Wydarzenia


Ekipa forum
Boczna ulica
AutorWiadomość
Boczna ulica [odnośnik]02.05.15 13:10
First topic message reminder :

Boczna ulica

Jedna z wielu bocznych uliczek Londynu, mniej zatłoczona, cichsza, otoczona raczej budynkami i kamienicami mieszkalnymi, niż sklepikami i restauracjami. Wzdłuż chodnika piętrzy się rząd przepięknych latarni, rozświetlających nocą gęste mroki nieprzeniknionej londyńskiej mgły. Raz na jakiś czas przejedzie mugolski samochód, kiedy indziej drogę przebiegnie dziecko. Wysoka zabudowa uniemożliwia rozpoznanie jakichkolwiek orientacyjnych punktów miasta w oddali, nie da się dostrzec stąd Big Bena. Łatwo się zgubić, jeśli nie zda się dobrze miasta.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Boczna ulica - Page 16 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Boczna ulica [odnośnik]29.08.24 1:13
Yana była tym, na kogo ją wychowano. Niespecjalnie interesowała się polityką, ale siłą rzeczy w toku swojego życia chłonęła poglądy swoich bliskich i nigdy nie kwestionowała tego, co zawsze mówił jej ojciec. Na jej negatywny stosunek do mugoli oprócz poglądów rodzinnych miały też wpływ takie doświadczenia jak utrata siostry. Najprawdopodobniej nie odbiegała jednak od większości młodych dziewcząt z rodzin podobnego statusu. Rodziny takie jak Blythe, mimo braku pozycji w Skorowidzu, kultywowały czystość krwi i tradycje. Nigdy jednak sama nie przyczyniła się do niczyjej krzywdy. Nawet w Hogwarcie nigdy nie należała do grona znęcającego się nad mugolakami. Nigdy nie była osobą okrutną.
Zdawała sobie sprawę, że pewnie ludzie gorzej sytuowani są teraz, po tragediach związanych z kometą, w dość parszywej sytuacji. Nawet średniozamożnych nie ominęły braki niektórych produktów, więc spodziewała się, że uboższa część społeczeństwa miała jeszcze gorzej. Sama jednak nigdy nie była w sytuacji zmuszającej ją do tego, żeby kraść, więc trudno było jej sobie wyobrazić, jak to jest. Próba napaści na samotną kobietę w pustej uliczce nie była jednak tym samym, co podprowadzenie jedzenia ze straganu w celu zaspokojenia głodu – tym bardziej, że przecież mogli zrobić z nią naprawdę różne rzeczy, nie musieli poprzestać na przetrzepaniu zawartości jej torebki. Nie była jeszcze na tyle doświadczoną czarownicą, by samotnie uporać się z dwoma, tym bardziej, że większą wiedzę miała w dziedzinach takich jak alchemia czy runy aniżeli w magii ofensywnej. Ale miał rację, strach z pewnością na wielu działał silnie. Nikt rozsądny nie chciał w końcu trafić za kratki.
- Do Slytherinu – odpowiedziała na pytanie o szkolny dom, choć podejrzewała, że ta odpowiedź może mu się nie spodobać. Uczniowie pozostałych domów niespecjalnie lubili Ślizgonów, może poza Krukonami, którzy zawsze wydawali się Yanie najbardziej neutralnym domem. – Grałam przez kilka lat na pozycji szukającej, ale odeszłam z drużyny po szóstym roku – dodała; niespecjalnie dogadywała się z ówczesnym kapitanem drużyny który miał do niej pretensje po niezbyt udanym meczu. Ale teraz, po kilku latach, sylwetki uczniów z innych domów często jej się zlewały, bo zwykle szukała przyjaciół i znajomych wśród Ślizgonów i Krukonów, uczniów pozostałych dwóch domów najczęściej ignorując.
- Ci, którzy wierzą, że powinniśmy zmieszać się z mugolami – wyjaśniła, dłonią lekko poprawiając loki łaskoczące ją w policzek. – A mugole są niebezpieczni. Na początku tego roku zabili moją siostrę wraz z dzieckiem, więc nie pałam do nich miłością. Od wieków nie bez powodu czarodzieje trzymali się na dystans, musieli się ukrywać, żeby nie spłonąć na stosie. Moja siostra i jej syn tak właśnie zginęli. Spalili ich, bo podejrzewali o czary, i Merlin jeden wie, ilu jeszcze podzieliło podobny los.
Przez jej twarz przemknął cień. To wciąż bolało, a słowa ciążyły na języku jak ołów. Choć była wychowana w poglądach antymugolskich, to do śmierci Elii nie poświęcała niemagicznym wielu myśli, wiedząc, że gdzieś tam sobie żyją, ale zupełnie jej nie interesowali. Ale kiedy dowiedziała się o tym, co spotkało jej siostrę, zaczęła bardziej chłonąć propagandę, szukając potwierdzenia tego, że mugole są sami sobie winni, że to oni swoją ekspansją i uciskiem czarodziejów na przestrzeni ostatnich wieków, doprowadzili do tego, że czarodzieje w końcu powiedzieli „dość”. Przez wieki to oni musieli się ukrywać, ustępować słabszym, ale dużo liczniejszym mugolom, którzy w swym strachu przed magią byli zdolni do wszystkiego. Spirala wzajemnej nienawiści nie zaczęła się teraz, a trwała od dawien dawna, choć Yana wierzyła, że gdyby promugolscy nie próbowali forsować swoich idei i pluć na czarodziejskie tradycje, ich świat byłby spokojniejszy.
- Czysta krew jest ważna i na pewno pomaga w wielu sprawach, to prawda. Ale pozostaje faktem, że wielkie rody nie uznają rodzin nie należących do Skorowidzu za równe sobie. Istnieje wiele rodzin czystej krwi, ale tylko ich część została uwzględniona w owym spisie. Mojej rodziny tam nie ma, nie posiadamy szlacheckiego tytułu i płynących z niego przywilejów – wytłumaczyła mu. Czysta krew nie była grupą jednorodną, nie każda czystokrwista rodzina cieszyła się takimi samymi przywilejami, nie chodziło też tylko i wyłącznie o same pieniądze, ale też o całą tę otoczkę i hermetyczność, jaką budowały wobec siebie najstarsze rody. Yana nie była więc osobą na tyle uprzywilejowaną, żeby mieć jakąkolwiek siłę przebicia w tym środowisku. Coś się zmieniało, kilka rodzin krwi czystej ze skazą doczekało się wprawdzie ziem i pozycji, ale Blythe’owie takich zasług nie mieli i ich żywot był dużo bardziej przyziemny, niż żywot wyższych sfer, choć na przestrzeni wieków posiadali swoje aspiracje i ambicje. Lecz dla wielkich rodów, pomimo czystości krwi, w dalszym ciągu pozostawała osobą z gminu. Na pewno miała znacznie lepszą sytuację niż czarodzieje półkrwi, ale też nie była tak uprzywilejowana jak wyobrażał to sobie Jim. Wciąż nie wszędzie mogła wejść, nie każdy traktował ją na równi. Nie pojmowała, jakim cudem w Skorowidzu figurowały tak zdradzieckie rody jak Longbottomowie czy Weasleyowie, a zabrakło miejsca dla wielu rodzin o znacznie bardziej godnych poglądach, ale cóż, tak po prostu ktoś postanowił. Plus był taki, że nie musiała tylko leżeć, pachnieć i zostawać żoną jakiegoś tłustego, zgnuśniałego lorda, a mogła wieść mimo wszystko ciekawszy żywot, nie spętany tak silnie prętami złotej klatki.
- Wiem, i jestem ci za to wdzięczna, że pomogłeś mi wtedy w sierpniu, a także teraz – rzekła; w końcu nie musiał jej pomagać ani wtedy ani teraz, a jednak to zrobił. Pamiętała o tym. Ale naprawdę nie miała takich kontaktów, żeby zagwarantować mu pewną robotę, przecież nie mogła sobie tak po prostu pójść do jakiegoś rodu i powiedzieć, żeby go zatrudnili. Jej pozycja nie była w żaden sposób wyższa niż pozycja innych panien z rodziny Blythe, czy innych o podobnym statusie. Nie mogła się pochwalić ani szlachectwem, ani wielkimi, spektakularnymi zasługami, jakimi zapewne wykazali się czarodzieje, którzy otrzymali bezpańskie ziemie we władanie. – Bardzo chciałabym móc pomóc ci skuteczniej. Jak mówiłam, na ten moment przychodzą mi do głowie przede wszystkim Carrowowie jako hodowcy aetonanów. Gdybym chciała pracować z końmi, na pewno próbowałabym pytać u nich. – W końcu to też konie, ze skrzydłami, ale wciąż. Jeśli Jim znał się dobrze na zwierzętach, to na pewno poradziłby sobie i ze skrzydlatymi wierzchowcami. – Ale nie mam wśród nich żadnej przyjaciółki, którą mogłabym poprosić o to, by zapoznała się z twoją osobą. Zapytam ojca, czy nie zna kogoś jeszcze, kto ma konie, może prędzej on będzie coś wiedział. – Jej ojciec miał wielu klientów, po biżuterię i talizmany nie przychodzili do niego ubodzy, a co najmniej średniozamożni, często nawet zamożni klienci. Zdarzało mu się tworzyć i dla szlachty, w końcu rodzina Blythe od dawien dawna była znana ze swojego rzemiosła. Jego sieć kontaktów była szersza niż dwudziestoletniej Yany, która dopiero dwa lata temu skończyła Hogwart i w oczach wielu klientów ojca wciąż była tylko młódką, która pomaga ojcu.
Dotarli do miejsca, gdzie już widziała Dziurawy Kocioł, orientowała się już w tym, gdzie była. Spojrzała jeszcze na Jima.
- Dzięki - odezwała się w końcu. Pomógł jej już drugi raz, musiała mu podziękować. - Że mi pomogłeś w tej uliczce, i przyprowadziłeś tutaj.
Nie odeszła jeszcze, bo nie była pewna, czy będzie chciał kontynuować rozpoczęty chwilę temu wątek, czy może pragnął umknąć do swoich spraw. Miała wrażenie, że nie do końca się z nią zgadzał w pewnych sprawach; jako czarodziej, który zapewne nie był czystej krwi, mógł wychowywać się w innym środowisku niż ona i zapewne tak było, ale póki co nie powiedział nic co byłoby tak rażące i jawnie buntownicze, by zapalić w jej głowie czerwoną lampkę. Może też po prostu dla spokoju ducha wolała nie drążyć, nie dopytywać. Nie chciała mieć świadomości, że być może zawdzięczała coś komuś znajdującemu się po drugiej stronie barykady. Przygryzła lekko wargę, jeszcze przez chwilę mu się przypatrując i zastanawiając, czy ich ścieżki jeszcze kiedyś się przetną.
W dalszej kolejności zamierzała po prostu udać się na Pokątną i załatwić co miała załatwić; może w Dziurawym uda jej się później skorzystać z kominka i nie będzie musiała przedzierać się znowu przez te uliczki.
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: Boczna ulica [odnośnik]30.08.24 12:32
Slytherin nie był tak oczywisty w jej przypadku, ale pokiwał głową na znak zrozumienia, bez słowa komenatarza jednak. Zmarszczył brwi dopiero po chwili, gdy wspomniała o pozycji w szkolnej drużynie quidditcha.
— Tak, ehm... Marcel też był szukającym. To ten co robił wiecznie akrobacje na miotle przez co Gryfoni przegrywali mecze — dodał z drwiącym rozbawieniem i przewrócił oczami. Wydawało mu się, że wszystkie roczniki musiały go kojarzyć, pewnie on sam lepiej mógłby skojarzyć Yanę, jemu nagle wydała się podobna do kogoś, kogo znał .— Ja grałem na pozycji ścigającego wtedy.— Jeśli miała dwadzieścia lat, musieli spotkać się na boisku. Może nie twarzą w twarz, może nie pamiętał jej, bo nie musiał się na niej koncentrować, ale postać Yany Blythe nagle nabrała bardziej realnych kształtów w jego wspomnieniach. Minęło kilka lat odkąd skończył szkołę po SUMach, trochę brakowało mu szkolnych rozgrywek. W to jedno był w Hogwarcie naprawdę dobry, mały i szybki, z dobrym chwytem sprawdzał się w drużynie. — To prawda, że w tym roku nie otwarli Hogwartu? — słyszał takie pogłoski, ale nie znał nikogo kto jeszcze kontynuował naukę, gazet nie czytał — słyszał za to na ulicach, że noc spadających gwiazd uszkodziła szkołę w Szkocji. To znaczyło, że katastrofa była znacznie rozleglejsza niż początkowo sądzili.
Odwrócił od niej wzrok, kiedy wspomniała, że mugole byli niebezpieczni. Bywali, nie mógł się nie zgodzić. Wojna sprawiała, że jedni nie ufali drugim, ale i po jednej i drugiej stronie byli zarówno agresorzy jak i potrzebujący. Kobiety z dziećmi, bezbronne rodziny w niczym nie zawiniły, niektórzy atakujący na czarodziejów próbowali się tylko bronić przed znacznie silniejszymi, ale ktoś musiał rozpocząć tą spiralę nienawiści. — Całą moją rodzinę, kilkanaście osób, wymordowali czarodzieje — odpowiedział jej, nie chcąc z nią się spierać. Zamierzał jej jednak pokazać, że i ci nie byli bez winy. — Ja sam ledwie uszedłem z życiem. Uratowało mnie tylko to, ze straciłem przytomność i wpadłem w wysoką trawę. A potem wszystko spalili. Prawie spłonąłem żywcem. To znaczy, że nie powinienem pałać do nich miłością? Odwrócić się od nich i stanąć po stronie mugoli? Nie mieli litości, wyrżnęli wszystkich jak cielęta. O czym to świadczy? — Popatrzył na nią z wyczekiwaniem. Nie chciał stawiać się po żadnej ze stron w rozmowie z nią, ale budziła w nim duszne poczucie niesprawiedliwości. Uświadomił sobie jednak, że się zapędził, nie mógł dać jej zbyt wielu powodów do podejrzeń, więc zaraz zmienił ton. — Z takimi czarodziejami Ministerstwo Magii też powinno zrobić porządek. Nie tylko z mugolami, ale z takim bezprawiem. Szczególnie teraz, gdy połowa łajdaków wykorzystuje wojnę do własnych celów. Przykro mi z powodu twojej siostry i jej syna. Nie zasłużyli na taki los. Na jaką śmierć. — Ale dla tych ludzi i morderców też nie miał usprawiedliwienia. Źli ludzie powinni być ukarani, niezależnie od tym kim byli — wysoko postawionymi arystokratami czy pospólstwem. Mugolami czy czarodziejami. Ale świat od zawsze działał inaczej, a ci którzy bronili podobnej sprawiedliwości byli naiwni. Właśnie dlatego nie maił skrupułów, gdy kradł. System go niszczył. Ich wszystkich.
Uśmiechnął się drwiąco, słysząc opowieść o czystych i szlachetnych rodach. Nie mógł się powstrzymać, jej słowa brzmiały gorzko i śmiesznie — więc pośród wielkich byli więksi, których wielkość musieli uznać wyłącznie z powodu krwi. Nie dławiły jej te słowa? Uniósł brew, udając, że to wiedział i rozumiał tak samo jak ona, choć brzmiało to idiotycznie. Zatrzymał się na końcu ulicy, gdzie było przejście na Pokątną i obwieściwszy jej, że doprowadził ją w bezpieczne miejsce czekał na jej odpowiedź. Migała się, oczywiście. Oni wszyscy przyzwyczajeni byli tylko do tego by brać, brać co im się należało. Zrobiłby to bezinteresownie, gdyby Yana na to zasługiwała, ale idee, które tak durnie wygłaszała, i z którymi się zgadzała były powodem do tego, by te same idee i zależności wyssały z niej co tylko się da.
— Nie rozumiesz. Nie potrzebuje wskazania kierunku, takie informacje leżą na ulicy, Yana, każdy może je mieć, w niczym nie pomagasz. — Może była przyzwyczajona, że to wystarczyło, ale on był znacznie sprytniejszy niż ona, był tego pewien. Wyciągnął od niej dziś więcej informacji niż chciałaby się zapewne podzielić ze złodzieje. — Ale możesz to zrobić i to zrobisz. Spokojnie, nie spieszy mi się. Napewno masz koleżanki, które mają inne koleżanki a te mają krewnych, którym się przydam. Takich rzeczy nie załatwia się od ręki, trzeba czasu. Poczekam. Wystarczy trochę pokombinować, pomyśleć. Napewno dasz sobie radę, jesteś bystra — pochwalił ją z uśmiechem, ale nie zamierzał udawać, że nie chciał nic w zamian. Nie łudził się, że rzeczywiście będzie w stanie mu pomóc, prędzej sam sobie to załatwi, ale chodziło mu o podkreślenie, ze ma u niego dług i być może przyjdzie dzień, w którym będzie musiała go spłacić. — Tu już be∂wiesz bezpieczna, więc. Trzymaj się. Do następnego — pożegnał ją, cofając się z rękami wciśniętymi w kieszenie. — I Uważaj na siebie — zawołał za nią, odwracając i oddalając się w przeciwnym kierunku.

| zt



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Boczna ulica [odnośnik]03.09.24 14:31
Yana należała do tych umiarkowanych Ślizgonów, nie uczestniczyła w jaskrawych konfliktach ani w prześladowaniach uczniów gorszej krwi, dlatego mogła nawet nie zapaść szczególnie w pamięć uczniom z innych roczników i domów a oni często nie zapadali w pamięć jej. Lubiła towarzystwo, ale często też lubiła samotność, a Hogwart skrywał tyle tajemnic, że większość czasu wolnego poza zajęciami spędzała na eksplorowaniu zamku. Z tego powodu James zwyczajnie mógł umknąć jej w tłumie, choć rzeczywiście, kiedy wspomniał o quidditchu, przypomniała sobie, że rzeczywiście przypominali zawodników z Gryffindoru, choć przez tych kilka lat wyraźnie wydorośleli. Żadne z nich nie wyglądało już jak nastolatek, a zmiany szczególnie były widocznie u chłopców.
- Ach, to już wiem, dlaczego w pewnym momencie wydał mi się odrobinę znajomy – rzekła; na pewno kilka razy ścigali się po znicza z Marcelem. To dlatego wtedy, kiedy go zobaczyła na początku, wydawało jej się, że mogła go już widzieć, i rzeczywiście, pewnie to stamtąd.
- Tak słyszałam, że z powodu zniszczeń szkoła nie została otwarta. Ale nie wiem, czy planują otwarcie w przyszłym roku – potwierdziła. Nie wiedziała jak duża była skala uszkodzeń w zamku, ale musiała być znaczna; nawet podczas anomalii nie zamknięto szkoły. Ciekawe, jak teraz pobierali nauki uczniowie? Nie wszystkich przecież było stać na prywatnych nauczycieli, tak jak wielkie rody.
Kiedy usłyszała jego historię, zrobiło jej się autentycznie przykro. Sama wiedziała, jak bardzo boli utrata bliskich, straciła połowę najbliższej rodziny. Nikomu tego nie życzyła. Nikt nie powinien musieć przez to przechodzić. W idealnym świecie ludzie powinni żegnać się z życiem dopiero w sędziwym wieku, ale świat nie był idealny.
- Bardzo mi przykro – rzekła, czując się trochę niezręcznie, jak zazwyczaj w podobnych sytuacjach. – Nie mówię, że każdy czarodziej jest dobry, wśród magicznych też na pewno zdarzają się osoby które robią… złe rzeczy. – Zło nie było wyłącznie domeną mugoli, czarodzieje też bywali różni. Gdyby wszyscy byli dobrzy, to nie musiałyby istnieć takie miejsca jak Tower. A jednak istniały. – Mam nadzieję, że ci, którzy zabili twoją rodzinę, poniosą stosowne konsekwencje. – Nie wiedziała, kto mógł to zrobić, bo mimo że ministerstwo próbowało zaprowadzić ład, to na terenie kraju od paru lat działy się rozmaite incydenty. Spirala nienawiści poszła w ruch już dawno, i pewnie nie dało się jej tak łatwo zatrzymać bez względu na to, ile starań poczynią służby. Mugole zabijali czarodziejów, czarodzieje pewnie robili to samo z mugolami. Życie w przyjaźni po prostu nie było pisane mugolom i czarodziejom, od dawien dawna darzyli się wrogością. Tak czy inaczej, Yana nie chciała dalszego rozlewu krwi, chciała jedynie, żeby wreszcie nastał spokój. Żeby nie było kolejnych bezsensownych i przedwczesnych śmierci. Rozumiała jego żal, bo sama zaznała utraty bliskich i wiedziała, że rozżaleni ludzie doświadczający bólu straty mówili różne rzeczy. Przełknęła ślinę i nerwowo poprawiła zbłąkany lok. Ta rozmowa na nowo otworzyła stare rany ich obojga, ale żyli w czasach, kiedy niemal każdy kogoś stracił, nawet jeśli nie z rąk innych ludzi, to za sprawą komety, anomalii lub innych nieszczęść.
Ich świat był silnie zhierarchizowany. Wpajano jej to od dziecka, ucząc, gdzie było jej miejsce w porządku rzeczy. Nie buntowała się wobec tego. W gruncie rzeczy akceptowała swoją pozycję. Nie pogardziłaby co prawda bogactwem i wpływami wielkich rodów, ale jeśli miałoby się to wiązać z życiem w złotej klatce i zredukowaniem wyłącznie do roli klaczy rozpłodowej, to chyba jednak wolała takie życie jakie wiodła. Nie tylko urodzenie determinowało życiowe możliwości, ale również płeć. Kobiety miały pod górkę. Akceptacja tego przychodziła jej zawsze trochę trudniej, zwłaszcza kiedy była młodsza i żałowała, że nie może żyć tak jak jej bracia.
Chciała mu pomóc, ale sama nie miała żadnej władzy w rękach, żadnych narzędzi, by mieć realny wpływ. Nawet na własne życie nie miała pełnego wpływu. Jej autonomia miała swoje granice, wyznaczane przez zasady rodziny, w której się wychowała. Ojciec dawał jej sporo swobody jako najmłodszemu dziecku tak długo, jak długo pamiętała, gdzie leży nieprzekraczalna granica, ale pewnego dnia na pewno wyda ją za mąż, nie będzie mogła tak sobie beztrosko egzystować bez końca. Mogła bawić się, poznawać świat w określonych ramach, mogła babrać się w robieniu talizmanów, biżuterii czy mikstur, ale wciąż pozostawała tylko młodą kobietą zależną od swojego ojca, będącą pod jego pieczą.
- Oczywiście, zapytam ojca lub jakieś koleżanki. Może ktoś rzeczywiście będzie potrzebował specjalisty od koni – odezwała się ostrożnie, wyczuwając w jego słowach zawoalowaną chęć tego, by spłaciła swój dług. W tych czasach nie było bezinteresowności. W świecie Yany też jej nie było, w każdym razie nie wobec obcych, bo rodzina to inna sprawa. W Slytherinie kiedy ktoś komuś pomagał też zawsze liczył na wzajemność, przyswoiła to już w szkole. Sama z tego korzystała, w zamian za pomoc w lekcjach licząc na inne przysługi. Zdawała sobie sprawę, że miała dług, a długi należało prędzej czy później spłacić. Liczyła się z tym, że James pewnego dnia znowu pojawi się w jej życiu, domagając się jakiejś formy wdzięczności, takiej jak wyraził teraz bądź innej. Nie była tak naiwna by wierzyć w bezinteresowność, bo sama też rzadko była bezinteresowna wobec nieznajomych. Po tragedii w Waltham zwiała jak tchórz z płonącego i walącego się lasu, zostawiając w tyle własną kuzynkę, więc tym bardziej postąpiłaby tak z nieznajomym. Ślizgon zawsze najpierw ratował swoją skórę, choć jeśli w grę wchodziła rodzina, sprawy nieco się komplikowały.
Jej ciemne spojrzenie zogniskowało się na nim przez chwilę; podpytanie kogoś ostatecznie nie będzie jej wiele kosztować, mogła to zrobić. Mogła kogoś zapytać, zorientować się, ale wiedziała też, że to nie będzie zależało od niej, czy któraś z tych osób będzie faktycznie zainteresowana. Nie kontynuowała już jednak tematu, uznając go za wyczerpany. Skinęła głową i pożegnała się z nim, przez moment patrząc jak odchodził, a następnie skierowała się prosto do przejścia na Pokątną, gdzie zamierzała załatwić sprawy jakie sprowadziły ją dziś do Londynu, ale w głowie wciąż analizowała to spotkanie.

| zt.
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe

Strona 16 z 16 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16

Boczna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach