Salon
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
To największe pomieszczenie w wynajmowanym przez Poppy mieszkaniu, które jest stare i surowo urządzone. Uroku dodają jedynie świeże kwiaty i portrety oraz zdjęcia rodziców i Charlesa. W salonie stoi wysłużona sofa, wiekowy, lecz nader wygodny wielki fotel, kilka regałów z książkami, żerdź dla Sabriny w kącie i kilka kwiatów doniczkowych.
Ostatnio zmieniony przez Poppy Pomfrey dnia 27.08.17 9:59, w całości zmieniany 1 raz
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Czas mijał, a choć od tablic numerologicznych dostała bólu głowy, to filiżanka dobrej, mocnej herbaty pozwoliła o nim zapomnieć. Godziny mijały, a panna Pomfrey nieustannie kreśliła na kolejnych i kolejnych rolkach pergaminu. Dzięki metodzie prób i błędów z wolna zaczynała kształtować się w jej głowie wizja jak powinny wyglądać fundamenty tegoż zaklęcia, którego inkantacja pierwotnie brzmieć miała: Paceum. Po długich jednak rozważaniach, a także lekturach niezliczonych ksiąg, nad którymi ślęczała aż do późnych godzin wieczornych, doszła do wniosku, że samo Paceum nie wystarczy. Zaklęcie, aby ujarzmić anomalie musiało mieć skoncentrowany duży ładunek mocy magicznej, a zarazem inkantacja musiała się składać z drugiego członu - Maxima, który wzmocni fundamentu. Dopiero po dojściu do tegoż wniosku odpowiedni schemat ukształtował się w głowie panny Pomfrey, która myśli natychmiast przelała na papier. Następne dwie godziny spędziła na udoskonalaniu owego projektu, sprawdzaniu w książkach, czy zgodny jest z dotychczas skonstruowanymi prawami magii - i dopiero, kiedy była pewna, że wszystko jest poprawne i nie mogła odszukać błędu, pomimo wielkiej uwagi przy analizie - pozwoliła sobie odejść od stołu.
Po kolejną rolkę pergminu, coby wszystko, co dzisiaj uczyniła, zapisać w raporcie, który przesłać miała lordowi Carrowowi.
| zt
Po kolejną rolkę pergminu, coby wszystko, co dzisiaj uczyniła, zapisać w raporcie, który przesłać miała lordowi Carrowowi.
| zt
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie do wiary.
Naprawdę ciężko było uwierzyć w to, co przed kilkoma dniami miało miejsce. Straszna, niewyobrażalna tragedia. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że to wydarzyło się naprawdę, było przecież tak nieprawdopodobne. Ministerstwo Magii, choć od dawna kulejące i skorumpowane, podążające bardzo złą ścieżką i kierowane przez nieodpowiednich ludzi, zdawało się pannie Pomfrey... Nietykalne. W końcu pracowali tam nie tylko skorumpowani urzędnicy, ale wielu dobrych ludzi. Prawych czarodziejów, którzy mimo przeciwności losu byli zdecydowani strzec sprawiedliwości.
Wielu z nich zginęło.
Na samą myśl o tym do oczu Poppy cisnęły się łzy.
Nie wypłakała wciąż całego oceanu łez nad ofiarami pożaru Ministerstwa Magii, które zostało zniszczone przez zamach, bo nie miała na to czasu. Bo toczyła rozpaczliwą walkę o życie i zdrowie tych, którzy przetrwali. Przez ostatnie kilka dni spędzała w Szpitalu św. Munga zdecydowanie więcej czasu, niż powinna. Pracowała ponad siły, przez długie godziny bez snu, czy posiłku, lecz po prostu nie potrafiła odejść - nie mogła zmrużyć oka, gdy ofiary pożaru wyły z bólu. Ich rany nie były proste do ulecenia. Niewiele na nie działało. Szatańska pożoga była czystą czarną magią - i standardowe zaklęcia, czy maści nie przynosiły efektów, nie przynosiły ulgi. Zapasy złotego eliksiru kurczyły się dramatycznie.
Musiała w końcu powrócić do domu, aby odpocząć. Zmuszono ją do wolnego dnia - wymęczona mogłaby popełnić katastrofalne w skutkach błędy, a nie mogła sobie na to pozwolić. Nie trwoniła jednak czasu. Wczorajszy dzień spędziła w bibliotece próbując odnaleźć coś, co powinno im pomóc. Po bezowocnych poszukiwaniach zdecydowała się napisać list do jednej z alchemiczek Zakonu Feniksa, która pomogła jej już przy warzeniu eliksirów kilka tygodni wcześniej - Charlene Leghton. Dziewczyna była młoda, lecz utalentowana, dlatego zdecydowała się ją zaprosić i poprosić o rozmowę.
Zegar wybił południe, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Panna Pomfrey otarła oczu chusteczką, poprawiła kosmyk włosów, który wymknął się z ciasnego warkocza i ruszyła do drzwi, aby do środka wpuścić drobną sylwetkę alchemiczki.
- Charlene! Dobrze widzieć cię całą - wyrzekła cicho, głos miała podszyty smutkiem; od razu uściskała dziewczynę i zachęciła ją gestem, by weszła do środka. - Napijesz się herbaty?
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ona również nie potrafiła w to uwierzyć. Nie chciała w to uwierzyć. Ale to było faktem – ministerstwo spłonęło, z pewnością zginęło wielu ludzi, choć nie wszystkie ofiary zostały jeszcze zidentyfikowane. Munga zatłoczyło wielu rannych, ale także bliskich ofiar, którzy rozpaczliwie poszukiwali swoich krewnych, chcąc wierzyć, że ci znajdują się wśród żywych. I jej wydawało się, że mimo nieidealności ministerstwa, wszystkich jego wad i wielu zgubnych w skutkach decyzji podejmowanych przez tą instytucję, jest ona nietykalna, nienaruszalna. Ale ktoś poważył się na to, by zburzyć fundament, na którym opierał się magiczny świat. I co teraz nastąpi? Zupełny chaos? Przyszłość nigdy nie malowała się Charlie w równie złowieszczych barwach. Zginęli tam nie tylko źli ludzie, ale też wielu dobrych, zwykłych ludzi takich jak ona. Spłonięcie żywcem było jednym z najgorszych końców, jakie mogła sobie wyobrazić.
Również pracowała ponad siły, przez ostatnich kilka dni od rana do nocy warząc eliksiry dla rannych. Wychodziła z pracy późno i wracała wczesnym rankiem, odkrywając, że w nocy zapasy zostały znacząco uszczuplone przez uzdrowicieli pragnących ulżyć cierpiącym – i cała jej praca zaczynała się od nowa, by zdążyć z zapotrzebowaniem. Wiedziała, że i dla Poppy był to bardzo intensywny czas, bo na wakacje zamieniła Hogwart na Munga i pomagała tutejszym uzdrowicielom. Jej wiedza i umiejętności z pewnością były nieocenione. Ale było jeszcze coś – Zakon Feniksa. Dlatego zgodziła się na propozycję Poppy, by pomóc jej w badaniach naukowych na rzecz organizacji. Mogły zrobić coś więcej, by pomóc światu, a i jej własnym umiejętnościom to na pewno się przyda.
Z trudem, ale udało jej się na trochę wyrwać z pracy, żeby zjawić się u Poppy. Inni alchemicy poradzą sobie pod jej nieobecność. Najgorsze powoli mijało, ranni, którzy mieli trafić do Munga, już do niego trafili i przechodzili leczenie.
Punktualnie w południe zapukała do drzwi mieszkania uzdrowicielki, wciąż niosąc ze sobą zapach alchemicznej pracowni Munga, którą nasiąkły jej ubrania i włosy. Po otworzeniu drzwi wsunęła się do środka. Oczy zielone jak u kota spoczęły na sylwetce Poppy.
- Ciebie też dobrze widzieć – rzekła, odwzajemniając uścisk. Wiedziała, że Poppy nie było w ministerstwie, ale ostatnio i tak dużo martwiła się o swoich bliskich i znajomych. Członkowie Zakonu Feniksa także stali się dla niej ważni. – I chętnie się napiję – dodała jeszcze, podążając za uzdrowicielką. – Cały ranek spędziłam w pracy. Nie jest lekko, ale musimy wszyscy sobie z tym radzić, żeby pomóc tym, którzy tego potrzebują. Wciąż nie mogę uwierzyć... w to, co się stało.
Usiadła, przygładzając materiał sukienki.
- Za kilka dni spotkanie – odezwała się; żadna jeszcze nie wiedziała, co przyniesie spotkanie, a także późniejszy czas, więc pozostawało tylko się zastanawiać. – Jak mogłabym ci pomóc, droga Poppy? Zdaję sobie sprawę, że nie wezwałaś mnie tu tylko na pogawędki. – W czasie tak intensywnej pracy obowiązkowa Poppy na pewno nie oderwałaby się od potrzebujących pacjentów tylko po to, by pogawędzić przy herbatce, musiało chodzić o to, co planowała robić dla Zakonu, ale Charlie nie znała jeszcze szczegółów badawczych planów panny Pomfrey.
Również pracowała ponad siły, przez ostatnich kilka dni od rana do nocy warząc eliksiry dla rannych. Wychodziła z pracy późno i wracała wczesnym rankiem, odkrywając, że w nocy zapasy zostały znacząco uszczuplone przez uzdrowicieli pragnących ulżyć cierpiącym – i cała jej praca zaczynała się od nowa, by zdążyć z zapotrzebowaniem. Wiedziała, że i dla Poppy był to bardzo intensywny czas, bo na wakacje zamieniła Hogwart na Munga i pomagała tutejszym uzdrowicielom. Jej wiedza i umiejętności z pewnością były nieocenione. Ale było jeszcze coś – Zakon Feniksa. Dlatego zgodziła się na propozycję Poppy, by pomóc jej w badaniach naukowych na rzecz organizacji. Mogły zrobić coś więcej, by pomóc światu, a i jej własnym umiejętnościom to na pewno się przyda.
Z trudem, ale udało jej się na trochę wyrwać z pracy, żeby zjawić się u Poppy. Inni alchemicy poradzą sobie pod jej nieobecność. Najgorsze powoli mijało, ranni, którzy mieli trafić do Munga, już do niego trafili i przechodzili leczenie.
Punktualnie w południe zapukała do drzwi mieszkania uzdrowicielki, wciąż niosąc ze sobą zapach alchemicznej pracowni Munga, którą nasiąkły jej ubrania i włosy. Po otworzeniu drzwi wsunęła się do środka. Oczy zielone jak u kota spoczęły na sylwetce Poppy.
- Ciebie też dobrze widzieć – rzekła, odwzajemniając uścisk. Wiedziała, że Poppy nie było w ministerstwie, ale ostatnio i tak dużo martwiła się o swoich bliskich i znajomych. Członkowie Zakonu Feniksa także stali się dla niej ważni. – I chętnie się napiję – dodała jeszcze, podążając za uzdrowicielką. – Cały ranek spędziłam w pracy. Nie jest lekko, ale musimy wszyscy sobie z tym radzić, żeby pomóc tym, którzy tego potrzebują. Wciąż nie mogę uwierzyć... w to, co się stało.
Usiadła, przygładzając materiał sukienki.
- Za kilka dni spotkanie – odezwała się; żadna jeszcze nie wiedziała, co przyniesie spotkanie, a także późniejszy czas, więc pozostawało tylko się zastanawiać. – Jak mogłabym ci pomóc, droga Poppy? Zdaję sobie sprawę, że nie wezwałaś mnie tu tylko na pogawędki. – W czasie tak intensywnej pracy obowiązkowa Poppy na pewno nie oderwałaby się od potrzebujących pacjentów tylko po to, by pogawędzić przy herbatce, musiało chodzić o to, co planowała robić dla Zakonu, ale Charlie nie znała jeszcze szczegółów badawczych planów panny Pomfrey.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Zamach na Ministerstwo Magii, pożar, w którym zginęło tylu niewinnych ludzi, z pewnością wiele zmieni. Jak dotąd wielu nie przyjmowało do wiadomości tego jak wiele działo się złego. Żyli gdzieś obok, udając, że wszystko jest w porządku, że to ich nie dotyczy. Odwracali głowę, a ich obojętność dawała ciche przyzwolenie na kolejne zbrodnie, na to, aby siły ciemności coraz śmielej wypełzały na wierzch i gasiły światło. Tego nie dało się już zignorować. Nie dało się przejść obok tego obojętnie. Nie, kiedy dokonano zamachu na najważniejszą instytucję w ich świecie, nie, gdy zniszczono fundament ich społeczności. Nikt jak dotąd się do tego nie posunął tak daleko. Wojna już nie nadchodziła, wojna nadeszła - i należało przyjąć to do wiadomości. Zrobić coś, cokolwiek.
Panna Pomfrey do walki się nie nadawała. Była naiwna, słaba i miękka. Nie posiadała ani odpowiednich umiejętności, ani odwagi, aby mierzyć się z plugawymi siłami zła. Posiadała jednak bystry umysł i wielką wiedzę, które mogły pomóc tym bardziej odważnym i utalentowanym, nie wahającym się położyć swe życie na szali. Tyle, że wiedza ta wciąż była niewystarczająca. Należało ją pogłębić. Panna Pomfrey przysiadła już nad książkami, lecz wiedziała, ze samo to nie wystarczy. Potrzebowała kogoś, kto posiadł większą wiedzę na temat tworzenia eliksirów i rozwieje jej wątpliwości.
Zaprosiła Charlene gestem do środka; uściskawszy ją zaprowadziła dziewczynę do salonu, gdzie wskazał jej miękki, stary fotel przy stoliku. - Zaraz będzie! Jesteś po pracy, może nalać Ci zupy? Ach, głupie pytanie, taka jesteś chuda, musisz zjeść, bo się obrażę! - rozgadała się uzdrowicielka, przechodząc do kuchni, skąd mimo wszystko Charlene doskonale słyszała. - Z największą przyjemnością chciałabym się spotkać z tobą tylko na pogawędkę, lecz... Nie mamy już na to czasu. Niestety. Chciałam.. chciałam z tobą porozmawiać o eliksirach, Charlie. Udało ci się kiedyś stworzyć... zupełnie nowy? Wiesz jak tego dokonać?
Naprawę chciałaby ot tak po prostu usiąść i podyskutować o tym jak się Charlene wiedzie w pracy i w życiu prywatny, czy jej serce wzdycha do jakiegoś chłopca, czy mogłaby jej w czymś pomóc... Czasu jednak brakowało im obu. Dni mijały szybko i każdy z nich zbliżał je do końca świata. Musiały wziąć się za działanie, aby temu zapobiec.
Panna Pomfrey do walki się nie nadawała. Była naiwna, słaba i miękka. Nie posiadała ani odpowiednich umiejętności, ani odwagi, aby mierzyć się z plugawymi siłami zła. Posiadała jednak bystry umysł i wielką wiedzę, które mogły pomóc tym bardziej odważnym i utalentowanym, nie wahającym się położyć swe życie na szali. Tyle, że wiedza ta wciąż była niewystarczająca. Należało ją pogłębić. Panna Pomfrey przysiadła już nad książkami, lecz wiedziała, ze samo to nie wystarczy. Potrzebowała kogoś, kto posiadł większą wiedzę na temat tworzenia eliksirów i rozwieje jej wątpliwości.
Zaprosiła Charlene gestem do środka; uściskawszy ją zaprowadziła dziewczynę do salonu, gdzie wskazał jej miękki, stary fotel przy stoliku. - Zaraz będzie! Jesteś po pracy, może nalać Ci zupy? Ach, głupie pytanie, taka jesteś chuda, musisz zjeść, bo się obrażę! - rozgadała się uzdrowicielka, przechodząc do kuchni, skąd mimo wszystko Charlene doskonale słyszała. - Z największą przyjemnością chciałabym się spotkać z tobą tylko na pogawędkę, lecz... Nie mamy już na to czasu. Niestety. Chciałam.. chciałam z tobą porozmawiać o eliksirach, Charlie. Udało ci się kiedyś stworzyć... zupełnie nowy? Wiesz jak tego dokonać?
Naprawę chciałaby ot tak po prostu usiąść i podyskutować o tym jak się Charlene wiedzie w pracy i w życiu prywatny, czy jej serce wzdycha do jakiegoś chłopca, czy mogłaby jej w czymś pomóc... Czasu jednak brakowało im obu. Dni mijały szybko i każdy z nich zbliżał je do końca świata. Musiały wziąć się za działanie, aby temu zapobiec.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Charlie już jakiś czas temu zaczęła zauważać, że źle się dzieje, że coś się zmienia. Dlatego dołączyła do Zakonu, ale nawet nie śniła, jak szybko sytuacja potoczy się w takim kierunku. Kto by pomyślał, że Ministerstwo Magii, nienaruszalny (jak się wydawało) fundament ich świata spłonie, przestanie istnieć? Przynajmniej jako miejsce, bo wiedziała, że ci pracownicy, którzy przeżyli, byli właśnie organizowani w innych miejscach. Część biur miało teraz mieścić się na siódmym piętrze Munga, więc podejrzewała, że w szpitalu nastąpi jeszcze większy chaos, a przecież już i tak było bardzo ciężko. Wszystkiego brakowało, i ludzi i zaopatrzenia. Obskurne sale pękały w szwach, a uzdrowiciele i alchemicy ledwie nadążali z pracą.
Charlie także zupełnie nie nadawała się do walki, bo brakowało jej niezbędnych umiejętności oraz wytrzymałości, była tylko słabą alchemiczką, która prawdopodobnie w walce padłaby bardzo szybko z tak wątłą znajomością magii obronnej. Mogła jednak robić coś innego – warzyć eliksiry. To była chyba jedyna wymierna korzyść, którą mogła przynieść Zakonowi, bo na misjach i w walce raczej by przeszkadzała niż pomagała.
Usiadła w fotelu, zapadając się w niego nieznacznie.
- Jeśli masz zupę, to chętnie coś zjem, od wczesnego rana nic nie jadłam, a moje zdolności kulinarne... Cóż, nie są imponujące – przyznała, śmiejąc się cicho, kiedy Poppy wspomniała o jej chudości. Rzeczywiście Charlie była bardzo szczupła, to wrażenie wzmogło się po ostatnich bardzo pracowitych dniach, kiedy nie dojadała, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Na pewno więc nie pogardzi ciepłym obiadem, skoro uzdrowicielka sama chciała ją poczęstować.
Charlie również chętnie spotkałaby się tak po prostu, by pogawędzić ze znajomą i posłuchać o jakichś trywialnych sprawach z jej życia – ale i ona wiedziała, że obecna rzeczywistość stawiała przed nimi konkretne obowiązki i oczekiwania.
- Niestety jeszcze nie stworzyłam nic własnego, w Mungu warzę mikstury na podstawie istniejących przepisów, tego uczono mnie na kursie – rzekła z niejakim żalem. To dlatego nie mogła być częścią grupy badawczej, nie miała doświadczenia naukowego, nie potrafiła jeszcze stworzyć czegoś całkowicie swojego, choć chciała to kiedyś zrobić. Chciała poszerzyć swoje umiejętności na tyle, by móc zrobić coś więcej niż tylko mikstury na podstawie gotowych receptur. To był już wyższy poziom alchemii, na kursie uczono ją po prostu jak warzyć eliksiry lecznicze. Chcąc nauczyć się tworzyć własne, musiała to zrobić sama, tyle że w ostatnich miesiącach czas nie stał po jej stronie i dlatego nadal nie miała sposobności, by pochylić się mocniej nad jakimś naukowym wyzwaniem. – Ale chciałabym tego dokonać. Chciałabym pewnego dnia opracować coś własnego, lub przynajmniej ulepszyć istniejącą recepturę. Myślałam nawet nad tym, żeby nad czymś takim popracować, i spróbować dojść do tego, jak wydłużyć czas trwania którejś z mikstur, która może być dla nas bardzo cenna – mówiła; zastanawiała się jednak, jak się do tego zabrać w praktyce. Przed próbą powinna poczytać więcej specjalistycznej literatury na ten temat, ale na ten moment znała pobieżne, teoretyczne założenia. Jej wiedza numerologiczna była podstawowa, ale istniała, więc jako takie pojęcie miała. Pozostawało tylko nauczyć się wprowadzać je w życie. – Znam teoretyczne podstawy. Chciałaś stworzyć jakiś nowy eliksir?
Charlie także zupełnie nie nadawała się do walki, bo brakowało jej niezbędnych umiejętności oraz wytrzymałości, była tylko słabą alchemiczką, która prawdopodobnie w walce padłaby bardzo szybko z tak wątłą znajomością magii obronnej. Mogła jednak robić coś innego – warzyć eliksiry. To była chyba jedyna wymierna korzyść, którą mogła przynieść Zakonowi, bo na misjach i w walce raczej by przeszkadzała niż pomagała.
Usiadła w fotelu, zapadając się w niego nieznacznie.
- Jeśli masz zupę, to chętnie coś zjem, od wczesnego rana nic nie jadłam, a moje zdolności kulinarne... Cóż, nie są imponujące – przyznała, śmiejąc się cicho, kiedy Poppy wspomniała o jej chudości. Rzeczywiście Charlie była bardzo szczupła, to wrażenie wzmogło się po ostatnich bardzo pracowitych dniach, kiedy nie dojadała, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Na pewno więc nie pogardzi ciepłym obiadem, skoro uzdrowicielka sama chciała ją poczęstować.
Charlie również chętnie spotkałaby się tak po prostu, by pogawędzić ze znajomą i posłuchać o jakichś trywialnych sprawach z jej życia – ale i ona wiedziała, że obecna rzeczywistość stawiała przed nimi konkretne obowiązki i oczekiwania.
- Niestety jeszcze nie stworzyłam nic własnego, w Mungu warzę mikstury na podstawie istniejących przepisów, tego uczono mnie na kursie – rzekła z niejakim żalem. To dlatego nie mogła być częścią grupy badawczej, nie miała doświadczenia naukowego, nie potrafiła jeszcze stworzyć czegoś całkowicie swojego, choć chciała to kiedyś zrobić. Chciała poszerzyć swoje umiejętności na tyle, by móc zrobić coś więcej niż tylko mikstury na podstawie gotowych receptur. To był już wyższy poziom alchemii, na kursie uczono ją po prostu jak warzyć eliksiry lecznicze. Chcąc nauczyć się tworzyć własne, musiała to zrobić sama, tyle że w ostatnich miesiącach czas nie stał po jej stronie i dlatego nadal nie miała sposobności, by pochylić się mocniej nad jakimś naukowym wyzwaniem. – Ale chciałabym tego dokonać. Chciałabym pewnego dnia opracować coś własnego, lub przynajmniej ulepszyć istniejącą recepturę. Myślałam nawet nad tym, żeby nad czymś takim popracować, i spróbować dojść do tego, jak wydłużyć czas trwania którejś z mikstur, która może być dla nas bardzo cenna – mówiła; zastanawiała się jednak, jak się do tego zabrać w praktyce. Przed próbą powinna poczytać więcej specjalistycznej literatury na ten temat, ale na ten moment znała pobieżne, teoretyczne założenia. Jej wiedza numerologiczna była podstawowa, ale istniała, więc jako takie pojęcie miała. Pozostawało tylko nauczyć się wprowadzać je w życie. – Znam teoretyczne podstawy. Chciałaś stworzyć jakiś nowy eliksir?
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
- Oczywiście, że mam! Regularne, sycące posiłki to konieczność. Trzeba dbać o swoje ciało, o zdrowie. W zdrowym ciele zdrowy duch, pamiętaj Charlie! - odpowiedziała Poppy, przez krótką chwilę udając oburzenie, prędko jednak uśmiechnęła się i popędziła do kuchni. - Nie martw się, kochana, ja także wciąż dopiero się uczę sztuki kulinarnej - zaśmiała się Poppy. Przez lata sama była tak zajęta ciągłą nakuą i pracą, że nie miała wiele czasu na gotowanie. Jadała zwykle w szpitalnej kawiarni, bądź łapała coś w biegu na ulicy Pokątnej. Opamiętała się jednak w porę, bo i wstyd się jej zrobiło, że tyle lat ma na karku, a nie potrafi porządnej zupy ugotować. Ciocia Euphemia z pewnością nie była z tego powodu zadowolona. Na całe szczęście z pomocą przyszła jej Sally, najukochańsza Sally, która odkryła przed nią kilka kulinarnych sekretów, podarowała księgę z przepisami i wyprowadziła Poppy na prostą. Dziś nie miała się czego wstydzić! Podeszła do pieca, na którym stał garnek pełen gorącej, sycącej zupy grzybowej i nalała do obu talerzy. Najpierw zaniosła do salonu zupę oraz talerzyk z kilkoma pajdami chleba, a po chwili doniosła także i dwie filiżanki herbaty. Miały o czym rozmawiać, więc na pewno na jednej się nie skończy.
- Jedz, jedz, zanim wystygnie - wyrzekła Poppy, zajmując drugi fotel przy stoliku i biorąc łyżkę do ręki. Może i jej grzybowa nie była wykwintnym daniem godnym eleganckiej restauracji, lecz była z pewnością smaczna i sycąca. - Wiesz... To jest za wiele powiedziane, czy bym chciała. W mojej głowie na razie pojawiają się tylko pewne myśli na ten temat, to tylko teorie... Ale ja też nigdy niczego nie stworzyłam sama. Tak od początku. Ale wiem, że niektóre specyfiki można by zmodyfikować, tak by działały inaczej... To tak na początek. Ty ukończyłaś kurs, więc wiesz na ten temat na pewno wiele więcej... - mówiła Poppy, od czasu do czasu przerywając, by zjeść kilka łyżek zupy. W pewnym momencie wychyliła się na krześle i sięgnęła po książkę, którą wcześniej sobie przygotowała. Otworzyła ją na zaznaczonej stronie i podsunęła Charlie koło talerza. - Tu są opisane pewne zasady... Rozumiesz je? Byłabyś mi w stanie je nieco... wytłumaczyć?
| turluturlu na astronomię
- Jedz, jedz, zanim wystygnie - wyrzekła Poppy, zajmując drugi fotel przy stoliku i biorąc łyżkę do ręki. Może i jej grzybowa nie była wykwintnym daniem godnym eleganckiej restauracji, lecz była z pewnością smaczna i sycąca. - Wiesz... To jest za wiele powiedziane, czy bym chciała. W mojej głowie na razie pojawiają się tylko pewne myśli na ten temat, to tylko teorie... Ale ja też nigdy niczego nie stworzyłam sama. Tak od początku. Ale wiem, że niektóre specyfiki można by zmodyfikować, tak by działały inaczej... To tak na początek. Ty ukończyłaś kurs, więc wiesz na ten temat na pewno wiele więcej... - mówiła Poppy, od czasu do czasu przerywając, by zjeść kilka łyżek zupy. W pewnym momencie wychyliła się na krześle i sięgnęła po książkę, którą wcześniej sobie przygotowała. Otworzyła ją na zaznaczonej stronie i podsunęła Charlie koło talerza. - Tu są opisane pewne zasady... Rozumiesz je? Byłabyś mi w stanie je nieco... wytłumaczyć?
| turluturlu na astronomię
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Charlie ostatnimi czasy niezbyt dbała, bo miała dużo pracy. W Mungu po pożarze ministerstwa trudno było znaleźć choć dziesięć minut, żeby na spokojnie zjeść coś konkretniejszego niż licha, zrobiona naprędce kanapka. Ale Poppy miała rację, żeby wydajnie pracować trzeba było zadbać także o własne zdrowie, a więc regularnie jeść i sypiać.
- Masz rację, w ostatnich dniach przez to wszystko bardzo się zaniedbałam. Mało jem i niewiele sypiam, bo praktycznie od rana do nocy byłam na nogach. Zaangażowali wszystkich alchemików, nawet kursanci mają pełne ręce roboty – powiedziała. – Chyba też powinnam kiedyś się nauczyć, bo to trochę wstyd, zwłaszcza że moja mama jest wyśmienitą kucharką. – Ale Charlie, choć zdradzała nawet większy talent alchemiczny od matki, nigdy nie miała tego zacięcia do gotowania i pieczenia, choć od czasu śmierci Helen pieczenie ciast często doprowadzało matkę do łez, ilekroć zdawała sobie sprawę, że Helen lubiła dany wypiek. – Mam też zamiar podszkolić się mocniej w zielarstwie, by jeszcze lepiej radzić sobie z ingrediencjami roślinnymi – dodała jeszcze, bo rzeczywiście miała takie plany, by podciągnąć wiedzę o magicznych roślinach ponad obecnie posiadany poziom.
Kiedy Poppy przyniosła zupę oraz chleb, Charlie szybko zabrała się do jedzenia. Tym bardziej, że łatwiej myślało się z pełnym żołądkiem.
- Smakuje równie dobrze jak wygląda – rzekła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była głodna. Przy takim głodzie pochłonęłaby cały talerz nawet jakby zupa była paskudna; w jej własnym wykonaniu pewnie by była. Po zjedzeniu całej porcji napiła się herbaty.
- Więc wygląda na to, że obie będziemy mogły się uczyć razem. Alchemia to moja pasja, ale wciąż jestem na początku swojej życiowej drogi i zdecydowanie nie mogę pochwalić się osiągnięciami i dorobkiem, jakie mają czarodzieje o wiele ode mnie starsi i bardziej doświadczeni. – Była młoda. Miała dużą wiedzę, ale wciąż wszystko było przed nią, jeśli chodzi o wykraczanie poza wyuczone umiejętności i warzenie tego, co stworzył wcześniej ktoś inny. Poppy również była młoda, ale jej wiedza uzdrowicielska była imponująca. – Opowiesz mi coś więcej o tym, nad czym pracujesz? Zaciekawiłaś mnie tym – zapytała, bo była zwyczajnie ciekawa. – Może będę ci mogła w jakiś sposób pomóc.
Spojrzała do książki, którą podsunęła jej Poppy i przeczytała ważne fragmenty, po czym starała się wytłumaczyć Poppy teoretyczne zasady dotyczące tworzenia mikstur. Na tyle, na ile sama potrafiła i co znała z książek oraz z zajęć teoretycznych na kursie – bo na pewno będzie jej łatwiej, kiedy już pochyli się nad zagadnieniem w praktyce i zacznie pracę nad własnym eliksirem, lub na początek nad ulepszeniem istniejącej receptury. Może pokombinowanie ze składnikami dodatkowymi lub ich proporcjami pomoże dojść do jakichś nowych rezultatów, przestrzegła jednak Poppy, by zachowała ostrożność. Eksperymenty z eliksirami i ingrediencjami bywały nieprzewidywalne i niebezpieczne, kiedy dodanie złego składnika lub jego nieodpowiedniej ilości mogło doprowadzić do groźnej reakcji alchemicznej, lub nawet wybuchu kociołka. W Mungu wszelkie eksperymenty mogła sobie wybić z głowy, ale w prywatnej piwnicznej pracowni będzie mogła nad nimi przysiąść.
- Masz rację, w ostatnich dniach przez to wszystko bardzo się zaniedbałam. Mało jem i niewiele sypiam, bo praktycznie od rana do nocy byłam na nogach. Zaangażowali wszystkich alchemików, nawet kursanci mają pełne ręce roboty – powiedziała. – Chyba też powinnam kiedyś się nauczyć, bo to trochę wstyd, zwłaszcza że moja mama jest wyśmienitą kucharką. – Ale Charlie, choć zdradzała nawet większy talent alchemiczny od matki, nigdy nie miała tego zacięcia do gotowania i pieczenia, choć od czasu śmierci Helen pieczenie ciast często doprowadzało matkę do łez, ilekroć zdawała sobie sprawę, że Helen lubiła dany wypiek. – Mam też zamiar podszkolić się mocniej w zielarstwie, by jeszcze lepiej radzić sobie z ingrediencjami roślinnymi – dodała jeszcze, bo rzeczywiście miała takie plany, by podciągnąć wiedzę o magicznych roślinach ponad obecnie posiadany poziom.
Kiedy Poppy przyniosła zupę oraz chleb, Charlie szybko zabrała się do jedzenia. Tym bardziej, że łatwiej myślało się z pełnym żołądkiem.
- Smakuje równie dobrze jak wygląda – rzekła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo była głodna. Przy takim głodzie pochłonęłaby cały talerz nawet jakby zupa była paskudna; w jej własnym wykonaniu pewnie by była. Po zjedzeniu całej porcji napiła się herbaty.
- Więc wygląda na to, że obie będziemy mogły się uczyć razem. Alchemia to moja pasja, ale wciąż jestem na początku swojej życiowej drogi i zdecydowanie nie mogę pochwalić się osiągnięciami i dorobkiem, jakie mają czarodzieje o wiele ode mnie starsi i bardziej doświadczeni. – Była młoda. Miała dużą wiedzę, ale wciąż wszystko było przed nią, jeśli chodzi o wykraczanie poza wyuczone umiejętności i warzenie tego, co stworzył wcześniej ktoś inny. Poppy również była młoda, ale jej wiedza uzdrowicielska była imponująca. – Opowiesz mi coś więcej o tym, nad czym pracujesz? Zaciekawiłaś mnie tym – zapytała, bo była zwyczajnie ciekawa. – Może będę ci mogła w jakiś sposób pomóc.
Spojrzała do książki, którą podsunęła jej Poppy i przeczytała ważne fragmenty, po czym starała się wytłumaczyć Poppy teoretyczne zasady dotyczące tworzenia mikstur. Na tyle, na ile sama potrafiła i co znała z książek oraz z zajęć teoretycznych na kursie – bo na pewno będzie jej łatwiej, kiedy już pochyli się nad zagadnieniem w praktyce i zacznie pracę nad własnym eliksirem, lub na początek nad ulepszeniem istniejącej receptury. Może pokombinowanie ze składnikami dodatkowymi lub ich proporcjami pomoże dojść do jakichś nowych rezultatów, przestrzegła jednak Poppy, by zachowała ostrożność. Eksperymenty z eliksirami i ingrediencjami bywały nieprzewidywalne i niebezpieczne, kiedy dodanie złego składnika lub jego nieodpowiedniej ilości mogło doprowadzić do groźnej reakcji alchemicznej, lub nawet wybuchu kociołka. W Mungu wszelkie eksperymenty mogła sobie wybić z głowy, ale w prywatnej piwnicznej pracowni będzie mogła nad nimi przysiąść.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Wcale to Poppy nie dzwiło, że Charlene zaniedbała ostatnimi czasy regularne posiłki i samą siebie. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że w jej przypadku nie było podobnie. Panna Pomfrey zawsze troszczyła się przede wszystkim najpierw o innych, a dopiero potem o siebie. Teraz, gdy tak wiele było pracy i pacjentów, jej samej zdarzało się zwyczajnie nie mieć chwili, by usiąść spokojnie i zjeść porządny posiłek. Dlatego dziś musiały to nadrobić!
- Nawet nie wiesz jak dobrze cię rozumiem - westchnęła ponuro Poppy; palcami rozdrobniła kromkę chleba i wrzuciła do gorącej zupy. - Smakuje ci? - ucieszyła się wyraźnie. - To cudownie! Jedz, jedz, mów jeśli będziesz chciała dokładkę - drobny komplement wyraźnie sprawił jej radość. Sztuki kulinarnej uczyła się wszak od niedawna, chyba miała więc powody do dumy, że Charlene zajadała się prostą zupą ze smakiem. - Jeśli znajdziesz księgę zielarską godną polecenie, koniecznie daj mi znać - powiedziała Poppy, spoglądając w stronę swoich kwiatów doniczkowych, o które lubiła dbać. Relaksowało ją to. - Myślę, że Pomona i Eileen z rozkoszą ci pomogą, jeśli będziesz chciała odkurzyć swą wiedzę z zielarstwa - zastanowiła się, grzebiąc łyżka w zupie.
Przypomniała sobie, że miała zapytać Eileen o chory skrzydłokwiat. Obiecała sobie, że uczyni to po spotkaniu w Gospodzie Pod Świńskim Łbem.
- To jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretnej idei, moja droga. Na razie wciąż liczę na to, że może uda mi się odnaleźć w księgach zapomniany przed Merlina przepis na eliksir, który mógłby uczynić naszych bardziej odpornych w walce. Doskonale wiesz, że... oni - czarnoksiężnicy, Ci źli, niedobrzy i potworni ludzie - nie wahają się przed użyciem najbardziej paskudnych z klątw. A jeśli nic takiego nie ma, to może chociaż coś, co udałoby się zmodyfikować... Może to jest w zasięgu moich rąk. Albo naszych, jeśli tylko zgodziz się mi pomóc. Twoja wiedza o ciałach niebieskich i alchemii bedzie tutaj nieoceniona, byłabyś mi wielkim wsparciem, Charlene.
Ton głosu panny Pomfrey wskazywał na to, że mimo wszystko wciąż czuła się niepewnie. Nie była tak dobrą i doświadczoną alchemiczką jak Charlene, specjalizowała się wszak w innej dziedzinie magii, nie marzyła nawet, że pewnego dnia osiągnie podobny poziom - lecz zamierzała zdobyć tak wiele wiedzy i umiejętności w zakresie eliksirów jak tylko zdoła. Poppy była kobietą pracowitą i w swej pracowitości upartą. A do tego przyświecał jej szczytny cel, który jedynie potęgował motywację do działania.
Odsunęła talerz z resztkami niedojedzonej zupy na bok i pochyliła się nad książką, gdy Charlene zaczęła swój niewieki wykład. Słuchała bardzo uważnie, starając się zrozumieć z niego jak najwięcej. Wiele wątpliwości panna Leighton rozwiała, a niejasności wytłumaczyła. To, co w książce brzmiało niezwykle skomplikowanie, okazywało się ciut prostsze. Poppy nie wahała się w pewnych momentach - za przeproszeniem rzecz jasna - wchodzić Charlene w słowo i zadawać pytań, na tym wszak polegała nauka.
- Och, Charlie, jestem ci na naprawdę wdzięczna - westchnęła Poppy, obracając w dłoniach pustą już filiżankę, jakiś czas później. W głowie się jej niemal zakręciło od przesytu nowych informacji! - [b]Naprawdę zdolna z ciebie dziewczyna. Jeszcze trochę, a cała Anglia o tobie usłyszy.
- Nawet nie wiesz jak dobrze cię rozumiem - westchnęła ponuro Poppy; palcami rozdrobniła kromkę chleba i wrzuciła do gorącej zupy. - Smakuje ci? - ucieszyła się wyraźnie. - To cudownie! Jedz, jedz, mów jeśli będziesz chciała dokładkę - drobny komplement wyraźnie sprawił jej radość. Sztuki kulinarnej uczyła się wszak od niedawna, chyba miała więc powody do dumy, że Charlene zajadała się prostą zupą ze smakiem. - Jeśli znajdziesz księgę zielarską godną polecenie, koniecznie daj mi znać - powiedziała Poppy, spoglądając w stronę swoich kwiatów doniczkowych, o które lubiła dbać. Relaksowało ją to. - Myślę, że Pomona i Eileen z rozkoszą ci pomogą, jeśli będziesz chciała odkurzyć swą wiedzę z zielarstwa - zastanowiła się, grzebiąc łyżka w zupie.
Przypomniała sobie, że miała zapytać Eileen o chory skrzydłokwiat. Obiecała sobie, że uczyni to po spotkaniu w Gospodzie Pod Świńskim Łbem.
- To jeszcze za wcześnie, aby mówić o konkretnej idei, moja droga. Na razie wciąż liczę na to, że może uda mi się odnaleźć w księgach zapomniany przed Merlina przepis na eliksir, który mógłby uczynić naszych bardziej odpornych w walce. Doskonale wiesz, że... oni - czarnoksiężnicy, Ci źli, niedobrzy i potworni ludzie - nie wahają się przed użyciem najbardziej paskudnych z klątw. A jeśli nic takiego nie ma, to może chociaż coś, co udałoby się zmodyfikować... Może to jest w zasięgu moich rąk. Albo naszych, jeśli tylko zgodziz się mi pomóc. Twoja wiedza o ciałach niebieskich i alchemii bedzie tutaj nieoceniona, byłabyś mi wielkim wsparciem, Charlene.
Ton głosu panny Pomfrey wskazywał na to, że mimo wszystko wciąż czuła się niepewnie. Nie była tak dobrą i doświadczoną alchemiczką jak Charlene, specjalizowała się wszak w innej dziedzinie magii, nie marzyła nawet, że pewnego dnia osiągnie podobny poziom - lecz zamierzała zdobyć tak wiele wiedzy i umiejętności w zakresie eliksirów jak tylko zdoła. Poppy była kobietą pracowitą i w swej pracowitości upartą. A do tego przyświecał jej szczytny cel, który jedynie potęgował motywację do działania.
Odsunęła talerz z resztkami niedojedzonej zupy na bok i pochyliła się nad książką, gdy Charlene zaczęła swój niewieki wykład. Słuchała bardzo uważnie, starając się zrozumieć z niego jak najwięcej. Wiele wątpliwości panna Leighton rozwiała, a niejasności wytłumaczyła. To, co w książce brzmiało niezwykle skomplikowanie, okazywało się ciut prostsze. Poppy nie wahała się w pewnych momentach - za przeproszeniem rzecz jasna - wchodzić Charlene w słowo i zadawać pytań, na tym wszak polegała nauka.
- Och, Charlie, jestem ci na naprawdę wdzięczna - westchnęła Poppy, obracając w dłoniach pustą już filiżankę, jakiś czas później. W głowie się jej niemal zakręciło od przesytu nowych informacji! - [b]Naprawdę zdolna z ciebie dziewczyna. Jeszcze trochę, a cała Anglia o tobie usłyszy.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ten problem dotyczył teraz dużej części społeczeństwa. Pracowników Munga, ministerstwa, ale także bliskich tych, którzy ucierpieli w pożarze i wciąż oczekiwali na jakiekolwiek pozytywne wieści, nie potrafiąc myśleć o tak zwyczajnych i codziennych sprawach, jak spanie i jedzenie. Gdyby ktoś z najbliższej rodziny Charlie był na liście zaginionych, także nie potrafiłaby myśleć o niczym innym, ale na szczęście jej ojciec wyszedł z ministerstwa kilka godzin przed tragedią. Nikt z jej najbliższych nie zginął, ale wiedziała, że niestety wiele rodzin usłyszało lub dopiero usłyszy tragiczne wieści.
- Pewnie przeżywasz teraz to samo – rzekła. – I tak, jest naprawdę dobra, chętnie przyjmę dokładkę. Jak wrócę do pracy znowu będę mieć dużo roboty, więc nie wiem, kiedy znowu zjem coś ciepłego – dodała. Nie była wybredna, wychowała się jako prosta i skromna dziewczyna na obrzeżach kornwalijskiej wioski, nauczona cenić prostotę. Brakowało jej tylko gospodarności jaka charakteryzowała jej matkę, bo zbyt mocno pochłaniały ją bardziej naukowe pasje, jak alchemia, astronomia czy transmutacja. – Zamierzam właśnie poszukać jakiejś literatury, ale to pewnie kiedy zmniejszy się ilość pracy. Wybiorę się też w wolnej chwili do ogrodu magibotanicznego, to świetne miejsce do nauki zielarstwa.
Swego czasu, kiedy już zamieszkała w Londynie, była bardzo częstym gościem w ogrodzie magibotanicznym i magizoologicznym, ale w ostatnich tygodniach nie miała na to czasu.
Z ciekawością wysłuchała wyjaśnień Poppy.
- Chcesz stworzyć eliksir, który pomoże naszym przyjaciołom w walce i uczyni ich wytrzymalszymi? – zapytała, pijąc herbatę. – Eliksir niezłomności działa na podobnej zasadzie, zwiększa wytrzymałość tego, kto go wypije i pozwala walczyć mimo ran, ale ma jedną wadę: trwa dość krótko, i jeśli ktoś otrzymał więcej obrażeń niż jest w stanie znieść bez niego, po zakończeniu działania traci przytomność – zastanowiła się przez chwilę. – I należy do kategorii eliksirów bojowych, nie leczniczych. Dobrze byłoby stworzyć coś bez podobnych skutków ubocznych. Chętnie ci pomogę w miarę moich możliwości. Czekałoby nas dużo pracy, biorąc pod uwagę nasz brak doświadczenia w tworzeniu własnych receptur, ale modyfikacja czegoś, co już istnieje, powinna być prostsza. Powinnyśmy sobie poradzić, jeśli odpowiednio się przygotujemy. Poszukam jeszcze czegoś przydatnego w swoich książkach.
Była naprawdę chętna do pomocy. To mogła być dobra okazja, żeby poćwiczyć i poszerzyć swoje horyzonty, a przy okazji mogły odkryć coś pożytecznego dla Zakonu. Charlie naprawdę chciała być przydatna i potrzebna. Poppy już była, na pewno wielu osobom pomogła swoimi leczniczymi zdolnościami.
Opowiedziała jej pokrótce o ogólnych teoretycznych zasadach modyfikowania receptur. Był to jednak dopiero punkt wyjścia, od którego mogły zacząć faktyczną pracę w praktyce. Słysząc komplement zarumieniła się.
- Może kiedyś? Naprawdę chciałabym zrobić dla świata coś dobrego, stworzyć coś, z czego ludzie będą mieć rzeczywisty pożytek – powiedziała. Dobrze byłoby zostać zapamiętaną jako znakomita alchemiczka i odkrywczyni nowych receptur, ale bardziej niż na sławie zależało jej na tym, by stworzyć coś dobrego. Dlatego po kursie została w Mungu, by jej eliksiry mogły pomagać potrzebującym i przynosić ulgę w cierpieniu, a nie tylko kisić się na półce w jej pracowni. Jaki byłby pożytek z alchemikowania dla samego alchemikowania?
- Pewnie przeżywasz teraz to samo – rzekła. – I tak, jest naprawdę dobra, chętnie przyjmę dokładkę. Jak wrócę do pracy znowu będę mieć dużo roboty, więc nie wiem, kiedy znowu zjem coś ciepłego – dodała. Nie była wybredna, wychowała się jako prosta i skromna dziewczyna na obrzeżach kornwalijskiej wioski, nauczona cenić prostotę. Brakowało jej tylko gospodarności jaka charakteryzowała jej matkę, bo zbyt mocno pochłaniały ją bardziej naukowe pasje, jak alchemia, astronomia czy transmutacja. – Zamierzam właśnie poszukać jakiejś literatury, ale to pewnie kiedy zmniejszy się ilość pracy. Wybiorę się też w wolnej chwili do ogrodu magibotanicznego, to świetne miejsce do nauki zielarstwa.
Swego czasu, kiedy już zamieszkała w Londynie, była bardzo częstym gościem w ogrodzie magibotanicznym i magizoologicznym, ale w ostatnich tygodniach nie miała na to czasu.
Z ciekawością wysłuchała wyjaśnień Poppy.
- Chcesz stworzyć eliksir, który pomoże naszym przyjaciołom w walce i uczyni ich wytrzymalszymi? – zapytała, pijąc herbatę. – Eliksir niezłomności działa na podobnej zasadzie, zwiększa wytrzymałość tego, kto go wypije i pozwala walczyć mimo ran, ale ma jedną wadę: trwa dość krótko, i jeśli ktoś otrzymał więcej obrażeń niż jest w stanie znieść bez niego, po zakończeniu działania traci przytomność – zastanowiła się przez chwilę. – I należy do kategorii eliksirów bojowych, nie leczniczych. Dobrze byłoby stworzyć coś bez podobnych skutków ubocznych. Chętnie ci pomogę w miarę moich możliwości. Czekałoby nas dużo pracy, biorąc pod uwagę nasz brak doświadczenia w tworzeniu własnych receptur, ale modyfikacja czegoś, co już istnieje, powinna być prostsza. Powinnyśmy sobie poradzić, jeśli odpowiednio się przygotujemy. Poszukam jeszcze czegoś przydatnego w swoich książkach.
Była naprawdę chętna do pomocy. To mogła być dobra okazja, żeby poćwiczyć i poszerzyć swoje horyzonty, a przy okazji mogły odkryć coś pożytecznego dla Zakonu. Charlie naprawdę chciała być przydatna i potrzebna. Poppy już była, na pewno wielu osobom pomogła swoimi leczniczymi zdolnościami.
Opowiedziała jej pokrótce o ogólnych teoretycznych zasadach modyfikowania receptur. Był to jednak dopiero punkt wyjścia, od którego mogły zacząć faktyczną pracę w praktyce. Słysząc komplement zarumieniła się.
- Może kiedyś? Naprawdę chciałabym zrobić dla świata coś dobrego, stworzyć coś, z czego ludzie będą mieć rzeczywisty pożytek – powiedziała. Dobrze byłoby zostać zapamiętaną jako znakomita alchemiczka i odkrywczyni nowych receptur, ale bardziej niż na sławie zależało jej na tym, by stworzyć coś dobrego. Dlatego po kursie została w Mungu, by jej eliksiry mogły pomagać potrzebującym i przynosić ulgę w cierpieniu, a nie tylko kisić się na półce w jej pracowni. Jaki byłby pożytek z alchemikowania dla samego alchemikowania?
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Żaden bliski krewny Poppy nie zginął w pożarze, który strawił Ministerstwo Magii, lecz nie dlatego, że wyszli wcześniej, bądź tam nie pracowali - po prostu nie posiadała bliskich krewnych. Jej rodzice zginęli, gdy była małą dziewczynką, była ich jedyną córką, a zarówno matka, jak i ojciec także urodzili się jako jedynacy. Była sama jak palec. Rodziną nazywała jedynie odległych krewnych, lecz w większości - to najbliżsi byli jej ludzie, z którymi nie wiązała ją krew. Krewniak, czy nie, śmierć tylu osób poruszyła serce panny Pomfrey i wprawiła w ogromny smutek, wielką żałobę.
- Nie przeczę... - westchnęła ciężko, grzebiąc łyżką w zupie. Nie pociągnęła jednak tego tematu. Nie miała marudnej natury, nie lubiła się skarżyć, a tym bardziej narzucać innym ze swoimi problemami. Nie chciała kłaść na barki Charlene kolejnego ciężaru, z pewnością miała ich już dość. - Jeśli chcesz, mogę podrzucić ci jutro słoik w czasie przerwy - zaproponowała łagodnie, a gdy talerz alchemiczki był już pusty, zabrała go i na chwilę zniknęła w kuchni, by dolać dziewczynie gorącej grzybowej i donieść jeszcze trochę chleba. - Pamiętaj, by regularnie jeść, bo w końcu zasłabniesz, organizm odmówi posłuszeństwa - doradziła Charlene z troską, stawiając przed nią talerz. Zajęła znów miejsce naprzeciwko. Martwiła się o nią, była taka krucha i delikatna. O wszystkich Zakonników się martwiła i czasami zapominała o sobie samej. - I na pewno bardzo przyjemne miejsce na spacer - dorzuciła, popijając herbatkę.
Opowieść Charlene o eliksirze niezłomności popchnęła Poppy do sięgnięcia po pióro, kałamarz i rolkę pergaminu, które także wcześniej sobie przygotowała. Odkorkowała atrament, zanurzyła w nim kraniec orlego pióra i zaczęła szybko notować. Pismo miała drobniutkie, lecz czytelne i staranne.
- Pomyślę nad tym i wezmę pod uwagę jego działanie... Może to mnie nakieruje...[ - zastanowiła się Poppy. - Gdybyś natrafiła gdzieś w swoich księgach na eliksir, który również ma podobne działanie, koniecznie daj mi znać, dobrze? - uśmiechnęła się ciepło i mrugnęła do Charlene porozumiewawczo. - Bardzo ci dziękuję, to wiele dla mnie znaczy - westchnęła z ulgą, pewna już, że nie zostanie w tym wszystkim sama. Czuła, że stoi przed nią ogromne wyzwanie i wcale nie była pewna, czy mu sprosta. Musiała jednak spróbować. Czuła, że to jej powinność wobec Zakonu Feniksa.
- Moja droga, najważniejsze są chęci i pracowitość - zapewniła ją z ciepłym uśmiechem. - Jeśli człowiek wystarczająco się postara i będzie ciężko, uczciwie pracował, to osiągnie swój cel. Jestem o tym przekonana.
- Nie przeczę... - westchnęła ciężko, grzebiąc łyżką w zupie. Nie pociągnęła jednak tego tematu. Nie miała marudnej natury, nie lubiła się skarżyć, a tym bardziej narzucać innym ze swoimi problemami. Nie chciała kłaść na barki Charlene kolejnego ciężaru, z pewnością miała ich już dość. - Jeśli chcesz, mogę podrzucić ci jutro słoik w czasie przerwy - zaproponowała łagodnie, a gdy talerz alchemiczki był już pusty, zabrała go i na chwilę zniknęła w kuchni, by dolać dziewczynie gorącej grzybowej i donieść jeszcze trochę chleba. - Pamiętaj, by regularnie jeść, bo w końcu zasłabniesz, organizm odmówi posłuszeństwa - doradziła Charlene z troską, stawiając przed nią talerz. Zajęła znów miejsce naprzeciwko. Martwiła się o nią, była taka krucha i delikatna. O wszystkich Zakonników się martwiła i czasami zapominała o sobie samej. - I na pewno bardzo przyjemne miejsce na spacer - dorzuciła, popijając herbatkę.
Opowieść Charlene o eliksirze niezłomności popchnęła Poppy do sięgnięcia po pióro, kałamarz i rolkę pergaminu, które także wcześniej sobie przygotowała. Odkorkowała atrament, zanurzyła w nim kraniec orlego pióra i zaczęła szybko notować. Pismo miała drobniutkie, lecz czytelne i staranne.
- Pomyślę nad tym i wezmę pod uwagę jego działanie... Może to mnie nakieruje...[ - zastanowiła się Poppy. - Gdybyś natrafiła gdzieś w swoich księgach na eliksir, który również ma podobne działanie, koniecznie daj mi znać, dobrze? - uśmiechnęła się ciepło i mrugnęła do Charlene porozumiewawczo. - Bardzo ci dziękuję, to wiele dla mnie znaczy - westchnęła z ulgą, pewna już, że nie zostanie w tym wszystkim sama. Czuła, że stoi przed nią ogromne wyzwanie i wcale nie była pewna, czy mu sprosta. Musiała jednak spróbować. Czuła, że to jej powinność wobec Zakonu Feniksa.
- Moja droga, najważniejsze są chęci i pracowitość - zapewniła ją z ciepłym uśmiechem. - Jeśli człowiek wystarczająco się postara i będzie ciężko, uczciwie pracował, to osiągnie swój cel. Jestem o tym przekonana.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Charlie posiadała rodzinę, z którą była mocno zżyta. Rodziców, dwoje rodzeństwa, a także kuzynostwo i innych krewnych. Oczywiście, że bardzo bolała ją ta tragedia i przeżywała ją ze wszystkimi, współczując ofiarom oraz ich bliskim, ale na pewno przeżyłaby ją jeszcze bardziej, gdyby zginął tam ktoś z osób jej najbliższych. Być może zamiast pracować także czekałaby rozpaczliwie na jakiekolwiek wieści. Niektóre z ofiar niestety znała, ale żadne z jej krewnych ani przyjaciół nie straciło życia, za co mogła być wdzięczna losowi, bo nie każdy miał tyle szczęścia. Mogła więc pracować, starać się ulżyć tym, którzy przeżyli i mieć nadzieję, że sprawcy ataku na ministerstwo zostaną szybko odkryci i złapani, i odpowiedzą za to, co zrobili czarodziejskiemu społeczeństwu.
Uśmiechnęła się blado.
- Jeśli to nie będzie kłopot... Naprawdę nie chcę ci przeszkadzać w ważniejszych obowiązkach – rzekła. – I będę pamiętać, bo nie chcę, żeby mnie teraz wysłali na przymusowy urlop, kiedy jest tyle do zrobienia. – Mdlenie w pracy zdecydowanie nie byłoby jej na rękę. Musiała więc regularnie jeść i sypiać, żeby móc wydajnie pracować i nie popełniać błędów. – O tak, bardzo przyjemne. Choć w ostatnich tygodniach nie dopisywała pogoda... – westchnęła. Wszyscy wciąż pamiętali czerwcowe trzy tygodnie ostrej, śnieżnej zimy. Dopiero niedawno śnieg znikł, a później, po pożarze ministerstwa pogoda znowu zagadkowo się pogorszyła, a chłód i mgły stały się zaskakująco częste jak na początek lata. Aura nie sprzyjała więc spacerom. W czerwcu mogła sobie wybić z głowy także kocie przechadzki, bo drobne, kocie ciało zapadłoby się w śniegu całkowicie.
Opowiedziała Poppy o eliksirze niezłomności i jego działaniu i zaletach oraz wadach.
- Dobrze, więc poszukam jeszcze czegoś, może uda mi się znaleźć wzmianki o innych eliksirach, które zwiększają wytrzymałość – zapewniła. – Jeśli będziesz mieć jeszcze jakieś pytania lub wątpliwości, napisz do mnie lub znajdź mnie w Mungu. Kiedy jestem w pracy, a ostatnio jestem chyba więcej niż mnie nie ma, zazwyczaj można mnie znaleźć w którejś z pracowni alchemicznych.
Zjadła do końca drugą porcję zupy, przegryzając chlebem oraz kończąc herbatę. Poppy miała rację w swoich słowach, chęciami i ciężką pracą można było osiągnąć najwięcej, więc Charlie zamierzała cierpliwie pracować na swój przyszły sukces oraz umiejętności.
- Tak też zrobię – zapewniła ją z uśmiechem.
Niedługo później pożegnała ją i zapewniła, że w razie problemów chętnie pomoże w pracach nad eliksirem, oraz że na pewno spotkają się za kilka dni na spotkaniu Zakonu. A potem opuściła budynek i przywołała Błędnego Rycerza, opuszczając tę okolicę. Mimo niepokoju ostatnich dni czuła się podniesiona na duchu tym spotkaniem i rozmową z Poppy.
| zt. x 2
Uśmiechnęła się blado.
- Jeśli to nie będzie kłopot... Naprawdę nie chcę ci przeszkadzać w ważniejszych obowiązkach – rzekła. – I będę pamiętać, bo nie chcę, żeby mnie teraz wysłali na przymusowy urlop, kiedy jest tyle do zrobienia. – Mdlenie w pracy zdecydowanie nie byłoby jej na rękę. Musiała więc regularnie jeść i sypiać, żeby móc wydajnie pracować i nie popełniać błędów. – O tak, bardzo przyjemne. Choć w ostatnich tygodniach nie dopisywała pogoda... – westchnęła. Wszyscy wciąż pamiętali czerwcowe trzy tygodnie ostrej, śnieżnej zimy. Dopiero niedawno śnieg znikł, a później, po pożarze ministerstwa pogoda znowu zagadkowo się pogorszyła, a chłód i mgły stały się zaskakująco częste jak na początek lata. Aura nie sprzyjała więc spacerom. W czerwcu mogła sobie wybić z głowy także kocie przechadzki, bo drobne, kocie ciało zapadłoby się w śniegu całkowicie.
Opowiedziała Poppy o eliksirze niezłomności i jego działaniu i zaletach oraz wadach.
- Dobrze, więc poszukam jeszcze czegoś, może uda mi się znaleźć wzmianki o innych eliksirach, które zwiększają wytrzymałość – zapewniła. – Jeśli będziesz mieć jeszcze jakieś pytania lub wątpliwości, napisz do mnie lub znajdź mnie w Mungu. Kiedy jestem w pracy, a ostatnio jestem chyba więcej niż mnie nie ma, zazwyczaj można mnie znaleźć w którejś z pracowni alchemicznych.
Zjadła do końca drugą porcję zupy, przegryzając chlebem oraz kończąc herbatę. Poppy miała rację w swoich słowach, chęciami i ciężką pracą można było osiągnąć najwięcej, więc Charlie zamierzała cierpliwie pracować na swój przyszły sukces oraz umiejętności.
- Tak też zrobię – zapewniła ją z uśmiechem.
Niedługo później pożegnała ją i zapewniła, że w razie problemów chętnie pomoże w pracach nad eliksirem, oraz że na pewno spotkają się za kilka dni na spotkaniu Zakonu. A potem opuściła budynek i przywołała Błędnego Rycerza, opuszczając tę okolicę. Mimo niepokoju ostatnich dni czuła się podniesiona na duchu tym spotkaniem i rozmową z Poppy.
| zt. x 2
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Ostatni eksperyment niewiele wykazał. Podarowała fiolę zmodyfikowanego eliksiru wzmacniającego Sophii Carter, utalentowanej aurorce, również członkini Zakonu Feniksa, która zażyła go przed wyruszeniem na spotkanie z podejrzanym o przestępstwo czarnoksiężnikiem; nie odniosła ciężkich ran, była więc w stanie dotrzeć do szkolnej pielęgniarki. Poppy dokonała uważnych oględzin odniesionych przez Sophię obrażeń, jednakże wnioski były dość smutne - starała się zmodyfikować działanie eliksiru wzmacniającego, ukierunkować je na bardziej profilaktycznie. Niestety bezskutecznie. Rany nie były ani o ciut mniejsze, nie bolały mniej - były dokładnie takie same niż jakby nie zażyła eliksiru. Jedna próba to jednak zbyt niewiele, by skreślić tę wersję wywaru na straty. Być może na niepowodzenie wpłynęły inne czynniki, o których nie miała pojęcia. Z tego co wiedziała Sophia nie piła innych eliksirów, ani na nic nie chorowała, ale aby się upewnić, że próba modyfikacji eliksiru wzmacniającego jest bezsensowna - musiała spróbować raz jeszcze.
Na całe szczęście i Gabriel Tonks zaoferował swą pomoc jako obiekt doświadczalny. Brzmiało to wyjątkowo źle, czuła się paskudnie z tym, że musi przetestować to na pacjentach, ale nie było innego wyjścia. Jakoś musiała się przekonać. Listownie Gabriel poinformował ją, że sposobność, by przetestować eliksir nadarzy się czternastego września. Wzięła więc dzień wolny i oczekiwała na niego w zaciszu swojego mieszkania już od wczesnych godzin porannych. Czuła się lekko poddenerwowana. Wciąż miała w pamięci chwilę, w której Gabriel ruszył ku morskiej toni, by wyłowić jej wianek - a później wszystko potoczyło się dość niezręcznie, a z pomocą przyszedł Ernie Prang, zabierając ją i Sally ku straganom. Miała nadzieję, że nie miał jej tego za złe, że nie wspomina tego źle, choć powinni byli spędzić ze sobą tamten wieczór.
Westchnęła ciężko, zasuwając firankę; niepotrzebnie wyglądała jego wysokiej, barczystej sylwetki na chodniku przed kamienicą, zamieszkiwaną jedynie przez czarodziejów, najpewniej przyleci na miotle. Teleportacja wciąż nie działała, co było wyjątkowo upierdliwe; miała jednak nadzieję, ze niebawem zacznie - gdy już uporają się z problemem anomalii ostatecznie.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
[14.09]
Nie wahał się, kiedy pojawiła się możliwość wzięcia udziału w eksperymencie Poppy. A może był to wygodny pretekst, aby spotkać się z czarownicą jeszcze jeden raz i w pewnym sensie zatrzeć niezbyt dobre pierwsze wrażenie na Festiwalu? Sam nie wiedział co się wtedy stało, nie umiał tego w żaden sposób wyjaśnić. Poza tym w ten sposób mógł przyczynić się dobru Zakonu i przy okazji pomóc samemu sobie podczas dzisiejszego treningu. Niezwłocznie więc odpisał na wiadomość panny Pomfrey, gdy tylko dowiedział się o najbliższym, dogodnym terminie ich spotkania i o umówionej godzinie miał zjawić się w jej mieszkaniu.
Sam Gabriel nie miał wielkiego problemu z byciem obiektem doświadczalnym. Prawdopodobnie odpowiadała za to jego brawura tańcząca na cienkiej krawędzi z głupotą, która pozwalała mu pakować się właśnie w pozornie (i niepozornie też) niebezpieczne sytuacje. Wierzył jednak, że Poppy nie podjęłaby się eksperymentów na ludziach gdyby istniało wysokie ryzyko bardzo poważnych powikłań czy skutków ubocznych, które mogłoby zaszkodzić jego zdrowiu albo co gorsza życiu. Dlatego nieco zestresowany, ale i pełen optymizmu co do wyników pracy panny Pomfrey, skierował się w stronę jej mieszkania. Miał zamiar być teraz dużo bardziej kontaktowy i rozmowny, bo co tu dużo mówić, w kontaktach z płcią piękną na stopie właśnie takiej prywatnej i mało oficjalnej zachowywał się dosyć dziwacznie. Po prostu nigdy nie był mistrzem flirtu i prowadzenia ciekawej konwersacji z żadną damą, a wszelkie próby nawiązania rozmowy kończyły się jedną wielką farsą bądź właśnie milczeniem i czerwienią na policzkach, kryjącą się w gęstej brodzie. Czy wspominał ten wieczór źle? Chyba nie, raczej z zażenowaniem i rozbawieniem, bo jeszcze nikt nie zbeształ go w tak zabawny sposób jak zrobił to Ernie.
Miotła była teraz częstym środkiem lokomocji, którego używał Tonks, a zachmurzone niebo sprzyjało takim podróżom. Także i tym razem skorzystał z tych sprzyjających lataniu warunków i lądując już na bezpiecznym terenie zabrał swą miotłę, udając się w poszukiwaniu odpowiedniego numeru mieszkania. Udało się! Zapukał kilkukrotnie w drzwi z numerem 13, jeszcze kilka razy sprawdzając, czy aby na pewno dobrze trafił. Przyszło mu teraz tylko czekać na pojawienie się sylwetki drobnej brunetki w drzwiach.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź