Wydarzenia


Ekipa forum
Ławki nad Tamizą
AutorWiadomość
Ławki nad Tamizą [odnośnik]02.05.15 12:58

Ławki nad Tamizą

Alejka ciągnąca się wzdłuż wysokiego muru wzniesionego nad brzegiem Tamizy upstrzona jest niewielkimi, drewnianymi ławeczkami o metalowych zdobieniach. Wieczna mgła nad miastem, a także wilgoć siąpiąca od rzeki,  sprawiają, że ławeczki nie pełnią szczególnie praktycznych funkcji, wciąż są jednakże pełne romantycznego uroku. Mury ozdobione są wysokimi latarniami, dodatkowo obwieszonymi lampkami. Widok po drugiej stronie rzeki ledwo przebija się przez mleczną mgłę, tylko w naprawdę słoneczne dni widać kamienice znajdujące się na przeciwległym brzegu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]31.08.15 3:18

Po raz trzeci poprawiam sukienkę.
Towarzyszy temu pewnien rodzaj przyjemnej nerwowości i lekkiego podekscytowania. Zagryzam wargi by powstrzymać uśmiech i układam ręce na kolanach. Oddychaj Gwen. Wdech, wydech, wdech i wydech, spokojnie. Przecież to Melvin.
Nie grozi nam brak tematów do rozmowy, niezręczną ciszę zabić mogą przecież wspomnienia z dzieciństwa. Chciałoby się powiedzieć słodkie, ale przewinie się przez nie nuta goryczy, coś pewnie zamruczy w piersi, ukłuje jak igła, szybko a jednak zauważalnie. Oczy zasnuje mgła smutku, pomiędzy nami zawiśnie pytanie. A pamiętasz? Pamiętasz jak było przed wojną? Pamiętasz te wszystkie budynki, te wszystkie twarze które teraz są jedynie blaknącym wspomnieniem?
Może lepiej zatem wspominać Hogwart? Pamiętasz? Pamiętasz kiedy po raz pierwszy wręczyłeś mi miotłę w dłoń, przed moimi zajęciami z latania, bym nie musiała się nimi denerwować? Potem okazało się, że nawet twoje nauki nie pomogą przy mojej chorobie lokomocyjnej. Ale moje głośne skandowanie podczas kolejnych meczy towarzyszyło ci już zawsze. Nawet kiedy przez jakiś czas nie szukaliśmy się wzajemnie pośród szkolnych korytarzy. Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? Miałam wtedy siedem lat. Pamiętam też ten na początku szóstej klasy, po wielu latach przerwy. Był już zupełnie inny. Mniej niewinny. Bardziej zachłanny, twoje ręce przesuwające się w dół mojej talii, szum w uszach i serce wyrywające się z piersi. Tak świętuje się wygrane mecze - co z tego, że twój dom pokonał mój. Ty zawsze byłeś dla mnie najważniejszym graczem. Adrenalina i hormony buzujące w żyłach, ciemny korytarz, ty i ja. Pamiętasz jeszcze nasze listy? Te które pisałeś mi kiedy mnie jeszcze nie było w Hogwarcie? Te, które pisałam tobie gdy Hogwart skończyłeś? Dużo ich napisałam przez te wszystkie lata. Na część z nich nigdy nie odpowiedziałeś, z czasem przestałam. Najpierw wysyłać. Potem po prostu pisać. Po raz kolejny musiało minąć trochę lat.
Teraz może znowu zacznę je pisać?
Dopiero patrząc w twoje oczy, wtedy, po wygranym meczu Os, zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo zmieniliśmy się przez te wszystkie lata. Naiwne, prawda? W końcu minęło ich niemal dwadzieścia. I zbliżaliśmy się w tak rożnych momentach życia. Jako dzieci, niewinne, nieświadome, radosne. U progu dorosłości, pełni obaw i nadziei. Teraz. Dorośli ludzie. Twoje oczy przypominają oczy starego człowieka, jakbyś widział już wszystko, całe zło tego świata i już nic nie mogło cię zaskoczyć. Czy moje wyglądają podobnie?
Czasami patrząc w lustro mam wrażenie, że widzę odbicie znacznie starszego człowieka niż wskazuje mi metryka. Nie robię tego zbyt często, nie mam czasu, ale w takie dni jak dzisiaj. W końcu dzisiaj włożyłam tę najładniejszą sukienkę z szafy, z rozkloszowaną spódnicą, podobno najnowszy trend. Prezent od ciotki na urodziny, w końcu nie mogę chodzić wiecznie w samych fartuchach, potrzebuję czegoś ładnego. Wtedy byłam nieco sceptycznie nastawiona, trochę zawiedziona, że nie dostałam niczego praktyczniejszego. Dzisiaj jestem jej wdzięczna z całego serca. Zabawnie też łaskoczą kark rozpuszczone włosy, trzymane jedynie przez opaskę, kolejny z najnowszych trendów. Zazwyczaj wiąże je ciasno by nie przeszkadzały w pracy. Większość, o ile nie wszystkie, z aspektów mojego życia podporządkowane jest pracy. Nawet teraz, siedząc na ławce, radośnie podekscytowana i lekko podenerwowana spotkaniem (spokojnie, oddychaj!), co chwila uciekam myślami w stronę Doków, w stronę pani Harris i jej zagrożonej ciąży, w stronę pani Britain oraz jej bliźniaków i czy do Lotty, głupiutkiej, naiwnej czternastolatki. Dzieci nie powinny mieć dzieci. My w wieku czternastu lat siadaliśmy na błoniach jęcząc nad kolejnymi wypracowaniami. A tam często to moment wejścia w dorosłość. Na którą nie jest się gotowym. Nie tylko ciałem
Dosyć!
Kręcę lekko głową. Wolne popołudnie. Pamiętasz Gwen? Jesteś człowiekiem. Należy ci się coś od życia.
Poprawiam zatem sukienkę. Wdech, wydech.
Spokój.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]31.08.15 12:51
Chciałbym przed tobą dobrze wypaść, dlatego z chęcią zmieniłbym swój wygląd, przede wszystkim twarz. Jednakże jest mi ciężko skupić się na pożądanych zmianach, bo pomimo tego, że przecież nie znamy się od dziś, to serce mam pełne obaw. Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że to coś z tobą jest nie tak. To całe moje postrzeganie świata jest mocno nie tak. Boję się kobiet i tego, co są w stanie zrobić, jak łatwo przychodzi im niszczenie cudzego życia i jak łatwo jest zniszczyć mnie, bo w końcu matce mojej się to udało. Nie, nie chodzi o to, że cię o to podejrzewam, nie śmiałbym chyba, znam cię przecież. To po prostu taki palący strach, który wyżera mnie od środka i próbuje wyjść na zewnątrz, jak gdybym miał po prostu psychiczną zgagę. I nie umiem tego powstrzymać, choć naprawdę próbuję. Próbuję upychać swoje złe doświadczenia po zakamarkach duszy, po kieszeniach, w tych uśmiechach sztucznych, które rozdaję jak cukierki każdemu mijanemu w życiu człowiekowi. Chciałbym zjawić się tu przy tobie czysty od przerażenia i słabości, które kwitną we mnie od ćwierćwiecza. Żebyś mogła się szczerze ucieszyć na mój widok, żebyś zobaczyła we mnie kogoś, kogo chciałabyś zobaczyć. A zamiast tego znów przyjdzie do ciebie cień człowieka, którym chyba nigdy nie byłem. Nie było mi dane, matka nie dała mi przeobrazić się w niego. Dla niej zawsze byłem nikim i nikim umrę. A co, jeśli stajemy się tym, kim inni pragną, abyśmy byli? Nigdy nie chciałbym być nikim. Chciałbym być najlepszy w Quidditcha, aby matka moja zobaczyła, że stać mnie na wspinaczkę na sam szczyt. Nie wiem jak tego dokonam, skoro wokół jest tyle konkurencji, a każdy z tych ludzi trzyma miotłę pewniej ode mnie. Nie mam pojęcia, gdzie zaginęła moja odwaga. Mam nieodparte wrażenie, że zgubiłem ją tam, w tej spiżarni, w ich domu. I nigdy nie śmiałem po nią wrócić.
Chcę wierzyć, że wróciłabyś po nią ze mną.
Niestety, ale nigdy ci o tym wszystkim nie opowiem. Oriane dała mi do zrozumienia, że w to wszystko nie da się uwierzyć. Nie próbuję więc już zmieniać toku myślenia ludzi, kompletnie mi to nie wychodzi. Widocznie to tajemnica, ciężar, który muszę zabrać do grobu. I zamiast prawdziwie cieszyć się ze spotkania, wspominać naszą wspólną przeszłość, myśli znów uciekają mi w niebezpieczne i grząskie rejony podświadomości. Tak bardzo chciałbym ją wyłączyć! Nie dorobili jednak żadnego pilota czy zaklęcia, które mogłoby przerwać te męki. Mógłbym jedynie zasnuć mgłą umysł za pomocą oblivate, lecz nie chciałbym cię zapomnieć, Gwen. To chyba byłoby większą karą niż to, przez co przechodzę teraz.
Staram się jednak to szczerze maskować, naprawdę. Wystroiłem się nawet pięknie, kupiłem (a nie wyczarowałem!) ci nawet kwiaty, choć wiem, że to trochę nieporęczne. I przyjechałem motorem, ale nie myśl, że to chęć popisania się, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chcę widzieć twojego uznania dla mojego zakupu. Po prostu tak podróżuje się lepiej, skoro teleportacja nie trafiła w moje gusta. W każdym razie zostawiłem maszynę gdzieś dalej, bo tutaj bym przecież nią nie wjechał. I zacząłem iść żwawym krokiem, czując, jak serce trochę przyspieczyło swoją pracę, ale nie wiem dlaczego. Dlaczego tak jest, Gwen? Czy po prostu minęło zbyt wiele czasu, odzwyczaiłem się od ciebie? Nie chcę wierzyć, że to znów ten strach z podświadomości, chcę to wyprzeć. Bo przecież nie jesteś taka jak wszystkie inne, prawda?
- Witaj - mówię do ciebie, kiedy już podszedłem wystarczająco blisko, aby móc się przywitać. Całuję cię niepewnie, a potem daję ci kwiaty. Jestem taki niezręczny towarzysko, że chyba się aż zawstydziłem nad moją ułomnością. Próbuję jednak załagodzić wszystko uśmiechem uroczym i niewinnym. - Pięknie dziś wyglądasz. To znaczy, jak zawsze, ale dzisiaj tak bardziej. Mam nadzieję, że to dla mnie, a nie, że masz zaraz spotkanie z kimś innym - rzucam z rozbawieniem, próbując być dowcipny, ale słabo mi to wychodzi. Mam nadzieję jednak, że ten dziwny stan nie będzie trwał zbyt długo!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]31.08.15 17:41
Możnaby pomyśleć, że ze względu na to jak długo się znamy pewne uczucia powinny być nam obce. Jak zawstydzenie towarzyszące pierwszym randkom. Przecież mamy ich za sobą już trochę. Kiedy miałam sześć lat po raz pierwszy zakomunikowałam rodzicom, że idę na randkę z Melvinem, po czym poprosiłam o najszykowanie mi najładniejszej, świątecznej sukienki. Spytałam też czy istnieje możliwość zakupu nowych kokardek do włosów, bo na wystawie pasmanterii pani Kronzek widziałam śliczne różowe i one doskonale pasowałyby do okazji. Rodzice spojrzeli na siebie porozumiewawczo, powstrzymując cisnące się na usta uśmiechy. Potraktowali sytuację bardzo poważnie - sukienka została pięknie wyprasowana, nowe kokardy wplecione we włosy, a mama pozwoliła mi nawet użyć swoich perfum. Czułam się jak księżniczka. Po spotkaniu spytali jak było - a ja odpowiedziałam, że doskonale. W dłoni trzymałam bukiecik kwiatków, które zapewne pozbierałeś z okolicznych ogródków, dumnie przeszłam przez salonik i wstawiłam je do wazonu. Tego samego wieczoru przed pójściem spać mama spytała czy nie wolałabym ich ususzyć. Ona, wyznała mi w sekrecie, zrobiła to samo z pierwszymi kwiatami które dostała od taty. Nie pamiętam co było dalej, ale jestem pewna, że tego wieczora przed pójściem spać wyobrażałam sobie naszą wspólną przyszłość, domek, dzieci, sukienkę ślubną i te wszystkie sprawy które sześciolatce kojarzą się z dorosłością. Śmieszne były tamte marzenia.
A jednak - tyle lat pózniej mój żołądek kurczy się na twój widok, klatkę piersiową wypełnia przyjemne ciepło. Przymykam oczy czując pocałunek na swoich ustach, uśmiecham się nieśmiało słysząc komplementy i przyjmując kwiaty. Lekko trzęsą się moje kolana, aż samej ciężko mi uwierzyć, że mogę aż tak denerwować się spotkaniem z tobą. Każde z tych uczuć jest jednak niesamowicie przyjemne, każde muśnięcie skóry budzące motyle w brzuchu, każde skradzione spojrzenie.
Bywają sytuacje w którym towarzyszy mi poczucie, że jestem w złym miejscu. Kiedy zakładam czyste rękawiczki gotowa do zbadania jakiejś bogatej kobiety. Tłumaczę sobie wtedy, że to praca, że potrzebuję pieniędzy do funkcjonowania swojego małego gabinetu, ale wciąż czuje się durnie pośród dywanów, obrazów i innych bibelotów, z których każdy kosztuje więcej niż wszystko co posiadam razem wzięte. Czasami czuje się tak w towarzystwie niektórych mężczyzn. Dwadzieścia pięć lat na karku, zdarzyło mi się wiele spotkań towarzyskich. Potańcówek, wyjść do kina czy na mecz quidditcha. Czasami nad butelką napoju gazowanego, słuchając pełnych przechwałek monologów zastanawiałam się co ja właściwie tutaj robię. I czemu w taki sposób marnuje pierwsze od dawna wolne popołudnie? Nawet spanie byłoby ciekawszym zajęciem. Niezależnie jednak od momentu życia w którym się spotykamy - czy to mamy lat kilka, czy kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt, przy tobie zawsze czuje się właściwie. I wcale nie dlatego, że tak dobrze się znamy. Przecież przez te wszystkie lata każde z nas zmieniło się diametralnie. Straciliśmy niewinność. Straciliśmy naiwność. Straciliśmy nawet zaufanie - w końcu kiedyś nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic, słowo sekret nie funkcjonowało w naszym słowniku. Mówiliśmy sobie dosłownie o wszystkim. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Za każdym słowem kryją się niewypowiedziane zdania, rzeczy które chcesz mi powiedzieć ale z różnych względów nie możesz. Nie ufasz mi wystarczająco - ja to rozumiem. Przez te wszystkie lata pracy wreszcie nauczyłam się cierpliwości. Czasami trzeba po prostu poczekać. Naciski nie mają żadnego sensu.
- Dzień dobry - moja dłoń zaciska się na twojej - Och, nie, nie, to na kolejną randkę, sam rozumiesz. Mało mam wolnych popołudni, muszę korzystać jak się da. Z racji tego, że się spóźniłeś muszę cię poinformować, że zostało nam tylko... - tutaj teatralnie zerkam na nagi nadgarstek, nigdy nie noszę biżuterii na rękach, to strasznie niewygodne w czasie pracy - jakieś dwadzieścia minut, prędko, co na dzisiaj zaplanowałeś? - nie udaje mi się utrzymać długo powagi, nigdy nie byłam dobrą aktorką. W końcu wybucham śmiechem, nieco nerwowym, czuje się jakbym miała dziesięć lat mniej - I nie spóźniłeś się, po prostu bliźniaki pani Flamel dosłownie z niej wyskoczyły, nie wiem która z nas była tym faktem bardziej zaszokowana. Z jej pierwszym dzieckiem męczyłyśmy się dobre siedemnaście godzin... - kręcę głową, stop Gwen. Wdech, wydech, koniec nerwowego trzebiotania, to przystoi może bladym arystokratkom, nie tobie - Jak nastroje przed kolejnym meczem? - pytam po chwili, bycie największą fanką do tego zobowiązuje!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]01.09.15 13:58
Chętnie wróciłbym do tamtych czasów. Nawet, jeśli byłem bardziej uzależniony od matki niż powinienem. Nie mnie jednak na pewno nie wyglądałem tak wytwornie jak ty Gwen. Raczej musiałem się ukrywać z tym, że idę się z tobą spotkać. Urodzona ze szlachetnej krwi czarownica nie dałaby mi się spotykać z tymi okropnymi zdrajcami krwi, sama rozumiesz. Dostawała szału jak słyszała, że idę z kolegami mugolami pobawić się przed domem. Nie pozwalała mi. Może trochę słusznie, przecież jestem metamorfomagiem, a wtedy niekontrolowanie zmieniałem swoje ciało, co mogłoby być dziwne dla niezaznajomionych z magią ludzi. Zawsze musiała upewniać się, że spotykam się z kimś godziwym, ale wtedy było mi zupełnie nie po drodze. Przypadkiem skręcałem w inną uliczkę niż powinienem, przypadkiem nogi zabierały mnie do miejsca, gdzie miałem się spotkać z panienką Flume. Rozumiałaś moją sytuację i nie przeszkadzał ci mój luźniejszy strój. To pewnie dlatego, że dzieciakom mało co przeszkadza. Brakuje mi tego stanu, kiedy mój duch był lekki niczym puch, kiedy mogłem po prostu cieszyć się wspólnie spędzonymi chwilami. Teraz jesteśmy dorośli, zdajemy sobie sprawę z zagrożeń świata, musimy się utrzymać i choćby dryfować po wodzie egzystencji. To trudne zadanie dla kogoś, kto nie ocieka bogactwem, kto musi liczyć galeony, aby aby wystarczyło na wszystko. To straszne, że kiedyś nasze marzenia spełniały się bez udziału pieniędzy, a teraz nie możemy bez nich żyć, nie możemy realizować swoich pasji. Być uśmiechniętymi skoro świt i beztroskimi aż do zmierzchu.
Minęło mnóstwo czasu. Boję się, że zapomniałem o naszej wspólnej przeszłości. Że nie pamiętam twojego ulubionego koloru, twojego śmiechu i tego, co doprowadzało cię do gniewu. Że palnę jakąś głupotę i wszystko się posypie, a ja nie będę mieć ani sił, ani kruszca do tego, aby z powrotem to wszystko naprawić. Może dlatego byłem poddenerwowany, czułem lekkie drżenie rąk i wraz z oddaniem ci bukietu poczułem, że nie mam co z nimi zrobić. Dlatego zapewne nerwowo przeczesywałem włosy dopóki nie poczułem ciepła twojej dłoni. Wydawało mi się, że to się nie zmieniło przez te wszystkie lata, że nasze ręce wciąż do siebie pasują. Nawet, jeśli serca, myśli czy zachowania wykształcone wraz z upływem czasu wyrobiły się i nie stanowią idealnego dopasowania. Staram się odrzucić pochmurne myśli na bok, nawet te najbardziej absurdalne, że matka dowie się o tobie i zrobi mi awanturę. Przecież dawno z nią nie mieszkam, przecież nie odzywam się do niej odkąd poszedłem do hipnotyzera. Tamto życie nie miało dla mnie znaczenia, choć przeraża mnie to, że poniekąd nierozerwalnie wiąże się z kobietą, która idzie teraz obok mnie wzdłuż rzeki. Myślę, że spacer na początek to dobra opcja, zważywszy na to, że nasze mechanizmy muszą się dotrzeć, by na nowo poczuć się swobodnie w swoim towarzystwie.
Jakbyśmy byli na nowo dziećmi.
Wysłuchałem do końca tego, co masz do powiedzenia i uśmiechnąłem się szeroko. Prawie dałem się nabrać, może minęłaś się z powołaniem i powinnaś zostać aktorką?
- No nie wiem czy dam ci się tak po prostu ode mnie uwolnić. Może pójdę z tobą na tę randkę jako przyzwoitka? - spytałem całkiem wesoło. By już po chwili stwierdzić, że nie, twoje powołanie zdecydowanie jest na swoim miejscu, a ja już tak się nie denerwowałem jak jeszcze sekundy temu. - Wyskoczyły? Ale złapałaś je w locie? Szkoda, aby się poobijały - powiedziałem żartobliwie i spojrzałem w bok na taflę wody. Przecież wiem, że jesteś kompetentna!
- Och, mecz, no wiesz. Trochę adrenaliny, trochę ekscytacji, trochę obaw. Taki uczuciowy misz-masz, jak zwykle. Ale to chyba nieuniknione, w końcu fani na mnie liczą, prawda? - wyjaśniłem, po czym spojrzałem na ciebie znacząco. Tak generalnie to głównie jednego fana mam na myśli, a raczej pewną fankę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]06.09.15 23:52
Siedem lat. Tyle czasu minęło odkąd skończyłam szkołę. Osiem odkąd ty z niej odszedłeś - i skończyło się trzymanie za ręce. To zabawne, zawsze w ten sposób kończą się wszystkie szkolne miłostki. Jedna ze stron kończy szkołę i drogi się rozchodzą, nie pomoże żadna ilość listów.
Potrzebowaliśmy dorosnąć.
Szkoda, że ja potrzebowałam do tego kilku drani spotkanych na mojej drodze. Tak to jest kiedy człowiek musi sparzyć się dwa razy, bo jest za głupi by zapamiętać za pierwszym razem by nie wsadzać ręki do wrzątku. Albo ognia. Domyślam się, że i ty miałeś przez te wszystkie lata kilka życiowych przejść, pewnie jeszcze przyjdzie czas by sobie o nich opowiedzieć. Chociaż w tym momencie nie jestem pewna czy chciałabym ci mówić o wszystkim. Z jednej strony zawsze uważałam, że to co wyróżnia nas spośród innych to szczerość, ale nie mamy już siedmiu lat. Tylko czy właśnie brak otwartości nie był powodem dla którego poprzednim razem nie udało nam się wyjść poza trzymanie rąk i namiętne pocałunki w szatni po meczu? Im więcej sobie nie mówimy tym większa rośnie pomiędzy nami ściana. Nie chciałabym się o nią rozbić, nie kolejny raz.
Bo z każdym kolejnym razem, do kolejnego z kolei związku podchodzi się coraz ostrożniej, z coraz większym brakiem pewności. Żeby tylko się znów nie sparzyć, znów nie zawieźć. Czasami chciałabym znać przyszłość, każdy kolejny rozdział, może dzięki temu w niektórych sytuacjach byłabym odważniejsza. A w przypadku innych rozważniejsza - nie popełniałabym aż tylu błędów. Mawia się, że właśnie one uczą najbardziej, tylko dlaczego w tak bolesny sposób?
Szkoda, że do każdego nowego związku nie można wejść z czystą kartą. Nawet takiego jak nasz. Powrotu po latach. Mamy wielkie szczęście, tak myślę, nie każdy ma go na tyle by odnaleźć się po tak długim czasie. Jak dobrze byłoby gdybyśmy potrafili zachować jedynie te dobre wspomnienia, pierwszą randkę w wieku dziecięcym, zakradanie się do ogródka pani Patmore przez zniszczone ogrodzenie, poszukiwanie pierwszych wiśni na początku lata. Gdybyśmy mogli zapamiętać jedynie tę lekkość ducha i czyste szczęście za czasów naszego dzieciństwa oraz urwane oddechy i klejące się do siebie ręce dwójki szalejących za sobą nastolatków. Schadzki w schowku na miotły, towarzyszące temu podniecenie i przyjemne mrowienie w żołądku na samą myśl o spotkaniu po zielarstwie. Szybkie rozpinanie szaty, rozplątywanie warkocza, błyszczyk pożyczony od koleżanki z domu.
Chciałabym, żeby zostało mi tylko to - żebym potrafiła zostawić za sobą wszelkie niepokoje. Wszystkie kłótnie, które przeżyłam przez lata. Wszystkie momenty w których czekałam na listy bez odpowiedzi. Zapomnieć o poprzednich związkach, powodach dla których nie wyszły, wszystkich momentach w których pytałam się - dlaczego? Dlaczego jestem taka głupia? Chciałabym zapomnieć - żeby tym razem nie zniszczyć niczego pomiędzy nami. Żeby się nie wycofać niepotrzebnie, ze strachu przed kolejnym zranieniem.
To głupie, myślę, ściskając twoją dłoń, to naprawdę durne. Nie jesteśmy tymi samymi ludźmi i musimy nauczyć się siebie, na nowo. Całych. I to oznacza wzięcie na swoje barki wszystko, złe i dobre momenty. Nie ważne jak bardzo chciałabym zostawić za sobą każdy paskudny moment, po prostu je zapomnieć - nie możemy tego zrobić.
Bo kto wie? Może gdyby moje serce nie było złamane tyle razy, może gdybym nie zawiodła się na innych - nie byłoby mnie tutaj dzisiaj. A to byłaby wielka szkoda. I to wielka hipokryzja z mojej strony, być gotową na przyjęcie ciebie z każdą stroną, dobrą czy złą - z jednoczesną próba pozbycia się własnych wad.
Bo jak zaufać masz mi ty, skoro ja sama boje się do końca otworzyć?
Dobrze, że nie straszna mi ciężka praca. Nawet nad samą sobą. A szczególnie - nad nami. Bo wiesz, myślę, że warto. W końcu mawiają, że do trzech razy sztuka, prawda?
- To byłoby ciekawe - kiwam głową - Nie znam tego drugiego zbyt dobrze, może okazać się nudny jak but. Wtedy szybko wymyślimy wspólnie jakąś wymówkę i uciekniemy gdzie pieprz rośnie - Udało mi się je złapać, wszyscy są cali i zdrowi. Szczególnie ich płuca, myślę, że cała dzielnica może zapomnieć o śnie przez najbliższe tygodnie - naprawdę głośno płakali - I tak. Fani mają wobec ciebie ogromne oczekiwania - uśmiecham się pod nosem, nie będę w końcu ukrywać, że jestem największą fanką Os. Szczególnie od kiedy mają tak utalentowanego pałkarza w pierwszym składzie - Tylko spróbuj je zawieść! - grożę żartobliwie.
Czeka go wtedy prawdziwa żałoba na trybunach.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]09.09.15 15:05
Chciałbym mieć wehikuł czasu. Chciałbym powiedzieć ci o wszystkim, co mnie trapiło, ale to jest zbyt trudne jak na moje możliwości. Chciałbym wierzyć, że to, co przeżywam, jest niczym z tym, co przeżywasz ty. Chciałbym ci tego oszczędzić. Odjąć ból i złe wspomnienia, lecz tego również nie potrafię. Często myślę, że jestem do niczego. Nie potrafię sprawić radości w drugiej osobie, gdyż sam jej nie posiadam. Im częściej próbuję ją znaleźć, gdzieś w środku samego siebie, tym mozolniejsza jest moja praca, kompletnie nie dająca rezultatów. Czasem przechodzą mi przez głowę myśli o tym, czy zrzucenie ciężaru z duszy poprawiłoby mój byt i zdrowie psychiczne. Przypominam sobie wtedy o Oriane, jej twarz, zszokowanie i niedowierzanie odnośnie tego, co mówiłem. Co wiem, co widziałem. Widzę tą twarz nawet w koszmarach, bo nawet w nich pragnę, aby ktoś mi uwierzył. W coś, w cokolwiek. Czuję, jakby wszyscy umniejszali mojej wartości, mojemu jestestwu.
Może jestem nieudacznikiem?
Bo jakoś nie chcę uwierzyć, że cała sytuacja, która miała miejsce w naszym domu jest na tyle absurdalna, że nikt nie jest w stanie w nią uwierzyć. To jednak zbyt trudne. Wolałbym naprawdę wrócić do naszych czasów, Gwen. Do skóry beztroskich dzieci. A potem nieco starszych nastolatków. Do naszych uśmiechów, pomiętych ubrań, sekretnych spotkań. Chciałbym odnaleźć tą ufność, która chyba została zamrożona w czasie. Nie winię o to nikogo, widocznie tak miało być. Że dorośliśmy bez siebie nawzajem. Błądząc gdzieś po omacku. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie miałem nikogo. Ostatnio sądzę, że na nowo szukałem ciebie, ale nie znalazłszy w tych ładnych oczach dziewcząt twoich oczu nie potrafiłem się zaangażować. Uciekałem w świat Quidditcha, w treningi. Wmawiając sobie, że chcę coś osiągnąć, a tak naprawdę chciałem utrzeć nosa własnej matce, której i tak nie obchodzę. To chyba jakaś obsjesja, skoro o niej myślę przed spotkaniem z tobą, panienko Flume. I pomimo tego, że teraz jestem z tobą, tuż obok, to czasem cień goryczy związany z przeszłością przemyka po mojej twarzy. Pragnę jednak, abyśmy choć w minimalnym stopniu poczuli się jak kiedyś. Jak wesołe dzieciaki pełne pasji i marzeń. Nawet, jeśli to oznaczało rozłąkę. Teraz mogę wierzyć, że tak czy siak prędzej czy później się znajdziemy.
Tylko tak okropnie mi przykro, że zmarnowaliśmy tyle lat.
Chociaż to nie powinno mnie dotyczyć, bo boję się, że złamię ci serce. Moją wieczną depresją, niepewnością i ucieczką w sport. Nie wiem, jak ty ze mną wytrzymujesz, naprawdę. Dobrze, że wpadłem na pomysł, aby się mocniej starać...
- Świetny plan. Najlepszy - komplementuję z lekkim uśmiechem. - Ale co wtedy, kiedy okaże się szalenie interesujący lub nieprzyzwoicie przystojny? Zostawisz mnie na pastwę losu? - spytałem w przypływie chwili. Bo jeśli tak będzie, to chyba różdżki pójdą w ruch. Zupełnie nie chciałem spędzać dzisiejszego wieczoru samotnie!
- No wiesz? Może ćwiczą, aby zostać śpiewakami operowymi? Albo znanymi piosenkarzami? Sąsiedzi powinni być jednak bardziej wyrozumiali. Jestem przekonany, że Elvis też tak zaczynał - droczę się, to oczywiste. - To zabrzmiało jak groźba. Powinienem napuścić na nich magiczną policję - rzekłem, z udawaną powagą. Jednak chwilę potem postanowiłem... sam nie wiem co, mam czasem głupie pomysły. W każdym razie zatrzymałem cię, stanąłem przed tobą i spojrzałem prosto w oczy.
- Gwen... muszę ci zadać ważne pytanie - zacząłem, z drżącym głosem, odczekując chwilę i tym samym robiąc dramatyczną pauzę. By po paru sekundach zmieniać zupełnie swoją twarz, która coraz bardziej przypominała twoją. No, z paroma niedoskonałościami, ale jeszcze wciąż nie jestem wprawnym metamorfomagiem. I nie miałem twoich oczu, one zdecydowanie były moje. - Jak wyglądam? - spytałem zatem, próbując się nie roześmiać, to mogło zniweczyć moją przemianę!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]11.12.15 13:28
/kiedyś tam w pierwszej połowie września

Wrzesień, jeśli nie liczyć pewnego niezbyt przyjemnego epizodu sprzed kilku dni, upływał jej w całkiem przyjemnej atmosferze. Nawet w pracy, przynajmniej na razie, nieco się poprawiło, choć zdawała sobie sprawę, że niedługo znowu mogą pojawić się problemy.
Lubiła przychodzić nad rzekę, zwłaszcza latem, gdy powietrze było gorące i parne. Teraz jednak, we wrześniu było bardziej rześko i przyjemnie, choć bez wątpienia częściej padało. Niemniej jednak, pojawiła się na nadbrzeżu zastawionym ławkami, ale nie od razu usiadła na jednej z nich, zamiast tego podchodząc do murka i patrząc w dół, na brudne, mętne wody płynącej poniżej rzeki, w której odbijało się szare, jedynie miejscami odsłaniające błękitne pasy niebo. O tej godzinie nie było mgły, ale za parę godzin, gdy nadejdzie wieczór, ta charakterystyczna oznaka Londynu znowu się pojawi.
Oparła się o niego rękami, a wiatr zmierzwił lekko jej jasne włosy. Odgarnęła je, nieznacznie przekrzywiając ciemne okulary, które wciąż nosiła, wychodząc z domu. Za pomocą drobnych mugolskich sztuczek, jak makijaż czy ciemne okulary, starała się, by siniaki na twarzy, pozostałość po bójce w podmiejskim pubie, nie rzucały się tak mocno w oczy. Na szczęście były już coraz mniej widoczne, więc było kwestią kilku dni, aż znikną. I dobrze. Wolała nie rozmyślać zbyt wiele o tamtej sytuacji, o obraźliwych słowach pod adresem jej ojca (jedynej osoby, na której zawsze mogła polegać i która zawsze ją akceptowała), ani o swojej własnej reakcji. Na ten moment nic nie wskazywało też, by miała ponownie napotkać Greyback.
Powędrowała myślami dalej, rozmyślając o osobach, z którymi znajomość wznowiła po swoim powrocie do Anglii, oraz o tych nowych znajomych. Gdy spojrzała na poszarzały, poobtłukiwany murek, jej myśli pomknęły mimowolnie w kierunku Vincenta, amerykańskiego znajomego, który przybył na Wyspy krótko po niej, oraz Daniela i tamtego pamiętnego spotkania na starym, opuszczonym placu zabaw. Wciąż nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć i miała w głowie spory mętlik.
Odkąd wróciła, wiodła jednak zaskakująco skromne życie towarzyskie. Po pięciu latach nieobecności, choć wydawałoby się, że to tak niewiele, nie potrafiła się do końca odnaleźć. I mimo że nie mogłaby nazwać się nieszczęśliwą, gdzieś w głębi duszy czuła, że tutaj nie pasowała. Że nigdy nie będzie czuć się w pełni jak w domu w miejscu, gdzie tak dużą wagę miał jej status krwi. Niestety, bardzo wątpliwy, choć po raz pierwszy naprawdę pożałowała swojego pochodzenia tamtego dnia; kiedy spotkała się z Glaucusem w parku na początku lipca.
Gdyby nie on, nadal byłaby w Nowym Jorku. Teraz jednak stała nad brzegiem londyńskiej rzeki, zatopiona we własnych myślach.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]11.12.15 14:53
Wrzesień nikogo nie rozpieszczał. Był chłodny w swej złotej oprawie; słońce, chociaż przygrzewało, nie miało już letniej mocy. Drzewa powoli traciły swoje różnobarwne liście, trawa zdawała się być coraz mniej zielona, za to wyłożona kolorowym dywanem. Wiatr również przybrał na sile, a niebo coraz częściej robiło się pochmurne i zraszało glebę. Doskonale wiedziałem, że podróże będą w tym momencie zdecydowanie bardziej wymagające oraz niebezpieczne. Świadomość tego wszystkiego nie pozwalała mi na cień tchórzostwa, wręcz przeciwnie, ekscytowałem się na myśl o kolejnej podróży na szerokie wody. Nie zapomniałem o sztormie, zatopionej łajbie i Ameryce; cała ta plejada wspomnień pozostała w mojej pamięci, nawet, jeżeli zbyt jawnie o niej nie mówiłem. Nawet, jeżeli wszystko wyglądało jakby było w jak najlepszym porządku, nosiłem pod skórą swoje własne rany i blizny. Wiem, że nigdy tak do końca, stuprocentowo nie pogodzę się z pewnymi decyzjami podjętymi w przeszłości, nie tylko (a może przede wszystkim?) tymi podjętymi przeze mnie. W ciągu tych wielu lat nauczyłem się zagłuszać wyrzuty sumienia, w przeciwnym razie już dawno odszedłbym z tego świata nie mogąc poradzić sobie z kłodami rzucanymi pod nogi przez los. Pomimo tego, że miałem duszę buntownika, wolnego ptaka, część mnie godziła się na wiele ustępstw, które czyniłem nie tyle co dla swojego dobra, co dla dobra rodziny. Była ona jedyną wartością, która potrafiła okiełznać mój ośli opór i niespokojną naturę; paradoksalnie była również źródłem bólu, który odczuwałem.
Dzisiaj zaszedłem zdecydowanie dalej, aniżeli planowałem. Nogi poniosły mnie z portu do części spacerowej znajdującej się nad Tamizą. Myślałem o wszystkim i o niczym, próbując odnaleźć jakiekolwiek skrawki harmonii; pewien balans, który nie zniweczyłby mojego dobrego humoru. Zobaczywszy w oddali znaną mi sylwetkę o jasnych włosach poczułem, jak serce miarowo przyspiesza, a ja zacząłem rozglądać się wokół... w celu znalezienia drogi ucieczki? Nie chodziło o to, że chciałem unikać Alice, najzwyczajniej w świecie nie wiedziałem jak po tym wszystkim z nią rozmawiać. Spotkaliśmy się na pogrzebie i stypie na cześć zmarłego męża Harriett, ale to nie była sposobność do większej pogawędki. Teraz z kolei wiedziałem, że muszę jej coś wyznać zanim dowie się od kogoś innego, a to było trudne. Nie była przecież dla mnie kimś obojętnym.
- Witaj - przywitałem ją, kiedy wreszcie się zbliżyłem. Na udawanie turystę idącego w przeciwnym kierunku było już za późno, poza tym nie wypadało mi tak się zachowywać. Postanowiłem zmierzyć się z wszelakimi trudnościami czyhającymi na mnie wszędzie, nie ukrywajmy: życie nie staje się coraz łatwiejsze z każdym oddechem. - Wyglądasz jakoś inaczej... coś się stało? - spytałem najpierw. Podczas przyglądania się jej osobie coś mi nie pasowało, nie wiedziałem tylko co dokładnie; Elliott widocznie umiała się maskować.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]11.12.15 21:50
W pewnym momencie uświadomiła sobie, że już nie jest sama. Odwróciła się powoli, dłonią poprawiając ciemne okulary. Nawet mając je na nosie, bez problemu rozpoznała zmierzającą w jej stronę sylwetkę, na widok której coś nieznacznie ścisnęło ją w środku.
Glaucus. Ten sam, z którym jeszcze kilka miesięcy temu była taka szczęśliwa i na którym naprawdę jej zależało, z którego teraz praktycznie w ogóle nie widywała. Miał swoje życie, a ona próbowała jakoś poukładać własne. Zapomnieć o tym, co było i skupić się na tym, co jest, choć niekiedy było ciężko; nawet nie ze względu na Glaucusa, a tęsknotę do tych lepszych czasów, kiedy nikt nie mówił jej, że jest gorsza, bo jej ojciec jest mugolakiem. Kiedy mogła cieszyć się swobodą i wolnością i robiła to, na co miała ochotę.
- Glaucusie – powiedziała cicho, nieznacznie się prostując. Jeszcze parę miesięcy temu tak beztroska i wyluzowana w jego obecności, dziś nienaturalnie jak na nią spięta, choć oczywiście starała się tego nie okazywać. Gdy się pojawił, miała wrażenie, że powietrze nieznacznie zgęstniało. – Cieszę się, że przyszedłeś.
Nie było to pierwsze spotkanie po rozstaniu, ale pierwsze, kiedy byli sami i mogli porozmawiać o minionych tygodniach. Na jej twarzy pojawił się pełen wahania uśmiech. Smutek i nostalgia walczyły w niej z zadowoleniem z jego widoku. Budził w niej naprawdę sprzeczne emocje.
- Nic się nie stało, nie musisz się obawiać. Miałam tylko drobny wypadek, przez własną niezdarność – machnęła lekceważąco ręką, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Bagatelizowała to. Zresztą, Glaucus nie był Vincentem, który znał się na świecie mugoli. Jego pewnie łatwiej byłoby zwieść.
- Twoja rodzina pewnie jest bardzo szczęśliwa, że znowu jesteś z nimi – rzekła, choć bez większej złośliwości. Zdążyła się przez te tygodnie oswoić z myślą, że Glaucus nie należał do jej świata. Dokonał własnego wyboru, a jej pozostała tylko akceptacja tego stanu rzeczy. Sama też zresztą podejmowała własne decyzje. – Mam nadzieję, że wasze relacje wyglądają już lepiej?
W końcu teraz Traversowie już nie musieli przejmować się tym, że ich syn spotyka się z zeszlamioną czarownicą półkrwi. Może nawet już wybrali dla niego nową narzeczoną?
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]16.12.15 12:11
Dokładnie to samo (na pewno?) zauważyłem podczas pogrzebu męża Harriett, ale wtedy nie było odpowiednich okoliczności do tego, aby porozmawiać. Teraz stałem przed Alice zastanawiając się jak wielką krzywdę jej wyrządziłem, wtedy, w Ameryce. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że jestem egoistycznym draniem, który musi zranić ją po raz kolejny. Chwyciłem dłonią mokrej barierki, zupełnie, jakbym potrzebował tej lichej namiastki oparcia. Uśmiechnąłem się bez przekonania uważnie lustrując twarz Elliott. Minęły raptem dwa miesiące, a ja już zaplatałem nici nowego życia; tak, zdecydowanie przytaknąłbym myślom dziewczyny. Czułem się nieco zagubiony, jak dziecko we mgle, tylko tej mgły jeszcze nie było. Chciałem na nowo ją objąć, zapewnić, że między nami nic się nie zmieniło, że to tylko koszmarny sen, z którego zaraz się obudzimy. Nie mogłem. Była nieznośnie blisko i daleko zarazem. Gdybym tylko zechciał wyciągnąć ku niej dłoń, mógłbym odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy, mógłbym zrobić wiele. Niedostępność tego stanu rzeczy była niemożliwie i boleśnie drażniąca; automatycznie spojrzałem gdzieś w bok na chłodne wody Tamizy.
- Ja również - odpowiedziałem. Czy aby na pewno się cieszyłem? I tak, i nie: przepełniały mnie dwa różne uczucia, które paradoksalnie powinny się wzajemnie wykluczać. Niestety, tkwiły we mnie jak drzazga pod skórą, nie dając szans na wyswobodzenie się. Przejechałem luźno opuszczoną dotąd dłonią po ciemnych włosach, znów kierując wzrok na twarz Alice.
- Rozumiem - stwierdziłem, pełen przekonania, że Elliott mówi prawdę. Znałem ją na tyle, by wiedzieć o jej niezdarności w niektórych przypadkach. Zrezygnowałem z prywatnego śledztwa na rzecz zwykłego zaufania, którego tak naprawdę nigdy nie było (lub było ono złudne), nawet, jeżeli nie było mi danym tego wiedzieć.
- Tak, wszyscy są zachwyceni, że wróciłem. Nawet, jeżeli nie obyło się bez kłótni - przytaknąłem i pokiwałem głową. Wzrok utknął gdzieś w kamiennym bruku, który powinien pomóc mi zebrać myśli i odpowiednie słowa; niestety, nigdy nie byłem zdolnym mówcą. - Jak miewa się twój ojciec? - spytałem, kiedy podniosłem głowę. To chyba nie był najlepszy moment na zasypywanie jej wiadomościami z mojego życia. Jeszcze nie byłem na to gotów.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]16.12.15 23:09
W jej przypadku to zaplatanie nitek nowego życia było wyjątkowo mozolne i frustrujące. Była w gorącej wodzie kąpana, a szło jej to trudniej, niż wtedy, kiedy po skończeniu szkoły przeprowadziła się do Ameryki po to, by spędzać tam już nie tylko wakacje, ale cały rok. Miała wrażenie, że wtedy bardzo szybko znalazła sobie znajomych i szybciej poczuła się pewnie. Teraz było inaczej, a czy było to kwestią brytyjskich realiów, czy może tego, że sama dorastała i się zmieniała, a wraz z tym zmieniało się jej podejście do świata i ludzi – nie wiedziała.
Glaucus wciąż budził w niej bardzo skrajne emocje. I kiedy tak stali obok siebie, zastanawiała się, jakie uczucia przeważały, gdy spoglądała na jego przystojną twarz pokrytą cieniem zarostu i lekko zwichrzone, ciemne włosy, po których teraz przesuwał dłonią. Twarz osoby, która mocno przyczyniła się do tak daleko idącej zmiany w życiu, jaką był powrót do Anglii. Osoby, na której naprawdę jej zależało, i która ostatecznie ją odrzuciła, zachowując się jak kolejny bufon przywiązujący dużą wagę do czystości krwi.
Nie potrafiła się jednoznacznie określić. Nie potrafiła jednoznacznie skreślić Glaucusa, tak jak i nie umiała w stu procentach zapomnieć odrzucenia. Była z nim jednak pogodzona i nie zamierzała walczyć. Poddała się? Być może, ale choć bierne poddawanie się było sprzeczne z jej zasadami, czuła, że w tym przypadku to najlepsze wyjście, najmniej krzywdzące dla nich obojga. Pewne było jednak, że potrzebowała jakichś odskoczni, czegoś, dzięki czemu łatwiej mogłaby połączyć stare życie z nowym. Od czasu ich ostatniego spotkania zdążyła zrobić kilka lekkomyślnych rzeczy, a wszystko po to, by znowu poczuć dreszczyk emocji.
- Tak to już bywa w rodzinach – zauważyła. Ona sama także czasem sprzeczała się z ojcem, ale zawsze się godzili. – Dziękuję, miewa się całkiem dobrze. Choć jego uzdrowiciel obawia się, że niedługo może znowu się pogorszyć. Często go odwiedzam, staramy się nadrobić te kilka lat rzadkiego widywania się. - Jej dłonie lekko przesunęły się po wilgotnej barierce, strząsając z niej krople. – Jakiś czas temu, na sierpniowym Festiwalu Lata, poznałam też dalekiego krewnego ze strony matki, bo jak się okazało, nadal ma w Anglii rodzinę. Może nawet uda mi się dowiedzieć, co się z nią działo, kiedy porzuciła mojego ojca.
Jej głos zabrzmiał zaskakująco obojętnie, mimo że właśnie mówiła o kobiecie, która krótko po jej narodzinach zostawiła ją z ojcem i uciekła z powrotem do Anglii, nigdy później nie nawiązując kontaktu. Jednak, mimo tej pozornej obojętności, liczyła że skoro już tu jest, dowie się czegoś ważnego.
- A co słychać u twoich rodziców? – zapytała, unosząc lekko do góry jedną brew. – Zajmujesz się czymś ciekawym? Wróciłeś do swojej dawnej pasji, czy może postanowiłeś na razie osiąść na stałym lądzie i poszukać stabilniejszego zajęcia?
Podejrzewała, że to tylko kwestia czasu, aż Glaucus znowu wyruszy w świat. Był niespokojnym duchem, podobnie jak ona. Jednak wiedziała, że nie dane im będzie podróżować wspólnie. W dalszą drogę każde z nich uda się samotnie. Nie dopytywała jednak o to, czy znalazł sobie inną kobietę; nie była pewna, czy chce wiedzieć.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]21.12.15 13:03
Trudno było ukryć moją frustrację spowodowaną właśnie moim egoistycznym postępowaniem. Gdyby nie to, nic by nas nie połączyło i żadne z nas nie czułoby się zranione. O ile rzecz jasna w moim przypadku można coś podobnego rozpatrywać; niezdolny do odczuwania większości emocji nie byłem dobrym materiałem na kogoś, w kim można pokładać romantyczne nadzieje. Wtedy, w Ameryce, naprawdę uważałem, że zostanę tam już na zawsze. Czułem się tam rewelacyjnie, nawet, jeśli to był inny kontynent, a od rodziny dzielił mnie cały ocean. Niestety, tęsknota, powinność dania znaku życia i wiele innych aspektów ostatecznie przeważyły szalę goryczy. Goryczy pulsującej żywym ogniem w każdej jednej komórce. Wreszcie ból stał się nie do zniesienia i podjąłem decyzję o powrocie. Nie wiem, czego żałowałem mocniej: czy wtedy oszukania rodziny, czy teraz odtrącenia Alice? Uciąłem wszystkie rozważania na ten temat, uznając je za niewłaściwe w tym momencie. Cieszyłem się, że znów mogę ją zobaczyć, spojrzeć w jej piękne oczy i znów... znów zatęsknić za czymś bliżej nieokreślonym. Elliott była ucieleśnieniem wolności i życia, które chciałem wieść; świadomość, że nie będę mieć żadnego z nich była przytłaczająca, ale i ładująca energię jednocześnie.
Uśmiechnąłem się kończąc temat odnoszący się do rodzinnych kłótni i wsłuchiwałem się w dalsze słowa dziewczyny. Pokiwałem smutno głową słysząc o stanie zdrowia Thomasa, któremu życzyłem jak najlepiej.
- Oby mu zdrowie dopisywało jak najdłużej - odezwałem się wreszcie. - To silny człowiek, który wiele przeszedł, nie da się jakiemuś choróbsku czy innemu osłabieniu - dodałem. Był mugolakiem, prześladowanym, który dodatkowo stracił także żonę; stąd wnioskuję, że nie tak łatwo go będzie złamać. I chciałem w to także głęboko wierzyć.
- To chyba dobrze? O ile rzeczywiście chcesz wiedzieć. Powiadają, że im mniej wiesz tym lepiej śpisz - stwierdziłem, wzruszywszy ramionami. Palec nad barierką delikatnie drgał dradzając moje lekkie zdenerwowanie; to wszystko przez temat, który nieuchronnie zbliżał się do mnie niczym fala sztormu do brzegu. Uśmiechem chciałem wszystko zatuszować.
- Wszystko w porządku, cieszą się nienagannym zdrowiem - zacząłem. - Ojciec nareszcie sfinansował mój nowy statek, dlatego podejrzewam, że to kwestia czasu jak wrócę do żeglugi - zgrabnie ominąłem temat, prawda?



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]22.12.15 14:32
Widocznie tak miało być. Najwyraźniej szczęśliwe zakończenie tamtego beztroskiego okresu nie było im pisane. Glaucus nie mógł przecież wiecznie oszukiwać samego siebie ani starać się nie myśleć o czekającej na niego rodzinie. Musiał do nich wrócić. A Alice musiała mu na to pozwolić, wtedy jeszcze naiwnie myśląc, że jego bliscy, szczęśliwi z odzyskania syna, przymkną oko na status krwi dziewczyny, która z nim przyjechała.
Nie przymknęli.
- Też mam taką nadzieję. Wierzę w niego – rzekła. Thomas Elliott musiał znieść w swoim życiu dużo przeciwieństw, bo przez mugolskie pochodzenie od początku miał pod górę i musiał wszystko osiągnąć sam. – A co do matki... Z jednej strony się tego boję, ale z drugiej, chciałabym móc spojrzeć jej prosto w twarz i poznać jej wersję wydarzeń. Zrozumieć, dlaczego to zrobiła i dowiedzieć się, gdzie była i co robiła przez ostatnie lata. O ile, oczywiście, nadal żyje. Minęło tak dużo czasu i nigdy nie nawiązała z nami kontaktu.
Samuel był jednak jej nadzieją na dowiedzenie się czegoś o losach Charlotte Skamander. Która mogła od dawna być martwa, ale mogła też żyć gdzieś w Anglii i mieć nową rodzinę. Może nawet nieświadomie widywała ją na korytarzach ministerstwa czy na ulicach Londynu, nie wiedząc, że to jej matka? Poza garstką starych zdjęć, które pokazał jej ojciec, nic nie wiedziała. Z fotografii mogła wywnioskować tylko tyle, że Charlotte, podobnie jak ona była niewysoką blondynką, ale minęło ponad dwadzieścia lat i z pewnością się zmieniła.
Choć Alice była szczęśliwa, dorastając z ojcem i potrafiła się obejść bez matki, chciała dowiedzieć się więcej.
- Cieszę się, Glaucusie – rzekła. Po chwili wahania wyciągnęła z kieszeni spodni paczkę papierosów i odpaliła sobie jednego, po czym zaciągnęła się dymem. – Naprawdę masz zamiar tak szybko wrócić do żeglowania? – zdziwiła się; w końcu była pewna, że po rocznej nieobecności oraz związku z osobą nieczystej krwi będą próbowali niemal na siłę zatrzymać go przy sobie w Anglii. – Rodzina nie boi się, że znowu znikniesz na tak długi czas i zadasz się z kimś nieodpowiednim?
Może była trochę dosadna, ale lubiła mówić prosto z mostu, co leżało jej na sercu. Wpatrywała się w mężczyznę bystrym wzrokiem, od czasu do czasu przykładając do ust papierosa, którego popiół strząsała na ziemię.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Ławki nad Tamizą [odnośnik]26.12.15 1:01
Finał tej pięknej, romantycznej historii z pewnością był do przewidzenia. Pytanie tylko czy rzeczywiście chciałem w niego wierzyć? Niekiedy zachowywałem się niczym dziecko, które nie zdawało sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Żyłem beztroski, jak gdyby jutra miało nie być. Nic dziwnego zatem, że bardzo chciałem powrócić do żeglugi i wierciłem ojcu dziurę w brzuchu, byleby dostać swój nowy, nowiuteńki statek pachnący świeżością. Nienadjedzony morską solą i niepodziurawiony stłuczonymi butelkami rumu. Nie wiem nawet kiedy, ale poczułem nieprzemożoną chęć, aby zaprosić Alice na pokład; dopiero po chwili zorientowałem się, że choćby nie wiem co, to dawne czasy nie powrócą. I ona była inna, i ja byłem inny, i sytuacja także była inna. Wtedy nie wypadało, ale teraz nie wypadało tym bardziej. Dlatego też w ostatniej chwili zrezygnowałem z podjęcia jakichkolwiek działań; zatuszowałem to uśmiechem.
- Nie, żeby tu potrzeba było cudu, ale ponoć wiara czyni cuda. Ja również wierzę, więc mamy całkiem niezłą moc - stwierdziłem, pół żartem, pół serio. Co by się nie działo, jakich uprzedzeń by nie miały całe zastępy szlachciców, nie życzyłem mu źle. Nie da się ukryć, że byłem inny od reszty!
- Brzmi rozsądnie - skomentowałem kwestię matki. Nie wyobrażałem sobie tego, aby nie znać któregokolwiek z rodziców; nasza rodzina zawsze była pełna i szczęśliwa. Szczerze współczułem osobom, które tego nie doświadczyły, ale jednocześnie nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co mogły one czuć. - Życzę ci, aby się to spełniło, skoro tego chcesz. Nie bierz tylko wszystkiego do siebie, niektórzy ludzie dbają bardziej o siebie niż o innych, niestety - dodałem. Chciałem ją jakoś pocieszyć, nawet, jeśli tego pocieszenia nie potrzebowała na pierwszy rzut oka. Miałem wrażenie, że pomimo wszystko to spotkanie będzie emocjonujące, cokolwiek by nie mówiła.
- Żegluga to moja miłość, bez względu na to, czy próbowała mnie zabić - zaśmiałem się na jej pytanie. Na moment również się skrzywiłem, ponieważ nie lubiłem, kiedy Elliott paliła. Nie udało mi się do tej pory jej przegadać pod tym kątem, dlatego teraz nawet nie próbowałem.
- Na pewno się boją, ale z tego żyją Traversowie. Minus mój brat, minus siostry, mało nas zostało - wyjaśniłem. - Poza tym ojciec doskonale wie, że bez morza bym uschnął - dodałem, również z nieustającym rozbawieniem. - Co do zadania się z kimś nieodpowiednim... nie, nie martwią się już tym - odparłem enigmatycznie, zaczynając się trochę denerwować. To nie był temat, który chciałem poruszać, zdecydowanie.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławki nad Tamizą 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500

Strona 1 z 8 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Ławki nad Tamizą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach