Johan Breisacher
Nazwisko matki: McLaggen
Miejsce zamieszkania: Londyn (ulica Pokątna)
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: pracownik Biura Głównego Sieci Fiuu - Departament Transportu Magicznego
Wzrost: 180 cm
Waga: 70 kg
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: ciemnoniebieskie
Znaki szczególne: wygląda młodo jak na swój wiek, palce pianisty, ledwo widoczny ślad po paskudnym zaklęciu z tyłu głowy, dość wysoki i szczupły, rzadko się uśmiecha
12 cali, dość giętka, winorośl i pazur sfinksa
Durmstrang
brak
umierająca Anna
świeżo zakwitłymi bzami, kurzem, bryzą, słonecznikami
z mgły wyłania się on z siostrą bliźniaczką, za nimi jest droga a przed nimi wszystko
polityką, podróżami, eksperymentami, poezją, językami
nie posiada, ale dobrze udaje, że się tym interesuje
gra w szachy, recytuje wiersze, tworzy taktyki polityczne, uczy się prawa
muzyki klasycznej i poezji śpiewanej
Aske Andersen
Wygrywając palcami mój ból
Wyśpiewywał swoimi słowami moje życie
Na początku była cisza i ciemność. Wynurzył się z otchłani, w ramionach matki spędził mało czasu, pod okiem ojca nie wyćwiczył wszystkiego, czego tamten by sobie życzył. Burkhard i Dahlia, o czym nie mógł pamiętać, byli jasnowłosi, szczupli, zakochani, ale i naiwni. Przekonani, że uda im się ułożyć sobie życie. Pomimo że ona była półkrwi Angielką, a on czystym z niewielką skazą Niemcem, zamieszkali w małej, niepozornej mugolskiej wiosce, rezygnując tymczasowo ze swej czarodziejskiej tożsamości. Nie mieszali się do polityki, trzymali się od niej jak najdalej, nie chcąc pozwolić by jakakolwiek wojna splamiła ich i dwuletnie wówczas dzieci. Ale polityka mieszała się do nich, a do polityki dochodziła i rodzina Burkharda, której daleko było do zachwytu z powodu jego poczynań. Uważali, że nikt z rodu Löwe nie może w obliczu tak ważnych wydarzeń pozostać biernym - działanie było obowiązkowe, a wraz z działaniem w parze powinna iść reprezentatywność. Burkhard po cichym, nielegalnym małżeństwie stał się po prostu słaby i bezużyteczny. Przynajmniej takie było zdanie jego krewnych.
Po tym jak Johan i Anna nieco podrośli, wynajęci zbóje, margines magicznej części Niemiec, zamordowali ich rodziców. Dzieci uniknęły cudem śmierci, a to wszystko za sprawą zaklęć ochronnych i maskujących, które rzucił ich ojciec, chwilę przed pojawieniem się morderców w ich domu. Johan zasłonił oczy Annie, sam nie odwracając wzroku, nawet nie płacząc, był chyba w zbyt dużym szoku by cokolwiek zrobić, bo w końcu tata kazał zaczekać, więc czekał. Burkhard i Dahlia bronili się jak mogli, ale ich przeciwnicy byli przygotowani i pojedynek trwał krótko. Rozbłysły zielone światła, a później czerwień pokryła posadzkę - na koniec poderżnęli gardła by nie wzbudzić podejrzeń u mugoli. Johan dalej czekał, patrząc na krew i na dziwnie spokojne twarze swoich rodziców. Sam nie wiedział, kiedy Anna również na nich spojrzała, zaczynając płakać jak przystało na małe dziecko. Johan nadal czekał. Tata przecież kazał zaczekać. Zaklęcia w końcu zniknęły, tak jak tamte wspomnienia.
Do tej pory nie pamięta.
Długie ręce pochwyciły go, chyba stracił wtedy przytomność, i zaniosły do niepachnącego ładnie miejsca. Kiedy się obudził, Anny obok niego nie było, wokół zaś leżeli inni chłopcy w różnym wieku. Wychowawcy nie mówili mu za wiele, odpowiadali chłodno, przyzwyczajając tym samym go do trudnych warunków życia. On i Anna przepadli. Wspomnienie szarych twarzy, agresywnych dzieci i poważnych dorosłych, zostały wyrwane z jego czaszki. Ponoć i tak mogli trafić gorzej. Mówili, że jego siostra jest gdzieś niedaleko w sierocińcu dla dziewcząt i nic więcej. Zostało imię i numer, który wypowiadał przed snem przy codziennym sprawdzaniu czy do łóżka kładą się wszyscy wychowankowie. 1258. Nazwiska znikały przytłoczone przez cyfry.
Johan w wieku czterech lat w ogóle nie płakał, co spotkało się z aprobatą jego wychowawców. Wraz z postępującym procesem dorastania, spełniał coraz więcej ustalonych norm w mugolskim społeczeństwie, widzieli w nim potencjalnego żołnierza, jeśli nikt nie postanowi się po niego zgłosić. Dumę III Rzeszy. Jasne włosy i niebieszcz jego oczu wyróżniały go spośród większości, w końcu były to rzadkie cechy. Jego moc nie ujawniła się od razu, a kiedy już się to stało, był świadom, że jest to tajemnica o której nie ma prawa wiedzieć nikt. Gdy zbliżały się jego piąte urodziny, sprawił że drewniana zabawka zniknęła, a kilka talerzy roztrzaskało się, kiedy ich myciem miał się zajmować młodzieniec, który uczepił się go jak rzep psiego ogona. Pamiętał jak potem w uszach wibrowały mu jego krzyki przy uderzeniach skórzanym pasem. Był zaskoczony, ale i zafascynowany, rozżalenie i frustracja wypełniały jego ciało przy tych wypadkach. W kątach pustych pomieszczeń uczył się kontroli i spokoju, wspominając swoją siostrę bliźniaczkę, bratnią duszę, którą chciał chronić. Robił okropne rzeczy by ją zobaczyć i to wspomnienie jej uśmiechu pozwalało mu przetrwać. I chłopiec, wyglądający jak mały aniołek mógł bez cienia zwątpienia, dawał się prowadzić tam, gdzie chcieli dorośli i czytać fanatyczne książki, które niewiele miały wspólnego z baśniami. Żaden niemagiczny fanatyk jednak nie wiedział, że wtedy świat Johana powoli stawał w płomieniach.
W wieku sześciu lat został zabrany ze specjalnej placówki przez bogatych, zakochanych w ideałach Grindewalda czarodziejów, którzy skutecznie zmanipulowali rządzących tam mugoli. Dzięki namiarowi łatwiej było zlokalizować Johana, obserwowali go zresztą przez kilka dni, zanim postanowili go stamtąd zabrać. Sami nie mieli dzieci, a zależało im by przekazać komuś swoją spuściznę i podzielić się swoją pasją. Państwo Breisacher byli oczarowani chłopcem, jego delikatną urodą i spokojem. Byli też pewni, że nie jest brudnej krwi, a paskudne nawyki, które nabył w sierocińcu, zawsze mogły odejść w zapomnienie.
Pod ich opiekę, na specjalną prośbę Johana, trafiła również Anna. Dostawali to czego tylko zapragnęli, choć wymagania te były raczej skromne. I za nie przyszło płacić wysoką cenę, przede wszystkim przez Annę. Za każdym razem, gdy szła do specjalnej komnaty ich nowego ojca wracała z lśniącymi od łez ciemnoniebieskimi oczami, nie wydając z siebie ani jednego małego dźwięku, ale on wiedział. I nie mógł z tym nic zrobić. Kolejne ujawnienie jego magii przyszło już w rezydencji państwa Breisacher, kiedy to Johan został wytrącony z równowagi przez swoich nowych rodziców i sprawił, że butelka szampana tak po prostu wybuchła. Miał wtedy z siedem lat, a wyrzuty, które robili Annie, doprowadziły do wewnętrznego wrzenia, które musiało znaleźć ujście. I znalazło. Nie został za to ukarany, wręcz przeciwnie, Urs, jego nowy rodzic, podarował mu książki do czytania i pękał z dumy. Johan zaś czuł się lżej, był zachwycony tym, co zrobił, choć starał się z tym uczuciem nie obnosić.
Miał w sobie magię.
Johan nauczył się podstawowych rzeczy o świecie magii, poznał pierwsze zaklęcia, choć tylko czysto teoretycznie, nowi opiekunowie zapoznali go z czarodziejskimi wartościami, a także z poezją, malarstwem, zarządzaniem i polityką; książki znajdowały się wszędzie, przeważały właśnie takie tematyki. Był też dobry w słuchaniu, słyszał szmery, nagłe wyjce, gorączkowe rozmowy przez kominek fiuu mocnym angielskim i łamanym niemieckim. Angielskiego uczył się sam od ósmego roku życia, niemiecki znał, bo właśnie to on był jego ojczystym językiem. Jego bliźniacza siostra dom opuściła wcześniej, dostając się do Beauxbatons i pamiętał tylko jak cichy był to dzień, pełen jego niezadowolenia, gdy nagle zniknęła łapiąc za specjalnie przygotowany świstoklik by dostać się w odpowiednie miejsce we Francji, skąd odebrać miał ją powóz. Wybrali jej tę szkołę bo była blisko i odpowiednia dla dziewcząt, Annie zresztą to odpowiadało, była zakochana w tym kraju. Johan później też trafił gdzieś, do zupełnie innego miejsca, do Durmstrangu. Zapewne sporo ułatwiły starania jego opiekunów by mógł uczyć się właśnie tam, gdzie uczył się sam Gellert Grindewald. Mieli na tym punkcie prawdziwą obsesję.
W szkole stawiano przed nim wiele zadań, a że miał mieszaną krew, musiał się bardziej postarać. Niewielu obchodziło pod czyje skrzydła trafił i że były to ważne persony na niemieckiej arenie magicznej, liczyło się, co potrafi i czy jest przydatny. Był. Nie mówił dużo, nie szukał przyjaciół na siłę, sami się znajdowali. W jaki sposób? Zaczęło się od rzeczy, które mógł zdobyć, przede wszystkim od informacji wyczytanych, podsłuchanych - Johan umiał dobrze się skradać, niemalże stawał się niewidzialny niczym za sprawą peleryny niewidki. Opanował też naturalną grę emocji, która pozbawiała jego twarz ostrzejszych rysów, nawet jeśli prezentował coś nieprawdziwego, coś co kompletnie nie miało nic wspólnego z obecnym stanem jego ducha. Czasem też załatwiał szkolne sprawy, dzięki czemu więcej osób patrzyło na niego przychylniejszym wzrokiem. Wyciszał sprawy bójek, umiał rozmawiać z niektórymi nauczycielami, podstawiał się do szkolnych inicjatyw, takich jak organizacja ważniejszych świąt. Lubił się pojedynkować, choć bardziej cenił sobie teoretyczne zajęcia, takie jak chociażby historia magii. Dołączył jednak do Klubu Pojedynków w 1945 by zrezygnować z niego 1948. Później już skupił się na pływaniu w Akademii Morskiej Durmstrangu, gdzie był od 1947 aż do zakończenia edukacji. Z żywym zainteresowaniem słuchał o czarnej magii, nie bał się biegać i pływać w mrozie, choć na początku często łapało go przeziębienie i musiał łykać eliksiry. Starał się nie ingerować w sprawy innych, kontaktu z dziewczętami unikał, bardziej skupiał się na zawiązywaniu znajomości ze swoją płcią, z osobnikami, którzy wydawali mu się interesujący i przydatni. Pamiętał swoje zaskoczenie, kiedy przeczytał o końcu drugiej wojny światowej. Zwycięstwo Grindewalda, które pokryło się z zakończeniem potężnej potyczki między państwami, nie było jednak czymś szokującym. W ostatnich latach w Durmstrangu odkrył, że czasem zdarzają mu się zaniki pamięci, których nie potrafi niczym uzasadnić, spędził więc sporo czasu w bibliotece by odkryć potencjalną przyczynę. Nic nie pasowało.
Moja przeszłość ma teraz gorzki smak,
Więc stawię czoła dziwactwom i słabościom
Albo tak mi po prostu powiedziano
Byłem zimny, byłem bezlitosny
Aż krew na rękach mnie przeraziła
Edukację zakończył z całkiem dobrymi wynikami, nie mierzył jednak zbyt wysoko, najwyższe oceny otrzymując z przedmiotów na których szczególnie mu zależało, zaliczała się do nich między innymi historia magii i zaklęcia. Gdy wrócił do domu już na stałe, był wysoki, szczupły, z burzą jasnych włosów i niemalże zamyślonymi ciemnymi, przypominającymi wzburzony ocean oczami. Ubierał się dosyć skromnie, z biżuterii miał tylko zegarek i przez większość czasu nie ruszał się bez swojej torby wypełnionej różnymi książkami i pergaminami. Poruszał się lekko, stawiał wyważone kroki.
Podczas pierwszej uroczystej i wspólnej kolacji, doszło do wypadku. Był wtedy zdenerwowany, informacje o tym, że Anna niczym bezbronny jednorożec ma trafić w ręce niemieckiego, głoszącego propagandę Grindewalda czarodzieja, rozjuszyła Johana. Później było tylko gorzej. Urs i Alwine szykowali i dla niego życie, on i siostra mieli zostać całkowicie rozdzieleni, zresztą i tak nie miałby czasu na spotkania, jeśli zostałby przyjęty do niemieckiego Ministerstwa Magii. Emocje osiągnęły apogeum, różdżkę odnalazł w kieszeni, w tym czasie udawał, że się uspokoił i że wszystko rozumie. Kłamstwo. W głowie odnajdywał inkantacje różnych czarnomagicznych zaklęć. Jego wybór padł jednak na niewybaczalne. Zielone światło opatuliło obie sylwetki, Alwine nawet się nie opierała. Anna w tym czasie krzyczała, doskoczyła do niego by go powstrzymać, ale było już za późno. Pozostały tylko skorupy po ich opiekunach, żadne zaklęcia uzdrawiające nie były w stanie pomóc. Drżąca ręka siostry dzierżąca różdżkę wykonała odpowiedni obrót i zaatakowała go od tyłu zaklęciem, którego nie mógł zauważyć. Poczuł za to ostry ból od czegoś, co zdawało się przypominać pocisk z mugolskiego pistoletu. Możliwe, że było to tylko wyolbrzymienie, bo przecież skąd Anna miałaby znać podobne zaklęcie?
W głowie wyryło się tylko jedno słowo.
Potwór.
Nie pamiętał, do tej pory nie pamięta, co się wtedy wydarzyło, ale po posiłku i rozpaleniu kominka, jego opiekunowie zostali zamordowani, Najprawdopodobniej w tym samym czasie, kiedy Johan oberwał zaklęciem w tył głowy i stracił przytomność. Kiedy tylko próbuje sobie przypomnieć co się wtedy wydarzyło, zaczyna go boleć głowa.
Obudził się już w otoczeniu bieli, pod opieką niemieckich uzdrowicieli, pytając o Annę. Jak się okazało, jego siostra po około tygodniu opuściła szpital i zniknęła bez słowa. Ponoć nie była w stanie z siebie za wiele wykrztusić, tak przynajmniej słyszał. Miała kilka siniaków i zadrapań, nawet ślady po nożu na nadgarstkach, a z usług magopsychiatrów nie korzystała za długo. Po wyjściu niemalże od razu trafiła na konkretne przesłuchanie, gdzie spisali jej zeznania. O tym poinformował go już niemiecki patrol egzekucyjny. Również o tym, że sprawca jest nieznany, ale z pomocą informacji uzyskanych od jego siostry mogli rozpocząć poszukiwania. Dowiedział się także, że jego różdżka zaginęła, zabrana zapewne przez czarodzieja, który zamordował Ursa i Alwine, zaś różdżka Anny została kompletnie zniszczona i nie można było jej naprawić.
Johan leżał około miesiąca zanim odzyskał przytomność. Zaklęcie, którym oberwał było paskudne. Nieco oszołomiony, nie mogący się zbyt nadwerężać, zaczął myśleć o tym, co teraz zrobi.
Kiedy opuścił szpital, przeszedł przez wszystkie procedury dotyczące zabójstwa państwa Breisacher. Przesłuchanie było trudnym przeżyciem, ledwo trzymał się na nogach, w jego pamięci zaś były spore dziury z tamtego dnia. Pomimo prób przesłuchujących nie udało się odzyskać większości informacji. Uwierzył w to, co usłyszał i potwierdził słowa Anny. W końcu jego siostra nie mogła się mylić, a sam pamiętał o tym jak ktoś zaatakował go, kiedy był odwrócony plecami do drzwi. Był szczery ze swoim smutkiem i szokiem związanym ze śmiercią opiekunów. To z całą pewnością był nieznany czarodziej i w stu procentach mężczyzna. Tym bardziej więc uwierzyło mu niemieckie Ministerstwo Magii. Był niewinny. Na bieżąco miał otrzymywać doniesienia o próbach schwytania winnego.
Niedługo potem spakował się, sprzedał dom swoich opiekunów i przeniósł się do Wielkiej Brytanii, do Londynu. Dlaczego tam? Widział w tym kraju swoją szansę, sporo słyszał o postępujących zmianach, poza tym gdzieś w głowie nadal miał słowa Ursa odnośnie Grindewalda. Po wynajęciu małego, schludnego pokoju na ulicy Pokątnej, złożył papiery w Ministerstwie Magii na staż. Marzył o Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, wylądował w Departamencie Transportu Magicznego, na co mimo wszystko nie narzekał. Johan przez około trzy lata starał się jak tylko mógł by pokazać, że nadaje się do tej roboty. Mimo drobnych problemów z pamięcią, dawał radę z podawaniem kawy, herbaty od której większość Anglików wydawała się być uzależniona, układaniem tony papierzysk, kierowaniem różnych wniosków do odpowiednich biur - bywało to zwłaszcza uciążliwe, gdy ktoś wręczał mu wymieszane pergaminy i najpierw należało je przypisać do pasujących miejsc by później móc wręczyć właściwym pracownikom. Był cierpliwy, pomimo braku znajomości i z mieszaną krwią, zamierzał wytrwać. Zostawał po godzinach, a kiedy tylko wracał do domu zajmował się tworzeniem koncepcji i przyszłych badań naukowych, a także powolnym nakreślaniem planu tej części Ministerstwa do której jako praktykant miał dostęp, wraz z nazwiskami i dodatkowymi, możliwymi do zaobserwowania faktami. Miał zresztą kilka dzienników, każdy przeznaczony do czegoś innego, ale równie istotnego. Kiedy A spotyka się z B i czy to jest przed poranną kawą i przy kominku podłączonym do sieci fiuu, czy często pewna para się spóźnia i jak mówić do ostrego jak kieł bazyliszka pana przez wielkie XYZ, który nazywał swych podwładnych nazwiskami najpopularniejszych szkockich graczy Quidditcha - piórem tworzył linie i szlaki, zaczarowywał pismo tak by nikt przez przypadek nie odkrył jego skrupulatności. Od pewnego czasu zaczął też notować rzeczy ze spotkań poza Ministerstwem; należały one do rzadkich, ale miały miejsce. Obserwacje otoczenia, gdy wracał do domu, również znajdywały dla siebie stronice.
Szybko się uczył i choć wolał trzymać się bardziej z tyłu, nie rzucając zanadto w oczy, przetrwał. W końcu otrzymał posadę. W Biurze Głównym Sieci Fiuu. Przez ten czas zaczął pisywać listy; część chował do pudełka, część wysyłał z nadzieją, że któryś trafi do jego siostry. Nigdy nie dostał odpowiedzi.
Bywały dni, że łatwo się irytował, mając wrażenie, że krew w nim wrze i tylko czeka, aż będzie mógł znaleźć ujście. Nie znajdował. W takich momentach szukał sportu dla siebie, czegoś co pozwoliłoby mu się wyciszyć. Bezskutecznie, choć czasem wystarczyło przepłynąć się w lodowatej wodzie - tutejsze wody nie mogły się jednak równać ze skandynawskimi nad czym ubolewał.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 8 | 1 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 9 | 1 (różdżka) |
Czarna magia: | 10 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 2 | 2 (różdżka) |
Eliksiry: | 1 | 1 (różdżka) |
Sprawność: | 7 | 2 (waga) |
Uniki: | 2 | 2 (aktywności) |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: niemiecki | II | 0 |
angielski | II | 3 |
norweski | II | 3 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | III | 10 |
Jasny umysł | I | 2 |
Kłamstwo | III | 10 |
Retoryka | II | 5 |
Silna wola | II | 5 |
Spostrzegawczość | II | 5 |
Ukrywanie się | III | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | I | 5 |
Szczęście | I | 5 |
Ekonomia | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 1 |
Malarstwo (wiedza) | I | 1 |
Muzyka (wiedza) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 2 |
Różdżka, ujawniacz, woreczek ze skóry wsiąkiewki, memortek
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Johan Breisacher dnia 10.08.17 20:07, w całości zmieniany 14 razy