Wydarzenia


Ekipa forum
Alejka nad brzegiem rzeki
AutorWiadomość
Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]02.05.15 12:32
First topic message reminder :

Alejka nad brzegiem rzeki

Wiecznie zamglony spacerniak nad brzegiem Tamizy to dość ponure, ale klimatyczne miejsce. Drogę rozświetlają wysokie, bogato zdobione latarnie, a szum wód zagłusza zgiełk miasta. Przy mostku unosi się przypięta do brzegu barka. Choć jest to samo serce miasta, wydaje się tu być nieco ciszej, niż w innych rejonach City of London. Przestrzeni nie ożywia żadna roślinność, alejka ułożona jest z nierównych, kocich łbów. Odpowiednie miejsce na samotne spacery i dekadenckie rozważania. Roztacza się stąd bardzo dobry widok na wieżę Big Bena majaczącą ponad innymi wysokimi budynkami.  

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 27.08.18 15:11, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]12.11.18 14:40
W ostatnim czasie magia po prostu jej nie lubiła. Lucinda zdawała sobie sprawę z tego, że podobne odczucia mogli mieć inni czarodzieje; w końcu anomalie dawały w kość niemalże na każdym kroku. Jednakże to właśnie blondynce przydarzyły się te wszystkie szalone rzeczy. Kiedy chciała rzucić jakieś proste zaklęcie anomalia zwalała ją z nóg jakby co najmniej walczyła z czarnoksiężnikiem, magiczny czajnik od poprzedniego tygodnia gwiżdże nawet jeśli woda jest lodowata jak w studni, a artefakty same uaktywniają swoją moc nawet jeśli wcześniej je wyciszyła. Choć z magią jej było ostatnio całkowicie nie po drodze to nie spodziewała się, że zwykłe kichnięcie sprawi jej tak wiele problemu. Nie spodziewała się, że głupie psiknięcie spowoduje anomalię, która trafi w spokojnie spacerującego sobie człowieka. Widząc jak zaklęcie mknie w stronę mężczyzny wyciągnęła rękę jakby chciała zaklęcie zamknąć w dłoniach. Ta reakcja na nic się nie zdała, a anomalia uderzyła w czarodzieja wytrącając z jego dłoni czekoladowe żaby. Lucinda miała nadzieje, że na tym właśnie zakończy się jej przypadkowy atak, ale biorąc pod uwagę jej pecha wolała nie nastawiać tak pozytywnie.
Kobieta ruszyła szybkim krokiem w stronę trafionego mężczyzny już wymyślając w głowie przeprosiny stulecia kiedy jedna z czekoladowych żab zaczęła rosnąć. Stanęła jak wryta mocniej ściskając w dłoni różdżkę. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak szalonego. Wielka, czekoladowa żaba przygniatająca mężczyznę swoich kakaowym cielskiem. - Wszystko w porządku? - krzyknęła by zaraz otwartą dłonią palnąć się w głowę. Jak mogło być cokolwiek w porządku? To była wielka żaba, której trzeba było się szybko pozbyć zanim narobi szkód, przestraszy kogoś, albo zostanie zauważona przez czasami przechadzających się tędy mugoli.
Blondynka schowała różdżkę do kieszeni płaszcza i podbiegła do żaby, która choć nie wydawała się być niebezpieczna to jednak mogła swoim cielskiem narobić wielkiego bałaganu. - Złaź głupia żabo – warknęła gdy podeszła wystarczająco blisko by ta mogła ją zauważyć. Skąd szlachcianka miała niby wiedzieć jak przegonić żabę? Owszem… jako dziecko zdarzało jej się łapać żabki i trzymać je w pudełeczkach, ale to były malutkie żabki skoczki, a nie wielkie czekoladowe żabiska. Selwyn z braku lepszego wyjścia tupnęła mocno nogą przed żabą mając nadzieje, że ta odskoczy. Oby tylko nie na nią i oby tylko nie urządziła sobie trampoliny z leżącego pod żabą mężczyzny.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]09.01.19 12:14
Ludwiczek na co dzień nie był nieznośnym dzieckiem. No, dobrze. Może odrobinę! Doprowadzał kolejne niańki do białej gorączki, lecz nie oznaczało to, że był zły. Po prostu lubił niekonwencjonalne zabawy, dzięki którym mógł doprowadzać na skraj cierpliwości każdego dorosłego. Czasami wystarczyło wdrapać się na drzewo, a przy jego tuszy zdjęcie go z powrotem było nie lada wyczynem, niekiedy jednak musiał pozamieniać mąkę z solą i ciasto wychodziło obrzydliwe lub ponastarać się, by w nocy poprzesadzać marchewki z rzodkiewkami. Nie było to taką prostą sprawą, lecz widok zdębiałego ogrodnika, który łapał się za głowę i mruczał do siebie, że chyba już czas na emeryturę był bezcenny. Lubił swoje psikusy i lubił patrzeć jak dorośli, niby tacy mądrzy i idealni, się na nie łapali. W końcu nie było nic lepszego od tego, gdy mądrala dostawał po nosie. Wszyscy sądzili, że byli tacy cwani, a dzieci nic nie umiały? Ludwiczek to zmieniał. Wprowadzał chaos tam, gdzie tylko mógł. Mały złośnik? A może dawał porządną lekcję dorosłym? Był mugolem i nie zdawał sobie sprawy, że istniała magia. Że dzieci z rodzin czarodziejów mogłyby to załatwić jednym machnięciem różdżką. Że bajki były prawdą, a smoki istniały naprawdę. Cóż. Dla całego wszechświata lepiej, że nic o tym nie wiedział.
Sonia miała dwadzieścia trzy lata i najwyraźniej nie lubiła swojej pracy. Zabrała siedmioletniego Ludwika na spacer, tylko dlatego, że jej przyjaciółka w tym samym czasie zajmowała się swoim podopiecznym i umówiły się na plotki nad rzeką. Podczas gdy one siedziały i rozmawiały, Ludwiczek nudził się i zastanawiał nad tym jak spektakularnie zbiec swojej niańce. Drugie dziecko było niemowlakiem, więc nie potrafiło nic tylko się ślinić i stękać. Nuda. Gdy tak mały mugol rozmyślał nad kolejną igraszką, zobaczył jak nagle wielka żaba przygwoździła jednego z przechodniów. Wielka żaba? Skąd? Jak? Gdzie? Nie zastanawiał się nawet tylko pognał w jej kierunku, koniecznie musząc zobaczyć to z bliska! - Ludwik! - pisnęła za nim Sonia, ale chłopiec nic sobie z jej krzyków nie zrobił. - Moja! - krzyknął i rzucił się, by złapać wielką czekoladową żabę za nogę.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]10.01.19 18:29
Magia choć była wielkim ułatwieniem życia i Lucinda nie wyobrażała sobie by nagle nie być czarodziejem to czasami potrafiła przyprawić o prawdziwy zawrót głowy. Niektórych rzeczy nie dało się przewidzieć, a już w szczególności w ostatnim czasie gdy ich światem zatrzęsły anomalie. Zapanowanie nad tymi było szczególnie trudne i wymagało od czarodzieja prawdziwych umiejętności. Dzisiejszego dnia na szczęście nie musiała zmagać się z tak trudną magią, ale zaklęcie, które pomknęło w stronę czekoladowej żaby było okropnym zrządzeniem losu. Gorszego prawdopodobnie nie mogła sobie wybrać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dla Lucindy to nie była pierwsza taka sytuacja. Powinna przyzwyczaić się już do tego, że znajdzie się wszędzie gdzie coś złego się dzieje. Teraz choć sytuacja była absurdalna to Lucinda kompletnie nie potrafiła się w niej odnaleźć. Łatwiej by jej było już znaleźć rozwiązanie kiedy miałaby zmierzyć się z prawdziwym zagrożeniem. Wielka czekoladowa żaba bawiła ją i przerażała jednocześnie.
Blondynka zaczęła ciągnąć żabę przy tym cała oblepiając się czekoladę. Była tak wielka, że przesunięcie jej graniczyło z cudem. - Rusz się! - krzyknęła do niej mając jakąś głupią nadzieje, że ta zrozumie przekaz i sama wejdzie zanurzając się w wodzie. Żabie chyba podobało się leżakowanie na przygniecionym czarodzieju, bo ta nawet nie drgnęła.
Zirytowana już całą sytuacją czarownica zaczęła drapać stworzoną z czekolady żabę. Nagle stało się to czego od początku się obawiała. Żaba przyciągała swoimi gabarytami uwagę. Kiedy jakieś dziecko podbiegło do nich łapiąc płaza za nogę, blondynka stanęła jak wryta. - Yy… - zaczęła przyglądając się dziecko z powątpiewaniem. - To takie przedstawienie! - wymyśliła na poczekaniu. - Musimy bardzo szybko wrzucić ją do wody. Pomożesz mi? Jesteś dzielnym chłopcem? - zapytała jeszcze. Kobieta nie miała żadnego doświadczenia w obchodzeniu się z dziećmi. Dosłownie żadnego. Szczerze mówiąc to dzieci ją trochę nawet przerażały. Ciągle czegoś chciały, na wszystko marudziły, a zrozumienia to jak ze świecą szukać. W tym momencie Lucinda nie miała zbytniego wyboru. Musiała grać i przy okazji pozbyć się jeszcze żaby. Na chwilę obecną to zadanie wydawało się być po prostu niemożliwe.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]22.02.19 0:50
Prawda o Ludwiczku była dosyć prosta i można było ją wywnioskować bez większych problemów. Chłopiec po prostu... Nie cierpiał swojej niańki. Sonia była idealnym przykładem jednego z tych nieznośnych dorosłych, którzy zupełnie nie pozwalali chłopcu się wyszaleć i pokazać jak wiele może zaoferować światu jego nieograniczona wyobraźnia. Dziewczyna nie poświęcała mu za wiele uwagi, a po jakiejś chwili biegania i rzucania w kaczki kromkami nieco już czerstwego chleba zaczynał się nudzić. Ta żaba natomiast spała mu jak z nieba! Była niesamowicie ciekawą i kreatywną atrakcją dla chłopca, który, widocznie po gabarytach, uwielbiał słodycze! Nie był jednak dzieckiem otyłym, ależ skąd, raczej po prostu grubokościstym - był jak na swój wiek dosyć barczysty, miał okrągłą buzię, która pewnie zmieni się, gdy ten już wyrośnie z wieku dziecięcego.
Gdy chłopiec rzucił się na żabę, zaraz przybiegła za nim Sonia, zupełnie nie wiedząc co zrobić z zaistniałą sytuacją. Spoglądała na kobietę, oczekując jakichś wyjaśnień lub chociaż jakiegokolwiek planu działania. Musiała oderwać łobuza od czekoladowej żaby, bo inaczej jego rodzice będą bardzo niezadowoleni... A przecież wytrzymywała narzekanie tego huncwota, bo chciała dorobić kilka galeonów na jakieś małe wydatki przy stażu w Ministerstwie Magii.
- Czemu mamy wrzucać ją do wody? Zjem ją całą! - Ludwiczek przecież ciągle zjadał czekoladowe żaby! Co ma sobie nie poradzić z kolejną, przecież była tylko trochę większa niż zazwyczaj. Sonia jednak widziała w tym wszystkim bardzo zły pomysł i czuła już jak galeony z opieki nad chłopcem wysypują się jej z kieszeni, była więc bardziej chętna do pomocy. Chłopiec natomiast, cóż... Zamiast zaangażować się we wrzucenie żaby do wody, ugryzł kończynę, na której akurat był uczepiony, zjadając kawałek pysznej czekolady, z której została zrobiona. I wydawał się z tego powodu niesamowicie szczęśliwy, nawet jeśli sama pozycja była niezbyt komfortowa do jedzenia słodyczy. Nie wyglądał też jakby miał zamiar marudzić. Nie przeszło mu to przez myśl!


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]23.02.19 0:08
Lucinda nienawidziła takich sytuacji. Nie dość, że w jej życiu już i tak wszystko obróciło się do góry nogami to jeszcze musiała walczyć z nieposłuszną jej magią. Czasami zastanawiała się jak to by było gdyby miała wystarczająco dużo szczęścia by oczekiwać od życia czegoś dobrego zamiast być ciągle przygotowanym na coś złego. Nie było w tym nawet grama przesady. Odkąd wróciła do Londynu los stawia jej pod nogami kłody i śmieje się w głos kiedy Lucinda się na nich przewraca. Bywały dni, że po prostu żałowała swojego powrotu, ale wtedy przypominała sobie o tym wszystkim co jeszcze musiała zrobić i o tym wszystkim co aktualnie działo się w ich świecie. Byłaby skończoną egoistką gdyby teraz postanowiła po prostu uciec. Merlin jej jednak świadkiem, że były sytuacje, po których mentalnie kupowała bilet w jedną stronę do Honolulu.
Z czekoladową żabą takich rozmiarów ciężko było sobie poradzić w pojedynkę. Obawiała się, że prędzej napotkany chłopiec zje całą niż ona wymyśli sposób na to by ta po prostu wyparowała. Bo co niby Selwyn mogła zrobić? Rzucanie zaklęciami w miejscu publicznym choć prawdopodobnie nie byłoby największym przestępstwem ostatnich tygodni to gwarantowało by jej noc w Tower, a tego naprawdę nie chciała. - Nabawisz się jakiegoś choróbska. Ta żaba nie wygląda na całkowicie zdrową. Kto wie gdzie wcześniej była – powiedziała do chłopca widząc jak ten przymierza się do odgryzienia kawałka wielkiego płaza. Blondynka tragicznie radziła sobie z dziećmi. Właściwie to nigdy nie miała zbytniej sposobności by się jakimikolwiek opiekować. Nawet próbując przestraszyć chłopca prawdopodobnie brzmiała mało przekonująco.
Szlachcianka przeniosła spojrzenie na stojącą niedaleko dziewczynę, która prawdopodobnie miała opiekować się chłopcem. Raczej była za młoda na matkę i w oczach Lucindy w tym momencie wyrosła na sojusznika w walce przeciwko żabie. Na Ludwiczka przecież nie mogła liczyć prawda? Czy wszystkim dzieciom tylko słodycze w głowie? Nikt nie słyszał o próchnicy albo przedawkowaniu cukru? Takie rzeczy się zdarzają, a ludzie nadal nieświadomi.
Blondynka uśmiechnęła się przyjaźnie do kobiety. - Takie są skutki kichania z zajętymi rękami. Nie mam pomysłu jak się jej pozbyć. Może po prostu mogłabyś mi pomóc podzielić czekoladkę na mniejsze części? - zapytała bo tylko to wpadło jej do głowy prócz wepchnięcia żaby do wody gdzie mogłaby się rozpuścić. Chcąc zademonstrować swój pomysł, szlachcianka z całej siły kopnęła żabę w brzuch robiąc przy tym dziurę w jej czekoladowym ciele. Nie była to najprzyjemniejsza rzecz. Tak naprawdę mogłaby się w tym brzuchu po prostu schować, ale to także nie rozwiązywało żadnego problemu prawda?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]25.02.19 11:11
Sonia nie była pewna jak poradzić sobie z tą sytuacją. Wiedziała jednak, że gdy panowała taka temperatura jak teraz, wrzucenie żaby do wody niewiele da... Po prostu wróci do swojego bagiennego środowiska. Chociaż czy swojego? Zapewne powstała pod ręką jakiegoś cukiernika i nigdy nie mieszkała w wodzie jak prawdziwa żaba. Bo gdyby była to prawdziwa... Dziewczyna z burzą blond loków na głowie okropnie się ich brzydziła i pewnie nie próbowałaby nawet pomagać Lucindzie... Czekolada jednak sprawiała, że stworzenie wydawało się mniej straszne.
Ludwiczek ani myślał odrywać się od żaby, a argumenty tej pani jakoś kompletnie go nie przekonywały. Był dzieckiem, chyba tylko gdyby ta wpadła błoto to był jej nie zjadł, a i to nie jest do końca pewne. Żaba natomiast wyglądała na rozwścieczoną, gdy chłopiec wbił w nią swoje zębiska. Nie smakowała w ogóle na chorą, smakowała jak idealna czekolada! Stworzenie jednak nie było zbyt zadowolone, ale anomalia, która tak ja powiększyła, najwyraźniej sprawiła, że żaba była delikatnie ociężała... Nie wyglądała na chętną do skakania, ale za to wyciągnęła mocno do tyłu kończynę, na której siedział chłopiec. Ludwiczek od razu zaczął się trząść ze strachu, a co dopiero, kiedy żaba zaczęła potrząsać nogą, próbując zrzucić go z siebie niczym szkodnika.
Sonia ułożyła dłonie na policzkach z przerażeniem.
- Jego rodzice mnie zatłuką... - pisnęła pod nosem. Żabie natomiast nie spodobało się również to, że została kopnięta, a but zrobił w jej brzuchu sporą dziurę. Tuż pod gębą zwierzęcia zaczął napompowywać się wielki, czekoladowy bąbel i wydała z siebie w końcu odgłos rechotania. Sonia podbiegła do czarownicy i złapała ją za rękę, żeby szybko ją zabrać stamtąd, bo płaz wyraźnie szykował się do skoku. I skoczył, a Ludwiczek wbijając palce w czekoladę, nadal się trzymał, bojąc się upadku z gigantycznego słodycza. Krzyknął płaczliwym tonem imię opiekunki. Sonia natychmiast złapała leżącą niedaleko suchą gałąź i spojrzała na blondynkę, której zupełnie nie znała. Zebrała z czoła kosmyki włosów, które wpadały jej trochę do oczu. - Okej, to mamy ją trochę rozdrobnić, tak? I czarowanie tutaj nie wchodzi w grę... - Mówiła dość cicho, żeby gapie nie słyszeli. Z resztą nikt nie chciał się zbliżać do dwóch wariatek - jednej z kijem, a drugiej - całej umazanej w czekoladzie.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]26.02.19 14:18
Lucinda czasami zastanawiała się czemu wszystko czego w ogóle się dotknęła musiało kończyć się w tak pokręcony sposób. Nie wybrała sobie tego. Kłopoty zawsze znajdowały ją pierwsze i zwykle nie musiała się nawet zbytnio starać by wpakować się w coś niekoniecznie przyjemnego. Historia z żaba z jednej strony była zabawna, bo komu innemu mogło przydarzyć się powiększenie żaby do takich rozmiarów? Z drugiej strony była to tragedia bo kompletnie nie potrafiła znaleźć na to rozwiązania. Gdyby tylko na ten spacer wybrała się do magicznej części Londynu. Problem już dawno byłby załatwiony, a żaba wróciłaby do swoich zwykłych rozmiarów. Wszystko zaczynało być o wiele trudniejsze kiedy trzeba było na magiczne anomalie reagować całkowicie niemagicznie. Oczywiście mogłaby to zgłosić do odpowiedniego departamentu, mogłaby też poprosić o pomoc kogoś kto na pewno znalazł by odpowiednie rozwiązanie. Lucinda jednak taka nie była - lubiła swoje własne brudy rozwiązywać sama nawet jeśli wymagały od niej mnóstwo zachodu.
Kobieta przyjrzała się małemu Ludwiczkowi, który wyraźnie nic nie robił sobie z sytuacji, w której się znalazł. Dla dziecka była to nieopisana frajda. Czasami Lucinda zastanawiała się dlaczego dzieci są tak odważne i głupie. Ona przecież tez taka była. Mogła zrobić wszystko, podejść do każdego zagrożenia i stanąć z nim oko w oko. Teraz prawdodpobnie gdyby trzeba bylo tez nie miałaby oporów, ale jednak kierowałby nią strach. Dziecko nie ma takich myśli, dla dziecka najważniejsza jest zabawa. Tego akurat w świecie jej brakowało.
Kiedy żaba zaczęła podskakiwać razem z trzymającym się jej uparcie chłopcem Lucinda pokręciła głową z niedowierzaniem. - Puść ją! - powiedziała rozkazującym tonem widząc jak mały czarodziej wcale nie ma zamiaru odpuścić. No czasami łakomstwo nie miało granic.
Blondynka spodziewała się, że uderzenie w żabę skończy się dla kogoś w przykry sposób, ale po prostu miała nadzieje, że tym kimś nie będzie ona. Cała w czekoladzie pozwoliła się zabrać kiedy czekoladowa żaba w złości aż podskoczyła. - Może spróbujemy razem? Albo się przez nią przebijemy albo wrzucimy ją do wody. W wodzie... może się rozpuści? - szlachcianka nie miała innych pomysłów. Tylko te dwa przyszły jej do głowy zważając na fakt, że różdżkę musi trzymać przy sobie. Życie byłoby o wiele prostsze gdyby nie trzeba było zastanawiać się nad skutkami rzucanej magii. Jakby jej konsekwencje zawsze były dla wszystkich dobre. Ewentualnie gdyby z niczym człowiek nie musiał się ukrywać. Wtedy takie problemy nie miałyby miejsca. - Zlatuj z żaby! - powtórzyła do dzieciaka szykując się przy tym do biegu. - Trzy, dwa.... - rozpoczęła odliczanie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]26.02.19 22:07
Pod głową przykrytą kręconymi włosami musiało kłębić się teraz mnóstwo bojowych myśli. Nie chciała, żeby cokolwiek stało się temu łobuzowi, przecież płacono jej właśnie za to, żeby nic mu się nie stało. Na szczęście, żaba, mimo iż bardziej ruchliwa, miała już pewne rany, przez co na pewno daleko nie ucieknie. Zostawiała nawet za sobą ślady płynnej czekolady na trawniku.
- Myślisz, że rozpuści się w zimnej wodzie? - spytała niepewnie Sonia, nie była pewna czy tak to działo. Ale przebicie zwierzęcia mogło naprawdę pomóc. Zwłaszcza, że widocznie nie chciało być gryzione ani zjadane, więc może im mniej czekolady w środku tym będzie... słabsza? Dziewczyna spojrzała na blondynkę wnikliwie po czym kiwnęła głową. - Na pewno nie zaszkodzi. Ale najpierw musimy uwolnić Ludwika - w końcu wyjawiła imię kłopotliwego chłopca - spróbuję wbić to w jej nogę, może odpadnie, wtedy się wywali!
Plan nie najgorszy, tylko jak z wykonaniem to się okaże... Sonia wymierzyła gałęzią w stronę żaby, która zaczęła w końcu podskakiwać nieco bliżej brzegu. Ludwiczek natomiast już był zapłakany, nie wiedząc co ma zrobić w zaistniałej sytuacji. Wtedy jego opiekunka krzyknęła głośno. - Puszczaj ją w końcu! - I wyruszyła biegiem, gdy tylko usłyszała liczbę jeden. Najpierw uderzyła z całej siły gałęzią prosto w nogę żaby, z której ześlizgnął się chłopiec z buzią całą umazaną słodyczą, zaś gdy noga oderwała się od cielska czekoladowego stworzenia, o wiele łatwiej było ją przewrócić. Wystarczyło włożyć w to trochę więcej siły, a gdy były we dwie, nie było to już takie trudne. Żaba runęła, a one odniosły zwycięstwo! Przewróciła się wielkim cielskiem na swój grzbiet prosto do wody, ochlapując przy tym obie kobiety... Mokre i słodkie. Chłopiec również ucierpiał, ale gdy opadły emocje strachu i gdy tylko przestał drżeć, wyciągnął w górę obie ręce i wykrzyczał: - To było super! Ja chcę jeszcze raz!
Spojrzenie biednej Soni mówiło wszystko w tym momencie. Była załamana tym co się stało. Złapała malca za rękę po czym przeprosiła grzecznie czarownicę i udali się w stronę domu dziewczyny - musieli obmyć się z tej czekolady nim wrócą do domu chłopca...

| zt x2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
alejka - Alejka nad brzegiem rzeki - Page 25 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]14.06.19 0:36
| 14 grudnia

Ten dzień był okropny. Było przeraźliwie zimno, a z nieba obficie padał deszcz ze śniegiem, któremu co jakiś czas towarzyszyły grzmoty i błyskawice. To zdecydowanie nie był dobry dzień na wycieczki poza dom i jeszcze miesiąc temu Grey nawet nie próbowałaby wystawiać nosa za drzwi. Dzięki prezentowi Johnatana nie mogła sobie jednak już na to pozwolić. Betty potrzebowała codziennych spacerów, których Gwen nie mogła jej przecież odmówić.
Dziewczyna opatuliła się więc najcieplej jak mogła: przeraźliwie gruba, mugolska kurtka może nie wyglądała najlepiej, ale przynajmniej sprawiała, że Gwen nie trzęsła się aż tak. Czerwony kaptur opatulał jej głowę, na którą naciągnęła grubą, wełnianą czapkę, zakrywając zupełnie swoje rude włosy.
Idąc alejką ciągnącą się przy brzegu Tamizy, Gwen wcale nie była zadowolona. Chciała jak najszybciej wracać do domu, dlatego szła dość szybkim krokiem, marszcząc się za każdym razem, gdy mijające ją samochody oblewały jej spodnie wodą. Może i nie był to nowy strój, może i wyglądała jak zupełny obwieś, ale to nie oznaczał, że miała ochotę chodzić w czymś brudnym. Poza tym woda wlewająca się do butów sprawiała, że drżała z zimna jeszcze mocniej. Ech, ta cholerna pogoda!
W przeciwieństwie do niej, Betty jednak dobrze się bawiła. Piesek machał ogonem, z nosem przy ziemi, co chwilę rzucając krótkie spojrzenie swojej właścicielce. „Hej, ale to pięknie pachnie, czujesz?” – zdawało się mówić. Obecność szczeniaka trochę poprawiała nastrój malarki, sprawiając, że ta miała siłę, aby iść dalej i dalej, aby choć trochę zmęczyć psa. Nie zmieniało to jednak obecnej pogody; Gwen cały czas klęła w duchu. Żałowała jednocześnie, że wybrała alejkę przy drodze, zamiast parku, w którym pewnie i Betty lepiej by się bawiła.
Wokół nie było tłumów; pojedynczy przechodnie mijali ich szybko, wyraźnie śpiesząc się do domu i nie rozglądając się wokół. Samochodów też było jakby mniej. Grey miała wrażenie, że w ostatnim miesiącu ich ilość na drogach zmalała przynajmniej o połowę. Nie dziw: zalane drogi sprawiały, że coraz trudniej było się po nich poruszać. Nawet swoje lekcje jazdy musiała odłożyć w czasie.
Myśląc o nadchodzącej lekcji, przystanęła na chwilę, zerkając na Tamizę. Szkoda, że obecna pogoda jest tak paskudna, taka szkoda! A tak cudownie byłoby wykąpać się w ciepłym jeziorze, przy promieniach słonecznego sło…
TRZASK!
Gwen i Betty odwróciły się gwałtownie, w stronę z której dobiegał nagły, charakterystyczny dźwięk.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]14.06.19 16:00
Sytuacja z anomaliami pogarszała się, a Cressie żałowała, że jednak nie wypalił wyjazd do Francji, przynajmniej na razie - jej matka zachorowała, poza tym nastąpiły pewne trudności w załatwieniu świstoklika za granicę i sprawy się przeciągały, więc niewykluczone że wyjazd miał nastąpić dopiero po okresie świątecznym, bo nie zanosiło się, by coś miało się zmienić i by anomalie przestały ich nękać. Kilka miesięcy łudziła się że to się skończy, ale co jeśli nie? Musiała chronić przed tym swoje dzieci.
Listopad minął, nadszedł grudzień i nadal było nie tylko brzydko, ale i niebezpiecznie, więc naprawdę rzadko opuszczała posiadłość, dla bezpieczeństwa chowając się w murach dworu. Chciała jednak odwiedzić matkę i spędzić z nią trochę czasu. Świstoklik miał zabrać ją i jedną ze służek do Charnwood, ale coś poszło nie tak. Grzebyk, z którego był zrobiony nagle zadrżał mocniej i rozgrzał się pod ich palcami. Tuż przed końcem lotu jej służka odpadła od świstoklika i zniknęła, a Cressie uderzyła w ziemię kilka niespokojnych sekund później. Najwyraźniej został błędnie zaczarowany lub doszło do jeszcze innej pomyłki w jego tworzeniu, bo miejscem, które ujrzała, wcale nie był las w okolicach posiadłości jej panieńskiego rodu.
Ujrzała wokół siebie szarą, mokrą od deszczu ulicę i również szare budynki nie wyglądające tak wspaniale jak szlacheckie dwory, które widywała na co dzień. Mogła tylko się domyślać, że to musi być Londyn, było to zresztą jedyne duże miasto w kraju które miała okazję odwiedzić. W dodatku chwilę później jej oczom ukazała się monstrualna machina z rozżarzonymi żółtymi ślepiami. Zaczęła krzyczeć ze strachu. Ten widok tak przeraził dziewczątko, że dosłownie w ostatniej chwili zdążyła uskoczyć na bok. Mogła się tylko domyślać że to jakiś wytwór mugoli, ale nie wiedziała do czego służył i napełniało ją to lękiem, zwłaszcza że trafiła zupełnie gdzie indziej niż planowała, a jej służki nie było nigdzie w pobliżu widać. Była sama – i już samo to ją przerażało. Jako lady nigdy nie opuszczała dworu samotnie, a już na pewno nie wtedy, kiedy zaczęły się anomalie. Zawsze ktoś musiał jej towarzyszyć dla bezpieczeństwa, a także przyzwoitości, przecież była lady, słabą i kruchą istotą potrzebującą opieki, nienauczoną samodzielnego radzenia sobie z niebezpieczeństwami. Nigdy nie uczono jej zaradności, wychowywano ją w przekonaniu że od tego są mężczyźni, a kobieta ma tylko zostać dobrą żoną, rodzić dzieci i ładnie prezentować się na salonach.
Na szczęście miała w Londynie krewnych, mogła skorzystać z ich pomocy w celu dostanie się do Charnwood bądź Ambleside – ale najpierw musiała zorientować się, gdzie dokładnie jest, choć na ten moment tak trzeźwe myśli nie pojawiały się w jej głowie, na pierwszy plan wysuwał się strach i niepokój. Odskakując od machiny potknęła się o krawężnik i przewróciła, upadając na chodnik. Stalowe monstrum przejechało dalej i zniknęła na drugim końcu ulicy, a młódka, odziana w długą suknię i granatowy, długi do ziemi płaszcz z kapturem okrywającym ciemnorude włosy, próbowała podnieść się z ziemi i starała się nie rozpłakać.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]14.06.19 17:21
Świtoklik – przeszło przez myśl Gwen, sekundę po tym, jak do jej uszu dotarł trzask. Betty, zdziwiona nagłym dźwiękiem, zaczęła szczekać i dreptać to do przodu. Wyglądała, jakby nie mogła się zdecydować: pojawiło się coś strasznego czy ciekawego? Rudowłosa nie miała teraz jednak jak zająć się pieskiem, bo jej serce stanęło w miejscu, gdy na ulicy pojawiła się pięknie odziana, młoda kobieta, tańcząca pomiędzy dwoma pędzącymi przez ulicę samochodami.
Chciała coś krzyknąć. Powiedzieć. „Uważaj!”, „Uciekaj!”, „Zejdź w tej ulicy!”. Przestrach jednak zmroził jej struny głosowe i Gwen była w stanie stać w bezruchu, modląc się w duszy, aby kobiecie nic się nie stało. Na całe szczęście Cressida uskoczyła od pędzącego pojazdu. Nie był to jednak koniec jej problemów: przestraszona kobieta dosłownie chwilę później potknęła się o krawężnik.
Biorąc głęboki oddech, Grey ruszyła w stronę szlachcianki. Na jej twarzy malowało się przerażenie całą tą sytuacją, a jej zachowanie zdawało się wpłynąć też na Betty, która podążała krok za właścicielką z nieruchomym i podwiniętym pod siebie ogonem.
Wszystko jest w porządku? Nic ci się nie stało? – spytała przerażona, podając kobiecie rękę. – Spokojnie, tu już jest bezpiecznie – dodała, próbując zaciągnąć Cressidę na chodnik, aby znów nie wylądowała na środku ulicy.
Nawet nie przeszło jej przez myśl, by w jakikolwiek sposób tytułować nieznajomą. Odziana w długu płaszcz lady Fawley wyglądała przecież na młodziutką, a choć Gwen od razu zauważyła jej bogaty strój to w tak stresującej chwili raczej nie miała czasu zastanawiać się nad oficjałami. Z resztą, czy to było w ogóle istotne? Pani, panna, lady… to wszystko były tylko słowa, budujące pomiędzy dwoma osobami mur, który na pewno w tej chwili Cressidzie nie był potrzebny. Młoda czarownica była wyraźnie roztrzęsiona całą sytuacją i Gwen przede wszystkim chciała jej po prostu pomóc.
Malarka jednak szybko połączyła fakty. Huk na pewno związany był z świstoklikiem. Nieznajoma na pewno więc chciała gdzieś się przenieść, ale najwyraźniej coś poszło nie tak. Gwen nie była w stanie powiedzieć, co dokładnie. Nie miała pojęcia, jak działa ten magiczny środek transportu. Z resztą, nie była to wiedza konieczna jej do przeżycia. W każdym razie, przerażona kobieta chyba po raz pierwszy w życiu znajdowała się na ulicy pełnej samochodów: inaczej pewnie nie zareagowałaby tak intensywnie.
Gwen miała więc przed sobą zagubioną, przerażoną czarownicę, która prawdopodobnie nigdy wcześniej nie zajrzała do mugolskiego świata. Musiała więc przede wszystkim ją uspokoić i odprowadzić w bezpieczne miejsce, tak aby nie zrobiła sobie czegoś jeszcze.
Coś nie tak ze świstoklikiem? Potrzebujesz lekarza? – zaczęła zadawać młodej lady kolejne pytania, chcąc mniej więcej ustalić w jakiej dokładnie sytuacji była nieznajoma.
W tym czasie Betty, początkowo nieco zdziwiona całą sytuacją, zaczęła dochodzić do siebie i jej ciekawski nosek zaczął wąchać rąbek sukni Cressidy.
Bet, przestań. – Gwen skarciła szczeniaka, próbując nad nim zapanować.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]16.06.19 15:16
Cressida nigdy nie należała do najodważniejszych osób, ale wychowano ją na damę, pielęgnowano w niej słabość, delikatność i uległość, powtarzając że siła i zaradność jest domeną mężczyzn. Dorastała też w dużej izolacji, do dziesiątego roku życia praktycznie w ogóle nie opuszczając ukrytego w lesie Charnwood dworu Flintów, nie licząc odwiedzin u krewnych i przyjaciół rodu. Flintowie nigdy nie szli z duchem czasu, trzymali się z dala od mugoli i ich świata, który dla magicznej fauny i flory był zwyczajnie szkodliwy i destrukcyjny. Cressidy nigdy nie ciekawił ten świat, nie pozwalano jej się przyjaźnić z mugolaczkami, więc unikała ich, choć nigdy też nie przejawiała żadnych wrogich zachowań, zachowując dystans i obojętność. Respektowała ojcowskie zasady nawet kilkaset kilometrów od rodzinnego dworu, bo słowa pana ojca były świętością. Nie kwestionowała ich, będąc dobrą i posłuszną córką, która nie buntowała się i nie sięgała po to co zakazane.
Pojawienie się w tym obcym, nieprzyjaznym świecie było więc dla wychowanego pod szczelnym kloszem dziewczątka przerażającym szokiem. Jeśli bywała w Londynie to tylko w miejscach typowo czarodziejskich, jak Pokątna, w galeriach sztuki i innych przybytkach przeznaczonych dla wyższych sfer. Nie bywała na zwykłych, niemagicznych ulicach, bo nie miała czego na nich szukać, jawiło jej się to jako buntownicze i wysoce niebezpieczne. Nie miała więc skąd wiedzieć, czym dokładnie była stalowa bestia z żółtymi ślepiami ani jak bardzo była groźna.
Dosłownie w ostatniej chwili umknęła na bok, zawdzięczając to prawdopodobnie tylko dobremu refleksowi i zwinności. Upadła na chodnik, w pierwszej chwili nie czując bólu upadku, zbyt mocno była wystraszona tym, co się stało. Serduszko waliło w jej wątłej piersi jak oszalałe. Kaptur płaszcza spadł z jej głowy, odsłaniając i wystawiając na kapryśne warunki atmosferyczne długie, ciemnorude włosy oraz kredowobiałą buzię pokrytą konstelacjami miodowych piegów. Cressie wyglądała teraz nie jak dorosła zamężna dama, a jak przerażone dziecko. Bo w tej chwili właśnie tak się czuła – jak dziecko samo w obcym sobie, wrogim środowisku. Na domiar złego jej służki z nią nie było. Co jeśli coś jej się stało? Cressie miała w sobie dość empatii i wrażliwości, by zmartwić się o osobę pracującą dla rodu jej męża, choć w tej chwili najbardziej martwiła się o siebie.
Była tak wystraszona że w pierwszej chwili nawet nie zastanawiała się kim jest ta kobieta, która do niej podeszła. Nie mogła wiedzieć że miała do czynienia z mugolaczką; choć były w tym samym wieku uczyły się w różnych szkołach i nie dane im było nigdy się poznać. Niepewnie podała młodej kobiecie dłoń i pozwoliła się przeciągnąć na chodnik; jeśli Gwen spojrzała na rękę dziewczątka, mogła zauważyć zdobioną szafirami obrączkę na jej palcu, która zdała się nie pasować do niemalże dziecięcej aparycji drobnego, niewysokiego dziewczęcia o delikatnych rysach.
Tak na dobrą sprawę dziewczyna mogła być nawet mugolką, bo nie wyglądała typowo czarodziejsko. To nie było w tym momencie aż tak istotne, bo przecież Cressida i tak nie zamierzała więcej się w tym miejscu pojawiać, a więc zapewne nigdy już się nie spotkają i nie było w tym przypadku mowy o niestosownej znajomości. To tylko zwykłe, przypadkowe spotkanie będące efektem błędnego zaczarowania świstoklika. Zaabsorbowana czymś innym nawet nie przejęła się brakiem odpowiedniej tytulatury, bo mimo wszystko nie należała do osób domagających się jej na każdym kroku i w każdej sytuacji, była zbyt nieśmiała i mało pewna siebie by odważnie i hardo domagać się czegokolwiek.
- T-tak – wykrztusiła w końcu, choć wyraźnie się jąkała. Ale wypadało podziękować za pomoc, kimkolwiek kobieta była. – Dziękuję. Wszystko w p-porządku.
Ale nieznajoma wypowiedziała słowo „świstoklik”, co znaczyło, że nie mogła być mugolką. Wiedziała o świecie magii i domyśliła się przyczyn nagłego pojawienia się tutaj Cressidy. Nie była szlachcianką, tego była pewna, ale – była częścią świata czarodziejów i nie wyglądała na groźną, w dodatku miała całkiem sympatyczną czworonożną towarzyszkę. Cressida zawsze lubiła zwierzęta, choć najbardziej ptaki z racji swoich zdolności. Jej ojciec też miał psy, ale służyły głównie do rodowych polowań, nikt nie prowadzał ich na smyczy wokół dworku. Nie wystraszyła się jednak, a z ciekawością spojrzała w dół, kiedy piesek zaczął obwąchiwać brzeg jej długiego płaszcza i znajdującej się pod nim sukni.
- Świstoklik chyba się zepsuł – dodała po chwili już odrobinę spokojniej. – Nic mi nie jest. Ale moja towarzyszka... – rozejrzała się znowu niespokojnie. Gdzie mogła być jej służka? Odpadła od świstoklika dosłownie chwilę wcześniej, nie powinna być daleko. Taką przynajmniej Cressida miała nadzieję, ale podczas lotu pojęcie odległości mogło być nieco mylne. – Tak czy inaczej... Dziękuję. Mogę zapytać, gdzie jesteśmy? To Londyn, prawda? – upewniła się, bo przecież to równie dobrze mogło być jakieś inne miasto, którego nie znała. Prawdę mówiąc nie kojarzyła większości nazw mugolskich miast poza właśnie Londynem. – I co to było? To... coś z żółtymi ślepiami – zapytała jeszcze, przypominając sobie o stalowym monstrum, którego już tu nie było.
Nadal czuła niepewność, lęk i niepokój. Dawała jej się we znaki także okropna pogoda, i mimo ciepłego płaszcza było jej zimno. Nie była przyzwyczajona do trudnych warunków, więc odkąd zaczęła się listopadowa burza prawie w ogóle nie wychodziła na zewnątrz.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]17.06.19 12:45
Malarka zmarszczyła brwi ze zmartwienia. Słyszała o tym, że przez szok czasem ludzie nie do końca odczuwają ból. To, że Cressidzie wydawało się, że wszystko jest w porządku, nie oznaczało, że tak jest w istocie.
Jesteś pewna? – dopytała delikatnie, z troską w głosie. – Możesz ruszać nogami, ręką? Nie czujesz nigdzie bólu, spływającej krwi…? To wyglądało naprawdę groźnie – dodała, aby wyjaśnić nieznajomej powód dopytywania się. Nie chciała, aby nieznajoma dziewczyna uznała ją za wścibską.
Gwen dobrze wiedziała, jak przerażający dla czarodziejów potrafi być magiczny świat. Zwykle też po prostu ich odrzucał, czyli się względem niego lepsi. Nie widziała jednak tego po stojącej przed nią dziewczynie: ta była po prostu wystraszona, czemu rudowłosa wcale się nie dziwiła.
Może to jakaś anomalia… – mruknęła. – Nikogo tu nie ma poza tobą, może ona dotarła na miejsce docelowe? – zaproponowała, mając nadzieję, że faktycznie tak jest. A jeśli nawet nie to Gwen miała szczerą nadzieję, że kobieta znalazła się w bezpieczniejszym miejscu niż Cressida.
Skinęła głową, zerkając znacząco w stronę rzeki.
Tak, to Londyn, jesteśmy obok Tamizy, więc właściwie… to centrum – wyjaśniła. – Nie jesteś stąd? – dopytała. Wydawało jej się, że większość Anglików dobrze kojarzy stolicę. Nawet jeśli nie z autopsji to przecież zdjęć i obrazów tego miasta nie brakowało. A Tamiza chyba była całkiem charakterystyczna. Dlatego jeśli nieznajoma nie wiedziała gdzie jest na pewno nie mogła być z tej okolicy. Może była ze Szkocji? Nie było tego jednak słychać po jej akcencie.
Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc o „ślepiach”.
To nie ślepia, tylko lampy – poprawiła ją cierpliwie. – To tylko samochody, zobacz, tam jedzie kolejny. To taki… mugolski środek transportu. Jak nasze miotły, czy dywany, tylko nie lata i korzysta z emm… mugolskiej magii, tak to nazwijmy. To technika i nauka, nie czary, tak po prostu. Chyba nawet dziś są bezpieczniejsze… no wiesz, anomalie i te sprawy. One nie dotyczą samochodów. Chociaż jeżdżąc też trzeba uważać – wyjaśniła dziewczynie, mając nadzieję, że robi to wystarczająco prosto. – Nie musisz się ich bać, tylko nie wolno wchodzić na ulicę poza wyznaczonymi miejscami. No wiesz, rozpędzony koń też może cię stratować.
Wzięła głęboki oddech, po czym schyliła się, aby pogłaskać pieska po głowie. Betty zdążyła już grzecznie usiąść obok jej nogi.
Masz tu kogoś? Zaprowadzić cię gdzieś? Jeśli chcesz, mieszkam niedaleko… mogę możesz u mnie odpocząć, zrobię herbaty… Możemy wezwać kogoś sową – zaproponowała, nie chcąc zostawiać nieznajomej samej. – Tak właściwie to Gwen jestem – dodała.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]18.06.19 0:16
Cressida, mimo strachu i niepokoju, była pewna że z jej ciałem wszystko w porządku. Nie czuła bólu ani nie widziała krwi, nie była to dla niej pierwsza podróż świstoklikiem, choć zazwyczaj pojawiała się w miejscu docelowym. Chociaż zdawała sobie też sprawę że tworzenie ich jest trudne, a tego użytkowała już jakiś czas i mógł po prostu ulec wypaczeniu i należało zamówić nowy. Sama umiejętności tworzenia ich nie posiadła, nigdy nie interesowała się mocniej numerologią, która jawiła się jako dziedzina zbyt trudna i naukowa jak dla lady o artystycznej duszy.
- T-tak – odpowiedziała cicho na zadane pytanie. – Nic mi nie jest. Ja tylko... wylądowałam w złym miejscu.
Zdecydowanie złym. Kilkaset kilometrów od docelowego. Zniosło ją dość mocno, miała pojawić się w Charnwood, u rodziców a była... najpewniej w Londynie, czego nie planowała. W obecnych czasach raczej unikała Londynu, nie był najbezpieczniejszym miejscem dla damy. A już na pewno nie ten niemagiczny, zupełnie obcy, pełen dziwnych ustrojstw jak ta metalowa bestia ze ślepiami świecącymi tak jasno, że prawie ją to oślepiło w pierwszym momencie.
Cressie przez większość życia ignorowała istnienie świata mugoli. Nie była do niego nastawiona wrogo, akceptowała myśl że niemagiczni gdzieś tam sobie żyją i mają swój własny świat – ale nie ciekawiła się nim i nie szukała okazji by go zobaczyć, wiedząc jak konserwatywne poglądy wyznawał jej ojciec. Ale dorastając w odizolowanym Charnwood, które opuszczała na dłużej tylko wyruszając na kolejne lata szkolne do Beauxbatons, łatwo było zapomnieć że świat mugoli istniał i żyć w błogiej nieświadomości ich wytworów.
- Nie wiem, może... Albo także błąka się po tych ulicach i mnie szuka? – Miała nadzieję, że ktoś jej szukał. Była przecież tylko słabą, młodą dziewczyną, potrzebowała opieki. Jakiejkolwiek. Zawsze się nią opiekowano, spod pieczy surowego pana ojca przeszła w troskliwe ramiona męża.
Także zerknęła w bok, na wijącą się wstęgę szerokiej rzeki, znacznie większej niż strumienie płynące przez las otaczający jej rodowy dwór. Wiedziała czym jest Tamiza, ale była na tyle długa, że nadal nie pozwalało to dokładnie określić miejsca, gdzie wylądowała, bo rzeka przecinała przecież całe miasto. I tak miała ogromne szczęście, że nie wpadła do wody. Potrafiła pływać, ale przy tej pogodzie i temperaturze mogłoby to nie wystarczyć, w końcu minęło dużo czasu odkąd brat uczył ją pływania w jednej z leśnych sadzawek, gdzie czasem razem zanurzali się po wodne rośliny kiedy pan ojciec nie widział. Sadzawka ta była dużo płytsza i spokojniejsza niż ta brudna, wartko płynąca rzeka, o którą uderzały krople deszczu pomieszane z marznącym śniegiem.
- Nie – odpowiedziała, z powrotem nakładając na włosy kaptur, by nie zmokły zbytnio. Nie chciała się przeziębić. I tak było jej zimno i mokro. – Nie znam Londynu, a zwłaszcza tego... niemagicznego. – A i w czarodziejskim nie bywała aż tak często. Na pewno nie w ostatnich miesiącach. Właściwie w żadnym etapie życia nie bywała w Londynie często. Centrum jej życia był najpierw dworek w Charnwood, a potem posiadłość rodziny męża.
Wysłuchała jednak wyjaśnień odnośnie „samochodu”, czymkolwiek był i jakkolwiek działał.
- Mugole nie boją się, że zostaną zgnieceni w środku? To wygląda na bardzo... ciasne i niewygodne. I niebezpieczne. – Przynajmniej takie się wydawało. I nadal dla Cressidy wyglądało trochę jak metalowy smok z żółtymi ślepiami, ziejący dymem i warczący jak rozeźlone zwierzę szykujące się do ataku. Ten natłok dziwnych dźwięków także budził w niej lęk i niepokój, bo przywykła do dobiegających zza okien odgłosów natury, a w ostatnich tygodniach także grzmotów, wiatru i deszczu. Teraz także słyszała dobiegające z wysoka pomruki, a na ciemnoszarych chmurach pojawiały się pajęczyny błyskawic, mogące budzić lęk, że któryś piorun sfrunie aż do ziemi i ugodzi w nią. A jeśli chodzi o środki transportu, przez większość życia najwięcej korzystała z sieci Fiuu, a gdy nauczyła się teleportować, z teleportacji. Umiała też dobrze jeździć konno i latać na ateonanach. Na miotle nie latała od dzieciństwa, kiedy to wykorzystywała ją do podążania za ptakami w lesie, ale potem już nie uchodziło dorastającej damie siadać okrakiem na kiju, miotły były dla gminu, jak zawsze powtarzał ojciec. Teraz, chcąc opuścić dwór, była zdana głównie na świstokliki. Przez pogodę nie mogła nawet uskuteczniać konnych przejażdżek po okolicach posiadłości, bo nie byłoby to przyjemne i zdrowe ani dla niej, ani dla zwierzęcia.
- Mam w Londynie rodzinę – powiedziała, myśląc o kuzynie Alphardzie i jego matce, ciotce Irmie, siostrze jej ojca. Jako że szczyt w Stonehenge ocieplił relacje Fawleyów i Blacków, mogła pojawić się u krewnego bez kontrowersji i poprosić go o pomoc w dostaniu się do Charnwood. – Wiesz może, czy daleko jest stąd w okolice Grimmauld Place? – Wydawało jej się, że mieszkanka Londynu, czarownica, powinna wiedzieć gdzie to jest i czy było to daleko stąd. Cressie zawsze pojawiała się tam za pomocą sieci Fiuu lub świstoklika, więc nie wiedziała jak dotrzeć tam z innych miejsc Londynu. Wolałaby sama się tam jakoś dostać bez korzystania z zaproszenia do domu obcej osoby, która mogła być mieszańcem a nawet mugolaczką, co mogłoby wzbudzić niepotrzebne kontrowersje, poza tym... czy mogła jej w ogóle ufać? Była miła, ale Cressie wolała nie narażać siebie ani jej na nieprzyjemności, poza tym... co jeśli tylko udawała miłą i pomocną? Niekiedy ostrzegano ją przed zawiścią niżej urodzonych, którzy zazdrościli szlachetnie urodzonym majątku i pozycji, i stanowili dla nich zagrożenie. Ta kobieta nie wyglądała na groźną, ale umiejętności nie były zależne od wyglądu.
- Cressida – przedstawiła się cichutko i nieśmiało, gdy kobieta wypowiedziała swoje imię. Nie dodała tytułu ani nazwiska. Pod tym względem była nietypową szlachcianką, nieśmiałą i niepewną siebie, zwłaszcza przy obcych.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Alejka nad brzegiem rzeki [odnośnik]18.06.19 2:09
Dziewczyna naprawdę nie wyglądała na zranioną w jakikolwiek sposób, dlatego Gwen postanowiła w końcu dać wiarę jej słowom. Będzie ją uważnie obserwować, w razie czego po prostu zareaguje, ale na razie nie mogła naciskać. Właściwie Grey nie miała pojęcia, w jaki sposób i dlaczego świstoklik mógł się zepsuć. Nie wiedziała też więc, czy to może być w jakikolwiek sposób szkodliwe. Ale lepiej chuchać na zimne, czyż nie? Nie chciałaby mieć na sumieniu życia bądź zdrowia nieznajomej. Chyba tego po prostu by nie zniosła.
Przygryzła wargi, otulając się mocniej szalikiem.
Może wyślij do niej patronusa? – spytała Gwen odruchowo. – Choć… anomalie… nie, to może jednak kiepski pomysł. Już raz wylądowałam przez takie czarowanie w Mungu. – Uniosła dłoń, aby podrapać się po głowie. Przez ruch dziewczyny z czapki wypadł pukiel rudych włosów, który prędko przez deszcz przybrał ciemniejszy kolor.
To duże miasto… ale właściwie jeśli je zrozumiesz, da się po nim łatwo poruszać. Tylko ta pogoda. – Gwen zadrżała z zimna. – Śnieg i burze nie sprzyjają wycieczkom. Chodźmy, może chociaż schowamy się pod dachem – powiedziała, wskazując murowany łuk znajdujący się kawałek od nich. Po chwili ruszyła w jego stronę, dając znać współtowarzyszce, by poszła w jej ślady. Betty kroczyła tuż obok nogi Gwen, zadowolona, że jej pani w końcu postanowiła zrobić coś produktywnego.
Zdziwiła się, słysząc pytanie Cressidy. Nie spodziewała się takiej konkluzji ze strony dziewczyny.
Czemu mieliby? To jest zrobione z mocnych materiałów… Poza tym chyba nim samochód trafi na drogi to jest sprawdzany. Robią testy, bo pojazdy muszą być bezpieczne. A teleportacja czy świstokliki… też niosą ryzyko, nie ma na świecie niczego doskonałego – powiedziała, nawiązując do zdarzenia sprzed dosłownie chwili.
Pokręciła głową, marszcząc brwi.
Jesteśmy w centrum, a ta ulica jest gdzieś dalej. Pieszo tam nie dotrzemy, nie w ten deszcz – stwierdziła. – Może naprawdę przyjdziesz do mnie, zawiadomimy kogoś? Albo mogę z tobą podjechać taksówką, niedaleko jest ich postój.
Gwen nagle zastygła w bezruchu, orientując się, że nieznajoma raczej nie będzie wiedziała o co chodzi.
Taksówka to samochód na zamówienie – dodała. – Podwożą cię gdzie chcesz.
Uśmiechnęła się ciepło, słysząc miano dziewczyny.
Miło poznać. Masz śliczne imię – stwierdziła.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 25 z 31 Previous  1 ... 14 ... 24, 25, 26 ... 31  Next

Alejka nad brzegiem rzeki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach