Alejka nad brzegiem rzeki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Alejka nad brzegiem rzeki
Wiecznie zamglony spacerniak nad brzegiem Tamizy to dość ponure, ale klimatyczne miejsce. Drogę rozświetlają wysokie, bogato zdobione latarnie, a szum wód zagłusza zgiełk miasta. Przy mostku unosi się przypięta do brzegu barka. Choć jest to samo serce miasta, wydaje się tu być nieco ciszej, niż w innych rejonach City of London. Przestrzeni nie ożywia żadna roślinność, alejka ułożona jest z nierównych, kocich łbów. Odpowiednie miejsce na samotne spacery i dekadenckie rozważania. Roztacza się stąd bardzo dobry widok na wieżę Big Bena majaczącą ponad innymi wysokimi budynkami.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 27.08.18 15:11, w całości zmieniany 1 raz
Dla Mulcibera nie istniały przeszkody nie do pokonani, mury nie do zburzenia, mugolskie przejścia przepełnione pokracznymi machinami nie do przebycia...Alisa doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Dlatego pomimo kotłującego się wewnątrz niej strachu zadarła wojowniczo podbródek, a powieki nieco przymknęła. Zwilżyła usta w momencie w którym tuż przednią śmignął kolejny pojazd, a wybudzony przez niego pęd owiał jej twarz. Poprawiła kosmyk oraz kaptur swej szaty. Jawił się on jej w tym momencie, jako talizman ochrony przed tym mugolskim światem. Wydostanie się stąd? Zmarszczyła nosek nakazując sobie skupienie. Doprawdy...
W kolejnej chwili podskoczyła nieznacznie z zaskoczenia. Skupiona na analizie zjawiska kompletnie zapomniała, że świat jest w stanie wchodzić z nią interakcje. Choć pewną nowością było dla niej to, że z takim nietaktem. Odzyskała rezon
- Mulciber. Panna Mulciber - poprawiła dziewczynę chłodno, uważając za pewien priorytet uświadomienie nieznajomej o pewnych zasadach. Przykładowo Alisa nie wyobrażała sobie by ktokolwiek z poza jej rodziny mógł pozwolić sobie na podobną poufałości - Nie przypominam sobie, byśmy się kiedykolwiek wcześniej widziały, a tym bardziej pozwalały sobie na przejście na stopę...koleżeńską - ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Za bardzo była świadoma tego, że znajduje się w świecie mugoli oraz tego, że prawdopodobnie rozmawia teraz z mugolem. Okropieństwo. Kącik ust drgnął jej w pewnym zniesmaczeniu - Co za głupota - prychnęła, uznając uwagę o swoim rzekomym zdezorientowaniu za niewłaściwy przytyk - Będzie w lepszym, jeśli za trzymasz dla mnie te...- szukała w myślach odpowiedniego określenia na te poruszające się fenomeny -...jeśli sprawisz, że się dla mnie zatrzymają tak, jak zrobił to tamten mężczyzna - wskazała brodą człowieka, który podczas ich wymiany zdań przedarł się przez przejście na drugą stronę - Śpieszy mi się - na co więc czekasz, pędraku?
W kolejnej chwili podskoczyła nieznacznie z zaskoczenia. Skupiona na analizie zjawiska kompletnie zapomniała, że świat jest w stanie wchodzić z nią interakcje. Choć pewną nowością było dla niej to, że z takim nietaktem. Odzyskała rezon
- Mulciber. Panna Mulciber - poprawiła dziewczynę chłodno, uważając za pewien priorytet uświadomienie nieznajomej o pewnych zasadach. Przykładowo Alisa nie wyobrażała sobie by ktokolwiek z poza jej rodziny mógł pozwolić sobie na podobną poufałości - Nie przypominam sobie, byśmy się kiedykolwiek wcześniej widziały, a tym bardziej pozwalały sobie na przejście na stopę...koleżeńską - ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Za bardzo była świadoma tego, że znajduje się w świecie mugoli oraz tego, że prawdopodobnie rozmawia teraz z mugolem. Okropieństwo. Kącik ust drgnął jej w pewnym zniesmaczeniu - Co za głupota - prychnęła, uznając uwagę o swoim rzekomym zdezorientowaniu za niewłaściwy przytyk - Będzie w lepszym, jeśli za trzymasz dla mnie te...- szukała w myślach odpowiedniego określenia na te poruszające się fenomeny -...jeśli sprawisz, że się dla mnie zatrzymają tak, jak zrobił to tamten mężczyzna - wskazała brodą człowieka, który podczas ich wymiany zdań przedarł się przez przejście na drugą stronę - Śpieszy mi się - na co więc czekasz, pędraku?
Nie chciała jej wystraszyć. Cece poczuła lekkie wyrzuty sumienia, kiedy zakapturzona kobieta drgnęła znacząco, zaniepokojona jej nagłym wtargnięciem w jej świat. Najwyraźniej zamyśliła się równie mocno, jak ona sama przed momentem. Nieco zmartwiona przysunęła dłoń do warg, tak, jak robiła to w podobnych chwilach i słuchała pouczenia wciąż z tym samym wyrazem twarzy. Tyle, że teraz ciężko było powiedzieć co tak naprawdę sobie pomyślała, skoro wywód panny Mulciber nie zmienił mimiki jej twarzy ani na jotę. Sykes nawet nie czuła zdenerwowania arogancją nieznajomej. Ewidentnie kojarzyła to nazwisko, więc wiedziała z czym może się wiązać napotkanie czarodzieja czystej krwi w mugolskim świecie, a była jednocześnie chyba zbyt łagodna, aby przejmować się podobnymi niuansami jak czyjaś niechęć. Mentalnie westchnąwszy pogodziła się z tą sytuacją.
- Panno Mulciber - zaczęła, chcąc ukrócić dalsze wywody na temat koleżeńskich stóp i pośpiechu. - Obawiam się, iż będziesz musiała zaczekać. - oznajmiła, wskazując dłonią na czerwony poblask świateł tuż przed nimi. - Jeżeli cierpliwie zaczekasz, światło za moment znowu będzie zielone. - nie zorientowała się w pierwszej chwili, że kobiecie zapewne niewiele to powiedziało. Wyglądała teraz na nieco zniecierpliwioną jej niewiedzą w tym temacie. Gdyby tylko czarodzieje czystej krwi przykładali tyle uwagi do mugoloznawstwa, ile przykładają do nauki drzew genealogicznych i kosztowania trunków na bankietach, żadne z nich nie miałoby problemu z przejściem przez pasy. - Proszę, podejdź tutaj. Za chwilę się zatrzymają. - wyjaśniła i w przypływie dobroci zdobyła się na wydobycie ze swojego głosu tonu łagodnej cierpliwości, gdy poruszyła się o kilka kroków naprzód, zatrzymując się przy krawędzi jezdni. Samochody raz po raz mijały jej postać, a Cece odliczała już sekundy do zmiany cyklu. Niech jej będzie, przeprowadzi ją przez te światła. Nie chciałaby być potem osobą, która musiałaby ją reanimować, gdyby któryś z mugoli ją potrącił. Jej sumienie zostałoby niepotrzebnie obciążone.
- Panno Mulciber - zaczęła, chcąc ukrócić dalsze wywody na temat koleżeńskich stóp i pośpiechu. - Obawiam się, iż będziesz musiała zaczekać. - oznajmiła, wskazując dłonią na czerwony poblask świateł tuż przed nimi. - Jeżeli cierpliwie zaczekasz, światło za moment znowu będzie zielone. - nie zorientowała się w pierwszej chwili, że kobiecie zapewne niewiele to powiedziało. Wyglądała teraz na nieco zniecierpliwioną jej niewiedzą w tym temacie. Gdyby tylko czarodzieje czystej krwi przykładali tyle uwagi do mugoloznawstwa, ile przykładają do nauki drzew genealogicznych i kosztowania trunków na bankietach, żadne z nich nie miałoby problemu z przejściem przez pasy. - Proszę, podejdź tutaj. Za chwilę się zatrzymają. - wyjaśniła i w przypływie dobroci zdobyła się na wydobycie ze swojego głosu tonu łagodnej cierpliwości, gdy poruszyła się o kilka kroków naprzód, zatrzymując się przy krawędzi jezdni. Samochody raz po raz mijały jej postać, a Cece odliczała już sekundy do zmiany cyklu. Niech jej będzie, przeprowadzi ją przez te światła. Nie chciałaby być potem osobą, która musiałaby ją reanimować, gdyby któryś z mugoli ją potrącił. Jej sumienie zostałoby niepotrzebnie obciążone.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Panno Mulciber
- Tak? - spytała patrząc w końcu na kobietę przed nią stojąca jak na potencjalnego towarzysza rozmowy, zupełnie jakby dopiero teraz akceptując w swoim otoczeniu obecność drugiej osoby. Niechętnie. Czasem niestety trzeba było.
- Czy ja nie mówię po angielsku? - pomiędzy jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka konsternacji - W mojej wypowiedzi ni było krzty wzmianki na temat jakichkolwiek świateł. Kompletnie zatem nie rozumiem powodu wylewania na mnie przez twoją osobę tej informacji ich dotyczących. Chodzi mi o zatrzymanie tych...powozów - sfrustrowana machnęła wzgardliwie ręką w stronę śmigających po jezdni samochodów zastanawiając się czy angielski czarodziei oraz mugoli był tak bardzo różny czy tez może trafił jej się jakiś na wpół inteligentny egzemplarz mugola. Bądź co gorsza - wszystko na raz.
- Możesz prosić - zauważyła oschle dając do zrozumienia kobiecie, że nie ma prawa czegokolwiek od niej wymagać. Uniosła jeszcze do tego lekko podbródek, by dać do zrozumienia, ze to wcale nie z powodu obawy. Po prostu stała więc w odległości uznanej przez siebie za stosowną.
- Daleko stąd do Tower? - spytała patrząc przed siebie i próbując zmierzyć ile trwa wg. nieznajomej "chwila". Mimo wszystko nie wiedziała gdzie się znajduje, nie posiadała różdżki. Wiedziała jednak, że przy Tower of London, będącym więzieniem musiał istnieć w okolicy jakiś publiczny świstoklik. O innych nie miała pojęcia bądź też najzwyklej w świecie o nich nie pomyślała.
- Tak? - spytała patrząc w końcu na kobietę przed nią stojąca jak na potencjalnego towarzysza rozmowy, zupełnie jakby dopiero teraz akceptując w swoim otoczeniu obecność drugiej osoby. Niechętnie. Czasem niestety trzeba było.
- Czy ja nie mówię po angielsku? - pomiędzy jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka konsternacji - W mojej wypowiedzi ni było krzty wzmianki na temat jakichkolwiek świateł. Kompletnie zatem nie rozumiem powodu wylewania na mnie przez twoją osobę tej informacji ich dotyczących. Chodzi mi o zatrzymanie tych...powozów - sfrustrowana machnęła wzgardliwie ręką w stronę śmigających po jezdni samochodów zastanawiając się czy angielski czarodziei oraz mugoli był tak bardzo różny czy tez może trafił jej się jakiś na wpół inteligentny egzemplarz mugola. Bądź co gorsza - wszystko na raz.
- Możesz prosić - zauważyła oschle dając do zrozumienia kobiecie, że nie ma prawa czegokolwiek od niej wymagać. Uniosła jeszcze do tego lekko podbródek, by dać do zrozumienia, ze to wcale nie z powodu obawy. Po prostu stała więc w odległości uznanej przez siebie za stosowną.
- Daleko stąd do Tower? - spytała patrząc przed siebie i próbując zmierzyć ile trwa wg. nieznajomej "chwila". Mimo wszystko nie wiedziała gdzie się znajduje, nie posiadała różdżki. Wiedziała jednak, że przy Tower of London, będącym więzieniem musiał istnieć w okolicy jakiś publiczny świstoklik. O innych nie miała pojęcia bądź też najzwyklej w świecie o nich nie pomyślała.
Jej arogancja zdecydowanie wpływała niekorzystnie na cierpliwość Cece. Każdy miał jakieś granice, a chociaż Sykes z zasady miała je niezwykle daleko położone, tak nie potrafiła przełykać zniewag z jakąś ogromną łatwością, gdy przychodziło do otrzymywania ich w zamian za pomoc płynącą wprost z głębi serca. Mogła ją zignorować i zostawić w samym sercu Londynu. W końcu któryś z „powozów” by ją potrącił, gdy w niezwykle idiotycznym odruchu zechciałaby wreszcie wymusić pierwszeństwo, a ona z wielką chęcią obserwowałaby jak jej członki przetrącają kolejne koła. Ach, czemu się tak oszukiwała. Oczywiście, że nie potrafiłaby na to patrzeć. Oczywiście, że rzuciłaby się jej na pomoc nawet wtedy, gdyby Alisa dopiero co zamordowała na jej oczach co najmniej dziesiątkę mugoli. Miała niezwykle miękkie i dobre serce. Zacisnęła więc wargi, nie chcąc zniżać się do nieuprzejmości i milczała, wpatrując się uparcie w mijające ich pojazdy, jakie powozów nijak nie przypominały.
- Och, tak - odpowiedziała sucho, czując do siebie niechęć, gdy uświadomiła sobie ze zgryźliwą radością jak wiele przejść dla pieszych do pokonania jest jeszcze przed panną Mulciber. - Wiele powozów do zatrzymania stąd. - wpatrzyła się w zwalniające pojazdy, pewna, że za kilka sekund uda im się wreszcie opuścić jedno ze skrzyżowań. Wreszcie wszystko wyhamowało, a mugole zebrani wokół nich ruszyli, sprawnie przekraczając ulicę, a wraz z nimi Cece. Obejrzała się jednak na Alisę, widząc jak wciąż stoi niczym wrośnięta w ziemię. - Można iść - zauważyła oczywiście, chcąc ją ponaglić, a następnie pozwoliła swej trasie się zakończyć, gdy znalazła się już po drugiej stronie ulicy. Co za głupota. Teraz będzie musiała znowu wrócić na drugą stronę, a podziękowań za to ogromne poświęcenie na pewno nie miała szans się doczekać. Nie z niewyparzonych ust panny Mulciber.
- Och, tak - odpowiedziała sucho, czując do siebie niechęć, gdy uświadomiła sobie ze zgryźliwą radością jak wiele przejść dla pieszych do pokonania jest jeszcze przed panną Mulciber. - Wiele powozów do zatrzymania stąd. - wpatrzyła się w zwalniające pojazdy, pewna, że za kilka sekund uda im się wreszcie opuścić jedno ze skrzyżowań. Wreszcie wszystko wyhamowało, a mugole zebrani wokół nich ruszyli, sprawnie przekraczając ulicę, a wraz z nimi Cece. Obejrzała się jednak na Alisę, widząc jak wciąż stoi niczym wrośnięta w ziemię. - Można iść - zauważyła oczywiście, chcąc ją ponaglić, a następnie pozwoliła swej trasie się zakończyć, gdy znalazła się już po drugiej stronie ulicy. Co za głupota. Teraz będzie musiała znowu wrócić na drugą stronę, a podziękowań za to ogromne poświęcenie na pewno nie miała szans się doczekać. Nie z niewyparzonych ust panny Mulciber.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Choć zapewniała całą sobą, iż nie odczuwa niepokoju bądź strachu to jednak siebie samej nie mogła oszukać. Nie podeszła bliżej nie wiedząc jak to mogłoby się dla niej to skończyć. Zdecydowała się na rozsądną jej zdaniem odległość - od ulicy, jak i od nieznajomej kobiety. Przezorna, nieufna, wyniosła - niewątpliwie takie sprawiała wrażenie i nie musiała nic mówić by zostać w ten sposób zaszufladkowaną.
- Szydzisz ze mnie - zauważyła. Nie miała zamiaru udawać, że tego nie usłyszała i zapaść się w sobie, tak, jak to większość osób miała w zwyczaju robić po takich uwagach. Była Mulciberem i takie słowa, wypowiadane w taki sposób, w jej kierunku traktowała jako rzucenie rękawicy nie tylko jej, a całej jej rodzinie. Spojrzała więc na nią znów inaczej. Jak na skrajnie głupią bądź nieumyślnie odważną. Dźwignęła koniuszek ust delikatnie, malując na swym obliczu tajemniczą linię satysfakcji na wizje tego co podpowiadały jej myśli.
- Jak się nazywasz? - spytała nie zła, nie frustrowana, nie rozbawiona, nie obojętnie, a tonem typowym dla urzędnika, który wypełnia w jakimś celu wniosek petenta. Wszystko miało przyczynę i skutek, prawda? Zmrużyła przy tym powieki i wydęła wargę w geście dezaprobaty na zachowanie kobiety. Myśli, że z kim rozmawia...? Mulciber przeszła przez jezdnię i zaczęła podążać tym samym żwawym tempem przed siebie. Musiała się śpieszyć skoro miała do pokonania wiele powozów drogi.
- Szydzisz ze mnie - zauważyła. Nie miała zamiaru udawać, że tego nie usłyszała i zapaść się w sobie, tak, jak to większość osób miała w zwyczaju robić po takich uwagach. Była Mulciberem i takie słowa, wypowiadane w taki sposób, w jej kierunku traktowała jako rzucenie rękawicy nie tylko jej, a całej jej rodzinie. Spojrzała więc na nią znów inaczej. Jak na skrajnie głupią bądź nieumyślnie odważną. Dźwignęła koniuszek ust delikatnie, malując na swym obliczu tajemniczą linię satysfakcji na wizje tego co podpowiadały jej myśli.
- Jak się nazywasz? - spytała nie zła, nie frustrowana, nie rozbawiona, nie obojętnie, a tonem typowym dla urzędnika, który wypełnia w jakimś celu wniosek petenta. Wszystko miało przyczynę i skutek, prawda? Zmrużyła przy tym powieki i wydęła wargę w geście dezaprobaty na zachowanie kobiety. Myśli, że z kim rozmawia...? Mulciber przeszła przez jezdnię i zaczęła podążać tym samym żwawym tempem przed siebie. Musiała się śpieszyć skoro miała do pokonania wiele powozów drogi.
Wywróciłaby oczami, gdyby tylko jej zdolność do samokontroli była mniejsza. Chociaż najwidoczniej nie była dość wysoka, co mogła ocenić po słowach panny Mulciber. Zmarszczyła brwi, jakby zaniepokojona wnioskami, które wyciągnęła.
- W żadnym razie - zaprzeczyła, zgodnie ze swoim sumieniem. Nie odzywała się najgrzeczniej, ale z pewnością nie zamierzała jej znieważać. Chociaż czy naprawdę udało jej się tego nie zrobić. - odpowiadałam jedynie na pytanie - dodała jeszcze, chociaż dyskusja z tą osobą w jej mniemaniu nie miała większego sensu. Alisa wydawała się wszystko wiedzieć lepiej, a Sykes nie dość, że nie była do tego odpowiednią osobą, ale również nie miała ochoty na wyprowadzanie jej z błędu. - Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - odparowała, spoglądając na nią ze spokojem, chociaż jej brwi uniosły się nieznacznie. Kim była ta dziewczyna? Co miał znaczyć ton jej głosu? Na czole Cece utworzyła się nieznaczna zmarszczka, symbolizująca głębokie rozmyślania, ale nic poza tymi pięcioma słowami nie wydostało się spomiędzy jej warg. Kiedy przeszła na drugi koniec przejścia zatrzymała się. Cykl świateł dobiegał końca i miał za moment rozpocząć się na nowo. Niech sobie panienka Mulciber podąża swoją ścieżką, jej wcale nie spieszyło się do Tower.
- W żadnym razie - zaprzeczyła, zgodnie ze swoim sumieniem. Nie odzywała się najgrzeczniej, ale z pewnością nie zamierzała jej znieważać. Chociaż czy naprawdę udało jej się tego nie zrobić. - odpowiadałam jedynie na pytanie - dodała jeszcze, chociaż dyskusja z tą osobą w jej mniemaniu nie miała większego sensu. Alisa wydawała się wszystko wiedzieć lepiej, a Sykes nie dość, że nie była do tego odpowiednią osobą, ale również nie miała ochoty na wyprowadzanie jej z błędu. - Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - odparowała, spoglądając na nią ze spokojem, chociaż jej brwi uniosły się nieznacznie. Kim była ta dziewczyna? Co miał znaczyć ton jej głosu? Na czole Cece utworzyła się nieznaczna zmarszczka, symbolizująca głębokie rozmyślania, ale nic poza tymi pięcioma słowami nie wydostało się spomiędzy jej warg. Kiedy przeszła na drugi koniec przejścia zatrzymała się. Cykl świateł dobiegał końca i miał za moment rozpocząć się na nowo. Niech sobie panienka Mulciber podąża swoją ścieżką, jej wcale nie spieszyło się do Tower.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miała wrażenie, że ten śmieszny mugol robił sobie z niej żarty, a co gorsza ona sama nie była w stanie nic z tym zrobić bo nie miała przy sobie różdżki. Może jakoś to wszystko dałoby się jakoś poratować, tą absurdalną sytuację i sposób w jaki Alisa zabierała się za jej rozwiązanie, lecz niestety panience Mulciber brakowało zrozumienia i pewnego wyczucia. Och, gdyby ona sama zdawała sobie sprawę ze swych braków, przejęła się nimi i popracowała...jej życie, jak i życie tych z którymi miała do czynienia na co dzień niewątpliwie stałoby się...prostsze. Delikatnie rzecz ujmując. A tak robiła sobie pod górę przeświadczona, że inaczej się nie da nabierając nowe wiadro wrogów - bezimiennych.
Alisa westchnęła ostentacyjnie nie dowierzając w to co słyszała. Oczywiście, że miało. Jak inaczej miała uwiązać klątwę do osoby nie znając jej imienia? Jeszcze nie wymyśliła zaklęcia które coś takiego poczyniłoby za pomocą rysopisu. Słowa niezaprzeczalnie miały w sobie moc zwłaszcza te przypisane do osoby z dniem urodzenia.
Ale czy to było warte podnoszenia sobie ciśnienia...? Właśnie, Mulciber - masz rzeczy do robienia, a przekomarzasz się z kimś takim. Skrzywiła się i podążyła przed siebie ignorując przy tym istnienie kobiety, której użyteczność dobiegła końca. Całe szczęście.
|zt (przepraszam, za zamułe ;-;)
Alisa westchnęła ostentacyjnie nie dowierzając w to co słyszała. Oczywiście, że miało. Jak inaczej miała uwiązać klątwę do osoby nie znając jej imienia? Jeszcze nie wymyśliła zaklęcia które coś takiego poczyniłoby za pomocą rysopisu. Słowa niezaprzeczalnie miały w sobie moc zwłaszcza te przypisane do osoby z dniem urodzenia.
Ale czy to było warte podnoszenia sobie ciśnienia...? Właśnie, Mulciber - masz rzeczy do robienia, a przekomarzasz się z kimś takim. Skrzywiła się i podążyła przed siebie ignorując przy tym istnienie kobiety, której użyteczność dobiegła końca. Całe szczęście.
|zt (przepraszam, za zamułe ;-;)
Brak odpowiedzi był w gruncie rzeczy jednym z tych niewielu pozytywnych elementów dnia dzisiejszego. Sykes nie była w nastroju na dalsze sprzeczanie się z Alisą, o Merlin raczy wiedzieć co, tak naprawdę i gdyby tylko spomiędzy jej warg wydostała się jeszcze jedna pretensjonalna uwaga do kolekcji, nad głową Cece skłonny były pojawić się najprawdziwsze ciemne chmury. Takie z groźnie pomrukującymi błyskawicami. Na szczęście, żadna z dam nie musiała rozpatrywać wszystkich ewentualności. Oddalenie się ciemnowłosej zmory przysporzyło jej samej prawdziwej radości. Nie spoglądała już nawet w kierunku oddalającej się Mulciberówny, mając nadzieję, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy zdecydowała się na spontaniczną pomoc komuś takiemu. Nie oczekiwała pokłonów, ani niczego podobnego, a jednak nie potrafiła wyobrazić sobie człowieka, który mógłby ludzką uprzejmość zbyć dumą i niechęcią. Nie wróżąc Alisie dobrej przyszłości (na szczęście Cece jasnowidzem nie była, więc jej przewidywania w żadnym razie wiążące być nie mogły), westchnęła z ulgą, gdy światło zmieniło barwę na nieco przybrudzoną zieleń. Dołączywszy do tłumu na przejściu, szybko wmieszała się w grupkę mugoli i oddaliła się w tylko sobie znanym kierunku. Byle dalej od tych felernych pasów, Tower of London i towarzystwa tej niewdzięcznej dziewczyny.
|zt
|zt
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|16 kwietnia
Gdyby miała zdefiniować swoje postanowienia, to nazwałaby je po prostu nietrwałymi. Chociaż niektórych dawała radę dotrzymywać, tak postanowienie o odrzuceniu części nawyków ze "starego życia" jej nie wychodziło. Znowu biegała po barach, dalej nie lubiła ludzi i co najgorsze, zgodziła się spotkać z człowiekiem, który raczej utrudniał jej te postanowienia, niż w nich pomagał. I w zasadzie jeszcze nie była pewna dlaczego się tu pojawiła - być może kierowała nią ciekawość, ot, zwykła życiowa nuda, której doznawała w ostatnim czasie albo stęskniła się za twardym, rosyjskim akcentem, który w połączeniu z językiem angielskim dawał śmieszny efekt, nie pasujący do powagi tego mężczyzny.
Musiała też przyznać, że zaskoczyła ją wiadomość od Macnair'a, bo wychodziła z założenia, że już dawno o sobie zapomnieli. Biznes to biznes, jedna noc to jedna noc, bez rozdrabniania się i zbędnych emocji, do których chyba żadne z nich nie było przyzwyczajone. Odpisała, wyznaczyła miejsce i datę a kiedy nadchodziła godzina, z wielkim ociąganiem przymaszerowała na alejkę nad brzegiem rzeki, gdzie widziała się z Drew po raz ostatni trochę temu.
Nie była zdenerwowana, bo nie miała prawdopodobnie czym; może bardziej zniecierpliwiona, kiedy marzła dość późnym wieczorem na jednej z ławek paląc papierosa. A miała nie palić - wiadomo, obiecała sobie. Podobno. Bo wszystkie te obietnice ostatnimi czasy wsadzała sobie gdzieś. W oczekiwaniu obserwowała sobie pobliskie mieszkania zastanawiając się przez moment dlaczego ci ludzie jeszcze nie śpią i co właściwie teraz muszą sobie myśleć, kiedy wyglądając przez okno dostrzegali młodą, samotną kobietę tkwiącą pod jedną z londyńskich latarni.
Gdyby miała zdefiniować swoje postanowienia, to nazwałaby je po prostu nietrwałymi. Chociaż niektórych dawała radę dotrzymywać, tak postanowienie o odrzuceniu części nawyków ze "starego życia" jej nie wychodziło. Znowu biegała po barach, dalej nie lubiła ludzi i co najgorsze, zgodziła się spotkać z człowiekiem, który raczej utrudniał jej te postanowienia, niż w nich pomagał. I w zasadzie jeszcze nie była pewna dlaczego się tu pojawiła - być może kierowała nią ciekawość, ot, zwykła życiowa nuda, której doznawała w ostatnim czasie albo stęskniła się za twardym, rosyjskim akcentem, który w połączeniu z językiem angielskim dawał śmieszny efekt, nie pasujący do powagi tego mężczyzny.
Musiała też przyznać, że zaskoczyła ją wiadomość od Macnair'a, bo wychodziła z założenia, że już dawno o sobie zapomnieli. Biznes to biznes, jedna noc to jedna noc, bez rozdrabniania się i zbędnych emocji, do których chyba żadne z nich nie było przyzwyczajone. Odpisała, wyznaczyła miejsce i datę a kiedy nadchodziła godzina, z wielkim ociąganiem przymaszerowała na alejkę nad brzegiem rzeki, gdzie widziała się z Drew po raz ostatni trochę temu.
Nie była zdenerwowana, bo nie miała prawdopodobnie czym; może bardziej zniecierpliwiona, kiedy marzła dość późnym wieczorem na jednej z ławek paląc papierosa. A miała nie palić - wiadomo, obiecała sobie. Podobno. Bo wszystkie te obietnice ostatnimi czasy wsadzała sobie gdzieś. W oczekiwaniu obserwowała sobie pobliskie mieszkania zastanawiając się przez moment dlaczego ci ludzie jeszcze nie śpią i co właściwie teraz muszą sobie myśleć, kiedy wyglądając przez okno dostrzegali młodą, samotną kobietę tkwiącą pod jedną z londyńskich latarni.
Gość
Gość
Księżyc już dawno przejął pieczę nad malowniczymi, londyńskimi alejkami i swym odbitym blaskiem dodawał im uroku, a przede wszystkim nuty tajemniczości. Zapadający mrok sprzyjał ludziom, którzy niekoniecznie mieli wiele wspólnego z prawem, tym bardziej w czasach niepewnych, gdzie bunt i krew można było dostrzec na każdym kroku. Świat stał się ostrożny, ale nie zapobiegawczy i tym samym nieświadomie napędził spiralę strachu, ponieważ demoniczne osobowości zasiadły za jego sterami ujawniając wewnętrzną siłę. Potęga i władza były najwyżej cenionymi aspektami, co popierał także mężczyzna idący wzdłuż Tamizy z rękami wsuniętymi w kieszenie czarnych spodni. W jego ustach można było dostrzec palący się papieros, który był przyczyną szarej, nikotynowej chmury dymu unoszącej się nad jego głową. Nie był modnie ubrany i na dodatek pachnął ognistą whisky jakiej spore ilości wypił tuż przed spotkaniem z panną Roots. Dzień spędził w domu przy pracy nad uzyskanym tropem, jednak nie przynosiła ona oczekiwanych efektów toteż potrzebował nieco większej dawki ulubionego alkoholu. Nie potrafił przegrywać – jego zmysły płatały mu wtedy figle, jakoby starając się ukarać za popełnione błędy. Wiedza jakiej nie potrafił posiąść doprowadzała go do obłędu i swego rodzaju obsesji powodującej marnowanie kolejnych tygodni, a nawet miesięcy przy znalezieniu powodów ów braków. Wtem nie istniało nic innego, jak on i sterta wertowanych książek mających dać mu upragnione odpowiedzi. Nauka była dla niego najważniejsza, bo wiedział, iż to ona jest kluczem do celów jakie pragnął osiągnąć i nikt, ani nic nie mogło go przed tym powstrzymać. Był egoistą – bezwzględnym egoistą.
Potrzebował kontaktów w swojej branży, więc nigdy nie palił za sobą mostów. Świadomość, że drugi czarodziej jest mu do czegoś potrzebny budziła w nim cząstkę aktorskiej normalności, albowiem wycofanie z codzienności nie było raczej towarzyskim atutem. Starał się wtedy panować nad sobą, unikać kłopotów, a przede wszystkim problematycznych tematów, aby przypadkiem nie nadepnąć na achillesową piętę. Gdy jednak już ów osoba przestała figurować na jego liście must have po prostu ją ignorował, chyba że była niebezpieczna dla jego interesów to wtedy musiał się jej pozbyć. Do tychże celów pielęgnował znajomość z piękną szatynką o niebywale kuszącym uśmiechu i filigranowej figurze, a przede wszystkim pewnych umiejętnościach, które nie były jego mocną stroną.
Zatrzymawszy się za ławką zajmowaną przez Ariadnę ułożył dłonie na jej ramionach i wolnym ruchem kciuków zaznaczył drobne, wystające kości. -Czas mija nieustannie, ale Twoja uroda jest dla niego godnym rywalem, panno Roots.- szepnął nachyliwszy się do jej ucha z tym kpiącym uśmieszkiem błądzącym na ustach.
Potrzebował kontaktów w swojej branży, więc nigdy nie palił za sobą mostów. Świadomość, że drugi czarodziej jest mu do czegoś potrzebny budziła w nim cząstkę aktorskiej normalności, albowiem wycofanie z codzienności nie było raczej towarzyskim atutem. Starał się wtedy panować nad sobą, unikać kłopotów, a przede wszystkim problematycznych tematów, aby przypadkiem nie nadepnąć na achillesową piętę. Gdy jednak już ów osoba przestała figurować na jego liście must have po prostu ją ignorował, chyba że była niebezpieczna dla jego interesów to wtedy musiał się jej pozbyć. Do tychże celów pielęgnował znajomość z piękną szatynką o niebywale kuszącym uśmiechu i filigranowej figurze, a przede wszystkim pewnych umiejętnościach, które nie były jego mocną stroną.
Zatrzymawszy się za ławką zajmowaną przez Ariadnę ułożył dłonie na jej ramionach i wolnym ruchem kciuków zaznaczył drobne, wystające kości. -Czas mija nieustannie, ale Twoja uroda jest dla niego godnym rywalem, panno Roots.- szepnął nachyliwszy się do jej ucha z tym kpiącym uśmieszkiem błądzącym na ustach.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Zastanawiała się czasami dlaczego właściwie to ją wybrał na osobę, która odznaczała się na liście jako must have. Z tysiąca bardziej profesjonalnych alchemików padło akurat na nią - zwykłego cukiernika i niedoszłą pisarkę, która po prostu od dziecka była musztrowana w trzech dziedzinach: eliksirach, zielarstwie i magii leczniczej. Spełniała ambicje swojego ojca, nie mogła mu się sprzeciwić a gdy to zrobiła, dostawała w twarz lub słyszała mniej przychylny komentarz, łamiący jej serce na tysiące drobnych kawałków, co również miało miejsce, kiedy dana rzecz jej nie wyszła. W końcu kawałki się nie pozlepiały a Walijka wychodziła z założenia, że serce jest jej potrzebne już tylko jako organ pompujący krew, natomiast w miejscu tego, co miało stanowić umownie o uczuciach był obcy podrób, który systematycznie rozdrapywany zardzewiałym widelcem po prostu zniknął. Było jej wszystko jedno co się wydarzy, bo nie miała nic do stracenia - nie miała rodziny: babcia z matką nie żyły, ojca również uznawała za martwego i gdyby znalazła go pijanego w rowie to zapewne przeszłaby obojętnie obok. Tak jej się wydawało w tej chwili, kiedy siedziała na ławce i zastanawiała się nad pewnymi kwestiami i dlatego też z jednej strony nie lubiła nocnych spacerów. Za dużo się wtedy myślało, kiedy przebywało się ze swoimi myślami sam na sam. Być może to powodowało, że z tysiąca innych Drew potrzebował akurat jej - również mógł jej zaufać, że nikomu nie powie czym się zajmuje i co robi, bo i po co miałaby to robić (podejrzewała jednak, że gdyby się tu nie pojawiła i odmówiła, to ich kolejne spotkanie mogłoby potoczyć się bardziej negatywnie)? Kiedy się poznali, w jednym z obskurnych barów zafascynował ją swoją osobą, chociaż z czasem fascynacja ta trochę ochłonęła, przez co mogła spojrzeć na ich współpracę z dystansem.
Wypaliła papierosa, rzucając niedopałek pod swoje stopy niemal w tym samym momencie, w którym poczuła ręce mężczyzny na swoich ramionach. Uśmiechnąwszy się równie cynicznie co on, przechyliła policzek pocierając nim zaczepnie o trzydniowy zarost Macnaira. I zamarła w tej pozycji, spoglądając prosto przed siebie.
- Za to u ciebie pokazały się już pierwsze zmarszczki. Niestety czas nie traktuje cię zbyt łaskawie - skwitowała jego słowa i uznając, że chyba nie potrzebują zbyt wielu grzeczności, spytała: - Co to za niecierpiąca zwłoki sprawa? - mógł usiąść obok niej. Mógł równie dobrze dalej ogrzewać jej wątłe plecy, stykając się rozgrzaną skórą z jej niemalże lodowatym policzkiem, co by jej nie przeszkadzało szczególnie, ale to on decydował i rozdawał w tej chwili karty.
Wypaliła papierosa, rzucając niedopałek pod swoje stopy niemal w tym samym momencie, w którym poczuła ręce mężczyzny na swoich ramionach. Uśmiechnąwszy się równie cynicznie co on, przechyliła policzek pocierając nim zaczepnie o trzydniowy zarost Macnaira. I zamarła w tej pozycji, spoglądając prosto przed siebie.
- Za to u ciebie pokazały się już pierwsze zmarszczki. Niestety czas nie traktuje cię zbyt łaskawie - skwitowała jego słowa i uznając, że chyba nie potrzebują zbyt wielu grzeczności, spytała: - Co to za niecierpiąca zwłoki sprawa? - mógł usiąść obok niej. Mógł równie dobrze dalej ogrzewać jej wątłe plecy, stykając się rozgrzaną skórą z jej niemalże lodowatym policzkiem, co by jej nie przeszkadzało szczególnie, ale to on decydował i rozdawał w tej chwili karty.
Gość
Gość
Kiedy pytano go o rzeczy czy sytuacje, na których tematy nie chciał rozmawiać zwykł mówić im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Miało to przełożenie na wiele jego życiowych decyzji, poznanych osób oraz wpisanych nazwisk na ów magiczną listę obierającą za pierwszorzędny cel zbliżyć go do wyznaczonych celów. Szanował osoby nie interesujące się jego pracą, życiem tudzież przekonaniami, choć o tych ostatnich nie obawiał się mówić głośno i wyrazie. Władza, potęga i świat należący jedynie do prawdziwych czarodziejów, którzy niezrodzeni z mugolskiej krwi mogli osiągnąć wszystko. Jego umysł utorował tylko jedną, wąską ścieżkę dla wyznawanych zasad i jeszcze nie zdarzyło się, aby natrafił na jakikolwiek rozstaj dróg. Działał wedle własnych reguł nigdy nie chwaląc się swoimi osiągnięciami, właściwie w ogóle nie mówił o sobie w towarzystwie innych osób. Emocje zamknięte za ogromnym murem egoizmu, cynizmu i indywidualności nie potrzebowały znaleźć ujścia podczas nocnych rozmów, czy długich listach.
Miała umiejętności, które mu odpowiadały oraz na ten moment wystarczały zatem poszukiwania innego czarodzieja byłyby stratą czasu. Nie wnikała w jego pracę, nigdy nie pytała do czego potrzebne mu są tak niebezpieczne eliksiry tym samym stając się idealną kandydatką na eksperta od niezbędnych mu ratunkowych kół. W końcu najlepszym sposobem na złapanie tropu, znalezienie ciekawych informacji, które wymagały jedynie weryfikacji było słuchanie drugiego człowieka, którego dłoń spoczywała na zdobionej reliefem szklaneczce pełnej złocistego płynu. Jeśli wiedział zbyt wiele i istniało nader wielkie ryzyko, że może to komuś powtórzyć wystarczyło użyć jej magicznych wyrobów, które w większości przypadków uciszały na wieki.
-Szanujemy się wzajemnie, więc może chciał mi o tym przypomnieć.- uniósł brew spoglądając w jej duże oczy mieniące się piwnym kolorem. Zdjąwszy ręce z jej ramion okrążył ławkę i w momencie, kiedy na niej usiadł ponownie zaciągnął się papierosem. Zastanowiło go jej pytanie, choć przecież jasnym było czego oczekiwał. Właściwie nie wiedział dlaczego zamilkł zamiast przejść do rzeczy – może stosowana przez niego trucizna stała się już nudna? -Potrzebuję tego co zwykle, choć…- przeciągnął ostatnie słowo odwracając twarz w jej kierunku. -Mogłabyś mnie zaskoczyć czymś nowym, lepszym. Potężniejszym.- dokończył z impetem, gdyż to ostatnie wypowiedziane przez niego słowo zawsze powodowało swego rodzaju dumę.
Miała umiejętności, które mu odpowiadały oraz na ten moment wystarczały zatem poszukiwania innego czarodzieja byłyby stratą czasu. Nie wnikała w jego pracę, nigdy nie pytała do czego potrzebne mu są tak niebezpieczne eliksiry tym samym stając się idealną kandydatką na eksperta od niezbędnych mu ratunkowych kół. W końcu najlepszym sposobem na złapanie tropu, znalezienie ciekawych informacji, które wymagały jedynie weryfikacji było słuchanie drugiego człowieka, którego dłoń spoczywała na zdobionej reliefem szklaneczce pełnej złocistego płynu. Jeśli wiedział zbyt wiele i istniało nader wielkie ryzyko, że może to komuś powtórzyć wystarczyło użyć jej magicznych wyrobów, które w większości przypadków uciszały na wieki.
-Szanujemy się wzajemnie, więc może chciał mi o tym przypomnieć.- uniósł brew spoglądając w jej duże oczy mieniące się piwnym kolorem. Zdjąwszy ręce z jej ramion okrążył ławkę i w momencie, kiedy na niej usiadł ponownie zaciągnął się papierosem. Zastanowiło go jej pytanie, choć przecież jasnym było czego oczekiwał. Właściwie nie wiedział dlaczego zamilkł zamiast przejść do rzeczy – może stosowana przez niego trucizna stała się już nudna? -Potrzebuję tego co zwykle, choć…- przeciągnął ostatnie słowo odwracając twarz w jej kierunku. -Mogłabyś mnie zaskoczyć czymś nowym, lepszym. Potężniejszym.- dokończył z impetem, gdyż to ostatnie wypowiedziane przez niego słowo zawsze powodowało swego rodzaju dumę.
Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 02.04.17 2:13, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Robienie trucizny nie było dla niej żadnym problemem. Moralnie już dawno przecież upadła, dlatego jeden eliksir wte czy wewte nie przeważał szalki na żadną stronę - w końcu już dawno stała obiema nogami w piekle i szykowała sobie jeden z kotłów w ostatnim kręgu piekielnym. Kiedy Drew się odsunął, westchnęła z pozoru rozgoryczona jego ruchem, ale szybko wróciła na swoje tory. Zaszczyciła mężczyznę nawet swoim spojrzeniem i nikłym uśmiechem, oczekując odpowiedzi na zadane pytanie. Chociaż w ostatecznym rozrachunku nie zaskoczył jej specjalnie.
- Dlaczego sądzisz, że ci pomogę? Zastanawia mnie to od pierwszych sekund przeczytania listu. Nie wpadłeś na pomysł, że może już nie bawię się w domowego alchemika? - faktycznie, była ciekawa odpowiedzi na to pytanie, więc nie rzuciła go tylko dla przedłużania czasu ich spotkania. Zastanawiała się czy i on nie uwierzy w jej magiczną zmianę i odbudowę filarów moralności, przez co po raz kolejny złamie postanowienie odwiedzając bar lub wyciągając w domu idealnie zakamuflowaną butelkę z whiskey.
- Zależy co potężniejszego cię interesuje - mogła się jedynie domyślać, ale klient nasz pan, jeśli miał życzenia to nie za bardzo chciała w nie ingerować. Nie brała odpowiedzialności za swoje wytwory ani tym bardziej za ich ewentualne niepowodzenie. Co prawda do tej pory taka sytuacja zdarzyła się raz, ale pamiętała, że nie było wtedy zbyt przyjemnie. - Niektórych receptur zwykły śmiertelnik jak ja w ogóle nie widział na oczy. A wróżką nie jestem, więc lojalnie uprzedzam - zgarnęła za uszy pojedyncze pukle włosów. Była trochę zmęczona a w związku z późną porą dość senna. Zresztą znowu się nie wysypiała, dręczona koszmarami. I chyba tylko cudem powstrzymywała się przed starym sposobem na dobry sen.
- Dlaczego sądzisz, że ci pomogę? Zastanawia mnie to od pierwszych sekund przeczytania listu. Nie wpadłeś na pomysł, że może już nie bawię się w domowego alchemika? - faktycznie, była ciekawa odpowiedzi na to pytanie, więc nie rzuciła go tylko dla przedłużania czasu ich spotkania. Zastanawiała się czy i on nie uwierzy w jej magiczną zmianę i odbudowę filarów moralności, przez co po raz kolejny złamie postanowienie odwiedzając bar lub wyciągając w domu idealnie zakamuflowaną butelkę z whiskey.
- Zależy co potężniejszego cię interesuje - mogła się jedynie domyślać, ale klient nasz pan, jeśli miał życzenia to nie za bardzo chciała w nie ingerować. Nie brała odpowiedzialności za swoje wytwory ani tym bardziej za ich ewentualne niepowodzenie. Co prawda do tej pory taka sytuacja zdarzyła się raz, ale pamiętała, że nie było wtedy zbyt przyjemnie. - Niektórych receptur zwykły śmiertelnik jak ja w ogóle nie widział na oczy. A wróżką nie jestem, więc lojalnie uprzedzam - zgarnęła za uszy pojedyncze pukle włosów. Była trochę zmęczona a w związku z późną porą dość senna. Zresztą znowu się nie wysypiała, dręczona koszmarami. I chyba tylko cudem powstrzymywała się przed starym sposobem na dobry sen.
Gość
Gość
Nigdy nie wnikał w kwestię jej moralności, a tym bardziej unikał jakichkolwiek rozmów o pobudkach do czynienia nieco mroczniejszych rzeczy niżeli na ówczesnych czarodziejów przystało. W dużej przewadze unikano łamania prawa, zadawania bólu, czy najprościej ujętego czynienia zła, ale wyłamujący się z tej bezsensownej reguły mieli szeroki wachlarz możliwości. Wedle ogólnie przyjętych norm Drew stał po tej gorszej stronie, lecz on sam nigdy nie patrzył na siebie przez pryzmat ów kategorii. Żył w przekonaniu, iż wszystkie decyzje, które podejmował były jak najbardziej słuszne i zgodne z jego zasadami nie należącymi do tej diabelskiej grupy. Dobro nie istniało.
-Bo jestem twoim ulubionym klientem.- skwitował nie zwracając uwagi na ostatnią, wypowiedzianą przez nią kwestię. Widział szalejące ogniki w jej oczach i gdzieś w głębi siebie czuł, że nic się przez ten czas nieobecności nie zmieniło. W końcu gdyby podejście, aspiracje i cele uległy diametralnemu odwróceniu to nie pojawiałaby się na ów spotkaniu tłumacząc chociażby pobytem w szpitalu Świętego Munga. Lubiła ryzyko, adrenalinę i nałogi, których zgodnie z powszechnymi normami kobietom nie wypadało się oddawać. Drew jednak o to nie dbał, albowiem za żony brać jej nie zamierzał, stąd etykieta była tylko i wyłącznie jej sprawą.
-Prostszego w użyciu, szybszego w efektach.- ujął krótko nie zamierzając wyjawiać do czego tak naprawdę były mu potrzebne ów trucizny. W końcu mógł nimi handlować za granicą, karmić domowego skrzata, czy używać jako główny składnik potrawy dla ukochanej, prawda? Oczywiście wszystko to mijało się z realnym celem, ale to nie było ważne. -Zawsze ceniłem i szanowałem twoją lojalność Ariadno.- uniósł kącik ust w szelmowskim wyrazie spoglądając w nieprzeniknione oczy. Widział wyraźne zmęczenie i swego rodzaju osowiałość, lecz niegrzecznym było wnikać w prywatne sprawy. Choć właściwie to szkoda było mu na to czasu, albowiem przyszedł w interesach. Zawsze traktował ludzi z góry nie lawirując w osobistych granicach, co zdecydowanie mniejsza grupa uznawała za grzeczne i kulturalne.
-Bo jestem twoim ulubionym klientem.- skwitował nie zwracając uwagi na ostatnią, wypowiedzianą przez nią kwestię. Widział szalejące ogniki w jej oczach i gdzieś w głębi siebie czuł, że nic się przez ten czas nieobecności nie zmieniło. W końcu gdyby podejście, aspiracje i cele uległy diametralnemu odwróceniu to nie pojawiałaby się na ów spotkaniu tłumacząc chociażby pobytem w szpitalu Świętego Munga. Lubiła ryzyko, adrenalinę i nałogi, których zgodnie z powszechnymi normami kobietom nie wypadało się oddawać. Drew jednak o to nie dbał, albowiem za żony brać jej nie zamierzał, stąd etykieta była tylko i wyłącznie jej sprawą.
-Prostszego w użyciu, szybszego w efektach.- ujął krótko nie zamierzając wyjawiać do czego tak naprawdę były mu potrzebne ów trucizny. W końcu mógł nimi handlować za granicą, karmić domowego skrzata, czy używać jako główny składnik potrawy dla ukochanej, prawda? Oczywiście wszystko to mijało się z realnym celem, ale to nie było ważne. -Zawsze ceniłem i szanowałem twoją lojalność Ariadno.- uniósł kącik ust w szelmowskim wyrazie spoglądając w nieprzeniknione oczy. Widział wyraźne zmęczenie i swego rodzaju osowiałość, lecz niegrzecznym było wnikać w prywatne sprawy. Choć właściwie to szkoda było mu na to czasu, albowiem przyszedł w interesach. Zawsze traktował ludzi z góry nie lawirując w osobistych granicach, co zdecydowanie mniejsza grupa uznawała za grzeczne i kulturalne.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Westchnęła, z wrażenia wyciągając następnego papierosa i zapalając go bez ociągania. Nie mogła powiedzieć, że ją rozgryzł, jednak wiedział o niej kilka zasadniczych rzeczy - jak to, że balansowała na granicy kłopotów a spokoju ducha i uzależnienie przeważnie brało górę, choć nie wiadomo jakby się starała. A co najważniejsze: zawsze łamała obowiązujące normy, manifestując to nawet głupim założeniem spodni, co teoretycznie kobietom nie wypadało. Wielu rzeczy kobietom nie wypadało robić, zrzucając wszytko na karb obowiązujących obyczajów i zasad, a jednak Aria ceniła sobie kiełkujące ruchy feministyczne i kobiety nie przejmujące się tym.
- Poprzedni był prosty w użyciu i szybki w efektach - uniosła brwi, spoglądając przez moment na Drew a potem dookoła nich sprawdzając, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu. - Ale skoro tamten ci nie odpowiadał to zamiast tego jest jeszcze eliksir z czerńca, zdecydowanie bardziej czasochłonny i trudny, ale działający niemal natychmiastowo - nie wspominając tu o oczywistym fakcie, że ktokolwiek bardziej ogarnięty od razu zorientowałby się, że coś jest nie tak. - Poza tym nie mam ingrediencji i miejsca. Nie mam zamiaru przyrządzać czegoś takiego w mieszkaniu, w którym kręci się tyle osób - i tu też mówiła zupełnie poważnie. Wątpiła, że gdyby ktokolwiek z jej współlokatorów puścił płazem taką sytuację, chociaż ona nie mieszała się za bardzo w ich "rycerzykowanie" i machanie różdżkami.
- Właściwie powinnam najpierw zapytać co ja z tego będę mieć? - coś za coś, biznes to biznes. Po prostu. A Drew zawsze miał jej do zaoferowania wiele ciekawych rzeczy. Uśmiechnęła się urokliwie na koniec, spoglądając ponownie na mężczyznę.
- Poprzedni był prosty w użyciu i szybki w efektach - uniosła brwi, spoglądając przez moment na Drew a potem dookoła nich sprawdzając, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu. - Ale skoro tamten ci nie odpowiadał to zamiast tego jest jeszcze eliksir z czerńca, zdecydowanie bardziej czasochłonny i trudny, ale działający niemal natychmiastowo - nie wspominając tu o oczywistym fakcie, że ktokolwiek bardziej ogarnięty od razu zorientowałby się, że coś jest nie tak. - Poza tym nie mam ingrediencji i miejsca. Nie mam zamiaru przyrządzać czegoś takiego w mieszkaniu, w którym kręci się tyle osób - i tu też mówiła zupełnie poważnie. Wątpiła, że gdyby ktokolwiek z jej współlokatorów puścił płazem taką sytuację, chociaż ona nie mieszała się za bardzo w ich "rycerzykowanie" i machanie różdżkami.
- Właściwie powinnam najpierw zapytać co ja z tego będę mieć? - coś za coś, biznes to biznes. Po prostu. A Drew zawsze miał jej do zaoferowania wiele ciekawych rzeczy. Uśmiechnęła się urokliwie na koniec, spoglądając ponownie na mężczyznę.
Gość
Gość
Alejka nad brzegiem rzeki
Szybka odpowiedź