak negatywnych uczuć, jak myślała, że będzie, co odebrała jako dobry znak. W końcu jeszcze niedawno małżeństwo kojarzyło jej się ze wszystkim, co złe i nie sądziła, by kiedykolwiek miało to ulec zmianie. Teraz jednak czuła, że mimo wszelkich przeciwności, jest w stanie sobie z tym poradzić.
Na przyjęciu nie pojawiła się sama. Towarzyszyła jej Inara, której swoją obecnością pragnęła dodać otuchy po tym, z czym musiała się zmierzyć w związku z tym, co wydarzyło się na zjeździe nestorów. Nie była sobie w stanie do końca wyobrazić, jak musiała się czuć, dlatego miała nadzieję, że dzięki jej towarzystwu Inara poczuje się przynajmniej trochę pewniej. Nie wątpiła w jej siłę, ale po prostu wiedziała, że w takich momentach w życiu dobrze było mieć przy sobie kogoś, kto użyczy ci pomocnej ręki. Leia nie wstydziła się kroczyć obok niej, niezależnie od spojrzeń, które mogły zostać posłane w ich stronę. — Wszystko w porządku? — spytała, dbając o to, by nikt inny nie był w stanie usłyszeć jej słów. Pragnęła jedynie upewnić się, iż jej towarzyszka czuje się dobrze i niczego nie nie potrzebuje. Póki co ona sama piła swój pierwszy kieliszek szampana. Nie miała zamiaru pokusić się o jeden czy dwa więcej, ponieważ wciąż była osłabiona, a alkohol wcale by jej nie pomógł. Nienawidziła tego, że wciąż była tak krucha i musiała na siebie uważać, ale niestety nie miała innego wyjścia. Gdyby ignorowała zalecenia uzdrowicieli, nic dobrego by z tego nie wyszło.
suknia (ale bez rozcięcia) | Leia jest w trakcie wypijania swojego pierwszego kieliszka
Wydarzenie to przypominało jej o własnym pierścionku, który od ponad miesiąca nosiła na palcu. Mimo że od dnia zaręczyn minęło tak wiele czasu, wciąż nie była przyzwyczajona do jego ciężaru. Nigdy nie sądziła, że coś tak niewielkiego może tak często i skutecznie przypominać o swej obecności, ale w przypadku tego przedmiotu tak właśnie było. Podczas pierwszych dni po zaręczynach była w stanie spojrzeć na swoją dłoń i zapytać siebie samej, co właściwie ten pierścionek robił na jej palcu, zupełnie jakby tamten pamiętny dzień w ogóle nie miał miejsca. Dopiero po dłuższej chwili przypominała sobie, że nie była już panną na wydaniu, tylko narzeczoną Lupusa Blacka i musiała zacząć o tym pamiętać. O dziwo, fakt ten nie wzbudzał w niej tak negatywnych uczuć, jak myślała, że będzie, co odebrała jako dobry znak. W końcu jeszcze niedawno małżeństwo kojarzyło jej się ze wszystkim, co złe i nie sądziła, by kiedykolwiek miało to ulec zmianie. Teraz jednak czuła, że mimo wszelkich przeciwności, jest w stanie sobie z tym poradzić.
Na przyjęciu nie pojawiła się sama. Towarzyszyła jej Inara, której swoją obecnością pragnęła dodać otuchy po tym, z czym musiała się zmierzyć w związku z tym, co wydarzyło się na zjeździe nestorów. Nie była sobie w stanie do końca wyobrazić, jak musiała się czuć, dlatego miała nadzieję, że dzięki jej towarzystwu Inara poczuje się przynajmniej trochę pewniej. Nie wątpiła w jej siłę, ale po prostu wiedziała, że w takich momentach w życiu dobrze było mieć przy sobie kogoś, kto użyczy ci pomocnej ręki. Leia nie wstydziła się kroczyć obok niej, niezależnie od spojrzeń, które mogły zostać posłane w ich stronę. — Wszystko w porządku? — spytała, dbając o to, by nikt inny nie był w stanie usłyszeć jej słów. Pragnęła jedynie upewnić się, iż jej towarzyszka czuje się dobrze i niczego nie nie potrzebuje. Póki co ona sama piła swój pierwszy kieliszek szampana. Nie miała zamiaru pokusić się o jeden czy dwa więcej, ponieważ wciąż była osłabiona, a alkohol wcale by jej nie pomógł. Nienawidziła tego, że wciąż była tak krucha i musiała na siebie uważać, ale niestety nie miała innego wyjścia. Gdyby ignorowała zalecenia uzdrowicieli, nic dobrego by z tego nie wyszło.
suknia (ale bez rozcięcia) | Leia jest w trakcie wypijania swojego pierwszego kieliszka
her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong
her mind is strong
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Niefortunnie, dzisiejszego dnia zdrowie Darcy nie dopisywało. Choć cieszyła się z powrotu do domu, los postanowił nieco z niej zakpić. Na ironię, pomimo podniecenia jakie wywołała w niej na powrót Anglia, zesłała na nią również chorobę. Zatoki i chorobliwy ból głowy. Przed wyjściem zdążyła jeszcze wypić napar z cytryny, imbiru i specyfikami, na których lepiej niż ona poznaliby się znawcy eliksirów. Pomimo, że nie wyglądała na chorą, a nawet więcej, przez wzgląd na swoje złe samopoczucie dołożyła wszelkich starań żeby wyglądać nawet bardziej nienagannie niż zwykle, czuła się strasznie. Nie pomagały nawet wywary przygotowywane przez alchemików. Czerwona, piękna suknia, z wycięciem na plecach miała odwracać uwagę od roziskrzonych przez gorączkę oczu i lekko przypudrowanej, bladej skóry. Na salonach, nie było wątpliwości, że Darcy nie będzie odstawać wyglądem od innych, nawet pomimo swojej niedyspozycji. Skoro postanowiła pojawić się na tym wieczorku, poczuwała się do nieokazywania swojego stanu. Nie uznając naturalnej walki ciała z nową pogodą w Anglii za słabość, a jedynie za brak profesjonalizmu, gdyby miała się ze swoim złym samopoczuciem odnosić.
Na miejsce doleciała wynajętą zaczarowaną bryczką. Jej własne bagaże zostały już przekazane służbie, a Darcy, zanim zeszła do salonu, w której powoli zaczęły się schodzić wszystkie szlachcianki, rozgościła się wcześniej w swoich gościnnych komnatach. Przebrała w odpowiednią suknię, aby zejść świeża, pachnąca różanymi olejkami, z niewygniecioną od podróży suknią. Dla niepoznaki sięgnęła po lampkę szampana rozdawaną przez lokai, aczkolwiek nie przyłożyła go do ust, obawiając się, że ten mógłby zniwelować działanie eliksirów mających złagodzić jej chorobę. Zanim dostrzegła w saloniku Marine, w pierwszej kolejności niebieskie tęczówki spoczęły na przybyłej parze dam. Inara Carrow oraz Leia Yaxley przybyły razem. Nie podeszła do nich w celu pocieszania, czy krytykowania Inary w obliczu ostatniej afery, jaka z pewnością wstrząsnęła wieloma szlachciankami. Podeszła do nich uznając je, na razie za osoby jej najbliższe w socjecie, koligacjami rodzinnymi, jak i znajomościami i koneksjami.
— Lady Carrow, lady Yaxley — przywitała się skinieniem głowy, obracając lampkę szampana w palcach i stanęła przy nich. Nie uznawała żadnej winy Inary w ostatnio zaistniałej na Stonehenge rewelacji, dlatego nie komentowała tego wydarzenia w żaden sposób. Uznała przemilczenie i zignorowanie tej kwestii za najbardziej bezpieczne, a co więcej najbardziej dogodne. Nie chciała bowiem żeby te wydarzenia miały definiować Inarę, albo skupiać czyjąś uwagę tylko na tych wydarzeniach, kiedy można było ocenić ją w innych aspektach. Na przykład…
— Piękne kreacje — wysunęła być może bardzo trywialny komplement, ale najbardziej prawdziwy, skierowała go w kierunku obu pań.
— Twarzowy róż, lady Yaxley. Spotkałam ostatnio lorda nestora Yaxleya w Pałacu Zimowym. Nie ukrywam, że recital rosyjskiej pianistki byłby jeszcze milej wspominiany, gdybyś wtedy i ty mu towarzyszyła, lady.
Grzeczność, szczerość? Czym było to zagadnienie rozmowy? Można było ryzykować, że nie niosło ze sobą dwuznaczności. W końcu lady Rosier w wielu warunkach i sytuacjach traktowała Yaxleyów niczym drugą rodzinę. Pomimo, że Morgoth w tym rozrachunku zawsze był tym ciężkim, nowopoznanym lordem trudnym do rozgryzienia.
suknia | trzyma szampana, ale nie pije
Na miejsce doleciała wynajętą zaczarowaną bryczką. Jej własne bagaże zostały już przekazane służbie, a Darcy, zanim zeszła do salonu, w której powoli zaczęły się schodzić wszystkie szlachcianki, rozgościła się wcześniej w swoich gościnnych komnatach. Przebrała w odpowiednią suknię, aby zejść świeża, pachnąca różanymi olejkami, z niewygniecioną od podróży suknią. Dla niepoznaki sięgnęła po lampkę szampana rozdawaną przez lokai, aczkolwiek nie przyłożyła go do ust, obawiając się, że ten mógłby zniwelować działanie eliksirów mających złagodzić jej chorobę. Zanim dostrzegła w saloniku Marine, w pierwszej kolejności niebieskie tęczówki spoczęły na przybyłej parze dam. Inara Carrow oraz Leia Yaxley przybyły razem. Nie podeszła do nich w celu pocieszania, czy krytykowania Inary w obliczu ostatniej afery, jaka z pewnością wstrząsnęła wieloma szlachciankami. Podeszła do nich uznając je, na razie za osoby jej najbliższe w socjecie, koligacjami rodzinnymi, jak i znajomościami i koneksjami.
— Lady Carrow, lady Yaxley — przywitała się skinieniem głowy, obracając lampkę szampana w palcach i stanęła przy nich. Nie uznawała żadnej winy Inary w ostatnio zaistniałej na Stonehenge rewelacji, dlatego nie komentowała tego wydarzenia w żaden sposób. Uznała przemilczenie i zignorowanie tej kwestii za najbardziej bezpieczne, a co więcej najbardziej dogodne. Nie chciała bowiem żeby te wydarzenia miały definiować Inarę, albo skupiać czyjąś uwagę tylko na tych wydarzeniach, kiedy można było ocenić ją w innych aspektach. Na przykład…
— Piękne kreacje — wysunęła być może bardzo trywialny komplement, ale najbardziej prawdziwy, skierowała go w kierunku obu pań.
— Twarzowy róż, lady Yaxley. Spotkałam ostatnio lorda nestora Yaxleya w Pałacu Zimowym. Nie ukrywam, że recital rosyjskiej pianistki byłby jeszcze milej wspominiany, gdybyś wtedy i ty mu towarzyszyła, lady.
Grzeczność, szczerość? Czym było to zagadnienie rozmowy? Można było ryzykować, że nie niosło ze sobą dwuznaczności. W końcu lady Rosier w wielu warunkach i sytuacjach traktowała Yaxleyów niczym drugą rodzinę. Pomimo, że Morgoth w tym rozrachunku zawsze był tym ciężkim, nowopoznanym lordem trudnym do rozgryzienia.
suknia | trzyma szampana, ale nie pije
Ostatnio zmieniony przez Darcy Rosier dnia 15.01.19 22:18, w całości zmieniany 1 raz
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Salon I
Szybka odpowiedź