Biblioteka
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biblioteka
Dwupoziomowe pomieszczenie z ogromną ilością zbiorów, wzbogacanych sukcesywnie przez każdego nestora rodu Lestrange.
Książki znajdujące się na wyższych półkach można przywołać zaklęciem, bądź skorzystać z ruchomej drabinki. Na środku pomieszczenia znajdują się stoliki, krzesła i wygodne kanapy, tak więc pogrążenie się w lekturze jest ułatwione.
Najbardziej imponujące zbiory dotyczą historii muzyki oraz pozostałych sztuk; antologie, słowniki i biografie nie ustępują jednak woluminom traktującym o Starożytnych Runach czy Numerologii, a wiele z nich spisanych zostało w języku francuskim.
Książki znajdujące się na wyższych półkach można przywołać zaklęciem, bądź skorzystać z ruchomej drabinki. Na środku pomieszczenia znajdują się stoliki, krzesła i wygodne kanapy, tak więc pogrążenie się w lekturze jest ułatwione.
Najbardziej imponujące zbiory dotyczą historii muzyki oraz pozostałych sztuk; antologie, słowniki i biografie nie ustępują jednak woluminom traktującym o Starożytnych Runach czy Numerologii, a wiele z nich spisanych zostało w języku francuskim.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Chociaż Callisto przez większą część obiadu czuła się trochę niezręcznie (co starała się maskować grzeczną małomównością), to jej przypadkowe spóźnienie szybko poszło w niepamięć, gdy Marine ogłosiła pierwsze przygotowane dla nich zadanie. Lady Malfoy musiała przyznać przed sobą, że zupełnie nie wiedziała, czego spodziewać się po wieczorku panieńskim, ale nie rozczarowała się ani trochę – odrobina zdrowej rywalizacji zawsze była mile widziana, w końcu przywykła do niej jako najmłodsza siostra, a potem także jako stażystka w ministerstwie, chociaż tam nie widywała wielu wysoko urodzonych panien, które mogłyby stanowić dla niej konkurencję. Chyba jedynym wyjątkiem była Elaine. Callisto wiele razy przekonała się, że zawdzięcza tej kobiecie resztki swej cierpliwości do pracy w ministerstwie – zdarzały się dni, w których wyczekiwała tylko na kolejny dowcipny liścik z jej departamentu, by przypomnieć sobie, że był tam jeszcze ktoś, z kim mogło połączyć ją prawdziwe porozumienie. Cierpliwości tej Callisto już zdecydowanie brakowało, a w obliczu wszystkich wydarzeń – zarówno tych niedawnych jak i dopiero nadchodzących – coraz częściej będzie słyszała (i myślała i to, co gorsza, z własnej nieprzymuszonej woli), że ministerstwo to jednak nie jest miejsce dla niej.
- Droga Elaine, cała przyjemność po mojej stronie. – zapewniła lady Avery, w wolnej chwili witając się z nią z niekłamaną przyjemnością. W końcu mogły zobaczyć się w nieco mniej ponurych okolicznościach niż dotychczas, gdy łączyły je niefortunne zbiegi okoliczności dotyczące wspólnych krewnych. Siatka zawieranych w młodym pokoleniu czarodziejów czystej krwi miała już wkrótce namieszać jeszcze bardziej w rodzinnych relacjach Callisto. Uśmiechnęła się przyjaźnie do młodziutkiej Elise – skoro lady Malfoy miała stać się jej krewną przez małżeństwo i niedługo już zamieszkać w Ashfield Manor, powinna starać się, by wypaść jak najlepiej przed rodziną przyszłego męża. Ciężka praca Callisto nie zakończy się na zawarciu ślubu, ale kto chciałby myśleć o takich rzeczach, kiedy rozpoczyna się zabawa? Lady Malfoy rozpromieniła się, gdy Elodie wzięła ją pod ramię i razem ruszyły do biblioteki.
- Moja kochana, nikt nie wyraził jej piękniej od ciebie. – przyznała przyjaciółce. Niewiele brakowało, by nie zechciała zdobyć się na podobną uprzejmość wobec niej, ale Elodie dokonała w odpowiednim czasie doskonałego wyboru, by poprosić Callisto o radę. Podążać zgodnie z jej kierunkiem, gdy tego potrzebowała. Lady Malfoy uwielbiała ponad wszystko, kiedy słuchało się jej z przeświadczeniem, że ma rację, nic więc dziwnego, że bywały teraz nierozłączne. – Wspaniała fryzura, doskonale podkreśla twoje rysy twarzy. – odwdzięczyła się komplementem za pochwałę otrzymaną od lady Parkinson. Już miała nawiązać do wzmianki o zaręczynowym pierścionku (ignorując przy tym wychwalające ich wygląd wypowiedzi mijanych obrazów, co nie było najłatwiejszym zadaniem), ale na szczęście ich krótka droga dobiegła przedtem końca.
Biblioteka posiadłości Lestrange’ów istotnie robiła wrażenie. Lady Malfoy miała do nich słabość równie wielką co do gustownych salonów, gdzie przy herbatce młoda dama mogła pozyskać zgoła inny, choć także bardzo przydatny, rodzaj informacji niż te pozamykane w pięknych starych księgach. Do bibliotek rzadko jednak zapraszało się znajome, z którymi łatwiej jest wymieniać plotki i dyskutować o nowych kapeluszach do letnich sukienek, być może dlatego widok okazałych zbiorów Thorness Manor zrobił na Callisto tak duże wrażenie. W innych okolicznościach wyraziłaby zapewne chęć pokręcenia się wśród regałów z czystej ciekawości, ale kiedy czekała je zagadka do rozwiązania? Nie ma mowy.
Traf chciał, że jako pierwszy w ręce Callisto znalazł się pergamin z fragmentem ballady.
- Keats, bez wątpienia. – zgodziła się z przypuszczeniem lady Parkinson. Ostatnimi czasy Callisto poświęcała znacznie więcej uwagi politycznym traktatom, ale czy żyła kiedyś dobrze wychowana młoda dama, w której udało się zdusić miłość do wierszy miłosnych? Dla poezji romantyków zarezerwowane było honorowe miejsce w sercu Callisto-czytelniczki, jakże więc mogłaby nie poznać poematu? Na brzegach jezior żółkną trawy; dalsze wersy same układały się w jej głowie, kiedy podążyła w ślad za Elodie ku półkom, gdzie mogły odnaleźć biografię poety i tomy jego twórczości.
wiedza o literaturze II
- Droga Elaine, cała przyjemność po mojej stronie. – zapewniła lady Avery, w wolnej chwili witając się z nią z niekłamaną przyjemnością. W końcu mogły zobaczyć się w nieco mniej ponurych okolicznościach niż dotychczas, gdy łączyły je niefortunne zbiegi okoliczności dotyczące wspólnych krewnych. Siatka zawieranych w młodym pokoleniu czarodziejów czystej krwi miała już wkrótce namieszać jeszcze bardziej w rodzinnych relacjach Callisto. Uśmiechnęła się przyjaźnie do młodziutkiej Elise – skoro lady Malfoy miała stać się jej krewną przez małżeństwo i niedługo już zamieszkać w Ashfield Manor, powinna starać się, by wypaść jak najlepiej przed rodziną przyszłego męża. Ciężka praca Callisto nie zakończy się na zawarciu ślubu, ale kto chciałby myśleć o takich rzeczach, kiedy rozpoczyna się zabawa? Lady Malfoy rozpromieniła się, gdy Elodie wzięła ją pod ramię i razem ruszyły do biblioteki.
- Moja kochana, nikt nie wyraził jej piękniej od ciebie. – przyznała przyjaciółce. Niewiele brakowało, by nie zechciała zdobyć się na podobną uprzejmość wobec niej, ale Elodie dokonała w odpowiednim czasie doskonałego wyboru, by poprosić Callisto o radę. Podążać zgodnie z jej kierunkiem, gdy tego potrzebowała. Lady Malfoy uwielbiała ponad wszystko, kiedy słuchało się jej z przeświadczeniem, że ma rację, nic więc dziwnego, że bywały teraz nierozłączne. – Wspaniała fryzura, doskonale podkreśla twoje rysy twarzy. – odwdzięczyła się komplementem za pochwałę otrzymaną od lady Parkinson. Już miała nawiązać do wzmianki o zaręczynowym pierścionku (ignorując przy tym wychwalające ich wygląd wypowiedzi mijanych obrazów, co nie było najłatwiejszym zadaniem), ale na szczęście ich krótka droga dobiegła przedtem końca.
Biblioteka posiadłości Lestrange’ów istotnie robiła wrażenie. Lady Malfoy miała do nich słabość równie wielką co do gustownych salonów, gdzie przy herbatce młoda dama mogła pozyskać zgoła inny, choć także bardzo przydatny, rodzaj informacji niż te pozamykane w pięknych starych księgach. Do bibliotek rzadko jednak zapraszało się znajome, z którymi łatwiej jest wymieniać plotki i dyskutować o nowych kapeluszach do letnich sukienek, być może dlatego widok okazałych zbiorów Thorness Manor zrobił na Callisto tak duże wrażenie. W innych okolicznościach wyraziłaby zapewne chęć pokręcenia się wśród regałów z czystej ciekawości, ale kiedy czekała je zagadka do rozwiązania? Nie ma mowy.
Traf chciał, że jako pierwszy w ręce Callisto znalazł się pergamin z fragmentem ballady.
- Keats, bez wątpienia. – zgodziła się z przypuszczeniem lady Parkinson. Ostatnimi czasy Callisto poświęcała znacznie więcej uwagi politycznym traktatom, ale czy żyła kiedyś dobrze wychowana młoda dama, w której udało się zdusić miłość do wierszy miłosnych? Dla poezji romantyków zarezerwowane było honorowe miejsce w sercu Callisto-czytelniczki, jakże więc mogłaby nie poznać poematu? Na brzegach jezior żółkną trawy; dalsze wersy same układały się w jej głowie, kiedy podążyła w ślad za Elodie ku półkom, gdzie mogły odnaleźć biografię poety i tomy jego twórczości.
wiedza o literaturze II
Gość
Gość
The member 'Callisto Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Nie odzywała się nie mając do powiedzenia nic sensownego. Widziała spojrzenie, które skierowała w jej kierunku Fantine, jednak i na nie nic nie powiedziała. Spokojnie rozglądała się po salonie, choć ten był już jej znany. Od lat przyjaźnili się z władcami tego zamku, była tu nie raz. Witała się z każdą dam, jednak szczędząc słowa, zachowywała je na później. Zerknęła w kierunku Darcy, gdy z jej ust wypadło jej imię. Usta prawie automatycznie ubrały się w łagodny uśmiech, pokręciła lekko głową w przeczącym geście. Nie powiedziała jednak nic, zostawiając myśli tylko dla siebie. Zasiadła do jedzenie słuchając rozmów i przyglądając się czasami chwilę dłużej innym damom. W końcu jej spojrzenie zawisło na Marine. Kibicowała jej po cichu i miała nadzieję, że spełnią się wszystkie jej oczekiwania, była bliska jej sercu i wierzyła, że Morgoth będzie dla niej dobry. Jednak temat się zmienił. Uniosła lekko brwi, a kącik ust podniósł się ku górze w szczerym uśmiechu, zagadki i wyzwania w końcu coś odpowiedniego dla niej. Sięgnęła po jeden z pierścieni i wsunęła go na zgrabny palec ruszając w kierunku biblioteki zerkają na Rosalie, uśmiech nie schodził z jej ust.
- Jeśli można było spodziewać się tego po kimś, to właśnie po Marine, Rosalie. - odpowiedziała spokojnie częstując ją uśmiechem i wchodząc do biblioteki z nowym kieliszkiem, który zabrała razem ze sobą. Słysza rozmowy i wymiany grzecznych zdań. Widziała spokój, niepewność i radość, gdy zaczęła się gra. Obserwowała uważnie, jak miała w zwyczaju i nie przestała, gdy Fantine zwróciła się do niej zaburzając jej własne rozmyślania. Spojrzała na siostrę.
- Zdajesz sie mieć rację. - stwierdziła i skinęła spokojnie głową na słowa Fantine, sądziła podobnie do niej, ale nie poświęcała malarstwu tak wiele czasu i serca. Zaczęła się przechadzać, poszukując albumu poświęconemu malarstwu Franka Dicksee, była niemal pewna, że to właśnie o niego chodzi, a jej słowa zostały potwierdzone przez siostrę. Zerknęła na nią mierząc ją uważnie od góry do dołu. - Zdaje ci się dopisywać dobry humor. - zawyrokowała choć właściwie nie wiedziała dlaczego. Może chciała poprzeć jej słowami własne wnioski, a może coś innego zajmowało jej myśli i próbowała je zagłuszyć. Westchnęła lekko. - W sumie nic dziwnego. - podsumowała odwracając się do jednej z półek. Fantine czuła się w towarzystwie jak ryba w wodzie, spotkanie więc z innymi damami i możliwość wyzwania musiała działać na nią pobudzająco, rozpalając jej wewnętrzny ogień. Ogień, który nie przebijał się tak często przez jej wodną, praktyczną naturę. Skupiła się na poszukiwaniach.
| rzucam na malarstwo, piję drugi kieliszek.
- Jeśli można było spodziewać się tego po kimś, to właśnie po Marine, Rosalie. - odpowiedziała spokojnie częstując ją uśmiechem i wchodząc do biblioteki z nowym kieliszkiem, który zabrała razem ze sobą. Słysza rozmowy i wymiany grzecznych zdań. Widziała spokój, niepewność i radość, gdy zaczęła się gra. Obserwowała uważnie, jak miała w zwyczaju i nie przestała, gdy Fantine zwróciła się do niej zaburzając jej własne rozmyślania. Spojrzała na siostrę.
- Zdajesz sie mieć rację. - stwierdziła i skinęła spokojnie głową na słowa Fantine, sądziła podobnie do niej, ale nie poświęcała malarstwu tak wiele czasu i serca. Zaczęła się przechadzać, poszukując albumu poświęconemu malarstwu Franka Dicksee, była niemal pewna, że to właśnie o niego chodzi, a jej słowa zostały potwierdzone przez siostrę. Zerknęła na nią mierząc ją uważnie od góry do dołu. - Zdaje ci się dopisywać dobry humor. - zawyrokowała choć właściwie nie wiedziała dlaczego. Może chciała poprzeć jej słowami własne wnioski, a może coś innego zajmowało jej myśli i próbowała je zagłuszyć. Westchnęła lekko. - W sumie nic dziwnego. - podsumowała odwracając się do jednej z półek. Fantine czuła się w towarzystwie jak ryba w wodzie, spotkanie więc z innymi damami i możliwość wyzwania musiała działać na nią pobudzająco, rozpalając jej wewnętrzny ogień. Ogień, który nie przebijał się tak często przez jej wodną, praktyczną naturę. Skupiła się na poszukiwaniach.
| rzucam na malarstwo, piję drugi kieliszek.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Melisande Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Wyglądało na to, że pierwsza zagadka przypadła do gustu damom, które wymieniły między sobą kilka uwag i w grupkach bądź parach ruszyły na poszukiwania odpowiednich dzieł. Zaznajomione z szeroko pojętą sztuką w mig domyśliły się kto był autorem wiersza, kompozytorem melodii oraz twórcą obrazu – Marine nie spodziewała się po nich niczego innego, była wręcz przekonana, że pierwsza przeszkoda nie sprawi czarownicom trudności.
Dało się wyczuć atmosferę pozytywnej rywalizacji, gdy szlachcianki energicznie przeszukiwały regały. Choć oficjalnie żadna nie próbowała przeszkodzić towarzyszkom zabawy, od początku wiadomym było, że jedynie trzy mapy ukryte są w rodowej bibliotece Thorness Manor.
Pierwszą z nich odnalazła Callisto Malfoy – pergamin wysunął się w jej ręce prosto z tomu wierszy Johna Keatsa, po który sięgnęła. Drugą, pośród kart biografii Stanforda, odnalazła Madeline Slughorn, nieodmawiająca kolejnych kieliszków wybornego szampana. Trzecia i ostatnia trafiła do Lei Yaxley.
Gdy kobiety ponownie zabrały się w jednym miejscu i porównały znaleziska, mogły upewnić się, że każda z map przedstawia ten sam, niewielki fragment wybrzeża, znajdujący się nieopodal posiadłości, w jakiej obecnie przebywały. Na pergamin naniesiono także kilka symboli oraz drogę, jaką niewątpliwie miały pokonać, by dotrzeć do celu. Poza Thorness Manor, jedyną opisaną lokacją był Widmowy Las, o którym damy mogły słyszeć różnorakie historie.
Gdy towarzyszący im lokaj uznał, ze są gotowe do dalszej drogi, usłużnie ukłonił się i zaproponował, że zaprowadzi je dalej, na zachodni taras, skąd szybko będą mogły ruszyć w dalszą drogę.
Pożegnanie z Wyspą Wight
Możecie pisać na Wybrzeżu
Dało się wyczuć atmosferę pozytywnej rywalizacji, gdy szlachcianki energicznie przeszukiwały regały. Choć oficjalnie żadna nie próbowała przeszkodzić towarzyszkom zabawy, od początku wiadomym było, że jedynie trzy mapy ukryte są w rodowej bibliotece Thorness Manor.
Pierwszą z nich odnalazła Callisto Malfoy – pergamin wysunął się w jej ręce prosto z tomu wierszy Johna Keatsa, po który sięgnęła. Drugą, pośród kart biografii Stanforda, odnalazła Madeline Slughorn, nieodmawiająca kolejnych kieliszków wybornego szampana. Trzecia i ostatnia trafiła do Lei Yaxley.
Gdy kobiety ponownie zabrały się w jednym miejscu i porównały znaleziska, mogły upewnić się, że każda z map przedstawia ten sam, niewielki fragment wybrzeża, znajdujący się nieopodal posiadłości, w jakiej obecnie przebywały. Na pergamin naniesiono także kilka symboli oraz drogę, jaką niewątpliwie miały pokonać, by dotrzeć do celu. Poza Thorness Manor, jedyną opisaną lokacją był Widmowy Las, o którym damy mogły słyszeć różnorakie historie.
Gdy towarzyszący im lokaj uznał, ze są gotowe do dalszej drogi, usłużnie ukłonił się i zaproponował, że zaprowadzi je dalej, na zachodni taras, skąd szybko będą mogły ruszyć w dalszą drogę.
Możecie pisać na Wybrzeżu
- Mapy:
- Trzy egzemplarze znajdują się w posiadaniu Callisto, Lei i Maddeline.
I show not your face but your heart's desire
// stąd przybyliśmy
Nie dotknęła jeszcze materiałem sukni miękkiego obicia kanapy, a Amadeus już poderwał ją w górę, zakluczając w pewnym uścisku, blisko jego boku. Materiał jej kreacji zaszeleścił tylko w powietrzu. Dawniej zapewne, jako dziesięcioletnia dziewczynka, potknęłaby się niezgrabnie, nie spodziewając się tak nagłego zwrotu i zmiany pozycji. Tymczasem, oparła cały swój ciężar na jego ramieniu, którego tak ochoczo, ale nie bezcelowo jej użyczył. Długa suknia zawinęła się nieco, ale udało jej się wyswobodzić spod fałd materiału, nie dając po sobie nawet poznać chwilowej utraty twardego gruntu. Z pomocą Amadeusa wyszła na prostą, wzdychając niegłośno na jego propozycję. Wspomniana wcześniej dziewczynka, zwróciłaby się do niego teraz skołowana: “Ale… chciałam usiąść. Jestem zmęczona”, ale dorosła kobieta, zamiast tego spytała:
— Czy jeśli zdarzy mi się zemdleć to mnie tam zaniesiesz?
Podtrzymała żartobliwy ton. Na nic. Nie zaniósł.
Ani ona nie zemdlała.
Przekroczyła próg biblioteki towarzysząc lordowi Lestrange w milczeniu. Dopiero kiedy wkroczyli do pomieszczenia, a przestrzeń zamknęły ulokowane wzdłuż ścian regały, wznowiła rozmowę. Zaalarmowała go o tym zamiarze, zatrzymując się w miejscu. Wysnuwając się gładko spod splotu jego ramienia, zaszła mu drogę. Jednocześnie uniosła podbródek, zawieszając błękitne spojrzenie na jego oczach.
— Nie wybrałam gabinetu nestora żeby się z tobą droczyć, Amadeusie.
W gruncie rzeczy droczyła się z jego skrzatem, ale skrzat domowy był mało atrakcyjnym obiektem do rozmowy. Decyzja, żeby o nim nie wspominać była bardzo przemyślana.
— Dasz mi gwarancję, że w bibliotece nikt nam nie przeszkodzi?
Na jego odpowiedzialność – przemknęło jej przez myśl nim poruszyła się z miejsca. Lekko różany zapach olejków owiał ich oboje, kiedy unosząc ramiona, oplotła nimi jego szyję. Dopiero kiedy dotknęła palcami jego karku, dało się zauważyć, że dłonie miała jeszcze odrobinę chłodne od szalejącej na dworze pogody. Za to oddech rzucany na ramię, kiedy go objęła, kontrastował z zimną fakturą skóry. Był ciepły. Jak jej słowa. Dziwnie odstające treścią od pozornie łagodnej postawy.
— Powiedz mi coś pokrzepiającego.
Nie dotknęła jeszcze materiałem sukni miękkiego obicia kanapy, a Amadeus już poderwał ją w górę, zakluczając w pewnym uścisku, blisko jego boku. Materiał jej kreacji zaszeleścił tylko w powietrzu. Dawniej zapewne, jako dziesięcioletnia dziewczynka, potknęłaby się niezgrabnie, nie spodziewając się tak nagłego zwrotu i zmiany pozycji. Tymczasem, oparła cały swój ciężar na jego ramieniu, którego tak ochoczo, ale nie bezcelowo jej użyczył. Długa suknia zawinęła się nieco, ale udało jej się wyswobodzić spod fałd materiału, nie dając po sobie nawet poznać chwilowej utraty twardego gruntu. Z pomocą Amadeusa wyszła na prostą, wzdychając niegłośno na jego propozycję. Wspomniana wcześniej dziewczynka, zwróciłaby się do niego teraz skołowana: “Ale… chciałam usiąść. Jestem zmęczona”, ale dorosła kobieta, zamiast tego spytała:
— Czy jeśli zdarzy mi się zemdleć to mnie tam zaniesiesz?
Podtrzymała żartobliwy ton. Na nic. Nie zaniósł.
Ani ona nie zemdlała.
Przekroczyła próg biblioteki towarzysząc lordowi Lestrange w milczeniu. Dopiero kiedy wkroczyli do pomieszczenia, a przestrzeń zamknęły ulokowane wzdłuż ścian regały, wznowiła rozmowę. Zaalarmowała go o tym zamiarze, zatrzymując się w miejscu. Wysnuwając się gładko spod splotu jego ramienia, zaszła mu drogę. Jednocześnie uniosła podbródek, zawieszając błękitne spojrzenie na jego oczach.
— Nie wybrałam gabinetu nestora żeby się z tobą droczyć, Amadeusie.
W gruncie rzeczy droczyła się z jego skrzatem, ale skrzat domowy był mało atrakcyjnym obiektem do rozmowy. Decyzja, żeby o nim nie wspominać była bardzo przemyślana.
— Dasz mi gwarancję, że w bibliotece nikt nam nie przeszkodzi?
Na jego odpowiedzialność – przemknęło jej przez myśl nim poruszyła się z miejsca. Lekko różany zapach olejków owiał ich oboje, kiedy unosząc ramiona, oplotła nimi jego szyję. Dopiero kiedy dotknęła palcami jego karku, dało się zauważyć, że dłonie miała jeszcze odrobinę chłodne od szalejącej na dworze pogody. Za to oddech rzucany na ramię, kiedy go objęła, kontrastował z zimną fakturą skóry. Był ciepły. Jak jej słowa. Dziwnie odstające treścią od pozornie łagodnej postawy.
— Powiedz mi coś pokrzepiającego.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
– Niewątpliwie.
Krótka odpowiedź i krótki uśmiech, oba zakładające, że Darcy rysowała swoją sytuację na nieco bardziej dramatyczną, niż rzeczywiście była. Nie można jednak twierdzić, aby powód jej wizyty nie był dla Amadeusa interesujący: choć i jego wybranka rzeczywiście z reguły lubiła raczyć go dozą teatralności, to teraz zdawało się, że chodziło coś więcej niż tylko niewinne droczenie się z dobrym kompanem. W drodze do biblioteki Lestrange posyłał kątem oka coraz to kolejne spojrzenie w stronę Rosierówny, ale szanował jej ciszę i nie próbował na siłę czegokolwiek przerywać. Nie napotkali po drodze nikogo, z kim należałoby nawiązywać rozmowę, tak więc dotarli na miejsce dosyć sprawnie. Dłuższą chwilę temu Amadeus poluzował ów niezrywalny węzeł i nie zdziwił się ani trochę, gdy Darcy wydostała się z niego jeszcze zanim lord był w stanie domknąć za nimi drzwi. Stanął kobiecie naprzeciw, prostując się nieco i cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń.
– Mamy teraz w rodzinie dziwnie aspołeczną porę roku – odpowiedział – Uwierz, że nie schodzimy się od jakiegoś czasu na wspólne czytanie schowanych tu ksiąg. Zachowujesz się nietypowo. Czy wszystko w porządku? – zastanowił się wreszcie na głos, szczerze interesując się losem przyszłej małżonki. Czuł w powietrzu jakieś dziwaczne napięcie, z pewnością niebędące efektem magicznych anomalii. Fakt faktem, stało się ono nieco słabsze, gdy ramiona Darcy powędrowały ku górze i ukształtowały pierścień wokół jego szyi. To znał już nawet z ich ostatniego spotkania, a więc uśpił stopniowo rozbudzoną dotychczas czujność. Stał nadal w dokładnie tej samej pozycji, z rękoma ciut niezręcznie splecionymi za własnymi plecami, pamiętając doskonale o dalej niedokonanym stanie ich zaręczyn. Nie mógł sobie pozwalać na czułe objęcia, nawet jeśli w głębi serca był wtedy przekonany, że potrzebująca pokrzepienia Rosierówna przyjęłaby to z ochotą.
Na oczekiwane przez nią słowa potrzebował chwili namysłu, choć nie wolno mu było zbyt długo zwlekać, aby nie pokazać bezradności. Bezradności, która w rzeczywistości miała pewną kontrolę nad jego umysłem: francuskiemu dyplomacie był w stanie kłamać o stabilności w Zjednoczonym Królestwie jak najęty, choć gdyby ich spotkanie nastąpiło tydzień później, magiczna burza z pewnością wybitnie by to utrudniła. Wobec przyszłej narzeczonej to zadanie charakteryzowało się nieskończenie większym stopniem skomplikowania.
– Jeśli tylko wasz lord nestor się zgodzi, nie będziesz musiała wychodzić za zupełnie nieznajomego mężczyznę.
Naprawdę chciał powiedzieć cokolwiek innego. Niezbyt lubił w takich sytuacjach czynić z siebie centrum uwagi, ale nie miał wyjścia. Dzielnie trzymał się wcześniejszego postanowienia i nie zamierzał jej okłamywać. Wielka Brytania staczała się w otchłań. Nawet zwykle częściowo odseparowana od polityki codzienność nie pokazywała żadnych nadziei na dobre jutro.
Krótka odpowiedź i krótki uśmiech, oba zakładające, że Darcy rysowała swoją sytuację na nieco bardziej dramatyczną, niż rzeczywiście była. Nie można jednak twierdzić, aby powód jej wizyty nie był dla Amadeusa interesujący: choć i jego wybranka rzeczywiście z reguły lubiła raczyć go dozą teatralności, to teraz zdawało się, że chodziło coś więcej niż tylko niewinne droczenie się z dobrym kompanem. W drodze do biblioteki Lestrange posyłał kątem oka coraz to kolejne spojrzenie w stronę Rosierówny, ale szanował jej ciszę i nie próbował na siłę czegokolwiek przerywać. Nie napotkali po drodze nikogo, z kim należałoby nawiązywać rozmowę, tak więc dotarli na miejsce dosyć sprawnie. Dłuższą chwilę temu Amadeus poluzował ów niezrywalny węzeł i nie zdziwił się ani trochę, gdy Darcy wydostała się z niego jeszcze zanim lord był w stanie domknąć za nimi drzwi. Stanął kobiecie naprzeciw, prostując się nieco i cierpliwie czekając na rozwój wydarzeń.
– Mamy teraz w rodzinie dziwnie aspołeczną porę roku – odpowiedział – Uwierz, że nie schodzimy się od jakiegoś czasu na wspólne czytanie schowanych tu ksiąg. Zachowujesz się nietypowo. Czy wszystko w porządku? – zastanowił się wreszcie na głos, szczerze interesując się losem przyszłej małżonki. Czuł w powietrzu jakieś dziwaczne napięcie, z pewnością niebędące efektem magicznych anomalii. Fakt faktem, stało się ono nieco słabsze, gdy ramiona Darcy powędrowały ku górze i ukształtowały pierścień wokół jego szyi. To znał już nawet z ich ostatniego spotkania, a więc uśpił stopniowo rozbudzoną dotychczas czujność. Stał nadal w dokładnie tej samej pozycji, z rękoma ciut niezręcznie splecionymi za własnymi plecami, pamiętając doskonale o dalej niedokonanym stanie ich zaręczyn. Nie mógł sobie pozwalać na czułe objęcia, nawet jeśli w głębi serca był wtedy przekonany, że potrzebująca pokrzepienia Rosierówna przyjęłaby to z ochotą.
Na oczekiwane przez nią słowa potrzebował chwili namysłu, choć nie wolno mu było zbyt długo zwlekać, aby nie pokazać bezradności. Bezradności, która w rzeczywistości miała pewną kontrolę nad jego umysłem: francuskiemu dyplomacie był w stanie kłamać o stabilności w Zjednoczonym Królestwie jak najęty, choć gdyby ich spotkanie nastąpiło tydzień później, magiczna burza z pewnością wybitnie by to utrudniła. Wobec przyszłej narzeczonej to zadanie charakteryzowało się nieskończenie większym stopniem skomplikowania.
– Jeśli tylko wasz lord nestor się zgodzi, nie będziesz musiała wychodzić za zupełnie nieznajomego mężczyznę.
Naprawdę chciał powiedzieć cokolwiek innego. Niezbyt lubił w takich sytuacjach czynić z siebie centrum uwagi, ale nie miał wyjścia. Dzielnie trzymał się wcześniejszego postanowienia i nie zamierzał jej okłamywać. Wielka Brytania staczała się w otchłań. Nawet zwykle częściowo odseparowana od polityki codzienność nie pokazywała żadnych nadziei na dobre jutro.
Nie odpowiedziała mu. Obserwowała z nad jego ramienia dłonie ułożone w mizerny supeł za plecami. Nieporuszone. Nawet najmniejsze drgnienie nie zdradzało, żeby chciał je rozplątać. Przymknęła powieki, przyjmując na siebie ze spokojem spływające na nią uczucie odrzucenia. Dalej, niczym intruz, otulała ramionami jego szyję. Teraz nie mogła się już cofnąć. Nie za szybko, żeby nie okazać dyskomfortu i niepewności. Przełknęła nieprzyjemną gorycz i zawód, w milczeniu czekając na jego słowa. W zastygłej pozie, z której nie mogła czerpać żadnej przyjemności, nie wspominając o uldze. Zacisnęła palce, powstrzymując łagodne drżenie wywołane hamowanym rozdrażnieniem. Policzki, na które wstąpiło gorąco płonęły z irytacji, dlatego nie odezwała się długo. Nawet po tym, jak udzielił jej odpowiedzi. Ostatecznie, po kilku dłuższych chwilach, kiedy nie potrafiła od siebie odegnać negatywnej energii, powoli najpierw uniosła ramiona, uwalniając go od swojego dotyku, a później osunęła je w powietrzu w dół, obracając się w miejscu, tak wprawnie, żeby jej spojrzenie nie spotkało się z jego. Od razu odwróciła się tyłem, rzucając pełne skruchy słowa przeprosin, nieubarwione żadnymi przymiotnikami.
Podeszła do najbliższego regału na wprost, nadając jakiś zamiar swojej ucieczce. Palcami dotknęła grzbietu przypadkowej książki, odczytując bez szczególnego zaangażowania tytuł. Ten zdradzał tematykę gospodarki i ekonomii. Treści zdecydowanie nie będących w stanie zainteresować wymagającego czytelnika, jakim była lady Rosier. Miała ochotę oprzeć się czołem o półkę i zastygnąć w tej pozycji. Odciąć się od zewnętrznych bodźców i minionego upokorzenia. Zamiast tego pozostała w ruchu, przechadzając się wzdłuż zbioru książek.
— Nie. Wyjdę za dziesięć lat starszego skandalistę — przyznała w końcu z sarkazmem, choć jej ton pozbawiony był nieuprzejmości i krytyki. Stwierdziła fakt, bardziej dla rozluźnienia atmosfery niż w celu urażenia jego godności. Dopiero wtedy obróciła się do niego przodem. Z rozwagą, jakby najmniejszy podmuch powietrza jaki wzbiłaby w tym ruchu, mógłby zwalić go z nóg, choć było to fizycznie niemożliwe.
— Nieznajomego mężczyznę mogłabym sobie ułożyć. Ciebie się nie da, bo postanowiłeś być szczery. Kierujesz się logiką i przyzwoitością. Przez co wydajesz mi się bardziej obcy niż byłeś we Francji.
Skoro chciał bezpośredniości, powinien się przygotować na taką prawdę. Wyładowała swoje rozdrażnienie, ale nie zrzuciła tym ciężaru z piersi. Poczuła tylko nieprzyjemne napięcie i przez ułamki sekund wyrzuty sumienia, za słowa, których nie powinna wypowiadać. Zaraz potem stłumiła to uczucie. Ostatecznie przysiadła na jednej z sof usytuowanych w centrum biblioteki, maskując wszystkie swoje emocje za zasłoną z wyższości, zachowując się jak rasowa, rozpieszczona szlachcianka. Celowo, z pełną świadomością tej pozy.
— Jest bardzo nie w porządku. Poczułeś się lepiej, że usłyszałeś coś, co już wiesz, czy czekałeś aż zaprzeczę?
Chłód przeciął powietrze, a słowa brzmiały ostro. Nieprzyjemnie. Nie kierowała swojej złości na niego bezpośrednio, ale jej niezadowolenie było tak wyraźne, że objęło każdy zakątek biblioteki.
Podeszła do najbliższego regału na wprost, nadając jakiś zamiar swojej ucieczce. Palcami dotknęła grzbietu przypadkowej książki, odczytując bez szczególnego zaangażowania tytuł. Ten zdradzał tematykę gospodarki i ekonomii. Treści zdecydowanie nie będących w stanie zainteresować wymagającego czytelnika, jakim była lady Rosier. Miała ochotę oprzeć się czołem o półkę i zastygnąć w tej pozycji. Odciąć się od zewnętrznych bodźców i minionego upokorzenia. Zamiast tego pozostała w ruchu, przechadzając się wzdłuż zbioru książek.
— Nie. Wyjdę za dziesięć lat starszego skandalistę — przyznała w końcu z sarkazmem, choć jej ton pozbawiony był nieuprzejmości i krytyki. Stwierdziła fakt, bardziej dla rozluźnienia atmosfery niż w celu urażenia jego godności. Dopiero wtedy obróciła się do niego przodem. Z rozwagą, jakby najmniejszy podmuch powietrza jaki wzbiłaby w tym ruchu, mógłby zwalić go z nóg, choć było to fizycznie niemożliwe.
— Nieznajomego mężczyznę mogłabym sobie ułożyć. Ciebie się nie da, bo postanowiłeś być szczery. Kierujesz się logiką i przyzwoitością. Przez co wydajesz mi się bardziej obcy niż byłeś we Francji.
Skoro chciał bezpośredniości, powinien się przygotować na taką prawdę. Wyładowała swoje rozdrażnienie, ale nie zrzuciła tym ciężaru z piersi. Poczuła tylko nieprzyjemne napięcie i przez ułamki sekund wyrzuty sumienia, za słowa, których nie powinna wypowiadać. Zaraz potem stłumiła to uczucie. Ostatecznie przysiadła na jednej z sof usytuowanych w centrum biblioteki, maskując wszystkie swoje emocje za zasłoną z wyższości, zachowując się jak rasowa, rozpieszczona szlachcianka. Celowo, z pełną świadomością tej pozy.
— Jest bardzo nie w porządku. Poczułeś się lepiej, że usłyszałeś coś, co już wiesz, czy czekałeś aż zaprzeczę?
Chłód przeciął powietrze, a słowa brzmiały ostro. Nieprzyjemnie. Nie kierowała swojej złości na niego bezpośrednio, ale jej niezadowolenie było tak wyraźne, że objęło każdy zakątek biblioteki.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Znów pokazywali sobie nawzajem kalectwo i niedopasowanie. Choć zanim Amadeus zaproponował małżeństwo rozumieli się o wiele lepiej, najwidoczniej po tym przełomowym momencie więź została zbyt mocno przekształcona, aby funkcjonować w ten sam sposób. Bolało go to i widział, że Darcy zużywała siły na powstrzymywanie swojej irytacji. Gdyby tylko nie uwięził sam siebie w konwenansach i zniewalającym brnięciu do wielkości, mógłby pewnie zachowywać się tak, jak tego od niego oczekiwała. Nie był jednak w stanie ryzykować kolejnych skandali, zwłaszcza że nad niektórymi nie miał nawet pełnej kontroli. Przeklinał się nadal za list do Naczelnej Magini i wciąż nie był w stanie samemu sobie wytłumaczyć, dlaczego w ogóle go wysłał – o napisaniu nie wspominając.
Rozluźnił się nieco, gdy Rosierówna odsunęła się i ruszyła do regału. Nie chciał przyjmować jej przeprosin, miał nawet wrażenie, że sam był je winny już od tamtego spotkania. Nie odezwał się, wzdychając tylko i zwieszając na moment głowę. Gdy podniósł ją ponownie, powiódł spojrzeniem za dłonią Darcy, przyglądając się książce, którą niechybnie wybrała na oślep. Znał ten tom na wylot, choć nie wyniósł z niego żadnej zaawansowanej wiedzy i był pewien, że akurat tej kobiety też nie zainteresuje. Ruszył w ślad za wybranką, powoli, dając jej potrzebną przestrzeń.
– Są gorsze przypadki – stwierdził – Mogłem być czterdzieści lat starszym dewiantem.
Cieszył się, że jego zdecydowanie niepokrzepiająca odpowiedź znalazła jednak jakieś zaczepienie i była w stanie trochę rozrzedzić powietrze. Przystanął w miejscu, dorównując Rosierównie i spoglądając na nią uważnie.
– Czyli naprawdę wolałabyś, żebym cię okłamywał – zauważył, choć nie był do końca pewien, czy miał w tej kwestii pełną słuszność. Uśmiechnął się niemrawo i spojrzał w bok: jak gdyby tam czekała odpowiedź na wszystkie pytania, które chciałby w tej sytuacji zadać nadmagicznej sile. Powiedz więc, siło, jak uszczęśliwić obie strony?
– Darcy, nie chcę ci odbierać radości. Wręcz przeciwnie, chciałbym, żebyś była w tym małżeństwie szczęśliwa. Przedstawiłem to jak ofertę kupna ziemi, czego żałuję. Teraz jesteśmy już w tej sytuacji i pozostaje nam tylko współpracować. Lord nestor Lestrange zgodził się na to małżeństwo, ale nadal możesz z niego zrezygnować, bez reperkusji. Zmuszanie cię do tego i obserwowanie, jak na siłę kryjesz zdenerwowanie, nie sprawia mi żadnej przyjemności. Widzę, co robisz: chcesz, żebym był wobec ciebie tak czuły, jak ty jesteś wobec mnie i będę, pomimo ułomności, gdy tylko będzie to akceptowalne. Nie mogę sobie pozwalać na ryzyko, nawet jeśli kiedyś byłem skandalistą. Wiele rzeczy się zmieniło i wiele się ode mnie teraz wymaga, o wiele więcej niż przed tym całym magicznym bałaganem. Nie mam już dawnej wolności.
Wylał się całkowicie i nie spodziewał się żadnej konkretnej reakcji. Darcy stanowiła w tym momencie targaną emocjami zagadkę, taką, której nie był w stanie rozwikłać samodzielnie. Znów podążył za nią i usiadł obok niej na sofie, bliżej, niż normalnie by sobie na to pozwolił. Chciał udowodnić swoje intencje: ujął dłonie Rosierówny i trzymał je zdecydowanie, przy okazji również je trochę ogrzewając. Ciekawe, że chłód Anglii nie zdążył jeszcze ustąpić.
– Ani jedno, ani drugie. To było głupie pytanie, przepraszam – przyznał – Naprawdę nie chcę cię ograniczać. Samo małżeństwo jest dla mnie w tym momencie tylko irytującą formalnością, której muszę dopełnić, aby przypodobać się społeczeństwu. Ale chcę ją wykorzystać jak najlepiej, wiążąc się z kobietą, którą darzę sympatią i przed którą nie musiałbym udawać. Nie bez powodu przyszedłem z tym do ciebie – patrzył jej w oczy już od początku tego wywodu, ale teraz coś w nich chyba nawet błysnęło. Nie determinacja, żadna szczerość, może po prostu... ulga?
Rozluźnił się nieco, gdy Rosierówna odsunęła się i ruszyła do regału. Nie chciał przyjmować jej przeprosin, miał nawet wrażenie, że sam był je winny już od tamtego spotkania. Nie odezwał się, wzdychając tylko i zwieszając na moment głowę. Gdy podniósł ją ponownie, powiódł spojrzeniem za dłonią Darcy, przyglądając się książce, którą niechybnie wybrała na oślep. Znał ten tom na wylot, choć nie wyniósł z niego żadnej zaawansowanej wiedzy i był pewien, że akurat tej kobiety też nie zainteresuje. Ruszył w ślad za wybranką, powoli, dając jej potrzebną przestrzeń.
– Są gorsze przypadki – stwierdził – Mogłem być czterdzieści lat starszym dewiantem.
Cieszył się, że jego zdecydowanie niepokrzepiająca odpowiedź znalazła jednak jakieś zaczepienie i była w stanie trochę rozrzedzić powietrze. Przystanął w miejscu, dorównując Rosierównie i spoglądając na nią uważnie.
– Czyli naprawdę wolałabyś, żebym cię okłamywał – zauważył, choć nie był do końca pewien, czy miał w tej kwestii pełną słuszność. Uśmiechnął się niemrawo i spojrzał w bok: jak gdyby tam czekała odpowiedź na wszystkie pytania, które chciałby w tej sytuacji zadać nadmagicznej sile. Powiedz więc, siło, jak uszczęśliwić obie strony?
– Darcy, nie chcę ci odbierać radości. Wręcz przeciwnie, chciałbym, żebyś była w tym małżeństwie szczęśliwa. Przedstawiłem to jak ofertę kupna ziemi, czego żałuję. Teraz jesteśmy już w tej sytuacji i pozostaje nam tylko współpracować. Lord nestor Lestrange zgodził się na to małżeństwo, ale nadal możesz z niego zrezygnować, bez reperkusji. Zmuszanie cię do tego i obserwowanie, jak na siłę kryjesz zdenerwowanie, nie sprawia mi żadnej przyjemności. Widzę, co robisz: chcesz, żebym był wobec ciebie tak czuły, jak ty jesteś wobec mnie i będę, pomimo ułomności, gdy tylko będzie to akceptowalne. Nie mogę sobie pozwalać na ryzyko, nawet jeśli kiedyś byłem skandalistą. Wiele rzeczy się zmieniło i wiele się ode mnie teraz wymaga, o wiele więcej niż przed tym całym magicznym bałaganem. Nie mam już dawnej wolności.
Wylał się całkowicie i nie spodziewał się żadnej konkretnej reakcji. Darcy stanowiła w tym momencie targaną emocjami zagadkę, taką, której nie był w stanie rozwikłać samodzielnie. Znów podążył za nią i usiadł obok niej na sofie, bliżej, niż normalnie by sobie na to pozwolił. Chciał udowodnić swoje intencje: ujął dłonie Rosierówny i trzymał je zdecydowanie, przy okazji również je trochę ogrzewając. Ciekawe, że chłód Anglii nie zdążył jeszcze ustąpić.
– Ani jedno, ani drugie. To było głupie pytanie, przepraszam – przyznał – Naprawdę nie chcę cię ograniczać. Samo małżeństwo jest dla mnie w tym momencie tylko irytującą formalnością, której muszę dopełnić, aby przypodobać się społeczeństwu. Ale chcę ją wykorzystać jak najlepiej, wiążąc się z kobietą, którą darzę sympatią i przed którą nie musiałbym udawać. Nie bez powodu przyszedłem z tym do ciebie – patrzył jej w oczy już od początku tego wywodu, ale teraz coś w nich chyba nawet błysnęło. Nie determinacja, żadna szczerość, może po prostu... ulga?
Nigdy nie obawiała się, że mogłaby wyjść za czterdzieści lat starszego mężczyznę, dewianta seksualnego, albo inną partię, która nawet nie przyszłaby jej na myśl. Kącik jej ust drgnął lekko. Spróbowała potraktować jego wypowiedź jako żart. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wypełniła rozmowy odrobiną niepewności, kierując w eter kilka słów sugerujących, że mogła się poczuć urażona jego uwagą, choć nie była. Potraktowała ją raczej z przymrużeniem oka.
— Ja mogłam urodzić się piękna jak — przyszło jej na myśl “zad sklątki tylnowybuchowej”, ale wolała nie wiedzieć skąd dostała natchnienia na takie pomysły, więc zawiesiła ton na zaledwie ułamki sekund, kończąc przyzwoicie — noc listopadowa… – i zawiesiła ton, ponieważ listopadowa noc w dobie ostatnich wydarzeń to były mocne słowa. Przywodzące na myśl chłód, tnące powietrze, grad, piasek w ustach, kurz i kamienie w butach. Nawet w tych wartych czynsz za mieszkanie Weasleyów. Natura nie przejmowała się jak wysoko urodzony jesteś i ile kosztują twoje buty. Wszystkich traktowała równo.
— Mogłam w dzieciństwie zostać stratowana przez smoka i zostać ćwierć-inteligentem. Mogłam stracić swoją cnotę. Być dotknięta wyjątkowo uporczywą chorobą magiczną albo klątwą. Urodzić się niemową. Zostać starą, czterdziestoletnią wiedźmą. Mógł mi towarzyszyć nieustanny pech w życiu.
Wymieniała pierwsze przesłanki, dla których miałaby stanowić gorszą partię niż inne panny w jej środowisku. Wbrew pozorom to nie były obawy. Raczej powody, o których się słyszało, że komplikują niektórym nieszczęsnym damom życie, często sprawiając, że zostają wydane za mężczyzn gorszego stanu. Darcy jednak uśmiechnęła się szerzej kącikiem ust. Wbrew pozorom nie przemawiała przez nią pycha, a rozsądek i wiara w swoje korzenie i rodzinę.
— A nawet wtedy nie byłby to czterdziestoletni dewiant, Amadeusie. Myślisz, że taka czekała mnie przyszłość, póki nie pojawiłeś się w moim życiu?
Wydawała się odrobinę uszczypliwa. Przynajmniej napięcie w powietrzu nieco gasło i chłód, ustępując miejsca kpinie i błyskotliwej ripoście.
— Tak. Z utęsknieniem czekałam na moment, w którym mnie od tej przerażającej wizji uwolnisz.
Nie mówiła poważnie. Nie mogła mówić poważnie, bo i nie brzmiała jakby chciała go przekonać co do prawdziwości tych słów. Zamilkła i spoważniała naprawdę dopiero kiedy przysiadł bliżej. Po usłyszeniu jego monologu. Jej wzrok bacznie podążał za jego ruchami. Dłońmi, które ujęły jej własne i przytrzymały w pewnym uścisku. Tak. Były ciepłe i dawały odrobinę otuchy, ale nie jej. Nie wierzyła w ten rodzaj czułości. Był wymuszony. Przez nią i jej działania. Być może nie wierzyła w wyższe uczucia. Romantyzm. Troskliwość. Czułość. Nie spodziewała się, że będzie mogła doświadczać szczerego ciepła i poczucia bezpieczeństwa od jakiegokolwiek mężczyzny. Narzeczonego. Na prawdziwą troskę i bezpieczeństwo czekała w domu. Znajdowała ją u brata, kuzynostwa.
— Nie jestem naiwna. Wiem, jakie czeka nas wspólne życie. Będzie pozbawione ciepła, zrozumienia i romantyzmu. Czeka nas jeszcze wiele ułomności i braku małżeńskiej czułości. Przychodząc do ciebie nie oczekiwałam ciepła mężczyzny.
Zapewniła go, cofając dłonie na swoje kolana, żeby źle nie zrozumiał jej dzisiejszych intencji.
— Liczyłam na otwartość na przyjaźń, ale jeśli to straciliśmy, kiedy zgodziłam się zostać twoją przyszłą żoną, niech tak będzie.
Utrzymała przez chwilę jego spojrzenie, może nawet dłuższą niż powinna, zanim spuściła wzrok na jego ręce. Nie był mężczyzną, o jakim śniłaby szlachcianka. Archetypem najpiękniejszego mężczyzny i najlepszego kandydata na męża. Nie był przecież ani najmłodszy, ani najpiękniejszy, ani najinteligentniejszy. Nie chodziło o to, że czegoś mu, w którejś płaszczyźnie brakowało. Nie mogłaby mu niczego ująć. Doceniała aparycję. Wyglądał jak mężczyzna, nie jak chłopiec. Miał urzekająco szlacheckie ruchy i ściągające spojrzenie bystre oczy. Potrafił operować słowem i gestami. Nie był narwanym młodzikiem. Miał łeb na karku, był doświadczony życiem. Miał dobre nazwisko i prezentował dobre perspektywy. Razem mogli stanowić dobry duet. Nie był po prostu mężczyzną przy którym uginałyby się jej kolana, o którym myślałaby przed snem i którego wspomnienie paliłoby policzki albo poruszało prawdziwą gwałtowność lady Rosier. Pobudzał ją czasem do rozdrażnienia, a to już był dobry zalążek, bo nie był jej obojętny, ale miała w pamięci jedno, bądź dwa wspomnienia mężczyzn, którzy potrafili obudzić w niej więcej. I nigdy nie widziała się w życiu z żadnym z nich. Z Amadeusem potrafiła wyobrazić sobie swoją przyszłość. Dlatego się zgodziła.
— Chcesz wiedzieć co naprawdę myślę? W moim życiu było dwóch mężczyzn, których chyba nawet mogłabym pokochać, gdybym sobie na to pozwoliła. Nie przypominasz mi żadnego z nich, chociaż obaj byli od siebie bardzo różni. Żaden z nich nie jest dla ciebie żadnym zagrożeniem. Mogę być taką żoną, jaką będziesz chciał, żebym była. Ty możesz być przy mnie sobą, jeśli to sobie cenisz. Ale…
Urwała na chwilę, poprawiając się w miejscu i obróciła się bardziej przodem do niego, na chwilę wstrzymując powietrze, bo w gruncie rzeczy, nigdy jeszcze nie była z kimś tak szczera, jak zamierzała być teraz z nim.
— Mogę być też sobą. Nie będę wtedy tylko bezpośrednia. Potrafię być lojalna i oddana. Szczera i zadbać o twoje dobro lepiej niż znając mnie jesteś to sobie w stanie wyobrazić. Ale jeśli przyjdę do ciebie w gorszy dzień, szukając twojego objęcia, jesteś zobligowany mnie objąć, nie kwestionując czy to słuszne, etyczne, czy skandaliczne.
O ile znał jej reputację, nie słyszał przecież o żadnych kontrowersjach z jej udziałem. Potrafiła sobie przypomnieć jeden incydent, który nie opuścił nawet gmachu ich posiadłości. A on? Nie mógł zaufać jej ocenie, skoro jak widać, jego, błędna, doprowadziła go do znacnzie większej ilości skandali, jeszcze zanim przekroczył wiek, w jakim teraz znajdowała się teraz ona?
— Bo potrafię być tak samo opryskliwa, nieprzyjemna, niewdzięczna, egoistyczna i zachować się jak rozpieszczona księżniczka. Rozumiesz co chcę powiedzieć? Tylko od ciebie zależy, czy zamienię twoje życie w sen czy czyste piekło. Dlatego posłuchaj mnie, kiedy ci mówię, że w tej chwili zbliżasz się ku drugiemu.
— Ja mogłam urodzić się piękna jak — przyszło jej na myśl “zad sklątki tylnowybuchowej”, ale wolała nie wiedzieć skąd dostała natchnienia na takie pomysły, więc zawiesiła ton na zaledwie ułamki sekund, kończąc przyzwoicie — noc listopadowa… – i zawiesiła ton, ponieważ listopadowa noc w dobie ostatnich wydarzeń to były mocne słowa. Przywodzące na myśl chłód, tnące powietrze, grad, piasek w ustach, kurz i kamienie w butach. Nawet w tych wartych czynsz za mieszkanie Weasleyów. Natura nie przejmowała się jak wysoko urodzony jesteś i ile kosztują twoje buty. Wszystkich traktowała równo.
— Mogłam w dzieciństwie zostać stratowana przez smoka i zostać ćwierć-inteligentem. Mogłam stracić swoją cnotę. Być dotknięta wyjątkowo uporczywą chorobą magiczną albo klątwą. Urodzić się niemową. Zostać starą, czterdziestoletnią wiedźmą. Mógł mi towarzyszyć nieustanny pech w życiu.
Wymieniała pierwsze przesłanki, dla których miałaby stanowić gorszą partię niż inne panny w jej środowisku. Wbrew pozorom to nie były obawy. Raczej powody, o których się słyszało, że komplikują niektórym nieszczęsnym damom życie, często sprawiając, że zostają wydane za mężczyzn gorszego stanu. Darcy jednak uśmiechnęła się szerzej kącikiem ust. Wbrew pozorom nie przemawiała przez nią pycha, a rozsądek i wiara w swoje korzenie i rodzinę.
— A nawet wtedy nie byłby to czterdziestoletni dewiant, Amadeusie. Myślisz, że taka czekała mnie przyszłość, póki nie pojawiłeś się w moim życiu?
Wydawała się odrobinę uszczypliwa. Przynajmniej napięcie w powietrzu nieco gasło i chłód, ustępując miejsca kpinie i błyskotliwej ripoście.
— Tak. Z utęsknieniem czekałam na moment, w którym mnie od tej przerażającej wizji uwolnisz.
Nie mówiła poważnie. Nie mogła mówić poważnie, bo i nie brzmiała jakby chciała go przekonać co do prawdziwości tych słów. Zamilkła i spoważniała naprawdę dopiero kiedy przysiadł bliżej. Po usłyszeniu jego monologu. Jej wzrok bacznie podążał za jego ruchami. Dłońmi, które ujęły jej własne i przytrzymały w pewnym uścisku. Tak. Były ciepłe i dawały odrobinę otuchy, ale nie jej. Nie wierzyła w ten rodzaj czułości. Był wymuszony. Przez nią i jej działania. Być może nie wierzyła w wyższe uczucia. Romantyzm. Troskliwość. Czułość. Nie spodziewała się, że będzie mogła doświadczać szczerego ciepła i poczucia bezpieczeństwa od jakiegokolwiek mężczyzny. Narzeczonego. Na prawdziwą troskę i bezpieczeństwo czekała w domu. Znajdowała ją u brata, kuzynostwa.
— Nie jestem naiwna. Wiem, jakie czeka nas wspólne życie. Będzie pozbawione ciepła, zrozumienia i romantyzmu. Czeka nas jeszcze wiele ułomności i braku małżeńskiej czułości. Przychodząc do ciebie nie oczekiwałam ciepła mężczyzny.
Zapewniła go, cofając dłonie na swoje kolana, żeby źle nie zrozumiał jej dzisiejszych intencji.
— Liczyłam na otwartość na przyjaźń, ale jeśli to straciliśmy, kiedy zgodziłam się zostać twoją przyszłą żoną, niech tak będzie.
Utrzymała przez chwilę jego spojrzenie, może nawet dłuższą niż powinna, zanim spuściła wzrok na jego ręce. Nie był mężczyzną, o jakim śniłaby szlachcianka. Archetypem najpiękniejszego mężczyzny i najlepszego kandydata na męża. Nie był przecież ani najmłodszy, ani najpiękniejszy, ani najinteligentniejszy. Nie chodziło o to, że czegoś mu, w którejś płaszczyźnie brakowało. Nie mogłaby mu niczego ująć. Doceniała aparycję. Wyglądał jak mężczyzna, nie jak chłopiec. Miał urzekająco szlacheckie ruchy i ściągające spojrzenie bystre oczy. Potrafił operować słowem i gestami. Nie był narwanym młodzikiem. Miał łeb na karku, był doświadczony życiem. Miał dobre nazwisko i prezentował dobre perspektywy. Razem mogli stanowić dobry duet. Nie był po prostu mężczyzną przy którym uginałyby się jej kolana, o którym myślałaby przed snem i którego wspomnienie paliłoby policzki albo poruszało prawdziwą gwałtowność lady Rosier. Pobudzał ją czasem do rozdrażnienia, a to już był dobry zalążek, bo nie był jej obojętny, ale miała w pamięci jedno, bądź dwa wspomnienia mężczyzn, którzy potrafili obudzić w niej więcej. I nigdy nie widziała się w życiu z żadnym z nich. Z Amadeusem potrafiła wyobrazić sobie swoją przyszłość. Dlatego się zgodziła.
— Chcesz wiedzieć co naprawdę myślę? W moim życiu było dwóch mężczyzn, których chyba nawet mogłabym pokochać, gdybym sobie na to pozwoliła. Nie przypominasz mi żadnego z nich, chociaż obaj byli od siebie bardzo różni. Żaden z nich nie jest dla ciebie żadnym zagrożeniem. Mogę być taką żoną, jaką będziesz chciał, żebym była. Ty możesz być przy mnie sobą, jeśli to sobie cenisz. Ale…
Urwała na chwilę, poprawiając się w miejscu i obróciła się bardziej przodem do niego, na chwilę wstrzymując powietrze, bo w gruncie rzeczy, nigdy jeszcze nie była z kimś tak szczera, jak zamierzała być teraz z nim.
— Mogę być też sobą. Nie będę wtedy tylko bezpośrednia. Potrafię być lojalna i oddana. Szczera i zadbać o twoje dobro lepiej niż znając mnie jesteś to sobie w stanie wyobrazić. Ale jeśli przyjdę do ciebie w gorszy dzień, szukając twojego objęcia, jesteś zobligowany mnie objąć, nie kwestionując czy to słuszne, etyczne, czy skandaliczne.
O ile znał jej reputację, nie słyszał przecież o żadnych kontrowersjach z jej udziałem. Potrafiła sobie przypomnieć jeden incydent, który nie opuścił nawet gmachu ich posiadłości. A on? Nie mógł zaufać jej ocenie, skoro jak widać, jego, błędna, doprowadziła go do znacnzie większej ilości skandali, jeszcze zanim przekroczył wiek, w jakim teraz znajdowała się teraz ona?
— Bo potrafię być tak samo opryskliwa, nieprzyjemna, niewdzięczna, egoistyczna i zachować się jak rozpieszczona księżniczka. Rozumiesz co chcę powiedzieć? Tylko od ciebie zależy, czy zamienię twoje życie w sen czy czyste piekło. Dlatego posłuchaj mnie, kiedy ci mówię, że w tej chwili zbliżasz się ku drugiemu.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To chyba dosyć oczywiste, że Amadeus został w tym narzeczeństwie po stokroć wyciągnięty ze strefy komfortu i jeśli kiedykolwiek miał nad interakcjami z Darcy jakiekolwiek panowanie, tak teraz utracił je w pełni, może nawet bezpowrotnie. Chciał żartować, ale ciągle tylko kopał sobie coraz głębszy grób. Z każdym słowem, które słyszał w odpowiedzi na wzmiankę o dewiancie, czuł się gorzej. Gdyby takie błędy popełniał na spotkaniach z zagranicznymi dygnitarzami, straciłby pracę jeszcze zanim dobrze usadowiłby się w Departamencie Współpracy. Ściągnął usta boleśnie, zagryzając je od wewnątrz i tworząc cienką, wręcz niewidoczną linię w ich miejsce. Miał pomysł na próbę naprawy tego wszystkiego, ale biorąc pod uwagę poprzednie próby robienia czegokolwiek, nie był nawet tego jakkolwiek pewien. Wolał najpierw dać swojej wybrance skończyć swoisty monolog, zanim zwiesił na ułamek sekundy głowę i podniósł ją raz jeszcze, spoglądając na kobietę z drobnym uśmiechem.
– Wierzę, że czekała cię o wiele lepsza przyszłość – stwierdził – I może nadal czeka – wciąż pamiętał, że nestor Rosierów nie powiedział jeszcze nic w tym temacie – Ale nie istnieje większy dług niż ten, który właśnie u ciebie zaciągam.
Nie tłumaczył się dalej, bo i najwidoczniej wcale nie potrzebował. Brak powagi ze strony Darcy trochę go w tej sytuacji uratował, ale też nie do końca. Najlepiej było po prostu skończyć ten wątek. Zresztą nadchodziły o wiele ważniejsze sprawy niż przekomarzanie się o to, kto mógł w alternatywnej rzeczywistości skończyć jako gorsza partia.
Bez oporu wypuścił jej dłonie: tak jak poprzednim razem, po kilku chwilach odpuścił wszystkie siły i oddał odebraną na moment wolność. Słuchał cierpliwie i nie wciął się w rytm, nawet gdy ten na parę chwil ustał, dając iluzję zakończenia. Każde słowo przepuszczał przez umysł wielokrotnie, nie chcąc przegapić nawet jednego. Siedział jak stworzony z najpiękniejszego marmuru posąg, nie pozwalając sobie nawet na jedno drgnięcie. Dopiero gdy jego kolej ukazała się w najczystszej postaci, nie pozostawiając do interpretacji zupełnie nic, poprawił się na miejscu i nachylił nawet nieco w stronę Rosierówny. Spojrzał jej prosto w oczy, tym razem bez ulgi, a z nieskalaną niczym innym determinacją w jej miejsce. Słowa, które chciał wypowiedzieć, miały najwidoczniej być niesamowicie ważne.
– Słyszę cię i widzę – zaczął wreszcie, po może nieco zbyt długiej przerwie od przygotowań do działań – Nie umknął mi ani jeden szczegół piekła, które zaczęłaś tworzyć. Tobie zresztą też nie umknęło, że nie zachowuję się normalnie. Kiedy przyjęłaś moją propozycję, straciłem obeznanie w sytuacji. Zupełnie przestałem mieć jakąkolwiek wprawę w odczytywaniu twoich intencji i potrzeb. Nie wiedziałem, czego oczekujesz od tego małżeństwa, teraz wiem. Dla mnie małżeństwo to nadal związek, w którym powinno być uczucie. Nie dziw się więc, że zachowuję się niecodziennie i nie do końca wiem, co robię. Mówiłem ci wiele razy o swoich doświadczeniach z miłością. To ten aspekt życia, w którym jestem kompletnie niedoświadczony i trudno mi obchodzić się z nim tak, jak należy, nawet jeśli między nami nie istnieje on w nawet najmniejszym stopniu. Poza moim opanowaniem, nie straciliśmy nic. Chcesz przyjaźni, to postaram ci się podarować. A ja wcale nie chcę żony, która byłaby wszystkim tym, co jej podyktuję. Od samego początku chodzi mi o ciebie, taką, jaką jesteś od zawsze. Miałem nadzieję, że pełną szczerością pokazałem to już wtedy, ale najwidoczniej nie. Przepraszam więc, że sprawiłem inne wrażenie. Gdy tylko to narzeczeństwo dojdzie do właściwego skutku, wszystkie moje objęcia będą do twojej dyspozycji. Ja, cały, będę do twojej dyspozycji. Nie kłamię, gdy mówię, że zależy mi na twoim szczęściu, ale teraz ogranicza mnie zbyt wiele, abym mógł to w pełni dostarczać. Nie obchodzi mnie to, czego wymaga rodzina, ani to, czego życzy sobie społeczeństwo: zwykle i jedno i drugie stara się przekraczać granice, jakie wyznaczyłem sobie właściwymi zasadami. Ale to, do czego teraz dążę... Droga do tego celu jest długa. Długa, kręta i wyboista. Jeśli chcę dotrzeć do końca, potrzebuję i rodziny, i społeczeństwa. To kompromisy, wobec których dumę muszę schować do kieszeni, ale niech mnie magiczny grom strzeli, jeśli nie spróbuję z tego wszystkiego wyjść obronną ręką. Bądźmy sobie przyjaciółmi, Darcy: chcę zostać Ministrem Magii i zaprowadzić w Wielkiej Brytanii właściwy porządek, kierowany sprawiedliwością i dobrobytem. Nie chcę, żeby to była wiedza powszechna, a więc pozostaje mi siedzieć cicho i ciężko pracować. Przepraszam raz jeszcze, że wygląda to na coś zupełnie innego.
Odchylił się z powrotem, stawiając tym samym wyraźną kropkę w dowodzie dobrej woli, jakim miało być to wyznanie. Tak czy siak spodziewał się, że z Deirdre ta informacja nie miała zostać tajną na długo, ale na ten moment nie wyglądało na to, żeby jego stara współpracownica tak prędko się komuś wygadała.
– Wierzę, że czekała cię o wiele lepsza przyszłość – stwierdził – I może nadal czeka – wciąż pamiętał, że nestor Rosierów nie powiedział jeszcze nic w tym temacie – Ale nie istnieje większy dług niż ten, który właśnie u ciebie zaciągam.
Nie tłumaczył się dalej, bo i najwidoczniej wcale nie potrzebował. Brak powagi ze strony Darcy trochę go w tej sytuacji uratował, ale też nie do końca. Najlepiej było po prostu skończyć ten wątek. Zresztą nadchodziły o wiele ważniejsze sprawy niż przekomarzanie się o to, kto mógł w alternatywnej rzeczywistości skończyć jako gorsza partia.
Bez oporu wypuścił jej dłonie: tak jak poprzednim razem, po kilku chwilach odpuścił wszystkie siły i oddał odebraną na moment wolność. Słuchał cierpliwie i nie wciął się w rytm, nawet gdy ten na parę chwil ustał, dając iluzję zakończenia. Każde słowo przepuszczał przez umysł wielokrotnie, nie chcąc przegapić nawet jednego. Siedział jak stworzony z najpiękniejszego marmuru posąg, nie pozwalając sobie nawet na jedno drgnięcie. Dopiero gdy jego kolej ukazała się w najczystszej postaci, nie pozostawiając do interpretacji zupełnie nic, poprawił się na miejscu i nachylił nawet nieco w stronę Rosierówny. Spojrzał jej prosto w oczy, tym razem bez ulgi, a z nieskalaną niczym innym determinacją w jej miejsce. Słowa, które chciał wypowiedzieć, miały najwidoczniej być niesamowicie ważne.
– Słyszę cię i widzę – zaczął wreszcie, po może nieco zbyt długiej przerwie od przygotowań do działań – Nie umknął mi ani jeden szczegół piekła, które zaczęłaś tworzyć. Tobie zresztą też nie umknęło, że nie zachowuję się normalnie. Kiedy przyjęłaś moją propozycję, straciłem obeznanie w sytuacji. Zupełnie przestałem mieć jakąkolwiek wprawę w odczytywaniu twoich intencji i potrzeb. Nie wiedziałem, czego oczekujesz od tego małżeństwa, teraz wiem. Dla mnie małżeństwo to nadal związek, w którym powinno być uczucie. Nie dziw się więc, że zachowuję się niecodziennie i nie do końca wiem, co robię. Mówiłem ci wiele razy o swoich doświadczeniach z miłością. To ten aspekt życia, w którym jestem kompletnie niedoświadczony i trudno mi obchodzić się z nim tak, jak należy, nawet jeśli między nami nie istnieje on w nawet najmniejszym stopniu. Poza moim opanowaniem, nie straciliśmy nic. Chcesz przyjaźni, to postaram ci się podarować. A ja wcale nie chcę żony, która byłaby wszystkim tym, co jej podyktuję. Od samego początku chodzi mi o ciebie, taką, jaką jesteś od zawsze. Miałem nadzieję, że pełną szczerością pokazałem to już wtedy, ale najwidoczniej nie. Przepraszam więc, że sprawiłem inne wrażenie. Gdy tylko to narzeczeństwo dojdzie do właściwego skutku, wszystkie moje objęcia będą do twojej dyspozycji. Ja, cały, będę do twojej dyspozycji. Nie kłamię, gdy mówię, że zależy mi na twoim szczęściu, ale teraz ogranicza mnie zbyt wiele, abym mógł to w pełni dostarczać. Nie obchodzi mnie to, czego wymaga rodzina, ani to, czego życzy sobie społeczeństwo: zwykle i jedno i drugie stara się przekraczać granice, jakie wyznaczyłem sobie właściwymi zasadami. Ale to, do czego teraz dążę... Droga do tego celu jest długa. Długa, kręta i wyboista. Jeśli chcę dotrzeć do końca, potrzebuję i rodziny, i społeczeństwa. To kompromisy, wobec których dumę muszę schować do kieszeni, ale niech mnie magiczny grom strzeli, jeśli nie spróbuję z tego wszystkiego wyjść obronną ręką. Bądźmy sobie przyjaciółmi, Darcy: chcę zostać Ministrem Magii i zaprowadzić w Wielkiej Brytanii właściwy porządek, kierowany sprawiedliwością i dobrobytem. Nie chcę, żeby to była wiedza powszechna, a więc pozostaje mi siedzieć cicho i ciężko pracować. Przepraszam raz jeszcze, że wygląda to na coś zupełnie innego.
Odchylił się z powrotem, stawiając tym samym wyraźną kropkę w dowodzie dobrej woli, jakim miało być to wyznanie. Tak czy siak spodziewał się, że z Deirdre ta informacja nie miała zostać tajną na długo, ale na ten moment nie wyglądało na to, żeby jego stara współpracownica tak prędko się komuś wygadała.
Słuchała go w skupieniu. Nie czuła się już zagubiona. Po tym, jak streścił swoje własne odczucia i oczekiwania, mogła śmiało przyznać, że jechali razem na jednym wózku. Trudno powiedzieć, żeby ją to pokrzepiło, czy dodało jej pewności siebie, bo nie brakowało jej zwykle ani jednego, ani drugiego. Poniekąd jednak nakierunkowało w mglistych ostatnio relacjach, odległych do tych, jakie ugruntowali sobie we Francji. Zdawało się jakby całą znajomość budowali od początku. Podobało jej się, jak wyglądały ich relacje wcześniej. Darcy, której odbierało się przyjemności, a znajomość z Amadeusem swojego czasu należała do jednych z nich, robiła się kapryśna i nieznośna. Jak przez ostatnie tygodnie, w których Amadeus musiał znosić jej tłumioną złość. Teraz utrzymała jego spojrzenie i w końcu uśmiechnęła się kątem ust, całkowicie zmieniając temat, jakby w ogóle nie usłyszała wszystkiego, co przed chwilą zostało powiedziane.
— Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę nad Sekwaną? Nie doceniałam tamtejszego spokoju, tamtejszej otwartości i przyjemnej aury popołudnia. Ani pogody. Ani słów. Tych błahych i ważnych, które zostały tylko między nami.
Wyprostowała się, przerzucając wzrok na bok, jakby szukała tamtego wspomnienia na ścianie z rozciągającymi się zbiorami ksiąg biblioteki. Zaczesała w zastanowieniu pasmo włosów za ucho. Poczuła chłód własnych palców smagających bok jej twarzy.
— Nie zastanawialiśmy się wtedy co możemy chcieć usłyszeć. Nie spełnialiśmy niczyich oczekiwań. Co zabawne, Amadeusie, wtedy nad Sekwaną spełniłeś każde z nich, nawet te, których nie zdążyłam jeszcze nawet zarysować sobie w głowie. Odpowiadałeś na każdą moją potrzebę. Rozmowy. Rozluźnienia. Zrozumienia.
Podniosła się lekko na kanapie, ale tylko po to żeby wygładzić materiał sukni, bo zaraz siadła na niej z powrotem. Pozwoliła, żeby cały chłód, jaki w sobie nosiła od ich ostatniego spotkania, ulotnił się z niej. Wyzwolona od tego negatywnego nastawienia, pozwoliła, żeby jedynym zimnem, jakie pomiędzy nich się wkrada, pozostało to, które fundowały im siły natury, odbijające się targaniem wiatru i świstem od grubych szyb posiadłości.
— Teraz krążymy wokół siebie jak dwoje dyplomatów, badając teren i składając puste obietnice. Politykę pozostawię tobie. Naprawdę wierzę, że będziesz dobrym Ministrem Magii, Amadeusie.
Nieprzypadkowo użyła słowa będziesz zamiast byłbyś naprawdę wierząc, że było to możliwe i że taka przyszłość nie jest Lestrange’owi wcale aż tak odległa. Wydawała się całkiem realna i sensowna. Szczególnie, jeśli zdecydował się, że to ona będzie osobą, która będzie mu w niej towarzyszyć.
— Ustalmy jedną rzecz. Od tej pory… nie będziemy wprowadzać polityki do naszego łoża.
Powiedziała to trochę zajadliwie, trochę zaczepnie, trochę żartem, a trochę poważnie.
— Możemy się na to umówić?
Naprawdę nienawidziła polityki...
— Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę nad Sekwaną? Nie doceniałam tamtejszego spokoju, tamtejszej otwartości i przyjemnej aury popołudnia. Ani pogody. Ani słów. Tych błahych i ważnych, które zostały tylko między nami.
Wyprostowała się, przerzucając wzrok na bok, jakby szukała tamtego wspomnienia na ścianie z rozciągającymi się zbiorami ksiąg biblioteki. Zaczesała w zastanowieniu pasmo włosów za ucho. Poczuła chłód własnych palców smagających bok jej twarzy.
— Nie zastanawialiśmy się wtedy co możemy chcieć usłyszeć. Nie spełnialiśmy niczyich oczekiwań. Co zabawne, Amadeusie, wtedy nad Sekwaną spełniłeś każde z nich, nawet te, których nie zdążyłam jeszcze nawet zarysować sobie w głowie. Odpowiadałeś na każdą moją potrzebę. Rozmowy. Rozluźnienia. Zrozumienia.
Podniosła się lekko na kanapie, ale tylko po to żeby wygładzić materiał sukni, bo zaraz siadła na niej z powrotem. Pozwoliła, żeby cały chłód, jaki w sobie nosiła od ich ostatniego spotkania, ulotnił się z niej. Wyzwolona od tego negatywnego nastawienia, pozwoliła, żeby jedynym zimnem, jakie pomiędzy nich się wkrada, pozostało to, które fundowały im siły natury, odbijające się targaniem wiatru i świstem od grubych szyb posiadłości.
— Teraz krążymy wokół siebie jak dwoje dyplomatów, badając teren i składając puste obietnice. Politykę pozostawię tobie. Naprawdę wierzę, że będziesz dobrym Ministrem Magii, Amadeusie.
Nieprzypadkowo użyła słowa będziesz zamiast byłbyś naprawdę wierząc, że było to możliwe i że taka przyszłość nie jest Lestrange’owi wcale aż tak odległa. Wydawała się całkiem realna i sensowna. Szczególnie, jeśli zdecydował się, że to ona będzie osobą, która będzie mu w niej towarzyszyć.
— Ustalmy jedną rzecz. Od tej pory… nie będziemy wprowadzać polityki do naszego łoża.
Powiedziała to trochę zajadliwie, trochę zaczepnie, trochę żartem, a trochę poważnie.
— Możemy się na to umówić?
Naprawdę nienawidziła polityki...
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozluźnił się – jak gdyby ktoś z ukrycia rzucił na niego niewidzialne zaklęcie, choć stało się to tylko za sprawą uśmiechu i ucieczki od pierwotnych tematów. Można pomyśleć, że ostatnimi czasy Amadeus rozumiałby siłę odpoczynku od spraw ważnych i ważniejszych, a jednak nawet jeśli miejscami rzeczywiście pozwalał sobie na niemal niepodobną do niego żartobliwość, tak teraz czuł się kompletnie odrodzony. Może to zasługa odwrotu, jaki Darcy podjęła w kwestii swojej złości: zamiast męczyć przyszłego narzeczonego zagadkowymi wyrazami niezadowolenia, objęła kierunek pełen wspomnień. Lestrange ucieszył się z tego gdzieś w głębi serca, mimowolnie puszczając myśli nad przywołany przez Rosierównę brzeg Sekwany. Może rzeczywiście lepiej byłoby, gdyby nie wrócił do kraju. Choć wyrzuty sumienia z pewnością stoczyłyby go w inną przepaść, pewnie wydłużyłby sobie swoje pozbawione wielu trosk życie.
Wszystko to, o czym mówiła Darcy, coraz bardziej uświadamiało Amadeusowi oddalenie od cenionych dotychczas wartości, a właściwie od najważniejszej z nich. Wolność, którą przecież cenił sobie jako najwyższą z cnót, z każdym krokiem zbliżającym go do spełnienia ministerialnej ambicji ulatywała gdzieś w eter, mając już nigdy nie wrócić. Gdy zauważał to wcześniej, prostym wytłumaczeniem było działanie na rzecz rodu i całej Brytanii. Wszak to większe dobro interesowało go bardziej niż wylegiwanie się we Francji, a jednak nawet większe dobro nie okazywało się wystarczającą motywacją, gdy własny umysł obrażał się za niespełnianie jego podstawowych potrzeb. Niektórym nie potrzeba wolności – Amadeus Lestrange wpędzał się bez niej w coraz gorsze kłopoty.
Uśmiechnął się nieco, jak gdyby narzeczona obdarzyła go żartobliwym przytykiem, przed którym on nie mógł się w żaden sposób obronić.
– To wspaniała umowa, Darcy – przyznał – Wiesz już, dlaczego robię to, co robię, więc mogę się jej podjąć nawet od tej chwili. I, szczerze, zrobię to z wielką chęcią – nie musiał się wysilać, aby przypomnieć sobie kapryśnego lorda Talhouëta, jego główny powód ku niespodziewanej niechęci wobec polityki. Propozycja ustanowienia małżeństwa odskocznią od tego wszystkiego spadła więc z nieba i głupstwem byłoby odrzucanie jej w jakimkolwiek stopniu.
– Nie spytałem, co robiłaś przed powrotem do Anglii, ani w ogóle dlaczego wróciłaś. Pozwolisz, że to teraz nadrobię? – postanowił pójść za wskazanym ciosem i odpuścić sobie dotychczasowe ceremoniały. Może zmienianie ich dotychczasowej znajomości w aż tak pokaźny sposób rzeczywiście poprowadziłoby donikąd?
Wszystko to, o czym mówiła Darcy, coraz bardziej uświadamiało Amadeusowi oddalenie od cenionych dotychczas wartości, a właściwie od najważniejszej z nich. Wolność, którą przecież cenił sobie jako najwyższą z cnót, z każdym krokiem zbliżającym go do spełnienia ministerialnej ambicji ulatywała gdzieś w eter, mając już nigdy nie wrócić. Gdy zauważał to wcześniej, prostym wytłumaczeniem było działanie na rzecz rodu i całej Brytanii. Wszak to większe dobro interesowało go bardziej niż wylegiwanie się we Francji, a jednak nawet większe dobro nie okazywało się wystarczającą motywacją, gdy własny umysł obrażał się za niespełnianie jego podstawowych potrzeb. Niektórym nie potrzeba wolności – Amadeus Lestrange wpędzał się bez niej w coraz gorsze kłopoty.
Uśmiechnął się nieco, jak gdyby narzeczona obdarzyła go żartobliwym przytykiem, przed którym on nie mógł się w żaden sposób obronić.
– To wspaniała umowa, Darcy – przyznał – Wiesz już, dlaczego robię to, co robię, więc mogę się jej podjąć nawet od tej chwili. I, szczerze, zrobię to z wielką chęcią – nie musiał się wysilać, aby przypomnieć sobie kapryśnego lorda Talhouëta, jego główny powód ku niespodziewanej niechęci wobec polityki. Propozycja ustanowienia małżeństwa odskocznią od tego wszystkiego spadła więc z nieba i głupstwem byłoby odrzucanie jej w jakimkolwiek stopniu.
– Nie spytałem, co robiłaś przed powrotem do Anglii, ani w ogóle dlaczego wróciłaś. Pozwolisz, że to teraz nadrobię? – postanowił pójść za wskazanym ciosem i odpuścić sobie dotychczasowe ceremoniały. Może zmienianie ich dotychczasowej znajomości w aż tak pokaźny sposób rzeczywiście poprowadziłoby donikąd?
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Biblioteka
Szybka odpowiedź