Oliphant „Oli” Ogden
Nazwisko matki: brak
Miejsce zamieszkania: Śmiertelny Nokturn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: wszystko, co przynosi zysk - głównie nielegalne interesy na Nokturnie
Wzrost: 3,0 m
Waga: 200 kg
Kolor włosów: czarny jak węgiel
Kolor oczu: brązowy
Znaki szczególne: masywna, umięśniona sylwetka, wyraziste, męskie kości policzkowe oraz mocno zarysowana, silna szczęka, niechlujny wygląd, blizna na obojczyku, dwie blizny wzdłuż pleców, jedna blizna na prawej łydce
Pióro świergotnika w drewnie z judaszowca, o 14 i ¾ calach, bardzo giętka
Gryffindor
Brak
Ojciec
Alkohol, sproszkowane pazury smoka, damskie perfumy oraz wilgotne drewno
On - bogaty i poważany
Mordobicie, machloje, ciemne sprawki, kobiety
Jastrzębie z Falmouth
Aktywnie się bije, dba o tężyznę fizyczną
Dźwięku łamanych kości oraz wrzasków nokturnowych ulic
Jack Greystone
Ogdenowie od lat zajmujący się produkcją whisky pilnie strzegli swoich sekretów. Dbali też o tradycję, żeby żaden z męskich potomków nie zapomniał o trudnej sztuce wytwórstwa tajnej receptury, przynoszącej im drugie miejsce wśród producentów tego alkoholu. Pierwsze od lat zajmowała Ognista Whisky - konkurent nie do pobicia, chociaż Ogdenowie ciężko pracowali, żeby przynajmniej zbliżyć się ze swoją Starą Whisky Ogdena do sławy zwycięzcy niepisanego pojedynku. Wszystkie gałęzie rodziny były jednako wyczulone na starania w sprawie wspólnego sukcesu - coś nie wyszło przy jedynym synu Oidhche i Arabelli. Ogg był wycofanym dzieckiem, niechętnym pogłębiania wiedzy na temat alchemii oraz rodzinnego interesu. Bez zaciekawienia słuchał wykładów o produkcji alkoholi, znudzony wpatrywał się w bulgoczące kociołki, wzruszał ramionami obserwując proces zlewania whisky do dębowych beczek. Od lat dużo bardziej interesował się magicznymi zwierzętami - im bardziej niebezpiecznymi tym lepiej. Bez opamiętania kartkował wszystkie ilustrowane książki o niezwykłych stworzeniach, bawił się w ujeżdżanie smoków oraz znosił wszystkie drobne zbłąkane zwierzątka do domu. Rodzice patrzyli na jego wyczyny nieprzychylnym okiem starając się naprawić jego zepsute zainteresowania - wszak tylko jemu mogli przekazać rodzinną spuściznę.
Bezpowrotnie utracili nadzieję kiedy Ogg wyjechał do Hogwartu. Nauczyciel eliksirów skarżył się na mierne wyniki chłopca, za to młody Gryfon bez reszty oddał się zajęciom z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami będąc częstym gościem w chatce gajowego. Po powrocie ze szkoły magii obwieścił rodzicom, że nie zamierza doglądać jakiejś tam gorzelni - wyrusza w świat. Został smokologiem oraz łowcą magicznych stworzeń. Do czasu, aż zraniony hipogryf nie dał się udobruchać, a Ogden utracił swoją nieskazitelną sprawność. Powrócił wtedy do skończonej przed laty placówki edukacyjnej i objął stanowisko gajowego w zastępstwie za emerytowanego poprzednika. Bardzo lubił swoją pracę, pomimo mniej intensywnych emocji przez nią dostarczanych. Lata mijały, a Ogg coraz częściej przyłapywał się na marzeniach o innym życiu - mniej samotnym.
Można byłoby powiedzieć, że szczęście się do niego uśmiechnęło pewnego wrześniowego dnia kiedy patrolował Zakazany Las. Natrafił tam na niską jak na olbrzymkę Frauke, odrzuconą przez swoją kolonię, próbującą przeżyć w tym miejscu. Mężczyzna odwiedzał ją codziennie, znajdując w niej lek na swoją samotność. Aż w czerwcu las wypełnił jej krzyk kiedy rodziła dziecko - co samo w sobie było dla niej szokiem. Następnego dnia już jej nie było, a Ogg musiał sam zająć się synem. Nazwał go Oliphant, poniekąd przekazując w tym imieniu rodzinną tradycję. Oli był dość sporym niemowlęciem, a opieka nad nim stanowiła wyzwanie. Szczególnie wiedząc, że ten sekret nie mógł wyjść poza chatkę. Niestety czas konspiracji nie trwał długo - po półtorej miesiąca dyrektor zorientował się, że mężczyzna ukrywa na terenie szkoły niemowlaka. Dał mu ultimatum - albo pozbędzie się dziecka, albo musi szukać innej pracy. Ogden bił się z myślami całą noc, nie mogąc zasnąć. Wreszcie zrozumiał, że nie znajdzie innej pracy, a jego synowi nie zapewni godnego życia. Rankiem zostawił koszyk pod domem dziecka wierząc, że zrobił dobrze. Chociaż pożałował tej decyzji bardzo szybko.
Oli był nieznośnym dzieckiem, wymagającym. Dużo jadł, doprowadzając sierociniec na skraj bankructwa. Szybko okazało się, że nie jest zwyczajnym chłopcem i nie trzeba było być geniuszem, żeby to stwierdzić. Opiekunowie z niepokojem patrzyli na przewyższającego rówieśników Oli'ego - jego ucieczkę w buntowniczym wieku prawie lat dziesięciu przyjęli z pewnego rodzaju ulgą.
Doki w niczym nie przypominały domu dziecka. Strach było obrócić głowę w obawie, że wyrośnie jak spod ziemi jakiś zbir gotowy spuścić łomot. Za nic. Oli póki był w stanie opracowywał różne techniki ukrywania się - w studzienkach, pod schodami. Nauczył się szybko biegać, okradać innych. Wiele razy został pobity, przetrącony nos był niemal codziennością. Starał się oddawać, ale nie posiadał ani zawrotnego refleksu, ani odpowiedniej techniki. Miał przecież niespełna dziesięć lat.
Zdarzenie, które miało odznaczyć się w historii jako poważny błąd, przyniosło mu wiele dobrego. Okradł właśnie jakiegoś gościa, którego twarzy nawet nie dostrzegł. Biegł co tchu z jego sakiewką, aż za kolejnym zakrętem odbił się od jego ciała lądując tyłkiem w kałuży. Nie pamięta już, czy to była krew, rzygowiny, mocz czy zwyczajny deszcz (w Dokach wiecznie śmierdziało), ale rozległ się donośny plusk. Zaraz potem oberwał w twarz, trzymany w dłoni woreczek wrócił do właściciela, a on poczuł na gardle różdżkę. Był pewien, że to koniec - że popełnił o ten jeden błąd za dużo. Przymknął powieki, ale chwila między życiem a śmiercią nieznośnie się przedłużała. Kiedy otworzył oczy stojący przed nim mężczyzna uśmiechnął się krótko, cierpko, po czym schował różdżkę do kieszeni.
- Idziemy - zarządził, a jego słowa brzmiały obco. Posiadał akcent, którego Oli nigdy w swoim życiu nie słyszał. Podniósł się i posłusznie poszedł za nim. Nie wiedział dlaczego - mógł uciec, zrobić cokolwiek, ale tego nie zrobił. Po krótkiej wędrówce dotarli do wysłużonej chaty na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Jego ciało momentalnie otuliło przyjemne ciepło. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mógł się wykąpać oraz przeprać ciuchy, chociaż to akurat zajęło mu masę czasu - nigdy nie robił podobnej rzeczy. Zachlapał wtedy całą podłogę, zapadła ciemna noc, ale wreszcie skończył pracę. I jadł - mógł zjeść tyle, ile zdołał, a przegłodzony półolbrzym był w stanie pochłonąć tygodniowe zapasy na raz.
Był tam też starszy chłopiec, który początkowo patrzył na niego spode łba. Być może wyczuwał w Ogdenie zagrożenie. Często się bili - Siergiej dość długo wygrywał, ale kiedy w pewnym momencie Oli’emu udało się wypracować poprawny cios i z obu stron polała się krew, Aleksander poczęstował ich wódką, która rozwiązała języki i przełamała wszystkie lody. Bardzo szybko przeszli od upicia się do snu, ale z każdym kolejnym wieczorem nabierali większej wprawy w zachowaniu trzeźwości pomimo spożytego alkoholu. Półolbrzym nie był jednak darmozjadem, dni nie upływały mu jedynie na biciu się z bratem czy upijaniu się z resztą rodziny - uczył się też poprawnie kraść oraz przemycać nielegalne towary. Aleksander od razu zauważył w nim potencjał - półolbrzym w jego szajce stanowił cenny nabytek, nawet jeśli do jego wychowania musił poświęcić masę czasu. Oli często robił za kuriera, przynosił do domu pieniądze lub fanty, które później Dolohov spieniężał, więc zarabiał sam na siebie, a także na swojego opiekuna. Zżył się zarówno z Siergiejem jak i jego ojcem - stanowili specyficzną, ale silną rodzinę.
Aż dostał list z Hogwartu.
Siergiej uczył się w Durmstrangu - Oli nie potrafił nauczyć się żadnego języka. Bez względu na to jak długo ślęczał nad książkami, jak próbował składać zgłoski w słowa, norweski nie chciał zakorzenić się w jego umyśle. Musiał iść do Hogwartu. I to go zgubiło. Bez żadnej przyjaznej duszy jedenastoletni półolbrzym narażony był na niekończące się pasmo porażek. Pierwszego września zdołał zmieścić się w pociągu, ale w późniejszych latach musiał dostawać się do szkoły na własną rękę. W przedziale nikt nie chciał obok niego siedzieć - za plecami słyszał jedynie szepty oraz śmiechy. Kiedy sam próbował nawiązywać znajomości, uczniowie uciekali w popłochu. Wyglądał niechlujnie z długimi włosami, zniszczonymi ubraniami, z w nie lepszym stanie książkami. Starał się uśmiechać pragnąc akceptacji, ale jego marzenia prędko zostały brutalnie stłamszone.
Najwięcej nacierpiał się podczas ceremonii przydziału - usiadł na stołku tak niefortunnie, że ten się rozleciał na wszystkie strony, a to wszystko w akompaniamencie śmiechu z sali. Kiedy podsunięto nowy, Tiara Przydziału dość długo wahała się nad domem dla Ogdena. Nie pasował do żadnego z czterech, jednak któryś należało wybrać. Ostatecznie padło na Gryffindor. Jednak zamiast gromkich braw jak w przypadku innych uczniów, w pomieszczeniu zaległa nieznośna, krępująca cisza. Po chwili przerwana kilkoma wątłymi oklaskami nauczycieli. Usiadłszy przy stole nie spotkał się z aprobatą uczniów, którzy się od niego odsunęli. Próby zagadania spełzły na niczym - odpowiedziała mu ponownie cisza.
Jeszcze chwilę zabiegał o uwagę innych, ale natrafiając na mur milczenia lub strachu, odpuścił. Z biegiem czasu stał się nieznośny, a im bardziej rósł w górę oraz w siłę, tym mocniej dokuczał innym uczniom. Wrzucał im złapane żaby za kołnierze, zawieszał ich wysoko za koszulę, podkradał drobne pieniądze, a za nie kupował w Hogsmeade łajnobomby, które podrzucał części najbardziej irytujących ludzi w szkole. Specjalnie stawał obok arystokratów chcąc im dopiec, zresztą im też rzadko szczędził złośliwości. Bardzo często odbywał szlabany, szczególnie na sprzątaniu w Sali Pamięci. Nie uczył się dobrze - nie miał smykałki do magii. Najlepiej wychodziły mu zaklęcia oraz OPCM, ale i tak był daleko w tyle za innymi uczniami. Całe szkolne życie czuł się niepotrzebnym, a frustrację z tym związaną wyładowywał agresją oraz atakiem słownym.
Ogg nie uczył wtedy w Hogwarcie. Wziął urlop zdrowotny, który wykorzystał na poszukiwania syna, którego pragnął odnaleźć po latach; wrócił dużo później, kiedy Oli opuścił szkołę. Nie spotkali się.
Mimo przeciwności losu Ogden raz się zakochał. W Puchonce - była miła, posiadała dwie przyjaciółki, a tak to też spędzała czas samotnie. Czasem ją zagadywał, później na meczach Quidditcha domowej drużyny nosił ją na ramionach, żeby lepiej widziała grę. Wszystko się skończyło kiedy pewnego dnia powiedziała mu, że nie mogą się dłużej spotykać, bo jej przyjaciółki śmieją się z niej, że rozmawia z potworem. Zabolało go to do tego stopnia, że jej oraz tym dziewczętom dokuczał jeszcze bardziej niż pozostałym uczniom. Zgorzkniał wtedy na dobre - odrzucił czcze marzenia o normalnym życiu. Zatęsknił za Nokturnem, miejscu, gdzie był kimś, a nie tylko potworem.
Przed SUM-ami zrezygnował z dalszej edukacji wiedząc, że nie ma szans zdać wszystkich egzaminów. Wrócił na stare śmieci, czyli na Nokturn, do Aleksandra. Mężczyzna uczył go teoretycznych podstaw zaklęć czy OPCM, a kiedy Oli skończył 17 lat, mógł przystąpić nawet do praktyki. Odkrył wtedy, że nie potrzebował wcale tego całego Hogwartu - oprócz przykrości nie dał mu od siebie nic, nawet konkretnej wiedzy.
Przyniosło mu to niewysłowioną ulgę.
Wakacje, a później i cały czas, spędzał w domu i to były najszczęśliwsze jego chwile. Podczas wolnego Aleksander uczył swoich synów czarnej magii uznając, że ta przyda im się w życiu. Oli nigdy nie był zbyt bystry ani pojętny, zdołał zapamiętać jedynie podstawy tej strasznej dziedziny - i tak wolał sprawiać innym ból własnymi mięśniami. Po szkole wrócił na stare śmieci już jako porządnych gabarytów, rosły chłopak. Trenował muskulaturę, coraz chętniej wdając się w nokturnowe konflikty. Nie przeszkadzały mu rany, złamany nos. Raz ktoś mu pokiereszował szczękę - cholernie bolało. Uzależnił się jednak od tego uczucia. Przez jakiś czas brał udział w nielegalnych walkach na pieniądze, czerpiąc z niej autentyczną przyjemność. Blizna na obojczyku to pamiątka po wbiciu pogrzebacza w jego ciało, aż pękła kość. Te na plecach zafundował sobie kiedy przeciwnik po jego odwrocie przywalił mu rozbitą butelką - dwa odłamki szkła bardzo głęboko rozorały mu skórę. Blizny na łydce nabawił się podczas awantury, kiedy pokonany przeciwnik jednak zdołał się jeszcze ruszać - uczepił się jego kostki oraz wbił mu nóż w nogę, wywalając na wierzch mięśnie. Nie przeszkadzało mu to wtedy - karał się za swoje życie, za siebie samego, na co nawet nie miał wpływu. Kiedy wreszcie otrzeźwiał i przestał, imał się naprawdę różnych prac. Raz nawet ród Yaxley zatrudnił go do sprzątania odchodów po trollach - niestety szybko wyleciał z roboty za próbę bałamucenia wypoczywających w ogrodach lady. Często podrywał kobiety, nie będąc przy tym ani subtelnym, ani bystrym. Stał się grubiański, bezczelny oraz głupkowaty, możliwe, że przez prowadzone życie. W głównej mierze obfitowało ono w bójki oraz upijanie się w podejrzanych melinach. Był jednak też kurierem oraz przemytnikiem, niemal taranując sobie przejście od pracodawcy do klienta. Potrafił mordować, sprzedawać organy, okradać ludzi na ulicach - robił wszystko, co ktoś mu zlecał i za co mógł dostać pieniądze. Raz zadarł z kimś, z kim nie powinien - to był ktoś wysoko postawiony. Złapali go, spędził długie miesiące w Tower. Po pobycie w tamtym miejscu postanowił zrobić sobie tatuaże na bicepsach; nie symbolizują one niczego konkretnego, ale dumnie szpecą jego ręce. Nauczył się też przyrządzać szczury, chociaż nie pamięta na nie przepisu - zresztą zawsze, jak próbuje coś ugotować, to myli składniki oraz proporcje, a jego jedzenie jest nieskończenie ohydne. Jemu to nie przeszkadza, je tylko, żeby zaspokoić głód.
Szedł przez życie dość samotnie, lubując się w ulicznych dziewkach za półdarmo, ale poznanie Lamii było inne niż wszystkie - to ona go uwiodła, nie on ją. Co było naprawdę dziwne i gdyby był inteligentny, od razu wywęszyłby spisek. Niczego jednak nie rozumiejąc wplątał się w niecodzienny układ polegający na ochronie jej osoby oraz wykonywaniu innych, drobnych usług. W zamian ofiarowywała swoje ciało oraz klątwy, których działania nie pojmował, ale przydawały się przy odstraszaniu trudnych do uspokojenia za pomocą pięści wrogów. Spędzili ze sobą już kilka burzliwych lat, nie raz kłócąc się jak stare małżeństwo, którym nigdy nie byli - wywiązała się między nimi specyficzna, chociaż na pewno wybuchowa więź, trwająca do tej pory. Pomijając Dolohovów, to chyba jego najdłuższa znajomość - a już na pewno z kobietą.
Nigdy nie szukał ojca, Ogga, chociaż kiedyś udało mu się zdobyć o nim nikłe informacje. Wierzy, że ten ułożył sobie życie bez niego. Z każdym dniem tęsknił za nim coraz mniej, aż jego serce w tym miejscu wypełniła pustka. Podobna do tej odczuwanej w murach szkoły. Oli skrupulatnie zalewa ją Starą Whisky Ogdena.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 2 | +2 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 2 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 1 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 42 | Brak |
Zwinność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Zastraszanie | II | 10 |
Zręczne ręce | II | 10 |
Kłamstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność psychiczna | I | 5 (0) |
Wytrzymałość fizyczna | IV | 20 |
Szczęście | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (półolbrzym) | - | 0 |
Reszta: 16 |
Różdżka
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Oli Ogden dnia 25.06.17 19:59, w całości zmieniany 5 razy
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
Witamy wśród Morsów
[22.11.17] Zdobycie osiągnięcia: Ślepy los, +30 PD
[30.01.18] Udział w wydarzeniu I nie było już nikogo, +120 PD
[22.05.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: odłamek spadającej gwiazdy (1 kawałek)
[07.09.18] Zdobycie osiągnięć: Weteran, Na głowie kwietny ma wianek, Osiłek, Rudy 102, Księżniczka na wieży; +280 PD