Pandora Ariel Sheridan
Nazwisko matki: Blythe.
Miejsce zamieszkania: Studio na poddaszu budynku, należącego do rodziny Sheridan.
Czystość krwi: Czysta ze skazą.
Status majątkowy: Średniozamożna.
Zawód: Wytwórca magicznych amuletów i talizmanów. W tajemnicy, kapryśnie, kiedy ma ochotę wyrabia te rzeczy na zamówienie. Próbuje tak zarobić na własną pracownię. Rzadko, prawie nigdy, jak ładnie poprosisz, pomaga z dziedzin, w których jest dobra. Utrzymywana, póki co, na garnuszku ojca.
Wzrost: 1,65 m.
Waga: 52 kg.
Kolor włosów: Ciemny brąz.
Kolor oczu: Orzechowe.
Znaki szczególne: Jej garderoba składa się głównie z czarnych ubrań. | Zawsze nosi dużo biżuterii, raczej minimalistycznej, ale wyraźnie dopracowanej. Jednym ze stałych elementów jest obrys konstelacji Ursa Minor, który nosi na szyi na długim łańcuszku. | Krótkie włosy. | Mały pieprzyk na lewym policzku. | Badawcze, czujne spojrzenie.
11 i pół cala, dość giętka, osika, łuska widłowęża.
Dom Kruka.
Niedźwiadek.
Topielica wyglądająca jak moja matka.
Dymem z szałwii, świeżo zaparzoną herbatą, starymi książkami i zapachem ziemi po deszczu.
Siebie. Dumnie stoję na klifie, pode mną rozlewa się nieskończone morze, nade mną wiszą gwiazdy. Jestem wolna, potężna, nikt za mnie nie decyduje. Na szyi mam duży amulet, który daje mi władzę.
Eksperymentowaniem z wyglądem i funkcjami amuletów, poszerzaniem wiedzy.
Nie śledzę Quidditcha.
Samotnie spaceruję po muzeach i galeriach sztuki, czytam stare tomy, trenuję szermierkę oraz piszę listy.
Muzyki klasycznej - przy niej moje myśli rozbiegają się i moją być naprawdę wolne.
Taylor Lashae.
......Ulice cichną. Słońce chowa się za horyzont.
......Wiedźma zapala pierwszą świecę,
......przy której wspomina to, co było przedtem.
Od wszechczasów trwała wojna. Wojna z żywiołami, wojna międzygatunkowa, wojna wewnątrzgatunkowa, ciągła bezsensowna farsa. A mimo tak dużej ilości wojen, świat nie pamiętał, aby kiedykolwiek toczyła się wojna, która przebiegła bez strat, nawet dla strony wygranej. Nie było też ostatniej wojny, która zakończyłaby inne wojny. Ludzie mieli jednak niesamowitą zdolność przetrwania, napędzaną szczyptą sprytu i garścią szczęścia. I tak, niektórym udało się uniknąć pułapek losu, lądując w bezpiecznej przystani.
Riordan Sheridan był Irlandczykiem z krwi i kości, który opuścił ojczyznę jeszcze jako dziecko, ponieważ jego rodzice chcieli dać mu jak najlepszą szansę na godne życie. Po przyjeździe do portu w Swansea, odebrało go dwóch wujów, którzy zajmowali się handlem magicznymi ingrediencjami i kamieniami. Właśnie przez ich interes doszło do pierwszego spotkania rodziców wiedźmy.Pewnego dnia po odbiór zamówienia zgłosił się do ich sklepu pan Blythe, który zawsze osobiście doglądał najważniejszych transakcji. Tym razem wybrał się razem ze swoją córką — Celeste Blythe — która miała dość siedzenia w domu. W trakcie targowania się o cenę dorosłych, dzieci zaczęły się razem bawić. W tym krótkim czasie między chłopcem i dziewczynką nawiązała się niecodzienna nić porozumienia. Niestety ich ścieżki rozeszły się w różne strony i to było ich jedyne spotkanie w dzieciństwie. Każde z nich miało zaplanowaną przyszłość, w której czekały na nich nowe tęsknoty i nowe kochania. Myśleli więc, że o sobie zapomną, myśleli, że minęło zbyt wiele czasu, że gwiazdy im nie sprzyjają. A jednak decyzje tego, kto odpowiadał za trajektorie ludzkich losów były nieodgadnione i rzadko, ale czasami, ten wyższy byt lubił bawić w grę przypadków. Na przykład, pewnego wieczora sprowadził młodą pannę do sklepu, którym zajmował się trzydziestoletni przedsiębiorca. Co prawda, Celeste nie znalazła tam tego, co po przyszła… trafiła jednak na swojego przyszłego męża. Zaczęli się spotykać, nie od razu zdając sobie sprawę, że poznali się wiele wiosen wcześniej. Kiedy w końcu rozgrzebali przeszłość i zrozumieli, co tak naprawdę ich łączy, Riordan z miejsca oświadczył się swojej wybrance, nie chcąc ryzykować utraty jej po raz drugi.
Ile było w tym miłości, a ile przeznaczenia, od którego nie dało się uciec — nie powiem. Połączył ich jednak węzeł małżeński, w małej kaplicy, w kameralnym gronie; od tego momentu nic nie było takie samo. Prawie rok później na świat przyszło ich pierwsze dziecko, nie była to jednak wiedźma, a jej starszy brat. Leander. Był on prawowitym dziedzicem, lwem w owczej skórze, maleństwem potrzebującym miłości i opieki. Udało mu się zdobyć serce tylko jednego z rodziców, swego ojca, bo matka z powodów tylko sobie znanych była wycofana, zamknięta w swoich emocjach w stosunku do syna. Chowała swoje ukochanie przed światem, nie chciała stracić ani kropli. Czekała. Chciała je przelać tylko i wyłącznie na córkę.
Dlatego wiedźma od zawsze czuła się wyjątkowa. Ktoś c z e k a ł na jej przybycie, ktoś spoglądał na rozgwieżdżone niebo i szukał na nim swojej gwiazdy. Musiała odpowiedzieć na te nieme wezwanie, nawet jeśli przyszła na ten świat tak jak wszyscy inni — bezbronna, płacząca, wymagająca. Na dworze spadały pierwsze płatki śniegu, jej dusza spadła na ziemię wraz z nimi. Pośród ciemnej nocy, Celeste zapłakała po raz pierwszy łzami szczęścia, w końcu znalazła swój sens w życiu — w ramionach trzymała Ursa Minor, dla której mogła być Wielką Niedźwiedzicą.
......Duchy się budzą. Nad miasteczkiem powoli zapada zmrok.
......Wiedźma zapala drugą świecę,
......przy której wspomina narodziny magii.
Nostalgia, która towarzyszy wspominaniu dzieciństwa jest jedyna w swoim rodzaju. Większość nawet dobrze go nie pamięta, a jednak przechowujemy gdzieś w szufladach pamięci specjalne chwile i momenty, które z jakiegoś powodu nie rozmyły się z czasem. Kojarzy nam się z beztroską, z bezpieczeństwem, z bliskością. Wiedźma nie umiała dokładnie określić, który z obrazów w jej głowie był jej pierwszym prawdziwym wspomnieniem, ale było takie przyjęcie... Powrót do niego zostawia na jej języku słodko-gorzki posmak.
Delikatny ciężar tiary, ktoś zakłada ją dziewczynce na głowę. Uśmiechnięte twarze dokoła, falujące sukienki, wysoki żyrandol i łagodna melodia grana przez czyjeś smukłe palce na pianinie. Scenka jest zamglona, nie da się wyróżnić słów, głosów, konturów, ale powietrze wypełnia śmiech i, przede wszystkim, magia. Może niektóre elementy wspomnienia pomieszały z jakimiś marzeniami sennymi, lecz to odczucie, jakby świat drżał od czarów i energii jest punktem zaczepienia. Gdy przymknie oczy, przypomina sobie lewitujące kule, wypełnione specjalnym świecącym brokatem, porcelanowe figurki tańczące na stołach oraz stos prezentów. Twarze zebranych gości wydają się jej nie do rozpoznania, oprócz tych należących do matki, brata oraz… chłopca, który był synem przyjaciół rodziców. Tu na chwilę nostalgia przybiera na sile, wylewa się falami i zalewa serce wiedźmy. Już wie, że to był moment, w którym zauroczyła się po raz pierwszy — chwyciło ją dziecięce zakochanie od pierwszego wejrzenia.Na tym jednak pamięć zamyka miłą część. Znika zapach herbaty z miodem, a zastępuje ją gorycz rozczarowania. Słodkie popołudnie zamienia się w cierpką noc. Leander, pod pretekstem wyprowadza dziewczynkę z salonu, obiecując jej pewnie niespodziankę, kolejny prezent. Zawiązuje jej oczy i prowadzi gdzieś w las, a lasy wokół ich posiadłości są gęste i nieprzebrane, niedostępne jeszcze wtedy do użytku publicznego. Zostawia ją tam, samą.
Mija godzina, dwie, w takiej sytuacji całkowicie znika poczucie czasu. Już dawno wybija północ zanim znajdują ją zmarzniętą, przytuloną do drzewa, na które się wspięła zapewne pod wpływem strachu lub odwagi. Mała wiedźma jest przemęczona, ale przytomna. Jej oczy rozglądają się w niedowierzaniu — czy to sen czy jawa? — aż zatrzymują się na twarzy brata. Dziewczynka znajduje się w ramionach ojca, który zdejmował ją z gałęzi, kiedy nagle kilka kamieni na leśnej ścieżce zaczyna podrygiwać. Nikt ich nie zauważa, dopóki nie podrywają się one gwałtownie, skierowane prosto w twarz Leandra. Rozlega się jego krzyk, a na przemian zdenerwowana i przerażona Pandora zaczyna głośno szlochać. Scena urywa się.
Niejasne wspomnienia następstw tego zdarzenia, pojawiały się jedno po drugim. Przez jakiś czas brat nie był obecny w jej życiu. Kilka tygodni, może dwa miesiące. Nigdy nie zastanowiła się nad tym, gdzie przebywał, ale gdy wrócił traktował swoją siostrę jak powietrze. W rekompensacie za straconego Leandra, mała wiedźma otrzymała… kota. Miał zapewne służyć jako substytut i zapełnić pustkę w jej sercu, a także odwrócić uwagę. Zwierzę otrzymało imię Elpis, co podobno miało coś wspólnego z nadzieją, jeżeli wierzyć pewnej greckiej koleżance Pandory. Wybór okazał się dość trafny, ponieważ przez wiele lat towarzysz ten był najbliższym przyjacielem i powiernikiem sekretów dziewczynki. Stał się też pretekstem do bliższego poznania jej sąsiada, tego samego, który był na jej urodzinach.
Czarny kot chodził własnymi drogami. Czasem jego drogi wędrowały za daleko, przez co pakował się on w różne nieprzyjemne sytuacje. W swoim życiu zdarzało mu się uciekać od psów, lisów i innych drapieżników, których lubił prowokować. Wpadał też w dziury, utykał na drzewach, pakował się do toreb gości, a raz wpadł do jeziora, które rozciągało się tuż za rodzinnym domem Sheridanów. Zanim Pandora zdążyła się na dobre rozpłakać, pojawił się on, znów we właściwym miejscu we właściwym czasie. Przybiegł przemoczony z niewdzięcznym kocurem, który próbował podrapać swojego wybawcę.
Zawsze ciągnęło ją do bohaterów. Nikt by nie pomyślał, że ta trochę dziwna panienka o krótkich włosach i badawczych, brązowych oczach, podnosiła na kogoś wzrok znad swoich książek. A jednak.
Za dużo, za daleko, za mocno.
Leander. Kilka lat, a taka przepaść między nimi. Wiedźma nie dopuszczała do siebie myśli, że tak naprawdę wie dlaczego nigdy nie byli blisko. Dlaczego nigdy nie uczył ją puszczać latawce, nie pokazywał swoich zabawek, ignorował na korytarzach Hogwartu. Był dzielnym lwem, nie mógł jednak nigdy zaskarbić sobie łask u Celeste. Nie było sukcesu, który wygrałby jej miłość, nie było ceny, która rozbudziłaby w niej uczucie. Wiedziała. Pewnego dnia Pandora zobaczyła scenę, wyjaśniającą wszystko. Jej brat przygotował matce piękną nową gablotę z małymi przegródkami, służącą do przechowywania jej wyrobów. Nie zrobiło to na niej wielkiego wrażenia. Tego samego dnia mała wiedźma przyniosła „bukiet” stworzony ze znalezionych kwiatów polnych, trawy, gałązek i piórek. Tu reakcja była diametralnie różna, mało brakowało, a Celeste podrzuciłaby swoje maleństwo aż do sufitu... Wieczorem ktoś płakał. Dziewczynka nigdy nie zwierzyła się bratu, że to słyszała, ale rozwiało to wiele niepewności. Samolubna, ciemna gwiazda.
......Na cmentarzu panuje głucha cisza. Przerywa ją odgłos zapalanej zapałki.
......Wiedźma zapala trzecią świecę,
......przy której wspomina swoje sny.
Mówią, że sny to przebłyski innych żyć, które były nam dane. Czasem zdawały się one jednak obrazami tego, co mogło być lub co jeszcze będzie. Bywały też te, zainspirowane zdarzeniami rzeczywistymi. Obracały się one w koszmary, nie dające spać, śnione za długo i chwytające stalową ręką za gardło. Któż by się jednak dziwił, że dzieci miewały koszmary, skoro nie dorosły jeszcze do rozumienia dlaczego ciotka już ich nigdy nie odwiedzi, dlaczego woda w rzekach nabrała czerwonej barwy i dlaczego codziennie ktoś odpala fajerwerki?
Wiedźma pamięta wiele snów. Celeste miała nawet nadzieję, że dziewczę okaże się jasnowidzem, jednak nie dostąpiła tego daru. W zamian śniła rozbiegane koszmary, które po przebudzeniu jawiły się jako niejasne urywki, a budziła się sparaliżowana strachem. Zwierzęce czaszki, rogi, głęboka i falująca czerń, łódki, pękające różdżki i gęsta mgła — to motywy pojawiające się najczęściej. Po pewnej nocy mała wiedźma nie mogła już tego znieść. Rozwiązanie jakie przyszło jej do głowy był proste w swej istocie. Zamierzała przestać spać. Okazało się jednak, że siedmioletnie dziewczynki potrzebują odpoczynku, więc rodzina szybko zauważyła, co jest nie tak. Matka, jej najjaśniejsza gwiazda, postanowiła coś na to zaradzić.Podarowała jej najpiękniejszy łapacz snów jaki kiedykolwiek, nawet w dorosłym życiu, Pandora napotkała na swojej drodze. Był całkiem duży, wykonany z delikatnego, bardzo ciemnego drewna, z którego ciągle wyrastało kilka małych gałązek z pączkami liści. Opleciony został magiczną nitką zmieniającą kolor pod wypływem światła. Dodatkowo, oprócz różnych piórek, na środku wzór tworzył jej ukochaną konstelację Małej Niedźwiedzicy. Każda z gwiazd została oznaczona jako koralik o standardowym pięcioramiennym kształcie, wykonany był zaś z opalu. Dodatkowo, kiedy trzymała ten prezent, wydawało jej się, że emanowała z niego przyjemna ciepła energia. Na dobranoc mała dostała też herbatę różaną — o dziwo płatki róży były karmazynowe, a nie szmaragdowe czy smoliste, co by bardziej do odpowiadało ekscentrycznym nawykom Celeste.
Skąd brały się wcześniej wspomniane koszmary? Wypełzały z młodego umysłu z nadaktywną wyobraźnią... Natchnione mrocznymi ilustracjami z książek, znalezionych w pokoju Leandra, rozbujane dziwnymi odgłosami, dobiegającymi ze strychu, a także historiami kucharki, która próbowała wmówić, że to, o czym opowiadała zdarzyło się naprawdę, podobno podczas jakiejś niemagicznej wojny. Jak się skończyły? Może... może wtedy, kiedy uświadomiła sobie, iż przedziwne bestie oraz mroczne praktyki tak naprawdę ją fascynują.
Niestety zanim to się stało, tej nocy jej sny nawiedziły trzy kościotrupy w wiedźmowych kapeluszach, które śmiały się upiornie i goniły wiedźmę po górzystym terenie aż do chwili, kiedy obudziła się cała spocona i we łzach. Pod wpływem impulsu, zdjęła łapacz snów ze ściany i wyrzuciła go przez okno. Następne kilka godzin spędziła, próbując go wydostać z żywopłotu krzewuszki cudownej, który rósł tuż pod jej oknem. Niestety jej talizman ochronny był trochę zarysowany, brakowało mu jednej gwiazdki, kilku piórek i pomiędzy nitkami utknął mały różowy kwiatek. Zabrała go do siebie, a po śniadaniu naprawiła go najlepiej jak potrafiła, używając przedmiotów znalezionych w domu i kilku przypadkowych łez. Nietrudno było zauważyć, że łapacz był przerobiony, ale matka wydawała się tym faktem wręcz zachwycona. Pogłaskała dziecię po głowie i zapowiedziała, że pewnego dnia przyda jej się ta kreatywność. Od tego czasu zaczęła ją zabierać do swojego brata — wujka Pandory — który był jubilerem, żeby mogła podpatrywać jakie wspaniałe rzeczy można uczynić z oszlifowanych kamieni. Sama Celeste nigdy nie miała szansy na odziedziczenie rodzinnego interesu, była kobietą; biżuterię co najwyżej mogła n o s i ć. Potrafiła jednak ją wyrabiać, widziała też w błyskotkach znacznie większy potencjał. Wyrwawszy się z objęć surowego papy podjęła próbę wyrabiania własnych amuletów, do których dodawała swą fascynację zielarstwem i... czarną magią. Tak zaczęła rozbudowywać swą pracownię w szklarni za posiadłością, którą kupił Riordan i zachęcała swoją córkę, by podglądała ją przy pracy. W pewnym sensie ukrywała to, co robiła przed mężem. A może on zawsze wiedział, co robiła, ale przymykał na to oko.
......Ogniki grają na czubkach świec. Nawet świerszcze milczą.
......Wiedźma zapala czwartą świecę,
......przy której wspomina kruki, borsuki, lwy i węże.
Sowa, która przyniosła list z Hogwartu, cudem uniknęła śmierci z rąk — a raczej pazurów — pechowego Elpisa. Sama jej wizyta nie była zaskoczeniem. Starszy o kilka lat Leander uczęszczał już do szkoły; mała wiedźma na długo przed jedenastymi urodzinami zaczęła mieć „wypadki” z przejawami magii. Wiedziała też, naturalnie, o istnieniu niezwykłych rzeczy od samego początku. Zdziwieniem było natomiast odkrycie, że nie każdy człowiek posiada moce, wręcz przeciwnie, należała do mniejszości wtajemniczonych. Jednak fizyczny dowód na to, że jest czarownicą i tak wprawił ją w euforię. Zostało to potwierdzone. H o g w a r t. Pierwszej nocy zasnęła czytając od początku do końca i od nowa list oraz rozmyślając, do którego z czterech domów przydzieli ją tiara.
Zielony kojarzył jej się z roślinami jej matki. Lew kojarzył jej się z bratem. Borsuk z jej zauroczeniem. A czarny ptak, cóż, „tylko” z jej ulubionym kolorem, z jej kotem oraz ze stosem książek, wypełniającym prawie każdą wolną powierzchnię jej pokoju. Jednakże, słodkie rozmarzania niedługo zostały skonfrontowane z rzeczywistością. Do tej pory mała wiedźma nie przebywała poza domem dłużej niż wizyta grzecznościowa u kuzynów czy rodzinne wakacje. Na pewno nie była nigdzie sama. Nie posiadała wielu przyjaciółek, nie doświadczyła więc przyjemności całonocnego plotkowania ani nieprzespanych nocy. Starała się tego po sobie nie pokazywać, bo bała się, że jeszcze jej rodzice się rozmyślą. Było to całkiem prawdopodobne i mało brakowało, a zostałaby i była uczona w domu. Lata, w których miała rozpocząć naukę w Hogwarcie były niebezpieczne; pod wieloma względami najgorsze ze wszystkich. Ludzie bali się, że wojna się nigdy nie skończy, a nawet bracia przestawali sobie ufać. Jej rodzina nie opowiadała się po żadnej ze stron Wielkiej Wojny Czarodziejów i było to zarówno dobre jak i złe położenie. Riordan prowadził razem z wujami firmę, która była pośrednikiem handlowym — zapewniali oni bezpieczeństwo transakcji, a także magazyny do przechowywania towarów. Sami nie parali się zdobywaniem składników, cennych kruszców, antyków i innych różności, ale służyli jako pośrednik czy rozjemca między dwoma stronami. Dzięki temu mieli rozbudowaną sieć znajomości i przekonanie, że w razie kłopotów ktoś im pomoże.We wrześniu czekała więc na peronie na pociąg. Z kuferkiem pełnym książek, bijącym sercem i torbą pełną po trosze strachów oraz nadziei. Ku jej miłemu zaskoczeniu, spotkała przez samym odjazdem swój obiekt westchnień. Na dodatek podarował jej on maskotkę, małego misia na szczęście. Miał chronić ją od wszelkich kłopotów. Zabawkę nazwała „Książę” i trzymała blisko siebie przez te wszystkie lata. Znalazł swoje miejsce na jej poduszce w dormitorium dziewcząt w wieży Ravenclawu jeszcze tego samego dnia.
Życie w zamku sprawiło, że czuła się jak bohaterka baśni. To znaczy, nie uważała tak n a p r a w d ę, ale wiele elementów jednak się zgadzało. W końcu mogła rozwinąć skrzydła. Stać się wiedźmą. Codziennie ubierała swój magiczny strój, zasiadała przy stole z innymi czarodziejami, uczyła się wspaniałych, niewyobrażalnych rzeczy i przeżywała przygody. Były tu też przedziwne stworzenia i to jakie! Hipogryfy, krzyczące rośliny, centaury czające się w mroku lasu ... Och, większości nie widziała na własne oczy, ale potwierdził się jej przeczucia, że stwory, o których czytała tylko w bajkach, istnieją naprawdę. Jednorożce istniały naprawdę. Wiele zależało od jej podejścia i wyobraźni, a tego ostatniego akurat miała w nadmiarze. Nie dało się przebywać w Hogwarcie i nie dowiadywać się pewnych faktów i plotek ze świata czarodziejów. Istniała bowiem grupa uczniów, która została wychowana inaczej. Były to dzieci z rodzin niemagicznych. Według jej dziecięcego rozumku, pochodziły z jakby równoległej rzeczywistości, co do pewnego stopnia fascynowało małą wiedźmę. Czy wyglądali tak samo? Czy mieli te same myśli, te same zainteresowania, te same cechy? Czy wiedzieli mniej, a może więcej od niej? Publicznie, zachowywała względem nich zupełnie obojętne nastawienie. Nie neutralne, które wskazywałoby na to, że nie robi jej różnicy kim byli, ale raczej od nich stroniła. Spoglądała na innych uczniów i po prostu imitowała ich reakcje. Prywatnie zaś, przynajmniej w pierwszych latach nauki w Hogwarcie, postawiła sobie za cel czegoś się o nich dowiedzieć. Nie było lepszej opcji niż obserwacja. Kto by pomyślał, że zakradając się za jednym z nich, pozna kogoś wyjątkowego, z kim będzie prowadziła korespondencję po dziś dzień.
Wracając jednak do sedna, ten przykład jedynie opisuje, że ona od początku zdawała się trochę inna. Była cicha, dość niska, o badawczym spojrzeniu i krótkich, ciemnych włosach. Potrafiła pojawiać się jakby znikąd, większą część czasu spędzała samotnie nad książkami, często wybierając się na błonia lub w inne odludne okolice. Jednak kiedy patrzyło się na nią, ona również podnosiła wzrok jakby wiedziała. Wielu kojarzyła się z kotem, tak, takim o którego uczucia trzeba było walczyć, a który chadzał własnymi drogami.
To była prawda. Od samego początku wyobrażała sobie, że toczy się w niej walka dobra ze złem. Buntownicza krew matki rywalizowała z nieustępliwą, ale znacznie bardziej konserwatywną naturą ojca. W domu znała każdy kąt posiadłości, co dawało jej poczucie przewagi, a zamek był dla niej zupełną nowością. Spędzała wiele czasu na eksploracji. Nie było to łatwe, zwłaszcza na początku, gdyż kilka razy przyłapano ją na wymykaniu się z dormitorium w czasie pory snu. Musiała nauczyć się uważać, obserwować i, oczywiście, szybko uciekać — może nie była fanką Quiddicha, ale przydała jej się nauka latania na miotle. Nie chciała mieć reputacji ani prymusa, ani buntownika, ciężko więc pracowała na utrzymanie złotego środka. Wbrew pozorom, było to trudniejsze niż gdyby próbowała być ze wszystkiego najlepsza. Prowadziła własną grę, kryjąc się za starannie uformowaną maską. Zdarzało się, że powstrzymywała się od poprawnej odpowiedzi, interesowała się materiałem, który mieli przerabiać dopiero za kilka miesięcy, albo który w ogóle nie był obowiązkowy, nie odpowiadała też na natrętne zaczepki. Chyba już w tedy nauczyła się jasno oceniać sytuacje i nie marnotrawić energii na sprawy małej wagi. Całe sedno tego leżało w tym, że trudno było czymś zainteresować Pandorę. Nie była pod wrażeniem tych rzeczy, które normalnie wprawiały dziewczęta w zachwyt. Za to opanowała do perfekcji chłodną minę z lekko, ironicznie uniesionymi kącikami ust. Jej cisza uchodziła za specyficzną formę odpowiedzi, a wielu zaczęło to akceptować. Jeżeli już się odzywała, potrafiła czarować swoim czarnym poczuciem humoru i realistycznym spojrzeniem na świat, przez co zachęciła do siebie grupkę uczniów z wyższych klas, którzy ciągali ją ze sobą jak urocze zwierzątko pokazowe. Mała wiedźma przyjmowała to jednak z pewnym zadowoleniem. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę myśli, a przez szkołę mogła przejść bez większych problemów.
Znów. Nie. Za bardzo odbiega od rzeczy ważnych.
Pandora była osobą o dużym potencjale. Nie była jednak zdecydowana na co go ukierunkować. Lubiła robić rzeczy na opak, często w oryginalny sposób, zawsze szukając swojej drogi w wykonywaniu zadanych prac. Szybko się nauczyła, że przy niektórych przedmiotach nie wychodziło to na dobre, wręcz mogło obrócić się to przeciwko niej. Najciężej pracowała przy zaklęciach oraz transmutacji, zawsze próbując popchnąć granice i dowiedzieć się czegoś z zakazanej sekcji biblioteki. Nie posiadała jednak wystarczających umiejętności, aby kiedykolwiek tam się włamać. Podczas jednej z wizyt w domu, zwierzyła się z tego matce, która ani trochę nie wydała się tym zaniepokojona. Wręcz przeciwnie…
Mała wiedźma lubiła t w o r z y ć. Żyła w swoim świecie, gdzie magia rodziła się z magii. Wszystko było zaczarowane, wszystko pochodziło od gwiazd. Zależało jej na tym by przelewać obrazy z wyobraźni do świata rzeczywistego. Mogła tworzyć rzeczy z papieru, ale smoki nie ożywały. Podczas zajęć z transmutacji uczyła się zmieniać je w owady lub ptaki, nie do końca jednak odpowiadało to jej oczekiwaniom. Mogła malować czy rzeźbić, nie miała jednak do tego talentu. Miała jednak dostęp do czegoś innego.
Rozwiązanie stało się jasne letniego popołudnia, kiedy jej matka i ojciec pojechali odwiedzić znajomych, zostawiając ją samą ze służbą w ich posiadłości. Spędzała ten dzień zaczytana, próbując rozszyfrować coś w podręczniku do nauki Starożytnych Run. Nie mogła się skupić, bo na zewnątrz wciąż ćwierkał jakiś ptak. W pewnym momencie straciła cierpliwość i w przypływie lekkomyślności skierowała w jego stronę różdżkę. Stworzenie zniknęło z jej parapetu. Podskoczyła przerażona, nie chciała mu aż tak zaszkodzić, a kiedy zbliżyła się do okna odkryła, że szpak zmienił się w malutką, nie większą od jej opuszka palca, figurkę. Stała jak sparaliżowana, oglądając z dziwnym zachwytem jak pięknie wyglądała ta miniaturowa ozdoba. Bała się, że odebrała mu życie... z drugiej jednak strony czy w ten sposób nie podarowała mu daru nieśmiertelności? Jej wyobraźnia rozbiegła się we wszystkie strony, a nogi same zaprowadził ją do pracowni Celeste. Szlachetne kamienie błyszczały jak gwiazdy na niebie. Przyrządy jubilerskie leżały pozostawione samotnie tuż obok nich. Zerkając na zegar, Pandora stwierdziła, że ma trochę czasu. Wcześniej często pomagała matce, potrafiła więc dokonać prostych szlifów oraz pozyskiwać pożądany kształt metalu. Asystę dawała jej różdżka, dzięki której wszystko uzyskiwało pożądany rozmiar. Pod koniec, jej amulet prezentował się niezgorzej — nie był, zaklęty, ale miał coś w sobie. Ptak wylądował w złotej klatce, która wisiała na delikatnym, cieniutkim łańcuszku. Na dole znajdowała się dziura w kształcie gwiazdy, fioletowym ametystem. Cały proces dał jej dziwną satysfakcję. Nie wiedziała jak nadawać przedmiotom magiczne właściwości, ale gdy pochylała się w skupieniu nad różnymi materiałami, czuła się jakby poza rzeczywistością. Skupiona, zajęta, zafascynowana. Kiedy podarowała wyrób matce, miała wrażenie, że ptak zamrugał. Dowiedziała się wtedy, że kobietom nie przystoi parać się takim zajęciem, które mimo wszystko wymagało pracy fizycznej. Ani Riordan, ani wuj Blythe, nie powinni się o niczym dowiedzieć. Mogło to być co najwyżej hobby, a nie stałe zajęcie. Nie musiała być damą, powinna jednak znaleźć coś innego, dobrą przykrywkę.
I tak, wiedźma zaczęła skupiać się na starożytnych runach. Oficjalnie miała zostać tłumaczem, nieoficjalnie coraz więcej czasu spędzała z matką, ucząc się samej obróbki kamieni i tym podobnych, niewiele jednak z tworzenia prawdziwych amuletów. Prawdziwa nauka nastąpiła dopiero później. Wszak kiedy uczęszczała do szkoły, mała wiedźma musiała skupić się na przedmiotach, które ją obowiązywały, a po drugie rozwijało się też jej życie towarzyskie. Chcąc nie chcąc, należała do klasy średniozamożnej, a większość jej krewnych miała krew czystą. Była więc zapraszana na wszelkiego rodzaju obiady i przyjęcia, które spędzała wygodnie siedząc albo wymykając się, aby poczytać. W takich przypadkach jej brat był główną atrakcją — przystojny, charyzmatyczny — podczas gdy ona nie była wcale damą. Otrzymała dobre wychowanie, ale nie obowiązywała ją etykieta arystokracji i nigdy nie nadarzyła się okazja, by ją poznać. Nie tańczyła, nie mrugała zalotnie oczami, nie ubierała pięknych szat. W końcu i tak nie były to prawdziwe b a l e. Raczej uroczyste spotkania rodzinne czy przyjacielskie, które być może chciały pretendować do wyższej rangi, lecz w praktyce daleko im było do tego.
Sprawy pokomplikowały się dopiero, kiedy nastąpiła śmierć jej matki.
Tego dnia, kiedy otrzymała wiadomość o jej odejściu, nie powiedziała ani słowa. Było to dwa tygodnie przed jej owutemami. Przeczytała list z niewzruszonym wyrazem twarzy, udało jej się przebrnąć przez wszystkie lekcje bez udzielania się, bez pokazywania po sobie emocji. Celeste wybierała się do Irlandii razem ze swoim ojcem, ale nigdy tam nie dotarła, bo podczas przeprawy zastała ich burza i statek zatonął. Uratowała się sowa, która wróciła do Anglii, przenosząc wieści spisane przez kapitana. Wiedźma znienawidziła wtedy wodę, zdradzieckie fale. Gorzkie łzy spłynęły Krukonce po policzkach, po tym jak włamała się do szkolnej szklarni. Brała, co popadnie — piżmo, szałwię lekarską, szafran, cyprys, anyż, bergamotkę — byle tylko mogło się spalić. W chaosie chwyciła wiadro i umieściła w nim wszystkie zdobycze. Nie starała się nawet chować z tym, co robiła, chociaż mogła wybiec do lasu i liczyć na to, że nikt się nie dowie o rytuale. Używając kamieni, rozdrobniła i zmieszała składniki, a następnie rozpaliła improwizowane kadzidło. Później świat się rozmył, coś krzyczała, kiedy próbowano ją odciągać od dymu i odesłano do dormitorium. Ktoś się nią zajął, ale nic już nie było takie samo.
Zdała egzaminy najlepiej jak mogła, biorąc pod uwagę okoliczności... a w ostatni dzień szkoły otrzymała tajemniczą sowę. Ten, kto ją przysłał, podawał się za starego znajomego Celeste i powiedział, że przed śmiercią matka miała dla niej przygotowaną niespodziankę. Wraz z zakończeniem szkoły, ten nieznajomy miał zapewnić wiedźmie staż, skupiający się na nauce wyrabiania magicznych amuletów. Obiecywał także dzielenie się sekretną wiedzą na temat zaklinania przedmiotów, łamania klątw i wiele więcej. Pandora widziała w tym coś niepokojącego... była jednak w niestabilnym stanie po utracie kochanej osoby. Czuła się jakby coś jej odebrano, jakby straciła sens życia. To mogło pomóc. Odpisała.
......Słońce leniwie wygląda zza horyzontu.
......Wiedźma zapala piątą i ostatnią świecę,
......przy której wspomina to, co będzie.
Według niektórych istnieje tylko podział na dobro i zło. Świat jest czarno-biały.
Kiedy była w kruchym stanie, jej słabość została wykryta zarówno przez jedno jak i drugie. Zainteresowała się nią zarówno dusza, która kierowała ją ku bezpiecznemu przylądkowi, jak i osoba, która popychała ją na bardziej wzburzone morze. Spędzała dnie pomagając innym, próbując rozbudzić w sobie empatię, a wieczorami zgłębiała stare zapiski, mówiące o kamieniach przywracających życie i o rytuałach, wymazujących pamięć o konkretnych osobach. Część z tych tematów nachodziła na czarną magię, ale tego w końcu zawsze chciała jej matka. Czy nie honorowym by było oddać jej cześć, wchodząc na taką ścieżkę? Jeden głos mówił, że tak, a drugi to odradzał.Jej nowy nauczyciel był profesorem w Beauxbatons. Stanowiło to pewną przeszkodę na drodze jej nauki, jednakże przedmiot, którego uczył okazał się być idealny. Kiedy nadszedł rok szkolny i musiał on wrócić do pracy, decyzja została podjęta. Pandora powiedziała ojcu, że słyszała o pewnej sławie jeżeli chodzi o runy, którymi się interesuje, ale znajduje się on we Francji. Riordan stwierdził, iż jeżeli mężczyzna zgodzi się ją przyjąć jako uczennicę, on nie będzie miał nic przeciwko. Nie spodziewał się chyba, że okaże się to takie proste. I tak, najpierw w asyście wuja, wiedźma odwiedziła nowy kraj. Oficjalnie pogłębiała wiedzę z przedmiotu, którego uczył jej mistrz i pomagała mu w badaniach, a po godzinach interesował ich zupełnie inny dział. Oczywiście, na początku spędzała większą część dni w bibliotece, ucząc się podstaw języka, podczas gdy profesor zajmował się wykładaniem w Beauxbatons. Zaś podczas weekendów szkoliła się w wiedzy na temat magicznych amuletów. W trakcie dłuższych przerw nawet podróżowała z nauczycielem, zyskując różnorakie doświadczenie, a także zapoznając się z Nokturnem, kiedy ich ścieżka zaprowadziła z powrotem do Anglii. Z biegiem czasu okazało się, że była utalentowana jeśli chodziło o tajemne nauki; dodatkowo nie mówiła wiele, potrafiła dochować sekret. W trakcie przebywania w samej szkole, zaczęła uczyć się szermierki, której nigdy wcześniej nie próbowała, a która wpłynęła na rozwój jej refleksu oraz cierpliwości. Mijały lata, pojawił się pomysł, by może przeszła staż w edukacji i w końcu została nauczycielką w szkole, ciągnęło ją jednak do czegoś innego.
Szala nie była pewna, w którą stronę przechylić. Aż nadszedł przełomowy moment.
Wraz z nowym nauczycielem opracowali metodę na przywołanie ducha Celeste. Pandora od początku czuła, że przebywa on gdzieś na oceanie, ale nie mogła tego potwierdzić. Warto było spróbować. Potrzebne były prywatne rzeczy matki, kamień, który działał najsilniej na osoby urodzone jak ona — w lipcu — a także kilka roślin. Zrobili razem podstawę do amuletu, jego silne jądro. Wiedźma sama jednak musiała dokończyć jego tworzenie. Na tydzień wynajęła na tę okazję mieszkanie w bardziej zapuszczonej części Paryża. Przygotowała na hebanowym biurku mały ołtarzyk zawierający następujące przedmioty: sekstant — podarowany matce przez Riordana, czarny welon ślubny, łapacz snów oraz składniki potrzebne do stworzenia kadziła, znalezione w jednej z książek Celeste. Wszystko było przygotowane, w pokoju paliły się świece, leżały zwierzęce czaszki, paliły się aromatyczne olejki. Jedyny problem polegał na tym, że musiałaby zniszczyć te przedmioty, aby nabrały formy potrzebnej do rytuału. Ugnieść, zetrzeć, spalić i użyć prochu do wykonania amuletu, który… no właśnie? Niemal czuła na ramieniu dotyk złego wpływu swego nauczyciela, szepczącego, że najważniejsze są intencje. Z drugiej strony, przywiozła ze sobą list od przyjaciela, który prosił aby podjęła dobrą decyzję.
Była tchórzem. Miała dwadzieścia dwa lata, straciła matkę, ale wiele osób miało dużo cięższe życie. Ona od swojego dostała wszystko, czego chciała. Musiała mieć słaby charakter żeby tak łatwo dała się złamać. Zakryła dłońmi twarz, a kilka łez spadło na starą książkę o czarnej magii, na której się wzorowała przygotowując scenerię. Szybko chwyciła za chusteczkę, próbując naprawić rozmazaną linijkę, a wtedy jej wzrok powędrował na pluszowego misia, która ni stąd, ni zowąd znalazł się w pokoju. Ursa Minor. Czy to te opary, czy zapomniała, że go ze sobą wzięła, ale przepełniona nagłą paniką — naprawdę chciała zniszczyć przedmioty, na których mi najbardziej zależało? — przytuliła niedźwiadka do siebie i upadła z płaczem na podłogę.
W pewnym momencie wzrok zaczął jej się rozmazywać od łez, a temperatura w pokoju gwałtownie spadła. Pojawił się duch, to się udało. Zjawa była jednak tak umęczona, tak straszna, że zdawało się, iż swoimi czynami Pandora przyciągnęła ją tu, zakłócając jej spokój. Coś popchnęło wiedźmę na ścianę, a nie zdążyła nawet sięgnąć po różdżkę. To było nie tak, nie w porządku. Zamknęła mocno oczy i zacisnęła pięści. Odliczyła do dziesięciu i kiedy je otworzyła, pokój wyglądał normalnie.
Postanowiła wszystko odkręcić.
Kiedy zamykała za sobą drzwi, wstawał świt i gwiazdy zniknęły z nieboskłonu. Mimo to skierowała wzrok w stronę, gdzie oceniała, że znajdowała się Wielka Niedźwiedzica. Pomyślała o tym, co chciała powiedzieć matce na pożegnanie. Wybiegła z kamienicy, witając z lekkim uśmiechem pierwsze promienie słońca...
Po tym zdarzeniu postanowiła stać się silniejszą, lepszą wersją samej siebie. Wiele czasu spędziła wpatrując się w niebo, jeszcze dłużej unikała rzeczywistości. Pozwalała innym interweniować w jej wybory, jej pomysły, jej opinie. Być może był to fortel jej umysłu, który nie chciał przyjąć do wiadomości zdarzeń, które rozgrywał się wokół. Dzięki opiece, którą roztaczali nad nią ludzie, mogła czuć się jak postronny obserwator i żadna krzywda będąca następstwem mugolskich wojen jej nie dotknęła. A jednak coś się działo i to tuż pod jej nosem. Miała skłonności myśliciela, po drodze zgłębiając wiele książek na temat człowieczeństwa i kultury, co nadało jej pewną perspektywę. O ile wierzyła w sens elit to dotyczyły one sfer intelektualnych — poza tym, tak jak światło nie może istnieć bez ciemności, ciepło bez chłodu i prawda bez kłamstwa, tak nie rozumiała jak można było żywić nienawiść do tych, którzy w ogólnym rozrachunku, byli jedyną rzeczą, czyniącą nas wyjątkowymi. Spędzała godziny w małej wytwórni-biurze na Pokątnej, zastanawiając się dlaczego oni tego nie widzieli? Gdyby czarodzieje unicestwili mugoli, zaraz postałaby nowa hierarchia, wyłoniłaby się nowa grupa uznawana za podległą. Rządy oligarchii zawsze kończą się przewrotem i tak aż do chaosu, a od chaosu do nowego panowania. Ona była zadowolona z tego, co przynosił jej los. Miała magię oraz wyobraźnię, dzięki której mogła z niej korzystać. Nie wypowiadałam się jednak publicznie, ewentualne zapiski myśli szyfrowała, czasem używając run, a czasem używając zaklęć ochronnych.
Zdecydowała się wyprowadzić z Francji. Chce zarobić na własny kąt, gdzie będzie mogła oddawać się badaniom i tworzyć na zamówienie. Tkwi w chwili, zawsze zaczytana, poszukująca nowych ciekawych skrawków wiedzy. Na razie zajmuje małe miejsce na Pokątnej, które jest pozostałością z remontu jednego ze sklepów jej ojca i można to opisać jako małe studio. Mieszka w nim i pracuje, na co Riordan zgadza się tylko dlatego, że w budynku obok mieszka jego brat, który mógłby ewentualnie nad nią czuwać. Swoją prawdziwą pasją zajmuje się pod osłoną nocy, zakrywając okna czarnymi zasłonami, aby wyglądało to jakby spała. Na poddaszu ma specjalną skrytkę na sprzęt i swoje kamienie; bacznie pilnuje tego sekretu.
A pod łóżkiem, bezpieczne w puszce Pandory, trzyma rytualne przedmioty. Zdecydowała się jednak zniszczyć podstawę amuletu, by nigdy nie mogła go skończyć.
......I dlatego tę noc spędza na cmentarzu, układając świece w pięcioramienną gwiazdę dookoła talizmanu.
......Kiedy wstaje słońce, opuszcza duży kamień na sam środek, przewracając dwie świece i roztrzaskując kryształ.
......Do jej uszu dobiega świst.
......Wiedźma zdmuchuje wszystkie świece.
— Żegnaj, mamo — wypowiada głosem przepełnionym tęsknotą.
Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd.”
Matka i córka — Celeste i Pandora — od początku porównywały się do Wielkiej i Małej Niedźwiedzicy. To wyobrażenie pochodziło od fascynacji kosmosem i gwiazdami, które żywiła pani Sheridan, a wybór był wręcz oczywisty. Nie było więc wielkim zdziwieniem, kiedy patronus małej wiedźmy okazał się być urzeczywistnieniem tego przekonania.
Samo zwierzę, podobno, jest totemem miłości. Może też symbolizować introwertyzm, upodobania do spędzania czasu samotnie oraz mądrość.
Przy przywoływaniu patronusa Pandora przypomina sobie chwile spędzane z matka. W szczególności działają wspomnienia momentów, w których Celeste ją chwali — tak jak na przykład kiedy mała sama naprawiła łapacz snów.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 13 | +4 (różdżka) |
Czarna magia: | 5 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 12 | +1 (różdżka) |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 0 | Brak |
Brak.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Pandora A. Sheridan dnia 13.07.17 19:32, w całości zmieniany 49 razy
Witamy wśród Morsów
[26.07.17] Ingrediencje (kwiecień)
[20.09.17] Ingrediencje (maj)
[29.10.17] Wsiąkiewka (kwiecień); +2PB
[30.07.17] Wykonywanie zawodu (kwiecień), +50 PD
[30.07.17] Rozwój postaci: zakup sowy; -50PD
[22.08.17] Zakup aparatu fotograficznego, -25 PD
[02.09.17] Zdobycie osiągnięcia (Ślepy los), +30 PD
[11.09.17] Lusterko +3PD
[20.09.17] Lusterko +3PD
[24.09.27] Wykonywanie zawodu (maj), +50 PD
[29.10.17] Wsiąkiewka (kwiecień); +60 PD;+2PB
[04.12.17] Klub pojedynków: czerwiec; +10 PD