Wydarzenia


Ekipa forum
Brick Lane Market
AutorWiadomość
Brick Lane Market [odnośnik]17.07.17 1:39
First topic message reminder :

Brick Lane Market

Targowisko na Brick Lane słynie z tego, że można znaleźć na nim dosłownie wszystko. Mieszczą się tu nie tylko stoiska z antykami lub starymi książkami, ale najróżniejszej maści handlarze i kupcy, którzy nie są dość majętni by posiadać własne sklepy. Brick Lane znana jest jeszcze z innego powodu: przylegające do niej kamienice zamieszkiwane są tłumnie przez rodziny pochodzące z Bangladeszu, które osiadły w Londynie po podziale kraju w 1947 roku. Razem z nimi na Brick Lane zagościły niewielkie budki serwujące curry, z których dania serwowane przez jedne są wyśmienite, a drugie zagrażające żołądkom klientów.
W jednym z zaułków Brick Lane Market znajduje się osłonięty kolorowymi płachtami materiału przybytek, którym zarządza mówiący łamaną angielszczyzną, siwiejący już Bengalczyk. W jego namiocie znaleźć można... magiczne lampy. Istnieje pogłoska, jakoby jedna z nich miała stanowić dom magicznego dżina, który spełnia życzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:13, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brick Lane Market [odnośnik]22.03.20 21:59
Królewicze to przereklamowana i skomplikowana sprawa – wtrąciła spokojnie zaraz po chłopaku – są jeszcze gorsi, niż mówisz, możesz uwierzyć mi na słowo – z wieloma przecież miała do czynienia i wielu widziała, dostrzegając jak patologiczni w swoim zachowaniu bywali, ale szczęściem w nieszczęściu znalazła się w tym momencie życia, w którym się od nich uwolniła. I sugerując mimowolnym wzruszeniem owiniętych płaszczem ramion, że niespecjalnie chce kontynuować ten temat, odczekała swoje.
Twoja praca jednak wydaje się fascynująca – przyznała, unosząc jedną z brwi wyżej – pierwszy raz używam tego środku transportu, ale chyba nie chcę wiedzieć czego świadkiem byłeś – miała wiele skojarzeń; absurdalnych skojarzeń, przez brudne, które w ogóle nie powinny pojawić się w jej głowie, po mroczne, kończąc na tych zupełnie pospolitych, które nie zapisywały się w pamięci na dłużej niż trasę z punktu startowego do punktu kończącego podróż danej osoby. W tym momencie zastanowiła się nawet, którym skojarzeniem będzie ona – czy w ogóle – i wiedziała, że na sam koniec o to zapyta. Jeśli nie zapomni. – Nie obawiasz się agresywnych klientów? – tacy na pewno zapadali w pamięć, a patrząc na to, że w swojej pracy nie spotykała takich nie miała, wydawali się jej najciekawszą grupą.
Jasnowłosa przeniosła wzrok na papierosa; chociaż wiedziała doskonale jaki smak posiadały i wiedziała, że z pewnością to nie był jej wybór, odparła:
Jeśli posiadasz zapas i mnie poczęstujesz – i po krótkiej chwili wysunęła szczupłą rękę w stronę Erniego. Poczęstowała się wyczarowanym znikąd papierosem, odpaliła, już w pierwszym momencie czując gorzkość i moc palonego tytoniu, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, prawda? Nie mogła przewidzieć, że jej papierośnica zaginie gdzieś pomiędzy stosem ścinek materiałów a pojedynczych projektów rozrzuconych po podłodze pracowni. Ani tym bardziej tego, że nałóg okaże się silniejszy i nawet niespecjalna sympatia do męskich papierosów jej nie powstrzyma, gdy sam widok małego zawiniątka był wystarczającą pokusą. Uśmiechnęła się nawet przelotnie, na moment przenosząc spojrzenie na tył autobusu, by wreszcie utkwić błękitne, pogodne tęczówki w towarzyszu.
Opowiedz mi o tych miejscach – rzuciła mu wyzwanie, będąc ciekawa czy podniesie rękawicę i podejmie się zadania; w końcu nie mieli nic lepszego do roboty a ona nie znała Londynu aż tak dobrze, by wyobrazić sobie te interesujące przystanki w podróży – tych ciekawych, które mnie zaskoczą; restauracje i parki się nie liczą, jeśli nie kryją w sobie żadnych tajemnic – dodała, by następnie wyprostować się i przyjąć wygodną pozycję. Tembr głosu Pranga był przyjemny dla ucha, podobnie jak sposób wypowiadania się; barwny i pełnymi zdaniami, które nie męczyły od nadmiaru zbędnych, zatruwających myśli informacji. W istocie towarzystwo na koniec tego piekielnego dnia było całkiem odpowiednie, pożądane, a to odnotowała w głowie jako swoistą nowość w życiu – na ogół przecież unikała ludzi na tyle, na ile mogła.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brick Lane Market - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brick Lane Market [odnośnik]07.04.20 1:21
Mógłby zabarwić głos żartobliwym tonem, wprawić niskie brzmienie w wibracje składające się na beztroskę śmiechu, nonszalancję bytu — rzec, że jeszcze na drodze urokliwego jestestwa nie zdołał spotkać swego księcia, jednak gorycz, jaką znaczył miękki łuk jej ust, odwiódł go od podobnego działania. Czyż nie jest to łaska, a zarazem klątwa jakże okrutna, w błękitnych liniach żył dzierżyć dziedzictwo piękna? Zastanawia się, czy kiedyś ktoś powiedział siedzącej tuż obok czarownicy, tym okruchu urody wymarzonym przez dziewczęta wpatrujące się w gwiazdy rozpaczliwie, ślące prośby do milczącego nieba, że błękit jej oczu przywodzi na myśl pióra modrosójek z gracją układających się w locie, że słońce ośmieliło się zakląć swe promienie między jasnymi kosmykami, a słowa podszyte sarkazmem sprawiają, iż płatki jej nozdrzy mimowolnie się rozszerzają. Czy patrzył ktoś na nią fragmentarycznie, nie jako śliczną całość dla ślicznego bycia, ogólny wzór atrakcyjności przyciągający spojrzenia — czy patrzono na nią, jako ją, z całym bagażem zalet oraz wad zaklętych w półwilej formie? Nie zamierzał pytać, otwierać niedostępnych mu fragmentów duszy, które z perspektywy czasu będą li jedynie pyłem rozczarowań, frustracją wspomnień oraz pomnikiem potępienia dla szczerości. Może właśnie dlatego zwykł odwracać niebieskie tęczówki od tych eterycznych nimf, z którymi z rzadka miał przyjemność się stykać, nie być kolejną szpilką w korowodzie męskich ego liczących na to, że zacisną dłonie na wiotkich nadgarstkach, nie być następną kukiełką omotaną przez czar słów kobiet, które mogły rzucać na kolana persony znacznie istotniejsze dla ich instynktu przetrwania, niźli prostaczków podobnych jemu. A ponadto, Johnatan, jego druh oraz brat z innej matki, nigdy wzorem nie będącym, rzekł niegdyś w zadumie równie głębokiej, co jego upojenie: Erneście Prang, piękno należy doceniać wzrokiem, dotykiem i smakiem, jednak trzeba pamiętać, że piękno to zazwyczaj jest pierdolnięte równo i nie zbliża swoich klejnotów rodowych tam, gdzie tkwi szaleństwo. Nawet jeśli to piekielnie seksowne szaleństwo. Ernie szanował swego wieloletniego przyjaciela, może dlatego nie wypierdolił go na zbity pysk, kiedy to dzień później zarzygał mu tapicerkę i mądrości tej nie zapomniał. Śmieje się wreszcie, szczerze, acz krótko, gdy wstępują iście tanecznym krokiem w temat fascynującej pracy, nieczęsto przychodzi mu to słyszeć.
Kalejdoskop przelotnych spotkań, niewiele znaczących zetknięć spojrzeń, niewyraźny splot barw otaczającego nas świata, poddającego się nieustającemu pędowi. Nie powiedziałbym, by uchodziło to za coś interesującego, ani wartego dłuższych rozważań, chociaż zapewniam, że czasem przydałoby mi się wymazać co po niektóre wspomnienia, ale czy bez nich anegdotki przy alkoholu byłyby takie same? A agresywni pasażerowie, ach, z większością z nich przybijam piątki. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie potrafią się na mnie złościć — odpowiada ze swą typową prostotą, obracając w szczupłych palcach nawykłych do muskania strun gitary, papierosa. Odpala go za zgodą swej towarzyszki, ją samą częstując podobną trucizną, zaciągając się przy tym, tonąc w gryzocie płuc poddających się zgubnemu dymowi. Wypuszcza powietrze powoli, ważąc każde zdanie osiadające na języku.
Może to nie miejsca powinny być ważne, ale atmosfera — odpowiada spokojnie, odchylając się na fotelu w zamyśleniu — Jesteś spięta, zmęczona, codzienność wydaje się ciążyć na twoich barkach, zabieram cię więc do ogrodu magizoologicznego — unosi zaraz palec, na znak, że nie skończył, kącik ust unosi się zawadiacko — I jesteś oburzona, jestem pewien, że jesteś oburzona. Jest przecież tyle możliwości, a z nich wszystkich ja, niepoprawny romantyk oraz głupiec, posyłam cię niczym naiwne dziecko ku tym wszystkim stworzeniom, które latami przebywają na tych wybiegach. Nie cieszą cię barwne ptaki, zagroda nundu wywołuje dreszcze, o bahankach nawet nie chcesz słyszeć przez wzgląd na ich plagę. Zaciągam cię więc siłą na polanę huhapaków, mówię jakiś tekst, który wzbudza tylko wątpliwości, czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą do takich przyjemności. Ale jestem czarujący — gdy to mówi, trzepoce przy tym rzęsami dla podkreślenia efektu — A ty masz zbyt dobre serce, by mówić, że powinienem spadać na drzewo. Odpowiadasz mi zgryźliwością, a potem dostajesz błockiem w twarz. Nie patrz tak na mnie, to totalnie nie moja wina, ale tych stworzeń, no i nie oszukujmy się, nawet w zimie wciąż jest tam niebywale grząsko. Bronie cię dzielnie, kule błota unoszą się w powietrzu i jest tylko gorzej, jednak kiedy wszystko cichnie, ścieram brud z twarzy i mówię, że jeszcze nigdy nie widziałem tak uroczego potwora z bagien. Wtedy uderzasz mnie w ramie, jednak poprawia ci to trochę humor — snuje swą opowieść lekko, wpisując ich w zwodnicze co by było gdyby, z niespodziewaną łatwością — Prowadzę cię na miasto, wyglądasz już olśniewająco, choć wciąż tkwią w tobie resztki oburzenia. Niestety, restauracje są przepełnione, ja jestem biedny, acz pamiętaj, że się staram. Biorę cię do dzielnicy portowej, na najlepszą rybę z frytkami, jaką kiedykolwiek miałaś przyjemność spróbować. Woda wygląda kojąco, wtulone pary korzystają z romantycznej aury, z chłodu zabijającego wszelki smród oraz faktu, że jest nieco zbyt zimno, żeby drobni kieszonkowcy wychodzili na żer. Rzucamy w nich frytki, bo może wyglądają malowniczo, ale wypadają jeszcze lepiej, jak wygłodniałe ptactwo zawzięcie ich atakuje. Uciekamy przed nimi oraz potencjalnymi zaklęciami, ale spokojnie! Jesteś przede mną, w razie, gdyby nie mieli jednak zeza rozbieżnego. W zadośćuczynieniu wkraczamy w zacisze jakiejś kawiarni, małej, przytulnej, ciepłej. Zamawiam gorącą czekoladę, nie mówię nic, nawet jeśli zamówisz dla siebie dwa ciasta, ba! Sam zamówię trzy, byleby ci było z tym lżej. Rozmawiamy, o niczym poważnym, o tym i o tamtym i nagle oddycha ci się jakby łatwiej. Zbliża się niepokojąco późna godzina, odprowadzam cię do domu, nie narzucam się, choć pozwalam sobie odgarnąć jasny kosmyk za twe ucho. Mówię, że było wspaniale, ty, że nawet ujdzie, całuję więc na pożegnanie dłoń, zapewniając, że sekrety oraz tajemnice pojawią się przy następnych spotkaniach — gasi peta o popielniczkę zrobioną z kubka oblepionego brokatem oraz poruszającymi się wzorami, wielce przydatny prezent na jego urodziny, który otrzymał od któregoś z mieszkańców Rudery — No, to jak bardzo skrewiłem? — pyta, czekając na werdykt, za smutne jeden na pięć gwiazdek.


The risk I took was calculatedBut man, I'm so bad at math...

Ernie Prang
Ernie Prang
Zawód : kierowca Błędnego Rycerza, lep na kłopoty, twoje marzenie
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't do the right thing

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nanananana Ernie!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6139-ernest-prang https://www.morsmordre.net/t6223-keto https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6224-skrytka-bankowa-nr-1526 https://www.morsmordre.net/t6225-ernest-prang
Re: Brick Lane Market [odnośnik]16.04.20 21:11
Przeczuwała, że chłopak podejmie wyzwanie, jednak na pierwszy rzut oka nie posądzała go ani o szczególną kreatywność ani o umiejętność tworzenia długich, przyjemnych opowieści, które była sobie w stanie jednocześnie z tym wyobrazić w głowie i poczuć się tak, jakby rzeczywiście była w miejscach, o których mówił. Był przekonujący, a jego wygięte w delikatnym półuśmiechu wargi wzbudzały w niej nie tyle poczucie zaufania, co powodowały, że odczuła małą zmianę w nastroju. Uniosła więc brwi w krótkotrwałym wyrazie zaskoczenia, kiedy zaledwie po chwili Ernie zdawał się odczytać jej myśl, wspominając o poprawie humoru. Paląc leniwie poprawiła się na siedzeniu, niemal ani razu nie odrywając spojrzenia od swojej nieprzewidzianej walentynki. Nienachalnie obserwowała męski profil, szpiczasty nos i wyraźnie zakreśloną linię żuchwy; różowawy, gładki policzek, zdobiony konstelacją drobnych pieprzyków, do których chciała przez ułamek sekundy sięgnąć, i włosy, które zdawały się już dawno nie widzieć grzebienia targane w artystycznym nieładzie. W pierwszej chwili pomyślała nawet, że mogłaby mu taki grzebień przesłać w żartobliwym, dziękczynnym geście za tę opowieść, szybko jednak uznała, że po co z premedytacją miała burzyć coś, co niewątpliwie dodawało chłopakowi uroku?
On mówił, ona słuchała i przyglądała się zaintrygowana męskiej aparycji, i polubiła nawet ten stan rzeczy, zastanawiając się kilkukrotnie nad tym, czy którąś wybrankę serca zabrał na podobną randkę i kierował się teraz po prostu tym, że pomysł okazał się wprost genialny, czy faktycznie improwizował, ale nie zamierzała go wcale o to pytać. Lubiła psuć rzeczy, sytuacje, okoliczności i ludzi, choć nie zawsze i tym razem postanowiła sobie odpuścić, chcąc zachować jak najdłużej tę ulotną chwilę w pamięci. Z każdą następną minutą czuła zresztą jak napięcie opuszcza jej ciało; nie żałowała już decyzji wybrania tego środka transportu. Gdy opowieść dobiegła końca, przechwyciła spojrzenie Erniego i wysiliła się z trudem na utrzymanie obojętnego wyrazu twarzy. Budując napięcie, czarownica chciała jedynie przeciągnąć moment werdyktu, wzbudzić w nim pozorny stres, czy ciekawość, ale szybko sobie darowała milczenie.
Nawet ujdzie... – powtórzyła zaraz za nim – wymaga poprawek – skłamała i uśmiechnąwszy się, wyrzuciła niedopałek po papierosie do popielniczki – nie rozumiem dlaczego chcesz rzucać frytkami w kogoś... lepiej rzucać do buzi i zbierać punkty za trafienia, a resztkami rzucać w zakochane pary – wprowadziła pewną korektę w zaprezentowanym planie, próbując dostrzec wszelkie zmiany malujące się na twarzy Pranga. Nie potrafiła być jednak wobec niego okrutna, choćby próbowała.
Żartowałam – westchnęła i przeczesując splątane blond kosmyki palcami, pozwoliła włosom opaść miękko na ramiona. – Byłabym zadowolona z takiej randki. Naprawdę, Walentynko – dodała, ostatnie słowa wypowiadając ze stosowną delikatnością. Nie wiedziała nawet jak miał na imię a już pozwoliła mu na zbudowanie tak poufałych okoliczności, ale to właśnie to uznała w tym przypadku za najbardziej intrygujące i najlepsze. Apetyt rósł w miarę jedzenia, nie przepadał za odkrywaniem wszystkich dań od razu. – Jednak znam alternatywną wersję twojej historii – skwitowała uprzejmie, pozwalając, by chwila ciszy przerywana pochrapywaniem z tyłu autobusu zawisła pomiędzy nimi.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brick Lane Market - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brick Lane Market [odnośnik]28.08.20 13:32
| 10.08
Stała w jednej z bram, mrużąc lekko oczy przed promieniami popołudniowego słońca, odbijającego się z setek kałuż i lśniącego w szybach okien,  w końcu spłukanych z kurzu wzniesionego niedawno przez palone miasto. Rzęsisty, letni deszcz, który padał cały ranek, dogasał już mżawką, a część wody już zaczynała unosić się znad podziurawionego bruku szarawą mgiełką, zamieniając choć na moment brudną, londyńską uliczkę prowadzącą ku handlowej części Brick Lane. Deirdre widziała z tego miejsca markizy oraz płócienne namioty napęczniałe od ulewy – było ich mniej niż kiedyś, gdy w tym miejscu sprzedawali również mugole, ale taka zmiana tylko cieszyła. Musiała upewnić się, że plugawa zaraza nie powróciła a ta część Londynu znów jest czysta i gotowa do rozkwitu przy pomocy zaklęć oraz pracowitości godnych obywateli; gospodarcze zachwianie spowodowane wojną nie pozostało bez wpływu na świat czarodziejów, a im więcej biznesów się otworzy, tym lepiej dla umacniającego się, magicznego społeczeństwa. Kontrola zaułków wokół Brick Lane Market mogła nieść ze sobą wiele wyzwań, dlatego Mericourt nie zamierzała skontrolować tego terenu samotnie. Odpowiednio wcześniej przesłała sowy do Sigrun i Zachary’ego, wiedząc, że ci nie odmówią wykonania obowiązku. Będącego właściwie przyjemnością, bo czyż zadbanie o to, by ich stolica stała się wolna od brudu i terrorystów nie było doskonałym planem na spędzenie wczesnego popołudnia?
Jak zwykle zjawiła się na miejscu wcześniej, ze spokojem kociej rzeźby oczekując w półcieniu bramy. Nie tliła papierosa, nie wspierała barkiem ceglanej ściany, stała wyprostowana z dłońmi zaplecionymi na podołku czarnej sukni, z odsłoniętą twarzą i rozpuszczonymi włosami przerzuconymi przez jedno ramię. Obserwowała czujnie rozpościerający się kilkanaście metrów dalej teren bazaru. Sklepikarze nie przestali pracować, rozpościerając nad stoiskami zaklęcia chroniące przed kapryśną pogodą – przynajmniej wobec nich nie było żadnych wątpliwości, Deirdre uzyskała jednak przydatne informacje o pewnym sprzedawcy mebli, który podobno ukrywał gdzieś w tylnym magazynie swoich mugolskich krewnych. Głupiec; sądził, że byli aż tak naiwni, by szukać brudu tylko w opuszczonych budynkach na obrzeżach lub podziemnych, prowizorycznych kryjówkach? Najciemniej bywało pod latarnią – a więc i w tak tłocznym miejscu, gdzie na poustawianych kramach można było znaleźć dosłownie wszystko. Łamiących prawo mugoli i zawodzących oczekiwania czarodziejów – niezasługujących na to miano - także.
Gdy tylko Deirdre zauważyła zbliżających się współtowarzyszy, przesunęła na nich spojrzenie, już przychylniejsze, wsparte nawet lekkim uśmiechem zadowolenia. Było to oznaką sporej sympatii.
- Podobno znajdziemy tutaj sprzedawcę mebli, półkrwi mężczyznę, który z pełną świadomością ukrywa gdzieś na zapleczach lub w zaułkach swoją brudną rodzinę – poinformowała pomijając powitalne uprzejmości, nie znajdowali się przecież na salonach, a mieli do wykonania ważne zadanie. – Bądźmy jednak uważni na wszystkie podejrzane zachowania, kto wie, na co możemy się natknąć. Ci szaleńcy i terroryści są nieprzewidywalni – skrzywiła się odrobinę z wyraźną odrazą w spojrzeniu, poprawiając rękaw eleganckiej sukni, zdecydowanie zbyt grubej jak na letni dzień. Nie musieli przechadzać się po Londynie po zmroku czy kryć się za murami; to oni, Rycerze Walpurgii, byli u władzy, z którą nie zamierzali się kryć. - Dobrze widzieć miasto w takim stanie – dodała, gdy już weszli pomiędzy zasypane wspaniałościami stoiska, istny róg obfitości, udowadniający, że nowe rządy Malfoya zmieniały Londyn na lepsze. To nic, że zaledwie przecznicę dalej ciągle straszyły zniszczone pożarem domy, a wiele budynków stało pustych; perfekcja potrzebowała czasu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Brick Lane Market [odnośnik]04.09.20 19:07
Dostrzegła wyprostowaną, niemal nieruchomą sylwetkę Deirdre w półcieniu bramy, prowadzącej do Brick Lane Market. Przypominała posąg wykuty z kamienia, jak bardzo często zresztą, mimo że ruchom nie brakowało kociej gracji. Obcując z tą kobietą Sigrun zastanawiała się czasem jak to możliwe, aby sprawiać wrażenie kogoś aż tak wypranego z jakichkolwiek emocji, nawet nie zimnego, a pozbawionego temperatury, nie do przejrzenia.
Stukot niskich obcasów, które miała na nogach, oznajmił jej przebycie - zbliżała się do umówionego miejsca spotkania energicznym krokiem, śpieszno jej było, o mało się nie spóźniła. Jeszcze godzinę wcześniej śledziła podejrzanego o likantropię czarodzieja na drugim końcu kraju, straciła poczucie czasu, a zorientowawszy się jak już późno natychmiast teleportowała na się na obrzeża Londynu - resztę drogi pokonała zaś pod niematerialną postacią mgły. W czarodziejskiej szacie, składającej się z materiałowych, wygodnych spodni i ciemnej koszuli z ozdobnymi, szerszymi rękawami, stanęła obok Deirdre, odwzajemniając lekki uśmiech i wyciągając z kieszeni różdżkę. Pogładziła z czułością cisowe drewno, słuchając słów Mericourt. Wychodziło zatem na to, że wezwanie nie będzie jedynie wypełnieniem obowiązku wobec Czarnego Pana - a czystą przyjemnością.
- Głupiec - zaśmiała się kpiąco, z pogardą, jakby nie dowierzała, że wciąż komuś wydawać się może, że uda mu się ich oszukać, ukryć szlam i brud, że ich nie znajdą. Gdyby tylko miał choćby kroplę oleju w głowie, to wywiózłby swoją brudną rodzinę na drugi koniec kraju, jeśli chciał ich chronić. Dziś poniesie karę za mieszanie się ze szlamem i własną głupotę. - Sprawdzimy, czy miał tyle talentu, co odwagi, by się zabezpieczyć - stwierdziła łowczyni. Gdy dotrą na miejsce, to zaklęcie Carpiene rozwiąże tę tajemnicę.
Pewnym krokiem ruszyła przed siebie, podążając obok Deirdre, w labirynt uliczek Brick Lane Market. Stoiska na targowisku rzeczywiście zachwycały swoją obfitością. Mawiali, że można znaleźć tu wszystko, czego tylko czarodziejowi było potrzeba. Właśnie, to ważne - czarodziejowi. Zdrajcy krwi i szlamy na to miano nie zasługiwały, nie powinny mieć tu więc wstępu, Sigrun uznawała to za oczywiste i wierzyła, że jej towarzysze zdanie to w pełni podzielają.
- W istocie - zgodziła się z Deirdre. - Choć wciąż Londyn nawiedzają ci głupcy - z Zakonu Feniksa, tego nie musiała dodawać, bo zarówno Śmierciożerczyni, jak i lord Shafiq zapewne doskonale zdawali sobie z tego sprawę. - Ale to kwestia czasu - dodała z satysfakcją. Nadejdzie dzień, kiedy zgniotą ich jak robaka, a zaprowadzony w Londynie nowy porządek rozleje się na całe Wyspy Brytyjskie. - To tu? - spytała cicho Deirdre, kiedy przystanęli przed, jak się wydawało, opustoszałym sklepem. Uzyskawszy potwierdzenie machnęła krótko różdżką, szepcząc: - Carpiene.
O tej porze sklep pozostawał już zamknięty, jeśli zaś jego właściciel naprawdę ukrywał swoją brudną rodzinę na zapleczu, bądź w okolicach, to mógł każdego dnia, po zamknięciu, odnawiać zaklęcia ochronne - wolała to sprawdzić. Nie wierzyła, aby był zdolny nałożyć taką pułapkę, z której ona i Deirdre nie zdołałyby się wydostać, lecz byłoby szkoda, gdyby czary go zaalarmowały i zdążył uciec.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Brick Lane Market [odnośnik]09.09.20 22:05
Choć przemierzał w ten sposób Londyn przez ostatnie miesiące, wciąż odnosił wrażenie, iż odkrywał to miasto na nowo. Oczyszczone z wszędobylskiej obecności mugoli stał się znacznie czystsze mimo tego, że znaczną część brytyjskiej stolicy stanowił gruz wywołany niedawnymi wydarzeniami. Z tego względu starał się wybierać spokojniejsze, znacznie lepiej zabezpieczone dzielnice, osiedla oraz poszczególne ulice miasta, wytyczając sobie nową ścieżkę, którą podążał z dumnie uniesionym czołem. Nie istniało przecież żadne zagrożenie, które mogłoby dotknąć kogoś takiego jak Zachary, czyż nie? Potwierdzenia poszukiwał jedynie we własnym umyśle, w trakcie każdej wędrówki sprzyjającej utrzymaniu należytej kondycji jak i jej poprawy, asekuracyjnie sięgając pod połę przewiewnej marynarki – zamówionej w Kairze specjalnie na tego rodzaju ciepło – w poszukiwaniu rączki akacjowej różdżki. Ledwie muśnięcie palcami rzeźbionego drewna wystarczało, by nie utracił dotychczasowej pewności siebie i tego, z czym się mierzył, nawet kiedy przekraczał co bardziej obskurne zakamarki z konieczności, niestety.
Samo Brick Lane oraz skupisko stoisk i targowisk przypominało Zachary'emu jedne z wielu tych, które odwiedził jako dorastający szajch Egiptu. Nie tak tłumne i nie tak barwne, ale podobne, przywołujące wspomnienia nawołujące do zachowania wzmożonego bezpieczeństwa. Nigdy nie dało się przewidzieć, kiedy przypadkowe szturchnięcie przechodnia odchodzącego do straganu zostanie sprzężone z utratą sakiewki pełnej galeonów. Wierzył, że po oczyszczeniu miasta proceder ten nie będzie miał miejsca – była to jednak zaledwie jedna kwestia mniej, o którą powinni się martwić. Obecność szpiegów, podglądaczy i buntowników powiązanych z Zakonem Feniksa traktował jako wyraźną oczywistość, choć żadnego podejrzanego zachowania nie spostrzegł w momencie przekraczania granic samej ulicy czy targowiska.
Znalazłszy się w umówionej bramie – trafił pod nią nieco okrężną drogą wokół – uprzejmie skinął obu kobietom w ramach nikłego przywitania. Nawet namiastka uśmiechu nie zagościła na jego twarzy mimo sympatii, którą dzielił wspólnie z organizatorką przedsięwzięcia. Druga czarownica wciąż wydawała mu się zbyt obca, by podjął się nawiązania czegokolwiek poza kontaktami wewnątrz Rycerzy Walpurgii. Nie uważał, żeby w jakikolwiek sposób czynił źle bądź niepoprawnie. Zachowanie dystansu leżało w jego gestii wystarczająco naturalnie jak na kogoś, kto we własnym mniemaniu niezwykle szybko zacieśniał więzy z niektórymi ludźmi.
Skinął głową w ramach aprobaty do udzielonych słów, po czym ruszył za czarownicami, pozostając ledwie krok z tyłu. Podjąwszy się niemo bycia tylną wartą, pozostawił im przestrzeń do działania, samemu obserwując to, co pozostało z targowiska. Spoglądał obojętnie na ludzi, na mijane stragany oraz ich zawartość. Nie było w nich nic, co skłoniłoby Shafiqa do zatrzymania się i podziwiania oferty. Tkwiło w nim jedynie zainteresowanie wobec sprzedawcy mebli, którego mieli odnaleźć. Przystanął krok za kobietami i odwrócił się do nich plecami, sięgając po różdżkę skrytą w marynarce. Delikatnie chwycił palcami drewno, czując znajome ciepło wypełniające go od wewnątrz, po czym mocniej zacisnął i powoli wyciągnął, nie chcąc pozostać zbyt obcesowym.
Salvio Hexia. — Wypowiedział inkantację półszeptem, ostrożnym tonem. Jednocześnie zaczął kreślić półokrągłą linię od prawa do lewa, by stawianą barierą osłonić ich od obecności. Starał się zachować przy tym minimalną ekspozycję na innych, którzy mogliby ich obserwować. Nie znajdowali się w szczególnie otwartym miejscu, tak przynajmniej uważał, kiedy zaczynał tworzyć barierę przed sobą. — Nikt nie powinien nas niepokoić — odezwał się przez ramię w stronę czarownic, niezmiennie pozostając odwrócony do nich plecami. Wciąż obserwował. Czekał na coś, co mogłoby wymagać natychmiastowej reakcji.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Brick Lane Market [odnośnik]13.09.20 13:28
Ceniła towarzystwo zarówno Sigrun, jak i Zachary'ego. Pamiętała dokładnie wieczór, gdy pełne usta Sigrun dotknęły brzegu zdobionego kielicha wypełnionego Eliksirem Rozpaczy, wznosząc śmiertelny toast - umierała wtedy na jej oczach, z bólu i radości, przeistaczając się w śmierciożerczynię, jedną z najwierniejszych sług Czarnego Pana, najbliższych mu i jednocześnie tych, od których wymagał rzeczy niemal niemożliwych. Posiadanie tak silnej sojuszniczki pozwalało przypuszczać, że ich dzisiejszy patrol zakończy się sukcesem, a wprawna łowczyni wilkołaków wręcz wywęszy łowną zwierzynę, naiwnie sądzącą, że zatłoczony rejon Brick Lane Market będzie świetnym schronieniem.
- Naprawdę, nie pojmuję ich toku rozumowania. Niszczą wszystko, co spotkają na swojej drodze, psują podwaliny sprawiedliwego, czarodziejskiego świata - i próbują uważać to za honorowe - odparła z niedowierzaniem, gdy już we troje znaleźli się bliżej sklepu meblowego. Uśmiechnęła się również lekko do Zachary'ego, doceniając jego zaangażowanie. Był doskonałym, zaufanym uzdrowicielem, lecz nie stronił od angażowania się w sprawy Rycerzy Walpurgii, także te dalekie od medycznych zawiłości.
- Tak, podobno kryją się w piwnicy, w magazynach. Co trzy dni różne osoby, możliwe, że związane z tym śmiesznym Zakonem, donoszą im jedzenie - przytaknęła, kiedy mogli już przyjrzeć się nieco zardzewiałemu szyldowi oraz prawie całkiem opuszczonemu zaułkowi. Mieli idealne warunki do przeprowadzenia inspekcji: żadnych ciekawskich gapiów. Czarodziejskich strażników nie musieli się obawiać, to słudzy Czarnego Pana władali Londynem i mogli robić wszystko, by zapewnić stolicy bezpieczeństwo oraz wolność od wykwitającego gdzieniegdzie brudu. Zachary jednak i tak skutecznie ochronił ich od niechcianego towarzystwa, a inkantacja Sigrun mogła wskazać im bezpieczną drogę do środka, omijając zabezpieczenia. - I jak, przygotowali niespodzianki? - zwróciła się do czarownicy, ciekawa, w jaki sposób próbowano ochronić nieuprawnione wejście do sklepu. Jeśli takowe się tam znajdowały, powinni poradzić sobie z nimi bez większych problemów: a przynajmniej taką miała nadzieję, gotowa do działania. Ceniła taktykę, lecz ostatnio bardziej rozsmakowała się w faktycznym działaniu, w rozlewie krwi winnych i brudnych. - Zobaczmy, z iloma szczurami będziemy mieć do czynienia - zaproponowała, pokonując kilka pierwszych schodków do drzwi; na razie nie przechodziła przez nie, czekając na wskazania Rokwood, ale skierowała różdżkę w stronę wnętrza sklepu. - Homenum Revelio - zainkantowała z powagą, skupiając się na tym, by moc zaklęcia objęła jak największy obszar, wsiąkając nie tylko w niewielki warsztat meblarski na górze, ale i na ukrytą piwnicę lub inny schowek, w którym swój marny żywot prowadziło ukrywające się tu robactwo, gotowe wypełznąć i zabrudzić ich odzyskany, czysty Londyn, z każdym dniem błyszczący coraz piękniejszym blaskiem.



there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Brick Lane Market [odnośnik]04.10.20 22:08
Tamta październikowa noc zapadła w pamięć Sigrun jeszcze mocniej, tak dokładnie, jakby było to zaledwie wczoraj. Nigdy jej zapomni, tego była pewna, tak jak udziału Deirdre w tej niezwykłej ceremonii. Wciąż uznawała za znaczące, że Czarny Pan wybrał właśnie ją - kobietę, czarownicę, aby wskazała drogę kolejnej wiedźmie, mogącą udowodnić, że płeć nie ma znaczenia w staraniach o potęgę. Tsagairt pierwsza to udowodniła, Sigrun zaś podążyła tym śladem i ich los związał się na zawsze, choć od tamtej pory nie miały tak wielu okazji, by działać wspólnie - zyskawszy władzę i wielką moc winne były czuwa nad innymi Rycerzami Walpurgii. Dlatego cieszyła się na tę noc, lipcową i ciepłą, na towarzystwo Deirdre i lorda Shafiq. Przyjemne miało łączyć się z pożytecznym - nauka od silniejszej czarownicy mogła równać się wypełnianiu obowiązków. Nie powiedziałaby tego na głos, lecz ich trio wyglądało interesująco: ciemnowłosa Azjatka, smagły Arab (albo i nie, Sigrun nie orientowała się skąd wywodzi się ród uzdrowiciela, w jej oczach wyglądał jak przybysz z Bliskiego Wschodu) i jasnowłosa Angielka. Widmo śmierci.
- Chodzi o przetrwanie. Zrobią wszystko, aby przetrwać, nieważne za jaką cenę. To instynkt, które ma każde zwierzę. Nawet karaluch. Do nich właściwie można ich porównać... - odpowiedziała na pełne niedowierzania słowa Deirdre. W obawie o własne, nic nie warte życie będą posuwać się do najbardziej desperackich korków, by choć spróbować je ocalić - ale ta walka była skazana na niepowodzenie. Musiała. Nie mieli najmniejszych szans w obliczu potęgi Czarnego Pana i sług, których wokół siebie zgromadził - a jego popleczników przybywało. Chyliły przed nim się głowy szlachetnych rodzin, posłuszny mu był Minister Magii, w społeczeństwie zaś jego osoba budziła słuszny strach i szacunek.
- Właściwie byłoby zabawnie, gdyby odciąć ich od tych dostaw i zamknąć ich tam na cztery spusty, czekać aż pomrą z głodu. Ewentualnie zmusić jednego, żeby zjadł drugiego, nie sądzicie? - powiedziała, a w jej głosie rozbrzmiało rozbawienie własnym pomysłem, kiedy powiodła spojrzeniem po twarzach Mericourt i Shafiqa, szukając w nich podobnego rozbawienia - a może jedynie ona odnajdywała szczerą uciechę w zadawaniu tortur i wykazywała się na tym polu sporą kreatywnością. Niczym artystka.
Zanim jednak przejdą do konkretnych czynów, musieli dokonać odpowiedniego rekonesansu, bo choć uznawała szlam za gatunek niższy, głupszy, nic nie warty, to głupotą byłoby ich w pełni lekceważyć - potrafili nakładać zabezpieczenia, niekiedy nawet wcale nieźle się bronili. Czar pozwolił wykryć Sigrun te ochronne, zabezpieczające budynek. - Przygotowali, lecz nie jest to nic, z czym nie dałabym sobie rady - odpowiedziała Śmierciożerczyni, bez zbędnej zwłoki przechodząc do czynów. Jeszcze raz uniosła różdżkę i skupiła się na czarach przełamujących zabezpieczenia. Nie były szczególnie silne, czy niebezpieczne dla ich zdrowia, lecz mogły dać szlamom czas na ucieczkę - a tego nie chcieli.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Brick Lane Market [odnośnik]04.11.20 22:32
Od samego początku nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że stanowili wyjątkowo osobliwe towarzystwo dumnie stąpające ulicami Londynu. Miasta, które należało do nich, które osobiście raczyli swoją obecnością, oczyszczali z zalegającego brudu. Porządki musiały nieustannie trwać, niezmiennie podążać naprzód – każdy, nawet najbardziej zapchlony kąt, winien być odkurzony. Choć zadanie to wyglądało na sprzątanie, od którego winni trzymać się z dala, to Zachary żył w przeświadczeniu, iż to w ich, Rycerzy, obowiązku leżało niesienie przykładu, za którym inni mieli podążać.
Cicho zaśmiał się pod nosem na porównanie do karaluchów. Ledwie słyszalne prychnięcie będące czystym wyznacznikiem pogardy, jaką odczuwał w tym momencie do zbrodniarzy ukrywających się przed sprawiedliwością, łamiąc jedno prawo za drugim. Nie mógł oprzeć się przy tym dziwnemu wrażeniu, iż skłonność tego rodzaju miała coś wspólnego z europejską kulturą. Nie przypominał sobie niczego z historii rodzinnego kraju, co byłoby wykreowane w podobny sposób, nawet wtedy, gdy mugolscy Anglicy zaczęli angażować się i podsycać konflikty w Egipcie. Jemu, jego rodzinie oraz kilku innym, zapanowanie nad chaosem przyszło z trudem, podobno. Nie angażował się jednak w rodową politykę zanadto, by znać szczegóły wszystkich działań z przeszłości. Mając na barkach honor Shafiqów w Wielkiej Brytanii, przyjął za własny obowiązek dopilnowanie, by nikt nie zapomniał, z kim stykali się wszyscy ci, którzy odnajdywali do niego drogę.
Z pewnością — przytaknął Rookwood krótko, ponownie zamykając się w zakamarkach własnego umysłu. Od razu podjął rozważania nad zaproponowanym rozwiązaniem, zastanawiając się, ile czasu potrzebowali, by paść z wycieńczenia i nie ulec pokusie kanibalizmu. Doświadczenie, którego nie chciał przeżyć, lecz z całą pewnością miał w sobie intelektualną pokusę, by takowe kiedyś zaobserwować mimo namiastki lekceważenia, jaką traktował tych, którzy sięgali po specjalizację z magipsychiatrii. Samemu mając w tej dziedzinie pojęcie co najwyżej średnie, nie potrafił odnaleźć przyjemności w doszukiwaniu się i diagnozowaniu chorób nękających umysł. Zjawisko to uważał za coś, co nigdy nie przyszłoby mu do głowy, lecz teraz stało się ciekawym rozwiązaniem, podjęciem próby odnalezienia powodu innego niż honor, dla którego ukrywający się robili to, co robili. W reakcji na własne myśli jedynie obrócił w palcach akacjowe drewno, oczekując na rychłe rozpoczęcie spektaklu.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Brick Lane Market [odnośnik]06.11.20 12:27
Powstrzymała pełne obrzydzenia drgnięcie: nienawidziła robactwa, niezależnie, czy chodziło dosłownie o brudne insekty czy równie ohydny szlam, kryjący się gdzieś pod ziemią, oślizgły i czujny, czekający tylko na moment łagodności, by znów wychynąć na powierzchnię. Nie mogli na to pozwolić, musieli ochronić czarodziejskie społeczeństwo i na dobre wyniszczyć tocząca je, podstępną chorobę. Wszelkimi dostępnymi środkami. Skutecznymi, to podstawowe założenie, lecz Deirdre nie byłaby sobą, gdyby nie czerpała radości z serwowania mugolom oraz zdrajcom krwi wykwintnych tortur. Zasłużyli na to. Na wszystko, co najgorsze, na wieczne cierpienia, wydłużoną w nieskończoność agonię; na obserwowanie śmierci własnych dzieci, kanibalizm i każde niewyobrażalne dla normalnych ludzi tortury. To przecież Zakon Feniksa razem ze swymi oszalałymi poplecznikami organizował zamachy terrorystyczne, mordując bez mrugnięcia okiem cywili, przy okazji niszcząc narodową spuściznę.
- Zbyt wiele jest takich ukrytych siedlisk. Kontrola nad nimi odebrałaby wszelką przyjemność z obserwowania, jak sprawiedliwości staje się zadość - skomentowała z lekkim westchnieniem propozycję Sigrun. Kuszącą, bardzo, lecz opanowana Deirdre patrzyła na stojące przed nimi zadanie z chłodną logiką. Tak można było pobawić się w kameralnej atmosferze, w dniu wolnym, a dzisiaj znajdowali się wszak na służbie, zmotywowani, by sprzątnąć brud zalegający w magazynie na tyłach Brick Lane Market. - Ubolewam, ale dzisiejsze popołudnie upłynie nam pod znakiem brudnej roboty, a nie rozkosznego spektaklu - powiedziała tylko z żalem, przesuwając spojrzenie z skupionego Zachary'ego na Sigrun, która kilkoma sprawnymi ruchami różdżki zdołała oczyścić im przejście dalej. Ku drzwiom, za którymi...kryła się szóstka osób. Pięć sylwetek dorosłych, dwie: kilkulatków bądź karłów, ale Mericourt była pewna, że ma do czynienia po prostu z rodziną, zaś jeden rozbłysk wyglądał na zaledwie niewielką gwiazdkę. Niemowlę. Wspaniale, trafili tam, gdzie powinni. - Magicus extremos - Deirdre skupiła się na własnej magii, na zitanowej różdżce, podniesionej już w pogotowiu, lecz jeszcze nie skierowanej na przeciwników. Chciała najpierw wzmocnić Shafiqa i Rokwood, dodać im sił, by eksterminacja przestępców i uciekinierów poszła gładko, bez większych problemów. Powtórzyła inkantację dwukrotnie, ale nic się nie zadziało; zacisnęła usta w wąską linię, powoli wypuszczając powietrze. - Dobrze, to do dzieła. Piątka dorosłych, pewnie część z nich to mugole, ale tego nie wiemy na pewno. Troje dzieci. Nikt nie może wyjść żywy - dorzuciła jeszcze konkretnie, po czym śmiało ruszyła do przodu, do drzwi, chcąc je otworzyć i wejść do środka, od razu atakując znajdujących się tam zbrodniarzy.


rzuty nieudane, ech


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Brick Lane Market [odnośnik]08.11.20 15:51
Porównywanie szlamu do robactwa było oczywiste. Sigrun zawsze postrzegała niemagicznych jako coś gorszego, brudnego, obrzydliwego. Już za młodu wsączono w nią czystą nienawiść do nich, wpojono do głowy, że nie są równi czarodziejom i nigdy nie będą, że są czymś gorszym od karalucha. Karaluch to insekt, przenoszący choroby i siejący spustoszenie w kuchni, mugol zaś to brudny robal, który myśli, że panuje nad światem. To porównanie jedynie pogłębiało nienawiść i obrzydzenie. Zarówno jej, jak i rozmówcom, choć akurat dziś to było dość niepotrzebne - Deirdre i Zachary podzielali poglądy Rookwood w pełni. Inaczej by ich tu nie było.
- Londyn jest wielki. Dotąd w lwiej części niemagiczny, ale to się niebawem zmieni... - mruknęła w odpowiedzi. Owszem, takich siedlisk karaluchów jak to, do którego przybyli dzisiaj było wiele, stanowczo zbyt wiele, lecz właściwie nie powinni się temu dziwić. Londyn, jako stolica Wielkiej Brytanii, zajmował ogromną powierzchnię i dotychczas większość jego mieszkańców stanowili brudni mugole - niestety. Czarodzieje nie mieli tu wiele miejsc dla siebie, a najważniejszą częścią na magicznej mapie była ulica Pokątna. Najwyższa pora, aby to zmienić. Czarodziejskie społeczeństwo zasługiwało na więcej, niż kilka kątów w wielkiej metropolii, życie w cieniu szlamu.
Wynajdywanie kryjówek szlam i zdrajców, rebeliantów traktowała jak swój obowiązek jako Śmierciożerczyni, lecz obowiązek ten był zarazem przyjemnością. Sigrun nawet nie starała się ukrywać jak wiele satysfakcji przynosi jej pozbwanie się tego brudu. Czuła się trochę tak jakby była na służbie jako łowczyni wilkołaków - tyle, że zamiast na plugawych mieszańców polowała na szlam.
- Magicus extremos - wyrzekła krótko po Deirdre, gdy ta zdecydowała się ich wzmocnić. Była potężną czarownicą, nie zaszkodzi jednak, aby i ona poczuła wsparcie. Czar Sigrun zadziałał i dwójka jej towarzyszy mogła poczuć jak magiczna moc rozlewa się po ich ciele ciepłą falą.
- Niech krzyczą - powiedziała, a w głosie wiedźmy rozbrzmiało podniecenie, gdy Deirdre zachęciła ich do wejścia. Dwa razy tego nie musiała powtarzać. Rookwood aż się paliła do tego, aby tam wpaść i zacząć ciskać w mugoli paskudnymi klątwami. Palce zaciśnięte na cisowym drewnie aż świerzbiły. Ile lat miała trójka wspomnianych dzieci? Może nimi powinni zająć się na początku, a dorosłym kazaliby patrzeć? To mogłoby być w pewnym sensie nawet boleśniejsze od zaklęcia Cruciatus. Sigrun uśmiechnęła się jadowicie, ruszając do przodu, przejście było już czyste.


udany rzut, +19 dla Deirdre i Zacharego


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Brick Lane Market [odnośnik]11.11.20 21:07
W pewnym momencie tej przejściowej konwersacji na twarzy Zachary'ego także pojawił się grymas; mimo całego zaangażowania w sprawy własnego umysłu, śledził tok poruszanej konwersacji. Reagował, wprawdzie niezbyt szczegółowo, dostosowywał się do panującego klimatu i powoli parł naprzód, w dość oczywisty sposób przyjmując rolę wsparcia przed dwiema Śmierciożerczyniami, nie tylko – jako dżentelmen – ustępując im pierwszeństwa, ale też zajmując należyte miejsce w hierarchii Rycerzy Walpurgii. Nigdy nie stawiał rozważań w tym kierunku, od kiedy przynależał do ich grona oraz działał we wspólnej sprawie. Całym swym uzdrowicielskim doświadczeniem zdawał sobie sprawę z tego, iż lordowski czy tytuła szejka nie odpowiadał zasługom ani działaniom podjętym w osiągnięciu celu, i nawet nie próbował wynieść siebie przed szereg pustymi słowami. Wiedział, że jego własne kroki zostaną docenione w odpowiednim czasie.
Wielka strata nie móc obdarzać pospólstwa spojrzeniem, na które zasługują — wtrącił lekko do rozmowy. — Pora nadrobić braki. — Dodał jeszcze, cicho, praktycznie do samego siebie, w myślach czyniąc krótki rachunek tego, w jakim stanie był Londyn po przeprowadzeniu kwietniowego oczyszczenia. Raptem kilka miesięcy wystarczyło, aby zmiany zostały poprawnie przyjęte przez większość, nie licząc niezawodnego Zakonu oraz garstki motłochu opierającego się jedynemu słusznemu porządkowi. To jednak nie stanowiło większego zmartwienia, bowiem fala działań nieustannie przetaczała się przez granice miasta należącego wreszcie w pełni do prawdziwych czarodziejów. Wiedział, że proces ten będzie jeszcze trwać długi czas, nim zapanuje stosowny porządek, lecz z czasem każde przejście oczyszczającego patrolu przez Londyn okaże się prostsze, łatwiejsze i znacznie przyjemniejsze w finalnym odczuciu – co do tego nie miał absolutnie żadnych wątpliwości.
W milczeniu skinął głową. Krótko przyjął do wiadomości liczebność oraz obecność dzieci. Samo ich wspomnienie nie wywołało w Zacharym szczególnych emocji. Świadomość, że musiały zetknąć się z brutalnością oraz okrucieństwem innych ludzi, w żaden sposób nie wpływała na niego negatywnie. Sam, jako dziecko, był świadkiem wystarczająco wielu momentów w Kairze, gdzie publicznie karano za znacznie poważniejsze przewinienia. Z resztą zabierano go tam dokładnie w tym celu; by poznał smak bólu i cierpienia, by uodpornił się na emocje wystarczająco wcześnie, mogąc dumnie nieść ciężar obowiązków oraz jarzmo prawdziwego uzdrowiciela. Dziś, w obecności czarownic, nie mogło zmienić się nic – miało być tak jak zwykle: chłodno i z profesjonalnym podejściem.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Brick Lane Market [odnośnik]25.11.20 14:14
tu toczył się pojedynek

Gdy inkantacje ostatnich, morderczych zaklęć przestały odbijać się echem po zatęchłej piwnicy, Deirdre wzięła głęboki, nieco ochrypły oddech. Cóż, egzekucja nie poszła tak gładko, jak przypuszczała, lecz z drugiej strony we trójkę imponująco szybko pokonali stojące na ich drodze niedogodności w postaci obłąkanych obrońców szlamu. Otrzymali to, na co zasłużyli: leżeli teraz w kałużach własnej krwi, poranieni, złamani, zdeformowani potężnymi klątwami, a życie bezpowrotnie opuściło bezwładne, szybko sztywniejące już ciała. Zalegały na środku niewielkiego magazynku ukrytego pod ziemią. Dopiero teraz, po zażegnaniu najpilniejszego zagrożenia dla powodzenia akcji, Deirdre była w stanie dokładniej rozejrzeć się po zakurzonym wnętrzu. Zdecydowanie do niedawna naprawdę znajdował tu się magazyn, wszędzie walały się kufry, kartony oraz regały. Część mebli uprzątnięto na bok, by stworzyć prowizoryczną kryjówkę dla…mugolskiej rodziny. Szlamy zalęgły tu się jak szczury, cichutko skryte pod podłogą czarodziejskiego świata, wspomagane przez zdrajców magii. Bronili swoich gryzoni zaciekle, do ostatniego oddechu, widocznie ideologia równości, forsowana przez Harolda Longbottoma, zupełnie pomieszała im w głowach, skoro ponad czarodziejską brać przekładali te słabe, szkodliwe stworzenia, tłoczące się teraz pod przeciwległą do wyjścia ścianą. Pulchna kobieta o rudych – oczywiście, że rudych; czyżby wyczuwała w powietrzu ostry zapach glonów? – włosach przyciskała do piersi brudne, kwilące zawiniątko. Za poły jej poszarpanej różowej sukienki trzymała dwójka umorusanych dzieci; mogły mieć maksymalnie osiem lat. Tuż przed całą grupką, widocznie kierowany przypływem samobójczego, żałosnego heroizmu, stał łysiejący mężczyzna w średnim wieku. Zielony na twarzy, z trudem powstrzymujący mdłości na widok trzech rozwleczonych na środku pokoju zwłok, ale mimo to próbujący własnym ciałem ochronić rodzinę. Kolana drżały, z oczu ciekły łzy, ale usta pozostawały zacięte, nie pozwalając wyrwać się z nich ani błagalnemu piskowi ani ostrym wyzwiskom.
- Uroczy obrazek. Prawie wzruszyłam się tym bohaterstwem – westchnęła Deirdre, ocierając rękawem krew dalej cieknącą z nosa wąskim strumieniem. Czarna magia kosztowała ją trochę sił, ale panowała nad dyskomfortem i słabością, obecnie zupełnie spokojna o finał tego konkretnego patrolu. Pokonali czarodziejów, przed nimi stała zaś tylko grupka wystraszonego robactwa, które należało zmieść z powierzchni ziemi. – Chcecie się pobawić czy po prostu szybko zadbamy o czystość tego rejonu? – spytała swobodnym tonem swych towarzyszy, przesuwając spojrzeniem po Sigrun i Zachary’m. Oczy jasnowłosej czarownicy lśniły szaleńczym głodem, triumfem, rozbawieniem; toksyczną mieszanką charakteryzującą uwielbiającą polowania kobietę. Nie przepuszczała okazji do widowiskowego wymierzenia sprawiedliwości – i Deirdre całkowicie to rozumiała. Kontrolnie zerknęła jeszcze na Shafiqa, który wykazał się rozsądkiem i taktycznym podejściem do zastanej sytuacji. Obydwoje wydawali się niewzruszeni, a ewentualne reperkusje otrzymanych zaklęć nie powstrzymywały ich od dalszych działań. – Czy to byli jedyni czarodzieje, którzy wam pomagali? Kto was tutaj sprowadził? Kto ukrył? – powróciła całą uwagą do stłoczonych pod ścianą ludzi, koncentrując wzrok nie na rozdygotanym mężczyźnie, który wydawał się całkiem skupiony na tym, żeby nie zwymiotować, a na kobiecie. Należało uderzyć w najsilniejszy z instynktów: macierzyński. – Jeśli skłamiesz, oberwiemy żywcem twoją córkę ze skóry. Jeśli powiesz prawdę – ty, oczywiście, zginiesz, ale pozwolę jej przeżyć – mówiła spokojnie, tonem tak łagodnym i godnym zaufania, jak tylko potrafiła. Nie mogłaby kłamać, że puszczą ich wolno, to nie miało sensu w otoczeniu martwych ciał, ale już zagwarantowanie dziecku – jednemu, może każą im później wybierać? – drogi ucieczki było sensowną ceną za wyjawienie personaliów tych, którzy ukryli tu szlamią rodzinkę. Deirdre zrobiła krok do przodu, po czym porozumiewawczo zerknęła na Sigrun i Zachary’ego: mieli wolną rękę i spore pole do popisu; nalezało odebrać dzieci rodzicom, usunąć pożal się Merlinie herosa, a potem dokonać skutecznej egzekucji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Brick Lane Market [odnośnik]05.12.20 17:00
Po wprawnym rzuceniu Carpiene, które wykryło nałożone zabezpieczenia na budynek, Sigrun spodziewała się, że ten wieczór tak może się potoczyć, że w środku znajdą szlamy z różdżkami (posiadanymi bezprawnie, nikt nigdy nie powinien im ich przecież sprzedać), próbujące stawiać opór. Czarów ochronnych też nie potrafił rzucić pierwszy lepszy czarodziej. Porażki, rzecz jasna, nie przewidywała, ktokolwiek tam był, nie miał szans z dwójką Śmierciożerców i utalentowanym czarnoksiężnikiem szlachetnej krwi, lecz nie poszło jak z płatka. Sigrun zauważyła kątem oka, że Deirdre krwawi, lekko ucierpiał również Shafiq, nie było to jednak nic co mogłoby zagrozić ich zdrowiu. Dadzą sobie radę, dlatego nawet tego nie skomentowała. Tacy ludzie jak oni nie cierpieli okazywać słabości, a komentowanie ich budziło raczej złość, niż wdzięczność. Przynajmniej w przypadku jej samej.
Trójka czarodziejów, z którymi przyszło im się zmierzyć, leżała teraz na podłodze w kałużach własnej krwi, zdeformowani i zapewne wdzięczni, że już nie cierpią. Trochę szkoda. Nie miałaby nic przeciwko, by zabawić się z nimi trochę dłużej i z łatwością można było to dostrzec na jej twarzy, kiedy Deirdre pytała, czy załatwią to szybko.
- Noc jest długa, mamy wiele czasu, mnie się nigdzie nie śpieszy - odpowiedziała wiedźma, uśmiechając się przy tym drapieżne - dlaczego mieliby odmówić sobie tej przyjemności? Połączyć miłego z pożytecznym?
Niemowlę zaczęło płakać w ramionach matki, mugol ledwie powstrzymywał wymioty, dwójka dzieci kryła się za spódnica mugolki, obejmując się wzajemnie. Rookwood przyglądała im się z ciekawością - niczym drapieżnik, kiedy szacuje którą ofiarę wybrać. Uśmiechała się przy tym niepokojąco, nieprzyjemnie, podczas kiedy Deirdre przemawiała tonem tak łagodnym i ciepłym, ze trudno było dać wiarę w to co miało miejsce jeszcze przed chwilą i w to co właściwie mówiła. Pozwoli córce przeżyć? Na to kłamstwo uśmiechnęła się jedynie kącikiem ust, lecz nie wtrącała się w próbę wyciągnięcia informacji. Zaczną gadać prędzej, czy później.
Gdy Mericourt skinęła im głową, dając znak, że to najwyższa pora by wypełnić swoje obowiązki, Sigrun nieśpiesznie, niemal leniwie ruszyła do przodu, obracając w palcach różdżkę, po czym wymierzyła ją w kobietę trzymającą niemowlę. Servio, pomyślała, a gdy tylko promień zaklęcia trafił ją w pierś powiedziała spokojnie: - Oddaj - i wyciągnęła ręce po niemowlę. Odebrała od niej dziecko, a kiedy tylko to zrobiła, mugolka zaczęła płakać i błagać, by nie robiła jej krzywdy. Sigrun zaś, nic sobie nie robiąc z jej łez, przechadzała się po piwnicy, niby czule kołysząc niemowlę w ramionach.
- Moja przyjaciółka zadała ci pytanie. Chyba nie chcesz, żeby to maleństwo spotkało coś złego? - spytała rozbawiona, przystawiając koniec różdżki do główki niemowlęcia.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Brick Lane Market [odnośnik]07.12.20 22:03
Nie stawiał przed sobą pytania, czy pojedynek miał przebiec w dokładnie ten sposób. Przekraczając próg piwnicy nie było w Zacharym absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, iż zdrajców spotka jedyna, słuszna kara: śmierć; a jego zadaniem tym razem nie stało się ratowaniem przed nią. Chłód emocji mimo wszystko zachwiał się, kiedy razem ze Śmierciożerczyniami znalazł się w piwnicy, różdżką mierząc bez wahania w jednego z czarodziejów. Wiedząc, że nie posiadał odpowiednich umiejętności w zaklęciach czyniących bezpośrednią krzywdę, podjął się prób unieszkodliwienia wybranego przeciwnika. Uparcie trzymał się kilku obranych inkantacji, pragnąc posłać go na deski pomieszczenia, splątać w strachu i pokazać należne mu miejsce. Choć kilkukrotnie zdołał tego dokonać, mężczyzna był wyjątkowo uparty. Nie mógł jednak w nieskończoność bawić się z nim. Konsekwencje tego odczuł wraz z pierwszym zaklęciem, które dotknęło uzdrowiciela, wytrącając go z równowagi. Przez kilka chwil odtrącał doznane nieprzyjemności, usilnie starając się powstrzymać zdrajcę. Jednoczesna ulga i delikatna uraza zagościła w nim, kiedy Deirdre i Sigrun podjęły decyzję o wsparciu jego wysiłków, pokonując to bez większych trudów. Dopiero wtedy pojawiło się w nim rozmyślanie, gdy cała trójka padła bez życia na deski, jakie oczekiwania wobec niego postawiono, jakie nadzieje jego obecność miała nieść w trakcie tego wypadu. Odpowiedzi na to nie znał, ku własnej uldze, ciesząc się z grama nieświadomości i braku wiedzy w tym temacie.
Dysząc z wysiłku jeszcze przez kilka chwil trzymał różdżkę skierowaną na martwego, jakby zamierzał przyłożyć mu pośmiertnie; w jego wyrazie twarzy przez moment widniało coś, co jasno wskazywało na podjęcie takiego kierunku działań. W końcu odpuścił, wierząc, że zadanie zostało niemal w pełni wykonane, a ostatnim krokiem było pozbycie się plugawych mugoli, bezkarnie przebywających w ich mieście. Już niedługo. Opuścił różdżkę, pozostając w miejscu, przygotowując się do obserwowania czarownic, na dłużej przyglądając się krwi ściekającej z nosa Deirdre. Słysząc jej słowa, machinalnie wzruszył ramionami, nie odpuszczając czujnego spojrzenia, gotów zareagować, gdyby Śmierciożerczyni miało się coś stać. Widział już, że czarna magia niosła cenę, za którą płaciła, za którą mogła zapłacić znacznie więcej, jeśli w jakiś sposób nie odnajdzie drogi mogącej pozbyć się tej dolegliwości. Pogrążony w nowym rozmyślaniu, niemal nie usłyszał pytania Mericourt. Kilkukrotnie zamrugał nim uzmysłowił sobie retorykę jej słów. — Z chęcią — przytaknął Sigrun, piętami odbijając się od przybranej postawy, prostując sylwetkę, dumnie unosząc głowę w smrodzie niegodnej tej obecności piwnicy. Wzrokiem podążył do kąta, uważnie już słuchając zadawanych pytań, zachowując stosowny dystans, gdy uwaga czarownic podążyła ku kobiecie. Wtedy spojrzenie Zachary'ego zawisło na mugolu znacznie bardziej rozdygotanym niż dwoje małych dzieci skulonych gdzieś obok nich. Całym sobą absorbował jego strach, niemal ciesząc się, że szlamowate oczy wpatrywały się także w niego. Poczucie wyższości nie zrodziło się w Shafiqu, kiedy dotarła do niego całość sytuacji. Nie miał w sobie potrzeby, by okazywać atrybut przynależny arystokracie razem z całym dziedzictwem przodków. Zerknięcie ku pierścieniom i sygnetom na dłoń trzymającą różdżkę było pozbawione woli, ale nie przesłyszał się, gdy dosłyszał zdławiony okrzyk w ustach mężczyzny. Nie próbował gromić go spojrzeniem. Wiedział, że nie miał w jasnych oczach tego czegoś, aby to uczynić. Posiadał jednak obojętność, którą obdarzył plugawca tak jak zwykł kierować nią na cały otaczający go plebejski świat w Świętym Mungu, palcami wprawiając akacjowe drewno w ruch, podejmując decyzję, żeby pokazać, co rzeczywiście potrafił.
Wiedziałyście, że magią leczniczą można sprawić również ból? — zapytał, nieśpiesznie pokonując dzielącą go odległość, aż przystanął przed przerażonym mugolem, powoli unosząc różdżkę, by finalnie jej koniec delikatnie przytknąć do policzka. — Nie ruszaj się — wymamrotał cicho do obranej ofiary, po czym wolną ręką chwycił za dół szczęki. Dwa palce, kciuk oraz wskazujący wbił w policzki w miejscu, w którym żuchwa trzymała się reszty czaszki. Wprawdzie nie miał siły i zdawał sobie sprawę, że łatwo można było wyrwać się z uchwytu, to przerażenie najwyraźniej było czymś, co paraliżowało... ojca tej rodziny? Nie potrzebował znać odpowiedzi na to pytanie. Mając dostęp do rozwartych siłą ust, skrzywił się, gdy do nozdrzy dotarł wyjątkowo nieświeży zapach resztek jedzenia między zębami oraz osadu na języku. — Mortiodentio — wypowiedział półszeptem inkantację, przyłożywszy koniec różdżki do jednego z dolnych zębów. Trzask pękającej kości nieco zbyt hucznie wypełnił uszy Zachary'ego, a moment później wyrwany ząb spadł na podłogę. Puścił mężczyznę, odsuwając się od niego. Małe przedstawienie, na które sobie pozwolił, zostało skończone. — Odpowiedz na pytanie albo spotka cię to samo — skierował słowa w stronę mugolki, wycofując się nieco do tyłu, spoglądając na dwójkę dzieci w taki sposób, aby zdawała sobie sprawę, że i ich życie wisiało na włosku.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Brick Lane Market - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Brick Lane Market
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach