Zachodni Port
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zachodni Port
Krzyki, wulgarne wyzwiska, przyśpiewki marynarzy, cumujące barki; zapach ciężkiej pracy, starych ryb i brudnej rzeki. Port na Tamizie jest olbrzymim, prężnie prosperującym ośrodkiem Londynu, największym portem rzecznym Anglii. Cumują przy nim statki przede wszystkim handlowe, rzadziej wycieczkowe i wojskowe, a także prywatne łodzie. Po brzegu biegają szczury, tęsknie wypatrujące nadpływających statków... W porcie zawsze znajdzie się robota dla krzepkiej, pracowitej osoby.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.01.19 16:56, w całości zmieniany 1 raz
Sorki za zamułkę <3
Czas ponownie ruszył, krople deszczu znów zaczęły opadać na jego skórę, krzyki w tle wzrosły na nowo, a różdżka wypuściła z siebie dwa czasy. Obie wiązki pomknęły jednak w przestrzeń, nie trafiając swych celów, podobnie jak czarnomagiczne zaklęcie Rosiera, które przemknęło niedaleko niego.
Inferius także ruszył, wydając z siebie kolejne przerażające odgłosy, których Bott nawet nie próbował interpretować. Usiłował się nie zastanawiać, czy w tym ciele cokolwiek ludzkiego jeszcze jest, potwornie próbował, odtrącał od siebie podobne myśli, choć obecność inferiusa bez wątpienia spowalniała jego ruchy, rozpraszała go.
Wraz z nim mknął ku niemu jednak także kolejny promień zaklęcia, nie znał go, nie miał pojęcia, co to może być ale zdecydowanie nie chciał się przekonywać. Ani na chwilę nie opuszczał różdżki, przemarznięta, mokra dłoń mocno zaciskała się na drewnie, kiedy Bott postanowił wykonać tarczę, modląc się w duchu, by jego zdolności wystarczyły. Zawsze miał większą zdolność do ataku i niszczenia, niż obrony i naprawiania.
- Protego Maxima. - wymówił szybko, energicznie poruszając różdżką, w nadziei że czar ochroni go zarówno przed atakiem istoty, od której potwornie chciał się oddalić, jak i przed nieznanym mu zaklęciem.
Czas ponownie ruszył, krople deszczu znów zaczęły opadać na jego skórę, krzyki w tle wzrosły na nowo, a różdżka wypuściła z siebie dwa czasy. Obie wiązki pomknęły jednak w przestrzeń, nie trafiając swych celów, podobnie jak czarnomagiczne zaklęcie Rosiera, które przemknęło niedaleko niego.
Inferius także ruszył, wydając z siebie kolejne przerażające odgłosy, których Bott nawet nie próbował interpretować. Usiłował się nie zastanawiać, czy w tym ciele cokolwiek ludzkiego jeszcze jest, potwornie próbował, odtrącał od siebie podobne myśli, choć obecność inferiusa bez wątpienia spowalniała jego ruchy, rozpraszała go.
Wraz z nim mknął ku niemu jednak także kolejny promień zaklęcia, nie znał go, nie miał pojęcia, co to może być ale zdecydowanie nie chciał się przekonywać. Ani na chwilę nie opuszczał różdżki, przemarznięta, mokra dłoń mocno zaciskała się na drewnie, kiedy Bott postanowił wykonać tarczę, modląc się w duchu, by jego zdolności wystarczyły. Zawsze miał większą zdolność do ataku i niszczenia, niż obrony i naprawiania.
- Protego Maxima. - wymówił szybko, energicznie poruszając różdżką, w nadziei że czar ochroni go zarówno przed atakiem istoty, od której potwornie chciał się oddalić, jak i przed nieznanym mu zaklęciem.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
A jednak pojawiła się przed nim tarcza, jasna i mocna. Dłoń Botta lekko drżała, może z zimna, może pod wpływem jęków inferiusa, ale odetchnął z niemałą ulgą. Nie miał szans z tym stworzeniem w walce wręcz, nie miałby tych szans nawet gdyby był wystarczająco silny fizycznie. Im większy był dystans między nim, a martwym człowiekiem, tym lepiej, więc wycofał się jeszcze odrobinę, choć kątem oka dostrzegł że znajduje się już niebezpiecznie blisko wody.
Nie miał teraz dużo czasu na podejmowanie decyzji, miał dwóch potężnych przeciwników i wiedział, że musi zająć Rosiera, który gotów jest zrobić na tym statku prawdziwą rzeź i, że musi wierzyć w towarzyszy, którzy jeszcze walczą niedaleko. Nie rozglądał się, musiał wierzyć, że im się uda i na prawdę w to wierzył całą swoją wolą i całą swoją siłą. Właściwie nie był w stanie uwierzyć, że może być inaczej.
Stojąc tak blisko wody, nie mógł sobie pozwolić na przeciwnika w krótkim dystansie, kiedy tylko jego tarcza zniknęła, odsunął się w bok ile to było możliwe i skierował swoją różdżkę prosto w pierś inferiusa.
- Fulgoro.
Nie miał teraz dużo czasu na podejmowanie decyzji, miał dwóch potężnych przeciwników i wiedział, że musi zająć Rosiera, który gotów jest zrobić na tym statku prawdziwą rzeź i, że musi wierzyć w towarzyszy, którzy jeszcze walczą niedaleko. Nie rozglądał się, musiał wierzyć, że im się uda i na prawdę w to wierzył całą swoją wolą i całą swoją siłą. Właściwie nie był w stanie uwierzyć, że może być inaczej.
Stojąc tak blisko wody, nie mógł sobie pozwolić na przeciwnika w krótkim dystansie, kiedy tylko jego tarcza zniknęła, odsunął się w bok ile to było możliwe i skierował swoją różdżkę prosto w pierś inferiusa.
- Fulgoro.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Tarcza zalśniła przed czarodziejem żywym blaskiem, wchłaniając zaklęcie Tristana i powstrzymując przed ruchem inferiusa; stworzenie uderzyło w silną tarczę, odginając się w tył, w swoim stanie nie mogło jednak poczuć bólu - już było martwe. Cofnęło się jak zwierzę gotowe do wyskoku, lekko uginając bezwładne kolana, jednak gdy nad nim zagrzmiało, a wszystkich wokół oślepił jasny blask, inferius spróbował umknąć w bok, umykając przed ciśniętym gromem, błyskawicą, która opadła z deszczowego nieba. Tristan zmarszczył nieznacznie brew, spoglądając w niebo, zaklęcie nie miało mocy go sięgnąć, ale sprowadzenie zjawiska tak potężnego mówiło nieco o jego przeciwniku. Znajdował się na skraju wody, ale on nie zamierzał pozwolić mu w nią opaść - zbyt często miał już do czynienia z zadziwiającymi zbiegami okoliczności, gdy podobne przypadki ratowały Zakonnikom życie. Tym razem ta walka miała być ostateczna. Musiał zobaczyć jego ciało. Ciało dziecka, którego nie potrafiło pochwycić całe postawione na nogi Ministerstwo Magii - było w tym coś zabawnego i przerażającego zarazem.
Uniósł lekko brodę, nie opuszczając różdżki, z jego ust spłynęła kolejna inkantacja:
- Corio - wypowiedziana z mocą, skutecznie, stanowczo, czarna magia nie miała już przed nim tajemnic, u boku Czarnego Pana poznał tajniki, które dawały potęgę. Za zasługi, za oddanie, za wierność, wynagrodził go siłą, która przed laty nawet mu się nie śniła. I potrafił czynić z nich użytek, nie kierując się ni miłosierdziem, ni dawno stłumionym sumieniem. Trudno było za pierwszym razem - potem człowiek już zdążył sobie uzmysłowić, że był niczym więcej, jak skórzanym workiem pełnym mięśni i krwi, które kościany szkielet trzyma w nieznacznie bardziej estetycznej formie. Zaklęcie celował na twarz przeciwnika, zamierzając obedrzeć go ze skóry żywcem.
To nie była zabawa, nigdy nie wierzył, by dzieci z Zakonu Feniksa do końca zdawały sobie z tego sprawę. Nawet wtedy, kiedy kolejni z nich ginęli, znikali w tajemniczych okolicznościach.
1. inferius - unik (+65)
2. Corio +cm
Uniósł lekko brodę, nie opuszczając różdżki, z jego ust spłynęła kolejna inkantacja:
- Corio - wypowiedziana z mocą, skutecznie, stanowczo, czarna magia nie miała już przed nim tajemnic, u boku Czarnego Pana poznał tajniki, które dawały potęgę. Za zasługi, za oddanie, za wierność, wynagrodził go siłą, która przed laty nawet mu się nie śniła. I potrafił czynić z nich użytek, nie kierując się ni miłosierdziem, ni dawno stłumionym sumieniem. Trudno było za pierwszym razem - potem człowiek już zdążył sobie uzmysłowić, że był niczym więcej, jak skórzanym workiem pełnym mięśni i krwi, które kościany szkielet trzyma w nieznacznie bardziej estetycznej formie. Zaklęcie celował na twarz przeciwnika, zamierzając obedrzeć go ze skóry żywcem.
To nie była zabawa, nigdy nie wierzył, by dzieci z Zakonu Feniksa do końca zdawały sobie z tego sprawę. Nawet wtedy, kiedy kolejni z nich ginęli, znikali w tajemniczych okolicznościach.
1. inferius - unik (+65)
2. Corio +cm
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k100' : 36
--------------------------------
#3 'k10' : 9
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k100' : 36
--------------------------------
#3 'k10' : 9
Z nieba runął potężny grom, Bertie osłonił twarz, żeby ochronić się przed nadmiarem światła, nie może n zbyt długo stracić przeciwnika z oczu. Inferius usiłował odskoczył, umknąć, jednak nie dał rady. Bott patrzył na mocno okaleczone, poparzone zwłoki, które coraz mniej przypominały już człowieka, powtarzając sobie, że żadnego człowieka nie ma już w środku. Musiał to powtarzać, musiał w to wierzyć.
Ta walka była zbyt ważna, by poddać się emocjom. Cała ta wojna była zbyt ważna, żeby pozwolić sobie na ucieczkę, na żal, to czas wyłącznie na to, by unieść różdżkę i walczyć.
Póki co z resztą, zwłoki leżały na ziemi, poruszały się nadal, podnosiły, nie czuły przecież bólu, zapewne za chwilę znów zaatakują. Bott chciał ruszyć w kierunku Rosiera, jednak nie mógł sobie pozwolić na to, by stracić inferiusa z oczu, by mieć go za sobą. Stał więc w miejscu, na skraju wody, kiedy padła kolejna inkantacja. Jasna i mocna, silna smuta pomknęła w jego stronę, zmuszając do obrony.
- Protego Maxima. - wypowiedział w nadziei, że tarcza znów go ochroni.
Ta walka była zbyt ważna, by poddać się emocjom. Cała ta wojna była zbyt ważna, żeby pozwolić sobie na ucieczkę, na żal, to czas wyłącznie na to, by unieść różdżkę i walczyć.
Póki co z resztą, zwłoki leżały na ziemi, poruszały się nadal, podnosiły, nie czuły przecież bólu, zapewne za chwilę znów zaatakują. Bott chciał ruszyć w kierunku Rosiera, jednak nie mógł sobie pozwolić na to, by stracić inferiusa z oczu, by mieć go za sobą. Stał więc w miejscu, na skraju wody, kiedy padła kolejna inkantacja. Jasna i mocna, silna smuta pomknęła w jego stronę, zmuszając do obrony.
- Protego Maxima. - wypowiedział w nadziei, że tarcza znów go ochroni.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
215-75=140 | -15
Tarcza pojawiła się, jednak zbyt wolno. Zbyt wolno zareagował, zbyt rozproszony - nigdy nie są wystarczająco dobrzy, powtarzają to za każdym razem, na każdym spotkaniu, ćwiczą bardziej niż kiedykolwiek, usiłując nadrabiać swoje braki, braki spowodowane tym, że kiedyś walka i obrona nie wydawały się takie potrzebne. Kiedyś cały świat był inny.
Tarcza rozjaśniła burzową ciemność, ale Bertie widział tylko światło zaklęcia, a po chwili czerwień własnej krwi. Jego krzyk przebił się przez szum wody, dołączył do innych wrzasków w okolicy. Ból był potworny. Skóra z jego twarzy została zdarta, lepka, ciepła krew popłynęła po jego szyi, spływając po ciele. Z trudem utrzymał się na nogach, choć czuł dziwną słabość, nie tyle płynącą z bólu, co z paniki jaka narosła gdzieś wewnątrz niego, choć wiedział że jest w miejscu z którego nie ma ucieczki. I nie zamierzał uciekać, choć jakikolwiek ruch bolał, choć zapach własnej krwi, tak dławiący i wszechobecny był jeszcze gorszy niż zapach inferiusa.
- Bombarda Maxima. - wypowiedział z trudem, różdżkę kierując ku Rosierowi, choć doskonale wiedział, że inferius za sekundę inferius znów ku niemu ruszy problemem.
Tarcza pojawiła się, jednak zbyt wolno. Zbyt wolno zareagował, zbyt rozproszony - nigdy nie są wystarczająco dobrzy, powtarzają to za każdym razem, na każdym spotkaniu, ćwiczą bardziej niż kiedykolwiek, usiłując nadrabiać swoje braki, braki spowodowane tym, że kiedyś walka i obrona nie wydawały się takie potrzebne. Kiedyś cały świat był inny.
Tarcza rozjaśniła burzową ciemność, ale Bertie widział tylko światło zaklęcia, a po chwili czerwień własnej krwi. Jego krzyk przebił się przez szum wody, dołączył do innych wrzasków w okolicy. Ból był potworny. Skóra z jego twarzy została zdarta, lepka, ciepła krew popłynęła po jego szyi, spływając po ciele. Z trudem utrzymał się na nogach, choć czuł dziwną słabość, nie tyle płynącą z bólu, co z paniki jaka narosła gdzieś wewnątrz niego, choć wiedział że jest w miejscu z którego nie ma ucieczki. I nie zamierzał uciekać, choć jakikolwiek ruch bolał, choć zapach własnej krwi, tak dławiący i wszechobecny był jeszcze gorszy niż zapach inferiusa.
- Bombarda Maxima. - wypowiedział z trudem, różdżkę kierując ku Rosierowi, choć doskonale wiedział, że inferius za sekundę inferius znów ku niemu ruszy problemem.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Zmrużył oczy od blasku pioruna, który rozjaśniał wnet między nimi: nie był wymierzony w niego, trzasnął prosto w inferiusa, powalając jego bezwładne ciało, zajmując je ogniem, potężnym wyładowaniem elektrycznym; Tristan wpatrywał się w ten obraz ze zgrozą, pojmując, że nie doceniał swojego przeciwnika - że moc, którą potrafił z siebie wykrzesać, była przerażająca. Ale czy wystarczająca? To na nim skupił uwagę, nie przejmując się nadto powołanym do sztucznego życia ciałem, gdy ten nie zdołał osłonić się przed zaklęciem - twarz zalana krwią nieco wynagrodziła mu zranienie dzisiejszego pupila, uśmiechnął się kącikiem ust. Krzycz, Bertie Bottcie, krzycz. Być może to twoja ostatnia szansa, by pożegnać się z przyjaciółmi.
Ból jednak nie powstrzymał go przed atakiem, przed ponownym przejęciem inicjatywy i przejściem do ofensywy, kolejna silna, zdecydowana inkantacja przecięła powietrze i przemknęła wprost ku niemu; nie zamierzał ryzykować, nie, kiedy miał przed sobą ściganego listem gończym młodego Zakonnika. Zbyt często pozwalał im uciec. Zbyt długo poszukiwali tego konkretnego. Kształt jego osoby rozmył się w smolistej mgle, dokładnie w momencie, w którym przeszyła go wiązka zaklęcia i wywołała wybuch, który zatrząsł tą częścią portu; z pobliskich dachów spadły blaszki, kurz wzniósł się w górę, ranionych było zapewne paru postronnych czarodziejów, lecz siła wybuchu nie mogła dotrzeć do pobliskiego statku. Tristan nie widział, jak inferius, którego wskrzesił susem wyskoczył poza pole działania zaklęcia - by doskoczyć do swojego przeciwnika, pięściami atakując jego skronie - co sił.
On, materializując się dalej od miejsca wybuchu, przywołał ponownie inkantację okrutnego zaklęcia:
- Crucio! - wypowiadając inkantację z lodowatą obojętnością, mierząc w pierś Bertiego Botta, chcąc, by jego przykładne cierpienie było zapowiedzią tego, co stać się mogło - co niewątpliwie się stanie - z każdym, kto, jak ten młodzian, stanie po niewłaściwej stronie konfliktu. Nie wiedział o nim zbyt wiele, ale wiedzieć nie musiał: jego życie znaczyć miało tyle, co nic. Wkrótce popadnie w zapomnienie.
rzuty kostką, żeby się nie rozdrabniać na parę postów (i dobrze zrobić coraz bardziej skomplikowaną matematykę):
Inferius: 345/365 - 180 (fulgoro) = 165; -30 do rzutu (ok 50%)
1. Mgła: 8+65>35
1. a. Obrona inferiusa: unik przed bombardą, 79+65-30=114; 114 vs 70+40-15=95; inferius uniknął
2. Potężny atak Inferiusa w czaszkę - rzucałam na potęzny, ale inferius potężnego zadać już nie może, bo ma blokadę ze względu na zadane obrażenia - najwyżej cios wyważony
3. Crucio za 125, obrażeń od czarnej magii nie ma
1 zużyta mgła u Tristana
Ból jednak nie powstrzymał go przed atakiem, przed ponownym przejęciem inicjatywy i przejściem do ofensywy, kolejna silna, zdecydowana inkantacja przecięła powietrze i przemknęła wprost ku niemu; nie zamierzał ryzykować, nie, kiedy miał przed sobą ściganego listem gończym młodego Zakonnika. Zbyt często pozwalał im uciec. Zbyt długo poszukiwali tego konkretnego. Kształt jego osoby rozmył się w smolistej mgle, dokładnie w momencie, w którym przeszyła go wiązka zaklęcia i wywołała wybuch, który zatrząsł tą częścią portu; z pobliskich dachów spadły blaszki, kurz wzniósł się w górę, ranionych było zapewne paru postronnych czarodziejów, lecz siła wybuchu nie mogła dotrzeć do pobliskiego statku. Tristan nie widział, jak inferius, którego wskrzesił susem wyskoczył poza pole działania zaklęcia - by doskoczyć do swojego przeciwnika, pięściami atakując jego skronie - co sił.
On, materializując się dalej od miejsca wybuchu, przywołał ponownie inkantację okrutnego zaklęcia:
- Crucio! - wypowiadając inkantację z lodowatą obojętnością, mierząc w pierś Bertiego Botta, chcąc, by jego przykładne cierpienie było zapowiedzią tego, co stać się mogło - co niewątpliwie się stanie - z każdym, kto, jak ten młodzian, stanie po niewłaściwej stronie konfliktu. Nie wiedział o nim zbyt wiele, ale wiedzieć nie musiał: jego życie znaczyć miało tyle, co nic. Wkrótce popadnie w zapomnienie.
rzuty kostką, żeby się nie rozdrabniać na parę postów (i dobrze zrobić coraz bardziej skomplikowaną matematykę):
Inferius: 345/365 - 180 (fulgoro) = 165; -30 do rzutu (ok 50%)
1. Mgła: 8+65>35
1. a. Obrona inferiusa: unik przed bombardą, 79+65-30=114; 114 vs 70+40-15=95; inferius uniknął
2. Potężny atak Inferiusa w czaszkę - rzucałam na potęzny, ale inferius potężnego zadać już nie może, bo ma blokadę ze względu na zadane obrażenia - najwyżej cios wyważony
3. Crucio za 125, obrażeń od czarnej magii nie ma
1 zużyta mgła u Tristana
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
140-75 (crucio)-33? (inferius)=33 | -60
kostki, nie pykło horatio, nie pykło ratowanie się
Przed jego oczami pojawiła się czerwień, pojawiała się ciemność. Mdliło go. Był silny, potrafił atakować, ale nie był wytrzymały, wcale nie był też nieustraszony, tak na prawdę potwornie się bał. Bał się wojny, bał się o rodzinę, bał się bólu. Walczył mimo tego wszystkiego, ale lęk był w nim zawsze, głęboko skrywany, wyśmiewany, tkwił w nim i rósł, w tej chwili rozprzestrzeniał się, rósł. Bo Bertie nie bał się jedynie śmierci - a może nie tyle się nie bał, co w nią nie wierzył. Miał w sobie przeświadczenie, że to nie może się wydarzyć, że on nie może umrzeć. Setki wypadków spowodowanych własną głupotą, dziesiątki poważnych urazów i przeżytych walk w ciągu zeszłego roku, ze wszystkiego uchodził żyw, często absolutnym cudem, ale uchodził.
Teraz też odpychał od siebie tę myśl, wciąż usiłował atakować, bombarda pomknęła ku przeciwnikowi, niszcząc olbrzymi obszar portu, ale Bertie nie widział chwili w której ten zmieniał się w mgłę. Usiłował ścierać krew, obraz przed oczami czerwieniał, dziwna słodycz w ustach narastała. Nieprzyjemna, mdląca słodycz. Był w tym momencie prawie bezbronny, choć kiedy usłyszał inkantację, kiedy wyczuł ruch obok, znów chciał schronić się przed wszystkim, zatrzymując czas. Choć na chwilę, jeszcze trochę, zyskać tych kilka sekund, małą chwilę.
- Horatio. - powiedział, a raczej wymamrotał, choć nie tak pewnym tonem, jak zwykle, nie tak ostrożnie, nie tak dokładnie. Raczej błagał czas, żeby ten dał mu jeszcze kilka chwil i wierzył w ten ratunek, choć krople deszczu wciąż na niego spływały, a wiązka zaklęcia uderzyła w jego ciało.
Ból był potworny. Obejmował całe ciało. Prawie nie poczuł uderzenia inferiusa, a może je poczuł, może ten ból wymieszał się z całą resztą. Opadł na kolana, nie wiedział nawet kiedy, przed jego oczami pojawiła się ciemność. Wciąż zaciskał palce na różdżce, z jego ust wydobywał się krzyk, ale nie mógł przecież opuścić różdżki, próbował walczyć, uciec jakoś przed tym bólem i przed strachem, bo chyba w końcu tracąc siły zaczynał rozumieć.
Nie mogę umrzeć.
Resztką siły podpierał się dłonią na ziemi, druga wciąż się poruszała. Expecto patronum.
Nie był w stanie sformułować słów, próbował myśleć o dobrych chwilach, o pociągu, o szkole, o śmiechu w przedziale, o śmiesznym Ollivanderze i o szczurowatym przyjacielu, o ekscytacji przed tym, co go czekało, ale ból rozmywał te wspomnienia.
Błagam, jeszcze nie teraz.
kostki, nie pykło horatio, nie pykło ratowanie się
Przed jego oczami pojawiła się czerwień, pojawiała się ciemność. Mdliło go. Był silny, potrafił atakować, ale nie był wytrzymały, wcale nie był też nieustraszony, tak na prawdę potwornie się bał. Bał się wojny, bał się o rodzinę, bał się bólu. Walczył mimo tego wszystkiego, ale lęk był w nim zawsze, głęboko skrywany, wyśmiewany, tkwił w nim i rósł, w tej chwili rozprzestrzeniał się, rósł. Bo Bertie nie bał się jedynie śmierci - a może nie tyle się nie bał, co w nią nie wierzył. Miał w sobie przeświadczenie, że to nie może się wydarzyć, że on nie może umrzeć. Setki wypadków spowodowanych własną głupotą, dziesiątki poważnych urazów i przeżytych walk w ciągu zeszłego roku, ze wszystkiego uchodził żyw, często absolutnym cudem, ale uchodził.
Teraz też odpychał od siebie tę myśl, wciąż usiłował atakować, bombarda pomknęła ku przeciwnikowi, niszcząc olbrzymi obszar portu, ale Bertie nie widział chwili w której ten zmieniał się w mgłę. Usiłował ścierać krew, obraz przed oczami czerwieniał, dziwna słodycz w ustach narastała. Nieprzyjemna, mdląca słodycz. Był w tym momencie prawie bezbronny, choć kiedy usłyszał inkantację, kiedy wyczuł ruch obok, znów chciał schronić się przed wszystkim, zatrzymując czas. Choć na chwilę, jeszcze trochę, zyskać tych kilka sekund, małą chwilę.
- Horatio. - powiedział, a raczej wymamrotał, choć nie tak pewnym tonem, jak zwykle, nie tak ostrożnie, nie tak dokładnie. Raczej błagał czas, żeby ten dał mu jeszcze kilka chwil i wierzył w ten ratunek, choć krople deszczu wciąż na niego spływały, a wiązka zaklęcia uderzyła w jego ciało.
Ból był potworny. Obejmował całe ciało. Prawie nie poczuł uderzenia inferiusa, a może je poczuł, może ten ból wymieszał się z całą resztą. Opadł na kolana, nie wiedział nawet kiedy, przed jego oczami pojawiła się ciemność. Wciąż zaciskał palce na różdżce, z jego ust wydobywał się krzyk, ale nie mógł przecież opuścić różdżki, próbował walczyć, uciec jakoś przed tym bólem i przed strachem, bo chyba w końcu tracąc siły zaczynał rozumieć.
Nie mogę umrzeć.
Resztką siły podpierał się dłonią na ziemi, druga wciąż się poruszała. Expecto patronum.
Nie był w stanie sformułować słów, próbował myśleć o dobrych chwilach, o pociągu, o szkole, o śmiechu w przedziale, o śmiesznym Ollivanderze i o szczurowatym przyjacielu, o ekscytacji przed tym, co go czekało, ale ból rozmywał te wspomnienia.
Błagam, jeszcze nie teraz.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Uniósł głowę w górę, z wyciągniętym przed siebie ramieniem, wiązka zaklęcia, która połączyła go z ofiarą, spoglądał na Bertiego bez cienia uczuć, które znaczyć by mogły empatię, współczucie, czy też jakikolwiek, najlichszy choćby żal. Wszelkie człowieczeństwo zdusił w sobie już jakiś czas temu: taka była cena za bezwarunkową służbę Czarnemu Panu. Krew spływająca z jego twarzy, krzyk bólu, grymas ledwie dostrzegalny przez zdartą skórę: pchnięcie inferiusa tylko dodatkowo go osłabiło, wygłodniałe stworzenie nie przestawało walczyć, ponawiając swój cios: zupełnie jakby chciało zmiażdżyć mu czaszkę całkiem. Wielka szkoda, trudno go będzie rozpoznać, a przecież jego przyjaciele musieli wiedzieć, co się z nim stało. Musieli wiedzieć: jak spazmy bólu wykrzywiło jego ciało przed śmiercią. Jak cierpiał. Jak cierpieć będzie już zawsze. Ostatkiem sił wypowiedziana inkantacja niesiona wiatrem ledwie do niego dotarła, wyglądało na to, że władca czasu utracił swoje moce.
Przestało być zabawnie, Bertie Bottcie.
Nie zwolnił zaklęcia, chcąc podtrzymać jego ból: chcąc doprowadzić go do szaleństwa, odebrać mu zmysły na moment przed śmiercią, bolesną, przeciągającą się i satysfakcjonującą. Wynik tego starcia oczywisty był przecież już od początku: czas wykreślić pierwszy z rozesłanych listów gończych. Patrzył na jego cierpienie i zdawał się nim delektować, czerpać z tego, nadchodził koniec: zimny, czarny i straszny. I właśnie on był tym końcem.
- Avada kedavra - wypowiedział spokojnie, krótko, bez zająknięcia, głosem zimnym jak śmierć, która miała nadejść. Ponoć inkantacja ta najtrudniejsza była ze wszystkich, bo wymagała rzeczywistej woli: nieokraszonej żadną wątpliwością, nieskalanej zawahaniem. Nie miał ich w sobie, wiedział, że ten chłopiec musiał umrzeć - że podjął w swoim życiu pasmo złych decyzji, które doprowadziły go do tego miejsca i tego momentu. Że nadszedł czas, by go stracić, bo i tak zbyt długo pozostawał nieuchwytnym. Że wszystkie jego dobre uczynki wkrótce zostaną obrócone w pył, bo oto Londyn należał do nich: Rycerzy Walpurgii i ich Czarnego Pana.
A Bertie Bott nie mógł z tym już nic zrobić.
Ani z tym ani z resztą szlamu, która wkrótce opuści Anglię.
-15 do st avady
1. inferius - wyważony cios w głowę znów
2. zaklęcie + cm
Przestało być zabawnie, Bertie Bottcie.
Nie zwolnił zaklęcia, chcąc podtrzymać jego ból: chcąc doprowadzić go do szaleństwa, odebrać mu zmysły na moment przed śmiercią, bolesną, przeciągającą się i satysfakcjonującą. Wynik tego starcia oczywisty był przecież już od początku: czas wykreślić pierwszy z rozesłanych listów gończych. Patrzył na jego cierpienie i zdawał się nim delektować, czerpać z tego, nadchodził koniec: zimny, czarny i straszny. I właśnie on był tym końcem.
- Avada kedavra - wypowiedział spokojnie, krótko, bez zająknięcia, głosem zimnym jak śmierć, która miała nadejść. Ponoć inkantacja ta najtrudniejsza była ze wszystkich, bo wymagała rzeczywistej woli: nieokraszonej żadną wątpliwością, nieskalanej zawahaniem. Nie miał ich w sobie, wiedział, że ten chłopiec musiał umrzeć - że podjął w swoim życiu pasmo złych decyzji, które doprowadziły go do tego miejsca i tego momentu. Że nadszedł czas, by go stracić, bo i tak zbyt długo pozostawał nieuchwytnym. Że wszystkie jego dobre uczynki wkrótce zostaną obrócone w pył, bo oto Londyn należał do nich: Rycerzy Walpurgii i ich Czarnego Pana.
A Bertie Bott nie mógł z tym już nic zrobić.
Ani z tym ani z resztą szlamu, która wkrótce opuści Anglię.
-15 do st avady
1. inferius - wyważony cios w głowę znów
2. zaklęcie + cm
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 12
--------------------------------
#3 'k10' : 5
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 12
--------------------------------
#3 'k10' : 5
Słyszał swój krzyk, ale chyba go nie rozpoznawał. Nie panował nad własnym ciałem, nie widział już nic. Opuścił się na łokcie, nie mając już dłużej siły, opadł do reszty na mokrą, brudną ziemię. Chyba czuł własną krew w ustach, spływającą mu z twarzy, chyba nie mógł już otwierać oczu, choć może to i dobrze. Z tych oczu chyba płynęły łzy, choć trudno się połapać w tym deszczu. Był tylko ból i krzyk, czyjś, odległy i ciągle próby wypowiedzenia zaklęcia, wezwania pomocy. Bo to niemożliwe, że to już koniec. Bo w końcu naprawdę się bał. Bo chyba zaczynał wierzyć, że może umrzeć, choć gdzieś w środku wciąż miał nadzieję, że ktoś się zjawi, że ktoś wezwie pomoc, że coś jeszcze się wydarzy. Bo przecież oni muszą wygrać, on musi stanąć w tym lepszym świecie w który wierzył całym sercem. Musi kiedyś wziąć ślub, prowadzić cukiernię, musi wreszcie doprowadzić Ruderę do idealnego porządku.
Expecto patronum.
Śmiech. W pociągu był śmiech. Byli dziećmi i mogli tylko się śmiać. Ale ból rozmywał śmiech.
Expecto patronum.
Nadzieja. Głupie żarty, ciekawość, szkolne duchy i wszystko co ich czekało, prawdziwy wstęp do magicznego świata, siostra w przedziale obok i przyjaciele w jego przedziale. Ale to wszystko znikało w ciemności, nie ważne jak bardzo się nie starał przywołać tę cząstkę siebie, jasnego patronusa, psa merdającego ogonem, kundla skaczącego na wszystkich. Choć kogo próbowałby wezwać?
Zakonników? Wierzył w Zakon, wierzył, że ktoś z nich dałby radę temu człowiekowi i wszystkim innym którzy tu byli. Matta, starszego brata, który zawsze go bronił? Alexa, bo przez ten ostatni rok przeżyli razem tyle, że to dziwnie umierać bez niego u boku? Rodziców - żeby ich przeprosić? Przyjaciół, bo chciałby się chociaż pożegnać? Sue? Zabawne, że pomyślał o niej osobno. Wojna to nie jest czas na takie sprawy, chyba wreszcie to zrozumiał.
Nie wiedział, nie myślał już logicznie, o niczym nie myślał, nie chciał przecież wzywać tu nikogo, nie chciał, żeby ktokolwiek jeszcze ucierpiał, a krzyki dookoła chyba już zaczęły cichnąć, chyba naprawdę zawalił tę misję. Chciałby się chyba pożegnać, bo chyba już naprawdę rozumiał.
Chyba nawet nie poczuł ostatniego uderzenia.
Błagam, jeszcze nie teraz.
Różdżka wypadła z jego dłoni. Ciemność zasłoniła mu oczy. I wszystko się skończyło.
dziękuję za piękne cztery lata i dwanaście dni <3
Expecto patronum.
Śmiech. W pociągu był śmiech. Byli dziećmi i mogli tylko się śmiać. Ale ból rozmywał śmiech.
Expecto patronum.
Nadzieja. Głupie żarty, ciekawość, szkolne duchy i wszystko co ich czekało, prawdziwy wstęp do magicznego świata, siostra w przedziale obok i przyjaciele w jego przedziale. Ale to wszystko znikało w ciemności, nie ważne jak bardzo się nie starał przywołać tę cząstkę siebie, jasnego patronusa, psa merdającego ogonem, kundla skaczącego na wszystkich. Choć kogo próbowałby wezwać?
Zakonników? Wierzył w Zakon, wierzył, że ktoś z nich dałby radę temu człowiekowi i wszystkim innym którzy tu byli. Matta, starszego brata, który zawsze go bronił? Alexa, bo przez ten ostatni rok przeżyli razem tyle, że to dziwnie umierać bez niego u boku? Rodziców - żeby ich przeprosić? Przyjaciół, bo chciałby się chociaż pożegnać? Sue? Zabawne, że pomyślał o niej osobno. Wojna to nie jest czas na takie sprawy, chyba wreszcie to zrozumiał.
Nie wiedział, nie myślał już logicznie, o niczym nie myślał, nie chciał przecież wzywać tu nikogo, nie chciał, żeby ktokolwiek jeszcze ucierpiał, a krzyki dookoła chyba już zaczęły cichnąć, chyba naprawdę zawalił tę misję. Chciałby się chyba pożegnać, bo chyba już naprawdę rozumiał.
Chyba nawet nie poczuł ostatniego uderzenia.
Błagam, jeszcze nie teraz.
Różdżka wypadła z jego dłoni. Ciemność zasłoniła mu oczy. I wszystko się skończyło.
dziękuję za piękne cztery lata i dwanaście dni <3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zachodni Port
Szybka odpowiedź