Hyosung Son
Nazwisko matki: Kim
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Krew czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Uzdrowiciel- magipsychiatra
Wzrost: 173 cm
Waga: 56 kg
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: Blizna na plecach po zadrapaniu ogonem żmijoptaka
Dość sztywna, 13 cali, wiśnia, włos z grzywy jednorożca,
Ravenclaw
wilk syberyjski
Wysokość, upadek, skarpa skalna, patrzenie w dół będąc na znacznej wysokości
Czekolada, benzyna, alkohol, jaśmin, ozonu
Posiadanie dzieci
Alchemia, uzdrawianie, zainteresowanie mugolską technologią w tych dziedzinach. Interesują ją sposoby leczenia chorób przez mugoli, ich technologia oraz metody. Jest miłośniczką pieczenia ciast, wytwarzania przetworów, gotowania, dlatego jeśli nadarza się jej okazja i wolny czas, najchętniej tak go właśnie spędza. Żywo interesuje się różnymi dziedzinami, jednak z powodu braku czasu ogranicza je do najpotrzebniejszych. Hyonsung namiętnie czyta stare książki i ma popęd do samodoskonalenia się, więc często trenuje i uczy się na własną rękę.
Harpie z Holyhead
Szachy czarodziejów lub eksplodujący dureń, rzadko miesza się w pojedynki w latach szkolnych unikała tego klubu. Zdecydowanie najmniej przepada za grami miotlarskimi. Ciekawią ją natomiast wyścigi na magicznych stworzeniach i lubi je oglądać, lecz nigdy nie podjęłaby ryzyka samodzielnego ścigania się.
W latach młodości zdecydowanie rock, punk oraz metal, lecz teraz jej preferencje się zmieniły i słowem słucha wszystkiego, co uzna za przyjemne dla ucha.
Kang Ji-hyun
żeby wszystko dobrze zrozumieć, należy się cofnąć nie pokolenie, lecz dwa wstecz. Kiedy dziadek Hyonsung był młodym dziedzicem rodu Kimów. Nazywał się Kwon, posiadał brata Changa. Dziadek dziewczyny poślubił kobietę z równie dostojnego i bogatego rodu Jo Sookhee. Niedługo po ich zaślubinach na świat przyszła córka Hyang. Brat poślubił Nang Jeongmin. Pochodziła z mniej sytuowanej materialnie rodziny, mniej poważanej wśród magicznych rodów, jednak nadal szlachetnej krwi. Kwon i jego małżonka mieli dusze podróżników, wielkich altruistów chcących nieść pomoc wszystkim potrzebującym czarodziejom. Podróżowali do biednych rejonów Korei starając się pomagać uboższym warstwom magicznego społeczeństwa. To było dla nich zgubne. Złe warunki mieszkalne, bieda, w takich okolicach śmierć zaglądała nader często i Sookhee oraz jej mąż zarazili się smoczą ospą, na którą niedługo później zmarli, pozostawiając pięcioletnią córkę pod opieką brata oraz jego żony. Dziewczynka stała się dziedziczką nie byle majątku. 15 tysięcy galeonów w akcjach na oręż kutą przez gobliny, a na nie zawsze i wszędzie był popyt, dziesięć tysięcy galeonów ulokowanego w posiadanie trzech kopalni nefrytu, nie licząc posiadłości w której przyszło jej mieszkać do piętnastego roku życia, była zamożna. Bardzo zamożna. Z tego zapewne powodu wuj nie posłał dziewczyny do sierocińca. Łypał na jej majątek jak na smakowitą kość. Hyang nie uczęszczała do magicznej szkoły, odbierała wykształcenie przez prywatnych nauczycieli z dziedziny zaklęć, transmutacji, eliksirów i innych magicznych dziedzin jak i bardziej mugolskich. Uczyła się retoryki, o sztuce magicznej jak i niemagicznej. Słowem uczyła się tego co młoda panna o życiu i świecie wiedzieć powinna. Niby sielankowe życie, powiecie, lecz musicie wiedzieć, że wuj był okropnym człowiekiem. Nie pozwalał dziewczynce wychodzić na dwór, bawić się z dziećmi, które służyły w dworku. Wiódł życie odizolowanego od innych pustelnika, na dodatek był człowiekiem nerwowym o dziwnych skłonnościach. Co bardziej śmieli określali go mianem obłąkanego, ci bardziej wariatem lub cholerykiem. W istocie rzeczy był impulsywny i zdolny do przemocy fizycznej. Mawiano, że ciotka zwariowała właśnie przez niego, przez jego chore fantazje i zaborczość, której nie mogła się wiecznie stawiać. Wuj bowiem był koneserem specyficznych rycin oraz ksiąg traktujących o miłości fizycznej o tytułach nie pozostawiających zbyt wiele na dwuznaczności. "Córka rybaka", "Bezwstydna praczka z Seulu", "Cnotliwa zakonnica" i wiele innych, ciekawych tytułów. Oczywiście dorabiał się na handlu tymi zwojami, księgami i rycinami wśród zamożnych, którzy gotowi byli zapłacić wiele, chociażby by móc popatrzeć na jego żonę podczas wieczorków literackich. Jej gesty, ton, zatapiał tych mężczyzn w najbardziej skrywanych fantazjach, najbardziej egzotycznych i niedostępnych dla nich. Ciotka jednak zrujnowana psychicznie pod ręką tyrana powiesiła się któregoś dnia na wiśni w ogrodzie. Młoda dziedziczka uczona przez lata jej fachu szybko ją zastąpiła. W wieku szesnastu lat do ich domu zawitał szarmancki gentelmen, Son Seung. Jego rodzina dawno wydziedziczyła go za machlojki, szemrane towarzystwo i kradzieże. Był czarną owcą, jednak ktoś pokroju wuja, odgrodzonego od świata nie był świadomy kim człowiek, którego przyjął pod dach dokładnie jest. Wiedział jedynie, że specjalizuje się w malarstwie, kaligrafii, to wystarczyło, by w jego głowie zrodził się plan wykorzystania go. Oczywiście Son miał również swój plan. Poślubić dziedziczkę i uciec z jej pieniędzmi. Przystał więc na układ, w którym jego talent został wykorzystany do podrabiania ksiąg i rycin a następnie handlu z fałszywymi dokumentami, jako potwierdzającymi oryginalność zakupionych asortymentów. Son starał się zaskarbić przyjaźń młodej dziewczyny, nie pragnął nigdy niej samej, lecz pieniędzy jakie posiadała. Hyang była naiwną i łatwowierną szesnastolatką u progu dorosłości, jednak widziała zło jakie się czaiło w dworze wuja. Wiedziała, że jeśli nie przystanie na ofertę Sona i nie ucieknie z nim oraz majątkiem, podrobionymi dokumentami, jej wuj niebawem złoży jej ofertę nie do odrzucenia. Postanowi ją poślubić. Dziewczyna pobierała lekcje malunku od fałszerza, udawali szczęśliwą, zakochaną parę przez wiele miesięcy, aż do odpowiedniej nocy na ucieczkę. Wuj wyjechał do innego miasta w interesach i nie czekając chwili dłużej, Son i Hyang uciekli razem z Changwon do Goseong, gdzie wzięli ślub i rozstali się. Młodzieniec otrzymał połowę swoich pieniędzy, a zamężna lecz wolna Hyang wypłynęła promem z Korei Południowej do Japonii, do miasta Makurazaki. Nie była tam jednak zbyt długo, z powodu zbliżającego się pościgu wuja. Chcąc uchronić się przed jego prześladowaniami wyruszyła w podróż do Europy. Była wtedy już w trzecim miesiącu ciąży z Seungiem, o niczym nie widząc. Dopiero po kolejnych dwóch miesiącach, gdy dobijała do poru w Anglii, zorientowała się co się stało, że niedługo zostanie matką. W Anglii jako imigrantka z dzieckiem nie miała łatwego życia. Jej wykształcenie nie zdało się na nic. Była obca, nie znała języka, przybłęda z brzuchem, której nikt nie chciał zatrudnić. Fortuna topniała z roku na rok, a ona sama nie wiedziała co mogłaby zrobić z nimi. Jak zainwestować. Dorywczo pracowała w barach jako kelnerka, cukierniach, sprzątała po domach dziedziców. Samotna matka nie tylko miała jak widać trudno w realiach Azji, ale też Europy. Patrzyli na nią krzywo, z politowaniem, nie raz lżyli.
Młoda czarownica przyszła na świat więc w Anglii, dokładniej w Londynie. Nie znała całej prawdy jako dziecko, czemu tu jest, jak się stało, że jej matka uciekła z odległej Korei, ani nawet kim jest ojciec dziewczynki. Kobieta zawsze mówiła, że ojciec jej zginął na mugolskiej wojnie, a ona nie zamierzała już więcej pytać, to jej w jakiś sposób wystarczało. Jako młoda imigrantka wzbudzała zaciekawienie miejscowych, szybko okazało się jednak, że postępowa Wielka Brytania nadal jest miejscem pełnym uprzedzeń i ksenofobii. Dzieci z majętnych domów unikały jej za wszelką cenę, na każdym jednak kroku, gdy doszło już do tego, że ich drogi się przecięły dzieci urządzały istny festiwal drwin. Zaczynając od tego, że jest innego koloru skóry, czy jada tylko psa z ryżem po wypominanie jej brak jednego z rodziców. Dziaki półkrwi, nieco lżej ją traktowały, bo i rodzice nie naciskali jakoś szczególnie na swoje pociechy, nie przestrzegali. Zapraszano ją do wspólnych zabaw na miotle, w magiczną cukiernię, czy handlowanie kamieniami, które były w ich wyobraźni puszkami pigmejskimi. Dzieciństwo więc spędziła dosyć typowo, z jednymi walczyła, z innymi się przyjaźniła. Pierwszym przejawem swoich magicznych umiejętności potraktowała rzecz jasna swoją matkę, która nie pozwoliła jej wyjść na podwórko. Przefarbowała jej ulubioną szatę na okropny turkusowy kolor, matka nie wiedziała czy bardziej się cieszyć czy kląć na dziewczynę, bo nie miała pieniędzy na zakup nowej, a jednak dziewczynka odziedziczyła magiczną krew. W wieku jedenastu lat otrzymała list do Hogwartu. Była niesamowicie podekscytowana jak każde dziecko w dniu, w którym cała Pokątna oferowała swój przepych. Matka uznała, że z tej okazji uszczknie nieco pieniędzy rodowych i zrobi dziewczynce jedną, lecz porządną wyprawkę. Nastała wielka ceremonia przydział do domów, a Hyosung była przerażona, stremowana i podekscytowana. Wszystkie wnętrzności przewracały się w niej, gdy zatknięto jej na głowę za dużą Tiarę Przydziału. Straciła wzrok na kilka chwil, ale słyszała głos, który mamrotał w jej głowie: "Sporo hartu ducha, też pracowitości...", "W dodatku nie mało ambicji, honoru, umysł tęgi..." "A ty droga dziewczynko jaki dom byś chciała wybrać?" Zapytał się głos we wnętrzu jej czaszki. "Ja... nie wiem..." Było to w istocie prawdą, a Tiara przesiewała jej umysł skrupulatnie, myśl za myślą, wspomnienie za wspomnieniem, czuła się, jakby Tiara wiedziała o niej więcej niż ona sama. W końcu spiczasta czapka wykrzyknęła: "Ravenclaw!" Nie wiedziała, czy się zgodzić z tym wyborem, czy nie. Nie uważała się ani zbyt bystrą, ani zbyt ładną, a te cechy ceniła założycielka domu. W szkole nie była typowym Krukonem i nie brała udziału w wielkim wyścigu intelektu. Większość zajęć przesypiała, notorycznie się spóźniała. Była do bólu leniwa. Zaczęto twierdzić, że Tiara miała w tym dniu jakieś magiczne zakłócenia. Ona sama zaś twierdziła, że nie ma w życiu bardziej upierdliwej rzeczy jak klasyfikacja. Pierwsze podsumowanie przyszło po semestrze, kiedy nadeszły egzaminy, a młoda dziewczyna spóźniła się na jeden z nich. Z zaklęć. Pamiętała wyraz twarzy profesora oraz burę jaką odebrała od niego. Mina jednak zaczynała mu rzednąć z każdym pytaniem na które znała odpowiedzi. Była strasznie leniwa, ale zdolna, potrafiła przeczytany tekst odtwarzać z pamięci. Tak zwana pamięć ejdetyczna. Pozwala ta zdolność odtwarzać złożone obrazy, dźwięki i inne obiekty z bardzo dużą dokładnością, którą według niektórych badań dysponują nieliczne osoby. Samo odtwarzanie jest inną rzeczą, a istota pojęcia arkanów magii jest rzeczą o wiele bardziej skomplikowaną i należy do natury empirycznej. Zrozumienie przy jej ponad przeciętnej inteligencji przychodziło łatwo, bez trudu. Wprawiało to nauczycieli w szał, bo jak twierdzili, jest demoralizująca wobec innych uczniów. Jak bowiem można nie wpaść w szał, gdy uczennica z zapałem o wiele większym kompletuje błękit nieba niż słucha tego co mówi się na zajęciach. Ba, potrafi wszystko powtórzyć, rozwinąć i zakończyć zajęcia po piętnastu minutach, a nauczyciel przeznaczył na materiał całą godzinę zegarową? Szlabany więc stały się jej umileniem czasu w jesieni, zimie, wiośnie i początku lata aż do wakacji. Mijały lata, a dziewczyna zaczynała zmieniać swój pogląd odnośnie nauki, nie starała się już negować słów profesorów, wytykać im błędów i z grzeczności udawała, że przynajmniej słucha. Ogromna biblioteka szkolna niosła za sobą szerokie możliwości, wiele godzin siedzenia przy świecy do późna i czytania. Najbardziej rozumiała się z nauczycielem eliksirów oraz zielarstwa, żywo interesowała się dekoktami, eliksirami, teorią alchemii oraz sposobami pozyskiwania ingrediencji do napojów magicznych. Nieco mniej lubiła opiekę nad magicznymi stworzeniami. Najmniej chyba lubiła mimo wszystko transmutację oraz historię magii. Nigdy nie zapisała się do drużyny szkolnej, a gdy na jednym roku plotkowano o tym, że może zostać prefektem stanowczo ostudziła zapał wszystkich. Stwierdziła, że to marnowanie jej czasu, bo za pierwszorocznymi ganiać jej się nie chce i upominać, woli czas spożytkować na rozmyślaniu czy bijąca wierzba w tym roku wypuści liście. Plotek zaprzestano, a i tak uważała, że nie jest najlepszym materiałem na to stanowisko. Nadszedł czas ukończenia szkoły. Dorosłe życie, prawda? Swoją drogę obrała w zawodzie uzdrowiciela, nie koniecznie ze współczucia, troski i miłości o innych. Nie koniecznie by nieść pomoc potrzebującym. Jej motywy były bardziej przyziemne, chęć pozyskiwania dobrych, solidnych galeonów. A ambicje? Zawsze ją ciekawiło co człowiek ma w środku, jak funkcjonuje, czy można udoskonalić tak niedoskonały byt, jakim jest istota humanoidalna? Ale czemu właśnie magipsychiatria? Odpowiedź była prosta, uważała, że najwięcej zarobi właśnie w tym zawodzie, że wiele znamienitych rodów ma sporo czubków w rodzinie i w strachu przed tym, że kolejny dziedzic skoczy przez okno z jego lśniącego pałacyku zapłaci wiele za leczenie, normalizację. A może się jakoś magicznie przekona, że ten starszy dziadek, z połową zębów jest idealnym materiałem dla takiej uroczej, młodej panny. Upojona chęcią zysku nie wahała się zbytnio długo. Jej entuzjazm szybko został ostudzony, gdy nie dostała się w pierwszym roku do terminu. Mniej zdolni, lecz zamożni, z wielkich rodów czarodzieje mieli zwyczajnie większe fory. Podjęła dorywczą pracę jako nauczycielka prywatna w domach, nie zarabiała najgorzej, lecz paląca ambicja, która nie została zaspokojona, musiała się upomnieć o nią w kolejnym naborze. Nie było to najłatwiejsze, ale za trzecim razem dostała się do prywatnej praktyki, gdzie nauk pobierała od Tomasa Booma, starszego, lecz nieźle stukniętego czarodzieja. Nie obchodziło ją jednak zbytnio jakie dziwactwa w sobie kryje póki jest uczciwy wobec niej i może pobierać wiedzę z tak dobrego źródła. Praca układała się różnie, w niedługim czasie odkryła, że dziadek mimo wieku jest istnym chochlikiem kornwalijskim. Wychodził w sprawach "służbowych" z domu i wracał późnymi wieczorami napruty jak bela, padał w progu gabinetu nie rzadko obnażając się zupełnie z szat. Był istnym świrem, który leczył innych czubków. Wypady takie, pozwoliły Son zadomowić się w jego bogatej biblioteczce, przyjmować pacjentów jako jego "kuzynka". Co więcej, Boom, nie miał jej absolutnie za złe, gdy to odkrył. Stwierdził nawet, że dziewczyna ma łeb na karku i potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Mawiał też, że jak go nie ma a gabinet jest zamknięty, to galeon nie jest w obrocie, a galeon zawsze musiał krążyć, najlepiej do jego kieszeni. Smutnym faktem była śmieć Tomasa. Wdał się w bójkę z czarodziejem w jakimś obskurnym barze. Biedny magipsychiatra został roztarty ławą o ścianę przybytku a jego mózg scalił się z karmazynową tapetą. Oczywiście co większe cząsteczki zostały pozbierane, ale za każdym razem, gdy ma sposobność być w tym barze, ową ścianę nazywa "ścianą Tomasa". Zamknięto jego przychodnię, a rodzina sprzedała ją i wkrótce powstał tam jakiś kolejny sklep. Dziewczyna oczywiście została zwolniona i trafiła do Munga jako już uzdrowiciel. Nie zarabiała jak wcześniej, lecz w zupełności jej to wystarczało.
Trzeci etap jej niezbyt skomplikowanego życia zaczął się dosyć niewinnie. Siedziała w barze, jak prawie co weekend popijając
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 1 | 1 różdżka |
Zaklęcia i uroki: | 0 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 18 | 3 różdżka |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 11 | 1 różdżka |
Sprawność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
koreański | II | 6 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | III | 10 |
Silna wola | III | 10 |
Zielarstwo | III | 5 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | II | 20 |
Szczęście | III | 30 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | I, II lub III | 1, 7 lub 25 |
Nazwa biegłości | I, II lub III | 1, 7 lub 25 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Nazwa biegłości | I, II lub III | 1, 7, 25 |
Nazwa biegłości | I, II lub III | 1, 7, 25 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 4 |
Sowa, kuguchar