Leśna ścieżka
AutorWiadomość
Leśna ścieżka
Najurokliwszy zakątek ogrodu, wręcz baśniowy w porównaniu z mrocznymi, leśnymi ostępami. Filoety Rowle'ów królują i w krajobrazie roztaczającym się nad ziemiami Cheshire, kolorując poszycie w rodowych barwach. Ponoć jest to dzieło mieszkających tu duchów - trawiaste zbocza nigdy nie blakną, naturalny odcień wiecznie zasłania soczysta purpura. Właśnie tu, między dziko rosnącymi kwiatami najłatwiej można natknąć się na przyjaznewidma, respektujące jednak jedynie władzę Rowle'ów.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 15 kwietnia
List od Magnusa jest pewnym zaskoczeniem, ale z pewnością miłym. Szermierka od lat należy do moich zainteresowań i choć mój ród znany jest z tego, że woli walczyć słowami, niźli szablami, ja odnajduję w tej sztuce spokój i sposób na uporządkowanie myśli. Uświadamiam sobie też jak dawno nie byłem w Cheshire - czasami odwiedzałem tu Daphne, która zgodnie z obietnicą złożoną przed laty pokazała mi niezwykłe zjawy nawiedzające to hrabstwo. Były jednocześnie fascynujące i w pewnym stopniu przerażające. Zmierzam powoli do posiadłości Rowle'ów, zanim jednak dane mi znaleźć mojego przyjaciela gubię się nieco, zbaczając na leśną ścieżkę. Rażące kolory, jaskrawe i nienaturalne natychmiast mnie uderzają. Drzewa wyglądają jak w prawdziwej bajce - fioletowe, niemal mdlące. Na mój gust jest tu zbyt wiele purpury. Na całe szczęście Nottingham nie potrzebuje farbowania - kolorem rodu jest wszakże zieleń, a dokładnie taki kolor mają tamtejsze drzewa. I moim zdaniem, taki powinny mieć wszystkie. Nie narzekam jednak, bo jest w tym miejscu z pewnością coś urokliwego. Idę spokojnym krokiem, nie spiesząc się i zadzierając głowę do góry, podziwiając nienaturalne korony i gałęzie. Nie natykam się co prawda na żadną zjawę, choć może to i dobrze - słyszałem, że są przyjazne, jednak słuchają się głównie Rowle'ów. Ja zaś Rowlem nie jestem i na takiego nie wyglądam, kto wie zatem, czy w imię dobrego humoru nie chciałyby wyciąć mi jakiegoś żartu? Czy duchy w ogóle żartują, szczególnie duchy sprzymierzone z tak poważnym rodem? W sumie to nie wiem. Nie znam się na tym - może Lucinda wiedziałaby lepiej. Kiedy w końcu nieco przyspieszam, dostrzegam w oddali dwie sylwetki. Jedną wysoką, choć nieco zgarbioną, należącą z pewnością do nieco starszej kobiety. Druga jest mi lepiej znana - drobna i niska sylwetka dziecka. Z oddali dostrzegam charakterystyczne ciemne włosy i jasną cerę. Odkąd widziałem Cię rok temu dość sporo urosłaś. Krok za krokiem, wciąż się nie spiesząc zbaczam nieco ze szlaku, nie kierując się już w stronę samego budynku, lecz do Ciebie i Twojej guwernantki.
List od Magnusa jest pewnym zaskoczeniem, ale z pewnością miłym. Szermierka od lat należy do moich zainteresowań i choć mój ród znany jest z tego, że woli walczyć słowami, niźli szablami, ja odnajduję w tej sztuce spokój i sposób na uporządkowanie myśli. Uświadamiam sobie też jak dawno nie byłem w Cheshire - czasami odwiedzałem tu Daphne, która zgodnie z obietnicą złożoną przed laty pokazała mi niezwykłe zjawy nawiedzające to hrabstwo. Były jednocześnie fascynujące i w pewnym stopniu przerażające. Zmierzam powoli do posiadłości Rowle'ów, zanim jednak dane mi znaleźć mojego przyjaciela gubię się nieco, zbaczając na leśną ścieżkę. Rażące kolory, jaskrawe i nienaturalne natychmiast mnie uderzają. Drzewa wyglądają jak w prawdziwej bajce - fioletowe, niemal mdlące. Na mój gust jest tu zbyt wiele purpury. Na całe szczęście Nottingham nie potrzebuje farbowania - kolorem rodu jest wszakże zieleń, a dokładnie taki kolor mają tamtejsze drzewa. I moim zdaniem, taki powinny mieć wszystkie. Nie narzekam jednak, bo jest w tym miejscu z pewnością coś urokliwego. Idę spokojnym krokiem, nie spiesząc się i zadzierając głowę do góry, podziwiając nienaturalne korony i gałęzie. Nie natykam się co prawda na żadną zjawę, choć może to i dobrze - słyszałem, że są przyjazne, jednak słuchają się głównie Rowle'ów. Ja zaś Rowlem nie jestem i na takiego nie wyglądam, kto wie zatem, czy w imię dobrego humoru nie chciałyby wyciąć mi jakiegoś żartu? Czy duchy w ogóle żartują, szczególnie duchy sprzymierzone z tak poważnym rodem? W sumie to nie wiem. Nie znam się na tym - może Lucinda wiedziałaby lepiej. Kiedy w końcu nieco przyspieszam, dostrzegam w oddali dwie sylwetki. Jedną wysoką, choć nieco zgarbioną, należącą z pewnością do nieco starszej kobiety. Druga jest mi lepiej znana - drobna i niska sylwetka dziecka. Z oddali dostrzegam charakterystyczne ciemne włosy i jasną cerę. Odkąd widziałem Cię rok temu dość sporo urosłaś. Krok za krokiem, wciąż się nie spiesząc zbaczam nieco ze szlaku, nie kierując się już w stronę samego budynku, lecz do Ciebie i Twojej guwernantki.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dzisiejszy dzień jest nieco luźniejszy od pozostałych - po skończonej nauce, niewylewającej się jeszcze uszami, wracam do swoich komnat się przebrać. Na szczęście nie widzę nigdzie Melyonne, która albo zajmuje się sama sobą, albo poszła na jeszcze jakieś zajęcia. Nie interesuje mnie jej osoba. Pani Cattermole obiecała mi spacer po naszych leśnych dróżkach, muszę się zatem przygotować. Widziałam jej panikę w oczach kiedy o tym mówiła. Doskonale wie, że jeśli chociażby dla żartu ucieknę w ciemny las, to duchy Cheshire zrobią z niej swoją kukłę do zabawy. Nie zamierzam być tak okrutna, chociaż wiele będzie zależeć od jej zachowania. Jeśli niczym mi się nie narazi, to nie widzę potrzeby, żeby stosować tak bestialskie metody wychowawcze. Nie mniej jednak to oznacza, że muszę wyglądać nienagannie - od stóp do głów ubieram się w stonowaną, nieco przygaszoną purpurę. Na wierzch zakładam czarny płaszczyk, a włosy miękkimi falami opadają na moje plecy. Wyglądam po prostu dobrze. Chcę nawet wziąć ze sobą lorda Chestera, ale ten gdzieś się schował. No trudno. Wychodzę z komnaty sama.
Dołączam do guwernantki już na samym dole, na korytarzu. Idziemy w milczeniu, gdyż kobiecina boi się odezwać słowem. Nie przeszkadza mi to. Mogę w spokoju zająć się rozmyślaniem na różne tematy. Istotne dla mnie. Na przykład zastanawiam się nad repertuarem na dzisiejszy wieczór - nauczyłam się takiej jednej trudnej, ale niezwykle pięknej piosenki. Nie mam jej jednak przećwiczonej i trochę się boję, że przed rodziną omsknie mi się smyczek ze strun nadając melodii fałszu. Tak, ta sprawa wymaga gruntownego przemyślenia.
Te myśli przeskakują między jednym fioletem drzew, a następnym. Uwielbiam ten kolor - to znaczy, zielony też, ale jednak to purpura ma w sobie coś, co przyciąga wzrok. Jest unikatowa, ciekawa - ileż można zachwycać się seledynem traw? Śliwkowy dywan liści czy takież korony drzew mają w sobie więcej uroku. I bywają przerażające. Zwłaszcza, kiedy pomyśli się o przelanej krwi przodków naszego rodu. Chodząc pomiędzy krzewami nawiedzonych lasów odczuwa się ich cierpienie oraz niemal widzi dróżki naznaczone ich purpurowym osoczem.
Kiedy już powoli wracamy do dworu, w oddali dostrzegam samotną sylwetkę. Jestem zdziwiona - nie rozpoznaję w niej nikogo z rodziny. Ani ze służby. Nie rozumiem też kto obcy byłby niespełna rozumu, żeby się tutaj zjawić. Unoszę lekko brwi, starając się wyostrzyć wzrok. Dopiero znajdując się bliżej rozpoznaję znajomego mego ojca. Zatrzymuję się, unoszę rąbek sukni i dygam lekko.
- Lordzie Nott - mówię grzecznie w formie przywitania. Zaraz się prostuję, uśmiecham lekko oraz splatam przed sobą palce. - To dość odważne błąkać się po nawiedzonych lasach Cheshire nie mając za towarzysza nikogo spośród członków rodu Rowle. Jestem pełna podziwu, sir - dodaję całkiem miłym tonem. Naturalnie, od razu stwierdzam, że to twoja odwaga cię tu zaprowadziła, a nie zabłąkanie - chociaż jestem świadoma, że przyczyną jest raczej to drugie, to nigdy nie śmiałabym umniejszać męskim cnotom.
Dołączam do guwernantki już na samym dole, na korytarzu. Idziemy w milczeniu, gdyż kobiecina boi się odezwać słowem. Nie przeszkadza mi to. Mogę w spokoju zająć się rozmyślaniem na różne tematy. Istotne dla mnie. Na przykład zastanawiam się nad repertuarem na dzisiejszy wieczór - nauczyłam się takiej jednej trudnej, ale niezwykle pięknej piosenki. Nie mam jej jednak przećwiczonej i trochę się boję, że przed rodziną omsknie mi się smyczek ze strun nadając melodii fałszu. Tak, ta sprawa wymaga gruntownego przemyślenia.
Te myśli przeskakują między jednym fioletem drzew, a następnym. Uwielbiam ten kolor - to znaczy, zielony też, ale jednak to purpura ma w sobie coś, co przyciąga wzrok. Jest unikatowa, ciekawa - ileż można zachwycać się seledynem traw? Śliwkowy dywan liści czy takież korony drzew mają w sobie więcej uroku. I bywają przerażające. Zwłaszcza, kiedy pomyśli się o przelanej krwi przodków naszego rodu. Chodząc pomiędzy krzewami nawiedzonych lasów odczuwa się ich cierpienie oraz niemal widzi dróżki naznaczone ich purpurowym osoczem.
Kiedy już powoli wracamy do dworu, w oddali dostrzegam samotną sylwetkę. Jestem zdziwiona - nie rozpoznaję w niej nikogo z rodziny. Ani ze służby. Nie rozumiem też kto obcy byłby niespełna rozumu, żeby się tutaj zjawić. Unoszę lekko brwi, starając się wyostrzyć wzrok. Dopiero znajdując się bliżej rozpoznaję znajomego mego ojca. Zatrzymuję się, unoszę rąbek sukni i dygam lekko.
- Lordzie Nott - mówię grzecznie w formie przywitania. Zaraz się prostuję, uśmiecham lekko oraz splatam przed sobą palce. - To dość odważne błąkać się po nawiedzonych lasach Cheshire nie mając za towarzysza nikogo spośród członków rodu Rowle. Jestem pełna podziwu, sir - dodaję całkiem miłym tonem. Naturalnie, od razu stwierdzam, że to twoja odwaga cię tu zaprowadziła, a nie zabłąkanie - chociaż jestem świadoma, że przyczyną jest raczej to drugie, to nigdy nie śmiałabym umniejszać męskim cnotom.
Gość
Gość
Czuję na twarzy promienie słońca, ledwie przedzierające się przez korony drzew. Cały świat wygląda dziwnie przez pryzmat fioletu i odcieniu różu, które powstają przy udziale światła. Jest to niecodzienny widok i nieco przypomina mi moją ostatnią podróż do Japonii - tam także kwitły drzewa w podobnym kolorze, był to jednak bledszy, bardziej naturalny odcień. Zdawał się być na swoim miejscu, kiedy ten las wyglądał tak, jakby ktoś wziął pędzle i farby i go przemalował. Zaczynam zastanawiać się nawet, czy dłuższe przebywanie tu nie wprowadzi mnie w pewien obłęd. Kiedy wreszcie docieram do Was, obrzucam guwernantkę przepraszającym uśmiechem, a następnie również wymieniam z Tobą odpowiednie uprzejmości. Jesteś taka młoda, a już tak dobrze wychowana. W sumie nie do końca potrafię sobie przypomnieć ile masz lat. Osiem? Nie, przecież zanim wyjechałem miałaś już co najmniej osiem. Ale gdzie wtedy wyjeżdżałem? Kiedy wróciłem? Może dziesięć, bo przecież chyba jeszcze nie jedenaście - wtedy zapewne byłabyś już w Hogwarcie, choć do moich uszu docierają plotki, jakoby wielu szlachciców starało się zrezygnować z posyłania swoich pociech do tej szkoły. Czy to idee szanownego pana dyrektora? Czy może większa ilość dzieci brudnej krwi, choć tych było sporo odkąd tylko pamiętam? Staram się nie dostrzegać Twoich uniesionych brwi i tego, że zapewne uważasz moje wypady w te lasy za szaleństwo. Ale to nie moja wina - zawsze chciałem robić wszystko sam, zawsze chciałem wszystko rozważyć. I dlatego właśnie rozważyłem… Zgubienie się. Choć nie, nie do końca tak to było. Zacząłem jednak błądzić po tych obcych mi lasach, zwłaszcza gdy przestały przypominać jakiekolwiek inne.
- Lady Rowle - rozpoczynam, gładkim i czarującym głosem. - Chyba mnie lady przecenia, obawiam się, że po prostu nieco zbłądziłem. Choć muszę przyznać, że lasom Chesire nie mogę odmówić piękna. Twój ojciec zaprosił mnie niedawno na spotkanie, jednak tak dawno nie było mnie w tych stronach, iż chyba zboczyłem ze ścieżki. Moją uwagę przykuła niezwykła barwa liści, nigdy dotąd takiej nie widziałem.
Doceniam Twoje miłe słowa, jestem wręcz zszokowany, że ktoś tak młody może z taką kurtuazją składać zdania, unikając we wszelki sposób choć najdrobniejszych pomyłek.
- Lady Rowle - rozpoczynam, gładkim i czarującym głosem. - Chyba mnie lady przecenia, obawiam się, że po prostu nieco zbłądziłem. Choć muszę przyznać, że lasom Chesire nie mogę odmówić piękna. Twój ojciec zaprosił mnie niedawno na spotkanie, jednak tak dawno nie było mnie w tych stronach, iż chyba zboczyłem ze ścieżki. Moją uwagę przykuła niezwykła barwa liści, nigdy dotąd takiej nie widziałem.
Doceniam Twoje miłe słowa, jestem wręcz zszokowany, że ktoś tak młody może z taką kurtuazją składać zdania, unikając we wszelki sposób choć najdrobniejszych pomyłek.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dzieci podobno rosną jak na drożdżach - rosnę i ja. Mam tylko nadzieję, że nie będę za wysoka, gdyż będę wtedy uchodzić za dziwadło. To byłoby najstraszniejsze, co mogłoby mi się przydarzyć! To znaczy, będę idealną lady bez względu na przeciwności losu, ale jednak wolę, jak wszystko układa się po staremu. W ogóle nie przepadam za zmianami, trochę z trwogą myślę o czekającej mnie podróży do Hogwartu - wylęgarni czarodziejów k a ż d e j krwi, co samo w sobie napawa mnie wstrętem. W ogóle dziwię się, że przyjmowane są tam takie szkarady jak szlamy - boję się ich powykręcanych ciał i ohydnych twarzy. Nie wiem jeszcze, że być może przyjdzie mi się uczyć w Farndnon, chociaż to przyniosłoby niejaką ulgę. Pozostałabym bezpieczna w ramionach rodowej rezydencji, gdzie nie dosięgłyby mnie szpony żadnej bestii. Tylko czy to w ogóle możliwe, żeby to Cheshire mnie wychowało? Chciałabym w to wierzyć.
Na chwilę obecną o tym nie myślę, oddając się spokojnemu spacerowi. Pomimo obecności w zacisznym miejscu cieszę się, że na drodze spotykam kogoś inteligentnego oraz rozmownego. Pani Cattermole jest nudna na wskroś, odzywa się tylko, żeby mi zwrócić uwagę. Nie mogę biegać, nie mogę skakać - nic nie mogę. Ciężkie jest życie idealnej damy, ale ja podołam tym wymogom!
Kiwam głową uważnie słuchając wyjaśnienia. Nauczyciele etykiety zawsze mówią, że należy okazywać rozmówcy zainteresowanie, nawet jeśli się go nie słucha. Ja słucham uważnie, nie lubię nie wiedzieć jaką wystosować odpowiedź - wyświechtane formułki pasujące do każdej sytuacji mnie nie interesują, chociaż naturalnie znam je wszystkie!
- To prawda, dużo osób się tutaj gubi, lasy są rozległe - przytakuję uprzejmie. - Och, liście? Są skropione krwią naszych wrogów - dopowiadam neutralnie, uśmiechając się lekko. Po krótkiej pauzie postanawiam jednak doprecyzować tę kwestię. - Tak mówi tato, nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć. Ale tak między nami… - zawieszam konspiracyjnie głos. - To ja myślę, że wrogowie nie przedarliby się aż tak daleko w głąb Cheshire. Podejrzewam, że to poltergeist naszego kochanego kuguchara maluje w nocy te liście na purpurę. Wie pan lordzie Nott, że dokładnie tak samo robi z naszymi białymi różami w ogrodach? To dlatego są tak mocno fioletowe. Niestety nigdy nie mogę go przyłapać na gorącym uczynku, bo w nocy muszę spać - wyjaśniam szczegółowo, będąc trochę zawiedziona swoim własnym brakiem doświadczenia empirycznego w tej materii. - Za to nie mogę się doczekać kiedy obejrzę lasy Sherwood. Podobno są równie piękne! Tylko do Sabatu jeszcze tak długo. Opowie mi pan coś o nich, lordzie Nott? Tata na pewno się nie pogniewa - proszę całkiem entuzjastycznie, wpatrując się w twoją twarz. Och proszę, proszę, proszę!
Na chwilę obecną o tym nie myślę, oddając się spokojnemu spacerowi. Pomimo obecności w zacisznym miejscu cieszę się, że na drodze spotykam kogoś inteligentnego oraz rozmownego. Pani Cattermole jest nudna na wskroś, odzywa się tylko, żeby mi zwrócić uwagę. Nie mogę biegać, nie mogę skakać - nic nie mogę. Ciężkie jest życie idealnej damy, ale ja podołam tym wymogom!
Kiwam głową uważnie słuchając wyjaśnienia. Nauczyciele etykiety zawsze mówią, że należy okazywać rozmówcy zainteresowanie, nawet jeśli się go nie słucha. Ja słucham uważnie, nie lubię nie wiedzieć jaką wystosować odpowiedź - wyświechtane formułki pasujące do każdej sytuacji mnie nie interesują, chociaż naturalnie znam je wszystkie!
- To prawda, dużo osób się tutaj gubi, lasy są rozległe - przytakuję uprzejmie. - Och, liście? Są skropione krwią naszych wrogów - dopowiadam neutralnie, uśmiechając się lekko. Po krótkiej pauzie postanawiam jednak doprecyzować tę kwestię. - Tak mówi tato, nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć. Ale tak między nami… - zawieszam konspiracyjnie głos. - To ja myślę, że wrogowie nie przedarliby się aż tak daleko w głąb Cheshire. Podejrzewam, że to poltergeist naszego kochanego kuguchara maluje w nocy te liście na purpurę. Wie pan lordzie Nott, że dokładnie tak samo robi z naszymi białymi różami w ogrodach? To dlatego są tak mocno fioletowe. Niestety nigdy nie mogę go przyłapać na gorącym uczynku, bo w nocy muszę spać - wyjaśniam szczegółowo, będąc trochę zawiedziona swoim własnym brakiem doświadczenia empirycznego w tej materii. - Za to nie mogę się doczekać kiedy obejrzę lasy Sherwood. Podobno są równie piękne! Tylko do Sabatu jeszcze tak długo. Opowie mi pan coś o nich, lordzie Nott? Tata na pewno się nie pogniewa - proszę całkiem entuzjastycznie, wpatrując się w twoją twarz. Och proszę, proszę, proszę!
Gość
Gość
Podobno po dzieciach widać upływ czasu - dla mnie jest to jednak niejednoznaczne. Nie dostrzegam tak wielkiej różnicy między osiem a dziesięć czy trzy a pięć. Oczywiście jesteś trochę wyższa, może już nieco inaczej zbudowana. Może masz trochę ciemniejsze oczy. Widzę, że urosłaś, ale nie mogę określić czy urosłaś o rok czy może o dwa? Kątem oka spoglądam na Twoją guwernantkę, panią Cattlemore i próbuję odczytać cokolwiek z wyrazu jej twarzy. Wygląda raczej na surową, niezbyt interesującą kobietę. Nie umywa się nawet do Mathildy, która choć dobrze wychowana i poważna miała choć nieco interesującą osobowość. Może dostrzegam to dopiero teraz, kiedy przypominam sobie spędzone pod jej czujnym akwamarynowym okiem.
- Muszę przyznać, że bardzo dawno tu nie byłem. Ostatni raz odwiedziłem te lasy z Twoją ciotką, lady Daphne kilka lat temu - dorzucam tylko krótko jako wyjaśnienie.
Twoje kolejne zdanie nieco wybija mnie z równowagi. Urocza młoda dama z uśmiechem mówiąca o liściach skropionych krwią wrogich rodów - to nie do końca mieści się w moim kanonie postrzegania świata. Ale jesteś w końcu Rowlem. Może osoby, w tym także kobiety i dzieci z tego rodu tak właśnie już mają. W sumie niezbyt dobrze znam się na dzieciach, może właściwie wszystkie tak mają?
- Twój ojciec jest bardzo mądrym człowiekiem, więc z pewnością nie oszukuje, jednak uważam, że Twoja teoria może okazać się prawdziwa. Co prawda sam niezbyt często mam do czynienia z duchami, jednak nie zdziwiłbym się gdyby ten fiolet był sprawką poltergeista - przytakuję z uśmiechem.
Cieszę się, że w przeciwieństwie do niektórych rodów - na przykład ryżych i głupich Prewettów - Rowlowie nadal uczą swoje dzieci najważniejszej ze sztuk, jaką jest myślenie.
- Oczywiście, czemu nie? Lasy Sherwood nie są co prawda fioletowe, ani powszechnie zamieszkiwane przez duchy, ale także mają swój bajkowy urok. W samym sercu lasu rośnie olbrzymi dąb, Major Oak, który jest domem trzech uroczych, aczkolwiek kapryśnych driad. Bez ich przyzwolenia nikt jeszcze nie opuścił tych lasów, ani do nich nie wszedł. Lubią wodzić nieznajomych na manowce - są bardzo piękne, ale niestety często złośliwe, wydaje się jednak, że urzeka je ciekawa rozmowa - opowiadam co nie co, choć nie do końca wszystko potrafię ubrać w słowa - niektórych cudów Sherwood nie da się opisać, trzeba je zobaczyć.
- Muszę przyznać, że bardzo dawno tu nie byłem. Ostatni raz odwiedziłem te lasy z Twoją ciotką, lady Daphne kilka lat temu - dorzucam tylko krótko jako wyjaśnienie.
Twoje kolejne zdanie nieco wybija mnie z równowagi. Urocza młoda dama z uśmiechem mówiąca o liściach skropionych krwią wrogich rodów - to nie do końca mieści się w moim kanonie postrzegania świata. Ale jesteś w końcu Rowlem. Może osoby, w tym także kobiety i dzieci z tego rodu tak właśnie już mają. W sumie niezbyt dobrze znam się na dzieciach, może właściwie wszystkie tak mają?
- Twój ojciec jest bardzo mądrym człowiekiem, więc z pewnością nie oszukuje, jednak uważam, że Twoja teoria może okazać się prawdziwa. Co prawda sam niezbyt często mam do czynienia z duchami, jednak nie zdziwiłbym się gdyby ten fiolet był sprawką poltergeista - przytakuję z uśmiechem.
Cieszę się, że w przeciwieństwie do niektórych rodów - na przykład ryżych i głupich Prewettów - Rowlowie nadal uczą swoje dzieci najważniejszej ze sztuk, jaką jest myślenie.
- Oczywiście, czemu nie? Lasy Sherwood nie są co prawda fioletowe, ani powszechnie zamieszkiwane przez duchy, ale także mają swój bajkowy urok. W samym sercu lasu rośnie olbrzymi dąb, Major Oak, który jest domem trzech uroczych, aczkolwiek kapryśnych driad. Bez ich przyzwolenia nikt jeszcze nie opuścił tych lasów, ani do nich nie wszedł. Lubią wodzić nieznajomych na manowce - są bardzo piękne, ale niestety często złośliwe, wydaje się jednak, że urzeka je ciekawa rozmowa - opowiadam co nie co, choć nie do końca wszystko potrafię ubrać w słowa - niektórych cudów Sherwood nie da się opisać, trzeba je zobaczyć.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pani Cattermole wygląda na speszoną, niepewną. Czasem zerka w stronę lorda Notta, czasem rzuca spojrzenia mi, ale nie odzywa się. Wie, że Rowle’owie surowo karzą za przewinienia, boi się trochę obecności wielkich lordów. Nie jest pewna jak się zachować - co innego pouczać mnie, dziecko, a co innego przebywać z dorosłymi arystokratami. Stoi na uboczu wiedząc, że nie powinna nic mówić, a mi to wyraźnie na rękę. Wtedy mogę pobyć trochę sobą, bez zakazów i nakazów, chociaż tych skrupulatnie przestrzegam. Wszak jestem damą, a damy zachowują się godnie. Mam nadzieję, że i ty tak to postrzegasz, nawet jeśli i dla ciebie jestem małą dziewczynką. Ojciec nadal mnie tak traktuje, pomimo wyraźnych sygnałów dorosłości. Szlachcice oraz szlachcianki muszą dorastać szybciej, to niezaprzeczalne prawo. Wymaga się od nas więcej niż od plebsu - i ja zamierzam te wymagania spełnić. Przede wszystkim dlatego, żeby być zawsze krok przed Mely.
Kiwam uprzejmie głową.
- Ciocia Daphne jest bardzo fajna, prawda? Chciałabym być taka jak ona, tylko mieć jeszcze męża i dzieci - mówię spokojnie, z lekkim uśmiechem nieschodzącym z twarzy. - Czekam, aż wreszcie wybiorą jej kogoś odpowiedniego, bo chcę mieć więcej kuzynek! - dodaję trochę szeptem, żeby pani Cattermole mnie nie słyszała. Nie wypada mi w końcu mówić o takich rzeczach, ale tobie ufam lordzie Nott. Proszę mnie nie zawieść. Szybko zapominam o krwi oraz wrogach, przeskakujemy z tematu na temat, a mi to odpowiada. Lubię rozmawiać o naszym kochanym poltergeistrze.
- Wie pan, lordzie Nott, ja sądzę, że on to wszystko ogonem maluje. Ma taki puchaty jak pędzel! To wszystko nie może być zwykłym przypadkiem - dopowiadam jeszcze, ponownie przytakując. Tym razem swoim własnym słowom. Święcie w nie wierzę, nie rozumiejąc, że to może być tylko byle bajeczka opowiedziana przez ciotkę. Nie dopuszczam do siebie podobnych myśli!
Potem z przejęciem słucham o lasach Sherwood, starając je sobie wyobrazić. Muszą być piękne. A tu jeszcze przynajmniej siedem lat minie zanim je odwiedzę! Niecierpliwię się, bardzo. Staram się jednak nie dać tego po sobie poznać.
- Co to są driady? Jak wyglądają? Czy są jak wile? Rozmawiają tylko z mężczyznami czy z kobietami też? Ukazują się tylko Nottom? - zalewam cię gradem pytań, ale to dlatego, że chcę wiedzieć absolutnie wszystko. Bardzo mnie to ciekawi. Nie mam nawet pomysłu jak takie driady mogą wyglądać, jedynie kojarzę wile, bo czytałam o nich w książce do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, no i panna Baudelaire jest jedną z nich. Określiłabym je właśnie jako piękne i przewrotne.
Kiwam uprzejmie głową.
- Ciocia Daphne jest bardzo fajna, prawda? Chciałabym być taka jak ona, tylko mieć jeszcze męża i dzieci - mówię spokojnie, z lekkim uśmiechem nieschodzącym z twarzy. - Czekam, aż wreszcie wybiorą jej kogoś odpowiedniego, bo chcę mieć więcej kuzynek! - dodaję trochę szeptem, żeby pani Cattermole mnie nie słyszała. Nie wypada mi w końcu mówić o takich rzeczach, ale tobie ufam lordzie Nott. Proszę mnie nie zawieść. Szybko zapominam o krwi oraz wrogach, przeskakujemy z tematu na temat, a mi to odpowiada. Lubię rozmawiać o naszym kochanym poltergeistrze.
- Wie pan, lordzie Nott, ja sądzę, że on to wszystko ogonem maluje. Ma taki puchaty jak pędzel! To wszystko nie może być zwykłym przypadkiem - dopowiadam jeszcze, ponownie przytakując. Tym razem swoim własnym słowom. Święcie w nie wierzę, nie rozumiejąc, że to może być tylko byle bajeczka opowiedziana przez ciotkę. Nie dopuszczam do siebie podobnych myśli!
Potem z przejęciem słucham o lasach Sherwood, starając je sobie wyobrazić. Muszą być piękne. A tu jeszcze przynajmniej siedem lat minie zanim je odwiedzę! Niecierpliwię się, bardzo. Staram się jednak nie dać tego po sobie poznać.
- Co to są driady? Jak wyglądają? Czy są jak wile? Rozmawiają tylko z mężczyznami czy z kobietami też? Ukazują się tylko Nottom? - zalewam cię gradem pytań, ale to dlatego, że chcę wiedzieć absolutnie wszystko. Bardzo mnie to ciekawi. Nie mam nawet pomysłu jak takie driady mogą wyglądać, jedynie kojarzę wile, bo czytałam o nich w książce do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, no i panna Baudelaire jest jedną z nich. Określiłabym je właśnie jako piękne i przewrotne.
Gość
Gość
Co jakiś czas rzucam ukradkowe spojrzenia Twojej guwernantce, jakby chcąc się przekonać, że za chwilę nie przewróci się na ziemię omdlała tym wszystkim. Moim zdaniem takie osoby nie powinny zajmować się dziećmi, a już w szczególności dziećmi arystokracji. Chowam jednak te uwagi dla siebie, skupiając się na rozmowie z Tobą. Twój wiek z pewnością wiele Ci nie umniejsza, widzę, że już zachowujesz się jak prawdziwa dama.
- Tak, to prawda, Twoja ciocia to niezwykła i bardzo mądra dama - odpowiadam bez większego namysłu, bo to przecież moja przyjaciółka.
Nie jestem jednym z tych którzy spoglądają na nią karcącym wzrokiem tylko i wyłącznie dlatego, że nie ma jeszcze męża. Zapewne to kwestia tego, że tak długo i tak dobrze się znamy, a ja potrafię docenić jej wartość nie tylko jako cudzej żony, ale i wspaniałego naukowca. Rzecz jasna nie zamierzam o niczym wspominać Magnusowi - choć wydaje się raczej łagodnym ojcem, wiele słyszałem o sposobie wychowywania w Beeston. Sam też nie widzę takiej potrzeby, bo nic co mówisz nie wydaje mi się w żaden sposób złe. Uprzejmie przytakuję, nawet gdzieś we wnętrzu siebie uśmiechając się, bo zaskakuje mnie Twoja zdolność do obserwacji świata, a także wysławiania się. Nie obcuję zazwyczaj z dziećmi, ale Ty i tak wydajesz się wyjątkowo dorosła nawet jak na szlachciankę.
- Driady z usposobienia i z wyglądu faktycznie przypominają nieco wile, jednak są o wiele mniejsze. Powiedziałbym, że bliżej im do wróżek. Przy odrobinie szczęścia każdy, bez względu na płeć może je zobaczyć, jednak są dość trudne w rozmowie. Nie przepadają szczególnie za obcymi, ale dobry mówca potrafi je do siebie przekonać - nie wspominam, że co prawda rzadko zdarzają się na tyle dobrzy mówcy, by faktycznie do nich trafić, ale intencje mam przecież szczere.
Moja rodzina od lat jakoś dogaduje się z tymi kapryśnymi stworzeniami, lecz poza nią nie znam zbyt wiele przypadków udanych rozmów z driadami. Kto wie jednak jaka czeka Cię przyszłość? Jeszcze zobaczysz, te siedem czy osiem lat minie tak szybko, że nawet nie dostrzeżesz różnicy. Czas niestety ma to do siebie, że najlepsze lata zabiera bardzo szybko.
- Tak, to prawda, Twoja ciocia to niezwykła i bardzo mądra dama - odpowiadam bez większego namysłu, bo to przecież moja przyjaciółka.
Nie jestem jednym z tych którzy spoglądają na nią karcącym wzrokiem tylko i wyłącznie dlatego, że nie ma jeszcze męża. Zapewne to kwestia tego, że tak długo i tak dobrze się znamy, a ja potrafię docenić jej wartość nie tylko jako cudzej żony, ale i wspaniałego naukowca. Rzecz jasna nie zamierzam o niczym wspominać Magnusowi - choć wydaje się raczej łagodnym ojcem, wiele słyszałem o sposobie wychowywania w Beeston. Sam też nie widzę takiej potrzeby, bo nic co mówisz nie wydaje mi się w żaden sposób złe. Uprzejmie przytakuję, nawet gdzieś we wnętrzu siebie uśmiechając się, bo zaskakuje mnie Twoja zdolność do obserwacji świata, a także wysławiania się. Nie obcuję zazwyczaj z dziećmi, ale Ty i tak wydajesz się wyjątkowo dorosła nawet jak na szlachciankę.
- Driady z usposobienia i z wyglądu faktycznie przypominają nieco wile, jednak są o wiele mniejsze. Powiedziałbym, że bliżej im do wróżek. Przy odrobinie szczęścia każdy, bez względu na płeć może je zobaczyć, jednak są dość trudne w rozmowie. Nie przepadają szczególnie za obcymi, ale dobry mówca potrafi je do siebie przekonać - nie wspominam, że co prawda rzadko zdarzają się na tyle dobrzy mówcy, by faktycznie do nich trafić, ale intencje mam przecież szczere.
Moja rodzina od lat jakoś dogaduje się z tymi kapryśnymi stworzeniami, lecz poza nią nie znam zbyt wiele przypadków udanych rozmów z driadami. Kto wie jednak jaka czeka Cię przyszłość? Jeszcze zobaczysz, te siedem czy osiem lat minie tak szybko, że nawet nie dostrzeżesz różnicy. Czas niestety ma to do siebie, że najlepsze lata zabiera bardzo szybko.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jestem wychowana tak, że moim zdaniem damy powinny mieć męża i dzieci i to możliwie szybko! Nie umniejszam jednak cioci, bo jest mądra i w ogóle, ale tata mi zawsze mówi jak poruszam ten temat, że ciocia Daphne jest starą panną i to bardzo niedobrze. Nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć - to mój tato, na pewno nie chciałby mnie okłamać. Dlatego jestem trochę rozdarta, bo lubię lady Rowle, ma ona imponującą (ostatnio nauczyłam się tego słowa!) wiedzę i ja też kiedyś chciałabym taką mieć. Zamierzam się pilnie uczyć, chociaż niektóre rzeczy są takie okropnie nudne. Historia magii jeśli nie dotyczy naszego rodu, względnie innych szlacheckich rodzin, jest strasznie monotonna - dużo w niej dat i w ogóle. Geografia kiedy schodzi na poznawanie nazw wszystkich jezior i rzek też przyprawia mnie o senność, ale muszę to jakoś przemóc. Chcę być w końcu idealna, żeby wszyscy byli ze mnie dumni. Najbardziej tatko i wuj lord Salazar. Chociaż u niego o to bardzo trudno, bo to poważny oraz surowy człowiek, raczej nie interesują go moje poczynania, ale i tak zamierzam wszystkich olśnić swoją osobą, nawet jego! Jeszcze nie wiem jak tego dokonam, ale podobno chęci to połowa sukcesu.
Dlatego przytakuję temu stwierdzeniu, zaraz potem jednak koncentruję się całkowicie na Sherwood oraz driadach. I bardzo się staram nie przestępować z nogi na nogę w ekscytacji tematem, który poruszamy. Tak nie wypada. Dlatego stoję prosto, nie ruszam się. Tylko moje wielkie oczy zdradzają podekscytowanie oraz głód wiedzy. Chcę mieć jak najwięcej informacji, żeby w momencie uczestnictwa w swoim pierwszym Sabacie nie być niczym zaskoczoną. Dzięki temu zyskam przewagę nad pannami, które bały się zapytać lub wcale nie słuchały ciekawych opowieści swoich krewnych bądź przyjaciół rodziny. Powstrzymuję się też przed nieeleganckim otwarciem buzi ze zdziwienia. Małe wróżki!
- Nie przepadają za obcymi? To powinny być nasze krewne! - zauważam. Nie bez powodu naszym mottem jest każdy obcy to wróg. - Czuję, że byśmy się dogadały. Rozmawiał już pan z nimi lordzie Nott? Myśli lord, że też nauczę się kiedyś tak pięknie mówić? Chciałabym z nimi porozmawiać! Tylko o czym rozmawia się z driadami? O lesie? - Kolejny grad pytań, ale nie mogę się powstrzymać, tak bardzo mnie to ciekawi. Oby lord Nott nie powiedział o tym komuś, bo to chyba nieładnie tak męczyć gościa. Powinnam mu wskazać gdzie jest mój tato oraz się pożegnać, ale dziecięca ciekawość jest jednak silniejsza.
Dlatego przytakuję temu stwierdzeniu, zaraz potem jednak koncentruję się całkowicie na Sherwood oraz driadach. I bardzo się staram nie przestępować z nogi na nogę w ekscytacji tematem, który poruszamy. Tak nie wypada. Dlatego stoję prosto, nie ruszam się. Tylko moje wielkie oczy zdradzają podekscytowanie oraz głód wiedzy. Chcę mieć jak najwięcej informacji, żeby w momencie uczestnictwa w swoim pierwszym Sabacie nie być niczym zaskoczoną. Dzięki temu zyskam przewagę nad pannami, które bały się zapytać lub wcale nie słuchały ciekawych opowieści swoich krewnych bądź przyjaciół rodziny. Powstrzymuję się też przed nieeleganckim otwarciem buzi ze zdziwienia. Małe wróżki!
- Nie przepadają za obcymi? To powinny być nasze krewne! - zauważam. Nie bez powodu naszym mottem jest każdy obcy to wróg. - Czuję, że byśmy się dogadały. Rozmawiał już pan z nimi lordzie Nott? Myśli lord, że też nauczę się kiedyś tak pięknie mówić? Chciałabym z nimi porozmawiać! Tylko o czym rozmawia się z driadami? O lesie? - Kolejny grad pytań, ale nie mogę się powstrzymać, tak bardzo mnie to ciekawi. Oby lord Nott nie powiedział o tym komuś, bo to chyba nieładnie tak męczyć gościa. Powinnam mu wskazać gdzie jest mój tato oraz się pożegnać, ale dziecięca ciekawość jest jednak silniejsza.
Gość
Gość
Trochę z przymrużeniem oka patrzę na obowiązki damy względem rodziny, bo jakoś tak wyszło, że przebywam dość często w otoczeniu kobiet o zupełnie innych poglądach. Nie uważam, że czegoś do bycia damą im brakuje. Przecież taka Lucinda, jestem wręcz pewien, o wiele bardziej troszczy się o swój ród i swoją powinność niż taki ja. A na jej palcu wciąż brak pierścionka. Cieszę się z pragnienia wiedzy u każdego, u Ciebie, u nich, może nawet u samego siebie. Widzę, że powstrzymujesz się przed zbytnią ekscytacją - to zapewne wynik surowego wychowania Rowle, choć moja rodzina w tej kwestii nie była nigdy lepsza. Jestem zadowolony, że tak interesuje Cię ten temat, choć przecież Sabat wcale nie zawsze musi zahaczyć o Sherwood. Pozwalam sobie nawet na lekki uśmiech, słysząc Twoje słowa. Bez wątpienia mądra z Ciebie dziewczynka, z wieloma możliwościami.
- Tak, rozmawiałem już z nimi nie raz - przytakuję, wspominając w sobie krótko te ulotne chwile. - Myślę, że z odrobiną chęci i wytrwałości nie będzie to dla Ciebie problemem, lady Rowle.
Niby Twój ród słynie z opryskliwości i bezpośredniości, ale kto wie jak to będzie z Tobą? Wierzę, że nasze nazwisko nie zawsze nas definiuje. Choć jest też z pewnością wielkim atutem.
- Och, można z nimi rozmawiać o wszystkim. Oczywiście wiedzą wszystko o lesie, powiedziałbym, że to wręcz ich las, ale bardzo lubią też plotki i inne ciekawe historie. Można od nich wiele usłyszeć - tłumaczę cierpliwie, kątem oka dostrzegając malujący się na twarzy Twojej guwernantki nieciekawy grymas.
Pomyśleć by można, że kobieta na tym stanowisku powinna zachowywać się lepiej. Ale nie mam do niej wielkich pretensji, w końcu to ja wparowałem tu jak szaleniec. Nie mam żadnych obiekcji w kwestii odpowiadania na kolejne i kolejne pytania, nie czuję się tym męczony. W końcu rozmowa powinna być czymś przyjemnym, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dostrzegam jednak znaczny upływ czasu i choć przybyłem wcześniej, niewiele brakuje, a za chwilę srogo się spóźnię.
- Czy zechciałaby może lady wskazać mi drogę do panny ojca? - pytam uprzejmie, bo nie lubię zjawiać się zbyt późno, nawet jeśli przyjaciel puści to płazem.
- Tak, rozmawiałem już z nimi nie raz - przytakuję, wspominając w sobie krótko te ulotne chwile. - Myślę, że z odrobiną chęci i wytrwałości nie będzie to dla Ciebie problemem, lady Rowle.
Niby Twój ród słynie z opryskliwości i bezpośredniości, ale kto wie jak to będzie z Tobą? Wierzę, że nasze nazwisko nie zawsze nas definiuje. Choć jest też z pewnością wielkim atutem.
- Och, można z nimi rozmawiać o wszystkim. Oczywiście wiedzą wszystko o lesie, powiedziałbym, że to wręcz ich las, ale bardzo lubią też plotki i inne ciekawe historie. Można od nich wiele usłyszeć - tłumaczę cierpliwie, kątem oka dostrzegając malujący się na twarzy Twojej guwernantki nieciekawy grymas.
Pomyśleć by można, że kobieta na tym stanowisku powinna zachowywać się lepiej. Ale nie mam do niej wielkich pretensji, w końcu to ja wparowałem tu jak szaleniec. Nie mam żadnych obiekcji w kwestii odpowiadania na kolejne i kolejne pytania, nie czuję się tym męczony. W końcu rozmowa powinna być czymś przyjemnym, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dostrzegam jednak znaczny upływ czasu i choć przybyłem wcześniej, niewiele brakuje, a za chwilę srogo się spóźnię.
- Czy zechciałaby może lady wskazać mi drogę do panny ojca? - pytam uprzejmie, bo nie lubię zjawiać się zbyt późno, nawet jeśli przyjaciel puści to płazem.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jestem jeszcze młoda - mój umysł nasiąka naukami godnymi rodu Rowle. Słyszałam o kilku niegodnie prowadzących się damach, tato mi o nich mówił. Jako o przestrodze. Nie wiem jednak co o tym myśleć, bo wśród nich znalazła się też ciocia Daphne, a ona jest prawdziwą lady. Czuję się czasem zagubiona w świecie dorosłych. Ich myślenie różni się od myślenia mojego, chociaż bardzo chcę uchodzić za dojrzałą pannę, godną swojego nazwiska. I na pewno nigdy nie skalam go staropanieństwem, aurorstwem lub inną podłością! Na szczęście nie wiem nic o pana koleżankach sir, wtedy z pewnością okazałabym współczucie zwłaszcza w przypadku narzeczonej - jednak etykieta nie pozwoliłaby mi na jawną krytykę, dlatego umilkłabym po niewielkiej uwadze przepełnionej troską oraz strachem.
To właśnie Nottów kojarzę z przyjęciami oraz sabatami, być może niesłusznie - jednak niedługo nadejdzie lato, czas różnego rodzaju festiwali oraz innych uroczystości, czyż to nie pasuje idealnie właśnie do władców Notthinghamshire i Leicestershire? Uśmiecham się delikatnie, naturalnie lekko na wspomnienie niejednokrotnych rozmów z driadami. Oczami wyobraźni widzę siebie, jak prowadzę z nimi konwersację. Bo dlaczego nie? Posiadam charyzmę oraz wdzięk, na pewno te stworzonka nie pogardziłyby dyskusją z obiecującą lady Rowle.
Zwłaszcza, że można z nimi rozmawiać o wszystkim! Moje oczy świecą się z podekscytowania, ale zaraz się miarkuję. Nie powinnam tak mocno okazywać własnych uczuć - w zasadzie to w ogóle nie powinnam ich mieć. Dlatego ściągam usta w wąską linię oraz nabieram bardziej zdystansowanej postawy, na co chyba guwernantka reaguje z wyraźną ulgą. Tak sądzę obserwując ją kątem oka.
- Muszę w takim razie poczekać na swoją szansę. Z pewnością kiedyś z nimi porozmawiam - mówię dyplomatycznie, z powściągliwą uprzejmością. Tak jak powinnam od początku prowadzić tę rozmowę. Dygam lekko - naturalnie, że zajęłam już lordowi dużo czasu. Nie powinnam była. Oby tylko tato się nie dowiedział o tym przewinieniu. Wtedy spadnę z drugiego miejsca na setne.
- Z wielką przyjemnością - odpowiadam, znów miarkując uśmiech. I wtedy kroczymy z powrotem, aż znajdujemy mego ojca oczekującego swego gościa. Żegnam się elegancko z oboma mężczyznami, a później wracam z panią Cattermole do dworu.
zt. x2
To właśnie Nottów kojarzę z przyjęciami oraz sabatami, być może niesłusznie - jednak niedługo nadejdzie lato, czas różnego rodzaju festiwali oraz innych uroczystości, czyż to nie pasuje idealnie właśnie do władców Notthinghamshire i Leicestershire? Uśmiecham się delikatnie, naturalnie lekko na wspomnienie niejednokrotnych rozmów z driadami. Oczami wyobraźni widzę siebie, jak prowadzę z nimi konwersację. Bo dlaczego nie? Posiadam charyzmę oraz wdzięk, na pewno te stworzonka nie pogardziłyby dyskusją z obiecującą lady Rowle.
Zwłaszcza, że można z nimi rozmawiać o wszystkim! Moje oczy świecą się z podekscytowania, ale zaraz się miarkuję. Nie powinnam tak mocno okazywać własnych uczuć - w zasadzie to w ogóle nie powinnam ich mieć. Dlatego ściągam usta w wąską linię oraz nabieram bardziej zdystansowanej postawy, na co chyba guwernantka reaguje z wyraźną ulgą. Tak sądzę obserwując ją kątem oka.
- Muszę w takim razie poczekać na swoją szansę. Z pewnością kiedyś z nimi porozmawiam - mówię dyplomatycznie, z powściągliwą uprzejmością. Tak jak powinnam od początku prowadzić tę rozmowę. Dygam lekko - naturalnie, że zajęłam już lordowi dużo czasu. Nie powinnam była. Oby tylko tato się nie dowiedział o tym przewinieniu. Wtedy spadnę z drugiego miejsca na setne.
- Z wielką przyjemnością - odpowiadam, znów miarkując uśmiech. I wtedy kroczymy z powrotem, aż znajdujemy mego ojca oczekującego swego gościa. Żegnam się elegancko z oboma mężczyznami, a później wracam z panią Cattermole do dworu.
zt. x2
Gość
Gość
Leśna ścieżka
Szybka odpowiedź