Plac Piccadilly Circus
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Plac Piccadilly Circus
Plac Piccadilly Circus przecina ulice West End, centrum teatralnego Londynu. To częste miejsce spotkań młodzieży, blisko kultury, oraz jedna z bardziej rozpoznawalnych atrakcji turystycznych miasta. Gwarny i mocno zatłoczony, usytuowany w pobliżu dużej ilości mniej lub bardziej znanych kawiarenek i sklepików otoczony jest wieloma starymi kamieniczkami.
Pośrodku placu, na podwyższeniu, znajduje się urokliwa fontanna z figurką bożka Anternosa, chłopca o motylich skrzydłach, który symbolizuje nieszczęśliwą miłość. Na schodach pod fontanną gromadzą się młodzi ludzie.
Pośrodku placu, na podwyższeniu, znajduje się urokliwa fontanna z figurką bożka Anternosa, chłopca o motylich skrzydłach, który symbolizuje nieszczęśliwą miłość. Na schodach pod fontanną gromadzą się młodzi ludzie.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Słysząc inkantację wypowiedzianą przez Samuela, auror skierował różdżkę w stronę dziewczyny i w ślad ciśniętego przez niego zaklęcia, wypowiedział kolejne:
- Incarcerous - zamierzając unieruchomić nieznajomą na dobre; jeśli starszy spośród nich kazał jej uciekać, mogła być w tym duecie kimś ważnym lub słabszym, a może kimś, dla kogo drugi czarnoksiężnik zostanie - praca nauczyła go przezorności, poświęcenie Skamandera nie mogło pójść na marne - uderzenie jej pomimo łańcuchów krępujących jego ciało musiało być trudne. Wystarczyło złapać jednego z nich i przesłuchać, mogli to nawet zrobić legalnie, pomimo bliskości anomalii; byli jak szczurołapy, którym myszy same pchały się pod sieci. Jednocześnie rzucił się w ich stronę, nie chcąc zostawić Skamandera samego, poranienia, ślady, oparzenia - obrażenia nie mogły go - jeszcze - powstrzymać przed walką.
- Incarcerous - zamierzając unieruchomić nieznajomą na dobre; jeśli starszy spośród nich kazał jej uciekać, mogła być w tym duecie kimś ważnym lub słabszym, a może kimś, dla kogo drugi czarnoksiężnik zostanie - praca nauczyła go przezorności, poświęcenie Skamandera nie mogło pójść na marne - uderzenie jej pomimo łańcuchów krępujących jego ciało musiało być trudne. Wystarczyło złapać jednego z nich i przesłuchać, mogli to nawet zrobić legalnie, pomimo bliskości anomalii; byli jak szczurołapy, którym myszy same pchały się pod sieci. Jednocześnie rzucił się w ich stronę, nie chcąc zostawić Skamandera samego, poranienia, ślady, oparzenia - obrażenia nie mogły go - jeszcze - powstrzymać przed walką.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wpatrywała się w Ignotusa z niezbyt przytomnym, lecz zasmuconym spojrzeniem. Nie rozumiała co się dzieje, a obecność dwóch obcych mężczyzn wzbudzała w niej silny niepokój. Rozchyliła usta, zaciekawiona gestem Ignotusa, gdy wycelował w nią różdżkę: promień ugodził ją prosto w pierś, a czarnomagiczne zaklęcie zawładnęło umysłem.
Uciekaj.
Nie myślała, bo nie mogła. Kierowana rozkazem, przymusem natychmiast rzuciła się do biegu. Zmysły odbierały bodźce: usłyszała kroki za sobą, lecz wciąż nie wiedziała co znaczą. Ciało samo, bez udziału woli, pod wpływem uroku, umknęło przed atakiem. Nogi same rwały się do biegu, wykonując rozkaz, a Sigrun odczuwała wciąż wyłącznie smutek i zdezorientowanie.
Do czasu.
Kolejne zaklęcie uderzyło ją prosto w plecy, gdy zdązyła przebiec już kilka metrów; wszystkie mięśnie zesztywniały, Rookwood wyprostowała się jak struna i upadła do przodu; poczuła ból w kolanach i w piersi, gdy znalazła się na zimnej ziemi. Jaźń Sigrun nie pojmowała co się dzieje, lecz ciało i wszystkie jego organy wciąż należały do Brygadzisty, który w przeszłości odbył wyczerpujący, długi kurs i wiele morderczych treningów. Umysł stał się bardziej, niż u przeciętnego człowieka odporny.
Jeśli mózg miał wykazać się siłą, reszta ciała, pod wpływem czarnomagicznego Servio, wciąż będzie chciało rwać się do biegu, by uciec i wykonać tym samym rozkaz Ignotusa Mulcibera.
Argumentacja: w związku z zaklęciem Regressio nie podejmuję akcji, która byłby unik, bądź protego. Rzucam na zachowanie przytomności, które nie jest decyzją rozumianą jako świadome działanie.
Zaklęcie regressio nie wyklucza użycia biegłości jasny umysł. Używanie tej biegłości nie jest podejmowaną przez postać decyzją, ponieważ jest to cecha, zgodnie z opisem odpowiada za siłę przytomności. Wola nie ma w tym swojego udziału, podobnie jak przy przykładowo upojeniu alkoholowym (za które również odpowiada biegłość jasnego umysłu), którego stopień nie zależy wszak od zdolności do podejmowania decyzji, a cech indywidualnych, niezależnych od poziomu rozwoju intelektualnego. Opis zaklęcia Petrificus Totalus nie opisuje wybudzenia jako akcji, pozwala podjąć próbę wykonania akcji, jesli wybudzenie się powiedzie.
Dodatkowo rzucam na bieg, bo nie wiem, czy powinnam, więc rzucam na zaś.
I poziom biegłości Jasny umysł, +5 do rzutu
Uciekaj.
Nie myślała, bo nie mogła. Kierowana rozkazem, przymusem natychmiast rzuciła się do biegu. Zmysły odbierały bodźce: usłyszała kroki za sobą, lecz wciąż nie wiedziała co znaczą. Ciało samo, bez udziału woli, pod wpływem uroku, umknęło przed atakiem. Nogi same rwały się do biegu, wykonując rozkaz, a Sigrun odczuwała wciąż wyłącznie smutek i zdezorientowanie.
Do czasu.
Kolejne zaklęcie uderzyło ją prosto w plecy, gdy zdązyła przebiec już kilka metrów; wszystkie mięśnie zesztywniały, Rookwood wyprostowała się jak struna i upadła do przodu; poczuła ból w kolanach i w piersi, gdy znalazła się na zimnej ziemi. Jaźń Sigrun nie pojmowała co się dzieje, lecz ciało i wszystkie jego organy wciąż należały do Brygadzisty, który w przeszłości odbył wyczerpujący, długi kurs i wiele morderczych treningów. Umysł stał się bardziej, niż u przeciętnego człowieka odporny.
Jeśli mózg miał wykazać się siłą, reszta ciała, pod wpływem czarnomagicznego Servio, wciąż będzie chciało rwać się do biegu, by uciec i wykonać tym samym rozkaz Ignotusa Mulcibera.
Argumentacja: w związku z zaklęciem Regressio nie podejmuję akcji, która byłby unik, bądź protego. Rzucam na zachowanie przytomności, które nie jest decyzją rozumianą jako świadome działanie.
Zaklęcie regressio nie wyklucza użycia biegłości jasny umysł. Używanie tej biegłości nie jest podejmowaną przez postać decyzją, ponieważ jest to cecha, zgodnie z opisem odpowiada za siłę przytomności. Wola nie ma w tym swojego udziału, podobnie jak przy przykładowo upojeniu alkoholowym (za które również odpowiada biegłość jasnego umysłu), którego stopień nie zależy wszak od zdolności do podejmowania decyzji, a cech indywidualnych, niezależnych od poziomu rozwoju intelektualnego. Opis zaklęcia Petrificus Totalus nie opisuje wybudzenia jako akcji, pozwala podjąć próbę wykonania akcji, jesli wybudzenie się powiedzie.
Dodatkowo rzucam na bieg, bo nie wiem, czy powinnam, więc rzucam na zaś.
I poziom biegłości Jasny umysł, +5 do rzutu
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91, 64
'k100' : 91, 64
Byłe zły, że pojedynek przypadł akurat na noc poprzedzającą misję zleconą nam przez Czarnego Pana. Gdyby nie to... Gdyby nie to, potoczyłby się inaczej, bo nie próbowałbym się z niego wycofywać. Przyjęcie na siebie jednak obrażeń wymagających długotrwałego leczenia osłabiało nie tylko mnie, a przede wszystkim całą drużynę, sprawiało, że osłabiałem ją bardziej niż to rozsądne. W Azkabanie potrzebowaliśmy być w pełni sił, wszyscy, dlatego rzuciłem Sigrun tylko irytowane spojrzenie, gdy nieumiejętnie próbowała uciec na własnych nogach siłą mojego zaklęcia, doganiana przez rzucone z wprawą zaklęcie. Może myśl o aurorach nie była wcale tak nierealna jak początkowo mi się wydawało. Dowiem się, z całą pewnością, kim są moi przeciwnicy. Tymczasem muszę się się jednak zatroszczyć o rzeczy ważniejsze. A tymi jest misja w Azakabanie. Nie próbowałem się bronić zamiast tego zamieniając się w kłąb czarnego dymu.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Zaklęcie Samuela pognało w ślad za biegnącą Sigrun doganiając ją zanim ta zdążyła odbiec wystarczająco daleko i paraliżując jej ciało, zamykając niepojmujący, co się wokół dzieje umysł w obecnie bezwładnej skorupie, nad którą brygadzistka utraciła całkowitą kontrolę. Zaklęcie Brendana uderzyło w ścianę budynku w tej samej chwili, w której Ignotus przemienił się w czarną mgłę, przez którą przeleciał promień czaru wcześniej rzuconego przez Weasleya. Pojedynek zapewne trwałby w najlepsze, gdyby nie fakt, że Piccadilly Circus jest ścisłym centrum Londynu i magiczna walka szybko została wykryta przez czarodziejską policję, która aportowała się z trzaskiem między walczącymi.
- To teren, na który wstęp jest wzbroniony - warknął jeden z piątki mężczyzn, którzy pojawili się na miejscu. Spojrzał najpierw na niepokojący czarny dym, następnie na kobietę i z coraz bardziej widocznym napięciem na aurorów. Najwyraźniej ich jednak rozpoznał, bo natychmiast opuścił skierowaną w nich różdżkę.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to panowie, ale w takim razie zabierzemy ją i dopilnujemy, żeby nikt w okolicy się już nie kręcił. Ja nie będę przeszkadzał wam, wy mi - uśmiechnął się lekko, gdy dwóch mężczyzn podnosiło nieprzytomną Sigrun i zabierało w sobie tylko znanym kierunku, teleportując się z placu. W tym czasie jeden z policjantów podszedł do Samuela i Brendana sprawdzając ich obrażenia i lecząc tego pierwszego.
- Czarnoksiężniczka? - Zapytał, a potem sam sobie przytaknął uzdrawiając Skamandera.
- W razie czego - będziemy w okolicy - policjant skinął ręką na pozostałą dwójkę i wszyscy zniknęli za rogiem. Pozostawali jednak cały czas gotowi na wezwanie przez aurorów, gdyby ci potrzebowali pomocy. Na szczęście dla zakonników, policjant nie wnikał w to, co dokładnie robili najwyraźniej uznając, że ich obecność w pobliżu anomalii nie jest niczym dziwnym.
| W tym miejscu kończy się ingerencja Mistrza Gry ze względu na fakt, że pojedynek znacząco spowalniał fabułę całego forum, a stało się tak przez nieuważne planowanie dat swoich wątków.
Sigrun, po sprawdzeniu ostatnich zaklęć rzuconych z twojej różdżki zostałaś w trybie natychmiastowym zamknięta w Azkabanie.
Samuel, twoje obrażenia zostały wyleczone, tym samym nie masz żadnej kary do kości.
Zakonnicy mogą kontynuować naprawianie lokacji od II etapu, zgodnie z mechaniką.
Rycerze mogą napisać jeszcze po jednym poście kończącym, w którym jednak nie mogą podejmować żadnych akcji oprócz opuszczenia niniejszej lokacji.
Sigrun, Twoja argumentacja nie została uznana przez Mistrza Gry. Nie możesz zakładać, że zaklęcie w Ciebie trafiło przed otrzymaniem takiej informacji od Mistrza Gry.
- To teren, na który wstęp jest wzbroniony - warknął jeden z piątki mężczyzn, którzy pojawili się na miejscu. Spojrzał najpierw na niepokojący czarny dym, następnie na kobietę i z coraz bardziej widocznym napięciem na aurorów. Najwyraźniej ich jednak rozpoznał, bo natychmiast opuścił skierowaną w nich różdżkę.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to panowie, ale w takim razie zabierzemy ją i dopilnujemy, żeby nikt w okolicy się już nie kręcił. Ja nie będę przeszkadzał wam, wy mi - uśmiechnął się lekko, gdy dwóch mężczyzn podnosiło nieprzytomną Sigrun i zabierało w sobie tylko znanym kierunku, teleportując się z placu. W tym czasie jeden z policjantów podszedł do Samuela i Brendana sprawdzając ich obrażenia i lecząc tego pierwszego.
- Czarnoksiężniczka? - Zapytał, a potem sam sobie przytaknął uzdrawiając Skamandera.
- W razie czego - będziemy w okolicy - policjant skinął ręką na pozostałą dwójkę i wszyscy zniknęli za rogiem. Pozostawali jednak cały czas gotowi na wezwanie przez aurorów, gdyby ci potrzebowali pomocy. Na szczęście dla zakonników, policjant nie wnikał w to, co dokładnie robili najwyraźniej uznając, że ich obecność w pobliżu anomalii nie jest niczym dziwnym.
| W tym miejscu kończy się ingerencja Mistrza Gry ze względu na fakt, że pojedynek znacząco spowalniał fabułę całego forum, a stało się tak przez nieuważne planowanie dat swoich wątków.
Sigrun, po sprawdzeniu ostatnich zaklęć rzuconych z twojej różdżki zostałaś w trybie natychmiastowym zamknięta w Azkabanie.
Samuel, twoje obrażenia zostały wyleczone, tym samym nie masz żadnej kary do kości.
Zakonnicy mogą kontynuować naprawianie lokacji od II etapu, zgodnie z mechaniką.
Rycerze mogą napisać jeszcze po jednym poście kończącym, w którym jednak nie mogą podejmować żadnych akcji oprócz opuszczenia niniejszej lokacji.
Sigrun, Twoja argumentacja nie została uznana przez Mistrza Gry. Nie możesz zakładać, że zaklęcie w Ciebie trafiło przed otrzymaniem takiej informacji od Mistrza Gry.
Jedno jego z zaklęć chybiło celu, pierwsze: przeszyło powietrze; Brendan przekonany był, że trafiłoby tego człowieka, a jednak, przeszło przez niego jak przez powietrze: którym zresztą ten się stał. Czarny obłok dymu, w który przeobraził się czarnoksiężnik, był nie tylko ponury i niepokojący, najstraszliwsze w nim było to, że wyglądał znajomo. Zupełnie jak wtedy, w dokach, kiedy rutynowy patrol został przerwany przez atak trojga napastników, z których jedno zdradziło, jedno znalazło się w Azkabanie i jedno uciekło. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na funkcjonariusza policji, złowieszcze moce przed nimi wydawały się silniejszym przeciwnikiem. Skinął głową, rozumiejąc, że ci zdążyli ich rozpoznać - i cofnął się pół kroku, kiedy poszli po dziewczynę. Nie podobało mu się to. Wolałby ją wziąć do siebie, spróbować dowiedzieć się, ile wie, wyciągnąć z niej cokolwiek, być może - zaciągnąć przed oblicze Bathildy Bagshot, które miała wszak bystrzejszy umysł od ich i bez trudu mogła również poznać tajniki jej umysłu - tak własnie było z Russellem. Mógł mieć pewność, że ci ludzie mieli coś wspólnego z zamaskowanym człowiekiem, nigdy dotąd, ani w praktyce, ani w teorii, nie spotkał się z podobnymi mocami - a przecież był aurorem. Nie miał jednak mocy oponować, jego staż był krótki, młody, jedyne, co mógł - to wypełnić rozkazy i cieszyć się, że nie kazano im odejść od anomalii, rozmowę zostawił wyższemu stopniem Skamanderowi. Poniekąd - byli tutaj przecież służbowo. Odseparował się od emocji, koncentrując się nad tym, co tu i teraz; na zadaniu, które wciąż mieli szansę wykonać.
- Burke potrafił to samo - zwrócił się do Samuela, kiedy sytuacja już ucichła; nieszczególnie dbał o to, czy plecy stróżów porządku już zniknęły, czy jeszcze nie. To nie była wewnętrzna sprawa Zakonu: to była sprawa dotycząca wszystkiego i wszystkich. - Szlag, Sam, to wszystko wygląda coraz gorzej - Oni są potężni. Takie sprawiają wrażenie, co gorsza, czują się bezkarni; dziewczyna zostanie ukarana, ale co ze starszym? Zniknął, przepadł, jak kamień w wodę - a im zostało jedynie wspomnienie jego twarzy majaczące gdzieś z tyłu głowy. Czy rozpoznałby go przy drugim spotkaniu? Czy nie działo się zbyt wiele? Czy nie stali naprzeciw siebie zbyt krótko? Pokręcił głową, oglądając się przez ramię, tym razem upewniając się już, że patrol zniknął. - Zajmijmy się tym, zanim wrócą - zaproponował, odrywając myśli od minionych zdarzeń - nic więcej zrobić nie mogli. Wciąż trzymał w ręku różdżkę, lekko ją uniósł - wibrowała w dłoni, wyczuwając plugawe ślady czarnej magii. Czuł je, widział, słyszał; a teraz - musiał nad nimi zapanować. Wyciszył myśli, wyciszył bicie serca, adrenalina nie przestała krążyć w żyłach, wciąż wyczuwając pobliskie niebezpieczeństwo - ludzie, z którymi walczyli na oślep, nieznacznie różnili się od źródła anomalii jako takiej. Podchodzili do niej jak dzieci, które nic nie wiedzą, ślepe, krążące we mgle, do niej, potężnej i obcej, tajemniczej i niezbadanej, cichej, a co najgorsze - zawinionej przez nich samych.
naprawiamy metodą zakonu feniksa
- Burke potrafił to samo - zwrócił się do Samuela, kiedy sytuacja już ucichła; nieszczególnie dbał o to, czy plecy stróżów porządku już zniknęły, czy jeszcze nie. To nie była wewnętrzna sprawa Zakonu: to była sprawa dotycząca wszystkiego i wszystkich. - Szlag, Sam, to wszystko wygląda coraz gorzej - Oni są potężni. Takie sprawiają wrażenie, co gorsza, czują się bezkarni; dziewczyna zostanie ukarana, ale co ze starszym? Zniknął, przepadł, jak kamień w wodę - a im zostało jedynie wspomnienie jego twarzy majaczące gdzieś z tyłu głowy. Czy rozpoznałby go przy drugim spotkaniu? Czy nie działo się zbyt wiele? Czy nie stali naprzeciw siebie zbyt krótko? Pokręcił głową, oglądając się przez ramię, tym razem upewniając się już, że patrol zniknął. - Zajmijmy się tym, zanim wrócą - zaproponował, odrywając myśli od minionych zdarzeń - nic więcej zrobić nie mogli. Wciąż trzymał w ręku różdżkę, lekko ją uniósł - wibrowała w dłoni, wyczuwając plugawe ślady czarnej magii. Czuł je, widział, słyszał; a teraz - musiał nad nimi zapanować. Wyciszył myśli, wyciszył bicie serca, adrenalina nie przestała krążyć w żyłach, wciąż wyczuwając pobliskie niebezpieczeństwo - ludzie, z którymi walczyli na oślep, nieznacznie różnili się od źródła anomalii jako takiej. Podchodzili do niej jak dzieci, które nic nie wiedzą, ślepe, krążące we mgle, do niej, potężnej i obcej, tajemniczej i niezbadanej, cichej, a co najgorsze - zawinionej przez nich samych.
naprawiamy metodą zakonu feniksa
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Czas niejednokrotnie miał tendencję do nieoczekiwanych zwrotów, to przyśpieszając swój bieg, to zwalniając w niemożliwy dla śmiertelnych sposób. I w tym samym momencie Skamander czuł czasowe naleciałości. twarze nieproszonych gości rysowały się wyraźnie, ostro, jakby rzeczywistość chciała, by auror dokładnie zapamiętał oblicza napastników. Był w końcu blisko, wystarczająco, by spojrzeć w ciemne oczy starszego czarodzieja i zapamiętać jasne włosy kobiety i ostre rysy twarzy. I tylko po to, by w kolejnej sekundzie obraz rozmazywał się, jak rysunek zalany wodą, oświetlany migającym promieniem zaklęcia. Ale zapamięta. Musiał. I znajdzie. Znajdą.
Odwrócony tyłem, z opóźnieniem dostrzegł, że parszywiec za jego plecami nie upadł pod mocą posłanego przez Brendana czaru. A powinien. Smoliście czarna mgła zakotłowała się w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem stał czarnoksiężnik i zniknęła, sunąc gdzieś wyżej, stapiając się z ciemnością nocy. O tym jednak nie mógł powiedzieć o kobiecie, która upadła, uderzona petryfikusem. Różdżka Skamandera wysunęła sie powtórnie, ale zanim pętająca formuła zabrzmiała na ustach, powietrze przeciął ostry głos - Wiemy - odpowiedział chrapliwie, instynktownie odwracając się w stronę przybyłych. Patrol. Mógł przewidywać, że się pojawią, tym bardziej, gdy początkowy plan cichej misji przerodził się w walkę z czarnoksiężnikami - Zaatakowali nas. Był z nią jeszcze jeden, starszy mężczyzna - sprostował jeszcze, powoli opuszczając cyprysowe drewienko, które zaciskał w pięści. Żałował, że nie mieli okazji na przesłuchanie kobiety i widział, że ta sama emocja kiełkowała na chmurnym obliczu Weasleya.
Nie bez wdzięczności przyjął pomoc uzdrowicielską. Ślady po oparzeniach znaczyły niemal całe jego ciało i bez ustanku pulsowały bólem. Mógł walczyć dalej, ale osłabiony, był mniej skuteczny - Zapamiętamy - kiwną głową na odchodne, ale wzrok zatrzymał nie na znikających (prawdopodobnie nie tak daleko) sylwetkach, a wyżej na ciemne niebo. Mroczna mgła zniknęła, pozostawiając po sobie wyraźne wspomnienie - Należy do nich - do sekty upadłych, którzy mianowali się rycerzami. Ironia, aż kipiała w nazewnictwie. Nie mieli w sobie nic z opiewanych wartością bohaterów. Zwykłe szumowiny zaślepione władzą, ciemnością i okrucieństwem - Ale nie każdy to potrafił - czym była ta mroczna moc? - Wiem - zacisnął usta - Jeszcze się z nimi spotkamy. I wtedy dowiemy się o nich więcej - stanął obok przyjaciela - Trzeba będzie ostrzec pozostałych. Nie jestem pewien czy to przypadek, że się pojawili - jaki mieli cel?
Poruszył spowitym ramieniem zgadzając się na słowa drugiego aurora. Może i byli na służbie (w końcu auror był zawsze na służbie), ale wolał nie sprawdzać, czy patrol zechce zmienić zdanie i zawołać kogoś jeszcze.
Musiał się skupić, odegnać pędzące pospiesznie myśli i wyciszyć nadal tętniąca pod skórą adrenalinę. Mieli sprawdzony sposób na opanowanie anomalii. Tej samej, którą sami wypuścili na wolność. Ciemna magia kotłowała się przy fontannie i wibrowanie czuł nawet w oddaleniu. Ciężkie, mdlące i niebezpieczne. Tym bardziej dla niezaznajomionych z jej mocą. Oni musieli zapleść chaos i przekształcić na swoją korzyść. Potem miało być trudniej.
Naprawa anomalii etap II - st 150
Bren: 29*2 + 37 = 95
Sam: 37*3 + k100 = ?
Odwrócony tyłem, z opóźnieniem dostrzegł, że parszywiec za jego plecami nie upadł pod mocą posłanego przez Brendana czaru. A powinien. Smoliście czarna mgła zakotłowała się w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem stał czarnoksiężnik i zniknęła, sunąc gdzieś wyżej, stapiając się z ciemnością nocy. O tym jednak nie mógł powiedzieć o kobiecie, która upadła, uderzona petryfikusem. Różdżka Skamandera wysunęła sie powtórnie, ale zanim pętająca formuła zabrzmiała na ustach, powietrze przeciął ostry głos - Wiemy - odpowiedział chrapliwie, instynktownie odwracając się w stronę przybyłych. Patrol. Mógł przewidywać, że się pojawią, tym bardziej, gdy początkowy plan cichej misji przerodził się w walkę z czarnoksiężnikami - Zaatakowali nas. Był z nią jeszcze jeden, starszy mężczyzna - sprostował jeszcze, powoli opuszczając cyprysowe drewienko, które zaciskał w pięści. Żałował, że nie mieli okazji na przesłuchanie kobiety i widział, że ta sama emocja kiełkowała na chmurnym obliczu Weasleya.
Nie bez wdzięczności przyjął pomoc uzdrowicielską. Ślady po oparzeniach znaczyły niemal całe jego ciało i bez ustanku pulsowały bólem. Mógł walczyć dalej, ale osłabiony, był mniej skuteczny - Zapamiętamy - kiwną głową na odchodne, ale wzrok zatrzymał nie na znikających (prawdopodobnie nie tak daleko) sylwetkach, a wyżej na ciemne niebo. Mroczna mgła zniknęła, pozostawiając po sobie wyraźne wspomnienie - Należy do nich - do sekty upadłych, którzy mianowali się rycerzami. Ironia, aż kipiała w nazewnictwie. Nie mieli w sobie nic z opiewanych wartością bohaterów. Zwykłe szumowiny zaślepione władzą, ciemnością i okrucieństwem - Ale nie każdy to potrafił - czym była ta mroczna moc? - Wiem - zacisnął usta - Jeszcze się z nimi spotkamy. I wtedy dowiemy się o nich więcej - stanął obok przyjaciela - Trzeba będzie ostrzec pozostałych. Nie jestem pewien czy to przypadek, że się pojawili - jaki mieli cel?
Poruszył spowitym ramieniem zgadzając się na słowa drugiego aurora. Może i byli na służbie (w końcu auror był zawsze na służbie), ale wolał nie sprawdzać, czy patrol zechce zmienić zdanie i zawołać kogoś jeszcze.
Musiał się skupić, odegnać pędzące pospiesznie myśli i wyciszyć nadal tętniąca pod skórą adrenalinę. Mieli sprawdzony sposób na opanowanie anomalii. Tej samej, którą sami wypuścili na wolność. Ciemna magia kotłowała się przy fontannie i wibrowanie czuł nawet w oddaleniu. Ciężkie, mdlące i niebezpieczne. Tym bardziej dla niezaznajomionych z jej mocą. Oni musieli zapleść chaos i przekształcić na swoją korzyść. Potem miało być trudniej.
Naprawa anomalii etap II - st 150
Bren: 29*2 + 37 = 95
Sam: 37*3 + k100 = ?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
Zaklęcie przeleciało przeze mnie w momencie, w którym moje ciało przestało być materialne zatapiając się w dobrze znajomym mroku czarnej magii, zamieniając się w ciemną mgłę, która nadawała poczucie pewności i bezpieczeństwa. Ledwie jednak czar przemknął przeze mnie rozbijając się gdzieś z tyłu, a w środku walki rozległ się charakterystyczny odgłos teleportacji. Widziałem policjantów pojawiających się znikąd, zaalarmowanych najwyraźniej naruszeniem terenu anomalii. Zakląłem w myślach, gdy okazało się, że nasi przeciwnicy okazali się być dobrymi znajomymi ze stróżami prawa najwidoczniej, bo po przyjacielskiej pogawędce zostawiono ich w spokoju. Chyba nawet uleczono. Nie miałem szans sam przeciwko siódemce. Sigrun leżała nieprzytomna, niezdolna nawet do niezdarnej próby ucieczki. W obecnej postaci byłem bezpieczny, nie miałem jednak wątpliwości, że zaraz po przybraniu materialnej formy, zostanę zaatakowany przez wszystkich zgromadzonych mężczyzn. Z dwójką nieznajomych miałem dość problemów. Byli silni, wyćwiczeni i nie bali się stawić czoła czarnej magii. Znali się na rzeczy, to było pewne. Może pracownicy Ministerstwa odpowiedzialni za anomalie? Ktoś wysoko postawiony w czarodziejskiej policji? Wyglądali dość młodo, ale po ciemku mogło mi się jedynie wydawać. Aurorzy? Może brygadziści? Chociaż Sigrun zdawała się ich nie znać, oni też jej nie poznali. Musiałem się koniecznie dowiedzieć, kogo spotkaliśmy przy anomalii. Rudy powinien być łatwy do rozpoznania. Czarujący lewą dłonią, pozbawiony prawej, z czerwonymi włosami i sprawny w magii obronnej i pojedynkach. Podobnych jemu w Londynie nie mogło być wielu. W dodatku z przyjacielem, nieco mniej charakterystycznym, wysokim, z długimi ciemnymi włosami i brodą. Za krótko mogłem się im przyglądać, by mieć pewność, że uda mi się określić, kim są. Nasłuchiwałem, na ile mogłem, ale policjanci nie wypowiedzieli nazwiska żadnego z nich. Zabrali jedynie Sigrun ze sobą i pozwolili pozostałej dwójce zająć się własnymi sprawami. Nie było sensu, żebym zostawał tu dłużej. Nie mogłem nic zrobić przeciwko dwóm, wyćwiczonym w walce mężczyznom. Jedyne co mi pozostało, to spróbować dowiedzieć się, co stało się z Rookwood. Odlatując w ciemną noc w postaci czarnego dymu nie miałem jednak dobrych przeczuć.
|zt
|zt
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Tajemniczy oni, wciąż nic o nich nie wiedzieli, choć przecież mieli w piwnicach jeńca, człowieka o nieludzkiej masce, potwora, kogoś, kto z jakiegoś powodu polował - na kogo? Na nich, czy na Garretta? Nie mógł tego wiedzieć, nigdy się już zapewne nie dowie, ale był niemal pewien, że chciał wtedy wyciągnąć z nich istotne informacje - od tego przecież zaczął, chciał rozmowy. Rozmowy, na którą niestety nie przystał, kiedy ich warunki zmieniły się odrobinę.
- On - uzupełnił wypowiedź Samuela, mężczyzna posiadał tę samą moc, co Craig Burke, tę samą moc, z którą najstarsi aurorzy nie mieli dotąd styczności, moc równie potężną, co przerażającą: zwyczajnie rozpłynął się w powietrzu, scalił z powietrzem, wciąż jednak będąc między nimi. Czy ich widział? Czy słyszał? Czy mógł się poruszać? Był jak duch, niematerialna postać, wampirza forma wspominana raczej w baśniach niż prawdziwych bestiariuszach. Nie mogli mieć pewności co do dziewczyny, towarzyszyła mu, ale równie dobrze mogła być uczennicą lub przypadkową znajomą, towarzyszką innych spraw, krewną, mogła być kimkolwiek.
- Anomalie - podjął temat przypadku, rzucając prostym hasłem; anomalia wydawała się odpowiedzią na wszystko. Jeśli Bathilda Bagshot potrafiła odnaleźć sposób na to, jak czerpać od nich siłę, był pewien, że podobne stwierdzenie mogło paść również z ust innego potężnego czarodzieja. Również czarnoksiężnika nazywającym samego siebie Czarnym Panem - co za zuchwała próżność. - Może to one ich przyciągnęły - pokręcił głową, to nie była jedyna możliwość. Wciąż pamiętał - swój patrol. Skąd wiedzieli, gdzie szukać Garretta? Skąd wiedzieli, kim byli? Dlaczego ich wtedy napadli? Na co liczyli? - A może to my - albo ja. O nim przecież wiedzieli: towarzyszył wtedy kuzynowi. Może czas i miejsce były zupełnie przypadkowe, a we wszystkim chodziło o zemstę za Burke'a. Cóż, jeśli, to nie wyszła. Silna jasna magia zderzyła się z mocą anomalii, stabilizując dziwaczejące moce, które ich otaczały - kurz zaczynał opadać, woda wyglądała na stabilną... do czasu.
- Widzisz to? - Odruchowo machnął różdżką, celując w przedziwnego owada, chcąc wpierw unieruchomić go zaklęciem - kiedy jednak zorientował się, że to nie działa, wyklinając samego siebie, że wcześniej zwrócił jego uwagę, dał nura za najbliższy zaułek, zamierzając ukryć się przed insektem. - Kryj się - rzucił krótko do przyjaciela, nigdy nie lubił pszczół, a uciążliwy dźwięk, który wydawała ta konkretna, zaczynał go irytować: musiała stąd po prostu odlecieć, w końcu sama padnie. Na ten moment - wydawała się niezniszczalna.
- On - uzupełnił wypowiedź Samuela, mężczyzna posiadał tę samą moc, co Craig Burke, tę samą moc, z którą najstarsi aurorzy nie mieli dotąd styczności, moc równie potężną, co przerażającą: zwyczajnie rozpłynął się w powietrzu, scalił z powietrzem, wciąż jednak będąc między nimi. Czy ich widział? Czy słyszał? Czy mógł się poruszać? Był jak duch, niematerialna postać, wampirza forma wspominana raczej w baśniach niż prawdziwych bestiariuszach. Nie mogli mieć pewności co do dziewczyny, towarzyszyła mu, ale równie dobrze mogła być uczennicą lub przypadkową znajomą, towarzyszką innych spraw, krewną, mogła być kimkolwiek.
- Anomalie - podjął temat przypadku, rzucając prostym hasłem; anomalia wydawała się odpowiedzią na wszystko. Jeśli Bathilda Bagshot potrafiła odnaleźć sposób na to, jak czerpać od nich siłę, był pewien, że podobne stwierdzenie mogło paść również z ust innego potężnego czarodzieja. Również czarnoksiężnika nazywającym samego siebie Czarnym Panem - co za zuchwała próżność. - Może to one ich przyciągnęły - pokręcił głową, to nie była jedyna możliwość. Wciąż pamiętał - swój patrol. Skąd wiedzieli, gdzie szukać Garretta? Skąd wiedzieli, kim byli? Dlaczego ich wtedy napadli? Na co liczyli? - A może to my - albo ja. O nim przecież wiedzieli: towarzyszył wtedy kuzynowi. Może czas i miejsce były zupełnie przypadkowe, a we wszystkim chodziło o zemstę za Burke'a. Cóż, jeśli, to nie wyszła. Silna jasna magia zderzyła się z mocą anomalii, stabilizując dziwaczejące moce, które ich otaczały - kurz zaczynał opadać, woda wyglądała na stabilną... do czasu.
- Widzisz to? - Odruchowo machnął różdżką, celując w przedziwnego owada, chcąc wpierw unieruchomić go zaklęciem - kiedy jednak zorientował się, że to nie działa, wyklinając samego siebie, że wcześniej zwrócił jego uwagę, dał nura za najbliższy zaułek, zamierzając ukryć się przed insektem. - Kryj się - rzucił krótko do przyjaciela, nigdy nie lubił pszczół, a uciążliwy dźwięk, który wydawała ta konkretna, zaczynał go irytować: musiała stąd po prostu odlecieć, w końcu sama padnie. Na ten moment - wydawała się niezniszczalna.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
O niebezpieczeństwie spotykania z nieprzewidywalną magia anomalii, wiedział każdy zakonnik. Aktualnie do listy należało dodać coś więcej. Obiło mu się o uszy, że wokół anomalii pojawiali sie także zwykli ludzie, żądni adrenaliny i wymierzanej sprawiedliwości po swojemu. Niekoniecznie jednak, dobrym pomysłem było, by nieprzygotowani do radzenia sobie z chaotyczną magią, rzucali sie w wir naprawy, próbując na własną rękę naprawić to, co Ministerstwo zostawiło, a oni..wywołali.
Na kolejnym spotkaniu powinien poruszyć temat. Czy ktoś jeszcze spotkał się z czymś więcej niż plugawa moc? Musieli ubrać się w ostrożność. Tym bardziej, gdy gdzieś w pobliżu czaił sie wróg. Czarna magia mogła przyciągać nie tylko żyjące z mocy stworzenia. Złudna władza, jaka oferowała, potrafiła zaślepić niejednego - Tak - potwierdził skinieniem - zastanawiam się nawet, czy część spraw, które ostatnimi czasy napływają do Biura, nie jest przypadkowa. Zwykli ludzie próbują...walczyć. Na swój sposób i za to giną - chłodna zadra oplotła głos Skamandera, ale urwał nim powiedział coś jeszcze. Bardziej głupiego, cisnącego się na język jak obrzydliwie gorzkie lekarstwo. To w końcu była ich wina - Teraz chyba i tak nie otrzymamy na to odpowiedzi - dokończył za to głucho, podążając spojrzeniem w stronę zatrzymanej w lodowym uścisku fontanny. Zgadywać mogli bez końca, łapali urywki informacji, starając sie połączyć je w całość. A w całej, misternej układance było zbyt wiele niewiadomych, by prawda mogła odnaleźć do nich drogę. Wiedza kryła się w ciemności, razem z wrogiem, który czaił się pod skrzydłami nocy. Musiał nauczyć sie patrzeć przez mrok.
Nie mogli przedłużać swojej wizyty na placu. Nie, gdy stabilność magii pulsowała, niczym żywe stworzenie. Ujarzmione chwilowo, ale wciąż wyrywające się, chcąc zerwać trzymane okowy. Potrzebowali dokończyć zaczętego dzieła. Zbyt długo już zwlekali - Na pewno słyszę - bo najpierw dotarło go irytujące brzęczenie, jakby powietrze wypełniło się niewidzialnymi, trzeszczącymi dzwoneczkami. Owadzie skrzydła i niepodobna do niczego forma, nie napełniała go dobrymi przeczuciami. Paskudne.
Rzucił się na ziemię, za niewysoka ścianę fontanny w tym samym momencie, w którym padła komenda przyjaciela. Stworzenie przeleciało nad jego głową i w pierwszej chwili mogło się wydawać, że tak jak drugi auror, był już bezpieczny. Przerośnięty owad jednak zatoczył koło i zawrócił, a Skamander, z pochyloną nisko głową przesunął się w drugą stronę. Musiał być cicho. Potrzebowali jeszcze chwili, by jasna magia na stałe ujarzmiła chaos.
Na kolejnym spotkaniu powinien poruszyć temat. Czy ktoś jeszcze spotkał się z czymś więcej niż plugawa moc? Musieli ubrać się w ostrożność. Tym bardziej, gdy gdzieś w pobliżu czaił sie wróg. Czarna magia mogła przyciągać nie tylko żyjące z mocy stworzenia. Złudna władza, jaka oferowała, potrafiła zaślepić niejednego - Tak - potwierdził skinieniem - zastanawiam się nawet, czy część spraw, które ostatnimi czasy napływają do Biura, nie jest przypadkowa. Zwykli ludzie próbują...walczyć. Na swój sposób i za to giną - chłodna zadra oplotła głos Skamandera, ale urwał nim powiedział coś jeszcze. Bardziej głupiego, cisnącego się na język jak obrzydliwie gorzkie lekarstwo. To w końcu była ich wina - Teraz chyba i tak nie otrzymamy na to odpowiedzi - dokończył za to głucho, podążając spojrzeniem w stronę zatrzymanej w lodowym uścisku fontanny. Zgadywać mogli bez końca, łapali urywki informacji, starając sie połączyć je w całość. A w całej, misternej układance było zbyt wiele niewiadomych, by prawda mogła odnaleźć do nich drogę. Wiedza kryła się w ciemności, razem z wrogiem, który czaił się pod skrzydłami nocy. Musiał nauczyć sie patrzeć przez mrok.
Nie mogli przedłużać swojej wizyty na placu. Nie, gdy stabilność magii pulsowała, niczym żywe stworzenie. Ujarzmione chwilowo, ale wciąż wyrywające się, chcąc zerwać trzymane okowy. Potrzebowali dokończyć zaczętego dzieła. Zbyt długo już zwlekali - Na pewno słyszę - bo najpierw dotarło go irytujące brzęczenie, jakby powietrze wypełniło się niewidzialnymi, trzeszczącymi dzwoneczkami. Owadzie skrzydła i niepodobna do niczego forma, nie napełniała go dobrymi przeczuciami. Paskudne.
Rzucił się na ziemię, za niewysoka ścianę fontanny w tym samym momencie, w którym padła komenda przyjaciela. Stworzenie przeleciało nad jego głową i w pierwszej chwili mogło się wydawać, że tak jak drugi auror, był już bezpieczny. Przerośnięty owad jednak zatoczył koło i zawrócił, a Skamander, z pochyloną nisko głową przesunął się w drugą stronę. Musiał być cicho. Potrzebowali jeszcze chwili, by jasna magia na stałe ujarzmiła chaos.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Plac Piccadilly Circus
Szybka odpowiedź