Wydarzenia


Ekipa forum
Szmaragdowy Zakątek
AutorWiadomość
Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]10.03.12 23:10
First topic message reminder :

Szmaragdowy Zakątek

Szmaragdowy Zakątek mieści się w głębi lasu, niedaleko matecznika. Nazwę zawdzięcza wyjątkowej roślinności, żyjące tutaj rośliny nie przypominają krzewów, drzew, ani traw rosnących w żadnej innej części magicznej kniei. Ich liście lśnią, jakby wciąż były pokryte poranną rosą, a barwy mają tak jaskrawe, że aż wydają się nienaturalne, niepokojąco nienaturalne. Podobnież z płatkami polnych kwiatów, piękno ich szkarłatów, błękitów i żółci aż zapiera dech w piersi. Parę kroków dalej szemrze krystalicznie czysty strumyk, a całości obrazka dopełnia drżenie melodyjnego ptasiego śpiewu. Jest to miejsce równie przerażające, co zniewalająco piękne. Nietrudno sobie wyobrazić, iż w tradycji ostało się częstym miejscem potajemnych schadzek kochanków, a także ukrytą samotnią wrażliwców - poetów, artystów. Problem może stanowić jedno: złośliwe chochliki, które ów teren również sobie z lubością przypodobały.
Zdarza się, iż zbłądzi tu zgubiona mugolska stopa; czasem taka stąd nie wyjdzie, padając ofiarą różnorakich magicznych bestii, które zwęszą bezbronną ofiarę. Zdarza się, iż pozostanie znaleziona kilka dni później, na skraju lasu, wycieńczona, wymęczona... i oszalała.

Kadzidła

W głębi lasu, w pobliżu matecznika, gdzie liście połyskują nienaturalną wręcz szmaragdową zielenią rozłożono na miękkiej ściółce dywany i poduszki dla zmęczonych festiwalowymi uciechami uczestników Brón Trogain. Rozlokowano je w grupkach i odseparowano je od siebie tak, by liczne grupy mogły komfortowo wypoczywać  z dala od zgiełku, głośnej muzyki i szumu. Miejsce to jest spokojne i idealne na chwilę wytchnienia, ale jednocześnie ze względu na bliskość matecznika budzące niepokój. To również aura połyskujących liści, przedzierającego się przez konary drzew światła księżyca, lekka mgła unosząca się nad ściółką — a może coś innego, dym.

Szelest liści, drobne gałązki pękające na ściółce zapowiadają czyją obecność jeszcze zanim z półmroku wyłoni się postać. Bardzo stara wiedźma, o siwych jak kamień włosach i długich aż do kolan, w czarnej, długiej powłóczystej szacie przechadza się pomiędzy odpoczywającymi czarodziejami. Na twarzy bladej jak śnieg i dłoniach widnieją czarne znaki i symbole narysowane tuszem lub atramentem — kreski kropki, koła i półksiężyce. Jest mocno przygarbiona, a jej kroki są powolne, chwiejne, lecz nie wygląda jakby potrzebowała czyjejkolwiek pomocy, choć kroczy z zamkniętymi oczami, szepcząc słowa w staroceltyckim języku. Modły o pomyślność, modły o płodność choć cichuteńkie, są doskonale słyszane przez wszystkich zgromadzonych kiedy przechodzi obok nich. W jednej dłoni trzyma glinianą miskę i palcami przytrzymuje w niej tlące się kadzidło; w drugiej krucze pióra, którymi niczym wachlarzem rozpyla specyficzny dym. Kiedy was mija, jego zapach was otula i otumania.

Jedna osoba z pary lub grupy rzuca kością k6 na rodzaj kadzidła rozpylanego przez starą wiedźmę.

1: Mieszanina żywicy i sosnowych igieł przepełniona jest też czymś, co pachnie jak świeże górskie powietrze. Bardzo orzeźwiająco, nieco otumaniająco. Zapach jest łagodny, koi zmysły, uspokaja nastroje, wzbudza zaufanie do rozmówców. Pobudza do szczerych wyznań i zdradzania sekretów, ale nie hamuje całkowicie naturalnych barier związanych z rozmową z osobami nieznajomymi lub takimi, przy których postać naturalnie czułaby się skrępowana.
2: Drzewny zapach musi mieć swoje źródło w drzewie sandałowym, które zmieszano z niedużą ilością suszu opium oraz ostrokrzewu; kadzidło jest trochę duszne, głębokie, wprowadza w przyjemne odrętwienie, spowalnia zmysły i pozwala w pełni odprężyć ciało. Pod jego wpływem trudniej jest zebrać myśli. Wprowadza w przyjemne otępienie i relaksację, odpędza troski, nakłania do myślenia o zmysłowych przyjemnościach.
3:  Słodki zapach bergamotki przebija się przez skromniejszy bukiet egzotycznych owoców, które prowadzi passiflora oraz nieznacznie mniej wyczuwalne mango, zapach jest przyjemny, świeży, lekko cytrusowy, dodaje energii, poprawia nastrój. Dalsze nuty kadzidła lekko i przyjemnie otępiają. Czarodziej znajdujący się pod wpływem tego kadzidła staje się pobudzony do flirtu, a dobiegające z parteru dźwięki muzyki kuszą do udania się na parkiet.
4: Najpierw daje się wyczuć paczulę, indyjska roślina roztacza ciężką, duszną i drzewną toń. Przez nią przenikają się gryzące zioła, pieprz, rozmaryn i tymianek, które przemykają do odrętwionego umysłu, wyciągając z niego cienie. Niektórzy twierdzą, że to kadzidło oczyszcza umysł: pobudza smutek, zmusza do sięgnięcia po problemy i uzewnętrznienia ich, do szczerych wyznań odnośnie tego, co ostatnim czasem trapi czarodzieja, co jest jego zmartwieniem. Przelotnie smuci, ale dzięki temu pozwala przeżyć wzruszające katharsis: zostawić najczarniejsze myśli za sobą i przeżyć dalszą część wieczoru bez obciążeń, w lepszym nastroju.
5: Zapach wiedziony przez silnego irysa w towarzystwie polnych kwiatów wywołuje wesołość, a przy dłuższej ekspozycji - niekontrolowany śmiech. Rozmówcy wydają się czarodziejowi charyzmatyczni, on sam również nabiera pewności siebie i chęci do podzielenia się własnymi przemyśleniami albo opowiedzenia o swoich pasjach. Każda kolacja przy tym kadzidle minie w radosnej atmosferze, pozostawiając za sobą przyjemne wspomnienia żywej dyskusji.
6: Lawenda przeważnie koi zmysły, ale w towarzystwie czterolistnej koniczyny i konwalii odnosi podobny efekt na istoty, nie na ludzi. Czarodziejów zaczyna drażnić, roztrząsa najdawniejsze urazy. Pod jego wpływem niektórzy mogą stać się skorzy do drobnych złośliwości, a inni skorzy do zaufania rozmówcom i podzielenia się z nimi sprawami, które doprowadzają czarodzieja do złości lub pasji. W Azji palone przez mędrców, naukowców i reformatorów, którzy szukali przyczyny niedoskonałości świata zanim zabrali się za jego zmianę.

Skorzystanie z kadzideł przy ognisku zastępuje jedną wybraną używkę z osiągnięcia hedonista.



[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]13.04.23 23:57
Festiwal zdawał się wydarzeniem wręcz idealnym, niemalże paradnym krokiem zaprezentować Tatianę i utkaną ze złudzeń, niedopowiedzeń i pełnego frustracji milczenia więź. Bo temu, że los związał ich ze sobą zaprzeczyć mógł jedynie głupiec.
Jej żałoba przyszła nagle, niespodziewanie. Przyjmował tę niespodziankę z goryczą rozpływającą się w ustach. Czuł, że coś mu umyka, lecz grał przed światem, zbyt często zasiadając do tego stołu, żeby nie wiedzieć w jaki sposób przebiegała gra. A w niej łatwo było się sparzyć i być może właśnie to miało stać się z Nikolajem?
Być może ta nieświadomość, brak ostatniego elementu układanki stał mu się kamieniem w bucie, na tyle drażniącym, że testował jego cierpliwość wobec młodej i kapryśnej narzeczonej, która jak na córkę spowitą żałobą wielką wagę przykładała do sukni. Zrzucił to oczywiście na karb próżności, której już zdążył być świadkiem. Zapewne wygodniej byłoby im, gdyby nie potrzebowali się wzajemnie. Jednakże pierścionek zaręczynowy błyszczący się na palcu Tatiany stała się symbolem ich zobowiązania wobec siebie - ale także obietnicy sięgnięcia po to, czego potrzebowali.
- Tędy - wyrzucone spomiędzy zaciśniętych warg słowo napięte było od rozdrażnienia jej niespotykaną hipokryzją - wszakże to jej przygotowania stały się pierwszą przyczyną ich spóźnienia, pierwszym kawałkiem, który wywołał niepożądany efekt domina. W końcu - dla spokoju własnych nerwów - puścił ją prosto, unosząc jedną brew ku górze, spoglądając na zatapiające się w leśnej ściółce obcasy. Powinien być zadowolony, prawda? Wszakże los obdarował go narzeczoną z pewnością piękną, taką, której faktycznie można zazdrościć. Oczekiwał jednak na dalsze kroki, czujny, zawsze czujny na nadchodzące zmiany. Nie pozostało mu nic innego jak cieszyć oko. Przecież był znawcą sztuki, prawda? Uwrażliwiony na piękno. A sylwetka Tatiany odziana w czerń pięknie odznaczała się na tle szmaragdu lasu.
Pokręcił głową, słysząc jej oskarżenie i przyśpieszył kroku. - Oświeć mnie najdroższa, w jaki sposób jest to moja wina? Wystarczyło przygotować się na czas - nie mógł ugryźć się w język. Powoli przebijała się przez kamienna fasadę, jaką prezentował jej od pierwszych spotkań. A kiedy zrównał się z nią krokiem, zatrzymają ją, sięgając po jej dłoń. - Nie będę za tobą gonił - syknął pod oddechem, jakby ostrzegawczo. Niech nie miała złudzeń, nie miał być kolejnym chłopcem padającym do jej stóp. Kiedy wkroczą tłum - spóźnieni czy nie, to nie miało znaczenia - mieli prezentować się perfekcyjnie, karmić publikę pozorami. I nie miał zamiaru pozwolić kapryśności dyktowanej brakiem doświadczenia w okiełznywaniu swoich emocji zburzyć tego obrazu.

rzucam na kadzidełko, niech się dzieje wola Merlina
Dima Karkaroff
Dima Karkaroff
Zawód : człowiek interesu, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Comes a tall handsome man
In a dusty black coat with
A red right hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
 red right hand
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11316-dmitriy-karkaroff-budowa#348154 https://www.morsmordre.net/t11532-weles#357660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f438-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t11533-skrytka-2471#357661 https://www.morsmordre.net/t11534-dmitriy-karkaroff#357663
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]13.04.23 23:57
The member 'Dima Karkaroff' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]26.04.23 13:54
Nudziła się.
Nudziła kolejnymi próbami uśmiechnięcia się do niego szczerze. Nudziła udawaniem, że oplecenie dłoni wokół jego ramienia jest czynnością, której wprost nie mogła się doczekać. Nudziła wmawianiem innym, z radosnym podrygiem w głosie, że jej najsłodszy narzeczony powrócił z dalekich podróży -och, jakże urocza niespodzianka! – i przyjdzie im spędzić lato razem.
Duszne, męczące, ślamazarne i kwitnące kolejnymi nowościami, wobec których nie była (nie mogła być) gotowa.
Nie pojawiło się nawet pytanie, a już zdążyła się znudzić wytłumaczeniami, cichymi skinięciami głowy, przyjęciem najszczerszych kondolencji, choć nikt tak naprawdę nie wiedział kim tak naprawdę był jej ojciec, co się stało, jak się stało, i jakże zrozpaczona musiała być panienka Dolohov, okaz niebywale egzotyczny, zwłaszcza w towarzystwie równie enigmatycznego mężczyzny o postawnej sylwetce i postawnych sekretach.
Pokryta mchem ścieżka gubiła jej kroki, zatapiała obcasy w miękkim podłożu i dość jawnie skazywała na irytację, której nawet nie starała się tłumić i skrywać – nie, kiedy czas płynął niemiłosiernie, gęsty, zielony las nie miał końca, a oni wciąż nie natrafili na odpowiednią ścieżkę. Winowajcą wszelkich katastrof w wyobrażeniu Tatiany był przede wszystkim Dimitryi – ten, któremu jak nigdy wcześniej pragnęła wykrzyczeć w twarz, że nie była mu niczego winna.
Plamiące pełne, umalowane ładną czerwienią wargi słowa nie wybrzmiały – uwięzione w zaciśniętych ustach i spojrzeniu zsyłającym z niebios gromy, które zaadresowała mu przez ramię, niedługo później odwracając znów wzrok i wywracając ślepiami niemal boleśnie. Kroczyła dalej, w czarnej smudze przemierzającej szmaragdowe barwy gęstego lasu – do momentu, w którym na horyzoncie zamajaczyło kilka sylwetek, w tym ta należąca do starej kobiety, i do chwili, w której dotyk jego palców zacisnął się znacząco na jej dłoni.
– Wielki błąd – odpowiedziała, ostrzegawczo czy znudzona, zdystansowana czy rozzłoszczona; w ambiwalencji malującej się na bladej twarzy nie było jasnych emocji, nie było też czystych intencji. Zamiast tego, kiedy dziwaczna woń dotarła do jej nozdrzy, rozlewając się sosnową, intensywną nutą, na moment zapragnęła porzucić to wszystko. Złość, żal, frustrację – zostawić za sobą szarości i postawić tylko na czerń i biel. Szczerość i transparentność.
Przybrała dziwaczną formę; w uśmiechu, który splamił wargi Dolohov wybrzmiało faktyczne rozbawienie, a ruchy, w których uniosła dłoń, ułożyła ją na torsie Karkaroffa i delikatnym, niemal subtelnym popchnięciem sprawiła, że jego plecy spotkały się z korą pobliskiego, wysokiego drzewa – ruchy wydawały się nieskrępowane i beztroskie.
– Prędko mnie zgubisz, Dimitryi. Prędzej, niż ci się zdaje.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]06.06.23 22:01
1 sierpnia
Z trudem wyzbywałem się głęboko zakorzenionych przyzwyczajeń. Jeszcze dwa miesiące temu mogłem jedynie pomarzyć o przechadzce po Londynie, a dzisiaj jak gdyby nigdy nic postanowiłem udać się na prorządowy festiwal. Podświadomie próbowałem wtopić się w tłum – wybierałem bardziej zaludnione ścieżki, starałem się nie patrzeć ludziom w oczy, nikogo niepotrzebnie nie zagadywałem. Co jakiś czas upewniałem się, że mam w pogotowiu różdżkę. Ubrany też byłem neutralnie: moja ulubiona żółta koszula wciąż leżała na dnie głębokiej szuflady, czekając na lepsze czasy. Dzisiaj miałem na sobie przewiewne bordowe spodnie i beżową koszulkę polo. Przed wyjściem skorzystałem jeszcze z mocy miniaturowego pantofelka, żeby wyglądać świeżej i dostatniej, a nie jak oszukany uciekinier.
Po wysłuchaniu przemówienia namiestniczki Londynu (które tą ilością propagandy pomiędzy wierszami niemalże doprowadziło mnie do wymiotów) postanowiłem się przejść po terenie festiwalu. Słyszałem, że tutaj również można puszczać wianki, ale na pewno nie było to tak okazałe jak na klifach w Dorset. Gdzieś mignął mi drogowskaz na jarmark – tam też miałem zamiar zajrzeć, ale już bezpośrednio przed powrotem do domu, żeby nie dźwigać ze sobą zakupów. Kto wie, może akurat trafię tam na coś ciekawego.
Mijani przeze mnie ludzie wyglądali na szczęśliwych, ale mi ten nastrój się nie udzielał. Zboczyłem głębiej w las, chcąc na moment odpocząć od tego zgiełku. Nie sądziłem, że idąc wydeptaną ścieżką trafię na taką polanę. Dywany i miękkie poduszki niby zachęcały na chwilę wytchnienia, ale atmosfera i tak była dość... niepokojąca. Dalej pozostawałem spięty, jakby w każdej chwili ktoś miał na mnie napaść; ręka znowu odruchowo powędrowała do kieszeni z różdżką. Wtedy spostrzegłem jak zbliża się do mnie stara wiedźma – wyglądała prawie jak duch, który widział już wszystko. Nie miałem pojęcia co do mnie mówi, ale jej obecność była na swój sposób hipnotyzująca. Zostawiła za sobą aromatyczny dym, przez który zakręciło mi się w głowie. Musiałem oprzeć się o pień starego drzewa, żeby nie upaść.

Rzucam na kadzidło


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]06.06.23 22:01
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]16.06.23 10:20
Powoli i jego męczyła ta gra pozorów.
Znoszenie jej humorków z uśmiechem, granie dużo mniej świadomego niż faktycznie był. Doskonale wiedział, że trzymanie kart blisko siebie działało na jego korzyść, ale coś w jej kaprysach, w ustach układających się w sztucznych uśmiechach sprawiało, że ogarniała go nieczęsto spotykana u niego rozdrażnienie, bo jeszcze nie mógł określić tego mianem złości.
Dlatego kroczył milcząco w kilka kroków za nią. Niczym cicha zmora, zapowiedź jej przyszłego życia. Bo byli ze sobą związani bardziej niż chcieli, nawet jeżeli Pan Dolohov w sposób zaskakujący zniknął z zasięgu jego wzroku, zapadł się pod ziemię nim zdołał wyciągnąć od niego wystarczająco dużo. Widocznie ten musiał mu zaśmiać się w twarz jako ostatni. Niemniej jednak były to jedynie delikatnie nieprzychylne okoliczności, do których miał się dopasować.
Na razie należało przetrwać ten dzień, co wydawało się coraz trudniejszym wyzwaniem. Mierzył ją wzrokiem, dopóki nozdrza nie zostały owładnięte zapachem kadzidła. Nuta sosnowa drażniła nos, a w raz z nią przyszła chęć postawienia na szczerość, na zrzucenie masek, które sprawiały, że do tej pory poruszali się w jakimś dziwnym tańcu, siebie trzymając na dystans, nie pozwalając sobie podejść bliżej i zobaczyć wszystkich swoich niedoskonałości, pewnego rodzaju paskudztwa charakterów, które kryło się za prezentami przywiezionymi z jego dalekich podróży, za jej wyćwiczonymi uśmiechami, które teraz miały zniknąć.
Odurzony pozwolił pchnąć się do tyłu, czuł korę pod swoimi plecami, ale to pozorne ustąpienie jej siłą nie zmyło irytująco wręcz pewnego uśmiechu podszytego pewnego rodzaju pobłażliwością. Czuł jej dłoń na swojej torsie, a jego długie palce ułożyły się na jej brodzie. Sam swobodnie oparł się o wysokim pniu. -Och nie sądzę - rzucił, a głos idealnie odzwierciedlał to, co mogła zobaczyć już w poprzedzającym je uśmiechu. Dłoń w niemalże czułym geście pogładziła jej policzek, a on przez chwilę przyglądał się jej z czymś niemalże drapieżnym, wygłodniałym w spojrzeniu. - Widzisz, Tatiano, przywykłem do pilnowania swoich inwestycji - wysyczał, zakładając kosmyk włosów za jej ucho. Po czym powolnie odepchnął się od pnia i pochylił się nad nią, demonstrując różnicę w ich posturze. - Szczególnie takie, w które zainwestowałem naprawdę dużo, зазноба - ostatnie słowo naznaczył szczególnym akcentem. Najdroższa - w więcej niż jednym wymiarze. - Możesz mieć we mnie wroga bądź sojusznika, Tatiano, nie podejmij złej decyzji - brzmiało to jak ostrzeżenie. Bo chociaż londyńska ziemia nauczyła mnie ogłady to pod stosem manier i eleganckich strojów wciąż drzemała ta pierwotna żądza krwi, lodem wypełniająca żyły. Taka, która odbierała rozum.
Dima Karkaroff
Dima Karkaroff
Zawód : człowiek interesu, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Comes a tall handsome man
In a dusty black coat with
A red right hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
 red right hand
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11316-dmitriy-karkaroff-budowa#348154 https://www.morsmordre.net/t11532-weles#357660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f438-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t11533-skrytka-2471#357661 https://www.morsmordre.net/t11534-dmitriy-karkaroff#357663
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]16.06.23 20:25
Sosnowe igły wybijały się świeżością ponad mętną woń żywicy; na zielonej połaci leśnej ścieżki pęczniały niepewności, odsłaniały się marzenia, gdzieś z boku pobrzmiewał śmiech, z drugiej strony gwar rozmów - Dolohov dostrzegła kilka sylwetek, całkowicie jednak szczędząc im jakiejkolwiek atencji. Kiedy minęła starszą kobietę o zgarbionej posturze, całkowicie straciła zainteresowanie kimkolwiek innym.
Dimitryi był na końcu tego łańcucha - i ku własnemu niezadowoleniu, nie potrafiła całkowicie o nim zapomnieć. Krok zatopiony w miękkim podłożu wyprzedzał ten należący do niego, ciche fuknięcia niknęły w obliczu tutejszych odgłosów - nie znikały jednak całkowicie, wciąż odbijając się echem w jej głowie. Wciąż tu był. Wciąż nie zniknął.
Czy gdyby postarała się bardziej, rozmyłby się w jej życiu tak, jak kilkanaście dni temu ojciec?
Wspomnienie szkarłatnej plamy mignęło w jej umyśle zaledwie na sekundę, później nie było po nim śladu; kiedy wzrok potoczył się w tył, odnalazł postać jej narzeczonego, a później - w nawykowym sobie geście supremacji posłała mu spojrzenie, zaraz później wtórując czynność równie władczym gestem - kiedy plecy Karkaroffa spotkały się z korą drzewa, po nastoletniej niepewności nie było już śladu.
Przeciągnięta do granicy struna przyzwoitości i irytacji - pękła, lub całkowicie zmieniła swoją sprężystość, robiąc miejsce kolejnym odczuciom - Tatiana nie miała już czasu na prowadzenie z nim gry, nie w ciemnym zagajniku, gdzie nie było oczu obcych, słów ciekawskich, konwenansów splatających ich ciasno.
- Powiedz mi, Dimitryi, to destrukcyjna pewność siebie czy wrodzony talent do udawania, że ma się grunt między nogami? - jej brew drgnęła wyżej, w wyzwaniu, później niemym pytaniu, kiedy ułożył dłoń na jej biodrze, drugą zadzierając ku górze, by odsunąć samotny kosmyk włosów opływający jej policzek. Grunt grząski i niepewny, miękki jak mech, na którym stali - Daj mi choć jeden powód - w sprzeczności do stawianych żądań jej głos brzmiał miękko, niemal aksamitnie - Jeden, tyle mi wystarczy - podkreśliła, zadzierając podbródek wyżej, spychając na bok świadomości fakt, że jego dominująca postura zabierała jej przestrzeń w tak ostentacyjnie trywialny sposób.
- Jeden powód, dla którego faktycznie miałbyś sądzić, że jestem ci coś winna - splecone losy za pomocą traktatu, który stracił swą moc. Kontrakt, który wygasł, ostygł przed kilkoma dniami, tak prędko, jak ostygło ciało Nikolaja.
- Mój ojciec był rozsądnym człowiekiem - kłamstwo, kolejne tego dnia, kolejne w dzielonej z nim relacji - Ale nawet rozsądni ludzie popełniają błędy. Nie dostrzegają wadliwej fasady - zsunęła spojrzenie na jego dłoń, na długie palce ułożone na ciemnym, lekkim materiale suknii, by w końcu przykryć je wierzchiem własnej dłoni, tej przyozdobionej pierścionkiem, który ofiarował jej dawno temu.
- To ty powinieneś martwić się sojuszem.
Bez niej, nie miał tutaj niczego, co mogłoby być chociażby atrapą stabilności.
Bez niego, była skazana na podobny los.
Woń sosnowych igieł wyzwalała jednak pokłady nieoswojonej buty. Przeświadczenia, że teraz, kiedy ojciec spoczywał w krypcie, to ona dysponowała talią kart.
- Nie należę do ciebie. Nigdy nie należałam, Dimitryi.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]26.06.23 16:38
03.08

I'll wrap up my bones
And leave them
Out of this home
Out on the road

Obiecała Marii, że pokaże jej wszystkie najciekawsze i najbardziej warte uwagi miejsca w Waltham Forest podczas tegorocznego festiwalu, a że nie nawykła łamać danych obietnic - przynajmniej wtedy, kiedy były relatywnie łatwe do spełnienia i dane z własnej woli - wystawiła się ponownie na okropne upały środka lata, mając za ochronę tylko lekką, białą halkę. Długie, półprzeźroczyste rękawy i falujący wokół kostek tren nadawał jej widok ducha, a nasunięty na oczy kapelusz z długim rondem i koronkową woalą tylko to pogłębiał. Mogła twierdzić, że to chroni jej bladą jak mleko skórę przed słońcem, ale największym atutem takiego odzienia było to, że nie każdy zdołał rozpoznać ją z daleka i ludzie nie podchodzili, by z nią porozmawiać.
Biorąc pod uwagę wszystkie zaszłe wydarzenia, nadal nie była chętna angażować się w męczące i fałszywe pogawędki. Być może stawała się właśnie z wiekiem typowym, dziwacznym Multonem, ale nie miała jeszcze dość refleksji, by się tym przejmować - jej prawa ręka nadal przypominała o sobie prądami bólu w przypadkowych momentach, a wspomnienia Suffolk i Warwick sprawiały, że jej wyuczony uśmiech co jakiś czas niknął kwaśno pod naporem nawracających fal pogardy. Do innych, może nawet częściowo do siebie. Ale tę ostatnią, jeśli w rzeczywistości ją czuła, skrywała bardzo skrzętnie w tych częściach jaźni, do jakich nie miała dostępu nawet jej własna świadomość.
- Odpocznijmy - zasugerowała małej kuzynce, którą ciągnęła na swoim lewym przedramieniu, pozwalając na to, by to ona mówiła więcej i chętniej, i przez większość czasu drobnymi uśmiechami i skinięciami głową dając jej do zrozumienia, że ją słucha. - To miejsce mi się podoba.
Bo było ciche, nieco oddalone od głównych szlaków, i tylko niewielkie gromadki ludzi gnieździły się na swoich własnych kocach. Ona wskazała Marii ten na skraju, między dwoma wysokimi drzewami. Ktoś zostawił go i zdążył już pognieść, ale strzepnęła go machnięciem różdżki, a potem usiadła na nim bokiem, jak dama, opuszczając głowę, tak że spod kapelusza wystawał jej tylko długi, cienki warkocz zarzucony na ramię. To, i szmaragdowy odłamek kamienia, przywleczony z Locus Nihil i podarowany im przed połową roku przez Czarnego Pana. W ostatnim czasie nie lubiła się z nim rozstawać, więc zamknęła go w zabezpieczonej czarem szklanej osłonce i nosiła jak zwykłą biżuterię. Nie dotykał jej skóry, ale mając go blisko, i tak czuła się pewniej.
- Dobrze, więc skoro mamy chwilę, i jesteśmy tu same... - zasugerowała szeptem, nachylając się nieco do kuzynki i opierając łokieć na puchowych poduszkach - ... może opowiesz mi w końcu o swojej przyjaźni z młodym lordem, hmm? - Nie musiała nawet udawać rozbawienia, naprawdę je czuła; ale była też zaintrygowana i nie zamierzała dopuścić do tego, by Maria unikała tego tematu wiecznie. Nie z nią. Nie wtedy, gdy żądała od niej odpowiedzi.
Przechadzająca się między drzewami staruszka zyskała sobie zaledwie ćwierć jej uwagi - zdołała jednak usłyszeć jej szeptane modlitwy, gdy wraz ze swoimi kadzidłami przechodziła obok, i wspomnienia płodności, szczęścia i macierzyństwa sprawiły, że zadrżała i błyskawicznie odwróciła głowę.
Przez większość czasu słuchała tego co mówi Maria - dopóki ponad ramieniem dziewczyny nie mignęła jej ciemna sylwetka, za którą instynktownie, jak wiedziona urokiem, powiodła spojrzeniem.
Być może Maria zauważyła jej chwilowe rozproszenie. Może dostrzegała jak zaciska zęby, może cień niechęci w oczach nie był tak subtelny jak by chciała.
Niemniej jednak zareagowała od razu, zanim Maria mogłaby zrobić coś głupiego.
Złapała kuzynkę za nadgarstek, mocno, i szepnęła z naciskiem:
- Nie, nie odwracaj się.
Sama poprawiła nieco rondo kapelusza, licząc na to, że nie zostanie zauważona.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]26.06.23 16:38
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]26.06.23 20:58
Gdy Elvira obiecywała pokazywanie najciekawszych miejsc londyńskiego lasu, Maria obiecywała jej swą uwagę i obecność. Choć mijał kolejny dzień festiwalu, nie żałowała swojej decyzji - rzeczy do obejrzenia, dziwów do poznania było wręcz na pęczki, do jej uszu doszła nawet informacja, że gdzieś tutaj jest prawdziwa jasnowidzka, która mogłaby jej zdradzić sekrety przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W głowie Marii wciąż pohukiwały echa amatorskich wróżb czynionych w domu Elviry na wczesnokwietniowym przyjęciu. Wtedy los podpowiedział jej, że marnuje energię na głupoty, że powinna zmienić swoje priorytety. I te priorytety same się pojawiały, same prosiły o jej względy, wojna zataczała wokół niej coraz większe kręgi, naznaczając kolejne osoby swym piętnem.
Ale Waltham Forest było bezpieczne. Bezpieczne siłą czarodziejów, z którymi od wieków przystawała jej rodzina, a ona była wierną córką. Nie potrafiła sprzeciwić się rodzinnej woli, rodzinnej drodze, choć i tak — nawet pod ich opiekuńczymi skrzydłami — bała się bezustannie. Czasem mocniej, czasem słabiej, ale wciąż czuła wokół siebie zimne, wilgotne okowy strachu, nie mogła się z nich wydostać.
Próbowała jednak brać z tego krótkiego okresu spokoju pełnymi garściami. Rano plotła zarówno warkocze z włosów, jak i kwietne korony, za każdym razem używając wyłącznie białych kwiatów, wszak biel była jej ulubionym kolorem. Czasami wplatała we włosy kwiaty białej koniczyny, tak jak dzisiaj. Nie miała rodowej biżuterii, nie miała biżuterii w ogóle, musiała posiłkować się więc tym, co dała natura. Koniczyna pasowała zresztą do letniej sukienki w kolorze pastelowej zieleni, związaną białym pasem gorsetowym, oczywiście odziedziczonym po mamie, ale przez Marię ozdobionym haftem w drobne, tak samo zielone kwiaty. W odróżnieniu od kuzynki, chyba przez wzgląd na festiwalową magię chciała być zauważona, w najśmielszych snach może uznana też za ładną, bo nigdy za piękną.
Musiały więc kontrastować — choć obie były blondynkami i nosiły to samo nazwisko, Elvira przypominała bardziej zjawę, wychudzonego ducha, Maria zaś prezentowała się zdrowo i żywo, rumiane od słońca poliki dodawały jej dziewczęcego, młodzieńczego uroku, ciało wypełniało sukienkę, jak należy, po części przez wzrok na krawieckie poprawki naniesione przez samą noszącą, a po części przez to, że z całych sił starała się o siebie dbać, nawet wobec widma pustoszejącej w zastraszającym tempie spiżarki.
Wspólna droga obrana przez kobiety, które w swej formie, głębi i sensie nie mogły się od siebie bardziej różnić, poprowadziła je na poduszki i dywany rozłożone wśród Szmaragdowego Zakątka. Maria przyglądała się otaczającej je przyrodzie z niezwykłą ciekawością, w lesie czując się swobodniej niż w samym mieście. W jej ruchach nie widać było charakterystycznego skrępowania, nawet z chęcią podjęła lewe ramię Elviry, wzrokiem szukając tego, co czekało na bycie odnalezionym. Intensywna zieleń blaszek liści dodawała temu miejscu aurę czegoś niespotykanego, pochłonęła uwagę Marii tak mocno, że ta zorientowała się, że znalazły się na miejscu dopiero, gdy do uszu dotarł dźwięk trzepanego dywanu, a kuzynka zasiadła bokiem niedaleko jednej z poduszek.
Sama rozprostowała więc materiał sukienki, opierając najpierw kolana o dywan, a samej siadając na piętach. Wyprostowane plecy, dłonie złożone skromnie na kolanach przykrytych materiałem sukienki — może poza nie była oczywista i nie musiała kojarzyć się z wygodą, ale Marii odpowiadała od najmłodszych lat. Co to znaczyło o jej wychowaniu i stylu rodzicielstwa państwa Multon? To już inna sprawa.
Nie spodziewała się jednak, że Elvira rozpocznie ich poufałą rozmowę od równie poufnego tematu.
— T—to nie jest przyjaźń... — słowa przyszły — a jakże — przed rozumem, ale w gruncie rzeczy były prawdziwe. Tak samo prawdziwe i żywe jak pąsy rumieńców rozlewających się nie tylko na policzkach dziewczęcia, ale i na nosie, na czubkach uszu. Poczuła, że choć skryły się między drzewami, zrobiło jej się jakoś goręcej, duszno, palce zastukały niespokojnie o kolana, a wzrok uciekł gdzieś w bok w mieszaninie zawstydzenia i frustracji. Niewiele pamiętała z tamtej nocy, przede wszystkim to, jak podarowała mu owoce, jak głęboko spoglądała w jego oczy, jak ciepła była jego dłoń na nóżce pucharka z winem. — Po prostu... znamy się ze szkoły. Graliśmy w Quidditcha, on pałkarz, ja ścigająca... — wiedziała, że kuzynka nie odpuści, dopóki przynajmniej częściowo nie zaspokoi swojej ciekawości, dlatego podarowała jej kolejny okruch własnych wspomnień, choć wciąż nie spoglądała na jej twarz, skrytą pod cieniem kapelusza z szerokim rondem. — I niedawno przyjechał do Anglii, a to trochę dziwne, bo jest Francuzem i mógłby zostać tam, wiesz? — szeptała dalej, wspinając się na wyżyny silnej woli, aby nie schować się za poduszką i nie odmówić dalszego zabierania głosu. Dopiero po chwili spojrzała na Elvirę, jakby pragnęła spytać ją, czy tyle wystarczy? Czy już zabawiła się jej zakłopotaniem. Szepty starszej kobiety z kolei sprawiły, że z ulgą przekierowała swą uwagę gdzieś dalej — przyglądając się staruszce z zaintrygowaniem, ale także szacunkiem, próbowała dosłyszeć jej słowa, zrozumieć coś, chociaż spróbować odgadnąć znaczenie słów. I choć widziała, że kobieta porusza się z zamkniętymi oczami, to gdy mijała ich dywan, uśmiechnęła się do niej szeroko, radośnie i szczerze, kiwając dziękczynnie głową, bo zaraz potem, niesione piórami kruka kadzidło dotarło i do jej nozdrzy, pachniało przede wszystkim drewnem, nieco zdusiło powietrze w płucach, ale prędko pozwoliło powrócić do normy.
Dlatego też, czując pierwsze, nadciągające mrowienie rozluźnienia, zwróciła się jeszcze raz do Elviry, akurat w momencie, gdy jej twarz stężała, zęby zacisnęły się, zły znak. Widziała ją już taką, gdy szarpała ją za ręce, gdy wbijała paznokcie w jej ramiona, bała się jej takiej.
I chciała uspokoić, lecz nim zdążyła zrobić cokolwiek, palce czarownicy oplotły jej nadgarstek, szepczący nakaz nie zostawiał wątpliwości, że jeżeli go złamie, czeka ją coś przykrego.
— M—mhm... — zatrzymała się więc, w bezruchu, jak łania wyczuwająca niedaleką obecność myśliwego, łania, która pragnęła go zmylić, zwieść, bo może była jeszcze nadzieja, że zostawi ją w spokoju, że nie będzie musiała uciekać.
I podobnie jak łania — nie znała tożsamości myśliwego.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]30.06.23 1:03
Festiwal lata po raz pierwszy mienił się takimi odcieniami szarości, srebra i czerni. Po raz pierwszy dla niego zyskał feerię barw, których zapewne oczekiwał od życia, a jednak nie spodziewał się ujrzeć teraz. Powitania miały przyjemnie wytrawny smak, każda chwila upływała od spojrzenia do spojrzenia; szczupłe palce owijały się wokół ramienia, a zapach miodu i suszonych ziół nie odstępował go od świtu aż do zmierzchu. Nawet wtedy, gdy jak teraz, żegnał szmaragdowe spojrzenie mądrych, czujnych oczu. Duszne, lepkie powietrze pachniało miodem, a potem miodem, winem i letnią nocą. Szelest kroków ginął w akompaniamencie celtyckiej muzyki która niosła się po londyńskim lesie, a kusząca ciemność piękniej zapraszała do wstąpienia niż ciepły blask palonych ognisk. Mijał czarodziejów pogrążonych w zabawie, tańcach, szalonych pląsach. Wino lało się wpierw skąpo, później strumieniami. Wszyscy mieli w końcu okazję do świętowania. Przystanął zatrzymany w miejscu przez jednego z ministerialnych urzędników, z którym wymienił kilka uprzejmości. Chętnie słuchał, szczególnie tych, którym alkohol dodawał odwagi i plątał języki. Zwykle bowiem mówili więcej i szczerzej na tematy, które wydawały się nieeleganckie i niewłaściwe. Miękko wchodził w rolę, chwytając kielich wina, by całkiem poufale wkroczyć do rozmowy, zapewniając o identycznym stanie ducha i ciała, a kiedy konwersacja zaczynała być nużąca milkł, patrząc przenikliwie, bo przecież nic bardziej nie odstraszało pijanych niż trzeźwi.
Wszedł w nią. Wszedł w gęstą ciemność, poszukując przyjaciela, którego obecność w tym miejscu była bardziej niż pewna, a przecież mieli sprawę do omówienia — chciał wiedzieć jak się ma. W przeciwieństwie do wieczoru otwarcia, dziś miał się skromniej. W lekko połyskującej, choć nie błyszczącej czerni, ledwie odznaczającej w ciemności zarys ramion i pleców. Biały kołnierzyk pod gardłem spięty był wyraźną i jednocześnie lubianą ozdobą — srebrną szpilką zakończoną dwoma drobnymi kuleczkami.
Wyszła mu naprzeciw. Wyłoniła się z ciemności, a srebrzystością swoich długich włosów zwróciła na siebie uwagę, ale jasne włosy to nie wszystko, co dostrzegł. W tym świetle na trupio bladych dłoniach widniały znaki. Była stara, a on nie lekceważył ani starszych ani mądrzejszych od siebie, choć natury podchodził z rezerwą do tych, którzy za takich się uważali. Zszedł jej z drogi, bo jej oczy pozostawały zamknięte. Jej szept był wyraźny, choć nie pojął z niego zbyt wiele. W glinianej misie, którą trzymała tliło się kadzidło. Zaciągnął się jego zapachem, i choć wcale nie chciał, zapach miodu uleciał w eter, wypchnięty przez duszne opary opium. Powietrze zrobiło się jeszcze cięższe, wręcz nieznośne. Gdy go minęła rozejrzał się po zgromadzonych, nie dostrzegając nigdzie Drew. Pojedyncze koce zajmowali nieznani ludzie, a tam, na skraju — także i ktoś doskonale znany.
— Panna Multon — powitał ją cichym, melodyjnym dźwiękiem, choć jej nazwisko w naturalnym brzmieniu mogłoby bardziej przypominać beznamiętny pijacki pomruk. Planował ją zignorować, ale potem przypomniał sobie, że i oni mieli pewne niewyjaśnione sprawy i to bardzo prywatne, które mógłby pominąć, ale zapach miodu i ziół nie pozwalał mu ich wyplenić z głowy. Nie było lepszej okazji, by o nich pomówić. — Dobrze wyglądasz— skłamał miękko; wyglądała blado i niezachęcająco. I być może wielu odstraszała swoim wyglądem, ale jego wygląd zjaw i truposzyc nie zniechęcał. Ze śmiercią współpracował od dawna.— Z radością chciałbym przekazać ci szczere pozdrowienia od Cassandry. Wspomniała, że przemiło spędziłyście czas na wspólnej kąpieli. — Uśmiechnął się lekko i zerknął w bok. Ku jego zaskoczeniu towarzyszyła jej zupełnie zachwycająca młoda dziewczyna z białym kwieciem we włosach. I choć w pastelowo zielonej sukience wyglądała jak podlotek, znacznie chętniej przyciągała męskie oko. — I masz piękne towarzystwo — dodał zaraz, zwracając się ku Marii. — Zechcesz nas przedstawić? — spytał Elvirę, zerkając na nią wyczekująco.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]04.07.23 21:58
Gdyby miała w sobie więcej skromności, może dostrzegłaby o ile częściej spojrzenia, które czasem mężczyźni kierowali w ich kierunku, adresowane były do jej małej kuzynki, a nie jej samej. Mimo upływu lat, mimo wszystkich brutalnych przejść, wciąż była przekonana - tak jak jako młódka - że urodziła się ze specjalną urodą, która nie wymaga od niej żadnego wysiłku. Ostatecznie, ile kobiet, poza może Multonkami i wilami, mogło pochwalić się takim odcieniem włosów, tak czystą karnacją i błękitem tęczówek? Była zbyt zapatrzona we własne odbicie, by skupić się na szczegółach, dostrzec kwaśne skrzywienie własnych ust wtedy, gdy świadomie nie wymuszała na nich uśmiechu. Była ślepa na cienie pod oczami, na zapadnięte policzki i żyłki prześwitujące przez skórę wszędzie tam, gdzie czarna magia uczyniła ją cienką i wrażliwą.
Przynajmniej włosy, cienkie choć zdrowe, nadal miała długie i zadbane. Chyba jedyna cecha, poza przesadnym u kobiet wzrostem, która naprawdę przyciągała wzrok. Co za szkoda, że nie umiała tego dostrzec.
Obserwowała Marię cały czas, nawet wówczas, gdy dziewczyna myślała, że spogląda w innym kierunku. Sprawiało jej to ostatnio przyjemność, zauważanie momentów, w których kuzynka odpływała myślami, małych zmian w jej wyrazie twarzy; sposobu, w jaki marszczyła nos, gdy się nad czymś zastanawiała i to jak się uśmiechała, jakoś instynktownie i ciepło, kiedy zauważała na sobie jej wzrok. Skąd brały się te reakcje? Co nią kierowało? Dlaczego rumieniła się wtedy, gdy każdy inny czułby się doceniony?
- Och, nie jest? - Nawet na jej wąskich ustach pojawił się zalążek uśmiechu, może tylko nieco złośliwego, kiedy już usiadły, a Maria pod naciskiem pytań spąsowiała jak różyczka. - Ale chciałabyś, żeby była - Nie pytała, stwierdzała fakt; nawet nieco nazbyt łagodnie. Zaśmiała się pod nosem, cicho i miękko, gdy dziecko wspomniało quidditch. No tak, nie mogła zapomnieć, że dziewczyna miała do tych gier słabość. - Dam ci radę. Mów im od razu, przyjacielom i nie, czego oczekujesz. Sami się tego nigdy nie domyślą - Pokręciła głową i zamilkła, tak jakby była ekspertem od mężczyzn i damsko-męskich subtelności. A pod dekoltem szaty miała, nadal, siniaki i ślady po zębach; dawała im się zaleczyć samoistnie, bo drobny ból przypominał o tym, że jest jeszcze w stanie, czasem, namieszać komuś w głowie. - Pytałaś się go dlaczego wrócił? - spytała szeptem, żeby odwrócić własną uwagę od obrazów majaczących po drugiej stronie świadomości.
Jeszcze lepiej odwrócić jej uwagę mógł słodki zapach jednoznacznie kojarzący się z opium. Powiodła wzrokiem za ściskanymi przez staruchę kadzidłami, a potem zatrzymała go na kimś jeszcze. I zdążyła się zirytować, zmartwić - jeszcze zanim na dobre owładnęło nią rozluźnienie.
Strach w oczach Marii, gdy ściskała jej nadgarstek nie sprawił jej przyjemności, nie dziś. Dzisiaj był zupełnie uzasadniony, o czym dziewczynka nie miała prawa wiedzieć, choć, jeśli kiedykolwiek zasłuży na pełnię jej zaufania, zapewne o tym usłyszy. Mogłaby też dowiedzieć się sama, gdyby nie fakt, że Elvira Multon nie zamierzała pozwolić Ramseyowi Mulciberowi krzywdzić ani zabawiać się kosztem jej kuzynki. Choćby miała zostać znów sążnie ukarana, po jej cholernym trupie.
- Pan Mulciber - musiała mu jednak odpowiedzieć, zgodnie z grzecznością. Palce powoli zsunęły się z nadgarstka Marii, na odchodne machinalnie głaszcząc jej dłoń. Jakby dopiero co skończyły osobistą rozmowę, którą mężczyzna bezczelnie im przerwał. W pewnym sensie niemal tak było.
Nie zareagowała na komplement, ale też nie zaprotestowała, gdy do nich dołączył. Uśmiechnęła się z trudem i złością, gdy wspomniał Cassandrę. Na to też nie zamierzała nic odpowiadać, licząc na to, że im mniejszy kontakt nawiążą, tym prędzej sobie pójdzie. Wciskający się do zatok zapach ziół i kołysanie szmaragdowych liści nad głowami zdołały ją jednak rozproszyć; znajomy kolor, od którego instynktownie przesunęła znów kciukiem po niewielkim naszyjniku spoczywającym na szacie.
- Możesz jej podziękować, to była wyłącznie jej zasługa. Jak rozumiem, jesteście teraz blisko? Ostatnio nie wydawałeś się pewien. Och, właściwie, nieistotne. Pozdrów ją ode mnie. - Usłyszała własne słowa dopiero, gdy je wypowiedziała. Zamknęła oczy i lekko pokręciła głową. Nie mogła zebrać myśli, ale wciąż czuła, że nie może pozwolić sobie na swobodę. Zamiast tego skupiła wzrok na Marii, na jej sarnich oczach i rozchylonych ustach. - Och, gdzie moje maniery? Mario, poznaj namiestnika hrabstwa Warwickshire i bohatera narodowego, Ramseya Mulcibera. Mulciber... - Zwykła być wobec niego grzeczniejsza, ale czy w ogóle go to obchodziło? - ...poznaj Marię Multon, moją najdroższą kuzynkę i opiekunkę jednorożców. - Prawie liczyła na to, że teraz sobie pójdzie.
Ale to by było przecież tak proste - a w ostatnich tygodniach w jej życiu nic takie nie bywało.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]08.07.23 19:35
| 3 VIII (?)

Jego ręka była gorąca i sucha, z kontrastującym chłodem małżeńskiej obrączki, a Deirdre ściskała ją z całych sił, ciągnąc mężczyznę za sobą przez zaskakująco głośny o tej porze las. Północ minęła już dawno, lecz horyzont jeszcze nie zalśnił zapowiedzią brzasku, a nowy dzień chował się jeszcze za parawanem matecznika, przez którego gęstwinę prowadziła podążającego za nią szlachcica, zwinnie wymijając zrośnięte ze sobą krzewy i przekraczając porośnięte mchem kłody. Powietrze było przyjemnie rześkie i wilgotne, odświeżające po skwarze namiotu, jaki opuścili przed kilkoma chwilami, uciekając w gęsta noc, razem, tylko we dwoje. Namówiła go, skusiła, nie poprosiła; pragnęła go samego, wyjętego poza nawias skomplikowanej relacji, należącego choć na kilka tych wykradzionych chwil do niej. Z dłonią na jego dłoni, z ustami łączącymi się raz po raz podczas tej wędrówki, z oczami roziskrzonymi narkotykami i wolnością.
Puściła męskie palce dopiero, gdy znaleźli się na krawędzi polany, nie tyle z przyzwoitości - nikt w półmroku wieczoru nie rozpoznałby ich twarzy, o ile nie znalazłby się tuż obok nich z Lumos wymierzonym prosto w skronie - ile z chęci sprawdzenia, czy za nią podąży. Czy nie wróci do dusznych sypialni, wypełnionych wonią namiętności, z błogo śpiącą Evandrą. Czy nie scali się ze ścianą listowia, czy nie zniknie w mroku, czy nie wybierze leniwego odpoczynku zamiast czasu z nią. Wstępując w szmaragdowy prześwit nie obejrzała się ani razu, uważnie nasłuchując jednak jego kroków; wstrzymała oddech, serce biło głucho i szybko, lecz wkrótce usłyszała uderzenia butów, szemr ustępującej pod męskim ciężarem trawy. Dźwięk wywołujący na jej zarumienionej twarzy uśmiech satysfakcji, przeznaczony tylko dla niej, nieustępujący pomimo lekkiego zmęczenia. Przeradzającego się w na wpół senny trans, w przygodę, w coś, co wykraczało znacznie poza ramy wytyczone koleinami ostatnich, pełnych chaosu miesięcy. Obowiązki, walka, urywane spotkania, samotność, tęsknota, zagubienie, frustracja, poczucie niesprawiedliwości; miała wrażenie, że wszystko to zostawiła za granicami lasu Waltham, pierwszy raz od dawna szczerze wolna. Swobodna. Zakochana, co pozwalała sobie poczuć, wyswobodzona z więzów przez używki oraz gwarantującą dyskrecję aurę nocy. Chciała wykraść mężczyznę, którego kochała, tylko dla siebie, choć na moment. Nasycić się nim w pełni, bo głód rósł w miarę pożerania wielkich kęsów przyjemności, wyszarpywanych wzajemnie z rozkrwawionych ust, smakujących opium i drogim winem. Ciągle czuła słono-słodki aromat na języku, umykający jednak z każdym kolejnym wdechem świeżego, nocnego powietrza. Energetyzującego niemal tak mocno, jak smoczy pazur, który starym zwyczajem zaoferowałała mu zanim opuścili zacisze namiotu, by mieć siłę na kolejnych kilka godzin bez snu, utkanych z feeri barw, z odblasków odległych ognisk, z wyciszających się melodii, z szeptów lasu, jakby gęstniejącego o tej kruczej godzinie, groźniejszego w blasku górującego nad nimi księżyca.
Oświetlał polanę nierówno, przedzierał się przez baldachim drzew rysując na murawie fantazyjne wzory, wydobywające z mroku rozsypane poduszki i koce, drogie materiały rozłożone na ziemi, nieme pozostałości po wieczornych rozrywkach. Teraz wyciszonych, gdzieniegdzie przemykały pary, niedobitki prowadziły długie dysputy, wpatrując się w nieboskłon; Deirdre nie zwracała uwagi na nikogo, kierując się ku kocom rozłożonym niemal w lesie, tuż za szmaragdową polaną, na krawędzi ciemnego matecznika. Tuż obok błękitnych tkanin dogasało ognisko, przekroczyła je bez lęku i dopiero wtedy zerknęła przez ramię, upewniając się, że brunet nie zgubił jej w srebrzystym półcieniu.
- Pobawmy się inaczej niż zwykle - zaproponowała niskim, mruczącym tonem, klękając na wygodnym materiale atłasowego koca, by usiąść na swoich piętach. Czarne włosy miała całkowicie rozpuszczone; dawno tego nie robiła, porzuciła spięty kok czy luźniejsze warkocze, czarne kosmyki spływały wokół jej twarzy i ramion równą, idealnie gładką taflą, sięgając bioder. Nie obcinała ich od kilku lat, w misternie upiętych fryzurach zaczynały ciążyć, ale teraz niemal przyjemnie głaskały jej odkryte ramiona. Jasnoczewona sukienka, jaką wciągnęła na nagie ciało przed kwadransem, należała do Evandry. Była droga, strojna, ale skromna w majestatycznie arystokratyczny sposób; nieco za duża, nie pasowała na nią, zsuwała się z ramion obnażając obojczyki i sine ślady po ugryzieniach, zadrapaniach i uściskach, tatuujące orientalną skórę w specyficzne wzory, lśniące w półmroku. - W szczerość - uściśliła, gotowa na jego śmiech, sądził przecież, że mówi mu wszystko - i tak było, lecz nie o wszystko pytał. A ona, upojona alkoholem, używkami i frenetyczną atmosferą festiwalu miłości była na tyle naiwna, by sądzić, że chciał zapytać. Poznać ją. Dostrzec, na nowo. - Byłeś zaskoczony? Zły - że nie powiedziałam ci wcześniej? - spytała cicho w ramach rozgrzewki, pewna, że nie musi opisywać niemoralnych konkretów dotyczących ich relacji z Evandrą; niespodzianki, ofiary, jaką przyniosła mu w zębach już dawno, lecz jakiej nie mieli czasu lub sposobności omówić. Czarne oczy utkwiła w jego twarzy, nie mrugając i nie odwracając się nerwowo, nawet gdy usłyszała, że zbliża się do nich jakaś przygarbiona postać, spowita w kłębach szarawego dymu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]08.07.23 19:35
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]10.07.23 2:36
Opuszczając namiot obejrzał się przez ramię na nagą pierś śniącej Evandry, podążając za trzymającą go za dłoń Deirdre; nie spostrzegł nawet chwili, w której powstał za nią, słońce dalekie było tak od wschodu, jak zachodu, nocą ogniska jednak nie przestawały płonąć, a w ich blasku wciąż dało się dostrzec cienie sylwetek bawiących się czarodziejów. Pośpiesznie zarzucona koszula nałożona była niedbale i rozchełstana, włosy nieuczesane, ledwie rozumiał elementy mijanej scenerii, gdy odpuszczało go odurzenie i jednocześnie obejmowało znużenie tak dniem, jak przyjemnością nocy. Trochę kręciło mu się w głowie, oswobodzony na krawędzi polany przystanął tylko na moment, biorąc głębszy łyk rześkiego leśnego powietrza - upstrzone sosnami smakowało inaczej niż nadmorska bryza Kentu. Był zmęczony i pragnął snu, ale w swoim zmęczeniu wydawał się też mało świadomy - święto miłości świętował w tym roku intensywniej, niż kiedykolwiek wcześniej, przekonany o tym, że odpoczynek należał mu się jak nigdy, ale i o tym, że po raz pierwszy święto to wyglądało właśnie tak, jak powinno, z dala od mugolskich miotów. Nade wszystko jednak czas ten mógł spędzić z dwiema kobietami, które kochał i których pożądał, nie kryjąc już żadnych pragnień i z chwili na chwilę pojmując, jak wielkim skarbem była zarówno jego żona, jak i kochanka. Rzadko odnajdywał chwile trzeźwości, obok namiętności odnajdując przyjemności w tańcu, winie, używkach i nieprzyzwoicie wobec powszechnie panującego głodu bogatych ucztach. Smoczy pazur, który mu zaoferowała, zmieszał się z krwią i z wolna odzywał, mgliście oddzielając rzeczywistość od snu i pozwalając ciału na wysiłek, na który to nie miało już sił.
Znalazłszy się obok niej na kocu, jej głos słyszał jak z oddali - wiedząc, że była obok, a jednak w odurzeniu nie do końca odnajdując się w otaczającej go rzeczywistości, otępiały wzrok nie szukał jej oczu, błądził po jej odsłoniętym ciele i pozostawionych przez siebie śladach, po śladach Evandry, której suknie miała na sobie, co wywoływało u niego rozleniwiony, ale pełny zadowolenia uśmiech, które wnet, zgodnie z jej oczekiwaniami, przeszedł w śmiech, gdy spytała o szczerość. W rzeczy samej dawno nie był już tak szczery jak w ciągu ostatnich dni. Nachylił się nad nią, najpewniej szukając jej ciała, lecz gest ten, nadchodzącą pieszczotę, wstrzymała nadchodząca nieznajoma sylwetka, która zdołała wyciągnąć na wierzch ostatnie resztki jego trzeźwości; rozparł się łokciami wygodnie, o pieniek znajdujący się za nim i wziął jeszcze jeden głębszy łyk świeżego powietrza. Powietrze w stolicy było czyste jak nigdy odkąd pozbyli się szlamu.
- O czym? - spytał, zbyt szybko, by wziąć to za żart i zbyt pewnie, by wziąć to za fortel, jaki mógłby obmyślić tylko w odurzeniu. Tristan najwyraźniej naprawdę się nad tym nie zastanawiał, mgliście pamiętał wieczór nocy zwycięstwa, flirt ich trójki dość szybko naznaczyła trudna do ujęcia pikanteria, która zakończyła się rozkoszą, a rozkosz ta przyćmiła wszystko. Szczerze wierzył, że miał w tym swój udział, bo wcześniej one sprawiły, że w to właśnie uwierzył. Ściągnął brew, usiłując znaleźć w myślach sytuację, która zaskoczyła go ostatnim razem, o którą mogła teraz pytać. Być może z jaśniejszym umysłem połączyłby znaki, ale jasnego umysłu nie miał ani wtedy ani teraz. - Rytuał reema to był twój pomysł? - zastanowił się na głos, odrzucając głowę w tył - spojrzał w upstrzone gwiazdami niebo, ledwie widoczne ponad koronami drzew. Zdawało się obracać, jak obracał się wszechświat. - Doskonałe rozpoczęcie tego święta. Zawsze wydawało mi się zbyt miałkie jak na tak piękną okazję. Niepotrzebnie spięte gorsetem wstydu. Powinniśmy wrócić do tego, jak żyli nasi przodkowie - Nie wiedział o nich wcale tak wiele, skojarzenia goniły siebie wzajemnie, a przyćmiony umysł nie dostrzegał, że nie każdy w Waltham spędzał ostatnie dni jak on. Szepty nadchodzącej wiedźmy wpędziły go w niepokój, którego nie rozumiał, a którego - w tym stanie - nie był w stanie powiązać z Morrigan ani wypartymi w tym momencie przejściami z Warwick nieznośnie łaskoczącymi lęki. Ciśnięte w ogień były duszne, przydymiony aromat sprawiał, że głowa stawała się jeszcze cięższa. Niepokoje zaczynały go obejmować zewsząd, jak gdyby, wpatrując się w srebrne gwiazdy, muśnięty nocnym wiatrem, w tym słodkim odurzeniu i mimo doświadczanej miłości poczuł się sam jak nigdy wcześniej. Jak najjaśniejsza z gwiazd nad nim.
- Teraz ja? - spytał, lecz nie czekał na odpowiedź. Chciała szczerości, szukał jej według jej własnych reguł, zbyt odurzony, by negować ideę lub stawiać granicę. - Zostałaś pierwszą namiestniczką wolnego Londynu. O czym teraz marzysz, Deirdre?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 7 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Szmaragdowy Zakątek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach